|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 4:52, 12 Maj 2012 Temat postu: Mój przyjaciel i ja |
|
|
TO OPOWIADANIE, ZUPELNIE ZMIENIONE, ZOBACZYCIE POD TYTUŁEM WITAMINA M W FOLDERZE OPOWIADANIA SOFT CORE
To opowiadanie będzie w odcinkach i biję się we własne piersi, że napiszę resztę. Nie jest to opowieść fabularna, raczej próba innego przedstawienia czegoś, co wszyscy znamy. Zatem znacie? To posłuchajcie...
Jak to z niektórymi przyjaciółmi bywa, wcześniej był moim wrogiem. To było jeszcze w czasach, kiedy nie musiał dzielić swej funkcji między tą bardziej przyjemną i tą drugą, co prawda mniej przyjemną ale za to chyba bardziej potrzebną. Ale to było przed tym okresem, który wywrócił całe moje przyszłe życie do góry nogami i które chcę tu opisać. Na razie spoczywał sobie najczęściej w cieple, niepokojony tylko kilka razy dziennie.
Nawet nie interesował mnie zbyt szczegółowo, po prostu traktowałem go z góry i może czasem dość obcesowo, kiedy to, gdy zawiódł mnie po raz kolejny i przeciekł wtedy kiedy nie trzeba, skręcałem go na chwilę ze złości w rolkę. Niestety, fakt, że nie jest za szczelny, zauważyli również koledzy w szkole. Na jakiś czas stałem się lokalnym pośmiewiskiem, a epitety typu "miejska odlewnia" nie były wcale rzadkie. Celowała w tym grupa chłopców, za którymi nie przepadałem, jednak nie mogłem z nimi walczyć, bo po prostu byłem za słaby, Stąd nic dziwnego, że nie lubiliśmy się wzajemnie, on mi robił głupie psikusy, ja go traktowałem z pogardą.
Moja niesława rosła dość szybko i wkrótce dotarła do wychowawczyni. Zostałem poproszony na rozmowę, którą o latach mogę uznać za pierwszą naprawdę poważną w moim życiu. Musiałem wyznać, że mam z nim problemy. Zaraz po tej rozmowie postanowiłem sobie z nim pogadać. Po raz pierwszy.
- Zawodzisz mnie. W zasadzie mam z tobą same problemy. Zrób coś.
- Niewiele mogę, przynajmniej na razie. Nie najeżdżaj tak na mnie, nie wszystko ode mnie zależy - syknął i skulił się.
- W zasadzie do czego mi jesteś potrzebny? Noszę cię już tyle lat i zastanawiam się, po co mi właściwie wisisz. Dziewczyny mogą się bez ciebie doskonale obejść. Coś mi tu nie gra...
- Ty się na razie zbyt wiele nie zastanawiaj. Kiedyś się dowiesz.
Zabrzmiał dokładnie tak jak moi rodzice, gdy zapytam przypadkiem o coś, co nie jest im wygodne. No małe toto a pyskate. Postanowiłem więc nie dyskutować w tym tonie, ale przed końcem wyjaśnić sobie jeszcze jedną kwestię.
- Słuchaj, a jak ty się właściwie nazywasz? Bo tak naprawdę nie wiem. Nikt mi ciebie jeszcze nie zdążył przedstawić.
- A czy to takie ważne? Mam kilka nazw. Kilka oficjalnych, kilka mniej oficjalnych, ale żadna mi się nie podoba.
Patrzcie go. To już zaczynało powoli być bezczelne. Ja się nazywam Maciek, i czy mi się podoba czy nie, muszę się tak nazywać. Już wolę, jak mówią na mnie maciora niż "miejska odlewnia".
- No ale... przecież muszę jakoś o tobie myśleć.
- Przestań już nudzić i marudzić. Nazwij mnie jak chcesz. Byle byś o mnie dbał, reszta będzie w porządku. A teraz bądź łaskaw dać mi święty spokój, puść mnie i nie gap się tak. A najlepiej schowaj mnie.
Schowałem go dokładnie obejrzawszy, czy aby nie jest nieszczelny. Ale nic na to nie wskazywało, był obciągnięty skórką aż po sam czubek i wydawał się absolutnie bez wady. Zacząłem się coraz częściej zastanawiać, jak to jest z tymi nazwami. Bo że jakieś miał, to pewne. Tyle, że o nim się w ogóle nie rozmawiało. Ani z rodzicami, ani z kolegami, a z koleżankami był to temat zupełnie zabroniony. Co prawda tu i ówdzie słyszało się jakąś nazwę, ale pierwsza próba wprowadzenia jej w obieg kończyła się co najmniej skandalem, nawet jeśli to była rozmowa z kolegami. A na rozmowę z dorosłymi na ten temat jakoś nie mogłem liczyć. Po pierwsze dlatego, że sam nie wiedziałem jak ją zacząć. Zresztą jak rozmawiać, skoro nie wiem jak on się nazywa? Poza tym, dorośli wydawali się być zupełnie śmieszni, kiedy przychodziło do tej rzeczy. Jeszcze przed komunią mój wujek chrzestny postanowił sprawić mi garnitur, szyty na miarę, u przedwojennego krawca.
- Marynarka ma był długa? Krótka?
- E, długie już niemodne, Niech pan zrobi taką zwykłą, niech się kończy tam, gdzie interes u chłopaka - odpowiedział wujek. Na początku zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi? Jaki interes u chłopaka? Nawet bym o niego zapytał, ale coś mi przeszkodziło. Po odbiorze dokładnie sprawdziłem, gdzie się kończy. I wyszło mi, ze to musiał być właśnie on, że to o niego chodziło.
Jakoś po komunii skończyły się moje problemy z moczeniem się, równie nagle jak się zaczęły i mój wróg przestał mnie interesować. Nawet nie był już moim wrogiem, po prostu traktowaliśmy się nawzajem jak zło konieczne. Moją uwagę zaczęła zaprzątać nauka, koledzy i zwyczajne codzienne życie. Zwłaszcza, że zanosiło się na duże zmiany. Z nauką nie miałem jakichś szczególnych kłopotów, szkołę lubiłem. Zaczęło mnie tez interesować coraz więcej rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłbym uwagi. Zaczytywałem się w powieściach podróżniczych, zwłaszcza arktycznych, zacząłem oglądać mecze piłkarskie, czego moja rodzina, zupełnie niezainteresowana futbolem, nijak nie mogła zrozumieć. Ojciec patrzył się na mnie ze zdumieniem.
- Po kim to masz? Bo na pewno nie po mnie? Może ty jesteś dzieckiem sąsiada? - dodał a w jego głosie wyczułem żartobliwy ton. Tą niewinną uwagą spowodował, że zacząłem się zastanawiać, skąd się w ogóle biorą ludzie. Że się rodzą - to było dla mnie oczywiste i akceptowalne, natomiast co było wcześniej, do tej pory niewiele mnie obchodziło. Co powoduje, że kobieta najpierw jest w ciąży a potem rodzi dziecko. I jeszcze jedna kwestia nękała mnie niesamowicie - jak to się dzieje, że zakonnice nie mają dzieci. Przynajmniej żadna z mi znanych. Zbieżność tak duża, że na pewno nie była przypadkiem.
Ba, pytanie było ale skąd znaleźć na nie odpowiedź? Marzyłem o takiej cudownej maszynie, która daje odpowiedź na dowolnie zadane pytanie. Wpisujesz na przykład: Skąd się biorą dzieci? Albo: Ile mieszkańców liczy NRD? Czekasz chwilę i dostajesz odpowiedź tak jak w teleturniejach na ekranie telewizora. Teraz tak sobie wyślę, że wtedy właśnie wynalazłem internet a właściwie przewidziałem jego istnienie. Jednak w latach siedemdziesiątych takiej maszyny nie było i pozostało tylko grzebanie w książkach. Tu jednak nie wiedziałem, jak się za to zabrać. Zapytać kogoś nie dało rady. Wiedząc, że to wstydliwy temat, omijałem go jak się da i liczyłem tylko na przypadek. Albo na to, że jakoś to się wyjaśni. A jednocześnie głęboko, gdzieś podskórnie czułem, że ten mój musi mieć z tym jakiś związek. Na razie wynikało to tylko z praw logiki, nie pogłębionej żadną inną wiedzą.
Mniej więcej w tym samym czasie ta złośliwa cholera znów przypomniała o sobie. Było to w środku nocy. Przewracałem się właśnie na drugi bok, kiedy kładąc się znów poczułem, że zaczyna mnie nieprzyjemnie uwierać, na granicy bólu. Obudziłem się natychmiast i z miejsca rozpoznałem przyczynę niedogodności. Ruszyłem ręką, by go poprawić, i dosłownie skamieniałem. Był inny niż zwykle, twardy, gorący. O dalszym spaniu nie było rzecz jasna mowy. Wystraszony pobiegłem do łazienki i oglądałem te niepokojące zmiany. Faktycznie oprócz tamtych zmian wydawało mi się, że lekko zmienił kolor. No i ten śmieszny farfocel na górze skrócił się znacznie i z ledwością opinał sam czubek. To stamtąd właśnie dochodził największy ból.
- Co ty wyprawiasz, do ciężkiej cholery - warknąłem. - Stało ci się coś?
- Zostaw mnie w spokoju. Wszystko jest tak jak należy. Naciągnij gacie i wracaj do łóżka.
- Kiedy właśnie widzę, że nie. W takim stanie cię jeszcze nie widziałem, przynajmniej nie pamiętam.
- Raczej nie pamiętasz. Rób, co ci kazałem.
Jego bezczelność była wręcz porażająca.
- Musisz przy okazji tak boleć?
- Muszę i nic na to nie poradzimy, ani ty, ani ja. Tak to się po prostu odbywa. Mam tak przykazane i nie da się tego zmienić.
- Przykazane? Możesz mi wytłumaczyć co? I przez kogo? Na razie budzisz mnie po nocach, zmieniasz kształty i kolory jak kameleon i zupełnie nie wiem co z tym zrobić.
- Nic. Daj mi spokój i idź spać, do ciężkiej cholery!
Tego było mi za wiele. Ból w czubku się nasilał, niewiele myśląc wszedłem do wanny, przyklęknąłem i puściłem na niego silny strumień zimnej wody. Po momencie poczułem się znacznie lepiej.
- Dobrze ci teraz?
Ale nie doczekałem się odpowiedzi. Wyglądało na to, że, potraktowany zbyt obcesowo, obraził się na mnie. Tak to i wyglądało - sflaczał nieco i powrócił do poprzedniego koloru.
- Mówię do ciebie, słyszysz?
Teraz ja byłem złośliwcem odgrywającym się za zmarnowaną, nieprzespaną noc. Ale widać wyczuł to i dyplomatycznie milczał. Dałem mu ochronę z ligniny i wróciłem do łóżka. Nie mogłem zasnąć, z jednej strony podejrzewając, że to jest coś naturalnego, z drugiej bojąc się wściekle, że ta sytuacja będzie się powtarzać i koniec końców wykończy mnie brak spania.
Coś zbliżało się i to wielkimi krokami, tyle, że nie potrafiłem tego nazwać. Powoli wyjaśniały się sprawy, które mi kiedyś zaprzątały głowę. Przede wszystkim nazwa dla niego. Poznałem termin oficjalny, który mi się nie spodobał i którego bym nawet nie wymówił na głos. Prącie. Co za kretyński wyraz. Po pierwsze - dlaczego to? Poza tym nie brzmiał mi i w ogóle był do kitu. Kiedyś na przerwie wszedłem do klasy po zapomniane właśnie śniadanie, kiedy dziewczyny zmieniały gazetkę ścienną. Na stole leżały jakieś litery, niewiele się z nich dało ułożyć, ale "prącie" jakoś wyszło. Złożyłem ten wyraz i przypatrywałem mu się krytycznie. Wyglądał jeszcze bardziej kretyńsko niż brzmiał.
- Co robisz? - rzuciła przechodząca przypadkiem Kryśka. Przystanęła i przeczytała ów nieszczęsny wyraz na głos.
- Nie wiem co to jest. Ale kojarzy mi się z pręcikami z biologii. Powiedz, co to takiego...
Prędzej bym się zapadł pod ziemię z całym tym nieszczęsnym prąciem.
- A nic, nieważne - zmieszałem litery na stole i popędziłem w stronę drzwi. A więc nawet na takie rzeczy trzeba uważać...
To była szósta klasa, kiedy powoli pojawiały się między nami rozmowy na interesujące mnie tematy. Jednak ja nie miałem do nich szczęścia, coś tam słyszałem, ale albo bałem się wtrącić do rozmowy, albo niewiele z tego wszystkiego rozumiałem. Poza tym już nieraz sparzyłem się na przekazywanych potajemnie mądrościach a szczytem była czarna wołga. W tym okresie wybuchła panika, jakoby po Wrocławiu jeździ czarna wołga i porywa dzieci w naszym wieku. W jakim celu - różnie się mówiło. Miały rzekomo być zabijane a uzyskany szpik przeznaczony na leczenie chorych na białaczkę członków rządu NRD. Wiadomość była tajna, przekazywana po cichu i oczywiście nie do powtarzania przy osobach, do których nie mamy zaufania. Kiedyś, w apogeum tego szaleństwa, matka zawołała mnie, abym poszedł po coś do zieleniaka. Skontrolowałem przez okno sytuację. Przed domem stała czarna wołga z uchylonymi drzwiami. Kategorycznie odmówiłem wyjścia. Przyciśnięty przez ojca do muru, wyznałem niechętnie prawdziwy powód moich obaw.
- I ty wierzysz w ten stek bzdur? - popatrzył się na mnie krytycznie. Nawet się nie zaśmiał, co zwykł czynić przy innych przynoszonych przeze mnie do domu rewelacjach.
- Coś w tym musi być. Nawet Wolna Europa...
- Wolną Europę zostaw w spokoju. Właśnie pójdziesz po te ziemniaki i nie słyszę żadnego sprzeciwu.
Byłem właśnie na etapie czytania Ani z Zielonego Wzgórza i poczułem się dokładnie jak Ania zmuszona przejść późnym wieczorem koło Lasku Duchów przy Jeziorze Lśniących Wód. Co gorsza, ten przeklęty samochód stał zaraz koło bramy i ominąć się go nie dało. Na domiar złego w środku siedział jakiś obleśny, starszy, nieznany mi z widzenia typ. Minąłem ten samochód ze ściśniętym gardłem i modliłem się, by nie stał tu, jak będę wracał. Oczywiście stał i za własną naiwność zostałem tego samego dnia ukarany po raz kolejny... Jakąż miałem zatem gwarancję, że sensacyjne opowieści przekazywane przez kolegów nie są kolejnym kitem?
Z pomocą w wyjaśnieniu nurtujących mnie kwestii przyszedł mi przypadek - i przestępstwo. Pierwsze, którego dopuściłem się w życiu. Otóż wpadła mi w rękę książka, należąca zapewne do nauczycielki biologii, w której znalazłem rysunek do którego tekst mógł wiele mi wyjaśnić, przekrój kobiety w ciąży. Postanowiłem zatem postarać się o tę książkę. Problem polegał na tym, że była stara i nie miała okładek z tytułem. Biblioteka więc odpadała. Nie pozostało nic innego jak ją pożyczyć sobie bez zgody właścicielki. Ale jak to zrobić? Długo myślałem i wymyśliłem - zrobię to metodą podmiany. Znalazłem w domu podobną z wyglądu książkę bez okładek i, korzystając z okazji, dokonałem wymiany. Do końca dnia w szkole czułem się jak złodziej. Nerwowo reagowałem na każde zbliżenie się nauczyciela, non stop miałem na oku teczkę, czy aby nie zbliża się do niej ktoś niepowołany. Z ulgą, jakiej wcześniej jeszcze nie zaznałem, przywitałem ostatni dzwonek. Już po przyjściu do domu nie mogłem się doczekać, kiedy dowiem się wreszcie tego, co męczy mnie już ponad rok.
Książka zawierała tylko jeden interesujący mnie rozdział a sam moment produkcji dzieciaka opisany był może trzema zdaniami. Tylko i aż trzema i to jeszcze nie do końca zrozumiałymi. Przede wszystkim co to jest członek? Bo że nie o członka PCK chodzi, to pewne. Słowo a w zasadzie jego kontekst, było mi absolutnie nieznane. Nawet nie skojarzyłem, że chodzi o znane mi skądinąd prącie. Dopiero rysunek na następnej stronie, podpisany chyba celowo tak abym nie zrozumiał "Akt prokreacji" pozwolił mi się domyślić, czym ten członek jest w istocie. Określenie spodobało mi się na tyle, że używałem go konsekwentnie i czynię to do dziś. Co nie przeszkodziło mi się głupio śmiać, kiedy, w momencie, gdy zapisywałem się do jakiejś organizacji, przywitano mnie słowami: Mamy nowego członka..." Podstawowy głód wiedzy był zaspokojony, co nie znaczy, że skończyły się moje problemy. One właśnie się zaczynały.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 1:55, 30 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 13:28, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Widzę, że zapowiada się (mam nadzieję napisany z humorem ) "mini serialik". Pierwsze, co mi na myśl przychodzi to oczywiście "parcie na tarcie", dodałabym do tego, ze względu na przedstawione tu ramy czasowe "lody na patyku" (choć one odbiegają tematyką , ale za to klimat tamtych lat troszkę został tu przedstawiony, przynajmniej ja to tak odbieram i liczę, że to będzie równie zabawne opowiadanie).
"- Co robisz? - rzuciła przechodząca przypadkiem Kryśka. Przystanęła i przeczytała ów nieszczęsny wyraz na głos.
- Nie wiem co to jest. Ale kojarzy mi się z pręcikami z biologii. Powiedz, co to takiego..." i dlaczego nie powiedział niedobry!
Aż mi się ciśnie - tylko Cie proszę, nie schrzań tego!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lotosKryś dnia Sob 13:29, 12 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
czesq40
Dyskutant
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 14:36, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
No ciekawe, to tak samo moje lata dzieciństwa,czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 18:13, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Łatwo się mówi "nie skop..." Ten pomysł chodził za mną od dłuższego czasu, nie wiem, czy jest do końca skrystalizowany, z drugiej strony nie chciałbym go "przenosić" zbyt długo. Poza tym jeszcze wszystko nie jest zebrane do kupy, jeszcze to wymaga trochę czasu. Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Nic to, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
WTF
Debiutant
Dołączył: 24 Wrz 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 20:40, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Ooo homowy wrocil wiec radze dokonczyc "I znow sie spotkamy" a nie sie brac za kolejne opowiadanie, ktore tez mi przypadlo do gustu... Jak zawsze Twoje opowiadania heh
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 21:18, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Czytając to opowiadanie uświadomiłem sobie jak dużo w życiu straciłem nie rozmawiając ze swoim przyjacielem. Postaram się to nadrobić. Homowy tytuł dałeś przewrotny, wstęp mnie zaskoczył, czytając dalej nieźle się ubawiłem. Masz niezwykły dar prowokowania wspomnień swoimi opowiadaniami. Również pamiętam czasy sprzed ery internetu i telefonów komórkowych oraz związane z tym problemy z uzyskiwaniem potrzebnych informacji
Pozdrawiam, Piotr
PS. A co z opowiadaniem "I znów się spotkamy", tylko nie pomyśl, że jestem nachalny czy coś podobnego, ale ktoś wyżej wspomniał o tym opowiadaniu i tak mi się...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 21:39, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Nachalny jest, nachalny, jak my wszyscy. Seksualista bił się w piersi, że dokończy to opowiadanie, wiec trzeba cisnąć, puki siedzi i nie myśli stad uciekać Może jak go tak wszyscy pościskamy, popieścimy tam i tu, to nie tylko kolanka mu zmiękną i dokończy co zaczął wcześniej (wszak prawdziwego mężczyznę rozpoznać, nie po tym jak zaczyna lecz jak kończy )
Pozdrawiam Krystynka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 21:49, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
No molestują mnie wręcz nieprzyzwoicie. Wiem, że tamto opowiadanie jest niczym żarówka Osram - wisi i grozi. Miałem okres, kiedy trudno mi było zabrać się za jakąś koncepcyjną pracę, muszę jeszcze trochę pomyśleć ale dokończę,. Swoją drogą ani przez moment nie wiedziałem, że mi się aż tak dostanie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
bsk
Adept
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Waw
|
Wysłany: Nie 9:42, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Ja też czekam na tamto opowiadanie. Jeszcze spokojnie ale widzę, ze należy zmienić taktykę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 18:00, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Homowy opowiadanie czekające na kontynuację "I znów się spotkamy" jest w dziale soft, to tak dla przypomnienia, żebyś nie musiał tracić czasu na szukanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 19:42, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Jesteście monotematyczni Tak, w nocy znalazłem i odświeżyłem sobie pamięć co do szczegółów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 20:33, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Miło wiedzieć, że ktoś zajmuje się czymś pożytecznym, gdy inni śpią. Homowy nie dziw się naszej monotematyczności, opowiadanie świetne to i nalegamy, żebyś go dokończył
Pozdrawiam, Piotr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 20:34, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
homowy seksualista napisał: |
Jesteście monotematyczni |
czyli jak najbardziej w Twoim typie
Pogłaszczemy, poczochramy ... to choć wierzę, że w samouwielbienie nie wpadniesz, zreflektujesz i już jutro ( a może i dziś ) będziemy cieszyć nasze oczęta kolejnymi opowiadaniami (kontynuacjami a może i czymś więcej)
(I się cholera zawsze przede mną wciśnie a niby papu szedł robić!)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lotosKryś dnia Nie 20:47, 13 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 20:54, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Jutro??? Hmmm... Obaczym, nie mówię ani tak ani nie. Mam chwilowo pewne kłopoty, powiedzmy, ze źródłami i nie wszystko mogę potwierdzić netem. Człowiek był głupi, że kiedyś, łażąc po muzeach, włócząc się po świecie itp. nie robił sobie notatek. Nie mam pod ręką biblioteki z odpowiednimi źródłami - ale coś się wymyśli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 4:22, 23 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Tymczasem zaczynały się zmiany, które powoli zacząłem zauważać nawet ja, zazwyczaj ślepy i głuchy na to co było najbliżej mnie. Przede wszystkim stawałem się bardziej pyskaty, agresywny, pewny siebie. O ile kiedyś w niektórych sytuacjach skuliłbym uszy po sobie i przyjął, co mi się należy, te czasy wydawały się odchodzić w przeszłość. Zaczęło się w szkole. Z ortografią nigdy nie miałem problemów, toteż zaniepokoiłem się, kiedy nauczycielka oddając dyktanda popatrzyła się na mnie dziwnie.
- No wiesz, czegoś takiego bym się po tobie nie spodziewała. Po wszystkim ale nie po tobie - powiedziała z naganą.
- Ale o co chodzi proszę pani?
- Sam zobacz. "Spakował plecak i udał się na spotkanie z gurami". Jak to napisałeś? Przez jakie u piszemy góry?
I wtedy we mnie coś wstąpiło. Zacząłem walczyć.
- Ale jakie góry, proszę pani? Gdzie tu jest mowa o górach? Niech pani pokaże mi ten moment.
- Ty jesteś bezczelny - zdenerwowała się polonistka. - Żarty sobie robisz?
- Nie, jestem śmiertelnie poważny, jak nigdy dotąd - powiedziałem zdanie zasłyszane poprzedniego dnia w radio. Podobało mi się, bo brzmiało tajemniczo i groźnie.
- Ty chyba oszalałeś... - polonistka patrzyła się na mnie z coraz większym przerażeniem, wywołanym pewnie zbyt zuchwałym tonem - To gdzie twoim zdaniem wybrał się turysta?
- Na ryby, proszę pani.
- Możesz jaśniej? - wydawało się, że polonistka zaczyna coś rozumieć.
- Gurami to taka ryba, pływa sobie w Ameryce Południowej. Jest też odmiana akwariowa, gurami mozaikowy.
Sytuacja rozśmieszyła polonistkę do tego stopnia, że wybaczyła mi krnąbrność i jakoś rozeszło się po kościach. Gorzej, że podobnie zaczęło być w domu. Tu jednak nie mogłem liczyć na taryfę ulgową; ojca miałem wybitnie konserwatywnego, w jego żelaznym repertuarze było powiedzenie: dzieci i ryby głosu nie mają. Nawet nie wiem, czy w ogóle dostrzegał, że już nie ma do czynienia z dzieckiem...
Po okresie pewnego spokoju zaczął znów odzywać się mój przyjaciel. Jakoś, mając z nim do czynienia na co dzień, nie zauważyłem, że trochę podrósł, wydłużył się, zrobił się nieco grubszy. Odkryłem to przy jakiejś kąpieli. Nie to zresztą.
- A co to ma znaczyć? - niemal wykrzyknąłem. Nikt mnie nie nie przygotował na zmiany, które mają nastąpić.
- Nic. Przygotowuję sobie lepsze, bezpieczniejsze otoczenie.
- Czy to w ogóle jest normalna?
- Jak najbardziej.
- Nie sądzisz chyba, że lepiej będziesz wyglądał w tych kłakach?! Przecież to wygląda potwornie!
- Nie wygląda. Poza tym ty dojrzewasz, ja też.
Po dokładnej inspekcji doszedłem do wniosku, że nie on mi będzie dyktował warunki. Zupełnie mi się nie podobał w tym otoczeniu i trzeba było natychmiast coś zrobić. Ale co? Popatrzyłem na zegarek - była już prawie północ, ale mnie się zupełnie odechciało spać. Jakoś nie byłem przekonany do tych kilkunastu kłaczków. Może trzeba iść z tym do lekarza? Doszedłem do wniosku, że na razie załatwię problem doraźnie a później się zobaczy. Znalazłem starą maszynkę do golenia, gdzieś na półce jakąś żyletkę. Jednorazówek jeszcze nie było, weszły do użytku kilka lat później. Usiadłem na wannie i zabrałem się za egzekucję. Miejsce było trudne, ciężko było zmusić skórę do posłuszeństwa. Zaciąłem się lekko kilka razy ale w końcu, dumny z siebie, dokończyłem dzieła. Wyglądało już porządnie.
- Nie będziesz mi mówił co i jak. Moje ciało należy do mnie, będę sobie robił z nim co chcę - powiedziałem mu, naciągnąłem spodnie od piżamy i poszedłem spać.
Rano obudził mnie przeraźliwy ból w podbrzuszu. Nie tyle ból co pieczenie i swędzenie. czegoś takiego dotąd nie przeżywałem w moim dwunastoletnim życiu. Przerażony, powykręcany, pobiegłem do łazienki i niecierpliwie zdarłem z siebie spodnie. Wyglądało to strasznie. Całe miejsce między pępkiem a nim było czerwone, umazane krwią, w miejscu, gdzie rosły włosy, teraz widniały czerwone brodawki.
- Masz za swoje - wydało mi się, że zaczyna ze mnie szydzić. - Przestrzegałem. Teraz ja mam czyste sumienie a ty - niezły pasztet.
Faktycznie miałem niezły pasztet, zwłaszcza, że niedawno w szkole uczyli mnie o drobnoustrojach, zakażeniach i tym podobnych nieciekawych sprawach. Jedyne, co mogłem zrobić, to przemyć łono ciepłą wodą z mydłem. Po czym, pamiętając przestrogi pani od biologii, że miejsce należy odkazić, chlapnąłem na nie zdrowo ojcowską wodą po goleniu, o głupio brzmiącej nazwie Jucht. Jeśli nie krzyknąłem z bólu to chyba tylko dlatego, żeby nie pobudzić ludzi w domu. Czułem jak mnie wypala niemal do środka. Ból był przeraźliwy i nie ustąpił od razu. W zasadzie tego dnia nie powinienem iść do szkoły, tym bardziej, że jedną z lekcji był wuef. Jak tu ćwiczyć, kiedy każdy ruch sprawia ból? Inna sprawa, że niechętnie siedziałem w domu, zwłaszcza jeśli byli w nim ojciec i matka. Zwłaszcza ojciec.
Odwiedzając kolegów i koleżanki w domach zauważyłem, że u nas panuje nieco odmienna atmosfera. Mniej jest luzu a mój dom bardziej przypomina zakład pracy, gdzie każdy ma wydzielone zadania, z których jest skrupulatnie rozliczany. Każdy błąd czy nieposłuszeństwo było surowo karane. Dotychczas sądziłem, że tak ma być i to jest właśnie słuszne. Do czasu. Kiedyś, podczas jednej z tych epidemii grypy, które potrafiły zdziesiątkować pół klasy, wpadłem do Artura zanieść mu zeszyty i poplotkować trochę. Traf chciał, że siedząc przy łóżku kolegi wykonałem niezgrabny ruch i potrąciłem talerz z niezjedzoną zupą, która zgodnie z prawem Murphy'ego rozlała się po dywanie. Byłem sparaliżowany. U mnie w domu dostałbym na pewno przez łeb, musiałbym natychmiast posprzątać i nie obyłoby się bez kary. Toteż zupełnie irracjonalnie, zamiast natychmiast posprzątać - rozkleiłem się i zacząłem płakać. Artur, który szybko zreflektował się, że ma obok dwa nieszczęścia naraz, sprowadził mamę, która błyskawicznie uporała się z dywanem i wzięła na tapetę mnie.
- Nie przepraszaj. Nic się nie stało, to naturalne, że postawiony w idiotycznym miejscu talerz wcześniej czy później spadnie.
- Ale... - próbowałem się tłumaczyć. Nie płakałem już, ale z oczu dalej leciały mi łzy. I wtedy stało się coś, czego zupełnie nie mogłem pojąć - mama Artura przytuliła mnie i wytarła mi oczy chusteczką. Bałem się tylko, że zacznie o coś pytać, na szczęście obyło się bez tego.
Może to głupie, ale tamta scenę przeżywałem w myślach masę razy. Po raz pierwszy w życiu miałem do czynienia z czułością. Nie taką oglądaną w filmach a jak najbardziej praktyczną. Tamtego popołudnia coś we mnie pękło. Zacząłem zupełnie inaczej oceniać to, co się dzieje w domu. Byłbym może wykonał i dalsze kroki, gdyby nie nadciągające potężne problemy z moim przyjacielem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|