|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 22:44, 11 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
69.
Northampton
Poranna odprawa w gabinecie Kena Caseya dobiegała końca. Superintendent nie szczędził ostrych i złośliwych uwag na temat wydolności śledztwa.
- Bideford mnie naciska, cały czas mam pytania o postęp w dochodzeniu. Tymczasem nie ustalono prawie nic nie licząc jednego w miarę udanego przesłuchania. Reszta spieprzona od początku do końca. Na razie grożę ale zaręczam, na groźbach to się nie skończy.
Teamowi zajmującemu się przestępstwem w magazynie i szukaniem dwóch zaginionych Polaków zostały wyznaczone kolejne zadania: Ainslie i Muriel dalej miały przesłuchiwać personel firmy i sprawdzać niektóre adresy. Następnego dnia Ainslie dostała polecenie pojechania do Bideford by wziąć udział w łączonej konferencji prasowej.
- DC Chesney Sweeney proszę przyjść do mojego gabinetu. Natychmiast.
Casey powiedział to tonem, który nie wróżył nic dobrego i Sweeney wiedział, że ma na pojawienie się u szefa nie więcej niż pięć minut. Jedyne, co w tym czasie mógł zrobić to poprawić mundur i umyć ręce. No i rzecz jasna przeprowadzić rachunek sumienia, ten jednak jego zdaniem wypadł pozytywnie.
- DC Sweeney, proszę mi przypomnieć, jaki jest regulaminowy sposób zatrzymywania osób.
Sweeney zmarszczył brwi, ale posłusznie wyrecytował.
- Proszę mi teraz uzasadnić zastosowanie przymusu bezpośredniego w ostatniej interwencji.
- Zniknięcie. Unikanie policji. Domniemany udział w zabójstwie. Możliwość niebezpiecznego kontrataku.
Casey z trudem zachowywał równowagę. Jednak wydarcie się na podwładnego obnażyłoby tylko własną słabość. Zwłaszcza w takim momencie. Kiedyś znany był z wybuchów złości, jednak od pewnego czasu za radą a w zasadzie poleceniem przełożonych starał się to kontrolować. Toteż ograniczył się do spokojnego acz jadowitego tonu.
- Pięknie. Rewelacyjnie. Brzmi jak wystrzał z automatu. Tyle, że żaden z tych punktów nie zachodzi. Czy atakowana nieprzepisowo osoba zniknęła? Czy unikała policji? Jesteś w stanie przedstawić jej zarzut zabójstwa? Czy wykonała jakiekolwiek posunięcie wymagające reakcji obronnej? Słucham.
Sweeney wiedział, że w takich momentach lepiej nie dyskutować jeśli nie ma się nic mądrego do powiedzenia.
- Widzisz, Sweeney, nie byłeś w wojsku. Żałuj, choć zasada, której tam uczą pojawia się również na szkoleniach policjantów. No i jest dość oczywista dla każdego rozgarniętego trzecioklasisty. Nie strzela się do nierozpoznanego celu. Co zrobiłeś aby rozpoznać cel?
- Siedziałem pod jego domem. Całe dwa dni. Sami mieliśmy dowody, że mieszkanie jest używane. Gorący czajnik, znikające przesyłki pocztowe.
- Nie, ty czegoś dalej nie rozumiesz. Jesteś z zawodu detektywem. Jeśli nie uważałeś na angielskim przypomnę, że to słowo wywodzi się od czasownika "detect" czyli wykrywać. Twoim zadaniem jest wykryć co to za osoba zanim przystąpisz do działania. Aby coś wykryć należy używać myślenia. Jeśli być nie wiedział co to jest, to informuję, że to praca mózgu, która z materiału wejściowego ma wypracować materiał wyjściowy czyli wnioski, będące podstawą dalszego działania. Najwyraźniej pominąłeś ten etap w pracy. To że ktoś odbiera listy czy podlewa kwiatki znaczy tylko tyle, że mieszkanie jest pod opieką. Ja sam zostawiam klucze sąsiadce jak wyjeżdżam na urlop. Czy to automatycznie znaczy, że trzeba jej dać w łeb?
- Za pozwoleniem, szefie. mam wrażenie, że za bardzo się patyczkujemy. Sam szef powiedział na odprawie, że nasze wyniki są tyle co żadne.
- Policja działa w pewnych ramach wyznaczonych przez prawo i jeśli do tej pory tego nie zrozumiałeś, będziesz miał więcej czasu na doczytanie. Jesteś odsunięty od sprawy i zawieszony w obowiązkach policjanta do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez komisję dyscyplinarną. Czy jeszcze chciałeś coś powiedzieć?
- Tak. Że nikt do tej pory nie zajął się życiorysami podejrzanych. Nie sprawdził CV, nie usiłował wyciągnąć wniosków.
- Nie ty to będziesz robił. W każdym razie za uwagę dziękuję. A teraz proszę wyjść.
Potrzeba było dobrego kwadransa, aby doszedł do siebie. Po czym wezwał do siebie Ainslie i nakazał jej postaranie się o CV osób biorących udział w aferze. Nadał również e-maila do Bideford w tej samej sprawie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 5:54, 12 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
70.
Ivybridge
Rory nie bardzo chciał zaprosić nowego znajomego do swojego domku w King's Nympton. Wynikało to przede wszystkim ze zdrowego rozsądku, nie wiedział nawet, jak chłopak się nazywa, nie mówiąc o całej reszcie. Co prawda dwa, góra trzy telefony gdzie trzeba rzuciłyby na jego postać o wiele więcej światła, tyle że tego z wiadomych względów nie wolno mu było zrobić, w każdym razie nie w przypadku, gdy wiązał z tą osobą jakieś nadzieje. A wiązał i to spore. Chłopak był wyśmienity w seksie, bez zahamowań, nie za delikatny, jego momentami ostre odruchy dodawały współżyciu dodatkowego pieprzu, który on uwielbiał. Postanowili zatem umówić się mniej więcej w połowie drogi, w Ivybridge niedaleko Plymouth, na drugim krańcu parku narodowego Dartmoor. Zgodnie z zasadami konspiracji hotel zarezerwowali oddzielnie, aby nawet na papierze nie pozostały najmniejsze ślady. Mieli porozmawiać, może zrobić coś jeszcze i zaraz rankiem wrócić każdy w swoją stronę. W miarę, gdy Rory zbliżał się do Ivybridge czuł narastające podniecenie, wyrażające się coraz twardszym wzwodem. Myślał nawet, aby zatrzymać się w jakimś ustronnym miejscu i w odpowiedni sposób uspokoić, nie mógł jednak nic takiego znaleźć. Z narastającym napięciem mijał poszczególne miejscowości i z ulgę powitał tablicę Ivybridge.
Mimo, że najpierw zaplanował sobie rozmowę, stało się rzecz jasna zupełnie inaczej. Wstukał do komórki numer pokoju i już po niespełna minucie usłyszał dyskretne pukanie. Jeszcze nie upłynęła druga, gdy dziko i pożądliwie zdzierali z siebie ubrania. Rory miał świadomość, że zachowuje się jak szesnastolatek, jednak wziął sobie do serca zasadę, którą ostatnio bezskutecznie usiłował wpoić Johnowi, że życie powinno składać się również z radości. Tej, której świadomie odmawiał sobie przez kilkadziesiąt lat i robił to po kątach, ze strachem, byle jak i z kim popadnie. Śmieszne, ale dopiero patrzenie się na cudze zmagania z nieszczęściem odblokowały go skutecznie i do końca. Zrozumiał to dopiero teraz, całując chłopaka po brzuchu i w pełni reagując na pieszczoty zadawane jego niemałemu instrumentowi, tak podziwianemu przez partnera. Stało się jeszcze co innego. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu on, cynik z grubą skórą, dumne dziecko robotniczego Dumbarton, z upodobaniem słuchał czułych słówek i sam zdobywał się na podobne. Od czasu swojej ostatniej miłości, szesnastoletniej Rhony z tej samej szkoły, nie miał komu ich mówić i dawno zwątpił w ich prawdziwość. Teraz kuły go, podniecały, wierciły mu głowę i wprawiały w dodatkowy ruch genitalia.
Sfiksowałem na starość - pomyślał, gdy po trzecim miłosnym zwarciu zdecydowali odłożyć zabawę na jakiś czas. Pocałował swego partnera w policzek i zaproponował spacer.
- Może przejdziemy się na ten bluszczowy most, który głosi nazwa miasta? Ale może jednak na początek się przedstawimy?
Chłopak nazywał się Danny Tregenna, co wskazywało, że jest Kornwalijczykiem z krwi i kości. Sam wymówił swoje z odrobiną podświadomego strachu - jeszcze nigdy nie dekonspirował się przed przypadkowymi kochankami.
- Mówiłeś, że po hotelu huczą plotki?
- A tak. Nasza recepcjonistka jest pod tym względem niezawodna. Tylko później nie wiadomo, co jest prawdą, co interpretacją a co wymysłem. Obecnie obowiązująca wersja mówi o tym, że Alicja jest związana z jakąś złodziejską mafią w Midlands i uwikłana w sprawę seryjnych morderstw ze strzykawką w ręku. Podobno po południowym Devonie jeżdżą zabójcy wstrzykujący ludziom w autobusach truciznę do uszu. Rząd nie robi nic, bo nie potrafi sobie z tym poradzić i nie chce rozsiewać paniki. Policja jest bezradna, To wersja pani Jane.
- Jeśli wykluczymy liczbę mnogą i powtarzalność zdarzeń, tak to właśnie wyglądało. Może już jutro będzie wiadomo więcej, bo rano odbędzie się konferencja prasowa i jeszcze przed południem pierwsze newsy powinny znaleźć się w informacjach lokalnych.
- Jane utrzymuje, że w pokojach, w których sprzątała Alicja znajdowano jakieś strzykawki i ona gotowa przysiąc, że je widziała.
- Mieliście jakąś zagadkową śmierć w hotelu?
- Zagadkową nie, ale zdarzyła się jedna. Starszy facet dostał w pokoju zawału serca. Przy nim była żona, później pogotowie, czysta sprawa.
Bluszczowy most już im się znudził do tego stopnia, że wracali do miasta i rozglądali się za jakimś pubem. Szli obok siebie, jeden blisko drugiego, od czasu do czasu rzucali na siebie krótkie acz wymowne spojrzenia i w oczywisty sposób czerpali radość z bycia razem.
- Natomiast inna plotka jest dość ciekawa - ciągnął Tregenna, gdy już znaleźli się w pubie, zamówili po pincie guinnessa i zaszyli się w jeden z zakamarków. - Alicja przyjaźniła się z jedną z naszych pokojówek, Lucy. Kiedyś, kiedy panienki sobie zdrowo popiły, Alicja miała opisać Lucy całe swoje dotychczasowe życie. Pochodziła z południowej części Polski. Po podstawówce chodziła do szkoły medycznej, później pracowała kilka lat jako pielęgniarka w dużym szpitalu. Miała zostać z niego zwolniona w wyniku jakichś nieporozumień. Obciążali ją winą za śmierć dziecka. Co prawda tamtejsza instytucja chroniąca lekarzy, coś w rodzaju związków zawodowych, wybroniła ją jakoś, powrót do zawodu okazał się niemożliwy. Dlatego właśnie wyjechała z Polski, żeby odciąć się od dawnych spraw. Ponoć rodzina zmarłego chłopca nie dawała jej spokoju. Tutaj też zresztą nie czuła się pewnie. Co prawda jej dawny chłopak też był w Anglii, ale im się nie układało i szukała sobie kogoś. Podobno nawet znalazła. Ale pewnie jako policja zdążyliście się o tym już dowiedzieć.
- Właśnie nie. Mam prośbę. Nie powtarzaj tych informacji nikomu, ale miej oczy i uszy otwarte i w razie czego informuj mnie na bieżąco. Jeśli nie odbiorę tego telefonu, którego numer znasz, informuj bezpośrednio komendę w Bideford. Tylko , do cholery, tam nikt nie wie, jaki naprawdę jestem...
- Oj, Rory. Myślisz, że naprawdę mi zależy, by ciebie stracić? Od zawsze, od czasów liceum, moim ideałem był męski facet, starszy ode mnie, niegłupi, z dużą trąbą. I to facet, z którym nie spotykałbym się na kilka numerków a mógłbym na przykład gdzieś pojechać na kilka dni. Ja już wtedy, kiedy podawałem wam piwo, miałem na ciebie oko.
- A ty myślisz że ja nie? Miałeś tak założone spodnie, że prowokowałeś samym wyglądem... Nawet główkę widziałem.
- Zboczeniec.
- Prowokator.
W tym momencie Danny złapał dłoń Rory'ego i zaczął ją pieścić. Począwszy od małego palca, potem przez wszystkie po kolei, na zewnętrznej części dłoni kończąc. Po raz kolejny tego dnia Rory poczuł znajomą wibrację w spodniach.
- Nie tu, opanuj się, zaraz wrócimy do hotelu...
- Spokojnie, ja cię tylko przygotowuję.
- Nie musisz, na to możesz liczyć u mnie zawsze i wszędzie.
- Trzymam za słowo.
- Wolałbym, abyś trzymał mnie za co innego. Zbieramy się, naprawdę szkoda czasu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 7:08, 12 Maj 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 7:23, 12 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
I znów kilka spraw porządkowych.
1. Całość jak zwykle do pobrania z tego miejsca: [link widoczny dla zalogowanych] . Na życzenie mogę przygotować plik pod kindla (.prc lub .mobi), bo z pdf-ami radzi sobie średnio.
2. Już wiecie kto utłukł Szymona? Powieść dobiega końca i następnej już nie będzie. Owszem, zamierzam coś napisać, ale zupełnie nie w tym temacie. Tu się nie nadaje.
3. Czekam na inne opowiadania Pipek robi świetną robotę, czas na innych. Zwłaszcza korci mnie ciąg dalszy Prawa do uczuć.
Pozdrawiam i życzę wielu wiosenno-miłosnych emocji. Jak to się mawiało w moim akademiku - w marcu koty, w kwietniu psy, w maju my.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 7:27, 12 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 7:06, 19 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Homowy seksualisto, maj czy nie maj, ja jednak czekam dalej na kolejny odcinek. Tak dziwnie się składa, że to forum od kilku miesięcy odwiedzałem regularnie z nadzieją przeczytania kolejnego Twojego opowiadania, lub przynajmniej kolejnego odcinka. Pamiętam jak początkowo napisałeś, że wolisz krótsze formy, pomimo tego napisałeś Grę szwajcarską i zacząłeś Zabójczy trójkąt co mnie bardzo ucieszyło. Piszesz w sposób dojrzały i o sprawach trudnych, to też i krąg odbiorców mniejszy, bardziej wysublimowany. Słodko-mdła papka o wielkiej miłości zapoczątkowanej przypadkowym seksem w dziwnych miejscach ma, jak widać, większy krąg odbiorców na tym forum, co mnie szczególnie nie dziwi, przywykłem do tego, chociaż czasami trudno mi przejść nad tą "radosną twórczością" bez komentarza, czemu czasami daję upust, zwłaszcza jak coś mnie "szczególnie wzruszy". Przestałem się dziwić pędowi pseudo autorów do pisania i publikowania swoich wypocin na forum, dalej dziwi mnie jednak mnogość komentarzy (najczęściej pozytywnych) pod tymi szczególnego rodzaju gniotami, jednak komentarze te w formie są identycznie z gniotami, czyli najczęściej prostackie. Na tym forum jest wiele opowiadań niezłych, nie sposób wszystkich wymienić, ale ostatnio kanalia i pipek takie zaczęli. Są opowiadania moim zdaniem świetne, autorstwa PatrykaX, bochniaczka23, Piotr47, Tomecka (niestety niedokończone), oraz kilka innych starszych już opowiadań. Do tych ostatnich, czyli świetnych, zaliczam również Twoje opowiadania i z niekłamaną przyjemnością je czytam. Do tych dobrych i świetnych opowiadań wracam wielokrotnie, w nich daje się wyczuć cząstkę autora i jego przeżyć, są dopracowane i zgodne z rzeczywistością nawet, gdy autorowi nie dane było zetknąć się z daną tematyką osobiście (to właśnie ta dbałość o szczegóły, której tak się zawsze czepiam). Mam nadzieję, że dane mi będzie przeczytać dokończenie Zabójczego trójkąta i jeszcze wiele innych opowiadań Twojego autorstwa.
Pozdrawiam i nie każ mi długo czekać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Czw 7:21, 19 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 1:27, 20 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
71.
Bideford
Rory zawsze duszą był policjantem, kochał tę robotę i nie wyobrażał sobie, by zamienił ją na jakąkolwiek inną. Nawet w okresach, kiedy nie miał żadnych sukcesów a wręcz przeciwnie i całkiem realnie groziła mu degradacja. Jakiekolwiek inne czynności służbowe niż te, do których naprawdę czuł powołanie, wzbudzały u niego głęboki niesmak. Toteż jak na ścięcie szedł do sali, w której miał przeprowadzić konferencje prasową. Nie cierpiał przemawiać publicznie i zawsze modlił się w duchu, by mu dali święty spokój. Z obawą więc wszedł do największej sali na komisariacie, która służyła również spotkaniom z przedstawicielami prasy. Obrzucił towarzystwo niechętnym wzrokiem i już na dzień dobry wyłowił kilka typowych sępów, znanych bardziej z agresji niż rzetelnego pióra. Ze strony komisariatu w Bideford wspomagał go Conway, przybyli również Ainslie Hughes z Northampton i Matt Trunks z Bridgwater.
Rory przedstawił z grubsza fakty, część śledztwa prowadzoną przez komendę w Northampton zreferowała Ainslie.
- Jeden z naszych pracowników, PC John De'ath bada obecnie powiązania podejrzanych w Polsce. Być może będzie coś więcej wiadomo w przyszym tygodniu.
Następnie przystąpiono do pytań.
- Jackie Newman, The Daily Mail - przedstawiła się tleniona blondynka. - Czy istnieje prawdopodobieństwo, że jest to działo jakiegoś szaleńca, polującego na niewinne ofiary w środkach komunikacji? Sami panowie przyznali, że ciężko jest ustalić motyw. A może go nie ma a Izdebski jest przypadkową ofiarą? Zatem, jeśli to przypadek jakiegoś szaleństwa, jakie środki powzięła policja by nie doszło do następnych ofiar?
Znów ta cholerna Jackie - skrzywił się Rory. Czytywał ją i nie miał o jej twórczości dobrego zdania. Zawsze wybierała najczarniejsze scenariusze, kosztem faktów stawiających sprawę w innym świetle, co zresztą było zgodne z profilem gazety. Nie mógł sobie jednak pozwolić na żadną wycieczkę polityczną, obowiązywała zasada "strictly to the point". Zebrał się więc w sobie i odpowiedział możliwie łagodnie.
- Wyniki wszelkich działań potwierdzają, że był to przypadek odosobniony, w ciągu ostatnich lat, wedle naszej wiedzy, nie dochodziło do podobnych zdarzeń, jak też nie stało się nic podobnego od momentu zabójstwa aż do dziś. Tak więc pytanie ma charakter wysoce spekulacyjny i można by je stawiać przy każdym niewyjaśnionym zabójstwie.
Jeszcze nie ochłonął po jednym pytaniu a już pojawił się następny atak.
- Leo Powell, News of the World. Czy przypadek kradzieży laptopów nie jest powiązany z istnieniem polskiej mafii na terenie Wielkiej Brytanii? Czy wreszcie nie czas zacząć mówić o polskiej przestępczości zorganizowanej?
- Pan wybaczy, ale druga część pytania nie znajduje żadnego potwierdzenia w faktach. Żadne działania nie potwierdziły istnienia polskiej mafii a przestępstwo samo w sobie prawdopodobnie nie ma powiązań z innymi dokonywanymi przez Polaków na terenie naszego państwa - odparł dorzucając kilka statystycznych szczegółów, które na wszelki wypadek poprzedniego dnia spisał ze statystyk, w większości dostępnych również prasie. Wiedział jednak, że jego słowa skierowane są w próżnię; gazeta słynęła z nieczystych ataków zwłaszcza na cudzoziemców i albo nie zamieści słowa z jego odpowiedzi albo zupełnie je przeinaczy, albo też odpowiednio skomentuje. A ataki zdawały się nie mieć końca.
- Danny Salvage, Western Daily Press. Czy biorą państwo pod uwagę porachunki w środowisku homoseksualistów? Czy nie jest przypadkiem tak, że w grę wchodzi zemsta środowiskowa?
- Czasy, w których brytyjscy homoseksualiści stanowili odrębną kastę rządzącą się swymi prawami, dawno należą do przeszłości. Obecnie jest o wiele większe otwarcie, co potwierdzają statystyki. Generalnie przestępczość tak zwana środowiskowa wśród gejów jest dość niska, choć sami wiemy, że takie przypadki istnieją, jak zresztą wszędzie. Nie ma co podawać znanych przykładów. Natomiast nie stwierdzono żadnych kontaktów ofiary z tak zwanym środowiskiem. Nie bywał w pubach dla gejów, saunach, przynajmniej nie na terenie Anglii.
- Leslie Sanders, The Guardian. Czy zatem policja potwierdza, że istnieje coś takiego jak inwigilacja środowiskowa, skoro tak szybko ustaliliście brak powiązań ze środowiskiem gejów? Czy istnieją jacyś tajni agenci, działający w tym środowisku?
Rory z niesmakiem stwierdził, że konferencja nabiera zbyt politycznego charakteru, a poszczególne frakcje dmą dalej w swoje trąby.
- Na mocy PACE inwigilacja o jaką panu chodzi jest po prostu niemożliwa. Nasze rozeznanie wśród homoseksualistów jest takie samo jak gdzie indziej. Wszelkie ustalenia zostały dokonane dla potrzeb tego dochodzenia i nie są efektem jakichś szerzej zakrojonych działań.
Padnie w końcu jakieś normalne pytanie? - denerwował się Rory, spocony, zmęczony przeciągającą się konferencją. Miał tak dość, że gotów był skończyć ten żenujący spektakl choćby zaraz.
- Terence Amesbury, BBC Devon. Jakie jest prawdopodobieństwo, że zabójcą jest ktoś z waszych bezpośrednich podejrzanych? Czy przesłuchano wszystkich pasażerów autobusu? I wreszcie, czy ustalono obecne miejsce pobytu podejrzanych?
Rory odpowiedział coś o liberalnych kontrolach granicznych, nie dopuszczając go głosu dziennikarzy z prawicowych mediów, którzy z chęcią pociągnęliby temat bardziej i wywołali kolejną pyskówkę. Na zakończenie zwrócił się z apelem do prasy, by poprosiła pozostałych nieznanych dotychczas pasażerów o ujawnienie się i z ogromną ulgą pożegnał towarzystwo. Unikając jakichkolwiek wypowiedzi do kamery wymknął się z sali.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 5:39, 20 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
72.
Okolice Olkusza
Cholera - to tylko był w stanie wypowiedzieć John De'ath, zasiadając za kierownicą malucha. Uruchomienie co prawda nie przyszło mu ciężko, jednak skoro tylko wyjechali z ubitej drogi przed leśniczówką na szeroką drogę leśną, auto zaczęło niebezpiecznie podskakiwać na każdym większym garbie. John zbył milczeniem kilka uwag Wojciecha, koncentrując się wyłącznie na prowadzeniu. A że chłopem był potężnym, kilka razy uderzył łokciem w ścianę wozu, zrobił niebezpieczny przechył w przód przy hamowaniu nie licząc mniejszych przymusowych wygibasów. Na dodatek upijała go marynarka pożyczona od leśniczego, również mężczyzny słusznej postury, jednak trochę szczuplejszego.
- Jeszcze jedna taka dziura i chromolę dalszą jazdę - rzucił wściekle po kolejnej głębokiej kałuży. - Kto to kurewstwo wynalazł?
- Włosi - odparł Wojciech. - Polscy inżynierowie tylko zadbali o dalsze wygody.
Jednak zaprawiony w bojach maluch dowlókł się do końca lasu. Na prostej drodze John odzyskiwał pewność za kierownicą choć dalej narzekał na ciasnotę.
- Niezależnie jaki będzie wynik tego wyjazdu, zapamiętam go do końca życia, mój organizm też. Wszystko mnie boli.
Przez Górny Śląsk przejechali w miarę szybko, jeśli nie liczyć dwóch ponad dwustumetrowych korków. Nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. John ciągle czuł się niezręcznie po poprzedniej nocy, kiedy okazało się, że posunął się jednak trochę za daleko. Wojciech zaś żałował, że nie pozwolił mu na więcej. Bał się jednak, że wujostwo w sąsiednim pokoju za wiele usłyszy, mimo grubych ścian budynku. Wiedział, że wyszło głupio, ale chwilowo nie przychodziło mu do głowy żadne zażegnanie niezręcznej sytuacji. Przed Krakowem zatrzymali się na obiad w jakiejś przydrożnej karczmie. W środku było zupełnie pusto. Kelnerka widząc dwóch mężczyzn wysiadających z malucha a następnie wchodzących do środka obrzuciła ich niechętnym spojrzeniem.
- Dzień dobry - rzucił Wojciech.
- Czego tu? Obiady serwujemy od trzeciej. Teraz jest tylko piwo.
Wojciech przetłumaczył Johnowi odpowiedź. Na twarzy kelnerki, szczupłej nieco ponad dwudziestoletniej blondynki, pojawiło się ogromne zdumienie.
- Ale jeśli panowie reflektują, mogą być kiełbaski na ciepło i ewentualnie jajecznica, ale trzeba poczekać - zmieniła radykalnie front.
- Z chęcią. Nie chce nam się już niczego szukać - odpowiedział Wojciech choć wolałby dać kelnerce bardziej zdecydowaną odprawę.
- W drugiej sali jest internet, jeśli panowie sobie życzą, posiłek będzie gotowy za jakieś piętnaście minut.
Wojciech w tym momencie zdał sobie sprawę, że od kilku dni nie zaglądał na sieć. Zaczął od sprawdzenia e-maila. Poza zwykłym spamem, zaproszeniem na zakupy do ASDY z dużą zniżką - będą musieli trochę poczekać, pomyślał - znalazł informacje o nowych wpisach na blogu dodanych przez anonima posługującego się adresem IP. Przeczytał oba wpisy pochodzące od Janusza i natychmiast przetłumaczył je Johnowi.
- No to wiemy, gdzie jest dysk.
- Problem, że pewnie nie tylko my. Ta wiadomość została napisana otwartym tekstem w publicznym miejscu. Ale czekaj, jest numer telefonu.
Wojciech drżącymi palcami wybrał numer na komórce Johna, sam na swojej nie miał roamingu, zresztą uważał, że nie jest mu potrzebny. Pole było słabe, jedna kreska, w porywach do dwóch. Długi sygnał, po czym próba odebrania telefonu.
- Halo?
W tym momencie łączność się urwała. Powtórna próba połączenia była nawet gorsza. Przy trzeciej co prawda telefon odebrano, jednak poza dziwnym szumem nic nie było słychać. Wojciech przytomnie wystukał esemesa o potrzebie natychmiastowego kontaktu. W tym momencie padła bateria. Kelnerka, której jednak zrobiło się głupio, łaskawie zgodziła się na podładowanie telefonu. Tymczasem podano śniadanie i John, któremu pasowała polska kuchnia, powoli zaczął się rozchmurzać.
- Rewelacja. Przy tych kiełbaskach nasze angielskie są zupełnie bez smaku. A ja dotychczas zażerałem się Richmondami i Wallsami. Nie da się poprosić o jeszcze?
Wojciech zdziwił się nieco, jedli zwykłą śląską, nawet porządnie nie podgrzaną i dość niebezpiecznie tryskającą sokiem przy nakłuciu.
- To ja mam tobie przypominać, że się śpieszymy? Właśnie, telefon.
Komórka była już podładowana do jakichś dwudziestu procent i John doszedł do wniosku, że na jakiś czas starczy. Zapłacili, wyszli z gospody i ruszyli w dalszą drogę. Telefon odezwał się już jakiś kilometr dalej z numeru Janusza.
- O Wojciech, dobrze, że dzwonisz. Ja właśnie lecę do Anglii, za dwie godziny mam samolot, zaraz będzie wchodzenie na pokład.
- Ale ja jestem w Polsce, między Olkuszem i Krakowem. Jedziemy do Nowego Targu właśnie do ciebie...
Dokładnie po tych słowach bateria znów padła.
- Mam kuzynkę w Kluczach, to jakieś dwadzieścia minut stąd, jedziemy - zdecydował Wojciech, unikając jak ognia korzystania z publicznych telefonów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 7:14, 20 Maj 2011, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 6:30, 20 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Serdecznie dziękuję i czekam na dalsze odcinki.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 3:03, 30 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
73. Klucze
- Wojtek, to ty? - zdumiała się kobieta, blondynka w średnim wieku, gdy, otworzywszy drzwi, wpatrywała się kilka sekund w dwóch przybyszów. Ten starszy od początku wydawał się jej znajomy choć nie rozpoznała go od razu. Z drugim z nich, tęższym, wyższym, a przede wszystkim młodszym, na pewno zetknęła się pierwszy raz.
- Tak, to ja.
- Wejdźcież, tyle lat... Myślałam, że już nie żyjesz.
- Tylko przedstawię ci tę drugą osobę, to policjant z Anglii. Nie będę ci teraz nic tłumaczył, nie mamy czasu, dopuść nas do telefonu.
- Mówi po francusku? Bo w angielskim ja niekumata a Marty nie ma, jest na obozie.
- Jak każdy Anglik. Comme une vache espagnole. Ale nawet nie będzie czasu rozmawiać. Nam naprawdę się śpieszy. Może tylko podaj mu coś do picia... I dopuść mnie do telefonu.
- Przyjeżdżasz raz na dziesiąć lat, wpadasz zawsze jak po ogień, człowieku, co się z tobą dzieje? - gderała Iza wskazując Wojciechowi aparat. - De l'eau? Du lait? De la bierre? - zwróciła się do Johna.
Wojciech dopadł telefonu i nerwowo wybijał numer. Pierwsza próba okazała się nieudana. Druga też. Zrezygnowany nacisnął redial. Tym razem po krótkim oczekiwaniu usłyszał niewyraźny głos przebijający się z trudem z hałaśliwego tła.
- Jan. Nareszcie. Co mam robić?
- A gdzie jesteś?
- Na Balicach. Mam minutę na zdecydowanie czy lecę czy nie.
- Nie lecisz. W ogóle wyjdź z hali odpraw, wsiadaj w samochód i jedź do domu. A może lepiej nie, spotkajmy się w Krakowie zanim cokolwiek zdecydujemy. Sprawa jest cholernie ciężka a ty mi w ogóle nie pomogłeś, pisząc o wszystkim w miejscu publicznym. Sobie tym bardziej.
- W Krakowie, gdzie?
- Wszystko jedno, może być w Złotej Pipie, takiej nazwy się nie zapomina, ale najlepiej na jakimś parkingu. Nie znam miasta, a zanim wrócimy do Nowego Targu, mamy sporo do pogadania.
- Dobra, przy campingu Krak. Jakoś trafisz.
Wojciech odłożył słuchawkę, spocony z emocji i upału. Z kuchni dobiegały go dźwięki rozmowy. Iza krzątała się przy garnkach.
- Teraz nigdzie nie pojedziecie. John jest głodny, grzeję mu kiełbasę. Zjecie coś i dopiero potem będziecie mogli jechać.
Wojciecha mało szlag nie trafił. Do pewnego momentu podziwiał spokój i opanowanie Johna, jednak posiłek w takim momencie uważał za akt ekstrawagancji.
- Przecież dopiero co jedliśmy. Iza, błagam, my naprawdę nie mamy czasu. Nawet wytłumaczyć ci tego, o co tutaj chodzi.
- A powinieneś. Zapominasz, że Arek jest policjantem, może mógłby jakoś pomóc.
Wojciech dopiero teraz skojarzył ten podstawowy fakt. Jakże mógł o nim zapomnieć. Iza poznała Arka jeszcze w wojskowej szkole, pobrali się po krótkiej znajomości i zaraz po ślubie przeprowadzili się na Ziemię Olkuską, gdzie Arek dostał pracę w miejscowym komisariacie. Faktycznie, gdyby Arek zadziałał... Krótko naświetlił sytuację Johnowi, który roziskrzonym wzrokiem wpatrywał się w parujące pęta kiełbasy, które Iza wyciągała właśnie z garnka.
- Dobrze się składa. Zapytaj, czy jej mąż nie może sprowokować jakoś obserwacji domu w Nowym Targu. Z reguły każda policja zlekceważyłaby takie zgłoszenie, ale chyba macie do siebie jakieś zaufanie?
- Jakieś tam mamy - Wojciech nie chciał wyjawiać Johnowi poglądów Arka na homoseksualizm. Arek tolerował inność Wojciecha tylko dlatego, że go lubił i cenił jego intelekt, choć miał swoje podejrzenia. No i dostęp do policyjnej kartoteki, w której Wojciech istniał jako homoseksualista. Sprawa była długa i zawiła, teraz jednak wystąpiła potrzeba natychmiastowego działania.
Iza złapała Arka telefonicznie od razu. Wojcidech przedstawił sprawę w sporym skrócie.
- Pogadam z Nowym Targiem. Nie wiem, czy załatwią stałą obserwację, w każdym razie patrol będzie miał to na oku. A wy zostańcie u nas na kolacji. Nieczęsto się gości kogoś ze Scotland Yardu.
- Z Devonu... Arek, sam rozumiesz, że musimy działać. Może jak to wszystko się skończy. Na razie musimy pilnować tego dysku. No i pogadać z kilkoma ludźmi w Nowym Sączu. Bo John jest przekonany, że to jednak nie o ten dysk chodzi. To znaczy, że nie on jest przyczyną zabójstwa. Bo że za jego sprawą kilka osób zarobi sporo lat kratek to inna sprawa.
Gdy skończył, John pałaszował właśnie ostatni kęs kiełbasy.
- Ile on tego zeżarł? - zapytał Wojciech.
- Gościom nie liczę. Zjesz też?
- Nie, zjeżdżamy. Zajrzymy do was później. Dzięki za gościnę.
Pocałował w policzek kuzynkę i ze zdziwieniem zauważył, że John zrobił to samo, przy okazji przytulając ją prawie czule do siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 22:39, 22 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Homowy napiszę prosto: ponad dziesięć tysięcy odwiedzin tego opowiadania do czegoś zobowiązuje!
Zobowiązuje do dokończenia tego opowiadania, więc bądź tak miły i dokończ to opowiadanie.
Inaczej mówiąc dupa w troki i do roboty.
Pozdrawiam serdecznie autora i czytelników.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 0:53, 01 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Wiem, że zobowiązuje. Będzie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 18:03, 09 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Jeśli to opowiadanie kogoś jeszcze interesuje... przeczytałem je od początku i uważam, że warto je dokończyć, ponieważ nie jest takie zle, jak mi się wydawało, kiedy je opuszczałem. Natomiast musze się przygotowac, bo trochę namotałem i nie chcę popelniać błędów. W tym tygodniu można spodziewać się następnego odcinka.
PS. Opowiadanie o wojnie też amm zamiar zakończyć.
Dla tych, którzy chcą przeczytać całość off-line
[link widoczny dla zalogowanych]
Znajdziesz tam wersję .txt (kodowanie UTF-8) i odcinki 1-70 w formacie pdf. Transfer na mój koszt.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 23:54, 09 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 22:18, 09 Lis 2014 Temat postu: Zabójczy trójkąt (74) |
|
|
74
Droga krajowa 94, Kraków
Złota... Pipa? - John z trudem wymienił nazwę, która była powtarzana tak często, że zakodowała mu się w pamięci. - To jest coś śmiesznego?
Wojciech wytłumaczył mu dość specyficzną grę słów kryjącą się w tej nazwie, nie dla wszystkich zresztą zrozumiałą.
- Golden twat? Naprawdę macie taki lokal?
- Mówię ci, że pipa to także rura przewodząca piwo. I nie ma się co śmiać, wasze nazwy pubów też są czasem dziwne. Możesz mi wytłumaczyć, co znaczy Elephant and castle? Nawet taka stacja metra jest.
Wojciech miał własną teorię dotyczącą tej dość niepospolitej nazwy, nie tyle egzotyczną ile szachową. Otóż jedna z nazw wieży w języku angielskim to castle, natomiast Rosjanie nazywają tę figurę słoń. Jest łącznik? Jest. Może autor nazwy był szachistą i przy okazji zwolennikiem przyjaźni rosyjsko-brytyjskiej... Kto wie?
- Fajna ta twoja kuzynka. I świetnie gotuje...
- Iza? No to w końcu moja pierwsza miłość. Kiedyś planowaliśmy, że się pobierzemy... Ja wiem ile mieliśmy lat? Osiem? Dziewięć? I, jeśli chcesz wiedzieć, to pierwsza kobieta, z którą spałem. Oczywiście jako dzieciak...
Wydostali się z Olkusza i jechali w stronę autostrady Kraków - Katowice.
- Cholera, nie mam żadnych drobnych, a tam się płaci - przypomniał sobie Wojciech.
- Dużo?
- A skąd mogę wiedzieć? Ostatnio jechałem tędy jakieś osiem lat temu. I na dodatek stopem.
- Kartą nie przyjmą? - zapytał John, sprawdzając swój portfel. Poza kilkoma dwuzłotówkami i nawet drobniejszym bilonem, nic nie znalazł.
- Wątpię, widzisz, jaka tu technika. A teraz nie mamy czasu szukać bankomatów, nie w tej sytuacji. A w ogóle musimy jechać autostradą? Krajówką jest bliżej. Kieruj się zielonymi znakami na Kraków
- Jedyne miasto w Polsce, o którym słyszałem... - mruknął. I, zmieniając temat, dodał - Ja naprawdę boję się o Jana.
- Ja też. Mogliśmy poprosić męża Izy, by wysłali jakiś patrol do Krakowa.
- Nie zapominaj, że formalnie jesteś tu incognito i w tym momencie dokładnie takim samym obywatelem jak ja. Już i tak wykorzystałem wszystkie moje znajomości z policją. Nic więcej już się nie da zrobić, zresztą jadąc tu byłeś na to przygotowany...
- Żebyśmy jeszcze porządne auto mieli... - John zaczynał powoli mieć dość malucha, który prawie fizycznie dusił go i tłamsił. Każdy gwałtowniejszy ruch okupił to uderzeniem, to zahaczeniem o coś. No i ta prędkość... Po przekroczeniu dziewięćdziesiątki samochód zaczynał niebezpiecznie rzęzić.
- Powinni nas szkolić na takich zabytkach - powiedział John nie bez cienia złośliwości. - Ja już mam dość. Daleko ten Nowy Targ?
- Ponad dwieście kilometrów i do tego po górach.
- Ja cały czas nie jestem do końca przekonany, że te dyski to coś, czego naprawdę szukamy. Nie zabija się dla stu czy nawet dwustu laptopów. Raczej cały czas podejrzewam Alicję, zwłaszcza po tym, co Rory ustalił w Penzance.
Wojciech miałby kilka pytań odnośnie Rory'ego, choć bał się je zadać - cały czas był jakoś zamieszany w śledztwo, chociażby jako świadek. To, co robił teraz, należało traktować jako pomoc obywatelską. Zaczął jako podejrzany... Gdyby nie fakt, że chodziło o jego byłego przyjaciela, dawno by to odpuścił. W ogóle po jego śmierci świat się nie skończył, jak podejrzewał pierwszego dnia. Dość szybko ochłonął, choć czasem wracały naturalne w takich sytuacjach koszmary. Ale szybko, za szybko zmaterializował się pocieszyciel. Czy przesadził z tym szukaniem bratniej duszy? Co powiedziałby Szymon? Wierny Szymon, który, mimo, że czasem iskrzyło między nimi, nigdy go nie zawiódł? Wojciech miał nadzieją, że gdziekolwiek Szymon jest, wybaczy mu to wszystko. Bo to chyba jest zdrada, jeśli tydzień po śmierci przyjaciela ląduje się w łóżku z innym facetem? Dużo nie zrobili, ale jest przecież coś takiego jak grzech pożądania. Z drugiej strony - kogoś tak porządnego jak John tylko ze świeczką szukać. Świadom własnych preferencji, rozsądek nakazywał brać to, co samo pchało się w ręce, mimo pewnych wątpliwości moralnych. Wojciech żył, Szymon - nie, jakkolwiek okrutnie by to zabrzmiało.
Tymczasem John nie najgorzej radził sobie z odczytywaniem polskich znaków i byli już pod Ojcowskim Parkiem Narodowym.
- Czerwony vauxhall - powiedział krótko.
- Chyba opel?
- No tak się u was nazywa.
- Co z nim?
- Jedzie za nami od samego Olkusza. Trzyma dystans, ale dostosowuje się do naszej prędkości. To znaczy jedzie wolniej, niż mógłby.
- Widziałeś, kto go prowadzi?
- Nie, tylko dwie osoby w środku. I mam wrażenie, że skądś znam te ryje. Gdzieś je widziałem, w Lynton chyba.
- Nie da się ich jakoś wymanewrować?
- Normalnym samochodem tak, ale tym rzęchem? Jeszcze gotów się rozsypać na kawałki jak docisnę.
Tymczasem czerwony opel astra, korzystając z coraz gęstszego ruchu w miarę zbliżania się do Krakowa, coraz bardziej przesuwał się w ich stronę. Wojciech mógł już w lusterku obserwować sylwetki kierowcy i pasażera.
- Nie da się jakoś skręcić, zgubić ich?
- Nie sądzę, poza tym na tej drodze jesteśmy bezpieczniejsi, nie zaryzykują chyba niczego groźnego. Na razie wygląda na to, że tylko nas śledzą, co jest o tyle logiczne, że im nie zależy na nas a na tym, do czego mamy ich doprowadzić. Byliby ostatnimi idiotami, gdyby teraz spróbowali nas zepchnąć do rowu albo coś podobnego.
- Boję się - powiedział Wojciech. - O siebie samego, o ciebie...
- O mnie? A to niby dlaczego?
- Nie wiem, to jest takie jakieś... irracjonalne.
Nie zastanawiając się specjalnie nad tym co robi, położył rękę na kolanie policjanta. Tamten nawet się nie wzdrygnął, nie skomentował tego słowem. Odwrócił się tylko na ułamek sekundy, popatrzył na Wojciecha i uśmiechnął.
- Będzie dobrze, mordo...
W jego spojrzeniu mieszały się spokój i dobroć, której Wojciech ostatnio nie zaznał wiele. Jak taka łagodna osoba może w ogóle pracować w policji? Pewnie ma przegwizdane. Zastanawiał się, czy nie przyszedł czas na powiedzenie tego, co powoli lęgło mu się w głowie. Załatwienia tego raz na zawsze, niech się dzieje co chce... Niezauważalnie, korzystając z niespokojnej jazdy samochodu, przesunął rękę wyżej i w stronę wewnętrznej części uda. Nie miał żadnych erotycznych zamiarów, przecież nawet jeśli by naprawdę nabrali gwałtownej ochoty na siebie, nie da się tego zrobić w maluchu... Nawet żartem się mawiało, że Watykan pobłogosławił to auto jako jedyne, w którym nie można zgrzeszyć. John dalej nie komentował, skupiony na jeździe i obserwacji.
- Wiem! - wykrzyknął nagle tak głośno, że Wojciech odruchowo wycofał rękę i podskoczył na siedzeniu. - Wiem, kto jest w tamtym samochodzie. Co nie znaczy, że jestem przez to mądrzejszy...
Po lewej pojawiła się bryła Kopca Piłsudskiego. Wjeżdżali do Krakowa.
- Gdzie jest ta złota cipa?
- Pipa. Na Floriańskiej, to ścisłe centrum.
- Popilotujesz?
- Będę musiał, choć bardziej na intuicję. Na razie jedź za tym autobusem, prosto i na tym skrzyżowaniu skręć w prawo.
John wykonał manewr, czerwony opel również.
- I tak zostawimy ten samochód na parkingu? Przecież jeśli oni polują na te cholerne dyski a w międzyczasie druga ekipa pewnie ich szuka w Nowym Targu, to nie możemy im sprawić lepszego prezentu. A zapomnij, że zaparkujesz zaraz przy tej knajpie. To strefa ruchu pieszego.
- Coś się wymyśli. Nie zostawię cię samego, to zbyt niebezpieczne. Musimy po prostu wybrać to, co w tej chwili wygląda na mniejsze zło. Wiesz co? Złapanie tych bandziorów nie jest celem ostatecznym, są rzeczy ważniejsze. I osoby...
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
- To, że nie wiem w którą stronę skręcić - zręcznie uniknął odpowiedzi John.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 0:09, 12 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 11:12, 10 Lis 2014 Temat postu: Zabójczy trójkąt (75) |
|
|
75.
HMP Wandsworth
Więzienie Jej Królewskiej Mości Wandsworth, położone w południowo-zachodnim Londynie nie cieszyło się nigdy dobrą sławą. Nie jest to co prawda zakład karny o zaostrzonym rygorze, ma tylko kategorię B, co jednak nie znaczy, że nie trzyma się tu groźnych przestępców. Bunty, ucieczki, znęcanie się nad więźniami, krwawe lincze - wszystko to widziały mury tej niesławnej placówki. Stąd dokonano najbardziej spektakularnej ucieczki w historii brytyjskiego więziennictwa. Ronnie Biggs, współuczestnik słynnego napadu na pociąg w roku 1963, uciekł z dziecinną łatwością, przeskakując przez mur podczas spaceru. Rzecz jasna miał pomocników i sprawa była starannie zaplanowana, łącznie z odwróceniem uwagi strażników jakąś sfingowaną bójką, natychmiastowym transportem i zmową milczenia pozostałych więźniów. Wkrótce potem mury otoczono szczelnymi zasiekami, co jednak już nigdy nie zdjęło z tego więzienia specyficznego odium i, po HMP Parkhurst i HMP Dartmoor jest perłą w koronie brytyjskiego systemu penitencjarnego. Jeśli zaś chodzi o znęcanie się nad współwięźniami, mimo iż procedura walki z tym zjawiskiem jest dokładnie taka sama, jak we wszystkich innych zakładach karnych Zjednoczonego Królestwa, przypadki rozliczeń między więźniami zdarzają się tu niepokojąco często. Fama głosi, że to efekt skorumpowanej kadry, zwanej tu 'screws'. Taki polski klawisz, tylko nieco inaczej ubrany.
Nie wiedział tego wszystkiego, gdy, po krótkim procesie w Westminster Magistrates, biała więźniarka z charakterystycznymi małymi okienkami wiozła go przez ulice południowego Londynu. Prawdę mówiąc, niewiele go to obchodziło, Wandsworth - cokolwiek to jest - to tylko krótki etap w jego życiorysie. Długim, ciekawym, ale takim, którego nigdy nie wysłałby do żadnej firmy w poszukiwaniu pracy. Wręcz przeciwnie, wszystkie te mało chwalebne fakty pomijał starannie w CV. Poza tym, w przeciwieństwie do innych więźniów zmierzających do tej wiktoriańskiej ciupy, nie martwił się, nie rozpaczał, nie złorzeczył na brak farta i upierdliwość bobbies. Jego pobyt w tym miejscu był zaplanowany, co prawda nie tak starannie jak ucieczka Biggsa, ale na tyle prezyzyjnie, że osiągnął to, o co się starał: niski wyrok, nie zagrożony deportacją i święty spokój na najbliższych sześć miesięcy. Bo komu przyjdzie do głowy szukać go właśnie tutaj? A już robiło się wokół niego gorąco.
Cieszył się znacznie bardziej po kilku dniach, kiedy okazało się, że warunki w brytyjskich kryminałach są zupełnie nieprzystawalne do tego, co przeżył w polskich zakładach karnych. A przeżył piekło, gdyż jego wyczyny były z gatunku tych, za które współwięźniowie nie głaszczą po główce, jeśli już, to po tej położonej niżej. Gdy opuszczał zakład karny w Strzelcach Opolskich, przysiągł przed samym sobą, że już nigdy tu nie wróci. Cóż, życie chciało inaczej i do kolejnego pudła poszedł z własnego wyboru.
Na razie rozkoszował się luksusem: telewizorem w celi, brakiem porannych apeli i możliwością spania, do której się da, półgodzinnym otwarciem każdego dnia, zwanym tu 'social and domestic'. Nade wszystko rozkoszował się dwuosobową celą, rozpustą, jakiej nie uświadczysz w Polsce. Jego współtowarzysz, starszy Murzyn, nie angażował go w żadne rozmowy i spędzał większość czasu na czytaniu. Jedyne, czego naprawdę się bał, to tego, że jakimś nieprawdopodobnym zrządzeniem losu ktoś go tu rozpozna i cały misterny plan trafi szlag. A nie było to wcale takie nierealne. Już trzeciego dnia na kursie dla więźniów przekonał się, że pełno tu Polaków, zwłaszcza czekających na ekstradycję lub deportację - nigdy nie wnikał, jaka jest różnica między jednym a drugim.
Luksusy szybko mu się znudziły i już czwartego dnia zaczął rozglądać się za towarzystwem, które by mu odpowiadało. Takich ludzi szuka się przede wszystkim w łazience, toteż korzystał z każdej okazji kąpieli, jaka się tylko nadarzyła. Szczerze mówiąc, nie było na co szczególnie patrzeć. Muzułmanie i ci, którzy nawrócili się na islam już za kratami, nigdy nie rozbierali się do naga i byli gotowi zrobić awanturę, jeśli ktoś ściągnął gacie w ich obecności. Napakowane ciała kryminalistów też go nie jarały. Przydałoby się coś młodszego, zgrabniejszego. Na razie musi brać, co leci.
Wbrew powszechnie przyjętym przekonaniom, ludzi jego pokroju wcale nie było mało i to nawet nie na bloku C, na którym znajdowali się tak zwani 'vulnerable prisoners', przeważnie skazani za jakieś wyczyny seksualne niezgodne z prawem. Już drugiego dnia zauważył, że jest obserwowany w sposób, który mógł świadczyć o jednym. Po chwili tamten stał pod ostatnim prysznicem w kącie, by nikt nie zauważył jego sterczącej lufy. Szybko ulżyli sobie nawzajem, w ostatniej chwili gasząc erekcję lodowatą wodą. A więc nie jest źle. W ubranej na szaro masie ludzi wyłowił kilku, którzy warci byli zainteresowania. Nie jest źle - pomyślał.
Nad tym, co się stało, nie deliberował jakoś szczególnie. Będzie jeszcze na to czas - uspokajał się. Ostatnie dni były dla niego zbyt nerwowe i należy mu się słuszny odpoczynek. Walnął się na prycz i długo rozkoszował niedawnym orgazmem i nieróbstwem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 23:37, 14 Lis 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
boczny członek
Dyskutant
Dołączył: 24 Paź 2014
Posty: 59
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pon 12:24, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Czy to znaczy, że nie będziesz już pisał "Innych"? Wolę jednak tamto opowiadanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3167
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 21:13, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Drobna ciekawostka
Zamordowany Szymon Izdebski rozpoznał się, gdy dałem mu do czytania "Zabójczy trójkąt" i powiedział, że tak naprawdę to mogę zacząć pisać następny kryminał, póki jeszcze nie jest za późno. Ale ogólnie mu się podobało - i jego żonie (tak, Alicji...) również.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|