Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista |
Wysłany: Śro 16:47, 24 Gru 2014 Temat postu: |
|
Opowiadanie wznowione i pod tytułem 'Rozmiwy z przyjacielem' znajduje sie w folderze: Opowiadania niedokończone. |
|
|
smutny16 |
Wysłany: Śro 14:05, 24 Gru 2014 Temat postu: |
|
Super, że wróciłeś do tego opowiadania |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Śro 13:13, 24 Gru 2014 Temat postu: |
|
W tej chwili całe opowiadanie jest przerabiane i już niedługo (moze dziś, może jutro) pojawi się w zupełnie nowym watku. Kto chce, może poczekać... |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Śro 4:19, 24 Gru 2014 Temat postu: |
|
- No widzisz, nawet naczelny wódz tego plemienia chce cię obejrzeć - powiedziałem podczas wieczornego spotkania z moim przyjacielem.
- Jak ci mówiłem, że jestem ważny, to darłeś ze mnie łacha. Zupełnie niepotrzebnie. A ojca się nie wstydź i ja się go nie będę wstydził. Pamiętaj że jego przyjaciel jest również moim ojcem.
- I nie zrobisz mi głupiej niespodzianki?
- Postaram się nie. A nawet jak się coś przydarzy, wstydu nie będzie. A zmieniając temat, słyszałem, że si≥e trochę dokształciłeś na mój temat?
- Nawet nie trochę a sporo. Zwracam honor, w wielu miejscach się myliłem. Traktowałem cię źle. Powinienem bardziej o ciebie dbać.
- Jeszcze będziesz miał tę szansę - odpowiedział mój przyjaciel. - Pamiętaj, że mnie trzeba codziennie myć.
- Najpierw daj się odrzeć ze skóry, bo czytałem, że to musi schodzić.
- Dobrze czytałeś. To już jest na ostatnim etapie, przyjrzyj się, łepek już wychodzi do połowy, Tak jak piszą, ponaciągaj go trochę...
Ochoczo rzuciłem się do wykonywania polecenia zapominając, że jeszcze jestem chory. Co prawda nie było już krwi, ale dalej bolało.
- Ale do cholery nie teraz! - wrzasnął przyjaciel a ja skuliłem się z bólu. Faktycznie, zadziałałem troch≤e zbyt pochopnie.
- A to wszystko co piszą o tej twojej koleżance? No wiesz której. - Musiałem zadać to pytanie. Co prawda jeszcze nie przeczytałem całej książki ale już zaczynały mi się rysować pewne problemy i to takie, które wolałbym raczej rozwiązać wcześniej niż później. Czytając o tych wszystkich tajemniczych instrumentach do rodzenia dzieci w ogóle nie doznawałem żadnej ekscytacji, żadnego podniecenia, nic. Są bo są, pełnią swoją funkcję i to mi wystarczy. Nie miałem zamiaru się nimi głębiej interesować. Już sam fakt, że w tamtym miejscu jest dziura, nie zachwycał mnie specjalnie.
- Tym się za bardzo nie interesuj, przynajmniej na razie - odparł przyjaciel. Myślenie na ten temat nic ci nie da. Naprawdę nic. Rób po prostu to co uważasz za słuszne i to co przyniesie życie. Później może będzie inaczej ale... O to będziemy się martwić później.
Następnego dnia był piątek i mama wyjechała do ciotki Zyty z Opola i to na cały weekend. Mirek dalej nie dzwonił, pewnie o mnie już zapomniał na dobre. A ja sobie czytałem Niziurskiego ciesząc się, że nareszcie jest w domu święty spokój. Ojciec siedział nad sterta rysunków technicznych i klął na czym świat stoi więc i jego miałem z głowy. Jak się jednak okazało, nie do końca. Obejrzeliśmy jakiś tandetny film w telewizji a ojciec popijał piwo, czego nigdy nie robił przy matce. Gdyby to było jedno, nie zwróciłbym jakoś szczególnie uwagi, ale on tego wyżłopał aż trzy butelki, czyli grubo poza swoją normę. Nigdy przy mnie nie był pijany i to mnie bardzo cieszyło, wiedziałem, jakie problemy mogą być z pijanymi rodzicami, był to temat, który, acz rzadko, kursował miedzy kolegami.
- Tobie też małą szklankę? - zapytał znienacka, zaskakując mnie kompletnie.
- Ja wiem... - odpowiedziałem z wahaniem w głosie. Nigdy jakoś nie miałem pokusy spróbować alkoholu, piwo znałem wyłącznie z zapachu, przyznam, że nawet przyjemnego.
- W Czechach w każdej knajpie podaliby ci piwo przed obiadem - powiedział ojciec. - A że na wakacje jedziemy do Czech, warto potrenować a już poza tym wszystkim wolałbym, abyś pierwsze piwo wypił jednak w jakichś kulturalnych warunkach a nie z kolegami w krzakach - puścił do mnie perskie oko, wziął butelkę i nalał mi szklankę. Musze powiedzieć, że smak piwa nie zaskoczył mnie jakoś specjalnie a nawet przypadł do gustu. Było to dobre piwo, jak twierdził ojciec, markowy pilzner. Właściwie to chciałem, by mi nalał jeszcze jedną szklankę, ale dałem spokój. Może będzie następna okazja.
- To co, wykapiemy się? - powiedział gdy film dobiegł końca.
- Ja pierwszy - powiedziałem. No chyba że tata chce...
- Nie to miałem na myśli - powiedział ojciec. - Wykapiemy się razem?
A wiec tak sobie to zaplanował... Mimo, ze jeszcze byłem chory, czułem się już o wiele lepiej no i mój przyjaciel zdrowiał w oczach, przede wszystkim już tak nie bolał jak do tej pory. Obleciał mnie mimo wszystko strach. Ale pokusa zobaczenia przyjaciela naczelnego wodza tego domu była om wiele większa -zakładając, że będzie na tyle honorowy i też się rozbierze.
- No... Możemy.
Do łazienki wszedłem stremowany, choć szumiący w głowie alkohol dodawał mi odwagi. Po chwili wszedł również ojciec.
- No to co, rozbieramy się - powiedział.
Gdy byliśmy w samych gaciach, dosłownie nas zamurowało.
- No zdejmuj pierwszy.
- Nie, to tata zdejmuje pierwszy. Tata jest starszy - czasem bycie młodszym jest jednak wygodne i wykorzystałem to bezlitośnie. Ojciec posłusznie zdjął slipy a ja chwile później zrobiłem to samo.
Przyjaciel wielkiego wodza spodobał mi się od razu i odnosiłem się do niego z najwyższym szacunkiem. Ojciec tymczasem wpatrywał się we mnie jakby mnie widział po raz pierwszy w życiu.
- Ty już nieźle się rozwinąłeś - powiedział. - Myślałem, że nawet nie masz włosków.
- No... Od niedawna - powiedziałem.
- Poczekaj, będziesz miał więcej. A, jeśli można zapytać... Ile?
- Co: ile?
- No... Wiesz. Jak ci się wyprostuje. Tak z ciekawości pytam.
- Nie wiem, nie mierzyłem, po co mi to wiedzieć?
- Każdy facet musi wiedzieć jakiego ma długiego. Żebyś ty słyszał te rozmowy na budowie... Czasem to nawet licytują się, jakby to był jakiś szczególny powód do dumy.
Chciałem zapytać o to samo ojca ale po pierwsze wstydziłem się, po drugie - sama liczba raczej by mi nic nie dała, nie miałem na tyle wyobraźni. Jeszcze nie.
- A ta skórka...
- Napletek - poprawiłem go świeżo poznaną terminologią z książki.
- O właśnie, ale ja nie lubię tych lekarskich słów. Dla mnie zawsze będzie skórka. Ściągasz ją?
Zademonstrowałem ojcu, dzieląc się wątpliwościami.
- Chyba jest o kej, mnie zeszła do końca jak miałem chyba siedemnaście lat. No to fajnie, że mamy to załatwione, teraz ci dam spokój do końca życia - klepnął mnie po ramieniu. A ja musiałem stwierdzić, że ten barczysty, rosły mężczyzna z wyraźnie już zarysowanym brzuchem nawet mi się podobał. Trochę rozczarowany kończyłem kąpiel.
- Będę tatę czasem prosił o umycie pleców, dobra? - zapytałem.
- A sam nie możesz?
- Ale to nawet fajne jest, sam tata przyzna.
- Przyznam - powiedział i jeszcze raz klepnął mnie w ramię.
- No, wszystko poszło perfekcyjnie - powiedziałem wieczorem do mojego przyjaciela. - A jak ci się podobało?
- Poznałem mojego ojca. Nawet nawet... Zapomniałem ci powiedzieć, byś mnie zmierzył, zawsze chciałem wiedzieć, jaki jestem duży. Możesz to zrobić teraz?
- czemu nie? - zapytałem i wyruszyłem na poszukiwanie linijki. Mierzenie dało wynik dziewięciu centymetrów. W książce pisali od trzynastu do szesnastu... Ale mi dopiero zaczął rosnąć. |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Śro 4:18, 24 Gru 2014 Temat postu: |
|
Nie cierpię być chory dłużej niż dwa, góra trzy dni. Czas dłuży się strasznie, nie można nawet wyjść do biblioteki po nowe książki, na dodatek trzeba leżeć w łóżku i nie wychodzić z domu. Moi rodzice co prawda pracują dom południa ale w takich sytuacjach kontrolują mnie telefonicznie i nie da się tak po prostu wyjść z domu. Tydzień zwolnienia to było coś, czego zupełnie się nie spodziewałem i nie miałem żadnych planów na ten czas. Zażyłem leki i zapakowałem się do łóżka.
- Świetnie się spisałeś - powiedział mój przyjaciel, kiedy kontrolowałem jak się czuje. Przejechałem go palcem po żyle od spodu i już tak nie bolało, choć ciągle jeszcze miałem kłopoty z sikaniem.
- Zrobiłem o co prosiłeś - powiedziałem skromnie.
- Słyszałem, byłem przy tym. A ta lekarka to jakieś durne babsko musi być. Mnie podejrzewać o takie bezeceństwa... Powinna się ze wstydu zapaść pod ziemię.
- A tu się wyjątkowo z tobą zgodzę - odparłem.
- A ja się ciesze jeszcze bardziej - dodał przyjaciel. - Zdaje się, ze nareszcie będę miał kolegę.
Jeśli chciał mnie zaszokować, to niewątpliwie mu się to udało.
- Już dawno miałem ci zwrócić uwagę, że ja też mogę się poczuć samotnie. I czują się. Nic tylko majtki, pisuary, spodnie, czasem kąpiel... Choć trzeba ci oddać, że ostatnio zaczynasz mnie głaskać.
- Pogłaskać cię teraz?
- Jeszcze nie, bo dalej mnie boli ta żyła. Darujmy sobie to dziś. A ja cały czas wracam do tematu kolegi. Już dawno miałem cię o to poprosić.
- Czy ty nie za mały jesteś? Wydawało mi się, przynajmniej z tego co słyszałem, że jeszcze trochę czasu musi minąć...
- No niby tak - stropił się - ale już mi się nudzi samemu. Jak mnie zapoznasz z dobrym kolegą, to nic złego się nie stanie. A zdaje się, że są na to jakieś szanse, przynajmniej tyle udało mi się podsłuchać.
- To brzydko tak podsłuchiwać, chociaż muszę ci powiedzieć, też mnie ciekawi ten przyjaciel mojego kolegi i to, co jest z nim nie tak. Ale z drugiej strony... Trochę się tego boję. Jak on nie będzie chciał o tym rozmawiać... To i tak wszystko się rypnie.
- Bądź ostrożny, tyle ci powiem. A chyba jesteś na dobrej drodze, mam takie przeczucie. Nie dałem ci znaku, bo na razie jestem zbyt chory...
- Biedactwo...
- Nie żartuj sobie. Ten Mirek jest nawet niczego sobie, zauważyłeś? Te jego dołki na policzkach, te dwa wysunięte zęby jak u królika, te żywe oczy... To musi być inteligentna bestia.
- Ale on mi nie dał nawet swojego numeru telefonu...
- Bo nie wszyscy mają. Poczekaj po prostu, mówię ci na moje wyczucie, odezwie się szybciej niż myślisz. Wiesz co on teraz robi? Leży w łóżku i też rozmawia ze swym chorym przyjacielem. I zachodzi w głowę, na cóż to ja mogłem zachorować...
- Ty nie masz o sobie zbyt wysokiego mniemania? Sądzisz, że naprawdę zajmuje się takimi głupstwami?
- Jak ty to nazywasz głupstwem, to nie mamy chyba o czym rozmawiać. Nie zauważyłeś ostatnio, że to ja ciągle mam rację a nie ty? Ja po prostu wiem do czego jestem stworzony i zachowuję się zgodnie z pewnymi regułami. To ty się wydurniasz tak, że głowa mała. A z ta wczorajszą wodą to już przegiąłeś ostatecznie.
- Spać mi się chce... Pogłaskać cię na dobranoc?
- Daj ty mi lepiej spokój. Te antybiotyki cię osłabiają a mnie razem z tobą. No, pożegnaj mnie i dobranoc...
I tyle było na tamten dzień.
Rano poprosiłem ojca, który wychodził do pracy, żeby mi kupił coś do czytania. Nie chciałem go wysyłać do biblioteki, bo zdaje się sam miał jakąś książkę do oddania od dwóch miesięcy i wolał się tam nie pokazywać. Jednak bibliotekarka pamiętała i przypominała mi to za każdym razem. Ponieważ ojciec tę książkę gdzieś posiał, zdecydował, że lepiej wydać kilkadziesiąt złotych na mnie niż iść i świecić oczyma. Nawet nie pytał szczególnie co bym chciał, powiedział tylko, że wybierze coś odpowiedniego. Ładnie, ojciec i jego 'odpowiednie' książki... Pewnie będzie coś o historii, jak go znam. Tymczasem mnie interesowało zupełnie co innego. Wyszedł nie pytając mnie w ogóle o zdanie. Cały dzień łudziłem się, że zadzwoni Mirek, ale jeśli na coś liczyłem, to srodze się rozczarowałem. Pozostało mi tylko rozwiązywać krzyżówki i czekać na ojca jak na zmiłowanie.
Przyszedł z pakunkiem z Domu Książki, trochę za grubym jak na jedną pozycje. Cóż, ogólnie uważam, że mój ojciec potrafi być nieco wredny, jednak nie sposób mu odmówić dobrego serca. Jak się stara to prawie zawsze potrafi. W ogóle ostatnio zaczynamy się lepiej rozumieć. W dzieciństwie nie stroił od połajanek i złośliwych uwag, teraz uspokoił się trochę. Mogę powiedzieć, że nawet go lubię, w przeciwieństwie do mojej mamy, która lubię coraz mniej. Oczywiście ją kocham, jak to matkę, ale mogłaby być mniej histeryczna, bardziej opanowana i mniej gderliwa. O ile przeszkadzały mi niektóre odzywki ojca, zawsze były konkretne, jak to u inżyniera. Zrób to, nie rób tego, to jest dobre, tamto złe. Tymczasem matka od razu wysnuwała tysiące teorii, pouczeń, szukała zagrożeń tam gdzie ich nie ma. Na przykład żebym nie jeździł tramwajem bez biletu, bo może się stać masa nieszczęść. Czy ja kiedykolwiek jechałem bez biletu? Jeśli jeżdżę tramwajami to prawie zawsze z ich polecenia i dostają bilet albo pieniądze. I wszystko w ten deseń. Dlatego chyba o wiele lepiej rozumiałem si e z ojcem i coraz częściej przyznawałem mu, że miał racje karcąc mnie za to i owo.
Tym razem mnie nie skarcił a przyszedł do pokoju z tajemniczą miną. Powoli i pieczołowicie rozwijał pakunek z księgarni.
- Tu jest coś co lubisz, przewodnik po Sudetach. Dopiero wyszedł, wiec na pewno nie masz.
Jeśli go nie uściskałem to tylko dlatego, że byłem bardzo obolały. Ale niespodzianka, i kto by to pomyślał! Mój własny ojciec, który w kółko gderał, że za długo siedzę nad mapami zamiast uczyć się porządnych rzeczy. No no...
- Tu masz coś do czytania, nie znam, ale w księgarni powiedzieli, że dobre - powiedział prezentując powieść Niziurskiego. Akurat jego już czytałem i wyjątkowo mi leżał, ale akurat 'Klubu Włóczykijów' zupełnie nie znałem, Byłby drugi powód do rzucenia się mu na szyję. No ale poczekajmy, czym mnie jeszcze zaskoczy.
- A tu... - w ręce trzymał ostatnią książkę, ale tak, bym nie widział tytułu. - Ja wiem, że powinienem o tym z tobą porozmawiać, bo już jesteś w odpowiednim wieku, ale wiesz, jakoś mi trudno. Przeczytaj to i weź to sobie do serca. Zwłaszcza jeśli chodzi o pewne rzeczy... No wiesz, takie bardziej osobiste. Rozumiesz, mamie ostatnio jest bardzo niezręcznie zmieniać ci pościel. Może o pewnych rzeczach nie wiesz, jest czas, abyś się dokształcił. To mówiąc podał mi 'Książkę dla chłopców' Jaczewskiego.
- Nie zrozum mnie źle - tłumaczył się dalej - ja wiem, że każdy chłopak tak ma. A ty robisz czasami takie rzeczy, które wywołują u mamy zażenowanie. Pamiętaj, ona jest kobietą.
Niewiele zrozumiałem z tego bełkotu. To było zupełnie niepodobne do mojego ojca, takie klamkowanie się.
- Konkretnie co? - zapytałem.
- No wiesz... Choćby te plamy na prześcieradle. Jeśli możesz, nie zostawiaj ich. Jak już musisz to... No wiesz, miej w kieszeni od piżamy kawałek chusteczki, papieru toaletowego. I koniecznie to wyrzucaj, bo to później strasznie śmierdzi. Majtki też mys dawał do prania czystsze... Ile ja się musiałem nasłuchać, nawet sam nie wiesz. Już nie mówię o innych rzeczach.
- Jakich innych? - zapytałem zaskoczony.
- No wiesz, mama się boi, że poznasz jakąś pannę i... No wiesz. Cos się stanie. No bo już na dobrą sprawę możesz. Teraz ona cały czas biadoli, żeby ciebie mieć na oku.
Akurat odmalowany przez ojca portret biadolącej matki niespecjalnie mnie zdziwił, zdziwiłbym się raczej, gdyby przeszła nad sprawą do porządku dziennego.
- A tak, tylko miedzy nami dwoma, masz już jakąś?
- Co też tata... Jestem chyba za młody, aby myśleć o tych rzeczach.
No i bach, tego samego dnia zostałem zapytany dwa razy o to samo. To już wolałem raczej błądzącego po omacku ojca niż wyszczekaną pigułę. Pies ją drapał.
- No ja twoją mamę poznałem jak miałem trzydzieści lat. A wcześniej... Kiedy indziej o tym pogadamy.
Faktycznie na tle ojców innych kolegów i koleżanek z klasy mój ojciec był zdecydowanie najstarszy. Kiedyś mi się to nie podobało, jeden kumple zaczął nawet żartować, że mam dziadka a nie ojca, ale z czasem doceniłem jego wiek.
- To co, umowa stoi?
- Pewnie! - odpowiedziałem.
- Jest jeszcze jedna sprawa... No taka mało przyjemna.
- To znaczy?
- Mama chciałaby wiedzieć czy się prawidłowo rozwijasz.
- No przecież chodzę do lekarza, gdyby coś było nie tak, dawno by było wiadome. Nie wiem o co jej chodzi.
- No jakby to powiedzieć...
- Normalnie, tato.
- No żebym zobaczył, czy u ciebie wszystko w porządku. No wiesz, gdzie.
Jeśli on robił takie długie podchody tylko po to, aby mi to powiedzieć, nawet kupił książkę i pokonał tyle wstydu, to trzeba było to uszanować. Chociaż znając własną matkę nie mogłem spodziewać się czegokolwiek innego. Jej przeczulenie na moim punkcie zaczynało mi uwierać coraz bardziej.
- tacie chce się to robić? - zapytałem z gorącą nadzieją na odpowiedź odmowną.
- W sumie... Wiesz, jesteśmy rodzicami i tutaj mamę będę popierał. Jeśli coś jest nie tak, to lepiej, żeby zająć się tym teraz. A jak jest w porządku, to się nie masz czym przejmować.
- Ale ja... No wstyd mi tak przed tatą, chyba tata rozumie.
- Wiesz że mi też trochę wstyd przed tobą? To tak jakbym ukradł tobie trochę twojego własnego życia, takiego, które masz wyłącznie dla siebie, no ewentualnie dla tej twojej panny.
- tata, daj mi trochę czasu, to dla mnie też jest nowość. Jak to mama mówi, chciałbym się z tym przespać.
Zauważyłem, że ojciec jest również zadowolony. |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Śro 4:17, 24 Gru 2014 Temat postu: |
|
Obudził mnie silny ból i parcie na pęcherz. Niestety, skoro opowiadam wam o przygodach związanych z moim przyjacielem, to pewnych rzeczy nie przeskoczę i muszę opowiadać o rzeczach, które przemilcza się w tak zwanym porządnym towarzystwie. Wiecie, sikanie i te sprawy. Tu jednak się przed tym nie ucieknie. Wiec wstałem, poszedłem do toalety, a mój przyjaciel pokorny jak nigdy, nawet wisiał zamiast sterczeć. Choć mi się bardzo chciało, spadło tylko kilka kropli, takim dziwnym, wąskim strumieniem a ostatnie były czerwone. Krew? - zdziwiłem się.
- Tak, krew - odpowiedziało moje maleństwo. - Doigrałeś się. Już nie będę powtarzał, że ostrzegałem, ale powiem teraz, że musisz coś z tym zrobić. Na coś takiego zupełnie nie byłem przygotowany i choćbym chciał sobie pomóc, i tobie przy okazji, nie da rady. Jestem chory po prostu.
- Jak to chory? - przeraziłem się. To ty też możesz zachorować?
- Jak widzisz mogę a ty się walnie do tego przyczyniłeś.
Walnie... Wyszczekane bydlę. Ale nie miałem już ochoty na polemikę, bop parcie na pęcherz nie ustawało a przyjaciel bolał od swojego początku aż po sam czubek.
- Może pójdziesz ze mną do lekarza? - zaproponował.
- Ty masz dobrze w tej główce? - zakipiało we mnie ze złości. - Jak ja ciebie pokażę lekarzowi?
- Normalnie, zdejmiesz spodnie, potem gacie i pokażesz.
Hmmm... Technicznie to rzeczywiście było proste. Tyle, że mój przyjaciel nie znał kilku innych okoliczności, na przykład takich, że będę musiał o tym powiedzieć rodzicom. Poza tym był jeszcze jeden problem - nikt go wcześniej nie widział. To znaczy odkąd pamiętam, bo już dość wcześnie kąpałem się sam. Ale wtedy takie rzeczy mnie nie interesowały. Ostatnio nie był zbyt grzeczny, wiec nie miałem żadnej pewności jak się zachowa w towarzystwie. Same kłopoty...
- Tylko nie mów, że ostrzegałeś - ostrzegłem tym razem ja.
- No rusz się, do ciężkiej cholery, mnie w środku coraz bardziej boli.
Na razie postanowiłem zjeść śniadanie i tu czekała mnie niespodzianka, przy każdym przełykaniu bolało mnie gardło. Celowo łykałem herbatę tak gorącą jakiej nigdy bym nie tknął ale niewiele to pomogło. Gdy tylko skończyłem pobiegłem do łazienki, bo parcie na pęcherz znów nie dawało mi spokoju. I znów to samo, kilka kropel i krew.
- No to masz okazję, żeby bez zbędnych rozmów z rodzicami iść do lekarza - powiedziało maleństwo. - Załatwisz gardło, mnie przy okazji też. Tylko bez żadnych wykrętów...
Czas w poczekalni do mojego rejonowego lekarza dłużył się niemiłosiernie. Były to jeszcze czasy, kiedy nie musiałeś pojawiać się w przychodni z rodzicami więc obyło się bez jednej kompromitacji. Jako że szczęście mnie raczej nie kochało, wiedziałem, że będzie następna. Przede mną było trzech pacjentów, dwie starsze panie, które ciągle rozmawiały o nieznanych mi chorobach i chłopak w moim wieku. Nie wyglądał wcale na chorego.
- Leszek jestem - przedstawiłem się.
- Mirek Jaskierski - powiedział Mirek Jaskierski.
- Odsuń się ode mnie, bo się zarazisz - powiedziałem. Poczekalnia była częścią długiego korytarza i było sporo miejsca.
- Nie wyglądasz na chorego - powiedziałem byle by tylko coś powiedzieć i nie musieć słuchać kobiet, które odpracowawszy szkarlatynę zabrały się za błonicę i dyfteryt. Nic mi te nazwy nie mówiły.
- No bo nie jestem - odpowiedział Mirek. Ja mam wadę, która będzie operowana. Natomiast ty wyglądasz na chorego.
Mirek nie chodził do mojej szkoły, ale do tej samej klasy, więc tematów do rozmowy znalazło się sporo. Jakoś fajnie się z nim gadało, dotychczas chyba nigdy nie czułem się tak dobrze rozmawiając z kimkolwiek innym. Ale jego choroba została na razie tajemnicą a ja specjalnie nie nalegałem. W międzyczasie lekarz przyjął obie kobiety i jeszcze starszego pana, którego zdecydowaliśmy się przepuścić. Nigdzie nam się nie spieszyło. W końcu nie było kogo już przepuszczać i Mirek wypchnął mnie pierwszego.
- Idź, bo ty jesteś chory.
- Ale ty byleś pierwszy.
- Nie szkodzi. Mnie się nic nie stanie.
Na tabliczce na drzwiach było napisane L. Sołtys, dr med. i spodziewałem się starszego pana w okularach, tymczasem w środku siedziała młoda kobieta w białym kitlu. Streściłem co mi jest ale na razie ograniczyłem się do górnych partii ciała.
- I to wszystko? - padło pytanie, którego bałem się najbardziej. Gdybym wiedział, jak to się skończy, powiedziałbym 'tak, oczywiście'. Ale mój przyjaciel zapiekł mnie potwornie, przypominając o swojej obecności.
- Nie... Jeszcze mam problemy... No wie pani, no z sikaniem.
- Oddawaniem moczu - powiedziała sucho lekarka.
Słyszałem i ten zwrot, ale raził mnie jeszcze bardziej niż to nieszczęsne prącie. Od nikogo żadnego moczu nie brałem, nie mam go wiec komu oddać.
- No tak... I jeszcze z prącia cieknie mi krew - powiedziałem czerwieniąc się jeszcze bardziej. I wtedy padło najmniej oczekiwane pytanie?
- Czy stało się to po stosunku płciowym?
Rany Boskie... Przypadkowo wiedziałem już co to jest, to było w tej książce o prokreacji, która ukradłem ze szkoły, opowiadałem już. Ale mnie podejrzewać o takie zbereźne rzeczy? Poza tym ja naprawdę wyglądam na swoje lata a niektórzy mówią, że nawet młodziej.
- Nie.
- To masz zapalenie cewki moczowej. W sumie nic groźnego ale jeszcze kilka dni się pomęczysz.
Po czym sięgnęła po receptę. Tego akurat bałem się najmniej, leki i tak kupowałem ja i już zdecydowałem, że te wszystkie dla mojego przyjaciela będą głęboko schowane przed rodzicami.
- Wypiszę ci streptomycynę, to dość silny antybiotyk i powinien pomóc na twoją cewkę moczową i na anginę.
Święci pańscy... Gdybym wiedział, że na to jest ten sam lek, w ogóle nie przyznawałbym się do niczego i milczał jak grób. Cóż, na drugi raz będę pamiętał. Pożegnałem się i wyszedłem na korytarz.
- Poczekaj na mnie - poprosił Mirek. - Nie będę tam za długo siedział.
Istotnie nie siedział za długo, choć musiałem w tym czasie iść do toalety. Od samego widoku lekarza człowiek zdrowy się nie staje, niestety, Gry wróciłem, Mirek stał już na korytarzu.
- Myślałem, że sobie poszedłeś...
- Nie, byłem się załatwić.
- Znowu?
- No tak wyszło - odpowiedziałem wymijająco, nie chcąc go wtajemniczać we własne problemy. - A ciebie tak szybko załatwiła?
- Tak... Dostałem skierowanie do urologa.
- Co to za jeden? - zapytałem mając w uszach rozmowę tych starszych babć. Zdaje się, że ta nazwa też padła.
Widziałem, że Mirek krępuje się z odpowiedzią i ucieka wzrokiem gdzieś na bok. Czy tylko tak mi się wydawało...
- A to taki lekarz od moczu, siusiaków i tym podobnych. Myślałem, że będzie ten lekarz co zwykle, a tu baba.
- To ty też? - zapytałem zdumiony?
- Co: też? - nie zrozumiał Mirek. On ma fajny wyraz twarzy, kiedyś czegoś nie rozumie, zakłopotany i sympatyczny. Mógłbym dłużej patrzeć na jego buźkę.
- No bo, jakby ci to powiedzieć, ja też mniej więcej w podobnej sprawie... - był to pierwszy raz w życiu, kiedy przyznałem się do czegoś takiego, łamiąc daną samemu sobie obietnicę. Ale jemu chciałem to powiedzieć, nawet nie wiem dlaczego. Wydawało mi się w porządku, skoro on powiedział mi o takiej rzeczy. Poza tym przez tych kilkanaście minut szczerze go polubiłem.
- Wydawało mi się, że masz anginę?
- No nie tylko, coś jeszcze się przyplątało. I też wolałbym, żeby tam siedział facet.
Spojrzałem na zegarek. Piętnaście po pierwszej. Jeszcze apteka i nareszcie będę mógł iść do łóżka, dostałem tydzień zwolnienia. Z drugiej strony szkoda, że już trzeba się będzie pożegnać, pewnie już nigdy się nie spotkamy. Mieszkaliśmy na dwóch różnych osiedlach, co prawda graniczących ze sobą ale na przeciwległych końcach i raczej rzadko bywałem w jego okolicach jak i on w moich, mimo że oba łączy jedna ulica - Komandorska. Tyle że ja mieszkałem na Swobodnej a on na Drukarskiej...
- Zaprosiłbym cię do siebie ale ty musisz leżeć - powiedział Mirek obrzucając mnie krytycznym wzrokiem. - Można się z tobą jakoś skontaktować?
Podałem mój numer telefonu, który zapisał skrzętnie, gdy już staliśmy na przystanku tramwajowym na Ślężnej. Niestety jechaliśmy w zupełnie różnych kierunkach. |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Śro 4:16, 24 Gru 2014 Temat postu: |
|
Ponieważ tego trochę jest, podzieliłem na 4 części po ok. 8 000 znaków, żeby sie nie pogubić.
Głaskanie polubił od razu i był bezlitosny w dopominaniu się o kolejna porcje pieszczot. Bywało, że upominał się o to nawet w środku lekcji w klasie.
- Teraz daj mi spokój! - upomniałem go.
-No ale troszeczkę - dopominał się uparcie.
- Chyba zwariowałeś? Tutaj? Teraz? I co jeszcze? Chcesz się popłakać z radości? - dokończyłem jadowicie.
- No fajnie by było... Troszeczkę, nikt nie będzie widział...
No to go troszeczkę pogłaskałem, ale drań wciąż dopominał się o więcej. Już i tak zwróciłem na siebie uwagę...
- Co ty się tak wiercisz? - zapytała nauczycielka. Błagałem po cichu, żeby mnie tylko nie wyrwała na środek klasy, bo będzie kompromitacja... A wchodziłem już w poważny ale i pechowy wiek trzynastu lat i nie wypadało się zachowywać jak dzieciak.
- Ja? Nic...
Jak jej to wytłumaczyć, że tak naprawdę to nie moje wina? Że to w sumie nie ja odpowiadam za to, że teraz siedzę w ławce i nie mogę się skupić, bo mój przyjaciel się o coś tam dopomina?
- Czekaj, na przerwie zrobię ci coś, czego naprawdę nie lubisz - zagroziłem.
- Aha... Już się boję... Rób sobie co chcesz, na mnie nie ma rady.
- Zobaczymy...
Lekcja dłużyła się niemiłosiernie, mimo, że była to moja ulubiona geografia a na dodatek omawiano mój ulubiony region - Dolny Śląsk.
- Madejski, może nam przypomnisz ważniejsze pasma Sudetów? - spytała Dębowa, moja geograficzka.
- Tu, czy na środku klasy? - w zasadzie po co ja głupi pytam? Trzeba było zacząć wymieniać i spokój, a tak... Tylko prosiłem się o kłopoty.
- Możesz na środku, przy okazji pokażesz na mapie.
Zmieszany wstałem z miejsca i obciągnąłem sweter. To bezczelne bydle stanęło zupełnie na sztorc i szedłem do tablicy jak z dzidą. Chyłkiem przemykałem się między ławkami, tak aby nikt za wiele nie zobaczył.
- No więc... Od zachodu mamy Góry Izerskie, później Karkonosze, Grzbiet Lasocki... - ciągnąłem koncentrując się na mapie i bardziej myśląc o tym, żeby nikt tego nie zobaczył. Zwłaszcza, że ta mała cholera wcale nie zrezygnowała z dawania mi znaków o swym istnieniu, prężąc się prawie jak wąż. Ja tymczasem rozkręciłem się i żałowałem, że tych pasm nie ma więcej.
- No nieźle, Madejski, wiedze to ty masz, ale ostatnio ciągle jesteś rozkojarzony. Chyba będę musiała porozmawiać z twoimi rodzicami.
Rany, tylko nie to... Przecież ja się z tego nie wytłumaczę za żadne skarby. Coś rzeczywiście trzeba zrobić z nim, bo jeszcze gotów wtrącić mnie w porządne bagno.
- Dobra, doigrałeś się - powiedziałem mu na przerwie, kiedy już znalazłem się w takim miejscu, gdzie mogłem sobie z nim spokojnie porozmawiać. - Ty myślisz, że naprawdę na ciebie nie ma sposobów? Są, mój drogi, i za chwile zastosuje jeden z nich. Zobaczymy, kto kogo.
Ale ta cholera ani myślała rezygnować.
- No właśnie, zobaczymy. Ty się najpierw porządnie zastanów zanim zaczniesz kombinować. Już niejeden się na tym przejechał.
Ale ja nie mam w zwyczaju negocjować z terrorystami. Zerwałem spory kawał papieru toaletowego z wieszaka, namoczyłem go w zimnej wodzie i obwinąłem go. Nie było to zbyt przyjemne, z miejsca skurczył się i siedział cicho. Naciągnąłem gacie, zapiąłem spodnie i poszedłem na następna lekcję. I już po piętnastu minutach zrozumiałem na czym polegał mój błąd. Poczułem na tyłku wielką mokrą plamę. Na dodatek była to lekcja techniki, na której generalnie nie siedzi się w ławce a chodzi to tu to tam. Trudno, jestem uziemiony - pomyślałem. Na dodatek moje krocze wyglądało, jakbym się zesikał. Mieliśmy w klasie takiego jednego, który w młodszych klasach podstawówki potrafił się zesikać na lekcji, ale później jakoś te problemy mu przeszły. Mimo to dalej pamiętam, jak dzieciaki obrzucały go wyzwiskami. Ja również, nie będę udawał świętego. A teraz mnie realnie groziło to samo... Zwłaszcza., że zapomniałem fartuszka, za co i tak już zostałem ukarany minusem. A teraz jeszcze to... Więcej czasu zajęło mi staranie się by nikt tego nie zauważył niż piłowanie deski.
A jednak...
- Zlałeś się? - zapytał jeden z moich kolegów, kiedy podszedłem do ich stolika po piłę,
- Nie, zachlapałem się w kiblu - salwowałem się kłamstwem. Na szczęście był to jeden z tych spokojniejszych chłopaków, którzy nie robią problemów. Wiedziałem przed kim muszę szczególnie uważać. Jednak wkrótce przyplątały się następne problemy. Zaczęło mnie wszystko wokół swędzieć a nawet boleć. Do zakończenia lekcji pozostało całe dwadzieścia minut, niemal wieczność a bój narastał i narastał. Już nie dotykałem mojego przyjaciela żeby go uspokoić ale by załagodzić świerzbienie i ból, który nasilał się nawet wtedy, kiedy nie chodziłem. Ostatnie minuty w ławce były dla mnie męczarnią. Równo z dzwonkiem wyprysnąłem z klasy i zaciskając nogi wpadłem do toalety.
- Ostrzegałem - odezwało się bydlę.
- Odwal się. Zachowuj się normalnie to ci dam spokój. Na razie robisz siebie a przy okazji ze mnie konkursowego idiotę.
- Czy ty nie rozumiesz że ja tak muszę? - niemal zakwilił. - Są pewne rzeczy o których nie jesteś do końca poinformowany ale w końcu nic nie stoi na przeszkodzie byś się dokształcił. W wieku trzynastu lat już powinieneś zrozumieć co o mnie piszą. A piszą wiele i jestem nawet sławny.
- Tak? To dlaczego o tobie nie uczą w szkole? - wyrwało mi się. _ jeśli jesteś taki ważny za jakiego się podajesz, powinna być o tobie jakaś lekcja, jeśli nawet nie cały przedmiot. A tymczasem...
Ale jego nie przegadasz.
- Jest kilka lekcji ale za rok. Idź do biblioteki, rozejrzyj się uważnie, jest kilka książek, gdzie piszą, co ze mnie za ziółko, jak mnie traktować, jak pomagać a jak przeszkadzać.
Gdybym tylko wiedział jak tego szukać...
- A mogę zapytać bibliotekarki?
- Mnie to nie obchodzi jak ty to załatwisz. Ale po dobroci ci radzę, żebyś raczej wytężył swoje szare komórki, masz wiedzy na tyle, że znajdziesz coś na ten temat. A teraz zrób coś ze mną i z tym cholernie mokrym i zimnym miejscem, w którym się znajduję. Strasznie niewygodnie mi tutaj.
- To znaczy co mam zrobić?
- Wysusz to najpierw, przecież ja się do wszystkiego kleję, nie widzisz? Potem wysusz mi główkę, ale ostrożnie, bo ja też mam swoje problemy, Na razie chcę wyglądać tak jak powinienem i coś mi jeszcze przeszkadza. Ale o tym pogadamy kiedy indziej, na razie łap są srajtaśmę i do roboty.
Obejrzałem to miejsce krytycznie. Było całe zaczerwienione, zwłaszcza po bokach, gdzie stykało się z nogami, równie w tym miejscu czerwonymi, nawet purpurowymi. No i te mokre spodnie... Otuliłem całość papierem toaletowym, tym razem suchym i naciągnąłem portki. Wyglądałem teraz pokracznie, z kroczem wypchanym jak u tamtego faceta w tramwaju, tyle, że on nie miał na pewno papieru w slipkach.
Zajęcia techniczne były ostatnia lekcją i po obiedzie w stołówce poszedłem do domu. Słowo 'poszedłem' nie oddaje do końca prawdy, stąpałem powoli, myśląc nad każdym krokiem i uważając, by tkanina spodni nie ocierała się o wnętrza ud. To niecałe pół kilometra szedłem dwadzieścia pięć minut. Gdy dochodziłem do mojego bloku byłem już całkiem spocony. A jeszcze zerwał się wiatr i spadł ulewny deszcz, co wcale nie ułatwiało sprawy. Im bliżej domu tym byłem bardziej zimny i mokry, zwłaszcza od pasa w dół. W domu jeszcze przed odrabianiem lekcji wysmarowałem krocze kremem, tym, który używam do opalania i wszystkich innych rzeczy związanym ze skórą. Jakoś dociągnąłem do wieczora, choć nie czułem się najlepiej. Mój przyjaciel był wyjątkowo spokojny, powiedziałbym nawet pokorny i nie myślałem o nim za wiele.
- Co ci? - zapytałem przed snem, kiedy oglądałem uda i sprawdzałem czy schodzi obrzęk.
Ale nie odezwał się, na=wet nie drgnął. Cóż, jak strajk to strajk. Szczęściem ja też nie miałem zbytniej ochoty na zabawy i zasnąłem szybko. |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Wto 22:14, 23 Gru 2014 Temat postu: |
|
Pytanie: czy są jeszcze zainteresowani tym opowiadaniem? Czy mam je kończyć? Bo jesli tego nikt nie czyta, to nie ma sensu... |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Wto 0:29, 23 Gru 2014 Temat postu: |
|
Powiedziałem, że to kiedyś skończę i... piszę dalej. Poprzednie odcinki są powyżej, znajdziesz je również na trujniku w dziale Opowiadania w tomiku Co się odwlecze...
Tym razem poinformował mnie o swojej obecności w tramwaju. Ciskał się, parł na tkaninę spodenek tak, jakby chciał ją rozerwać. Domyśliłem się, że nie jest mu tam najlepiej ale chyba mógł sobie znaleźć lepsze miejsce do protestów? Popatrzyłem na niego krytycznie. Faktycznie był widoczny i to aż za bardzo. Od jakiegoś czasu obserwowałem uważnie innych mężczyzn i ich małych przyjaciół. Oczywiście nie na żywca, a tylko to miejsce, gdzie na pewno się znajdowali. I powoli się przekonywałem, że mój osobisty przyjaciel nie kłamał w kwestii wzrostu. Faktycznie innym też rósł i to nawet bardziej odważnie niż mi. Nawet zimą.
No i co z nim zrobić? Trzeba by go przede wszystkim obejrzeć. No nie w tramwaju oczywiście, ale im szybciej tym lepiej. Tramwaj jechał właśnie przez Most Uniwersytecki i coś mi świtało, że zaraz za nim jest jakaś toaleta, chyba jedyne tego typu miejsce gdzie mogę natychmiast z nim porozmawiać. Zamiast wiec jechać dalej, wysiadłem na następnym przystanku i prawie biegiem wpadłem do toalety. Była na szczęście pusta choć fetor bił od pisuarów tak potworny, że w każdej innej sytuacji dałbym sobie spokój. A ja musiałem go zobaczyć.
- To przez ciebie - powiedział, kiedy tylko ujrzał światło dzienne. Dopiero po chwili zacząłem go oglądać. Jeszcze nigdy nie był taki czerwony i gorący.
- jesteś chory? - zapytałem z troską.
- Nic mi nie jest - odparł niewzruszony. - Jeszcze raz powtarzam, że to twoja wina.
Widzicie go... Nawet go nie dotknąłem a ten zwala wszystko na mnie. Nie bawię się tak...
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, w którym miejscu? - zapytałem.
- Zastanów się, zdaje się, że myśleć umiesz. Pod tym względem mój właściciel nawet mi się udał, tylko czasami...
- Nie zaprosiłem cię tu na żadne wywody filozoficzne a chce sprawdzić co się z tobą dzieje. Jeszcze nigdy nie byłeś taki opuchnięty.
- Ja nie jestem wcale opuchnięty - zaprotestował. - jestem po prostu sztywny. Czasem taki będę. Ale dalej powtarzam, że to twoja wina. Co robiłeś, kiedy zacząłem się powiększać? No, przypomnij sobie?
Wróciłem jeszcze raz do scenki w tramwaju. Stałem, jak zwykle zresztą, w przegubie i obserwowałem stojącego naprzeciw mnie faceta. Facet był dorosły i to nawet bardzo dorosły, potężnie zbudowany ale jakiś łagodny. Od pewnego czasu lubiłem ludzi, którzy wyglądają i zachowują się łagodnie, bez większych szaleństw, którzy nie mają wściekłości czy złośliwości wypisanych na twarzy. Można powiedzieć, że tamten też taki był. Ale nie to mi się w nim podobało najbardziej a miejsce, w którym trzymał swojego przyjaciela. Od samej Szewskiej zastanawiałem się, jak on musi wyglądać. Tamten miał na sobie spodnie, które co prawda nie przylegały zbyt do figury ale w tamtym miejscu miał zdecydowanie ciasno. Jego przyjaciel był widoczny prawie jakby był na wierzchu, wręcz w każdym szczególe.
- No widzisz, jednak potrafisz myśleć - odezwał się mój przyjaciel. - To właśnie było powodem i, jak widzisz, jest nim nadal.
Zirytowałem się.
- Co ty, kolegów sobie szukasz? - zapytałem wpatrując się w niego, a szczególnie sam czubek, który wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Skórka, która go ciasno zamykała była luźniejsza i zaczęło przez nią wychodzić coś śliskiego. Jeszcze lepiej...
- Będziemy musieli z tobą iść do jakiegoś lekarza - powiedziałem mu. - Mnie to nie wygląda specjalnie dobrze.
- Stanowczo protestuję - powiedziało to bydlę. - Nie będę dawał się oglądać jakimś babom, co to to nie.
- A jak lekarzem będzie chłop? - zapytałem przekornie.
Wyobraziłem sobie jak idę do lekarza, który wygląda tak jak ten facet w tramwaju. Jak by mi go oglądał... Musiałoby to być nawet przyjemne. Tylko jaką mam gwarancję, że lekarzem będzie facet?
- Żadnej - odpowiedział ten potwór. - A tak w ogóle to schowaj mnie już i pogadamy wieczorem, będę miał dla ciebie zadanie specjalne.
- Zastanowię się, czy dla ciebie jest sens cokolwiek robić - odpowiedziałem. - Na razie tylko mnie wkurzasz.
- Coś bym ci pokazał, ale nie tu - skontrował mnie mój przyjaciel. - Ty lepiej nie zapominaj o której masz być w domu. Masz jakieś dwadzieścia pięć minut aby dojechać na Krzyki.
Oczywiście czas był wyśrubowany więc schowałem go z powrotem i pędem wypadłem z toalety. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie byłem tam zupełnie sam, kawałek dalej stał jakiś facet i - tak mi się przynajmniej zdawało - obserwował mnie uważnie. Ale na razie nie łączyłem tego z niczym - czego może chcieć od takiego szczawika jak ja? Droga powrotna minęła mi już o wiele spokojniej, kupiłem w kiosku Wieczór Wrocławia i czytałem aż do samego Ronda Powstańców Śląskich. Nawet nie starałem się obserwować innych facetów, na jakiś czas miałem dość. Ale ta nasza rozmowa w toalecie dalej nie dawała mi spokoju. Cały wieczór byłem nieuważny, rozkojarzony.
- Co się z tobą dzieje? - pomstował ojciec - już nie potrafisz porządnie zamieść podłogi? - mówiąc to pokazał na długie flaki kurzu na podłodze. Rzeczywiście musiałem ich nie zauważyć.
Wieczorem w telewizji był film z Bardotką, ulubienicą mojego ojca.
- patrz jakie ona ma długie nogi.
- Aż do samej ziemi - zgasiła go matka. - I nawet jej się zawijają na końcach.
- No nie mów, że takie zwyczajne - zaprotestował ojciec.
Popatrzyłem uważnie na nogi Bardotki. Nogi jak nogi, nie widziałem w nich nic szczególnie atrakcyjnego. W ogóle robiła wrażenie głupiego babska, wypindrzonego i wyfiokowanego. Nie wiem, czy gdybym ją zobaczył na ulicy, zwróciłbym na nią uwagę. W ogóle jakoś nie zwracałem uwagi na kobiety. Ciekawe, dlaczego? W końcu doszedłem do tego, że widocznie jestem na to za młody, choć moi koledzy z klasy już zaczęli na nie patrzeć. Tymczasem mnie nie mieściło się w głowie, jak mogą się komukolwiek podobać cycki. Wręcz przeciwnie, uznawałem to miejsce u kobiety za najmniej atrakcyjne. Lubiłem za to ich twarze, fryzury - ale do cholery, nie cycki!
Film się skończył, jeszcze tylko kąpiel i do łóżka. Już w wannie mój przyjaciel wykazywał się spora aktywnością.
- Ty chyba lubisz jak się ciebie głaszcze - powiedziałem mu.
- Przede wszystkim lubię, jak się mnie myje. Pamiętaj o tym. A głaskanie też lubię, ale o tym później. Na razie umyj mnie i resztę ciała a później pogadamy.
- Coś dziś rozmowny się zrobiłeś... Ale niech ci będzie - odpowiedziałem wycierając go do sucha. Już nie był taki napuchnięty.
Przypomniał o sobie, kiedy tylko położyłem się do łóżka, jeszcze dobrze nie rozprostowałem kości a ten już się pręży, boleśnie przypominając o swojej obecności.
- No teraz możesz mnie pogłaskać - powiedział łaskawie.
I miała ta mała cholera rację, rewanżował mi się, jak tylko potrafił.
- Nie tak, czubek głaskaj - upomniał mnie. Tymczasem ja czubka najbardziej bałem się ruszać ze względu na to dziwne mięso wyrzynające się spod skórki.
- Nic jej nie będzie - rozwiał moje obawy.
- Ale bolisz, nie rozumiesz tego?
- A nie pomyślałeś, że ja się muszę trochę zmienić? Trochę poboli i przestanie, ale już będziesz miał spokój do końca życia. No głaszcz ten czubek.
Jak prosił tak miał. Widać wiedział co robi bo przyjemność przewyższała ból. A przyjemność była coraz większa i większa... Zacząłem go naciskać coraz mocniej, szalejąc z przyjemności po każdym takim skurczu. Nie zastanawiałem się czym to wszystko się skończy, wyczułem drania, lubił rytmiczną zabawę i dostawał to co chce. Czułem się dziwnie, nie wiedząc czym to wszystko się zakończy. Nagle zaczął mi dawać sygnały. Ciche, niedostrzegalne a raczej wyczuwalne. I eksplodował! Siła była tak mocna, że zabrakło mi tchu, oddychałem tak głęboko jakbym przebiegł co najmniej sto metrów. Tylko co on robi? Moja ręka była kleista, lepka, gorąca.
- Coś ty najlepszego zrobił?
- No chyba ci się podobało, prawda?
Nawet nawet... Ale...
- Tak ma być, na razie przyjmij to do wiadomości i daj mi spokój na dziś. Zobaczymy się jutro.
Ale ja wcale nie chciałem mu dać spokoju. Znów zacząłem go głaskać.
- Nie chcę już, nie dzisiaj. I nie będę ci już posłuszny. Zresztą... Sam zobaczysz.
Zobaczyłem. Zasnąłem natychmiast trzymając go w ręce. |
|
|
PatrykX |
Wysłany: Nie 19:03, 27 Maj 2012 Temat postu: |
|
Świetne Też mi się czasem zdarza z nim pogadać jednak zawsze jest to monolog, typu : 'ty głupi fiucie !' kiedy np wstaję rano, ciśnie mnie na szczanie a ten sztywny i twardy że za nic wcelować nie można do klopa bo sterczy do góry. Kiedyś byłem tak zdesperowany że spróbowałem stojąc na rękach... nie polecam.
Homowy poproszę następną część
pozdrawiam - Patryk |
|
|
lotosKryś |
Wysłany: Śro 8:41, 23 Maj 2012 Temat postu: |
|
Świetne. Dobrze nastraja na resztę dnia. Robercie, kipisz humorem w tej części (jak i w poprzedniej), co mnie niezmiernie cieszy. Tak ważne przemiany w życiu nastolatka, oddajesz w sposób lekki i zabawny, niepozornie lokując uczucia głównego bohatera (i nie mam na myśli "prącia" a raczej jego właściciela) względem rodziców i dorosłych.
Reakcja nauczycielki, nad wyraz pobłażliwa, spodziewałabym się raczej linijki skierowanej w bezczelnego chłopaka, niż przymknięcia oka (ale czego to się wzorowym uczniom nie wybacza).
A już motyw z goleniem rozbraja po całości;
"Nie sądzisz chyba, że lepiej będziesz wyglądał w tych kłakach?! Przecież to wygląda potwornie!" Cała scena jest po prostu bezbłędna.
Homowy mało, mało, za mało! Czekam na kolejne części. |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Śro 4:22, 23 Maj 2012 Temat postu: |
|
Tymczasem zaczynały się zmiany, które powoli zacząłem zauważać nawet ja, zazwyczaj ślepy i głuchy na to co było najbliżej mnie. Przede wszystkim stawałem się bardziej pyskaty, agresywny, pewny siebie. O ile kiedyś w niektórych sytuacjach skuliłbym uszy po sobie i przyjął, co mi się należy, te czasy wydawały się odchodzić w przeszłość. Zaczęło się w szkole. Z ortografią nigdy nie miałem problemów, toteż zaniepokoiłem się, kiedy nauczycielka oddając dyktanda popatrzyła się na mnie dziwnie.
- No wiesz, czegoś takiego bym się po tobie nie spodziewała. Po wszystkim ale nie po tobie - powiedziała z naganą.
- Ale o co chodzi proszę pani?
- Sam zobacz. "Spakował plecak i udał się na spotkanie z gurami". Jak to napisałeś? Przez jakie u piszemy góry?
I wtedy we mnie coś wstąpiło. Zacząłem walczyć.
- Ale jakie góry, proszę pani? Gdzie tu jest mowa o górach? Niech pani pokaże mi ten moment.
- Ty jesteś bezczelny - zdenerwowała się polonistka. - Żarty sobie robisz?
- Nie, jestem śmiertelnie poważny, jak nigdy dotąd - powiedziałem zdanie zasłyszane poprzedniego dnia w radio. Podobało mi się, bo brzmiało tajemniczo i groźnie.
- Ty chyba oszalałeś... - polonistka patrzyła się na mnie z coraz większym przerażeniem, wywołanym pewnie zbyt zuchwałym tonem - To gdzie twoim zdaniem wybrał się turysta?
- Na ryby, proszę pani.
- Możesz jaśniej? - wydawało się, że polonistka zaczyna coś rozumieć.
- Gurami to taka ryba, pływa sobie w Ameryce Południowej. Jest też odmiana akwariowa, gurami mozaikowy.
Sytuacja rozśmieszyła polonistkę do tego stopnia, że wybaczyła mi krnąbrność i jakoś rozeszło się po kościach. Gorzej, że podobnie zaczęło być w domu. Tu jednak nie mogłem liczyć na taryfę ulgową; ojca miałem wybitnie konserwatywnego, w jego żelaznym repertuarze było powiedzenie: dzieci i ryby głosu nie mają. Nawet nie wiem, czy w ogóle dostrzegał, że już nie ma do czynienia z dzieckiem...
Po okresie pewnego spokoju zaczął znów odzywać się mój przyjaciel. Jakoś, mając z nim do czynienia na co dzień, nie zauważyłem, że trochę podrósł, wydłużył się, zrobił się nieco grubszy. Odkryłem to przy jakiejś kąpieli. Nie to zresztą.
- A co to ma znaczyć? - niemal wykrzyknąłem. Nikt mnie nie nie przygotował na zmiany, które mają nastąpić.
- Nic. Przygotowuję sobie lepsze, bezpieczniejsze otoczenie.
- Czy to w ogóle jest normalna?
- Jak najbardziej.
- Nie sądzisz chyba, że lepiej będziesz wyglądał w tych kłakach?! Przecież to wygląda potwornie!
- Nie wygląda. Poza tym ty dojrzewasz, ja też.
Po dokładnej inspekcji doszedłem do wniosku, że nie on mi będzie dyktował warunki. Zupełnie mi się nie podobał w tym otoczeniu i trzeba było natychmiast coś zrobić. Ale co? Popatrzyłem na zegarek - była już prawie północ, ale mnie się zupełnie odechciało spać. Jakoś nie byłem przekonany do tych kilkunastu kłaczków. Może trzeba iść z tym do lekarza? Doszedłem do wniosku, że na razie załatwię problem doraźnie a później się zobaczy. Znalazłem starą maszynkę do golenia, gdzieś na półce jakąś żyletkę. Jednorazówek jeszcze nie było, weszły do użytku kilka lat później. Usiadłem na wannie i zabrałem się za egzekucję. Miejsce było trudne, ciężko było zmusić skórę do posłuszeństwa. Zaciąłem się lekko kilka razy ale w końcu, dumny z siebie, dokończyłem dzieła. Wyglądało już porządnie.
- Nie będziesz mi mówił co i jak. Moje ciało należy do mnie, będę sobie robił z nim co chcę - powiedziałem mu, naciągnąłem spodnie od piżamy i poszedłem spać.
Rano obudził mnie przeraźliwy ból w podbrzuszu. Nie tyle ból co pieczenie i swędzenie. czegoś takiego dotąd nie przeżywałem w moim dwunastoletnim życiu. Przerażony, powykręcany, pobiegłem do łazienki i niecierpliwie zdarłem z siebie spodnie. Wyglądało to strasznie. Całe miejsce między pępkiem a nim było czerwone, umazane krwią, w miejscu, gdzie rosły włosy, teraz widniały czerwone brodawki.
- Masz za swoje - wydało mi się, że zaczyna ze mnie szydzić. - Przestrzegałem. Teraz ja mam czyste sumienie a ty - niezły pasztet.
Faktycznie miałem niezły pasztet, zwłaszcza, że niedawno w szkole uczyli mnie o drobnoustrojach, zakażeniach i tym podobnych nieciekawych sprawach. Jedyne, co mogłem zrobić, to przemyć łono ciepłą wodą z mydłem. Po czym, pamiętając przestrogi pani od biologii, że miejsce należy odkazić, chlapnąłem na nie zdrowo ojcowską wodą po goleniu, o głupio brzmiącej nazwie Jucht. Jeśli nie krzyknąłem z bólu to chyba tylko dlatego, żeby nie pobudzić ludzi w domu. Czułem jak mnie wypala niemal do środka. Ból był przeraźliwy i nie ustąpił od razu. W zasadzie tego dnia nie powinienem iść do szkoły, tym bardziej, że jedną z lekcji był wuef. Jak tu ćwiczyć, kiedy każdy ruch sprawia ból? Inna sprawa, że niechętnie siedziałem w domu, zwłaszcza jeśli byli w nim ojciec i matka. Zwłaszcza ojciec.
Odwiedzając kolegów i koleżanki w domach zauważyłem, że u nas panuje nieco odmienna atmosfera. Mniej jest luzu a mój dom bardziej przypomina zakład pracy, gdzie każdy ma wydzielone zadania, z których jest skrupulatnie rozliczany. Każdy błąd czy nieposłuszeństwo było surowo karane. Dotychczas sądziłem, że tak ma być i to jest właśnie słuszne. Do czasu. Kiedyś, podczas jednej z tych epidemii grypy, które potrafiły zdziesiątkować pół klasy, wpadłem do Artura zanieść mu zeszyty i poplotkować trochę. Traf chciał, że siedząc przy łóżku kolegi wykonałem niezgrabny ruch i potrąciłem talerz z niezjedzoną zupą, która zgodnie z prawem Murphy'ego rozlała się po dywanie. Byłem sparaliżowany. U mnie w domu dostałbym na pewno przez łeb, musiałbym natychmiast posprzątać i nie obyłoby się bez kary. Toteż zupełnie irracjonalnie, zamiast natychmiast posprzątać - rozkleiłem się i zacząłem płakać. Artur, który szybko zreflektował się, że ma obok dwa nieszczęścia naraz, sprowadził mamę, która błyskawicznie uporała się z dywanem i wzięła na tapetę mnie.
- Nie przepraszaj. Nic się nie stało, to naturalne, że postawiony w idiotycznym miejscu talerz wcześniej czy później spadnie.
- Ale... - próbowałem się tłumaczyć. Nie płakałem już, ale z oczu dalej leciały mi łzy. I wtedy stało się coś, czego zupełnie nie mogłem pojąć - mama Artura przytuliła mnie i wytarła mi oczy chusteczką. Bałem się tylko, że zacznie o coś pytać, na szczęście obyło się bez tego.
Może to głupie, ale tamta scenę przeżywałem w myślach masę razy. Po raz pierwszy w życiu miałem do czynienia z czułością. Nie taką oglądaną w filmach a jak najbardziej praktyczną. Tamtego popołudnia coś we mnie pękło. Zacząłem zupełnie inaczej oceniać to, co się dzieje w domu. Byłbym może wykonał i dalsze kroki, gdyby nie nadciągające potężne problemy z moim przyjacielem. |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Nie 20:54, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
Jutro??? Hmmm... Obaczym, nie mówię ani tak ani nie. Mam chwilowo pewne kłopoty, powiedzmy, ze źródłami i nie wszystko mogę potwierdzić netem. Człowiek był głupi, że kiedyś, łażąc po muzeach, włócząc się po świecie itp. nie robił sobie notatek. Nie mam pod ręką biblioteki z odpowiednimi źródłami - ale coś się wymyśli. |
|
|
lotosKryś |
Wysłany: Nie 20:34, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
homowy seksualista napisał: |
Jesteście monotematyczni |
czyli jak najbardziej w Twoim typie
Pogłaszczemy, poczochramy ... to choć wierzę, że w samouwielbienie nie wpadniesz, zreflektujesz i już jutro ( a może i dziś ) będziemy cieszyć nasze oczęta kolejnymi opowiadaniami (kontynuacjami a może i czymś więcej)
(I się cholera zawsze przede mną wciśnie a niby papu szedł robić!) |
|
|
pisarek666 |
Wysłany: Nie 20:33, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
Miło wiedzieć, że ktoś zajmuje się czymś pożytecznym, gdy inni śpią. Homowy nie dziw się naszej monotematyczności, opowiadanie świetne to i nalegamy, żebyś go dokończył
Pozdrawiam, Piotr |
|
|