|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
alfresco
Gość
|
Wysłany: Wto 21:21, 03 Lut 2009 Temat postu: Leśna szkółka |
|
|
Nic nie mówił; po prostu stał i patrzył. To było szalenie denerwujące. Ani udać, że tego nie widzę, ani wzgardliwym spojrzeniem rzec: odczep się! Mógł mieć dwadzieścia cztery, pięć lat, niski, krępa budowa ciała, nogi lekko wygięte, pałąkowate, a umięśnione łydki wypływające z szerokich krótkich spodni pełne były czarnych poskręcanych włosów, długich i pomierzwionych, sterczących niesfornie każdy w innym kierunku. Dupa duża, aż okrągła, że ledwie ją naprężone spodnie mieściły, plecy i klata, że każdy guzik ciasnej koszuli rozchodził mu się, ściągając materiał w harmonijkę i odsłaniając brzuch tak samo czarny, jak łydki. Śmieszny typ. Ale z gęby widać, że wesoły, co rusz oczy mu się śmiały, jakby się powstrzymywał od dowcipnych komentarzy.
Siedziałem i czekałem na ogłoszenie listy przyjętych. Obok mnie jeszcze kilku tak samo młodych, podenerwowanych albo obojętnych, a on z boku, z rękami w kieszeniach, jakby go to wszystko nie obchodziło. Więc po co tu przyszedł? Dla kogoś bez pracy, jak ja, każda oferta jest dobra, nawet sezonowa, tym bardziej że przebywanie dzień i noc pod jednym dachem z własną matką dało mi się już mocno we znaki. No i gdyby nie Pelikan, który szafował dupą na lewo i prawo, a ja myślałem naiwnie, że tylko dla mnie jest taki hojny. Od progu, zaledwie wszedł, rozbierał się do naga i bez wstępów robiliśmy pierwszy numerek, na stojąco, na leżąco, jak popadło. Potem dopiero mnie rozbierał, układał w pościeli i zajmował się mną troskliwie i starannie, pieszcząc mnie sobą - dokładniej mówiąc swoim penisem - od czoła i obydwu powiek aż po najmniejszy palec stopy. Uwielbiałem, gdy to robił, gdy odsłoniętą żołędzią dotykał moich brwi i rzęs, ust, policzków i brody, torsu, sutek i brzucha. Jak on to potrafił, swym małym, naprawdę niewielkim penisem, tylko on wie. Ja wiedziałem, że gdy pochyla się nade mną, gdy przekracza mój tors, opinając mnie swymi udami... Pod tą pieszczotą burzyło się we mnie wszystko. Nieraz mi przy tej zabawie wytrysk poleciał w powietrze, a on swoim penisem rozmazywał te ślady na moim brzuchu. Potem była chwila relaksu i zaczynaliśmy seks, zawsze długo i bez ograniczeń. Umiał mnie zadowolić, pewnie dlatego owinął mnie wokół palca, że byłem ślepy na oczywiste fakty. Wszystko bym dla niego zrobił, we wszystko uwierzył. Aż go niespodziewanie nakryłem, jak kasował tęgiego tatuśka. Jeszcze mu się naoliwiona dupa świeciła, wyślizgana tamtym kutasem. A on z mordą na mnie, że nie uprzedziłem, że przyjdę, że co sobie myślę, wszystko jest drogie, że kasy trzeba coraz więcej i żebym się cieszył, że ode mnie nie bierze. Wtedy zamiast chuja miał w dupie mojego buta. Jaja na pewno mu spuchły. To ja ponad pół roku byłem tylko z nim - a ile miałem okazji! - a on w tym czasie z iloma? Dawał na lewo i prawo, kto tylko mu płacił! Zwykła kurwa, żulik! Strach byłoby z nim na dłuższą metę, żeby coś nie złapać. Byłem mu wierny, myślałem, że ze wzajemnością, dlatego nieraz decydowałem się na seks bez gumy! O, ludzka naiwności! Żul pierd... Za forsę stoczy się raz, dwa. Na chuja nikogo nie weźmie, chyba że licealistę z pierwszej klasy, maleństwo, robaczek świętojański. Mnie złapał na dupę. I pokazał, że potrafi nią dobrze pracować... Teraz niech się puszcza z kim chce, nie mój interes. Dupa mu szybko zwiotczeje i gęba spapucieje. Lala, książę, wszystko do czasu.
Szkółka leśna. Jeszcze nie wiedziałem, co miałbym tam robić. Byłem już po dwóch rozmowach. Czy jestem czasowy? - tak. Samodzielny? - w jakim znaczeniu? No, na przykład czy na pustkowiu z głodu nie zdechnę, jak mi ktoś kromki chleba nie ukroi. Parsknąłem śmiechem. Od roku robiłem w domu za gosposię. A wyjechać z dala od cywilizacji? - no, dlaczego nie, zależy na ile? Ostatnie pytanie: czy lubię przyrodę? - tak, na pewno. Kota bym nie kopnął, ale psu pod ogon to bym bez pardonu przyładował, jakby tylko na mnie szczeknął bez powodu. Na trawki i mrówki nie zwracam uwagi, jak mi coś pod buta podlezie - nie moja wina.
Przyjęty! Od jutra! Zbiórka o piątej rano. Zgłupieli...? Zabrać tylko najpotrzebniejsze osobiste rzeczy, do cywilizacji powrócimy za dwa miesiące, chyba że ktoś nie wydoli i zerwie umowę. Popatrzyłem wkoło: miny niewyraźne. A gdzie jest ten typek z opiętą dupą? Nie załapał się?
Byłem zaspany i zły, ale stawiłem się przed czasem. Już pominę, jak matka na moją decyzję zareagowała.
Trzy godziny jazdy rozklekotanym minibusem. I nas dziesięciu. Żaden nie ma humoru, milczenie i senność, że ani się gadać nie chce. Wreszcie!
- To jest baza - powiedział służbowo nadęty pajacyk w eleganckich jasnych spodniach, które mu w kroku przylegały jak panience, pokazując totalną ruinę, przed którą staliśmy. A dookoła lasy i lasy... Potem dodał, że będziemy nie tu, ale na swoim rewirze i w pojedynkę, że dostaniemy krótkofalówki, gdyby co w razie nieszczęścia. A teraz...
I dostrzegłem tego owłosionego byczka: skąd się tu wziął, czym przyjechał?
- A teraz Maciek powie wam resztę.
To znaczy, że te pałąkowate nogi tu pracują! Maciek; imię nawet do niego pasuje. Bo oto byczek wystąpił pół kroku do przodu i krótko, z uśmiechem na gębie, powiedział:
- Walmy sobie na ty, to wiele uprości - zaczął. - Tu trzeba zapierdalać, bo robota akordowa. Za darmo nie płacą. Porozwozimy was, jak komu wypadnie. Działki są mniej więcej po sto arów. Za dużo? No to, jak kto woli, jeden hektar. Będziecie zdani na siebie. Nie będzie gadki, że jeden zapieprza za drugiego. Kto będzie chciał na noc wracać, ma około dziesięć kilosów na piechtę. I rano tyle samo na rewir. Kto nie, warunki tam są, prowiant mu się będzie dowoziło, może tam mieszkać, spać i robić co chce, byle swą normę wykonał. Nie czarujmy się, chłopaki, plecy bolą, nogi do dupy włażą, kręgosłup chce pęknąć, ale to tylko kilka pierwszych dni, potem mija, jak ręką odjął. Kto umowę zerwie przed upływem tygodnia, na własny koszt wraca i bez grosza. Teraz pierwsza grupa - ze mną. Druga z Emilem - wskazał tego pajacyka. Kto?
Wolałem z nim. Dopiero gdy jechałem w starym gaziku, Maciek za kierownicą, zrozumiałem, w jakie gówno wdepnąłem: las, las i nic! Drogi wykroty i koleiny, że ledwie utrzymywaliśmy równowagę, a gazik rzęził, piłując pod górę, jak podrzynane zwierzę. Co kilka kilometrów taka sama wielka polana pełna małych sadzonek i chwastów, przy której zatrzymywaliśmy się i przy której już jeden z nas zostawał. Maciek zabawił z każdym kilka minut, wyjaśniał co i jak. I znów dalej. Następny; i już jedziemy tylko we dwóch. - Wiesz, co tu każdemu najbardziej dokucza? - zagadnął wesoło, a ja spojrzałem obojętnie. - Brak dziewczyny - zaśmiał się. - I tu Cię mam (cenzurka) już po tygodniu twardo stoi, a tu ani wilka, ani zająca, żeby wypierdolić. Krecich dziur też nie ma, żeby wsadzić, a dziupla, u-u, to rzadki kaliber, nawet dla Kena Rykera.
Roześmiałem się jak z najlepszego żartu i poczułem na karku krople potu. Wiem, kto to Ken Ryker, naoglądałem się go do oporu. Ale że i on wie?
Dojechaliśmy. Patrzyłem bez entuzjazmu.
- Zostawiłem ci najlepsze poletko i najlepsze warunki. Masz chatę drwala, nie szałas, ujęcie wody ze źródła, nie baniak.
- Skąd to wyróżnienie? - spytałem.
- Bo tak mi się podobało. Gra?
- Gra...
- No to przybij! - wyciągnął swą dłoń, przybiłem.
- Najlepiej robić wcześnie rano do dziesiątej, jedenastej, i po południu aż do zmierzchu. Inaczej cię upał zaleje, nie wytrzymasz. Ten wolny środek dnia to godziny seksualne: pierdolić robotę i leżeć. Tu są sadzonki, tu... - i tak dalej, a ja słuchałem...
I sam... Drzewa, ptaki, słońce - żywy oddech lasu i całej przyrody, który tak naprawdę słyszałem pierwszy raz w życiu. Chata - lokum trzy metry na cztery - jak żywcem przeniesiona z Dzikiego Zachodu. Nawet żelazny piecyk i porąbane drwa. Prycza, poduszka, śpiwór, koce, stół, taborety... Otworzyłem okiennicę, okno i drzwi na oścież. Ten zapach: igliwie pomieszane z żywicą, aż radość w duszy!
W nocy było mi gorąco. Trzeba być wariatem, żeby samemu, z dala od ludzi, spać w slipach i w podkoszulku. Zdjąłem jedno i drugie i rozwaliłem się goły na śpiworze. Jak przyjemnie! Pobawiłem się jajami, bo kutas od dawna mi stał, właściwie to on mnie zbudził, ale nigdy do niego o to pretensji nie mam i przypomniałem sobie Maćka, że brak dziewczyny, że jak Ken Ryker, że po tygodniu sam staje. Mój staje dużo częściej. Dziewczyna? Po chuj mi dziewczyna? Zaliczyłem dwie jako małolat, wystarczy, zanim zrozumiałem, do jakiej płci naprawdę mnie ciągnie i jakiego seksu potrzebuję. Rykerem też nie jestem i nigdy z zachwytu nie cmokałem nad jego wielkim kutasem. Zawsze bardziej podobała mi się męska dupa. Za to inni moją pałę cmokali, lizali mi jaja, a ja im w odpowiedzi rajcowałem odbyt. Tu Pelikan był dobry: obciągał przed i po, gumę ustami na fiuta zakładał i wargami rozwijał, szew na jajach od samego dołu mi ślinił, aż się sperma gotowała. Znał się na tym, umiał dogodzić... A Maciek? Zagadka: rajcuje, był rajcowany, daje, bierze? Czy ani to, ani tamto, zwykły heteryk, który pornola z Rykerem oglądał w wersji damsko - męskiej? Dupę ma pojemną, to widać. Na takiej i dla relaksu można poleżeć, wtulić w nią jaja a małego schować w jego głębokim jarze. A jak jego pozostała męska reszta? Gdy za kierownicą siedział, rozporek się ładnie prezentował. Nogi co prawda krzywe, za to tors, klata, brzuch... Interesujące.
Pieściłem swój worek, onanizowałem się lekko i podniecałem się wyobrażeniem Maćka. Przerywałem przed wytryskiem, znów zaczynałem - i było mi naprawdę wspaniale... Nie utrzymałem spermy, za późno przerwałem, zalało mi cały brzuch i pół klaty. A niech tam, samo wyschnie. Nie miałem siły wstać... Teraz mi się dobrze spało!
Rzężenie gazika słyszałem z daleka. Maciek.
- Kapuśniak lubisz? Z wkładką.
Była druga po południu, ja w samych slipach dłubałem na poletku wokół maleńkich świerczków.
- Lubię - rozprostowałem się i roześmiałem na wspomnienie ulubionego zapachu.
- Chowaj się od słońca, żebyś w pęcherzach nie chodził - powiedział, lustrując jak od niechcenia moje jaja i wypchanego ponad nimi penisa, i otworzył termos, z którego buchnęło smakowitą parą. Nalał mi pełną blaszaną michę i wrzucił do niej podwójną porcję żeberek. Wpieprzałem jak małpa kit!
- O wszystkich tak dbasz czy tylko o mnie? - zagadnąłem.
- O wszystkich, a o ciebie trochę więcej.
- Dlaczego?
- Bo tak mi się podoba. Cześć! - roześmiał się, jeszcze raz przeleciał oczami po moich jajach i nieszczęśliwie zgniecionym penisie, wsiadł do gazika i odjechał.
Chodziłem nago po chacie ze stojącym fiutem i specjalnie się z nim drażniłem. Nie dotknę cię, kiedy ci się znudzi, sam opadniesz - mruczałem pieszczotliwie; lubię go, więcej niż dajmy na to ucho czy nos. Co obrót ciała, on jakby nie nadążał i spóźniał się, potem nadrabiał i walił łbem w biodro, a potem ostro odbijał w drugą stronę i kołysał się dostojnie, by powoli powrócić do pionu. Wygibus przepadał za tym widokiem.
Wygibus... To był chłopak, z którym pierwszy raz spędziłem noc. Nie wiedzieliśmy o sobie. Kurs magazynierów; dokładniej mówiąc pracowników administracyjno - gospodarczych. Pracowałem w takiej hurtowni, dokąd nie splajtowała. Musiałem się doszkolić. Znam się na wszystkich handlowych kwitach, marżach, rabatach, remanentach; co z tego - dziś bezrobotny... Dali nas do jednego pokoju. Wieczorem poszliśmy na wódkę. Skrytykował wszystkie obecne piękności. Powiedział, że żadna nie jest godna ciągnąć mu druta ani wydatku na prezerwatywę i rozrzucił na stoliku garść gum. Klientom szczeny opadły, a ja spokojnie zgarnąłem je i schowałem w kieszeń. Popatrzył zdziwiony.
- Po co ci tyle, będziesz przymierzał? - spytał.
- Tak, po kolei - odpowiedziałem i wróciliśmy.
- Oddaj mi gumy - przypomniał, gdy po wieczornej toalecie łaziliśmy po pokoju w samych slipach, przymierzając się do snu.
- Masz, na mojego za małe - oddałem.
- Mierzyłeś?
- Na oko widać.
- Na oko to widać, że masz ładne jaja i chuja gdzieś ze dwadzieścia - powiedział wymownie, wskazując spojrzeniem mojego budrysa ciężko spoczywającego na pękatym worku.
- Dwadzieścia przecinek dwa - poprawiłem obojętnie.
- No to się nie pomyliłem. Ma się to oko nawet przez slipy. W palcach mierzę bezbłędnie.
Popatrzyłem na niego: ręką wsadzoną we własne slipy dusił swojego stojącego ptaka. Wszystko stało się jasne!
- Podoba ci się... mój? - spytałem, podchodząc bliżej. - To na co czekasz? Bierz - wyjąłem mu rękę z własnych slipów i wsadziłem do swoich. Jak się wczepił!
- Językiem ci zmierzę... - powiedział, wyjmując mi go i dotykając ustami. Jak mi stanął!
- A ja ci zmierzę głębokość odbytu...
Wygibus, bo tak go nazwałem, był jak bomba z opóźnionym zapłonem. Zatańczył ze mną taniec nagiego w pokrzywach, obciągnął mi na stojąco, przymierzył do swojego, onanizując dwa na raz, sutki mi zgryzł i wyssał, jeszcze raz obciągnął, i do rana nie wyszedł z mojego łóżka. Jakie wymyślne pozycje przybierał! Był pode mną i na mnie, z nożycami i bez, na "zatrzymany przewrót", sam nie wiem jak jeszcze. Rajcowałem go z rozkoszą, bez pośpiechu. Pierwszy raz leżałem z chłopakiem, który nie ponagla, bo już musi iść, który kocha całym ciałem, a nie tylko wypiętą dupą, który aktywnie pomaga przy każdym wsadzaniu i nie podważa mojej zasady, że ja tylko biorę. Po każdym wytrysku potrafi się przytulić, objąć, poleżeć, podać zapalonego papierosa, a rano po przebudzeniu odkryć cię, rozpieścić i podniecić tak, że się musi, by dobrze zacząć dzień... Wygibus: tylko pięć dni i cztery noce... Nie, to nie tamten pokoik, to chata drwala, jestem sam. Zwaliłem. W tej żywicy, w tym igliwiu - wmieszać w to zapach własnej spermy, czysty narkotyk!
Nadęty pajacyk w jasnych portkach. Dlaczego nie Maciek? Ale nie spytam... Jakaś ni to kartoflanka, ni zalewajka, ale smaczne, do tego pęto białej kiełbasy. Tylko mi nalał do michy i pojechał. I pieczywo zostawił, jakieś serki, ogórek, pomidor, masło... Dziś Maciek, pewnie zmieniają się co drugi dzień; a mnie tak bolały plecy, że już się wyprostować nie mogłem. Z trudem się podniosłem.
- Czujesz robotę, co? - zagadnął, a mnie ani nie chciało się odpowiedzieć. - Wyprostuj się, stań - i mocnym naciskiem palców rozmasował mi barki. Myślałem, że wrzasnę, a zaraz potem, jaka ulga!
- O każdego tak się troszczysz?
- ...Każdego, o ciebie trochę więcej. Bo tak mi się podoba - uprzedził moje pytanie i roześmiał się, a ja mimo to i tak je zadałem: - Dlaczego?
Spoważniał.
- Bo... ty też mi się podobasz - rzekł ciszej. - I możesz z tą wiadomością zrobić, co chcesz - wsiadł do gazika i jakby dopalacze włączył. Tylko został po nim tuman kurzu i fruwające igliwie.
Stałem, patrząc w ślad, za nim. Maciek, zagadka? Chyba już nie...
Leżałem goły z wyprężoną pałą. Machanie ręką nigdy nie zastąpi prawdziwej dupy. Pamiętam, jak...
Mój pierwszy chłopak miał większego stracha niż ja. Od dawna mi się podobał. Chodziłem za nim, wreszcie go zaczepiłem. Ciekawski był, to mi sprawę ułatwiło. Dał się wymacać, postawiłem mu kogucika. Strasznie się wstydził, ale dał sobie obciągnąć. Zachwycił się moim, że taki duży, nawet odważnie się do niego przyssał. Napalił się, coraz większe podniecenie, więc porteczki na dół. Stojąc za nim, przytulałem twardego fiuta do jego dupy, onanizowałm go z pieszczotą jajeczek i zapewniałem, że rozchylę go tylko na centymetr, może dwa, że nie będę się pchał do środka, a najwyżej tylko ta główka, troszeczkę, że to nic wielkiego... I - wsadziłem. Wepchałem mu, nie bacząc na nic. Podrapał mi ręce, płakał, że boli. Nie ustąpiłem. Potem stał pokornie i połykał łzy, czekając końca. Gdyby się nie rzucał, może byłoby inaczej. A tak - zostawiłem mu spermę w dupie i rzuciłem go jak łajno. Zagroziłem, żeby cicho siedział, bo... Jeszcze parę razy zachodziłem mu drogę, a on prosił, żebym go zostawił, że nikomu nic nie powiedział, naprawdę! Zostawiłem.
Znów nadęty pajacyk; z nim nie ma o czym rozmawiać. Dowiedziałem się tylko, że dwóch już zrezygnowało z roboty.
Było po ósmej, leżałem ze słuchawką w uchu, słuchając wiadomości z cywilizowanego świata, gdy wyraźnie usłyszałem piłujący warkot motocykla z trudem wdzierającego się pod górę i to nie z tej strony, z której zwykle przyjeżdżał gazik. Natychmiast miałem slipy na dupie. Kto to? Do mnie czy nie do mnie? Motocykl? O tej porze? A może to tylko ktoś na skróty? Stanąłem w progu. Już widziałem reflektor. Przyhamował, zatrzymał się. Maciek..
- Wpadłem na kolację - zsiadł, postawił motor na nóżkach i ściągnął plecak z tylnego siodełka. Otworzył puszkę piwa, podał mi, drugą wziął sobie. Przyjąłem, milcząc i patrzyłem w jego oczy, które co rusz spadały z mej twarzy w moje slipy.
- Chodźmy do środka - powiedziałem. - Ty jesteś tu gospodarzem.
Zaprzeczył: gościem, mogę go przyjąć albo wyrzucić.
Weszliśmy. Druga puszka piwa. Milczenie, tylko oblizywanie piany z warg; a może nie dlatego, że piwo i piana? Znów milczenie. Nie wytrzymałem.
- Nie rozbieraj mnie tak szybko - rzekłem, gdy jego wzrok nie schodził z moich obcisłych slipów, penetrując mi jaja i wyraźnie odciśniętego kutasa.
Maciek wstał. Patrząc na mnie - zaczął rozpinać spodnie.
- Nie... - zaprzeczyłem, a on znieruchomiał. - Od góry... - wskazałem ruchem podbródka.
Teraz się uśmiechnął; zrozumiał. Rozpiął koszulę, wyciągnął ze spodni, zdjął... Patrzyłem w jego umięśniony tors i sterczące grube sutki otoczone kolistą brązową plamą na kształt wyspy, od dołu ocienione czarną miękkością puszystego włosa, który jak mrówcza ścieżka docierał tu od pępka i rozrastał się wokół. Brzuch płaski, równy, nad samym paskiem spodni zmierzwiona gęstość, która równym torem pnie się do góry... Skinąłem mu głową: dalej. Rozpiął pasek, guziki, suwak, opuścił spodnie, kopnął za siebie. Gdy chciał ściągnąć slipy, powstrzymałem go:
- Podejdź.
Miałem przed oczami jeszcze ukryte, lecz wyprężone, całkiem nieproporcjonalne chude a długie prącie i wyraźne, bardzo duże pękate jądra, że zdawać się mogło, jakby penis i moszna nie były z tego kompletu. Ukryłem zdziwienie. Tęgie uda były tak samo pełne czarnego puchu, jak tors i łydki. Dotknąłem je, przejechałem palcami po ich wewnętrznej stronie, aż Maciek stanął w lekkim rozkroku, jakby mi dawał dostęp do krocza i pośladków. Zrezygnowałem: jeszcze nie. Zębami przez materiał przygryzłem penisa, aż Maciek syknął, ale że teraz całego wargami otoczyłem, poddał się tej pieszczocie. Lizałem go przez materiał i ssałem żołądź, która zadzierała się, wypychając do przodu. Uwolniłem penisa, zamykając go w ustach, a dłońmi, od tyłu z trudem ściągałem opięte slipy, aż opuściłem mu je poza kolana. Pod moimi palcami pośladki najeżyły się takim samym miękkim puchem, a moszna zafalowała potężnie i zwisła ciężko. Język sam zasmakował męskiego potu, a nozdrza wypełniły się moim ulubionym zapachem wilgotnego ciepła. Lizałem, spijałem, podniecałem, a dłońmi krążyłem po całych pośladkach.
- Piękne masz jaja... - szepnąłem, przyznając w duchu, że takich nie widziałem.
- Dodaj, i śmieszną chudą pałkę. Ale dobra, ma swoje zalety, bez problemu wchodzi, a wtedy jaja tak dupę rozpieszczają, że... Sam się przekonaj. W plecaku mam wszystko, co trzeba...
- Przynieś - rzekłem.
Chciałem być z nim w łóżku, nie, że tylko ordynarny numerek na szybko, czuć taką dupę, zgniatać takie jaja... Tymczasem kilka chwil i to ja leżałem powalony jego pieszczotami, zniewolony siłą jego ramion, mięśni, całego ciała. Nie wiem, co się ze mną działo i jakim sposobem roztoczył nade mną swą władzę. Podporządkowałem mu się, a przecież nie chciałem mu dać do siebie dostępu, przecież nikt na mojej dupie nie używał, nikt jej nie ruszał! Czy on... ma być pierwszym? Domyślił się; odgadł. Za długo trwał mój bezwolny opór.
- Prawdziwym gejem będziesz, gdy poznasz jedno i drugie - powiedział. - Odwróć się, daj. Ze mną nie boli, bez obaw. Łatwo wchodzę i głęboko, i dobrze daję...
Byłem pokonany. Leżałem i drżąc z niepokoju czekałem na pierwszego w życiu chuja w swej dupie. Maciek mi uda rozłożył, poprawił kolana, podciągnął, a więc zrobił dokładnie to, co ja z innymi. Krem, prezerwatywa... Położył się na mnie, a miękki puch jego włosów rozpalił mnie tysiącem iskier. Teraz poprawił się, uniósł biodra, a na zwieraczu poczułem dotyk jego penisa. Przymierzył, nacisnął i... i wsunął go, on po prostu się we mnie wślizgnął! Nie poczułem żadnego bólu! I od razu płynął równymi ruchami, wypełniając mnie swym ciałem, ciepłem, oddechem i pieszczotą, w której nic z osobna nie rozpoznawałem, prócz gorącej żołędzi rytmicznie uderzającej w mym wnętrzu, która niosła mi rozkosz od pierwszej chwili oraz grubej moszny pełnej dwóch dużych jąder przylegających pod moimi pośladkami. Miał rację Maciek, one do szaleństwa doprowadzają! Za moment wszystko we mnie zakipiało, a moja sperma zlepiła brzuch ze śpiworem... Już? Tak szybko mnie załatwił...
Z trudem otworzyłem oczy.
Maciek już był ubrany, jeszcze dopijał resztę piwa.
- Idziesz? - spojrzałem zdziwiony.
- Jutro wpadnę - powiedział obojętnie; po chwili słyszałem oddalający się warkot motocykla.
Dlaczego? - powtarzałem nierozsądne pytanie, czując w ustach nieznany posmak goryczy i... poniżenia. Pierwszy I tu Cię mam (cenzurka), który mnie zjebał i tak po prostu sobie poszedł. Zostawił mnie. Jak materac... Tej nocy nie mogłem zasnąć; i nie spałem nago.
Pajacyk, tym razem w krótkich spodniach. Golonka z chrzanem. Co za rozrzutność! I piwo!
- I jeszcze tu masz od Maćka drugą puszkę.
- Podziękuj - wybąkałem.
- To on ci dziękuje za wczoraj.
- Co...? - poczułem na czole krople potu. Tak, widziałem, na co Emil patrzył, obok kosza leżały wczorajsze puszki piwa, które przywiózł Maciek, te same, które ten pajacyk przywiózł mi dziś.
- Znam Maćka jak własną kieszeń - mówił, przysiadając na schodkach gazika. - Gdy się pokłócimy, zawsze mnie zdradza. Wiem o tym, ale zabronić mu nie mogę.
- Co?! To znaczy, że ty, że wy...
- Wkrótce nasze dziesięciolecie. Poznaliśmy się w Technikum Leśnym... Wyśmiewali go. Mówili: kobziarz, dudziarz, wielki wór, cieniutka piszczałka. I mnie, glizdeczka, bez ptaszka i bez woreczka. To nas połączyło. Okazało się, że w łóżku pasujemy do siebie... Nie licz na niego. On ma w sobie coś, że każdego owinie wokół palca. Dostaje, co chce, a potem idzie. Dupy nie daje nawet mnie, tobie też nie da. Dałeś mu wczoraj?
- Dałem...
- To dziś nie przyjdzie. Łatwych nie ceni, pogardza nimi.
- A... ty?
- Ja go nie zdradzam. Kocham się tylko z nim, potrafię go zadowolić, a on mnie.
- Ja też potrafię. Ze mną zrobiłbyś to? - spytałem z odcieniem zemsty w głosie.
- Z nikim. Ja nie jestem łatwy. Dlatego Maciek pokłóci się, pójdzie, ale zawsze do mnie wraca. Wtedy pół nocy kocha jak nikt. Dziękuję, że nam pomogłeś. Czuję, że dziś będzie wspaniale. Cześć...
Pieprzona leśna szkółka!
- Czekaj! Zabieram się z tobą! Rzucam robotę!
Dobrą dostałem szkołę! - myślałem, tłukąc się w pociągu na własny koszt.
Natarczywy dzwonek u drzwi wybudził mnie z trudem; odsypiałem nocną podróż. Zwlokłem się ledwie żywy, wszystko mnie bolało.
- Idę! - wrzasnąłem w przedpokoju, człapiąc na obolałych stopach.
- Maciek...? - stanąłem jak wryty.
- Możemy porozmawiać?
- Skąd wiedziałeś?
- Adres na umowie, nieważne... Mogę wejść?
Na jego widok najpierw zakipiała we mnie bezsilna złość, a tuż po niej obojętność.
- Wejdź. - Spojrzałem na zegar: prawie południe. - Kawa, herbata?
- Dziękuje, nie trzeba. Sam jesteś? A domownicy?
- Nie ma, do czwartej... Siadaj.
- Dlaczego wyjechałeś? Wracaj - patrzył na mnie, jakby całą winę przypisywał sobie.
- Po co? To nie robota dla mnie. I nie ma tam dla mnie miejsca.
- Jest! Masz etat, zatrudnienie na stałe, nie na sezon. Byłem w Okręgowej Dyrekcji Lasów. I ponowiłem prośbę o przeniesienie Emila do innego nadleśnictwa. Awansuję go kopniakiem w górę, mam go dość!
- Kto ci go w łóżku zastąpi? - spojrzałem z kpiną.
- Od dawna z nim nie śpię, nic mnie z nim łączy - mówił, odważnie patrząc mi w oczy. - Uwierz, to prawda. Emil nie chce tego zrozumieć. Posunie się do największego kłamstwa, intrygi, oszustwa. On nie zna słowa „koniec”, było, minęło, rozstańmy się w przyjaźni. Nie rozumie, że w życiu zawsze coś się kończy...
- I zaczyna... - wtrąciłem.
- Zacząłem z Emilem, bo nie miałem nikogo. Ale życie nie zaczyna się i nie kończy na dupie!
- A ja tu ci, do czego miałbym być potrzebny - rzekłem, nie kryjąc sarkazmu.
- Myślisz, że ja... Moja dupa też potrzebuję chuja! Takiego jak twój...
- Twoja dupa? Ty przecież nikomu nie dajesz - nadal patrzyłem z ironią.
- Tak ci powiedział? Bo nie miałem komu! Emil jako partner nigdy mnie nie zadowalał. Zwykły dzieciak ma większego... Nie dawałem mu, nie chciałem rozczarowań. Wierzysz?
- Jak to udowodnisz? - spytałem, patrząc mu w oczy.
- Tak!... - wstał, wyjął z kieszeni prezerwatywę, a ja patrzyłem.
Zaczął się rozbierać, ja tylko patrzyłem. Był nagi, ja wciąż patrzyłem. Zaczął mnie pieścić przez slipy, pozwoliłem. Zdjął mi je, oddałem się jego ustom i dłoniom. Odwzajemniałem pieszczoty w gorących objęciach, przecież go chciałem! Był inny: czuły, wrażliwy, podniecony i rozpalony jak ja. Założył mi prezerwatywę, patrzyłem.
- Wtedy uciekłem od ciebie ze strachu. Bałem się tego. Teraz się nie boję. Tylko chcę, żebyś wiedział: będziesz tu... pierwszy. Chodź - szepnął.
Położył się na brzuchu. Poprawił głowę, ułożył dłonie... Spojrzałem w jego duże okrągłe pośladki najeżone ciemnym puchem. Ucałowałem je. Rozłożyłem mu uda, kolana - zwykłe przygotowanie. Żel na palce i głęboko do środka. Drżał, gubił oddech; teraz mu uwierzyłem. Pierwszym razem każdy tak reaguje. Przykryłem go sobą. Jego miękki puszysty mech w zetknięciu z moim podbrzuszem był jak najczulszy dotyk tysiąca dłoni jak pocałunek tysiąca ust. Zapragnąłem go jak nigdy nikogo... Gryzł własne pięści, gdy swoim grubym kutasem otwierałem jego ciało, by wniknąć w jego wnętrze, by uczynić z niego, jak on ze mnie, prawdziwego geja. Potem i ja chciałem... Jak on lekko wchodzi i jak głęboko, a jego wielki wór szalał na mojej dupie...
Został na noc. Matka, o dziwo, była bardzo uprzejma!
Kochaliśmy się.
Rano w nadleśnictwie podpisałem umowę: pracownik administracyjno - gospodarczy. Przecież miałem odpowiedni kurs, kwalifikacje, wszystkie kwity handlowe w jednym palcu, marże, rabaty, remanenty... Maciek wiózł w raportówce kopertę ze służbowym przeniesieniem Emila.
Kask, skórzana kurtka. - Dobrze się zapnij - przypomniał.
I motocykl; tylko wiatr furczał mi wokół twarzy.
Ostatnio zmieniony przez alfresco dnia Sob 19:41, 07 Lut 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
mariuszklodzko
Adept
Dołączył: 02 Cze 2008
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: klodzko
|
Wysłany: Śro 20:56, 04 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
super opowiaanie wiecej takich:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rh+
Dyskutant
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
|
Wysłany: Czw 16:57, 05 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Nie chciałbym nic mówić ale te opowiadania są skopiowane z serwisu gay.pl
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
alfresco
Gość
|
Wysłany: Czw 20:53, 05 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
A czy ja pisałem, że są one mojego autorstwa?? xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
alover
Adept
Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
|
Wysłany: Czw 21:41, 05 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Niejako... wkleiłeś je w swoim poście bez adnotacji, skąd je zaczerpnąłeś. Nie żebym Cię straszył - tylko ostrzegam, że ktoś upierdliwy mógłby Ci zrobić problemy... Lepiej umieść przy każdym opowiadaniu link do strony, z której opowiadania zostały pobrane.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
alfresco
Gość
|
Wysłany: Pią 13:07, 06 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
alover rozmawiasz z osobą, która studiuje prawo więc.... ściągając te wszystkie ogłoszenia z jednej strony nie zauważyłem nigdzie, że są to opowiadania z prawami autorskimi i ograniczoną dostępnością. Skoro takie zdanie, wraz z wyszczególnieniem kodeksu, paragrafu, itd. nie widniało na tej stronie mogę operować tymi opowiadaniami w jakikolwiek sposób. Nawet gdybym chciał je usunąć to nie wiem gdzie bo nigdzie nie mogę znaleźć takiej funkcji usuwania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
danny
Dyskutant
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 17:53, 06 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Nie masz racji. Lepiej postudiuj jeszcze trochę. Nie jest prawdą, że niezamieszczenie zastrzeżenia powoduje utratę jakichkolwiek praw. W przeciwnym wypadku cała masa treści już dawno znalazłaby się w domenie publicznej.
Nawet gdybyś zmodyfikował treść to i tak naruszałbyś prawa autorskie bo ochronie podlega każda działalność twórcza łącznie z ogólnym pomysłem na opowiadanie. Przerobione opowiadanie byłoby wtedy "opracowaniem" a i wtedy musiałbyś 1) zamieścić informację o tym, że jest to opracowanie 2) mieć zgodę autora. (por art. 2 ust. 1, 2 i 5 ustawy o prawie autorskim)
W sytuacji kopiuj wklej nie ma nawet o czym mówić. Ewidentny plagiat.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez danny dnia Pią 18:04, 06 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
alover
Adept
Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
|
Wysłany: Sob 13:14, 07 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Doskonale wiem, z kim rozmawiam - już się kiedyś chwaliłeś. Jeśli chodzi o prawników, to wystarczy mi, że mam ich ponad połowę w rodzinie i wśród znajomych. Ale to nie na temat.
Nawet gdyby nie istniały zapisy o prawach autorskich, to kultura, dobre wychowanie i zwykła uczciwość nakazują zamieszczenie informacji o źródłach, z których zaczerpnięty został materiał. To się dość często nazywa bibliografią. Nie wiem, czy pisałeś już jakąś większą pracę, w której zamieszczałeś bibliografię, ale nawet jeśli nie, to uświadomię Cię o tym, że gdy chcesz wykorzystać materiały z Internetu, to w bibliografii należy podać imię i nazwisko autora, tytuł artykułu/materiału oraz pełny adres strony internetowej. W tym przypadku uważam, że w zupełności wystarczyłoby podanie adresu strony internetowej. Jeszcze raz powtórzę - przynajmniej ze względu na zwykłą uczciwość i internetowy savoir-vivre.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 12:00, 07 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
i równiez za dyskusję o prawach autorskich
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|