|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Sob 1:32, 24 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Minęło już sporo czasu i wiem, że niemal wszyscy czytelnicy o tym opowiadaniu zapomnieli, ale jutro będzie kolejna część
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Sob 1:32, 24 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3172
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 1:33, 24 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
No, nareszcie bedzie konkurencja
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 17:54, 24 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Arek, wierzysz w to, że Ci się chce, że dasz radę to ciągnąć? Naprawdę, będziesz dalej pisał, czy tylko tak rozbudzasz w nas złudną nadzieję, na to że dane nam będzie poczytać, coś więcej niż jakieś krótkie opowiadanka - po to by zrobić sobie dobrze???!!!
rozżalona, zła kobieta Cie pozdrawia, Areczku
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Nie 6:19, 25 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
09.03.2013
Mężczyzna ubrany w nienagannie wyprasowane spodnie w kant i białą koszulę przemierza szybkim krokiem długi korytarz. Echo stukotu obcasów wypastowanych butów dociera do najdalszych zakamarków budynku. Z sufitu sączy się jaskrawe, jarzeniowe światło, któremu towarzyszy ciche brzęczenie. Mężczyzna nie wytrzymuje i zaczyna biec. Widać, że wyraźnie mu się śpieszy. Pod pachą trzyma teczkę, wypełnioną po brzegi dokumentami. Na teczce widnieje krwiście czerwony napis „Ściśle tajne!”. Cały zdyszany i zmęczony dobiega w końcu tam, gdzie zmierzał. Bez pukania nacisnął klamkę solidnych, dębowych drzwi bez szyby. Gdy niemal wpadł do środka skupiło się na nim kilka par oczu. Zapanowała niezręczna cisza.
-Komisarzu, trwa narada. Proszę poczekać na zewnątrz – powiedział starszy mężczyzna, ubrany w policyjny mundur oprawiony wieloma baretkami i odznakami. Był poirytowany.
-Przepraszam inspektorze za moje mało dyplomatyczne wejście, ale sprawa nie cierpi zwłoki. Dostaliśmy cynk w sprawie „Saragossy”
W pokoju zapanowała konsternacja. Nie wiadomo tylko, czy z powodu braku wtajemniczenia większości obecnych, czy z wagi wypowiedzianych przed chwilą słów. Siwy inspektor uniósł się z wygodnego fotela i oparł ręce o stół.
-Panowie, osoby z brakiem dostępu do informacji niejawnej muszą niestety opuścić to pomieszczenie. – zakomunikował starszy mężczyzna. Po sali przeszedł pomruk niezadowolenia, jednak około osiem na dziesięć osób wstało i wyszło. Został tylko inspektor, zdyszany mężczyzna i dwóch aspirantów.
-Co wiecie, komisarzu? – inspektor zwrócił się do przybysza.
-Dziś około 12:30 otrzymaliśmy telefon z zaszyfrowanego aparatu. Próba namierzenia zakończyła się niepowodzeniem – rozpoczął swój monolog komisarz rozkładając na stole różne dokumenty – Mężczyzna korzystał z syntezatora mowy, który zniekształcił jego głos.
-Chcecie powiedzieć, że nie wiemy kto to był?
-Niestety inspektorze, ale użyte środki świadczą, że mamy do czynienia z profesjonalistą. Byle oszust nie ma dostępu do takich technologii.
-Mówcie dalej – odparł z zainteresowaniem inspektor.
-Dzwoniący określił się mianem „życzliwego sprawie”. Stwierdził, że znajduje się w najbliższym otoczeniu Pereza i ma informacje, które pomogą w jego ujęciu. Odtworzę teraz fragment jego wypowiedzi – powiedział komisarz, po czym wyciągnął z kieszeni dyktafon i kliknął guzik odtwarzania. W pokoju rozniósł się nieprzyjemny, elektronicznie zmieniony głos.
-Perez nie może znieść, że jego syn Michał nadal stąpa po tym świecie. Jest omamiony żądzą zemsty, która całkowicie go zaślepiła. Wszystkie swoje działania, środki i pieniądze wykorzystuje, by go wytropić. Niestety udało mu się zlokalizować niejakiego Mateusza Marszałkowskiego, który wydaje się być dobrym przyjacielem Michała. Pobyt samego Michała jest mu na razie nieznany. Pojutrze w nocy planuje włamać się do domu rodziców Mateusza i siłą przymusić go do doprowadzenia swojego syna we wskazane przez siebie miejsce. Na obecną chwilę jest to opuszczona fabryka automatów przy Robotniczej 14. Tam ma zamiar zmusić Mateusza do zastrzelenia Michała. Z tego co wiem, jego planuje puścić wolno. To wszystko, co w tej sprawie mam do przekazania.
Dyktafon przestał odtwarzać, a w sali panowała cisza połączona z napięciem wywindowanym pod sufit. Inspektor uniósł się z fotela.
-To przełom w naszym śledztwie. W końcu możemy go dorwać i usadzić do końca jego życia! – powiedział wyraźnie podekscytowany inspektor. – Natychmiast wydam rozkazy. Mamy tylko 48 godzin by przygotować operację ujęcie Pereza.
-Przepraszam, że się wtrącę inspektorze, ale możemy popełnić wielki błąd – wtrącił do tej pory milczący aspirant – Już raz wsadziliśmy go do paki, z której uciekł i o mało nie zamordował swojego syna. Z tej wiadomości wynika, że jego żądza zemsty od tamtego czasu tylko się nasila. Musimy zrobić wszystko, by go ochronić.
-Ma pan rację, aspirancie. Nie pomyślałem o tym. Macie jakieś pomysły? –zapytał starszy mężczyzna
-Cóż, mam pewien śmiały plan. Będzie on trudny w realizacji, aczkolwiek wykonalny. Będziemy musieli jednak podejść do wszystkiego z nadzwyczajną ostrożnością, bo ludzie zginą gdy coś przeoczymy – zaczął aspirant.
-Kontynuujcie.
-Okablujemy cały dom tego jam mu tam? Mateusza. Umieścimy kamerę w każdym pomieszczeniu. Na dachach sąsiednich budynków ulokujemy snajperów. Będą pilnować, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Grupa interwencyjna będzie czekać za rogiem. Jeżeli Perez zmieni plan i będzie chciał sobie urządzić jatkę to go odstrzelimy. Jeżeli będzie tak, jak założył to nie zareagujemy.
-Chcecie go puścić wolno?! – oburzył się inspektor
-Proszę się nie denerwować. Obstawimy tą fabrykę przy Robotniczej. Ta sama akcja. Z tym że pozwolimy Mateuszowi zastrzelić Michała.
-Postradaliście zmysły, aspirancie! Ważcie słowa, albo wyślę was do psychiatry!
-Pan mnie nie rozumie, inspektorze. Chwilę przed akcją zgarniemy Michała i damy mu kamizelkę kuloodporną. Nasz dział technologiczny opracował ostatnio nowy model z kieszeniami wypełnionymi sztuczną krwią, aby wzmocnić realizm. Musimy zrobić wszystko, by Perez myślał, że jego syn nie żyje. Inaczej zrobi wszystko, by tego dokonać. Inspektor nie zdaje sobie sprawy, jakie on ma wpływy. On może zlecać egzekucje przez ściany swojej celi! – zakończył aspirant.
W pokoju zapanowała cisza. Wszyscy obecni zastanawiali się nad usłyszanym przed chwilą planem. Po chwili z fotela wstał najstarszy z obecnych, inspektor Centralnego Biura Śledczego.
-To bardzo błyskotliwy, niemal genialny pomysł. Obarczony jednak wielkim ryzykiem. Nie wiem czy mogę go autoryzować, zbyt wiele osób może ucierpieć w przypadku niepowodzenia.
-Jeszcze więcej może ucierpieć, jeżeli Perez nie dokona swojej zemsty . Inspektorze, myślę że to nasza jedyna i najlepsza szansa.– zauważył autor planu.
-Jeżeli się uda, aspirancie, to osobiście napiszę list do ministra z wnioskiem o awans i medal. Jeżeli akcja zakończy się fiaskiem… własnoręcznie dopilnuję, abyście wylecieli z Policji i nigdzie nie znaleźli pracy. Czy wyraziłem się jasno? – zapytał inspektor.
-Tak jest!
-W takim razie zabierać dupy do roboty! Mamy 48 godzin! - krzyknął inspektor zakańczając tym samym naradę.
12.03.2013
Kiedy zadzwonił dzwonek zgarnąłem zeszyt i książkę do plecaka i wstałem od stolika. Rozpierała mnie obawa i ciekawość. Co takiego chciał mi pokazać? Dlaczego dziś tak dziwnie się zachowywał? Te pytania chwilowo pozostawały bez odpowiedzi. Miałem jednak nadzieję, że niedługo je uzyskam. Wyszedłem z sali jako ostatni. Nie przeszedłem dziesięciu metrów, kiedy złapał mnie za rękę jakiś mężczyzna.
-Mogę panu w czymś pomóc? – zapytałem
-Michał, musisz ze mną pójść. To ważne. -odparł.
-Skąd pan wie, jak mam na imię? Gdzie idziemy?- dociekałem, jednak mężczyzna nie odpowiedział. Trzymając mnie za rękę poprowadził do zamkniętej sali od języka polskiego. Włożył klucz do zamka i go przekręcił. Nacisnął na klamkę i wepchnął mnie do środka.
Wewnątrz pomieszczenia roiło się od policjantów. Kilku siedziało przy stolikach wystukując coś na klawiaturach laptopów. Panowała wrzawa. W moim kierunku odwrócił się starszy, siwy mężczyzna . Uśmiechnął się i powiedział:
-Michał. Nie zadawaj pytań. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie.
-Co się tutaj dzieje?- zapytałem z wyczuwalną desperacją w głosie.
-Za chwilę wprowadzę cię w szczegóły planu. Wiedz tylko że nad wszystkim panujemy. Załóż to.
Wskazał na wiszącą na specjalnym stojaku kamizelkę kuloodporną.
-Po co mi to?! – niemal krzyknąłem,
-Dla twojego bezpieczeństwa. Pamiętaj, bo to niezwykle ważne – nie zdradzaj nikomu, absolutnie nikomu, że masz ją na sobie. Zachowuj się tak, jakbyś jej nie miał. Musisz być naturalny. Zrób o co cię proszę, a wszystko skończy się dobrze.
Kazał mi się uspokoić, a ja robiłem coś wręcz przeciwnego. Ogarnęła mnie panika, nie wiedziałem o co chodzi. Policjant jeszcze kilka razy zaznaczył, że od mojego spokoju i opanowania wszystko zależy. Zdołałem unormować oddech i odsunąć obawy na bok. Następnie założyłem kamizelkę kuloodporną podczas gdy oficer tłumaczył mi założenia planu. Pewnych sformułowań nie rozumiałem, wydawało mi się jakbym słyszał je z dalekiego zakątka pomieszczenia. Niby zostały wypowiedziane, jednak z trudem docierały do mojej świadomości.
-Jak to „strzeli do mnie”? – zapytałem zdenerwowany – Strzeli? Z pistoletu? – załamał mi się głos. W życiu nie bałem się bardziej.
-Nie bój się. Kamizelka przejmie cały impet pocisku, nic ci się nie stanie. Pamiętaj, żebyś zachowywał się naturalnie. To musi wyglądać, jakbyś naprawdę został trafiony i naprawdę umierał, rozumiesz? – powiedział starszy oficer
Nie wiedząc co odpowiedzieć kiwnąłem tylko głową.
-Będziemy cię mieć na oku. Wiedz, że będziemy dbać o bezpieczeństwo twoje i twojego przyjaciela. Daj nam tylko szansę. Teraz idź już, on czeka na ciebie przed szkołą. Powodzenia.
Wyszedłem z sali i wziąłem kilka głębszych oddechów. Po chwili opuściłem budynek by zrobić najbardziej szaloną i niebezpieczną rzecz w moim życiu.
Kidy w końcu Mateusz oderwał się ode mnie pozwoliłem sobie na mały uśmiech. Cała ta akcja była tyle samo szalona, co genialna. Ale była również okrutna. Nie chcę nawet wiedzieć co musiał przeżywać Mateusz, trudno jest mi sobie nawet to wyobrazić. W dodatku tak wiele mogło się po prostu spieprzyć. Mateusz mógł strzelić. Mógł nie trafić w kamizelkę i przypadkiem mnie zabić. Ojciec zamiast w tors mógł celować w głowę. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Ale wystarczyło spojrzeć na twarz Mateusza, by się uspokoić. Widać w niej było prawdziwe, niczym nieskrępowane szczęście i ulgę. Pozwoliło mi to odepchnąć nikomu niepotrzebne rozważania. Rzeczywiście, wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Ale wszystko się udało, a to jest najważniejsze.
Poczułem kłujący ból w okolicach miejsca, w które trafiła kula. Musiałem się skrzywić, bo Mateusz natychmiast to wychwycił.
-Boli cię? –zapytał z troską.
-Jeszcze jak. Współczuję wszystkim hollywoodzkim kaskaderom. Uczucie jest nie do zniesienia. Kazali mi udawać martwego, a wszystko o czym myślałem, to drzeć gębę z bólu. – odparłem.
-Chyba będzie musiał to obejrzeć lekarz – zauważył mój chłopak.
Na szczęście w pomieszczeniu zaroiło się od policjantów. Po chwili przez rozsuwane drzwi hali produkcyjnej weszło kilku ratowników medycznych z noszami. Na polecenie komisarza skierowali się w moim kierunku.
-To nie będzie potrzebne – powiedziałem wskazując na nosze, gdy tylko się koło mnie zjawili.
Siwy lekarz podprowadził mnie do betonowego podwyższenia, na którym z łatwością można było usiąść. Cały czas towarzyszył mi Mateusz. Czułem, że całe te zamieszanie może nas albo do siebie zbliżyć, albo zniszczyć wszystko, co do tej pory udało nam się zbudować. Na szczęście jego dotychczasowe zachowanie wskazywało, że ziszczała się opcja pierwsza. Być może udało nam się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Zdjąłem kurtkę, a potem kamizelkę kuloodporną. Na wysokości prawej piersi było widać dziurę i poszarpane brzegi. To właśnie tam weszła i utkwiła kula. Kiedy zrzuciłem podkoszulkę, wszystkim obecnym uwidocznił się wielki, fioletowy siniak obejmujący połowę klatki piersiowej.
-To tylko tak wygląda – próbowałem żartować, ale Mateusz pokiwał głową z politowaniem.
Lekarz dotknął mojego torsu, a ja wykrzywiłem się w grymasie bólu.
-Czwarte prawe żebro złamane – zawyrokował – Trzeba zabrać do szpitala.
Sanitariusz przywiózł za sobą nosze na kołach.
-Potrafię jeszcze chodzić – zaprotestowałem.
-Stul dziób i się kładź – tym razem to Mateusz odpowiedział. Uśmiechnąłem się do niego i posłusznie zacząłem spełniać jego polecenie. Kiedy próbowałem wdrapać się na nosze usłyszeliśmy serię strzałów, potem następną. Gdzieś daleko wywiązała się prawdziwa bitwa. Krótkofalówki policjantów rozbrzmiały chaotycznymi meldunkami. Udało mi się tylko zrozumieć, że ludzie „Pereza” stawiają opór. Perez? A więc taką ksywę nadali mu policjanci?
Podbiegł do nas komisarz.
-Musicie się stąd zbierać, robi się niebezpiecznie. Twój ojciec sprowadził sobie małą armię i stawia opór.
-Wolałbym, aby nie mówić o nim per „mój ojciec”. –oburzyłem się – Przestał nim być, gdy próbował mnie po raz pierwszy zamordować.
-Mogę pojechać z nim, doktorze? – Mateusz zapytał siwego lekarza.
-Jasne. Chodźmy już. Nienawidzę odgłosu strzałów. –odparł medyk.
Zostałem wywieziony ze zrujnowanej hali fabrycznej, tuż przy moich noszach szedł Mateusz. Patrzył przed siebie, jednak co chwilę na mnie zerkał.
Dwa miesiące później
Słońce przebijało się przez nieliczne chmurki osuszając chodniki, ogrzewając ziemię i promieniując na policzki przechodniów, którzy wyraźnie cieszyli się z tych wiosennych promieni. Temperatura byłą przyjemna, tym bardziej że za nami była ciężka, mroźna i śnieżna zima.
Szedłem przez park powoli, delektując się wyśmienitą pogodą i pięknymi okolicznościami przyrody. Lubiłem czasami przebywać w samotności – gdzie mogłem pozostać sam na sam ze swoimi myślami.
Do wydarzeń sprzed sześćdziesięciu dni starałem się pamięcią nie wracać. Wspomnienia były zbyt bolesne a rany w psychice wciąż niezabliźnione. Proces rekonwalescencji jednak przebiegał pomyślnie. Przede wszystkim – byłem otoczony przez osoby, które stawały na głowie aby pomóc mi zapomnieć. Poza tym w sercu zagościło mi dawno zapomniane uczucie – poczucie bezpieczeństwa. Od dziecka nie czułem się tak dobrze.
Akcja w hali fabrycznej przebiegła dobrze. Można by rzec, że zakończyła się całkowitym sukcesem. Mój ojciec był święcie przekonany, że nie żyję. Policja zrobiła wszystko, aby realizm mojej śmierci był niepodważalny. Zorganizowano mi pogrzeb z prawdziwego zdarzenia, z trumną, mszą i żałobnikami. Muszę przyznać, że osoby postronne, nie wtajemniczone w plan, musiały być zszokowane. Zwłaszcza moi znajomi ze szkoły. Dzień po zajściach w hali większość lokalnych i ogólnokrajowych gazet rozpisywała się o wydarzeniach dnia poprzedniego. „Brutalne morderstwo”, „Nastolatek zamordowany”, „Tragedia! Młody chłopak nie żyje!”. Dziwnie było przebywać w izolatce szpitalnej, czytać te wszystkie gazety i oglądać telewizję, zwłaszcza że ta zwabiona tanią sensacją szybko zjawiła się „na miejscu zbrodni”. Telewizor wyłączyłem, gdy kamera najechała na czarny worek. Swoją drogą ciekawe co do niego wrzucili?
Pogrzeb odbył się cztery dni po wydarzeniach. Widziałem, że przybyły tłumy, a później organizowano „marsze milczenia”. Naprawdę było mi bardzo głupio to wszystko oglądać.
Dostałem nowe imię i nazwisko, całą tożsamość i dom czterysta kilometrów na północ oraz pozwalające spokojnie się utrzymać zasiłki z programu ochrony świadków. A co najważniejsze – Mateusz z rodziną doświadczył tych samych benefitów. Co prawda nie zorganizowano im pogrzebów, ale nazwiska im zmienili i sprowadzili ich do tego samego miasta co mnie ( po moich usilnych namowach).
Kiedy tak szedłem przed siebie rozmyślając moją zadumę przerwał dzwonek telefonu.
-Słucham?
-Gdzie znowu zniknąłeś – zapytał Mateusz – Jak zwykle cię nie ma, choć miałeś być i na mnie czekać.
-Spokojnie Mateusz, jestem w parku. Chciałem trochę pomyśleć na osobności. – uspokajałem.
-Od tego myślenia wybuchnie ci głowa. Wiesz że się martwię gdy wychodzisz sam! Zresztą zabieraj dupsko do domu, sobie porozmawiamy jak dojdziesz – krzyknął i się rozłączył, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
Cóż, nie pozostało mi nic innego jak zawrócić i zmierzać ku domowi. Jak postanowiłem , tak zrobiłem i już po kilku chwilach przyśpieszonych krokiem wracałem do mieszkania.
Mateusz… stał się trochę nadopiekuńczy. Nie żeby mi się to nie podobało, ale popadał odrobinę w skrajność. Wydarzenia ostatnich miesięcy bardzo go zmieniły. Nie wyobrażam sobie przez co przeszedł, ale teraz dusił mnie odrobinę swoją nadgorliwością. Najchętniej chciałby, abym siedział w domu, a wychodził tylko za jego aprobatą i w jego obecności. Miałem nadzieję, że po kilku miesiącach trochę mi zluzuje, więc te chwilowe niedogodności puszczałem w niepamięć.
Szybki krok zmieniłem w trucht, a trucht w bieg. Chciałem już dotrzeć jak najszybciej, aby biedaczek się nie zamartwiał. Kiedy wyłoniłem się zza linii drzew i krzewów zobaczyłem że siedzi na schodkach prowadzących do klatki schodowej.
-Cześć – zaczepiłem, gdy zawiesił na mnie swój wzrok.
-Nie cześciaj mi tutaj. Masz przerąbane.
-Mati, nie przesadzaj – odpowiedziałem wesoło wkładając klucz do zamka drzwi – Nie będziesz mnie chyba niańczył i oprowadzał do śmierci?
-A może i będę? Coś ci przeszkadza? – zapytał udając groźny ton.
Spojrzałem na niego z teatralnym politowaniem.
Gdy otworzyłem drzwi do mieszkania wciągnąłem go za sobą i pocałowałem.
-Michał, wiesz dobrze, że się martwię… - zaczął.
-Wiem. Ale kiedyś musimy wrócić do normalnego życia. Nic nam już nie grozi. – odpowiedziałem pełen nadziei.
-Chciałbym w to wierzyć.
-Ej, rozchmurz się! Mamy całe popołudnie dla siebie! Mama wraca dopiero koło 18. Co robimy?
-Ja chcę oglądać telewizję i się przytulać. Nic więcej mi nie potrzeba.
-A więc postanowione! – powiedziałem zdejmując kurtkę i ciskając ją na krzesło. – Chodź – dodałem.
Oglądaliśmy jakiś denny reality-show. Mati co chwilę komentował jego miałkość i głupotę uczestników, śmiejąc się przy tym wesoło.
-Mateusz?
-Hmmm? -mruknął z twarzą na mojej klatce piersiowej.
-Trochę boli. Wiesz, żebro…
-Szlag, wybacz! – powiedział podnosząc głowę i kładąc ją jak bozia nakazała na poduszce.
Jego zapach drażnił moje nozdrza. Od kilku tygodni używał nowych perfum, które działały na mnie niczym lep na muchy. Leżąc obok niego nie mogłem skupić się na niczym innym. Nieziemsko go pożądałem, w każdym znaczeniu tego słowa. Nasza znajomość była dość burzliwa i nie mieliśmy okazji dotrzeć nawet do drugiej bazy (jak to amerykanie określają wspólne pieszczoty). Chciałem go dotknąć, namiętnie pocałować, pokazać jak bardzo go kocham. Zawsze jednak byłem nieśmiały, zwłaszcza w takich sytuacjach. Z całą pewnością z moich prób wyszłaby jakaś niezręczna sytuacja.
Czując że coś muszę zrobić złapałem go za rękę. On natychmiast głowę odwrócił w moją stronę.
-Coś się stało? –zapytał troskliwie.
-Tak. Coś bardzo poważnego.
Po jego twarzy przeszedł dreszcz niepewności.
-Zakochałem się w tobie po uszy
Zerknął na mnie niepewnie, po czym uśmiechnął się szeroko odsłaniając te swoje nieskazitelnie białe zęby.
-Proszę proszę. Do dziś pamiętam jak przyszpiliłeś mnie do ściany i kazałeś nie mieszać się do twojego życia. Cóż za radykalna odmiana.
-Cieszę się, że mnie wtedy nie posłuchałeś. Nie wiem jak ta cała sytuacja by się skończyła.
-Mieliśmy już do tego nie wracać – zauważył.
Dobra. Czas działać. Jesteśmy sami w domu, lepsza okazja się nie nadarzy.
Nachyliłem się w jego kierunku i pocałowałem go w usta. Najpierw delikatnie, później z coraz większą pasją. Musiałem chyba trochę przesadzić z namiętnością, bo nie odrywając ust powiedział:
-Mmm, odglyziesz mi jezyk!
Moje ręce błądziły po jego torsie. Najpierw dotykałem go przez materiał podkoszulki, po chwili wsadziłem je pod materiał. Jego skóra byłą ciepła, miękka i przyjemna w dotyku. Zatraciliśmy się w tych czynnościach do tego stopnia, że hałas w przedpokoju musiał nam umknąć. Nic dziwnego, krew buzowała mi w głowie, a w uszach szumiało. Kiedy miałem już podwijać Mateuszowi podkoszulkę, aby bez skrępowania dotykać, całować i pieścić jego skórę drzwi do pokoju się otworzyły. Zdążyłem oderwać się od jego ust i spojrzeć w jej kierunku na chwilkę przed tym, jak upuściła torby z których wysypały się wszystkie zakupy…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 23:51, 25 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Arku, dzięki, że kontynuujesz to opowiadanie i mam nadzieję, że na następny odcinek nie każesz nam czekać kolejnych trzynaście miesięcy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Pon 0:18, 26 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Na pewno nie
Pozdrawiam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Czw 19:01, 29 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Czekam na kolejny odcinek. Opowiadanie nie bylo zapomniane przeze mnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jacob
Adept
Dołączył: 07 Lut 2013
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Opolskie
|
Wysłany: Nie 18:25, 01 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
i kiedy kolejna część?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 0:05, 03 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Jakiś przybliżony termin publikacji nowego odcinka jest już Panu Autorowi znany?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3172
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 0:15, 03 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
No ja bym się też upomnial
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Wto 9:39, 03 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Hehe, piszę cały czas. Jednak od wczoraj mam gips na prawej ręce (pęknięcie kości promieniowej) i trochę mozolnie to idzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Wto 12:48, 03 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
gips :> i to jeszcze, prawa ręka, ojjjjć. Współczuję. :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 22:52, 03 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Współczuję, przerabiałem temat złamanej prawej ręki w 1988, cały czerwiec i prawie pół lipca (6 tygodni) w gipsie.
Jeśli jesteś praworęczny jak ja, to tym bardziej współczuję wszelkich niedogodności.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
gres15
Debiutant
Dołączył: 21 Kwi 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Londyn
|
Wysłany: Śro 0:01, 08 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Przez bardzo długi czas to forum było przeze mnie zapomniane. Dzisiaj jednak jakimś cudem sobie o nim przypomniałem i od razu trafiłem na opowiadanie które przeczytałem z zapartym tchem. Ale błagam autora o wstawienie części z zakończeniem, bo od tej pory moje życie nie będzie miało sensu do czasu aż nie przeczytam magicznego "I żyli długo i szczęśliwie"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
rubik206
Dyskutant
Dołączył: 26 Lut 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pią 21:17, 17 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
halo KOLEGO! jest 2015 a nawet zakończenie nie ma
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|