wanilioWy |
Wysłany: Pią 17:05, 14 Maj 2010 Temat postu: Grill |
|
W sobotni poranek, po piątkowym clubbingu, który trwał do rana, budzi mnie telefon. Pierwsze połączenie odrzucone, drugie tak samo, trzecie, czwarte...
- Nie no kurwa, komu się nudzi... Pali się...? - wyrwany ze snu, to były pierwsze słowa, jakie udało mi się z siebie wydusić.
- Halo... A to Ty Michał... Nie, nie obudziłeś mnie, właśnie wstałem, tylko odebrać nie mogłem... Co dziś robię... ? A wiesz, nie mam planów, mam parę dni wolnego... Grilla robisz ? W sumie mogę wpaść... Tylko wiesz co, daj mi chwilkę, oddzwonię do Ciebie za godzinę, ok ? No to do usłyszenia... - rozłączyłem się.
Położyłem telefon na stoliku i popatrzyłem się w sufit. W mojej głowie, myśli urządziły sobie wyścig. Wróć. Nie przejmuj się tym za bardzo. Michał to przeszłość skrzywdził Cię, ale to nie oznacza, że nie możesz do niego pojechać. To tylko kiełbaski z grilla, a nie oświadczyny.
- Czas na kawę. Dużą kawę, z dużą ilością cukru i mleka. Usiądź, zapal, obudź się...- wstałem rozleniwiony z łóżka.
Jednak zamiana pionu, po dość upojnej nocy, nie była aż tak prosta, jakby się to komuś mogło wydawać. Bardzo niechętnie udałem się do kuchni po ową kawę. Siadłem na blacie, włączyłem czajnik i czekałem, aż zagotuje się woda. Nie myślałem o niczym, z powodu bólu głowy. Sięgnąłem ręką do apteczki z nadzieją, że znajdę w niej jakiś alkaprim czy 2Kac'e. Wziąłem oba naraz, popijając litrem wody. Kurde, na kacu to można pić i pić. Po zrobieniu kawy i porannym "ogarnięciu się", oddzwoniłem do Michała, mówiąc mu, że na pewno będę, tylko żeby na gg podesłał mi szczegóły imprezy. No i sprawa oczywista, o której mam być i jak mam busa. Z racji tego, iż nie mieszkaliśmy w tym samym mieście, byłem uzależniony od prywatnych przewoźników. Może to też dlatego się rozstaliśmy? Zresztą, mało mnie to obchodziło w tym momencie. Po wypiciu kawy i wzięciu tabletek na kaca albo przeciw niemu, położyłem się na łóżku i zasnąłem. Wydawało mi się, że obudziłem się po chwili. Pod ręką miałem pilot od radia, włączam i...
- Minęła właśnie... czternasta... w RMF FM...
- No ja nie pierdole, kurwa mać i stado krów ! Przynajmniej mnie głowa nie boli... - dorzuciłem do mojej pięknej wiązanki.
Zebrałem się szybko z łóżka, otworzyłem okno, zapaliłem papierosa i włączyłem komputer. Na gg odczytałem wiadomość od Michała z instrukcjami, co do spotkania. Busa mam o siedemnastej i siedemnastej trzydzieści. Nie jest źle, zdążę przynajmniej się doprowadzić do stanu używalności na kolejną popijawę. Najpierw trzeba doprowadzić mieszkanie do porządku. Potem długa kąpiel, spakowanie się i sru na busa. Po drodze zahaczyłem jeszcze o sklep, by kupić jakąś wódkę i jakieś wino. Punkt siedemnasta trzydzieści siedziałem już w busie. Dzwonie do nich, że już jadę i teoretycznie za dwie godziny przybędę do nich. Podróż minęła mi dosyć szybko, ale dopiero przed dwudziestą zjawiłem się przed jego drzwiami. Otworzył mi ktoś.
- Hej, jestem Piotrek. Ty pewnie jesteś Maciek? - uśmiechnął się ów nieznajomy, wystawiając szereg swoich białych zębów na pokaz.
- Si. Miło mi Cię poznać. Widzę, że impreza rozkręciła się na dobre... - odpowiedziałem.
- Wchodź. Jak masz jakiś alkohol, to schowaj do lodówki. Póki co, idę Ci zrobić drinka. Zresztą Ty chyba jesteś jego "ex", wiec wiesz, gdzie co jest. Czekamy na Ciebie na tarasie. - i znowu zaczął się szczerzyć do mnie jak do jakiegoś świętego obrazka.
Tak, jak powiedział, tak zrobiłem. Wino do lodówki, wódkę do zamrażalki. Chociaż sam nie jestem zwolennikiem wódki, nie wypadało "wpadać" z pustymi rękoma. Swoje bagaże zostawiłem w kuchni i udałem się na balkon. Michał widać było, że powoli ma dość. Poznałem wszystkich po kolei. Okazało się, że Piotr jest nowym chłopakiem Michała, Paweł jest z Przemkiem i sa przelotem, Adrian z Wojtkiem i miły chłopak, który gadał przez komórkę. Pośladki miał ładne, a łydki jeszcze ładniejsze. Ale, że biznes is biznes, ja mam ładniejsze. Gdy oficjalnie się poznaliśmy i gdy oficjalnie gejowska impreza rozpoczęła się na dobre, Ciacho, bo taką miał ksywę ten chłopak od pośladków, skończył rozmawiać i dosiadł się do reszty. Kurde. Był przystojny, ale przecież nie będę używać swoich wdzięków, by go poderwać. Przecież go nie znam, ale być może... Okazało się, że w tym kręgu ludzi palę tylko ja, Przemek i Ciacho. Więc żeby nie przeszkadzać innym, wchodziliśmy do jednej z dwóch łazienek.
-...więc widzisz, jak to wygląda....- zakończył Przemek.
- A o czym dyskutujecie?- zapytałem, wchodząc do łazienki.
- O moim związku.- odpowiedział.
- Aaaa... Dla mnie to jest śmieszne. Obydwoje dla siebie nie macie czasu, a mówicie sobie "ojej jak ja Cię kocham". Miłość to nie akcje typu "kocham Cię, ale zostawię ogłoszenie na necie, może zjawi się ktoś lepszy". Jeśli wybrało się drogę obcowania z drugą osobą, to albo się ją kocha, szanuje i rozumie. Jest się wobec niej szczery, nie tylko w zamiarach. A jeśli Tobie... Wam obydwóm przeszkadza brak czasu, to się nie szanujecie. Dojdzie do tego zazdrość, to się pozabijacie. Rozmawialiście w ogóle na ten temat ? Może on potrzebuje Twojego wsparcia ? Przecież to Ty jesteś ten silniejszy w związku. Poza tym nie macie długiego stażu. Dwa miesiące to mało. - powiedziałem.
- Tak, ale...
- Nie ma żadnego, ale. Kochasz go, chcesz z nim być, a on z Tobą. Jeśli tak, to czy brak czasu to przeszkoda ? To chwilowe problemy. I nie pierdol mi tu o tęsknocie. Byłem z Michałem dwa lata i sam dobrze wiesz, jak nasze spotkania wyglądały. I sam wiesz, jak się to skończyło. Więc albo się bierzesz do działania i podejmujesz odpowiednie kroki, albo jesteś zwykła ciotą, która nie umie się skonfrontować z rzeczywistością. Idę się napić, idziecie ? - spojrzałem na nich zachęcająco i zobaczyłem w ich oczach zdziwienie.
- Nie to nie. Idę sam. Miłej rozmowy. - dorzuciłem na odchodne.
Wróciłem na taras, usiadłem na wiklinowym fotelu, przykryłem się bluzą. Michał nalał mi wina. Z kieliszkiem w ręku zacząłem się patrzeć w gwiazdy. Kurcze, w tym mieście, w którym on mieszka, niebo jest czarne, a gwiazdy niebiesko - białe. Szkoda, że w Krakowie niebo w nocy jest granatowe. Na kilka chwil się zamyśliłem i nie zauważyłem, kiedy Ciacho się do mnie przystawił. To znaczy usiadł koło mnie.
- Czy Ty studiujesz psychologie ? - zapytał.
- Nie. Ja po prostu mam swoje zasady, których nie łamie. I jestem bardzo wymagający dla siebie. A co ?
- Spodobało mi się Twoja odpowiedź. I sposób myślenia. Doleje Ci wina...
- Chcesz mnie upić ? Wiem. Sposób myślenia mam jedyny w swoim rodzaju. W ogóle jestem jedyny w swoim rodzaju. Ludzie mi zazdroszczą tej rodzajności. Szkoda tylko, że w uczuciach jej brak. - zamknąłem oczy i oparłem głowę o oparcie.
- Nie, nie chce Cię upić. Ale widzę, że lubisz dobre wino. W ogóle to ile masz lat ? Nie mieliśmy chyba wcześniej okazji się poznać...
I tak od słowa do słowa, od kieliszka wina, do drugiej butelki i paru kiełbaskach zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Nagle, Ciacho, zaczęło mi się podobać. I to nie chodzi o to że był przystojny, ładny i świetnie ubrany, bo na to akurat zwracam najmniejsza uwagę. Raczej uwiódł mnie inteligencją, mądrością i szczerością. Nie pozostając mu dłużnym i badając sytuacje, ściągnąłem ze swojej stopy kapcia i powoli, zacząłem wkładać swoje palce pod jego stopę. Nie chciałem, by ktoś to zauważył. On tylko się na mnie popatrzył i się uśmiechnął, tak, jakby przeżywał orgazm. Gdzieś koło dwudziestej drugiej po wypiciu przez nich piw, przeze mnie wina, czas chyba na coś mocniejszego. Postanowiłem, że sam się tym zajmę. Włączę jakąś muzykę, pójdę po kieliszki, wódkę, sok. Wyjmując butelkę wódki z zamrażalnika, nagle poczułem czyjś oddech na karku. Odwróciłem się, by sprawdzić czyj to oddech. I nagle miałem przed sobą, głowię Ciacha. Popatrzyłem mu się w oczy, a on powiedział:
- Dziś śpimy razem... - po czym, bez zbędnych ceregieli, zaczęliśmy się całować.
Jego usta miały słodki smak wina, języka używał delikatnie. Tak jak lubię. Nie wiem, ile to trwało, ale na ten moment, było mi przyjemnie. I cyk, ktoś zapalił światło. Pozycja, w jakiej ktoś nas zobaczył nie była jakoś specjalnie romantyczna. Ja, stojący z butelką wódki i kieliszkami w ręce, on przytrzymujący mnie silnie, bym nie poleciał do tyłu.
- Ouuh, przepraszam... Ale ludzie tam na wódkę czekają - powiedział ten ktoś i zgasił światło.
Stwierdziliśmy, że chyba nie wypada i przerwaliśmy nasza grę językami i udaliśmy się do reszty. Usiedliśmy obok siebie, jak wcześniej i udawaliśmy, że nic się nie stało, chociaż Krzysiek, bo tak miał na imię Ciacho, co minutę powtarzał mi, że nie może się doczekać wspólnie spędzonej nocy. Zaczęła mi mrugać czerwona lampka. Na jego słowa, powiedziałem mu, że nie może liczyć za wiele, gdyż jak sam odkrył, mam zasady. Nie wiem czy go to zasmuciło, czy rozzłościło. Była to cięta riposta, ale i święta prawda. Co z tego, że fajnie całuje... No dobra... Wspaniale. Ale czy to już jest ten czas, że trzeba iść z kimś do łóżka? Nie sadzę. Nie ja. Wstałem i poszedłem zapalić, wracając, Krzysiek stał przed wejściem na taras. Popatrzył się na mnie oczami niewinnego wręcz dziecka. Uśmiechnąłem się do niego i w momencie przechodzenia przez drzwi, on mnie zatrzymał. I znowu zaczęliśmy się całować. Po chwili spytał:
- Więc co mam zrobić, żebyś był mój ?
- Musisz mnie kochać. Musisz być ze mną. Musisz mnie rozumieć, szanować. Musisz być szczery. Musisz po prostu być. - po czym wszedłem na taras, usiadłem na swoim miejscu.
Zaraz za mną wszedł Ciacho, z uśmiechem na twarzy, oznajmił wszystkim, że ja i on jestesmy razem. Po tych słowach widok mojej miny był bezcenny. Zresztą nie tylko mój. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć z tego miejsca. Wziąłem Piotrka na rozmowę, bo w końcu to był jego znajomy. Pokrótce opowiedział mi jego historię. Zdrowy rozsądek, na tę chwilę mówił mi "nie". Ale przecież co mi szkodzi zaufać ? Takie Ciacho nie zdarza się codziennie. Może więc, warto zaryzykować ? Piotrek tylko poklepał mnie po ramieniu, mówiąc, że dobrze, że na siebie trafiliśmy. To znaczy ja i Krzysiek. Wróciliśmy do reszty. Nie usiadłem obok Ciacha. Usiadłem mu na kolanach. Co raz, całował mnie po karku, wkładał rękę pod podkoszulek, masował plecy, a ja nawet nie miałem jak odchylić głowy i znów poczuć ten słodki smak. W końcu stwierdził, że jest zmęczony i za dużo wypił, więc to koniecznie ja go muszę iść odprowadzić do łóżka, tak, jakby sam nie mógł trafić. Zabrałem go pod pachę i położyłem we wcześniej przygotowanym łóżku. Niestety nie mogłem się od razu na niego rzucić i skonsumować pierwszej wspólnej nocy. Musiałem iść na taras, pozbierać swoje rzeczy, rzucić jakąś ściemę na odchodne i wziąć prysznic. Zapach potu, perfum, dymu tytoniowego jakoś nie działał podniecająco. Po szybkim prysznicu, udałem się do pokoju, w którym był on. Chyba rzeczywiście był zmęczony, bo jakby, się zdawać mogło, spał. Pocałowałem go na dobranoc i w tym momencie się obudził. Zaczęliśmy się całować. Jego ręce wędrowały po całym moim ciele. Nie było to dość trudne, bo na sobie prócz bokserek i koszulki nie miałem nic. Zaczął się zachwycać moimi udami, łydkami i pupą. Nie pozostając mu dłużnym, zacząłem rozpinać guziki w jego koszuli. Potem czas na spodnie i skarpetki. W końcu mogłem się przyjrzeć jego nogom. Tak, to mnie u facetów podniecało najbardziej. Nogi. Silne, umięśnione. Jednak gdy przejechałem po jego brzuchu, poczułem istny kaloryfer. Wróciłem do wcześniejszej pozycji, znów zaczynając go całować. Tym razem nie tylko w usta, ale i po szyi. Jedną ręką gładziłem jego włosy, druga zaś, schodziła coraz niżej, dochodząc do jego skarbów. Przez materiał jego bokserek poczułem zarys jego penisa. I tu chyba alkohol zrobił swoje. Bez skrępowania przerwałem nasze pocałunki i zdarłem wręcz z niego te bokserki. Najpierw, delikatnie, zacząłem się bawić jego przyrodzeniem, onanizując go. Zaczął sapać i jęczeć, co dało mi znak, że mogę zejść niżej. Przejechałem językiem po jego klacie, zatrzymując się przy jednym z sutków, potem niżej, dochodząc do jego skarbów. Najpierw delikatnie, objąłem ustami jego główkę. Wyprężył się cały. Chciał więcej. Jego dłonie zahaczały o moją głowę, ręce. Potem sprawy potoczyły się już samoistnie. Jedną ręką pieściłem jego jądra, druga wędrowała po jego klacie i brzuchu. Ustami robiłem mu dobrze. Nie za szybko nie za wolno. Nie za łapczywie. Delikatnie. Nie wytrzymał długo...
- Dochodzęęę.... - wrzasnął.
Chciał mnie chyba odsunąć, ale mu się to nie udało. Wyprężył się do góry, cały zesztywniał. A ja poczułem jego spermę u siebie w ustach. Przełknąłem. Wylizałem pozostałości, jakie wydobywały się z jego penisa. Opadł na łózko, a ja obok niego. Chwilę później to on mnie zaczął całować po szyi i po karku. Rozdarł mi koszulkę i ściągnął bokserki. To mi się w nim zaczęło podobać. Ta dzikość, która mnie podnieca. Od razu przystąpił do działania. Robił to jak mistrz. Najpierw delikatnie i powoli, samą główkę. Dopiero później coraz głębiej i głębiej. Potem znów samą główkę. Wiedział chyba, co lubię. Moje palce zaczęły się wbijać w prześcieradło. Wyczuł ten moment, kiedy ja zacząłem dochodzić. Przyśpieszył...
- Ofaaaak, dochodzę...
Chwycił mnie za dłoń i czekał. W końcu moje ciało zesztywniało, zacząłem jęczeć z orgazmu, jaki właśnie miał nastąpić. A on coraz szybciej pracował ustami. W końcu nie wygrałem z naturą i cała zawartość spermy, jaka się uzbierała od dłuższego czasu, wydostała się wprost do jego ust. Mnie przeszył dreszcz i wygięło mnie do góry. A on, całe moje nasienie przełknął. Nie wiem czy sprawiło mu to radość, ale mnie zaczęło trząść. Bynajmniej nie z zimna. Opadłem z sił na łóżko, on poszedł wziąć prysznic. Zapowiadała się całkiem ciekawa noc. Kiedy się uspokoiłem, odwróciłem się na plecy, głowę kładąc na jednym z boków. Czekałem na Krzyśka. By położył się obok, by się przytulił. W końcu wyszedł z łazienki. Popatrzył się na mnie i zrobił te niewinne oczy. Usiadł na mnie i zaczął robić mi masaż. Od razu się rozluźniłem i wiedziałem, że znowu czeka nas zabawa. Jego dłonie ugniatały mi plecy. Czułem się błogo. W pewnym momencie przewrócił mnie na plecy, rozłożył mi ręce i zaczął mnie całować. Jedynie co mogłem, to wierzgać nogami, które nie były w żaden sposób przez niego trzymane. Po chwili zapytał się czy nie chce tego z nim zrobić. Nie wiem czy byłem do końca na to gotowy. Nie chciałem, żeby to się tylko tak skończyło. Ale przecież kto nie ryzykuje, ten nie żyje. Pocałowałem go w usta i przewróciłem na plecy. Zacząłem go lizać po karku i uszach, lekko je przygryzając. Było mu dobrze. Zacząłem schodzić niżej, dochodząc do jego pośladków i rowku między nimi. Lekko rozchylił nogi, z czego ja miałem lepszy dostęp do jego oczka. Nie zastanawiając się długo, zacząłem wwiercać się językiem, a on, zaczął głośno pojękiwać. Po kilku minutach takich pieszczot, zaczął być niecierpliwy. Gdy stwierdziłem, że już nadeszła ta pora, wziąłem pierwszy lepszy krem, jaki leżał na stoliku. Wziąłem trochę na palce, nasmarowałem nim jego dziurkę i swojego penisa. Nigdy nie lubiłem zabawy z palcami, dlatego od razu przeszedłem do działania. Najpierw pomału, zacząłem wchodzić samą główką. Poczułem jego skurcz... Poczekałem chwile i ponownie naparłem. Teraz już poszło lepiej i szybciej. Wszedłem cały w niego, aż syknął. Nie wiem czy z bólu, czy z podniecenia. Objąłem go nogami i położyłem się na nim. Chwyciłem go za dłoń i zacząłem znowu całować po karku. Po chwili dał mi znać, że mogę go zacząć kochać. Najpierw pomału zacząłem ruszać biodrami. Czułem, jak mój penis zanurza się w nim do końca, po chwili wynurza. I tak w kółko. Dłońmi jeździłem po jego plecach, próbując go nie podrapać zbytnio. Po jego odgłosach słyszałem, że jest mu dobrze. Zmieniliśmy pozycje. Położyliśmy się na boku, tak, że ja miałem dostęp do jego fallusa. I już nie było powoli. Zaczęliśmy się całować. Ja dobijałem do niego coraz mocniej. Jego jedna ręka gładziła mnie po pośladku, drugą podtrzymywał sobie głowę. Moje ręce natomiast na zmianę zajmowały się jego skarbem. Zaczynało być coraz bardziej gorąco... Nasze oddechy były płytsze i szybsze. Czułem, jak jego serce zaczyna szybciej bić, a on znowu zaczyna się wyginać. Postanowiłem przyśpieszyć, byśmy skończyli razem. Zaczął coraz głośniej jęczeć i sapać, a ja coraz mocniej do niego dobijałem. Miałem ochotę wgryźć się w jego szyje i ją rozszarpać na strzępy. W końcu obydwoje w jednym momencie nie wytrzymaliśmy. Zdążyłem jeszcze go zapytać, czy mogę w nim dojść. Nie odpowiedział nic, tylko mnie czule pocałował. Jego jęki, zdawać by się mogło, nie miały końca. I kiedy jego zaczął przechodzić dreszcz spazmów, mnie ogarnęła fala rozkoszy. Napiął wszystkie mięśnie i eksplodował potężną dawką spermy, która tylko w niewielkiej ilości wylądowała mi na ręce. Reszta znalazła się poza zasięgiem łóżka i naszych ciał. Zaraz po nim doszedłem ja. W nim. Przytuliłem go do siebie i nie miałem siły na nic. Orgazm trzymał się mnie dobrą chwile. Miałem ochotę pozostać w takiej pozycji i zasnąć. Niestety, takie rzeczy nie trwają wiecznie. Kolejno poszliśmy pod prysznic. Pierwszy poszedłem ja, po czym szybko wróciłem do łóżka i przykryłem się kocem. On wszedł chwilę później, przytulając się do mnie, szepcząc mi do ucha "Dobranoc" i całując w policzek. Zasnęliśmy. Następnego dnia, po "powrocie do rzeczywistości", już razem wróciliśmy do Krakowa. I na jednym spotkaniu się nie skończyło...
PS. Historia jak najbardziej prawdziwa... Ale już nieaktualna. Krytyka mile widziana. |
|