Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Matnia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 993
Przeczytał: 42 tematy

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Czw 22:45, 31 Paź 2024    Temat postu:

stronę techniczną można zamówić, jasne kosztuje to, ale dostajesz plik gotowy do wydruku. wszędzie są male drukarnie, które nie tylko drukują ale i robią skład.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 22:07, 02 Lis 2024    Temat postu:

– Tak? To ja, zgadza się. Kto mówi? Doktor Galiński jest? Co to znaczy nie ma? Przecież on miał mieć dyżur. Jak to nie przyszedł? Ja mam wolne, cała okolica zalana, nawet nie wiem, czy dojadę do szpitala. Przecież jest cała masa ludzi z Wałbrzycha, doktor Lewińska, doktor Łęska, Adamiak... Przecież mówię, że będzie ciężko. Nie wiem, postaram się, ale mam wolny wóz, niepewny, nie na tę pogodę i ilość wody. Mogę być nawet za dwie godziny. Kto jest przy chorej? Jak to pani nie wie? Czy może mi pani dać kogoś z oddziału? – im dłużej ta rozmowa trwała, tym ojciec był bardziej zdenerwowany. Jeszcze chwila, a zacznie rzucać kurwami – pomyślałem. Coś tam było mocno nie tak...
– Dobrze, pojadę, niech Grzebieniewski przygotuje salę operacyjną. Do widzenia – zakończył ojciec chłodno i energicznym ruchem rozłączywszy rozmowę, rzucił telefon na pościel.
– Co się dzieje? – dobiegł nas zaspany głos doktora Macieja.
– Cholera wie, jakiś pilny przypadek, nie ma kto operować. Tylko to wszystko wygląda bardzo dziwnie. Nowa sekretarka ordynatora, pracuje dopiero trzeci dzień, nic nie wie, myli nazwiska, budynki. Poza tym to nie ona powinna w tej sprawie dzwonić, ale mówi, że wszyscy lekarze rozpełzli się po oddziałach, odpowiedzialni za ten bajzel są na intensywnej opiece.
– Spokojnie, nie denerwuj się tak, wszystko się wyjaśni – uspokajał go doktor Maciej. W tym momencie jego wzrok padł na nas, jakoś byliśmy dostrzegalni w tej kuchni. Ojciec zniknął za drzwiami na korytarz.
– Chłopcy, zróbcie kawy ojcu, niech nie jedzie tak na pusty żołądek...
– Gotowa, jeszcze zrobię jakieś kanapki – zaofiarował się Paweł.
– Nie będę nic jeść – krzyknął ojciec z przedpokoju – ale kawę chętnie wypiję.
Doktor Maciej zwlókł się z łóżka. Bez majtek.
Jego kształtny, długi i gruby członek malowniczo zwisał na bardzo dużych, ciemnych, porośniętych gęstym włosiem jądrach. No ładnie... Coraz ciekawiej się to robiło. Pewnie spostrzegł mój zdumiony wzrok, ale nie komentował. Szybko ubrał się, niechlujnie posłał łóżko, tak tylko, żeby nie robiło złego wrażenia. Jak by nie było, mamy gości. Trochę z żalem obserwowałem, jak jego imponujące genitalia nikną pod białą tkaniną drogich slipków Kelvina Kleina. Jak to się mawia? Striptiz z rana jak śmietana. Paweł chyba nawet nie zauważył tej sceny, a nawet jeśli widział, nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
– Chłopaki, cały dom zaraz będzie się budził, ubierzcie się i natychmiast zejdźcie na dół, przygotujemy jakieś śniadanie.
Poszliśmy zatem na górę. Po drodze na nasz podstryszek postanowiłem zajrzeć do Kurczaka i Kallego. Nie to, żebym miał jakieś podejrzenia czy coś, ale... Znali się zaledwie od kilku godzin, poza tym Kalle był chłopcem autystycznym o nieznanym dla nas repertuarze zachowań, cholera wie, co się mogło stać. Matka gadała o takich ludziach jak najgorsze rzeczy, choć ciekawe, czy choć raz w życiu widziała autystyczną osobę na oczy? Na pewno wszczepiła mi dużą dawkę nieufności. Zatrzymałem się przed drzwiami pokoju u zanim zapukałem, przyłożyłem na chwilę ucho. Cisza, nawet oddechów nie było słychać. Zapukałem cicho. Zaro reakcji. Zapukałem jeszcze raz, dalej cicho. Najciszej jak tylko potrafiłem, otworzyłem drzwi. W pokoju panował półmrok, bo zasłony były zasłonięte, Moje oczy powędrowały od razu na łóżko. I mało nie parsknąłem śmiechem... Kalle leżał na plecach, prawie w poprzek łóżka, w koszulce z krótkim rękawem i granatowych slipkach, głowa Kurczaka spoczywała na jego klatce piersiowej, a ręka na brzuchu, obok nich na pościeli spały dwa koty. Ciekawe, podobno autyści nie lubią kontaktu cielesnego z innymi ludźmi. Wyjąłem telefon, zrobiłem szybkie zdjęcie, bo scena była godna uwiecznienia, po czym chwyciłem Kurczaka za rękę i potrząsnąłem ją energicznie.
– Wstawajcie, ojciec jedzie do szpitala, będziecie potrzebni.
– Co mówisz? – Kurczak popatrzył na mnie nieprzytomnie i przecierał oczy. Powtórzyłem. – No dobra, już wstajemy.
Odszedłem od łóżka, podszedłem do okna, zdecydowanym ruchem rozsunąłem zasłony, po czym otworzyłem okno.
– Zamknij, bo piździ jak za cara – zaprotestował Kurczak.
– To się ubierz – odburknąłem i wychyliłem głowę przez okno. Dalej padał deszcz i ciemne, ołowiane chmury zasuwały całe niebo. To miejsce, które jeszcze wczoraj w nocy było zatłoczone i gwarne, teraz było idealnie pusto, tylko na poboczu drogi stał samochód, jednak z tej odległości trudno było dostrzec jego kolor i markę, a na samochodach jako takich to ja się nie znam. Co jakiś czas koło domu przejeżdżał samochód, co oznaczało, że sytuacja powodziowa dalej nie jest opanowana. Korciło mnie by wyjść i obejrzeć to jeszcze raz z bliska, tym razem w świetle dziennym. Dobrze, a;e co ja tam chcę zobaczyć?
– Zamkniesz w końcu to okno? – marudził dalej Kurczak. Odwróciłem się. Stal nagi i szamotał się ze slipkami. Coś za dużo tej golizny z samego rana.
– Już zamykam – odpowiedziałem i wycofałem się w kierunku drzwi. To, że przy okazji potrąciłem Kurczakowego siusiaka, już w majtkach, nie miało żadnego znaczenia. Kurczak uśmiechnął się.
– No nie krępuj się – powiedział zachęcająco. A może złośliwie, mój mózg rano nie pracuje zbyt dobrze.
– Teraz trzeba zrobić śniadanie, później pogadamy. Zejdź na dół i pomóż Pawłowi i doktorowi Maciejowi. Ja pójdę na górę się przebrać.
Wychodząc rzuciłem okiem na stół i zauważyłem leżące niedbale kolorowe czasopismo. Na okładce była goła baba i jakieś mniejsze rysunki, których w przelocie nie byłem w stanie dostrzec. Pornografia, to pewne. Ale co ona tu robi? Do kogo należy? Język był jakiś dziwny, na pewno nie polski, pewnie to pisemko Kallego. Ale kto w dobie internetu ogląda świerszczyki? I ciekawe, czy oglądali to razem? Nie wypadało mi teraz dociekać, pewnie później się dowiem.

Już na dole w drzwiach zderzyłem się z ojcem. Wyglądał mało przytomnie, zwłaszcza jego oczy, choć był umyty, ogolony, pachniał drogą wodą kolońską.
– No syneczku, jadę. Po południu powinienem wrócić. No daj pyska na pożegnanie – poprosił, a ja podstawiłem mu policzek. Poza ostatniej nocy z Pawłem, jeszcze nikt mnie nie całował. Matka? Zapomnijcie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mnie dotknęła z czułością, nawet nie po to, by poprawić coś w moim ubiorze. Pocałunek ojca był dziwny, ale przyjemny.
– Ojciec, popraw sobie kołnierzyk – poprosiłem, kiedy już się ode mnie oderwał.
Wkrótce na zewnątrz rozległ się warkot dychawicznego silnika malucha, z każdą sekundą coraz cichszy, aż w końcu zniknął. Wszedłem do salonu. Przy stole siedzieli już Sven i Liisa i o czymś żywo rozmawiali po szwedzku. Przywitałem się.
– Kalle i Kacper jeszcze śpią? – zapytali mnie.
– Budzą się – odpowiedziałem.
– Zjemy śniadanie i powoli będziemy się zbierać – powiedział Sven. – Pojedziemy od razu do Walimia, skoro już tu jesteśmy, stąd jest o wiele bliżej. Z tego co piszą na internecie, muzeum jest dziś czynne.
A niech sobie jadą dokąd chcą... Poszedłem do kuchni zobaczyć jak się sprawy mają ze śniadaniem. Wszystko było prawie gotowe i powoli zaczęło wjeżdżać na stół. Z głębi domu dochodziło coraz głębsze tupanie, to znaczy, że i Kalle i Kacper już są na nogach. Rozpoczynał się dzień.

Było już koło jedenastej i Finowie zbierali się do odjazdu. Oczywiście wymieniliśmy się adresami, padło sporo miłych słów, a pan Maciej z godnością pełnił rolę gospodarza.
– My się z panem skontaktujemy w sprawie tego penisa – powiedział Sven. Jadłem właśnie winogrona i jedno z nich dosłownie utknęło mi w gardle. Jakiego penisa? O co chodzi? Swoją drogą nie cierpię słowa penis, już wolę prącie. No ale po angielsku chyba nie ma innych określeń, a jeśli nawet są, to nikt w eleganckim towarzystwie nie będzie ich używał.
– Proszę bardzo, w prywatnej klinice będzie to do zrobienia. Mamy salę operacyjną, w której wykonywane są operacje niewymagające specjalistycznej aparatury. Tylko to trzeba będzie opłacić, to nie są jakieś przerażające ceny...
Nie dowiedziałem się dalszych szczegółów, bo pani Liisa poprosiła mnie, abym poszedł na górę i ściągnął Kallego, bo oni za chwilę muszą już wyjechać. Z moimi rękami mogłem istotnie pełnić co najwyżej funkcję kuriera i w ten sposób mnie wszyscy wykorzystali. Niechętnie po raz kolejny poszedłem na górę. Tym razem wszedłem bez pukania i od razu, na dzień dobry zdębiałem. I Kalle i Kurczak leżeli na łóżku, kotów tym razem już nie było, oglądali to czasopismo z gołymi babami i walili sobie konia, każdy swego. Obaj mieli gacie ściągnięte do ud. Zwróciłem uwagę na członek Kallego. Był długi, dłuższy niż mój i Kurczaka, jakiś taki blady, jak jego właściciel i był aż po czubek zarośnięty skórką. Nad członkiem miał jasne, krótkie włosy. Od razu zrozumiałem, o którym penisie, że użyję tego wstrętnego słowa, była mowa na dole. Obaj przestali sapać jak na komendę, popatrzyli na mnie pytająco, nie wypuszczając swych narzędzi z rąk. Kalle tak poprawił dłoń, żebym zbyt wiele nie zobaczył. Cóż, musztarda po obiedzie, co miałem widzieć, już zdążyłem zauważyć.
– Kalle, rodzice czekają na ciebie, już jedziecie – powiedziałem tak, jakby zupełnie nic się nie stało.
– Nie powiesz nic rodzicom? – zapytał błagalnie.
– A dlaczego mam coś mówić? Co ich to obchodzi? To od początku do końca twoja sprawa – uspokoiłem go.
– To daj nam jeszcze pięć minut, zaraz skończymy – poprosił Kurczak. Szczyt bezczelności, nie? No ale gdyby mi ktoś przerwał w takim momencie, też byłbym średnio szczęśliwy. Powiedziałem, że wrócę za pięć minut, wycofałem się i poszedłem na chwilę na podstryszek. W zasadzie byłem w tej chwili tak najarany, że gdyby nie te cholerne ręce, miałem konia gotowego do walenia. Za dużo tych bodźców i golizny dziś rano. Trzeba będzie poprosić Pawła albo Kurczaka, by mi ulżyli, skoro sam nie będę mógł sobie zwalić. A może zawołać Pawła? Bez przesady, z tym można zaczekać. Po pięciu minutach zszedłem znów do sypialni i, zgodnie z obietnicą, obaj byli już gotowi do zejścia.

Pożegnanie nie było zbyt łzawe, bo Finowie obiecali, że przyjadą w środę po południu się pożegnać już na dłużej. Kiedy tylko wyjechali, pan Maciej chwycił za telefon i dzwonił w różne miejsca. Z każdą rozmową był coraz bardziej zdenerwowany. W końcu z niechęcią schował telefon do kieszeni.
– Słuchajcie, zupełnie nie rozumiem, co się dzieje. Twój ojciec ojciec nie dojechał do szpitala.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 23:01, 03 Lis 2024    Temat postu:

– Jak to nie dojechał? – nie rozumiałem.
– No zwyczajnie. Najpierw zadzwoniłem do biura ordynatora, nikt nie odbierał. Później na oddział, mówią, że go tam nie ma i co gorsza, wcale miało nie być. Pytam więc, czy nie ma jakiejś pilnej operacji, na którą został wezwany. Teraz słuchaj – blok operacyjny jest zamknięty w tę niedzielę. Z tego co mówił twój ojciec, mieli przejąć jakąś pilną operację, ale nikt nie był w stanie niczego potwierdzić, zasłaniali się niewiedzą bądź jakąś bliżej nieokreśloną tajemnicą.
– Próbował pan zadzwonić do niego? Ja nie mam jego numeru.
– No właśnie próbowałem, jego numer nie odpowiada. Jest chamsko wyłączony. Nie ma szans, by się czegokolwiek dowiedzieć.
– To co teraz robimy? – zapytałem. W minutę odechciało mi się wszystkiego z seksem włącznie. Najchętniej położyłbym się na łóżku i płakał i pewnie za chwilę to zrobię. Długo się nacieszyłem ojcem... I to dokładnie w momencie, kiedy ta zerwana dawno temu więź między nami zaczęła się z wielkim trudem odbudowywać. Z tego pierwszego okresu pamiętam go jak przez mgłę, straciliśmy kontakt, gdy miałem cztery lata.
– Sam nie wiem. Najpierw spróbuję zgłosić zaginięcie na policję, o ile wiem, tu jest jakiś niewielki posterunek na kilka sąsiednich miejscowości. A później zobaczymy.
– No dobrze, a jak się nie znajdzie? – zapytał Paweł, który właśnie stanął w drzwiach. Starałem się nie myśleć o tym i byłem mu wdzięczny, że to on zadał to pytanie. Jednak wszystko mi podjechało do gardła i ścisnęło żołądek.
– Kilka dni będę mógł z wami zostać, bo w tym przypadku zawiezienie was z powrotem do Wrocławia to proszenie się o dodatkowe kłopoty, tam chwilowo jesteście spaleni. Dodatkowo twoja matka powinna jak najmniej wiedzieć o tym, co tu się dzieje. Wie, że jesteś u ojca, bardzo się jej to nie spodobało, ale nie miała nic do gadania, bo nie wystąpiła w odpowiednim czasie o ograniczenie praw rodzicielskich, zresztą wątpię, by to uzyskała, z reguły prawa rodzicielskie ogranicza się tylko w specjalnych, mocno uzasadnionych przypadkach. Dostała podpisany przez ojca papier, potwierdzony notarialnie, że na jakiś czas przejmuje opiekę nad tobą, ma do tego dokładnie takie same prawa jak ona. Zatem lepiej, byś został tutaj.
Nareszcie ktoś mi to wytłumaczył od początku do końca. Do tej pory byłem trzymany od tego z daleka i nikt nie chciał mi powiedzieć, na jakiej zasadzie to działa. Przecież matka mogła zgłosić moje zaginięcie i oni wtedy wszczęliby natychmiastowe poszukiwania. A matka potrafiłaby zrobić awanturę, była w tym nawet dobra. Tymczasem nic takiego się nie stało i dziwiło mnie to bardzo.
– A co w ogóle mówiła, jak się dowiedziała? – dociekałem.
– Nie było mnie przy tym, ja tylko dostarczyłem dokument Honoracie, a ona już załatwiała to bezpośrednio z twoją matką. Sprawa była tak oczywista, że nawet ten dupek ze służb nic nie poradził, choć próbował. Były telefony do szkoły i jeszcze kilka innych rzeczy. Musisz podziękować pani Honoracie, bo ona to wszystko załatwiła perfekcyjnie.
– Skromniś się odezwał – uśmiechnął się Paweł. – Przecież to ty wszystko załatwiałeś...
– Prawda, ale głównie na linii z twoim ojcem. Zresztą to o niego chodzi w tym wszystkim, wcale nie o ciebie, Michał.
– Jak to? – powiedzieć, że się zdziwiłem, to w tym wypadku nic nie powiedzieć.
– W skrócie tylko powiem, że to, że ten dupek ze służb poznał twoją mamę, nie ma ani grama przypadku. W ogóle w życiu tych ludzi niewiele jest pozostawione wyłącznie przypadkowi. On bardzo chciał ją poznać i poznał. Właśnie chodziło o ojca. Prawda jest taka, że ty mu później ułatwiłeś nieco... – w tym momencie przerwał. – Nie wszystko jeszcze jest jasne, lepiej dla ciebie, byś kilku rzeczy nie wiedział, zwłaszcza że my też wszystkiego nie wiemy.
– Tata, wezmę rower i przejadę się rozejrzeć – powiedział Paweł.
– Ja też chcę – zacząłem i zorientowałem się, że palnąłem głupstwo, bo wszyscy się roześmieli.
– Prawdę mówiąc wolałbym, abyście siedzieli w domu. Ale jeśli musisz, to możesz pojechać, ale jedźcie razem z Kacprem. Tu są dwa rowery, jeden ojca i jeden nasz. Tylko chłopcy uważajcie na siebie i nie daj Boże tracić jeden drugiego z oczu. Bierzecie obaj komórki i meldujecie się co dziesięć – piętnaście minut esemesem. Zrozumiano?
Obaj kiwnęli głowami i nie czekając, aż pan Maciej się rozmyśli, pognali do szopy i wyciągnęli rowery.
– Tylko ubierzcie się porządnie – przestrzegł ojciec. Ciekawe, w co się ubiorą, większość kurtek jest mokrych, w tym moja. Chwilę tłoczyli się w wąskim korytarzu i za niedługo widziałem przez okno, jak wyjeżdżają na drogę. Były to porządne rowery górskie z przerzutkami, o szerokich oponach, powinni sobie dać radę nawet na grząskim terenie.

– Może mi pan obejrzeć tę lewą rękę? – zapytałem pana Macieja, który był pogrążony wertowaniem w notesie. Czego on tam szuka?
– Pewnie, że mogę, a co jest z nią nie tak?
– Swędzi i boli i to coraz bardziej. Wczoraj mogłem jeszcze ruszać palcami, dziś to jest gorące, piecze i każdy ruch powoduje u mnie dreszcze.
– Pokaż to i nie mów do mnie "proszę pana" – uśmiechnął się. – Możesz mówić do mnie wujku, tak jak moi synowie mówią do twojego ojca. Trochę naciągane, ale to lepsze niż ten sztuczny Wersal. Możesz "wujku Maćku" ale wolałbym, byś nie mówił "wujku Macioro", zwłaszcza przy innych. Brzmi to po prostu koszmarnie...
Nie do śmiechu mi było, ale jednak się roześmiałem.
– Skąd ta maciora?
– Długa historia i kiedyś ci ją opowiem, Maciorą byłem zawsze od jakiegoś czternastego roku życia. No bo jak nazwać Macieja Maciejewskiego? Maciora do kwadratu, nie? Ale teraz daj tę łapkę, obaczymy.
Usiadłem obok niego i przez chwilę rozkoszowałem się jego bliskością. Działał na mnie kojąco, uspokajająco, gdyby nie on, pewnie leżałbym na łóżku i histeryzował. Tymczasem doktor powoli i ostrożnie rozwijał mi opatrunek sprzed dwóch dni. Ostatnia warstwa była ściśle przyklejona do skóry i jej oderwanie przyniosło mi sporo bólu. Popatrzyłem na to i od razu zrobiło mi się niedobrze.
– O cholera – zaklął pan Maciej. – Przecież to jest zakażone. Trzeba koniecznie ci podać antybiotyk. Poczekaj, zobaczymy co ma twój ojciec w apteczce.
Wyszedł z pokoju i poszedł czegoś szukać. Już na spokojnie popatrzyłem na paprzącą się ranę. Skąd to się wzięło? Chyba wiem, od tego jedynego samodzielnego wyjścia do toalety w nocy, kiedy opatrunek nieco mi się zluzował i chyba kilka kropel z członka padło na ten opatrunek. Cóż, widać inaczej być nie mogło. Tymczasem w hallu znów było słychać kroki pana Macieja, który następnie wkroczył z całym naręczem tabletek, środków opatrunkowych i podobnych rzeczy.
– Jest jakaś penicylina, osiem tabletek, dokupi się do pełnej serii. Zaraz ją weźmiesz. Teraz daj tę rękę, oczyszczę ci tę ranę, osuszę i założę opatrunek. Twój ojciec jest nieźle zaopatrzony w te rzeczy. U mnie to jak w przysłowiu że szewc bez butów chodzi – roześmiał się.
Doktor zabrał się do roboty w fachowy sposób, mimo bólu, jaki w takich sytuacjach jest nieunikniony, przyjemnie było patrzeć na jego zręczne i precyzyjne ruchy. No cóż, palce zawodowego pianisty. Nic dziwnego, że gdy zrezygnował z kariery muzycznej, przerzucił się na chirurgię. Gdybym miał kiedyś w życiu być operowany, to tylko przez niego. A i o jego wiedzę mogłem być spokojny. Wyznałem mu, jak mogło dojść do zakażenia.
– To już nikt ci nie chce fiutka wyjąć? Takie wstydliwe dziewice w tym domu? Chyba będzie kogoś porządnie opierdolić.
Bardzo chciałem zobaczyć jak pan Maciej kogoś opierdala. To jest tak jak Zośka wydawał rozkazy podczas II wojny światowej: "czy byliby panowie łaskawi wysadzić ten most?" Mogłoby to być ciekawe widowisko, bo jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo tak łagodnego jak pan Maciej. Tymczasem kończył opatrunek i chyba będę musiał go poprosić, by mnie wysikał. Chłopaków nie ma, choć meldują się esemesami, jak mieli przykazane, przynajmniej na razie jeden problem z głowy. Gorzej, że po pierwszym szoku znów byłem pobudzony i sztywny członek cisnął mi się w gaciach. No ale on już go widział w takim stanie, nie będzie większej siary, jak to mówią moi koledzy.

– Pomoże mi pan w toalecie? Teraz to już nawet próbować nie mogę.
– No pewno – odpowiedział spokojnie. – Urologa to nie zaszokuje.
Poszliśmy do toalety, gdzie pan Maciej zręcznie wyjął moją sztywną parówę i skierował ją w stronę muszli klozetowej.
– Chłopaki ci pomagają? – zapytał, a ja do końca nie wiedziałem, o co mu chodzi. Jego miękkie, ciepłe palce jeszcze bardziej mnie podniecały. Pan Maciej otrząsnął mi małego, po czym ściągnął mi napletek. Zauważyłem, że całą żołądź wygląda nieco inaczej.
– Ty bierzesz dapagliflozin na tę cukrzycę, prawda?
Potwierdziłem skinieniem głowy.
– Nikt ci nie mówił, że przy tym leku musisz codziennie myć kuśkę?
– Mówili, ale...
– Poczekaj, umyjemy ptaszka.
Przygotował miskę ciepłej wody, poszedł po gaziki i jakieś inne rzeczy, po czym zsunął mi spodnie aż do kostek i zaczął się pastwić nad moim przyrodzeniem. Polał go ciepłą wodą, nasmarował pianką i ścierał ją jakąś białą tkaniną. Wszystko było robione systematycznie, według planu i delikatnie. Zbyt delikatnie jak na moje chwilowe potrzeby. Pod podbrzusze zaczęły napływać znane mi coraz gorętsze fale, robiło mi się coraz przyjemniej i kiedy pan Maciej powoli kończył czynność,trysnąłem mocno i porządnie, aż mi pociemniało w oczach. na szczęście nie zemdlałem.
– Chyba będę musiał pogadać z chłopakami, by cię nie zaniedbywali – roześmiał się. – Jesteś wyjątkowo pobudliwy i nie widzę w tym nic złego, żeby od czasu do czasu pomogli ci pozbyć się tego napięcia.
– A zdarzyło się panu, że pacjent wytrysnął podczas jakiegoś zabiegu?
– Zdarzało się, choć o wiele częściej, kiedy wykonuje to kobieta, to jest chyba oczywiste – uśmiechnął się. – Miałem kiedyś takiego pacjenta, który w ogóle wytrysnął po raz pierwszy i myślał, że to część jego choroby. Zacząłem z nim rozmawiać i okazało się, że był zupełnie zielony w tych sprawach, on w ogóle nie wiedział, do czego służą te części ciała.
– Gdzie się taki uchował? – zdziwiłem się.
– A gdzieś pod Trzebnicą – odpowiedział pan Maciej, sprzątając po wymuszonym potrzebą chwili zabiegu. – Musiałem mu krok po kroku wszystko wytłumaczyć. W ogóle tam była dziwna sprawa, jego rodzice byli bardzo religijni, w ogóle musiał się kąpać w majtkach, bo bez gaci to wstyd, no i dorobił się poważnej infekcji, która mało go nie wysłała na tamten świat. Teraz jest w wieku Pawła, ma się bardzo dobrze...
Ten ciekawy monolog przerwał natarczywy sygnał dzwoniącego telefonu. Pan Maciej oderwał się od porządków w łazience, wyjął telefon z kieszeni i popatrzywszy, kto dzwoni, odebrał połączenie. Byłem tak blisko niego, że z miejsca rozpoznałem głos Pawła. Ojciec słuchał uważnie dość długiej perory, a na jego twarzy widziałem coraz większe zdenerwowanie.
– Dobra, zaraz tam pojadę.
– Co się stało? – zapytałem, kiedy pan Maciej rozłączył rozmowę.
– Chłopcy znaleźli tego żółtego malucha, którym twój ojciec wyjechał do szpitala.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
boczny członek
Dyskutant



Dołączył: 24 Paź 2014
Posty: 60
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 0:25, 04 Lis 2024    Temat postu:

Jak się dobrze zakrecić, to władzę rodzicielską można odebrać zupełnie za nic, wystarczy, że baba podkręci sąd. Coś słaba ta mamuśka była. Chyba że jej niezbyt chciała, bo liczyla, że ojciec da sobie spokój.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 12:12, 04 Lis 2024    Temat postu:

No raczej nie. Zgodnie z pewną prawniczą stroną " działania takie, jak porzucenie dziecka, głodzenie, nadużywanie alkoholu oraz uchylanie się od świadczeń alimentacyjnych. Nie każde zaniedbywanie dziecka, jest jednak wystarczającym powodem odebrania praw rodzicielskich". Zaniedbywanie się w obowiązkach, brak kontaktów to słabe przesłanki, sąd musiałby być ślepy, głuchy albo przekupiony. Niczego nie sugeruję Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 21:42, 04 Lis 2024    Temat postu:

kilka dni przerwy, i tak nikt tego nie cyzta

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 20:56, 09 Lis 2024    Temat postu:

Oj czyta, czyta i to z wypiekami na twarzy. Właśnie doczytałem już wszystkie dostępne części i jestem podekscytowany i z niepokojem czekam co się dalej wydarzy. Naprawdę bardzo wciągająca powieść. Wielkie dzięki za to co robisz, jesteś super gość.
Powrót do góry
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 21:39, 09 Lis 2024    Temat postu:

a dziękuję Smile Może jutro coś się napisze...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 22:10, 10 Lis 2024    Temat postu:

– Pojedziemy zobaczyć? – zapytałem, choć co mi to da? Przecież wiem, jak wyglądało to auto, a ojca jak nie było, tak przy nim nie będzie. Prawdę mówiąc nie chciało mi się ruszać, obie ręce mnie bolały, jeszcze odczuwałem trudy kilku ostatnich dni.
– Pewnie, ubierz się, byle ciepło.
Jeszcze dwa dni tego deszczu i w tym domu nie będzie żadnej suchej kurtki. Co wziąłem do ręki to było mokre albo co najmniej wilgotne. W końcu znalazłem jakiś suchy chałat, nawet nie wiem, czyj. Ubrałem się, wyszedłem z domu i czekałem przy samochodzie doktora. Ten pojawił się za kilkanaście minut. Co on tam robi? – zaniepokoiłem się. Schroniłem się pod daszkiem werandy, przecież nie będę tak moknął. Wydawało mi się, że słyszę niewyraźny głos doktora.
– A jak to jest jakaś pułapka? – przyszło mi do głowy zanim pan Maciej ruszył.
– Może być tak jak mówisz, choć wątpię. Nawet mi to nie przyszło wcześniej do głowy. Nie sądzę, by podejrzewali, że tak szybko będziemy go szukać. O ile dobrze myślę, operacja była obliczona na więcej niż jeden dzień. To moim zdaniem wyglądało inaczej, zasadzili się na niego w jednym miejscu, zatrzymali auto i przejęli kierowcę... A co do pułapki, jesteśmy chronieni. Nie mogę powiedzieć co i jak, ale jeśli mnie się coś stanie, to wiadome służby będą powiadomione natychmiast.
– Przecież on jest ze służb... Nic nie rozumiem.
– Są służby i służby. Ja też mam swoje dojścia i to dość wysoko. Nie jest możliwe być lekarzem z wieloletnim stażem i nie znać ludzi. Nie jesteśmy bez szans, to na pewno.
Minęliśmy ostatnie zabudowania Zagórze Śląskiego, później niewielki przysiółek i wjechaliśmy w złotozielony las. Droga zaczęła piąć się pod górę i momentami zamieniała się w rwący potok. Ciekawe, jak oni na tych rowerach dali sobie radę. W pewnym momencie droga skręciła mocno w prawo, a na samym środku tego łuku dobijały do niej dwie leśne, gruntowe drogi. Tam właśnie stał żółty maluch z otwartymi drzwiami, a w nim siedzieli Paweł i Kurczak, a ich rowery były oparte o okoliczne drzewa.
– Ruszaliście tu coś? – zapytał pan Maciej po krótkim przywitaniu.
– Nie, nic – zapewnił go Kurczak. Tylko weszliśmy do środka, bo strasznie lało.
Mógł sobie podarować tę uwagę, od trzech dni chyba nie było bezdeszczowego momentu. Pan Maciej przyglądał się drodze, dość sfatygowanej przez opady, niemniej jednak coś się chyba dało z tego odczytać.
– Na logikę przyjechali jedna z tych dróg leśnych, tu zagrodzili drogę i przejęli twojego ojca, a następnie pojechali asfaltem do Dziećmorowic i dalej Wałbrzycha. Nie ma śladów zawracania, a, patrzcie, tu są jeszcze widoczne koleiny i ślady opon. Tu są nawet ślady stóp, tylko tak niewyraźne, że nic nam nie dadzą. Poza tym przy tym deszczu za pół godziny ich już nie będzie – powiedział, wyjął telefon komórkowy i robił zdjęcia.
Sprawdzenie samochodu też nie przyniosło żadnych rezultatów. Ojciec miał to auto od kilku dni, nie było tam żadnych należących do niego rzeczy.
– Nic tu po nas – zdecydował pan Maciej. – Paweł i Kacper, wracajcie już do domu, tylko uważajcie po drodze.
– A wy? – zdziwił się Paweł.
– My dojedziemy za jakiś czas – obiecał doktor. – Jak wrócicie do domu, zajmijcie się przygotowaniem jakiegoś obiadu. Nie bawcie się w jakieś kuchenne rewolucje, obierzcie ziemniaki, możecie zrobić schabowe, schab jest w zamrażarce, dzisiaj widziałem.

Dokąd jedziemy? – zapytałem, kiedy wyjechaliśmy z lasu i przez Dziećmorowice jechaliśmy w stronę Wałbrzycha.
– Pojedziemy do szpitala. Znam tam jednego lekarza, jestem z nim umówiony.
– Długo tam będziemy?
– Zależy. Nie sądzę by dłużej niż pół godziny. Może czterdzieści minut. W sam raz na tyle długo, by nasze asy światowego kucharzenia przygotowały nam ucztę jak u Wierzynka – uśmiechnął się.
– Już to widzę... Jak wszystkiego nie przypalą, to już będzie sukces.
Szpital mieścił się na Piaskowej Górze, na północy miasta i musieliśmy w strugach znów ostro lejącego deszczu przejechać całe centrum. Jak żyję, nie widziałem bardziej rozlazłego miasta. W końcu dojechaliśmy. Doktor Maciej wykonał telefon i poinformował, że już dojechaliśmy.
– Mamy poczekać w restauracji głównego budynku. Jest tam jakaś kanciapa dla pacjentów, którzy nie lubią szpitalnego żarcia i odwiedzających.
Szpital był nowy, choć zupełnie inny niż ten w Świdnicy. Wszystko jedno, szpitale działają na mnie przygnębiająco, mimo że rzadko tam bywam. Może ze trzy razy w życiu. Kanciapa była niedużą salą z bufetem, dość zatłoczoną. No tak, niedziela, popularny dzień odwiedzin. Lepiej tu niż przy łóżku.
– Zamówić ci coś?
– Może kawę – poprosiłem. Byłem ciekaw, czy kupi tak młodej osobie, ale nie miał żadnych obiekcji. Po chwili pachnąca, parująca kawa w niewielkiej filiżance stanęła przede mną. Gdyby tak to zobaczyła moja matka... Miałem absolutny zakaz picia kawy, bo trucizna, a herbatę mogłem pić tylko z jednego woreczka i to jeszcze parzonego podwójnie. Widać, ż|e nastały dla mnie lepsze czasy. Popijałem czarny napój i podziwiałem panoramę wzgórz przez szerokie okno, gdy dosiadł się do nas mężczyzna w średnim wieku, ze starannie utrzymaną brodą i wąsami, szczupły i niejako kontrastującym z masywnym panem Maciejem. Był ubrany w niebieski kostium z przypiętym do niego identyfikatorem, na którym wyczytałem tylko "doktor pulmonolog Andrzej Rawski". To pewnie taki od płuc. Pan Maciej wstał i powitali się niedźwiedzim uciskiem.
– To jest Michał, syn doktora Strzyżyka – przedstawił mnie.
– Andrzej jest moim dobrym kolegą ze studiów i pracuje z twoim ojcem, tylko na różnych oddziałach.
Doktor Rawski uśmiechnął się do mnie miło, tymczasem pan Maciej pokrótce streścił sytuację i nie powiedział wiele więcej, niż bym do tej pory wiedział. Może jakieś nieistotne drobiazgi.
– W ewidentny sposób chodzi o doktora Strzyżyka, tyle, że dokładnie nie wiemy, o co. Jakieś podchody pod jego syna, śledzenie, zostawianie podsłuchów, lokalizatorów... Musieliśmy go wywieźć, myśleliśmy, że tu będzie bezpieczny, tymczasem... ginie sam Adam. Czy doktor Strzyżyk nie miał ostatnio kłopotów w szpitalu?
– Chyba nie – wyraził się doktor Rawski z powątpiewaniem. – To znaczy jakieś pół roku temu miał dwie operacje, które nie wyszły, ale Izba Lekarska nie dopatrzyła się żadnych zaniedbań.
– Pamiętasz może jakie?
– Jedna to sześćdziesięcioletnia kobieta z rakiem pęcherza, umarła dosłownie na stole operacyjnym. Tam już nie było co zbierać. Drugi zaś przypadek był zastanawiający. Młody, trzynastoletni chłopiec operowany na stulejkę i spodziectwo. Michał, wiesz co to?
– Stulejka tek, ale to drugie...
– Wada prącia, taka, że ujście cewki moczowej nie znajduje się na czubku, a pod. Nie widziałem tego, prawdę mówiąc wolę cipki – tu uśmiechnął się lubieżnie – ale Adam mówił, że był to dość skomplikowany przypadek. Operacja ponoć wyszła, ale później doszło do krwotoku wewnętrznego, ledwie go opanowano to przyplątało się zakażenie, później sepsa i młodziaka nie dało się uratować. Na pewno nie od moczu, on był cewnikowany. Zawsze jest tragedia, jak na oddziale umiera dziecko, choć tego chłopaka nikt nie lubił, a zwłaszcza pielęgniarki. Obrażał je, jedną usiłował złapać za cycki, ponoć w nocy został złapany na oddziale żeńskim. Nie wnikam po co...
– Pamiętasz może nazwisko tego chłopca?
– Nie – doktor Rawski zawahał się trochę i pomieszał łyżeczką w swojej prawie pustej filiżance – ale jest do zdobycia. Postaram się je wywlec.
– A powiedz jeszcze, macie jakąś nową sekretarkę na urologii? Adam klął dziś, że jakaś młoda pinda, nie zna ludzi i nie daje sobie rady...
– Nie mój oddział, ale jak chcesz, popytam i jeszcze dziś do ciebie zadzwonię. Wracasz do Wrocławia?
– Nie, w tym wypadku muszę zostać z chłopakami. Jest niebezpiecznie i trzeba ich pilnować.
– Jednego mogę zabrać, jak masz za dużo inwentarza – roześmiał się. – Mój babiniec w domu będzie zachwycony, zawsze to ktoś, kto nosi spodnie.
– Żartujesz, mam nadzieję?
– Nie, mówię jak najbardziej serio. Jakby coś, to dzwoń. jest jeden wolny pokój, zawsze go można tam położyć.
– A gdzie teraz mieszkasz? Bo coś ostatnio mówiłeś, że się przeprowadziłeś?
– W Jedlinie-Zdroju, niedaleko was.
Spotkanie dobiegło końca, doktor Rawski zerkał co rusz na zegarek i widać było, że się śpieszy, w końcu był w pracy. Dopiliśmy nasze napoje i wkrótce wyszliśmy na parking.

Gdy przejeżdżaliśmy przez polanę, pierwsze co zauważyliśmy to zniknięcie żółtego malucha. O cholera... Przecież to nie szpilka. Doktor Maciej też się zdenerwował, znów nie obyło się bez niewielkiej wizji lokalnej, szukania śladów...
– Jedziemy do domu, nic tu po nas – zdecydował. – Pojechał szosą, nic tu już nie wymodlimy.
Wściekli załadowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w stronę domu. O ile do tej pory byłem tylko zdenerwowany, teraz balem się a strach ściskał mi żołądek i mało nie zwymiotowałem. Zauważył to doktor Maciej i podkręcił prędkość. Auto chlapało, woda stawiała opór, ale jakoś posuwaliśmy się do przodu. Byliśmy już prawie pod domem, kiedy nagle mignęła mi jakaś żółta plama, która powiększała się z każdym metrem.,.. Maluch stał przy domu.
– Co to auto tu robi? – zapytał doktor Maciej głosem niewróżącym nic dobrego.
– A przyjechaliśmy nim – odparł beztrosko Paweł.
– Jak to przyjechaliśmy? A skąd kluczyki?
– Były w stacyjce, nie zauważyłeś? Załadowaliśmy rowery na tylne miejsca, maluch co prawda tylnych drzwi nie ma, ale jakoś wpakowaliśmy je...
– A skąd ty umiesz jeździć autem? – pan Maciej podejrzliwie popatrzył na syna.
– Ja? Nie umiem. Ale Kurczak jeździ jak stary rajdowiec...
– Mało zawału przez was nie dostaliśmy – roześmiał się pan Maciej. – Co nam ugotowaliście, bo już jestem głodny.
– Gulasz z kopytkami, będzie za jakieś pół godziny. Jeszcze surówkę trzeba zrobić...
Z zazdrością patrzyłem jak Kurczak i Paweł uwijają się w kuchni. Czyżby między nimi do czegoś doszło? Niemal odruchowo popatrzyłem na to miejsce w męskiej anatomii chłopaków, które mogłoby o tym świadczyć, ale nie dopatrzyłem się niczego podejrzanego. Może po prostu się lubią... Zresztą Kurczak był trochę bardziej towarzyski niż ja. A może przesadzam z tą zazdrością? Przez moment wolałem na to nie patrzeć, wycofałem się z kuchni. Gdy przechodziłem obok drzwi wejściowych zauważyłem, że na wycieraczce przy drzwiach wejściowych leżała biała koperta, na której bylo widać krople deszczu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 20:31, 11 Lis 2024    Temat postu:

Odłożyłem ją na chwilę i poszedłem się położyć. Byłem po prostu wściekle wkurzony na chłopaków, trochę bez powodu ale... oni się nawet ze mną nie przywitali. Nie zauważyli, nie powiedzieli "cześć", nie opowiedzieli o samochodzie. O, tak się bawić nie będziemy. Dodatkowo jeszcze nie zszedł ze mnie niepokój po tej rozmowie w wałbrzyskim szpitalu. Zatem polowali na mojego ojca i to miało mieć coś wspólnego z jakąś nieudaną operacją. No dobrze, ale jak to ma się do mnie? Do matki, do jakiegoś ubola z Wrocławia? Nic z tego nie rozumiałem. Dlaczego to mnie śledzili? Przecież ja z ojcem miałem niewiele wspólnego. Z tego wszystkiego położyłem się na łóżku i rozpłakałem. Pewnie zasnąłem, bo ocknąłem się, gdy ktoś zapukał do drzwi. Chromolę, niech sobie pukają do końca świata. Postanowiłem w ogóle się nie odzywać. Ten ktoś zapukał ponownie. Nie, dajcie mi spokój. Nie, niech idzie w cholerę. Po którymś z kolei pukaniu pukający nacisnął klamkę.
– Grubcio co ty...
To oczywiście Kurczak. Początkowo znieruchomiał, a gdy początkowy wstrząs moją zaryczaną twarzą minął, podszedł do łóżka.
– Grubcio, co wyprawiasz? Co się stało?
– Ja? – specjalnie powiedziałem to przeciągle. – To raczej powinienem zapytać, co wy odpierdalacie? Wchodzę do kuchni, nawet na mnie nie popatrzeliście, o dzień dobry nawet nie wspominając. Nawet na mnie nie popatrzyliście. Dajcie mi święty spokój i odpieprzcie się ode mnie!
W miarę mówienia nakręcałem się coraz bardziej, przy ostatnim słowie aż zabolały mnie struny głosowe. Byłem autentycznie wściekły, prawdopodobnie cała sytuacja mnie wykończyła. Rzuciłem się na łóżko i zacząłem wyć. Myślałem, że w tej sytuacji Kurczak sobie pójdzie, ale nie doceniłem go. Kurczak spokojnym krokiem podszedł do łóżka i usiadł przy mnie. Jakiś czas milczeliśmy.
– Czy ty nie jesteś aby przewrażliwiony? Po co mamy ci mówić dzień dobry, skoro widzieliśmy się dwie godziny wcześniej tego samego dnia? A co do patrzenia, chyba lepiej patrzeć, by się nie przypalało w garnku? Ty naprawdę myślałeś, że przestaliśmy cię lubić?
W myśl konwencji, która się utarła, o pewnych rzeczach nie mówiliśmy głośno. Przecież nie powiem "zdradzacie mnie", bo żeby kogoś zdradzać, chyba trzeba go najpierw kochać, prawda?
Łzy mi leciały coraz bardziej. Kurczak oczywiście miał rację, niepotrzebnie robiłem z siebie zgwałconą dziewicę, ale teraz, kiedy wcięło ojca, mój nastrój dramatycznie szorował po dnie.
– Suń się – zakomenderował Kurczak i wgramolił się na łóżko. Był teraz obok mnie, w pozycji półsiedzącej. Ręka objął moją głowę i delikatnie głaskał.
– Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Lepiej opowiedz, czego się dowiedzieliście w mieście, na razie to ważniejsze.
Zmieniłem tak pozycję, że teraz leżałem między nogami Kurczaka, a moje głowa spoczywała na jego podbrzuszu. Uchem wyczułem jego nabrzmiewający członek. Opowiedziałem całą rozmowę z doktorem Rawskim i inne wrażenia z wałbrzyskiego szpitala.
– Pewnie będziemy jeszcze o tym mówić i to do upojenia – skwitował Kurczak. – Sytuacja będzie się rozwijać.
I znów cisza. Stojący członek zaczął mnie uwierać w ucho, więc zmieniłem położenie głowy tak, że teraz znajdowała się w pachwinie, a jego wybrzuszenie wprost przed moimi ustami. Nosem drażniłem go i wchłaniałem jego zapach. Niestety, nie miałem rąk do manewrowania. Przesunąłem głowę w kierunku pępka i wciskałem język pod pas od jego dżinsów. Byłem ciekaw, co zrobi. Minęła może minuta, już lizałem jego spodnie od wewnątrz, kiedy ruszył się, odpiął pas a następnie rozporek. Przed sobą miałem białą tkaninę jego slipek i dobiegający od niej charakterystyczny Kurczakowy zapach. Po tym wybuchu nerwów tego mi było potrzeba, zapach dawał odprężenie i przyjemnie uderzał do głowy. Z drugiej strony byłem nieco stremowany, do tej pory jego kuśkę miałem tylko w ręce. Pozwoli? Nie?
– Oślinisz mi całe spodnie i gacie – powiedział cicho i jednocześnie nie zrobił nic, by tak się nie stało. Niech żyje konsekwencja. Odczekałem chwilkę i wsunąłem język pod majtki, i tam czekała mnie natychmiastowa kolizja z ciepłym, obłym obiektem. Usłyszałem tylko głęboki oddech Kurczaka, który natychmiast roztrzaskał się o moją twarz. Eksplorowałem szczelinę między jego członkiem i podbrzuszem, ciągle jeszcze licząc się z negatywnymi reakcjami. Jednak widząc, że one nie następują, zmieniłem położenie języka i również językiem ściągnąłem mu napletek. Było mi przyjemnie i coraz spokojniej. Kurczak coraz bardziej sapał i rozumiałem z tego, że kupił tę zabawę i teraz mogłem zrobić, co chcę. Nie chciałem wiele, po chwili delikatnie ssałem jago główkę, co jakiś czas wprowadzając do ust całość aż do włosków.
– Już! Puść! – poprosił Kurczak. Po konwulsjach jego członka wiedziałem, że zaraz nastąpi koniec. I rzeczywiście, Kurczak trysnął, jak wyprowadzałem jego narząd z moich ust. Oczywiście musiał mnie strzelić w oko...
– Ale fajnie było – szepnął.

– Chłopaki, obiad! – Krzyknął Paweł na dole schodów. Liczyłem na jakiś rewanż Kurczaka, parówa mi wprost płonęła, ale niestety nie tym razem. Kurczak szybko starł mi twarz i schował swojego wała tak, by nikt nie zauważył, choć sądzę, że gdyby zobaczyli, nikt specjalnie by się nie zdziwił. Zeszliśmy do salonu. Doktor Maciej zauważył moje podkrążone oczy i pogłaskał mnie po głowie.
– Tylko spokój nas uratuje. Siadajmy i jedzmy.
Kurczak i Paweł nałożyli na talerze apetycznie wyglądający gulasz i zabraliśmy się do jedzenia. Trzeba uczciwie przyznać, że wyszedł im pierwszorzędny. Tym razem karmił mnie pan Maciej i była to niejako wartość dodana tego obiadu. W ogóle gdyby nie on, pewnie już dawno bym się załamał.
– Ja się zastanawiam, czy jak nas nie było, ktoś nie założył podsłuchu – powiedział głośno Paweł.
– Nie sądzę – odpowiedział mu pan Maciej. – Zastawiłem kilka pułapek wychodząc i mogę na sto procent powiedzieć, że nikogo tu nie było. Sądzę, że teraz będą się z nami komunikować: jakieś esemesy, listy...
Nagle kopytko z kawałkiem mięsa stanęło mi w gulaszu,
– Przecież przyszedł list, położyłem go na półce z wieszakiem na płaszcze.
– I ty dopiero teraz mówisz? – kurczak poderwał się z krzesła i popędził do hallu. Po chwili przyniósł białą kopertę.
– To ten?
– Ten.
Na kopercie nie było żadnego adresu, a krople deszczu zdążyły się wchłonąć w papier, zostawiając smugi. Kurczak podał list doktorowi Maciejowi, który otworzył go, przebiegł wzrokiem i położył na stole. Rzuciłem na niego okiem. Był napisany na wyrwanej z zeszytu w kratkę kartce io napisany ołówkiem.

Cześć kochani!
U mnie wszystko w porządku.
Michał, nie martw się, wszystko
jest dobrze. Pewnie bedę
w czwartek. Nie jestem w żadnym
niebezpieczeństwie, nie szukajcie
mnie. Słuchajcie i róbcie
wszystko co mówią.
Adam.


– Wszystko i nic – powiedział rozczarowany Paweł. – Mógł tego listu nie napisać, na jedno by wyszło.
– Dajcie go mnie – poprosiłem. Obejrzałem go dokładnie. Niby nic, ale coś mi nie dawało spokoju, niektóre litery były inne, jakby drukowane.
– Nic tam nie wyczytasz – powiedział Kurczak.
To patrzcie na to – pokazałem im. Pierwsze wyrazy od lewej w rzędach od drugiego do piątego. Odczytaj, Kurczak, bo może ja niewyraźnie widzę.
– Michał jest w niebezpieczeństwie – przeczytał zdumiony Kurczak. – Przypadek?
– Nie – odpowiedział za niego równie przejęty doktor Maciej. – Ewidentny szyfr, prosty, ale działający. Podejrzewam, że to nie jedyna wiadomość zaszyfrowana w tej epistole.
– Chyba nie – odpowiedziałem. – Zastanawiają mnie te drukowane litery, pojawiające się sporadycznie to tu, to tam. O tu, widzicie...
Wszyscy z wypiekami na twarzy pochylili się nad listem. Kurczak wygrzebał z kieszeni ołówek i zaczął pisać na serwetce. C, E, H, I, Ł, N, Ó, S, U, W.
– Przecież to nie ma sensu – zaoponował Paweł. – Z tego nie da się nic ułożyć.
Wszyscy nachyliliśmy się nad tajemniczymi literami.
– Przecież z tego nie da się ułożyć żadnego sensownego wyrazu.
– Jest "nie" i "ch" zauważył Kurczak. Po Ł pasuje Ó u U.
– Na U kończą się wyrazy w języku rumuńskim, u nas tylko jakieś formy deklinacyjne – wskoczyłem na swojego konika. SŁUCH... – zastanawiałem się na głos. Wychodzi Niesłuchów, tyle że to nie ma żadnego sensu. O niczym takim nie słyszałem.
– Moim zdaniem jest to nazwa jakiejś miejscowości czy czegoś podobnego – stwierdził Kurczak i odpalił mapę OSM w komórce. – Mam!
Niestety, musieliśmy na razie obejść się smakiem, bo zadzwoniła komórka doktora Macieja. W takim momencie, cholera. Musiał to być ktoś ważny, bo od razu odebrał połączenie. Mówił głównie tajemniczy rozmówca, pan Maciej nie przerywał, tylko co jakiś czas kiwał głową i mruczał pod nosem. Z monosylab "tak". "nie", i podobnych nie dało się wywnioskować nic konkretnego. ale było widać po zmarszczonych brwiach pana Macieja, że wiadomość zrobiła na nim duże wrażenie.
– Ciekawa sprawa – powiedział, jak tylko rozłączył rozmowę i schował telefon do kieszeni. – Dzwonił doktor Rawski. Ta nowo przyjęta sekretarka zniknęła około dziewiątej. Co się jeszcze okazało, jej adres w aktach jest fałszywy. Nie ma takiej ulicy ani w Wałbrzychu ani w ogóle nigdzie. Słyszeliście o ulicy Czerwonomiejskiej?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 21:16, 12 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waginosceptyk
Adept



Dołączył: 27 Sty 2015
Posty: 29
Przeczytał: 5 tematów


PostWysłany: Pon 22:01, 11 Lis 2024    Temat postu:

Coś mało kobiet u ciebie w opowiadaniach, Homowy. I głównie jako statystki... Może jakaś sympatyczna dziewczyna jak Melania? Kurczak jest ewidentnie hetero, może mu podsuniesz jakąś?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 9:54, 12 Lis 2024    Temat postu:

Dwie pozycje niżej masz opowiadanie (niestety nieskończone) gdzie kobiet jest aż za dużo Smile Może kiedyś to skończę. Ale opowiadań lesbijskich nie mam zamiaru pisac – po prostu się na tym nie znam, a opisywanie filmów porno nie ma sensu Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 21:12, 12 Lis 2024    Temat postu:

– Ni chu chu – odpowiedział Paweł. – Za komuny wszystkie miasta były czerwone, ale bez przesady...
– Mam jej dane osobowe, sprawdzę je własnymi kanałami. Coś mi tu potwornie śmierdzi...
– Co to są za kanały? – zapytałem z ciekawości, niechętnie powracając do stygnącego obiadu. – I czy możemy im wierzyć?
Pan Maciej wytarł pot z czoła. Widać, że był mocno podenerwowany. Ciekawe dlaczego, czyżby dlatego, że mój ojciec był jego serdecznym przyjacielem, a pewnie czymś więcej? W kilka dni postarzał się co najmniej o rok, skóra mu poszarzała, z oczu znikły charakterystyczne iskierki. Jak one się nazywały? Kurwiki? Nie, to nie pasuje do pana Macieja.
– Kiedyś leczyłem syna pewnego polityka, który jest dziś bardzo wysoko. Znacie go pewnie z występów w telewizji, ale niestety tajemnica lekarska zobowiązuje, nie mogę podać nie tylko nazwiska, ale nawet niczego, co pozwoliłoby go zidentyfikować. Operacja byłą ciężka, chłopiec przeżył, a ja zaprzyjaźniłem się z jego rodzicami. Choć to nie jest prawda, uważają, że mają w stosunku do mnie dług wdzięczności i w tej sytuacji muszę to wykorzystać, choć generalnie brzydzę się protekcją. Niestety, nasze służby są jakie są, skorumpowane do szpiku kości i w zasadzie bezkarne. Polityk ten ma dostęp do MSW i Ministerstwa Sprawiedliwości. Ciężko ruszyć ten dolnośląski beton, ale coś tam jest robione.
– To co z tym Niesłuchowem? – przerwał Paweł. – To jest w tej chwili najważniejsze.
– Ja na tej mapie nie mam nic takiego – powiedziałem zza starej mapy wygrzebanej ze szpargałów ojca.
– Tu masz – pokazał Kurczak na komórce. – Zaraz za Dziećmorowicami, taki przysiółek przy samym lesie. Stąd nawet niedaleko. Jakby pojechać tą leśną drogą z zielonym szlakiem i odbić w lewo...
Popatrzyłem na moją mapę, No tak, jakiś kretyn podpisał ten przysiółek "Niesułów". Mógłbym szukać do końca świata...
– Nie pojedziemy tam autem, to na pewno – stwierdził doktor Maciej. – Znam tę drogę, to jest zwykła piaszczysta droga leśna, teraz przy tych kilkudniowych deszczach to samo błoto. Nie da się jechać tak, by nie zabuksować się w jakichś koleinach.
– A jakbyśmy wzięli malucha? – zaproponował Kurczak. – Nie jest tak silny, ale o wiele łatwiej go wypchnąć.
– Tak, tylko gdzie mamy szukać? To jest kilkanaście zagród, nie wiadomo, gdzie jest więziony. I jak to wszystko sprawdzać? – zastanawiałem się. – Czy to na pewno informacja dla nas? Niby co zrobimy, jak już go znajdziemy? Nawet jeśli wróci do domu, to i tak go znajdą, nawet szybciej. Poza tym z tego listu wynika, że ten dom nie jest bezpieczny. Moim zdaniem nie mamy nic robić, a tylko czekać na następną wiadomość. Chyba że ja sam pojadę...
– Pogięło cię? – zaprotestowali naraz Kurczak i Paweł. – Po co?
No właśnie. Jedynym sensownym wnioskiem było to, że nie mamy w tej chwili żadnej obrony przed atakiem, jesteśmy w bardzo głębokiej defensywie. A najgłębszej ja... Cała sprawa zaczęła mi się układać w spójną całość. "Michał jest w niebezpieczeństwie". Jakbym nie był w nim od czasu, kiedy matka poznała tego gacha. Co oni chcą ze mną zrobić? Nie zawahali się nawet wysadzić domu. Trudno przewidzieć, co zrobią. Głośno wyraziłem swoje myśli.

Całe popołudnie było do dupy. Doktor Maciej co raz to dostawał jakieś telefony, których znaczenia mogłem się jedynie domyślać, Paweł dość niespodziewanie poszedł spać tam, gdzie spaliśmy poprzedniej nocy razem, na strych koło stołu do ping ponga, Kurczak i ja w końcu wylądowaliśmy w naszym pokoju.
– Chcę do Wrocławia – powiedziałem, lokując się na łóżku.
– Teraz to nawet do niego nie dojedziesz, słyszałeś w radiu, co się dzieje. Poza tym gdzie będziesz mieszkał? U swojej matki? Przecież to jest wystawianie ciebie im jak na talerzu. Twoja matka jest prawdopodobnie kochanką tego gnoja i wydałaby ciebie natychmiast. Rozmawiałem z matką przez telefon i ponoć strasznie się awanturuje. Na szczęście papiery od ojca mają magiczną moc i szybko zamknęły jej mordę. Podobno nawet policja ją odesłała z kwitkiem. Musiała przyznać, że jest u ojca, który ma prawa rodzicielskie.
Nie odpowiedziałem nic. Co będzie, jak ta sprawa się skończy? nawet jak posadzą tego jej gacha, to ona mi przecież nie da życia. Jest niesamowicie mściwa, będzie się odgrywała do końca świata i jeden dzień dłużej. A to potrafi doskonale. Teraz, jak znam prawdziwe życie, będzie jeszcze bardziej przygnębiająco. Czy ona w ogóle mnie kocha? Miałem coraz większe wątpliwości. Robiła dla mnie tyle co musiała i nic więcej. raczej wysługiwała się mną wtedy, kiedy nie chciało się jej nic robić, pod pozorem angażowania mnie w życie rodzinne. Sama w tym czasie oglądała jakieś kretyńskie seriale w telewizji. Teraz to mi urządzi prawdziwy obóz pracy. Że też byłem taki ślepy, że też tego nie widziałem wcześniej... Żyłem na jakiejś wyspie oddalonej od lądu, którą statki mijają nie cumując na niej. Dopiero jak poznałem rodzinę Kurczaka i mogłem w niej na jakiś czas zamieszkać, zaczęło do mnie docierać, że coś jest nie tak. A już w Zagórzu coś we mnie pękło, eksplodowało. Ojciec, który pozwala mi żyć i nie wini za wszystkie grzechy tego świata, który pozwala mi eksperymentować i się mylić. Cóż, czułem się jakbym miał brata lub siostrę, którym tata kupił loda a mnie pozwolił polizać papierek.
– O czym tak dumasz? – zapytał Kurczak znad pornola, dokładnie tego samego, o którym Kalle zapomniał kilka godzin temu.
– Zastanawiam się, jak to będzie, kiedy wrócę w końcu do domu. I nie będzie dobrze...
– Nie myśl o tym.
– Tak? – powiedziałem mściwie. – To mam myśleć, jak sobie z Kallem waliliście konia?
Musiałem to wywalić z siebie.
– Takie tam walenie... On jest strasznie napalony, cały czas myśli o jakichś dziewczynach. Przecież w nocy on sobie zwalił kilka razy. Chciałem o tym pogadać z wujkiem Maciejem, ale jakoś nie było czasu. Zobaczysz, on jakąś zgwałci pewnego dnia. Opowiadał mi, jak podglądał dziewczyny pod prysznicem.
– Daleko nie szukaj. A Zawistowski i Kątny? – przypomniałem mu niedawną aferę w naszej klasie, kiedy właśnie tych dwóch ancymonków podglądało dziewczyny w szatni od wuefu, chowając się za materacami do ćwiczeń, które od zawsze były w przebieralni. Czegoś dobrze nie ogarnęli i sterta materaców runęła, odsłaniając dwóch walących konia młodzieńców. Była to gruba afera, mało nie wylecieli ze szkoły.
– Podobno wcale nie walili tego konia, a większość wymyśliła Andrzejewska. Później rozpowiadała, że Zawistowski ma parówę nie dłuższą nić pięć centymetrów, choć wystarczy popatrzeć, jak się rozbiera do wuefu, by wiedzieć, że to nieprawda.
– Parówa Zawistowskiego mnie nie interesuje, jak zresztą cały Zawistowski – przerwałem mu. Nie cierpiałem typa. Wulgarny, chamski, popalał papierosy i kiedyś na lekcji pił piwo z Kątnym i Burdzym. Nie wiem, czy choć raz w życiu z nim rozmawiałem. Poza tym był wysoki, szczupły i ogólnie apatyczny, z ropiejącym trądzikiem na twarzy.
– Poliżesz mi, tak jak wcześniej? – wprost zapytał Kurczak. – Jakie to fajne było...
– Teraz nie, mam dość jakichkolwiek wrażeń. Poza tym boję się...
Kurczak przytulił się do mnie i głaskał mi twarz i szyję. O dziwo, nie pobudziło mnie to w ten sposób, w jaki oczekiwałem. Dało mi co innego, poczucie bliskości, zwiększało pewność siebie do tego stopnia, że zacząłem wierzyć, że uda się pokonać przeciwników. Prawdziwy przyjaciel, którego sama obecność powoduje, że czuję się lepiej. I ta dziwna myśl, która przyszła mi do głowy. Czy ja go tylko lubię? Czy to coś więcej? Bałem się słowa, które przychodziło mi automatycznie na myśl, nie byłem na nie gotowy. Na razie pragnąłem, by był przy mnie, by głaskał moje ciało, , by wspierał mnie w tej beznadziejnej sytuacji. Ta cielesność, która nie jest cielesnością, a daje poczucie bezpieczeństwa. O czym myślę? Nawet nie wiem, jak zasnąłem.

– Słuchajcie chłopaki – usłyszałem chyba jeszcze przez sen i z miejsca rozpoznałem głos pana Macieja. – jest list od porywacza, czy tam porywaczy.
Z miejsca się obudziłem, zresztą Kurczak też. Chwilę patrzyliśmy na siebie nieprzytomnie, jakbyśmy dziwili się, co tutaj robimy. Nad łóżkiem stał pan Maciej i w ręku trzymał kopertę typu manila.
– Gdzie ona była? – zapytałem nieprzytomnie.
– Wrzucona przez otwór na pocztę. Na niej twoje imię i nazwisko, więc nie otwierałem, bo cudzych listów się nie czyta – to powiedziawszy podał mi dużą szarą kopertę typu manila. Rozdarłem ją drżącymi rękami. W środku tkwiła złożona na pół kartka i mniejsza koperta, tym razem biała. Najpierw wziąłem do ręki list, otworzyłem go i przebiegłem wzrokiem. Nie mogąc opanować ciekawości, Kurczak zaglądał mi przez ramię. List był wydrukiem komputerowym napisany arialem.

Michale!
Gra się skończyła i twój podły ojciec zapłaci co do grosza za wyrządzone mi krzywdy. Tak jak zabił mojego syna, tak ja wezmę to, co mi należy. Nie gniewaj się, nic osobistego, ale tak to musi być załatwione. Oko za oko, ząb za ząb, tylko to ukoi mój ból. Szukałem ciebie kilka miesięcy, aż w końcu znalazłem. Twojego ojca wypuszczę, bo nawet zabijając go nie zadam mu największego bólu. On ma cierpieć do końca życia. Wymienię ciebie na ojca i nawet się nie sprzeciwiaj, bo nie masz szans. Najlepiej, byś zrobił to dobrowolnie, oszczędzisz bólu innym. Wskazówki, jak to zrobić dostaniesz pod koniec tygodnia, jeszcze trochę się z twoim ojczulkiem pobawię. Informowanie policji nic nie da, nikt nic nie wie i się nie dowie, nawet o tym nie myśl. Nawet palcem nie kiwną, wszystko załatwione. Czekaj na dalsze instrukcje. W załączonej kopercie znajdziesz sympatyczny dodatek – dowód na to ile możemy i że nie zaznasz już spokoju.

Twój przyjaciel


Psychopata a nie przyjaciel – westchnął pan Maciej. – Co jest w tej kopercie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 21:13, 12 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 21:14, 12 Lis 2024    Temat postu:

Terz nastąpi kilka dni przerwy. Za wszelkie opinie będę wdzięczny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 20:50, 13 Lis 2024    Temat postu:

przeczytane... jak zwykle z wypiekami... czekam na więcej i więcej... tak jak kilkanaście lat temu... dobra robota! dziękuję
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin