|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 4:30, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
24.
Leszno
Tego dnia miał dyżur w newsroomie. Przyszedł do pracy, zredagował pierwszy dziennik papowski, wysłał reportera w teren i sprawdził skrzynkę pocztową. Był e-mail od Szymona. Przeczytał go. raz, drugi, trzeci. Popatrzył na zegarek. A więc albo się to już stało albo właśnie dzieje. Wyszedł przed radio zapalić papierosa. Zastanawiał się, dlaczego się tak denerwuje. Jakiś zupełnie obcy człowiek, gdzieś na drugim krańcu Polski, znany mu tylko z kilku rozmów na IRC, pakuje się w kłopoty mimo wyraźnych przestróg. Dziennie pewnie dzieje się kilka takich historii. I on temu nie może zapobiec, nawet go to specjalnie nie rusza. Tylko tu jest jakoś inaczej.
Następny dziennik przeczytał z kilkoma pomyłkami. Raz przekręcił nazwisko jakiegoś ajatollaha, innym razem zaciął się w środku zdania i musiał podejść jeszcze raz.
- Wyluzuj - rzucił mu przez słuchawki realizator w chwili, kiedy leciał dżingiel oddzielający wiadomości ze świata od krajowych. To go trochę otrzeźwiło i jakoś dobrnął do końca dziennika. Przez następną godzinę nie było również ani maila ani telefonu od Szymona. Kolejny serwis nagrał na pięć minut przed emisją, by uniknąć dukania i wpadek. Jednak na taśmę czyta się zupełnie inaczej. Później sprawdzał skrzynkę mailową mniej więcej co dziesięć minut. Bezskutecznie.
Już wychodził z radia, kiedy zawołała go serwisantka.
- Wojciech, telefon do ciebie.
Wojciech wpadł do newsroomu i niecierpliwie chwycił słuchawkę. Przedstawił się.
- Tu mówi Szymon.
- Nareszcie. Żyjesz, nic ci nie jest?
- Nie, ale nie wszystko przebiegło tak jak myślałem.
- To znaczy?
- No... on zrobił więcej niż było planowane. Mimo, że nie chciałem. Ale właściwie mnie zmusił.
- Wszystko z tobą dobrze? - zaniepokoił się Wojciech.
- No chyba tak. Trochę krew mi jeszcze leci. I nie czuję się najlepiej. Rzygać mi się chce.
- Lekarz.
- Tak, i co mu powiem? I się zacznie. Rodzice, policja...
Wojciech powstrzymywał się, by nie powiedzieć, że należało o tym myśleć wcześniej. Policję to w zasadzie on powinien zawiadomić. Tylko... niczego nie wie na pewno. Co jest prawdą, co wymysłem, co nadinterpretacją. Mogło być tak, w co jednak nie mógł uwierzyć, że chłopak się nim po prostu bawi. Na pewno było coś niespójnego w jego relacji, kilka rzeczy nie pasowało do siebie lub mogło się wzajemnie wykluczać. To jednak mógł być efekt przeżytego stresu. Poza tym tak naprawdę nie miał na niego żadnych namiarów, łączność była jednokierunkowa. Nie miał nawet jego IP z IRC, korzystając z komputera w pracy dokładnie kasował wszelkie przejawy prywatnej działalności. Chłopak miał adres mailowy na onecie, założyć go mógł każdy. I co powie policji? Ze gdzieś w Polsce ktoś kogoś zgwałcił?
- Szymon, jakby się działo coś złego to nie masz wyjścia. Musisz kogoś poinformować. W razie czego wieczorem jestem w domu, możesz dzwonić.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 4:34, 13 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 14:02, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Świetna historia, bardzo wciągająca:) czekam na ciąg dalszy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 14:48, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
25.
Exeter
Siedział na tylnym siedzeniu policyjnego volkswagena pędzącego na południe autostradą M5 i usiłował pozbierać myśli. Za dużo tego było, za bardzo cisnęły mu się do głowy, walczyły jedna z drugą, powodowały mętlik. W pewnym momencie auto zatrzymało się, co przywitał z ulgą.
- Jakiś wypadek - powiedział kierowca.
- Dobrze się pan czuje? - zapytał siedzący obok młodszy policjant.
- Mhm - mruknął. Ale w tym momencie naszła go kolejna fala płaczu. Wyjął telefon komórkowy, odszukał zdjęcie Szymona i wpatrywał się w nie. Widząc to policjant odebrał mu telefon.
- Na to jeszcze przyjdzie czas. Niech się pan wyciszy.
Mówił miękko, łagodnie i Wojciech, niczym małe dziecko, uspokoił się od razu.
Zatrzymali się przed ponurym gmachem w centrum, gdzieś przy plątaninie linii kolejowych. Później niezbędne formalności i już prowadzili go wąskim, ciemnym korytarzem, który wypełniał charakterystyczny słodko-mdły zapach. W białej, wyłożonej kaflami sali, ubrany na niebiesko mężczyzna podprowadził go do stołu, na którym leżały przykryte zwłoki. Odsunął lekko połę u szczytu stołu.
- Tak, to on. - potwierdził i zaczął się dusić. John zdążył go tylko podtrzymać, by nie upadł.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 15:02, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Teraz nastąpi kilka dni przerwy bo wracam do pracy. Może pojawi się jeden lub dwa rozdziały, ale niekoniecznie. Dam Czytelnikom trochę odpocząć
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 15:05, 13 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 16:24, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
26.
Bideford
- Znalazłeś mu jakieś lokum? - zapytał Rory, gdy tylko znaleźli się sami w pokoju narad.
- Tak, bed and breakfast. Zapłaciłem mu od razu za dwie noce.
- Podatnik będzie ci bardzo wdzięczny...
- A niech sobie będzie. On nie wygląda na takiego, co się szybko podniesie. Zwłaszcza, że jutrzejsze przesłuchanie będzie dla niego bardzo ciężkie. W ogóle bałem się go zostawić samego w pokoju. Nie dałbym się pokroić za to, że nie zrobi jakiejś głupoty.
- Patrz, a ty nie wierzysz w uczucia u homoseksualistów...
- Daj mi spokój, dobrze? Faktycznie facet wygląda na zdesperowanego. Ile jest takich przypadków? Jeden na sto? Mnie to nie grozi.
- A powinno. Zostawmy to na razie i zastanówmy się nad kilkoma najważniejszymi rzeczami - uporządkował rozmowę Rory. - Wojciech to raz. Co sądzisz o jego udziale?
- Nie przypuszczam. Nie zapominaj, że widział go tamten kierowca, jak gonił za autobusem. Autobus już w tym momencie wiózł trupa.
- Kierowca będzie musiał jeszcze ten fakt zeznać do protokołu ale niech ci będzie. Ale skąd pewność, że wiózł trupa? Z czasu podanego przez lekarza nie jest to takie jednoznaczne. Moment śmierci przypada między trzecia a czwartą. Autobus przyjeżdża do Bridgwater za piętnaście czwarta.
Rory podszedł do ściennej mapy.
- W grę wchodzi odcinek między Bristolem a Taunton, sądząc z czasu odjazdu autobusów. Tego dnia szedł o planie.
- Myślę, że na to pytanie będzie nam mógł odpowiedzieć Wojciech. Wyobraź siebie w takiej sytuacji. Umówiłeś się z kimś w autobusie, autobus ci ucieka. Co robisz?
- Przeklinam - wypalił Rory.
- A zaraz później?
- Łapię taksówkę i go gonię. Do Taunton bym go złapał.
John uśmiechnął się.
- To ty, całe życie bawiący się w policjantów i złodziei. Do tego trzeba mieć wyrobiony nawyk. No i trochę gotówki przy sobie. Poza tym zwróciłeś uwagę? Wojciech to astmatyk. Już ta pogoń za autobusem musiała go kosztować sporo sił. Zanim doszedł do siebie... Za dużo warunków wstępnych. Ja prędzej dopadłbym komórki i do niego zadzwonił. Zwracam ci uwagę, że na formularzu zgłoszenia jest, że po raz ostatni miał z nim kontakt gdy ten był na Heathrow.
- To się da ustalić billingami, nawet wiem, że Wojciech pokaże je nam z własnej woli.
- Teraz tak. Zakładając, że śmierć nastąpiła przed Bridgwater, tu musiał właśnie wysiąść nasz zabójca.
- Nie musiał - zaprotestował Rory.
- A mnie się wydaje, że tak.
- Musiałby się liczyć z tym, że Wojciech go zauważy.
- Błąd, błąd, błąd - przerwał John. Przede wszystkim nie wiemy, czy zabójca znał Wojciecha. Wcale nie musiał. Wystarczy, że znał plany Szymona. Czyli miał bliskie powiązania z nim albo jego najbliższym środowiskiem. W ogóle nie wygląda mi na to, że Wojciech odgrywa w tym jakąkolwiek rolę. Poza tym nie zapominaj, że mogło być ich więcej niż jeden. Ten świadek z Westward Ho!, jak mu tam, Trethowan, mówi, że do tyłu szło kilka osób, co najmniej dwie. Jeśli tak istotnie było, drugi musiał wysiąść później. W Taunton albo w Barnstaple. I Taunton i Bridgwater leżą przy głównej linii kolejowej. Zabójca po prostu przesiada się z autobusu w pociąg. Im dalej na zachód tym gorzej. Z Barnstaple najpierw trzeba się dostać do Exeteru kolejką, która jedzie godzinę. O Bideford nawet nie wspominam. Moim zdaniem naszego zabójcy trzeba szukać w Northampton.
Gdy wychodzili, zadzwonił telefon. Dzwonił posterunek policji z Northampton z informacją, że patrol policji, który dwukrotnie udał się do mieszkania Szymona, nie zastał nikogo na miejscu.
- A na formularzu zgłoszeniowym jest, że zamieszkiwał z przyjaciółką. Cóż, myślę, że trzeba zacząć rozmowę z tym emigrantem szybciej niż planowaliśmy.
- A ja ci miałem dać kolejną lekcję... - zmartwił się Rory. - Ale co się odwlecze to nie uciecze. Bój się.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 16:36, 13 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
LoQ
Dyskutant
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: DG
|
Wysłany: Śro 21:50, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Drogi Autorze- mam ochotę zasadzić ci mocnego kopa w 4 litery a jako że trenuje capoeire mogłybym zrobić to na kilka różnych sposobów zadając ci sporo bólu za jednym kopem... jak mogłeś pomyśleć o zakończeniu pisania tego opowiadania? Ono jest co najmniej zajebiste i jak powiada mój kolega- pojebawsz już całkiem?! Naprawdę bardzo fajne opowiadanie oparte o ciekawy konspekt- pisz dalej bo naprawdę masz talent a do tego piszesz bardzo ciekawie. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. A i żeby mi to było ostatni raz:p
Pozdrowienia i wyrazy szacunku LoQ
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 7:05, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
homowy seksualista napisał: |
Teraz nastąpi kilka dni przerwy... . Może pojawi się jeden lub dwa rozdziały, ale niekoniecznie. Dam Czytelnikom trochę odpocząć |
Homowy lubisz ludzi wk....ć? Pisz szybko kolejne części!
Pozdrawiam serdecznie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 7:22, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Niestety, za darmo jeść nie dają a pracuję w takim dziwnym układzie, że co prawda mam 4 dni wolne (i wtedy mogę pisać) ale za to później 4 dni tyram po 12 godzin. Teraz jest ta ciemniejsza strona życia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 10:30, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Homowy... opowiadanie jest nadzwyczaj genialne!
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 16:40, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
27.
Bideford
John z całej pracy w policji najmniej lubił przesłuchania. Zawsze wydawało mu się, że nie panuje nad rozmową, że przesłuchiwany wywodzi go w pole, że pyta nie o to, co powinien. Często przesłuchiwani, zwłaszcza ci z zarzutami, próbowali różnych sztuczek, kluczyli, lawirowali, niektórzy nawet posuwali się do siłowania się przy pomocy wzroku. Tego nie lubił najbardziej. Dlatego rzadko patrzył w oczy rozmówcy, skupiał się raczej na piętrzącym się przed nim stosem kartek czy też czymkolwiek innym, co leżało na biurku. Dlatego zawsze wolał, by rozmowa toczyła się w większym gronie, łatwiej mógł panować nad sobą, nad własnym zmieszaniem, lękami, brakiem przygotowania. Bo choć przesłuchanie odbywa się według bardzo ściśle określonych reguł, pola popisu dla przestępcy czy świadka jest aż za wiele. Dlatego nie podobało mu się, że na rozmowę z Wojciechem szedł sam i to z inicjatywy Rory'ego.
- Złośliwy jesteś - powiedział Rory'emu, gdy ten zakomunikował mu, że nie będzie współuczestniczył w rozmowie. - Tak się uwziąłeś, by nasłać swego na swego? Bawisz się tym?
- Nie wygłupiaj się. Po pierwsze - jesteś przede wszystkim policjantem a nie gejem. Wojciech jest świadkiem i nie idziesz do niego na podryw a uzyskać pewne informacje. Gdyby stosować podobne reguły w życiu, żaden lekarz nie miałby prawa samodzielnie przebadać pacjentki. Ze szczególnym uwzględnieniem ginekologów. Poza tym, to nie jest przesłuchanie a rozmowa operacyjna. Znika nam świadek, musimy coś z tym zrobić. Jeszcze się nie nauczyłeś, że największym wrogiem policjanta jest ścisłe planowanie? To jest praca, w której przede wszystkim trzeba improwizować.
I choć brzmiało to przekonująco, John wiedział, że to nie jest cała prawda. Węszył w tym nawet jakiś szatański podstęp. Wściekły przeciskał się małymi uliczkami centrum. Stanął przed czerwonym domkiem, pamiętającym epokę wiktoriańską, niewyróżniającym się z rzędu innych. Po chwili wprowadzony przez gospodarza, stanął przed drzwiami do pokoju na piętrze. Odczekał kilkanaście sekund i zapukał. Ale nie po policyjnemu, energicznie, a zwyczajnie. Drzwi otworzył mu Wojciech. Blady, z czerwonymi, zapuchniętymi oczyma.
- A to pan. Mieliśmy rozmawiać jutro. Dajcie mi spokój.
- Mogę na chwilę?
- Jeśli pan musi...
Wszedł do pokoju i rozejrzał się. Wojciech położył się na tapczanie, na którym zapewne leżał przed wizytą.
- Zrobić panu kawę? herbatę? - zaoferował John. Wojciech popatrzył zdziwiony. Z reguły to gospodarze proponują taką usługę, rzadko goście a jeśli gościem jest policjant... Kiwnął głową.
Wojciech rozluźnił się nieco i zaczął opowiadać. John był pierwszym jego prawdziwym rozmówcą od kilku dni. Już od momentu, kiedy pojawił się w progu jego domu, wzbudził zaufanie. A może coś więcej. Podróż do Exeteru na tylnym siedzeniu obok tego wielkiego, lekko przygrubego policjanta była najjaśniejszym do tej pory punktem tego fatalnego dnia. Intuicyjnie, bez możliwości zwerbalizowania tego w jakikolwiek sposób, odczuwał w nim bratnią duszę. Mówił chaotycznie, nieskładnie. Ale z każdym zdaniem odczuwał coraz większą ulgę. Mówił o wszystkim, o Szymonie, o ich znajomości, o tym, co przeżyli, a było w tym tyle złego co dobrego. W pewnym momencie zreflektował się.
- Ale ja pewnie panu truję dupę. My mamy nawet w języku polskim taki fajny idiom - przełożył wyrażenie na angielski.
John po raz pierwszy od tej wizyty uśmiechnął się.
- Nie, niech pan mówi dalej.
Słuchał z rosnącym zainteresowaniem. Emigrant mówił po angielsku płynnie, zacinał się tylko przy dość karkołomnych konstrukcjach zdaniowych, miał akcent już nie typowy dla cudzoziemców a raczej potoczny, estuary English. Z połykaniem liter "t" włącznie. Ciekawe, jak szybko da się opanować obcy język na takim poziomie - westchnął do siebie, przypominając sobie swoje heroiczne boje z niemieckim.
- E, to efekt uniwersytetu. No i licznych podróży. Ale pan pewnie z interesem przyszedł...
- Właściwie tak. Chodzi mi o tę dziewczynę Szymona. Nie możemy jej zastać.
- A wie pan, że ona mnie tez zastanawia? Widziałem ją przedwczoraj. I miałem jakieś dziwne wrażenie, że ona to nie ona - mimo, że jej na oczy nie widziałem. Mam co prawda jej zdjęcie...
- Ma pan? Naprawdę?
- Tak, ale na komputerze w Bridgwater. I miałem wrażenie, że to nie ta osoba. Choć wie pan, ja nie mam pamięci do twarzy, mogę się mylić.
John popatrzył na zegarek. Była czwarta, Bridgwater było oddalone od Bideford o jakąś godzinę szybkiej jazdy samochodem. No może godzinę piętnaście, zależy od ruchu.
- Ja nie chciałbym panu rozwalać całego popołudnia ale...
Wojciech pomyślał, że kolejne trzy godziny w towarzystwie tego mężczyzny wyjdą mu tylko na dobre.
- Nie ma sprawy, pojedziemy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 16:54, 14 Kwi 2011, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 7:13, 16 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
28.
Nowy Sącz
Gdy Wojciech otworzył oczy, było już jasno. Trwało chwilę, zanim uzmysłowił sobie gdzie jest, a był w pociągu, i na jakiej stacji wysiada. Wyszedł z pustego, zimnego przedziału na korytarz. Pociąg mijał właśnie Grybów i zaczynał mozolnie piąć się pod górę. Szukając papierosów zwrócił uwagę, że jego kieszenie były puste, zniknęły również pieniądze. Wrócił natychmiast do przedziału, nerwowo ściągnął plecak ze stelaża i sprawdził jego zawartość. Odetchnął z ulgą, dokumenty, karta bankowa i czek, który wziął na wszelki wypadek, znajdowały się na miejscu, złodzieje ograbili go tylko z gotówki. Uprzytomniwszy sobie, że stracił tylko pięćdziesiąt złotych, przestał się denerwować a skupił na krajobrazie za oknem. Powoli zaczęły pojawiać się potężne świerki, widok nieznany w jego części Polski, w miarę jak znajdowali się coraz wyżej, lasy coraz bardziej odbiegały od tych, które znał wcześniej.
Obserwując krajobraz próbował nie myśleć o tym, co nastąpi za kilkanaście minut. Po pierwsze - złamał swoją żelazną regułę niespotykania się z ludźmi z sieci. Złamał na prośbę Szymona. Po drugie - Szymon ostatnio nie był zbyt wylewny, jeśli można to określić łagodnie. Czegoś się bał. Nawet nie umówił się z nim w swym rodzinnym Nowym Targu a w miejscowości sporo od niego oddalonej, choć będącej jeszcze przez kilka tygodni w tym samym województwie. Próbował go o to zagadnąć, jednak nigdy nie usłyszał konkretnej odpowiedzi. To jak Szymon naprawdę wygląda, interesowało go właściwie najmniej, choć ten nie przysłał mu do tej pory zdjęcia. To znaczy przysłał, od stóp do szyi. Gdy pociąg mijał Jamnicę, ostatnią stację przed Nowym Sączem, Wojciech czuł kołatanie serca w gardle i suchość w ustach. Po trybie, w jakim Szymon go zaprosił, wnioskował, że stało się coś niedobrego ale co?
Ale nie dane mu było się tego szybko dowiedzieć. Przywitali się na peronie jak starzy, dobrzy znajomi, Wojciech nawet nie zastanawiał się, na ile obraz chłopaka jest zgodny z jego wyobrażeniami. Bez wahania, krępowania się, tremy towarzyszącej spotkaniom z nieznajomymi zaczęli rozmawiać. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, nie ruszając głównego tematu. Wojciech w pewnym momencie zauważył irracjonalność tego spotkania w świetle tajemniczego i pełnego niedopowiedzeń klimatu tuż przed nim.
- Miałeś mi coś powiedzieć? - przypomniał, kiedy zmęczeni siedzieli w jakimś barze przy kawie. Włączone radio grało właśnie "Believe" Cher, piosenkę, która atakowała ich prawie w każdym miejscu, w którym akurat było włączone radio.
- Tak... Cały czas tamten facet. Naciska na kolejne spotkanie.
- Przecież zawsze możesz odmówić?
- Próbowałem. On się nawet dowiedział, gdzie mieszkam i do której szkoły chodzę. Na początku były prośby, obietnice. Kiedy konsekwentnie odmawiałem, stał się bardziej agresywny.
Wojciech zapalił papierosa. Tego nie przewidział.
- On wie, że boję się tego, że się wyda i zagroził mi, że jeśli się nie spotkamy, wszyscy się dowiedzą.
- Jesteś pewien, że zna twój adres i szkołę?
- Tak, sam mi to podał w kolejnym e-mailu. Ode mnie się tego nie dowiedział, to na pewno.
Wojciech zamyślił się.
- Wiesz, jeśli facet jest inteligentny i przebiegły, to zdobycie takich informacji nie jest większym problemem. A co ty o nim wiesz?
- Tyle, że jest studentem i mieszka w Krakowie.
- Jesteś tego pewny?
- Nie do końca. Przyjechał tu samochodem na krakowskich numerach rejestracyjnych...
- Pamiętasz je?
- Tak.
Niewiele więcej dało się ustalić. Ich spotkanie trwało jakieś dwie i pół godziny. Wyjechali z Nowego Targu do lasu, gdzie najpierw doszło do tego, co chciał Szymon, później zaś spotkanie przybrało niespodziewany obrót. Facet użył pewnego podstępu do tego, by odbyć stosunek analny, gdy zupełnie do tego nieprzygotowany Szymon zorientował się, o co chodzi, było już za późno. Musiałby zacząć uciekać, co raczej nie wchodziło w grę przy jego sylwetce, bądź stoczyć walkę, na co był jeszcze mniej przygotowany. Posłusznie poddawał się poleceniom faceta błagając w duchu kogo się da, by to się skończyło.
- Biorąc pod uwagę okoliczności, zachowałeś się nawet mądrze. To znaczy w tamtej chwili, reszty wolałbym nie komentować. Teraz nie wolno tego zostawić tak jak jest. Masz co prawda jakąś kontrolę nad sytuacją ale jeszcze chwila a możesz jej nie mieć. Facet na razie się przekonuje, że jesteś bierny i niegroźny. Trzeba wystąpić z jakimś atakiem.
- Żeby przyjechał i mnie zadźgał?
- Nie. Podaj mi nick a ja postaram się rozpytać własnymi kanałami na necie. Może nawet zrobię coś więcej. A później napiszesz do niego list. W stanowczym tonie zażądasz by się odczepił, podasz kilka informacji, które dla ciebie zdobędę, żeby widział, że to nie przelewki i poinformujesz, że wszystkie te informacje są zdeponowane, to znaczy, że komuś je ujawniłeś, i to z bliskiego otoczenia - dodał, widząc, że Szymon nie do końca rozumie.
- Naprawdę trzeba aż tak?
- Zawsze możesz iść na policję lub powiedzieć rodzicom...
Reszta popołudnia minęła im spokojnie, byli ze sobą oswojeni, cieszyli się własnym towarzystwem, nawet trochę rozrabiali. Wojciech wiedział już, że ta znajomość będzie trwała aż do śmierci. Nie wiedział jednak czyjej i w jakich okolicznościach.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 16:55, 16 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 7:48, 17 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
29.
Northampton
Alan Boobyer, szef jednego z wielkich magazynów, oblepiających Northapmton, siedział przy swym szefowskim biurku i zastanawiał się, jak zorganizować pracę, w momencie gdy wszyscy ważniejsi pracownicy pobrali urlopy. Z reguły była to bolączka miesięcy letnich, toteż po wpadce w zeszłym roku, kiedy z powodu braku pracowników musiał fizycznie wyłączyć część magazynu, zablokował branie urlopów w lipcu i sierpniu. Skończyło się to jednak tym, że większość pracowników udała się na wypoczynek w maju i czerwcu, co w efekcie prawie na jedno wyszło. Ślęczenie nad grafikiem przerwało mu pukanie do drzwi.
- Mówiłem, żeby nie przeszkadzać. Coś ważnego?
W drzwiach stał zastępca wydziału komputerów. Kierownik kilka dni temu wziął urlop.
- Obawiam się, że tak. Mamy zamówienie na sto laptopów, w magazynie fizycznie są siedemdziesiąt dwa.
- E, niemożliwe - odparł Boobyer. - Nie tak dalej jak dwa tygodnie temu uzupełnialiśmy zapasy.
- Tyle zgłosili mi pracownicy magazynu. Byłem sprawdzić czy przypadkiem nie ma błędu w lokalizacji. Nie ma, wszystko to rząd AD.
Boobyer odłożył notatki i zalogował się do centralnego systemu magazynu. Po przejrzeniu danych stwierdził:
- Według systemu jest sto dwadzieścia sześć i nie chce wyjść inaczej, pytanie krzyżowe daje taką samą odpowiedź.
- To jak szefie? Pięćdziesiąt laptopów szlag trafił?
- Sprawdź realizację ostatnich zamówień, faktury, protokoły działu zamówień, manifesty przewozowe. Gdzieś musi być błąd.
Po dwóch godzinach okazało się, że błędu nie ma. Boobyer doszedł do wniosku, że musi porozmawiać z szefem wydziału. Mimo, że ma urlop. Wiedział, że urlop to rzecz święta i że pracownik może zlekceważyć telefon z firmy, albo odebrać i po prostu powiedzieć "fuck off" a on nie będzie mógł nic zrobić. Z wahaniem podniósł słuchawkę i wybrał numer. Głuchy sygnał, pewnie wyłączył komórkę. Numerem domowym pracownika nie dysponował. Próbował jeszcze wielokrotnie się dodzwonić, bezskutecznie. Z niechęcią zarządził na następny dzień inwentaryzację całego wydziału. Przy braku pracowników równało się to wyłączeniu wydziału z pracy i opóźnieniu w realizacji zamówień. Jednak utrata takiej ilości sprzętu wydała mu się ważniejsza.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 7:49, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 3:08, 18 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
30.
Bridgwater
Gdy Wojciech otworzył drzwi pokoju, po pierwszym rzucie oka wykonał krok w tył a na twarzy pojawił się wyraz skrajnego osłupienia. Cały pokój był dokumentnie splądrowany. Płyty i książki powywalane z półek, ubrania z szaf, odsunięte biurko i łóżko. Stojącemu zaraz za Wojciechem Johnowi wyrwało się:
- Ktoś tu czegoś szukał.
Było to zdanie tak absurdalne w swej oczywistości, że Wojciech musiał się roześmiać.
- Nie, ktoś przyszedł pomóc mi zrobić porządek. Może miał bardziej dość tego bajzlu niż ja sam.
- Możesz sprawdzić, czy coś nie zginęło? Z tych najważniejszych rzeczy?
Podczas podróży samochodem ustalili, że będą sobie mówić po imieniu. W języku angielskim, o czym zresztą wie cały świat, nie ma formy "pan", "pani", w rozmowie formalnej używa się nazwiska i tytułu. Jednak nawet w stosunkach służbowych ten zbytek formalności powoli zanika, a mówienie sobie po imieniu wcale nie wskazuje na jakąś większą zażyłość. Naturalnie, nie dotyczy to arystokracji czy wyższych klas, gdzie mówienie pełnymi formami jest jednym z najbardziej oczywistych przejawów snobizmu.
- Rzecz w tym, że tu nie było najważniejszych rzeczy. Dokumenty, widzę, są, forsa w banku, komputer stoi gdzie stał.
- Sprawdź, czy nie grzebali w środku.
- Na pewno nie, zdziwiłbym się, gdyby się tam dostali. - odparł. System systemem, ale hasło dostępu do niego, które w tym przypadku brzmiało "dr ginekolog Anna Bajzelek-Pochwiasty" to nie jest coś, co odgaduje się między zupą a drugim daniem.
- Takiś pewny?
- Linux - odpowiedział lakonicznie Wojciech po czym włączył komputer. Po zalogowaniu do systemu ukazał się czarny ekran. Wojciech wprowadził kilka komend.
- O jest. Nieudana próba logowania. Cztery próby. Nawet godzinę mamy. Dwunasta czterdzieści pięć, czterdzieści siedem, pięćdziesiąt trzy i trzynasta osiem.
- Naprawdę aż tak zabezpieczyłeś komputer? - zdziwił się John.
- Nie, w linuksie to standard i ma to każdy komputer, nie trzeba nawet uprawnień administratora by uzyskać te informacje - odrzekł po czym nacisnął dwa klawisze i ekran zmienił się i przybrał wygląd znany wszystkim użytkownikom najpopularniejszego systemu operacyjnego. Po następnej minucie na ekranie pokazał się obraz kobiety na tle rzymskiej fontanny di Trevi. Wojciech skupił się na zdjęciu.
- Niby podobna. Ale włosy nie te, twarz też była inna. Na pewno ta kobieta, z którą rozmawiałem była brunetką. Ale więcej nie powiem.
- Możesz przemailować to zdjęcie?
- Oczywiście, podaj adres - poprosił Wojciech.
- Dla kobiety zmiana koloru włosów to nie problem. Będę musiał wezwać policję z miasta, by przebadali ten burdel na odciski palców. Zgadzasz się?
- A co mam do gadania? Wzywaj.
- Zostawcie tylko tutaj jakiś porządek - powiedział Wojciech do dwóch policjantów i technika policyjnego, gdy już znaleźli się w pokoju.
- Niewykonalne. Postaramy się nie narobić większego gnoju...
Gdy lokalna policja buszowała w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, John wyszedł na taras i przeprowadził rozmowę telefoniczną. Badanie pokoju zajęło prawie godzinę, podczas której wypili kawę a John usiłował się dowiedzieć kilku rzeczy w sprawie włamania.
- Kto ma klucze do domu?
- Każdy z lokatorów i gospodarz.
- A do pokoju?
- Gospodarz. Ja. Jeden zapasowy jest w domu, schowany za wypadek, gdybym sam siebie zatrzasnął.
- Gdzie?
- W spiżarce, pod puszką z cukrem. A może kawą. Nie pamiętam, nie używałem go już za trzy lata.
- Możesz sprawdzić?
John poszedł do kuchni i otworzył spiżarkę. Klucza nie było.
- Kto wiedział, że klucz tam jest? - naciskał dalej policjant.
- Wiedział? Ja. Szymon. Gospodarz. A tak chyba nikt.
- Możesz skontaktować się z gospodarzem?
Rozmowa z gospodarzem przyniosła efekt. W godzinach południowych ktoś zadzwonił do niego i przedstawiając się za oficera policji stwierdził, że ma nakaz przeprowadzenia przeszukiwania w jednym z mieszkań należących do gospodarza. Ponieważ on sam jest kierowcą na trasach międzynarodowych i akurat jest na kontynencie, wysłał na przeszukanie swą żonę, Francuzkę. Ta po prostu umożliwiła policji pełnienie swych obowiązków. Nie podpisywała żadnego protokołu, policjanci nic nie wzięli, klucz oddali do rąk własnych żonie gospodarza.
- Tę babę przesłuchamy jutro. A na razie wracamy do Bideford.
W samochodzie Wojciech poczuł się zmęczony i zasnął na chwilę. John zjechał na najbliższy parking. Chwilę wpatrywał się w śpiącego. Potem jeszcze chwilę. Nie chciał się przyznać sam przed sobą, że dziwne to było spojrzenie. Nie formalne, służbowe, a co najmniej z sympatią. Pomyślał sobie, że ten śpiący teraz w jego samochodzie facet nie jest mu do końca obojętny. Na pewno go polubił. Mimo, że dzień był wybitnie nie po temu, facet nie wyglądał na zwyczajnego. Miał nietypowe odzywki, inny tok myślenia, widać było, że trochę rożni się od całej reszty. No i ta historia, którą mu opowiedział, też nie była zwykła a zachowanie jej bohaterów daleko odbiegało od przeciętności. Poza tym była w nim otwartość na świat, cokolwiek by to znaczyło. Policjant to człowiek z założenia nieufny, można z nim spędzić miesiąc, po kilka godzin dziennie, a on nie powie o sobie ani słowa. Sam był taki i tacy ludzie go otaczali. Wojciech był diametralnie odmienny. Patrzył na niego w półmroku, jaki dawała szarówka tuż po zachodzie słońca i światła niezbyt odległych latarni. Z ciekawości popatrzył na to miejsce, na które oficjalnie nie odważyłby się spojrzeć. Wyglądało nawet zachęcająco. Mimo woli uśmiechnął się.
Obudził go lekkim szturchnięciem w ramię.
- Nie śpij, wiem, że jesteś zmęczony, ale...
Nieprzytomny Wojciech wymamrotał kilka niezrozumiałych słów, pewnie po polsku.
- Zjemy coś? W hotelu i tak masz pustą lodówkę a nie dość, że miałeś ciężki dzień, jutro też nie będzie łatwo.
- Czemu nie? Ale pozwól, ze ja zapłacę.
- Nie, ja.
- A dlaczego? ja cię tu wyciągnąłem.
- Dobra. Ale następnym razem ja.
- Następnym razem? - zdziwił się Wojciech. Do Johna sens jego własnych słów dotarł też po jakimś czasie.
- Zawsze będzie jakiś następny raz...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 5:23, 18 Kwi 2011, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3192
Przeczytał: 36 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 7:14, 18 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
31.
Bideford
Rory popatrzył na zegarek. Mijała czwarta godzina przesłuchania. Historia znajomości tych dwóch mężczyzn, niewątpliwie pasjonująca, pełna dramatycznych momentów, ani na milimetr nie przybliżyła ich do rozwiązania zagadki. Przesłuchanie nie było zresztą ciągłe, bywały chwile, że Wojciech rozklejał się i nie mógł mówić dalej. Zarządzano wtedy dziesięciominutową przerwę po której kontynuowano. Teraz też Rory zarządził przerwę. Wojciecha wyprowadzono na papierosa - reguły komisariatu nie pozwalają na samodzielne poruszanie się na jego terenie osób niebędących pracownikami, nawet jeśli nie ciążą na nich formalne zarzuty, sami zaś wyszli na tyły budynku zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Jakie wnioski? - zapytał John.
- Że to idealny facet dla ciebie. Wymagający intelektualnie, z polotem, troskliwy, głęboko kochający - odpowiedział Rory.
- Ja na ciebie napiszę raport. Non stop mi ubliżasz, obrażasz, robisz aluzje.
Rory roześmiał się cynicznie.
- Sam przyznasz że na tle masy tępych dziadów chodzących po parkach i kiblach w nadziei że ktoś im strzepie pałkę jest to ktoś ponadprzeciętny. Takiego możesz i dwadzieścia lat szukać.
John nie miał pojęcia jak polemizować z oczywistym zdaniem, które podzielał.
- Mniejsza z tym, mamy rozmawiać merytorycznie. Do rzeczy - powiedział John.
- Nie sądzę, żeby coś ukrywał. Może raczej coś wie, tylko nie wie, że to jest ważne. Mimo, że spotykali się rzadko, masę rozmawiali przez telefon.
- Ten facet, który go wykorzystał... Sprawdź personalia w NPC. Nie wierzę, że tam będzie ale sprawdzić trzeba. A inni wrogowie?
- A pytałeś? Rozmawiamy już tyle czasu a ty nie zadałeś podstawowych pytań... Koncentrujesz się cały czas na znajomości widząc, że ze sprawą ma mało wspólnego.
- Bo moim zdaniem tu leży klucz do sprawy.
- A moim właśnie nie. Jeszcze nie zauważyłeś, że mimo tego co ich łączyło, prowadzili zupełnie niezależne życia? Mogli sobie opowiadać Bóg wie co, ale samodzielnie podejmowali decyzje dotyczące zupełnie odrębnych spraw. A jak już się spotykali, to skupiali się nad tym co ich łączyło albo po prostu cieszyli życiem, jeździli, zwiedzali, słuchali muzyki. Moim zdaniem to bardzo dobra recepta na bycie razem.
- A ta dziewczyna? Alicja? Dowiedziała się, że partner jest gejem i zaciukała faceta.
- Ty weź stań obok i posłuchaj samego siebie. To już prędzej powinna zaciukać, jak elegancko się wyraziłeś, Wojciecha. Nie ma kochanka i ma wszystko do dyspozycji... Jeśli go kochała to jest chyba bardziej naturalne.
- Mogła zabić w afekcie.
- I w tymże afekcie jechała za nim trzysta kilometrów by mu wbić igłę w ucho. Wiesz co, kończmy już to przesłuchanie bo nie wyrabiasz intelektualnie. Przecież to się nie trzyma kupy. Gdyby mu w kuchni przyłożyła w łeb siekierą...
- Tak, bo chyba nie ma na świecie ani jednej kuchni, która mogłaby funkcjonować bez siekiery... To raczej ty nie wyrabiasz.
- Mówię o takiej siekierce do rąbania kurczaka. Nie masz?
- Nie, mam takie specjalne nożyce. Do zabijania niespecjalnie się nadają.
Rory popatrzył się na Johna dziwnym wzrokiem.
- Mniejsza. To było cyniczne, wyrachowane zabójstwo. Właśnie dlatego uczucia odpadają.
- Tak, zapewne miał wrogów - odpowiedział Wojciech. - Szymon nie był osobą, która przechodziłaby wokół wielu spraw obojętnie. Swojego zdania bronił do upadłego, choć bywało, że nie miał racji. Czasem wolałam pójść na udawany kompromis bądź nie podejmować rękawicy, bo z reguły kończyło się to na dość ostrej wymianie zdań. Po prostu to była znajomość wymagająca polityki. Z mojej strony rzecz jasna. Może dlatego poza jednym nie było między nami żadnych konfliktów. A i tak ten jeden dotyczył Alicji, mówiłem wam.
- A na temat stosunków w pracy też coś pan wie?
- Tylko tyle, że dość ciężko pracowało mu się z Polakami. O coś ich zresztą oskarżał, ale nie znam szczegółów, nie wnikałem. Chociaż... mieliśmy o tym pogadać właśnie podczas tego spotkania. Stąd wynika, że jednak musiał mieć jakieś problemy.
- Zna pan jego kolegów z pracy?
- Nie, Szymon trzymał mnie z daleka od swoich spraw. Podejrzewam, że w pracy chciał uchodzić za wzorowego heteryka, z dziewczyną i tak dalej. Ja zaś nie naciskałem. Co mnie obchodzi, z kim on pracuje... to znaczy pracował? Jeśli zaś chodzi o stosunki w obrębie mniejszości - to już bardziej mnie interesuje, ale bez nazwisk i innych konkretów. Ale w sumie nie odpowiedział mi nic poza standard.
- Jakie ma pan plany na najbliższe dni?
- Mam dwa tygodnie urlopu. Zapłaciłem za następne pięć nocy w moim bed and breakfast. Lubię tę okolicę, a niezbyt chcę wracać do domu i tego bałaganu. Wykupiłem rejs na Lundy, pokręcę się trochę po Westward Ho!, może pojadę do Ilfracombe, stąd łatwiej się tam dostać niż z Bridgwater. Chciałbym zaliczyć Combe Martin i Hangmana, najwyższy klif na wyspie...
- Fajnie. W razie czego będziemy się z panem kontaktować.
Rory zauważył tajemniczy uśmiech na twarzy Johna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 7:40, 18 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 20:34, 18 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Kiedy będziesz miał te cztery dni wolnego (chwała Ci i wielkie dzięki że zamieszczasz kolejne odcinki w czasie pracy) bo mam nadzieję, że wtedy będziesz homowy więcej odcinków umieszczał.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|