Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Matnia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 15:34, 20 Lis 2024    Temat postu:

Istotnie, jeszcze dobrze nie zaparkowaliśmy, z białego piętrowego domu wyszedł wysoki policjant w mundurze. Jeśli do tej pory miałem jakieś wątpliwości, skąd wzięło się przezwisko Uszatek, teraz nie miałem już żadnych wątpliwości. Tak odstających uszu jeszcze nie widziałem, choć trzeba przyznać, że były mu do twarzy. Wujek Maciej wyszedł z samochodu i obaj rzucili się sobie w objęcia, cmokając się wzajemnie i całując z dubeltówki. Wtem z ganku wyskoczyła dziewczynka, mniej więcej jedenastoletnia i jej starszy brat i rzucili się na wujka Macieja śmiejąc się i przytulając się do niego. Chciałbym, żeby mnie w życiu tak witali, pomyślałem.
– Zostaniesz na dłużej? – zapytał chłopiec.
– Nie, będę musiał wrócić jeszcze dzisiaj, najpóźniej jutro – odpowiedział wujek, co wywołało grymas rozczarowania na obu twarzach.
– Filip, musimy poważnie pogadać, ale o tym już wiesz. Tym bardziej, że po drodze mieliśmy jeszcze jedną mało przyjemną przygodę...
– Spokojnie, pogadamy, ale najpierw wypijecie kawę, pewnie też jesteście głodni.
Weszliśmy do elegancko urządzonego domu, którego wnętrze kontrastowało z surowym wyglądem z zewnątrz. Przywitała nas żona Uszatka, ładna kobieta w wieku mniej więcej czterdziestu lat,
szczupła blondynka o nieschodzącym z ust uśmiechu.
– Dzieciaki nie w szkole? – zdziwił się wujek Maciej.
– Szkoła odwołana z powodu powodzi – odpowiedział syn Uszatka. – Mogłoby nawet zalać całą po dach, nikt by szczególnie nie płakał...
– Tomek, ja cię proszę... Ciekawe, kto by cię przygotował na twoje wymarzone studia architektoniczne.
– Na You Tube są nawet lekcje z rachunku różniczkowego – spokojnie odparł Tomek. – A ty – zwrócił się do mnie – spadłeś z drabiny?
Lubię taką bezpośredniość i Tomek od razu u mnie zapunktował.
– Z łóżka – odpowiedziałem. – Usiłowałem przejść przez Pawła. A raczej zapomniałem, że on tam leży...
– Jak masz na imię? Bo ja Tomek, choć wszyscy mówią na mnie Uszatek Junior, w skrócie Junior. Skąd Uszatek, chyba nie muszę mówić, chyba że przy tym upadku z łóżka oślepłeś. Ja o tobie słyszałem, jesteś synem wujka Remika. A ty jak masz na imię? – zwrócił się do Kurczaka.
– Kurczak – wyręczyłem kolegę. – A tak naprawdę Kacper.
– Z dwojga złego wolałbym Kurczak – westchnął Junior. Popatrzyłem z ukosa na Kurczaka, wydawał się raczej rozbawiony. Junior wyglądał na kogoś, na kogo nie da się gniewać, emanował z niego naturalny wdzięk, trochę nieoszlifowany, zadziorny. Jego siostra natomiast wyglądała na bardzo grzeczną i nieco nudną.

Wiadomość, że usiłowano pod nasze auto podłożyć bombę wywołała oczywiście sensację, a pan Uszatek wydawał się poruszony. Maglował mnie o szczegóły i teraz dopiero zorientowałem się, że mogłem zauważyć o wiele więcej. Nie byłem pewny do końca nawet koloru kurtki, bardziej zauważyłem, że była zalana deszczem. Jakie miał włosy? Jakieś miał, był bez czapki i bez kaptura, ale jakiego koloru, długie czy krótkie, nie wiedziałem, Głównie widziałem go przecież od tyłu.
– Miał charakterystyczny nos, to mogę powiedzieć. Z profilu wyglądał jakby złamany, długi i wąski.
– O widzisz, bardzo cenne spostrzeżenie – pochwalił mnie Uszatek Senior. – Pojedziesz ze mną na komendę, zrobimy portret pamięciowy, dzisiaj albo jutro rano. Zgodzisz się?
Zgodzić to ja się zgodzę ale miałem swoje wątpliwości. A jak się pomylę? Mogą zamknąć nie tego człowieka. Tyle się mówi o pomyłkach policjantów i sędziów, a później idą siedzieć niewinni ludzie. Zwłaszcza że jeśli zrobią portret pamięciowy, to będą go pokazywać później na internecie i w telewizji. Głośno wyraziłem swą wątpliwość.
– No nie, za to nie odzie się do więzienia – roześmiał się Uszatek Senior. – Każdy ma prawo popełniać błędy, nie każdy ma jednakowo dobrą pamięć. Poza tym miałeś utrudnione widzenie, padał deszcz, była ograniczona widoczność, miałeś problemy z poruszaniem się. Jednak jesteś bardzo cennym świadkiem, choć pewnie nie jedynym, bo teren jest strzeżony przez kamery.
Brzmiało to wszystko uspokajająco. Po zadaniu jeszcze kilku pytań Uszatek przeszedł do wydarzeń, które nas sprowadziły tutaj. Tymczasem na stole pojawiła się aromatyczna, parująca kawa i ciasto, prawdopodobnie z domowego wypieku. Było mi wstyd, że takiego starego konia trzeba karmić w gościach i spróbowałem zacząć jeść sam. Poza tym siedziałem po przeciwnej stronie stołu niż Kurczak i Paweł. W konsekwencji już drugi kawałek ciasta wylądował na podłodze.
– No rusz zadem i pomóż mu, bo widzisz, że chłopak nie daje rady – dość obcesowo zwrócił się Uszatek Senior do syna. Marek zastanawiał się tylko chwilę i w najbardziej naturalny sposób podał mi następny kawałek ciasta. Wyglądało, że ojciec policjant sprawuje władzę również w domu.
– Tylko nie odgryź mi palca, chyba nie jesteś ludożercą – zapytał Uszatek junior i od razu napotkał kontrujące spojrzenie ojca.

– To wszystko brzmi ciekawie, choć sami rozumiecie, że sprawa jest bardzo delikatna – powiedział Uszatek Senior po wysłuchaniu całej historii. – Tak, to prawda, że różne służby kręcą się po naszym regionie, tym bardziej, że to obszar nadgraniczny. I tak, mamy z nimi niepisany, swoisty pakt o nieagresji, tylko tego nikt nie powie głośno. Mamy też różne naciski z góry, to normalne w tej pracy, tyle że tu niestety nie mogę podać wam jakie, często one zahaczają o politykę a nawet o ludzi z pierwszych stron gazet. Tylko pamiętajcie, ja nic takiego nie mówiłem.
– Oczywiście – potwierdziliśmy wszyscy zgodnie.
– Poza tym z punktu widzenia policji ta sprawa jest dość ciężka, bo dalej mamy mało dowodów. Oczywiście zbadamy ten adres w Niesłuchowie...
– Wolałbym, żebyście teraz tego nie robili ze względu na Michała – zaprotestował wujek Maciej.
– Na razie po prostu będziemy obserwować – odpowiedział Uszatek. – Nic złego nie powinno się stać panu Remigiuszowi. Gorzej, że nie mamy innych dowodów, zwłaszcza na to, co grozi Michałowi.
– Coś się tam znajdzie – zapewnił Paweł, po czym wyjął telefon, pogrzebał w telefonie i po chwili usłyszeliśmy rozmowę, tę samą, która miała miejsce w tej pamiętnej stodole. Słuchając tej rozmowy dopiero teraz do mnie dotarło, jak groźna to była sytuacja. Jeden głębszy oddech, jedno przypadkowe kichnięcie i nie byłoby czego z nas zbierać...
– Mogę coś powiedzieć? – zapytałem. Teoria, która po mnie chodziła od jakiegoś czasu, stawała się coraz bardziej oczywista.
– Możesz, pewnie – uśmiechnął się Uszatek Senior.
– Otóż – rozpocząłem nieco przejęty – na mój gust można tu rozróżnić dwa typy wydarzeń, jedne, dotyczące tylko mnie, na przykład lokalizatory, podsłuchy, śledzenie, wreszcie uprowadzenie ojca. Natomiast ta bomba, eksplozja w domu na pozór nie trzyma się kupy. Zacznie dopiero, kiedy założymy, że robi to ktoś inny i ma inny cel, w tym wypadku doktora Macieja. Nie wykluczam, że obie grupy są ze sobą powiązane. Ale jaki jest sens uprowadzenia mojego ojca i wysadzenie mnie w samochodzie? Albo się więzi albo próbuje zabić.
Uszatek Senior łyknął kawy i popatrzył na mnie zdumiony.
– Jest sporo sensu w tym, co mówisz, w sumie to zapraszamy do pracy w policji – uśmiechnął się.
– Nie bądź głupi, nigdy nie wyjedziesz na porządną wycieczkę ani nie kupisz sobie dobrego auta – pouczył mnie Tomek.
– To się nawet układa – ojciec zlekceważył uwagę Tomka. – Cóż, będę musiał was wszystkich przesłuchać, będziemy musieli jechać na komendę. Tyle że Michał może zostać w domu, bo tego magika od profili muszę dopiero zamówić. Powinien być jutro. Natomiast wy możecie być przesłuchani już dziś, będzie szybciej. Maciora będzie mógł wrócić do Zagórza jutro.

Zdecydowali, że chłopcy pojadą radiowozem, a wujek Maciej swoim samochodem i po przesłuchaniu wrócą od razu na Szczęść Boże, bo Uszatek Senior będzie musiał jeszcze dopilnować kilka rzeczy na komendzie i wróci własnym autem, które w tej chwili stoi pod komisariatem. Zaczęła się więc krzątanina i za jakiś kwadrans cała czwórka pojechała do miasta. Zostałem w obcym domu z ludźmi, których znałem od jakiejś godziny i nie było mi z tym dobrze. – Pójdziemy się przejść po osiedlu? – zaproponował Uszatek Junior. – W domu ludzie umierają.
– Tylko nie idźcie za daleko – przestrzegła nas pani Jola.
–Nie, pokażę mu osiedle i wejdziemy na Niedźwiadki.
– Jakie niedźwiadki? – zaniepokoiłem się.
– Tak nazywa się ta góra, na której zboczu jest to osiedle. – roześmiał się Uszatek Junior. – Chwilowo nie pada, nic nam się nie stanie.
Szczerze powiedziawszy po nocnej wyprawie chodzenie po górach to ostatnie, na co miałem ochotę, ale nie wypadało odmówić. Zresztą nie miałem co robić, a o czym rozmawiać z tą dziewczynką czy panią Jolantą? Siedząc w salonie zwróciłem uwagę na obraz na ścianie, a w zasadzie powiększoną do dużych rozmiarów czarno-białą fotografię. Przedstawiała dwóch chłopców w moim wieku, siedzących na jakimś wale na leśnej polanie, w śnieżnej scenerii i posilających się jakimś ciastem. Jednym z nich był zdecydowanie Uszatek Senior, łatwy do rozpoznania, a drugim niezbyt szczupły młodzieniec, którego twarz wydawała mi się znajoma.
– Co to za zdjęcie? – zapytałem.
– Nie poznajesz? – roześmiał się Junior. – Mój ojciec i doktor Maciej, tego dnia, kiedy się poznali. Byli na jakimś biegu na orientację czy czymś podobnym. Doktor jest najlepszym przyjacielem mojego ojca, oni się prawie kochają. Gdyby nie to, że są obaj hetero...
Rozejrzałem się wokół, czy przypadkiem nie usłyszy tego pani Jolanta. Niewyparzony jęzor Juniora co raz to doprowadzał mnie do lekkiego zażenowania. Chcąc nie chcąc ubrałem się i już wkrótce wspinaliśmy się po dość pochyłym zboczu. Jesień była w pełnej krasie i trzeba było mocno uważać, by nie pośliznąć się o mokre kolorowe liście, ścielące się bogato po podmokłej drodze. Gdybym zaś się pośliznął, nie mógłbym się asekurować rękami, jedną w gipsie, jedną w opatrunku i na dodatek bolącą. Zatem szedłem wyjątkowo ostrożnie, co jakiś czas wpadając w lekki poślizg. Nagle zachciało mi się sikać. I co teraz? Pęcherz zaczął mnie wręcz boleć, stanąłem w miejscu, każdy następny krok groził katastrofą.
– Dlaczego nie idziesz?
Na tak oczywiste pytanie było wręcz wstyd odpowiedzieć. Znów został popełniony błąd, jeden z chłopaków powinien zostać do obsługi w nagłych przypadkach. Jakiś w tym ferworze wszyscy o tym zapomnieliśmy...
– Sikać mi się chce – odpowiedziałem odwracając oczy.
– No właśnie się zastanawiałem, jak ty sobie dajesz radę z tymi rzeczami i miałem nawet zapytać, tylko mi jakoś uciekło. Rozumiem, że trzeba ci pomóc?
– Jakbyś mógł...
– A co to za problem? Mało to razy widziałem gołych chłopaków?
– No tak, ale...
Marek nie miał chyba ochoty na dyskusję, a i czynność nie była mu widać taka wstrętna, bo na miejscu, na drodze rozpiął mi rozporek i zrobił co trzeba.
– Schować ci go do góry czy do dołu?
– Co masz na myśli?
– No czy położyć ci go na jajkach czy w gorę do pępka? A może w bok? – zapytał dokładnie otrząsając mój członek. – Ja zawsze kladę go do góry, żeby tak bardzo nie było widać. Tylko ja mam nieco dłuższego – uśmiechnął się z trudno maskowaną satysfakcją.
– Normalnie, tylko nie wciskaj tak mocno...
Jakoś po tym zdarzeniu rozwiązały się nam języki i atmosfera zmieniła się ze sztywnej na serdeczną. Junior nawet nie widział żadnego problemu, by mi wstrzyknąć insulinę, co akurat Kurczak robił z wyraźnym obrzydzeniem, choć sprawiedliwie muszę przyznać, że nigdy się nie migał.
– Ciebie to nie boli? – zapytał, wyduszając mi kroplę krwi.
– Nawet nie – odparłem zgodnie z prawdą. – Choć przyjemne to nie jest.
– Co to znaczy wynik osiem zero?
– Że nie jest źle – objaśniłem mu, informując, jak należy odczytywać wyniki i jak kalkulować insulinę. Słuchał z dużym zainteresowaniem.

Czas leciał nieubłaganie, była już szósta, a towarzystwo jeszcze nie wróciło z Wałbrzycha.
– Co oni robią tam tyle czasu – irytowała się pani Jolanta – chyba was nakarmię najpierw.
Gdy zrobiło się piętnaście po siódmej, nie wytrzymała i zadzwoniła na komórkę męża. Dość długo oczekiwała na połączenie, wreszcie po jakichś trzech minutach doczekała się. Nie zdążyła jednak powiedzieć tego, co miała, pewnie Senior jej przerwał.
– Żartujesz... – powiedziała i usiadła przy stole, a jej twarz z pogodnej zmieniła się w bardzo napiętą.
– Gdzie? Dokąd?
Długo trwała ta dziwna rozmowa i już wiedzieliśmy, że coś się stało. Tylko co? Patrzyliśmy na siebie z Juniorem w napięciu.
– To postaraj się przywieźć dzieciaki, a później będziemy myśleć, co dalej – powiedziała i wyłączyła komórkę.
– Maciej miał poważny wypadek samochodowy – powiedziała z bezsilnością w głosie. – Podobno masa krwi, zabierają go do szpitala.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 15:37, 20 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wyra
Debiutant



Dołączył: 13 Paź 2006
Posty: 5
Przeczytał: 16 tematów


PostWysłany: Śro 15:38, 20 Lis 2024    Temat postu:

dłużej stanowczo dłużej!!!
dłużej jest lepiej....

Smile Smile Smile Smile Smile Smile Smile Smile Smile Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 16:26, 20 Lis 2024    Temat postu:

Będzie dłużej Smile choć w nieskończoność tego się ciągnąć nie da

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 18:57, 21 Lis 2024    Temat postu:

– Paweł i Kurczak też? – zapytałem przerażony.
– Tak – odpowiedziała pani Jolanta.
Najpierw zaschło mi w gardle do tego stopnia, że nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa, a później zaczęły mi lecieć łzy z oczu. Trzy najcenniejsze obecnie osoby w moim życiu. Dlaczego? Czy to znów ten szaleniec? Nie byłem w stanie nawet zadać podstawowego pytania.
– Wszyscy trzej żyją, ale nie wiem wiele więcej, z tego co wiem, są w drodze do szpitala. Co do reszty – nie wiem nic... Zrobić ci herbaty?
Kiwnąłem głową, na tyle mnie było stać. Atmosfera była ciężka. Herbata była parzona tradycyjnie, z esencji, kubek szybko pojawił się przede mną.
– W którym miejscu to się stało? – zapytał Junior.
– Niedaleko, na Niepodległości, przy Placu Bohaterów Pracy.
– Dobra, Gruby, kończ pić tę truciznę, jedziemy zobaczyć co tam się odjaniepawla.
Powiedzieć, że pani Jolanta nie była szczęśliwa to powiedzieć zdecydowanie za mało.
– Ty chyba oszalałeś. Już pomijam ten język, mówiłam ci, że nie cierpię tego słowa. Poza tym jak pojedziesz? Motorem? I jak zabierzesz Michała? Jak on się przytrzyma z tymi rękami? Przecież wy się wywrócicie zanim zjedziecie z tej górki. Trzy ofiary wystarczą...
– Będziemy jechali wolno, tak wolno, że pieszo byłoby szybciej...
– To po co wam motor? Jak już macie iść to pieszo... Ty się kiedyś zabijesz na tym cholernym motorze. Mało ci tego, co się stało z Lucyndą?
Matko, jak można kogoś tak skrzywdzić takim durnym imieniem? Lucynda kojarzyła mi się z obcyndalaniem, tanimi romansami i telenowelami. Swoją drogą gdybym miał motorower, to woziłbym raczej Kurczaka a nie żadne Lucyndy.
– Trzeba było siedzieć na dupie a nie kręcić się jakby miała owsiki... I trzymać się. Ja naprawdę nie odpowiadam za to, że okazała się wariatką...
– Możesz powstrzymać język? Idźcie piechotą i jak się czegoś dowiesz, to natychmiast dzwoń do mnie, bo twój ojciec jak zwykle mi nic nie powiedział. Typowy policjant, na pierwszej randce nawet nie chciał mi podać swojego imienia i nazwiska – uśmiechnęła się.

Miałem już dość tego cholernego chodzenia i w każdych innych okolicznościach odmówiłbym i został w domu. Ale teraz... Wyobraźnia zaczęła szaleć i podpowiadać mi różne krwawe scenariusze zwłok leżących na środku ulicy z wybebeszonymi flakami... Ale nie, przecież pani Jolanta mówiła, że oni żyją i bodaj czekają na karetkę.
– Wysikać cię? Tam nie będzie miejsca na to – zaproponował Uszatek Junior.
– Nie, jest OK. Idziemy?
– To dobre piętnaście minut stąd, na końcu Pogórza. Jak dojdziemy, tam nie będzie już nikogo... Matka jak zwykle rozwaliła mi moje plany.
– Jak dalej będziesz tyle gadał to faktycznie będziecie za późno – odezwała się matka z kuchni.
Junior pomógł mi się ubrać i już za chwilę przy blasku latarki schodziliśmy dość stromą drogą w dół. Deszcz zacinał nam prosto w twarz, choć Junior odmówił parasolki, którą nazwał "pedalskim wynalazkiem". Ciekawe, co by powiedział, gdyby dowiedział się, kim jestem? Mnie parasolka nie przeszkadzała, a tak trzeba było walczyć ze strumieniami wody. Junior przesadził z tymi piętnastoma minutami, byliśmy po dziesięciu, a i tak walczyliśmy z błotem, deszczem, grząskim podłożem wymoszczonym jesiennymi liśćmi. Szliśmy w absolutnym milczeniu. Wzmógł się wiatr i zrobiło się nieprzyjemnie, poza tym nasze twarze ociekały wodą. Już z daleka było widać światła kogutów policyjnych radiowozów, chwilę później usłyszeliśmy wycie syreny karetki albo radiowozu. Byliśmy już na ulicy, warunki marszu się poprawiły i mogliśmy przyśpieszyć kroku. Na miejscu były dwa radiowozy, więc karetka musiała już odjechać. Miejsce wypadku było otoczone gromadą gapiów, skąd się oni wzięli w tej pustej, upstrzonej domkami dzielnicy? Samochód doktora Macieja był dosłownie wbity w ścianę ceglanego domu. Cały przód do wymiany. Szyba zbita w drobny mak, okruchy szkła walały się po ziemi. Na szczątkach szyby, które zostały, dały się zauważyć ciemnoczerwone plamy krwi. Zajrzałem do środka i zobaczyłem smętnie zwisającą poduszkę powietrzną. Dobrze, że zadziałała...
– A wy co tu robicie? – usłyszałem za plecami głos Uszatka Seniora.
– Oglądamy – spokojnie odpowiedział Junior. Senior nie wyglądał bynajmniej na zachwyconego.
– Michał pod żadnym pozorem nie powinien był wychodzić z domu. Przecież powiedziałem Jolce, że wszyscy żyją.
– To dlaczego karetka odjechała na sygnale? – zapytał Junior. – Ojciec, powiedz prawdę, jak jest.
– Wszyscy byli przytomni, choć Paweł strasznie jęczał, ojciec też. Nie wiemy, w jakim są stanie, postaram się później zdobyć jakieś informacje.
– Nie chcesz mi wmówić, że przy takiej masakrze wszystko jest OK? – zdenerwował się Junior.
– Tego nie powiedziałem. Z tego co widzę, tak na szybko, nie jechali z nadmierną prędkością ale kierowca z jakichś powodów stracił panowanie nad kierownicą. To dopiero będziemy musieli przebadać. A teraz weźmiecie taksówkę i pojedziecie do domu.
– Po co taksówka? – zdziwił się Junior.
– Mało się stało? – zaprotestował Uszatek Senior. – Ja nie wiem, kto tu jest i jakie ma zamiary. I tak powinniście dostać po uszach za to, że tu jesteście.
Jeszcze trochę pokręciliśmy się po placu, zanim przyjechała taksówka zamówiona przez Uszatka Seniora i zawiozła nas do domu. Cały czas miałem przed oczyma obrazy z wypadku i te ciemne plamy krwi. Czyjej? Na przedzie to pewnie ojca. Ale też była na miejscu pasażera. Kto jechał z przodu? Zwykle ja, z uwagi na moje ręce, ale teraz? Zresztą czy to nie obojętne? Kurczaka i Pawła lubiłem jednakowo i nie chciałbym, aby żadnemu z nich coś się stało. Zaczęło mi być niedobrze i kręcić mi się w głowie. Szczęściem taksówka pięła się pod górę i za chwilę zatrzymała się przy domu. Gdy już wyszedłem, odruchowo sięgnąłem do kieszeni, w której zwykle trzymałem telefon komórkowy i dopiero sobie uświadomiłem, że jest przecież u ojca w stodole. Albo gdzieś indziej...
– I co tam zobaczyliście? – zapytała pani Jolanta, kiedy tylko weszliśmy do domu. – I skąd mieliście pieniądze na taksówkę?
– Ojciec nam zamówił – odpowiedział Uszatek Junior. A tak ogólnie to ręka noga mózg na ścianie...
– Przestań! – prawie krzyknęła pani Jolanta. – Ty nie masz serca! Wracasz z miejsca wypadku i opisujesz mi taką makabrę. Chyba to nie czas na popisy oratorskie? Mów po kolei i do rzeczy.
– Wolałbym jednak do ciebie – odparował, co spotkało się z głębokim westchnieniem pani Jolanty. Ciekawe, co byłoby u mnie w domu, gdybym tak sobie pogrywał z własną matką? Strach się bać po prostu. Junior streszczał zastane przez nas widoki, przesadzając ile się da i czyniąc z miejsca wypadku jakąś krwawą łaźnię. Ciekawe, bo ja to widziałem zupełnie inaczej. Ma chłopak fantazję. Pani Jolanta przyniosła nam podgrzane parówki i keczup.
– Jak nie smakuje, to zrobię co innego, ale prawdę mówiąc nie mam teraz głowy do gotowania.
– Ależ niech pani się nie trudzi – powiedziałem tak, jak wyobrażałem sobie, że mówią w eleganckim towarzystwie.
– Moje chłopy jedzą wszystko, co im się podsunie, byle dużo – odpowiedziała już bardziej pogodnie. – Gorzej z córką.
– Księżniczka zawsze ma fochy... Przywiązałbym do pala i karmił. Wegetarianka się znalazła...
Spojrzenie, jakie rzuciła mu siostra, było bezcenne.
– Nie będziesz jadła parówek, to ci siusiak nie urośnie – pogroził jej. Nie wiedziałem, czy się zaśmiać, bo zabrzmiało to zgoła absurdalnie, Ale pani Jolanta tylko uśmiechnęła się, co oznaczało, że droga wolna i zaśmiałem się szczerze.
– Eh, widzisz, co ja z nimi mam – westchnęła pani Jolanta. – Jedno nie chce jeść, drugie używa rynsztokowego słownictwa...
– Przecież nic takiego nie powiedziałem – zaperzył się Junior – ale jak chcecie to mogę...
– Ani mi się waż – pani Jola rzuciła mordercze spojrzenie w kierunku syna. – Teraz wykąpcie mi się i najlepiej idźcie do pokoju. Michał, masz piżamę?
– Pan Maciej mi dziś kupił, bo moje jest w praniu. Tyle że nie wyładowali jeszcze zakupów więc prawdopodobnie została odholowana na policyjny parking.
– Czyli nie masz. Znajdę ci jakąś piżamę Marka, powinieneś wejść.
– Tak po miesiącu twojego gotowania i wydzielania każdej kiełbaski, kiedy będzie wystarczająco szczupły...

Awantura wisiała w powietrzu, ale pani Jola nie dała się sprowokować. Zawsze myślałem, że Kurczak ma tendencję do pyskowaniu, ale przy Juniorze to trzecia liga. No i tak to robił, że bardziej mnie to śmieszyło niż obrażało. Poszliśmy na górę, na szczęście schody nie były tak strome i kręte jak u ojca w Bystrzycy. Widziałem kilka pokojów chłopaków w moim wieku i starszych, ale czegoś takiego jeszcze nie. Był to nie pokój a warsztat, z narzędziami na ścianie, a w kącie stała makieta czegoś, co wyglądało na drewniany domek jednorodzinny, wysokości prawie półtora metra. Jeszcze nie był wykończony, ale już było widać, że jest to porządna robota.
– Podoba się? – zapytał z dumą, widząc, że się przygląda.
– Pewnie – pochwaliłem.
– Ponad polowa surowca pochodzi z lasu na Niedźwiadkach. Mam nadzieję, że go skończę, zanim mnie leśniczy złapie...
Gadaliśmy na różne tematy, Juniorowi jadaczka się nie zamykała, ale mnie się zachciało spać. Nie dość, że pół nocy nie spałem, to jeszcze wrażeń, i to tych złych było tyle, że obdzielić by nimi można kilka tygodni. Popatrzyłem na zegarek, była prawie dziesiąta.
– Muszę się kąpać? – zapytałem Juniora z nadzieją, że odpuści mi tę męczarnię.
– Jak chcesz spać w tym samym łóżku to jednak wolałbym, żebyś się wykąpał. Mieliście spać w pokoju obok, ale ojciec i matka kazali mieć cię na oku. Tak więc sorry, no bonus.
Piżama się znalazła dość szybko i można było pójść do łazienki, tradycyjnej, bez prysznica a z dużą wanną. Junior puścił wodę, dodając do niej jakiegoś niebieskiego płynu, który prawie natychmiast zaczął się pienić. Rozebrał mnie do majtek, zabezpieczył obie ręce folią i zaczął się sam rozbierać. Bylem ciekaw, jak daleko się posunie, a jednocześnie wiedziałem, że nie mogę się zdradzić jakimś nieostrożnym spojrzeniem. Junior zaś rozebrał się do ostatniej części odzieży. Był nieźle obdarzony przez naturę, jądra miał duże, ale nie takie jak pan Maciej, natomiast członek w zwisie mógł mieć ponad dziesięć centymetrów, równie szczupły, co jego właściciel. Wyglądał naprawdę fajnie, a przez te odstające uszy jeszcze lepiej, ale, co mnie zdziwiło, nie poczułem ani przez sekundę tej sensacji, którą odczuwałem na widok nagiego Kurczaka czy Pawła. Po prostu goły chłopak. Jakoś udało się wgramolić mnie do wanny, wypełnionej po brzegi pianą. Słyszałem, że woda górska się pieni, ale nie wiedziałem, że aż tak. Tymczasem Junior mył mnie konsekwentnie od góry do dołu, a ja dalej nic nie odczuwałem. Nawet kiedy mył mi parówę, no może trochę, jak to dotyk obcej ręki. Z drugiej strony to lepiej, nie oskarży mnie o żadne dziwne rzeczy. Również bez sensacji przebiegało wycieranie się i ubieranie w piżamę.
– Teraz już widzisz, dlaczego muszę małego przycisnąć gumką od majtek. Po pierwsze ciągle dostaje mi się do nogawki i często mnie boli jak siadam, zawsze sobie go czymś przytrzasnę. Poza tym to strasznie głupio wygląda, gapią się na mnie laski i pedały. Wujek Maciora mówi, że to dlatego, że mam specyficzną konstrukcję miednicy i narządy mam mocno do przodu. Chciałbym wyglądać jak ty, mógłbym nawet być gruby...
– Jestem z tobą od kilku godzin i nawet nie zauważyłem, że coś ci wystaje. A nawet jeśli to co z tego? Owszem, jednym widać górkę, innym nie, jedna laska ma duże piersi, inna prawie wcale. Mnie to nie interesuje.
– Bo ty jesteś fajny chłopak, z tobą można konie kraść, jak mówi mój ojciec.
– No niezbyt... To znaczy może bym ukradł konia, czemu nie, ale nie potrafiłbym na nim odjechać...

Gadaliśmy później aż do północy i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Budziłem się kilka razy w nocy, zlany potem i Junior musiał mnie uspokajać. Śnił mi się Paweł bez nogi, Kurczak bez ręki, a może odwrotnie? Ze strzaskanymi czaszkami i masą krwi. Obudziłem się jak zwykle z pełnym pęcherzem i pierwsze co zauważyłem, to że Juniora nie ma już w pokoju. Toaleta była na dole, przechodząc rzuciłem okiem na kuchnię. Przy stole siedzieli pani Jola i Uszatek, doktor Maciej i chłopaki, trzej ostatni w plastrach i bandażach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 18:24, 22 Lis 2024    Temat postu:

– O cześć – uśmiechnąłem się i rzuciłem w objęcia wszystkich naraz. – Marek, dlaczego mnie nie obudziłeś?
– Bo wczoraj wyglądałeś jak zwłoki po kremacji. Jak przyjechali to i tak byś ich zobaczył, wcześniej czy później, więc co straciłeś?
Miał rację, nader niewiele, choć bylem tak oszołomiony powrotem, że przez moment przestałem myśleć racjonalnie. Nie wyglądali najlepiej i ciężko było na ich twarzach dopatrzeć się jakiegoś entuzjazmu, raczej zmęczenie graniczące z wyczerpaniem. Nawet żywy zazwyczaj Kurczak miał niewyraźną minę i podkrążone oczy, a Paweł miał pod okiem, jak to koledzy mówią, malowniczą pizdę. Na szczęście nie mieli żadnych gipsów, jeden połamany w zupełności wystarczy.
– Jak to się w ogóle stało, wujku? – zapytałem, kiedy po porannej toalecie, umyty przez Juniora, tak, że cały Wałbrzych stał się czystszym miastem, usiadłem przy stole.
– To wszystko jest bardzo dziwne – zaczął doktor Maciej. – Wracaliśmy z komendy, droga była śliska, to nie szalałem zbytnio, czterdzieści pięć kilometrów na godzinę. Nagle czuję, że kola w ogóle nie reagują na kierownicę, ani w jedną ani w drugą stronę. Zanim zdążyłem uruchomić hamulec, auto weszło w łuk na placu i pojechało prosto na ścianę domu. To wszystko trwało kilka sekund, nie zdążyłem nawet porządnie się wystraszyć.
– No a dalej?
– Dalej to powiedziałeś kurwa – przypomniał Paweł.
– Wujek Maciek? Toż to niemożliwe – rzucił Junior z diabolicznym uśmiechem na twarzy.
– A co miałem powiedzieć? Och, jakiż piękny wypadek nam się zdarzył? Wiecie, że nie klnę, ale są sytuacje wyjątkowe, mówiłem już ci wiele razy, że są odpowiednie słowa na odpowiednią okoliczność... – to chyba było do Pawła.
– Mniejsza z tym – uciąłem. – Dzwoniliście na policję?
– Zadzwoniłem od razu do Filipa, doszedłem do wniosku, że to będzie bardziej efektywne. Później przyjechało pogotowie, zabrali nas, zrobili wszystkie badania, najgorsze problemy były z chłopakami, nie chcieli ich puścić do domu, bo trzeba było poinformować rodzinę i tak dalej. Musiałem zadzwonić do Honoraty i jej wszystko opowiedzieć. Na szczęście akurat Miłoszowi nic się nie stało, jakieś otarcia naskórka tylko, więc skończyło się na strachu. Ale zanim zakończyli badania i tak dalej, była już piąta nad ranem...
– To kończcie śniadanie i idźcie spać – powiedział Uszatek Senior. – Ja pojadę do pracy, na drugą po południu ma być specjalista z Jeleniej Góry od portretów pamięciowych, wyślę radiowóz po Michała. Później go jeszcze przesłuchamy.
– A co z samochodem? – zapytałem.
– Pożyczę z wypożyczalni na jakiś czas – odpowiedział Maciej. – Na razie auto zarekwirowała policja do badań, później będzie trzeba mu zrobić cały przód. Na szczęście był ubezpieczony.
– Ubezpieczyłeś mu tylko przód? – zainteresował się Junior.
– Jeszcze jedno słowo... – Senior zmarszczył brwi i spojrzał groźnie na syna.

Atmosfera wyraźnie siadła, Kurczak półprzytomnie grzebał widelcem w jajecznicy, Paweł ledwie ukrywał ziewanie a wujek Maciek patrzył tępym wzrokiem w ścianę, narzekając co rusz, że boli go głowa. W tej sytuacji pani Jolanta, która mimo obecności policjanta w domu wyraźnie rządziła całą chałupą, wysłała całe towarzystwo do łóżek. Było kilkanaście minut po ósmej.
– A wy, chłopaki, co będziecie robić?
– Ja muszę pojechać do miasta – stwierdził Junior. – Klej mi się kończy, papieru ściernego muszę dokupić, mogę zabrać Michała.
– Michał nigdzie nie pójdzie bez opieki osoby dorosłej – zaprotestował Uszatek. – Tomek, wykaż się choćby szczątkową wyobraźnią, wiele nie trzeba. Sytuacja jest naprawdę poważna, wy nie wiecie wszystkiego, a do mnie dochodzi coraz więcej informacji. Wczoraj Maciej zaparkował w bocznej uliczce niedaleko komendy miejskiej. Przejrzeliśmy kilka kamer z miasta, ktoś mu grzebał w samochodzie. Naprawdę mało ci? Nie możesz jechać sam?
– Ja chcę z Michałem, inaczej się nie ruszam.
Zabrzmiało to zbyt zdecydowanie, jak na takiego wesołka i Filip i Jolanta wymienili zdumione spojrzenia. Uszatek Senior pojechał na fabrykę, jak powiedział, uprzednio udzielając mi masy pouczeń i jeszcze więcej zakazów. Wyjść tak, ale tylko w góry, nie do miasta, nie otwierać nikomu, gdybyśmy byli sami i tym podobne. Choć w nocy odpocząłem, po wczorajszym marszu na Niedźwiadek dalej nie miałem siły na nic, a poza tym dalej padało.
– Będę dalej przygotowywał ten projekt willi – oświadczył Junior. – Będziesz mi pomagał.
– Ależ ja się na tym nie znam – zaprotestowałem. – Poza tym jak mam pomagać z tymi rękoma?
Ale Junior nie odpowiedział, skończyliśmy śniadanie i poszliśmy na górę. Junior zarzucił na siebie jakiś chałat i zaczął grzebać przy modelu willi. Byłem zaskoczony metamorfozą, jaka się u niego dokonała, zazwyczaj narwany i wyrywny, teraz był skupiony, dopieszczał szczegóły dachu z lekko wysuniętym językiem. Bałem się odezwać, by nie wybić go z tego świętego skupienia.
– Michał?
– Tak?
– Nie, nic – odpowiedział z roztargnieniem. Zlekceważyłem to, i dalej patrzyłem, jak Junior przycina miniaturowe dachówki.
– Michał?
– No?
– Nic...
Potem nastąpiła długa cisza, przerywana jazgotem piły i stukaniem młotkiem.
– No wyduś, o co ci chodzi – powiedziałem, gdy Junior przerwał pracę i podszedł do stołu wziąć łyka coli. Nie lubię, jak się podchodzi do mnie jak pies do jeża. Masz pytanie to zadawaj, nie masz to siedź cicho.
– Ale... To takie dziwne jest. I nie chciałbym, żebyś sobie coś pomyślał.
– Nie wiem, co sobie pomyślę, dopóki nie usłyszę pytania. Poza tym możesz pytać o co chcesz, najwyżej nie odpowiem.
Znów zapadła chwila ciszy i widać było, że Junior się waha, niemal miał wypisany na twarzy wysiłek umysłowy. O co może zapytać?
– No dobra, jak będziesz się z tym czuł niewygodnie, to mów, dobra?
Kiwnąłem głową.
– Jak spaliśmy razem w nocy, obudziłem się na chwilę. Było mi jakoś dziwnie, bo na ręce miałem coś twardego i gorącego. Myślałem, że to twój palec i chciałem go odsunąć. Okazało się, że to wcale nie był palec a wiesz co...
– No pewnie mój fiut – roześmiałem się. – Te spodnie od piżamy, które wczoraj miałem na sobie mają szeroki rozporek, to i wyszło to i owo. Przecież trzymasz go w ręce, jak pomagasz mi w łazience, więc chyba nie zgorszyło cię to jakoś szczególnie?
– Tak, tylko że on był zupełnie sztywny. Wiesz, mnie te rzeczy zupełnie nie interesują, nie oglądam pornoli, nie gadam na te tematy z kolegami, zresztą oni by mnie nawet nie dopuścili do takiej rozmowy, bo mówią, że policyjne dziecko to od razu kapuś.
– No to chyba normalne, że chłopakom staje, zwłaszcza jak są podnieceni. Nie sztywnieje ci, jak patrzysz na ładną dziewczynę albo na gołe cycki?
–No właśnie że nie – westchnął Junior. – Mówię ci, że mnie to zupełnie nie rusza, ani golizna, ani nic podobnego. Ja się czasem zastanawiam, czy jestem normalny.
– Z wujkiem Maciejem rozmawiałeś? On jest specjalistą od członków i takich różnych.
– Nie, jakoś się boję. Wiesz, ciężko się mówi o tych sprawach, nawet bałem się do ciebie zagadać, ale widzę, że jesteś spoko chłopak.
– Do Pawła trzeba było...
– Ale on mógłby powiedzieć ojcu, swojemu albo mojemu, na jedno wychodzi.
– Nie rozumiem, czego ty się boisz. To dokładnie taka sama sprawa jak inne. Ale nie rozumiem, w ogóle ci nie staje? Nawet jak się budzisz rano? Bo ja zawsze budzę się z lufą na baczność. Gdzieś wyczytałem, że to skutek nacisku pęcherza. Jak zwal tak zwał, ale nie zawsze to ma związek z seksem.
– Nic a nic. Czasem jest odrobinę grubszy ale to kilka minut i przestaje.
– A jakby dziewczyna wzięła ci go do ręki albo do buzi? Nie podnieciłoby cię to?
Junior parsknął, jakby mu się coś nie podobało.
– Do buzi? Zwariowałeś? Po co? Nawet bym nie pozwolił. Jakaś baba mi ma lizać fiuta? Niby po co? Trenuje grę na flecie?
Oburzenie było tak święte i autentyczne, że mało się nie roześmiałem.
– Chłopie, ty masz piętnaście lat i jeszcze nic o tym nie wiesz? To się ładnie nazywa seks oralny i masa osób to robi.
– Mówię ci, dotąd mnie to w ogóle nie interesowało. Oczywiście z grubsza wiem, skąd się biorą dzieci, ale na razie jakoś nie pragnę dzieciaka, jeszcze by mi wyszło coś podobnego do mojej siostry... To jest dopiero policyjne dziecko. Zrób coś przy niej, zaraz poleci z jęzorem do rodziców. A powiedz, te wytryski, o których mnie uczono w szkole, też masz?
– No pewnie – nie widziałem powodu, by zaprzeczyć.
– I to tak leci kiedy chce? – zdziwił się Junior.
– No nie do końca – roześmiałem się. – Najpierw musi zesztywnieć, później trzeba go długo drażnić. Jak ruchasz się z babką to właśnie go drażnisz, albo jak walisz konika to robisz to ręką na własny rachunek. Niektórzy oglądają przy tym pornosy. Później następuje najprzyjemniejszy moment, nawet nie wiem, jak ci to opisać, i wtedy tryskasz. To jest takie białe, śliskie i kleiste.
– Zaraz – zamrugał oczyma Junior. – Kilka razy jak się obudziłem, miałem ślisko i mokro w jajkach. Myślałem, że się posikałem, choć nigdy do tej pory mi się nie zdarzyło. Może kilka razy jak byłem dzieckiem.
– To jeszcze nie jest z tobą tak źle – roześmiałem się.
– Pokażesz? – zapytał cicho.
– Nie teraz, bo zaraz ktoś wejdzie. Poza tym nie mam rąk i to po prostu nie wyjdzie.
– Ja chcę tylko to zobaczyć, nie pogniewasz się?
Pewnie, że się nie pogniewam, choć Junior nie działał na mnie jakoś specjalnie. Jak on się uchował z taką szczątkową wiedzą? Nie byłem jakimś ekspertem seksuologicznym, ale to przecież wie każdy? A że go do tej pory to nie interesowało, to potrafiłem zrozumieć. Zresztą miałem zamiar pogadać o tym z wujkiem Maciejem, bo to chyba nie jest normalne, że chłopakowi nie staje? Przypomniałem sobie jego długą, zgrabną parówę. Nawet Paweł takiej nie miał... Taki sprzęt ma się zmarnować?
– Ale będziesz w nocy spał ze mną? – zapytał z nadzieją w głosie.
Plany miałem inne, w końcu pobawić się z Kurczakiem, ale... Zresztą w mojej głowie zaczął kiełkować pewien plan.
– A powiedz, jak często wali się tego konia?
– Ja lubię raz dziennie, na wieczór, kiedy już matka śpi i nie ma niebezpieczeństwa wpadki. Matka by mnie pewnie zatłukła, wyzwała od zboczeńców i tak dalej. Ona w ogóle nie przyjmuje do wiadomości, że dorastam i że już nie ma w domu małego chłopca. I kupuje mi rzeczy, które wstyd nosić. Już nie mówię o rurkach, nawet bym w nie nie wszedł, ale to wszystko jest jakieś nudne i nieciekawe.
Byśmy się znów rozgadali, kiedy usłyszeliśmy kroki po schodach i po chwili do pokoju weszła pani Jolanta.
– Michał, radiowoz po ciebie przyjechał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 17:18, 23 Lis 2024    Temat postu:

W policyjnym radiowozie za kierownicą siedział Uszatek Senior. Żadna niespodzianka, ale jednak myślałem, że będzie kto inny.
– Gotowy? No to jedziemy.
Auto ruszyło ostro w dół, po chwili minęło miejsce wypadku. Było puste, samochodu wuja Macieja już nie było, tylko w ścianie domu widać było charakterystyczne wgłębienie i szczątki gruzu dokoła. Nie wyglądało to aż tak groźnie jak wczoraj, niemniej ciarki przeszły mi po plecach. Całą drogę aż na komendę przebyliśmy w milczeniu. Tam Uszatek Senior po wszystkich korowodach na recepcji wprowadził mnie do ascetycznie urządzonego gabinetu, w którym siedziała policjantka, nieco otyła brunetka w wieku mojej matki, pochylona nad laptopem. Na nasz widok odsunęła komputer, wstała i uśmiechnęła się do mnie.
– To pani aspirant Maria Jaworska – przedstawił mnie Senior. – Teraz zostawię was sam na sam, a ty, Mania, zrób en portret pamięciowy. Jak będziecie gotowi, to zadzwoń po wewnętrznym.
pani Mania była sympatyczna, nie popędzała mnie, pozwoliła na dłuższy namysł nad każdym elementem, co nieco mnie uspokoiło, w dalszym ciągu jednak wybieranie poszczególnych elementów było cholernie ciężkie. Kiedy już wybrałem odpowiednie włosy, po nałożeniu na rysunek głowy okazało się, że nie do końca tak to wyglądało w rzeczywistości. I znów poprawka, dalsze dobieranie... Po jakichś czterdziestu pięciu minutach byłem mniej więcej zadowolony z rezultatu, ale też i potężnie zmęczony.
– Powiedz tak w skali od jednego do dziesięciu, na ile ten portret przypomina tego mężczyznę z parkingu.
Jeszcze jedno pytanie, na które odpowiedzieć się tak po prostu nie da – siedem? osiem? Skąd mam to wiedzieć? Widziałem go krótko.
– No powiedzmy osiem, ja naprawdę nie miałem zbyt dobrego widoku, a poza tym lało, mogło mi coś umknąć.
Ale pani Mania nie wydawała się specjalnie rozczarowana.
– Rozumiem cię, miałeś ograniczone warunki, to się często zdarza. Jeśli coś poszło nie tak, nie martw się, to jest tylko portret pamięciowy, zawsze jest obciążony jakimś błędem. I tak dużo zapamiętałeś, większość osób pamięta znacznie mniej – pochwaliła mnie. Następnie zadzwoniła po Uszatka i dopiero też dowiedziałem się, że ma stopień młodszego inspektora. Nawet nie wiedziałem, że u takiej szychy mieszkam, a dystynkcje niewiele mi mówiły.

Później licznymi korytarzami Uszatek Senior przeprowadził mnie do innego pokoju, tym razem z okratowanym oknem,, gdzie za biurkiem siedział młody policjant, w przeciwieństwie do pani mani wyjątkowo niesympatyczny i gburowaty. Na szczęście dla mnie tym razem Uszatek nie wyszedł, tylko usiadł z boku i się przypatrywał.
– Z tych zdjęć wybierz te osoby, które ci są znane – powiedział, po czym wyjął z koperty plik zdjęć i starannym, wystudiowanym ruchem rozłożył je przede mną. Zdjęć była masa, więcej niż pięćdziesiąt, niektóre przypominały zdjęcia z kartoteki policyjnej, inne były robione gdzieś na mieście, prawdopodobnie z ukrycia. Dość szybko znalazłem fotografię kochanka matki, choć na zdjęciu był młodszy. Jednak ułożenie warg i to pogardliwe spojrzenie przekonały mnie, że to właśnie ten. Powiedziałem na głos, że go rozpoznaję.
– Jesteś tego pewny? – agresywnym głosem natarł na mnie policjant. – To nie może być on.
Nie wiedziałem, czy to jakaś podpucha,m czy jednak ten gliniarz wie coś więcej, jednak ponownie kiwnąłem głową.
– Tak, to ten.
Obaj popatrzyli na siebie, a w ich spojrzeniach wyczytałem co najmniej zdziwienie, jeśli nie coś więcej. Powróciłem do grzebania w zdjęciach. Zdecydowaną większość tych osobników widziałem po raz pierwszy i ich mordy nic mi nie mówiły. Kilku przypominało osoby znane mi z Wrocławia ale moim zdaniem niemające nic wspólnego ze sprawą.
– Ten tu jest podobny do ojca mojej koleżanki, niejakiego Andrzejewskiego, ale on chyba nie ma nic wspólnego ze sprawą. Ostatnio widziałem go, jak przed szkołą po wywiadówce opieprzał swoją córkę, że jest dziwką i się nie uczy.
Wydawało mi się, że obaj chcieli się roześmiać, a Uszatek przygrywał wargę. Dalsze przerzucanie fotek już niewiele przyniosło, do pewnego momentu, kiedy na zdjęciu pojawił się starszy, jowialny pan.
– A tego to widzieliśmy trzy dni temu na zamku Grodno. Zwiedzał z nami zamek, rozmawiał z Pawłem, to znaczy usiłował rozmawiać, bo Paweł go olał.
Tym razem reakcja obu panów była jeszcze bardziej żywiołowa.
– Coś nie tak z twoją pamięcią – powiedział ten gburowaty. – To na pewno nie on. Zastanów się.
– Ma taką samą szramę na policzku i jedną brew opadającą bardziej niż drugą. Nie mogę się mylić, widziałem go z odległości pół metra i to przez jakiś czas. Oświetlenie było dobre, dla mnie to ten sam człowiek – powiedziałem gniewnie.
– To chyba wszystko – przerwał Uszatek. – Tobie dziękuję – powiedział chłodno do gbura – a ty, Michał przejdziesz ze mną do mojego gabinetu.

– Coś nie tak? – zapytałem Uszatka, kiedy zniknęliśmy za drzwiami gabinetu umieszczonego za sekretariatem, w którym siedziała elegancka policjantka z fryzurą typu afro.
– No tak jakby – odpowiedział Uszatek. – Jeden z tych, których wskazałeś, jest pracownikiem naszej komendy, inny ma cholernie dużo do czynienia ze służbami i w zasadzie nie powinniśmy się nim interesować. Ten facet z portretu pamięciowego, jeśli to jest on, tez nie jest nam zupełnie nieznany. Ale dobra robota, nie wszyscy tutaj to anioły i gołąbki. Problem w tym, że to potężnie komplikuje mi pracę. A ty się nie przejmuj, wszystko będzie dobrze. Zrobić ci herbaty? Bo jeszcze będę musiał cię przesłuchać i napisać protokół.
Po tych emocjach chciało mi się cholernie pić, ale kto mnie później wysika? Ręka złamana była zupełnie bezużyteczna, ręka skaleczona bolała jak diabli po każdym ruszeniu palcem i boleśnie pulsowała, wujek Maciek będzie musiał coś z tym zrobić. Powiedziałem Uszatkowi, który nie wydawał się tym jakoś specjalnie zmartwiony.
– Jak trzeba będzie, to pomogę, a na razie zamówię coś do picia – powiedział i przez interkom wydał polecenia sekretarce.
Przesłuchanie, którego się najbardziej bałem, było akurat najprostszą częścią mojej wizyty. Uszatek i jeszcze jeden policjant, tym razem nie ten gbur, a mężczyzna w średnim wieku z lekkim brzuszkiem, zadawali mi pytania i nagrywali odpowiedzi na jakieś urządzenie którego nie zidentyfikowałem, toteż rozmowa była płynna. Pytali o wszystko, o Wrocław, o matkę, o jej kochanka a także o mój pobyt w Zagórzu Śląskim. Powiedziałem prawie wszystko, poza tymi rzeczami, których nie musieli wiedzieć, a które według mnie nie miały nic wspólnego ze sprawą. Później zjedliśmy obiad w policyjnej kantynie, a moja obecność musiała budzić pewne zdziwienie, bo słano nam częste spojrzenia. Na szczęście usiadł we wnęce dla wyższych oficerów i chyba nikt nie widział, jak mnie karmi, bo inaczej pewnie byłby wstyd na cały Wałbrzych.

Siedzieliśmy w radiowozie. Na dworze zaczęło się robić ciemno, Uszatek czekał jeszcze, aż przyniosą mu jakieś papiery z komendy. Z włączonej stacji krótkofalowej co jakiś czas dochodziły różne komunikaty, których w ogóle nie rozumiałem, choć niechybnie były po polsku. Część z nich to jakieś kryptonimy, świerki, sosny, jodły, pół lasu. Nawet nie starałem się w o wgłębiać, i tak nie zrozumiem. Wolałem się zastanawiać, co będzie, jak wrócę do domu. Czy będę mógł spać w pokoju z Juniorem? Paweł i Kurczak pewnie będą chcieli mnie mieć przy sobie, dla mnie tez wybór będzie ciężki. Jednak obiecałem coś Juniorowi i właśnie to coś wprawiało mnie w podniecenie. Nawet mój mały drgnął w gaciach na samą myśl. Tymczasem z monumentalnego, żółtopomarańczowego ceglanego gmachy wyszedł Uszatek z jakąś teczką z dokumentami. Wszedł do radiowozu, teczkę wrzucił na tylne siedzenie i po chwili rozległ się warkot silnika.
– Nie ma cię kto odwieźć do domu, a samego cię nie puszczę, zwłaszcza po tym, co pokazałeś na komendzie. Podrzucę cię do domu i wracam do pracy. Zmęczony?
– No tak o tyle o ile – odpowiedziałem.
– No na pewno nie było to nic przyjemnego – stwierdził ruszył z miejsca. Przejeżdżaliśmy przez centrum mało atrakcyjnego miasta, deszcz może nie lał ale na pewno siąpił i zacinał. Który to już dzień? Piąty? Szósty? Kiedy skończy się ten armageddon?
– Akcja Fala akcja Fala – zacharczał głośnik jak w starych filmach z kapitanem Borewiczem. – Tu Sarna. Obiekt Sosna opuścił obiekt Dąb i kieruje się na Zagórze Śląskie.
Uszatek niezwłocznie nacisnął coś na pulpicie radiostacji.
– Zgłasza się Dzik. Obserwować obiekt Dąb i sprawdzić obiekt Lipa – rozkazał z wyczuwalnym napięciem w głosie.
– Dzik, daj mi dwie minuty – poprosił ktoś o kryptonimie Sarna, i po chwili usłyszałem ponowny komunikat.
– Tu Sarna, obiekt Lipa opuścił obiekt Dąb jeden. Odbiór.
– Tu Dzik – odezwał się znów Uszatek. – Przejmuję dowodzenie akcją, powtarzam, przejmuję dowodzenie akcję. Zarządzam blokadę Dziećmorowic i Zagórza Śląskiego na północ w kierunku Świdnicy i na południe, w kierunku Jugowic i Walimia. Powiadomić posterunek w Jugowicach. Wykonać! i informować mnie o wszystkim. Bez odbioru.
W tym momencie Uszatek włączył sygnał radiowozu i znacznie przyśpieszył. Opuściliśmy ostatnie zabudowania Wałbrzycha i doliną między dwiema górami obrośniętymi lasem wjechaliśmy do wsi o nazwie Rusinowa. Szosa była śliska, droga prowadziła pod górę, a auto nabierało coraz większej szybkości. Docieraliśmy do dobrze oznaczonego skrzyżowania, kiedy z drugiej strony pojawił się czarny samochód o bardzo dobrze znanej mi rejestracji i ostro wszedł w zakręt.
– To on! – wykrzyknąłem z emocji.
– Jaki on?
– No ten, co mnie śledził, i co stał pod tamtym domem, w którym przytrzymywano mojego tatę – prawie krzyknąłem.
– Jesteś pewny? – zapytał Senior – nie ma teraz czasu, żeby to wszystko sprawdzać.
– Jak to, że tu siedzę – odparłem i jeszcze bardziej wcisnąłem się w siedzenie.
Uszatek znów włączył radiostację.
– Tu dzik, tu Dzik, obiekt Dąb na skrzyżowaniu Bystrzycka – Leśna w Dziećmorowicach, kieruje się Leśną, na południe w stronę Zagórza Śląskiego. Nie obstawiać już Dziećmorowic – wydawał dalsze polecenia. Tymczasem jakość drogi pogorszyła się radykalnie i Uszatek musiał nieco zredukować prędkość. Wkrótce wyjechaliśmy z lasu. Na drodze pojawiały się nieliczne pojazdy, które posłusznie zjeżdżały nam z drogi. Wkrótce przejeżdżaliśmy przez Zagórze i obok willi mojego ojca. Zaniepokoiło mnie to, że w salonie paliło się światło. Według mojej najlepszej wiedzy powinien być pusty. Powiedziałem to natychmiast Uszatkowi.
– Tu Dzik – Uszatek znów włączył radio. – Kapibara, zgłoś się. Kapibara, zgłoś się.
– Zgłasza się Kapibara – usłyszeliśmy prawie natychmiast.
– Sprawdź obiekt Klon. Tylko uważaj, mogą być zabawki w robocie. Najlepiej weź kogoś ze sobą. Bez odbioru.
Dojeżdżaliśmy znana już mi drogą do centrum zagórza Śląskiego. Było już ciemno, auto coraz ciężej wchodziło w łuki.
– Założę się o każde pieniądze, że w Zagórzu nie pędzie żadnej obstawy – powiedział pod nosem Uszatek, nawet nie byłem pewnym, czy to było przeznaczone dla moich uszu.
– Dlaczego? – zaryzykowałem pytanie.
– Nie powinienem mówić, ale powiem. Tylko zachowaj to dla siebie, dobrze? Nie mów tego nawet chłopakom. Ten facet, którego widziałeś na zamku Grodno, ten sam, który chciał z wami rozmawiać, to komendant posterunku w Zagórzu. Posterunek jest niewielki, liczy trzy osoby, on jedyny ma dostęp do radia. I jak widać, nie gra po naszej stronie.
Przejeżdżaliśmy przez senne, spowite lekką mgłą Zagórze. Żadnej blokady nie było.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 17:19, 23 Lis 2024    Temat postu:

Sprawdzenie obecności Smile
Jeśli to czytasz, odezwij się. Komentarze mogą dodawać również osoby niezalogowane. Będę wdzięczny za wszystkie uwagi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 21:15, 23 Lis 2024    Temat postu:

Tak swoją drogą wrzuciłem to opowiadanie na inne forum (Bez tabu) i jest prośba, by nie robić z tego Mody na sukces Biorąc pod uwage, ż ejest to jakaś kontyniacja Innych, to się chyba zrobiło

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waginosceptyk
Adept



Dołączył: 27 Sty 2015
Posty: 29
Przeczytał: 5 tematów


PostWysłany: Sob 22:33, 23 Lis 2024    Temat postu:

To jak miał na imię ojciec Michała? Bo raz piszesz Remigiusz, raz Adam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 3:48, 24 Lis 2024    Temat postu:

homowy seksualista napisał:
Sprawdzenie obecności Smile
Jeśli to czytasz, odezwij się. Komentarze mogą dodawać również osoby niezalogowane. Będę wdzięczny za wszystkie uwagi.


Jestem, w miarę na bieżąco czytam. Super się czyta, dzięki.
Powrót do góry
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 10:34, 24 Lis 2024    Temat postu:

waginosceptyk napisał:
To jak miał na imię ojciec Michała? Bo raz piszesz Remigiusz, raz Adam.

Remigiusz. W e-booku będzie już poprawione.

Za miłe slowa dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 17:56, 24 Lis 2024    Temat postu:

Nie wiem, czy to poczucie, że sprawy nie idą jak powinny, emocje związane z pościgiem, narastający lęk o ojca, czy też fakt, że przed obiadem nie wziąłem insuliny, bo miało być krótko, spowodował, że zaczęły mnie męczyć nudności. Tylne czerwone światła auta przed nami to oddalały się, to przybliżały, ale kierowca doskonale sobie radził ze śliską drogą, jeśli wpadał w lekki poślizg, to kontrolował go, nie pozwalając nam się zbliżyć, a co dopiero wyprzedzić. W# tym czasie Uszatek wydawał kolejne polecenia przez radio. Po kolejnym zakręcie, zaraz przed Jugowicami, dusząc się, poprosiłem Uszatka o krótki postój. Radiowóz zatrzymał się i od razu otworzyłem drzwi, by uniknąć katastrofy. Udało się, ale znów straciliśmy sporo metrów.
– Spokojnie, w Jugowicach czeka na niego niespodziwka – uspokoił mnie Uszatek. – Chcesz wody?
Kiwnąłem tylko głową, każde powiedzenie choć pojedynczego słowa groziło następną katastrofą, tym razem we wnętrzu samochodu. Łyknąłem wody z butelki i momentalnie poczułem się lepiej. Tymczasem przejechaliśmy główne rozwidlenie dróg w Jugowicach, a blokady nie było, ba, nawet patrolu. Uszatek po prostu się wściekł, zrobił się czerwony na twarzy i przestał dbać o moje uszy, rzucając straszliwe przekleństwa. Wywołał partol przez radio i okazało się, że blokada owszem, była założona, ale trzysta metrów dalej, przy wylocie na Jedlinę-Zdrój.
– Dlaczego nie postawiliście blokady na rozwidleniu? – wściekał się Uszatek rozmawiając z członkami patrolu. Jeszcze go nigdy nie widziałem w takim stanie, gdyby mógł to by ich pełnie pozabijał.
– Na Walim nieprzejezdna, panie komisarzu, przez ostatnie powodzie. Po piętnaście centymetrów głębokie zalania... – tłumaczył się mętnie policjant, zwijając drogową kolczatkę. Nie wychodziłem z radiowozu, rozmowę słyszałem przez uchylone drzwi auta.
– Kiedy? – zapytał sucho Uszatek.
– No przedwczoraj...
Jeśli Uszatka w tym momencie nie trafił szlag, to chyba tylko z uwagi na mnie. Zapadła długa chwila milczenia, przerywana tylko stukotem deszczu o blachę samochodów.
– Proszę napisać raport i złożyć go drogą elektroniczną do północy – rozkazał Uszatek bezbarwnym głosem. – Tylko drobiazgowy, uwzględniający wszystkie szczegóły. Żegnam.
To powiedziawszy wszedł do samochodu, odbezpieczył radio i zamówił patrol z Wałbrzycha na Walim.
– Teraz sobie pojedziemy tym rwącym potokiem i zobaczymy, czy nasze asy wywiadu mówiły prawdę – powiedział ironicznie. – Później odwiozę cię do domu, bo widzę, że masz serdecznie dość. Zresztą mogę mieć kłopoty przez to, że tu jesteś, ci gliniarze z Jugowic mogą nas podkablować. Głowa do góry, biorę to na siebie. Widzisz, z kim mi przyszło pracować – westchnął uruchamiając silnik. – No to walim do Walimia.
Wjechaliśmy prosto w las. Droga nie była najpiękniejsza, faktycznie było sporo wody, ale mówienie o jakiejś klęsce żywiołowej to była lekka przesada. Woda co rusz tryskała nam spod opon, raz nawet wpadliśmy w niewielki poślizg, ale Uszatek prowadził bardzo dobrze i wzorowo wyprowadził na prostą. Była już siódma i powoli zaczynałem tęsknić za domem i chłopakami. Tymczasem za oknami pojawiły się już pierwsze skąpo oświetlone zabudowania Walimia. Tam podjechał do jednego prywatnego domu i długo z kimś konferował. Wyniki musiały być niezadowalające, bo wrócił jak niepyszny, z grymasem na ustach.
– Cholera, musimy jechać na komisariat w Głuszycy. Przepraszam cię, ale inaczej się nie da. Wszystko zawodzi na całej linii.
Zaczynałem powoli mieć dość tej jazdy po górach, ale co miałem zrobić? Komisariat w Głuszycy, do którego dotarliśmy po chwili, okazał się niewielkim piętrowym budynkiem w centrum miasteczka. W środku panował o wiele większy ruch niż się spodziewałem, patrząc na tę senną mieścinę. I wszystko byłoby niewarte wspomnienia, nawet wyjątkowo podła herbata, którą mnie poczęstowali, gdyby nie jedna twarz, policjanta w średnim wieku, tak charakterystyczna, że ją zapamiętałem, mimo mojej kiepskiej pamięci do twarzy. Po prostu wszedł do pokoju, w którym Uszatek naradzał się z innym gliną, misiowatym facetem z wypchaną górką w spodniach. Tak, mordę znam na pewno, tylko gdzie ją widziałem? Na pewno plątała się po tych wydarzeniach, ale gdzie? I coś było na rzeczy, gdyż policjant na mój widok zesztywniał na moment, przez jego twarz przebiegł grymas. Starałem się nie patrzeć na niego, wpatrując się w krocze misiowatego, w którym przy odrobinie wyobraźni dało się wyróżnić członek i jądra. Nie powiem, i sam facet i jego męskie ozdoby były miłe dla oka. Ale zaraz, gdzie ja tego faceta o lisowatej twarzy widziałem?

– Marek cię bardzo lubi – powiedział Uszatek, kiedy przedzieraliśmy się przez średnio wysokie góry do Wałbrzycha. – Jeszcze nie widziałem, by tak lubił z kimś przebywać. Owszem, ma koleżanki i kolegów, ale podchodzi do nich jakoś bez entuzjazmu. Z tobą jest zupełnie inaczej.
– Zwyczajnie – odpowiedziałem, choć ojciec miał sto procent racji, było coś w naszych relacjach, co nie występowało, gdy kontaktował się choćby z Pawłem czy Kurczakiem. Także na miejscu wypadku spotkał się z kimś z klasy, ale potraktował go dość obcesowo.
– Jego coś gryzie, tylko ani Jolka ani ja nie wiemy co, a on tego nie powie, za żadne skarby. Jego życie to udawanie, gra pozorów. Potrafi być miły, wesoły, jak zauważyłeś ma niewyparzoną gębę, ale to jest tylko na zewnątrz. Sam, w domu jest inny. Byliśmy nawet u psycholożki, ale Marek poradził sobie z nią bezbłędnie, nie dowiedziała się niczego. Odebrała go jak wszyscy...
Po co on mi to wszystko mówi?
– Jakbyś zauważył coś dziwnego, po prostu nam powiedz, najlepiej mnie. Nie zmuszam cię do żadnego kablowania, nic nie musisz, ale popatrz na to z innej strony, możemy się dowiedzieć o czymś, kiedy będzie już za późno, a tego chcemy uniknąć. Mimo że odgrywa gieroja, tak naprawdę nierzadko sobie nie radzi. Wiesz co? Niedawno mieliśmy przypadek samobójstwa chłopaka w podobnym wieku. Nikt nie wiedział, o co chodzi, był lubiany, w domu pozornie wszystko grało... Sprawa się rypła, kiedy zaczęliśmy badać jego komputer. Okazało się, że wykorzystuje go własne matka... No nie, Jolki o to nie podejrzewam – roześmiał się – ale sam wiesz, że może być różnie. Naciski, szantaże, różne takie.
Miał rację, choć przez pierwszych kilka chwil bylem wręcz oburzony, jak można wymagać czegoś takiego. Wykorzystywanie chyba nie wchodzi w grę, skoro ma miękką faję, ale reszta? Uszatek opowiadał mi teraz o Wałbrzychu, mieście pokrzywdzonym przez transformację, biednym i zdemoralizowanym. Wszystkie złe wskaźniki przebijają sufit, z narkomanią na czele. Istotnie jest się czego bać...
Dojeżdżaliśmy powoli na osiedle Szczęść Boże. Było ciekawie, owszem, ale trudno mówić o dobrym nastroju. I wtem – olśnienie. Że też mogłam być taką pipą męską i zapomnieć...
– Wujku, jeszcze jedna rzecz. W tej komendzie w Głuszycy pojawił się jeszcze jeden człowiek, który jakoś plącze się po wydarzeniach.
– Który? – zainteresował się Uszatek biorąc jednocześnie ostry zakręt w prawo.
– Pamiętasz jak rozmawialiśmy z tym starszym policjantem nieco przy kości?
– Z Big Dickiem?
Może nie mówię perfekt po angielsku i dużo mi do tego, ale to przecież elementarna wiedza szkolna, choć oczywiście nie z lekcji.
– Dlaczego go tak brzydko nazywacie?
– Sam się chwali, że ma fiuta dwadzieścia pięć centymetrów i może istotnie mieć, bo to strasznie widać w jego spodniach, nawet jak nie chcesz patrzeć.
– Potwierdzam. A co na to jego żona? Powinna być szczęśliwa – powiedziałem, choć od doktora Macieja słyszałem co innego.
– On i żona? Zapomnij. Jego takie rzeczy nie interesują. Chodzą słuchy w okolicy, że kilka od niego uciekło, bo je po prostu kaleczył. No ale wracajmy do tematu. Ten z podłużną twarzą? Czy ten niski, o czerwonej twarzy?
– Ten pierwszy.
Wydawało się, że ta wiadomość wcale nie zaskoczyła Uszatka. Na jego czole pojawiły się zmarszczki, jakby o czymś intensywnie myślał. Trzymając jedną ręką kierownicę wyjął ze schowka gumę do żucia i wpakował kawałek do ust.
– W jakich okolicznościach? To znaczy kiedy to było? Opisz, spokojnie, staniemy na boku.
– Jak się paliła ta chałupa, stał obok z tym kochankiem mojej matki i o czymś rozmawiali, Kochanek mnie nie widział, ale on mógł. Natomiast nie wiem, czy oni tym autem jeździli cały czas we dwójkę. Przez zalane deszczem szyby niewiele widać.
– No jasne, dziękuję za tę informację, a teraz już jazda do domu. I raczej za dużo nie opowiadaj. To znaczy o nic was nie podejrzewam, żeby było jasne, ale nie dałbym sobie uszu obciąć, że ktoś gdzieś nie podłożył podsłuchu, widzisz sam, co się dzieje...

Gdy weszliśmy, wszyscy oprócz pani Joli siedzieli przy kolacji. Oczywiście Junior dominował w rozmowie, choć Kurczak starał się mu nie ustępować.
– No nareszcie – westchnął wujek Maciek. – Już tu od zmysłów odchodzimy. Wyglądasz, jakbyś był chory – popatrzył na mnie uważnie. W krótkich słowach, nie wspominając nic o pościgu, opowiedziałem, co mi się stało.
– Antybiotyki zaczęły działać, po prostu, zawsze osłabiają, a ty masz przecież końską dawkę. Jak ręka?
– Nieciekawie, dalej boli i nie mogę ruszać rękami. Ale ta druga już dobrze, w zasadzie można ściągnąć ten gips.
Po minie wujka Macieja widziałem, że to nie był dobry pomysł. Szkoda, bo wolna ręka może się przydać do wielu rzeczy, nawet jeśli pomyślimy tylko o rzeczach przyzwoitych. Rzecz w tym, że dziś potrzebowałem jej do tych innych. W milczeniu zjadłem kolację i nagle zachciało mi się spać.
– Z kim będziesz spał? – zainteresował się Kurczak. Założę się, że zapytał, bo liczył na małe co nieco.
– Z Markiem – odpowiedziała wchodząca właśnie do kuchni pani Jola. – Chłopak jest zmęczony, a wy przecież spaliście pół dnia. Nie to żebym wam zabraniała czy co, ale wy tak szybko nie zaśniecie, a patrzcie, jak on wygląda. Poza tym... – urwała. Zdaje się, że minęło mnie coś ciekawego.
– No dobrze – odpowiedział niepocieszony Kurczak. – Ale jutro śpisz z nami...

Po całej kołomyi związanej z myciem i ogólnymi przygotowaniami do spania znaleźliśmy się w końcu z Juniorem w pokoju. W piżamę przebrał mnie Paweł, nie było więc żadnego kontekstu. Byłem ciekaw, czy Junior już zapomniał czy pamięta o mojej obietnicy. Po raz kolejny okazało się, że o obietnicach się pamięta, zwłaszcza ci, którym obiecywali.
– To jak, pokażesz? – zapytał po dłuższym czasie.
– Mogę, czemu nie, tylko będzie problem. Nie mam wolnej ręki. Może poprosimy Kurczaka, przynajmniej będziesz lepiej widział. On mi pomaga w tych sprawach, kiedy jestem unieruchomiony  – przekonywałem go.
– Wolałbym nie, to jakoś tak głupio. Jak mi powiesz dokładnie, jak to się robi, to może mi się uda...
– To najpierw zdejmij mi spodnie od piżamy, tak do kolan.
Mieliśmy włączoną niewielką lampkę nocną, dającą akurat tyle światła, ile trzeba. Gdy już byłem uwolniony od tkaniny, Junior łapczywym wzrokiem patrzył na mojego członka, który podnosił się powoli.
– Możesz go dotknąć jak chcesz – powiedziałem. Nie musiałem dwa razy powtarzać. Junior chwycił mnie za sztywny już członek i badał go dokładnie w każdym miejscu pomagając sobie drugą ręką. Nie było to chamskie walenie konia ruchem posuwistym, ale coś o wiele bardziej wyrafinowanego. co powodowało zupełnie inne sensacje niż te, które znałem. Zwłaszcza kiedy badał wędzidełko i kołnierzyk żołędzi. Kulka razy sapnąłem z emocji.
– To już? – zapytał, kiedy zauważył na szczycie fiuta przezroczystą kroplę.
– Nie, rozsmaruj to, jeśli się nie brzydzisz.
Chyba się nie brzydził, bo zrobił to pieczołowicie, dostarczając nowych przyjemności, które piętrzyły się tak, że byłem już bardzo blisko.
– A teraz chwyć całego... – nie zdążyłem skończyć zdania, kiedy eksplodowałem, zachlapując rękę Juniora, który patrzył jak zahipnotyzowany.
– O matko, nigdy nie będę miał czegoś takiego. I to takie przyjemne? Jęczałeś, jakby cię coś bolało...
– Wręcz przeciwnie – zapewniłem go. – Bardzo fajnie to zrobiłeś, choć tak po prawdzie, to walenie konia to wcale nie było. A teraz pokaż twojego...
– A nie będziesz się śmiał?
– A niby dlaczego? Dawaj go.
Junior już ściągał spodnie, kiedy mu przerwałem.
– Przestań na chwilę, słyszę wyraźne kroki, pewnie na dole.
Faktycznie, było słychać kroki i na pewno nie była to pani Jola ani nawet wuj Maciej, zupełnie inne, a sluch mam naprawdę dobry. Na moment zamarliśmy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 17:58, 24 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wyra
Debiutant



Dołączył: 13 Paź 2006
Posty: 5
Przeczytał: 16 tematów


PostWysłany: Nie 20:45, 24 Lis 2024    Temat postu:

...no w takim momencie... Sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 21:05, 24 Lis 2024    Temat postu:

12 tys. znaków Smile Poza tym trzeba było zabrać się za obiad a jak pisze to od poczatku do końca Smile Będzie jutro lub we wtorek

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3183
Przeczytał: 85 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 22:17, 25 Lis 2024    Temat postu:

Kroki raz to przybliżały się do drzwi, raz to oddalały, w końcu rozpoczęło się charakterystyczne dudnienie, cichnące z każdą sekundą. Wszystko wskazywało, że powoli schodzi schodami na dół, gdzie mieściły się kuchnia, salon, łazienka i jeden niewielki pokoik,
– Pójdę zobaczyć – zadeklarowałem się i uniosłem na łokciach. – Załóż mi spodnie, nie będę latał z gołą dupą po domu.
– Nigdzie nie pójdziesz – zaprotestował Junior i przytrzymał mnie mocno ręką. – Dostaniesz w łeb albo cię zastrzeli. Nie będzie miał zresztą innego wyjścia.
Oczywiście mógł to zrobić, choć osobiście bylem sceptyczny. Bez powodu się nie pojawił, pewnie przyszedł coś ukraść, a może podłożyć podsłuch? Zresztą jedno nie wykluczało drugiego. Repertuar zachowań naszych przeciwników wydawał się być niewyczerpany, a swoich ludzi mieli wszędzie, aż strach się bać. Jeszcze kilku jest zupełnie nieznanych, jak ten chuderlawy typ, który nas śledził w Świdnicy, tak zupełnie znikąd on się tam nie wziął.
– Co robisz? – zapytałem szeptem, widząc a tej ciemności, że Uszatek Junior grzebie po omacku w kupie odzieży przy łóżku. Jakoś złożenie tego w kostkę i położenie na krześle przekraczało najpewniej jego możliwości.
– Dzwonię do ojca, a mamy jakieś inne wyjście? Jest niebezpieczeństwo, że może zasnął, on ostatnio sporo śpi w pracy, ale nic innego nie wymyślimy.
Zadzwonił kilka razy, niestety Uszatek Senior nie odpowiedział ani razu. Zdesperowany wysłał esemesa i odłożył telefon.
– Nie wydaje ci się, że ten włamywacz dobrze zna rozkład domu? Coś za łatwo mu przyszło poruszanie się po tym labiryncie i zejście na dół – zapytałem. Wejście na schody nie było wcale oczywiste i ukryte za drzwiami. – Ojciec często przyjmuje gości?
– Często to nie, ale czasem przychodzą. Pan Władek z Zagórza, aspirant Ryjnik z Jugowic, taki jeden z Głuszycy, on Chyba Stanisław ma na imię. Łatwo go rozpoznać, bo wygląda jakby w spodniach miał kupę, tyle że od przodu. Ma jeszcze większy problem niż ja...
– A tego to nawet dziś widziałem w Głuszycy – przerwałem mu. – Faktycznie musi mieć te narządy formatu XXL. Ojciec kiedyś nawet mu mówił, żeby ubierał się jakoś inaczej, ale on powiedział że inaczej się nie da, a fiuta sobie nie będzie operował. No i na tym się skończyło. Ostatnio był na urodzinach ojca, to było w maju.
Właściwie ten cały Stanisław pasował mi jak nikt inny, Mieszkanie dobrze zna, ma miłą powierzchowność mimo sporej tuszy, to taki typ, który nigdy nie wzbudza podejrzeń. Teraz, kiedy byłem już nieco uspokojony i moglem myśleć, popatrzyłem na moją wizytę na posterunku w Głuszycy nieco inaczej. Big Dick od początku ożywił się na mój widok i prawdopodobnie tak się poruszał, bym koniecznie zwrócił uwagę na jego najbardziej charakterystyczną cechę. I to ugrzecznienie... Gdyby mi ktoś do pracy przyprowadził takiego młodziaka, nie zwróciłbym na niego najmniejszej uwagi, a już na pewno bym nie nadskakiwał z herbatą i podobnymi. Już w korytarzu stanął tak, bym wszedł w kontakt z jego wydatną górką. A może mi się wydawało? Nie sądzę, tam było sporo miejsca, mógł się usunąć pod ścianę. Jeszcze do tej pory czułem ten miękki dotyk poniżej łokcia, kiedy n mi kurtkę. No dobra, ale o czym to świadczy? Poza domniemaną skłonnością do młodych chłopaków pewnie o niczym. Nie ma żony... No ale to też nie świadczy o niczym, poza tym, że ma jakieś kłopoty z ruchaniem.
– Nad czym tak myślisz?
– W sumie nad tym Stanisławem. Zbyt wiele rzeczy mi pasuje. Nie wiem jaka jest jego rola w tym całym galimatiasie, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że jakaś jest na pewno.
– Nie masz dolarów – przypomniał mi Junior i śmiech nagle zamarł nam na ustach. Kroki znów ożyły, coraz głośniejsze z każdą sekundą, były powolne, jakby ich producent albo miał kłopoty z poruszaniem się albo liczył na to, że nie narobi hałasu. Teraz ten ktoś na pewno był już na piętrze i przeszedł obok naszego pokoju. Co prawda nie znałem dobrze rozkładu domu, ale wywnioskowałem, że zdąża do drzwi balkonowych z drugiej strony korytarza a następnie zeskoczy na dół. Każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie, a w pewnym momencie z emocji przestałem nawet oddychać.

– Już go nie ma – szepnął Junior. – Pójdę sprawdzić, co się stało. Ty leż tutaj i się nie ruszaj.
Teraz ja postanowiłem zaprotestować.
– Miałeś nie odstępować mnie na krok – przypomniałem mu, co powiedział Uszatek Senior. – Jesteś pewny, że tam nikogo nie ma? Poza tym co spodziewasz się tam znaleźć? Trupa w każdej szafie?
Junior najwyraźniej się ze mną pogodził, bo już się nie odezwał, przynajmniej na ten temat. Jakiś czas leżeliśmy obok siebie i strząsaliśmy resztki emocji.
– Pokażesz jeszcze raz, jak strzelasz?
– Nie jestem seksualnym wyczynowcem – roześmiałem się. – Tego się nie da robić kilka razy pod rząd, przynajmniej ja tak nie potrafię. Ale miałeś mi pokazać swojego...
Junior zsunął kołdrę i następnie, podnosząc biodra, również spodnie. Momentalnie doszedł do mnie charakterystyczny, wcale nie nieprzyjemny zapach. Jeszcze silniejszy niż u Pawła.Jego długi członek spoczywał spokojnie na oddalonych od siebie dużych jądrach. Był grubszy niż wtedy, kiedy widziałem go ostatnio w kąpieli. Z chęcią chwyciłbym go w palce, tyle że miałem je unieruchomione. Niewiele myśląc dotknąłem go łokciem i zauważyłem, że stawił większy opór niż przypuszczałem. Junior nie protestował. Z dużym trudem zmieniłem pozycję tak, że teraz jego klejnoty miałem przed samą twarzą. Oczywiście wzięcie do ust czy nawet polizanie językiem nie wchodziło w grę, wciąż miałem w głowie jego gwałtowny protest przeciwko takiej formie. Co prawda tam chodziło o dziewczyny, ale mogłem spokojnie przyjąć, że Uszatek jest heteroseksualny. No to mamy problem, on ewidentnie chce, la chcę mu to zrobić, tylko nie bardzo wiem, jak. W zasadzie wypadałoby powiedzieć pas i odesłać go do Kurczaka, tylko po co? Dotknąłem go podbródkiem, przyciskając nieco. Junior nie zaprotestował. Spróbowałem jeszcze raz, usłyszałem tylko lekkie sapnięcie. Junior poprawił swoją pozycję na łóżku tak, że miałem jeszcze lepszy dostęp. Najpierw jeździłem wzdłuż członka podbródkiem, aż doszedłem do wniosku, że jak już zaakceptował głowę, nie będzie protestował w ogóle. Teraz drażniłem go dolną wargą, a gdy dochodziłem do główki, podszczypywałem go obiema wargami. Jego zapach drażnił mnie coraz bardziej i w zasadzie gotowy byłem poprosić o pieszczoty w rewanżu, ale postanowiłem dać sobie na wstrzymanie. Zrobiłem sobie chwilę wolnego, bo kark mnie rozbolał. Wsparty na dwóch uszkodzonych rękach spowodowało, że musiałem przerzucić ciężar na resztę ciała.
– Nie przerywaj – szepnął Junior.
Dolną wargą ściągnąłem mu napletek i wśliznąłem język pod główkę, tam, gdzie miał wędzidełko. Było mocno napięte, kaleczyło mi trochę język, ale wpadłem w rytm i mi to w ogóle nie przeszkadzało. Teraz oddech Juniora stał się nieco głośny i szybszy i nagle poczułem kleistą substancję na wargach. Ale na próżno było szukać śladów konwulsji, które ja mam, gdy łapie mnie orgazm. Nie byłem pewny, czy w przypadku Juniora w ogóle można mówić o orgazmie.
– Powiedz, jesteś homoseksualistą? – zapytał wprost Junior, spokojnie, bez żadnej agresji czy nawet ekscytacji, raczej było to zwykłe pytanie o fakt. Wiedziałem, że to pytanie kiedyś padnie, nie wiedziałem tylko, że tak szybko. Tu już nie było ucieczki, lawirowania, chyba wypadało odpowiedzieć wprost.
– Nie wiem. Możliwe. A dlaczego pytasz?
– Bo zwykły heteroseksualista nie dotknąłby językiem fiuta innego faceta. Raczej odczuwałby obrzydzenie, w ostateczności niechęć.
– No to ja tego nie odczuwam – przyznałem. – A ty?
– Ja chyba nie jestem żadnym seksualistą – odpowiedział Junior łamiącym się głosem. – Dziś po raz pierwszy w życiu odczuwałem jakąś przyjemność z mojego fiuta. I to słabą. Jak bawiłem się twoim, to ty sapałeś, stękałeś, na całym twoim ciele było widać, że to ci sprawia dużą przyjemność. A mnie... Ja nawet z ciekawości bym spróbował z dziewczyną, nawet znam co najmniej dwie takie, które by dały, ale jak to zrobić, jak ci fiut nie staje?
– Porozmawiaj o tym z doktorem Maciejem, nie znam lepszego specjalisty. Mam z nim pogadać? Bo dla mnie nie stanowi to żadnej trudności.
– Daj mi się nad tym zastanowić – poprosił Junior. – Pewnie tak, ale nie od razu.

Gdy się obudziłem, było jeszcze ciemno. Było mi słabo i niedobrze, z żołądka dochodziły niepokojące sygnały. O cholera, pewnie to hipoglikemia. Mało jadłem a insulinę z przyzwyczajenia wziąłem o zwykłej dawce, a nie przeliczyłem jej na jedzenie. Nawet nie mierzyłem cukru, musiałbym budzić Juniora albo chłopaków, ale wolałem nie. Należałoby teraz wypić puszkę coli, tyle że szybko uświadomiłem sobie, że nie uzupełniłem zapasów, a reszta została w Zagórzu. Postanowiłem zejść na dół i rozejrzeć się, co słodkiego znajdę by wyrównać cukier. W tym domu obowiązywało luźne podejście do dyscypliny żywieniowej, kto był głodny poza godzinami zwykłych posiłków, po prostu podchodził do lodówki i brał co chciał, przy czym nas, gości, również ta zasada obowiązywała. Krótki przegląd lodówki okazał się negatywny, nie było nic słodkiego, natomiast na bocznym kredensie było ciasto, które pani Jola upiekła wczoraj i którego tak naprawdę nikt jeszcze nie skosztował. Ciasto było pokrojone na kawałki i elegancko ułożone na ozdobnej kryształowej paterze i posypane cukrem pudrem. Czemu nie, najwyżej zje się i popije kranówą. Jakoś udało mi się chwycić ta mniej niesprawną ręką. Tego mi było potrzeba, czułem, jak cukier powoli rozchodzi się po organizmie. Chciałem wstać, żeby łyknąć wody z kranu, ale w tym momencie poczułem, że moje nogi są tak ciężkie, że nie mogę nimi ruszyć Po chwili to samo uczucie ogarnęło moje ręce. Nawet nie wiem, kiedy mi się urwał film.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin