|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 17:28, 02 Kwi 2012 Temat postu: Czarne słońce |
|
|
Część 1: Czując.
12 PAŹDZIERNIK 2009.
-Ostatnio płakałem siedem lat temu.
-Zacznijmy od tego, co wydarzyło się siedem lat temu.
-Kochałem go, naprawdę go kochałem. Dzień po tym, jak dowiedział się czegoś okropnego, odszedł. Jak tchórz. Nie chciał abym go szukał, nie szukałem, bo go kochałem. Zrobił bym dla niego wszystko, bo go kochałem.
-Opowiedz mi o tym, mamy czas.
-Prawie wcale cię nie znam. Spędziliśmy ze sobą tylko jeden wieczór.
-Zaufaj mi tak jak ja zaufałam tobie. Mów, postaram się ci pomóc.
11 MARZEC 2002.
Dziś zostaliśmy w domu, padał deszcz. Wcześniej wyskoczyłem do sklepu, kupić coś procentowego. Nie piliśmy często, tylko gdy była okazja. A dziś właśnie taka była. To już dwa miesiące naszego związku. Można powiedzieć, że idealnego związku. Nie kłóciliśmy się. Nie dlatego, że nie mieliśmy o co, ale dlatego, że każdy spór można było rozwiązać pokojowo, zwykłą rozmową. Jak się poznaliśmy? Krzysztof był przyjacielem mojego ojca. Bardzo bliskim. Bywał w naszym domu praktycznie każdego dnia. Do czasu, gdy dowiedział się jakim potworem jest mój ojciec. Zawsze miałem z nim dobry kontakt, był równym gościem. A później potraktował go swoją silną ręką. Nigdy nie słyszałem jak Krzysztof przeklina. A tamtego dnia wiązanka nie miała końca. Zabrał mnie do siebie. Za dwa miesiące miałem kończyć osiemnaście lat. Rok mieszkaliśmy razem, gdy w końcu coś między nami pękło. Wtedy spędziliśmy naszą pierwszą wspólną noc..w moim łóżku. Później już mieliśmy wspólne łóżko. Całe dwa miesiące naszego związku były niczym bajka. Zawrze marzyłem o prawdziwej miłości. Wtedy uwierzyłem, że marzenia się spełniają. To nic, że dzieliła nas duża różnica wieku. On trzydzieści osiem, ja dziewiętnaście. To był cudowny wieczór przy czerwonym winie i starych czarno białych filmach. Wtedy nastąpiła nasza pierwsza prawdziwa kłótnia. O co? O pracę. Nie chciałem żeby tyle pracował, a on nie chciał o tym słyszeć. Nie chciał, bo wiedział że mam rację. Wtedy automatycznie wstałem, zniknąłem na chwilę w swoim pokoju, wziąłem to, co tak namiętnie chowałem przed Krzyśkiem już pół roku i wyszedłem z mieszkania.
Te same drzwi...zapukałem dość niepewnie, chociaż byłem pewien tego, co zamierzam zrobić. Planowałem to od tak dawna. Nikt nie otwierał dłuższą chwilę, dlatego nacisnąłem klamkę...otwarte. Nic się nie zmieniło...kompletnie nic. Wszystkie wydarzenia z tego domu stanęły mi nagle przed oczami. To tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że wiem co robię, że chcę to zrobić. I zrobiłem. W dużym pokoju głośno grał telewizor. Na nogach jak z waty skierowałem się do pokoju. Ten człowiek też nic się nie zmienił, spał na siedząco, z nogami na małym, drewnianym stoliku. Kaszlnąłem nad wyraz głośno. Obudził się. Wtedy moja ręka jakby sama sięgnęła do kieszeni kurtki i wyciągnęła broń.
-Dziękuje Ci za te wszystkie lata tato. -Powiedziałem zimnym, a raczej lodowatym tonem.
-Pojebało Cię kretynie?! -Krzyknął z przerażeniem w oczach.
Wstał z fotela. Chwilę na niego patrzyłem, w te pełne strachu oczy. Delektowałem się tym widokiem, lecz nic nie odpowiedziałem. Pociągnąłem za spust. Widziałem tylko jak mój ojciec osuwa się na podłogę a ubranie z lewej strony jego klatki piersiowej barwi się szkarłatem. Uśmiechnąłem się, widząc jeszcze przez chwilę jego pełne przerażenia spojrzenie, które w końcu zostało przysłonięte powiekami. Naciągając kaptur na głowę wybiegłem z mieszkania. Biegłem, nie pamiętam nawet ile. A gdy już się zatrzymałem, wybuchnąłem histerycznym śmiechem połączonym z płaczem. Automatycznie skierowałem się do domu. Nogi same mnie niosły, bo umysł jakby przestał działać. Nie czułem nic, prócz wilgoci łez ściekających mi po policzkach. Nie pamiętam jak długo trwało, zanim dotarłem do mieszkania. Cicho, jak złodziej dotarłem do łazienki, zamknąłem drzwi i tam dopiero puściłem wodze emocji. Płacz, przeraźliwie zimno...było tak cholernie zimno!
17 STYCZEŃ 2001.
Piekło. To jedyne słowo, którym można było nazwać moje obecne położenie. Nie chciałem tu być. Tak bardzo kurwa nie chciałem...
-Sebastian, co z tym telewizorem! -Usłyszałem krzyk z sąsiedniego pokoju.
Od razu pojawiłem się przy moim ojcu, widząc w ekranie tylko biały obraz.
-Nie wiem, pewnie zaraz samo się naprawi, może coś z przekazem. -Odparłem spokojnie.
-Czy ty kurwa nie wiesz, że jest mecz?! -Warknął, wstając.
-Ale co ja mam zrobić...
-W tym problem, że nic nie potrafisz zrobić! -Powiedział swoim oschłym tonem.
Wtedy dostałem liścia w twarz.
-Jesteś zwyczajnym darmozjadem, którego muszę utrzymywać. -Dodał.
Nie wiem czy bardziej bolały te słowa, czy policzek. Stałem w miejscu, nawet się nie ruszyłem. Nic nie mogłem zrobić. Tym bardziej się bronić. Może to kwestia przyzwyczajenia. Od kiedy pamiętam traktował mnie jak piąte koło u wozu, jak śmiecia. Wiedziałem, że winił mnie za śmierć mamy, która umarła przy porodzie. Bo gdyby nie ja... ona by żyła. Ale do cholery, przecież nie jestem cudotwórcą, nie mogłem zwrócić jej życia. A on... cały swój żal i tęsknotę od zawsze wyładowywał na mnie. Szukał tylko zaczepki. Mały pretekst wystarczył, by rozpętało się piekło. Cóż...niektórzy rodzą się przegrani już na starcie, a tak zwana sprawiedliwość pogrąża ich jeszcze bardziej. Za każdym razem, gdy podnosił na mnie rękę, byłem bezradny. Nie mogłem go uderzyć, przecież to jednak mój ojciec. Teraz koszmar zaczynał się na nowo.
-Tato...- Zacząłem.
-Zamknij się ja do Ciebie mówię!
Tak, mówił. W taki sposób, że po chwili zalałem się krwią i zwinąłem się pod ścianą. Nie, nie płakałem. Raczej czułem w środku pustkę, łykając swoją własną krew. Już miałem wstać i iść do swojego pokoju, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Chwilę później w progu stanął Krzysztof. Zmarszczył brwi, spojrzał na mnie, następnie na ojca. Jego wzrok diametralnie się zmienił. Zawsze spokojny i opanowany, teraz był wściekły. Przyklęknął przy mnie, pomógł mi wstać i zaprowadził do łazienki.
-On ci to zrobił? -Zapytał cicho.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz. -Odparłem.
Od razu pożałowałem swojej odpowiedzi.
-Ogarnij się, zaraz do Ciebie przyjdę. -Powiedział.
Wyszedł szybkim krokiem. Przemyłem twarz z krwi. Słyszałem tylko krzyki i dźwięki, jakby coś upadało na podłogę. Nie, do cholery! Usiadłem pod ścianą i zasłoniłem uszy. Pięknie, dalej nie będę miał życia, nie po tym wszystkim. Kilka chwil późnij pojawił się Krzysiek i podał mi moją kurtkę.
-Nie patrz tak na mnie. Ubieraj się i idziemy. -Powiedział oddychając ciężko.
-Gdzie?-Zapytałem.
Zebrałem się z podłogi i ubrałem się, tak jak kazał.
-Jak to gdzie dzieciaku? Do mnie.
11/12 MARZEC 2002.
Łykając łzy usłyszałem kroki za drzwiami i ciche pukanie.
-Sebastian, otwórz. Co jest? -Usłyszałem głos Krzyśka.
-Daj mi spokój, odejdź! -Powiedziałem drżącym głosem.
-Jeśli nie otworzysz, to będę zmuszony...
-No jasne kurwa!
Wstałem i otworzyłem drzwi, wracając na swoje miejsce.
-Co się do cholery stało? -Zapytał siadając przy mnie, na zimnych kafelkach.
-Mam chwilę słabości, nie można sobie poryczeć? Chcę być sam! -Powiedziałem stanowczo.
-Spójrz w lustro chłopaku, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
-Możliwe, moja sprawa. -Wstałem i poszedłem do lustra.
Cóż, piękny widok, nie zaprzeczył bym.
-Co to jest?!- Usłyszałem za plecami wściekły szept.
Momentalnie poczułem jak moje serce odrywa się od swojego miejsca i leci gdzieś w dół, jak kamień puszczony w wodę. Odwróciłem się.
-To...to jest...-Wyjąkałem.
Widząc wzrok Krzyśka, spoczywający na broni, która leżała na pralce, zaniemówiłem.
-Wiem, co to jest! Po co ci to?!
Nie mogłem patrzeć na te wściekłe spojrzenie. Podszedłem do niego i mocno przytuliłem, jakbym bał się, że odejdzie.
-Zabiłem go, wiesz? -Wyszeptałem mu do ucha z gorzkim śmiechem.
-Co...
-Mojego tatusia od siedmiu boleści.
-Wytłumacz mi.. albo nic mi nie tłumacz! -Warknął cicho.
-Proszę cię...
-Wynoś się spać. Zejdź mi z oczu. Porozmawiamy jutro. -Wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Ale...będziesz?
-Będę.
Nie chciałem widzieć go w tym stanie. Zrobiłem tak jak kazał, jednak nie mogłem zasnąć. Słyszałem cykliczny dźwięk zapalniczki. Co kwadrans...a może pięć minut...nie wiem. Wszystko we mnie się trzęsło. Zasnąłem późno w nocy. Krzysiek nie położył się spać.
Rano, gdy tylko otworzyłem oczy zerwałem się z łóżka.
-Krzysiek!
Odpowiedziała mi cisza. Przeklęta cisza. Zajrzałem wszędzie, ale nie było go w domu. Poszedłem do kuchni. Na blacie leżała kartka. Wziąłem ją do ręki...złe przeczucie? Tak.
„Przeszłość się nie liczy, ważna jest teraźniejszość. Postarałem się o wszystko. Nie szukaj mnie. K."
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez futuere dnia Pon 10:40, 09 Kwi 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
czesq40
Dyskutant
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pon 17:45, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Czyta się fajnie, no mnie się podoba, i nie mogę się doczekać na kolejny odcinek ino szybko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 17:48, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Napiszę krótko - wielkie dzięki, mnóstwo osób zapewne myśli podobnie. To naprawdę znakomite opowiadanie.
Pozdrawiam, Piotr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomeck
Wyjadacz
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 18:14, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Bartek byłem pewny że wrócisz, bo inaczej bym się pofatygował osobiście
Dzięki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kanalia
Wyjadacz
Dołączył: 20 Paź 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon 18:18, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Cholernie dziękuję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Pon 18:23, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Bartku cieszę się niezmiernie, że zmieniłeś swoją decyzję i dziękuję, że ponownie zamieściłeś to wspaniałe opowiadanie.
Pozdrawiam
vergilius
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pon 20:11, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Cichy zapada zmrok, idzie już ciemna noc. Zostań wśród nas, bo już ciemno i mgła, i deszcz pada, i śnieg pada, i ciemno.... Zostań wśród nas, tak jak byłeś za dnia.....
Siedź tu ładnie jak inni Cię proszą i TWÓRZ dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PatrykX
Dyskutant
Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
|
Wysłany: Pon 21:29, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Podzielam zdanie osobników powyżej. To naprawdę bardzo dobre opowiadanie, sugestywne, pełne emocji. Doskonały zabieg z przeskokami czasowymi - wymagają od czytelnika zaangażowania podczas lektury, na które ten tekst w pełni zasługuje.
Dobra robota Autorze, czekam niecierpliwie na kolejną część.
pozdrawiam - Patryk
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlaty69
Adept
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koło
|
Wysłany: Pon 23:12, 02 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
JAk już kiedyś napisałem, jest to jedno z najlepszych opowiadań jakie tu są zamieszczone
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 10:42, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Część 2: Poznając.
12 PAŹDZIERNIK 2009.
-Sebastian, jesteś głupi.
-Dlaczego?
-Bo go nie szukałeś. Odpuściłeś.
-Nie, uszanowałem jego wolę. -Odparłem.
Patrzyłem w szybę na przejeżdżające auta. W rękach ściskałem mokrą chusteczkę.
-Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nie wiem co bym zrobiła. Nadal go kochasz? -Zapytała drobna czarnowłosa dziewczyna.
-Przeszłość się nie liczy. Ważna jest teraźniejszość.
-Ważne jest to co teraz, powiadasz? Może jeszcze powiesz, że obchodzi cię ten chłopak w twoim pokoju?
-Wczoraj byłem pijany. Nie pamiętam co mówiłem. -Odparłem zgodnie z prawdą.
-Sam wiesz, że mówiłeś bardzo dużo.
-Później mu wszystko wyjaśnię. Niech przelokalizuje swój tyłek w inne miejsce z dala od mojej osoby.
-Jesteś okropny!
11 PAŹDZIERNIK 2009.
Siedziałem bezczynnie przed telewizorem. Od kiedy interesował mnie las tropikalny? Fascynujące. Człowiek chyba na starość czuje parcie na wiedzę, której nie posiadł za młodu. Nie ma co siedzieć w domu. Na zewnątrz rozpizgowie, ale co tam. Trzeba wyskoczyć na jakieś piwo. Samemu? Tak, bo taki aspołeczniak i gbur jak ja, nie ma zbyt wielu znajomych. Ważne, że mi jest tak dobrze. Przebrałem się tylko w jakieś luźniejsze łachy, zgasiłem telewizor i wyszedłem. Na korytarzu prawie przyprawiłem o zawał jakąś panienkę, niosącą karton, który zasłaniał jej drogę. Pakunek prawie jej wypadł z rąk, gdy mijaliśmy się w wąskim przejściu. Kurwica mnie brała. Bez słowa wziąłem od niej karton, a ta obdarzyła mnie uśmiechem.
-Gdzie zanieść? -Zapytałem.
-Dziękuje. Piętro wyżej, pod czternastkę.
Zmierzyłem ją wzrokiem. To drzwi naprzeciwko moich, ale nikt tam nie mieszkał od dłuższego czasu. Może nowa sąsiadka? Zresztą, koło chuja mi to lata. Poczekałem aż otworzy drzwi i postawiłem pudło we wskazane miejsce.
-To tylko jeden czy jest ich więcej? -Zapytałem z grzeczności.
-Dziękuje, z pozostałymi dam robię radę. -Powiedziała.
-Jak są chętni do pomocy to korzystaj.
Pół godziny później wszystko było już przyniesione. Chociaż czas trochę mi zleciało.
-Serdecznie panu dziękuję, jestem Anna. Może kawy? -Zagadnęła.
-Sebastian. Nie, dzięki, właśnie miałem iść do baru. -Odparłem, wycofując się w stronę drzwi.
-Mogę dołączyć?
Tym sposobem kilka chwil później zmierzaliśmy w stronę mojego ulubionego pubu. Co z tego, że mały i że dziura. Mi pasował. Autobus mieliśmy dopiero za pół godziny, dlatego poszliśmy na piechotę. Anna była niską dziewczyną o kruczoczarnych włosach. Potwierdziły się moje przypuszczenia, że będzie moją nową sąsiadką. Prawdę mówiąc zbytnio nie podobał mi się pomysł z jej towarzystwem, ale przecież nie wypadało odmówić. Pozytyw był taki, że ona mówiła, ja słuchałem. Chociaż tyle dobrego. Godzinę później zajęliśmy stolik blisko okna a ja poszedłem po piwka. Gdy w końcu usiadłem, przyjrzałem się jej bliżej. Te oczy...podobne do oczu mojej matki. Tak samo wyraziste, tak samo błękitne...znałem je tylko ze zdjęć, ale były tak bardzo podobne, wręcz identyczne...cholera.
Na szczęście zaczęliśmy gadkę o różnych głupotach, co trochę odwróciło moją uwagę od napływających wspomnień. Naszła mnie ochota na coś mocniejszego. Anna jednak podziękowała i wzięła sobie drugie piwo. Ja nie bawiłem się w drinki. Wziąłem od razu pół litra, nie patrząc na tego cwela stojącego za barem i rzucającego ciekawskie spojrzenia. Anna okazała się całkiem miła. Można z nią było na luzie pogadać. Gdy oboje mieliśmy już w czubie, czułem się jak spowiednik. Słuchałem różnych historii z jej życia. O związku, o rodzinie, o przyjaciołach. Nie miała wesołego życia. W tym czasie mój wzrok ślizgał się po facetach przy barze. Nic ciekawego, chociaż jeden się wyróżniał. Mój typ. Cóż, popatrzeć sobie można. Co dziwne, zauważyłem, że gość też od czasu do czasu spogląda w stronę naszego stolika. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, wyraźnie widziałem jak przygryza wargę, a później wysyła mi uśmiech.
-Seba, słuchasz mnie? -Zapytała z irytacją w głosie Anna.
-Tak...mówiłaś o jakichś kwiatach czy coś. -Usłyszałem tylko westchnienie pełne rezygnacji.
-To jakiś twój znajomy? -Zapytała patrząc w stronę baru.
-Nie, nie znam go.
-To dlaczego tak się sobie przyglądacie?
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
Roześmiałem się. Teraz mogło by jej nie być. Mógłbym coś zadziałać. O zgrozo! Facet wstał i wyraźnie szedł w naszą stronę.
-Witam, można się dosiąść? -Zapytał.
Nie, błagam. Zaraz zacznę się ślinić na jego widok. Pierdolony przystojniak.
-Oczywiście, zapraszamy. -Odpowiedziała za mnie Anna.
Musiałem żałośnie wyglądać, z prawie pustą flaszką przed sobą. Facet miał na imię Arek. Wolałem się nie odzywać, bo raczej nie byłem w stanie do rozmowy. Praktycznie już leżałem na stoliku. Przysłuchiwałem się rozmowie tych dwojga, ale nic z tego nie rozumiałem. Docierały do mnie pojedyncze słowa. O ironio. Koleś co chwilę wysyła mi zalotne uśmiechy a ja pewnie nawet nie mógł bym wstać od stolika. Chyba w tym momencie powinienem odmawiać paciorki, żeby nie zwrócić śniadania. Film mi się urwał, gdy poczułem jak czyjaś stopa błądzi w górę mojej nogi. Zgon.
12 PAŹDZIERNIK 2009.
Obudziłem się w łóżku. Było tak przeraźliwie jasno, że zaraz po otwarciu oczu od razu je zamknąłem. Coś ciepłego leżało obok mnie. Proszę, niech to nie będzie to, o czym myślę! Otworzyłem ponownie oczy, w stronę bijącego ciepła i jęknąłem w duchu. Obok mnie spał Arek, najprawdopodobniej nagi. Ale gdzie Ania? I gdzie ja jestem? Zwlekłem się z wyrka, założyłem na siebie ubrania i wyjrzałem przez okno. Olśniło mnie. Od razu zszedłem na dół, gdzie przy tym samym stoliku, przy którym wczoraj rozmawialiśmy, siedziała Ania. Jadła śniadanie.
-Cześć, nie wiedziałem, że tutaj są pokoje. Możesz mi powiedzieć co się wczoraj stało? -Zapytałem od razu, siadając naprzeciwko niej.
-Nie wiem, czy chcesz wiedzieć. -Odparła zmęczonym głosem.
-Chcę, nie lubię mieć luk w pamięci.
-A więc było tak...
11 PAŹDZIERNIK 2009.
To była chwila, dosłownie moment, gdy głowa zrobiła mi się ciężka. Oparłem się czołem o blat stolika. Cóż za żałosny widok. Poczułem jak ktoś dość brutalnie chwyta mnie za ramiona. Cały świat wirował mi w oczach. Te same silne ręce pomogły mi wstać i poprowadziły gdzieś w nieznane.
-Idziemy do łóżka kochanie? -Wybełkotałem.
-Uważaj, schody. No już jedna nóżka, druga nóżka.
Podpowiadał mi miły głos. Gdzieś go już słyszałem, tylko gdzie? Po chwili do pierwszego, dołączył drugi głos. Też znajomy. Co to za kobieta do cholery?!
-Już zapłaciłam za pokój. Pomóc jakoś? -Zapytała.
-Spokojnie, poradzę sobie z tą kłodą. -Odparł, śmiejąc się.
Na chwilę straciłem równowagę i zawisłem na szyi nieznajomego. Mimo, że widziałem jego trzy twarze, które dziwnie się rozmazywały, przyssałem się do tych środkowych ust. Chyba trafiłem, bo następnie wpakowałem mu język do gardła.
-Sebastian, to nie dziewczyna! -Usłyszałem cichy krzyk.
-Wiem. Ej, my jesteśmy razem. Jutro jedziemy nad morze dobrze kochanie? Nikt nie będzie nam przeszkadzał, prawda?- Powiedziałem z krótkimi pauzami.
Usłyszałem tylko śmiech. Bąknąłem coś i dałem się dalej prowadzić. Kilka chwil później zostałem siłą pchnięty do pokoju a drzwi zatrzasnęły się za mną. Słyszałem przyciszone głosy.
-Aniu, masz zamiar spać z nim w pokoju? -Zapytał Arek.
-Zwariowałeś? Kto wie co mu do tego przepitego łba przyjdzie. Sam widziałeś co zrobił na schodach.
-Pozwolisz że skorzystam?
Po tych słowach dziewczyna popatrzyła na niego przenikliwym wzrokiem.
-To...ty...to znaczy wy?
-Ja tak. On pewnie też. To się czuje.
-No....dobra, nie ma sprawy. Tylko niech rano będzie zdolny do życia. Wzięłam sobie tamten na końcu korytarza.
Rzuciła ostatnie spojrzenie i odeszła w stronę swojego pokoju.
Siedząc oparty o jakąś komodę zobaczyłem, że drzwi otwierają się i po chwili stanął w nich Arek. Podniecał mnie jego widok. Mimo ilości wypitego alkoholu, pała już mi stała. Gdybym mógł tylko wstać, to wziął bym go już, teraz. Na meblu, na podłodze, albo pod ścianą. Pieprzony przystojniak. Podtrzymując się ściany rękoma, wstałem. Zostałem poprowadzony w stronę łóżka, na które upadłem. Widziałem jak przez mgłę rozbierającego się Arka. Bez słów, bez pytań. Chłopak po chwili wziął się też za moje ubrania, których pozbył się całkowicie, następnie położył moje nogi na swoje barki i wyraźnie szukał wejścia swoim twardym kutasem.
-Załóż gumę, cwelu. -wyjąkałem.
-Z dupy ci wytrzepie?
-Chuj z tym, wchodź.
Moje życzenie stało się dla niego rozkazem. Przepychał się ostro, a mi chciało się wyć. Dawałem tylko Krzysztofowi, w innych wypadkach brałem. Schodzę na psy, do prostytutki nędzy. Gdy już wypełnił mnie, zaczął swoje mocne i stanowcze ruchy. Bolało, ale po chwili jęczałem pod nim jak ostatnia dziwka. Słyszałem jego szybki oddech. Nawet go zachęcałem, pieprząc mu do ucha słodkie słówka. Nic, tylko zwymiotować na to wszystko. Pierwszy doszedłem ja, plamiąc własny brzuch, następnie on, wypełniając mnie rozkosznym ciepłem i nagradzając cichym jękiem. Opadł na mnie, owiewając moją szyję gorącym oddechem. Następne pół godziny spędziliśmy tarzając się po łóżku, nie odrywając od siebie ust. Na szczęście przyszedł sen.
12 PAŹDZIERNIK 2009.
-Gadałem takie rzeczy? Co za żenada. -Odparłem.
Byłem w lekkim szoku.
-Sam sobie to teraz załatwiaj.
-Wiem, nie myśl że ja tak z każdym. To wszystko przez alkohol. Cholera, jaki ja jestem głupi!
Uderzyłem się w czoło z siłą, która powaliła by konia pociągowego. Sam nie wiem dlaczego, ale tak kurewsko zachciało mi się płakać. Nie mogłem nad tym zapanować. Odwróciłem wzrok w stronę okna, a po moim policzku spłynęła łza.
-Seba, co jest?-Zapytała Anna lekko zdezorientowana.
Musiałem się komuś wygadać. Musiałem...
-Ostatnio płakałem siedem lat temu, do dziś.
-Zacznijmy od tego, co wydarzyło się siedem lat temu.
****
12 MARZEC 2002.
Okropnie trzęsły mi się ręce. Jak Sebastian mógł zrobić coś takiego? To jasne, że gdyby mi powiedział, zrobił bym mu awanturę. Nigdy bym mu na to nie pozwolił. Teraz jest już po fakcie, co będzie teraz? Kocham go, to niezaprzeczalne. Boję się jedynie o to, że nie poradzi sobie z takim ciężarem. To dopiero nastolatek. Skąd on do kurwy wytrzasnął broń? Nie, to przechodzi ludzkie pojęcie. Zawsze wierzyłem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest zaplanowane. Cały świat to teatr, a ludzie to aktorzy, odgrywający swoją rolę. Przecież Bóg się nie myli, więc jak mógł dopuścić do czegoś tak okropnego. Zaczynałem wątpić we wszystko. Poszedłem do sypialni i przyjrzałem się mojemu chłopcu. Jego oddech był spokojny. Uśmiechnąłem się. Nie wiem, co wtedy mną kierowało. Pocałowałem go delikatnie w policzek, poszedłem do kuchni, znalazłem notesik, wyrwałem z niego kartkę i napisałem na niej kilka słów bez sensu. To były najgłupsze słowa w moim życiu. Następnie spakowałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby, obok kartki położyłem w kopercie pieniądze. Nie mogłem pozwolić by został bez niczego. A to chociaż wystarczy mu na opłaty i wyżywienie na kilka miesięcy. Gdy już miałem wychodzić, wróciłem i schowałem broń na dnie torby. Jeszcze raz zajrzałem do sypialni, wyszeptałem dwa słowa, które były tak bardzo sprzeczne z tym co robiłem. Wyszedłem z domu. Gdybym wiedział, że tak długo będę tego żałował, nigdy bym tego nie zrobił. Zraniłem jednocześnie dwie osoby. Tego bezbronnego chłopaka, który został sam, oraz siebie, zdychającego z tęsknoty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 10:44, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Część 3: Widząc.
12 PAŹDZIERNIK 2009.
-Załatw sprawę i wracajmy już do domu, dobrze? Po tych wszystkich atrakcjach jestem trochę zmęczona. A ty Seba, nie martw się. Wszystko co od ciebie usłyszałam zostanie między nami. Zrób coś z tym, tak nie można żyć.
Ania podparła głowę na dłoniach.
-Jasne, zaraz wrócę.
Jak powiedziałem tak też zrobiłem. Do pokoju wchodziłem jak złodziej. Miałem cichą nadzieję, że Arka już tam nie będzie. Niestety, myliłem się. Siedział już ubrany, na zasłanym łóżku. Na początku zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry.
-Słuchaj, spadam do domu. Miło było poznać. -Powiedziałem nad wyraz ostrym tonem.
-Może dasz swój numer? Umówili byśmy się czy coś...-Zagadnął.
Nie wiem czy to od bólu głowy, czy od wyrzutów sumienia, ale miałem ochotę zbluzgać tego faceta.
-Nie mam ochoty na dalsze utrzymywanie tej znajomości. Żegnam. -Odparłem
Kilka sekund później zniknąłem za drzwiami schodząc do Anny. Tym razem nie zrobiliśmy sobie spaceru. Nie miałem na to siły. Czułem że w każdej chwili mogę zwrócić obiad, który jadłem dziesięć lat temu. Zgroza. Ania na szczęście niewiele mówiła. Gdy byliśmy już na klatce, oddałem jej pieniądze za pokój, podaliśmy sobie dłonie na pożegnanie i każde z nas poszło w swoją stronę. Samotność chyba nie była w tym momencie najlepszym pomysłem, bo zaczęło mi dokuczać coś paskudnego i oślizgłego. Co to takiego? Oczywiście, że wyrzuty sumienia. „Byłeś głupi że go nie szukałeś.” -te słowa dudniły mi w głowie od pierwszego kroku w mieszkaniu. Ten dzień dał powód żeby zebrać myśli i po raz kolejny zapytać czy znów kolejne lata, dni...będę czekał na znak. Chociaż najprawdopodobniej na ten "znak" nie doczekał bym się aż po grób. Jak kretyn wierzyłem w te szepty, byłem nawet gotów bez reszty im się oddać. Aż ten głos nagle zniknął i wiecie? Nie było mi specjalnie przykro. Bez podszeptów serca z początku życie nabrało tempa. Jednak patrząc w szybę mijających lat zdałem sobie sprawę że tęsknię za tymi szeptami. Teraz sam nie wiem czy chcę przy tym tempie przeżyć chociażby jeden dzień. Każdy kolejny dzień jak ciosy, zaskakuje samotnością. Co rano trzeba wstać a co wieczór zapomnieć, bo wiara i nadzieja gasną częściej niż latarnie. Komu mam zadać pytanie „dlaczego”? Sobie? Bogu? Na niektóre pytania nie ma odpowiedzi. Teraz pozostaje mi chyba tylko powolny trucht na cmentarz. Kto by pomyślał, świat był kiedyś przystanią. Przystanią był ten jeden człowiek, który nadawał światu barw. Zamiast o męskich tyłkach od tylu lat śnią mi się koszmary. To, co wydarzyło się kilka lat temu nie chce ze mnie wyjść. Jednak jestem pewien że gdyby Krzy...gdyby moja ostoja była blisko, tego by nie było. Siedząc na mojej ulubionej kanapie miałem ochotę wypuścić schowaną pod skórą ciszę. Dlaczego, do kurwy nędzy, nigdy nie znalazłem w sobie tyle odwagi, by stanąć i powiedzieć sobie -Sebastian, kretynie, znajdź go, rzuć mu się na szyję i nie pozwól odejść. Jasne, a życie jest różowe i tonące w polnych, pachnących, różowych kwiatach. To wszystko jest nonsensem. Najlepiej w tym momencie jebnąć się spać, bo rzeczywiście ktoś jutro znajdzie moje zwłoki. W końcu jutro do pracy. Chociaż tam można zapomnieć. Na kilkanaście godzin. Tylko tyle.
11 MAJ 2002.
Będąc w kuchni usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
-Cześć! Obiad prawie zrobiony. -Rzuciłem w stronę przedpokoju.
-Zdarzyłeś trutki na szczury dosypać? -Odparł Krzysiek.
Wszedł do kuchni i siadając na krześle.
-Żart ci się ostatnio wyostrzył. -Bąknąłem. -Jak w pracy?
-Jak zawsze. Padam na pysk. Co dobrego serwujesz? -Powiedział znużonym tonem.
-To co lubisz. Ale jutro masz wolne prawda?
-Tak. Tylko wyskoczę na godzinę lub dwie coś załatwić i niedzielę mamy dla siebie. - Odparł.
-W końcu. Ty się kiedyś przepracujesz i przypomnę ci to. -Odparłem podając obiad.
Obaj zajęliśmy się jedzeniem, nie poruszając już tego drażliwego tematu. Widziałem że był zmęczony. To trwało już kilka tygodni. Albo wracał późnym wieczorem, albo siedział dodatkowo w papierach nocami. Nie chciałem mu zwracać uwagi. Wiedziałem że denerwuje go, gdy o tym mówię. Poza tym byłem mu zbyt wdzięczny za możliwość mieszkania, aby wtrącać się w jego sprawy. Tylko w niedzielę robił wyjątek, chociaż zdarzało się że znikał na pół dnia dając różne wymówki, ale wiedziałem że praca to dla niego wszystko. Ten człowiek nigdy się nie zmieni.
-Słuchaj, jeśli chcesz przyprowadzić koleżankę albo kumpla, to śmiało. Bo zauważyłem że nikt cię nie odwiedza. -Przerwał ciszę Krzysiek.
-Dzięki. Najczęściej to na mieście się spotykam ze znajomymi. -Zaśmiałem się w duchu.
-A jakąś dziewczynę masz? -Zapytał uśmiechając się szeroko.
-Chwilowo nie. Jakoś mi się nie układa w związkach. -Odparłem szczerze.
Jasne, gdyby tylko wiedział że to właśnie on jest moim obiektem westchnień od dłuższego czasu, zapewne mógłbym spać jedynie na wycieraczce.
-Do tego czasem trzeba dorosnąć Sebastian.
-Dobra, dobra. Widzę że tobie to dorastanie się trochę przedłużyło, bo sam żadnej dupy nie masz. -Odparłem lekko podirytowanym tomem.
Sprzątnąłem po obiedzie i wziąłem się za zmywanie.
-W dupie byłeś i gówno widziałeś młody. -Odparł.
Dość głośno odsunął krzesło i wyszedł do pokoju. Cóż, prawda w oczy kole -pomyślałem. Tak czy inaczej to chyba kolejny temat tabu w tym domu. Gdyby do cholery wiedział...w sumie nigdy nie myślałem jak by to było gdybym mu powiedział prawdę. Z czasem to po prostu zaczęło mnie przerastać. To jednostronne zauroczenie było nie do zniesienia. Nie wiem co w tym czasie mną kierowało. Chyba wszystkie szare komórki przestały działać. Bo automatycznie poszedłem do pokoju i usiadłem przy nim na sofie. W telewizji leciał jakiś film.
-Krzysiek musimy porozmawiać. -Powiedziałem.
-Co?
-Popatrz na mnie.
-O co chodzi? -Odparł spoglądając w końcu w moją stronę.
Ze mnie w jednej chwili zeszła odwaga, jak powietrze z przebitego balona. Otwierałem usta i zamykałem, próbując wydobyć z siebie coś sensownego. Nie mogłem, za cholerę wydusić słowa.
-Sebastian, przejdź do rzeczy. -Ponaglił mnie Krzysiek.
Tyle, że nie mogłem. Zamiast tego zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej i pocałowałem mocno w usta. Oderwałem się jak najszybciej. Cofnąłem się od razu na drugi koniec sofy. Krzysiek patrzył na mnie z rozchylonymi ustami, jakby się zawiesił.
-To jakieś hormony tak?- Zapytał w końcu niepewnym głosem.
-Nie.
-Sebastian nie bądź dzieckiem! -Ryknął.
-Zamknij się kurwa!
Mówiąc to a właściwie krzycząc, w przypływie paniki wstałem, usiadłem mu okrakiem na kolanach i ponownie przyssałem się do jego ust, tym razem w bardziej namiętnym pocałunku. Chwyciłem go mocno za nadgarstki, jakbym bał się, że spróbuje mnie odepchnąć. Jednak nie zrobił tego. Gdy zająłem się jego szyją odchylił zachęcająco głowę. Słysząc pomruk zadowolenia zacząłem rozpinać guziki jego koszuli. Szło mi trochę nieporadnie, ale gdy dobrnąłem do ostatniego, całe skrępowanie jakby uszło.
-Chcesz...może...pójdziemy do łóżka? -Powiedziałem cicho.
Kiwnął tylko głową na znak zgody. Droga do sypialni nigdy nie była tak przyjemnie długa. Przez ten czas zdążyliśmy się pozbyć górnej części ubrań. Gdy już Krzysiek leżał pode mną, w trybie natychmiastowym dobrałem się do spodni. Pierwszy raz odpinanie paska było tak trudne. Ale opłacało się. Gdy spodnie Krzyśka wylądowały na podłodze przygryzłem przez materiał białych bokserek jego twardego już penisa, co wywołało dreszcz u mojego przyszłego kochanka. Na chwilę zająłem się jego brzuchem, krążąc językiem kółka wokół pępka. Długo nie mogłem się droczyć, chwilę później bokserki dołączyły do spodni. Jego penis pasował mi idealnie. Nie duży, nie mały, prosty. Od razu otoczyłem go wargami a Krzysiek jęknął przeciągle wsuwając palce w moje włosy i nadając rytm. Po kilku minutach takiej zabawy wróciłem do tych gorących ust.
-Weź mnie. Proszę...-Szepnąłem mu niemal w usta.
-Na pewno? -Zapytał.
-Już powiedziałem. Działaj. -Odparłem.
Krzysiek pozbył się reszty moich ubrań a ja położyłem się na brzuchu i lekko wypiąłem. Czułem jak mnie przygotowuje. Początkowy ból przerodził się w coś innego. A gdy jego penis wchodził we mnie, nogi prawię się pode mną ugięły. Gdy już się dopasował i jego ruchy stały się równe i mocne, poczułem jego dłoń na moich jądrach a później penisie. Nie trwało to długo. Słysząc jego głośny i nierówny oddech oraz przez samą świadomość że on, właśnie on we mnie jest, po kilku ruchach ręki doszedłem, prawie osuwając się na pościel. Jednak zostałem przytrzymany. Po paru mocnych pchnięciach poczułem rozkoszne ciepło w sobie. Krzysiek opadł na łóżko obok mnie i przytulił. Widziałem jego pełne usta, brązowe, jakby zamglone oczy. I pomyśleć że on jest tak blisko.
-Przepraszam. Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć, nie wiedziałem że to tak daleko zajdzie. Jeśli będzie taka konieczność wyprowadzę się. -Powiedziałem na wydechu, ale jeszcze bardziej do niego przylgnąłem.
-Ogarnij się. Gdyby mi to nie pasowało, to bym do tego nie dopuścił. -Odparł spokojnie.
-Chce być z tobą. -Dodałem.
Wiedziałem że nie powinienem.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. I wiesz co? Nam obu dobrze wychodziło ukrywanie się.
20 PAŹDZIERNIK 2009.
Tydzień na szczęście minął spokojnie. W niedzielę na kawę wpadła Anka. Trudno było nie zauważyć, że wyglądałem dość mizernie. Od naszej ostatniej rozmowy nie mogłem spać, ciągle myśląc o jednym i tym samym. Zaprosiłem ją do pokoju, który miał przypominać salon, zrobiłem kawę i usiadłem naprzeciwko w ulubionym fotelu.
-Przepraszam, ale nie mam nic słodkiego, czy coś. Jakbym wiedział że będziesz to bym się zaopatrzył w coś konkretnego. -Usprawiedliwiłem się.
-Spokojnie. Mocna kawa wystarczy. Lepiej mów co się dzieje. -Powiedziała lekko się uśmiechając.
-Nie mam zamiaru się użalać nad sobą. Dałem już popis tydzień temu, to wystarczy. -Odparłem ironicznie.
-Sebastian, jesteś dorosłym facetem. Powiedz co ci leży na sercu.
-Chciałbym go zobaczyć, porozmawiać, cokolwiek. -Westchnąłem. -Sama wiesz że to jest niemożliwe, więc nie było rozmowy. Przeprowadzka już zakończona?
-Nie zmieniaj tematu. Nic nie stoi ci a przeszkodzie aby zrobić krok do przodu. Masz do niego telefon? Jest możliwość że nie zmienił go od tamtego czasu. Może jakiś portal społecznościowy? Nie ma rzeczy niemożliwych, Sebastian. Ile wzlotów tyle lądowań. -Powiedziała pewnie.
-Masz, dzwoń. W kontaktach zapisany jako Krzysztof. Powodzenia. Mam zastrzeżony.
Rzuciłem jej telefon i roześmiałem się.
-Dupek z ciebie. -Odparła i wyszukała numer. -Jest sygnał! Czym on się zajmuje?
-Okna...znaczy...
W jednaj chwili zrobiło mi się dziwnie słabo.
-Dzień dobry. Anna Kocoń z tej strony. Czy dodzwoniłam się do pana Krzysztofa? ...Dostałam wizytówkę z pańskim numerem telefonu. … Jestem zainteresowana spotkaniem i uzgodnieniem szczegółów. … Tak, pasuje mi. ...Oczywiście, możemy się tam spotkać. Dziękuję bardzo.....Tak, Miłego dnia, do zobaczenia.
Zakończyła rozmowę prychając i oddając mi telefon.
-Aha. - Wyrzuciłem z siebie niezbyt inteligentnie.
-Jutro, godzina siedemnasta. Pijalnia kawy na Morcinka. -Powiedziała lekko zmieszana.
-To super, miłego spotkania. -Bąknąłem.
-Albo jesteś kretynem, albo robisz z siebie takiego. Od dziś nosisz mnie na rękach.
-Pewnie. Nadajesz się na aktorkę. Te wymyślanie kwestii na poczekaniu, jestem pełen podziwu.
-Dzięki za kawę. Następnym razem proszę ze śmietanką. Wpadnę juto, zobaczyć czy nie zszedłeś na zawał.
-To ja dziękuję. -Powiedziałem, gdy odprowadzałem ją do drzwi. -Do jutra.
-Do jutra. -Odparła.
Zniknęła w swoim mieszkaniu. Wróciłem na swój fotel i w przypływie furii roztrzaskałem filiżankę na ścianie. Do kurwy nędzy! Na pewno nigdzie nie pójdę! Chcę, ale nie mogę. Nie mogę, bo za bardzo chcę. Poza tym powinienem szanować jego zdanie. Minęło już tyle lat, może ułożył sobie życie. Nie może, a na pewno. Ostatnią rzeczą jaką chciałem zrobić było sianie zamętu w jego życiu. Jak to jest, że tęskni się za przeszłością, nie ciesząc się teraźniejszością. A w jednej chwili można tęsknić za teraźniejszością. Marzenia się nie spełniają, piękne sny zawsze kończą, złe wspomnienia wracają, kawa i papierosy uzależniają a naiwność bierze górę nad podświadomością. Czy wszystko nie może być chociaż odrobinę prostsze? Chciałbym, aby było. A teraz to wszystko jest milion razy trudniejsze. Najlepiej poczekać i przemyśleć to sobie gdy już zapadnie zmrok a łóżko będzie jedynym przyjacielem. Nocą, czujemy wszystko tysiąc razy mocniej. Może właśnie wtedy ktoś da mi znak, co mam zrobić jutro. Niestety, czasem odwaga odchodzi, właśnie w tych momentach, kiedy jest najbardziej potrzebna.
[/i]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 10:46, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Część 4: Próbując.
21 PAŹDZIERNIK 2009.
Nadszedł ranek, a wraz z nim konieczność pójścia do pracy. Uwielbiam wstawanie o piątej rano, by zdążyć na pierwszy poranny autobus na drugi koniec miasta. Pocieszyłem się tym, że dziś na budowie miał być tylko Witek, starszy gość z którym prawie nie rozmawiałem, chyba że o sprawach technicznych oraz ojciec właściciela, który zbytnio za mną nie przepadał gdyż często podważałem jego zdanie. Może denerwowało go to, że jestem młodszy a najczęściej miałem rację. Nie byłem w nastroju żeby prowadzić pogawędki o niczym z kolegami z pracy, więc cieszyłem się że dzisiaj większość pojechała w inne miejsce. Nie dość że autobus spóźnił się dziesięć minut, to jeszcze zapomniałem termosu z kawą i kanapek. To się nazywa bujanie w obłokach. Chociaż i tak bym nie mógł tknąć jedzenia. Jednak kawa jak dla mnie to życiodajny napój. Do pracy dotarłem pięć minut przed szóstą. Szybko przebrałem się w robocze ubrania. Poinformowano mnie, że dziś na mojej głowie jest robienie zbrojeń. Nie lubiłem paprania się z tym, ale gdy usłyszałem że Witek ma się zająć schodami, bo jako jedyny z naszej trójki ma do tego kwalifikację, ucieszyłem się. Stanowczo zbyt często przejawia się u mnie niechęć do innych ludzi -pomyślałem.
Z pracy urwałem się trochę wcześniej, tak że o szesnastej byłem w domu. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, przecież nie zamierzałem iść na spotkanie. W moich czterech ścianach brała mnie kurwica, a czas mijał. Niespodziewanie pół godziny przed tą nieszczęsną siedemnastą pojawiła się Anna. Gdybym zamknął drzwi na klucz, udał bym że mnie nie ma. Ale stało się, byłem bliski rozpaczy gdy sama się rozgościła i wepchnęła mi w ręce przyzwoite ubrania.
-Wszystko trzeba za ciebie robić?! -Syknęła w końcu, gdy ociągałem się z ubieraniem.
-Ty nic do cholery nie rozumiesz. Co ja mu powiem?
-Prawdę. Może cię jeszcze za rączkę odprowadzić?! Ogarnij się człowieku bo ci krzywdę zrobię.. -Powiedziała zdenerwowanym głosem.
Niemal wypchnęła mnie z mieszkania.
-Jasne, dzięki. -Wymamrotałem.
Zamknąłem drzwi na klucz i wyszedłem na powietrze. Kroki stawiałem mechanicznie, jakby moja świadomość zrobiła bunt i powiedziała NIE. Kawiarnia była niepokojąco blisko, a ja i tak byłem spóźniony pięć minut.
-Niech mnie piorun trzaśnie, byłbym wdzięczny. -powiedziałem cicho do siebie przed wejściem do kawiarni, ściągając dziwne spojrzenie pary siedzącej na ławce. Zobaczyłem go, siedział tyłem do drzwi, ale poznał bym go wszędzie. Teraz musiałem podjąć decyzję. Albo się wycofać, i wrócić jak tchórz do domu, albo zrobić następny krok do przodu, jak to mówiła Anna. Postanowiłem. Powolnym krokiem zbliżyłem się do jego stolika. Dostrzegłem jak nerwowo spogląda na zegarek. To taki drobny szczegół, ale tak często to robił.
-Przepraszam, można się przysiąść?
Brak odpowiedzi. Usiadłem, naprzeciwko i podniosłem wzrok.
-Witaj. Dawno się nie widzieliśmy. -Powiedziałem.
Starałem się zachować obojętny ton. Odpowiedziała mi cisza. Krzysiek patrzył w swoją filiżankę kawy.
-Nie jesteś zbyt rozmowny. -Dodałem.
Przyjrzałem mu się bliżej. Prawie nic się nie zmienił. Prawie, bo czas nie stoi w miejscu, wiadomo że lata lecą, a młodość odchodzi. Jednak dla mnie był to ten sam człowiek.
-A ty nadal jesteś tak samo nieokrzesany. -Odparł twardo.
-Miło to słyszeć. Co u ciebie słychać? -Zapytałem tak samo sucho jak poprzednio.
-Zejdź mi z oczu Sebastian. -Wyrzucił z siebie cicho.
-To zaszczyt, że pamiętasz moje imię, Krzysztofie. Nie masz odwagi żeby patrzeć mi w oczy podczas rozmowy?
-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Jeśli nie wyjdziesz, sam wyjdę.
Wyczułem w jego głosie jakby nutę wahania.
-Nadal szybko ci idzie podejmowanie takich decyzji. Nie ma problemu, nie będę nadużywał twojego bezcennego czasu.
Wstałem z zamiarem wyjścia. Byle jak najdalej stąd. Krzysztof złapał mnie mocno za rękę.
-Zapomnij i nigdy więcej tego nie rób. -Warknął i puścił mnie.
-Zrozumiałem, pieprzony kretynie.- Rzuciłem na pożegnanie.
Gdy byłem już przed budynkiem, puściłem się biegiem przed siebie. Nienawidzę go! -Tłukło mi się w myślach. Nienawidzę i kocham. Nie chciałem wrócić do domu. Tam zapewne Anna chciała by się dowiedzieć jak było. Chuja było, nic nie było. Przekląłem ją i siebie w myślach, że zgodziłem się na ten głupi pomysł. Przysiadłem na brzegu fontanny na placu ratuszowym. Chociaż piekły mnie oczy, nie dałem się słabości. Przymknąłem powieki. Nie powinienem go kochać, ale chcę. Po prostu nie mogę zawrócić. Nie powinienem mu się przyglądać. Nie mogłem odwrócić wzroku. I nie wiem jak czuć się dobrze, kiedy się tak nie czuję, ponieważ nie wiem co zrobić z tym uczuciem. To uczucie odbiera mi kontrolę i nic nie mogę na to poradzić. Nie będę siedział bezczynnie, nie mogę pozwolić mu teraz wygrać. Starałem się jak mogłem, żeby odejść i nie myśleć. Jest zbyt wiele rzeczy, których nie mogę powiedzieć. Ta pustka mnie zabija. Zastanawiam się dlaczego czekałem tak długo. Patrząc wstecz zdaję sobie sprawę, że to zawsze we mnie było, po prostu nie mówiłem tego. Czekam i zawsze czekałem. On powinien o tym wiedzieć. A może już zapomniał?
Zamek zgrzytnął zaraz po tym jak wszedłem do domu. Nie ma dla nikogo. Sam nie wiem jak to się stało, że wylądowałem na podłodze w łazience, z żyletką w trzęsących się dłoniach. Nigdy tego nie robiłem, ale wydawało mi się że pomoże, chociaż trochę. Nie, nie jestem pieprzonym masochistą. Podwinąłem rękaw koszuli i przyłożyłem ostrze do wewnętrznej strony nadgarstka. Pierwsze lekkie pociągnięcie- nic. Tchórz! Drugie- lekkie zadrapanie. Zamknąłem oczy. Trzecie- za mocne. Po kilku sekundach krople krwi zaczęły spływać na podłogę. Kurwa, jak ludzie mogą widzieć przyjemność w bólu! Odrzuciłem żyletkę w kąt, złapałem ręcznik i przyłożyłem go do rany. Na szczęście nic sobie nie uszkodziłem, krew powoli przestała płynąć a ja patrzyłem na swoją głupotę. To już koniec mojego niby spokojnego życia. Chwyciłem za telefon. Można się domyślić kogo numer wybrałem. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
-Tak słucham.
-Krzysiek, proszę, porozmawiajmy. -Załkałem.
-...
-Tęsknię za tobą rozumiesz! -Wydarłem się do słuchawki.
-Nie dzwoń więcej.
-Proszę, tak bardzo cię proszę...
Rozłączył się. Pieprzony drań się rozłączył. Tak już nie będzie. Albo on, albo...nie wiem co. Rzuciłem telefonem o ścianę. Roztrzaskał się na kawałki. Dziwne, zupełnie tak jak moje serce.
***
Siedziałem w kawiarni spoglądając na zegarek. Zawsze ceniłem punktualność. Jak można dzwonić, umawiać się, a później spóźniać prawie dziesięć minut. Mam nadzieję że ta kobieta będzie miała stosowne wyjaśnienie. Być może wcale się nie pojawi. W sumie to była by całkiem dobra opcja, bo mógłbym wcześniej wrócić do domu. Po chwili zabawy cukierniczką usłyszałem że sobą znajomy głos, a następnie postać do której głos należał. W jednej chwili serce zaczęło mi łomotać w piersi. Przez tyle lat udało mi się uniknąć takiej sytuacji. Niestety, to nie mogło trwać wiecznie. Moja ręka powędrowała na krawędź krzesła i zacisnęła się na niej.
-Przepraszam, można się przysiąść? -Zapytał Sebastian. -Witaj. Dawno się nie widzieliśmy. Nie jesteś zbyt rozmowny. -Dodał, nie słysząc odpowiedzi.
-A ty nadal jesteś tak samo nieokrzesany. -Odparłem zimno.
Mimo że wcale tego nie chciałem. Czego chciałem tak naprawdę? Wstać, wyciągnąć go stąd i mocno go uściskać, przeprosić, błagać o wybaczenie. Chciałem mu się przyjrzeć, choć przez ułamek sekundy, ale mój wzrok nie chciał zejść z filiżanki wypełnionej do połowy kawą.
-Miło to słyszeć. Co u ciebie słychać? -Ciągnął dalej.
-Zejdź mi z oczu Sebastian. -Wyrzuciłem z siebie sucho.
-To zaszczyt, że pamiętasz moje imię, Krzysztofie. Nie masz odwagi żeby patrzeć mi w oczy podczas rozmowy?-Odparł.
Nadepnął tym samym na mój czuły punkt.
-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Jeśli nie wyjdziesz, sam wyjdę. -Powiedziałem.
Miałem nadzieję, że głos mi nie zadrżał. Podniosłem wzrok. Zmienił się, bardzo. Teraz nie był już tym szczupłym nastolatkiem. Jego rysy twarzy wyostrzyły się, lekki zarost dodawał powagi i zarazem uroku. Widać było, że jego budowa ciała też się zmieniła. Z kruchego chłopca wyrósł na dobrze zbudowanego mężczyznę. Wiem, nie mam prawa tak o nim myśleć Straciłem go na własne życzenie. Później zrozumiałem że to był największy błąd w moim życiu, ale nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Raczej on, nie powinien tak robić, szczególnie dlatego że go tak bardzo zraniłem.
-Nadal szybko ci idzie podejmowanie takich decyzji. Nie ma problemu, nie będę nadużywał twojego bezcennego czasu.- Odparł wstając. Chciał odejść, wyjść, bo sam mu kazałem. Chwyciłem go za nadgarstek, miałem powiedzieć coś innego, miałem poprosić abyśmy porozmawiali. Chciałem wiedzieć co u niego, tylko tyle, ale z moich ust wypłynęły całkiem inne słowa, przez które serce rozerwało mi się na kawałki.
-Zapomnij i nigdy więcej tego nie rób.- Powiedziałem.
Jego oczy były w tym momencie takie puste...jak nigdy. Puściłem go.
-Zrozumiałem, pieprzony kretynie. -Wycedził przez zaciśnięte zęby i wyszedł.
Nie obejrzałem się. Kurwa, pierdolony potworze, zrobiłeś z siebie jeszcze większego dupka. -pomyślałem. Zapłaciłem za kawę i pospiesznie wyszedłem z lokalu kierując się do samochodu, a następnie prosto do domu.
„Myślę co moglibyśmy przez ten czas zrobić
Jest tyle kin, tyle filmów, tyle miejsc nowych
Może moglibyśmy tam pobyć, albo zostać tu i poleżeć na podłodze
Może moglibyśmy pić razem kawę gdzieś
Wyjść razem lub nie robić nic razem
Może mogłoby być trochę inaczej
Może mogłoby być trochę jak dawniej
Może moglibyśmy być dla siebie wsparciem
I mogłoby być dobrze i mogłoby być fajnie
Ale znów jesteśmy gdzieś indziej na starcie
I chyba znów przez to rozmijamy się całkiem.”
Prychnąłem, słysząc słowa piosenki sączące się z radia. Usiadłem ciężko na sofie. Oparłem głowę o oparciu. Niech by to chuj! Żałuję...żałuję...żałuję. Jak mogłem tak potraktować kogoś, kogo kocham. Kogoś, na kim mi zależy. Zależy? Ha ha, przecież gdyby mi zależało, nie powinienem tak postępować. Niech mnie już zabiorą do zakładu psychiatrycznego. Coś jest nie tak, skoro mówię coś innego a czuję i myślę coś innego. Z tego bezsensownego rozmyślania wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Tak słucham. -Odebrałem mechanicznie, nie patrząc na wyświetlacz.
-Krzysiek, proszę, porozmawiajmy. -Załkał znajomy głos do telefonu.
Do cholery dlaczego on płacze? Nie odpowiedziałem, nie wiedziałem co.
-Tęsknię za tobą rozumiesz! -Sebastian wydarł się do słuchawki.
-Nie dzwoń więcej. -Odparłem.
-Proszę, tak bardzo cię proszę...
Nie dałem mu dokończyć, rozłączyłem się. Co się ze mną dzieje do cholery?! Może coś się stało, a ja robię z siebie skurwysyna. Oddzwoniłem. „Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny” -usłyszałem przeklęty głos w słuchawce. Ogarnęła mnie nagle panika, miałem złe przeczucie. Pierwsze co zrobiłem, to wstałem i chwyciłem za kluczyki od samochodu. Jednak uświadomiłem sobie, że nie wiem gdzie obecnie mieszka. A może jest nadzieja, że pozostał w naszym mieszkaniu? Nie ma czasu, bezczynność nic nie zdziała. Ruszyłem do wyjścia i piętnaście minut później byłem na osiedlu, w którym swojego czasu mieszkaliśmy. Wbiegłem po schodach dysząc jak koń pociągowy i zapukałem stanowczo za głośno w drzwi. Jeszcze raz i następny -nic, zero odzewu. Oparłem się czołem o zimną ścianę. Co teraz robić? Już zacząłem schodzić, gdy drzwi zaraz obok otworzyły się i zza nich wyjrzała znajoma kobieta w średnim wieku.
-Pan Krzysztof! Tyle czasu pana nie widziałam! -Powiedziała z uśmiechem i entuzjazmem.
-Dzień dobry. Przepraszam, czy tu nikt nie mieszka? -Zapytałem wskazując na drzwi mojego dawnego mieszkania.
-Chłopak wyprowadził się już dawno. Coś się stało? -Zapytała przybierając poważny ton głosu.
-Tak, nie wie pani gdzie się wyprowadził? -Zapytałem z nadzieją.
-Nie wiem dokładnie, mówił że wraca na stare śmieci. To było dawno, ale zapamiętałam, bo często mi pomagał.
-Dziękuję bardzo! -Odparłem.
Nawet się nie żegnając wypadłem z budynku i pojechałem pod ten sam adres, którego tak nienawidziłem.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 10:48, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Część 5: Wiedząc.
Usiadłem przy stoliku w kuchni i próbowałem złożyć telefon do kupy. Niech to szlag. Czasami emocje biorą górę nad racjonalnym myśleniem. Nie ma to jak pochlipywanie do słuchawki facetowi, który ma mnie głęboko i szeroko w poważaniu. Zaśmiałem się z własnej głupoty, pocierając od czasu do czasu szczypiący nadgarstek przez rękaw bluzy. Przypomniałem sobie, że mam gdzieś głęboko schowane piwo, dlatego czym prędzej sprawdziłem ten fakt i chwilę później wróciłem do dawnego zajęcia z zimnym browarkiem i papierosem. Nie paliłem, ale paczkę fajek zawsze miałem w domu, tak na czarną godzinę. Po prostu czasem nachodziła ochota na dymka, tak jak teraz, dla odstresowania. Walenie w drzwi prawie doprowadziło mnie do ataku serca. Podskoczyłem na krześle i wściekły poszedłem otworzyć. Jeśli to Anka, to zatargam ją za włosy z powrotem do jej mieszkania. Przez to babsko mój niby mi to spokój psychiczny został zaburzony. Pociągnąłem niezbyt delikatnie za klamkę i w tej samej chwili zastygłem jak przysłowiowy sopel lodu. O nie, na pewno nie. Już miałem zamknąć z powrotem drzwi, gdy przeszkodziło mi dosłowne natarcie na nie osobnika, którego jednocześnie chciałem i nie chciałem widzieć. Odpuściłem i wróciłem na moje poprzednie miejsce, zostawiając zdezorientowanego „gościa” w progu. Nie stał tam długo, bo kilka sekund później stanął nade mną z wkurwieniem wymalowanym na twarzy.
-Czego chcesz? Wypowiedziałeś się już dość jasno wcześniej, dlatego myślę, że nie mamy o czym rozmawiać. -Warknąłem.
-Ja też za tobą tęsknię Sebastian...-Powiedział dość niepewnie.
-Tak? A to ciekawe. Gdy ja to powiedziałem, stwierdziłeś, że mam już nie dzwonić, nigdy więcej. Więc proszę bardzo. Nie mam zamiaru ani dzwonić, ani rozmawiać z tobą. Żegnam. -Wskazałem mu drzwi.
-Przepraszam za to jak dziś się zachowałem. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło.
Położył mi dłoń na ramieniu.
-Słucham?! Może wyjaśnij mi co w ciebie wstąpiło te pieprzone siedem lat temu! Wiesz jak się wtedy czułem?! Zresztą, nie ważne. Wynoś się z mojego domu natychmiast! -Wykrzyczałem.
Wstałem, strącając puszkę piwa na podłogę, której zawartość rozprysła się i ochlapała Krzyśkowi spodnie.
-Sebastian opanuj się! Możemy porozmawiać? Chyba nie wypuścisz mnie w tym stanie do domu? Wyschną i sobie pójdę, jeśli tak bardzo tego chcesz.
-Co ty sobie myślisz? Że może usiądziemy i będziemy rozmawiać jak starzy dobrzy kumple, tak? -Zapytałem z wyrzutem.
-Nie chodzi mi o to. Nie chcę ci się narzucać, ale jak już się widzimy, to szkoda zmarnować ten czas. Nieprawdaż? -Zagadnął cicho, dla rozluźnienia atmosfery.
-Czekaj, dam ci jakieś spodnie na zmianę. Nie będziesz łaził w tych, śmierdzących piwskiem.
Kilka chwil później podałem mu pierwsze lepsze jeansy.
-Mam nadzieję, że będą dobre. Tam jest łazienka. -Machnąłem ręką.
Krzysiek dziękując udał się w jej stronę. Teraz moja wyobraźnia zaczęła działać na najwyższych obrotach. Mimo mało pozytywnego nastawienia do tej sytuacji, a tym bardziej do mojego gościa, byłem lekko podniecony. Przypomniało mi się o jednej ważnej sprawie. Jeśli już się spotkaliśmy, może być to ostatnia okazja załatwienia tego. Udałem się do mojej sypialni i wygrzebałem z szuflady kopertę. Gdy wróciłem do kuchni Krzysztof siedział na drugim krześle i przeglądał gazetę, która już wcześniej leżała na blacie. Pieprzone wspomnienia. Położyłem przed nim kopertę, a on spojrzał pytająco.
-To są pieniądze, które mi zostawiłeś. Nie były mi potrzebne, potrafiłem o siebie zadbać. Z litości nie musiałeś tego robić, dzięki. -Powiedziałem na wydechu.
-Nie są mi potrzebne. -Odparł.
-Mi tym bardziej. No to, Krzysztofie, powiedz co tam u ciebie? Ciekawość mnie wręcz zżera.-Rzekłem ironicznie z głupim uśmieszkiem na twarzy.
-Nie wiem o czym mam mówić. Trochę się działo. -Odparł spokojnie.
W jego oczach zobaczyłem niepewność i...chyba strach.
-A ja nie wiem o co mam pytać. Opowiadaj.
-Uważam, że wspominanie nie ma sensu Sebastian. -Odparł spokojnym głosem Krzysztof.
-Masz rację. Przejdźmy do meritum sprawy. A konkretnie do wyjaśnień. Wiesz, że mi się to należy? -Zapytałem patrząc gdzieś w głąb pomieszczenia.
-Wiem. Wyjaśnię wszystko co chcesz. -Odparł lekko drżącym głosem starszy mężczyzna.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 10:50, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Część 6: Ostatni dialog.
-Dlaczego odszedłeś? Nadal nie wiem co spowodowało ten krok.
-Ponieważ bałem się uczucia między nami, a to co się wtedy stało, podziałało jak płachta na byka. Uciekłem jak tchórz, wiem. Sam nie rozumiem tego, co zrobiłem. Zostawiłem cię w najgorszym momencie twojego życia. To było głupie. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej. Coś mi się uroiło w tej pustej głowie. To była chwila, której żałuję do dziś. Dlatego mam nadzieję...
-Kochałeś mnie? -Przerwałem.
-Tak, kochałem Cię i kocham nadal. -Odparł pewnie.
-Kochałeś, kochasz, a nie dałeś nawet znaku życia przez te wszystkie lata?
-Ciągle żyłem w przeświadczeniu, że ułożyłeś sobie życie. Nie chciałem ci już mieszać. Gdybym wiedział, że tak będzie...jednak teraz na nic jest gdybanie. Gdy się odezwałeś, coś się we mnie ruszyło. Wiem, że wtedy w kawiarni zachwiałem się jak skończony dupek, jednak robiłem coś innego i myślałem inaczej. Chciałbym cię za to przeprosić. Przeprosić cię za te wszystkie lata.
-Nie potrzebuję twoich przeprosin. Nie rozumiem twojej porytej psychiki człowieku. Ja, choćby się waliło i paliło, nie odszedł bym od ciebie. Tym bardziej jeśli nasze uczucia działały w dwie strony. Masz ze sobą jakiś problem? Dałem ci się wyjebać. Ale nie chcę się kłócić. Wolę się rozstać w zgodzie. -Powiedziałem na jednym wydechu.
-Rozstać się? -Zapytał z lekką dezorientacją.
-Tak, teraz kiedy wszystko jest teoretycznie jasne, uważam że prościej będzie się pogodzić z całą tą sytuacją. -Odparłem.
Mimo, że czułem w środku niesamowita pustkę, wiedziałem że robię dobrze.
-Ale ja myślałem...
-Za dużo myślisz. Jeśli żałujesz, że tu jesteś, to wyjdź. Wyobrażałeś sobie, że padnę ci w ramiona i wszystko będzie po staremu? Nie mam już czasu dla tych pierdolonych stresów. Nigdy nie dostał bym gwarancji, że nie odejdziesz ponownie.
Odpowiedziało mi milczenie. Spojrzałem w oczy Krzyśkowi. Był zagubiony, to było widać.
-Dziękuję za to, że odebrałeś mi całą radość. Jak pieprzony daltonista, nie dostrzegałem barw życia. -Dodałem, chociaż wiedziałem, że to nie było potrzebne.
-Rozumiem twoją decyzję.
Krzysiek wstał i podszedł do mnie, na niebezpiecznie bliska odległość. Jego dłoń powędrowała do mojego policzka. Odwróciłem głowę w bok i zamknąłem oczy.
-Nie dotykaj mnie. -Wycedziłem, również wstając.
-Mogę, ten ostatni raz? -Zapytał lekko zachrypniętym głosem.
Chciałem go odepchnąć, jednak pewne rzeczy się nie zmieniły. Nie potrafiłem mu się oprzeć. Nie byłem wstanie się ruszyć, czując jego oddech na szyi. Chwilę później poczułem jak jego wargi delikatnie muskają mój policzek, by przejść do ust. Oddałem mu ten krótki pocałunek, po raz ostatni przypominając sobie jego smak, zapach i delikatnie drapiący zarost. Staliśmy tak chwilę. Oparłem głowę na jego ramieniu i wsłuchiwałem się w ten nierówny oddech.
-Myślę, że powinieneś już iść. -Powiedziałem w końcu.
-Wiem. -Odparł, ale mocniej mnie do siebie przytulił.
-Idź już, do cholery!
Wyrwałem się z jego objęć i odsunąłem na bezpieczną odległość. Czułem, że długo nie wytrzymam.
-Powodzenia. -Szepnął.
Czyżby łamał mu się głos?
-Powodzenia. -Odparłem.
Wcisnąłem mu do kieszeni kopertę. Obrzucił mnie wzrokiem zbitego psa i wyszedł, cicho zamykając drzwi. Nie byłem w stanie myśleć. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było udanie się do łóżka.
***
Wyszedłem przed budynek cały roztrzęsiony. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Odrzucił mnie...a myślałem, że mamy jeszcze szansę.
-Wróć do niego, on cię potrzebuje. Nie możesz mu wierzyć. Zrobił to by zachować twarz. Wróć....wróć...-Szepnęło serce.
-Uszanuj jego zdanie. Pożegnaliście się. Teraz każdy z was powinien iść swoją drogą. Odejdź...odejdź.. -Szepnął rozum.
-Musze wyjechać, byle dalej stąd. Nawet na drugi koniec świata. Ale to za chwilę. -Powiedziałem sam do siebie.
Skierowałem swoje kroki do pierwszego lepszego baru.
***
Leżałem na rozgrzanym pisku i słuchałem szumu morza. Na plaży nie było nikogo, tylko ja i spokój. Usiadłem podpierając się za sobą rękami. Słońce leniwie zachodziło za horyzont. Jednak coś było nie tak. Słońce, koloru pomarańczy zmieniało swoją barwę. Najpierw zrobiło się mocno czerwone , następnie granatowe a na końcu czarne, aż w końcu rozprysło się na milion kawałków. Zrobiło się ciemno, piasek zaczął osuwać mi się spod nóg. Słyszałem znajomy głos, lecz nic z jego słów nie rozumiałem. Poczułem nagły ból i grunt pod sobą. Rozejrzałem się. Spadłem z łóżka, zlany potem.
-To będzie trudniejsze niż myślałem. -Powiedziałem sam do siebie i udałem się do kuchni zapalić papierosa.
Koniec.
_________________
dum spiro, spero
Dziękuję wszystkim czytelnikom oraz komentującym. Mimo małych poślizgów, dobrnęliśmy do końca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Pon 11:15, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Smutne. Ale piękne. Takie zmysłowe, prawdziwe, przepełnione uczuciami. Cholera z tym, nie mogę znaleźć słów mogących w dostateczny sposób oddać mój podziw. Gratuluję Ci Bartku niezwykłego talentu.
Czekam na kolejne Twoje dzieła, które niewątpliwie będą tak samo dobre, lub nawet jeszcze lepsze.
Z świątecznymi pozdrowieniami
vergilius
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|