Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Szkolenie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania ostre
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Strzyg4
Debiutant



Dołączył: 28 Paź 2014
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Śro 13:31, 25 Lip 2018    Temat postu: Szkolenie

Opowiadanie z mojego bloga: hardcoreopowiadania




Mój kumpel, Michał, czy też Majki, od lat powtarzał jak katarynka jedno i to samo zdanie: w życiu albo nie dzieje się nic, albo dzieje się od razu wszystko.
Mało obchodziły mnie te jego natchnione myśli rzucane mimochodem między jednym browarem a drugim, w oparach dymu z fajek i skrętów, z szerokim uśmiechem i drgającą szczęką, w euforii po piksach i senności po bóg wie czym jeszcze.
Majki nigdy nie był przykładnym obywatelem, ale ten jego bunt był wystudiowany, trochę zbyt wygodny. Ale był buntem. Ja z kolei zawsze byłem grzeczny. Chciałem pasować. Dlatego w podstawówce dobrze się uczyłem, ale na przerwach czasem się z kimś pobiłem. Dlatego nauczyłem się nieźle grać w nogę, a schodząc spocony z boiska zaczepiałem dziewczyny. Dlatego nocami, pod kołdrą, oglądałem na telefonie pornole w fatalnej jakości a następnego dnia opowiadałem o tym wszystkim kumplom z podwórka.
Los, w swojej nieprzeniknionej mądrości, postanowił połączyć nas na studiach w jednym pokoju w akademiku. On – buntownik, wyzwanie dla systemu i ja, grzeczny chłopiec o brudnych myślach. Jedyne co mieliśmy ze sobą wspólnego, to orientacja. Majki nie krył się, wręcz przeciwnie - otwarcie, bezczelnie flirtował z facetami z sąsiednich pokoi. Ja przeżywałem po cichu własne doświadczenia w tym temacie.
Brakowało mi czasu, odwagi, pieniędzy i polotu. Właściwie, to byłem cholernie nudny. Miałem tez nudnych znajomych, nudne zainteresowania i nudne życie.
I wtedy pojawił się Majki. Robił to, co ja robić zawsze chciałem. I z jakiegoś powodu polubił mnie, za to nigdy nie próbował się ze mną przespać. Nie wiem co dokładnie we mnie dostrzegł, ale wystarczyło by przeżyć kolejne kilka lat cementując przyjaźń, a potem wspólnie wynająć mieszkanie na największym blokowisku Wrocławia. Tylko on i ja, no i faceci okazyjnie sprowadzani na noc, czasem przeze mnie, częściej przez niego.
Żyjąc z kimś takim jak Majki, człowiek zmienia nawyki. Oczywiście, że zacząłem więcej pić, palić skręty jak fajki, a fajki palić jak popierdolony. Chodziłem z nim na technobiby, urządzaliśmy domówki. Jednak to wciąż było to samo – próbowałem pasować, a on mi to ułatwiał. Nie byłem autentyczny i o tym też na pewno wiedział. Majki zdawał się wiedzieć wszystko o wszystkich, wszystkich znać i wszystkim wyświadczać drobne przysługi, za które go kochali i szanowali. Szacunek, to dobre słowo. Kiedy go poznałem, sprawiał po prostu wrażenie wiecznie zblazowanego pedała, palącego fajki jak dawni amanci filmowi. Okazało się jednak, że kryje się w nim wiele, wiele więcej.
Ale dość o nim. Choć może nie, bo to przecież on jest początkiem i końcem większości dobrych historii z mojego życia. Był też początkiem historii, której nigdy nikomu nie opowiedziałem, bo nawet nie wiem od czego zacząć. Może od wieczoru z sziszą.
No dobra. Był wieczór i paliliśmy sziszę. Majki skołował jakieś tureckie tytonie niedostępne na polskim rynku, bo mają czegośtam za dużo. Piwa nie piliśmy, to znaczy ja nie piłem. Piwo to kalorie, mówił mi Majki. Był pod tym względem naprawdę upierdliwy. Wszystko przez siłownię – postanowiliśmy zapisać się rok wcześniej i szło to nawet nieźle. Tyle że gdzieś po drodze Majki dał sobie spokój z ćwiczeniami. Chodził ze mną, żeby się na mnie wydzierać, udzielać wskazówek i dbać o odpowiedni rozwój mojej muskulatury. Stał się trenerem osobistym, choć wcale go o to nie prosiłem. Nie wiedziałem czemu to robi. Może go to bawiło, a może to był prezent dla mnie. Bo udało się – po dwunastu miesiącach potów, jęków, kontuzji i zakwasów, moje ciało niczym nie ustępowało tym wszystkim kolesiom ze zdjęć w sieci. Szerokie bary, płaski, wyrzeźbiony brzuch i klata. Nie koks, nie suchoklates – coś pomiędzy. Coś, co kiedyś podziwiałem na zdjęciach, przed snem, waląc sobie konia. Zdecydowanie sporo zawdzięczałem Majkiemu. Tym bardziej żałowałem, że czeka nas długa rozłąka.
-Mam dla ciebie prezent pożegnalny – oznajmił znad butelki piwa. Piwa, którego mi nie pozwalał pić, a mnie nie chciało się słuchać jego marudzenia więc odpuszczałem.
-W końcu dasz mi dupy? – zainteresowałem się. Nie pociągał mnie, nie był w moim typie, zbyt niski, zbyt zblazowany, zbyt gejowaty.
-Nie każdy lubi dawać dupy – odparł znużony – Nie każdy jest tobą, Konrad.
-Czasem mam ochotę poruchać – broniłem się.
-Twoją rolą jest dawanie dupy – nie dawał za wygraną – Skończmy tę jałową dyskusję, dawanie dupy w niczym i nie umniejsza, jesteś maczo. Dobra?
-Dobra.
Pociągnął solidnie z sziszy i uwolnił gęsty biały dym, tak intensywny że na chwilę zasłonił mi jego twarz.
-Pamiętasz Maweckiego? – zapytał w końcu już poważnym, rzeczowym tonem.
-Maweckiego?
-Mawera.
-Aaaa, jasne. Czemu pytasz?
Mawer. 193 centymetry idealnie wyrzeźbionego ciała, doskonała stylówa, piękny uśmiech z dołeczkami, intensywnie zielone oczy i blond włosy. Najlepsze wyniki na roku. Najlepszy gracz w siatkę, nogę, tenisa, najlepszy pływacz, najpopularniejszy organizator epickich domówek. Na każdym uniwerku są ludzie mniej i bardziej fajni. Ci najfajniejsi trzymają się razem. Każdy z nas marzył by wbić się do ich wewnętrznego kręgu. A w samym środku tego kręgu zawsze siedzi jakiś Mawer.
-Masz randkę z Maweckim.
Mało nie wyplułem płuc, krztusząc się gęstym dymem z sziszy. Skurwysynowi zebrało się na żarty akurat jak się zaciągałem.
-Mawecki nie jest pedałem Majki, nie dam się podejść – ostrzegłem. Każdy wiedział, że Mawer to urodzony myśliwy i prędzej czy później zdobywał każdą dziewczynę, jaką sobie upatrzył. Nigdy nie słyszałem, żeby miał coś do kolesi. Nawet jeśli kiedykolwiek spróbował z facetem, w co bardzo, ale to bardzo wątpiłem, to najwyżej raz i to musiało być dawno temu. Nie, nie było szans.
Majki uśmiechnął się paskudnie, po swojemu i pociągnął łyk piwa. Duży łyk.
-Mawer ma brata – odparł krótko.
Tego się nie spodziewałem. Brzmiało zbyt… idealnie?
Majkiego nie zrażało moje milczenie.
-Jego brat jest młodszy od Mawera i od nas. Teraz ma chyba dwadzieścia jeden, może dwadzieścia.
-Umówiłeś mnie z dzieciakiem? – nie dowierzałem.
-Dzieciakiem? Masz dwadzieścia osiem, to tylko kilka lat różnicy. Poza tym Maweccy są jednostkami unikalnymi. Młody pewnie już teraz jest mądrzejszy od ciebie.
-I o czym będę z nim gadał? O nowych transformersach?
Majki pokręcił głową z dezaprobatą, jakbym go rozczarował. Zanosiło się na dłuższy wywód.
-Konrad, czasem naprawdę mnie wkurwiasz. Nie zrozum mnie źle. Stale mnie wkurwiasz, ale czasami przechodzisz sam siebie. Daję ci na tacy Maweckiego. Kogo obchodzi czy ma dwadzieścia czy trzydzieści? Młody Mawecki jest dokładnie taki sam jak Mawer. Jest chodzącym ideałem. A ty masz okazję poznać go nieco lepiej niż reszta świata. Myślisz, że on ot tak chodzi na randki z typami? Myślisz, że to było łatwe? I nie pierdol mi tu, Konrad. Jara cię myśl, już teraz, że może, może uda się z nim przespać. Może zaliczysz Maweckiego. Ktoś inny może by wzgardził, bo nie szuka jednorazowych przygód, bo ludziom się wydaje że trzeba się cenić. Ale znam cię, stary. Ty nie przepuszczasz takich okazji, bo kurwa, umówmy się, jak często zdarza się okazja dorwać kogoś naprawdę, naprawdę zajebistego? No?
Z Majkim tak już było, że jednocześnie się go kocha i nie cierpi. Dokładnie tak się wtedy czułem. Mogłem go pytać, jakim prawem ustawia mi randki jakbym był jego podopiecznym, czemu nie powiedział mi wcześniej. Mogłem się oburzać, wykpić go, mogłem to olać, mogłem mówić i robić co chciałem. Ale ja pomyślałem tylko: czemu nie? Sprawdzę jego blef.
-Kiedy? – zapytałem.


⨹⨺⨻


Źle się ubrałem. Wieczór był zaskakująco chłodny, a ja w szortach jak idiota. Łaziłem wokół pręgierza na rynku i czekałem na przeznaczenie zwane Mawerem Juniorem. Tak go sobie nazywałem w myślach.
Przyszedłem o pół godziny za wcześnie, żeby potem nie było, że kazałem na siebie czekać samemu boskiemu Maweckiemu. O ile młody Mawecki był tak samo boski, jak starszy.
W ciągu tych dwóch kwadransów przypomniało mi się, że w stresie palę więc zagaiłem do obcego typa i wysępiłem fajkę. I ognia. Po dziesięciu minutach wysępiłem kolejną od tego samego typa, a potem następną, kiedy już się zwijał bo dołączyła do niego jakaś laska. Trzecią dał już niechętnie.
20:30.
No jak nic, powinien już być. Rozglądałem się jak głupi, i byłem głupi bo nawet nie wiedziałem jak wygląda młody Mawecki. Nie miał profilu na fejsie, żadnych Instagramów i innych gówien. Gość nie istniał w internecie, a przynajmniej w tej części, do której miałem dostęp. Kto wie, czy Majki go sobie nie wymyślił. Pewnie nie było żadnego Mawera Juniora. Pewnie to była ostatnia, pożegnalna kpina Majkiego. Cały on.
Ale czekałem. Taksowałem wzrokiem każdego typa, który zbliżał się do pręgierza, a trochę ich podchodziło. To najpopularniejsze miejsce spotkań na rynku, zawsze pełno typa.
Może to ten wysoki blondas? Nie. Przytulił się z jakąś dziewczyną.
Może ten przytyrany w czapeczce? Też nie, odnalazł paczkę swoich ziomków i poszli.
I wtedy go zobaczyłem. Wyróżniał się z tłumu, sam nie wiem czemu. Wysoki, szczupły, przystojny. Luźne białe szorty, fajne łydy, airmaxy, długie blond włosy zwijające się w loki. Taki cherubinek w wersji gay porn. Gdybym był psem, zacząłbym się ślinić. Szedł prosto na mnie, uśmiechnął się, wiec i ja się uśmiechnąłem.
A potem mnie minął. Podszedł do jakiegoś spedalonego chłopca który stał za mną. Pocałowali się na przywitanie. Jasny chuj.
-Ej – usłyszałem za plecami i już wiedziałem. To było takie samo „ej” jak „ej” Mawera Seniora. Trochę inny głos, ale ta sama maniera, ta sama wyjebka, ta sama zadziorność. Ej.
Odwróciłem się i spojrzałem. To był ten moment. Albo będzie dobrze, albo nie.
Było dobrze. Bardzo dobrze.
Właściwie, myślałem że to jakaś pomyłka. Może obcy typ chciał tylko zapytać o fajkę. Ale przecież było to „ej”.
-Mawer? – zapytałem głupio.
Zaśmiał się. Fajny śmiech, jakbym słyszał jakiegoś ziomka zaśmiewającego się wieczorem pod blokiem. Taki to był śmiech.
-Mawer to mój brat. Ja jestem Alan.
-To prawie jak anal – zaważyłem i prawie zapadłem się pod ziemię. Niewyparzona gęba, ja pierdolę.
-Bardzo zabawne – przyznał z kamienną miną – Wcale nie słyszałem tego milion razy.
-Sorry – mruknąłem.
Mawer Junior obejrzał mnie od stóp do głów, zupełnie się z tym nie kryjąc. Trochę jakby oglądał ciuch w sklepie i się zastanawiał, czy nie przepłaci.
Korzystając z okazji, tez go sobie dokładnie obejrzałem. Kilka sekund ciszy pełnej spojrzeń i obliczeń.
Właściwie, gdyby nie to jak na mnie teraz patrzył, wziąłbym go za hetero. Każdy niby marzy o takim ziomku, co nie wygląda na pedała ale nim jest. Geje czasem stylizują się na takich, założą jakąś czapeczkę, ubiorą naje i pozują na kozaków. Ale to zawsze wieje fałszem. A Alan nie był fałszywy, o nie. On po prostu był sobą i to był bardzo intensywnie. To się gryzło, bo był bardzo subtelnie i spokojnie, ale jego obecność podnosiła włosy na karku. Może po prostu mi się podobał i stąd zebrało mi się na pierdolenie tego typu głupot. Ale nie. On był inny, i to kurwa, bardzo, ale to bardzo inny. I zwyczajny zarazem. Dokładnie tak go sobie należy wyobrażać.
Był odrobinę niższy ode mnie, wyraźnie młodszy. Miał wielkie zielone oczy, zupełnie jak brat. Pociągła twarz i lwi nos, idealnie się komponujący z drobnymi, ale wyraźnymi brwiami. Pełne usta, takie że na bank świetnie robił laskę, bo usta odwalały za niego całą robotę. Były aż tak miękkie i ciepłe. Tyle że jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby Mawer Junior kiedykolwiek miał penisa w ustach. Nie wyglądał na takiego. No ale pozory mylą, nie?
Miał na sobie granatowe jeansy, skinny fit. Czarne buty z białym znakiem nike. Szarą bluzę z kapturem. Słuchawki bezprzewodowe, białe, wyglądające na drogie. I tyle z wyglądu. Nie był nieziemsko przystojny. Był ładnym chłopakiem z osiedla, takim co zawsze ma dziewczynę, a jak się z nią rozstaje, to za dwa dni ma nową.
Analiza ukończona, mój mózg już wszystko przemielił i wydał werdykt: brać. Teraz tylko pozostało mieć nadzieję, że mózg Mawera podjął podobną decyzję.
Uśmiechnął się, bardzo subtelnie, jakby chciał to ukryć, ale mignął mi błysk białych zębów. Dobra nasza.
Jeszcze przez chwilę tak się na siebie gapiliśmy, na luzie, bez skrępowania, a ja pomyślałem, że kiedy Majki wróci do miasta za pół roku, kupię mu skrzynkę wódy. Tak naprawdę, nie w przenośni. Po prostu kupię mu skrzynię flaszek i będę z nim świętował przez tydzień. Bo Mawer. Jakim cudem Majki w ogóle to zorganizował?
-To nie jest jakaś ściema? – zapytałem nagle, zaskakując sam siebie. Coś ty kurwa powiedział? Ochujałeś do reszty, mózgu?
-Nie czaję – Alan uśmiechnął się speszony.
-No… ty wiesz czemu się spotykamy, co nie? – próbowałem jakoś wydukać o co mi chodzi.
-Randeczka – odparł zadowolony.
No to randeczka.

⨷⨸⨷


Obudziłem się późno, bardzo późno, bo pokój był zalany popołudniowym słońcem.
W ustach miałem pustynię, w głowie pustkę.
To był mój pokój i moje łóżko. Przez chwilę tak trwałem, zawieszony między snem a jawą, między wczoraj i dziś i szukałem czegoś pomiędzy.
Kiedy ja wróciłem do domu? Czym? Sam, czy z Alanem? Jasna cholera, ile ja wychlałem tych szotów?
Ta cisza. Zdecydowanie byłem w domu sam.
Obudziłem się ubrany w bokserki i koszulkę, to zawsze dobry znak. Telefon i portfel leżały grzecznie na biurku.
Jak ja wróciłem do domu? Szukałem i szukałem, aż coś zaczęło do mnie wracać. Choć to może złe słowo. Gdy człowiek się napierdoli, to nie tyle zapomina, co robił. W stanie upojenia, mózg w ogóle nie próbuje rejestrować zdarzeń. To nie tak, że zapominasz. Ty nigdy nie pamiętałeś. Ta część mózgu po odpowiedniej ilości szotów po prostu jest nieczynna. Strajk. Ale jeśli przestaniesz pić, to co chwilę się uruchamia i gaśnie. Pojawia się i znika jak gówno w przeręblu.
Pamiętałem, że wsiadam do samochodu. Pamiętałem, że Mawer odprowadził mnie do ulicy, a ja wsiadłem do auta. Pamiętałem, że nie był tak zalany, jak ja. Ale nie był też zły ani rozczarowany, albo dobrze to maskował.
Jakim cudem tak się schlałem? Jasne, piłem dużo w tym szalonym tournée po knajpach, ale on też. Czemu ja odpadłem, podczas gdy on pozostawał świeży i radosny? Choć radosny to może złe słowo. Mawer nie był radosny. Mawer był…. opanowany i przyjazny. Coś w tym stylu. Chyba nawet się cieszył, że się najebałem. Dobrze się bawił, co z tego że moim kosztem. Ale to on powiedział, że chyba wystarczy szotów i zamówił mi ubera. Dobry chłopak. Młodszy, a mądrzejszy ode mnie. Świetnie.
Pamiętałem, że wymieniliśmy się numerami telefonów, to zawsze coś.
Właściwie to cały wieczór był w porządku. Mawer nie miał problemów z opowiadaniem o sobie, ale zdecydowanie bardziej wolał słuchać. Gdzieś w połowie nocy przyznał, że nie jest weteranem w temacie kontaktów męsko-męskich, że nie zna się na randkowaniu, czułych pocałunkach i tak dalej. Taki „żółtodziób” w świecie gejów. Idealnie.
W którymś momencie, z jakiegoś powodu, podwinął bluzę i koszulkę, żeby mi pokazać kaloryfer na brzuchu. Od razu położyłem na nim łapę, a on nie miał nic przeciwko. Takie tam gówniarskie zaloty.
Miła noc, być może nie spierdoliłem tego doszczętnie. Być może.
Wypiłem trzy szklanki wody i napisałem do niego.
„Sorry za wczoraj, trochę nie pamiętam połowy nocy.”
Sorry za wczoraj. Ale ze mnie pedał, pomyślałem. Gdybyśmy byli obaj hetero i jeden by się schlał, to nie byłoby żadnego problemu. No ale to jednak była randeczka. Kto wie, może jego pierwsza. Albo ostatnia ze mną.
Na odpowiedź czekałem może z minutę.
„Nie martw się. Byłeś grzeczny”.
Dobrze, pomyślałem. Nie próbowałem się do niego dobierać, najebany starszy od niego typ. To by dopiero było żałosne. A tak, zwyczajnie wypiłem odrobinę za dużo i pożegnaliśmy się w zgodzie. Mogłem z tym żyć.
Po chwili kolejny sms od Mawera.
„Mam dziś cały pałac dla siebie. Wpadasz wieczorem?”.
Szybko, pomyślałem. Jeśli wczoraj się na siebie nie rzuciliśmy, to dzisiaj już się to wydarzy, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa. Zaprosił mnie, będziemy sami, on jest młody i napalony, ja wciąż młody i bardzo napalony, odkąd go poznałem. Mieszanka wybuchowa.
„20?”
„Ok”.

⨰⨱⨲


Adres znałem. Każdy wiedział, gdzie mieszka Mawer. W domu z basenem, wiadomo. Bogaci starzy, piękne dzieci, piękny dom. Nie mogło być inaczej. Nigdy nie byłem w środku, ale sam budynek kilka razy minąłem idąc tu albo tam. Mieszkali względnie blisko centrum.
Posesję otaczał wysoki żywopłot, przez który nic nie było widać. Sam budynek można było dostrzec z oddali, albo z pagórka po drugiej stronie ulicy. Była furtka z domofonem więc zadzwoniłem i po kilku sekundach otworzyła się warcząc. Czyżby Mawer czekał na mnie pod drzwiami z wywieszonym jęzorem? Nie liczyłem na to.
Ale w domu, szykując się na randeczkę numer 2, paląc się ze wstydu, wsunąłem na dupę jockstrapy. Nigdy nie wiadomo, pomyślałem. Lubiłem je, może i on je polubi. O ile będzie miał okazję je zobaczyć.
Ogród był zadbany, też mi niespodzianka. Równo przystrzyżona trawa, jakieś oczko wodne, huśtawka. Taki polski ogródek na bogato, bez szału, ale widać było że wpompowali w to sporo kasy. Stać ich i to właśnie zamierzali pokazać.
Dom był białą, prosta bryłą, ktoś nieźle zarobił projektując to cudo. Dużo okien, dużo świateł, mało detali. Minimalizm.
Ale kogo obchodzi ogródek i bryła domu, kiedy po drugiej stronie drzwi czeka Mawer Junior?
To był pewnie błąd. Może powinienem był lepiej się rozejrzeć po ogródku. Może bym coś dostrzegł. A może nie. Nie byłem w nastroju do zabawy w detektywa. Przyszedłem tu w innym celu.
Nie musiałem pukać ani dzwonić. Ledwie dotarłem do drzwi, otworzyły się.
Mawer Junior uśmiechnął się na mój widok. Właściwie to już nie był dla mnie Mawerem Juniorem, tyko po prostu Mawerem. Jego starsze brata i tak już nie miałem szans spotkać, bo wyjechał do Anglii na dobre.
-Cześć – odparłem głupio i pokazałem butelkę którą ze sobą przytargałem.
-Wino – powiedziałem zupełnie niepotrzebnie. Czemu tak się stresowałem przed gościem który nawet jeszcze nie skończył studiów? No tak, bo mi się podobał.
-Mam tu tyle alko, że starczyłoby dla juwenaliów, ale dzięki – odparł i zabrał butelkę.
Stanęliśmy w rozległym przedpokoju, czy jak to się nazywa w domach. Nie jestem znawcą designu, dla mnie było po prostu ładnie i na bogato. Zdjąłem buty i poszedłem za Mawerem, jak się okazało, do salonu.
W oczy rzucała się najpierw wielka biała plansza zwisająca z sufitu naprzeciwko kremowej kanapy. Po drugiej stronie pokoju oczywiście czekał podwieszony pod sufitem projektor.
-Pomyślałem, żeby obejrzeć jakiś film – wyjaśnił Mawer – Ale i tak pewnie średnio będziemy oglądać.
Głośno przełknąłem ślinę. On to naprawdę powiedział?
-Wolę z tobą pogadać niż oglądać jakiś głupi film – wyjaśnił, rozbawiony.
Wypuściłem powietrze. Przecież nie był ślepy. Widział, jak na mnie działa. Za to sam był zupełnie wyluzowany. Ubrany podobnie jak poprzedniego dnia, tylko teraz nie miał na sobie najów. Chodził po salonie boso. Widok tych stóp wcale nie pomógł mi się wyluzować. Lubiłem stopy od zawsze.
-Palisz? – zapytał, pokazując mi najgrubszego blanta, jakiego widziałem w życiu.
-Nie jestem wielkim fanem – wzruszyłem ramionami – Ale ty pal, jesteś u siebie i w ogóle.
Odpalił. Nalał wino do lampek i mi podał. Jakoś nie pasowało do niego to sączenie wina. On powinien walić wódę albo browary. To się kłóciło, ale chyba chciał być miły i spróbować winiacza którego przytargałem.
Był mniej rozmowny niż wieczorem. Zdawał się skupiać na blancie i na pustym ekranie. Siedział obok mnie na kanapie, roztaczając zapach młodości, testosteronu i jakichś drogich perfum.
-O której… no wiesz. O której wpakowałeś mnie w ubera? – postanowiłem jednak przerwać ciszę. Źle mi się przy nim milczało, choć on nie stracił ani procenta swojego zwykłego luzu. Jakby robił to codziennie. Może robił?
-Koło trzeciej – odparł i złapał ostatniego bucha. Szybko sobie poradził z tym batem, a nie wyglądał na ujaranego. To już zdecydowanie robił codziennie.
-Trochę mi głupio – przyznałem – Zazwyczaj trzymam trochę wyższy poziom.
-Nie przejmuj się – odparł – Już ci mówiłem, że byłeś grzeczny.
Grzeczny. W jego ustach to słowo brzmiało dziwnie przyjemnie. To, po ogrodzie, mogłoby być drugą wskazówką, gdybym tylko myślał mózgiem, a nie fiutem.
-Pamiętasz, co ci mówiłem kiedy paliliśmy na moście? – zapytał.
-Paliliśmy na moście? – zdziwiłem się, a on się roześmiał. Znowu ten jego fajny śmiech. To wszystko było nieporozumieniem. On tu powinien teraz siedzieć z bandą swoich ziomków i kilkoma dziewczynami, powinni pić i praktykować te swoje studenckie zaloty. Mawer powinien jakąś wyrwać, zabrać do swojego pokoju i uprawiać z nią średnio udany seks. Tak powinno być. Ale on siedział tu ze mną, starszym o jakieś sześć lat gejem. I wyraźnie mu to pasowało, choć on sam nie pasował do sytuacji.
-Poszliśmy zapalić i fakt, byłeś trochę nawalony – przyznał, patrząc mi prosto w oczy – I chciałeś się całować.
-O kurwa – jęknąłem.
-A ja ci powiedziałem, że to nie do końca mój klimaty. Przypominasz sobie?
Bardzo chciałem pamiętać, ale niestety czarna skrzynka nic takiego nie zarejestrowała.
-Mogę zadać bezpośrednie pytanie? – nieco się do mnie zbliżył. Zrobiło mi się cieplej.
-Dawaj.
Mawer usiadł na kanapie po turecku, jego stopy dotykały moich łydek. Jego palce drażniły mi skórę, pociągały za włoski.
-Przyszedłeś tu z nadzieją, że będziemy uprawiali seks?
Przestałem oddychać.
-Ujmę to inaczej. Dopuszczasz taką możliwość? – ciągnął bezlitośnie, z kamienną twarzą, obojętnie, jakby pytał o wynik meczu.
Podstęp? Czy liczy na odpowiedź twierdzącą i gdy tylko ją dostanie, rzuci się na mnie? A może mnie wyśmieje i każe spierdalać? Za mało czasu, za dużo presji, za bardzo czułem na twarzy jego ciepły oddech.
-Tak – wystrzeliłem, tak po prostu – Przecież wiesz, nie jesteś głupi – dodałem.
-Fakt – zgodził się i z powagą skinął głową. Wstał, żeby dolać sobie wina.
Rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś szukał.
-Wiesz co, palę skręty tak często, że właściwie już mnie nie kopie. To jakbym palił zwykłą fajkę. Wszystko z czasem się nudzi, przestaje sprawiać frajdę.
Obserwowałem w milczeniu jak przechadza się po pokoju. Jego stopy nurzały się w miękkim dywanie, w ręku kołysała się lampka z winem, a głos Mawera był spokojny i mądry, nie pasował do dwudziestolatka.
-Jedna rzecz jakoś mi się nie nudzi. Pokazać ci coś? – nagle był cały podjarany, jakby miał zaraz wyciągnąć z szuflady pudełko petard.
-Jasne, cokolwiek masz do pokazania – odparłem z uśmieszkiem, ale nawet w moich uszach zabrzmiało to strasznie.
Mawer zaczął grzebać w telefonie. Światła w salonie przygasły, zapanował półmrok, a potem coś zazgrzytało i biały ekran przeszedł transformację. To znaczy, projektor nakładał na niego obraz. Obraz z telefonu Mawera. Tapeta, ikony i cała reszta.
-Zamknij oczy – nakazał.
Zamknąłem.
-Nie otwieraj, dopóki nie powiem – powiedział to tak rozbawiony, że niemal chichotał. Pudełko z petardami.
-Dobra, już możesz.
Otwieram oczy i widzę… siebie.
-Co? – zdziwiłem się, ale uciszył mnie gestem ręki.
Siedziałem na kanapie, wygodnie oparty z lampką wina, a on stał między mną i ekranem, ale tak, żeby nie zasłaniać.
-Oglądaj, spodoba ci się – zapewnił i dopił wino. Znowu sobie nalał, a tymczasem na ekranie zaczął lecieć filmik.
Byłem w pokoju, który wyglądał bardzo znajomo, bo to był mój pokój. Zapalone światło, noc, i ja, ubrany tak jak wczoraj wieczorem, bo wtedy właśnie nagrano film. Telefonem. Był też dźwięk, dobiegający nie wiadomo skąd, bo w salonie nie widziałem żadnych głośników.
No dawaj, co miałeś powiedzieć? – to był głos Alana, roześmiany, lekko podpity.
Dobra, dobra… Bardzo się cieszę, że jesteś – to był mój głos i moja twarz. Patrzyłem prosto w obiektyw, uśmiechnięty jak debil, wyraźnie pijany, ale nie aż tak, żeby plątał mi się język. Dziwne, że tego nie pamiętałem. Dziwne, że Alan był u mnie i dowiadywałem się dopiero teraz.
Czemu się cieszysz? – znowu głos Alana.
Bo mi się podobasz, ziom. Jesteś idealny, no kurwa.
W zasadzie to mówiłem dokładnie to, co myślałem. Nie taki znowu koniec świata, choć trochę się zażenowałem.
-Może starczy tego seansu? – poprosiłem, ale Alan nie zareagował.
Udowodnij – mówi Alan ukryty gdzieś za kadrem. Obraz trochę się trzęsie, bo przecież on też nie był zbyt trzeźwy.
Udowodnię. Jak?
Zdejmuj koszulkę.
Pojebało cię? – ja na filmie śmieję się jak goryl, ale dobrze wiem, że zaraz to zrobię, bo zrobiłbym to także w chwili, kiedy oglądam nagranie. Chwilę później Konrad na ekranie zdejmuje koszulkę i pokazuje całkiem ładnie wyrzeźbioną klatę i umięśnione ramiona.
Ładnie, ładnie. Majki zadbał o twój trening, nie ściemniał – mówi Alan na filmie. Dziwne, że wspomina o Majkim.
-Starczy, głupio mi to oglądać – znowu proszę Mawera, żeby to wyłączył.
-Oglądaj, warto – mówi tylko, nie odrywając wzroku od ekranu.
Zdejmuj spodnie – nakazuje Alan z filmu.
Konrad z filmu waha się, ale po chwili rozpina pasek, rozporek, a potem kładąc się na plecach, zsuwa jeansy. Przez cały czas szczerzy zęby. Ma na sobie już tylko slipy, w których ledwo mieści się stojący penis.
O ty szmato,– zachwyca się Alan na filmie. Jego głos na chwilę się zmienia, przestaje być radosny – Ściągaj wszystko. Do naga.
Na filmie nie waham się ani sekundy. Pozbywam się slipów, penis wyskakuje spod bokserek jak sprężyna. Leżę nagi.
Wypnij się na psa, dawaj – mówi Alan-reżyser. I tym razem usłuchałem. Patrząc w obiektyw, uśmiechnięty, prężę wypiętą dupę w stronę Alana i obiektywu. Gotowy na ruchanie.
Chcesz być jebany? – pyta Alan na filmie.
W tym momencie, siedząc na kanapie, już się nie uśmiecham. Zapominam o lampce, która się przechyla i nieco wina wylewa się na materiał, od razu wsiąkając. Będzie plama.
Alan stoi nieruchomo i ogląda film. Pociąga łyk wina, ogląda dalej.
-Wyłącz to – powiedziałem już bardzo poważnym głosem i wstałem.
Alan odwrócił się i zaprezentował szeroki uśmiech.
-To bardzo podniecające, ale jak chcesz.
Pomacał ekran smartfona i ekran znowu był całkiem biały. Coś stuknęło i projektor się wyłączył.
-Po co to nagrałeś? I co robiłeś w moim domu?
Ale jemu nie spieszyło się z odpowiedzią. Nalał sobie resztę wina, do ostatniej kropli, a potem wypił na raz. Spożywał potworne ilości alkoholu i nawet go to nie ruszało.
-Pojechałem za tobą, żeby to nagrać. No przecież oczywiste – zdziwił się.
-Dobra, ale po co? Kręci cię to? – nie mogłem tego zrozumieć.
-Niespecjalnie, ale musiałem.
-Musiałeś? Nieważne. Skasuj ten filmik, nie chce żeby go potem ktoś przypadkiem obejrzał.
Mawer zrobił taką minę, jakby miał wybuchnąć śmiechem. Naprawdę z trudem się powstrzymywał, widziałem jak cały drży.
-Sorry, nie mogę tego zrobić – odparł, gdy już się nieco uspokoił.
-Możesz i zrobisz. Usuwaj – nakazałem, bo wcale mnie nie bawiło to droczenie się. Właściwie, miałem ochotę wyjść i więcej go nie oglądać. Może i był absolutnie uroczy, ale są pewne granice.
-Może usiądź, ziom, a ja ci wszystko wytłumaczę, bo…
-Usuwaj! – ryknąłem.
Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Patrzył na mnie w milczeniu i intensywnie nad czymś myślał.
-Wyluzuj – powiedział w końcu – Nie ma sensu się spinać, nic nie zdziałasz. Nie usunę filmu, poza tym on już jest wrzucony na stronkę.
-Na jaką stronkę? – zbladłem.
-Moją stronkę – uśmiechnął się – Ale nikt nie zna adresu. I jeśli się teraz uspokoisz, to nikt go nie pozna.
Nie wierzyłem własnym uszom.
-Jaja sobie robisz? To jakiś popierdolony żarcik?
Pokręcił głową, udając powagę. Znowu ten jego uśmieszek. Paskudny uśmieszek.
-Ściemniasz – warknąłem – Dawaj ten telefon – doskoczyłem go niego i spróbowałem mu wyrwać smartfona, ale byłem za wolny. Zdążył zrobił krok w tył i schować go do kieszeni.
-Dawaj go kurwa!
Złapałem go za spodnie i pociągnąłem, ale coś poszło nie tak. Walnąłem o podłogę z takim impetem, że cały salon wypełnił huk i dźwięk wypuszczanego powietrza. Długi czas walczyłem o oddech, nic nie ogarniając. Co się, kurwa, stało?
Mawer pojawił się znikąd i ciężko usiadł mi na klacie, znowu blokując dostęp powietrza. Złapał mnie za włosy i uniósł moją głowę.
Te oczy. Co z nimi było nie tak? Mało nie zesrałem się ze strachu, miałem wrażenie że zaraz wbije mi w szyję jakiś nóż, albo zrobi coś gorszego. Takie właśnie miał oczy. Nie śmiałem się odezwać.
Mawer dyszał ciężko i patrzył. Chciał chyba, żebym zapamiętał tę chwilę. O to nie musiał się martwić.
-Nigdy więcej tego nie rób – ostrzegł cicho, powoli, obcym głosem. Ten głos nie miał nic wspólnego z bystrym, miłym chłopakiem jakiego poznałem poprzedniego wieczoru. To nie był on, jakby coś go opętało.
-Dobrze – wyjęczałem tylko i puścił mnie. Wstał i chyba wyszedł z salonu.
Leżałem przez chwilę na plecach, zbierając się w sobie. Nie spieszyło mi się. Wiedziałem, że kiedy wstanę, będę musiał coś zrobić. Będę musiał zareagować.
Zabrać mu ten pierdolony telefon? A co, jeśli mówił prawdę o stronce? Albo co, jeśli znowu rzuci mną o ziemię jak szmacianą lalką? Jak on to w ogóle zrobił?
-Od małego posyłali mnie na te wszystkie lekcje – usłyszałem, ale nie widziałem Alana - Wiesz, karate i inne cuda. Zdziwiłbyś się ile człowiek się uczy.
Nagle stanął nade mną. Miałem przy głowie jego stopy Patrzył w dół, już normalnym wzrokiem. Głos też był jak dawniej.
-To co, będziesz grzeczny? – wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać.
Rzuciłem mu wrogie spojrzenie i wstałem samodzielnie.
Mawer potrząsnął butelką trzymaną w ręku.
-Więcej wina – odparł – Masz ochotę?
To dziwne, ale kontakt z podłogą sprawił że wyparowała ze mnie wszelka złość. Już nie myślałem gorączkowo, jak zabrać telefon ani nie czułem potrzeby przeklinania. Po prostu, przegrałem. Trzeba było znaleźć inne wyjście. Wyjaśnić tę dziwną sytuację. Zaapelować do jego zdrowego rozsądku.
-O co ci w ogóle chodzi? Po co ta cała akcja? – zapytałem tak spokojnie, jak tylko potrafiłem.
Alan otworzył wino i nalał sobie, a potem mi.
Uśmiechnął się przy tym pod nosem.
-Nie odkręcisz tego – powiedział – Nie przekonasz mnie. Nie masz już nic do gadania, ale jeśli chcesz to ci to szybko wyjaśnię.
-Zamieniam się w słuch – odparłem.
-Usiądź – wskazał kanapę – I nie przerywaj mi. Jeśli to ci ułatwi sprawę: przerwiesz mi choć raz i filmik obejrzy każdy, kogo znasz. Comprende?
Znowu naszła mnie ochota żeby mu przyłożyć. Ta jego jebana arogancja. Tyle że jeszcze nigdy nikogo nie uderzyłem, a on zdecydowanie był w tym niezły. Nie wiedziałem, czy dam radę mówić, więc tylko przytaknąłem ruchem głowy.
Mawer podał mi moją lampkę i usiadł tuż obok. Jeśli dalej trzymał telefon w kieszeni, to była moja szansa. Tym razem mnie nie zaskoczy.
Napiąłem się, zebrałem siły, zdecydowałem jak to zrobię i…
-Nie radzę – odparł zadowolony – No chyba że cię kręci, kiedy młodszy koleś spuszcza ci wpierdol. Wtedy możesz na mnie liczyć.
Westchnąłem głośno i spojrzałem w sufit. Nie mogłem na niego patrzeć. Nie chciałem z nim rozmawiać. Chciałem wyjść. Tylko czy ogóle mogłem? Jasny chuj.
-Pójdę na policję – olśniło mnie.
Mawer parsknął śmiechem.
-I co im powiesz? Że jesteś 28-letnim typem który chciał dać dupy studentowi, a teraz żałuje? Na peeeewno zrobią z tej sprawy priorytet – drwił pełną parą, trochę rozbawiony, trochę oburzony - Wstań.
Sam wstał, więc do niego dołączyłem.
-Klękaj – padła następna komenda. Nie wiedziałem na ile poważnie to traktuje. Był rozbawiony, ale nie żartował. W każdym razie podziałało. Klęknąłem. Sam nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że mimo wszystko był zajebiście atrakcyjny, a ja od dawna nie miałem w ustach kutasa. Poza tym już widział mnie nago więc pierwsze lody zostały przełamane.
Stał nade mną, patrzył mi prosto w oczy i wahał się. Albo czekał na moją inicjatywę.
Nagły szybki ruch i z całej siły docisnął mi głowę do swojego krocza. Poczułem na policzku twardy kształt, ciepło, no i ten zapach.
-Chcesz go? – zapytał cicho, a ja łasiłem się ryjem do jego spodenek.
-Tak – szepnąłem i spojrzałem w intensywnie zielone oczy.
-To poproś.
-Proszę – odparłem rozbawiony.
Zamiast kutasa, dostałem z liścia.
-To nie ma cię bawić – wyjaśnił – Myślisz że mało jest lachociągów chętnych na mojego fiuta? Wyróżnij się.
Nie wiedziałem co mam robić. Chciałem tylko w końcu poczuć jego smak, uruchomić język, zrobić mu najlepszą laskę w historii. Teraz. Zaraz.
Westchnął.
-Akurat mam straszną ochotę zalać komuś ryj więc ci pozwolę. W drodze wyjątku.
Nie musiał czekać. Jednym płynnym ruchem uwolniłem jego fiuta. Twardy, gorący, pulsujący, spragniony ust. Mógłbym już nigdy nie wypuszczać go z ręki. Nie miałem pojęcia czemu aż tak mnie to podjarało.
Zacząłem się delektować, oblizywać, połykać, ssać, szczęśliwy jakbym trafił szóstkę w totka. Smakował zajebiście, naprawdę miałem takie wrażenie. Penis smakuje penisem, ale nie ten. On był zajebisty. Troch za duży, by zmieścić całego, ale brałem ile mogłem. Znikał mi w ustach raz za razem, a moje wysiłki nagradzały ciche pojękiwania Mawera. Szybko przejął inicjatywę. Złapał moją głowę w obie dłonie, trzymał ją jak w imadle i po prostu ruchał mnie w usta. Wsuwał się raz za razem, całego fiuta miał w ślinie więc szło mu gładko. Pojękiwania były coraz głośniejsze, ruchy coraz szybsze, gwałtowne, zacząłem się krztusić, ale ręce Mawera nie pozwalały mi się wycofać, jebał mnie szybko i miarowo, używał ust jak swojej własności, jęczał coraz głośniej, aż ręce zacisnęły się mocniej, pociągnęły za włosy, a jego ciało przeszły te jedyne w swoim rodzaju skurcze. Cała sperma poszła mi prosto w gardło. Jeden strzał za drugim, doskonale czułem jak jego kutas pulsuje w ich rytm. A potem go wyjął i wytarł o moją twarz.
Bez słowa pokazał na kanapę i obaj tam wróciliśmy.
Nie dotknąłem swojego penisa ani przez moment, a i tak byłem bliski orgazmu. Wystarczyłoby kilka ruchów, żebym eksplodował.
-Na szczęście, jestem facetem, tak jak i ty. I wiem jak faceci działają. Jak masz pełne jaja, to przestajesz myśleć i zrobisz wszystko, żeby zaruchać.
Spojrzał na mnie, jakby oczekiwał potwierdzenia.
-No i są też trochę inni faceci. Tacy, którzy w tym wszystkim, w tym gorączkowym myśleniu o kutasach, spermie, jebaniu, gubią się. Gdzieś po drodze znikasz i zostaje tylko coś innego, co zazwyczaj jest ukryte. I tutaj wkraczasz do akcji ty i wkraczam ja. Wiesz, o czym mówię?
Pokręciłem głową. Podniecała mnie ta gadka, ale nie wiedziałem do czego zmierza.
-Chwilę temu rzuciłem tobą o ziemię. Szantażowałem cię, groziłem że rozpierdolę ci życie tym filmikiem. A potem i tak klękasz i ssiesz mi pałę i to jeszcze z przyjemnością. Widziałem, jak ci się to podoba. Jak byś to wytłumaczył?
-Jestem gejem – mruknąłem.
Zaśmiał się.
-Jesteś suką. Po prostu jeszcze o tym nie wiesz. Ale ja cię wszystkiego nauczę, spokojna głowa.
-Nie jestem żadną suką – burknąłem.
-Nie? – Mawer uśmiechnął się dziwnie smutno i wziął do ręki butelkę. Teraz pił wino prosto z gwinta – Nie zdarzyło ci się nigdy, że typ cię jebie, rozpędza się, daje klapsy albo wyzywa od szmat?
Zaczerwieniłbym się na policzkach, gdybym nie był tak napalony.
-Raz – przyznałem – Ale to było spontaniczne, po prostu samo wyszło.
-On cię wyczuł. I ja też cię czuję. Masz – podał mi butelkę wina. Napiłem się.
-Do dna – powiedział i wychlałem wszystko.
-Chodź – nakazał i stanął przed kanapą. Pokazał palcem na podłogę więc klęknąłem. Czyżby miał ochotę na kolejne obciąganie?
-Chcesz kutasa? – zapytał.
-Tak.
-Poproś.
-Proszę – grzecznie recytowałem formułki, a w bokserkach miałem mokro. Niepokój, strach, złość, to wszystko odparowało. Teraz były ważniejsze sprawy.
-Patrz na mnie i otwórz ryj – mruknął.
Uniosłem głowę i wbiłem spojrzenie w jego oczy. Otworzyłem usta najszerzej jak mogłem i chwilę później miałem w nich wielką porcję śliny. Zakrztusiłem się, skrzywiłem i przekląłem pod nosem.
-Jeszcze raz – nakazał.
-Nie! – warknąłem, ale nie wstałem. Nadal byłem na kolanach. Coś kazało mi zostać na miejscu. Może strach, że on i tak dostanie to, czego chce.
Otworzyłem. Tym razem nachylił się i z jego ust do moich powoli popłynęła gęsta, biała struga śliny. Spłynęła mi po języku.
-Dobra? – zapytał rozpogodzony.
Nie zamierzałem przyznać, że tak. Nie chciałem, żeby wiedział jak mi się to spodobało. Napluł mi do ryja, jakby nigdy nic, a ja nie stawiłem żadnego oporu. Ta myśl doprowadzała mnie do szaleństwa, kutas pulsował w bokserkach jakby miał za chwilę wystrzelić. To było zupełnie nowe doświadczenie, w smaku podobne do jego śliny - gorzko-słodkie.
-Widzisz, jesteś suką – skwitował i klepnął mnie w policzek.
-Nie oddasz? – udał zdziwienie i uderzył ponownie, mocniej. Byłem już kiedyś policzkowany, podobało mi się wtedy i podobało się teraz. Bardzo.
-Jeszcze – szepnąłem.
Błyskawicznie dostałem lepę, najpierw z jednej, potem z drugiej strony. Zapiekło, a dźwięk odbił się od ścian. Na mojej twarzy wylądowała porcja gorącej śliny.
-Zdejmuj szmaty – rozkazał.
Rozebrałem się w sekundę, ubrania cisnąłem w pierwsze lepsze miejsce, a kiedy chciałem zsunąć jockstrapy, powstrzymał mnie.
-I ty twierdzisz, że nie jesteś suką, a przychodzisz do mojego domu z gołą dupą. Swędzi cię na kutasa?
Nie odpowiedziałem. Było mi wstyd, wypinać się nago przed w pełni ubranym młodszym chłopakiem. Jego wulgarność mnie onieśmielała, ale i podniecała. Brzmiało to tak naturalnie, jakby w ogóle nie udawał. Jakby widział we mnie sukę, lachociąga, pedała.
-Wypnij się – nakazał.
Instruował mnie bardzo szczegółowo. Musiałem wypiąć się na kanapie w pozycji na psa, dupą w jego stronę. Wypiąć się mocniej, jeszcze mocniej, o tak. Chciał widzieć „w pełni wyeksponowane dziursko”. Wydrwił mnie, gdy zobaczył że jestem tam gładki. Ale nic nie szkodziło, ta część była nagrodą. Kazał mi przycisnąć głowę do kanapy, zamknąć oczy i robić co do mnie należy.
-Naśliń palucha, porządnie. A teraz go pakuj do tej wygolonej dupy, pedałku. O tak, ale głębiej. Jeszcze.
Jęczałem.
-Podoba się? No to drugi. Raz, raz, pakuj go pedale.
Wbiłem palce w wypięty tyłek i kołysałem biodrami zgodnie z jego wolą. Nie widziałem go, słyszałem tylko głos, kolejne komendy i wyzwiska. Czułem powoli ustępujący zwieracz, rodzącą się przyjemność, ochotę na więcej.
-Tak się wypierałeś, a teraz wyszła z ciebie rasowa suka. Poleruje pałę, połyka i wypina. Wyjebać cię, suko?
-Ta, proszę!
-Za słabo, pedale. Przekonaj mnie – odparł znudzony. Ta jego obojętność działała równie mocno jak bluzgi. Skurwysyn miał mnie gdzieś, nawet maksymalnie wypięty i uległy nie mogłem go zadowolić.
-Wal pałę – powiedział w końcu.
Nie potrzebowałem wiele. Tkwiące w dupie palce, jego władczy głos, szumiące w głowie wino, smak jego śliny i spermy w ustach…
-Ej! Kurwa, co ty robisz?! – wrzasnął, ale było już za późno. Wystrzeliłem porządną dawkę spermy prosto na kanapę, jęcząc w niebogłosy, zaskoczony i przerażony intensywnością orgazmu. Padłem wyczerpany na plecy, łapiąc oddech.
-O kurwa… - wystękałem.
Alan stał tam, gdzie widziałem go wcześniej. Nie masturbował się, tylko na mnie patrzył. Minę miał nijaką, z oczu zniknął blask, który jeszcze chwilę temu mnie porażał.
-Powinienem ci kazać to wylizać – przyznał.
-Sorry – odparłem szczerze skruszony – Nie wytrzymałem… Było świetnie.
Leżałem jeszcze chwilę, łapiąc oddech, ale po spuście szybko przyszło skrępowanie, wstyd. Byłem nagi, on ubrany. Zacząłem więc zakładać ciuchy.
Mawer przez ten czas milczał. Bawił się telefonem.
Przyszedł ten moment, kiedy trzeba było się rozstać. Poczułem się dziwnie, stojąc przy drzwiach, kiedy Alan trochę mnie odprowadził, a trochę nadal bawił się telefonem.
-To było dość…. intensywne – przyznałem.
-E tam, co ty wiesz o intensywnej zabawie – mruknął beznamiętnie.
-Nie spodziewałem się, że to się tak potoczy, ale nie żałuję. Wszystkiego warto spróbować – mówiłem, trochę jakby myśląc na głos. Jeszcze trawiłem to wszystko, co się stało. Niewątpliwie była to niezła przygoda. Wciąż szumiało mi w głowie i znowu byłem podniecony. Zatęskniłem za tamtym Alanem. Jego głosem i oczami.
-Wiedziałem, że ci się spodoba – odparł równie beznamiętnie, co wcześniej.
-Rozumiem, że… no – zbierałem słowa – Naprawdę nie interesuje ci żadne randkowanie i cała reszta? – chciałem się jeszcze upewnić. Jasne, Alan był nieźle narwany, ale może gdzieś tam w środku czaiło się coś więcej.
Jak na ironię, w środku Alana było dużo, dużo więcej. Ale nie tego, co miałem nadzieję odnaleźć.
Spojrzał na mnie autentycznie zdziwiony.
-Co ty pierdolisz? – rzucił.
-No wiesz… Upewniam się, że to był jednorazowy strzał, że nie chcesz… no wiesz, nie szukam fuck frienda.
Alan zapomniał o telefonie. Gapił się na mnie badawczo, a na jego usta powoli wkradał się uśmiech, a potem rósł i rósł.
-Rany, ale z ciebie bystrzak – powiedział w końcu, po zbyt długiej ciszy – Jutro tu wracasz. O dziewiętnastej zero zero. Spóźnisz się choćby o sekundę i filmik trafia do wszystkich ludzi, których znasz. I ten drugi filmik z dzisiaj też.
-Co?! Myślałem, że to tylko taka gra! – krzyknąłem z wyrzutem. A więc to robił, kiedy ja się palcowałem. Nagrywał mnie. Znowu.
-To jest gra i to bardzo fajna, ale jeszcze nie znasz reguł – odparł nadal uśmiechnięty – Nie przejmuj się, to będzie ostatni raz, słowo. Wpadniesz, a ja skasuję filmy.
Powtórka. A więc jednak. Właściwie, byłem gotów powtórzyć to tu i teraz, nadal podpity i nadal wypełniony spermą po brzegi, aż nią kipiałem. Ale film… Skąd pewność, że go skasuje?
-Słowo? – upewniłem się, starając się wyglądać jakoś… groźnie? Stanowczo? Kogo ja chciałem oszukać.
-Nie pręż się tak – parsknął śmiechem – Po jutrzejszym wieczorze już nie będę musiał ci grozić. Sam będziesz do mnie wracał, suczko.


⧅⧆⧇


Do domu wróciłem nocnym. Autobus zbierał ludzi w różnych stadiach podpicia, niektórzy mniej, a inni bardziej zalani ode mnie. Ilu z nich miało wieczór bogatszy w doświadczenia od mojego? Il z nich kiedykolwiek to przeżyje? Ilu z nich zapragnie więcej…
Wydawało mi się, że to przygoda. Że coś zmieni, że będę miał co wspominać przez wiele samotnych wieczorów. Wydawało mi się, że zaczynam rozumieć o co w tym chodzi.
No właśnie, wydawało mi się.
W życiu albo nie dzieje się nic, albo dzieje się od razu wszystko.




⨷⨸⨷




Z przystanku, do furtki miałem 472 metry. Sprawdziłem na mapie. Po co? Nie wiem. Czasem nie potrafię wytłumaczyć swojego zachowania. Czasem nawet nie próbuję. Może dlatego wróciłem.
Te 472 metry musiały mi wystarczyć. Dopiąć wszystko w głowie, odpowiedzieć sobie na wszelkie pytania, pozbyć się wątpliwości. Łatwo powiedzieć.
Choć prawie w ogóle nie spałem, byłem pełen energii. Nie takiej zdrowej, wynikającej z odpoczynku i solidnego śniadania i obiadu. To była inna energia, ta dziwna, nie do końca zrozumiała. niemal namacalna, wibrowała i oplatała się wokół włosków na karku, łaskotała po twarzy, rozlewała się po ciele i skupiała wokół jąder, drażniła je, kazała pracować, produkować nasienie i testosteron. Do furtki Mawera szedłem jak pies na smyczy, tylko nikt nie musiał mnie prowadzić. On tam czekał, to wystarczyło.
Czemu przyszedłem? Bo się bałem, że wrzuci nagrania od netu? Wątpiłem, by był w stanie. Nie był przecież głupi, wiedział, że będą z tego poważne konsekwencje. Po prostu musiał mnie jakoś sciągnąć do swojego domu. Zmusić do posłuszeństwa.
Nie przyszedłem ze strachu. Oczywiście, istniała pewna szansa na to, że mówił poważnie. Film z moją wypiętą dupą i jękami już czekał gdzieś w odmętach internetu. Wystarczy wrzucić link w odpowiednie miejsce i każdy będzie mógł zobaczyć, jak błagam o kutasa. To nie była strona mnie, która chciałbym publicznie prezentować.
W nocy nie mogłem zasnąć i przez długie godziny gapiłem się w sufit. Usiłowałem zrozumieć, czemu mnie to spotkało. Ale odpowiedzi nie było. Po prostu, stało się. Ktoś zabawił się moim kosztem. Majki mnie wystawił, a ten młody ziomek upił mnie i oszukał, szantażował, poniżył i wykorzystał, a teraz chciał więcej. I co zrobiłem ja, dorosły, pracujący facet? Wracałem prosto do jaskini lwa.
Wracałem z wyraźnym celem. Chciałem mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Chciałem zobaczyć jego minę, kiedy to usłyszy.
Takie właśnie myśli krążyły mi po głowie, kiedy pokonywałem na pieszo 472 metry.
Myślałem też o pogodzie, no czemu nie. Było gorąco i pomyślałem że dobrze byłoby pojechać nad jezioro. Szkoda, że było już niedzielne popołudnie. Z drugiej strony – to było ciekawsze niż leżenie plackiem na plaży.
Dotarłem pod dom. Wysoki żywopłot otaczał go tak szczelnie, że budynek dało się zobaczyć jedynie przez furtkę. Widziałem też fragment zadbanego ogródka, zielony trawnik i oczko wodne.
Nacisnąłem guzik.
Zastanawiałem się, co zrobi Mawer, gdy mu powiem. Nie znałem go, nie mogłem przewidzieć jego reakcji. Pozostawało mieć nadzieję, że podjąłem słuszną decyzję.
Po minucie zadzwoniłem znowu, dłużej. Czyżby nikogo nie było w domu? Teraz, kiedy już tu byłem, pełen determinacji, odwagi? To musiało być dziś. Teraz. Później uleci ze mnie powietrze, jutro czy za tydzień nie będę już potrafił mu powiedzieć tego, co powiedzieć należy.
Cisza. Uliczka była pusta, nie widziałem nawet przechodniów. Wymarłe osiedle domków jednorodzinnych.
Zadzwoniłem na komórkę Mawera. Odrzucił połączenie.
- Kurwa mać – syknąłem. Wystawił mnie. Skurwysyn!
Przez chwilę stałem jak głupek w pełnym słońcu, spocony i wkurwiony. Gdyby tylko…
ZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZ!
Furtka sama się odchyliła, jakby zapraszała do środka.
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do drzwi. Zapukałem.
Jeszcze dwa oddechy. Dasz radę, Konrad, pocieszałem się. Po prostu mu to powiedz. Powiedz, wyrzuć to z siebie i tyle. Będzie co ma być. Chuj z tym wszystkim, choć raz zrób coś tak, jak należy. Choć raz nie bądź przestraszoną pipką, postaw się.
Nic.
Zapukałem, zadzwoniłem.
Ciągle nic.
Czemu on sobie tak ze mną pogrywał? Chciał mnie wkurwić?
Rozejrzałem się bezradnie. W trawie pod wazonem z agawą leżała piłka tenisowa. Podniosłem ją. Była mocno pogryziona. Maweccy mieli psa? Nie widziałem żądnej buty, posłania ani misek.
Rzuciłem piłką w okno na piętrze.
Zero reakcji.
I nagle mnie olśniło. Przecież starszy Mawer zawsze chwalił się basenem. Musiał być za domem. To pewnie tam wyleguje się Alan.
Obszedłem dom i tak, miałem rację.
Basen był po postu wielkim prostokątem. Miał małą trampolinę, drabinkę i całą resztę akcesoriów. Był stolik pod parasolem, był zabudowany grill. Idealne miejsce na grilla ze znajomymi.
Tuż przy krawędzi basenu, na leżaku, wylegiwał się Mawer. Na uszach miał słuchawki, te same które nosił gdy go poznałem. Ciemne okulary skrywały jego oczy. Wyglądał jakby drzemał.
Stanąłem nad nim tak, żeby zasłonić słońce. Przy okazji przyjrzałem się mu, bo miał na sobie tylko czarne szorty. Szczupła, wysportowana sylwetka. Kaloryfer na brzuchu, ciało całkowicie wygolone powyżej pasa, lekka opalenizna. Niezbyt owłosione szczupłe łydki i te jego doskonałe stopy. Zgadywałem, że nosi rozmiar 43.
Leniwym ruchem zsunął słuchawki na szyję i zdjął okulary. Popatrzył na mnie jakbym mu w czymś przerwał.
-Cześć – powiedziałem po prostu.
-Cześć – odparł – Podasz mi drinka?
Wskazał na stolik, po drugiej stronie basenu. Nie spieszyłem się. Czułem na plecach jego spojrzenie.
-Proszę – przekazałem mu szklankę z zimnym napojem.
Powiedzieć mu teraz? Po co przedłużać nieuniknione. Po co czekać? Po co dawać mu teraz inicjatywę?
-Sorry, ale mamy tylko jeden leżak. Głupia sprawa – wzruszył ramionami.
-Nie szkodzi – odparłem.
Powietrze było gorące i zdawało się stać w miejscu. Ani jednego obłoczka na błękitnym niebie. Gdzieś pod żywopłotem grał świerszcz. Prócz tego, cisza.
Do dzieła, Konrad. Wyduś to z siebie.
Myślałem całą noc. Zastanawiałem się, jak wybrnąć z tego cyrku, jak przechytrzyć Mawera, obrócić sytuację na własną korzyść. Gubiłem się w tym wszystkim, pociłem się jak mysz.
I wtedy przyszło olśnienie. Nagle, samo z siebie. Chwilę późnij smacznie spałem, doskonale wiedząc co należy zrobić.
-Chciałem ci coś powiedzieć – zacząłem ostrożnie, badając grunt.
Mawer uniósł brew, szklanka zatrzymała się w połowie drogi do jego ust.
-Co?
Ta cisza. Zero wiatru, zero hałasu, zero rozpraszaczy. To jest ten moment, pomyślałem.
-Jestem suką.
Mawer uniósł drugą brew.
Boksowałem się z myślami całą noc. Walczyłem sam ze sobą. Gdy zamykałem oczy, widziałem jego twarz. Gdy przełykałem ślinę, zdawało mi się, że to jego ślina, znowu w moim ryju. Jak uciec, jak go przechytrzyć? Co zrobić, żeby dał mi spokój? I przyszło olśnienie.
Nie walczyć. Po co miałbym to robić? Kiedy mnie wyzywał, kiedy pakował mi kutasa aż po gardło, ja chciałem więcej. Prosiłem go o to i sam miałem erekcję jak nigdy wcześniej. Przez pół nocy miałem erekcję, wspominając te chwile. Olśnienie było proste – rób to, co Mawer mówi. Bądź jego suką, on doskonale wie co robi.
Wtedy przestałem walczyć. Wsunąłem rękę pod kołdrę, zacisnąłem oczy i wyobrażałem sobie jego twarz, gładząc się po fiucie. Doszedłem szybko i jeszcze szybciej zasnąłem.
-Mam nadzieję, że to nie jest jakaś ściema – powiedział ostrożnie.
-Nie – zapewniłem.
-Tak po prostu?
-Tak po prostu.
Parsknął śmiechem.
-Może cię nie doceniłem. Myślałem, że w ogóle się nie pojawisz.
-Na początku miałem tak zamiar – przyznałem – Ale…
-Ale nic nie poradzisz na to, czym jesteś – dokończył za mnie i dźwignął się z leżaka. Mięśnie zagrały pod opaloną skórą. Uderzył mnie zapach jego potu.
-To była tylko rozgrzewka – oznajmił, patrząc mi prosto w oczy, a stał tak blisko, że czułem alkohol w jego oddechu – Będzie dużo, dużo ostrzej. Ale i tak nie masz wyboru, zgadza się?
Uśmiechnąłem się. Nie miałem pojęcia, czemu. Już miałem erekcję. Jego oczy, włosy, usta, szerokie bary, kropelki potu na klacie i ramionach. Wszystko mi się w nim podobało.
-Rozbieraj się.
Posłusznie zrzuciłem z siebie koszulkę, spodnie, a potem z ociąganiem także bokserki. Stałem przed nim nagi.
Skrzywił się.
-Następnym razem masz być wygolony wokół tego malutkiego fiuta – pouczył i klepnął mnie w jaja.
-Nie broń się suko – warknął – Stój na baczność, jasne?
Wyprężyłem się. Mój penis też stał na baczność.
-Nie cofaj się – powiedział i ręka uderzyła mnie w jaja. Z całej siły walczyłem, żeby się nie skulić. Cios nie był mocny, ale wystarczyło żeby zaboleć.
-Jak się nie będziesz słuchał, to dostaniesz za karę dużo, dużo mocniej. Jasne?
Kiwnąłem głową.
Uderzył z taką siłą, że krzyknąłem, zrobiło mi się ciemno przed oczami, a ból wypełnił mnie od jak po żołądek.
-Jak się pytam, to mówisz: „Tak, Panie”. Bo już nie jesteś bezpańską suczką. Jasne?
-Tak, Panie – wydukałem, próbując stać prosto. Czułem, że w kącikach oczu zbierają się łzy. Czyżbym popełnił błąd? Nie wiedziałem, na co się piszę. I to była ledwie rozgrzewka!?
-Coś ci zrzedła mina – roześmiał się – Dobra, idź mi zrobić drinka. Żubrówka jest w lodówce. Zapierdalaj.
Niepewnie udałem się do środka. Z ogrodu wszedłem do domu przez czyjąś sypialnię, a potem do kuchni.
Nie wziąłem od Mawera szklanki. Czy to mu wystarczy, żeby znowu mi przyłożyć?
Kutas nadal stał mi na baczność. To było absurdalne. Łaziłem nagi po cudzym domu zastanawiając się, czy jestem wystarczająco posłuszny żeby nie oberwać po jajach! Jak to w ogóle możliwe? I czemu mnie to tak jarało? Nigdy nie miałem tego typu fantazji. Jeszcze dwa dni wcześniej byłem zwyczajnym kolesiem, z tym że lubiłem dawać dupy.
Nie marnowałem więcej czasu na rozkminy. Zrobiłem drinka w innej szklance, dałem sporo lodu i wróciłem na zewnątrz.
Mawer wrócił na leżak. Wręczyłem mu szklankę.
Spojrzał na kostki lodu pływające w przejrzystym płynie i uśmiechnął się w taki sposób, że już wiedziałem.
Błyskawicznym ruchem wylał lodowatą wódę ze spritem na moje rozgrzane nagie ciało. Krzyknąłem i skoczyłem do tyłu.
-Pojebało cię!? – wrzasnąłem.
To był odruch, ale stało się.
Spojrzałem na niego. Mawer odłożył okulary na kafelki koło leżaka i bardzo powoli się podniósł.
Panowała całkowita cisza. Znowu słyszałem tego jebanego świerszcza. Zero wiatru, powietrze gęste jak galareta. Pełne słońce i krople wódy ściekające z mojego ciała.
Mawer szedł bardzo powoli. Krok po kroku. Minę miał nijaką, ale jego oczy, to już co innego. Znałem to spojrzenie. Mogłem się tylko domyślać, co zrobi, ale znałem to cholerne spojrzenie. Cofnąłem się o krok, ale on szedł dalej. Powoli.
-Przepraszam – wymruczałem w końcu i znowu się cofnąłem. I jeszcze jeden krok do tyłu.
-Przepraszam, to był odruch – jęczałem, czując że zaraz polecą łzy. Kurwa mać, co teraz!? Przecież on mnie zajebie!
Uderzyłem plecami o ścianę, nie miałem już gdzie uciekać, a on w końcu do mnie dotarł. Wyprężony, odrobinę niższy, doskonale zbudowany, opanowany, piękny.
Kropelki potu na opalonej skórze.
Spojrzał mi w oczy, a ja nie wytrzymałem tej jego opętanej zieleni, odwróciłem wzrok.
Czekałem.
Na bluzgi. Na cios. Na ślinę, kopniaka, na cokolwiek.
Ale był tylko świerszcz i jego spojrzenie wypalające mi w głowie dziurę.
W końcu przerwał ciszę.
-Nie mam na to czasu – powiedział powoli, dokładnie artykułując słowa.
Pozornie był spokojny, ale to był taki spokój jak bezruch lwa tuż przed skokiem na antylopę.
Oddychał szybko. Mocno zaciśnięta lewa pięść. Przygryzał wargę.
Pomyślałem, że jeśli zaraz mi nie przypierdoli, to i tak zemdleję. A on parzył, ciągle, kurwa, patrzył. Błagałem w myślach, żeby już zrobił co ma zrobić. Wszystko byłoby lepsze niż to czekanie.
-Nie będę cię tresował. Zrobi to ktoś inny, odezwie się. Wróć, jak już się nauczysz.
I tak po prostu się odwrócił, odszedł w stronę leżaka.
Niebo znów było błękitne, świerszcz dale grał swoją muzykę.
-Skasowałem filmy – rzucił przez ramię, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Potem usadowił się na leżaku, założył słuchawki i okulary i stracił mną wszelkie zainteresowanie.
Upokorzony, pozbierałem swoje ciuchy i poszedłem.
Dopiero po drugiej stronie domu się ubrałem.

Drogi na przystanek, tych 472 metrów nie pamiętam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mark55
Adept



Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy

PostWysłany: Śro 18:42, 25 Lip 2018    Temat postu:

Strzyg4 , pociągnij to dalej! Dobrze się czyta

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
maciek18774
Debiutant



Dołączył: 22 Lut 2013
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: warszawa

PostWysłany: Śro 23:37, 25 Lip 2018    Temat postu:

o wow :O

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 19:16, 26 Lip 2018    Temat postu:

Fajne interesujące opowiadanie, bardzo chcę poznać dalsze losy Konrada (w jego postaci widzę swoją osobę), czy i jak został suczką? Kto go tresował i na czym to polegało? Czy Alan został jego Panem ?

Ja mam takie marzenie i bardzo bym chciał zostać takim cwelikiem suczką dla młodego chłopaka.
Pozdrawiam
P cwelik


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Strzyg4
Debiutant



Dołączył: 28 Paź 2014
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Nie 19:33, 29 Lip 2018    Temat postu:

Ciąg dalszy napisany. Trzeba tylko wleźć na mojego bloga.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 153
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 23:46, 29 Lip 2018    Temat postu:

podaj link na swój blog

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Strzyg4
Debiutant



Dołączył: 28 Paź 2014
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Pon 8:23, 30 Lip 2018    Temat postu:

Masz w profilu, misiu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ulegly1975
Debiutant



Dołączył: 13 Wrz 2018
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nowy Sącz

PostWysłany: Czw 14:25, 13 Wrz 2018    Temat postu:

fajne filmy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania ostre Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin