 |
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 9:32, 11 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że się podoba i postaram się jeszcze dziś napisac następny odcinek, choć czasu będę mial mniej niż zwykle i być może pojawi się dopiero jutro.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 22:37, 11 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
– Pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj – rozpoczął Kowandy, stawiając na stół tacę z dwiema szklankami parującej kawy. – Gdy dojechaliśmy na miejsce, lekki śnieżny puch zamienił się w śnieżną breję, a z nieba leciały nie płatki a całe zlepki większe od dziesięciogroszówki. Był jeden, może dwa stopnie powyżej zera i na jezdni zaczęła się robić może nie breja, ale coś, co przypomina grys. Szukanie śladów hamowania było po prostu niemożliwe, zwłaszcza że na drodze panował spory ruch i wszystko zostało już dawno zatarte. Udało nam się stwierdzić, że DAF pchał samochód z przodu dobrych kilka metrów, pewnych rzeczy nie zmyje nawet ulewa. Oczywiście zrobiliśmy inne pomiary, zdjęcia, ale niewiele się z tego dało wyczytać. Co było naprawdę intrygujące, to wyłamane drzwi do malucha, na pewno nie z powodu wypadku, to mogę przysiąc. Wyglądało tak, jakby kierowca chciał sprawdzić, co się stało w środku. Przy czym na pewno nie zamierzał ratować ofiar, one nie były nawet ruszone, znajdowały się w logicznym położeniu. Miałem wrażenie, że on czegoś tam szukał. W sumie pokręciliśmy się tam ze dwie godziny i totalnie przemoczeni wróciliśmy do miasta.
– Szukaliście kierowcy? – Uszatek podniósł na chwilę wzrok znad notesu.
– No pewnie, że szukaliśmy, ale pozwól, że zacznę od tego DAF-a. Oczywiście przeszedł wszystkie możliwe badania, nie będę cię tym zanudzał, ale z dużym prawdopodobieństwem jechał z dużą szybkością, większą niż była bezpieczna na tamtym odcinku. Zaczęliśmy zbierać informacje o tej ciężarówce. Była cała wyładowana paletami, skąd – nie dało się ustalić. W ogóle nie wiadomo, skąd ta ciężarówka wzięła, sprawdzaliśmy bazy transportowe nie tylko na Dolnym Śląsku, nic to nie dało, nikt nie przyznał się do w sumie dobrego wozu.
– Numery rejestracyjne? Chyba sprawdziliście?
– A jak myślisz? – Przemo dosypał cukru do kawy, która wreszcie osiągnęła temperaturę, w której była możliwa do picia. – Numery były skradzione z samochodu parkującego w centrum Wałbrzycha, co mogło znaczyć, że kierowca był stąd, ale nie musiał. Skradziono mu je w nocy, w tamtych czasach nie miałeś kamery na każdym rogu, rozpytanie po okolicy nic nie dało. Tam była jeszcze jedna dziwna rzecz. Otóż przebadaliśmy dokładnie kabinę, centymetr po centymetrze. I nie znaleźliśmy nic, jakby była fabrycznie nowa. Test o tyle dziwne, że każdy kierowca zostawi jakieś ślady, nawet najdrobniejsze, jak okruszki po śniadaniu, brud naniesiony na butach z zewnątrz i tak dalej. Tam nie było nic... Schowki też wyczyszczone. Nie, nie nowe, to auto miało ponad sto pięćdziesiąt tysięcy przebiegu, widać, że było używane. Zaraz, tam było jeszcze coś innego, daj mi pięć minut pomyśleć.
Tę chwilę Uszatek wykorzystał na toaletę, rozprostowanie kości i przejrzenie komórki. Znalazł kilka esemesów od różnych ludzi, jeden od syna, proszący, by natychmiastowo skontaktował się z Marciszowem i jednego esemesa od doktora Macieja. Pisał, że tamci podrzucili list, którego fotkę przesłał mu e-mailem. Istotnie, w skrzynce czekał na niego e-mail z charakterystycznym spinaczem zwiastującym grafikę. Otworzył ją z drżeniem rąk. Zdjęcie prezentowało kartkę A-5, wcześniej złożoną na dwoje.
Dość grania sobie w kulki. Jak widzicie, doskonale wiemy, gdzie jesteście i możemy chłopaka odbić w każdej chwili, ale po co? To wam powinno zależeć na pośpiechu, bo jego stary ledwie dycha i z każdym dniem jest coraz gorzej. Gdy będziecie już gotowi, czekam na e-maila pod adres [link widoczny dla zalogowanych]. Tylko nie próbujcie sprawdzać IP, tacy głupi nie jesteśmy.
Uszatek zmiął w ustach przekleństwo. W co on sobie leci? Przecież wiedzą, kim on jest, sam się ujawnił. Owszem używał w swej działalności kilka nazwisk, jak to ludzie ze służb, ale przecież jego syn nosił nazwisko ojca. Nie mieszkał chwilowo w Niesłuchowie i się tam nie pojawiał, więc na razie stracili go z oczu. Gorzej, że nie namierzono go na żadnej drodze prowadzącej do Walimia. Zjechał windą na dół, wyszedł na chwilę z budynku, zapalił papierosa i zaczął intensywnie myśleć. Wyglądało na to, że chłopcy i doktor Maciej są na razie bezpieczni. Gorzej z Remigiuszem, obecnym partnerem Maciory. Co oni mu tam robią? I co to znaczy "ledwie dycha"? Wysłał esemesa do Macieja z pytaniem o choroby Remika, którego zresztą bardzo lubił, ich biseksualizm w ogóle mu nie przeszkadzał, a co obaj robią ze sobą w łóżku było mu doskonale obojętne. Zresztą los jakoś Maciorę wynagrodził, po katastrofie i dwóch chaotycznych, zupełnie nieudanych małżeństwach los w końcu zesłał mu kogoś naprawdę dużego formatu i z kim był szczęśliwy. Obecną żonę wysłał do Nowego Jorku na dwuletnie stypendium, które sam jej załatwił i pewnie modlił się, by nie wróciła. A sam Maciora w obecności Remika zyskiwał jeszcze bardziej, byli wręcz przeznaczeni dla siebie i wzajemnie się uzupełniali. Poza tym łączyła ich muzyka, Maciej to przecież pianista, Remik gra na gitarze basowej, Romuald na prowadzącej a do tego Paweł, syn Macieja na perkusji. Razem tworzyli bardzo zgraną grupę grającą głównie rock and rolla i lata siedemdziesiąte i wychodziło im to wspaniale. To znaczy Paweł wolałby hard rocka i metal, ale jakoś wpasował się w to rodzinne granie... No cóż, trzeba będzie ratować to rodzinne combo – pomyślał i wrócił do budynku.
– Dłużej się nie dało? – przywitał go ponurym głosem Przemo. – Linę połknąłeś czy jak? Oczywiście przypomniałem sobie co się stało. Podczas jednych oględzin zostawiłem tam notes z notatkami dotyczącymi wypadku, oględzin i kilku innych rzeczy. I wyobraź sobie, że następnego dnia notes zniknął.
– Jak to zniknął? Przecież to policyjny parking i nikt z zewnątrz nie ma tam dostępu – nie rozumiał Uszatek.
– No normalnie, najpierw był a potem go nie było. Przynajmniej wtedy, kiedy przyszedłem tam następnego dnia rano. Tak jak zniknęły dokumenty z archiwum... Ale pytałeś też o kierowcę i jego poszukiwania. Sprawdziliśmy wszystkich zaginionych z całej Polski z okresu dwóch miesięcy przed wypadkiem i dwóch miesięcy później. Nie było dosłownie nikogo, kto by nam pasował, może poza jednym gościem z Dobromierza, który, jak się później okazało miał żelazne alibi, był w areszcie w Wałbrzychu, zaginął tydzień później. Nawet kobiet nie wykluczaliśmy, choć ten wypadek musiał spowodować ktoś o męskiej psychice.
– Nie ma czegoś takiego jak męska i damska psychika – zaprotestował Uszatek. – Czasy się zmieniły.
– Nie czasy tylko mody. Nie kupuję pedalstwa, feminatywów, LGBT i całego tego lewackiego bełkotu. Dziad to dziad a baba to baba – najeżył się Przemo. Uszatek pomyślał, że powinien go teraz porządnie opierdzielić, nie chciał sobie robić wroga z jednego z najlepszych specjalistów w tej komendzie, a poza tym jeszcze nie wszystko wiedział i akurat teraz nie zależało mu na zaognianiu atmosfery.
– No dobra, załóżmy że to był mężczyzna – powiedział ugodowo Uszatek – choć baby są zdolne do jeszcze większych potworności.
– Ile kobiet w Polsce prowadzi ciężarówki? Teraz może z dziesięć a wtedy, dwadzieścia lat temu? No ale dobra, wróćmy do tego wypadku. Prowadziliśmy intensywne postępowania może dwa miesiące i nagle jednego dnia wszystko zdechło. Zamknięto postępowanie, akta powędrowały na półki i nikt już do tego nie wracał.
– Ktoś kazał?
– Oficjalnie nikt tego głośno nie powiedział, ale miałem wrażenie, że polecenie przyszło z góry. Próbowałem dopytywać tu i ówdzie, bo w całą sprawę włożyłem sporo serca i jeszcze więcej czasu, ale wokół całej sprawy panowało dziwne milczenie, mówię ci, jakby zmowa. Pytani ludzie albo milknęli, albo zmieniali temat...
– Coś się stało wtedy w fabryce? – zainteresował się Uszatek. To wszystko brzmiało bardzo dziwnie, jakby cały motor tej akcji znajdował się wewnątrz komendy.
– Tak, zmieniło się pół dowództwa pionu śledczego łącznie z komendantem. Odszedł Nadracki, przyszedł Janik i zaprowadził porządki, które właściwie trwają do dziś...
O porządkach wprowadzonych przez Janika Uszatek wolał się głośno nie wypowiadać, wystarczy że sam długo naprawiał jego błędy i niedopatrzenia; jego samego niestety nie udało się zwolnić, choć było to jedno z największych pragnień Filipa, oprócz oczywiście stosunku z miss świata. Czas zaczynał go pędzić coraz bardziej, za piętnaście minut zaczynała się trudna narada, na której mieli omówić zabezpieczenie przekazania Michała, na którą zresztą nie był dobrze przygotowany i nie miał żadnej propozycji. Zostały dwa dni, podczas których muszą się perfekcyjnie przygotować. Podziękował za kawę, pożegnał się silnym, męskim uściskiem dłoni i pojechał na górę. Zanim przeszedł do pokoju narad, przejrzał jeszcze raz notatki. Takimi metodami nie dojdzie do niczego. Nawet jeśli motor tych wszystkich działań znajdował się na terenie komendy, nie chciał poszukiwać na ślepo, bo tak tylko narazi się jeszcze bardziej. Mimo wysokiej rangi i pozycji szefa, nie wszyscy go tu lubili, czasem nawet miał wrażenie, że więcej ma tu wrogów niż przyjaciół. Tu trzeba inaczej, od podstaw. A podstawą jest zawsze znana paremia łacińska "is fecit cui prodest" – zrobił ten, komu ma to przynieść korzyść. Ofiary wypadku były trzy. Nienarodzone dziecko można z góry pominąć, nie miało jeszcze możliwości z nikim zadrzeć. Melania? Komu wadziła młoda ginekolożka? Na upartego można było sobie wyobrazić kilka scen rodem z horrorów, jakieś skrobanki, zamienienie dzieci podczas porodu, ale Uszatek czul instynktownie, że to ślepa uliczka, zwłaszcza że Melania niewiele pracowała, najpierw wychowując pierwszego niemowlaka a później ciężko przechodziła drugą ciążę. Czyli zostałby Mietek, co Uszatka wcale nie dziwiło, bo Mietek miał bezkompromisową osobowość, w prokuraturze rządził twardą ręką i w ogóle parł do przodu jak taran. Czyli należy zacząć od Mietka i przede wszystkim przejrzeć rejestr spraw, które w tym czasie prowadził. Musi koniecznie się skontaktować z prokuraturą, miejmy nadzieję, że przynajmniej tam nie zginęły dokumenty. Gorzej, że na to wszystko nie miał więcej niż dwa dni. Co prawda wokół doktora Macieja się uspokoiło, ale Uszatek móŋłby się założyć, że nie na zbyt długo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 22:41, 11 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Dziś bez fajerwerków, ale to musi być dla spółjości fabuły. Następny odcinek pojutrze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 21:31, 13 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
– Wszystko już mamy? – Uszatek wodził twarzą po zebranych w małej salce konferencyjnej. Wybrał właśnie ten pokój, gdyż bardzo rzadko coś tam się odbywało, było to najmniej oczywiste miejsce w całej komendzie i prawdopodobieństwo wtargnięcia kogoś było znikome, o ile nie zerowe. Uszatek wolałby, by w tej konfiguracji nie zobaczył ich nikt. Uczestnikami tego zebrania byli najwierniejsi z wiernych a przy tym takie osoby, co do kompetencji których Uszatek nie miał żadnych zastrzeżeń. Była już prawie druga w nocy, na wszystkich twarzach malowało się zmęczenie. Jakimś cudem nie zamontowano tu alarmu przeciwpożarowego, zatem w drodze wyjątku Uszatek pozwolił na palenie papierosów. Do rana się wywietrzy – pomyślał.
– Myślę, że przydałoby się jeszcze jakieś dodatkowe zabezpieczenie – stwierdził aspirant Leśny, mający za sobą służbę w jednostkach specjalnych. – Już raz ich zgubiliśmy, nie będę głośno mówił przez kogo. Jakiś lokalizator czy coś podobnego.
– Ja wiem? Myślę, że oni się z tym liczą i przebiorą go, zanim wywiozą. I tyle będzie tych najnowszych technik operacyjnych – zadrwił Uszatek.
– Jakby go napromieniować... – upierał się Leśny,
– Nie stwarzajmy zagrożenia. Może schować mu gdzieś blisko ciała, na przykład wsunąć pod napletek. Najmniejsze lokalizatory nie są duże... Przecież kutasa nikt nie będzie mu oglądał.
Uszatek przez moment zastanawiał się, czy w tych czterech stojących na stole termosach była tylko kawa. Reszta towarzystwa gruchnęła śmiechem.
– Wypadnie – stwierdził aspirant Zagajnik. – Albo zacznie go drapać, on też się zacznie drapać i tyle po lokalizatorze. To już lepiej taśmą klejącą...
– Panowie, ja bardzo proszę o powagę – zaapelował Uszatek widząc pewne rozprężenie i słysząc coraz mniej wybredne teksty. – Należy zakładać. że dostanie dokładnie sprawdzony.
– A nie może tego połknąć? – zaproponował Leśny, – Chyba nie będą go badać wykrywaczem metali, a ciało ludzkie jest dobrym przewodnikiem fal, nie sądzę, żebyśmy w taki sposób stracili go z oczu.
No, nareszcie jakiś konkret, odetchnął Uszatek. Nareszcie udało się opanować rozluźnienie i wrócić na właściwe tory.
– Gorzej takie urządzenie zdobyć, to nie może być byle badziewie kupione na Allegro a markowa pluskwa – oponował aspirant Zagajnik. – Musi tez być odporna na kwas solny, który znajduje się w żołądku każdego człowieka.
– To zostawcie mnie, postaram się coś takiego zdobyć, choć dwa dni to niewiele. Nie wiem tylko, czy młody zgodzi się to połknąć. Nie da się tego przemycić, żeby przypadkiem nie pogryzł przed połknięciem. Poza tym panowie, psychologia. Przeciętny człowiek, który ma przy sobie coś zakazanego zachowuje się inaczej niż człowiek zupełnie niewinny. Boję się, że coś się stanie i wyśpiewa im wszystko.
– Prędzej to wyrzyga... Myślę, że za bardzo się rozdrabniamy – Leśny miał już dosyć tych dywagacji. Był człowiekiem czynu, myślenie i planowanie zostawiał tym, którzy się na tym znali lepiej.
– Dobra panowie, kończymy tę naradę – zadysponował Uszatek. – Plan mniej więcej jest opracowany, teraz trzeba zgromadzić fanty i przewieźć ich z powrotem do Zagórza Śląskiego, jak ustaliliśmy, tam będzie dla nas najlepiej, jeśli oni go przejmą w domu Remigiusza. Dobranoc i informujcie mnie na bieżąco.
Kalle był wściekły od kiedy dowiedział się, że ponowne spotkanie z Kacprem i Michałem nie będzie możliwe. Zareagował we właściwy sobie sposób, zamykając się w sobie i nie odzywając się do nikogo. Ich pobyt w Polsce powoli dobiegał końca i za trzy dni będą wracali do Helsinek. Ojciec chciał jeszcze obejrzeć pewien tunel wykopany pod górą o nazwie Wolarz, porobić tam zdjęcia dokumentacyjne do swojej monografii i to w zasadzie kończyło ich polską przygodę. Kalle nie miał najmniejszej ochoty ruszać się z hotelu, ale co tu robić samemu? Jeśli nawet uprosiłby ojca, by pozwolił mu zostać w Świdnicy, co było mało realne, skazany był raczej na cztery hotelowe ściany i nudny pokój. Dlatego, okazując jak tylko się da swoją niechęć, przyłączył się do przygotowań do wyjazdu.
– Kask wziąłeś? – zapytał Sven pakując aparat fotograficzny i inne urządzenia do niewielkiego turystycznego plecaka.
– Po co? Jak mnie walnie coś w łeb, to skończę swoje mizerne życie – wypowiedział Kalle swoje pierwsze słowa tego dnia.
– Kalle, dlaczego nie liczysz się z tym, że ci chłopcy też mają własne życie i świat nie kręci się wokół ciebie? Ludzie to nie zabawka, nie możesz kogoś mieć tylko dlatego, że go lubisz. Rozmawiacie przez telefon i to na razie wystarczy. Na pewno się jeszcze spotkacie – Liisa usiłowała przemówić mu do rozumu, choć wiedziała, że w przypadku autyzmu, którego cechą było nieliczenie się z potrzebami innych, ta taktyka skazana jest na niepowodzenie. Tyle, że nie było żadnej innej. Przerabiała to już masę razy i wiele sytuacji było dla niej krępujących, do tego stopnia, że mało przebywali z Kallem w towarzystwie innych osób. Nie dałaby sobie ręki uciąć, że podczas ich pobytu w Zagórzu nie doszło do niczego nadzwyczajnego lub gorszącego. Kalle burzliwie przechodził okres dojrzewania, co objawiało się intensywną masturbacją, a tę chłopak wykonywał kiedy tylko naszła go ochota. Zdarzyło się nawet, że chcica złapała go w jakiejś restauracji, poszedł do toalety zaspokoić się i później wracał przez całą salę z niechlujnie schowanym członkiem we wzwodzie i pornosem w ręce, tak że każdy patrzący na niego mógł łatwo się domyślić, w jakim celu chłopak poszedł do toalety... Tak, każde wyjście z Kallem to była loteria. Na szczęście dziś będą w miejscu na tyle izolowanym, że nie groziła jakaś większa wtopa. Westchnęła tylko i postanowiła, że da sobie spokój i weźmie Kallego na przeczekanie.
– Szkoda twojej energii – zaprotestował Sven. Daj mu spokój, bo nigdy stąd nie wyjedziemy.
Po ostatnich ponad tygodniowych opadach leśna droga pod górę była grząska, momentami stopy zapadały się w podmokłym gruncie miejscami powyżej kostek i Kalle błagał w duchu, by ta mordęga się skończyła. Na dodatek z drzew kapało wprost na głowę i woda z kaptura ściekała mu na twarz. Jeśli rano był zły, to teraz po prostu wściekły, a na dodatek ojciec popędzał go i najchętniej zszedłby mu z oczu. Na szczęście las się przerzedził i w końcu ukazała się kamienna brama.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmił Sven wpatrując się w mapę. – Teraz załóżcie kaski, włączcie światła i wchodzimy.
Wnętrze podziemnego korytarza były chłodne, ale suche. Widać było, że mimo tabliczek z zakazami, przynajmniej na takie wyglądały, turyści i tu wchodzili i zostawiali śmieci. Mało się nie potknął o jakąś puszkę, później o jakiś kamień, bo droga bynajmniej nie była równa. Ojciec szedł przodem i pstrykał co się dało, coraz to rozbłyskiwał flesz. Kallego ta dziura niewiele obchodziła, był tu wyłącznie dla towarzystwa. Po jakichś dwudziestu minutach doszli do momentu, gdzie od głównego korytarza odchodziła boczna droga w prawo. Kalle zatrzymał się, popatrzył na światła rodziców przed nim i skręcił. Nareszcie był sam, bez gderania, pouczania i innych efektów dźwiękowych, które towarzyszyły mu od rana. Przeszedł jeszcze kilkadziesiąt metrów, kiedy najpierw usłyszał łopot, jakby ptasich skrzydeł, a później coś miękkiego musnęło mu twarz. Pewnie gacki, pomyślał. Całe ciało go paliło, a jego członek przy każdym ruchu wpijał się w tkaninę majtek. Kalle wsadził swą chłodną rękę w spodnie od dresu, by go poprawić i nagle poczuł ogromną żądzę, tak jakby dotykał go ktoś inny. Niewiele myśląc ściągnął spodnie i majtki po kolana, a członek wyskoczył niczym sprężyna, w ten sposób manifestując swą wolność. Poszczególne ruchy działały kojąco, był już spokojny, nikt mu nie przeszkadzał, po raz pierwszy od wielu dni i Kalle rozkoszował się innymi niż zwykle wrażeniami.
Nagle usłyszał coś jakby jęk. Może to te gacki? – pomyślał. Ale przecież one nie wydają żadnych dźwięków, prędzej ultradźwięki, co pamiętał ze szkoły. Chwilowo przestał drażnić swój żądny pieszczot narząd i wsłuchiwał się uważnie. Nie była to absolutna cisza, przerywał ją kolejny łopot nietoperzy, a potem jęk i jakieś słowa, prawdopodobnie po polsku. Dźwięki były tłumione, jakby dobiegały zza jakiejś ściany czy przegrody. Potem jeszcze raz. Kallemu przeszła ochota na zabawę, jego członek stracił jędrność, chłopak doszedł do wniosku, że nic z tego nie będzie i naciągnął spodnie na coraz bardziej marznący tyłek. To był człowiek, ale gdzie go szukać? A może wcale nie trzeba szukać, tylko po prostu spieprzać stąd?
– Is there anybody out there? – wykrzyknął po angielsku, kojarząc, że podobny tekst słyszał na mrocznej płycie Pink Floyd. W odpowiedzi zalała go ściana dźwięków, z których zrozumiał tylko słowo help. W tym samym momencie inne dźwięki zaatakowały go z drugiej strony, o wiele bardziej wyraźne, po szwedzku.
– Kalle, gdzie jesteś? Hop hop... Kalle! Nie wygłupiaj się! Kalle!!!
W takim momencie... Zdenerwował się jeszcze bardziej, ale domyślał się, że go szukają i jak niepyszny wrócił do rodziców.
– Gdzie się szwendasz – pieklił się Sven. – Mówiłem ci, że te korytarze są cholernie niebezpieczne, jeden nierozważny ruch i witasz się z aniołkami.
– Ktoś wołał pomocy – bronił się Kalle.
– Wydawało ci się – zlekceważył go ojciec. – W takich lochach często dochodzi do różnych dziwnych zjawisk, również dźwiękowych, powinienem ci o tym powiedzieć wcześniej.
– Ale przecież...
– Daj spokój – odezwała się Liisa. – Idziemy i idziesz między ojcem a mną, ani kroku w bok, rozumiemy się?
Wiedząc, że nic nie utarguje i nikogo nie przekona, Kalle, jeszcze bardziej naburmuszony niż dotąd, ruszył przed siebie, przed Svenem a przed Liisą. Był więcej niż pewien, że za jedną z tych tajemniczych ścian jest człowiek, co więcej, jego głos mu coś lub kogoś przypominał, jednak nie bardzo wiedział, do czego to przypiąć. Urwanie się w tej chwili było absolutnie niemożliwe, trzeba było coś wymyślić, ba, ale co?
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 17:36, 15 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Z ulicy Mazowieckiej, gdzie mieści się rejonowa komenda policji, na Plac Magistracki, do siedziby prokuratury rejonowej idzie się mniej więcej piętnaście minut i Uszatek wiedział, że lepiej by zrobił, gdyby poszedł pieszo. Zarwana noc, morze wypitej mocnej kawy, dwie godziny snu na kozetce na zapleczu gabinetu komendanta i podejrzane łopotanie serca były zdecydowanie argumentami za spacerem, jednak komendantowi Uszatkowi czas nagle skurczył się do tego stopnia, że liczyła się każda minuta. Na szczęście udało mu się załatwić lokalizator w laboratorium kryminalistycznym we Wrocławiu i ma być po południu, ale cała reszta była, oględnie rzecz biorąc, w lesie, momentami nawet w sensie dosłownym. Jakoś dowlókł się do auta i ruszył z kopyta. O dziwo, wbrew wczesnej porze ruch na mieście był spory, część szła do miasta z nowo wybudowanej stacji Wałbrzych Centrum, inni dążyli nie wiadomo skąd i dokąd. Plamy przed oczyma Uszatka były coraz większe, różnokolorowe, już nie statyczne, lawirowały przed oczyma i pulsowały. Jedna z takich plam zlała się z sylwetką starszej kobiety, poruszającej się o lasce i przechodzącej nieudolnie przez jezdnię, oczywiście w niedozwolonym miejscu. W ostatnim momencie udało mu się nie potrącić niefrasobliwej staruszki i wjechać na pusty na szczęście chodnik.
– Panie, oczu pan nie masz, do kurwy nędzy? – zareagowała biedna staruszka. – Matko jedyna! Jeździ jak wariat!
Uszatek był w cywilnych ciuchach i jechał prywatnym autem, ale mimo jego łagodnego usposobienia, na co wpływ miała cudowna żona Jolanta i kochane dzieci, krew się w nim zagotowała. Wysiadł z samochodu, wyjął z kieszeni legitymację służbową i machnął staruszce przed oczyma.
– Jakby pani przechodziła po pasach, nie trzeba by było wzywać ani kurwy nędzy ani innych świętych, a i oszczędzić dwieście złotych, bo tyle panią wyniesie mandat.
– Milicja powinna w mundurach chodzić! A skąd ja wiem, że pan nie oszust jakiś?
Uszatek nie miał serca do awantur, bez słowa wręczył jej wezwanie do komendy na południe i, tym razem już bardzo ostrożnie, do tego stopnia, że kierowcy z tyłu trąbili i przeklinali go w żywe kamienie, dojechał do prokuratury.
– Mogę ci oczywiście udostępnić akta spraw z tamtego okresu – powiedział prokurator Ożóg po żołnierskim przywitaniu i zapoznaniu się ze sprawą, ale będziesz musiał poczekać około godziny. Z tego, co pamiętam, ostatnią sprawą, w której pan Rudzki oskarżał, była sprawa o próbie uprowadzenia dziecka do Niemiec przez kobietę i zakończyła się ona skazaniem. O dziwo, wyrok nie został zaskarżony przez obronę.
– Nie, to nie to. Sprawa, o którą mi chodzi, prawdopodobnie nigdy nie trafiła na wokandę, choćby dlatego, że przestępca prawdopodobnie ukradł akta z policji, i być może pracuje tam dalej. W policji albo w służbach, tego nie wiem.
Prokurator Ożóg, starszy mężczyzna już z samego wyglądu mogący być żywą historią prokuratury, pomyślał chwilę, po czym podszedł do półki, wyjął z jej jakąś księgę, którą długo wertował.
– Filip, wyglądasz makabrycznie. Nie myślałeś o tym, aby wziąć mały urlop? W takim stanie kiedyś zabijesz człowieka...
– Mało nie zrobiłem tego przed kwadransem. A co do urlopu, tak, po tej sprawie. Co znalazłeś?
– Musiałem coś sprawdzić, ale istotnie przyszła mi na myśl jedna sprawa. Kazimierz Flaczyński, wyłudzenie kredytu w banku na kwotę trzystu tysięcy złotych, wtedy całkiem sporo grosza, a i teraz nie do pogardzenia. Strasznie powoli to szło, były naciski z policji, by z tej sprawy się wycofać, trzymali to bodaj pół roku zanim przekazali prokuraturze.
– Z policji? Kto?
– Nadracki, stary komendant. Na początku nie wiedzieliśmy, o co mu chodzi, w końcu Mietek Rudzki dotarł do pewnych dokumentów, za którymi krył się obecny komendant Janik. On również zdobył jakieś fałszywe papiery świadczące o tym, że Flaczyński jest osobą odpowiednią do podjęcia tak wysokiego kredytu. Prawdopodobnie powstały w waszym laboratorium.
– Nie mów – Uszatek aż pobladł z wrażenia. Wszystko nagle zaczęło się układać tak, jakby znalazł się kluczowy klocek puzzli.
– Możesz mi przynieść teczkę z tamtego postępowania? Inne na razie sobie daruję, i tak mam dramatycznie mało czasu.
Jeśli to prawda, pomyślał Uszatek, to tylko pozornie przybliża go do rozwiązania sprawy. Janik był szefem pionu śledczego, mimo że raportował Uszatkowi, miał dużą niezależność. Mógł zrobić wszystko. Nie był specjalnie lubiany, ale miał w komendzie swych wiernych żołnierzy, którzy poszliby za nim w ogień, nie tylko w przenośni. Teraz wszystkie zagwozdki były jasne i rozwiązały się w pięć minut, obstrukcja w Jugowicach, nawet podpalenie domu. Wiedział, że ma silnych przeciwników, ale nie wiedział, że aż tak... Rozmyślanie przerwał mu zgrzyt otwieranych drzwi i głos prokuratora Ożoga.
– Przepraszam cię, Filip, ale te akta gdzieś zginęły. Może ktoś wsadził je nie tam, gdzie trzeba, ale akt o tej sygnaturze na pewno nie ma na miejscu.
Powinienem pomyśleć o tym wcześniej, pomyślał Uszatek i zmiął w ustach przekleństwo. Trzeba będzie wymyślić coś innego...
Propozycję, by przejść się po lesie Kurczak przyjął z mieszanymi uczuciami. Nie to, żeby mu się nie podobało w leśniczówce, każde miejsce jest lepsze od szkoły, do której już nie chodził drugi tydzień. Powody były dwa, pierwszy to mokry i nieprzyjemny po tych wszystkich ulewach, drugi to ciężka, wręcz ołowiana atmosfera, zwłaszcza po tym ostatnim liście. Michał był wręcz nie do życia, odpowiadał półsłówkami, ciężko było go zmusić do zabawy albo nawet zwyczajnej rozmowy. Uszatek z grubsza wiedział co się święci i z całego serca współczuł przyjacielowi, ale wszelkie próby rozweselenia czy skierowania myśli kolegi na inne tory spełzły na niczym. Jednak dał się skusić na krótką wycieczkę, na której Michał wywalił się tak, że na jego widok pani Marta załamała ręce.
– Michał, co się stało? Prosto do łazienki, natychmiast, nawet mi nie wchodź do kuchni! Kacper, idź z nim i po prostu go wykąp, ja zorganizuję jakieś ciuchy.
– Ale... – Uszatek był zaskoczony, że kobieta, którą znał niecałe dwa dni, proponuje mu takie rzeczy. Przecież ona sobie zdaje sprawę, że trzeba go będzie rozebrać do naga?
– Chłop chłopa nie umie wykąpać? Jeśli o to chodzi, nie takie rzeczy działy się w tym domu. Mietek kąpał Maćka, Maciej Mietka i tak dalej. Co w tym takiego dziwnego? A jak się wstydzisz, to Maciek go wykąpie. On już widział tyle fiutów, że następny go nie zniesmaczy.
– No dobrze – łaskawie zgodził się Uszatek, czerwieniąc się z nie wiadomo jakiego powodu. Co prawda wiedział, że pani Marta jest pod każdym względem wyjątkowa, ale dalej to kobieta. Ale z różnych powodów wolałby Michała wykąpać sam.
A powód był właściwie jeden, Kurczak czuł, jak Michał powoli się od niego oddala, zwłaszcza po tym jak poznał Juniora. Coś za mocno ze sobą trzymali, Kurczak z niepokojem patrzył, jak Michał wręcz nadskakuje Juniorowi a lekceważy jego. Zazdrość? Raczej zdrowy rozsądek. Michał był jego przyjacielem i może trochę jego własnością, tak sobie to tłumaczył. Poza tym pociągał go seksualnie, Tak, wolał dziewczyny, ale na jego punkcie miał słabość, toteż ostatnie dni były dla niego prawdziwą męczarnią. Ta kąpiel była niepowtarzalna okazją by sprawdzić, że z tej rozsypanki da się jeszcze coś pozbierać.
Michał dał się rozebrać bez większego problemu i nie bez trudności wszedł do wanny, przytrzymywany przez Uszatka, który żywo zabrał się do dzieła. Ruch po ruchu nabierał ochoty na ciało przyjaciela.
– Klęknij – poprosił w akompaniamencie szumu nalewanej do wanny wody i podał mu rękę. Michał usiadł na piętach, co Kurczak od razu wykorzystał, zjechał ręką poniżej pasa i dotarł do tego miejsca, z którym co prawda każdy ma do czynienia co najmniej raz dziennie, ale o którym każdy myśli z odrazą. Pierwsze sekundy faktycznie nie były przyjemne, ale okazało się, że nie ma się czego bać. Miało to w sobie jakiś czar, bo o ile członka można było byle facetowi ujrzeć przy oddawania moczu, to miejsce było surowo zabronione dla kogokolwiek. Czul się trochę tak jak zdobywca... Michał poddawał się tym pieszczotom z widoczną przyjemnością, dowodem była główka jego sztywnego członka wystająca nieco powyżej spienionej wody. A gdyby tak... – pomyślał Kurczak, ale po chwili zganił się za tę myśl. Do tego nie dojdzie chyba nigdy w życiu, choć właśnie w tej chwili czuł, że byłby w stanie to zrobić. Westchnął jak po obejrzeniu wystawy z rzeczami, które bardzo się chce, a na które go nie stać i zmieniając pozycję zaczął być brzuch. Michał tymczasem zauważył wybrzuszenia na spodniach Kurczaka i natarł na nie ustami, wsadzając język pod gumkę od spodni dresowych. Był to moment, o którym Kurczak marzy, a więc jednak nie jest tak źle, jak myślał, oderwał się od mycia i mokrymi rękami ściągnął spodnie i majtki do ud, uwalniając wręcz bolący od ciasnych slipek członek. W tym momencie rozległo się głośne pukanie.
– Czego, pytam grzecznie?
– Bieliznę dla Grubego przyniosłem – odezwał się Paweł. – Mogę wejść?
– Nie możesz – Kurczak był nieugięty. – Połóż pod drzwiami...
Wrócił do mycia, a w zasadzie zabawy członkiem Michała. Michał zaś trzymał jego parówę w ustach, nie robiąc w zasadzie nic, wszelkie ruchy pochodziły od niego samego. Były coraz bardziej zamaszyste, Michał zrozumiawszy co się dzieje zaczął pracować językiem i po chwili obaj dyszeli, co na szczęście było zagłuszane przez chlapiącą wodę. Ale najgłośniejszy był oddech ulgi Kurczaka. Zatem nie wszystko jeszcze stracone.
– No i nie urwałeś mu – uśmiechnęła się pani Marta widząc, jak chłopcy wychodzą z łazienki. A teraz do stołu, podgrzewać nie będę.
Kurczak z ukrywaną radością patrzył na twarz Michała, na której nie malowało się już dotychczasowe napięcie. Jeszcze do tej pory czuł na członku jego wargi i język, co dodawało mu dodatkowej przyjemności. Właśnie sięgał po wazę z zupą, kiedy zadzwoniła jego komórka. Popatrzył na wyświetlacz i skonstatował, że to ten Fin, Kalle. A już prawie zdążył o nim zapomnieć.
– Kalle, zadzwoń za jakąś godzinę, teraz mamy obiad.
– Ale to ważne – upierał się Kalle.
– No niech ci będzie, ale streszczaj się.
Przeprosił towarzystwo przy stole i wyszedł ma werandę. Nie spodziewał się jakichś cudów, ale nie cierpiał rozmawiać przy innych i to działało w dwie strony, sam nie lubił słuchać rozmów innych.
– No dobra, jestem już na werandzie, gadaj.
Z rosnącym zainteresowaniem słuchał opowieści Kallego o wyprawie do poniemieckich lochów na zboczu Wolarza i tajemniczych jękach dochodzących zza ściany. Wolarz, gdzie to jest? Chyba niedaleko, skoro w górach? Niemożliwe, czy to mógł być pan Remigiusz? Z tego co mówił Uszatek, zgubili go gdzieś pod Walimiem, właśnie w okolicach tych starych sztolni.
– A teraz, Kalle, słuchaj mnie – poprosił i na tyle na ile pozwalała mu jego angielszczyzna opowiedział mu o zaginięciu ojca Michała. Kalle nie wydawał się zaskoczony, ale przy jego autyzmie mogło być to mylące.
– Mam pewien pomysł, ale to byś musiał zadzwonić za dwie godziny, na razie nie wiem, jakie są plany ojca., Zdaje się, że zostaniemy tu jeszcze cztery, pięć dni. Jak to się potwierdzi, będziemy myśleć dalej.
Co on kombinuje? – zastanawiał się Kurczak wracając do stołu. Wiadomość była szokująca ale postanowil, że przed drugim telefonem Kallego zachowa ją dla siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
waginosceptyk
Adept
Dołączył: 27 Sty 2015
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 18:31, 16 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Na tej komendzie to tylko brakuje granatnika, który by wykurwil... Życie rpzerosło powieści.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 20:17, 17 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Z powodu wszystkich nieszczęść naraz (pad systemu, grypa itp) następny osdcilen kutro lub pojutrze. Sorry
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 22:06, 18 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Co ten Kurczak był dziś taki chętny na seks? Nawet fajnie było, ale dalej nie jestem pewny, kogo wolę, Kurczaka czy Juniora. Każdy w jakiś sposób do mnie przemawia, ale każdego lubię za co innego... Junior to ułańska fantazja, nigdy nie wiadomo z czym wyskoczy, przy nim nie można się nudzić. Kurczak natomiast pokazał, że jest wiernym przyjacielem, mogę liczyć na niego w każdej sytuacji. Juniora pod tym względem jeszcze nie sprawdziłem. No i Kurczak chyba coś do mnie czuje... Ta scena w łazience dała mi sporo do myślenia. Jego palce na moim odbycie (wiem, że to głupio brzmi ale inaczej nie da się tego nazwać by nie być wulgarny) czułem aż do tej pory, jeszcze jak sobie przypomnę, przechodzą przez plecy ciarki...
– Co tak myślisz? – zapytał mnie pan Maciej, kiedy po kolacji zostałem sam przy stole. Kurczak poszedł gadać przez telefon, nawet nie wiem z kim, Paweł ze swoim przyszywanym dziadkiem Romualdem poszli do warsztatu, a pani Marta zniknęła z horyzontu.
– Boję się... – na tylko tyle było mnie stać.
– Też mi się to nie podoba – odpowiedział Maciej nalewając sobie herbaty z ekspresu. – Ufam Filipowi, to jest wspaniały przyjaciel i pewnie jeszcze lepszy policjant, ale ta cała akcja mi się nie podoba. Tak, wiem, że nie mają żadnych dowodów, trochę większą wiedzę operacyjną, która, jak może nie wiesz, dowodem w sądzie być nie może, ale boję się, że znów coś sknocą.
Nagle poczułem ogromną chęć usiąść doktorowi Maciejowi na kolanach. Nie miało to nic wspólnego z seksem, po prostu nagle zapragnąłem bliskości kogoś dorosłego, doświadczonego, rozumiejącego. Na szczęście taka osoba i to w najlepszym gatunku była w zasięgu ręki.
– Nie za stary jesteś? – zapytał pan Maciej, gdy już umościłem się na jego kolanach. – Tylko mi nie zgnieć jąder – zaśmiał się. – To nie moje wina, że mam w rozmiarze XXL.
To prawda, czułem je pod swoimi pośladkami, ale niewiele mi to przeszkadzało.
– Maćku, dorobiłeś się nowego syna? – zaśmiała się pani Marta, która właśnie stanęła w drzwiach uzbrojona w szczotkę i kubeł ze spienioną wodą. – Idźcie do salonu, będę myła podłogę.
– Są zbłąkane duszyczki, które potrzebują bardziej męskiego ciepła bardziej niż męskiej ręki. – odpowiedział Maciej.
– No ty się do tego nadajesz doskonale. – Patrząc na to jak wychowałeś Pawła, nie mam żadnych zastrzeżeń. No ale teraz sio mi stąd – roześmiała się.
Na kanapie odpuściłem już miażdżenie jąder doktora Macieja, ale przytuliłem się do niego i objąłem go. Faktycznie ciepło tego potężnego mężczyzny działało na mnie kojąco i uspokajająco. Jakiś czas siedzieliśmy w kompletnym milczeniu, a ja kontemplowałem to, czego nigdy w życiu nie dostałem i nawet nie wiedziałem, że chcę. A tak naprawdę odkryłem to dopiero niedawno...
– Wujku, jest jeden problem – zacząłem nieśmiało.
– Tylko jeden? To ty szczęśliwy chłopak jesteś – zaśmiał się wujek Maciej i lekko mną potrząsnął.
– Chodzi mi o juniora, syna Filipa i sądzę, że jest to sprawa dla ciebie, a on nigdy nie odważy się tobie o tym powiedzieć. Mnie pewnie będzie łatwiej, ale masz to tak zrobić, by nigdy nie wypłynęło to ode mnie. Obiecałem mu, że będę milczał jak grób, ale u mnie obietnice nie są bezwarunkowe. Nie mogę obiecać czegoś, co będzie działało na jego niekorzyść, prawda?
– No pewnie, poznałem tę zasadę tu, w kuchni obok, przy pieczeniu ciasta – znów roześmiał się pan Maciej. – Zawsze odpowiedzialność będzie ważniejsza. Zatem o co chodzi?
Sprawy seksu, narządów i tym podobne mają dwoistą naturę, o której dopiero co zaczynałem się przekonywać. Łatwo to robić, zwłaszcza jeśli dwie osoby mają na to ochotę, wystarczy jeden gest, jakieś półsłówko, nawet spojrzenie. To wszystko przerabiałem całkiem niedawno. Natomiast druga natura tych rzeczy wychodzi wtedy, kiedy trzeba o tym rozmawiać. Łatwiej chwycić za kutasa niż nazwać go głośno, nawet w rozmowie z doktorem urologii. A już dopiero opowiadać o szczegółach. Do tej pory nie przeszedłem takiego chrztu bojowego, teraz musiałem
pokonać własny wstyd, zgrzytanie w uszach przy takich słowach jak członek, napletek i podobnych. Początek był fatalny i byłem, jak to śpiewają w jednej piosence, czerwony jak cegła.
– No nazwij tę rzecz po ludzku – upomniał mnie doktor Maciej. – Zostaw te siusiaki, jajka i skórki chłopcom z przedszkola. Czasem i o takich sprawach trzeba pogadać...
– No dobrze, więc jego członek... – zacząłem znów z rumieńcem, ale szczęśliwie rozkręciłem się podczas tego monologu i dalej było tylko lepiej. Pan Maciej słuchał z uwagą, co raz to zadając jakieś pytanie.
– Już nie wnikam co wyście robili ze sobą na tym sianie – roześmiał się. – Ale rzeczywiście opisałeś mi tu dość często występujący problem, a nawet dwa. Tu bez badania się nie obejdzie, a podejrzewam, że nawet operacji, bo to, że mu członek nie sztywnieje jest prawdopodobnie spowodowane wadą organiczną. Gorzej z tym brakiem orgazmu, ale z tym też można dać sobie radę.
Gadaliśmy ponad godzinę, zrobiło się już ciemno, a Kurczak dalej nie pojawiał się na horyzoncie. Coś za długo gada, ciekawe z kim i o czym. Po raz pierwszy w życiu poczułem coś w rodzaju zazdrości. Jeśli ktoś dla niego jest ważniejszy ode mnie, to znaczy, że ta całą przyjaźń jest warta funta kłaków.
– Czemu się tak wiercisz?
– Niepokoję się o Kurczaka – odpowiedziałem wprost. – Ile można gadać przez telefon?
– Nawet kilka godzin – doktor Maciej popatrzył na zegar nad telewizorem. – Nawet mieści się w normie...
– Ale rzecz w tym, że Kurczak nie mówi zbyt wiele, chyba wujek to zauważył. Coś mi to podejrzanie wyciąga...
Wkrótce pojawił się pan Romuald, bez Pawła i włączył wzmacniacz, po czym wziął do ręki opartą o ścianę gitarę i zagrał kilka taktów.
– Pogramy? – zapytał Macieja, a ten delikatnie zdjął moje ramię z jego pleców i usiadł przy pianinie. Ich muzyka wciągnęła mnie do tego stopnia, że zapomniałem o Kurczaku i Pawle. Pojawili się dopiero pod koniec tego improwizowanego koncertu.
– Co tyle gadałeś – wyskoczyłem z pretensjami do Kurczaka, który zupełnie nie rozumiał, dlaczego rzucam się na niego prawie z pazurami.
– Miałem coś pilnego do obgadania – odpowiedział. Pięć słów jak na dwie godziny nieobecności to stanowczo za mało, ale po jego minie widziałem, że na więcej nie mam co liczyć. Słuchając kolejnego rock and rolla uważnie śledziłem go z boku, jego twarz była zamyślona, co jakiś czas marszczył brwi. Było już dla mnie oczywiste, że coś się stało i jeszcze bardziej oczywiste, że nic więcej już się nie dowiem. Paweł tymczasem dosiadł prostego zestawu perkusyjnego i widać było, że jest w swoim żywiole. Koncert był wspaniały, ale oczywiście kiedyś musiał się skończyć.
– Panowie, do łóżek – zakomenderował Romuald. – Jutro też jest dzień, a Paweł już zaczyna gubić takty.
– Nic nie gubię – obruszył się Paweł. – Trochę wypadłem z formy.
– Mniejsza z tym, spać.
Pokój, w którym spaliśmy, na samej górze, miał na szczęście dwa łóżka i nie musieliśmy się cisnąć na jednym, co stanowiło przyjemność samą w sobie. O ile zawsze przebieraniu się towarzyszyła wrzawa i czasem kupa śmiechu, tego wieczora było na smutno. Mając jedną wolną rękę mogłem już iść umyć się sam, nie prosząc nikogo o łaskę. Skorzystałem z łazienki jako pierwszy, wróciłem na górę i korzystając, że nikogo nie było w pokoju, walnąłem się na łóżko pod ścianą, zarezerwowaną zwykle dla Kurczaka i zasnąłem praktycznie od razu. Jeszcze słyszałem otwierane drzwi, ale jakby na granicy świadomości. Nawet nie poczułem, kiedy materac się pode mną ugiął i Kurczak legł koło mnie, całując mnie lekko w policzek na dobranoc. Jakoś tak się ostatnio przyjęło i było mi dobrze.
Było jeszcze ciemno na dworze, kiedy zegarek Pawła zapikał i chłopiec, a właściwie młody mężczyzna natychmiast go wyłączył, usiadł na łóżku i przeciągnął się. Podszedł do drugiego łózka, na którym spali Gruby i Kurczak , ten drugi na szczęście przy krawędzi, a nie pod ścianą, co było zdecydowanie dobre dla ich planu. Potrząsnął lekko śpiącego chłopaka za ramię. Jego sen nie mógł być mocny, gdyż Kurczak obudził się natychmiast i usiadł na łóżku. Ubierali się po ciemku, starając się robić jak najmniej hałasu.
– Gotowy? – prawie niesłyszalnie szepnął Paweł.
– Pewno – odpowiedział Kurczak, nachylił się nad śpiącym przyjacielem, pocałował go w ucho, po czym opuścili pokój i najciszej, jak tylko się dało, zeszli na parter. Kuchenny zegar wskazywał za piętnaście piąta. Paweł nastawił ekspres, z którego po chwili, w akompaniamencie siorbania, zaczęły spływać pierwsze strumienie kawy. Gdy ekspres wydał ostatnie tchnienie, Paweł nalał wrzący płyn do dwóch papierowych, jednorazowych kubków, i napisał krótką informację na kartce i zostawił ją na stole, po czym wyszedł przed dom, gdzie stał już Kurczak z dwoma niewielkimi plecakami wyniesionymi z warsztatu.
– Komórkę wyłączyłeś?
– Jeszcze nie, na razie będzie nam potrzebna, przynajmniej jedna.
Założyli plecaki i popijając kawę z kubka szli przez las. Ich plan był wyraźny i do tej pory realizowali go z żelazną konsekwencją. Jego powodzenie zależało również od punktualności Kolei Dolnośląskich, o której można by powiedzieć wiele, niestety niewiele dobrego. Na stacji w Sędzisławiu stał czeski motorak, czekający na pasażerów do Kralovca, i niewielki tłumek pasażerów czekających na pociąg do Wrocławia.
– Już ma pięć minut opóźnienia – powiedział dokładny jak zwykle Kurczak. Mamy jeszcze dziesięć minut, jeśli chcemy złapać pierwszą przesiadkę.
– Nie kracz – uciszył go Paweł. Najwyżej będziemy improwizować...
Na szczęście żółto-biały pociąg pojawił się wkrótce i bez większych przygód choć w nerwach dojechali do Jaworzyny Sląskiej. Na szczęście pociąg do Świdnicy czekał na peronie, nie musieli nawet biec. Kurczak, uśpiony nieco ciepłem w poprzednim pociągu, powoli się budził, zerkając za okno. Świdnica Zawiszów, to już niedługo. Ciekawe, czy Kallemu się udało. Jego ucieczka była jeszcze bardziej ryzykowna, w końcu spał w jednym pokoju z rodzicami i ryzyko wpadki było w tym przypadku spore. Pociąg wjeżdżał na stację Świdnica Miasto i Kurczak w akompaniamencie ulgi dostrzegł charakterystyczną sylwetkę chłopca z plecakiem. Zatem wszystko na razie działa...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 22:09, 19 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Gdy obudziłem się, pierwsze co poczułem, to delikatne klepanie po twarzy. Kurczak? Nigdy tego nie robił, szarpał za ramię z apelem typu "wstawaj byku" czy podobnym. Paweł? W nim delikatności i romantyzmu tyle ile w rolce papieru toaletowego. Ledwie wyczuwalny zapach ekskluzywnej wody toaletowej jednoznacznie wskazywał na doktora Macieja. Byłoby to fajne przebudzenie i nie miałbym nic przeciwko, by trwało jak najdłużej, gdybym nie został brutalnie przywołany do rzeczywistości.
– Wstawaj śpiochu.
Jego głos nie wróżył nic dobrego. Otworzyłem oczy i zanim cokolwiek powiedziałem, zauważyłem, że Kurczaka koło mnie nie ma, łóżko Pawła na przeciwnej, acz bliskiej ścianie było również puste. Pewnie wstali wcześniej.
– Co się dzieje? – zapytałem półprzytomnie.
– Kacper i Paweł zniknęli.
– Jak to zniknęli? – nie rozumiałem. – Tak zupełnie, do końca i bez śladu?
– No niezupełnie – głos doktora był niespodziewanie spokojny. Ja na jego miejscu rwałbym włosy z głowy. – Zostawili list – wyciągnął rękę i podał mi kartkę wyrwaną z jakiegoś zeszytu.
Pojechaliśmy na wycieczkę. Na razie nie szukajcie nas, nie dzwońcie, na wszelki wypadek wyłączyliśmy telefony. Jak będzie trzeba, sami się skontaktujemy. Powinniśmy wrócić dziś, najdalej jutro. Całuski. Uważajcie na Grubcia. Kacper i Paweł.
PS. Na razie nie informujcie mamy, zniknąłem całkiem oficjalnie. Wszystko wyjaśnimy jeszcze dzisiaj. Kurczak
– A mnie nie wzięli – powiedziałem gniewnie, oddając kartkę doktorowi Maciejowi. – Oni już wczoraj byli niewyraźni. Coś wiadomo więcej?
– Nie mogli cię wziąć, to chyba oczywiste, prawda? Ty jesteś potrzebny tu na miejscu. Nic więcej nie wiadomo. Uszatek mówi, że na razie za wcześnie na interwencję, nie zrobili nic karalnego, o wyjeździe poinformowali, choć nie uzgadniali tego bezpośrednio z nami. Paweł nie pierwszy raz znika z domu i zostawia kartkę na stole, na razie tak naprawdę nic się nie stało.
Dziwiłem się, że doktor Maciej tak lekko traktuje ich zniknięcie. Gdyby to była niewinna wycieczka, daliby mi znać albo poinformowaliby dorosłych. Muszą więc robić coś zabronionego albo przynajmniej coś podejrzanego. Ale co? Może pojechali na dziwki do Wrocławia? Taka możliwość przyszła mi do głowy pierwsza. Wzrok Kurczaka wpatrzonego w jakąś cipę z pornola i walącego przy tym z dużą lubością konia wciąż mnie ścigał. A że obaj chłopacy lubili jednak płeć przeciwną, to inna sprawa. Tylko która im da? Takim młokosom? To rozrywka dla trzydziestolatków. Poza tym gdzie? Już pomijam, że na dziwki trzeba mieć pieniądze i to wcale niemałe. No to w jakim innym celu? Nic mi nie przychodziło do głowy. O kradzieże czy włamania ich nie podejrzewałem. Niby po co? Rodzice Pawła i Kurczaka śpią na forsie, krzywda im się nie dzieje...
– Nad czym tak myślisz?
– Nad zdrajcami – wypaliłem. – Rozumiem, że chcieli się przejechać, rozumiem nawet, że beze mnie, ale dlaczego nic nie powiedzieli? Dlaczego nie mają do mnie zaufania? – byłem bliski płaczu.
– Jeśli chcesz znać moje zdanie, przyczyny są zupełnie inne i na pewno nie chcieli cię urazić. Wstawaj, bo na dole czeka cię ciąg dalszy tej rozmowy.
Akurat Macieja się nie wstydziłem, i tak widział bardzo dużo, Lekceważąc jego obecność wstałem z łóżka, bez gaci i z potężnym wzwodem i zacząłem się ubierać. Nie wiem, czy doktor Maciej nawet to zauważył, bo kierował się w stronę drzwi. W pokoju było jeszcze ciemnawo, zegar wskazywał w pół do ósmej.
Gdy wszedłem do kuchni, zgrabnie połączonej z jadalnią, zauważyłem, że przy stole oprócz Romualda i Marty siedzi Uszatek, w mundurze. Wyglądał jakby dwie noce nie spał i chyba rzeczywiście tak było, miał czerwone, podkrążone oczy i bladą twarz. Patrzyłem na niego wyłącznie z konieczności i było mi go bardzo żal.
– Dzień dobry – przywitałem się.
– A uszanowanie – odpowiedział Romuald. – Już chyba wiesz, co się stało, prawda?
– Wiem i zupełnie tego nie rozumiem – powiedziałem siadając do stołu i nalewając sobie herbaty.
– Nic ci nie mówili? – indagował Uszatek Senior.
– Kompletnie nic – odpowiedziałem. – Wczoraj nawet nie chcieli ze mną rozmawiać. Będzie ich wujek szukał?
– Na razie nie ma podstaw, bo się odmeldowali. Natomiast ja mam dla ciebie inną ważną informację. Dziś wracasz do Zagórze Śląskiego.
Wszystkie flaki podjechały mi do gardła i na moment zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Zatem zaczyna się ta akcja, o której nie wiedziałem zbyt wiele, poza tym, że ma być niebezpieczna. Przecież miała być jutro, a ja najchętniej odłożyłbym ją na przyszły tydzień i nawet na święty nigdy, gdyby nie chodziło o mojego ojca. Chyba nawet zrobiłem wystraszoną minę, bo Uszatek uśmiechnął się dobrotliwie.
– Nie będzie aż tak źle, będziesz przez większość akcji silnie strzeżony. A może nawet przez całą, zobaczymy. Teraz zjesz śniadanie, później idź na górę i się spakuj, a następnie zejdź na dół, dowiesz się więcej.
Usiłowałem opanować drżenie rąk biorąc do ręki kubek z herbatą. Śniadanie było pyszne, ale jedząc je czułem, jakbym jadł trawę. Dorośli o czymś tam rozmawiali, średnio to do mnie dochodziło, byłem skupiony głownie na tym, żeby jako tako wyglądać i nie zemdleć. Z czystego strachu ssało mnie w żołądek a każdy kęs w środku i każdy łyk herbaty witany był prawdziwą rewoltą. Zjadłszy co nieco poszedłem na górę się spakować. Dużo tego nie było, piżama, zużyta bielizna i jakieś pomniejsze drobiazgi. Przy okazji zauważyłem, że nie było rzeczy Kurczaka i Pawła. Dużo tego nie mieli ale jednak coś. Co raz mniej mi to wyglądało na niewinny wypad. Obrzuciłem pokój ostatnim, kontrolnym spojrzeniem i niechętnie zszedłem na dół.
Tym razem przy stole siedzieli doktor Maciej i Uszatek, Martę widziałem przez okno, szła w kierunku kurnika.
– Na pewno nie widziałeś czegoś, co mogło cię zaniepokoić? – mówił spokojnym głosem Uszatek.
– Ja wiem? Na jakieś dwa tygodnie przed śmiercią Mietek był jakiś zasępiony. Akurat byłem tutaj, dwa tygodnie wcześniej złapałem zapalenie płuc i przyjechałem się podleczyć. Przygotowywałem się do ważnego koncertu, potrzebowałem instrumentu i świętego spokoju. Mietek był jakby nieobecny duchem... Czekaj, coś mi się przypomina.
– No?
– Nie popędzaj mnie, coś tam kojarzę... – poprosił sięgając po dzbanek z kawą z ekspresu. Nie potrzebował jej, chyba tylko chciał zrobić coś z rękami. – Na jakiś tydzień przed wypadkiem do Mietka przyjechał jakiś gość. Facet w wieku mniej więcej trzydziestu lat. Siedzieliśmy wtedy tu gdzie teraz, na podwórko zajechało auto, o ile pamiętam, granatowe, ale marki nie podam, na pewno coś większego, zachodniego, może volvo, duży renault, może SAAB, może volkswagen. Miał ciekawy numer rejestracyjny, zaczynający się od WYJ, cyfr nie pamiętam, chyba na końcu była dziewiątka. Mam jakiś uraz do numerów kończących się na dziewięć, stąd zapamiętałem. Na jego widok Mietek zbladł, zapytałem go nawet, czy zobaczył ducha. Nawet się nie uśmiechnął, odpowiedział niewyraźnie coś, czego nie pamiętam. Facet zapukał, choć Mietek stał już w drzwiach, otworzył mu, przeszli przez kuchnię, a ten facet wpatrywał się we mnie jakoś tak dziwnie, jakby chciał zapamiętać moją twarz. Nic nie mówił, ale jego wzrok był tak nieprzyjemny, że aż się skuliłem w środku. Zniknęli na górze, nie powiem na ile, ale musieli gadać dość długo. I mimo, że jest dwoje drzwi wejściowych i można, jak wiesz wyjść drugimi, znów przeszli przez kuchnię i ten facet znów się na mnie gapił, mniej więcej tak samo.
– Poznałbyś go?
– Ja wiem? – zastanowił się Maciej. – To było dość dawno, w kuchni było ciemnawo, bo to był przecież grudzień... Ale pamięć do twarzy mam bardzo dobrą, jakbym dostał zdjęcie z tamtego czasu, to pewnie tak...
Uszatek sięgnął do teczki, wyciągnął plik zdjęć różnej wielkości, niektóre czarno-białe, inne kolorowe i rozłożył je przed Maciejem.
– O, nawet mój pacjent tu jest – uśmiechnął się Maciej. – Ale to nie ten – szybko dodał wpatrując się w inne zdjęcie. Było ich coś ze trzydzieści, może więcej... – Ten by nawet pasował, jest jednak starszy, niż był kiedyś. Widzisz ten pały pieprzyk na policzku? O, ten? – pokazał palcem. – Tamten też miał, dokładnie w tym samym miejscu. Poza tym owal twarzy się zgadza, nos, wargi, choć ma nieco inną fryzurę, włosy są dłuższe.
– Czy jesteś tego absolutnie pewny? – zapytał Uszatek tonem Huberta Urbańskiego z Milionerów. Był wyraźnie poruszony, więc albo to było spore zaskoczenie, albo wręcz przeciwnie, właśnie tej odpowiedzi się spodziewał.
– Powiedziałbym dziewięćdziesiąt osiem procent, z uwagi na czas, który upłynął od tamtej chwili, zawsze zostawiam sobie margines błędu.
– No dobra, to na razie tyle, teraz chodź ty, Michał. Mamy sporo do omówienia – kiwnął na mnie.
Pociąg przyśpieszony Wrocław – Kłodzko przez Sobótkę i Świdnicę dojeżdżał do sporej stacji Głuszyca i po chwili na zadaszony peron wysiadło kilka osób, w tym trzech nastoletnich chłopców z plecakami. Chyba wiedzieli, dokąd mieli iść, bo szybko skierowali się do wyjścia, a następnie żółtym szlakiem przeszli przez miejscowość, wstępując do klocowatego sklepu oznaczonego sylwetką przedpotopowego gada i zakupując w nim kilka paczek herbatników i puszek coli. Po krótkim posiłku przed sklepem nałożyli plecaki i udali się dalej, w stronę ciemnego, jesiennego lasu.
– Chyba nigdy nie odczepimy się od tego cholernego deszczu – gderał Kurczak, nakładając kaptur kurtki na głowę.
– Wbrew pozorom nie jest wcale tak daleko, jakieś czterdzieści pięć minut drogi. Na pewno jesteśmy w dobrym miejscu – przekonywał Kalle.
Droga, zmieniając się momentami w błotnistą ścieżkę, prowadziła dość ostro w górę i co raz to któryś z chłopaków lądował na tyłku na grząskim, błotnistym gruncie.
– Nigdy tam nie dojdziemy – wściekał się Kurczak, najmniejszy z nich, za to z największym i najcięższym plecakiem. Jednak nic nie trwa wiecznie i po blisko godzinie walki ze wszystkimi przeciwnościami, jakie czają się w górach, nawet tak łagodnych i pozornie bezpiecznych jak Góry Sowie, w pewnym momencie stanęli przy dużym, odpychającym włazem do bunkra.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 22:10, 19 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Jeszcze się nie znudziliście?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 22:19, 20 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
– To tu? Pewny jesteś? – zapytał Kurczak spoglądając na ziejące zimnem wejście do hitlerowskiego tunelu, kontrastujące z ciemnozielonym jesiennym lasem.
– Jak to, że tu stoję. Wszystko się zgadza, fakt, że padało, ale nie aż tak, by nie rozpoznać tego miejsca – Kalle nie dał się zbić z tropu.
– To co, wchodzimy?
– Nie bądź w gorącej wodzie kąpany – upomniał go Paweł, strząsając z siebie krople deszczu. Jeszcze żaden z chłopców nie odważył się przestąpić progu, jakby czuli respekt przed ciemną otchłanią. Na nic pocieszenia, że nie jest to jakaś zabójcza jaskinia w Azji, tu mogło być jeszcze gorzej.
– Nie tak od razu, musimy się najpierw przygotować, lepiej to zrobić przy świetle dziennym, bo przecież musimy oszczędzać baterie – Adam wolał grać bezpiecznie.
Rozpoczęło się wielkie grzebanie w plecakach, wyciąganie najpotrzebniejszych rzeczy. Na trzy osoby były tylko dwa kaski, więcej nie mogli znaleźć w przepastnej narzędziowni Romualda.
– Ten bez kasku będzie stal przy wejściu i ubezpieczał – zdecydował Adam, czym wywołał niemałą wrzawę. Nikt nie chciał zostać przy drzwiach. Najbardziej protestował Kalle.
– Jako jedyny wiem, dokąd iść, więc nie możecie mnie tu zostawić, zatem rozstrzygajcie między sobą.
Kurczak i Adam stojąc naprzeciw siebie w przybierającym gwałtownie deszczu rzucali wzajemnie zabójcze spojrzenia i Kalle pragnął tylko, by się nie odzywali do siebie. Kłótnia albo coś gorszego wisiały w powietrzu, wystarczyła tylko niewielka iskra.
– Panowie, spokojnie, jeden musi ubezpieczać całość.
– No dobrze, załóżmy nawet, że stanę i będę ubezpieczał, te walkie talkie niosą dość daleko, testowaliśmy je wczoraj z Adamem i na dwieście metrów się spokojnie łapią. Ale co ja mam zrobić, jak ktoś przyjdzie? Przecież oni go muszą odwiedzać, karmić. Mam spieprzać w krzaki? I co dalej? Przecież ja tu nie mam szans...
Wszyscy zaczęli rozumieć, jak bardzo nieprzygotowana mimo wszystko jest ich eskapada i kolejne błędy i niedopatrzenia zaczęły się mnożyć jak króliki na wiosnę.
– Nie – zaprotestował Kalle. – Po jakichś stu metrach jest zakręt w prawo i tam należy skręcić. Ty po prostu pobiegniesz prosto i zatrzymasz się po jakichś stu metrach. Tylko uważaj na podłoże, jest kamieniste i można się nieźle wyłożyć. A będziesz musiał uciekać po ciemku, innego wyjścia nie ma. Inaczej cię dorwą...
Atmosfera skoncentrowania i emocji prysnęła nagle, jeszcze przed wyłonieniem się pierwszego poważniejszego problemu. Chłopcy zdecydowali, że posilą się jeszcze, co chyba poprawiło im nieco humory, a kupione w sklepie prehistorycznego gada winogrona, znikające teraz w zawrotnym tempie, nieco dodały im animuszu.
– No to co? Komu w de temu ce. Kurczak, strzeż bram sezamu, tylko nie zwracaj na siebie uwagi...
Gdzieś tam w oddali chlupała woda, wnętrze było zimne i nieprzyjazne. Zostawiwszy jednego na wejściu, pozostali dwaj chłopcy poruszali się ostrożnie w szerokim, zimnym, , zbrojonym tunelu stąpając cicho, jakby bali się, że jeden głośniejszy krok może spowodować jakąś lawinę nieszczęść.
– Stój, mniej więcej tutaj jest odbicie na prawo, tam musimy skręcić – powiedział Kalle i sięgnął po wiszącą u pasa ultrakrótkofalówkę.
– Tu Grota, tu Grota, Kaczor słyszysz mnie? Roger that.
– Tu Kaczor, słyszę, nie drzyj się tak. U mnie ma razie czysto, nikogo, jak u was?
– Tu Grota, wszystko ok, jeszcze przed skrętem, bez odbioru.
Odbicie do korytarza znaleźli bez większego problemu, choć znajdowało się za niewielkim załomem i można je było przeoczyć. Ta część tunelu była o wiele węższa, choć również ostemplowana solidnymi legarami, które wytrzymały dziewięćdziesiąt lat w dobrym stanie. W powietrzu unosił się delikatny zapach stęchlizny. Paweł wyjął pudełko zapałek, zapalił jedną, następnie odpalił od niej niewielką świeczkę, a spokojny płomień unosił się pionowo do góry.
– Cholera, będzie coraz gorzej, tu w ogóle nie ma wentylacji – powiedział i ze złością zdmuchnął płomień.
– To już niedaleko, mniej więcej w tym miejscu słyszałem już te tajemnicze głosy – odpowiedział Kalle. – Hop hop!
Zaległa cisza. Obaj chłopcy szli teraz o wiele wolniej, na kamiennej drodze pojawiły się pierwsze kałuże.
– Możesz na mnie nie chlapać? – warknął Adam.
– Robię, co mogę. Ale ciii...
Nagle usłyszeli coś jakby łomotanie w ścianę. Co prawda w takich warunkach dźwięk rozchodzi się dziwnie, ale nawet mimo rozchodzącego się echa dźwięk był nawet wyraźny. Obaj stanęli jak na komendę i usiłowali zlokalizować miejsce, skąd dochodziło dudnienie, które, dość pechowo dla nich, właśnie ustało.
– Po lewej – zawyrokował Paweł. Zapaliwszy prowizorycznie umieszczoną na kasku lampkę zaczął badać ścianę, obmacując ją rękami. Kalle, idąc w ślady Pawła, robił to samo kilka metrów dalej. Nagle jego ręka wyczuła zmianę w ścianie, coś metalicznego i zimnego.
– Choć tu i mi poświeć – zażądał.
Nieznany metaliczny obiekt okazał się zmyślnie wmontowaną w ścianę zasuwę niewielkich drzwi. Paweł aż gwizdnął ze zdziwienia.
– Chyba mamy to, czego szukaliśmy – szepnął. Popukał w drzwi i usłyszał charakterystyczne echo. Chwilę potem znany mu głos odpowiedział mu coś, czego nie rozumiał. Teraz tylko otworzyć tę cholerną zasuwę... Paweł wysilał się, ale zasuwa nie poruszyła się nawet na centymetr.
– Daj to, tu siła nie wystarczy – powiedział Kalle i zdecydowanym ruchem odsunął Pawła. Poświecił na zasuwę, po czym wyjął swój szwajcarski nóż i podważył antabę. Drzwi puściły niespodziewanie łatwo i otwarły się, skrzypiąc niemiłosiernie. Muzyka dla moich uszu – pomyślał Paweł.
Pomieszczenie miało rozmiary salonu w typowym mieszkaniu w bloku, jakieś szesnaście metrów kwadratowych. Flesz latarki przeszył ciemność i powoli badał wnętrze. Przede wszystkim w nozdrza wdzierał się smród ludzkiego moczu. Ściany tego niezwykłego pomieszczenia były wymalowane na szaro. Na materacu pod ścianą leżał człowiek, którego ledwie dało się rozpoznać.
– Dzień dobry, wujku Remigiuszu – odezwał się Paweł. – Ponownie cię odwiedzamy.
Ale Remigiusz nie odpowiedział, leżał na pryczy i poruszył się niemrawo. Paweł poświecił mu na twarz, prawie szarą.
– Po co przyszliście? – powiedział cicho, ledwie słyszalnie, zachrypniętym głosem.
– No jak to po co? Zabrać cię stąd. Nie cieszysz się?
– Nie mam siły się ruszyć – odpowiedział Remigiusz bez entuzjazmu w głosie. – Jest mi niedobrze, ciągle wymiotuję. Obawiam się, że będziecie musieli mnie nieść na plecach... A najlepiej zostawcie mnie w spokoju, co się ma stać, to się stanie. I nie narażajcie siebie, to bardzo niebezpieczni ludzie. Nie mamy żadnych szans. No idźcie już... – zakończył prawie szeptem.
Pawła ta perora prawie ścięła z nóg. O ile w tamtej stodole Remigiusz prezentował jeszcze jakąś formę, tu widać, a i słychać było, że jest wycieńczony, załamany, a może coś jeszcze. Czyżby ten bandzior podał mu jakieś narkotyki? Zdjął plecak, poprosił Kallego o poświecenie i wyjął puszkę coca coli, którą z charakterystycznym sykiem otworzył i podał go Remigiuszowi. Powinno to go jakoś postawić na nogi – pomyślał i przypomniał sobie, że puszka coli zawiera jakieś dziesięć łyżeczek cukru. Remigiusz z trudem przyłożył zimną puszkę do ust i pociągnął łyka.
– Dają ci coś do jedzenia? – zainteresował się Kalle.
– Nie, zostawili dwa bochenki chleba, ale już mi się skończyły. I nie piłem nic od wczoraj... Macie coś do jedzenia?
– Kanapki, herbatniki, tabliczkę czekolady – odpowiedział Paweł.
– To dajcie mi trochę czekolady, to najszybsza energia.
Kalle wygrzebał z plecaka czekoladę, którą Remigiusz jadł wolno, z namaszczeniem, odrywając kostkę po kostce i delektując się smakiem.
– Jak mnie tu znaleźliście? – zapytał po chwili, kiedy czekolada zaczęła działać, dając pierwszego kopa energii.
– Byliśmy tu wczoraj, mój ojciec bada te lochy. słyszeliśmy pana krzyki – odpowiedział Kalle. – Co prawda nie rozpoznałem pana, a ojciec próbował mi wmówić, że to halucynacje słuchowe, podobno często pojawiają się w takich lochach. Wydawało mi się, że znam ten głos, ale trudno mi było do czegoś przypisać. Kiedy wczoraj wieczorem Kacper opowiedział mi o pana zniknięciu, od razu połączyłem kropki.
– A dlaczego nie powiadomiłeś policji? Choćby Uszatka? Przecież ta wasza wyprawa to czyste wariactwo i powinniście za to dostać po uszach.
– Uszatek jest zajęty ochroną doktora Macieja i jeszcze jakimiś innymi rzeczami, w ogóle go nie ma, nie da się go złapać przez telefon. Poza tym niech pan myśli logicznie. Sam by tu nie przyjechał, musiałby z kimś, a z tego co mówił, wynikało, że nie wszyscy, z którymi pracuje, są godni zaufania. Wujku nie wiesz, oni już próbowali ciebie odbić, jak przewozili cię z Niesłuchowa, ale wtyki tego zwyrola skutecznie pokrzyżowały mu plany. Inaczej ta cała sprawa byłaby dawno zakończona. Po co mielibyśmy ryzykować?
– Brzmi to logicznie, ale... – zasępił się Remigiusz. – On nie przestanie, dopóki nie zrobi tego, co planuje. Ja się obawiam, że nawet jak wam się uda mnie wyprowadzić, to tylko pogorszy sprawę... Macie jeszcze coś do picia?
Paweł podał mu puszkę tym razem z sokiem pomarańczowym i Remigiusz powoli wracał do sił, chyba jednak zbyt powoli jak na ich potrzeby, pomyślał Paweł.
– Teraz wujka przebierzemy, w tych lumpach nie da się wyjść nie budząc podejrzenia a później jakoś cię stąd wyprowadzimy i ściągniemy pomoc.
Po czym przystąpili do przebierania Remigiusza, który, mimo iż powoli nabierał sił, dalej był słaby, ledwie wstał i musiał opierać się o ścianę, by nie stracić równowagi. Paweł wyciągnął z plecaka paczkę wilgotnych chusteczek służących do mysia niemowląt i razem z Kallem przystąpili do mycia. Remigiusz nawet nie zaprotestował, kiedy Kalle zdecydowanym ruchem ściągnał mu majtki i wycierał mu podbrzusze.
– Tu Kaczor tu Kaczor – zaskrzeczała krótkofalówka. Tu już nie była tak dobrze słyszalna, poszczególne dźwięki zlewały się,
– Tu Kaczor tu Kaczor, odbiór.
– Tu grota. Gazik typu wojskowego pojawił się jakieś sto pięćdziesiąt metrów od wejścia. Obiekt znaleziony? Odbiór.
– Tu Grota. Tak, znaleziony.
– Tu Kaczor. Z gazika wyszedł mężczyzna, którego dobrze znamy...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 8:17, 21 Gru 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 22:26, 20 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Ktos to jeszcze czyta?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 97
Przeczytał: 5 tematów
Pomógł: 7 razy
|
Wysłany: Sob 7:00, 21 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Czyta , tylkoto czekanie na kolejne odcinki
Na pocztku jest Adam? Zamiast Pawla
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 8:16, 21 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Zmienilem mu imię. Ciężko się wprowadza zmiany na forum w starych odcinkach, jest też kilka innych. Wszystko będzie poprawione w e-booku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Maaten
Debiutant
Dołączył: 07 Gru 2024
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: PL
|
Wysłany: Sob 10:53, 21 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Czyta, czyta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|