GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum GAYLAND Strona Główna
->
Nowości
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
FORUM INFO
----------------
Regulamin i inne sprawy organizacyjne
Księga gości
DO POCZYTANIA
----------------
Nowości
Opowiadania ostre
Opowiadania pikantne
Opowiadania słodkie
Opowiastki, blogi, etc
Blogi i inne teksty zewnętrzne
Same przysmaki
DYSKUSJE
----------------
Hyde Park…
Rozmowy Seksualne
Wszystko dla ciała
Penis, czyli co łączy w/w tematy
Moda i Uroda
Wszystko dla ducha
Technika, Internet i Komputery
Technika
Sport
DO POOGLĄDANIA
----------------
Video
Video - Linki
Zdjęcia
Porno Gwiazdy
Zdjęcia - Linki
Galeria Użytkowników
OGŁOSZENIA
----------------
Masturbacja
Oral
Z jak Znajomi
Anal
Sport
Kulturystyka
M jak Miłość
S jak Seks
Turystyka
Film
Książka
Muzyka
Gry
Programy
Humor i Inne
Z Kraków
Z Łódź
Z Wrocław
Z Poznań
Z Gdańsk
Z Szczecin
Z Bydgoszcz
Z Lublin
Z Katowice
Z Białystok
Z Toruń
Z Kielce
Z Gorzów
Z Opole
Z Olsztyn
Z Gorzów Wielkopolski
Z Zielona Góra
Warszawa
Kraków
Łódź
Wrocław
Poznań
Gdańsk
Szczecin
Bydgoszcz
Lublin
Białystok
Katowice
Toruń
Kielce
Gorzów
Opole
Olsztyn
Gorzów Wielkopolski
Zielona Góra
S Warszawa
S Kraków
S Łódź
S Wrocław
S Poznań
S Gdańsk
S Szczecin
S Bydgoszcz
S Lublin
S Katowice
S Białystok
S Toruń
S Kielce
S Gorzów
S Opole
S Olsztyn
S Gorzów Wielkopolski
S Zielona Góra
Z Warszawa
Opowiadania niedokończone
shoutbox
----------------
shoutbox
Strony www
----------------
Nasi partnerzy
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
homowy seksualista
Wysłany: Pią 22:16, 29 Lis 2024
Temat postu:
Nigdy nie sądziłem, że w tym miejscu opowiadanie przekroczy 1000 odsłon. Dziękuję czytelnikom.
homowy seksualista
Wysłany: Pią 22:12, 29 Lis 2024
Temat postu:
Cholera, co teraz? Była siódma, zaraz zaczną rozwozić posiłki. Mnie pewnie przywiozą jakąś nieosłodzoną herbatę i jakieś suchary, niczego innego się nie spodziewam. A później? Bałem się tego człowieka, jego nieprzeniknionej twarzy, nawet sposobu, w jaki chodzi, pewnego siebie, wręcz aroganckiego. Dobrze mu z oczu nie patrzyło. Na razie gliniarz sobie siedział i coś czytał, miałem łóżko pod takim kątem, że przy uchylonych drzwiach mogłem go obserwować. Później przywieźli kolację, zgadłem co do okruszka, co to będzie. Jedną rękę miałem już wolną, zdjęli mi opatrunek i nie założyli następnego, dało się nią zjeść, choć dalej bolała przy każdym bardziej gwałtownym ruchu. Następnie poszedłem do ubikacji i niezgrabnie, jedną ręką napisałem esemesa do Juniora, bo tylko jego numer miałem wpisany. Poinformowałem go o policjancie, po pięciu minutach przyszła odpowiedź, że ojciec zostawił komórkę w domu i nic nie można mu przekazać. O cholera, zawsze rzeczy zawodzą wtedy, kiedy się na nie najbardziej liczy. Komórkę miałem schowaną w gaciach, była to rzecz, której nie mogłem mieć przy sobie i poprzedni policjanci zrobili mi nawet rewizję. Nie powiedzieli, czego szukają, ale się domyśliłem.
Gliniarz sobie siedział spokojnie, na dworze zrobiło się ciemno, włączyłem lampkę nocną i czytałem książkę przyniesioną przez Juniora. Odwykłem przez ten ostatni tydzień od czytania, litery skakały mi przed oczyma, nie mogłem się skupić na tekście. Po pół godzinnej męczarni odłożyłem książkę i po prostu leżałem, myśląc o tym wszystkim, co mi się przydarzyło przez tych dziewięć dni, kiedy do pokoju wszedł ten policjant i trzymał coś w rękach.
– Pani pielęgniarka prosiła, byś to wziął i popił.
Już prawie wyciągałem rękę w odruchu warunkowym, kiedy zapaliła mi się w mózgu czerwona lampka.
– To proszę poprosić ją, by sama to przyniosła. Od pana nie wezmę.
Na jego twarzy złość walczyła z rozczarowaniem, ale nie ze mną takie numery, choć mało co a dałbym się złapać. Tak naprawdę on nie miał prawa tu wchodzić... Miałem obok przycisk, którym mogłem w każdej chwili wezwać pielęgniarkę, ale zanim bym go użył, gliniarz pewnie zdążyłby wrócić na miejsce. W każdym razie jeśli jeszcze miałem jakieś wątpliwości, niniejszym zostały one rozwiane. Zanosiło się na bezsenną noc. Usiłowałem sobie przypomnieć rozkład korytarza szpitalnego, ale mało z tego wyszło, przejeżdżałem nim tylko raz.
Jak przewidywałem, pielęgniarka z lekami nie przyszła, czyli to była lipa. Spać mi się chciało strasznie, ale na razie strach przeważał. Leżałem z zamkniętymi oczyma, nawet nie wiem jak długo, bo nie miałem dostępu do zegara, a komórki nie mogłem wyjąć. Zatem nie wiem, która mogła być godzina, kiedy usłyszałem delikatne acz coraz głośniejsze kroki zbliżające się do mojego łóżka. Później poczułem ciepło, zbliżające się do mojej twarzy. Nie ruszać się, za wszelką cenę się nie ruszać i udawać śpiącego. Nie ma nic łatwiejszego i trudniejszego zarazem. Właśnie w takich momentach człowieka coś gryzie, drapie czy swędzi. Tak było i tym razem i z najwyższym trudem panowałem odruch. Później poczułem rękę na górnej wardze i palec wpychany mi do ust. Umieścił mi coś pod wargą i cofnął rękę, to samo powtórzył z drugiej, prawej strony policzka. To były tabletki. W niezauważalny z boku sposób udało mi się je wypluć, kiedy gliniarz odwrócił się i równie cicho kierował się w stronę drzwi. Tabletki wyjąłem i schowałem do kieszonki bluzy od piżamy, przez najbliższe pięć minut plułem w poduszkę, by trucizna czy cholera wie co to było, nie dostała mi się do organizmu. Według mnie to był jakiś środek nasenny, nie mieli, przynajmniej na razie powodów, by mnie zabijać. Pewnie chcieli mnie mieć żywego. Ponieważ nie padłem od razu trupem, nie mógł to być cyjanek czy podobnie działająca trucizna. Odetchnąłem z ulgą, skorzystałem z okazji, że nikogo nie było w pokoju i rozprostowałem kości, poruszając się nieco na łóżku.
Ten środek nasenny chyba jednak trochę zadziałał, bo musiałem mocno ze sobą walczyć, by nie zasnąć. Sam strach to nie wszystko, musiałem drapać się tą zdrowszą ręką po udzie i robić inne cuda i dziwki, ale koniec końców się udało. Teraz tylko czekałem na coś, co musiało nastąpić. I faktycznie, znów najpierw gra świateł i cieni na suficie a później te same kroki zbliżające się do łóżka. Silna ręka potrząsnęła mnie, na szczęście ciało miałem rozluźnione do tego stopnia, że nie wyczuł lipy. Następnie silne ramię wsunęło mi się pod kolana a drugie za plecy. Niewiele myśląc ugryzłem go z całej siły w ramię. Gliniarz puścił mnie jak rażony piorunem, wymierzyłem mu gipsem zamaszysty cios w krocze, po którym skulił się do pozycji prawie embrionalnej, a drugą ręką cisnąłem co sił guzik do pielęgniarek, modląc się w duchu, by zareagowały natychmiast.
– A co tu się... – usłyszałem damski, zachrypnięty głos od drzwi. Policjant natychmiast, choć z niejakim trudem wyprostował się i odwrócił do pielęgniarki.
– Chłopiec wzywał pomocy, myślałem, że coś się stało, poszedłem zobaczyć – tłumaczył się policjant.
– Gówno prawda – wrzasnąłem zanim jeszcze dobrze skończył. – Zboczeniec, chciał mnie zgwałcić, macał mnie po jajach.
– Ma chłopak wyobraźnię – skwitował policjant z cynicznym uśmiechem. Widać chwilowo jaja bolały go nieco mniej.
– Pan tu w ogóle nie ma prawa wchodzić – upomniała go pielęgniarka, chyba lekceważąc mój stek potwarzy i kalumnii. – Proszę stąd wyjść. Ma pan pilnować, to niech pan pilnuje.
Stanęła przy drzwiach i czekała aż policjant opuści pokój i wróci na swoje miejsce.
– Jakby jeszcze coś się działo, to dzwoń – powiedziała takim tonem, że zrozumiałem, że życzyła sobie, by nic się nie stało. Ja tymczasem wróciłem do łóżka i po prostu obserwowałem przez oszklone drzwi policjanta. Spać odechciało mi się zupełnie, Nie wiem ile czasu minęło, gdy policjant wstał i ruszył gdzieś w lewą stronę korytarza. Gdzie poszedł? Po co poszedł? Zlustrowałem korytarz z obu stron, na tyle, na ile mogłem. Nie było żywej duszy, pielęgniarka najpewniej wróciła już do swojej kanciapy. Ba, tylko z której strony ta kanciapa jest? Policjant poszedł w lewo, ale to nic nie znaczyło. Wychodząc z pokoju wrzuciłem obie tabletki do otwartej butelki z sokiem, która stała na stoliku, przy którym siedział policjant. Na zdrowie – pomyślałem. Tabletki nie miały smaku, była szansa, że to wypije i zaśnie. W tym momencie przypomniałem sobie pewną audycję w radiu, że popełniam przestępstwo. Cholera z tym, jak mi udowodnią, że miałem te tabletki? Ten gliniarz ni cholery się do tego nie przyzna... Nikogo nie napotykając przeszedłem jakieś dwadzieścia metrów korytarzem do najbliższego załomu. I tu właśnie mieściła się kanciapa pielęgniarek. Drzwi były zamknięte ale przeszklone i widziałem, że jakieś piguły siedzą w środku , piją kawę i jedzą ciasto. Jak tylko dało się najostrożniej, przeczołgałem się przed drzwiami.
– To ja idę do tego chłopaka, coś mi tam cholernie nie gra – usłyszałem charczący głos od drzwi. Jeszcze tego brakowało... Pielęgniarka otworzyła drzwi, na szczęście w ten sposób, że nie mogła mnie zauważyć i cudem udało mi się schować za niewielkim załomem. "Dla personelu. Pacjenci proszeni są i używanie schodów z drugiej strony korytarza lub windy" – przeczytałem na drzwiach, które się nagle zmaterializowały przede mną. Nacisnąłem klamkę. Puściła. Ufff... Wkrótce znalazłem się na nieoświetlonej klatce schodowej. Badając ostrożnie grunt pod nogami odkryłem schody prowadzące w dół i poręcze. Komórka cisnęła mi w jajach, ale na razie nie dało się jej przełożyć. Metodą prób i błędów, zaliczając kilka upadków. W końcu dalej iść się nie dało, zderzyłem się ze ścianą. Zacząłem macać ścianę i przyszło mi do głowy, że po raz pierwszy od dawna macam coś, co nie jest związane z seksem. Wyczuwałem jakieś nierówności, coś jak zawiasy... A więc jednak drzwi. Macając dalej domacałem się klamki. Nacisnąłem, ale tylko spotkałem się z zimnym oporem żelaza. Zrezygnowany macałem dalej i w tym momencie wyczułem zasuwę. A zatem nie wszystko jeszcze stracone. Pociągnąłem ile się da w lewą stronę. Dupa. Ile sił w rannej ręce pociągnąłem w drugą stronę. Zgrzyt i chrzęst żelastwa był anielską muzyką dla moich uszu. jeszcze moment i byłem na zewnątrz.
Moje ubrane w cienką piżamę ciało z miejsca zderzyło się z zimnem i wilgocią. Nawet nie przewidziałem tego wcześniej. Uchyliłem na razie drzwi na tyle, by cokolwiek zobaczyć. Teren był słabo oświetlony, wszystko wskazywało, że znalazłem się na tyle szpitala. Po lewej były jakieś krzaki, w pewnym oddaleniu niewielki parking, na którym stało kilka aut. Przed jednym z nich stał ktoś niezbyt oświetlony, i rozmawiał przez telefon. To chyba ten policjant. Cholera, układ był taki, że w żadną stronę nie mogłem uciec niezauważony. Wróciłem więc na ciemną klatkę schodową, usiadłem na schodach i wyciągnąłem telefon.
homowy seksualista
Wysłany: Śro 22:19, 27 Lis 2024
Temat postu:
Gdy otworzyłem oczy, pierwszą osobą, którą zauważyłem była pani Jola, która pochylała się nade mną i przykładała mi zimną i mokrą szmatę do czoła. Było mi niedobrze, mdliło mnie i zimne fale podbiegały mi do gardła, wszystko było białe i zamazane.
– Nie ruszaj się – powiedziała pani Jola nie przestając chłodzić mi twarzy. Nie było to przyjemne, ale miałem za mało siły by ją poprosić, by przestała. Kątem oka zobaczyłem czerwone cyfry zegara elektronicznego, ale były zbyt rozmazane, bym był w stanie odczytać godzinę. Po chwili w kuchni pojawił się zaniepokojony Junior w piżamie.
– Co tu się dzieje?
– Tyle razy ci mówiłam, byś nie chodził w piżamie – upomniała go pani Jolanta, nastawiając ekspres do kawy. – A jak już jesteś, możesz mi opowiedzieć, co tu się stało? Bo Michał jest zamroczony.
– Ktoś chodził w nocy po domu – odpowiedział spokojnie Junior. – A później nie wiem. Wysłałem ojcu esemesa, ale nie odpowiedział. Teraz się obudziłem, patrzę, a Grubego nie ma w łóżku. No to poszedłem go szukać...
– To jak już tu jesteś, to nałóż ojca szlafrok i postaraj się napoić go ciepłą herbatą. Ja idę zbudzić ojca, a później się zobaczy.
Uszatek Senior pojawił się po kilku minutach, ubrany tak elegancko, że trudno było zgadnąć, że dopiero co się obudził. Rozejrzał się uważnie po kuchni. Chciałem mu coś powiedzieć, ale w dole gardła miałem ogromną gulę, która mnie dławiła i wkrótce zacząłem się dusić. Z ogromnym wysiłkiem podniosłem rękę i pokazałem na kredens. Chodzi o ciasto? – domyślił się Senior. Zresztą na szafce nie było nic innego, co by można spożyć. Znów mi się zakręciło w głowie. Za chwilę pojawił się Junior z parującym kubkiem herbaty i usiłował mnie napoić. Jedyne co zdołał osiągnąć to kilka odruchów wymiotnych. Ani się spostrzegłem, a bylem otoczony całym wianuszkiem gapiów, bo Kurczak i Paweł zwlekli się z łóżek.
– Skonsultuję z maciorą, a później zadzwonię do lekarzy i postaram się ściągnąć karetkę. Pogotowia wolałbym nie wzywać, z różnych powodów.
Karetka przyjechała po kilkunastu minutach i Senior wprowadził ludzi w białych kitlach do kuchni. Jeszcze nie odzyskałem mowy, w głowie dalej mi się kręciło, świadomość rwała mi się co chwilę, toteż w temat wprowadził lekarza, młodego mężczyznę w niebieskim medycznym wdzianku i z brodą, tak młodego, że można go było wziąć za studenta praktykanta. Lekarz wykonał kilka rutynowych czynności, zmierzył mi temperaturę, puls, ciśnienie, saturację, usiłował zajrzeć do gardła, co mu się zresztą nie udało, nacisnął na brzuch, co spowodowało kolejną falę suchych torsji.
– Wygląda jak zatrucie, prawdopodobnie pokarmowe – orzekł swym stanowczym, zdecydowanym głosem. – Co jadł chory?
– To co wszyscy – odpowiedziała pani Jola. – Z tego co widzę, w nocy zjadł kawałek ciasta, ale niemożliwe, by się tym zatruł, bo zaraz po upieczeniu zjadłam kawałek. Ja czuję się świetnie, a Michał wręcz przeciwnie...
– To mi wygląda na zatrucie – powiedział doktor Maciej, który niezauważony zmaterializował się w kuchni.
– Kim pan jest? – zapytał doktor, któremu najwyraźniej nie w smak było to, że ktoś ośmiela się wyznawać diagnozy.
– Maciej Maciejewski, prywatnie przyjaciel pana domu i ojciec jednego z tych młodzieńców, a również lekarz urolog, chirurg i ordynator jednego z wrocławskich szpitali – przedstawi się z lekko wyczuwalną dumą w głosie.
– O, milo mi spotkać – odparł lekarz. – Sporo o panu słyszałem. A dlaczego pan twierdzi, że to nie jest typowe zatrucie pokarmowe?
W tym momencie Senior odwołał lekarza i wujka Macieja z pokoju, poszli gdzieś obok i długo konferowali, oczywiście nie wiedziałem o czym, choć akurat rozmowa dotyczyła mnie. Nie lubię takich sytuacji. na domiar złego ja tu prawie umierałem, a im się nie śpieszyło. Zacząłem się pocić na całym ciele. Wreszcie wyszli po jakichś dwudziestu minutach.
– Jak się czujesz? – spytał lekarz. Pokręciłem głową, bo gula w gardle dalej uniemożliwiała mi mówienie.
– Weźmiemy cię do szpitala – poinformował mnie Uszatek Senior – ale będziesz pod opieką policji. Szpital co prawda nie bardzo chciał się zgodzić, ale wystąpimy o to formalnie. Teraz czekamy na radiowóz.
Miałem wiele pytań, jednak żadnego nie mogłem zadać. Lekarz nie podał mi żadnego leku, żadnej tabletki, nic. Uszatek zabronił dotykania czegokolwiek w kuchni.
– To jak zjemy śniadanie? – zaniepokoił się Paweł.
– Zamówcie sobie coś z miasta – poradził doktor Maciej.
– I raczej nie używajcie naczyń z kuchni, to wszystko trzeba przebadać. Woda z kranu jest bezpieczna, ale herbaty nie ruszajcie. To wszystko wygląda mocno podejrzanie...
Paweł i Kurczak, ścigani kosymi spojrzeniami Juniora przebrali mnie w nowe ciuchy, co było prawdziwą torturą, a każdy mocniejszy ruch wywoływał kolejną falę mdłości i odruchy wymiotne. Modliłem się w duchu, by ten radiowóz przyjechał jak najszybciej. W końcu weszło dwóch policjantów i zameldowali się Uszatkowi. Lekarz z sanitariuszem umieścili mnie na nosze i wnieśli do karetki.
– Przyjdziemy cię odwiedzić! – krzyknął Kurczak w momencie, kiedy zamykały się boczne drzwi karetki. Coś mi się wydało, że nieprędko się pojawią...
Karetka jechała szybko, trochę trzęsąc na wyboistej drodze, co tylko powodowało mdłości i zwiększało ból głowy. Gdy w końcu znaleźliśmy się przed szpitalem, stać mnie było tylko na oddech ulgi. Następnie również na noszach przeniesiono mnie na salę zabiegową. Nastąpiła kołomyja z badaniami, płukaniem żołądka, wymazami i cholera jeszcze wie czym. Najgorsze było, że wymazy z pachwin i innych miejsc pobierały mi kobiety, co stwarzało mi służy dyskomfort. Ciekawe, że nie mam żadnych oporów, by Kurczak czy Junior pomogli mi się wysikać, a nawet zwalić mi konia, a wstydzę się profesjonalnej służby medycznej. Z jeszcze większą zgrozą uświadomiłem sobie, że teraz te wszystkie czynności koło mnie będą również wykonywały kobiety. Gdybym czuł się choć odrobinę lepiej, pewnie od razu dałbym stąd nogę...
Te medyczne tortury trwały około dwóch godzin, ale muszę uczciwie przyznać, że po płukaniu żołądka poczułem się o wiele lepiej i nawet mogłem już mówić, tyle że nie bardzo było z kim rozmawiać. mi na razie ścisłą dietę, herbata, suchy chleb albo jakiś herbatnik i to wszystko. Trochę wkurzony łowiłem uchem odgłosy z korytarza, gdzie rozwożono obiad, Przydzielono mi izolatkę, przed którą siedziało dwóch policjantów. Łazienka, z której zresztą z uwagi na ręce ciężko było mi skorzystać, była zaraz przy pokoju, a poza tym miałem zakazane wychodzenie. Zaczęła się szpitalna nuda. Nie miałem pieniędzy na telewizor, komórkę straciłem już dawno, żadnych książek, niczego oprócz dzbana z mdłą herbatą, z którego nie mogłem nalać do szklanki i kilka herbatników. Sam wystrój pokoju był tak mdły i nieciekawy, że dosłownie nie było zawiesić oka. Mało się nie popłakałem z tej bezsilności. Usiłowałem się dowiedzieć, kiedy mnie wypiszą z tego pierdolnika, ale nikt nie mógł mi udzielić konkretnej odpowiedzi.
– Cześć grubasku – usłyszałem nagle za sobą i rozpoznałem głos Juniora. Co on tu robi?
– Hej – odpowiedziałem.
– Wydelegowali mnie bym ci przywiózł coś do czytania i kilka innych rzeczy – powiedział. – Chcieli jechać wszyscy, ale chwilowo nie może cię odwiedzać więcej niż jedna osoba, przynajmniej tata nam powiedział. – I to nie na dłużej niż na godzinę.
Junior stał przed moim łóżkiem w jednej ręce trzymając wypchaną reklamówkę, w drugiej kask motocyklowy. A więc to takie buty. Ciekawe, czy pani Jola się zgodziła...
– Siadaj – powiedziałem i wskazałem na krzesło koło łóżka. Junior skorzystał z zaproszenia i rozpoczął wyładowywać torbę. Były tm książki, paczka herbatników i i-pod ze słuchawkami.
– W domu wszyscy odżywiamy się pizzą i zapiekankami, dopóki nie przyjdą wyniki analiz. Nic nam nie wolno dotykać, w ogóle horror i terror – zakomunikował Junior. – W ogóle każdy każdemu schodzi z oczu, cały dzień graliśmy na komputerze.
Przypatrywałem się Juniorowi, jego odstającym uszom i przypomniałem sobie, co zaszło między nami ostatniej nocy. Jakoś nie miałem wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie, po masie ryjów szpitalnych twarz Juniora była czymś przynoszącym uspokojenie, a nawet coś więcej.
– Możesz poprawić mi piżamę? – poprosiłem. Była to lekka prowokacja i byłem ciekaw, co się stanie. Poza tym była to jedyna okazja pozbyć się nadmiaru spermy, bo przecież nie poproszę policjanta, by zwalił mi konia. Swoją drogą ciekawe, jak by zareagował.
– Spodnie mi też popraw, jajko weszło mi w nogawkę...
To była prawda, a ból jąder to było coś, czego nie znoszę. Junior bez zwłoki zrobił to, o co go prosiłem, a wycofując rękę potrącił lekko pęczniejący członek.
– Mmmm....
Junior z miejsca zorientował się, o co mi chodzi i jego ręka najpierw zamarła, a następnie spoczęła w okolicy pępka. W tym momencie usłyszeliśmy kroki i do pokoju weszła gruba, obleśna pielęgniarka. Junior z miejsca rozprostował rękę tak, że spoczywała na moich włoskach i główce leżącego na ciele członka.
– Czegoś wam potrzeba? Proszę kończyć za piętnaście minut, pacjent będzie przewieziony na następne badania.
– Ciekawe czy zauważyła – szepnąłem, kiedy babsztyl wyszedł już z izolatki.
– E, nie sądzę.
– Pobaw się jeszcze jak chcesz, tylko uważaj.
Junior najzwyczajniej zmienił repertuar, zamiast spodziewanych uścisków parówy gładził mnie w kroku, jądra i poniżej. Było to coś, czego do tej pory nie zaznałem. I Kurczak i Paweł skupiali się głównie na członku, jakby lekceważąc wszystko, co było wokoło. Junior zaś miał niesłychaną intuicję, dotykając mnie i gładząc w miejscach niby nieoczywistych, dostarczając zaskakujących przyjemności.
– Nie brzydzisz się? – zapytałem cicho, kiedy jego palce odpuściły już podstawę jąder i zbliżały się do odbytu.
– Nie, dlaczego? Jak będziesz już blisko, to powiedz.
Byłem prawie jak wulkan, wymęczone ciało relaksowało się i doznawało kolejnych przyjemności. Zacząłem sapać, a Junior doskonale zrozumiał, co się święci. Kiedy już mnie rozgrzał prawie do czerwoności, chwycił członek od samej podstawy i kciukiem rozcierał krople z góry.
– Już...
Przyjął na dłoń cały mój gorący ładunek. Ciekawe, człowiek, który nie ma orgazmu, nawet porządnie człon mu nie staje, doskonale umie wyczuć potrzeby kogoś innego. Paweł, a zwłaszcza Kurczak byli przy nim drugoligowcami, Paweł zresztą nastawiony głównie na własną przyjemność. Ledwie Junior wyjął rękę spod kołdry, w drzwiach pojawił się policjant.
– Proszę pożegnać już gościa.
– Jutro przyjdę, tu masz moją starą komórkę, ładowarka jest w reklamówce – szepnął mi do ucha. – Co prawda masz nie mieć żadnych tego typu urządzeń, ale oni wiedzą swoje, ja wiem swoje. No, trzymaj się. Jutro chyba wpadną Paweł i Kacper.
Pocałował mnie na pożegnanie w policzek, co mnie zdziwiło, bo nawet Kurczak tego nie robił. Coraz bardziej zastanawia mnie ten chłopak.
Później wzięto mnie na kolejne męczarnie pod pozorem przeprowadzenia kolejnych badań. USG, rezonans, jakieś smarowanie żelem brzucha... Od razu przypomniał mi się żel KY, który tkwił w plecaku. Ciekawe, co robią Paweł i Kurczak i czy robią to ze sobą. Spróbowaliby... Po kolejnej godzinie zwolniono mnie w końcu i odprowadzono z powrotem do izolatki. Na krzesełku przy drzwiach wejściowych siedział inny policjant o doskonale mi znanej fizjonomii. Dokałdnie ten sam, który śledził nas w Świdnicy i pociągu.
homowy seksualista
Wysłany: Wto 20:32, 26 Lis 2024
Temat postu:
Dziś dzień przerwy, jestem zmęczony. Zapraszam jutro
waginosceptyk
Wysłany: Wto 17:51, 26 Lis 2024
Temat postu:
Ehhh, nie móc sobie poruchać to prawdziwe kalectwo
homowy seksualista
Wysłany: Pon 22:17, 25 Lis 2024
Temat postu:
Kroki raz to przybliżały się do drzwi, raz to oddalały, w końcu rozpoczęło się charakterystyczne dudnienie, cichnące z każdą sekundą. Wszystko wskazywało, że powoli schodzi schodami na dół, gdzie mieściły się kuchnia, salon, łazienka i jeden niewielki pokoik,
– Pójdę zobaczyć – zadeklarowałem się i uniosłem na łokciach. – Załóż mi spodnie, nie będę latał z gołą dupą po domu.
– Nigdzie nie pójdziesz – zaprotestował Junior i przytrzymał mnie mocno ręką. – Dostaniesz w łeb albo cię zastrzeli. Nie będzie miał zresztą innego wyjścia.
Oczywiście mógł to zrobić, choć osobiście bylem sceptyczny. Bez powodu się nie pojawił, pewnie przyszedł coś ukraść, a może podłożyć podsłuch? Zresztą jedno nie wykluczało drugiego. Repertuar zachowań naszych przeciwników wydawał się być niewyczerpany, a swoich ludzi mieli wszędzie, aż strach się bać. Jeszcze kilku jest zupełnie nieznanych, jak ten chuderlawy typ, który nas śledził w Świdnicy, tak zupełnie znikąd on się tam nie wziął.
– Co robisz? – zapytałem szeptem, widząc a tej ciemności, że Uszatek Junior grzebie po omacku w kupie odzieży przy łóżku. Jakoś złożenie tego w kostkę i położenie na krześle przekraczało najpewniej jego możliwości.
– Dzwonię do ojca, a mamy jakieś inne wyjście? Jest niebezpieczeństwo, że może zasnął, on ostatnio sporo śpi w pracy, ale nic innego nie wymyślimy.
Zadzwonił kilka razy, niestety Uszatek Senior nie odpowiedział ani razu. Zdesperowany wysłał esemesa i odłożył telefon.
– Nie wydaje ci się, że ten włamywacz dobrze zna rozkład domu? Coś za łatwo mu przyszło poruszanie się po tym labiryncie i zejście na dół – zapytałem. Wejście na schody nie było wcale oczywiste i ukryte za drzwiami. – Ojciec często przyjmuje gości?
– Często to nie, ale czasem przychodzą. Pan Władek z Zagórza, aspirant Ryjnik z Jugowic, taki jeden z Głuszycy, on Chyba Stanisław ma na imię. Łatwo go rozpoznać, bo wygląda jakby w spodniach miał kupę, tyle że od przodu. Ma jeszcze większy problem niż ja...
– A tego to nawet dziś widziałem w Głuszycy – przerwałem mu. – Faktycznie musi mieć te narządy formatu XXL. Ojciec kiedyś nawet mu mówił, żeby ubierał się jakoś inaczej, ale on powiedział że inaczej się nie da, a fiuta sobie nie będzie operował. No i na tym się skończyło. Ostatnio był na urodzinach ojca, to było w maju.
Właściwie ten cały Stanisław pasował mi jak nikt inny, Mieszkanie dobrze zna, ma miłą powierzchowność mimo sporej tuszy, to taki typ, który nigdy nie wzbudza podejrzeń. Teraz, kiedy byłem już nieco uspokojony i moglem myśleć, popatrzyłem na moją wizytę na posterunku w Głuszycy nieco inaczej. Big Dick od początku ożywił się na mój widok i prawdopodobnie tak się poruszał, bym koniecznie zwrócił uwagę na jego najbardziej charakterystyczną cechę. I to ugrzecznienie... Gdyby mi ktoś do pracy przyprowadził takiego młodziaka, nie zwróciłbym na niego najmniejszej uwagi, a już na pewno bym nie nadskakiwał z herbatą i podobnymi. Już w korytarzu stanął tak, bym wszedł w kontakt z jego wydatną górką. A może mi się wydawało? Nie sądzę, tam było sporo miejsca, mógł się usunąć pod ścianę. Jeszcze do tej pory czułem ten miękki dotyk poniżej łokcia, kiedy n mi kurtkę. No dobra, ale o czym to świadczy? Poza domniemaną skłonnością do młodych chłopaków pewnie o niczym. Nie ma żony... No ale to też nie świadczy o niczym, poza tym, że ma jakieś kłopoty z ruchaniem.
– Nad czym tak myślisz?
– W sumie nad tym Stanisławem. Zbyt wiele rzeczy mi pasuje. Nie wiem jaka jest jego rola w tym całym galimatiasie, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że jakaś jest na pewno.
– Nie masz dolarów – przypomniał mi Junior i śmiech nagle zamarł nam na ustach. Kroki znów ożyły, coraz głośniejsze z każdą sekundą, były powolne, jakby ich producent albo miał kłopoty z poruszaniem się albo liczył na to, że nie narobi hałasu. Teraz ten ktoś na pewno był już na piętrze i przeszedł obok naszego pokoju. Co prawda nie znałem dobrze rozkładu domu, ale wywnioskowałem, że zdąża do drzwi balkonowych z drugiej strony korytarza a następnie zeskoczy na dół. Każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie, a w pewnym momencie z emocji przestałem nawet oddychać.
– Już go nie ma – szepnął Junior. – Pójdę sprawdzić, co się stało. Ty leż tutaj i się nie ruszaj.
Teraz ja postanowiłem zaprotestować.
– Miałeś nie odstępować mnie na krok – przypomniałem mu, co powiedział Uszatek Senior. – Jesteś pewny, że tam nikogo nie ma? Poza tym co spodziewasz się tam znaleźć? Trupa w każdej szafie?
Junior najwyraźniej się ze mną pogodził, bo już się nie odezwał, przynajmniej na ten temat. Jakiś czas leżeliśmy obok siebie i strząsaliśmy resztki emocji.
– Pokażesz jeszcze raz, jak strzelasz?
– Nie jestem seksualnym wyczynowcem – roześmiałem się. – Tego się nie da robić kilka razy pod rząd, przynajmniej ja tak nie potrafię. Ale miałeś mi pokazać swojego...
Junior zsunął kołdrę i następnie, podnosząc biodra, również spodnie. Momentalnie doszedł do mnie charakterystyczny, wcale nie nieprzyjemny zapach. Jeszcze silniejszy niż u Pawła.Jego długi członek spoczywał spokojnie na oddalonych od siebie dużych jądrach. Był grubszy niż wtedy, kiedy widziałem go ostatnio w kąpieli. Z chęcią chwyciłbym go w palce, tyle że miałem je unieruchomione. Niewiele myśląc dotknąłem go łokciem i zauważyłem, że stawił większy opór niż przypuszczałem. Junior nie protestował. Z dużym trudem zmieniłem pozycję tak, że teraz jego klejnoty miałem przed samą twarzą. Oczywiście wzięcie do ust czy nawet polizanie językiem nie wchodziło w grę, wciąż miałem w głowie jego gwałtowny protest przeciwko takiej formie. Co prawda tam chodziło o dziewczyny, ale mogłem spokojnie przyjąć, że Uszatek jest heteroseksualny. No to mamy problem, on ewidentnie chce, la chcę mu to zrobić, tylko nie bardzo wiem, jak. W zasadzie wypadałoby powiedzieć pas i odesłać go do Kurczaka, tylko po co? Dotknąłem go podbródkiem, przyciskając nieco. Junior nie zaprotestował. Spróbowałem jeszcze raz, usłyszałem tylko lekkie sapnięcie. Junior poprawił swoją pozycję na łóżku tak, że miałem jeszcze lepszy dostęp. Najpierw jeździłem wzdłuż członka podbródkiem, aż doszedłem do wniosku, że jak już zaakceptował głowę, nie będzie protestował w ogóle. Teraz drażniłem go dolną wargą, a gdy dochodziłem do główki, podszczypywałem go obiema wargami. Jego zapach drażnił mnie coraz bardziej i w zasadzie gotowy byłem poprosić o pieszczoty w rewanżu, ale postanowiłem dać sobie na wstrzymanie. Zrobiłem sobie chwilę wolnego, bo kark mnie rozbolał. Wsparty na dwóch uszkodzonych rękach spowodowało, że musiałem przerzucić ciężar na resztę ciała.
– Nie przerywaj – szepnął Junior.
Dolną wargą ściągnąłem mu napletek i wśliznąłem język pod główkę, tam, gdzie miał wędzidełko. Było mocno napięte, kaleczyło mi trochę język, ale wpadłem w rytm i mi to w ogóle nie przeszkadzało. Teraz oddech Juniora stał się nieco głośny i szybszy i nagle poczułem kleistą substancję na wargach. Ale na próżno było szukać śladów konwulsji, które ja mam, gdy łapie mnie orgazm. Nie byłem pewny, czy w przypadku Juniora w ogóle można mówić o orgazmie.
– Powiedz, jesteś homoseksualistą? – zapytał wprost Junior, spokojnie, bez żadnej agresji czy nawet ekscytacji, raczej było to zwykłe pytanie o fakt. Wiedziałem, że to pytanie kiedyś padnie, nie wiedziałem tylko, że tak szybko. Tu już nie było ucieczki, lawirowania, chyba wypadało odpowiedzieć wprost.
– Nie wiem. Możliwe. A dlaczego pytasz?
– Bo zwykły heteroseksualista nie dotknąłby językiem fiuta innego faceta. Raczej odczuwałby obrzydzenie, w ostateczności niechęć.
– No to ja tego nie odczuwam – przyznałem. – A ty?
– Ja chyba nie jestem żadnym seksualistą – odpowiedział Junior łamiącym się głosem. – Dziś po raz pierwszy w życiu odczuwałem jakąś przyjemność z mojego fiuta. I to słabą. Jak bawiłem się twoim, to ty sapałeś, stękałeś, na całym twoim ciele było widać, że to ci sprawia dużą przyjemność. A mnie... Ja nawet z ciekawości bym spróbował z dziewczyną, nawet znam co najmniej dwie takie, które by dały, ale jak to zrobić, jak ci fiut nie staje?
– Porozmawiaj o tym z doktorem Maciejem, nie znam lepszego specjalisty. Mam z nim pogadać? Bo dla mnie nie stanowi to żadnej trudności.
– Daj mi się nad tym zastanowić – poprosił Junior. – Pewnie tak, ale nie od razu.
Gdy się obudziłem, było jeszcze ciemno. Było mi słabo i niedobrze, z żołądka dochodziły niepokojące sygnały. O cholera, pewnie to hipoglikemia. Mało jadłem a insulinę z przyzwyczajenia wziąłem o zwykłej dawce, a nie przeliczyłem jej na jedzenie. Nawet nie mierzyłem cukru, musiałbym budzić Juniora albo chłopaków, ale wolałem nie. Należałoby teraz wypić puszkę coli, tyle że szybko uświadomiłem sobie, że nie uzupełniłem zapasów, a reszta została w Zagórzu. Postanowiłem zejść na dół i rozejrzeć się, co słodkiego znajdę by wyrównać cukier. W tym domu obowiązywało luźne podejście do dyscypliny żywieniowej, kto był głodny poza godzinami zwykłych posiłków, po prostu podchodził do lodówki i brał co chciał, przy czym nas, gości, również ta zasada obowiązywała. Krótki przegląd lodówki okazał się negatywny, nie było nic słodkiego, natomiast na bocznym kredensie było ciasto, które pani Jola upiekła wczoraj i którego tak naprawdę nikt jeszcze nie skosztował. Ciasto było pokrojone na kawałki i elegancko ułożone na ozdobnej kryształowej paterze i posypane cukrem pudrem. Czemu nie, najwyżej zje się i popije kranówą. Jakoś udało mi się chwycić ta mniej niesprawną ręką. Tego mi było potrzeba, czułem, jak cukier powoli rozchodzi się po organizmie. Chciałem wstać, żeby łyknąć wody z kranu, ale w tym momencie poczułem, że moje nogi są tak ciężkie, że nie mogę nimi ruszyć Po chwili to samo uczucie ogarnęło moje ręce. Nawet nie wiem, kiedy mi się urwał film.
homowy seksualista
Wysłany: Nie 21:05, 24 Lis 2024
Temat postu:
12 tys. znaków
Poza tym trzeba było zabrać się za obiad a jak pisze to od poczatku do końca
Będzie jutro lub we wtorek
wyra
Wysłany: Nie 20:45, 24 Lis 2024
Temat postu:
...no w takim momencie...
homowy seksualista
Wysłany: Nie 17:56, 24 Lis 2024
Temat postu:
Nie wiem, czy to poczucie, że sprawy nie idą jak powinny, emocje związane z pościgiem, narastający lęk o ojca, czy też fakt, że przed obiadem nie wziąłem insuliny, bo miało być krótko, spowodował, że zaczęły mnie męczyć nudności. Tylne czerwone światła auta przed nami to oddalały się, to przybliżały, ale kierowca doskonale sobie radził ze śliską drogą, jeśli wpadał w lekki poślizg, to kontrolował go, nie pozwalając nam się zbliżyć, a co dopiero wyprzedzić. W# tym czasie Uszatek wydawał kolejne polecenia przez radio. Po kolejnym zakręcie, zaraz przed Jugowicami, dusząc się, poprosiłem Uszatka o krótki postój. Radiowóz zatrzymał się i od razu otworzyłem drzwi, by uniknąć katastrofy. Udało się, ale znów straciliśmy sporo metrów.
– Spokojnie, w Jugowicach czeka na niego niespodziwka – uspokoił mnie Uszatek. – Chcesz wody?
Kiwnąłem tylko głową, każde powiedzenie choć pojedynczego słowa groziło następną katastrofą, tym razem we wnętrzu samochodu. Łyknąłem wody z butelki i momentalnie poczułem się lepiej. Tymczasem przejechaliśmy główne rozwidlenie dróg w Jugowicach, a blokady nie było, ba, nawet patrolu. Uszatek po prostu się wściekł, zrobił się czerwony na twarzy i przestał dbać o moje uszy, rzucając straszliwe przekleństwa. Wywołał partol przez radio i okazało się, że blokada owszem, była założona, ale trzysta metrów dalej, przy wylocie na Jedlinę-Zdrój.
– Dlaczego nie postawiliście blokady na rozwidleniu? – wściekał się Uszatek rozmawiając z członkami patrolu. Jeszcze go nigdy nie widziałem w takim stanie, gdyby mógł to by ich pełnie pozabijał.
– Na Walim nieprzejezdna, panie komisarzu, przez ostatnie powodzie. Po piętnaście centymetrów głębokie zalania... – tłumaczył się mętnie policjant, zwijając drogową kolczatkę. Nie wychodziłem z radiowozu, rozmowę słyszałem przez uchylone drzwi auta.
– Kiedy? – zapytał sucho Uszatek.
– No przedwczoraj...
Jeśli Uszatka w tym momencie nie trafił szlag, to chyba tylko z uwagi na mnie. Zapadła długa chwila milczenia, przerywana tylko stukotem deszczu o blachę samochodów.
– Proszę napisać raport i złożyć go drogą elektroniczną do północy – rozkazał Uszatek bezbarwnym głosem. – Tylko drobiazgowy, uwzględniający wszystkie szczegóły. Żegnam.
To powiedziawszy wszedł do samochodu, odbezpieczył radio i zamówił patrol z Wałbrzycha na Walim.
– Teraz sobie pojedziemy tym rwącym potokiem i zobaczymy, czy nasze asy wywiadu mówiły prawdę – powiedział ironicznie. – Później odwiozę cię do domu, bo widzę, że masz serdecznie dość. Zresztą mogę mieć kłopoty przez to, że tu jesteś, ci gliniarze z Jugowic mogą nas podkablować. Głowa do góry, biorę to na siebie. Widzisz, z kim mi przyszło pracować – westchnął uruchamiając silnik. – No to walim do Walimia.
Wjechaliśmy prosto w las. Droga nie była najpiękniejsza, faktycznie było sporo wody, ale mówienie o jakiejś klęsce żywiołowej to była lekka przesada. Woda co rusz tryskała nam spod opon, raz nawet wpadliśmy w niewielki poślizg, ale Uszatek prowadził bardzo dobrze i wzorowo wyprowadził na prostą. Była już siódma i powoli zaczynałem tęsknić za domem i chłopakami. Tymczasem za oknami pojawiły się już pierwsze skąpo oświetlone zabudowania Walimia. Tam podjechał do jednego prywatnego domu i długo z kimś konferował. Wyniki musiały być niezadowalające, bo wrócił jak niepyszny, z grymasem na ustach.
– Cholera, musimy jechać na komisariat w Głuszycy. Przepraszam cię, ale inaczej się nie da. Wszystko zawodzi na całej linii.
Zaczynałem powoli mieć dość tej jazdy po górach, ale co miałem zrobić? Komisariat w Głuszycy, do którego dotarliśmy po chwili, okazał się niewielkim piętrowym budynkiem w centrum miasteczka. W środku panował o wiele większy ruch niż się spodziewałem, patrząc na tę senną mieścinę. I wszystko byłoby niewarte wspomnienia, nawet wyjątkowo podła herbata, którą mnie poczęstowali, gdyby nie jedna twarz, policjanta w średnim wieku, tak charakterystyczna, że ją zapamiętałem, mimo mojej kiepskiej pamięci do twarzy. Po prostu wszedł do pokoju, w którym Uszatek naradzał się z innym gliną, misiowatym facetem z wypchaną górką w spodniach. Tak, mordę znam na pewno, tylko gdzie ją widziałem? Na pewno plątała się po tych wydarzeniach, ale gdzie? I coś było na rzeczy, gdyż policjant na mój widok zesztywniał na moment, przez jego twarz przebiegł grymas. Starałem się nie patrzeć na niego, wpatrując się w krocze misiowatego, w którym przy odrobinie wyobraźni dało się wyróżnić członek i jądra. Nie powiem, i sam facet i jego męskie ozdoby były miłe dla oka. Ale zaraz, gdzie ja tego faceta o lisowatej twarzy widziałem?
– Marek cię bardzo lubi – powiedział Uszatek, kiedy przedzieraliśmy się przez średnio wysokie góry do Wałbrzycha. – Jeszcze nie widziałem, by tak lubił z kimś przebywać. Owszem, ma koleżanki i kolegów, ale podchodzi do nich jakoś bez entuzjazmu. Z tobą jest zupełnie inaczej.
– Zwyczajnie – odpowiedziałem, choć ojciec miał sto procent racji, było coś w naszych relacjach, co nie występowało, gdy kontaktował się choćby z Pawłem czy Kurczakiem. Także na miejscu wypadku spotkał się z kimś z klasy, ale potraktował go dość obcesowo.
– Jego coś gryzie, tylko ani Jolka ani ja nie wiemy co, a on tego nie powie, za żadne skarby. Jego życie to udawanie, gra pozorów. Potrafi być miły, wesoły, jak zauważyłeś ma niewyparzoną gębę, ale to jest tylko na zewnątrz. Sam, w domu jest inny. Byliśmy nawet u psycholożki, ale Marek poradził sobie z nią bezbłędnie, nie dowiedziała się niczego. Odebrała go jak wszyscy...
Po co on mi to wszystko mówi?
– Jakbyś zauważył coś dziwnego, po prostu nam powiedz, najlepiej mnie. Nie zmuszam cię do żadnego kablowania, nic nie musisz, ale popatrz na to z innej strony, możemy się dowiedzieć o czymś, kiedy będzie już za późno, a tego chcemy uniknąć. Mimo że odgrywa gieroja, tak naprawdę nierzadko sobie nie radzi. Wiesz co? Niedawno mieliśmy przypadek samobójstwa chłopaka w podobnym wieku. Nikt nie wiedział, o co chodzi, był lubiany, w domu pozornie wszystko grało... Sprawa się rypła, kiedy zaczęliśmy badać jego komputer. Okazało się, że wykorzystuje go własne matka... No nie, Jolki o to nie podejrzewam – roześmiał się – ale sam wiesz, że może być różnie. Naciski, szantaże, różne takie.
Miał rację, choć przez pierwszych kilka chwil bylem wręcz oburzony, jak można wymagać czegoś takiego. Wykorzystywanie chyba nie wchodzi w grę, skoro ma miękką faję, ale reszta? Uszatek opowiadał mi teraz o Wałbrzychu, mieście pokrzywdzonym przez transformację, biednym i zdemoralizowanym. Wszystkie złe wskaźniki przebijają sufit, z narkomanią na czele. Istotnie jest się czego bać...
Dojeżdżaliśmy powoli na osiedle Szczęść Boże. Było ciekawie, owszem, ale trudno mówić o dobrym nastroju. I wtem – olśnienie. Że też mogłam być taką pipą męską i zapomnieć...
– Wujku, jeszcze jedna rzecz. W tej komendzie w Głuszycy pojawił się jeszcze jeden człowiek, który jakoś plącze się po wydarzeniach.
– Który? – zainteresował się Uszatek biorąc jednocześnie ostry zakręt w prawo.
– Pamiętasz jak rozmawialiśmy z tym starszym policjantem nieco przy kości?
– Z Big Dickiem?
Może nie mówię perfekt po angielsku i dużo mi do tego, ale to przecież elementarna wiedza szkolna, choć oczywiście nie z lekcji.
– Dlaczego go tak brzydko nazywacie?
– Sam się chwali, że ma fiuta dwadzieścia pięć centymetrów i może istotnie mieć, bo to strasznie widać w jego spodniach, nawet jak nie chcesz patrzeć.
– Potwierdzam. A co na to jego żona? Powinna być szczęśliwa – powiedziałem, choć od doktora Macieja słyszałem co innego.
– On i żona? Zapomnij. Jego takie rzeczy nie interesują. Chodzą słuchy w okolicy, że kilka od niego uciekło, bo je po prostu kaleczył. No ale wracajmy do tematu. Ten z podłużną twarzą? Czy ten niski, o czerwonej twarzy?
– Ten pierwszy.
Wydawało się, że ta wiadomość wcale nie zaskoczyła Uszatka. Na jego czole pojawiły się zmarszczki, jakby o czymś intensywnie myślał. Trzymając jedną ręką kierownicę wyjął ze schowka gumę do żucia i wpakował kawałek do ust.
– W jakich okolicznościach? To znaczy kiedy to było? Opisz, spokojnie, staniemy na boku.
– Jak się paliła ta chałupa, stał obok z tym kochankiem mojej matki i o czymś rozmawiali, Kochanek mnie nie widział, ale on mógł. Natomiast nie wiem, czy oni tym autem jeździli cały czas we dwójkę. Przez zalane deszczem szyby niewiele widać.
– No jasne, dziękuję za tę informację, a teraz już jazda do domu. I raczej za dużo nie opowiadaj. To znaczy o nic was nie podejrzewam, żeby było jasne, ale nie dałbym sobie uszu obciąć, że ktoś gdzieś nie podłożył podsłuchu, widzisz sam, co się dzieje...
Gdy weszliśmy, wszyscy oprócz pani Joli siedzieli przy kolacji. Oczywiście Junior dominował w rozmowie, choć Kurczak starał się mu nie ustępować.
– No nareszcie – westchnął wujek Maciek. – Już tu od zmysłów odchodzimy. Wyglądasz, jakbyś był chory – popatrzył na mnie uważnie. W krótkich słowach, nie wspominając nic o pościgu, opowiedziałem, co mi się stało.
– Antybiotyki zaczęły działać, po prostu, zawsze osłabiają, a ty masz przecież końską dawkę. Jak ręka?
– Nieciekawie, dalej boli i nie mogę ruszać rękami. Ale ta druga już dobrze, w zasadzie można ściągnąć ten gips.
Po minie wujka Macieja widziałem, że to nie był dobry pomysł. Szkoda, bo wolna ręka może się przydać do wielu rzeczy, nawet jeśli pomyślimy tylko o rzeczach przyzwoitych. Rzecz w tym, że dziś potrzebowałem jej do tych innych. W milczeniu zjadłem kolację i nagle zachciało mi się spać.
– Z kim będziesz spał? – zainteresował się Kurczak. Założę się, że zapytał, bo liczył na małe co nieco.
– Z Markiem – odpowiedziała wchodząca właśnie do kuchni pani Jola. – Chłopak jest zmęczony, a wy przecież spaliście pół dnia. Nie to żebym wam zabraniała czy co, ale wy tak szybko nie zaśniecie, a patrzcie, jak on wygląda. Poza tym... – urwała. Zdaje się, że minęło mnie coś ciekawego.
– No dobrze – odpowiedział niepocieszony Kurczak. – Ale jutro śpisz z nami...
Po całej kołomyi związanej z myciem i ogólnymi przygotowaniami do spania znaleźliśmy się w końcu z Juniorem w pokoju. W piżamę przebrał mnie Paweł, nie było więc żadnego kontekstu. Byłem ciekaw, czy Junior już zapomniał czy pamięta o mojej obietnicy. Po raz kolejny okazało się, że o obietnicach się pamięta, zwłaszcza ci, którym obiecywali.
– To jak, pokażesz? – zapytał po dłuższym czasie.
– Mogę, czemu nie, tylko będzie problem. Nie mam wolnej ręki. Może poprosimy Kurczaka, przynajmniej będziesz lepiej widział. On mi pomaga w tych sprawach, kiedy jestem unieruchomiony – przekonywałem go.
– Wolałbym nie, to jakoś tak głupio. Jak mi powiesz dokładnie, jak to się robi, to może mi się uda...
– To najpierw zdejmij mi spodnie od piżamy, tak do kolan.
Mieliśmy włączoną niewielką lampkę nocną, dającą akurat tyle światła, ile trzeba. Gdy już byłem uwolniony od tkaniny, Junior łapczywym wzrokiem patrzył na mojego członka, który podnosił się powoli.
– Możesz go dotknąć jak chcesz – powiedziałem. Nie musiałem dwa razy powtarzać. Junior chwycił mnie za sztywny już członek i badał go dokładnie w każdym miejscu pomagając sobie drugą ręką. Nie było to chamskie walenie konia ruchem posuwistym, ale coś o wiele bardziej wyrafinowanego. co powodowało zupełnie inne sensacje niż te, które znałem. Zwłaszcza kiedy badał wędzidełko i kołnierzyk żołędzi. Kulka razy sapnąłem z emocji.
– To już? – zapytał, kiedy zauważył na szczycie fiuta przezroczystą kroplę.
– Nie, rozsmaruj to, jeśli się nie brzydzisz.
Chyba się nie brzydził, bo zrobił to pieczołowicie, dostarczając nowych przyjemności, które piętrzyły się tak, że byłem już bardzo blisko.
– A teraz chwyć całego... – nie zdążyłem skończyć zdania, kiedy eksplodowałem, zachlapując rękę Juniora, który patrzył jak zahipnotyzowany.
– O matko, nigdy nie będę miał czegoś takiego. I to takie przyjemne? Jęczałeś, jakby cię coś bolało...
– Wręcz przeciwnie – zapewniłem go. – Bardzo fajnie to zrobiłeś, choć tak po prawdzie, to walenie konia to wcale nie było. A teraz pokaż twojego...
– A nie będziesz się śmiał?
– A niby dlaczego? Dawaj go.
Junior już ściągał spodnie, kiedy mu przerwałem.
– Przestań na chwilę, słyszę wyraźne kroki, pewnie na dole.
Faktycznie, było słychać kroki i na pewno nie była to pani Jola ani nawet wuj Maciej, zupełnie inne, a sluch mam naprawdę dobry. Na moment zamarliśmy.
homowy seksualista
Wysłany: Nie 10:34, 24 Lis 2024
Temat postu:
waginosceptyk napisał:
To jak miał na imię ojciec Michała? Bo raz piszesz Remigiusz, raz Adam.
Remigiusz. W e-booku będzie już poprawione.
Za miłe slowa dziękuję.
Gość
Wysłany: Nie 3:48, 24 Lis 2024
Temat postu:
homowy seksualista napisał:
Sprawdzenie obecności
Jeśli to czytasz, odezwij się. Komentarze mogą dodawać również osoby niezalogowane. Będę wdzięczny za wszystkie uwagi.
Jestem, w miarę na bieżąco czytam. Super się czyta, dzięki.
waginosceptyk
Wysłany: Sob 22:33, 23 Lis 2024
Temat postu:
To jak miał na imię ojciec Michała? Bo raz piszesz Remigiusz, raz Adam.
homowy seksualista
Wysłany: Sob 21:15, 23 Lis 2024
Temat postu:
Tak swoją drogą wrzuciłem to opowiadanie na inne forum (Bez tabu) i jest prośba, by nie robić z tego Mody na sukces
Biorąc pod uwage, ż ejest to jakaś kontyniacja Innych, to się chyba zrobiło
homowy seksualista
Wysłany: Sob 17:19, 23 Lis 2024
Temat postu:
Sprawdzenie obecności
Jeśli to czytasz, odezwij się. Komentarze mogą dodawać również osoby niezalogowane. Będę wdzięczny za wszystkie uwagi.
homowy seksualista
Wysłany: Sob 17:18, 23 Lis 2024
Temat postu:
W policyjnym radiowozie za kierownicą siedział Uszatek Senior. Żadna niespodzianka, ale jednak myślałem, że będzie kto inny.
– Gotowy? No to jedziemy.
Auto ruszyło ostro w dół, po chwili minęło miejsce wypadku. Było puste, samochodu wuja Macieja już nie było, tylko w ścianie domu widać było charakterystyczne wgłębienie i szczątki gruzu dokoła. Nie wyglądało to aż tak groźnie jak wczoraj, niemniej ciarki przeszły mi po plecach. Całą drogę aż na komendę przebyliśmy w milczeniu. Tam Uszatek Senior po wszystkich korowodach na recepcji wprowadził mnie do ascetycznie urządzonego gabinetu, w którym siedziała policjantka, nieco otyła brunetka w wieku mojej matki, pochylona nad laptopem. Na nasz widok odsunęła komputer, wstała i uśmiechnęła się do mnie.
– To pani aspirant Maria Jaworska – przedstawił mnie Senior. – Teraz zostawię was sam na sam, a ty, Mania, zrób en portret pamięciowy. Jak będziecie gotowi, to zadzwoń po wewnętrznym.
pani Mania była sympatyczna, nie popędzała mnie, pozwoliła na dłuższy namysł nad każdym elementem, co nieco mnie uspokoiło, w dalszym ciągu jednak wybieranie poszczególnych elementów było cholernie ciężkie. Kiedy już wybrałem odpowiednie włosy, po nałożeniu na rysunek głowy okazało się, że nie do końca tak to wyglądało w rzeczywistości. I znów poprawka, dalsze dobieranie... Po jakichś czterdziestu pięciu minutach byłem mniej więcej zadowolony z rezultatu, ale też i potężnie zmęczony.
– Powiedz tak w skali od jednego do dziesięciu, na ile ten portret przypomina tego mężczyznę z parkingu.
Jeszcze jedno pytanie, na które odpowiedzieć się tak po prostu nie da – siedem? osiem? Skąd mam to wiedzieć? Widziałem go krótko.
– No powiedzmy osiem, ja naprawdę nie miałem zbyt dobrego widoku, a poza tym lało, mogło mi coś umknąć.
Ale pani Mania nie wydawała się specjalnie rozczarowana.
– Rozumiem cię, miałeś ograniczone warunki, to się często zdarza. Jeśli coś poszło nie tak, nie martw się, to jest tylko portret pamięciowy, zawsze jest obciążony jakimś błędem. I tak dużo zapamiętałeś, większość osób pamięta znacznie mniej – pochwaliła mnie. Następnie zadzwoniła po Uszatka i dopiero też dowiedziałem się, że ma stopień młodszego inspektora. Nawet nie wiedziałem, że u takiej szychy mieszkam, a dystynkcje niewiele mi mówiły.
Później licznymi korytarzami Uszatek Senior przeprowadził mnie do innego pokoju, tym razem z okratowanym oknem,, gdzie za biurkiem siedział młody policjant, w przeciwieństwie do pani mani wyjątkowo niesympatyczny i gburowaty. Na szczęście dla mnie tym razem Uszatek nie wyszedł, tylko usiadł z boku i się przypatrywał.
– Z tych zdjęć wybierz te osoby, które ci są znane – powiedział, po czym wyjął z koperty plik zdjęć i starannym, wystudiowanym ruchem rozłożył je przede mną. Zdjęć była masa, więcej niż pięćdziesiąt, niektóre przypominały zdjęcia z kartoteki policyjnej, inne były robione gdzieś na mieście, prawdopodobnie z ukrycia. Dość szybko znalazłem fotografię kochanka matki, choć na zdjęciu był młodszy. Jednak ułożenie warg i to pogardliwe spojrzenie przekonały mnie, że to właśnie ten. Powiedziałem na głos, że go rozpoznaję.
– Jesteś tego pewny? – agresywnym głosem natarł na mnie policjant. – To nie może być on.
Nie wiedziałem, czy to jakaś podpucha,m czy jednak ten gliniarz wie coś więcej, jednak ponownie kiwnąłem głową.
– Tak, to ten.
Obaj popatrzyli na siebie, a w ich spojrzeniach wyczytałem co najmniej zdziwienie, jeśli nie coś więcej. Powróciłem do grzebania w zdjęciach. Zdecydowaną większość tych osobników widziałem po raz pierwszy i ich mordy nic mi nie mówiły. Kilku przypominało osoby znane mi z Wrocławia ale moim zdaniem niemające nic wspólnego ze sprawą.
– Ten tu jest podobny do ojca mojej koleżanki, niejakiego Andrzejewskiego, ale on chyba nie ma nic wspólnego ze sprawą. Ostatnio widziałem go, jak przed szkołą po wywiadówce opieprzał swoją córkę, że jest dziwką i się nie uczy.
Wydawało mi się, że obaj chcieli się roześmiać, a Uszatek przygrywał wargę. Dalsze przerzucanie fotek już niewiele przyniosło, do pewnego momentu, kiedy na zdjęciu pojawił się starszy, jowialny pan.
– A tego to widzieliśmy trzy dni temu na zamku Grodno. Zwiedzał z nami zamek, rozmawiał z Pawłem, to znaczy usiłował rozmawiać, bo Paweł go olał.
Tym razem reakcja obu panów była jeszcze bardziej żywiołowa.
– Coś nie tak z twoją pamięcią – powiedział ten gburowaty. – To na pewno nie on. Zastanów się.
– Ma taką samą szramę na policzku i jedną brew opadającą bardziej niż drugą. Nie mogę się mylić, widziałem go z odległości pół metra i to przez jakiś czas. Oświetlenie było dobre, dla mnie to ten sam człowiek – powiedziałem gniewnie.
– To chyba wszystko – przerwał Uszatek. – Tobie dziękuję – powiedział chłodno do gbura – a ty, Michał przejdziesz ze mną do mojego gabinetu.
– Coś nie tak? – zapytałem Uszatka, kiedy zniknęliśmy za drzwiami gabinetu umieszczonego za sekretariatem, w którym siedziała elegancka policjantka z fryzurą typu afro.
– No tak jakby – odpowiedział Uszatek. – Jeden z tych, których wskazałeś, jest pracownikiem naszej komendy, inny ma cholernie dużo do czynienia ze służbami i w zasadzie nie powinniśmy się nim interesować. Ten facet z portretu pamięciowego, jeśli to jest on, tez nie jest nam zupełnie nieznany. Ale dobra robota, nie wszyscy tutaj to anioły i gołąbki. Problem w tym, że to potężnie komplikuje mi pracę. A ty się nie przejmuj, wszystko będzie dobrze. Zrobić ci herbaty? Bo jeszcze będę musiał cię przesłuchać i napisać protokół.
Po tych emocjach chciało mi się cholernie pić, ale kto mnie później wysika? Ręka złamana była zupełnie bezużyteczna, ręka skaleczona bolała jak diabli po każdym ruszeniu palcem i boleśnie pulsowała, wujek Maciek będzie musiał coś z tym zrobić. Powiedziałem Uszatkowi, który nie wydawał się tym jakoś specjalnie zmartwiony.
– Jak trzeba będzie, to pomogę, a na razie zamówię coś do picia – powiedział i przez interkom wydał polecenia sekretarce.
Przesłuchanie, którego się najbardziej bałem, było akurat najprostszą częścią mojej wizyty. Uszatek i jeszcze jeden policjant, tym razem nie ten gbur, a mężczyzna w średnim wieku z lekkim brzuszkiem, zadawali mi pytania i nagrywali odpowiedzi na jakieś urządzenie którego nie zidentyfikowałem, toteż rozmowa była płynna. Pytali o wszystko, o Wrocław, o matkę, o jej kochanka a także o mój pobyt w Zagórzu Śląskim. Powiedziałem prawie wszystko, poza tymi rzeczami, których nie musieli wiedzieć, a które według mnie nie miały nic wspólnego ze sprawą. Później zjedliśmy obiad w policyjnej kantynie, a moja obecność musiała budzić pewne zdziwienie, bo słano nam częste spojrzenia. Na szczęście usiadł we wnęce dla wyższych oficerów i chyba nikt nie widział, jak mnie karmi, bo inaczej pewnie byłby wstyd na cały Wałbrzych.
Siedzieliśmy w radiowozie. Na dworze zaczęło się robić ciemno, Uszatek czekał jeszcze, aż przyniosą mu jakieś papiery z komendy. Z włączonej stacji krótkofalowej co jakiś czas dochodziły różne komunikaty, których w ogóle nie rozumiałem, choć niechybnie były po polsku. Część z nich to jakieś kryptonimy, świerki, sosny, jodły, pół lasu. Nawet nie starałem się w o wgłębiać, i tak nie zrozumiem. Wolałem się zastanawiać, co będzie, jak wrócę do domu. Czy będę mógł spać w pokoju z Juniorem? Paweł i Kurczak pewnie będą chcieli mnie mieć przy sobie, dla mnie tez wybór będzie ciężki. Jednak obiecałem coś Juniorowi i właśnie to coś wprawiało mnie w podniecenie. Nawet mój mały drgnął w gaciach na samą myśl. Tymczasem z monumentalnego, żółtopomarańczowego ceglanego gmachy wyszedł Uszatek z jakąś teczką z dokumentami. Wszedł do radiowozu, teczkę wrzucił na tylne siedzenie i po chwili rozległ się warkot silnika.
– Nie ma cię kto odwieźć do domu, a samego cię nie puszczę, zwłaszcza po tym, co pokazałeś na komendzie. Podrzucę cię do domu i wracam do pracy. Zmęczony?
– No tak o tyle o ile – odpowiedziałem.
– No na pewno nie było to nic przyjemnego – stwierdził ruszył z miejsca. Przejeżdżaliśmy przez centrum mało atrakcyjnego miasta, deszcz może nie lał ale na pewno siąpił i zacinał. Który to już dzień? Piąty? Szósty? Kiedy skończy się ten armageddon?
– Akcja Fala akcja Fala – zacharczał głośnik jak w starych filmach z kapitanem Borewiczem. – Tu Sarna. Obiekt Sosna opuścił obiekt Dąb i kieruje się na Zagórze Śląskie.
Uszatek niezwłocznie nacisnął coś na pulpicie radiostacji.
– Zgłasza się Dzik. Obserwować obiekt Dąb i sprawdzić obiekt Lipa – rozkazał z wyczuwalnym napięciem w głosie.
– Dzik, daj mi dwie minuty – poprosił ktoś o kryptonimie Sarna, i po chwili usłyszałem ponowny komunikat.
– Tu Sarna, obiekt Lipa opuścił obiekt Dąb jeden. Odbiór.
– Tu Dzik – odezwał się znów Uszatek. – Przejmuję dowodzenie akcją, powtarzam, przejmuję dowodzenie akcję. Zarządzam blokadę Dziećmorowic i Zagórza Śląskiego na północ w kierunku Świdnicy i na południe, w kierunku Jugowic i Walimia. Powiadomić posterunek w Jugowicach. Wykonać! i informować mnie o wszystkim. Bez odbioru.
W tym momencie Uszatek włączył sygnał radiowozu i znacznie przyśpieszył. Opuściliśmy ostatnie zabudowania Wałbrzycha i doliną między dwiema górami obrośniętymi lasem wjechaliśmy do wsi o nazwie Rusinowa. Szosa była śliska, droga prowadziła pod górę, a auto nabierało coraz większej szybkości. Docieraliśmy do dobrze oznaczonego skrzyżowania, kiedy z drugiej strony pojawił się czarny samochód o bardzo dobrze znanej mi rejestracji i ostro wszedł w zakręt.
– To on! – wykrzyknąłem z emocji.
– Jaki on?
– No ten, co mnie śledził, i co stał pod tamtym domem, w którym przytrzymywano mojego tatę – prawie krzyknąłem.
– Jesteś pewny? – zapytał Senior – nie ma teraz czasu, żeby to wszystko sprawdzać.
– Jak to, że tu siedzę – odparłem i jeszcze bardziej wcisnąłem się w siedzenie.
Uszatek znów włączył radiostację.
– Tu dzik, tu Dzik, obiekt Dąb na skrzyżowaniu Bystrzycka – Leśna w Dziećmorowicach, kieruje się Leśną, na południe w stronę Zagórza Śląskiego. Nie obstawiać już Dziećmorowic – wydawał dalsze polecenia. Tymczasem jakość drogi pogorszyła się radykalnie i Uszatek musiał nieco zredukować prędkość. Wkrótce wyjechaliśmy z lasu. Na drodze pojawiały się nieliczne pojazdy, które posłusznie zjeżdżały nam z drogi. Wkrótce przejeżdżaliśmy przez Zagórze i obok willi mojego ojca. Zaniepokoiło mnie to, że w salonie paliło się światło. Według mojej najlepszej wiedzy powinien być pusty. Powiedziałem to natychmiast Uszatkowi.
– Tu Dzik – Uszatek znów włączył radio. – Kapibara, zgłoś się. Kapibara, zgłoś się.
– Zgłasza się Kapibara – usłyszeliśmy prawie natychmiast.
– Sprawdź obiekt Klon. Tylko uważaj, mogą być zabawki w robocie. Najlepiej weź kogoś ze sobą. Bez odbioru.
Dojeżdżaliśmy znana już mi drogą do centrum zagórza Śląskiego. Było już ciemno, auto coraz ciężej wchodziło w łuki.
– Założę się o każde pieniądze, że w Zagórzu nie pędzie żadnej obstawy – powiedział pod nosem Uszatek, nawet nie byłem pewnym, czy to było przeznaczone dla moich uszu.
– Dlaczego? – zaryzykowałem pytanie.
– Nie powinienem mówić, ale powiem. Tylko zachowaj to dla siebie, dobrze? Nie mów tego nawet chłopakom. Ten facet, którego widziałeś na zamku Grodno, ten sam, który chciał z wami rozmawiać, to komendant posterunku w Zagórzu. Posterunek jest niewielki, liczy trzy osoby, on jedyny ma dostęp do radia. I jak widać, nie gra po naszej stronie.
Przejeżdżaliśmy przez senne, spowite lekką mgłą Zagórze. Żadnej blokady nie było.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin