Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Houseboy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania ostre
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 0:22, 19 Mar 2018    Temat postu:

bardzo podoba Mi się opowiadanie i zawarte w nim relacje pomiędzy Panem a Cwelem oraz jako ludźmi podczas seksu jak i w dniu codziennym. Czekam już nie cierpliwie i z wielką ciekawością na dalsze części. P cwelik

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Pon 17:33, 19 Mar 2018    Temat postu: Houseboy

No tak jakoś sprawnie poszło, chociaż nie nie jestem do końca zadowolony, ale wrzucam. Dzisiaj mnie seksu, za to relacja się klaruje.


W środę późnym popołudniem Wojtek niecierpliwie czekał na swojego Pana. Ostatnio było tak dobrze, że… Pan był, owszem, jak zwykle zdecydowany i agresywny, ale też czasem pogłaskał, przytulił, więc czego chcieć więcej. Kiedy usłyszał domofon, wyskoczył jak z procy ze swojej klitki do przedpokoju. Zajął pozycję i czekał. Jacek wszedł energicznie do mieszkania. Popatrzył na cwela:
Jesteś suko! - powiedział jakoś mało przyjaźnie. Może miał ciężki dzień.
Podszedł do Kozubskiego i zimnym głosem oznajmił:
- Morda, cwelu.
Ten otworzył szeroko usta. W tym czasie Nagadowski wyjął swojego kutasa z jeansów i od razu zaczął odlewać się w usta uległego. Wzdychał jednocześnie z poczuciem ulgi. Widocznie trzymał „złoty napój” dość długo.
- Jak masz coś do żarcia, to przygotuj, a ja idę wziąć prysznic - oznajmił gospodarz.
Blondyn bez słowa poszedł do kuchni podgrzewać obiad. Po chwili w kuchni pojawił się też brunet, przebrany w ustalony strój: spodnie moro, zapięte szerokim pasem i t-shirt w kolorach militarnych. Bez słowa usiadł za stołem. Po chwili ciszy odezwał się zdecydowanie do cwela:
- Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz?
Uległy ze strachem pomieszanym ze zdziwieniem podniósł oczy na Pana.
- Nie patrz tak, kurwa na mnie, tylko mi wytłumacz, co ta paczka, która miałeś wysłać w poniedziałek, robi w przedpokoju? I dlaczego nic nie zrobiłeś w piwnicy? Nie sądziłem, że się z tym szybko uporasz, ale ty nawet palcem nie ruszyłeś! Żeby to jeszcze dom był odpicowany, ale już się koty zaczynają walać po kątach. Kurwa, co się z tobą dzieje! - krzyknął
- O paczce całkiem zapomniałem, proszę Pana, a na piwnicę nie starczyło mi czasu - odpowiedział cicho przepraszającym tonem. Widział, że sprawy przybrały zły obrót.
- Kurwa jego mać! Jak można zapomnieć o paczce, koło której przechodzisz kilka razy dziennie, co?!!! A co do braku czasu, mam odpalić kompa i pokazać ci monitoring. Zobaczysz, co robiłeś, kurwa. Leżałeś, tańczyłeś, siedziałeś w necie i oglądałeś pornole!!! A szkołę też zawaliłeś? Co? Skoro cię już tak na lenistwo zebrało.
- Nie, proszę Pana. W szkole wszystko dobrze. Z polskiego, z wypracowania domowego dostałem szóstkę. Z odpowiedzi pięć plus. Z historii szóstkę, z odpowiedzi. Z matematyki, z kartkówki pięć - szybko odpowiadał, mając nadzieję, że to trochę uspokoi opiekuna.
- Chociaż tyle. Dobra, dokończmy jedzenie, pozmywasz, a potem spotkamy się w salonie.
- Dostanę lanie? - zapytał Wojtek
- Nie, kurwa, nagrodę miesiąca, za obijanie się i wzorcowe wykonywanie poleceń - brunet pokusił się o ironię.
Kiedy już doprowadził kuchnię do porządku, a starał się tym razem bardzo, żeby nie wkurzyć dodatkowo opiekuna, wszedł niepewnie do salonu. Jacek od razu podniósł się z kanapy.
- Nie przedłużajmy tego. Opuść spodnie do kolan, oprzyj się o ławę i rozszerz nogi.
Kozubski wykonał polecenie.
- Znasz zasady. Dzisiaj tylko liczysz. Tylko nie zwlekaj za długo, bo nie mam dziś cierpliwości, żeby czekać. Twoja dupa jeszcze nie wydobrzała po niedzielnej, sesji, ale sam sobie jesteś winien. Pokaż, że masz jaja i przyjmij to jak mężczyzna. Rozumiesz?
- Tak, proszę Pana, rozumiem - odpowiedział smutno, ale wystarczająco głośno.
Usłyszał świst strapa w powietrzu i za chwilę poczuł ostry ból pośladków.
- Jeden.
Kolejne uderzenia nie były słabsze. Jacek nie zamierzał go oszczędzać. Jakimś cudem udawało mu się liczyć głośno i jednocześnie nie płakać. Posykiwał tylko trochę i z każdym kolejnym pasem postękiwał coraz wyraźniej.
- Czterdzieści osiem
- Czterdzieści dziewięć
- Pięćdziesiąt - resztami sił liczył Wojtek.
Dupa już zaczęła sam pulsować z bólu i czuł jakby paliła się żywym ogniem.
- Wstawaj i odwróć się - nakazał Jacek - Nie chcę ci uszkodzić dupy, bo mi się podoba - tu uśmiechnął się lekko - i chcę ją jeszcze czasem wykorzystać, ale ta beznadziejnie nieudolna próba usprawiedliwiania się też musi zostać ukarana.
Brunet wziął z kanapy wcześnie przygotowany tawse podwójny.
- Dlatego dostaniesz dzisiaj po łapach. Wyciągnij ręce do przodu i trzymaj sztywno. Dłoń na dłoń. Nie uciekaj z nimi. Po każdym uderzeniu zmieniasz dłoń. OK?
- Dobrze proszę Pana.
Master zamachnął się i z całej siły uderzył w dłonie cwela. Ten starał się jak mógł, ale po czwartym uderzeniu łzy same zaczęły płynąć. Na szczęście po piątym Jacek rzucił tawse na kanapę. Podszedł do Wojtka. Objąwszy go powyżej pasa lewą ręką, przycisnął go do siebie, Prawa powędrowała w stronę karku i głowy. Trwali w takim uścisku chwilę. Młody czuł ciepło starszego, a starszy czuł jak serce uległego uspokaja się.
- Młody, masz jaja, wiesz! Twardziej z ciebie niezły. Jestem pod wrażeniem.
Wojtkiem zaczęło trząść.
- Ciii, wszystko jest OK, wszystko dobrze. Była wina, była kara, trochę poboli, ale jest dobrze - pogłosem mówił uspokajająco do ucha cwela.
- Przepraszam, że znowu Pana zawiodłem.
Nagadowski odsunął się trochę, ujął głowę Wojtka w obie ręce, popatrzył mu w oczy i powiedział:
- Nie mów tak. Nie wolno ci tak myśleć. W niczym mnie nie zawiodłeś. Rozumiesz. Ogarnęło cię tylko lenistwo i mam nadzieję, że na jakiś czas je wytrzepałem z ciebie, ale mnie nie zawiodłeś, kapujesz młody. Jest OK. Jesteś moją dumą. W tylu sprawach.
Znowu go przycisnął do siebie. Włożył rękę pod t-shirt i głaskał go po plecach.
- Już spokojnie. Nic się nie stało. To tylko mała sprawa, nie?
Nie wiedzieli ile tak stali, ale w pewnym momencie Kozubski powiedział cicho do Pana:
- Zmarzł mi tyłek, proszę Pana.
Jacek zaczął się trząść ze śmiechu. Zaraz dołączył do niego i młodszy. Sytuacja była absurdalna.
- No tak, racja, Stoisz z gołą dupą. Poczekaj chwilę.
Szybko przyniósł żel i z uśmiechem poprosił:
- Pochyl się, dobra, to ci posmaruję te seksowne cztery litery. Wytrzymaj jeszcze chwilę, żeby się wchłonął.
Tymczasem brunet zauważył, że jego przytulanie i zabiegi spowodowały erekcję u Wojtka. Bez wahania ujął w rękę jego kutasa i zaczął poruszać. Twarz poddanego nabrała wyrazu anielskiego i wkrótce orgazm szarpnął nim mocno, a sperma wytrysnęła daleko. Na szczęście na parkiet a nie na dywan.
- Teraz chyba możesz się już ubrać, co? Bo się przeziębisz jeszcze.
Blondyn założył spodnie i z uśmiechem popatrzył na bruneta.
- To może się odwdzięczę, proszę Pana.
- Twojej dupy wolę na razie nie używać, ale jakiś lodzik, to bardzo chętnie.
Usiadł wygodnie na kanapie. Wojtek ukląkł przed nim i sprawnie zaczął rozpinać spodnie moro. Chuj Jacka, już podnieconego, był w pół wzwodzie. Niewolnik ochoczo zabrał się do roboty. Jak zwykle okazywał się mistrzem oralu. Raz połykał kutasa w całości, to znowu zasysał się na nim mocno, żeby zaraz potem lekko, koniuszkiem języka delikatnie lizać jego końcówkę.
- Młody, kończ, bo wybuchnę - wysapał Jacek.
Ale młody chciał trochę pobawić się z Panem. Chciał mu dać więcej rozkoszy i celowo opóźniał orgazm. Wreszcie usłyszał głośne:
- Kur…. wa, ja pier…
I potoki spermy zaczęły wlewać się Wojtkowi do gardła. Kiedy kutas przestał pulsować, Wojtek powoli zaczął go chować do spodnie i zapinać spodnie i pasek Jackowi, ciesząc się widokiem rozanielonego Pana.
- Oral to twój mistrzowski popis, wiesz? Naprawdę jestem twoim pierwszym?
Naprawdę, to Pan mnie tego nauczył.
- Zabrałeś mnie do nieba. To było ekstra! Jesteś przygotowany do szkoły na jutro?
- Tak, na jutro jest dobrze. Wszystko opanowane.
- A chcesz ze mną trochę posiedzieć. Czy chciałbyś odpocząć, czy coś poczytać?
- Jeśli mogę to chętnie posiedzę.
Nagadowski wskazał miejsce obok siebie na kanapie. Blondyn usiadł i spontanicznie przytulił się do Pana.
- O, jaki przytulacki się zrobiłeś. Jak cię za bardzo dupa nie boli to może chcesz mi usiąść na kolanach.
Dupa co prawda Wojtka bolała, ale postanowił to olać i wykorzystać okazję. Usiadł na kolanach Mastera i cieszył się ciepłem jego ciała.
- Znasz Pink Floydów? Taki zespół - zapytał Jacek
- Pewnie coś słyszałem, ale za bardzo nie kojarzę - odpowiedział
- Co to za pokolenie, nie znać klasyków rocka! To może obejrzymy ich koncert z Pompejów i trochę ci o nich opowiem, co? Trochę edukacji muzycznej zrobimy.
Wojtek tylko energicznie pokiwał głową na znak, że się zgadza. Jacek jak zwykle kompetentny, opowiadał o zespole, rzucał nazwiskami, datami, tytułami utworów. Wojtek starał się słuchać uważnie. Kiedy koncert się skończył Kozubski spontanicznie siadł okrakiem na kolanach Nagadowskiemu, podkurczając nogi, tak że byli bardzo blisko siebie i patrząc w oczy Panu, nieśmiało zaczął mówić:
- Mam sprawę, mogę?
- Młody, jasne, że możesz. Chcę, żebyś mi mówił wszystko. Nieraz może to nie jest moment, albo ja mam gorszy dzień, ale wal śmiało…
- No, bo… - nie wiedział jak zacząć - no… - opuścił głowę, unikając wzroku partnera.
- Wojtek - ujął go za podbródek - wal prosto z mostu, najprościej jak się da, OK? Przecież ci nic nie zrobię. Jesteś bezpieczny, nie bój się, proszę…
- No bo, wie Pan w tym roku mój rocznik ma osiemnastki i właśnie zostałem zaproszony na jedną, czy… - zaczął niepewnie pytanie.
- Jasne, Wojtek, trzeba trzymać z kolegami. Czemu się bałeś, myślałeś, że ci nie pozwolę?
Wojtek pokiwał głową o dodał - Bałem się, że nie.
- Najpierw jedna rzecz. Wiem, że trzymam cię krótko. Na wiele rzeczy ci nie pozwalam, ale zrozum, młody, jeszcze dobrze pamiętam co ja robiłem w twoim wieku. A teraz kiedy za ciebie odpowiadam, także prawnie, po prostu boję się, rozumiesz mnie? Niektórych rzeczy nie przeskoczę u siebie. Ale tak, jak najbardziej możesz chodzić, na osiemnastki. Oczywiście nie byłbym sobą, jakbym nie postawił warunków. Po pierwsze możesz się napić - i tu Kozubski zrobił wielkie oczy - tak, możesz, ale tylko albo dwa kieliszki wódki, albo dwa piwa, albo dwie lampki wina. Ale nie mieszaj, proszę cię… i drugi warunek, pewnie trudniejszy. Wychodzisz z imprezy o pierwszej w nocy. Ja będę czekał na ciebie w samochodzie, żebyś się nie włóczył po nocy. Wiem, że to trudne, ale to nie podlega dyskusji. Po prostu za bardzo mi zależy, żebyś był bezpieczny.
Blondyn nie wiedział czy się cieszyć, czy martwić, ale nie chciał popsuć sobie relacji z opiekunem, która zaczynała być naprawdę dobra.
- Dziękuję. I jeszcze jedno. Pod koniec kwietnia mamy wycieczkę klasową, trzydniową w Bieszczady, mogę jechać?
- Pewnie, kasa ci potrzeba na już?
- Nie, za dwa tygodnie jest wywiadówka i profesor będzie zbierał od rodziców.
- Super, kiedy ta wywiadówka? To sobie zapiszę w telefonie.
Kiedy gospodarz zapisywał w kalendarzu datę zaległa cisza. Zdał sobie sprawę, że jego podopieczny chyba boi się, że zostanie odrzucony, jeśli nie spełni jego oczekiwań, jeśli go zawiedzie, a skoro atmosfera tego wieczoru, dziwnym trafem, zrobiła się bardzo intymna, to warto to wykorzystać. Popatrzył znowu Wojtkowi w oczy i zaczął:
- To ja też mam sprawę do ciebie.
Wojtek się zaciekawił.
- Wiesz co, mam wrażenie, że bardzo boisz się mnie zawieść i boisz się, że jeśli nie spełnisz moich oczekiwań to ci powiem „spadaj”. Dobrze myślę?
Kozubski opuścił głowę ze smutkiem. Jacek przycisnął go znowu do siebie i po chwili znowu ujął głowę podopiecznego w ręce i zaczął mówić:
- Wiem, że się boisz. Niepotrzebnie! Pod koniec stycznia zobaczyłeś moje inne oblicze. Zobaczyłeś, że mam swoje ograniczenia, wady. Wtedy bardzo się bałeś, że cię odrzucę. Wojtek, jestem skurwysynem, pojebanym sadystą, ale nie można mi zarzucić, że nie dotrzymuję słowa. Dałem słowo twojemu tacie i tobie, że się tobą zajmę i to zrobię. Niezależnie od tego, co się stanie.
- Ale ja bym chciał, żeby Pan mnie też lubił, a nie musiał tylko spełniać obowiązku - powiedział Wojtek, sam zaskoczony swoją odwagą.
- Wojtek, nie czujesz, że cię lubię. Chłopie, do tej pory z nimi się nie całowałem, nie lizałem, nikomu nie zrobiłem malinek. Czy ty rozumiesz, co ze mną robisz? Poza tym od niedawna zacząłem to mieszkanie nazywać domem. Kiedyś mówiłem „idę do siebie” i traktowałem to miejsce jako moją sypialnię, ale nie lubiłem tu być. Teraz jest zupełnie inaczej. Mówię: „Idę do domu” bo to jest mój dom, bo ty go tworzysz. Czekasz na mnie. Kapujesz? Wiem, że nie umiem okazywać uczuć, ale sam jestem zaskoczony, że ty jesteś dla mnie ważny. I to nie tylko dlatego, że zostałem twoim opiekunem prawnym, ale po prostu dlatego, że mi na tobie zależy. Owszem wiem, że czasem w popierdolony sposób, tak jak z tymi osiemnastkami, ale zależy mi, żebyś starał się mnie też zrozumieć. Obaj mamy swoje wady, ale chciałbym, spróbował zaakceptować mnie takim jakim jestem. Jestem popierdolony, jestem skurwysynem, ale w jakiś dziwny dla mnie sposób, z tobą czuje się swobodnie, czuję się sobą. Może się mylę, ale chyba ty też.
Twarz Kozubskiego zaczynała promienieć, rozjaśniać się, choć był też cień smutku.
- Ma Pan rację. Boję się, żeby Pan mnie nie odrzucił, chcę żeby Pan mnie zaakceptował. On się wzmocnił po tym okresie w styczniu. ale cieszę się z tego co Pan mi powiedział. Tak, w sumie przez ten czas, kiedy się znamy, Pan mnie nie zawiódł.
- Tak, a wtedy, kiedy cię sprałem, to nie?
- Nie, to ja zawiodłem…
- Chłopie masz niespełna osiemnaście lat, masz prawo do błędu. Zresztą, pomijając to, że nie byłeś ze mną szczery, to próbowałeś sobie sam poradzić z tą sytuacją. Nie oskarżaj się, to ja spieprzyłem sprawę. Zrobiłem z igły widły, bo jestem popieprzony…OK. Wyhamujmy, bo nie o to mi chodziło. Wojtek, chodziło mi to, żeby tu - wskazał na głowę, - nie było takich głupich myśli. Rozumiesz. Nie wiem, jak cię przekonać, jak ci to udowodnić…
- Nie trzeba. Jest Pan najbliższą osoba jaką mam. Pewnie jeszcze nie raz się zdarzy, że się nie dogadamy, że Pan mnie stłucze, ja zawiodę, ale chyba muszę sam przekonać siebie, że to głupie, i że, tak, jest Pan moim opiekunem prawnym, ale też przyjacielem, choć dość… specyficznym, moim sadystą, który po sesji z delikatnością sadysty mnie myje i pielęgnuje, żeby nic mi się nie stało. No.. i, że w ogóle to może obaj jesteśmy jak to Pan określił po…
- Popierdoleni. OK, chyba się rozumiemy. Może tu się zatrzymajmy. Jest dziesiąta. Marsz do łóżka!
- Tak proszę Pana. Dobrej nocy
- Aha, jutro zaprawa normalnie. Wiem, że będzie ci niekomfortowo, ale sam jesteś sobie winien… cwelu… Dobranoc.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 1:09, 20 Mar 2018    Temat postu:

Fajnie przedstawiona relacja pomiędzy Panem a Cwelem ale również jako Opiekuna i podopiecznego. Sam widzę Siebie Samego w tej relacji jako wychowanka DDz a swoim wychowawcą oraz w relacji pomiędzy Maestrem a Cwelem. W wielu miejscach tego opowiadania widzę siebie i swoje doświadczenia jakie przeżyłem.

Chyba jestem bardzo niecierpliwy bo już bym chciał czytać następne przeżycia, doświadczenia Nagadowskiego i Kozubskiego jako Pana i Cwela, i jako Opiekuna i podopiecznego. Ale rozumiem że nikt nie jest maszyną, komputerem i pisze bez zaangażowania się, koncentracji a w szczególności pomysłu... po za tym każdy musi mieć czas na to. Ja niestety nie umiem tak pisać i bardzo podziwiam Cię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Sob 11:31, 24 Mar 2018    Temat postu: Houseboy cd.

W piękny sobotni poranek, całkiem wiosenny Nagadowski z Kozubskim brali właśnie prysznic po zaprawie porannej. Chwilę potem, jedli już śniadanie w kuchni:
- To dzisiaj idziesz ma tę osiemnastkę, nie? - zapytał Jacek
- Ta, wieczorem.
- Idziesz z kimś czy sam?
- Oskar poprosił, żebyśmy przyszli sami, wie Pan, taka impreza we własnym gronie. Oficjalnie, że niby ma małe mieszkanie, ale tak naprawdę chyba dlatego, że sam jest singlem.
- Zawieść cię?
- Nie, chłopaki po mnie przyjadą. Jakoś koło pół do ósmej.
- OK. Dasz mi adres, żebym po ciebie podjechał. I pamiętasz o trunkach i godzinie. Nie ma cię piętnaście minut i wchodzę, żeby cię z imprezy wyciągnąć.
- Ta - Wojtek ciężko westchnął.
- Młody, żebym się profilaktycznie nie rozmyślił.
- OK - cwel rozłożył ręce w geście poddania się - przepraszam, wszystko w jak najlepszym porządku, proszę Pana.
- No, to rozumiem.
- Dobra, jak stoisz z piwnicą? Dużo jeszcze jest do roboty?
- Nie, tylko zrobiło się ciasno, bo nie wiem, co zrobić z niektórymi rzeczami.
- To dopołudnie mamy zaplanowane. Idziemy do roboty. Mamy coś na obiad, wiesz taki szybki…
- Jasne, są schabowe zamrożone i kapusta zasmażana. Wyciągnę teraz i tylko się potem podgrzeje. Może z ryżem to będzie migiem.
- To się nazywa houseboy - uśmiechnął się Master, poklepując blondyna dobrotliwie po policzkach i karku.
- Ale zanim zejdziemy do szeolu to jeszcze spuścimy „ciśnienie”. Jak się ogarniesz tutaj to przyjdź do salonu.
Wojtek szybko wrzucił naczynia do zlewu, umył, wyciągnął z zamrażarki ich dzisiejszy obiad i dołączył do bruneta. Ten kończył rozmowę przez telefon:
…. no , bo wiesz Grzechu, zostaję dzisiaj… jak to powiedzieć w naszej wersji, że zostaje słomianym wdowcem, nie wiem, kumasz, młody ma imprezę, to pogadamy trochę… wpadnij po ósmej - rozłączył się - A, jesteś… Chodź do mnie!
Kiedy blondyn podszedł, Pan od razu położył mu ręce na ramiona i sprowadził na kolana.
- Postaw mi go! - nakazał.
Wojtek od razu ochoczo zabrał się do roboty. Wyciągnął szybko kutasa Mastera i objął ustami.
- Uhh, rozepnij spodnie i odsłoń dupę, zacznę cię rozciągać.
Cwel ciągle zasysając się chuju Pana, rozpiął spodnie, podniósł się z kolan i wypiął tyłek, Jacek pochylił się, żeby ręką nawilżoną już wcześniej dostać do dziury poddanego. Po chwili wydał kolejne polecenie:
- Wystarczy, obróć się! Do ściany!
Gwałtownie popchnął go przodem do ściany. W tym czasie dołączał kolejne palce, które wwiercały się w jego odbyt. Kozubski słyszał jego coraz cięższy oddech. Pan był bardzo pobudzony. On sam nie mniej. Czuł na swojej szyi gorące powietrze z ust Nagadowskiego. Wtem, w jednym momencie zamiast palców poczuł jak kutas mastera przedziera się przez zwieracze. Blondyn starał się jak najbardziej rozluźnić. Kutas zdecydowanie, ale prawie bezboleśnie wszedł do końca. Brunet narzucił spore tempo. Trzymał go mocno w biodrach i dociskał mocno. Dość szybko odsunął ich obu od ściany i półgłosem powiedział:
- Pochyl się mocno i oprzyj o podłogę.
I nie wychodząc z niego podtrzymywał duże tempo.
- Zwal sobie!
Wojtek, nie czekał ani chwili tylko wziął swojego kutasa w rękę i zaczął równie szybko walić. Nie zdołał „dogonić” Pana, którym szybko zaczęły szarpać drgawki. Poczekał jednak na uległego i dopiero kiedy ten trysnął, spokojnie wyszedł z niego. Obaj wstali, a Jacek klepnąwszy go mocno po pośladku, powiedział:
- No, doprowadzimy się do porządku i idziemy do piwnicy. Swoją drogą, dupę masz jeszcze nieźle czerwoną i pręgi po ostatnim wpierdolu wyraźne.
- Bo też nie były to pieszczoty, proszę pana - odpowiedział z lekkim uśmiechem Wojtek.
- Pan odpowiedział też uśmiechem, tylko dużo bardziej wyraźnym.
Praca istotnie zajęła im sporo czasu, ale ostatecznie o trzeciej po południu została szczęśliwie zakończona. I to na tip top. Kiedy wrócili do mieszkania Wojtek od razu skierował się do kuchni, pytając jednocześnie Jacka:
- Może być, że zrobię obiad, a dopiero potem wezmę prysznic?
- OK, jak chcesz. Ja w każdym razie idę się umyć. Krzyknij jak będzie gotowe.
Po dwudziestu minutach blondyn wszedł do salonu i poinformował:
- Obiad gotowy, proszę Pana.
- Ta, już idę.
Kiedy siedli do stołu Nagadowski zaczął rozmowę:
- Za dwa tygodnie Wielkanoc. Chcesz jechać na wieś, do rodziny czy zostać tutaj?
- A może być jak na Boże Narodzenie, że zostanę z panem? - zapytał Kozubski
- Pewnie, to jest twój dom. Bierz tylko pod uwagę, że i tak musisz jechać tam na święta.
- No tak, ale tylko na obiad do dziadków i kawę do wujka.
- Ale mógłbyś mnie zwolnić z obowiązku jechania tam z tobą, co? Twój dziadek mnie mrozi swoim wzrokiem.
- Tylko jak się dostać na wieś w pierwszy dzień świąt.
- O to nie bój żaby, obwiozę cię, bylebym nie musiał się z nimi spotkać.
- Dobrze, proszę pana, zadzwonię do nich.
Chwilę jeszcze jedli w milczeniu.
- Ale chyba nie będziesz się pindrzył na tę imprezę już teraz, co?
- Aż taki narcyzem nie jestem, chyba w ogóle nie jestem narcyzem…, ale chciałbym wziąć prysznic.
- OK, chcę ci pokazać film.
- Dobrze, proszę pana, zaraz przyjdę.
Po kilkunastu minutach Wojtek pojawił się w salonie. Jacek w ramach edukacji filmowej wybrał "Piękny umysł". Obejrzeli go w, jak zwykle bardzo kompetentnymi uwagami Nagadowskiego. Było kilka minut przed siódmą, kiedy Kozubski zaczął się niecierpliwie wiercić. W końcu odważył się zapytać:
- Proszę pana, mógłbym już się przebrać, bo o pół do ósmej przyjadą po mnie kumple. Mam wyjść na ulicę, żeby się od razu zabrać.
- Jasne, tylko przyjdź się pokazać. Muszę zatwierdzić twój look - brunet uśmiechnął się zadziornie.
Po dłuższej chwili przyszedł do Pana. Wybrał ciemno-granatowe jeansy, czarną koszulę i szary, a właściwie srebrzysto-szary krawat.
- A jakbyś do tych spodni założył tę jasno-niebieską koszulę i kontrastujący krawat, ja wiem, może ten bordowy… Tak… przebierz się, chyba, że ci całkiem nie pasuje, hmm? - mruknął pytająco.
- Może ma pan rację. Zaraz będę.
Wrócił do siebie i przebrał się. Pierwszą jego reakcją na krytykę ze strony Mastera był bunt, ale potem zadał sobie sprawę, że w przeciwieństwie do niego, Jacek ma duży gust, i postanowił mu zaufać. Kiedy wrócił, zobaczył szeroki uśmiech na twarzy opiekuna:
- Tak, teraz zdecydowanie lepiej.
Kiedy skończył mówić zadzwoniła komórka cwela:
- No cześć, jestem gotowy, już schodzę - powiedział do słuchawki
- Muszę już iść.
- No to idź… się integrować z klasą - podszedł do Wojtka, ujął jego głowę w swoje ręce - tylko pamiętaj, bez wygłupów. Pan będzie czekał o pierwszej przed blokiem, a jak znajdę klatkę, to nawet przed klatką. I uważaj z trunkami, hmm.
I pocałował go czule w czoło.
Będę, proszę Pana. Do widzenia
See you.

************

Dźwięk domofonu oznajmił Jackowi, że Grzesiek się pojawił. Otworzył mu drzwi do klatki i szybko podszedł do drzwi wejściowych. Doktorek miał niezłą kondycję, bo szybko wspiął się po schodach i pojawił się w drzwiach mieszkania. I nie był zasapany.
- No cześć - powitał go Nagadowski
- Hej - odpowiedział Kamiński
Wszedł, rozebrał się i poszedł za gospodarzem do salonu.
- Nic nie zamawiałem. Co chcesz? Pizza, chińszczyzna, jakaś inna kuchnia… Gadaj!
- E! Nie jestem twoim cwelem. Nie poganiaj. Poczekaj… - zastanawiał się chwilę - Jak szaleć, to szaleć. W końcu ostatnio nie mamy za dużo okazji do pogadania. Twój młody cię bardzo absorbuje. Zamawiaj pizzę, tylko jakąś tradycyjną. Zdam się na ciebie.
Jacek kiwnął głową, wybrał sprawdzoną pizzerię i zamówił swoje ulubione pizze. Usiadł na fotelu i uśmiechnął się.
- To mówisz, że stęskniłeś się za naszymi posiadówkami? - zapytał
- Trochę tak. Kiedyś przesiadywałeś u mnie tyle wieczorów. Ja tutaj… a nawet tu trochę pomieszkiwałem, pamiętasz? - odpowiedział lekarz
- Jasne. Trochę cię zaniedbałem, sorry, ale trudno mi teraz znaleźć czas.
- Spoko, rozumiem. I nawet się cieszę.
- Z czego? - zapytał zdziwiony brunet.
- Hmm, bo to znaczy, że twoje życie się unormowało. Przecież siedzieliśmy razem głównie po to, żebyś się mógł wygadać, wyżalić… a teraz… masz dużo mniej problemów chyba… tak się przynajmniej wydaje. No i zmieniłeś się. Na lepsze! I nie jest to tylko moje zdanie. Już kilka osób z naszej paczki mi to powiedziało.
- Pierdolisz jak potłuczony. Ale zaraz, co pijesz, piwo, wino… Ja nie piję, bo jadę potem po młodego.
- Wino, czerwone, jak masz.
- OK!
Jacek poszedł do spiżarki przy kuchni wyciągnąć jakieś wino. Po chwili pojawił się już otwartą butelką i kieliszkiem w rękach.
- Sprytne ucięcie tematu, stary - skomentował całe zajście Kamiński
- Nie, sorry, jak chcesz możemy pogadać. Wiesz, że kiedy mówi się o mnie pozytywnie, to ja odruchowo ucinam… ale tak sobie myślałem w kuchni, że chyba masz rację. Pojawił się jakiś cel w życiu - pomóc temu chłopakowi. Potem się okazało, że jest pedałem i w dodatku, lubi to co ja, tylko w odwrotną stronę. A teraz jeszcze ta sprawa z odpowiedzialnością prawną. Po prostu zajmuję się nim, chcę mu stworzyć jak najlepsze warunki. No i jest mi cholernie wdzięczny.
- No widzisz. Zresztą ja myślę, że to jest jednak coś więcej.
Jacek uniósł brwi w geście zaciekawienia, może zdziwienia, ale w tym momencie zadzwonił domofon, znak, że dojechała pizza. Gospodarz wyszedł odebrać zamówienie. Potem poszedł do kuchni po talerze. Nie chciał, żeby jedli z pudełek.
- Chodź mi pomóż, Grzesiek - krzyknął z kuchni.
Po chwili siedzieli już przy stole i smakowali pizzę.
- Dobra, naprawdę! - skomplementował Kamiński
- No, ja ją lubię. Ale wracając do tematu. Po czym tak sądzisz, że jest u mnie lepiej…?
- Hmm, jesteś spokojniejszy nie taki narwany. Nie szukasz już tak nerwowo towarzystwa… to znaczy… nie że się izolujesz, ale widać, że znalazłeś sobie zajęcie, albo może ono znalazło ciebie… - kontynuował lekarz.
- Dobra, ale przed przyjazdem pizzy mówiłeś, że to coś więcej… - powiedział, z wyraźnym oczekiwaniem na wyjaśnienia.
- Obawiam się, że do tego się nie przyznasz, ale wasza relacja to coś więcej. Ostatnio było to widać… te spojrzenia, delikatności między wami. Zresztą nawet bym się ich po tobie nie spodziewał… przytulanie… ty i przytulanie, przyznasz, że to coś nowego…
Jacek westchnął głęboko.
- No dobra, jeśli nie tobie, to komu to powiem. Też mi się tak wydaje, ale nawet ja nie umiem się do tego przyznać. Przywiązałem się do tego gówniarza, kurwa. Wiesz, ja tu teraz chętnie wracam… bo jest ktoś, kto na mnie czeka. Poza tym, cieszę się z jego sukcesów. Mnie to cholera nakręca… pozytywnie. Sam jestem zaskoczony tymi pieszczotami, ale wiesz, jak on na nie odpowiada? Kiedy go zachęcę, to się przytula, ale ewidentnie chce, żeby było też twardo. Jest pierwszym facetem, z którym jak mam sesję przychodzi mi, żeby go pocałować, oczywiście nie romantycznie, ale wiesz, tak po męsku… Nie ty chyba nie wiesz - skrzywił się do Kamińskiego - Nieważne… żeby go polizać. I pierwszy raz mi się zdarzyło i teraz to jest taki nasz mały rytuał, że po sesji, kiedy go stłukłem strasznie (nie tak, jak wtedy w styczniu, ale bardzo), ale on twierdził, że go tak nakręciłem, że nawet tego nie czuł, wziąłem go delikatnie na ręce, zaniosłem do łazienki i umyłem. Nie podejrzewałem się o coś takiego. Jakbyś widział jego twarz, kiedy go opatrzyłem, położyłem na ranach zimny okład i położyłem jego głowę, na moich kolanach. Chodzące szczęście, chociaż obolałe od pasa.
Kamiński patrząc na twarz Nagadowskiego wykrzyknął:
- Kurwa, miałem rację! Ty się Nagadowski zakochałeś. Na swój pierdolony, sadomasochistyczny sposób, ale się zakochałeś… Ja pierdolę…
Jacek milczał. Ta cisza była dziwna. Niby nie niezręczna, ale jakaś niewygodna. Po chwili zamyślenia gospodarz się odezwał:
- Nie nazwałbym tego w ten sposób… Sam nie wiem, co czuję, ale wiem, to jest ekstra, że czuję, że to jest dobre… czuję się z tym niewygodnie i dobrze jednocześnie… Nie ogarniam tego, ale chcę, żeby trwało…. Dobra skończmy, bo boję się co z tego wyjdzie.
Potem tematy się zmieniały spontanicznie. Były wspomnienia, dyskusja i inne dziwne rzeczy. Taka rozmowa bliskich przyjaciół, gdzie jest zaufanie i można powiedzieć wszystko. I największą głupotę i najpoważniejsze sprawy. I tak dotarli do północy. Lekarz był lekko wstawiony, bo wypił kilka lampek wina.
- Wracając do tematu z początku naszego wieczoru, ja ci mówię, że jesteś zakochany i Wojtek też jest w tobie zakochany.
- Stary, nie umiem tego nazwać teraz. To się musi poukładać. Ale wiesz co, musimy jechać. Odwiozę cię do domu i pojadę po młodego. Umówiłem się z nim na pierwszą…
- Kurwa, wyciągasz chłopaka o pierwszej z imprezy, pojebało cię?
- Sorry, mój ojcowski instynkt nie pozwala mi na więcej. No i zobaczę czy jest posłuszny…
- Skurwysyn z ciebie. Fajny skurwysyn, ale jednak, a mówię ci, że on przyjdzie. Czasem może zawalić, ale jak cholera boi się ciebie zawieść.
- Grzesiek, kurwa, bo ja się spóźnię. Ubieraj się i wychodzimy.
Doszli do samochodu i wsiedli do niego. Niestety lekarz mieszkał w przeciwnym kierunku. Najpierw Nagadowski musiał jechać w kierunku Bronowic, a potem do Nowej Huty, na osiedle Mistrzejowice. Dojechał za pięć pierwsza i nerwowo wpatrywał się w drzwi klatki, z której miał wyjść jego podopieczny. Wcale nie był pewien, czy skończy imprezę o pierwszej. Musiał przyznać, że postawił go w strasznie niewygodnej sytuacji. Z drugiej strony obrazy pijanego jak bela podopiecznego, albo włóczącego się na ranem po mieście, sprawiały, że i tak siebie podziwiał, że zgodził się na tyle. Na jego zegarku piknęła pierwsza. Już zaczął się wkurwiać, kiedy drzwi klatki z impetem uderzyły o ogranicznik. Pojawił się w nich Wojtek, szukający wzrokiem znajomego Forestera swojego Pana. Jacek przyglądał się czy nie jest pijany, ale kiedy ten go zauważył prostym, szybkim krokiem skierował się w stronę samochodu. Wszedł do środka. Brunet starał się wywąchać czy i ile mógł wypić.
- No witaj młody. Zabieram cię do domu - stwierdził oczywistość.
- Witam Pana - odparł sucho blondyn.
Droga zajęła jakieś dziesięć minut. Kiedy weszli do mieszkania, Jacek ręką zatrzymał cwela, który chciał iść prosto do siebie. Odwrócił go twarzą do siebie.
- Młody, znowu pokazałeś, że masz jaja. Wiem, że stawiam cię w głupiej sytuacji przed kumplami, ale nie przeskoczę siebie. Ufam ci, ale nie ufam innym.
- Hmm, perspektywa, kiedy Pan wkracza do mieszkania i mnie z niego wyciąga, skutecznie pokonała wszystkie pokusy zostania dłużej - odpowiedział z lekkim wyrzutem. Sam się dziwił swojej odwadze. Może to te dwa piwa, które wypił.
- Co ci mogę odpowiedzieć. Nie było to grzeczne, hmm? Masz pana skurwysyna i już - Po czym przyciągnął go do siebie i przytulił - Ale Panu na tobie sakramencko zależy i myśl, że siedziałbyś z twoimi nawalony kumplami, albo się szlajał po nocy po mieście szukając autobusu… Nie wiem, nie potrafię.
Wojtek zdziwił się temu wylewnemu wynurzeniu, ale było to miłe.
- I dzięki, że nie wypiłeś więcej… to też dla mnie ważne… A teraz do spania! - powiedział już bardzo zdecydowanym tonem.
- Dobranoc Panu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 21:20, 25 Mar 2018    Temat postu:

bardzo Mi się podoba to podejście do odpowiedzialności za podopiecznego Kozubskiego oraz wobec siebie samego przez Nagadowskiemu i pokazanie o szczerość, zaufanie. Bardzo chciałbym mieć właśnie takiego swojego Mastera a tym bardziej jako kogoś bliskiej osobie.

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Pon 22:29, 26 Mar 2018    Temat postu:

Wielka Sobota. Wreszcie chyba trochę spokojniej. Przynajmniej dla Kozubskiego. Od środy dwoił się i troił, żeby mieszkanie lśniło. I chyba się udało. Po porannej zaprawie siedzieli w kuchni przy śniadaniu.
- Dobrze by było, młody iść do kościoła ze święconką. Co prawda jakoś specjalnie religijni nie jesteśmy, ale tradycję trzeba podtrzymywać, nie? Poza tym Piotr jest wojujący z Kościołem, to nie będzie miał nic święconego. Aa, doprosiliśmy jeszcze naszego doktorka, żeby sam nie siedział. Akurat ma wolne. To co, obczaisz jakiś kościół i kiedy tam kropią te jajka?
- Tak, proszę Pana.
- Dobra. Dom masz posprzątany, to może coś poczytasz? Nie siedź w necie, bo tracisz czas. Ja idę do kumpla coś załatwić i będę na obiad.
Sobota potem była bardzo leniwa. Blondyn znalazł kościół w pobliżu. Taki sobie, przedwojenny budynek. Spodobał mu się wystrój. Raczej ciemny, może to było bordo, chyba sprzyjał skupieniu. Jemu jednak po śmierci rodziców i brata nie było po drodze z Bogiem. Wypełnił polecenie Pana i tyle. Wrócił spacerkiem, bo pogoda była świetna. Po powrocie zabrał się za obiad. Trochę po pierwszej usłyszał jak Nagadowski wchodzi do domu. Wyszedł mu naprzeciw.
- No jak tam, cwelu z obiadem - zapytał Jacek
- Prawie gotowy, proszę pana. Nie widziałem dokładnie, o której pan przyjdzie i nie dogotowałem ziemniaków. Zaraz podkręcę i za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut będzie gotowe.
- OK! Coś ci pomóc, nakryć czy coś?
- Nie, dziękuje proszę pana, wszystko gotowe… to ja poproszę jak będzie gotowe.
Brunet bez słowa rozebrał się i wszedł do swojego pokoju. Za chwilę jednak pojawił się w kuchni i usiadł przy stole przyglądając się uważnie temu, co robi blondyn. Ten poczuł na sobie wzrok Mastera, odwrócił się i spojrzał na pana pytająco.
- Nie, nic. Spokojnie. Tylko jak patrzę na ciebie, to przypominam sobie jak się tu pojawiłeś i umiałeś może zrobić jajecznicę i niewiele więcej, a teraz ogarniasz porządny obiad.
- To pana zasługa przecież. Pan mi to wszystko pokazał.
- No, byłeś na kursie kucharskim, nie?
- No, kurs właściwie mi tylko uporządkował i uzupełnił niektóre rzeczy. Ale… już zaraz będzie gotowe. Odcedzę tylko ziemniaki.
Faktycznie, po chwili siedzieli już obaj przy stole i jedli pełny, dwudaniowy obiad.
- Wiesz co - odezwał się Jacek - chciałbym, żebyś przeczytał pewną książkę. „Cień wiatru” Zafona. Nie wiem czy słyszałeś, ale to taki popularny już pisarz z Barcelony. Świetnie buduje klimat, chociaż trochę magiczny, ale zacznij to czytać dzisiaj, dobra?
- Dobrze, proszę pana. Tylko tu pozmywam i posprzątam po obiedzie.
- Spoko, ile ci to zajmie? Może się przejdziemy na Błonia? A potem Zafon do kolacji? Co?
- Jasne.
- To jak się uwiniesz, to mi powiedz.
Błonia Krakowskie leżały niedaleko ich domu, więc znali je bardzo dobrze. To był świetny teren. Ich felerem było mnóstwo odchodów psich. Trzeba było uważać, żeby w nie nie wdepnąć. W sumie, sprawnym krokiem chodzili jakieś półtorej godziny. Kiedy wrócili do siebie, Wojtek potrzebował kawy.
- Chciałbym się napić kawy, takiej szybkiej. Pan też chce?
- Nie, dzięki. Aha. Zrobię kolację. Jak będzie gotowa to cię zawołam.
Kozubski wypił szybkie espresso i poszedł do siebie. Na biurku znalazł już książkę do przeczytania. Widocznie, kiedy sprzątał po obiedzie Nagadowski już ją przyniósł. Zabrał się do czytania. Była prawie dziewiętnasta trzydzieści, kiedy usłyszał wołanie:
- Cwelu, żarcie gotowe.
Zeskoczył z platformy, gdzie siedział przy biurku i szybko znalazł się w kuchni. A tam, góra kanapek z nowalijkami.
- O rany, tyle roboty! Dziękuję bardzo - wykrzyknął Wojtek
- Proszę! Smacznego!…. Słuchaj, te jajka poświęciłeś?
- Tak, proszę Pana. W necie znalazłem po tej stronie alei kościół św. Szczepana, taki przedwojenny. Nawet fajny.
- OK. To co robimy po kolacji?
Wojtek wzruszył ramionami.
- Gdzieś do pół do dziesiątej luz. Możesz pociągnąć książkę, chyba że masz jeszcze coś do ogarnięcia w domu… A potem proponuję wieczór „waniliowy” w moim łóżku i dalszy ciąg Q&A z Wigilii. Może być?
Blondyn z uśmiechem od ucha do ucha prawie wykrzyknął:
- Super, jasne.
Cwel jednak miał jeszcze coś do roboty. Prasowanie ubrań na święta i dokończenie sprzątania łazienki Nagadowskiego. Po dziewiątej w domu słychać było tylko szum wody w prysznicach. Obaj mieli nadzieję na dobry seks. Mimo że, jak to określił Jacek, „waniliowy”, co w jego wydaniu oznaczało, że nie będzie innego bólu, jak tylko ból dupy, bo i tak będzie ostro. Kozubski tuż przed wyznaczoną godziną w spodniach dresowych i jasnym t-shircie stał w korytarzu, czekając na znak. Drzwi pokoju Jacka otwarły się i gospodarz pojawił się nich także w spodniach dresowych, ale bez koszulki. Wyglądał seksownie. Szerokie ramiona, wyrobione bicepsy, wydatna klata i widoczny sześciopak. Wszystko z umiarem. Wszystko w sam raz. Włosy jeszcze trochę wilgotne. Kozubski spojrzał na niego z uśmiechem i pożądaniem.
- No co? Coś nie tak? - zapytał zdziwiony brunet
- Nie, nie, wszystko dobrze.
- No to skąd ts spojrzenie?
- Po prostu…. - zawstydził się widocznie blondyn.
- No wal śmiało.
- Jest pan strasznie seksowny. Super ciacho. I jest pan moim masterem.
Jacek spojrzał na cwela, zaraz skierował wzrok poniżej jego pasa, gdzie widoczny był już namiot, niezbyt duży, bo też i sprzęt cwela nie był imponujący.
- No, chodź, nie pitol.
Obaj położyli się na łóżku. Starszy objął ramieniem Wojtka i przycisnął do siebie. Przyciągnął jego twarz do siebie i zaczął mocno całować. Potem chwilę się przytulali do siebie. Nagadowski w pewnym momencie stwierdził, że już dość i zaczął rozmowę:
- No dobra, to co? Pytanka? Ja mam jedno na początek. Choć nie wiem czy już można? Wiesz, chciałem cię zapytać o ten moment, z twoim tatą, kiedy cię zapytał z kim chcesz być. Dlaczego chciałeś zostać ze mną?
- Hmm, wie pan, to trudno mi tak jednoznacznie powiedzieć. Byłem strasznie skołowany i przestraszony, że tata umrze… -
Wojtek na chwilę się zapowietrzył. Jacek pogładził go ręką po szyi i głowie:
- Jak to za trudne, to nie musisz… wiesz, wszystko OK. Nie musisz o tym mówić…
- Chcę, nie mogę ciagle tego odpychać…. No więc, w sumie wtedy wydawało mi się to całkiem logiczne, o ile w tamtym momencie w ogóle logicznie myślałem. Poza rodzicami pan był już wtedy najbliższą mi osobą. Wydawało mi się, i jak się okazuje się nie myliłem, że z panem będę najbezpieczniejszy. Poza tym chyba nie było to jakoś racjonalne, chyba bardziej to czułem… Nie wiem.
- Dzięki. W tym bezpieczeństwem to chyba nie do końca się udało, co?
- Jak to? ma pan na myśli to lanie z końca stycznia?
- Uhy - potwierdził ze smutną miną brunet.
- Niech pan przestanie już - powiedział zadecydowanie Wojtek - Ja też dałem nieźle ciała. Ale wyszliśmy z tego, nie? Nie chcę, żeby pan się ciągle o to obwiniał. Należało mi się i już. Tego się już nauczyłem. Przydało się.
- Twoje przywiązanie do mnie i twój bezkrytycyzm mnie przeraża - kiwał głową Jacek - Mam wrażenie, że uważasz mnie z uosobienie cnót, a ja jestem zwyczajnie skurwysynem. Może trochę utemperowanym ale jednak.
- Ja to widzę inaczej. I do bezkrytycyzmu mi daleko. Za to Pan, o dziwo ma problemy z samooceną - stwierdził blondyn i zaraz zawstydził się swoją odwagą, a może już bezczelnością - Przepraszam, jeśli jestem za śmiały…
Brunet uśmiechnął się dobrotliwie i odpowiedział:
- Spoko, ale wolałbym, żebyśmy zmienili temat, co? Może kiedyś do tego wrócimy, dobrze?
- Jasne!
- To teraz kolej na ciebie.
- Mógłby pan coś powiedzieć o swojej rodzinie. Bo ja właściwie niewiele wiem…
Nagadowski westchnął głęboko. Wojtek odwrócił głowę w stronę Pana i zaniepokojony reakcją popatrzył niepewnie na Pana:
- Spoko, odpowiem… Tylko wiesz… to nie jest łatwy dla mnie temat. No to tak… Oczywiście mam rodzinę. Oprócz mnie, wszyscy są w Stanach. Mam trzech młodszych braci. Różnica wieku między nami jest nieduża.. dwa albo trzy lata. O moim ojcu już trochę słyszałeś. To jest czystej wody sadysta. W tym sensie, że chyba uwielbia sprawiać ból. Lał nas strasznie i często. Pewnie jesteś ciekawy, że nic sobie nie robię z tego, kiedy się drzesz na naszych sesjach i podczas seksu. Zauważyłeś, że ściany zewnętrzne tego mieszkania z karton-gipsu. Dziwnie nie, z budynku przedwojennym z cegły. Kiedyś jedna z sąsiadek nie wytrzymała naszych wrzasków i zadzwoniła po psy. Stary się trochę wystraszył, a że byliśmy tuż przed remontem, kupił za dolary dziadków materiał wygłuszający i od tej pory mógł nas lać i nic nie było słychać. Jak miałem piętnaście lat ojciec zdecydował, że jednak jedziemy do Ameryki. Byłem tam sześć lat. Skończyłem szkołę średnią i zdałem maturę. Tam upewniłem się, że jestem jednak pedałem, a potem, że lubię mocno, z bólem. Z braćmi mam fajny kontakt. Często gadamy na whatsupie. Z ojcem właściwie nie utrzymuję kontaktu. Wysyłam mu tylko zdawkowe życzenia na imieniny i święta. A tak, to w ogóle nie rozmawiamy. Bracia też się usamodzielnili i unikają z nim kontaktu, Taka porypana rodzina… To tak w skrócie… A propos najstarszy z braci bierze ślub z końcem maja i jeśli dostanę wizę, to bym się wybrał na dwa tygodnie. Nie mówiłem ci, bo to było mocno niepewne, ale teraz już tak, więc we wtorek idę do konsulatu złożyć wniosek o wizę. Jakby to było w wakacje, to bym cię zabrał, ale dwa tygodnie ze szkoły to za dużo. Innym razem, co?
- Chętnie, i dziękuje za szczerość - powiedział Wojtek
- A jak to się stało, że odkrył Pan SM?
- To już kolejne twoje pytanie, nie ma tak. Dobra, odpowiem, ale teraz miły przerywnik, co? Wyrucham cię. Dawaj dupy. Tym razem chcę widzieć twoją gębę.
Podniósł się i pochylił się nad blondynem, bez żadnych wstępów podniósł jego nogi i założył na swoje ramiona, sięgnął po lubrykant i jedną ręką zaczął masturbować siebie, a drugą cwela. Uległemu nie trzeba było dużo więc zaczął rozciągać jego dziurę. Jak zwykle chciał mieć pewność, że nie będzie Kozubskiego bolało, ale młody też nauczył się już trochę rozluźniać, tak, że po chwili długi i cienki kutas wjechał bez ceregieli w chętne dupsko Wojtka. Jacek od razu zaczął ostrą jazdę. Dlatego wcale nie trwało to długo, kiedy obaj byli cali czerwoni i zbliżali się do chwili szczęścia. Jacek, nie zapomniał oczywiście o prostacie cwela, w którą regularnie uderzał, wywołując głośne krzyki i stękanie. Wreszcie spoceni i zmęczeni padli na materac. Chwilę tak leżeli, kiedy Nagadowski zadecydował.
- Do łazienki, musimy się umyć i wypłukać ci dupę, bo ci coś cieknie… - i zaczął się śmiać.
Po kilku minutach pachnący i odświeżeni wrócili na łóżko.
- OK, to wracamy do mojej opowieści. Jezu, dawno nie opowiadałem tak dużo o sobie. Nieważne. W Stanach po pierwszym laniu od ojca, kiedy byłem cały posiniaczony i tydzień nie chodziłem do szkoły, matka chrzestna zabrała mnie do siebie do Chicago, i tam chodziłem do szkoły. Skoro wiedziałem, że wolę facetów, zacząłem szukać homo w mieście. Wyglądałem na więcej niż miałem i przypadkowo trafiłem do klubu gejowskiego. Wpuścili mnie bez problemu, ale okazało się, że to klub dla SM i tak wtopiłem. W skrócie… poznałem jednego mastera, który mi nie podszedł. Był za ostry. Potem następnego, który mnie nauczył wszystkiego i…
- Ale jak to mastera - przerwał u blondyn - przecież Pan jest masterem.
- Wtedy byłem uległym - i zaczął się śmiać - tak młody przez dwa lata byłem subem i na własnej skórze sprawdziłem większość tego, co ci funduję… hehe.
- A kiedy Pan zmienił front?
- Po dwóch latach ojciec się trochę uspokoił i wróciłem do domu, to znaczy na przedmieścia Nowego Jorku. Byłem już starszy i czy stary chciał czy nie chciał sam jeździłem do miasta, do centrum i już wtedy odwiedzałem kluby. Trochę nielegalnie, bo większość jest od dwudziestu jeden lat, ale się udawało. Poza tym szukałem w sieci i trafiłem na gościa, który lubił w obie strony i tak spróbowałem być też dominem, i bardziej mi się podoba ta strona. Właściwie teraz podoba mi się tylko ta strona. Chyba wystarczy, co?
- Super i ja trafiłem na takiego Pana! Młodego, przystojnego, doświadczonego, nawet po drugiej stronie, co za szczęście.
- Hmm, a ja na takiego młodziutkiego uległego, który uczy się w ekspresowym tempie… Idziemy spać, bo mnie mdli o tych słodkości. Aha zapomniałbym ci powiedzieć. Od środy zaczynasz kurwa prawa jazdy. U znajomego na Bronowicach. Dobry instruktor i on cię będzie uczył. Trochę ostry, ale to dla ciebie nic nowego, nie? Spać, cisza!

***********

Rano Jacek obudził Wojtka siarczystym klapsem w dupę:
- Cwelu, rusz dupę, trzeba się poruszać, skoro mamy się obżerać.
Zrobili solidną, czterdziestominutową zaprawę poranną, wzięli prysznic, ubrali się odświętnie, ale bez przesady, zabrali „święcone” i pojechali do pana Piotra. Tam, razem z Mikołajem, niewolnikiem pana Piotra i doktorem Kamińskim podzieli się jajkiem i zjedli śniadanie wielkanocne. Cwele potem posprzątali i pomyli wszystko, a panowie sobie rozmawiali. Przed pierwszą zapakowali się w dwa samochody i po drodze wysadzili Wojtka niedaleko domu dziadków. Potem pojechali do Ojcowa na piknik. Kazubski zaś poszedł do dziadków. Zjadł świąteczny obiad. Babcia nawet się dziwiła, że jest sam, ale wytłumaczył, że skoro Nagadowski jest niemile widziany, to nie przyjechał. Zmusił się do siedzenia u starszych Kozubskich aż do czwartej trzydzieści, potem poszedł na cmentarz, na grób rodziców i brata. Chwilę tam postał i poszedł do ojca chrzestnego:
- A twój opiekun to gdzie? - zapytał wujek Waldek
- Przyjedzie po mnie koło siódmej - odpowiedział
- To zaproś go do nas na kolację. Albo nie, ja do niego zadzwonię.
Wybrał numer:
- Halo? Tu Waldemar Madej, chrzestny Wojtka
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony Jacek
- Nie, nie, to my się niepokoimy, że nas pan nie odwiedził. Jak pan przyjedzie po Wojtka to proszę wstąpić na kolację. Zapraszamy! Wie pan, może początek naszej znajomości nie był najszczęśliwszy, ale zostawmy co było. Zapraszamy serdecznie!
- Dobrze, dziękuję bardzo, będę zaszczycony.
Rzeczywiście Nagadowski pojawił kilka minut przez dziewiętnastą. Zjedli kolację w bardzo dobrej atmosferze. Po ósmej brunet dostrzegł błagalne spojrzenie podopiecznego i dał sygnał do „odwrotu”. Mimo nalegań Madejów opuścili towarzystwo i wrócili do Krakowa. Wojtek skonany odwiedzinami rodziny chciał tylko odpocząć. Kiedy się jednak rozebrali, Jacek przyciągnął go do siebie i zaczął intensywnie całować. Jednocześnie pociągnął go w kierunku salonu, Kiedy doszli starszy powiedział:
- Wiem, że jesteś skonany, ale nie odmówisz Panu loda, co?
Kozubski uśmiechnął się:
- Pewnie, że nie. To będzie wielkie odprężenie, bo intensywnym psychicznie dniu.
Uklęknął przed Panem, mając na wysokości głowy rozporek jeansów bruneta. Zaczął wąchania zapachu potem odpiął pasek i szybko wyciągnął nabrzmiałego kutasa. Skoncentrował się tylko na jednym - dać maksimum przyjemności Masterowi. Robił to swojemu, z wyczuciem i co chwila słyszał razem posapywaniem i krzykami Jacka:
- Tak, cwelu… tak młody…. głębiej… jesteś mistrzem… dajesz itd.
Po chwili wyczuł wargami, że chuj zaczyna drżeć i napinać się i nagle kilka tryśnięć prosto w gardło blondyna. Ten sprawnie, choć nie bez wysiłku połknął cenne biało i z uśmiechem popatrzył w górę na równie uśmiechniętego Jacka. Ten pochylił się lekko, ujął Wojtka mocno pod pachami, postawił na nogi znowu zaczął całować. Potem obaj usiedli na kanapie. Właściwie to Nagadowski posadził cwela na swoich kolanach i mocno przycisnął do siebie. Po chwili odezwał się:
- Wiesz, że nigdy tego przed tobą z nikim nie robiłem?
- To znaczy czego? - zapytał Wojtek
- Tego - i przycisnął go jeszcze bardziej do siebie - przytulania, pieszczot… tego typu rzeczy. To przez ciebie, wiesz? - z uśmiechem popatrzył na niego - Jak poszło i dziadka, bo u chrzestnego to wiem. Lepiej niż się można było spodziewać.
Wojtek westchnął:
- Poszło. Co będę opowiadał. Gdyby nie wujek i ciotka to byłoby jeszcze gorzej. Ale obowiązek odwalony i spokój. A panu jak minął dzień, to znaczy ta część beze mnie?
- Super. Wiesz… pochodziliśmy doliną, byliśmy pod Bramą Krakowską, w Pieskowej Skale, pod zamkiem… Super. Potem, pod wieczór się zrobiło chłodniej, to wróciliśmy do Krakowa.
- To dlatego pan zmienił ubranie, bo się zdziwiłem.
- Tak. Chcesz jeszcze posiedzieć, czy idziesz spać, bo za chwilę zaśniesz mi na kolanach.
- Bo dobrze mi tu….
- Za dobrze. OK. Pomogę ci dotrzeć do ciebie, ale nie pozwalam na dzień dziecka. Weź prysznic i umyj zęby. Zrozumiano? Za to jutro zarządzam leniwy poranek. Pobiegamy trochę o pół do dziesiątej. Każdy je co chce przed zaprawą, tylko nie za ciężko, bo się zerzygasz… Dobranoc. Tylko idź się umyć, śmierdzielu… dodał drwiąco Nagadowski.

**************************


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 11:57, 27 Mar 2018    Temat postu:

Prawdziwy opis świąt w wielu domach - raczej taki wymuszony, z przyzwyczajenia niż prawdziwie rodzinny... bardzo fajnie i rzeczywiście przedstawiasz rozmowę pomiędzy Jackiem a Wojtkiem (sam chciałbym mieć z kim tak porozmawiać i móc wyznać swoje ja...)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Czw 14:46, 29 Mar 2018    Temat postu: Houseboy cd.

Przyszedł wreszcie poniedziałek i wyjazd na wycieczkę. Wojtek był już na dwóch w pierwszej klasie, więc miał doświadczenie, ale po śmierci rodziców na jesienną wycieczkę się nie wybrał. Trochę się jej bał. Koledzy byli co prawda fajni. Prawie wszyscy… i byli klasą dość zgraną, ale mieli do niego pretensje, że o ile w szkole jest równy gość, to poza nią ich unika.
Pan Jacek przez te dwa tygodnie zachował się super, bo rzeczywiście jeśli go bił to z wielkim rozsądkiem, a w ostatnim tygodniu przed wyjazdem w ogóle przestał, dlatego jego skóra była bladoróżowa, bez żadnych siniaków i zaczerwienień. Dziwne to było, bo od dawna taka nie była. Co prawda wymyślał inne kary, w stylu pompki, albo stanie w jakiś super niewygodnych pozycjach, albo w ostatnim tygodniu zero kieszonkowego, więc zero kawy poza domem. Już chyba wolał ból dupy…
Na zaprawę poranną nie było czasu, bo wyjazd był o szóstej rano więc, trzeba było wyjechać z domu co najmniej dwadzieścia minut wcześniej.
- Młody, ruchym bo będą czekać tylko na ciebie… - usłyszał z kuchni, kiedy wkładał do plecaka kosmetyczkę i klapki.
- Już, już, idę - odpowiedział wychodząc ze swojej „celi”
- No, no, widzę, że stylu też się uczysz. Wyglądasz super. Boję się, że jeśli wśród twoich kumpli jest jakiś gej, to może być niezręcznie.
- E tam… - zbył zawstydzony i rzucił się na jedzenie, które tym razem przygotował brunet.
- Tu masz termos z kawą, bo bez niej będziesz spał, zamiast integrować się z klasą.
Chwilę później jechali na miejsce zbiórki. Nie było daleko, ale rano w Krakowie ruch jest raczej duży i nieprzewidywalny. Dotarli na miejsce pięć minut przed planowanym odjazdem. Jacek przywitał się z kilkoma rodzicami, których kojarzył z wywiadówek i z wychowawcą. Kiedy wszyscy wsiedli, wszedł na chwilę do autokaru i głośną krzyknął do uczniów:
- Bawcie się dobrze, chłopaki!
Kozubski zakrył oczy rękami. Pomyślał, że to było obciachowe, ale Piotrek, który siedział obok niego, skomentował:
- Równy ten twój opiekun, nie?
- No, w sumie tak, ale są takie aspekty, gdzie nie jest taki równy…
- Jak u każdego, stary…
Jechali w Bieszczady, właściwie do Ustrzyk Górnych. Z jednym przystankiem zajęło im to pięć godzin. Zajechali prawie na obiad. Po nim profesor zarządził spacer, żeby, jak powiedział, się rozruszać. Blondyn, w myślach, dziękował za poranne zaprawy, basen i siłownię, do których zmuszał go Pan, bo oprócz kondycji do ruchania, widać było różnicę. Mino, że oficjalnie nie chodził na w-f, to możliwości miał o wiele lepsze niż pozostali. Chyba tylko Oskar, u którego był na osiemnastce mu dorównywał, ale on coś trenował w klubie. No i większość paliła papierosy. Wrócili z pierwszej wycieczki już po zmroku. Po kolacji był czas w pensjonacie. Wojtek był w pokoju z trzema innymi chłopakami. Wszyscy byli bardzo towarzyscy i szybko w niezbyt dużym pomieszczeniu pojawiła się większa część klasy. Od słowa do słowa, uwaga skupiła się na Kozubskim.
- Wojtek, jesteś spoko gość - zaczął Jarek - w szkole, tutaj, na wyjeździe… tylko czego ty się tak izolujesz poza budą. Nie dasz się nigdy wyciągnąć na piwo, na disco czy coś. Tak w sumie to impreza u Oskara to była pierwsza na której byłeś…
- OK. Chłopaki, to może jest dobra okazja, żebym się wytłumaczył. Wiecie… mniejsza o to, czy was przekonam, ale przynajmniej będziecie wiedzieli jak ja to widzę. Wiecie, jakimś cudem zostałem przyjęty do tej szkoły. Tyle, że pierwszy miesiąc to było jak zderzenie ze ścianą… kurna, wyobrażacie sobie… w gimnazjum być prawie u szczytu, byłem jakoś drugi albo trzeci, a tu? Bania za banią… I nauczyciele ci mówią, że jeśli już to zawodówka. Ja się czułem jakby mi powiedzieli: „Jesteś głąbem, jesteś głupi, nic nie warty”. Naprawdę się nieźle zdołowałem. I wtedy pojawił się pan Jacek, mój obecny opiekun prawny, przyjaciel mojego taty…
Potem ciągnął o nadrabianiu zaległości, o roli Jacka w tej historii. Oczywiście mówiąc tylko to, co konieczne i pomijając całą część o ich intymnej relaacji. I kontynuował:
- Kiedy moi rodzice zginęli, tylko dzięki niemu nie zapadłem się w depresję… był twardy i nie pozawalał mi na słabość. Tata przed śmiercią pytał mnie z kim chcę zostać i jego też pytał, czy by się zgodził… No i tak wyszło, że jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Prosiłem go, żebym miał cały dzień szczelnie zajęty, bo tylko wtedy nie myślę o tym, że zostałem sam. W sumie, nie jestem sam, bo jest on. Z nim czuję się bezpieczenie i czuję, że ktoś się cieszy z moich sukcesów, że mogę mu powiedzieć o wszystkim. Poza tym jest nas dwóch facetów, z których jeden jest najczęściej jedno popołudnie w tygodniu w domu. Oczywiście jesteśmy razem w weekendy. No i ktoś ten dom musi ogarnąć no i wyszło, że głównie ja… ale robię to też dlatego, że on wydaje na mnie duuużo więcej niż wynosi moja renta rodzinna… wiecie… nie chcę być darmozjadem, bo rodzice to co innego, ale on to robi bo chce… Nie mówię już o wszystkim, co mi zafundował. No i widzicie jak jestem ubrany… Czasami się kłócimy, że ja chcę coś tańszego, a on, że to jego pieniądze i że skoro chce je na mnie wydawać, to mnie nic do tego…
- Ale czy on cie nie trzyma za krótko, Wojtek? Przecież to normalne, że jak się jest młodym, to trzeba się wyszumieć… - wtrącił Oliwier.
- Może i tak… może masz rację, ale nikt, nawet on nie jest doskonały… Z jednej strony jestem raczej domatorem i nie przepadam za imprezowaniem, z drugiej w tygodniu nie ma szans, a i niektóre weekendy mam zajęte… Na przykład raz w miesiącu jedziemy razem do jakiegoś miasta, do teatru czy nawet opery i na zwiedzanie…
- Ale syf… - skomentował ktoś inny z tyłu.
- Zależy dla kogo. Mnie to pasi bardzo. Myślisz, że szóstki z polaka to dlaczego dostaję? Bo mam wiedzę dużo szerszą niż program. Wiesz, technikum to był pomysł mojego taty, nie mój… No to tak skrócie, doba ma dwadzieścia cztery godziny i więcej już w jej nie zmieszczę. Ale cieszę, się Pan Jacek się zgodził na osiemnastki.
- Taa, tylko musisz spadać o pierwszej, sorry, ale słabe to - zauważył Patryk
- No cóż, to jedno z jego ograniczeń - mieć wszystko pod kontrolą Z drugiej strony, on tam o pierwszej czekał na mnie i mnie zabrał do domu
- Fju - gwizdnęli niektórzy
- No to mniej więcej tak. Więc nie obrażajcie się panowie. Jesteście spoko i szacun za wasze zachowanie po wypadku rodziców i za pomoc, ale niektórych życie nie oszczędza…. dodał z pewnym smutkiem
- Stary, spoko, nie przejmuj się i tak jesteś bohater - komentowali chórem.
Rozmawiali jeszcze chwilę. Kiedy dochodziła północ, do akcji wkroczył wychowawca i inny profesor i zaczęli „wyganiać” do spania. Kiedy zostali tylko we czwórkę, koledzy jeszcze raz wrócili do tego co powiedział:
- Stary, wielki szacun. Masz, kurwa jaja. I chodzisz twardo po ziemi - zauważył Marek - my to mamy lajcik. Każdy ma jakieś małe jazdy w domu, ale ciebie to pieprznęło w życiu nieźle.
- Wiesz, co, i tak teraz myślę, że jest wporzo. naprawdę, Jacek ma swoje fazy, ale mnie we wszystkim wspiera, pomaga i jest jednocześnie ostro wymagającym facetem i przyjacielem. Mogę mu powiedzieć wszystko. Nawet tacie i mamie nie mówiłem tyle, co jemu, a teraz jeszcze bardziej.
- To masz szczęście…
- Też tak myślę…
- Ale mógł być dać więcej luzu…
- Może, zobaczymy. Dobra chłopaki. Zejdźcie ze mnie, bo się uduszę.
- Spoko, w każdym razie dzięki, że powiedziałeś, bo wiesz w klasie różny głosy krążyły.
Kolejny dzień wycieczki był bardzo ciekawy. Prawie wszyscy kumple podchodzili do Kozubskiego i klepali go po plecach, mówili miłe słowa wsparcia, dziękowali za wyjaśnienie sytuacji. Aż wychowawca zapytał o co chodzi. Gdzieś około jedenastej zadzwonił Nagadowski. Wojtek został trochę w tyle, żeby móc swobodnie rozmawiać.
- Jak tam młody? Możesz swobodnie rozmawiać?
- Tak, proszę Pana. Zostałem w tyle.
- I jak wam idzie?
- Dobrze. Na razie jest super. Wie Pan, myślałem, żeby kumplom wyjaśnić, bo mieli trochę pretensje, że nie chodzę z nimi na imprezy i te rzeczy, no i wczoraj Jarek mnie sprowokował i starałem się im powiedzieć dlaczego nie mam czasu. Oczywiście tyle ile mogłem, żeby sobie czegoś nie pomyśleli i chyba się udało… Dzisiaj większa część przyszła i klepali mnie po placach albo mówili, że im imponuję.
- Super! Mnie też imponujesz. Mówiłem ci, że jestem z ciebie dumny?
- Tak, dzięki - powiedział z uśmiechem Wojtek
- Tylko cwelu, zachowuj się! Żadnego picia czy bijatyk, zrozumiano?
- Rozumiem, proszę Pana.
- No! Już się nie mogę doczekać, żeby zmienić kolor twojej dupy… hehe. - Szkoda, że chyba będę musiał czekać do weekendu. Ale spoko… już magazynuje dla ciebie super ładunek mleczka
- Ja też się nie mogę doczekać - Wojtek obejrzał się czy ktoś nie słyszy.
- Tylko nie wal gruchy, bo szykuję i dla ciebie super strzał…
- Takie rozmowy nie pomagają, proszę pana.
- OK. Odezwę się wieczorkiem. Trzymaj się cwelu.
Potem musiał gonić grupę i dostał ochrzan od wychowawcy. Na szczęście jego kondycja była o wiele lepsza niż wielu kumpli. Wieczór, drugiego dnia, został zajęty przez wychowawcę na zajęcia integracyjne. Bardzo pomysłowe zresztą i poza wiecznymi marudami, nikt nie miał pretensji, że nie było wolnego. Trzeciego dnia z rana znowu zadzwonił brunet:
- Hej młody! Słuchaj - przeszedł od razu do rzeczy - faktycznie, okazało się, że musiałem wziąć trasę do piątku. Plus jest taki, że jak się uda to będę w domu dość wcześnie. Gadałem z wychowawcą. On cię podrzuci do domu, żebyś nie dźwigał plecaka.
- Dziękuję panu.
- Ależ proszę - odparł żartobliwie - To dobrej drogi i do usłyszenia. Wieczorkiem zadzwonię to pogadamy swobodnie. Na razie.
- Do widzenia panu, spokojnej i szerokiej drogi.
Rozłączył się bez odpowiedzi.

*******

Kiedy wrócił ze szkoły w piątek po obiedzie, jego fantazja totalnie wariowała. Był tak napalony, że nie wyobrażał sobie, żeby dziś po południu nie było seksu, i to ostrego. Wziął prysznic, zrobił sobie lewatywę i radośnie poszedł do kuchni chcąc przygotować Jackowi coś ekstra do jedzenia. Jego metoda, jeśli chodzi o kuchnię polegała na tym, że robił zawsze więcej, potem, to co zostawało mroził, a potem miał jak znalazł, kiedy zachodziła potrzeba. Dzisiaj niby miał czas, ale nie miał głowy do gotowania. Jackowi, w dzień powszedni spokojnie wystarczało duże drugie danie. Przypomniał sobie, że w zamrażarce są jeszcze kotlety do volaille, a w lodówce kiszona kapusta, która Pan uwielbia. Jakiś ryż i będzie super. Kiedy wszystko było przygotowane, włączył pranie, wrócił do swoje celi i zajął się zadaniami domowymi. Lepiej mieć to z głowy. Trochę po czwartej dźwięk domofonu oznajmił, że Nagadowski wrócił. Blondyn wyskoczył szybko do przedpokoju, klękną przy ścianie i w siadając na udach, ze spuszczonym wzrokiem czekał na wejście Mastera. Zamek drzwi zgrzytnął i po chwili pojawił się w nich uśmiechnięty Jacek:
- Hej, cwelu!
- Witam Pana - odpowiedział.
Podszedł do Wojtka, stanął przed nim w rozkroku.
- Spragniony? - jakkolwiek brzmiało to dwuznacznie, bo blondyn był spragniony seksu przede wszystkim, wiedział, że chodzi o to by wypił cały zapas moczu, jaki brunet dla niego zachował. Pokiwał głową.
- No to pij!
Sprawnie odpiął pasek jeansów i razem z bokserkami opuścił je, by uwolnić nabrzmiałego jackowego kutasa. Otworzył usta i czekał. Po chwili duży strumien żółtego „napoju” zaczął wypełniać mu usta. Nabrał już wprawy w połykaniu, dlatego i tym razem nie uronił nawet kropli. Kiedy Pan skończył sam naciągnął majtki i jeansy na tyłek, po czy poklepał dobrotliwie uległego po policzkach.
- Głodny jestem, za długo będziesz miał obiad? - zapytał
- Za jakieś dwadzieścia minut.
- Dobra, ja sobie trochę legnę, bo padam ze zmęczenia.
Wojtek wstał, poszedł do kuchni i szybko zabrał się do podgrzania obiadu. Kiedy skończył i wszystko było gotowe, delikatnie zapukał do pokoju Jacka. Ten prawie natychmiast pojawił się w drzwiach. Bez słowa wszedł do kuchni i usiadł przy stole. Cwel stał obok. Biorąc pierwszy kęs, Master wskazał ręką taboret bok siebie. Blondyn usiadł:
- No, młody relacja, w miarę szczegółowa. Opowiadaj! Nie widzieliśmy się pięć dni… Co?
Wojtek starał się szczegółowo zdać relację z wycieczki. Jacek czasem o coś dopytywał. Kiedy skończyli temat wycieczki, zapytał:
- A szkoła?
- Czwartek był dość luźny, proszę pana, bo po wycieczce mieliśmy ulgi. Wczoraj polonistka zrobiła, chyba pierwszy raz, szczegółowy test ze znajomości „Kordiana”. Wyniki będą w poniedziałek, ale według mnie poszło mi bardzo dobrze…
- Widzisz, dobrze, że cię przemaglowałem w sobotę.
- Pewnie. Dostałem też piątkę z matmy za rozwiązanie zadania… i to tyle ze szkoły.
W tym czasie Jacek skończył obiad i wstał od stołu. Wojtek wziął się za sprzątanie. W głowie miał mętlik. Czuć było jak testosteron buzuje w obydwu, ale Pan jakoś wydawał się nie kwapić do… no właśnie. Kiedy wychodził z kuchni usłyszał, że Pan bierze prysznic. Kiedy nie wiedząc co robić, kierował się do swojej kanciapy, z łazienki wyszedł brunet. Był tylko w bokserkach. Podszedł do blondyna, objął go mocno i łapiąc za szyję przyciągnął do swoich ust. Zaczął go ostro całować. Kutasy obydwu natychmiast odpowiedziały na sygnał i stanęły na baczność. Kiedy po chwili Jacek oderwał się od cwela, szepnął mu do ucha:
- Stęskniłem się, bardzo. Ale wiesz, co pomyślałem… Mam niespodziankę i post zaostrzy jeszcze apetyt… chyba cię rozczaruję… poczekamy do jutra…
Wojtek myślał, że się zagotuje w środku. Był o krok od wybuchu, kiedy Pan go przytulił i poprosił:
- Bądź cierpliwy! Panowanie nad sobą to jest duża wartość - a potem głośniej - i żebyśmy się nie pozabijali i zapomnieli na chwilę o tym napięciu, jakie nosimy w sobie i jest pomiędzy nami, idziemy do teatru, na Hamleta. Po sąsiedzku. Do teatru STU. Moja błękitna koszula jest wyprasowana?
- Nie, ale już wyschła. Miałem ją wyprasować jutro.
- No to zrób to teraz, bo chcę ją włożyć. Ty też się odstaw. W ten ciemny gajer….
Kozubski zajął się więc prasowaniem, a Nagadowski siadł przy komputerze i sprawdzał maile, odpowiadał na niektóre, przeglądał wiadomości… Widział, że chłopak jest maksymalnie napalony, ale miał nadzieję, że jutrzejsza sesja tym bardziej będzie udana. O szóstej wyszedł od siebie. Wojtek stał czuwając. Był już ubrany w spodnie od garnituru. Szybko przyniósł ubranie Pana i pomógł mu założyć. Jak zwykle uśmiechnął się widząc jaki przystojny jest Jacek. Potem sam założył koszulę, krawat i marynarkę. Niestety nie było jeszcze tak ciepło i musieli założyć lekkie płaszcze.
Teatr STU był piętnaście minut spokojnego spaceru od domu. Byli pół godziny przed spektaklem. Obaj, podekscytowani wydarzeniem, wyraźnie zapomnieli i napięciu, jakie było między nimi. Przedstawienie było super, pełne efektów specjalnych. I było długie. Z dwoma przerwami trwało prawie do dziesiątej. Wracali żywo rozmawiając o tym, co zobaczyli. Obaj znali dobrze tekst i dyskutowali o tym jak reżyser przedstawił historię. Jacek był zdania, że bajery specjalne zdominowały treść, a Wojtkowi z kolei podobały się bardzo. Wrócili do domu trochę po dziesiątej. Rozebrali się z płaszczy. Nagadowski podszedł do Kozubskiego:
- Dzięki za super wieczór i za cierpliwość. Mam wielką nadzieję, że dzięki temu jutro będzie odjazdowo. Dobranoc cwelu!
- Dobranoc Panu! Ja też mam nadzieję - odpowiedział Wojtek z nutą rozczarowania.
- Tylko pamiętaj, żadnego walenia gruchy… Rozumiemy się.
- Tak proszę Pana.
- No! Do spania, ale biegiem. Siusiu, ząbki i do łóżeczka - rzucił wchodząc do swojego pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 23:28, 29 Mar 2018    Temat postu:

bardzo fajnie i realnie ujęty dzień zwykłego człowieka, oraz podoba Mi się przedstawienie rozmowy Wojtka z kolegami z klasy, w jaki sposób przedstawia swoją sytuację oraz dlaczego (na tyle ile to możliwe) jest tak blisko z Panem Jackiem swoim opiekunem po śmierci rodziców a choć zbyt chyba optymistycznie jest pokazana reakcja wszystkich kolegów (bo prawie zawsze się znajdzie kto będzie nie zadowolony z tego że Wojtek jest domatorem i bardzo blisko związany z Panem Jackiem). Czekam już z wielką ciekawością co będzie dalej.
Pozdrawiam z Warszawy
P cwelik


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Wto 19:08, 03 Kwi 2018    Temat postu: Houseboy cd.

Robi się trochę dziwnie i poważnie, ale tak to widzę...


Obaj wstali rano niesamowicie pobudzeni i z wielkimi oczekiwaniami. Jacek przedłużył poranną zaprawę. Godzinę z okładem biegali, robili pompki i inne ćwiczenia. Kiedy dotarli do domu byli strasznie spoceni i zmęczeni. Od razu poszli po prysznic, każdy do siebie. Wojtek chciał być pierwszy, żeby przygotować śniadanie. Brunet, wycierając się już usłyszał, że młody zaczyna tłuc się po kuchni i krzyknął:
- Bekon masz pokrojony i jajka już rozbite!
- OK, widzę, dziękuję.
Nagadowski musiał jeszcze przed poranną zaprawą przygotować wszystko pod solidny posiłek. Kiedy Master pojawił się w kuchni, blondyn wlewał właśnie jajka na patelnię. Jacek sięgnął do chlebaka po bułki. Chwilę potem siedzieli przy stole. Cisza, która zapadła, była tak przesiąknięta testosteronem, że można było prawie „kroić”. Obaj wiedzieli na co z takim utęsknieniem czekają. Po skończeniu jedzenia starszy wstał i wychodząc z kuchni rzucił:
- Do pierwszej mnie nie ma. Jak masz coś do roboty, to się uwiń, albo poczytaj, czy coś… Aha i nie rób obiadu.
Wojtek westchnął ciężko i zabrał się do sprzątania. Potem odpalił pralkę i zabrał się za lekturę książki na polski. Ciężko mu się było skupić, bo wyobraźnia podpowiadała tysiące obrazów, dlatego wracał do przeczytanych już stron, bo z drugiej strony wiedział, że kiedy Pan go zacznie przepytywać, to się wścieknie, że tyle szczegółów nie pamięta. W końcu poszedł prasować ciuchy. To nie wymagało aż takiej uwagi. Te kilka godzin było dla niego udręką. Kiedy Jacek wrócił młody aż poskoczył.
- Młody! Przygotowany? -zapytał Master
- Jeszcze tylko się wypłukam, chciałem być świeży.
- To idź, ja ja zrobię coś lekkiego na ząb.
Kiedy zjedli jakiś jogurt i owoce, okazało się że Jacek już wszystko przygotował w salonie. Pan zobaczywszy cwela z drzwiach palcem pokazał, żeby ten podszedł:
- Cwelu jesteś tu po to, żebym miał przyjemność, ale ty też będziesz miał nie mniejszą. Podaj ręce!
Wojtek wyciągnął dłonie do Jacka. Ten zapiął mu opaski na nadgarstkach. Potem bez słowa ujął mocno Wojtka za plecy i drugą ręką popchnął go w tym. Przytrzymując, żeby nie upadł, położył go podłodze. Rozpiął mu spodnie moro i zdjął. Młody podniósł się, żeby ułatwić zadanie Panu. Zaraz zapiął mu specjalne opaski na stopy, inne niż zazwyczaj. Potem podpiął je do wyciągu, zawieszonego u sufitu i przesuwając łańcuchy zaczął go za nogi podciągać go do góry. Tak jeszcze slave nie wisiał. Kiedy głowa młodego była na wysokości rozporka Jacka, ten zablokował wyciąg, ugiął się na kolach, żeby spojrzeć, o ile to możliwe, w twarz cwelowi.
- Wygodnie ci? - zapytał
Wojtek uśmiechnął się szeroko. Potem Master zaczął gładzić mu skórę w różnych miejscach, co jakiś czas dotykając jego kutasa i jego dziury… wywołując dreszcze uległego. Potem podchodził do jego twarzy i ocierał się spodniami o nią. Obaj jakby obwąchiwali się. W końcu Nagadowski przypiął nadgarstki wiszącego do linek przymocowanych do obciążników, tak, żeby Kozubski nie mógł się obracać, ani uciekać. Znowu pochylił się nad „ofiarą” i półgłosem powiedział:
- Teraz cię trochę rozgrzeję.
Zaraz kolejne razy padały na to na plecy, to na dupsko cwela. Na początki próbował się nie rzucać, ale kiedy ból zaczął mu dokuczać, próbował unikać pasów. Musiał to być jakiś cienki pasek, bo ciągnęło niemiłosiernie. Kiedy blondyn musiał, że już jest na granicy, starszy przestał.
- I jak cwelu, żyjesz?
- Tak - odezwał się Wojtek chrapliwym głosem - ale co to za życie - pokusił się o ironię.
Jacek ujął jego, już w pół wzwodzie, chuja w dłoń i zaczął intensywnie poruszać, wyczuł jednak, że ten już niedługo może wystrzelić, przestał. Spotkało się to z jękiem zawodu, ze strony blondyna.
- Nie tak szybko, młody… trochę cierpliwości jeszcze.
I zaczął całować dupę i uda młodego, coraz częściej dotykając to palcem, to językiem odbytu. Potem odpiął mu ręce od obciążników i podniósł go i zapiął do łańcuchów zapiętych zwisających z sufitu. Potem zaczął go mocno, gwałtownie całować w usta. Trwało to trochę. Skończywszy całowanie nagle zniknął z pola widzenia. O jego obecności przypomniał ból pośladków. Musiał go okładać jakimś szerokim strapem. Było to kilka uderzeń, które były przerywane rozciąganiem dziury, potem znowu kilka uderzeń i znowu palce w dupie. W końcu po kilku uderzeniach, Wojtek zamiast palców poczuł główkę znajomego kutasa, który niezbyt gwałtownie, ale zdecydowanie przedzierał się przez zwieracze. Kiedy cały wszedł, Jacek zaczął raz szybko, potem wolno i tak na zmianę. Wiedział, że po tak długim poście, może skończyć się szybko, a dla przyjemności obydwu nie chciał, dlatego celowo opóźniał orgazm. W końcu zaczął strzelać w środku Kozubski przestał liczyć po trzecim. Kiedy ciało Mastera przestało drżeć, zaczął on gładzić brzuch, boki i uda wiszącego. Jego kutas stał na baczności błagał i pomoc, ale brunet nie zamierzał na razie nic z tym robić. Musieli trochę odpocząć. Opuścił najpierw nogi cwela, a potem pomógł mu stanąć na nogi. Odpiął karabińczyki od łańcuchów i położył go na brzuchu, na kocu. Sam położył się koło niego gładząc go w ciszy po głowie i delikatnie po plecach. Przerwa trwała jakieś pół godziny. Master widząc, że młody zasypia, klepnął go boleśnie w pośladki i nakazał:
- Wstajemy, to jeszcze nie koniec
Podprowadził cwela do ustawionego wcześniej koło ściany kozła. Popchnął, żeby ten położył się od pasa w górę na nim. Zapiął opaski do niego. Potem zmienił opaski na kostkach i zapiął je też karabińczykami do kozła. Pochylił się nad nim i głaszcząc, i dotykając pobudzał go do działania. Po chwili odszedł. Po następnej chwili Wojtek poczuł na swoich placach ostry ból. To Pan batożył jego ciało. Nie były to jednak mocne uderzenia. Spadały raczej siłą grawitacji niż siłą ramion „oprawcy”. Nagadowski wkrótce był gotowy następny raz. Upewnił się czy dziura nie skurczyła się za bardzo, wjechał tym razem bez znieczulenia. Kozubski krzyknął. Trochę bolało. Jacek zaczekał chwilę. Kiedy blondyn szepnął: - OK - zaczął się delikatnie poruszać w nim. Jednocześnie wziął w dłoń kutasa cwela i powoli, delikatnie go pobudzał. Po kilku minutach obaj byli spełnieni. Po czym Jacek włożył cwelowi korek do dupy, żeby mu nie wyciekało. Uległy jednak oczekiwał czegoś więcej. Znowu chwila na odpoczynek. Jacek podszedł do unieruchomionego Wojtka z butelką wody i głaszcząc go powiedział cicho:
- Napij się. Nie chcesz do kibla?
- Nie, dzięki
Potem sam się napił. Potem jeszcze raz poczęstował cwela. Zniknął na jakiś czas. Nie trwało to długo. Po powrocie słyszał jakieś odgłosy łańcuchów. Szybko podszedł od kozła, odpiął Wojtka, podniósł i poprowadził do przygotowanego slingu. Położył go wygodnie pozapinał opaski, tak, żeby był unieruchomiony. Schylił się, także blondyn go nie widział i zaraz zobaczył Mastera, który miał na rękach rękawiczki z silikonu i jednej dłoni jakiś nażelowany pręt.
- A teraz niespodzianka! - wykrzyknął radośnie zbliżając ręce z sondą do członka cwela. Nagle oczy Wojtka zaczęły się nienaturalnie rozszerzać i zaczął krzyczeć:
- Nie, nie, ratunku!!!!
Przy czym szarpał się strasznie próbując się wyrwać z matni. Jacek błyskawicznie rzucił sondę na podłogę i szybko zaczął odpinać chłopaka z opasek, żeby go uwolnić. Mimo, że był już wolny, dalej pogrążał się w panice, tak, że brunet nie mógł go utrzymać. W końcu z całych sił wymierzył mu siarczysty policzek i krzyknął:
- Uspokój się Wojtek, już ci nic nie grozi!!!
Ten spojrzał zdziwionym wzrokiem i zaczął płakać. Nagadowski wziął go pod ramię, mówić półgłosem:
- Chodź pod prysznic. Umyjemy się.
W milczeniu myli się, przy czym Jacek dokładnie wypłukiwał z dupy cwela spermę. Widział, że ten popada w jakieś dziwne otępienie, ale wykonuje polecenia. Kiedy skończył myć młodego, wytarł go i polecił mu:
- Ubierz się i idź do salonu. Zaraz przyjdę, dobrze? - spojrzał na niego, chcąc się upewnić, czy zrozumiał i czy ma zamiar wykonać polecenia.
Wojtek zrobił to, o co go poprosił starszy. Usiadł na kanapie i zdawał się popadać w jakiś letarg. Po chwili i brunet wszedł do pokoju, podszedł do uległego, kucnął obok i podniósł go delikatnie.
- Dałbyś radę usiąść mi na kolanach, okrakiem, czy za bardzo boli cię dupa?
Ten pokiwał głowa na zgodę. Jacek usiadł więc na krześle koło stołu, wziął z kanapy miękką poduszkę, żeby tyłek chłopaka jak najmniej się urażał. Potem gestem zachęcił go, żeby usiadł. Potem przycisnął młodego po siebie i delikatnie obiema rękami głaskał go po plecach, szyi i głowie. Wojtek delikatnie zaczął łkać, jednocześnie nie pozwalał się przycisnąć do końca, zachowując minimalny, ale jednak dystans. Po kilku minutach zaczął przepraszać, ale ze strony Pana usłyszał tylko:
- Ciiii, nieważne, ciiii
Sami nie wiedzieli ile tak siedzieli. Kiedy Nagadowski zauważył, że młody całkiem się uspokoił, oddech się wyrównał i młody przestał być już spięty, chwycił go za ramiona, popatrzył mu w oczy i odezwał się:
- Wojtek, chciałbyś spróbować mi powiedzieć, co cię tak przestraszyło?
Ten ostatni pokiwał głową.
- Jak chcesz to jeszcze poczekamy - dodał Jacek.
- Nie, nie trzeba. W sumie to nie bardzo umiem to wytłumaczyć. Ogarnęła mnie jakaś panika totalna… Pojawił się w mojej głowie jakiś obraz rozrywającego się kutasa i pojawił się straszny lęk, że nie dam rady. Nie wiem… chyba całkiem irracjonalny, proszę Pana.
Jacek zbliżył swoje czoło do jego czoła i zaczął się dobrotliwie uśmiechnął:
- Młody, powiedz… czy ja cię kiedyś tak naprawdę skrzywdziłem? Czasem pewnie lekko przegiąłem, ale jak tylko zauważyłem, to przerwałem. Nie liczę tego, że boli, bo to jest wliczone w tę zabawę, ale taka krzywda realna?
- Jasne, że nie, dlatego panu ufam - odpowiedział cicho Wojtek
- To co się stało, że nagle straciłeś do mnie zaufanie?
Młody przesunął głowę na bok i mocno objął szuję Mastera.
- Nie straciłem proszę Pana, dalej panu ufam… Nie wiem co się ze mną stało… Przepraszam, że zawiodłem.
Jacek nagle odsunął go do siebie, żeby mu popatrzeć w oczy:
- Ej, nie zaczynaj, dobrze? Nie zawiodłeś. Chcę tylko zrozumieć, gdzie popełniłem błąd, żeby to się nie powtórzyło.
- To nie pana wina, to moja wina. Wstyd mi strasznie.
- Nie ma czego się wstydzić, spokojnie, nic się nie stało… Trochę mnie przestraszyłeś tym atakiem paniki, ale nic się nie stało. Naprawdę - próbował pocieszyć cwela Jacek.
- Tak, tylko spieprzyłem dokumentnie niespodziankę, jaka pan przygotował.
- Może i spieprzyłeś, ale mnie nie zawiodłeś, rozumiesz?
- To może teraz spróbujemy… - odezwał się błagalnym tonem, jakby chciał zakryć wstyd, jaki odczuwał.
- Wojtek, nie chodzi o to, żebyś mnie zadowalał swoim kosztem i żebyś na siłę mi udowadniał jaki odważny jesteś, ale o to, żeby to zaufanie stale było i rosło… ale to jest też moje zadanie, nie tylko twoje. Więc dzisiaj, nie. Obaj mamy dość wrażeń.
- Ale spróbujemy kiedyś z tą sondą?
- Obiecuję, że jak chcesz, to spróbujemy, ale nie dziś, OK?
- OK.
- To, co? Po popołudniu pełnym wrażeń, proponuję odstresowanie. Jakaś dobra kolacja, może film? Hmm?
Kozubski ochoczo pokiwał głową.
Poszli do restauracji Cyrano de Bergerac na Sławkowskiej. Nagadowski, jako Pan zamówił dla obu medaliony z jelenia z czarnym bzem i jeżynami, a na deser crème brûlée z wanilią Bourbon. Kozubskiemu, po wyśmienitym jedzeniu, humor wyraźnie się poprawił. Potem poszli do kina na św. Tomasza, do Ars i zapytali o jakiś film do odmóżdżenia. Kasjer się uśmiechnął, ale coś zaproponował. Oprócz nich w sali były jeszcze wie osoby. Film był beznadziejny, ale im humor dopisywał i na głos komentowali wszystkie beznadziejne sceny. Nie przeszkadzało im, że pozostali dwaj co jakiś czas odwracali się i wymownie patrzyli. Po wyjściu nawet nie pamiętali tytułu filmu, bo nie był wart zapamiętania. Wrócili do domu trochę po jedenastej. Wojtek chciał iść spać, żeby jak najszybciej zapomnieć o tym dniu, ale Jacek objął go za szyję i powiedział:
Chodź jeszcze na chwilę - pociągnął go do salonu.
Po drodze jakoś dziwnie się schylił, rzucił się na kanapę i zaprosił podopiecznego, żeby usiadł, ale nie obok, tylko na jego kolanach. Właściwie to trochę się jakby położył plecami na Nagadowskim. Ten szepnął mu do ucha:
- Rozepnij spodnie i opuść razem bokserkami. Pokaż mi kutasa.
Ten trochę zdezorientowany, spełnił prośbę. Brunet podał mu butelkę lubrykantu i poprosił:
- Wylej mi trochę na rękę, nie będę tak tarł.
KIedy starszy rozprowadził żel po dłoni, mocno chwycił sterczącego juz nieźle chuja cwela i zaczął mu walić gruchę. Nie za szybko, ale zdecydowanie szepcząc mu do ucha:
- Nie mogę cię tak zostawić, miało być inaczej, ale przynajmniej tak chcę ci to wynagrodzić.
Blondyn coraz bardziej sapał, wzdychał, aż wreszcie trysnął spermą, daleko.
- Będziesz chyba miał sprzątanie, co? Tak daleko!
Cwel obrócił głowę w stronę Pana i spotkał się z otwartymi ustami, które natychmiast przywarły do jego ust i zaczęli się ostro całować. W pewnym momencie starszy przerwał, a Wojtek nieśmiało zaproponował:
- To może się odwdzięczę jakimś lodem?
- Nie trzeba, dobrze jest młody, bardzo dobrze. Odwdzięczysz się jak pozbędziesz się poczucia winy i wstydu za to się stało dziś po południu, dobrze? Liczę na to bardzo! Dobranoc. Tylko dobrych snów. Jutro spotykamy się na zaprawie.
Kozubski wstał, zapiął spodnie i powiedział półgłosem:
- Dziękuję bardzo i… - zawahał się, chcąc przepraszać, ale zorientował się, że nie powinien i dodał - dobranoc.

Jacek wszedł do swojego pokoju, wziął telefon do ręki i wybrał numer. Po chwili w słuchawce odezwał się znajomy głos.
- Cześć stary!
- No cześć - odezwał się Darek
- Jest sprawa. Miałem dzisiaj z młodym małą przeprawę. Wystraszył się chłopak sondy i teraz ma wyrzuty sumienia, że mnie zawiódł i że jest złym cwelem. Może byśmy się jutro spotkali we czwórkę… No ty z twoim i Piotr ze swoim i powiedzieli mu, że to się zdarza, bo szkoda, żeby się zniechęcił, a jakoś chyba nie jestem za bardzo przekonujący.
- Hmm, dobra, zobaczę co się da zrobić. To znaczy ja owszem ale nie wiem co Piotrek porabia. Dobra, kończę, bo my też się bawiliśmy i padam na twarz. Wyślę mu SMSa i dam ci znać, albo jeszcze dziś, albo jutro do południa. Może być u mnie… szesnasta, siedemnasta pasi? A i wyślę po was Kubę, bo ma szlaban na alko, więc się poświęci, a ty jakiegoś koniaczka wypijesz.
- Pewnie, daj znać czy i o której.
- Nara.
Nagadowski prawie zasypiał, kiedy usłyszał powiadomienie o SMSie.
„Jutro o 17.00 u mnie. Bez kolacji, sorry….”

********

Następnego dnia rano zmęczyli się równie dobrze jak w sobotę. Kiedy kończyli śniadanie Nagadowski oświadczył:
- Wychodzę, będę na obiad… aha, na obiedzie będzie też doktor Kamiński, może przyjść trochę wcześniej. Mówił, że najwyżej ci coś pomoże.
I wyszedł. Kozubski z nudów obrał ziemniaki, natarł czosnkiem i ziołami udka z kurczaka i postawił na zupę. Wziął sobie laptopa do kuchni, bo bał się, że jeśli wyjdzie to coś wykipi czy się spali. Siedział i czekał. Przeglądał internet. Po tym, co się wydarzyło wczoraj, szukał też coś o soundingu kutasów. Nie wyglądało to jakoś źle i sam się dziwił, że tak spanikował. Zaglądał czasem do garnka i siedział przez kompem. Nagle usłyszał dzwonek. Wyszedł otworzyć drzwi. W nich pojawił się zapowiadany lekarz.
- Cześć Wojtek, mam nadzieję, że pan Jacek mnie zapowiedział?
- Tak, proszę wejść panie doktorze - przepuścił go i starając się podtrzymywać rozmowę, kontynuował - co prawda Pan Jacek powiedział, że przyjdzie na obiad, czyli o pierwszej, a ja się zajmuję obiadem…
- To może ci w czymś pomogę, co?
- No, nie wiem, panie doktorze. Właściwie wszystko już mam poza sałatką. Zupa się gotuje, udka za niedługo trzeba wstawić do piekarnika, a ziemniaki mam już obrane, tylko postawić na gaz - odpowiedział Wojtek
- To dobra, ja się biorę sałatkę, powiedz mi tylko co chciałeś i daj mi elementy - zaoferował się kiedy wchodzili razem do kuchni.
Widząc laptop na stole, obrócił go do siebie i kliknął. Komputer nie miał hasła, bo master sobie tego nie życzył. Kiedy na wyświetlaczu pojawiły się otwarte strony, których większość przedstawiała kutasy z wsadzonymi prętami, Kamiński otworzył oczy szeroko i popatrzył na blondyna, który stał całkiem czerwony na twarzy. Lekarz popatrzył na chłopaka i powiedział:
- Wydaje mi się, że wrażeń seksualnych ci nie brakuje z twoim dominem, dlatego węszę tu jakiś problem, hmm?
Wojtek westchnął głęboko.
- Nie wiem czy powinienem z panem o tym rozmawiać - odpowiedział smutno.
- Daj spokój Wojtek, przecież mi ufasz i już cię wyciągnąłem z większego gówna, właściwie to was obu. Dawaj.
Wojtek opowiedział całą wpadkę z sondą i jak się fatalnie czuł z tym, że zawalił i że Jacek go pociesza, ale on nie bardzo mu wierzy…
- Młody, daj spokój. Nie stała się żadna tragedia. Ja co prawda, nie wiem, co wy widzicie w tych waszych zabawach i w jakiś sposób ból może być podniecający, ale skoro obaj tego chcecie, to raczej Jacek spieprzył, że z tobą tego nie obgadał. Po prostu niespodzianka mu nie wyszła i tyle. Poza tym, ty się dopiero tego wszystkiego uczysz, więc nie wyrzucaj sobie… Naprawdę. W dodatku twojemu panu na tobie strasznie zależy, więc podejrzewam, że on ma większe wyrzuty sumienia, niż ty… wrzuć na luz, po prostu. Brrr - spojrzał na komputer z obrzydzeniem.
- A tak… jako lekarza, mogę zapytać, czy to może być niebezpieczne? - z kolei on spojrzał wymownie na komputer
- Nie, raczej nie.
- A boli?
- Sam wiesz, że ból, to w większej części problem mózgu. Pewne jest, że w zależności jak jest gruba, będzie poczucie rozpierania i może jeśli masz jakieś zwężenie, to może trochę poranić. Ale to nie będzie nic poważnego. Istotne jest, żeby zrobić to w miarę czysto, bo można sprawić sobie jaką infekcję dróg moczowych.
- Pan Jacek to robił w lateksowych rękawiczkach.
- No widzisz? Pewnie i same sondy były sterylizowane. W sumie to od ciebie zależy czy chcesz.
Potem zabrali się do pracy, bo pierwsza zbliżała się nieubłaganie. Kończyli obiad, Lekarz nakrył do stołu w salonie. Kilka minut po pierwszej pojawił się i brunet.
- No jak tam, dawno przyszedłeś - zwrócił się do Kamińskiego.
- Tak, że zdążyliśmy z Wojtkiem z obiadem i nawet krótką pogawędkę medyczną…
- O! Na jaki temat?
- Bezpieczeństwa seksu SM.
Brunet zrobił bardzo zdziwioną minę, spojrzał na obu. Grzegorz uśmiechnął się promiennie, a Wojtek zrobił zakłopotaną minę. Zjedli dobry obiad, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zresztą rozmowa toczyła się głównie między dwoma przyjaciółmi. Kozubski odzywał się w sumie tylko pytany wprost. Po obiedzie poszli na długi spacer odprowadzając doktorka do domu. Wrócili już autobusem. Kiedy weszli do domu, Jacek zakomunikował w korytarzu:
- Na siedemnastą jedziemy do Pana Darka, wiesz którego. Kuba po nas przyjedzie za dwadzieścia. Hmm, przede mną nie powinieneś mieć tajemnic, nie?
Uległy kiwnął głową.
- To o czym rozmawiałeś z doktorem?
Wojtek zawstydzony spuścił głowę:
- No, bo… ten. Jak się gotowało to wziąłem laptopa do kuchni szukałem czegoś no…
- O soundingu, co?
Cwel kiwnął głową:
- I kiedy pan doktor wszedł ze mną do kuchni zajrzał do kompa i zobaczył i zapytał z czym mam problem. No i mi wyjaśnił.
- Nastraszył cię czy cię uspokoił?
Uspokoił…no…
Jacek podszedł do podopiecznego, pogłaskał go po głowie a potem poczochrał mu włosy.
- Będzie dobrze, zobaczysz, nic się nie przejmuj.
Odszedł i wszedł do swojego pokoju. Do wyjazdu zostało niecałe pół godziny. Punktualnie za dwadzieścia pięć piąta zadzwonił domofon. Wojtek, ponieważ był bliżej odpowiedział:
- Kuba, po pana Jacka i ciebie.
- Zaraz schodzimy - odłożył słuchawkę, podchodził do drzwi pokoju Nagadowskiego, kiedy ten stanął w nich gotowy do wyjścia.
- Kuba już jest proszę Pana.
Szybko wyszli i wsiedli do samochodu. Kilka minut po piątej byli na miejscu. Ku zdziwieniu blondyna, okazało się, że jest i Piotr z Mikołajem. Wszyscy siedli w dużym pokoju. Wojtek był pierwszy raz u Pana Darka. Mieszkanie miało zupełnie inny charakter niż to, w które oni zajmowali. Widoczny był lekki bałagan, było bardziej kolorowo i eklektycznie. Taki misz-masz. Kiedy wszyscy się usadowili, każdy pan miał obok siebie swojego cwela. Wojtek czuł się trochę niezręcznie i nieswojo. Rozmowę zaczął Darek zwracając się do Jacka:
- Co ten twój cwel taki jakiś nie w sosie?
- Mieliśmy małą przygodę i zmartwił się, że jest wystarczająco dobry, jako uległy.
Wojtek popatrzył z wielkim wyrzutem na bruneta, który zapytał go:
- No co, pan Darek pyta, więc odpowiadam, jeśli ty nie chcesz.
- Bo jest mi wstyd - powiedział chcąc się schować w ramionach Pana. Jacek objął go czule i przycisnął, potem dodał:
- Młody, popatrz na wszystkich nas w pokoju. Nie ma tu nikogo, kto by nie miał jakiejś wpadki w zabawach SM. Wszyscy mieli i to niejedną.
- Młody! - odezwał się gospodarz - popatrz na mnie! Co widzisz? Dużego faceta, wytatuowanego, pewnego siebie. Wszyscy, którzy mieli ze mną do czynienia mówią, że jestem ogier. Trzy razy podczas każdej zabawy to jest pewne. Nierzadko cztery, a przy dobry wiatrach nawet pięć w kilka godzin. Kiedyś z Kubą jesteśmy maksymalnie najarani. Jesteśmy po pierwszym orgazmie, krótki odpoczynek, znowu dajemy czadu. Ja go napierdalam czymś, założyłem mu klamerki na sutki i z niepokojem patrzę, że mój kutas ani drgnie. Cwel widząc mój problem chce mi obciągnąć, żeby stanął, a tu, kurwa nic. To było na początku naszego układu, więc sobie wyobrażasz jak się czułem? Kurwa i co? Wiesz, tylko w pornolach wszystko chodzi jak w zegarku, tyle, że oni to kręcą i montują, a w życiu różnie wychodzi.
Potem każdy z nich opowiedział jakieś wpadki podczas seksu. Także związane ze strachem, lękiem. Trwało to prawie trzy kwadranse. Śmiali się nawzajem z siebie, uczestnicy zabaw dopowiadali sobie szczegóły… Kiedy skończyli Kozubski zwrócił się w stronę Pana z oczekiwaniem, że on też coś powie.
- Młody, też nie jestem ideałem. Oni znają niektóre moje kiksy i chwile wstydu. Opowiem ci innym razem, co? Prywatnie, ze szczegółami - powiedział się uśmiechając się zalotnie
- A teraz proponuję się rozdzielić. Masterzy zostają, a cwele idą do drugiego pokoju.
Zrobiło się małe zamieszanie, które wykorzystał Jacek wyciągając Wojtka do korytarza:
- I jak Wojtek, mam nadzieję, że pomogło. co? Ukartowałem to, ale miałem wrażenie, że jak ci mówiłem, że nic się nie stało, nie byłem przekonujący.
Wojtek przytulił się do piersi pana i powiedział tylko „dziękuję”, bo wołali go już Kuba i Mikołaj.
O pół do siódmej Kuba miał ich odwieźć do domu. Kiedy wsiedli do auta, brunet zarządził:
- Kuba, odwieź nas do doktora Kamińskiego.
- Dobrze
Po chwili dotarli do mieszkania lekarza, który jak się okazało zaprosił ich na kolację.
- Cześć, wejdźcie.
- Cześć - odpowiedział Jacek
- Jacek, ty już znasz Zuzię, ale pozwól, że przedstawię ją Wojtkowi - i zwracając się do Kozubskiego powiedział - Wojtek, pozwól, moja siostrzenica, Zuzia, Zuzia to jest Wojtek, podopieczny Jacka, on jest jego opiekunem prawnym.
- Wow, nie wiedziałam.
Usiedli zaraz do stołu. Nie była to jakaś wystawna kolacja, ale bardzo smaczna. Widać było smaki lekarza i jego zamiłowanie do zdrowego jedzenia. Pyszne, proste sałatki, razowy chleb, wiejskie wędliny…
- No więc, Zuzia, wpadła na chwilę, szczerze mówiąc interesownie, do wujka, lekarza, ale kiedy nieopatrznie się zdradziłem, że przyjeżdżacie, uparła się, że musi poznać Wojtka. Jest rok młodsza od ciebie - zagaił gospodarz
- No właśnie - odezwała się dziewczyna - słyszałam, że Jacek kogoś ma, to kiedy wujek mi powiedział, że przyjeżdżacie, musiałam cię zobaczyć. Chodzisz do drugiej klasy, nie?
- Tak, do technikum mechanicznego - odpowiedział grzecznie.
- Super, skoro jesteś gejem - bez zahamowań kontynuowała Zuzia - to może byś kiedyś potrzebował dziewczyny jako przykrywki, to ja się chętnie zaoferuję…
- Zuzia, przestań. Wiem, że jesteś bezpośrednia, ale trochę kultury - zaczął strofować siostrzenicę Grzegorz.
- Wujek, nie lepiej od razu wiedzieć na czym się stoi, niż krążyć naokoło.
Nagadowski z zainteresowaniem przyglądał się tej scence. Nigdy nie widział jak jego podopieczny zachowuje się wobec dziewczyn. Blondyn natomiast po pierwszym szoku uśmiechnął się i nabrał odwagi. Dziewczyna zrobiła na nim dobre wrażenie. Postanowił odpowiedzieć na propozycję:
- A wiesz co, że to może być pomysł. Właśnie w piątek kumpel z klasy mnie zaprosił na osiemnastkę i to z osobą towarzyszącą, to nie musiałbym już szukać, bo wiesz… - zrobił znaczącą minę wskazując głową na Jacka. Impreza jest w połowie maja. Poszłabyś ze mną?
- Jasne, dla formalności zapytam jeszcze mamy, ale ona jest luzacka, nie powinno być żadnych problemów. Wymienimy się numerami, to ci dam znać.
- Tylko, wiesz, nie wiem czy to nie będzie dla ciebie problem, że ja opuszczam imprę o pierwszej w nocy.
- Co? Dlaczego?
Tu wkroczył do akcji brunet:
- Wiesz Zuzia, ja nie jestem taki luzacki jak twoja mama. Mam inne zasady, ale w pakiecie mogę ci zaoferować odwiezienie do domu, co ty na to?
- Chętnie skorzystam, ale i tak myślę, że jesteś porąbany.
Jacek uśmiechnął się szyderczo. Znał dziewczynę trochę i wiedział, że jest niegroźna. W dodatku lubiła gejów i nie miała z tym żadnych problemów. Poza tym, to mogło być super rozwiązanie, żeby nie trzeba było kombinować dlaczego młody nie ma dziewczyny.
Reszta kolacji minęła w super atmosferze żartów i luzu. Nawet Nagadowski dał się wkręcić. Kozubski z kolei odkrył inne oblicze doktorka. Po kolacji, o dziwo do sprzątania rzucili się Kamiński z Masterem. Chyba po prostu chcieli dać chwilę młodym, żeby się lepiej poznali. Było jakoś koło dziewiątej kiedy dojechali taksówką do siebie. Rozebrali się z kurtek i butów. Młody myślał, że to koniec dnia i zapytał:
- Czy to wszystko, proszę pana.
- Nie, jeszcze nie… Idź do siebie, weź prysznic i zrób lewatywę i przyjdź do dużego pokoju. Zaraz tam przyjdę.
Sam wszedł na chwilę do łazienki pod prysznic. Wyszedł z niej w spodniach od dresu i czekał na cwela. Kiedy ten dołączył, podszedł do Pana, do kanapy. Ten go odwrócił tyłem do siebie, popchnął go, żeby się pochylił. Sam uniósł biodra i ściągnął swoje spodnie dresowe i wyciągnął swojego kutasa. Potem opuścił spodnie cwela do kostek i zaczął pieścić szparę. Najpierw dmuchał prosto na otwór, potem zaczął ją lizać lekko, drugą ręką powoli masturbując siebie. Potem polizał swój kciuk i zaczął przepychać się przez zwieracze. Wreszcie nalał lubrykantu na palce i zaczął wkładać, powoli dodając drugi i trzeci. Jednocześnie nie przerywał pobudzania swojego kutasa. Kiedy uznał, że wystarczy odwrócił Wojtka przodem do siebie i polecił:
- Nabij się na mnie! Po swojemu… może być od razu, może być powoli, jak chcesz. W swoim rytmie.
Wojtek poczerwieniał z podniecenia. Jacek pomógł mu trafić na sterczącego drąga. Kiedy poczuł go na swoim otworze zaczął dość mocno naciskać. W momencie jak poczuł na swojej dupie jaja mastera zaczął się poruszać, najpierw wolno, niepewnie. Ale poczuł, że nic nie boli i znacznie przyspieszył. Brunet cały czas uważnie patrzył na chłopaka. Jego twarzy czerwieniała, oddech przyspieszał. Widać było, że jest zrelaksowany i coraz bardziej rozanielony. On sam poddał się też pożądaniu i współpracował z ruchami młodego, wbijając się coraz mocniej w dziurę cwela. Obaj zaczęli sapać, a potem krzyczeć. Jacek ujął drąga blondyna i pomógł mu ręką. Po chwili z gardeł obu mężczyzn wydobył się stłumiony krzyk. Obaj przylgnęli do siebie, szczęśliwi.
- Chodź, zaniosę cię, nabitego na mnie, do łazienki - szepnął Jacek śmiejąc się.
Kiedy wstawał z nabitym na swój flaczejący już kutas cwelem, obaj śmiali się do rozpuku. Umyli się, wysuszyli, wciągnęli na siebie spodnie od dresu. Już się chcieli właściwie żegnać na dobranoc, kiedy Nagadowski niby poprawiając mokre włosy blondyna, uśmiechnął się i zbliżając głowę do jego twarzy, powiedział:
- To było cudowne uczucie, patrzeć jak byłeś wyluzowany i szczęśliwy przed chwilą. Chciałbym, żeby zawsze taki był.
Młodszy przyłożył głowę do piersi Jacka odpowiedział: - Jestem szczęśliwy z panem.
- Młody, co ty ze mną robisz? Kurwa, w życiu takich rozmów nie przeprowadzałem… z nikim. Strasznie mi na tobie zależy. Cieszę się z każdego twojego sukcesu, z każdego osiągnięcia, z tego, że coraz lepiej gotujesz, że jest coraz lepszy z anglika… smutno mi, kiedy jesteś zamyślony i negatywnie myślisz o sobie. Podglądam cię… tak, żeby cię kontrolować, ale też jestem ciekawy co robisz, Kiedy jadę myślę, co robisz, jak się czujesz. Pewnie moi przyjaciele ci mówili, że się zmieniłem… Muszę przyznać im rację… nie przychodzi mi to łatwo… i to z twojego powodu się zmieniam… po prostu po raz pierwszy mogę żyć dla kogoś… Ja pierdolę, nie wierzę, że to mówię, ale tak to czuję…
Wojtek odsunąwszy się trochę patrzył jak skamieniały.
- Gdyby nie pan, nie byłbym taki… Wiem, że czasem myślę, że jestem beznadziejny, ale jeśli coś się zmienia, to przez pana… sorry, że to powiem… Moi rodzice mnie bardzo kochali, ale nigdy mi nie powiedzieli, że są ze mnie dumni… Pan mi to ciągle powtarza. Tata, jak mnie zlał, nigdy mnie nie przytulił, nie powiedział, że jest już OK, pan to robi cały czas, to jest super…
Zaległa cisza, cudowna cisza.
- Młody… spać… nie rozwiążemy dzisiaj wszystkich problemów, a poza tym, nie chciałbyś, żebym jutro zasnął za kierownicą… co? Ja bym nie chciał, żebyś zasnął na lekcjach… O jedno chcę cię prosić i siebie też… Nie spieprzmy tego, co?
- Też tego bardzo chcę… to, co… dobranoc?
- Dobranoc.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 0:42, 04 Kwi 2018    Temat postu:

bardzo Mi się podoba ta relacja pomiędzy Jackiem a Wojtkiem, Panem a Cwelem to że nie jest to tylko sprawa seksu i wykorzystania cwela a bardziej takie już relacje jak w rodzinie, jak pomiędzy Ojcem a synem oraz to że umieją ze sobą tworzyć parę do zabaw seksualnych. Sam bym chciał tak mieć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Pon 21:10, 09 Kwi 2018    Temat postu:

Minął już ponad tydzień od nieudanej sesji. Poniedziałek minął Wojtkowi bardzo spokojnie. Udało mu się nawet dostać dwie dobre oceny. Jacek za to miał dzień bardzo nerwowy. Kłopoty w samej pracy i obawy czy niespodzianka, jaką przygotował dla podopiecznego się uda. Niby wszystko przygotowane, ale wyszło kilka niespodziewanych problemów. Może niedużych, ale wszystko razem powodowało spore napięcie. W dodatku był w trasie i do jutra był zdany tylko na telefony. Wybrał numer cwela:
- Cześć cwelu, jak tam mija dzień - starał się nie okazywać jaki jest wkurwiony.
- Dobrze proszę pana, ale po pana głosie, mam wrażenie, że jest pan zdenerwowany. Coś się stało?
Nagadowski zdziwiony wyczuciem Kozubskiego odpowiedział:
- Takie tam, problemy w pracy… nieważne, nic co ciebie dotyczy - kłamał - ty jesteś moją dumą, cwelu. Mam sprawę. Na długi weekend majowy wyjeżdżamy na pięć dni. Wysłałem ci mailem co masz mi przygotować na wyjazd. Jeśli coś jest brudne albo nieuprasowane, to masz czas jeszcze to zrobić. Rozłóż to na moim łóżku. Jak przyjadę do domu się przebrać, to spakuję. Gdybyś czegoś nie rozumiał z maila to dzwoń. Ty też się spakuj. Może bierz nic ciepłego, najwyżej coś od deszczu. Jasne?
- Tak, proszę pana, a gdzie jedziemy?
- Niespodzianka, nie chcę ci jeszcze zdradzić. Zrobiłeś to, co cię prosiłem?
- Tak jest, proszę pana. Załatwione.
- OK. Jutro zwolniłem cię coś po dwunastej. Jak będzie już obiad na stołówce, to zjedz, a jak nie to odmroź coś i podgrzej. Postaram się być wcześniej. Będziemy w kontakcie, OK?
- Dobrze proszę pana.
Tylko rób coś dzisiaj popołudniu. Ucz się, zrób zadania na po tym weekendzie, bo wracamy późnym wieczorem. Nie leń się i chatę ogarnij… No…
- Przykro mi, że pan jest taki zły. Gdyby pan tu był, pewnie coś mógłbym poradzić, żeby pana odstresować…
- Hehe… good boy… nie przejmuj się, przejdzie mi. Mam nadzieję, że wycieczka mnie odstresuje, a tobie się spodoba.
- Na pewno.
- Dobra, do roboty, jak coś to dzwoń - i rozłączył się.
Blondyn po telefonie dostał powera. Sprawdził maila od opiekuna. Sprawdził czy wszystko, czego chciał jest czyste. Okazało się, że dwie koszule, jego ulubione trzeba przeprać, a spodnie uprasować. Nastawił pranie, uprasował i poszedł się uczyć. Zjadł coś, znowu zabrał się do pracy. Posprzątał, co mógł. Tuż przed dwudziestą drugą wziął prysznic i kładł się do łóżka, kiedy usłyszał motyw Master of Puppets Metaliki ustawiony jako dzwonek Pana.
- No, jak tam młody. Ogarnąłeś się?
- Tak, proszę Pana.
- Masz wszystko do mojej walizki?
- Tak jest, proszę pana.
- Nie miałeś żadnych wątpliwości?
- Nie proszę pana. Mail był bardzo jasny.
- A ty już spakowany?
- Pozwoliłem sobie, proszę pana, zrobić podobnie i rozłożyłem moje rzeczy na łóżku w małym pokoju, jeśli to nie problem…
- Nie - uśmiechnął się do telefony brunet - spoko. Chciałem tak pogadać trochę po chujowym dniu. Widziałem, że bierzesz prysznic, dlatego zadzwoniłem. Dobry chłopiec, że idziesz spać punktualnie.
- Staram się być dobrym, posłusznym cwelem, proszę pana.
- No i idzie ci dobrze. Czasem jakiś kiks, ale generalnie jest OK… Dobra, idź spać już. Ja też padam na twarz.
- Dobranoc, do zobaczenia jutro, proszę pana.

***************

Kozubski wracał w podskokach ze szkoły. Obiadu jeszcze nie było, a Nagadowski wysłał mu SMSa, że będzie wkrótce w domu. Prosto z przedpokoju wszedł do kuchni, wyciągnął z zamrażarki schabowe, a z lodówki sałatę i pomidory. Schabowe włożył do mikrofali na rozmrażanie i wyszedł się rozpakować, wziąć prysznic z lewatywą. Nigdy nie wiadomo. Potem zaczął się pakować do walizki. Ciągle nie wiedział, gdzie jadą. Około pierwszej nagle zazgrzytał zamek w drzwiach. Wszedł widocznie spięty gospodarz:
- Cześć cwelu, jak się masz? Gotowy do drogi? - starał się trzymać fason.
- Tak, proszę pana, właśnie pakuję walizkę, ale pan jest jakiś zdenerwowany…
- Kurwa, jestem…
- To może chociaż trochę mógłbym pomóc? - zapytał znacząco blondyn
- Poczekaj, niech się obmyję, to może trochę zejdzie ze mnie, inaczej boję się, że cię zajebię…
Rozebrał się w trakcie tej dziwnej rozmowy i wszedł do łazienki. Brał drugi prysznic, bo choć potrzebował seksu, nie chciał wyżywać się na chłopaku i tak chętnym, żeby sobie ulżył. Kiedy wyszedł młody już zamykał walizkę.
- No to chodź tu, chętny cwelu.
Uległy nie był pewny czego chce Pan.
- Chodź tu, nie mam chyba siły na pełne ostre jebanie, wyjebie cię w mordę. Tylko przygotuj się, bo będzie chyba ostro…
Rzeczywiście, ponieważ wyszedł z łazienki nago, kiedy tylko Kozubski ukląkł przed Nagadowskim, też od razu włożył mu do ust. Poczekał aż kutas stanie mu trochę. Młody starał się bardzo. Kiedy już był wystarczająco sztywny, mocne dłonie Mastera ujęły głowę cwela i zaczęły nadawać rytm. Ostry rytm. Jebał go jak sukę. Ponieważ był spragniony seksu, doszedł dość szybko. Kiedy potoki spermy zalewały gardło i usta Wojtka, Jacek oddychał jeszcze szybko. Po chwili starszy podniósł partnera, objął za szyję, przycisnął do siebie i szepnął do ucha:
- Przepraszam, że tak ostro, ale byłem strasznie wkurwiony, dzięki…
- Nic się nie stało. Mam nadzieję, że pomogłem.
- Masz coś do żarcia. Ciebie już nakarmiłem białkiem wysokiej jakości, ale ja też czegoś potrzebuję… - zażartował dając dowód, że humor mu się poprawił.
- Tak, będzie za dwadzieścia minut.
- OK. To ja sprawdzę rzeczy i spakuję walizkę.
Kiedy zjedli obiad brunet dał znak do wyjścia. Taksówka czekała już na nich na dole. wjechali na autostradę i młody dalej nie wiedział, gdzie jadą, a bał się zapytać. Kiedy skręcili na lotnisko Balice, domyślił, że gdzieś lecą, ale dalej nie wiedział. Do momentu, kiedy Pan wręczył mu wydrukowaną kartę pokładową. Spojrzał i nie wierzył - Rzym.
- Do Rzymu???!!! - wykrzyknął Wojtek do opiekuna
- Tak, tu niespodzianka się w dużej części kończy - uśmiechnął się Jacek
- Ale super niespodzianka!!!
Kiedy przeszli przez kontrolę po chwili okazało się, że nie lecą sami. Dwie inne znane mu już pary, też leciały z nimi. Okazało się, że Mikołaj, cwel Piotra jako nastolatek jeździł na wakacje do Włoch, do swojej mamy, która tam pracowała i całkiem dobrze mówi po włosku.
Zanim po wylądowaniu dotarli do hotelu było już całkiem późno. Zamieszkali w małym hotelu Nizza w samym Rzymie, niedaleko stacji metra. Wszyscy byli zmęczeni, ale i głodni. Mikołaj zapytał więc w recepcji o jakąś knajpkę w pobliżu. Trafili do pizzerii. Kiedy późnym wieczorem wrócili do hotelu, byli tak zmęczeni, że od razu usnęli. Rano, to znaczy około dziewiątej, pojawili się na hotelowym śniadaniu.
- To co proponujesz na dzisiaj Mikołaj? - zapytał radosny od rana Jacek
- Dziś proponuję omijać centralę Kościoła, bo dziś jest audiencja, więc ludzi co nie miara. Przejdziemy się po starym mieście… wiecie Koloseum, Forum Romanum, Circus Maximus, i te okolice… obiad na mieście i późnym popołudniem powrót tutaj, a potem trochę Roma by night z dobrą pizzą. Może być?
Wszyscy się zgodzili. Po chwili na przebranie zeszli na dół i wyruszyli na spacer. Wszędzie było blisko więc chodzili na piechotę. Było przyjemnie ciepło. Jeszcze nie upały, ale już bermudy i krótki rękaw były jak najbardziej komfortowe. Chodziło się bardzo fajnie. Mikołaj powalał swoją wiedzą o Wiecznym Mieście. Nagadowski, jako nadworny historyk, często coś dopowiadał. Było już koło czwartej po południu, mieli powoli wracać, żeby trochę odetchnąć, kiedy Darek obejrzał się i zapytał:
- Jacek, a gdzie ty swojego młodego zgubiłeś?
- Jak to, kurwa, zgubiłeś? - odezwał się brunet
- No, nie ma go w polu widzenia.
Faktycznie Kozubskiego nigdzie nie było. Master wybrał jego numer, ale od razu włączył się komunikat po włosku, chyba, że jest poza zasięgiem. Nagadowskiemu ciśnienie szybko podskoczyło. Zaczął bluzgać, ponaglać do szukania podopiecznego. Piotr, najstarszy z nich próbował go uspokoić.
- Jacek, wyluzuj, Umówmy się tak; Mikołaj i Kuba przejdą się trasą jaką przeszliśmy ostatnią godzinę, bo wcześniej przecież był, nie? - Jacek kiwnął głową potwierdzając - a my tu poczekamy w cieniu. Jak się nie znajdzie, to przecież jest duży chłopiec, jakoś trafi do hotelu…
- Ale on jest pierwszy raz zagranicą…
- No to co, przecież świetnie zna angielski… i nawet coś łapał z włoskiego. Wyluzuj.
Ekipa poszukiwawcza wróciła po trzydziestu pięciu minutach, dość zmęczona, ale nie znalazła zguby. Jacek zdenerwowany i wściekły na młodego szedł z tyłu ekipy. Kiedy tylko weszli do foyer hotelu, zobaczyli wstającego na ich widok blondyna. Nagadowski bez słowa podszedł do recepcji, wziął klucz i suchym tonem odezwał się do podopiecznego:
- Marsz do pokoju! - i podążył za nim.
Reszta grupy nawet nie śmiała się odezwać. Wszyscy poszli do swoich pokoi. Kiedy tylko przekroczyli próg pokoju i Jacek zamknął drzwi, od razu podniesionym głosem zapytał:
- Masz coś na usprawiedliwienie? Możesz to jakoś wytłumaczyć?
Zapadła cisza. Atmosfera zrobiła się gęsta.
- No słucham! Chętnie poznam twoją wersję, cwelu? - dopowiedział ironicznie - choć wątpię, żeby mnie przekonała.
- Przepraszam.
- Dobrze, od tego trzeba zacząć - przerwał mu master.
- Bo chłopaki mi mówili, że lody we Włoszech są bardzo dobre… i kiedy tak panowie stali i rozmawiali chwilę, zobaczyłem elegancką lodziarnię i chciałem sobie kupić lody. Myślałem, że to będzie szybko, ale akurat tego smaku jaki chciałem zabrakło i chwilę trwało, zanim przynieśli, a ja … już zapłaciłem… no i jak wyszedłem to was już nie było i nie wiedziałem, gdzie poszliście.
- A co z komórką? Dlaczego jest wyłączona?
- Wczoraj, chyba ze zmęczenia, zapomniałem jej podłączyć i padła… Ja naprawdę nie chciałem… nie chciałem robić kłopotu i denerwować Pana.
- No i nie udało ci się, cwelu - skomentował Jacek, ale już wyraźnie spokojniejszy.
- Wiesz, co teraz będzie?
Kozubski pokiwał twierdząco głową.
- Co? - zapytał, domagając się odpowiedzi.
- Lanie, proszę pana.
- Zdejmuj spodnie i kładź się na rogu łóżka! I liczysz, zrozumiano? - nakazał
- Tak jest, proszę pana.
Usłyszał charakterystyczny dźwięk wyciągania pasa ze spodni i po chwili spadło pierwsze uderzenie. Było mocne, nawet bardzo mocne.
- Jeden.
Potem kolejne. Każdy mocny. Wojtek miał nadzieję, że nie będzie ich za dużo, albo, że z czasem bedą lżejsze, ale kolejne razy nie potwierdzały jego nadziei. Do dwudziestego piętego, nawet do trzydziestego jakoś szło. W końcu był przyzwyczajony. Standardowa „dawka” u Pana wynosiła dwadzieścia pięć. Później było już gorzej, ale dawał radę. Wiedział, że opiekun chce, żeby był twardy, więc się starał. Kiedy doszli do pięćdziesięciu, myślał, że już koniec. Okazało się, że nie. Przy sześćdziesiątym głośno stęknął.
- Wytrzymaj, młody, nie pękaj! - odezwał się już trochę zasapanym głosem master.
- Sześćdziesiąt jeden
- Sześćdziesiąt dwa
- Sześćdziesiąt trzyyyyy
Po następnym chwila ciszy, stęknięcie i:
- Sześćdziesiąt cztery
- Sześćdziesiąt…. pięć - dodał cichym głosem Wojtek
Jak się okazało to był ostatni pas. Dupa zaczynała pulsować. Może już kiedyś dostał tyle, ale to było bardzo dużo. Po chwili ciszy, Pan ujął go za ramię i cicho powiedział:
- Wstań, młody.
Kozubski wstał, obrócił się w stronę bruneta, ten podszedł, wyciągnął raniona i przycisnął go do siebie, szepcząc do ucha:
- Już dobrze, OK, jest OK Wojtek. Bałem się o ciebie, wiesz?
- Wiem i przepraszam.
Odsunęli się trochę od siebie. Na policzkach Wojtka spływały łzy. Jacek otarł je delikatnie i znowu przysnął do siebie.
- Przeprosiny przyjęte. Już dobrze. Nie rób mi tak więcej, OK?
Młody oparty o szyję bruneta kiwał twierdząco głową i potwierdzał:
- Nie będę, obiecuję… Nie spodziewałem aż tak dużo - dodał z żalem.
- Myślisz, że nie zasłużyłeś?
- Na pięćdziesiąt na pewno.
Nagadowski odsunął się nieco do młodego i wyjaśnił:
- Te piętnaście było za mój wstyd. Wstyd, że mój cwel nie jest mi posłuszny i samowolnie się oddala bez pozwolenia, rozumiesz?
- Tak. Teraz jasne.
- To OK…..
Chwilę tak stali w uścisku. Po czym starszy dodał:
- Wiesz, znowu pokazałeś, że jesteś twardziel. To był ostry łomot i dałeś radę. Gdybym wiedział, że nie dasz już rady już, nie biłbym cię więcej. Ale naprawdę, młody, zasłużyłeś.
- Wiem, wiem. Poprawię się. Nie gniewa się pan już.
Nagadowski znowu spojrzał w twarz podopiecznego i z uśmiechem powiedział:
- Nie, nie. Wszystko OK. Tylko wiesz, co, nie psujmy sobie więcej fajnej wycieczki, co?
- Już nie będę.
- Dobra, połóż się, posmaruję ci dupę, bo inaczej się krwiaki zrobią.
Po czym wyciągnął ze swojej walizki żel przepisany przez Kamińskiego. Posmarował czerwone, a miejscami nawet granatowe pośladki Wojtka. Potem położył się na łóżku obok niego.
- Odczekaj trochę, żeby się wchłonął…
Leżeli tak patrząc w milczeniu na siebie. Co jakiś czas uśmiechali się do siebie. W końcu starszy przyciągnął młodego do siebie i przycisnął do piersi. Potem pocałował w głowę.
- Dasz radę iść z nami wieczorem?
- Chciałbym bardzo. Wiem, że to lanie było za karę, ale może z jakimś przeciwbólowym dam radę. Już i tak panu i innym zepsułem zabawę…
- Eh, ty draniu! - uśmiechnął się do niego Jacek - wiesz, że jak za karę, to powinno boleć, nie?
- Wiem, wiem - odpowiedział zrezygnowany.
- Ale dam ci, pójdziesz z nami, ale bez żadnego narzekania. Najwyżej wezmę jeszcze jedną tabletkę w razie czego. OK?
Wojtek uśmiechnął się i przycisnął do pana.
- No to się zbierajmy, co, bo będą na nas czekać.
W tej chwili rozległ się dźwięk dzwonka komórki Nagadowskiego.
- Tak, daj nam jeszcze kilka minut. Ogarniemy się po bolesnej pogawędce i zaraz będziemy - odpowiedział do słuchawki - A, młody, i portfel do zwrotu, skoro nie umiesz się powstrzymać, to teraz będziesz prosił pana.
Blondyn sięgnął do tylnej kieszeni bermudów i podał portfel z pieniędzmi, jakie dostał jako kieszonkowe. Jacek podał mu tabletkę przeciwbólową, poklepał po policzkach dobrotliwie i pociągnął do wyjścia. Na dole czekała już reszta grupy. Patrzyli na Wojtka z ironicznym uśmieszkiem. Poszli na pizzę, a potem połazili po mieście. W pewnym momencie masterzy oddalili się nieco od cweli, wtedy Kuba odezwał się ze współczuciem:
- Boli?
- Boli jak cholera… to po przeciwbólowym - odpowiedział.
- Nie mogłeś zostać w hotelu? - zapytał Mikołaj.
- Mogłem, pan Jacek mnie pytał, ale pozwolił zdecydować. Nie chciałem tracić i psuć wam zabawy. Już wystarczy, że mieliście popołudnie spieprzone.
- My nie, pan Jacek tak! Był nieźle wkurwiony, ale chyba bardziej bał się o ciebie. Lubi cię, nie?
- Chyba tak, robi się coraz czulszy. Nie, żeby nie bolało… co to to nie, ale chyba mu na mnie zależy.
- To widać. I chyba mu już przeszło - dodał znowu Kuba.
Potem byli już za blisko swoich masterów, żeby swobodnie rozmawiać. Wrócili do siebie po jedenastej. Kiedy się rozebrali, Jacek z uwagą obejrzał dupsko cwela.
- Mam nadzieję, że nie przesadziłem i nie spierdoliłem ci wyjazdu. Potem ci posmaruję jeszcze raz. Z tym dupskiem dasz poruchać?
- Proszę mi dać tę tabletkę, którą pan wziął na wszelki wypadek i za chwilę będę gotowy. Tylko muszę do łazienki.
- Ty, młody, nie bolało cię?
- Bolało, ale chcę być twardy.
- Nie pierdol. Mów, jak boli, Szkoda wyjazdu. Będę miał wyrzuty sumienia, że sam zorganizowałem niespodziankę i ci ją spierdoliłem.
- Jeśli już, to sam sobie ją… no wie pan… Zobaczymy jutro, ale dzisiaj naciąganie i ruch może pomóc… - uśmiechnął się wchodząc do łazienki.
Wymył się, zrobił lewatywę i świeży wyszedł z niej gotowy, a nawet spragniony seksu. Jacek wyminął go w drzwiach. Też się chciał odświeżyć. Po szybkim prysznicu wyszedł gotowy do akcji. Gotowy, bo jego długi kutas już stał na baczność.
- Odwróć się, to cię rozciągnę.
Cwel posłusznie przyjął postawę na pieska. Wkrótce palce nawilżone żelem przyjemnie rozciągały dziurę. Blondyn mimo lekkiego bólu, starał się współpracować jak potrafił.
- Obróć się na plecy, chcę widzieć, czy cię boli. Chcę cię widzieć. Połóż się na skraju łóżka, żeby jak najmniej dotykać dupą podłoża, OK?
Wojtek pokiwał głową. Jacek rozprowadził sporą ilość żelu po swoim kutasie i delikatnie wchodził w blondyna, obserwując uważnie jego reakcje. Ten zaś za wszelką cenę, chcąc poczuć bruneta w sobie, starał się nie pokazywać bólu. Powoli starszy wszedł na całą długość. Młody pokiwał głową, że jest OK. Z każdą chwilą ból ustępował miejsca rosnącej przyjemności. Zwłaszcza, że Jacek znając dobrze, tę dziurę, wiedział, gdzie szukać „przycisku” szczęścia. Kiedy pierwszy raz trafił, wielki krzyk wydobył się gardła cwela. Jacek słysząc to nakręcił się jeszcze bardziej. Nie zapominając, że młodego może boleć, starał się o to, żeby sprawić jeszcze większą przyjemność. Kiedy obydwaj doszli byli zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Jest pan niesamowity!
- Ty też, z granatowym dupskiem się ruchać, to jest coś.
- W pewnym momencie, zapomniałem, że coś mnie boli.
- A teraz, teraz nie tylko dupa, ale i dziura. Dawaj, posmaruję, bo jutro będziemy przecież chodzić.
- Jest pan bardzo troskliwy…
- Po prostu dbam o ciebie. To też jest moja rola, nie?
Wykończeni, szybko zasnęli.
Rano kiedy pojawili się na śniadaniu, powitały ich ironiczne uśmieszki pozostałych. Szczególnie, masterów. Piotr w pewnym momencie stwierdził:
- Dość hałaśliwe było to wasze godzenie się.
- Godzenie? - zapytał Nagadowski
- No, po wczorajszym - doprecyzował Darek.
- Panowie, nie wiecie wiele o naszej relacji. My się musimy godzić, bo my się na siebie nie gniewamy, nie młody.
Wojtek, w cudownym nastroju, mimo bólu dupska potwierdził:
- To prawda, pan Jacek załatwia sprawę mocno, szybko i potem jest od razu OK. Wczorajsze hałasy nie były godzeniem się… - dodał zawstydzonym, bo to głównie on krzyczał.
- Po twoich wrzaskach można wnioskować, że było dobrze! - skomentował Darek.
Twarz Wojtka nabrała koloru cegły.
- Dajcie mu spokój. Was też było słuchać, więc nie czepiajcie się młodego.
Drugi dzień wycieczki był poświęcony Watykanowi. Najpierw Muzea Watykańskie, potem bazylika św. Piotra w środku, a potem wjazd na kopułę. Wreszcie plac św. Piotra i via di Conciliazione aż do Zamku Anioła. W piątek wybrali się na plażę do Ostii i cały dzień opalali się i trochę pluskali w morzu, chociaż nie było jeszcze zbyt ciepłe. W sobotę pozostałe bazyliki, via san Giovanni, miejsce spotkań rzymskich gejów. Próbowali nawet wejść do któregoś z gejowskich klubów, ale wszędzie skrupulatnie sprawdzali wiek, więc z Kozubskim się nie dało. Wrócili więc do hotelu, po stosunkowo wczesnej kolacji. Jacek wziął cwela ostro, ale długo nie pozwalając mu się spuścić. Po krótkim odpoczynku uśmiechnął się do Wojtka i powiedział:
- Teraz trzeba jakoś zaradzić twojemu cierpieniu, co?
Wojtek uśmiechnął się i pokiwał głową twierdząco, przygryzając zalotnie wargi.
- Połóż się na plecach.
Podszedł do swojej walizki i ku zdumieniu Kozubskiego, wyciągnął z niej dwa krawaty. Przecież niepotrzebne im krawaty.
- Daj ręce do przodu!
Sprawnie związał my nadgarstki i przywiązał do szczebli łóżka na którym leżeli. Potem związał mu nogi w kostce i przywiązał do jednej z nóg łóżka. podniósł żel z podłogi, rozprowadził po swojej dłoni i delikatnie dotknął kutasa cwela. Ten drgnął natychmiast. Jacek wziął go w dłoń i zaczął posuwać energicznie. Nie trzeba było dużo, bo po wcześniejszym ruchaniu był pełen spermy, gotowy wystrzelić. Master bawił się z młodym długo. Kiedy ten prawie dochodził, przestawał i uśmiechał się złośliwie.
- Proszę, już chcę strzelić! - wołał błagalnie.
- Jeszcze nie, młody, jeszcze chwilę
- Ale boli, już nie mogę…
- Ty, taki twardziel?
- To niech mnie pan zleje pasem, ale pozwoli dojść, proooooszę… - płaczliwym głosem błagał Kozubski.
Kiedy wreszcie brunet się zlitował i doprowadził do wytrysku, ten był niesamowicie obfity, a blondyn odetchnął z ulgą. Leżeli chwilę spokojnie, w milczeniu. Po czym Jacek zaczął uwalniać uległego z więzów. Potem położył się obok niego, położył go na sobie na plecach. Obaj czuli bicie swoich serc.
- Jak ci się podoba wycieczka? - zapytał Wojtka.
- Super, dziękuję.
- Twoja dupa, gdyby mogła mówić, to by chyba tak nie wykrzyknęła, co?
- Miałaby pretensje tylko do właściciela, że tak spieprzył początek, ale nie do organizatora.
- Hehe, wiesz młody, jest dużo rzeczy, które robię pierwszy raz z partnerem, jeśli tak można to określić. Na przykład to, co teraz. Nigdy wcześniej nie leżałem tak z cwelem, z masterem zresztą też.
- I czuje się pan z tym dziwnie?
- Nie, całkiem spoko. Sam się dziwię, ale chcę tej bliskości z tobą. Wychodzi jakoś tak sama, niewymuszona. To przytulanie, na przykład, po laniu też tak samo wyszło, leżenie po sesji na moich kolanach podobnie. To coś nowego, wiesz? Chciałem tak pobyć z tobą, nie wiem, czy tak to określić, intymnie, bo jutro chłopaki chcą jakieś pijaństwo odstawić. A ty jak się z tym czujesz?
- Ja? Odjazdowo! Nie mam żadnego porównania, ale czuję, że taki układ mi odpowiada. Pan mnie ćwiczy, czasem boleśnie, ale dzięki temu się nie rozłażę, no i osiągnąłem to, co osiągnąłem. I pan się mną opiekuje, troszczy. Kiedy trzeba jest twardy i stanowczy, ale czasem, tak jak teraz, bliski, ciepły. Ciekawe, że czuję, że zawsze akceptujący.
- Z tym ostatnim się zgadzam w pełni. Jesteś, w jakiś dziwny dla mnie sposób, mi bliski i dla mnie cholernie ważny, wiesz. Wiesz, nawet jak przedwczoraj cię lałem, to były we mnie dwa uczucia, złość, że musiałem się tak bać o ciebie, i przekonanie, że chcę ci pomóc być odpowiedzialnym, bo kiedyś mnie zabraknie. Nawet jak cię muszę tłuc, to to jest dla twojego dobra. W dodatku ty to tak spokojnie przyjmujesz i nie masz focha, ale się cieszysz… hmmm
- Bo wiem pan, boli czasem bardzo. To ostatnie lanie było na granicy... mówiąc prawdę, jakby przyszedł jeszcze jeden albo dwa pasy, to chyba bym nie dał rady…
- Wiem, sorry przesadziłem, ale było mi też wstyd, kiedy pozostali mi wygadywali, że robisz coś po swojemu…
- Nie szkodzi… no i wiem pan, wiem, że zasłużyłem na lanie i pan mnie nauczył, żeby je przyjmować jak facet… Ale ważniejsze są dla mnie te momenty bliskości po laniu. To jest bezcenne… absolutnie cudowne… porównywalne chyba tylko z najlepszymi orgazmami, jaki mi pan zafundował… Głupie, nie, to znaczy na innym poziomie, ale tak bym to porównał.
Jacek odwrócił cwela i wpił się w jego usta. Ostro i gwałtownie się całowali. Chwilę tak leżeli, kiedy starszy odezwał się:
- Odwróć się, bo mnie pobudzasz, a nie ma już siły i byłaby tylko kicha z tego. Ty też już, po tym co ci zrobiłem, nie tryśniesz, więc szkoda porażki.
Jeszcze trochę tak leżeli, w końcu zmęczeni zasnęli. Była już zupełna cisza w hotelu i ciemno, kiedy Jacek połamany niewygodną pozycją się obudził. Nie chciał budzić uległego, ale obaj kleili się od spermy.
- Hej, młody, musimy się wykąpać.
- Nie mam siły, jutro rano - wymamrotał zaspany
Siarczysty klaps obudził go wystarczająco.
- Nie pozwalaj sobie za dużo. Dalej jestem twoim masterem i masz być posłuszny zrozumiano.
- Tak jest proszę pana, przepraszam.
Wzięli razem szybki prysznic i poszli spać.
W sobotę łazili trochę to tu, to tam, gdzie ich Mikołaj ciągnął, ale już bez specjalnego entuzjazmu. Kiedy wreszcie wrócili do „bazy”, zrobili porządną sjestę i cały wieczór siedzieli w pobliskiej knajpie. Wojtek, z racji wieku, pił tylko colę i soki, Nagadowski wypił kilka drinków, ale bardzo spokojnie kontrolował sytuację. Natomiast ich kompani tak się upili, że trudno ich było dostarczyć do pokoi.

Niedziela rano była dosyć leniwa. Trzeba było wyleczyć kaca. Jacek z Wojtkiem wykorzystali czas na bieganie i ćwiczenie. Później szybki obiad i podróż na lotnisko. Po odprawie okazało się, że ich lot ma dwie godziny opóźnienia.
- Kurwa, a tak dobrze szło - odezwał się nerwowo Darek
- Dobra, i tak nie mamy na to żadnego wpływu. Chodźmy gdzieś w kąt i pogadajmy o ostatnich dniach - zaproponował Piotr.
Wszyscy zgodzili się.
- Wiesz, Wojtek, pierwszą propozycją pana Jacka był Londyn, ale tam obok zabytków największą atrakcją są kluby gejowskie, a tam pilnują wieku, więc odpadło. Tak zresztą jak tu, nie udało się wejść do klubu. Może po twojej osiemnastce, co? - powiedział Mikołaj patrząc wymownie na Nagadowskiego.
- Zobaczymy, ale jak nam zginie w Londynie, to przejebane - powiedział dowcipnie brunet.
- A tobie, jak się podobało? - zapytał Wojtka wprost Darek.
- Bardzo, dzięki za towarzystwo, za wsparcie, za wyrozumiałość. Było super i sorry za mój wyskok.
- Ej, młody, nie przejmuj się. Zresztą twoja dupa chyba jeszcze pamięta ten wyskok.
Kozubski spalił cegłę i pokiwał głową. Jacek natomiast przycisnął go do siebie z wielką czułością i rozczochrał mu fryzurę. Tymczasem zauważyli, że ustawia się kolejka do samolotu. Szybko więc ustawili się. Wrócili zmęczeni i pełni wrażeń. Kiedy Jacek z Wojtkiem wrócili do domu, uległy rzucił się na szyję bruneta i zaczął go ściskać i całować.
- Dziękuję, dzięki, jest pan taki dobry dla mnie…
- Młody, spokojnie, ja też ci dziękuję, bo dzięki tobie czuję się szczęśliwszy. Nie rozstajemy się, więc chodźmy spać. Znajdziemy jeszcze czas, żeby pogadać.
- Oczywiście, proszę pana, tylko jestem taki szczęśliwy, że nie mogłem się powstrzymać.
Nagadowski jeszcze raz uścisnął mocno cwela i pocałował w czoło.
- Widzę, widzę i się strasznie cieszę. Jestem szczęśliwy, z tego, że jesteś szczęśliwy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Pią 20:59, 13 Kwi 2018    Temat postu: Houseboy cd.

W poniedziałek obaj obudzili się z poczuciem, że niestety codzienność wraca. Po zaprawie porannej siedzieli w kuchni i jedli śniadanie.
- W sobotę idziesz na osiemnastkę, nie? - odezwał się Nagadowski
- Uhhy - potwierdził z pełnymi ustami blondyn - z Zuzą.
- Hmm, właściwie się nie znacie. Może byś ją zaprosił na kawę i byście pogadali, wiesz, ustalili co macie mówić… - włożył sobie od ust kolejną łyżkę musli - no, czy jesteście tylko kolegami, przyjaciółmi, czy parą? - uśmiechnął się zawadiacko.
- Dobry pomysł dziękuję. Napiszę jej SMSa i umówię się.
- OK. Wiesz co, zapłać rachunki, OK. Robiłeś to już, a ja zapomniałem przed wyjazdem. Wejdź ze swojego kompa OK? Tylko nie bądź za bardzo ciekawski, nie przeglądaj historii transakcji.
- OK. Dobrego dnia.
- A, i nie zapominaj włączać dzwonka po szkole, bo potem nie mogę się do ciebie dodzwonić.
- Postaram się.
- Nie postaram się, ale wypełnię, polecenie, jasne?
- Tak jest, proszę pana.

*********

Ja - Cześć Zuzia, Tu Wojtek. pamiętasz, że w sobotę idziemy na osiemnastkę do mojego kumpla, Dawida?
Zuzia - Jasne, nie mogę się doczekać.
Ja - To może byśmy poszli gdzieś na kawę? Wiesz pogadali…
Zuzia - Super. To może na Starym Mieście, gdzieś koło Rynku?
Ja - OK. To spotkajmy się na Rynku, pod Adasiem, a potem wybierasz knajpę. Jutro? o piątej, pasi ci?
Zuzia - Jasne, super, to nara.
Ja, No, nara.

- Cześć Zuza - Wojtek pierwszy ją odnalazł w tłumie pod pomnikiem Mickiewicza. W tłumie, bo akurat była jakaś wycieczka szkolna.
- Cześć. Super, dzięki za zaproszenie. Ale… czemu Rynek, tu jest drogo?
- Wiesz, ja za bardzo nie znam kawiarni, a tu jest łatwiej. Nie martw się, stawiam. To gdzie idziemy?
- Tu jest takie fajne miejsce, Magia cafe z tyłu za Mariackim.
- OK. Prowadź.
Usiedli, zamówili caffe latte. Wojtek czuł się niezręcznie, ale Zuzia nie miała żadnych problemów.
- To, chciałeś żebyśmy się poznali, tak.
- No tak, przede wszystkim, ale potem też, żebyśmy mieli wspólną wersję na imprezie.
- Aha.
- No, bo wiesz, moi kumple niewiele wiedzą o moim życiu poza szkołą.
- No tak, Jacek cię trzyma krótko, nie? - zauważyła Zuza bez ogródek.
- To też, ale wiesz, on na mnie wydaje kupę forsy i skoro jest na dwóch facetów, to ja się lepiej czuję, jak to ja ogarnę, wiesz.. mieszkanie, pranie, prasowanie i tak dalej…
- Jasne…
- Poza tym mam furę zajęć poza szkołą, anglik, basen, siłownia, teraz prawko, no i kucie. Wiesz, pan Jacek pomógł wyjść ze strasznego doła w budzie i dla siebie i dla niego nie chcę tego spieprzyć. No więc nie mam czasu poza szkołą.
- Rozumiem.
Posiedzieli dobre dwie godziny. Opowiedzieli sobie o sobie. Kozubski był coraz bardziej wyluzowany, żartował…
- No, Zuza, ja jeszcze muszę ogarnąć to i owo.
- Co, twój troskliwy opiekun ci wyznaczył czas? - spytała złośliwie.
- Nie, aż tak to nie, ale jutro też jest dzień. Super się gadało i będziemy w kontakcie, nie… - odpowiedział blondyn, w ogóle nie obrażony.
- Jasne, musimy się kiedyś umówić. To nara.

W piątek Nagadowski wrócił z pracy późno. W sobotę, po zaprawie porannej, śniadaniu, „drugim śniadaniu” przynajmniej dla uległego, w postaci świeżej spermy od Pana, usiedli chwilę na drugą kawę.
- O której masz być na imprezie i gdzie? - zapytał jak zwykle konkretny brunet
- Na ósmą, ale pod Sieprawiem. Tam jest jakaś mała knajpa, która Dawid wynajął.
- To zawiozę was, nie?
- Może jakoś dotrzemy, będzie pan jeździł dwa razy?
- Zawiozę was. Jak mówisz, „może” to znaczy, że już oblukałeś sprawę i nie jest łatwo…
- No tak - potwierdził Wojtek, kiwając głową.
- Poza tym nie będę potem szukał po ciemku. Jak za dnia zobaczę, to łatwiej będzie trafić w nocy. Dobra. Masz dużo na głowie teraz… jak obczaję jedzenie na tydzień i wstawię pranie, a tobie zostawię prasowanie, nie? … wiesz, że tego nie cierpię. A, i mój pokój ogarnę sam. A ty wiesz, co masz do roboty. W przerwie zapraszam na super obiad - uśmiechnął się do cwela i wyszedł z kuchni.
Przed siódmą Kozubski odstawiony w nowiutkie levisy i t-shirt z marynarką w rękach, pachnący i świeży, zapukał delikatnie do pokoju pana. Ten zaraz pojawił się w drzwiach.
- O kurwa, jakby nie to, że musisz jechać to bym cie puknął tu, w przedpokoju. Ciacho jesteś, wiesz? Żeby Zuza się tylko nie zakochała w tobie…
Młody uśmiechnął się tylko, kiwając z politowaniem. Tymczasem brunet idąc włożyć buty, poklepał go po policzku i krótko, ale głęboko i soczyście pocałował. Pojechali po partnerkę, a potem do Dawida.
Jacek nawet nie wracał do domu, tylko wpadł do doktorka na dyżur. Na oddziale było na szczęście spokojnie, dlatego w gabinecie mogli spokojnie pogadać. O północy master pojechał po nich z powrotem. Może minutę po pierwszej pojawili się w drzwiach lokalu. Wcześniej umówili się, że nie będą wzbudzać sensacji i ustalili gdzie brunet będzie na nich czekał.
- No jak tam ptaszki? - odezwał się do nich
- OK - odparł zdawkowo Wojtek
Jacek odwrócił się, żeby spojrzeć na dziewczynę. Była lepszym humorze, ale rewelacji nie było.
- Co jest dzieciaki, coś się stało?
- Nie, ale dobrze, że przyjechałeś - zaczęła wyjaśniać dziewczyna - Jakoś sztywno było. Może dlatego, że cały czas byli starzy Dawida. Oboje z kijami w dupach.
- Rozumiem, a ja myślałem, że tylko ja jestem takim dupkiem, co młody.
- Pan nie jest no…- odpowiedział młody
- Dupkiem… mam nadzieję. Czasem chyba jestem, ale może do wytrzymania.
- Bez porównania…

Niedzielna zaprawa była później, ale za to dłużej i intensywniej. Po sutym śniadaniu siedzieli w salonie przy dobrej kawie.
- Rzeczywiście było tak słabo na tej imprezie - zapytał Jacek
- No, starzy ciągle siedzieli miedzy nami, rozmawiali, pytali, kto jest kto… żeby jeszcze byli luzaccy, ale oni strasznie sztywni. Przed chwilą Dawid przysłał mi SMSa z przeprosinami, że starzy tak mu spieprzyli osiemnastkę.
- No to porażka, nie… Zmachany?
- Trochę tak, ale fajnie…
- OK. To, co gotowy na zabawę sondami?
- Yhy, może być… - spojrzał na pana pożądliwie.

Po południu, po lekkiej przekąsce zaczęli sesję. Było to, co zwykle. Oklep dupska, ruchanie, nawet trochę zabawy kutasem, oczywiście Wojtka kutasem. W pewnym momencie, kiedy odpoczywali, Jacek założył rękawiczki i Wojtek już wiedział, że doszli do zabawy sondą. Z jednej strony poczuł skok adrenaliny, z drugiej determinację, żeby przez to przejść, niezależnie, czy mu się spodoba czy nie.
- Wiesz, młody, pomyślałem, że skoro ja to już zrobiłem nie raz, to najpierw zrobię to sobie a potem tobie, OK?
Młody kiwnął głową.
- Dobra, to postaw mi kutasa - dodał starszy.
Wojtek od razu przyssał się ustami do jego chuja. Ten szybko zareagował i zaczął się naprężać.
- Wystarczy.
Z etui z sondami wziął jedną, średniej grubości, obficie nasmarował żelem i zaczął ją wkładać w dziurkę, jednocześnie drugą ręką obejmując kutasa i lekko poruszając. Blondyn miał wrażenie, że panu się podobało, bo ciężko wzdychał, a jego kutas stał na baczność. Sonda weszła do końca, a nawet na chwilę się schowała w środku. Jeszcze trochę się pobawił, wyciągnął całkiem i położył osobno.
- Jesteś zdecydowany?
- Tak, zróbmy to, chcę zobaczyć jak to jest.
- OK. Wezmę najcieńszą, na początek… tylko wiesz, że w każdej chwili możesz przerwać, nie?
- Tak, ale chcę.
Nagadowski ujął kutasa cwela w dłoń i zaczął poruszać, żeby go pobudzić. Kiedy uznał, że wystarczy, poprosił Wojtka, żeby ten się masturbował, a sam założył nowe rękawiczki i wziął najcieńszą sondę i zaczął delikatnie, obserwując uważnie uległego, wkładać pręt do środka. Wojtek poczuł rozpieranie, dość niewygodne, ale nie bolesne. Skoro z najcieńszą poszło nieźle, Jacek wziął potem grubszą i pokazał podnieconemu cwelowi drugą w kolejności. Ten kiwnął potakująco głową na znak zgody. Doszli do czwartej. Kiedy brunet ją wyjął zaczął szybkimi ruchami walić konia cwelowi. Kiedy wreszcie trysnął, to była fontanna i to bardzo wysoka. Niezły orgazm. Miewał lepsze, ale ten był niezły. Potem Jacek pocałował kutasa i póżniej usta podopiecznego szepcząc mi do ucha:
- Dzięki, młody, chodźmy się umyć.
Poszli do łazienki doprowadzić się ładu. Jak zwykle potem pan zadbał o posiniaczoną dupę cwela, kładąc na nią okład. Usiadł na sofie i położył sobie głowę Wojtka na kolanach. Chwilę milczeli. Wreszcie Jacek zapytał:
- I jak?
- Super, ja zwykle z panem…
- Ale pytam o sondy.
- Hmm, OK.
- OK, ale dupy nie urywa, nie? Choć w tym wypadku trzeba chyba powiedzieć, chuja nie urywa…
- Nie, nie urywa. Nie było jakoś szczególnie nakręcające… ale strzał był super.
- To, co? Czasem możemy, ale nie będzie to twoja ulubiona zabawa.
- Yhy
Odpoczywali jeszcze z pół godziny. Potem starszy poszedł zrobić coś do jedzenia. Kiedy siedli do stołu.
- Młody, wiesz, że za tydzień, w niedzielę lecę do rodziny?
- Tak, proszę pana.
- Chciałem o tym z tobą pogadać.
Cwel nic nie odpowiedział, ale całą swoją postawą pokazywał, że czeka na to, co powie jego pan.
- Znasz juz trochę swoje słabe strony, nie? - Wojtek milczał - że się łatwo rozleniwiasz, to, co jest trudniejsze odkładasz na później, potrafisz się na długo zamyślić…
Kozubski kiwał nieznacznie głową, potwierdzając słowa Nagadowskiego
- …. a masz przed sobą sporo pracy… egzamin Profi… co prawda pani Jola twierdzi, że bez problemu dasz sobie radę, ale poprosiłem ją o powtórki, potem masz wewnętrzny egzamin z prawa jazdym no i szkoła, to prawie koniec roku, żebyś nie odpuścił… dlatego przez te dwa tygodnie będziesz mieszkał u pana Piotra. Mikołaj ci odda swój pokój, żeby ci nikt nie przeszkadzał, ale na moją prośbę obaj bedą cię pilnować. Na weekendy będziesz wracał do domu i będzie z tobą pan Grzegorz. Wiem, że macie dobry kontakt, ale jego też prosiłem, żebyś odpoczywał, ale nie przepuszczał całego weekendu, co? OK? To tylko dwa tygodnie. Nie to, że ci nie ufam, ale też trochę cię znam, więc trochę się boję, że bez kontroli odpuścisz, chociaż sam tego nie chcesz, ja też nie chcę.
Zaległa cisza.
- Powiedz coś! - próbował przerwać ją Jacek
- Nie chcę, żeby pan jechał… - odezwał się cicho Wojtek.
- Młody, to wesele mojego brata. Nie mogę nie jechać. Poza tym to nie fair, nie sądzisz? Jestem dla ciebie zawsze… Jadę tylko na dwa tygodnie. Poza tym masz furę roboty. Zabezpieczyłem cię jak mogłem.
- Rozumiem. Nie mam przecież pretensji, że pan jedzie na ślub brata, ale będę się czuł niepewnie bez pana.
- Wojtek - zbliżył się do cwela, objął jego twarz swoimi dłońmi i skierował jego wzrok na swoją twarz - Wojtek, posłuchaj. To tylko dwa tygodnie. Mamy skypa, whatsupa. Będziemy w kontakcie. Poza tym Piotr i Grzegorz bardzo cię lubią i pomogą ci we wszystkim, OK?
- Jasne. Dam radę. Nie zawiodę pana, na pewno! - odpowiedział zdecydowanie blondyn.
Jacek pocałował go w czoło.

Tydzień minął bardzo szybko. Był bardzo intensywny. Seks, bardzo intensywny, jakby chcieli obaj mieć go tyle, żeby starczyło na dwa tygodnie celibatu. Szukanie prezentów dla rodziny, pakowanie pana. Dla cwela intensywne powtórki do egzaminu CERTIFICATE OF PROFICIENCY IN ENGLISH. Niby szło nieźle, ale zawsze stres jest. Poza tym jazdy na prawo jazdy i ćwiczenie testów na komputerze, no i szkoła, sprawdziany, odpowiedzi…
W sobotę sesja przed wyjazdem. Bardzo intensywna. Obaj wieczorem byli wykończeni ale szczęśliwi. Chceli się sobą nacieszyć, nasycić. Blondyn był dodatkowo mocno obolały, bo jego pan chciał chyba, żeby przez dwa tygodnie ból przy siadaniu przypominał o nim. W niedziele rano, wyjątkowo, odpuścili poranną zaprawę. Wstali jednak wcześnie, bo Mikołaj od pana Piotra miał odwieźć Jacka na Okęcie.
- Młody, co jest, nie zawieszaj się. Pamiętaj, jesteś twardzielem, nie? - odezwał się Nagadowski przy śniadaniu.
- Tak , tak - ocknął się z zamyślenia - już się zbieram w sobie. Będzie dobrze - uśmiechnął się do pana.
- No myślę, nie chciałbym być w twojej skórze, kiedy wrócę i okaże się, że coś spieprzyłeś.
Po śniadaniu pili już kawę. Jacek usiadł bliżej podopiecznego, także prawie stykali się kolanami.
- Wojtek, posłuchaj, żartowałem. Świat się nie zawali jak Profi pójdzie słabiej, czy prawko się odwlecze, ale mimo to, jestem pewny, że ty też chcesz mieć to za sobą, nie? Szkoda na końcu spitolić, to na co ciężko pracujesz tyle czasu… Bądź dzielny! Jesteś dobrym, posłusznym cwelem, bądź też taki przez te dwa tygodnie. Niech to będzie trochę taka weryfikacja, że nawet jak pan jest daleko to jesteś dalej jego cwelem, OK?
- Będę, obiecuję - odpowiedział Wojtek.
- Zaraz powinien być Mikołaj. Chodź, bo widzę, że chcesz się popieścić.
Uległy usiadł na kolanach bruneta, a ten go mocno przycisnął do siebie.
- Będziemy w stałym kontakcie, dobra. Zaraz jak dolecę to dam ci namiary na moją amerykańską komórkę, żebyś mógł mnie wszędzie złapać na whatsupie, co?
- Dziękuję, że mogę z panem jechać na lotnisko…
- No, co ty, nie wyobrażam sobie inaczej… Młody damy radę, co?
Sam się dziwił swojej reakcji. Jeszcze nie wyjechał, a już czuł, że będzie tęsknił za tym gówniarzem. Po chwili domofon oznajmił, że Mikołaj już jest. Zebrali się szybko i zeszli do samochodu. W samochodzie siedli z tyłu. Byli cały czas blisko siebie. Trochę rozmawiali, trochę przysypiali. Mikołaj co jakiś czas spoglądał lusterko wsteczne. Kiedy dojeżdżali do Okęcia starszy odezwał się:
- Młody, proszę, bez scen na lotnisku. Obcałuj mnie jak chcesz tutaj, a przed ludźmi zachowuj się - powiedział z uśmiechem.
Rzeczywiście, Wojtek przyssał się na długo do pana. Przestał dopiero kiedy Jacek odepchnął go mocno od siebie, bo zatrzymali się przed wejściem. Wyszli szybko, bo Mikołaj musiał odjechać. Check-in poszedł sprawnie. Tymczasem w hali odlotów pojawił Mikołaj. Odeszli trochę w ustronne miejsce.
- Wojtek, z Londynu też ci prześlę wiadomość, jak mi idzie. Znasz numery moich lotów to możesz śledzić gdzie jestem. Dam ci znać, jak dolecę, o ile to nie będzie tutaj noc. Szybko mnie zobaczysz. Zajmij się tym, co masz do zrobienia, OK? Jak będziesz miał problem, to dzwoń, a jak nie odbiorę to, wyślij wiadomość, to oddzwonię, jak będę mógł.
- Dzięki, będę dzielny. Zobaczy pan. Będzie pan ze mnie dumny.
- Jestem, już jestem i jeszcze będę. Dobra… bo się popłaczemy jeszcze. Cześć, idę już. Cześć Mikołaj dzięki. Jedźcie spokojnie - zwrócił się jeszcze do drugiego towarzysza podróży.
Wojtek odprowadzał wzrokiem Jacka, kiedy Mikołaj klepnął go w plecy mówiąc:
- Młody, nic nie wystoisz. Jedziemy. Za dwa tygodnie będziesz tu witał pana Jacka.
Wsiedli do samochodu. Dłuższą chwilę jechali w milczeniu. W końcu cwel Piotra postanowił przerwać ciszę:
- Wiesz Wojtek, było super patrzeć na waszą relację. Widać, że zależy wam na sobie nawzajem. Ja tam nie potrzebuję takich czułości, ale widać, że między wami jest silna więź.
- Z mojej strony była chyba wcześniej, ale cieszę się, że ze strony pana jest też coraz lepsza.
- A to nie jest tak, że jest łagodniejszy jako master?
- O! Co to, to nie. To robi się coraz fajniejsze u niego. Nic nie stracił z ostrości, z wymagań, ale potem jest super móc się poprzytulać, być w jego silnych ramionach, czuć ciepło jego ciała, jego oddech. Mówię ci wygrałem los na loterii.
Potem zapadła cisza, którą przerwał sam Kozubski
- Co nie znaczy, że nie ma trudności. Ciągle się siebie uczymy, ale teraz jest fajny czas, ale jak widzisz, nie do końca mi ufa, że dam radę ze wszystkim, dlatego macie mnie pilnować…
- No właśnie, mamy cię pilnować, żebyś się uczył głównie. Nie martw się. Piotr czasami jest ostry, nawet bardzo, ale to super facet…
Całą drogę to milczeli, to słuchali radia, to wymieniali uwagi na różne tematy. Droga minęła szybko.

Kozubski nawet się nie spostrzegł kiedy minęły prawie dwa tygodnie. Panowie Piotr i Mikołaj rzeczywiście ostro go kontrolowali i każda próba poluzowania sobie była tępiona. W czwartek drugiego tygodnia pan Piotr przy kolacji zaczął dziwną rozmowę.
- Młody, słuchaj, może byś nie jechał na weekend do was, tylko został z nami. Zobaczysz jak się bawimy z Mikołajem. Będzie też inny cwel, który czasem do nas dołącza. Poznasz coś nowego. Może miło zaskoczysz pana Jacka?
- No nie wiem, musze zapytać czy mogę. Polecenia pana Jacka były jasne.
- Ja już próbowałem z nim o tym gadać, ale może jak ty poprosisz będzie łatwiej.
- OK. Zapytam.
Po kolacji Wojtek czekał na skypa z Nagadowskim. W pewnym momencie usłyszał dźwięk skypa i szybko odebrał:
- No co tam, cwelu? Już nie długo. Pojutrze wsiadam do samolotu i lecę do ciebie, e..
- Tak, już nie mogę się doczekać.
Potem rozmawiali o bieżących sprawach. Kozubski był świeżo po PROFI, więc opowiadał co było na egzaminie, jak idzie kurs prawa jazdy, co w szkole i jak się czuje w domu pana Piotra.
- Właśnie, jeśli chodzi o pana Piotra, to namawia mnie, żebym obejrzał ich sesję w sobotę. Zgodziłby się pan?
- Nie, raczej nie. To nie dla ciebie, młody. Przynajmniej jeszcze nie dla ciebie.
- Ale ja bym się tylko przyglądał. Nic więcej.
- Naprawdę tego chcesz? Piotr jest hardkorowy, znam go.
- Obiecuję, że nic nie będę robił, tylko obserwował.
- Młody, nie wiem, nie jestem przekonany… kurwa, chyba nie.
Widać było na ekranie, że Jacek intensywnie myśli.
- Dobra, Wyślę ci wiadomość z moją decyzją. Muszę jeszcze pogadać z panem Piotrem. Wiedz, że nie jestem zachwycony tym pomysłem.
Rozłączył się, chyba zdenerwowany. Rano zobaczył na whatsupie wiadomość: „Niechętnie, ale zgoda. Daj znać jak było. Twój pan”
Kiedy wstał rano i zobaczył wiadomość, był bardzo podekscytowany. Po porannej zaprawie wpadł do mieszkania Piotra na śniadanie uradowany zakomunikował, prawie krzycząc:
- Zgodził się! Pan Jacek zgodził się!
- Długo musiałem go przekonywać. Masz baaardzo troskliwego Pana - odpowiedział z uśmiechem gospodarz - ale to dopiero w sobotę po południu, wiesz? Więc do tego czasu pracujesz, uczysz się… i wiesz. No i idziesz do szkoły i tam nie dajesz się, zrozumiano?
- Tak jest, proszę pana.
Mikołaj też ma jeszcze kilka zaliczeń i egzaminy, więc musi kuć.
W szkole Wojtek zdobył dwie dobre oceny. Kiedy wrócił, zabrał się do pracy. Wieczorem Piotr zarządził godzinę luzu dla obu cweli i oglądali stare komedie Chaplina. Podobnie było w sobotę do południa. O dziwo, w odróżnieniu od zwyczajów Nagadowskiego, zjedli dobry obiad. Sesja zaczęła się po czwartej. Przyszedł jeszcze Marek, cwel, który dołączał do nich w niektóre weekendy. Zaczęło się w miarę spokojnie. Chociaż serie lania były ostre, to ilość uderzeń była mniejsza niż te, które Kozubski dostawał od Jacka. Było trochę zabaw, które znał, podwieszanie, sling, sondy, ale były klipsy na jądrach, kutasie i sutkach. Ogólnie dość fajnie, chociaż ostro. No i oczywiście jebanie. Tu, Wojtek mógł dostrzec jakim ogierem jest jego pan, bo nie dość, że ci musieli robić długie przerwy, co oznaczało, że brakuje im kondycji, to i możliwości ruchania też mieli mniejsze niż jego pan. Było już gdzie dobrze po dziesiątej, kiedy pan Piotr zaczął intensywnie rozciągać obu cweli. Brunet nie bardzo wiedział po co, bo po ruchaniu ich dziury musiały być jeszcze całkiem luźne. Jednak kiedy zobaczył, że master wkłada całą dłoń, a potem nawet kawałek przedramienia do dupy Mikołaja, cała treść obiadu pojawiła się w przełyku. Wojtek wyskoczył do łazienki i w ostatniej chwili trafił do muszli. Kiedy już wyleciał pierwszy rzut, Kozubski wstał, wyszedł z łazienki i skierował się prosto do wyjścia. Drzwi trzasnęły i chyba dopiero wtedy uczestnicy zabawy zorientowali się, że coś nie tak. Tymczasem Wojtek wybiegł z klatki i biegł przed siebie. Było już ciemno. Biegł ile sił i zatrzymał się , kiedy zobaczył teren zielony. Okazało się, że to Park Lotników Polskich, bo mieszkanie Piotra i Mikołaja było pomiędzy Krakowem a Nową Hutą. Blondyn biegł chwilę alejkami parkowymi aż w końcu zatrzymał się i usiadł na ławce. Chwilę potem znowu wymiotował, ale już tylko treścią żołądkową. Jeszcze trochę go rwało. Zaczął się trząść i płakać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 23:27, 13 Kwi 2018    Temat postu:

opowiadanie całkiem, całkiem ale chyba też bym tak zareagował gdybym zobaczył prawie całą rękę w dziurze dupki a pewno jeszcze gorsze było by dla Mnie samo doświadczenie z ręką w dupce ... ciekawe jakie będzie przywitanie Pana i cwela, oraz jak będą się czuć po 2 tygodniach celibatu seksualnego...
Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego oraz weny twórczej na następne części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Wto 21:45, 17 Kwi 2018    Temat postu: Houseboy cd.

Siedział na ławce. Nie wiedział jak długo. Miał wrażenie, że jego mózg się zablokował. Widział tylko rękę Piotra w chudej dupie Mikołaja. Był jak zawieszony. Nagle z tego stanu wyrwała go znajoma melodia. "Master of puppets". To jego master. Musiał już wiedzieć.
- Tak, słucham - odpowiedział beznamiętnym głosem.
- Kurwa, cwelu, gdzie ty jesteś - zapytał wyraźnie zdenerwowany Jacek.
- Nie wiem, w jakimś parku… chyba… - odpowiedział jak maszyna
- Młody, obiecałeś mi, że będziesz posłusznym cwelem. Oczekuję, że dotrzymasz teraz obietnicy. Widzisz jakąś ulicę z tego parku? Odpowiedz! - krzyknął
- Tak, chyba tak… ja przepraszam, panie Jacku.. przep…
- Zamknij się się i wykonuj polecenia, zrozumiano cwelu!
Wojtek zszokowany zaniemówił
- Odpowiedz, cwelu kiedy pan pyta! - ze słuchawki wydobył się krzyk Nagadowskiego
- Tak, jest proszę pana. Widzę ulicę.
- To masz do niej iść. Idziesz?
- Tak, proszę pana.
- Daleko masz? Opisz ją!
- Nie, jakieś dwieście metrów. To duża ulica.
- OK. Jak do niej dojdziesz, upewnisz się jak się nazywa. Tylko mów do mnie, kurwa cwelu, nie rozłączaj się.
- Dobrze, proszę pana, ja…
- Młody, wiem wszystko, pogadamy niedługo, teraz się, kurwa, skup na wykonaniu zadania, jakie ci daję, rozumiesz?
- Rozumiem, proszę pana… To dwupasmowa ulica… Zaraz, jest przystanek, to chyba Jana Pawła II.
- Dobra, byłeś w Parku Lotników. Stań teraz na przystanku i nie odchodź stamtąd, rozumiesz. Potwierdź.
- Tak, proszę pana, stoję na przystanku.
- OK, młody wszystko będzie OK. Już jutro się zobaczymy, już jutro. Wytrzymaj jeszcze trochę.
W tym czasie do przystanku zaczęła zbliżać się znajoma RAV4. Blondyn zadrżał.
- Proszę pana, boję się. Pan Piotr mnie chyba znalazł - powiedział ciszej do słuchawki.
- Wszystko jest OK. Prosiłem go o to. Pójdziesz z nimi, rozumiesz? Tylko na chwilę. Zaraz powinien cię odebrać pan Grzegorz i zawiezie cię do domu. Daj mu telefon na chwilę, jak dojedzie.
Auto zatrzymało się na przystanku. Wysiedli z niego Piotr i jego cwele.
- Wojtek, młody, kurwa, sorry, chodź, zaraz przyjedzie doktorek i cię zabierze. Nie chcieliśmy ci zrobić krzywdy. OK? Już dobrze?
Blondyn podał telefon Piotrowi. Usłyszał tylko zapewnienia tego ostatniego.
- Tak, tak znaleźliśmy go. Spokojnie. Sorry stary, pogadamy jeszcze. Zadzwoń jak będziesz w Londynie.
Kozubski wsiadł z nimi nic nie mówiąc. W kilka minut byli na miejscu. Kiedy dojechali do bramy, prowadzącej do zamkniętego osiedla, na którym mieszkał Piotr, przed nią stał już samochód Kamińskiego. Oba samochody wjechały do środka. Kiedy wysiedli Piotr zapytał Kozubskiego:
- Wojtek, chcesz zostać z doktorem tutaj, a my zbierzemy twoje rzeczy i przyniesiemy czy pójdziesz sam się spakować.
- Pójdę - odpowiedział ledwie słyszalny głosem.
Weszli na górę. Blondyn w ciszy pakował swoje rzeczy. W pokoju był tylko Mikołaj.
- Stary, kurwa, powiedz coś - poprosił błagalnym głosem.
Cisza.
- Kurwa, nie wiedzieliśmy, że tak zareagujesz. Sorry, Wojtek, przepraszam, że tak wyszło.
- Po po prostu dajcie mi spokój… przynajmniej na razie - odpowiedział i spojrzał smutnym wzrokiem.
Po czy zabrał swoje rzeczy i skierował się do wyjścia. Jechali z Kamińskim w zupełnej ciszy. Kiedy weszli do mieszkania Nagadowskiego, Kozubski chciał jak najszybciej zaszyć się u siebie, ale Grzegorz przytrzymał go za ramię.
- Wojtek, chodź do kuchni. Chcesz coś zjeść?
- Nie, rzygałem, nie przełknę niczego.
- Ale musisz się napić. Tym bardziej jeśli wymiotowałeś. Proszę…
Weszli do kuchni.
- Chcesz herbaty czy wody.
- Woda wystarczy.
Kamińskim podał mu szklankę wody, stawiając jednocześnie butelkę mineralne na stole.
- Wojtek, popatrz na mnie, proszę…
Kozubski spełnił prośbę.
- Chyba masz do mnie zaufanie… rozmawialiśmy już wiele razy na różne tematy. Chciałbyś to z siebie wyrzucić? Teraz, czy jesteś za bardzo zmęczony? - zapytał lekarz
- Jestem padnięty, ale boję się, że nie zasnę. Mam cały czas przed oczami te obrazy, szczególnie jeden.
- W porządku, to normalne. To może zrobimy tak, ja ci dam taką ziołową tabletkę, która cię trochę uspokoi i wyciszy i drugą tabletkę nasenną, żebyś spokojnie przespał całą noc. Może być?
Wojtek kiwnął głową zrezygnowany.
- Umówmy się, że jeśli nie obudzisz się do dziewiątej, to zrobię to ja, dobrze?
Dobrze.
- Ja tu będę cały czas, w małym pokoju, Jestem tuż obok.
Po kilku minutach chłopak już spał. Nie miał nawet siły, żeby się umyć.

Lekarz już od pół do ósmej chodził po mieszkaniu. Widząc jednak, że środek nasenny zadział aż za dobrze, kilka minut po dziewiątej wszedł do „celi” Wojtka, usiadł na brzegu łóżka i delikatnie zaczął go budzić. Trochę trwało, zanim blondyn doszedł do świadomości.
- Przyjdziesz do kuchni czy mam ci przynieść śniadanie do łóżka - odezwał się lekarz z uśmiechem.
- Nie, nie trzeba. Przyjdę zaraz, tylko się ogarnę.
To „ogarnianie się” trwało dość długo. Kamiński słyszał… prysznic, golarkę… Wszedł do kuchni gdzieś pół do dziesiątej.
- Dzień dobry, Wojtek - przywitał go z uśmiechem lekarz.
- Dzień dobry.
- Chcesz śniadanie, czy… nie wiem.. chcesz pobiegać, bo wiem, że tak robicie z Jackiem.
- Hmm, może to dobry pomysł. Może mi to pomoże oczyścić głowę. Chociaż, mogę coś zjeść po tych wymiotach?
- Jasne, płatki kukurydziane z mlekiem na przykład.
- OK. A kawa, bo jeszcze śpię?
- Może być. Jak się domyślam, te wymioty nie były spowodowane zatruciem tylko raczej przeżyciem psychicznym.
Wojtek tylko kiwnął głową na potwierdzenie. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazów, które „wdrukowały” mu się wieczorem. Kamiński szybko zrobił śniadanie chłopakowi. Kiedy siedli do stołu lekarz zaczął
- Wojtek, mam prawo sądzić, że cieszę się twoim zaufaniem. Dobrze jest komuś powiedzieć, co się w tobie dzieje. To pomaga. Nie musi być teraz. Będziemy mieli kilka godzin jadąc do Warszawy. Ja mogę rozmawiać w samochodzie. Chodzi o to, jak tobie byłoby wygodniej.
- Dzięki, ale muszę to jakoś poukładać. Może podczas biegu się uda…. Mogę jeszcze z panem posiedzieć… pobiegnę za jakieś pół godziny.
Rozmawiali o wielu sprawach. Po trzydziestu minutach młody poszedł się przebrać. Było juz po jedenastej, a Wojtka nie było. Grzesiek zaczął się martwić o niego. Postanowił poczekać jeszcze trochę, zanim zaalarmuje innych. Około pół do dwunastej wreszcie usłyszał jak chłopak otwiera zamek. Poszedł do łazienki. Po prysznicu szukał doktora. Czując zapachy, wszedł do kuchni.
- A, jesteś - zauważył go lekarz - musimy coś zjeść przed podróżą.
- Właśnie chciałem zapytać, kiedy jedziemy.
- Myślę, że o pierwszej będzie w sam raz. Siadaj. Sorry, że się tu porządziłem. - - Nie chciałem wam węszyć za bardzo i znalazłem tylko spaghetti i polpę pomidorową… a i mielone w zamrażarce. Wystarczy tylko makaron?
- Jasne. Przecież śniadanie jadłem niecałe trzy godziny temu.
Uwinęli się z obiadem szybko. Pozmywali. Wojtek jeszcze chciał trochę posprzątać dom. Z pomocą Kamińskiego udało się migiem poprawić kilka rzeczy i kwadrans po pierwszej byli już w samochodzie do Warszawy.
Grzegorzowi udało się sprawić, że młody się otworzył i opowiedział wiele z przeżyć ostatniego wieczoru. Potem zadawał pytania czy takie wkładanie ręki do odbytu nie grozi jego uszkodzeniem. Lekarz zgodnie ze swoją wiedzą starał się tłumaczyć wszystko. Rozmowa zajęła im prawie cały czas. Na Okęciu byli parę minut po czwartej. Zaparkowali samochód i poszli do hali przylotów. Okazało się, że samolot z Nagadowskim na pokładzie ląduje za kilka minut. Czekali jeszcze prawie czterdzieści pięć minuta, aż brunet pojawił się w wyjściu. Wojtek, nie patrząc na to jak to może wyglądać, ruszył biegiem w stronę pana, rzucił mu się na szyję i ścisnął tak, że tamten, prawie nie mógł nabrać powietrza. Kamiński tymczasem zaopiekował się walizkami. Obaj stęsknieni za sobą panowie, olewając zupełnie opinię innych trwali w uścisku dłuższą chwilę.
- Młody… pozwolisz mi oddychać, co? - szepnął do ucha uległego Jacek
Kozubski zwolnił uścisk i z uśmiechem od ucha do ucha szedł obok mastera.
- Poczekaj, jeszcze chwila i przywitamy się jak trzeba.
Wsiedli do auta. Master z uległym na tylnym siedzeniu. Zapięli pasy i ruszyli. Panowała cisza. Kiedy wreszcie wjechali na siódemkę, Jacek, mimo zapiętych pasów przycisnął Wojtka do siebie i zaczął namiętnie całować. Ściskali się i całowali dość długo. Po czym brunet, na ile pozwalały pasy, odwrócił się w stronę cwela i z poważną miną zaczął:
- A teraz cwelu, opowiadasz panu wszystko, jak na spowiedzi, ze szczegółami. Nie przejmujesz się doktorem, zresztą, jak was znam to jakoś ten temat przegadaliście. No więc gadaj!
Wojtek rzeczywiście starał się w szczegółach opowiedzieć co zaszło poprzedniego wieczora. Potem mówił co go tak głęboko poruszyło, aż do sprowokowania wymiotów. Potem zapadła głęboka cisza. Dłuższy czas słychać było tylko warkot silnika.
- Gniewa się pan bardzo na mnie? - zapytał w końcu Kozubski
Brunet westchnął głęboko, uśmiechnął się do uległego, objął go za szyję i odezwał się bardzo ciepło:
- Za co? Jeśli już, to jestem zły na siebie, że się zgodziłem, kiedy Piotr nalegał. Ty jesteś tu niewinny, a jeśli nawet chciałeś, to z ciekawości.
- I nie dostanę za to lania?
- Wojtuś, dziecko. Masz traumę po tym, co widziałeś i chcesz, żebym cię jeszcze bił. No co ty? Zostałeś już ukarany, chociaż najmniej zawiniłeś. Wiesz jak się straszni bałem, jak mi pan Piotr powiedział, że uciekłeś z mieszkania w nocy i nie wiedzą, gdzie jesteś? Strasznie się o ciebie bałem. To dlatego byłem taki ostry, kiedy do do ciebie dzwoniłem. Chciałem, żebyś był jak najszybciej bezpieczny.
Wojtek przylgnął głową do piersi Jacka.
- Dobrze, że pan już wrócił. Bez pana czasem czuję się taki niepewny.
- Też się cieszę, że jestem. Pozwolisz mi się trochę zdrzemnąć, bo zdaje mi się, że w domu też mi nie dasz od razu spać, hmm?
Nic nie odpowiedział. Kiedy mieli jeszcze jakieś półtorej godziny do Krakowa, Kamiński zapytał:
- Jemy coś po drodze, Jacek czy prosto do domu?
- Masz rację. Co prawda w samolocie coś tam dali, ale to raczej była przekąska. Wiesz co, jeśli chcemy coś zjeść to w knajpie za Brzegami. To jest ostatnia w miarę sensowna.
Za chwilę siedzieli we trójkę w mało eleganckiej knajpie i jedli po schabowym. Nie było to nic specjalnego, ale głód zaspokoiło i dawało się zjeść. Przed dziewiątą dojechali wreszcie do domu. Lekarz nawet nie wchodził do góry, bo wcześniej zabrał swoje rzeczy do samochodu.
- Nie wyobraża pan sobie jak tęskniłem - młody odezwał się, kiedy weszli do mieszkania.
- Naprawdę? - Jacek uśmiechnął się na to spontaniczne wyznanie. Podszedł do niego o pocałował go mocno - Muszę wziąć prysznic, a potem się położyć. Jestem skonany.
- Chce pan coś jeść albo pić… nie wiem… piwo, wino…
- Też weź prysznic i przynieś zimne piwo do mojego pokoju.
Wkrótce cwel wszedł do sypialni pana z piwem.
- Chodź, połóż się koło mnie.
Wojtek położył i położył głowę na piersi Jacka. Ten, trzymając w jednej ręce piwo, drugą mierzwił włosy uległemu, głaskał go to po głowie, to po plecach.
- Ja też tęskniłem - odezwał się w końcu - nie wiem, ale jesteś chyba głównym powodem dla którego wróciłem - zamilkł na chwilę - … jeśli nie jedynym…
- To tak z obowiązku pan wrócił, bo jest pan moim opiekunem? - zapytał cicho z przerażeniem.
- Popatrz na mnie młody! - powiedział zdecydowanie Nagadowski - Nie, kurwa, nie z obowiązku… Myślałem o tobie… martwiłem się… a przez parę godzin byłem przerażony, co się z tobą dzieje, głuptasie. Czemu masz takie niskie mniemanie o sobie. Wróciłem, bo miałem dla kogo wrócić! - podkreślił - dla ciebie, głuptasie.
Milczeli dłuższą chwilę. Przytuleni, dotykali się wzajemnie. Leżeli nadzy. W pewnym momencie master zauważył, że kutas blondyna sztywnieje.
- Ty mały perwersie… Sorry, ale jestem za bardzo zrąbany, nic z tego nie będzie - skomentował brunet.
- To może jakiś lodzik?
- Spróbuj, może go ożywisz - popatrzył zrezygnowany na swojego kutasa
Istotnie, zmęczenie, zmiana strefy czasowej sprawiły, że pan był nieźle sflaczały, jego kutas tym bardziej. Jednak młody się nie poddawał. Trwało to dość długo. Szczęki i usta go już bolały, ale w końcu wydawało się, że się uda. Pomógł sobie trochę dłońmi. W końcu Nagadowski zaczął mocniej sapać, aż z jego ust wydobył się jęk spełnienia. Kiedy młody już połknął całą spermę i wylizał starannie sprzęt pana, popatrzył na niego z satysfakcją, a mężczyzna przyciągnął jego twarz do swojej i mocno pocałował.
- Ty mistrzuniu lodziarski! Nie poddałeś się, co? Dzięki. Skoczysz po poślizg i wilgotne chusteczki? To się jakoś odwdzięczę…
Blondyn wyskoczył jak na skrzydłach i migiem wrócił. Jacek zdecydowanie, ale nie gwałtownie ujął chuja cwela i powoli poruszał, trochę się drażniąc z nim. W końcu i on trysnął z ulgą. Młodszy chusteczkami powycierał siebie i Jacka i znowu położył się obok, opierając głowę o szyję pana.
- Idzie pan jutro do pracy? - zapytał Wojtek
- Nie, nie byłbym w stanie się skupić.
- A mógłbym też zostać?
Jacek podniósł się nagle, spojrzał z góry na podopiecznego:
- Pogięło cię? Dlaczego?
- No tak, z panem… - odpowiedział niepewnie.
Nagadowski znowu się położył. Zaległa cisza.
- Nie masz jutro jakiegoś sprawdzianu, powtórki, pytania czy coś?
- Nie, akurat nic nie mam… zupełnie… - odpowiedział Kozubski cicho.
- Dobra, niech będzie.
Blondyn zerwał się i popatrzył z wielkim uśmiechem na Nagadkowskiego:
- Jezu, dzięki, dzięki….
Ten odpowiedział równie wielkim uśmiechem. Zastanawiał się, co ten nastolatek miał w sobie, że stał się dla niego taki ważny.
- Ale masz to nadrobić, wszystko, wiesz… jak coś z jutra będzie na pojutrze, to nie ma tłumaczeń, że „mnie nie było”, jasne?
- Jak słońce, proszę pana.
Jacek dopił piwo.
- To może ja pójdę do siebie, to pan się porządnie wyśpi?
Nie, muszę paść skonany, inaczej będą jutro zombie. Przynieś jeszcze jedno piwo, co?… i gadajmy. Nie przejmuj się jak będę mruczał a w końcu zacznę chrapać.
Uległy przyniósł drugie piwo masterowi. Gadali jeszcze prawie godzinę, kiedy Wojtek usłyszał, że Jacek chrapie. Chciał iść do siebie. Zaczął się wyplątywać z uścisku mężczyzny, ale ten zamruczał niewyraźnie: - Zostań.
Więc został.


Rano Kozubski obudził się i zaczął wpatrywać się w śpiącego smacznie opiekuna. Mimo, że pęcherz dawał o sobie znać nie poruszył się. Nie chciał budzić gospodarza. Patrząc na spokojną twarz pana zastanawiał się nad tym jak potoczył się los, jak rozwinęła się ich, dość dziwna, relacja i dokąd to wszystko zmierza. W pewnym momencie Nagadowski otworzył oczy.
- Długo tak na mnie patrzysz?
- Trochę - odpowiedział z ujmującym uśmiechem uległy.
- Hmm, czułem, że ktoś się na mnie gapi… która godzina?
- Po dziesiątej
- Może wystarczy… - odchrząknął - jemy coś? Głodny jestem.
- Nie wiem… śniadanie? Może do łóżka.
- No, jak slave oferuje to jasne.
- Jajka na bekonie?
- OK.
Przygotowanie takiego śniadania trwało chwilę. Wojtek wniósł do sypialni Jacka dużą tacę. Postawił na małym stoliczku na łóżku.
- Kurwa, jak gejowskie ptaszynki, romantycznie? - zaczął się śmiać starszy - kiedy cię nie było dzwonił pan Piotr.
Kozubski natychmiast się spiął i spuścił wzrok.
- Czego chciał? - zapytał ze złością
- Wpaść z Mikołajem po kolacji.
- Po co?
- Z przeprosinami…
Brunet przerwał jedzenie. Dotknął brody cwela i podniósł jego głowę
- Młody, posłuchaj. Jest mi przykro, im też. Oni tego nie chcieli, nawet nie planowali. Poniosło ich. Po prostu chcą przeprosić mnie, bo obiecali, że nie będzie ostrej jazdy i przeprosić ciebie… Zrozumiem, jeśli jeszcze za wcześnie, ale zrozum, to jest mój przyjaciel… zawalił, mnie też zawiódł, ale ta przyjaźń jest dla mnie ważna… ciebie też lubi… Mikołaj zresztą też… przecież wiesz… Jak nie chcesz, to odwołam, ale nie chcę, tracić przyjaciela i nie chcę, żebyście byli wrogami…
Wojtek chwilę myślał.
- Nie… OK, ma pan rację, trzeba byka wziąć za rogi… Może być, ale pomoże mi pan? Nie jestem pewien jak zareaguję…
- Jasne, wiesz, że mną ci nic nie grozi…
Reszta dnia byłą cudowna, taki chilli out… Każdy zajmował się swoimi sprawami. Wojtek poprosił kumpli o zdjęcia notatek i je przepisywał, uczył się do lekcji. W międzyczasie zaopiekował się walizkami Nagadowskiego i robił wielkie pranie. Jacek zaś załatwiał swoje sprawy, dzwonił, pisał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania ostre Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin