Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Love of my life
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 19:52, 05 Maj 2012    Temat postu:

Odcinek ciekawy, jednak rozmowa z dzieckiem mnie jakoś w tej całości trochę razi, tak jakby rozmawiały dwie osoby w podeszłym wieku. Reszta bardzo dobra, szkoda tylko, że koniec jest tak blisko. Mam nadzieję, że nie zakończy się zmianą orientacji seksualnej bohatera.

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
futuere
Dyskutant



Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 20:22, 05 Maj 2012    Temat postu:

erips napisał:
Dzięki za opinie ;] Mogę wiedzieć czego się spodziewaliście?


Na pewno nie wyjazdu bohatera. Myślałam, że wszystko się potoczy na miejscu. I w ogóle tak inaczej.
Jestem ciekawa, co będzie dalej...oraz czy Daniel znajdzie swoje szczęście, nie w postaci miejsca do którego pojechał, ale osoby.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
erips
Adept



Dołączył: 14 Wrz 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 20:37, 05 Maj 2012    Temat postu:

Piotrze, wiem... dialog niezbyt udany ;] Nieee, co to, to nie. Zmiana orientacji bohaterowi nie grozi, Marina jest tylko przyjaciółką, u której odnalazł jakąś namiastkę domu, którego nigdy tak naprawdę nie miał.

Futuere - Miejsce to właściwie tylko taki dodatkowy wątek, który bohater odnalazł. Jeżeli chodzi o szczęście w miłości, okaże się już w ostatnim odcinku ;]

3majcie się! :]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez erips dnia Sob 20:39, 05 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kubulek1978
Debiutant



Dołączył: 10 Lut 2012
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 22:34, 05 Maj 2012    Temat postu:

Spodziewałem się jak futuere, że główny bohater ułoży sobie życie w Krakowie, bez bagażu złych doświadczeń z poprzedniego miejsca. Pozdrawiam i czekam na ostatnią część...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 11:37, 31 Paź 2012    Temat postu:

Czas na kolejny odcinek

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 16:48, 31 Paź 2012    Temat postu:

Błagam postaraj się czekamy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
erips
Adept



Dołączył: 14 Wrz 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 23:25, 03 Gru 2012    Temat postu:

Witam wszystkich, po "krótkiej" przerwie Wink (1)

Kolejna część już "się pisze". Chyba będzie to jedno z dłużej rozwijanych opowiadań

Pozdrawiam i dzięki za zainteresowanie moim tworem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruuvessi
Debiutant



Dołączył: 10 Lis 2012
Posty: 8
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Polkowice

PostWysłany: Śro 0:00, 05 Gru 2012    Temat postu:

Prosze nie usmiercaj juz nikogo. Ani nie dawaj smutku. Powinienes zrobic kontrrast i on ma byc szczesliwy! Pozdrawiam Wink (1)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
erips
Adept



Dołączył: 14 Wrz 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 23:29, 05 Gru 2012    Temat postu:

Opowiadanie zakończone ;] Jutro po południu wrzucę całość, muszę jeszcze je przeredagować i usunąć drobne błędy.

A teraz życzę dobrej nocy wszystkim :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
erips
Adept



Dołączył: 14 Wrz 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Czw 22:22, 06 Gru 2012    Temat postu:

Witam. Niestety jest mały problem z formatowaniem na stronie, a w tej chwili nie mam czasu przerabiać opowiadania na wersję która będzie wyglądać przyzwoicie tutaj, więc wstawiam link do pliku PDF.
Link: [link widoczny dla zalogowanych]
Gwoli tradycji, wybaczcie błędy których nie zauważyłem i zostały, oraz jeden duży, który popełniłem w zasadzie świadomie i który może niektórzy zauważą ;]
Życzę miłego czytania, jestem ciekaw też wszystkich odczuć na temat opowiadania.


(korzystając z linku podanego przez autora wkleiłem ostatni odcinek tutaj uważając, że całość opowiadania powinna być w jednym miejscu - pisarek666)


– Hey! It's Him! Wait, wait for a moment! - Usłyszałem za plecami. Nie zmieniając tępa biegłem. Do butów nalewała mi się woda, krople deszczu spadały na twarz, a mgła chowała wszystko przede mną i, za mną. Skręciłem w najbliższą uliczkę. Była ich tutaj plątanina, więc „ucieczka”, lub jak kto woli, „zniknięcie” nie było dla mnie specjalnie trudne – Tym bardziej, że biegam tędy już od roku. Od kiedy przeprowadziłem się do Edynburga. Plątanina uliczek w tym miejscu była rozbudowana, zwykle znajdowały się przy nich tylne drzwi barów, sklepów itp. bytów, którędy dostarcza się towary. Była świetna pogoda: mżył deszcz, było mgliście i ciepło – Jak na listopad. Uwielbiam taką pogodę, deszcz oczyszcza miasto, jest wtedy tak cicho... Słychać tylko spadanie kropli z dachów, wszyscy pochowani siedzą w domu, czasem tylko przemknie się ktoś za człowieka przebrany. Mogę wtedy biec i biec...
Tym razem jednak, moją biegową „medytację”, przerwał owy okrzyk. Był to pewnie jeden z moich... hmmm... Głupio to zabrzmi – Fanów. Od pewnego czasu gram w zespole, typowo rockowym, na nasze trasy składają się głównie knajpy, za plecami, których potem biegam. Gra się za marne grosze, czasami swoje kawałki układane na szybko gdzieś u kolegi w garażu, lub stare, dobre i oklepane utwory znanych zespołów. Aczkolwiek nie chodzi o to, to po prostu coś, co kocham robić. Muzyka zawsze przewijała się w moim życiu i zawsze zajmowała jego ogromną część. Chyba do każdego utworu który słuchałem, potrafię dopasować jakieś wydarzenia z mojego życia, z którymi się on wiąże. Np. gdy słuchałem AC/DC – Rock n' Roll Train, z dawnym przyjacielem, jeszcze ze szkoły, budowaliśmy rampę dla BMX-ów; ABBA kojarzy mi się z tym jak byłem jeszcze szkrabem i, uwielbiałem chodzić z ojcem na spacery po pobliskich polach. Ojciec miał wtedy starego walkmana a w nim kasetę z nagraniami właśnie ABB'y – Zabierałem go zawsze na takie wyprawy i biegałem gdzieś w rytm „Super Truper”.; Rod Stewart - „Maggie May” zaś wywołuje wspomnienia o powrocie do szkoły, słowa „It's late September and I really should be back at school” motywowały mnie, żeby tam wrócić; A, R.E.M i „Nightswimming” kojarzy mi się z...
Ale wracając, bo nie będę teraz wspominał wszystkich piosenek. Jeżeli chodzi o granie w zespole, gwoli jasności, nigdy nie interesowała mnie kariera bożyszcza nastolatek z wyimaginowanym przez setkę wizażystów wizerunkiem i głosem/brzmieniem uniwersalnym, kreowanym przez speców od rynku. Choć jeżeli chcesz robić większą karierę, na pewno na pewne ubezwłasnowolnienia musisz być gotów... Na szczęście ja jej nie robię. Ludzie zwykle zaczepiają mnie i, po prostu chcą pogadać. Widzieli mnie gdzieś, kiedyś, pytają potem: „Czy to, aby nie wy występowaliście kiedyś w...”, potem rozwiązuje się jakaś dyskusja. Bardzo to lubię, ponieważ przez właśnie takie zachowania, poznaję bardzo wiele osób... Tak też poznałem Arona.
Bardzo fajny chłopak, dosyć niski, średnie włosy – Ogólnie rzecz ujmując, przystojny. Ma piękny uśmiech. Do tego wysportowany, gra w piłkę nożną w jednym z miejscowych klubów. Ale nie o wygląd w jego wypadku chodzi... Intryguje mnie, jak dawno nikt. Mam pewne zboczenie, a mianowicie: bardzo lubię przyglądać się ludziom. Ale nie w żadnych zboczonych sytuacjach! Chodzi mi raczej o obserwowanie zachowań, reakcji w codziennym życiu. Czasem gdy jestem na zakupach siadam na ławce gdzieś w centrum handlowym i patrzę... na ludzi. Przez to, czasem uważałem się za pewnego rodzaju specjalistę od ludzi i, że już mało mnie w nich zaskakuje.
Otóż Aron zmienił mój pogląd na to. Jak? To dobre pytanie. Niestety odpowiedź na chwilę obecną jest jedna – Nie mam pojęcia! A może... może, dlatego, że jest podobny do mnie?
Asertywny, uparty, w pewnym stopniu zamknięty w sobie, zabawny, towarzyski – a raczej ludzie lgną do niego, choć on tego nie potrzebuje. Obydwaj mówimy o sobie, że jesteśmy samotnikami. Tak, to chyba dobry jego opis. Do tego jest bardzo inteligentnym facetem. Studiuje weterynarię. Czasem nawet mijaliśmy się gdzieś przy kampusie, lub na uczelni, bo budynki mojego wydziału - astrobiologii – i jego, są połączone. Oni czasem mają zajęcia u nas z mikrobiologii. A my czasem podkradamy im szczury laboratoryjne. Taka symbioza.
Wracając, Aron zaczepił mnie właśnie kiedyś na uczelni. Jego rodzice, są Polakami, przeprowadzili się do Szkocji jeszcze przed jego narodzinami, ale potem uczyli go również Polskiego, przez co, z mocnym akcentem, aczkolwiek poprawnie mówi w moim kochanym języku.
Pomimo tego wszystkiego, jakoś ciężko nam się zbliżyć do siebie. Nasze podobieństwa nas od siebie odpychają, szczególnie jedno... Czasami rozmawiamy, ale i jednemu, i drugiemu jakoś strasznie zależy, żeby nie zrobić z siebie idioty. Wychodzi wtedy trochę dziwnie i sztywno. Od koleżanki wiem, że podobno Aron się we mnie podkochuje... Nie mogę zaprzeczyć. Nawet mnie ta wiadomość ucieszyła. Lecz zaraz przypomniałem sobie, dlaczego i jak się tutaj znalazłem. To, pomimo tego, że ten chłopak diabelnie mnie intryguje, skutecznie wybiło mi związek z głowy.
Niestety Aron chyba zakochał się we mnie, dosyć mocno. Po ostatnich zajęciach z biochemii, kiedy zajmowaliśmy się białkami biogennymi, zaklepałem sobie miejsce i zostałem w laboratorium, żeby zrobić kilka doświadczeń. Gdy siedziałem nad wirówkami, a drugim okiem zerkałem na monitor z podglądem, z mikroskopu, usłyszałem kroki od drzwi wejściowych. A potem... wycie alarmu. Zerwałem się na równe nogi. Z racji tego, że w laboratorium czasem zajmujemy się związkami niebezpiecznymi dla zdrowia, lub bakteriami czy wirusami, w laboratorium utrzymywane jest podciśnienia i hermetycznie zamykane drzwi są zablokowane. Jeżeli ktoś z zewnątrz będzie próbował się dostać do środka, automatycznie włącza się alarm, odpompowywane jest powietrze itd. Jak już mówiłem, zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do drzwi wyłączyć alarm zanim zleci się pół wydziału, pomimo tego, że były już dosyć późne godziny wieczorne to odbywały się jeszcze nieliczne zajęcia. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to, to, że nowa sprzątaczka jeszcze nie obeznana z zasadami, próbowała wejść posprzątać. Miałem mord w oczach i, prawie zabiłem się o własny fartuch wywijając na zakrętach pomiędzy stanowiskami. Dobiegłem do drzwi, wprowadziłem kod zabezpieczający i je otworzyłem. W końcu! Przestało wyć! Prawie mi głowa wybuchła. Drzwi się rozsuwały, ciśnienie się wyrównywało, a ja tylko zastanawiałem się w jaki sposób najlepiej zamordować Katie – Nową sprzątaczkę.
Drzwi otworzyły się do końca, a mnie między nogami przebiegł szczur... Jasna cholera! Szczur na wydziale?! Będzie katastrofa, skąd się wziął?! Odpowiedź stała kilka metrów przede mną z równie rozjuszoną miną co moja.
– Who the fuck turned on the alarm?! - Krzyknął Aron, łapiąc szczury do klatki.
– What the hell happened here?! And what an idiot tried... - Krzyknąłem w tym samym czasie, przerywając nagle i patrząc na niego.
– Aron...
– Daniel...
– Ty włączyłeś alarm? - Zapytał, już po Polsku i z ogromnym zmieszaniem.
– Tak, pracowałem. A Ty nie widziałeś zapalonej kontrolki przed drzwiami?
– Nie pali się...
– Jak to nie?! - Podszedłem, żeby sprawdzić.
– Szlag... Znowu się spaliła. Jak tak dalej pójdzie to cały ten system diabli wezmą. Co Ty tu w ogóle robisz o tej porze?
– Przyniosłem towar, profesor mówił, że będą wam potrzebne.
– Jasny gwint! Szczur! - Pobiegłem do laboratorium, przecież jeszcze coś cholera przegryzie, a nie działa podciśnienie! Aron ruszył za mną, z klatką pełną współbratymców naszego uciekiniera.
– Twój towar teraz biega po moim laboratorium. Jak coś przegryzie, to koniec!
– Zaraz go znajdziemy. Są trochę obżarte i nie chce im się daleko biegać. Gdzie postawić resztę?
– Yyy, nie wiem. Byle gdzie, aby z dala od kabli! - Aron postawił je gdzieś na stole i zaczął pomagać mi w poszukiwaniach zbiega. Okazało się, że nie były wystarczająco spasione... tamten dobrał się do mojej kolacji, z chińskiej knajpy obok. Wyjmując go, zagroziłem, że osobiście przetestuję na nim pałeczki Yersinia pestis, w odwecie za pozbawienie mnie kolacji.
– Twój wydętek zeżarł mi kolację! - Powiedziałem, wkładając go klatki.
– O! Pardon, specjalnie go wpuściłem, żeby pozbawić Cię jedzenia.
– Szkoci mają dziwne poczucie humoru...
– Nie zapominaj o czymś! - Powiedział z oburzeniem.
– Przecież wiem z mało, którym rodowitym Szkotem gadam po Polsku. - Nastąpiła chwila ciszy. Aron wypalił:
– Dobra, ja też nie miałem kolacji. Mój szczur Ci ją zjadł, więc zapraszam na pyszną chińszczyznę zza rogu.
– Jestem tak głodny i spłukany, że grzechem byłoby odmówić.
– Jest późno, knajpa jest już pewnie zamknięta, sprzedają tylko na wynos.
– Ok, więc kup co uważasz, i wróć tutaj. Urządzimy bar na jednym ze stołów. - Powiedziałem.
Aron, poszedł kupić prowiant. Jezu! Jak ja byłem głodny, czułem jak dostaje skrętu kiszek. Po około 10min wrócił, z torbą zapakowaną chińszczyzną.
– Nie wiedziałem co chcesz, więc kupiłem to co sobie.
– Właściwie to, właśnie to bym chciał. Dzięki. Tutaj jest nasz stół. Weź sobie jakieś krzesło.
I tak się zaczęło. Na początku zaczęliśmy konsumować w ciszy, potem od słowa, do słowa, i stało się rzeczą jasną, że moje zainteresowanie nim nie było bezpodstawne.
Rozmawialiśmy o wszystkim, o studiach, życiu, pracy, itd. Rozmowie nie było końca nawet, kiedy chińszczyzna „wyszła”. Mieliśmy dosyć różne zainteresowania, aczkolwiek uzupełnialiśmy się w pewnym stopniu. Kiedy ja czegoś nie wiedziałem, on zwykle się na tym znał i mi o tym opowiadał, tak samo w drugą stronę. Jedna z najciekawszych rozmów jakie przeprowadziłem.
– Hello... Someone is still here? - Usłyszeliśmy od drzwi. To Katie, wcześniej wspomniana sprzątaczka. Weszła i zapaliła światło w laboratorium.
– Oh! - Krzyknęła – Guys, what are you doing here? Is so late.
– Don't worry, Katie, we just talking. You can go home, i'm clean up here.
– Ok. For me is great! Honey, you must really more talking with him!
– Yea... I know... See you tomorow.
– Ok, goodnigt boys. - Powiedziała Katie na do widzenia. Zabrała swoje graty, i pobiegła do domu. Ma trójkę dzieciaków, mąż zginał kilka lat temu, naprawdę musi nieźle to wszystko ze sobą zgrać żeby trzymało się w kupie. A my z Aronem, posiedzieliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu powiedziałem, że muszę iść. On na to:
– Naprawdę? Moglibyśmy tu jeszcze trochę posiedzieć...
– Ha! Zaraz będzie dochodzić... Łał! 23! Muszę jeszcze wrócić do domu i się ogarnąć na jutro. Ty nie?
– Nie, jasne, że tak! Tylko pomyślałem... - Powiedział urywając w połowie zdania.
– Pomyślałeś? - Spytałem.
Spojrzał na mnie. Siedzieliśmy naprzeciw siebie. Między nami stała klatka ze szczurami, na stole, nawet one już spały. Aron, położył rękę na moim udzie. Potem zaczął się podnosić i zbliżać do mnie... Chciałem mu przerwać, ale nie mogłem...
– Pomyślałem, że moglibyśmy tu jeszcze trochę zostać... - Wyszeptał mi, już przy uchu.
Spojrzałem na niego. Chciałem, żeby to było jak najmniej wymowne spojrzenie... chyba mi się nie udało. Pocałował mnie, mocno i namiętnie. Nasze wargi zatopiły się w sobie. Zaczął jeździć rękoma po moim torsie, potem zszedł niżej... Próbowałem, się opanować i to przerwać... Nie mogłem. Zaczął ściągać moją koszulkę, potem pieścić sutki. Czułem się bosko, drugą ręką masował mi penisa. Wygrał... Ściągnąłem z niego koszulkę, rozpiąłem też nasze spodnie, potem przewróciłem go na podłogę... Współczuję szczurom... Chyba się nie wyspały.
– Daniel, Daniel! Wstawaj! - Usłyszałem ledwo przytomny. - Jest już koło 1, musimy się stąd zmyć. - Mówił Aron. Trochę przysnęliśmy po wszystkim. Ale nic, wstałem i ubrałem się szybko.
– Faktycznie... Wiesz, jeżeli chcesz, to mieszkam sam... - Rzuciłem propozycję.
– Ok! - Odpowiedział z uśmiechem.
Potem pojechaliśmy do mnie. Dobrze, że miałem ten domek, był własnością Mariny u której mieszkałem na początku mojej przygody ze Szkocją. Ona wyjechała z córeczką do Polski na dłużej, a ja przez ten czas mieszkałem w jej domu, na obrzeżach miasta.
Rano obudziłem się z Aronem przytulonym do mnie. To wszystko było miłe, fajne, ale... Czułem, że to chyba już nie dla mnie. Związek, ja już swoją miłość życia przeżyłem. Teraz facetów traktowałem bardziej rzeczowo, nie w sensie związku i czegoś na dłużej – a raczej seksu i przelotnej znajomości.
Aron usłyszał, że wstałem. Patrzył na mnie z łóżka, jak się ubierałem. Powiedział:
– To co było...
– To było miłe. - Odparłem.
– Tylko miłe?! - Krzyknął, siadając na łóżku.
– Nie zrozum mnie źle, bardzo Cię lubię. Ale związek... to chyba już nie dla mnie.
– Chyba, już? Co Ty pleciesz?! Kocham Cię! Chcę spróbować, to, że na siebie trafiliśmy, to nie może być przypadek! To tak, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni!
– Możemy o tym porozmawiać potem? Spieszę się na uczelnię. - Odparłem, trochę beznamiętnie. Choć było coś w jego słowach.
– Jasne, że możemy... - Odpowiedział trochę zdruzgotany. Gdy wychodziłem z drzwi, chwycił mnie za rękę, mówiąc:
– Błagam Cię! Nie znajdę już kogoś takiego jak Ty, nie niszcz tego... - Uśmiechnąłem się, pogłaskałem go po głowie i, wyszedłem.
Jadąc na uczelnię, sprawdzałem na telefonie godzinę i zobaczyłem nieodebrane połączenie... Dziwne było to, że numer był z Polski. Oddzwoniłem.
– Halo. Dzień dobry, ktoś dzwonił do mnie z tego numeru.
– Witam. Przepraszam, Pańska godność? - Odezwał się oschły głos w telefonie.
– Daniel Wodziński.
– Ach tak. Khmm... Mówi starszy oficer. Karol Więch. Mam przykrą wiadomość dla pana. Pańscy rodzice, zostali zamordowani. Znaleziono ich dziś nad ranem w domu. Był to najprawdopodobniej napad rabunkowy, z domu zniknęło kilka cennych rzeczy. - Odpadłem. Nie miałem z nimi nigdy dobrego kontaktu...wręcz nawet bardzo zły. Szczególnie z ojcem, ale to w końcu rodzice, szczególnie teraz sobie to przypomniałem... Głos w słuchawce ciągnął dalej – Mamy informacje, że w tej chwili przebywa pan za granicami kraju. Kiedy będzie mógł Pan przyjechać? - Umówiłem się, na drugi dzień. Zamówiłem bilet. Wziąłem wolne na uczelni.
Pojechałem do domu się spakować. Wszedłem w drzwi. Rzuciłem telefon na stół i usiadłem na fotelu, patrząc za okno.
Z łazienki wyszedł Aron, jeszcze nie był na uczelni.
– Hej. Co Ty tu robisz? Nie powinieneś mieć zajęć?
– Nie mam zajęć
– Czemu?
– Wziąłem wolne, jutro wracam do Polski.
– Jak to wracasz do Polski? Co się stało?!
– Moi rodzice... ktoś ich zamordował. - Mówiłem to, z pewnym spokojem. Aż napawało mnie to zdumieniem. Było mi smutno, byłem rozżalony, rozwalony emocjonalnie, aczkolwiek nie byłem w stanie jakiegoś histerycznego smutku... W którym może powinienem być. Aron był zszokowany, nie wiedział jak się zachować. W końcu wyszeptał:
– Jezu... - Usiadł na oparciu fotela i mnie przytulił. Tego chyba było mi właśnie trzeba. Nie pytał, nie mówił. Tylko był. Może miał rację z tym stworzeniem... Aczkolwiek nie myślałem wtedy nad tym.
Moją reakcją obronną na zły stres i smutek jest spanie, więc zaraz padłem. Aron przykrył mnie kocem, i nawet nie poszedł na zajęcia, żeby zostać ze mną. Był tym bardzo zszokowany. Ale starał się mnie wspierać, pomimo że nasza znajomość, taka poważniejsza, trwała dopiero drugi dzień. Kiedy ja spałem, przygotował mi walizkę. Potem mnie obudził, kupił coś do jedzenia. Zjadłem, ale nawet nie wiem, co to było. Nie zwracałem uwagi, wpadłem w letarg. Dobrze, że był wtedy przy mnie. Jestem mu bardzo wdzięczny, za to wszystko, co dla mnie zrobił. Przyszła pora pożegnania. Jechałem do Polski. Musiałem wszystko tam załatwić... Nie miałem pojęcia, co tam mnie czeka. Poza tym, był to mój pierwszy powrót do domu... do domu, w którym umierałem po śmierci mojej miłości, z którego wypędził mnie własny ojciec, w którym zdradził mnie mój chłopak, a teraz, w którym zamordowano moich rodziców.
Byłem już spakowany. Walizka stała obok drzwi, ja stałem przy oknie, myśląc nad tym, co się stało. Aron podszedł od tyłu i przytulił się do mnie. Spytał:
– Jeżeli chcesz, mogę lecieć z Tobą.
– Nie. Ty masz swoje sprawy. A tam... Tam jest część mojego życia, którą zawsze próbowałem zgubić. Niestety ona mnie dogania i to w najbrutalniejszy sposób, jakim mogła się posłużyć.
– Dobrze, rozumiem.
– Taksówka już jest. Muszę iść. Klucze zostawiam Tobie, jeżeli chcesz możesz tutaj pomieszkać, a jeżeli nie to, przynajmniej wpadnij czasem zobaczyć czy nie wynieśli domu z przyległościami.
– Ok. Trzymaj się, wiesz, że jestem z tobą.
– Wiem... Wiem. - Powiedziałem wychodząc z drzwi. Wsiadłem do taksówki, Aron stał w drzwiach domu, w którym rok temu sam stawiałem pierwsze kroki, podczas mojej ucieczki... Teraz to ja go opuszczałem, żeby wrócić, wrócić i zmierzyć się z moją przeszłością.
Lotnisko, gwar, tłum. Ktoś krzyczy, ktoś coś reklamuje, ludzie obok rozmawiają, o czymś. Ruszają ustami – Jakby nie wydawali z siebie żadnego dźwięku. Jestem kompletnie zamknięty gdzieś w środku, w swoim świecie, bez dopływu bodźców z zewnątrz. Ktoś łapie mnie za ramię, pani ubrana w barwy przewoźnika prosi ładnie o bilet. Mija chwila, wchodzę na pokład. Moje miejsce, siadam. Obok nikt nie siedzi, to dobrze. Chcę być sam.
Samolot staruje, patrzę na Edinburgh Airport, zostaje gdzieś w dole. Mija kilkanaście minut, jesteśmy na odpowiedniej wysokości, pilot mówi coś o warunkach pogodowych i za ile będziemy. Chyba... Nie słucham, tylko siedzę i patrzę za okno. Ludzie od wieków utożsamiają niebo z miejscem gdzie mieszka Bóg, Niestety, tutaj jest tylko bezkresny błękit, w oddali zabrudzony chmurami wychodzącymi nie wiadomo skąd. Patrząc na to wszystko, zastanawiam się czy on istnieje. Często to robię, nawet próbuję z nim rozmawiać. Niestety nigdy w żaden sensowny sposób mi nie odpowiedział, jakby się droczył. Ma chore poczucie humoru... A jego puenty są zabójcze – Jak to ktoś kiedyś powiedział. Czasem wydaje mi się, że go nie ma. Lecz, jak to tak? I co? To wszystko na marne to, co robimy tutaj, kim się stajemy... Potem po prostu znikamy, nie ma nas? Takie marnotrawienie, to nie w stylu naszego świata i ładu tutaj. Dlatego nie wierzę w nic konkretnego, chodzi o to, że wierzę, że on gdzieś tam jest... Nie wiem, w jakiej postaci, jak wygląda i gdzie mieszka... ale, że jest. Będąc na astrobiologii szukanie życia poza granicami naszej planety to dla mnie codzienność. I choć wszechświat jest tak ogromny, pomimo tego, że znamy już tyle planet, układów, galaktyk, że próbujemy skontaktować się z jakimiś innymi istotami od tak dawna – nadal nic z tego. Nie wydaje mi się, żeby życie było przypadkiem, stworzonym w pierwotnej zupie. Coś to spowodowało, może nawet, jeżeli nie wyglądało to tak jak opisuje Biblia, czy teoria Darwina. Ale nawet, jeżeli on istnieje, czasami wydaje mi się, że ma nas gdzieś. Tak jakby był tylko dzieciakiem, grającym w simsy. Może mu się znudziliśmy i zostawił nas samopas? Czasem mam takie właśnie wrażenie. Ale wrażenie nie jest w stanie jeszcze zburzyć mojej wiary...
– Proszę zapiąć pasy. Pod nami Warszawa. - Popłynął głos z głośników na pokładzie.
Wyrwałem się z zadumy, zapinając pasy. Samolot lądował.
Wyszedłem z lotniska. Złapałem jedną z taksówek. Teraz czeka mnie podróż do domu, mijamy Żelazną, i przejazd obok Ratusza Woli, teraz już prosto przez Śląsko-Dąbrowski, nad Wisłą, dalej Szpital Praski, ZOO, Wileński dalej ciągle prosto, do domu, krętymi ścieżkami. Widzę już naszą bramę. Na podwórku pusto, światła w domu pogaszone. Wyszedłem z taksówki, kierowca podał mi walizkę, zapłaciłem bajońską sumę. Stałem przed furtką, patrząc na dom, ścieżkę wiodącą do zaplombowanych drzwi. Otworzyłem furtkę, zaskrzypiała i załomotała jak za dawnych czasów.
Niestety już nic poza tym nie było jak dawniej. Krok za krokiem, do drzwi, klamka, pchnięcie dalej... wszedłem. Dom nie zmienił się dużo. Patrzę na pokój, tam ich znaleźli. Spece od sprzątania miejsc zbrodni się postarali, nie było śladów. Nie zniósłbym chyba takiego widoku. Zamknąłem drzwi, zapaliłem światło, odstawiłem walizkę. Zrobiłem sobie herbatę, wszystko było na swoim miejscu, nawet mój kubek. Poszedłem na górę, do mojego dawnego pokoju, też nic się tam nie zmieniło, od kiedy z niego wybiegłem. Popatrzyłem na swoje stare zdjęcie z chłopakami z klubu, kiedy wygraliśmy mistrzostwa Polski. Wszystko wracało, nawet zdawało mi się przez chwilę, że oni są gdzieś tam na dole i, że jest jak dawniej, że zaraz pokłócę się z ojcem, matka będzie na mnie krzywo patrzeć, zdenerwowany zadzwonię do Maćka i spytam czy gdzieś się przejdziemy, on powie, że będzie za 30min...
Siedząc na swoim łóżku, podjąłem decyzję, że sprzedam dom i wyjadę na stałe. Może odkupię za to dom Mariny i spróbuję się odnaleźć w kompletnie nowej rzeczywistości.
Ktoś puka do drzwi. Pobiegłem na dół, myśląc, że to pewnie sąsiedzi zobaczyli, że wróciłem. Otworzyłem...
W drzwiach stał Alan, mój dawny chłopak, przez którego, w pewnym stopniu, wyjechałem...
– Nie chciałeś się przywitać? - Spytał.
– Szczerze?
– Po co pytasz? Zawsze jesteś szczery.
– Nie.
– Nie jesteś?
– Nie chciałem się przywitać. - Odpowiedziałem, w końcu sam chciał. Poza tym specjalnie się nie zdziwił, wiedział o mnie sporo...
– Dzwoniłem wtedy... Nie odebrałeś. Przeczytałem tylko i wysłuchałem Twojej płyty, którą zostawiłeś mi na biurku. Wiem, że widziałeś, co wtedy zaszło, ale to nie tak...
– Alan. Nie tłumacz się, to nie ma sensu, tego już nie ma. Wszystko potoczyło się inaczej.
– Czemu mi do cholery przerywasz?! - Krzyknął – Jak tylko dowiedziałem się, że wróciłeś to przybiegłem tutaj, żeby się z Tobą zobaczyć. A Ty traktujesz mnie...
– Tak jak sobie zasłużyłeś? - Przerwałem, znowu.
– Skurwiel!
– To żadna nowość.
– A czego Ty chciałeś?! No, czego?! Obydwaj wiemy, jak wyglądał nasz związek! Byłem dla Ciebie tylko pocieszeniem. Nawet nie próbuj zaprzeczać, obydwaj to wiemy. Nie dziw mi się, ja potrzebowałem chłopaka, który będzie ze mną tu i teraz, a nie kogoś, kto ledwo pamięta moje imię. Tak naprawdę ciągle kochasz tylko jedną osobę, i pewnie będziesz go kochał do końca życia, bo to była miłość Twojego życia, a ja głupi łudziłem się, że może mnie też pokochasz... -
Stałem nic nie mówiąc, nie mogłem zaprzeczyć. Tylko na niego patrzyłem.
– Nie musisz nic mówić, to taka niewypowiedziana prawda, którą obydwaj wiemy – Ciągnął dalej – Ale nie przyszedłem tutaj robić scen, chciałem tylko zobaczyć co u Ciebie i jak się trzymasz. Ale to była głupia decyzja, lepiej już pójdę.
– Tak, tak będzie lepiej. - Odparłem w bezdechu. Alan odwrócił się jeszcze, podszedł do mnie, pogłaskał po twarzy, a potem położył rękę na torsie, mówiąc:
– Wiedz, że jesteś moim Maćkiem... - Patrzyłem jak odchodzi i znika za żywopłotem.
Wiedziałem, że powrót do domu nie będzie łatwy, ale nie wiedziałem, że aż tak...
Alana już nie spotkałem przez czas mojego pobytu w domu. Przez kilka dni załatwiałem formalności związane z pogrzebem. Byłem jeszcze przesłuchiwany przez policję. Tak głównie mijały dni w Polsce. W końcu nadszedł dzień pogrzebu. Matka nie była katoliczką, ojciec tak. Chciałem, żeby byli pochowani w jednym grobie, aczkolwiek w różnym obrządku. Udało mi się to zorganizować, nigdy dobrze się nie dogadywaliśmy, ja zawsze byłem dla ojca synem marnotrawnym, ludzie mieli lepszych, a ja tylko go na każdym kroku zawodziłem. Ale przynajmniej to udało mi się zrobić. Na pogrzebie było mnóstwo ludzi. Widziałem też Alana, nie złożył mi kondolencji. Zobaczyłem jedną osobę, czekającą na koniec ceremonii, stała w kapturze, ewidentnie była to kobieta. Nie poznałem jej, bardzo dawno nie widziałem już tej twarzy, zmarszczonej przez upływ czasu i smutek, po stracie jedynego syna... Była to mama Maćka.
– Daniel, tak mi przykro! Ale dobrze Cię widzieć w domu, chłopaku! – Powiedziała podchodząc do mnie.
– Mnie również miło panią widzieć. Jak się Pani miewa?
– Cóż dużo mówić... Wiele się nie zmieniło. Za to u Ciebie na pewno tak, i zapewne niedługo będziesz chciał znowu nas opuścić, zanim to zrobisz wpadnij do mnie na herbatę.
Ostatnio mało, kto u mnie bywa, a teraz... Porozmawiamy trochę.
– Postaram się przed wyjazdem wpaść. A teraz przepraszam, muszę iść. Sprzedaję dom i załatwiam formalności.
– Oczywiście, idź, idź. - Odwróciłem się, spoglądając jeszcze na grób, zacząłem iść alejką.
– Daniel! Boże drogi, głowa już nie ta, zapomniałabym! - Krzyknęła za mną mama Maćka.
– Co się stało?
– Zapomniałabym!
– Ale o czym?
– Posłuchaj mnie. Ostatnio, zdobyłam się na odwagę... Sprzątałam w pokoju Maćka. Przeglądałam jego książki. W jednej, znalazłam kopertę. Jest adresowana do Ciebie. Nie otwierałam, sądzę, że chciałby żebym Ci to dała.
– Kopertę? Do mnie, naprawdę?! - Prawie, że odkrzyknąłem. Chciałem ją jak najszybciej dostać!
– Tak, mam ją tutaj. Specjalnie wzięłam... Proszę. - Mówiła, podając mi kopertę.
Zawahałem się przez chwilę. Ale szybko chwyciłem kopertę, popatrzyłem, i wrzuciłem do kieszeni.
– Dziękuję, jest pani kochana! Wpadnę jak tylko będę mógł, teraz muszę uciekać. Pa!
– Pa... Pa. - Odpowiedziała z uśmiechem, jakby to Maciek ją żegnał, może faktycznie trochę jego widziała we mnie.
Lecz ja nie poszedłem załatwiać spraw związanych z domem. Pobiegłem w drugą uliczkę. Do samego końca. Jest. To tutaj, niedaleko wzgórza, z którego patrzyłem na pogrzeb, jest jego grób.
– Cześć kochanie! Kopę lat, co Ty mi zostawiłeś?! - Jakbym oczekiwał odpowiedzi. On jest kilka metrów pod ziemią. Znowu ta bezsilność...
Otwierałem list, serce łomotało mi jak młot. Jest! W środku była kartka. Zapisana, to jego pismo... Ładnie pisał... Zacząłem czytać, łapczywie, chwytając każde słowo, literkę..

Cześć brzydalu :D
Skoro to czytasz, ze mną musi być źle, lub już mnie nie ma. To tak na wszelki wypadek,
gdyby coś kiedyś mi się stało... Wiem co byś powiedział, że głupi jestem. Ale nigdy nic nie wiadomo, no nie? Pisząc to, siedzę tutaj, przy biurku. Niedawno wróciłem od Ciebie i myślę nad nami...
Kocham Cię, to jest pewne,ale boję się, że Cię kiedyś stracę. Lub, że Ty stracisz mnie... Chcę, żebyś mógł wtedy to przeczytać i żebyś wiedział, że KOCHAM CIĘ nad życie. Chcę być z Tobą na zawsze, przytulać się do Ciebie, kłócić, bić, kochać się z Tobą, jeździć na rowerach, chodzić na naszą polanę, patrzeć w gwiazdy, chcę z Tobą zamieszkać, mieć kota, psa, akwarium i dożyć starości... Której sobie nie wyobrażam, ale mniejsza o to... mogę wszystko aby z Tobą kochanie.
To chyba wszystko, mam nadzieję, że nawet jeżeli kiedyś coś się stanie złego i los nas rozłączy, gdzieś tam będziemy mogli być razem. Nie mówię żegnaj. Mówię do zobaczenia, kochanie...


Wyłem, wyłem jak bóbr. Znowu nad jego grobem, z listem w ręku, klęczałem opierając się o zimny betonowy postument i płakałem jak mały dzieciak.
Postanowiłem. Poszedłem do sklepu, kupiłem sobie flaszkę. Bo na trzeźwo umarłbym z rozpaczy. Piję rzadko, bardzo rzadko. Ale wtedy po prostu nie mogłem inaczej... Pijąc po drodze, myślałem ciągle o nim. Idę na naszą polanę, gdzie kiedyś siadaliśmy patrząc na gwiazdy. Dziś jest listopad, zaraz grudzień, jest cholernie zimno. Trzęsę się jak osika. Idąc chwiejnym krokiem. Jest... to ona, to tutaj, jest drzewo, oparłem się, osunąłem na ziemię, i patrząc na gwiazdy znowu zaczęły lecieć mi łzy z oczu. Tęsknię za nim...
Ucieczka od problemów, przeszłości, ran... - Czasem to działa, lecz nieraz okazuje się po upływie owego czasu, że są rany które się nie zabliźnią, są ludzie których nie zapomnimy i jest życie którego nie zgubimy za plecami... Więc jak dalej istnieć? Jak wrócić do normalnego życia? Żyć tu i teraz? Kiedy w głębi serca czujesz, że … Powrót nie jest już możliwy...
Ledwo wstałem... Butelkę cisnąłem w krzaki, telefon wypadł mi pod drzewem, niech leży. Zdjąłem moje nieśmiertelniki, które kiedyś kupiłem. Maciek też miał takie. Położyłem je pod drzewem. Idę dalej. Siadam na skraju urwiska, które jest niedaleko drzewa, widać stąd tak dobrze gwiazdy...
– Do zobaczenia, kochanie...

„ Ziemio dobra, ziemio stara
zbyt surowo nie sądź nas,
bądź jak orzeł i jak sarna,
daj nam ciszę, daj nam czas.
Ziemio dobra, ziemio stara,
w mysich dziurach czuwa śmierć
to umiera dawna wiara,
a w tej nowej tli się śmierć

Ziemio dobra, ziemio stara
ty mi przebaczenie dasz... „


Opowiadanie zakończone, dziękuję za przeczytanie. Zadedykować je, chciałbym w szczególności Mateuszowi.


Z racji tego, że to już koniec, zapowiem też, że może w przyszłości wrzucę kolejne opowiadanie, już dosyć pokaźnych rozmiarów, które jeszcze nie posklejane, zalega mi na komputerze.

Pozdrawiam wszystkich.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez erips dnia Czw 22:27, 06 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 23:50, 06 Gru 2012    Temat postu:

Autorze Aron nie zdradził Daniela w jego rodzinnym domu, tylko w swoim!
Z przyjemnością przeczytam Twoje kolejne opowiadanie.

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pią 7:39, 07 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
erips
Adept



Dołączył: 14 Wrz 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 0:20, 07 Gru 2012    Temat postu:

Piotrze, dzięki wielkie za wklejenie tego tutaj. Sam powinienem to zrobić, aczkolwiek ostatnio mam mało czasu i nie wiem kiedy by to nastąpiło.

Alan... Oczywiście wiem, ale w tym wypadku słowa "dom" nie utożsamiałem konkretnie z domem jako budynkiem, a raczej ogółem miejsc które bohater uważa za swój dom, miejsc gdzie się wychowywał i dorastał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 11:25, 10 Gru 2012    Temat postu:

Spodziewałem się innego zakończenia i czuje pewien niedosyt.
Ale podobnie jak Pisarek chętnie przeczytam inne opowiadanie Twojego autorstwa.
Pozdrawiam Wink (1)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chomiccerro
Dyskutant



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 19:27, 11 Gru 2012    Temat postu:

Ja również spodziewałem się innego zakończenia. Czytało się świetnie i mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja przeczytać coś Twojego autorstwa Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin