czesq40 |
Wysłany: Czw 21:35, 12 Gru 2013 Temat postu: |
|
Oto druga część opowiadania. Pozdrawiam czytelników i zachęcam do lektury. Może się podobać lub nie.
Czesiek leżał na OIOM- ie., Był podpięty do maszyn, które podtrzymywały go przy życiu. Twarz miał podrapaną, siną i spuchniętą. Paweł stał roztrzęsiony na korytarzu i płakał, trzymał w reku telefon i kluczyki od samochodu Czeska. Postanowił odblokować telefon Czeska i odszukać kogoś bliskiego, by powiadomić ich o zaistniałej sytuacji. Po chwili poszukiwań natknął się na kontakt „siostra” natychmiast nacisnął zielona słuchawkę i czekał na połączenie. Chwilę to trwało, nim ktoś odebrał.
- Mam nadzieję, że masz powód braciszku, skoro dzwonisz o tak wczesnej porze – powiedziała zaspanym głosem kobieta w słuchawce. Wszyscy już śpimy, więc streszczaj się.
- Ja bardzo przepraszam, że dzwonię, mam na imię Paweł przyjaciel pani brata. Pracujemy razem, właściwie dopiero zaczęliśmy. Przykro mi… - zaczął płakać - Czesiek miał wypadek, jest w szpitalu w krytycznym stanie.
Gdy siostra to usłyszała, natychmiast wypytała, w jakim szpitalu są. Nie minęło trzydzieści minut, jak Marzena razem z Damianem wpadli jak burza na korytarz szpitalny. W panice wypytywali o przywiezionego z wypadku chłopaka. Paweł zorientowawszy się, że to o Cześka chodzi, od razu do nich podszedł. Trzęsącymi się rękami oddał komórkę i kluczyki. Powiedział im, że przywiózł go do szpitala, ale nic więcej nie wie. Bał się przyznać, że to za jego sprawą ich brat jest w szpitalu. Po chwili pojawił się lekarz dyżurny przywołany przez pielęgniarkę. Lekarz opowiedział im o stanie pacjenta, że zrobili wszystko, ale trzeba czekać. Marzena poprosiła lekarza, by mogli na chwile wejść do niego, Lekarz zezwolił po prośbach i zapewnieniach Marzeny, że długo nie będą siedzieć. Marzena wraz z bratem weszli do sali. Paweł został na korytarzu, bał się wejść, nie chciał przeszkadzać.
- Co oni ci zrobili braciszku,- powiedziała Marzena, siadając na rogu łóżka - faktycznie los ciebie nie oszczędza – zaczęła płakać, chwyciła brata za rękę. Jej łzy zaczęły spływać po policzku. Nie mogąc powstrzymać histerycznego płaczu, wybiegła z sali. Damian ledwo się trzymał, usiadł na łóżku. Zaczął głaskać brata po głowie. Paweł obserwował wszystko, trzęsąc się nieco, też płakał.
- Czesiu, wiem wszystko, Marzenka mi wszystko powiedziała, że ojciec ciebie wyrzucił z domu. Kocham cię i nic nie zmieni moich uczuć do ciebie. Wiem, że jesteś gejem, i dla tego bałeś się mnie. Ale mnie to wcale nie przeszkadza. To twoja sprawa, jak chcesz kochać i kogo. Dlaczego miałbym się ciebie wyrzec. Słysząc słowa Damiana, Pawłowi przeleciały ciary po plecach, a słowa obiły mu się o uszy potężnym echem. Coo, on jest gejem, dlaczego on mi nic nie powiedział?. Teraz rozumiem.. Zaraz a te pocałunki, może faktycznie on się zakochał, a ja…, co ja narobiłem?. Jednocześnie poczochrał się po głowie. Dlaczego ja mu tego nie powiedziałem, że mi na nim zależy. Czego ja się bałem? Jezu, jaki ja głupi jestem, strasznie głupi.
- Braciszku błagam, wracaj do nas – odezwał się po chwili milczenia Damian – nie zostawiaj nas, nie możesz – ciągną nosem, głaszcząc ciągle brata po głowie.
Damian chwycił bezwładną dłoń brata i ucałował, szepcząc.
- Nie zostawiaj nas, błagam - powtarzał, wtedy się rozpłakał.
Co mi strzeliło do tego pustego łba, że kazałem go pobić. By się odpieprzył? A teraz brak mi go, jego uśmiechu, dotyku, i te jego usta. Ale oni mieli tylko go wystraszyć, a nie prawie zakatować. Paweł nie wytrzymał narastającego coraz bardziej napięcia i uciekł ze szpitala. Marzena po chwili wróciła do sali, gdzie leżał brat, Damian nadal siedział i płakał.
- Marzena powiedz mi, jak można pobić tak człowieka? - Przerywając w pół słowach - za co?.
- To sprawka… na pewno naszego ojca - powiedziawszy te słowa, Marzena znów się rozpłakała.
- Ja tego skurwiela zamorduję, normalnie skasuje mu twarz – chciał wyjść, ale Marzena go powstrzymała.
- Nie! To nic nie da, nic mu nie udowodnimy, a naszemu bratu w tym zdrowia nie wrócisz.
- Coo nie! – Wrzasnął Damian - trzeba mu obić mordę i ostrzec by się do nas więcej nie zbliżał.
- Musimy być przy nim, by czuł się potrzebny i kochany – dodała Marzena.
- Ja wiem, że ostatnio mało ze sobą rozmawialiśmy. Myślałem, że to przez brak czasu. Siostra powiedz mi czy ja taki straszny jestem, że własny brat mnie się boi. Przecież kocham go i nie dałbym mu krzywdy zrobić.
- Wiesz, to że się jest gejem, to nie powód, by się tym chwalić.
Paweł wbiegł zdyszany do swojego pokoju. Padł na łóżko, rozpłakał się. Po chwili wszedł do pokoju jego tato, zawiązując szlafrok.
- Co się stało, synu – spytał, siadając na rogu łóżka.
- Tato…, Czesiek jest w szpitalu, pobili go, przeze mnie – powiedział, podnosząc głos.
- O czym ty mówisz, synu?
- Tato, to przeze mnie!
- Jak to przez ciebie? Co się siało?
- Kazałem go wystraszyć, żeby się odczepił ode mnie, a sprawy wymknęły się spod kontroli i oni pobili go do nieprzytomności.
- Jacy oni, co się stało?- dopytywał się ojciec.
- Czego tato nie rozumiesz? Tato ja go kocham, uświadomiłem sobie to dzisiaj w szpitalu, wiem, że tak jest.
- Ty chyba nie jesteś gejem? - jednocześnie zrozumiał, co się stało.
- Tak, jestem gejem, jak on. A ja głupi wystraszyłem się, zamiast pozwolić mu kochać mnie.
- Skąd wiesz, że jesteś gejem? Może ci się wydaje.
- Tato, ja to czuję, całowałem się z nim i podobało mi się to, chciałem więcej. Rozumiesz?
- Dobrze już dobrze synu. Przede wszystkim ja muszę się do tej myśli przyzwyczaić, że mój syn jest inny…
- Że jest gejem - poprawił go Paweł.
Skoro go kochasz, to wiedz, że nie będziecie mieć łatwo. Ludzie w tym kraju, nie są tolerancyjni. Zawsze widzą innych, a nie patrzą na siebie. To tak jakby mieli i czuli prawo do decydowania o tobie. Będziesz musiał też ponieść konsekwencje swego czynu. Na pewno szpital zgłosił sprawę pobicia na policję. A oni na pewno będą szukać sprawców i jak wyjdzie, że to ty byłeś prowodyrem, to możesz pójść siedzieć. Możesz zostać potraktowany łagodniej, bo nie byłeś karany. Może dostaniesz, wyrok w zawieszeniu. O ile ten chłopak zgłosi sprawę. Ojciec szukał w myślach sposobu pomocy własnemu synowi. Takiej wiadomości się nie spodziewał, była dla niego niemałym szokiem. Przecież kocha syna, i nie będzie mu wybierał, jak ma żyć i z kim. Będzie go wspierał ze wszystkich sił. Przytulił syna mocno do siebie.
- Tato nie ważne, poniosę karę dla niego, należy mi się.
- Będziesz musiał się bardzo postarać, by ci wybaczył.
- Zrobię wszystko, by mi wybaczył. Tato pojedź ze mną do szpitala, proszę, chcę przy nim być.
- Dobrze synu tylko się ubiorę, to pojedziemy.
Weszli razem do szpitala. Siostra Cześka nadal siedziała przy łóżku brata. Paweł wszedł po cichu do sali. Podszedł do łóżka. Marzena z początku nie zwracała uwagi na Pawła. Siedziała w zamyśleniu. Po krótkiej chwili popatrzyła smutnymi oczami na stojącego chłopaka, pokazała gestem, by podszedł bliżej.
- Witaj Pawełku, posiedź z nim, ja muszę iść do domu i zwolnić sąsiadkę, bo została z dziećmi.
- Paweł usiadł na miejscu Marzeny i nim ona wyszła, rozpłakał się.
- Nie płacz Pawełku, on na pewno wyzdrowieje.
- Wiem, pani Marzeno, ale…
- Żadnego, ale… I mów mi, po imieniu. Marzena podeszła i usiadła koło niego.
- Zależy mi na nim…czuję, że go kocham, teraz sobie to uświadomiłem. A to, że on tu leży to przeze mnie.
- Jak, kto przez ciebie? Nie rozumiem.- Marzenie przeszedł dreszcz po plecach, a włosy na głowie jej się najeżyły.
- Bo on wczoraj wyznał mi, co czuje do mnie. Ja też to czułem, ale bałem się, konsekwencji tej miłości. Chciałem go nastraszyć, ale sprawy wymknęły się spod kontroli.
- Takie sprawy załatwia się inaczej, nie pięścią. Pawełku trzeba mieć też wiele odwagi, by się przyznać do takiego czynu.
- Tak strasznie przepraszam, tak strasznie żałuję.
- Pawełku, wiem, że go nie zostawiłeś, że go tu przywiozłeś, więc dla mnie odkupiłeś winy, ale to on musi ci wybaczyć i ty sobie.
- Marzena… Tak bardzo bym chciał cofnąć czas i wyznać mu prawdę, bez względu na konsekwencje.
- No to musisz poczekać, aż wyzdrowieje. Musicie sobie wyjaśnić wiele.
Marzena wyszła, a Paweł siedział przy łóżku ukochanego. Grzegorz nie wchodził do sali, wolał zostać na zewnątrz, tak będzie lepiej. Po kilku minutach koło Grzegorza przechodził lekarz prowadzący leczenie Cześka.
- Panie doktorze, co z tym chłopakiem - wskazał salę gestem głowy, zatrzymując lekarza.
- A kim pan jest?
- Jego pracodawcą dotychczas.
- Nie wolno mi zdradzać szczegółów stanu pacjenta obcym. Mogę jedynie powiedzieć panu, że jego stan jest bardzo ciężki. Więcej już nic nie mogę powiedzieć, przykro mi, tylko rodzinie możemy udzielać jakichkolwiek informacji. Teraz przepraszam, mam wezwanie. Paweł siedział przy łóżku Cześka, nigdzie się nie ruszał na krok. Trzymał za rękę, całował delikatnie.
Z samego rana przyszła Marzena do szpitala posiedzieć przy swoim bracie. Zastała Pawła siedzącego i płaczącego. Podeszła do niego wzięła krzesło stojące obok i usiadła przed nim. Chwyciła dłoń Pawła, pogłaskała delikatnie, popatrzyła mu w zapłakane oczy i powiedziała.
- Nie płacz, to nic nie da i nie przyspieszy leczenia mojego brata a twojego ukochanego.
- Wiem,- odpowiedział Paweł - ale to jest silniejsze, kiedy patrzę na niego, widzę swoją bezsilność, boję się o niego. I tą swoja głupotę – pukając się jednocześnie w głowę.
- Proszę cię bądź silny, dla niego – nalegała Marzena - Siedzieli razem w milczeniu. Około godziny trzynastej, Marzena poszła, pozostawiając Pawła przy łóżku brata. Po wyjściu Marzeny Paweł znów się rozpłakał, czuł się podle. Tak bardzo pragnął cofnąć czas i przytulić Cześka.
Minęło kilka dni, Paweł nie odstępował łóżka ukochanego na krok. Czasami mówił tak, jakby Czesiek coś mógł słyszeć. Któregoś dnia Marzena była świadkiem mowy Pawła do Cześka. Widziała, jak Paweł delikatnie gąbką mył jej brata, poprawiał poduszkę i kołdrę. Marzena się wzruszyła. Pomyślała wtedy, że faktycznie ten chłopak kocha jej brata. Gdy Marzena przyszła następnego dnia rano, znów w szpitalu, zastała Pawła. Weszła do sali, poklepała delikatnie Pawła po ramieniu. Paweł popatrzył na nią, chciał coś powiedzieć, ale Marzena powstrzymała go.
- Słuchaj Pawełku, my przy nim po siedzimy. A ty proszę cię, idź, odpocznij, czemu się tak katujesz. Wiem, że się winisz i nie jest ci łatwo. Popatrz, jak ty wyglądasz. Idź, zjedz, wyśpij się, proszę, posłuchaj mnie.
- Ale ja chcę przy nim zostać.
- Słuchaj, jak nie pójdziesz do domu odpocząć, to zabronię ci do niego przychodzić. Idź i odpocznij.
- Marzena proszę, ja w domu nie wytrzymam.
- Idź do domu - powiedziała stanowczo.
Paweł zmarkotniał, nic nie powiedział, tylko wstał z krzesła i wyszedł ze szpitala. Przeszedł przez parking, minął stojące samochody, oczy zrobiły mu się mokre. Obejrzał się jeszcze, nie miał ochoty iść do domu. Ale rad, nie rad, ruszył w znanym sobie kierunku. Szedł przez miasto jakby nieobecny dla świata. Na nikogo nie zwracał uwagi. W którymś momencie, przeszedł przez pasy na czerwonym świetle. O mało go ciężarówka nie przejechała, ostro hamując przed pasami. Nie słyszał nawet bluzgów i epitetów, które kierowca krzyczał w jego kierunku. Nie pamiętał, jak dotarł do domu, do swojego pokoju. Jego rodzice wołali go, by z nimi po rozmawiał. Przeszedł obok nich jakby w transie. Postanowili pójść za nim. Po chwili weszli do pokoju. Paweł stał na środku swojego pokoju zamyślony, patrzył w jakiś nieokreślony punkt.
- Paweł, Paweł, ej synu - Paweł nagle wyrwał się zamyślenia.
- Coo?
- Ja ci dam co.
- Mamo, gdzie są płótna do malowania? - Spytał zmarkotniały.
- Po co ci?
- Chcę namalować obraz dla Cześka.
- Idź na strych, są tam, gdzie je postawiłeś, odkąd przestałeś malować.
Paweł zniósł płótno i sztalugę, postawił w swoim pokoju.
- Pawełku, co u Cześka?- Spytała po chwili mama, widząc, w jakim stanie jest syn.
- Nic… nadal nieprzytomny – zamknął oczy i spuścił głowę – martwię się o niego - ojciec podszedł do niego i mocno go przytulił. Wtedy Paweł się popłakał, ojciec mógł tylko uspakajać i przytulać syna. Po chwili Paweł otrząsnął się.
- Tato, zostawcie mnie teraz samego, chciałbym zostać sam.
- Na pewno synu – spytał ojciec.
- Tak, na pewno – potwierdził cicho Paweł.
Rodzice wyszli z pokoju syna, a on siedział po turecku przed białym płótnem i zastanawiał się, co namalować. Po dłuższej chwili obserwacji zasłonił okno i poszedł się położyć. Mimo zmęczenia długo nie mógł zasnąć, przewracał się z boku na bok. W końcu usnął. Źle mu się śniło. We śnie widział to samo zdarzenie. On nic nie może zrobić. Czuł, jakby zatrzymywała go niewidzialna ściana. Mimo że walił w nią pięściami i kopał nogami. Obudził się wcześnie rano z krzykiem, spocony. Popatrzył na zegarek, przeklną pod nosem, czemu ten czas tak powoli leci. Wstał, poszedł się odświeżyć, szybki prysznic potem, przebrał się w czyste ubrania. Zszedł na dół. W kuchni zastał całą rodzinkę, popatrzeli na niego jak na zjawę.
- Co tak patrzycie, co, coś nie tak? Mamuś daj coś zjeść – powiedział Paweł, siadając w końcu stołu.
- Wszystko porządku synu, martwimy się twoim stanem – odparł tato.
- Nie musicie się martwić, nic mi nie jest.
- Martwimy się, bo źle wyglądasz – pocieszała go mama.
- Martwię się o Cześka – w tej samej chwili w oczach pojawiły się łzy.
- Boże, synu nie martw się, wszystko będzie dobrze – uspakajała go mama, przytulając jednocześnie.
Mama uszykowała mu kanapki takie, jak lubił. Paweł zjadł, wypił kawę i udał się do swojego pokoju. Wyciągnął z szafki farby olejne, które kupił jakiś czas temu. Paweł lubił malować, zawsze go to odprężało i uspakajało, ale ostatnio długo nie malował. Nie czuł potrzeby. Jego malowidła podobały się wszystkim, każdy podziwiał jego talent. Oczyścił, zagruntował podłoże i zabrał się do pracy. Zajęło mu to trzy godziny. Kiedy skończył, usiadł przed swoim dziełem i patrzył. Na płótnie wysokości metra a szerokości metr osiemdziesiąt. W dalszym planie widniał piękny zachód słońca nad morzem. Bliżej nas wysoko na skarpie siedziało na trawie dwóch chłopaków koło siebie. Obejmowali się w pasie, patrzyli na ten piękny widok. Czuło się z tego widoku, że ci dwaj się kochają, że łączy ich wielka i wspaniała miłość. Spokojny i zadowolony znów się położył. Nie spał, zatopił się w marzeniach. Wieczorem zjadł zmuszona kolację. Wrócił do swojego pokoju, w którym został do rana. W nocy śniło mu się, że chodzi po pięknej plaży z Cześkiem, są objęci i szczęśliwi, nikt na nich nie zwraca uwagi, nikomu nie zawadzają. I nagle ktoś wyrywa go z tego pięknego snu.
- Paweł wstawaj i chodź na śniadanie – powiedziała siostra, szarpiąc brata za ramię.
- Ale miałem taki piękny sen i po co mnie budzisz, nie jestem głodny.- oburzył się Paweł.
- Piękny obraz namalowałeś – powiedziała Nikol, zauważając stojące w rogu pokoju płótno.
- Patrz, ile chcesz, ja muszę lecieć, tylko ani słowa rodzicom – pokiwał palcem na odchodne siostrze Paweł – a teraz na chwile wyjdź, muszę się ubrać, później sobie popatrzysz. Paweł poszedł się odświeżyć, potem szybko się ubrał.
Szybko zbiegł po schodach, nim zdążył wyjść z domu, zawróciła go mama.
- Paweł wróć się! Zjedz najpierw śniadanie, to dopiero pójdziesz.
- Oj mamo nie jestem głodny, ja muszę iść, on na mnie czeka – niecierpliwił się Paweł.
- Poczeka, nigdzie ci nie ucieknie. Mówiłeś przecież, że leży nieprzytomny. Siadaj i bezdyskusji!
Zaraz po śniadaniu Paweł poszedł do szpitala. Chciał przy Cześku po siedzieć, potrzymać go za rękę. W szpitalu był częstym gościem, czasami nie wracał na noc do domu, tylko czuwał. Któregoś dnia pod słuchał rozmowę lekarza z Marzeną.
- Panie doktorze długo on tak będzie nieprzytomny? Kiedy wreszcie z nim będzie jakiś kontakt?
- Nie wiem, proszę pani – odpowiedział doktor - już powinien się wybudzać, my już nie utrzymujemy śpiączki farmakologicznej, bo nie ma takiej potrzeby. Nie rozumiem tego. To tak wygląda - lekarz podrapał się po głowie - jak by nie chciał do nas wracać. On po prostu nie chce dalej żyć. W tej chwili trzeba czekać, my zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.
- Ile mamy czekać?- Martwiła się Marzena.
- Nie wiem, proszę pani, to on musi chcieć wrócić. Teraz to państwo musicie przy nim być i pokazać, że go kochacie, że wam na nim zależy. Przepraszam, ale muszę iść, obowiązki wzywają.
Marzena poszła do sali, gdzie leżał jej brat. Paweł wszedł po cichu za nią. Marzena usiadła na brzegu łóżka, chwyciła brata za rękę, chwile milczała.
- Braciszku błagam cię, wracaj do nas,- zaczęła chlipać - tu są ludzie, którzy ciebie kochają i na ciebie czekają. Nie zostawiaj nas, nie możesz. Czeka ktoś jaszcze bądź pewien. Musisz zobaczyć miejsca, w których jeszcze nie byłeś. Błagam cię braciszku, włóż wszystkie swoje siły i wracaj.
Paweł nie wytrzymał, wyszedł z sali. Poszedł do dyżurki pielęgniarek, poprosił o czystą kartkę i długopis. Postanowił napisać list do ukochanej osoby, cokolwiek się stanie i czy mu Czesiek wybaczy, czy nie, ale musi to zrobić.
Witaj kochany
Wiem, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać, i wcale się nie zdziwię. Czesiu, kiedy pierwszy raz ciebie zobaczyłem na tym parkingu, od razu mi się spodobałeś. Wskazałem ci drogę do biura i ty poszedłeś, jeszcze się obejrzałeś. Wtedy i ja się obejrzałem, a ty się uśmiechnąłeś, zrobiłeś na mnie niesamowite wrażenie. A kiedy ojciec kazał mi się tobą zaopiekować i wprowadzić w szczegóły ucieszyłem się. Pragnąłem być przy tobie jak najdłużej. Rozmawiało mi się z tobą niesamowicie. Mogłem cię słuchać cały czas i te piękne dołeczki, kiedy się uśmiechasz. A ten nasz pierwszy pocałunek w łazience, był dla mnie najwspanialszym uczuciem. Twoje ciało mnie onieśmielało. Po ostatnim pocałunku chciałem ci się rzucić na szyję i zostać w twoich ramionach na wieki. Jak ciebie blisko mnie nie było, to było mi brak twojej bliskości, twoich ust. Jednak nadal bałem się tego uczucia, nie rozumiałem co się ze mną dzieje, nie wiedziałem, co zrobić. Bałem się reakcji bliskich, jak oni to przyjmą. A kiedy kazałem ci wyjść, czułem się podle. Oni mieli cię tylko nastraszyć, byś zwolnił i przestał na mnie napierać. Niestety stało się coś strasznego, czego bardzo żałuję. Błagam cię z całego serca i duszy, ze wszystkich sił, wybacz mi, tak bardzo żałuję. To, co do ciebie czuje to, czego nie da się określić, to jest coś, czego sam nie mogę pojąć. To miłość, która trwa. Prócz ciebie nigdy nie pokocham nikogo innego, tak mocno.
Twój na zawsze Paweł
Przeczytał jeszcze raz. Ładnie złożył, oddał długopis i poszedł do sali, gdzie leżał Czesiek. Nikogo nie było. I tylko te uporczywe pikanie maszyn, których się bał. List położył na szafce, pocałował Czeska w czoło i wyszedł ze łzami w oczach. Cześkowi zeszły siniaki i opuchlizna, wyglądał teraz o niebo lepiej. Paweł któregoś dnia zauważył, że jego ukochany się wybudza, otworzył powoli oczy i rozglądał się nerwowo po sali. Paweł usunął się lekko w bok, by Czesiek go nie zauważył. Wtedy poszedł zawiadomić lekarza, a potem zawiadomił Marzenę. Po jakimś czasie przyszła Marzena. Kazała iść mu do domu i zaczekać na wiadomości. Niechętnie się zgodził, ale poszedł. Wiedział, że mógłby narazić Cześka na stres. Marzena weszła do sali i zobaczył,a jak lekarz bada wzbudzonego brata, ucieszyła się tym widokiem. Po kilku minutach lekarz wyszedł i Marzena z Cześkiem zostali sami. Siostra podeszła do łóżka brata, złapała za dłoń i ucałowała.
- Witam cię braciszku, wreszcie - chciał odpowiedzieć, ale nie mógł.
Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej, rozmawiał dużo siostrą. A szczególnie się ucieszył, gdy odwiedził go brat. Rozmawiali ze sobą bardzo dużo, a na pytanie o Pawła i tamtą noc milkł i smutniał. Dlatego temat Pawła w obecności Cześka był nierozpoczynany. Paweł ucieszył się, że Czesiek faktycznie się wybudził i jest z nim coraz lepiej. Przychodził do szpitala, by chociaż popatrzeć na ukochaną osobę. Któregoś dnia dowiedział się, że Czesiek nie chce o nim słyszeć. Paweł posmutniał, stracił ochotę, na cokolwiek. Postanowił jednak, że odważy się i porozmawia z Cześkiem. Marzena po długich wahaniach dała bratu list od Pawła, Na początku nie chciał go przeczytać, ale po namowach rodziny przeczytał dokładnie kilka razy. Po przeczytaniu zaczął bić się z myślami. Co on sobie wyobraża? Że co, rzucę mu się na szyję i powiem mu, jak bardzo go kocham. Najpierw w głowie mi zawrócił, rozkochał w sobie, a potem, co, stchórzył i kazał mi wlać. Zaczął płakać i zadawać sobie pytanie. Za co to było, że chciał się podzielić swoją miłością z inną osobą. Siostra i brat patrzeli na reakcje brata. Nie próbowali go uspokajać, pozwolili mu się wypłakać. Po chwili do sali wszedł Paweł. Marzena szturchnęła Damiana, by wyszli, nie chciała przeszkadzać. Niech sobie pogadają, może to im pomoże. Paweł i Czesiek zostali sami. Milczeli. Żaden z nich nie potrafił zacząć pierwszy rozmowy. Pawłowi zaczęły płynąć łzy, podszedł do łóżka i usiadł na brzegu. Zastanawiał się, co ma powiedzieć, jak z Cześkiem rozmawiać. Wiele razy układał sobie w głowie, jak ma przeprowadzić tę rozmowę. Ale rzeczywistość potrafi być inna.
- Czego tu chcesz, mało ci – oburzył się Czesiek.
- Czesiu wybacz mi, proszę, jestem tchórzem tak, ale tak naprawdę jesteś dla mnie ważny.
- O, czym ty kurwa mówisz! Ważny, nie widzisz, przez ciebie leżę w szpitalu.
- Dlatego błagam o wybaczenie - odpowiedział po chwili wahania.
- Co mam ci wybaczać? Że zagrałeś mi na uczuciach! Że przez ciebie mnie pobili. Coś ty chciał tym osiągnąć?
- Teraz wiem, że ciebie kocham – wypowiadał te słowa łamiącym się głosem.
- Tak jasne, wierzę ci, bo muszę.
- Ale ja na prawdę ciebie kocham.
- Kiedy ja próbowałem wyznać ci miłość, to ty mnie odrzuciłeś, kazałeś mi wyjść, teraz ci się odwidziało?!
- Ale ty mi nie powiedziałeś, że jesteś gejem.
- A, co miałem napisać ci list! Czy sms-a wysłać? A może miałem sobie na czole wypisać, że jestem gejem. Czym według ciebie miałem się chwalić, cooo?
- Kochanie nie wiem
- Nie mów mi kochanie!- Wykrzyczał Czesiek - nie jestem twój, rozumiesz!
- Wiem, ale bardzo bym tego byś był moim chłopakiem.
- Raczej wątpię, że tak będzie, już mi nie zależy na tobie - prawda była inna.
- Czesiu nie mów tak, teraz jestem pewien uczuć do ciebie, ja ciebie naprawdę kocham.
- A co ty sobie wyobrażasz, że cooo, rzucę ci się na szyję i powiem ci, jak bardzo cię kocham. Nie licz na to. Co wystraszyłeś się swojego czynu, że ciebie wsadzę za kratki? Nie, nie bój się, nie zrobię tego, na tym też mi nie zależy.
- To jak mam ci udowodnić, że naprawdę cię kocham, że mi na tobie zależy.
- Nie, nie musisz mi nic udowadniać. Mnie nie zależy na tobie i wyjdź, nie mogę na ciebie patrzeć.
- Błagam cię, uwierz mi. Chce być z tobą i kocham cię.
- O, czym mam z tobą gadać, co… przed nami przyszłości nie ma i nie ma nas. Już mnie nie pociągasz – skłamał – odejdź.
- Czesiek przepraszam.
- Ty, co myślisz, że jedno słowo przepraszam, wszystko załatwi.
- Ja wiem, że nie, ale wierz mi… ja tego żałuję.
- Wynocha! Zejdź mi z oczu.- Wykrzyknął zdenerwowany, a sam odwrócił twarz tak, by Paweł nie zobaczył łez w jego oczach.
Paweł wybiegł z sali z płaczem. Wiedział, że stracił ukochaną osobę, której mógł zaufać, która by odwzajemniła jego miłość. W drodze do domu postanowił jednak, że postara się walczyć. Że postara się, ze wszystkich sił odzyskać to, co stracił, prawdopodobnie na zawsze.
Czesiek po wizycie Pawła poczuł się źle, zmarkotniał, tak naprawdę darzył uczuciami Pawła, ale był w wielkiej rozterce.
Paweł wszedł do domu smutny i załamany, tym, że jego ukochany wyrzucił go ze szpitala, że nie chce z nim rozmawiać. W tej chwili znikły z jego oczu te wesołe iskierki. Zabrakło tej wesołości. Przestało mu na czymkolwiek zależeć. Pragnął być blisko Cześka, lecz nie mógł. Gdy wszedł do domu, nie chciał obiadu. Udał się do swojego pokoju, chciał zostać sam. Pozostał tam do następnego dnia, w ogóle z niego nie wychodził.
Z dnia na dzień Czesiek czuł się coraz lepiej, zaczął chodzić po korytarzu, nabierając sił. Kilka dni później został wypisany ze szpitala. Paweł wiedział, dzięki Marzenie, co u Cześka, dzwoniła do niego, codziennie. Paweł chodził po mieście z nadzieja spotkania ukochanego. Któregoś dnia doczekał się. Czesiek wyszedł na space,r lekko kulejąc na prawą nogę. Był ubrany w krótkie spodenki te same, co mu się podobały i T-shirt. Było gorąco, żar lał się z nieba niemiłosierny. Paweł szedł jakiś czas za nim, szukał sposobu, by porozmawiać z nim. Kiedy Czesiek usiadł w cieniu na ławce w parku. Paweł podszedł i usiadł koło niego.
- Czego za mną łazisz? Myślisz, że nie wiem, to ci nic nie da.
- Chcę, żebyś mnie wysłuchał i wybaczył, abyś mi uwierzył, że mi zależy.
- Skończ pierdolić mi takie farmazony. Co ty sobie myślałeś, że mi przeszło, że zapomniałem ból, jaki odczuwałem, kiedy mnie kopali?
- Powiedz mi, jak mam ciebie do siebie przekonać, czemu mi nie wierzysz.
- Bo ci nie wierzę, nie broniłeś mnie, stałeś tylko i patrzyłeś. Coś ty chciał tym osiągnąć?
- Nie wiem, co mi strzeliło do głowy.
- Nawet mi nie pomogłeś.
- Nie prawda, pomogłem ci, zawiozłem cię do szpitala.
- Tak, tak już ci wierzę, dobry bajer to pół sukcesu.
- Uwierz mi, że tak było.
- Człowieku zejdź mi z oczu, nie chcę cię znać.
- Czesiek błagam, zaufaj mi.
- Cooo? Ja mam ci zaufać, ciebie pogięło!. Ufałem ci, ale to ty wszystko spieprzyłeś. Zraniłeś mnie, a teraz chcesz, bym ci zaufał, rzygać mi się chce, a w ogóle… Skończ, nie wierzę ci i tyle Weź się, ode mnie odczep i nie łaź za mną. Już ci mówiłem, nas nie ma i nie będzie zrozum to wreszcie. Nie zaufam ci, bo nie wiem co ci jeszcze strzeli do głowy. - Paweł zaczął płakać, że rozmowa nic nie pomogła, że Czesiek mu nadal nie wybaczył.
- Czesiu błagam, wybacz mi.
- Nie rycz, twoje łzy mnie nie wzruszają, tylko się ośmieszasz – dodał, wstając z ławki.
Zostawił Pawła płaczącego samego na ławce. Nim się Czesiek oddalił, Paweł błagał, by mu uwierzył, że mówi prawdę, że go kocha. Nie zwracał uwagi na przechodzących ludzi.
Paweł próbował kilka razy, w różny sposób kontaktu z Cześkiem, wszystko na nic. Zaczął zamykać się w sobie, coraz rzadziej wychodził z pokoju. Przestał dbać o siebie. Rodzice zaczęli się niepokoić stanem syna. Widzieli, że Paweł się załamuje, nie je i nie pije. Którejś nocy słyszeli rumor w pokoju Pawła, szybko pobiegli w kierunku pokoju syna. To, co zobaczyli, było smutnym widokiem. Płyty cd i ubrania porozrzucane, Paweł siedział w kącie i płakał, mamrocząc pod nosem.
Z samego rana rodzice Pawła zadzwonili do Marzeny, by z nią poważnie porozmawiać. W tym samym czasie Czesiek został w domu z księżniczkami. Nie miał ochoty na zabawy z nimi, czuł się podle, było mu smutno. Chodził po mieszkaniu, bijąc się z myślami. Rozmowy z Marzeną nie wiele dały, brat nie chce z ich synem rozmawiać. Paweł nie spał już kolejną noc, leżąc na połamanym łóżku. Zwijał się do pozycji embrionalnej, patrzył w jakiś punkt w pokoju, cały czas płacząc.
Czesiek przestał wychodzić z domu, siadał przy oknie i patrzył w dal. Potrafił tak siedzieć cały dzień, nie jedząc i nie pijąc. Czasami snuł się po mieszkaniu bez jakiegokolwiek celu. Jego siostra zauważyła, że mimo niechęci do Pawła też cierpi straszne katusze. Za nic się nie przyzna, że jest mu ciężko, że jest inaczej. Minęło trzy miesiące od wypadku, stan obu chłopaków pogarszał się. Każdy z nich inaczej przeżywał rozterkę. Paweł cały czas płakał, mało spał. Nic nie pomagało żadne słowo, żaden gest. Nie pozwalał nikomu wejść do swojego pokoju. Czesiek nikogo do domu nie wpuszczał, nie wiele sypiał. Z jego okna roztaczał się piękny widok zielonej łąki, na której był niewielki stawik, przy którym zawsze kręcili się jacyś ludzie. A potem het aż po horyzont pola. Patrzył, jak by tam szukał odpowiedzi na nurtujące go pytanie, jak by tam mógł ją znaleźć. Od czasu do czasu, spływały mu łzy po policzkach. Mocno przeżywał brak Pawła, a zarazem go nienawidził. Czekał na jakiś głos, gest, który dałby mu spokój, ukojenie bólu, który rozdzierał mu serce. Któregoś popołudnia Paweł chyłkiem uciekł z domu, uciekał, jakby jego dom był wiezieniem. Byle dalej jak najdalej. W tej samej chwili Czesiek obudził się z letargu. Poszedł do łazienki, przemył twarz, popatrzył w lustro. Rozpoznał się z trudem. Opuchnięte oczy, czerwone z niewyspania i płaczu
Nagle odezwał się dzwonek przy drzwiach. Nie chciał otworzyć, na nikogo nie czekał. Ktoś za drzwiami był nie ustępliwy, nadal dobijał się do drzwi. W końcu zdenerwowany ciągłym dobijaniem się poszedł otworzyć. Marzena nie czekając na zaproszenie brata, weszła do mieszkania. Skierowała swoje kroki do kuchni. Czesiek zamknął drzwi wejściowe i wolnym krokiem poszedł za nią. Gdy wszedł do kuchni Marzena stała przy oknie.
- Przyszłam pogadać, o tobie i o Pawle. Nie wychodzisz z domu, jak widzę, nie sprzątasz i nie jesz. Popatrz na siebie, jak ty wyglądasz.
- Ja nie mam, o czym gadać i daj mi spokój – zaprotestował.
- Jest, o czym.
- Nie ciekawym.
- Ciekawyś czy nie, posłuchaj, bo to ważne.
- Ale mnie to nie interesuje, proszę, zostaw mnie samego! – wykrzyczał słowa jednym tchem, a w oczach pojawiły się łzy.
- Chcesz czy nie i tak mnie wysłuchasz.
- Daj spokój, nie chcę o nim słyszeć. A w ogóle nie ma, o czym gadać.- Czesiek chciał odejść, by nie słuchać siostry. Marzena złapała brata za nadgarstki, przyciągnęła bliżej siebie. Prawa ręką złapała za podbródek i podniosła głowę. Popatrzyła mu w jego smutne oczy, przez chwile i dodała.
- A powinno. Słuchaj, to on ciebie wyratował, to on ciebie zawiózł do szpitala - powiedziała jednym tchem siostra. - Lekarze mówili, że przyniósł cię na rekach, strasznie krzycząc. Lekarze przez chwilę zastanawiali się, kogo mają ratować, ale kiedy zobaczyli cię, od razu zabrali na oddział ratunkowy. Czesiu, gdyby on ciebie wtedy nie przywiózł, nie żyłbyś dziś, rozumiesz. Byłeś w bardzo poważnym stanie. A do tego czuwał nad tobą, siedział przy tobie w szpitalu cały czas. Nawet jak go wyganiałam do domu, to nie chciał mnie posłuchać. Przyznał mi się pierwszego dnia, że to on namówił tamtych. Doceniam jego odwagę, że mi się przyznał. On tak naprawdę ciebie kocha. Widać to, to jest w jego oczach. On nie udaje, uwierz mi. Zrób coś, widzę przecież, że cierpisz, mnie nie oszukasz.
- Jak to on… nie rozumiem… to on mnie uratował, ale przecież… - popatrzył na siostrę, z jego oczu popłynęły łzy.
W tej samej chwili zrzucił to, co było na stole na podłogę. Stojące na nim nie pomyte kubki i talerze rozsypały się z hukiem po podłodze i potłukły. Zaczął krzyczeć i płakać. Złapał się za włosy, usiadł na podłodze, płakał i walił pięściami, a siostra przytulała go i gładziła po plecach. Trwało to dłuższy czas, nim się uspokoił. Nagle podniósł się i bez słowa poszedł do łazienki. Rozebrał się, wziął długi i gorący prysznic, pod którym również się popłakał. Zakręcił wodę, wyszedł z kabiny, i nie wycierając się, umył zęby. Nie golił się jeszcze, bo zarost jakoś nie bardzo mu rósł. Przepasł się ręcznikiem i poszedł do pokoju się ubrać. Ubrał się, tak jak lubił, dopasowane jeansy, t-shirt oraz niebieską cienka bluzę z kapturem. Na nogi białe skarpety i adidasy. Poprawił się jaszcze przed lustrem i skierował swoje kroki ku drzwiom wyjściowym.
- Dokąd to o tej porze - spytała zaniepokojona siostra, że wychodzi w takim stanie.
- Idę kogoś odzyskać, póki nie jest za późno, bo zwariuję. Tak siostra masz rację, kocham go. Jeszcze trochę bym oszalał.
Wychodząc z mieszkania, trzasnął drzwiami. Marzena siedząc nadal w kuchni, zaczęła mówić sama do siebie.
- Idź, idź braciszku, szukaj jej, obyście się kochali tak ja z mężem, za którym tak strasznie tęsknię. Niech wasza miłość rozkwita ponad to wszystko.
Idąc szybkim krokiem do domu Pawła, zauważył z daleka leżącego na chodniku jakiegoś gościa. Na pewno jakiś pijak pomyślał, zachleje się taki, a potem śpi, gdzie popadnie. Zbliżywszy się bliżej, zauważył, że to młody chłopak. W pierwszej chwili z powodu słabego światła ulicznego nie rozpoznał, kto to. Mijając go, rozpoznał w nim osobę, którą darzył uczuciem. Podszedł do niego i z trudem podniósł z chodnika. W tej samej chwili wypadła Pawłowi butelka po wódce, w której zostało, co nieco. Upadając na chodnik, stłukła się z brzękiem. Czesiek przełożył przez głowę jego ramię, a drugą ręką złapał Pawła w pasie i ruszył w drogę do domu. Otworzył im ojciec Pawła.
- Mój Boże gdzie ty go znalazłeś, wchodź i zaprowadź do jego pokoju – mijając Krystynę, Czesiek spojrzał na chwile w jej oczy. Kobieta przeraziła się tym, co zobaczyła.
Były przepełnione głębokim smutkiem, ziała z nich pustka.
- Taki sam wyraz oczu ma nasz syn. Boże, Boże, jakie to trudne tak kochać, jedno bez drugiego usycha.
Czesiek z trudem wniósł Pawła do jego pokoju, położył na jego zdemolowanym łóżku. W świetle z korytarza, Czesiek zauważył ogromny bałagan w pokoju. Zamknął drzwi, przysunął bliżej łóżka fotel i usiadł w nim. Siedząc, obserwował śpiącego Pawła, usnął. Obudził się wcześnie rano. Paweł nadal spał, od tamtej pory jak go położył, nie zmienił pozycji. Czesiek wstał z fotela, zdjął bluzę oraz adidasy i położył się koło Pawła. Leżąc, patrzył, jak śpi. Paweł wydawał się taki niewinny, spokojny i słodki. Długo obserwował śpiącego chłopaka. Gdy Paweł się zbudził, zobaczył leżącego koło siebie Cześka. Długo patrzył, nim się przekonał, że to prawda, a nie zjawa. Po chwili uśmiechnął się delikatnie, dotknął jego twarzy, jakby nadal nie wierzył. Pogładził Czeska po włosach, dotknął jeszcze raz jego twarzy. Przysunął się bliżej, obejmując Cześka ramieniem. Po krótkiej chwili Paweł pocałował go delikatnie w usta i powiedział prawie szeptem.
- Nie wierzyłem własnym oczom, gdy się obudziłem, myślałem, że to nadal sen. A to nie sen, to ty naprawdę ty.- Uśmiechnął się szeroko.- Zostaniesz ze mną? Proszę, błagam, nie zostawiaj mnie – posmutniał. - Nie dam rady żyć beż ciebie, nie zależy na życiu, jeśli w nim cię nie ma.
- Zawróciłeś mi w głowie, budząc we mnie uczucie. Zacząłem się w tobie zakochiwać. A potem – na chwile zwiesił głos – bum. Zostałem zraniony, bo ty się bałeś. Pobili mnie…i to przez ciebie. Tylko, dlatego że chciałem cię kochać. Bałeś się, czego miłości.
- Proszę, wybacz mi – Pawłowi stanęły łzy w oczach.
- Zamilcz. Byłem zły na ciebie. Nienawidziłem ze wszystkich sił, za to, co mi zrobiłeś. A jednocześnie kochałem cię i strasznie tęskniłem. Ten czas, odkąd przeczytałem list od ciebie, życie stało się dla mnie udręką. Nie jadłem, nie spałem, a jak zasnąłem, to śniłeś mi się. Cierpiałem strasznie, myślałem, że zwariuję. Każda sekunda była minutą, każda minuta godziną, każda godzina dniem. Usychałem z tęsknoty, rozumiesz. Zaczarowałeś mnie i nie wiem, jak.
- Wybacz mi, proszę. Zraniłem cię, bałem się tak. Tak strasznie tego żałuję – w tej samej chwili się rozpłakał. A ja tak samo, jak ty – mówił przez łzy - od pierwszego wejrzenia zakochałem się bez pamięci. Jaki ja jestem głupi i ślepy.
- Nie jesteś głupi. Co do drugiego, trzeba by się zastanowić.
- Jestem głupi, bo nie rozumiałem tego, co się działo w moim sercu, tak bardzo cię przepraszam, że tak postąpiłem – znów rozpłakał się.
- Nie płacz, przyszedłem tu, bo chciałem. Chcę spróbować jeszcze raz, tylko nie wiem czy ci zaufać.
- Błagam, zaufaj mi – zaczął błagać Paweł.
- Zobaczymy, na razie jest tu i teraz. Czas pokaże.
- Naprawdę zostaniesz ze mną, na zawsze?- pocałował Czeska takim pocałunkiem, że obu przeszedł dreszcz. Po chwili znów się pocałowali, ale tym razem był to namiętny i długi pocałunek. Taki intensywny taki, jakiego obaj pragnęli. Przywarli ciałami do siebie i cały czas całowali się. Byli siebie naprawdę spragnieni.
- Choć coś ci pokażę - powiedział Paweł, przerywając.
- Co takiego? - spytał Czesiek, a Paweł wskazał ręką obraz stojący w rogu pokoju.
Czesiek usiadł na podłodze i podziwiał dzieło. Paweł usiadł przy nim, obejmując go ramieniem. Siedzieli i patrzeli w milczeniu.
- Ty to namalowałeś, dla kogo?
- Dla ciebie, bo ciebie kocham. Namalowałem go, jak twoja siostra zagroziła mi, że jak nie pójdę odpocząć to, mi zakaże przychodzić.
- To ty siedziałeś koło mnie w tym szpitalu?- Udawał zaskoczenie.
- Nom, ile tylko mogłem.
- Wariat jesteś. Wiem, siostra mi powiedziała, że siedziałeś przy mnie.
- Namalowałem, bo czułem taką potrzebę. Malowałem to, co czułem. A co czułem, dobrze wiesz.
- Tak wiem.
Po chwili rozległo się ciche pukanie do pokoju i po sekundzie weszli rodzice Pawła.
- A wy, co tak siedzicie na podłodze.
- Patrzymy na dzieło Pawła – odpowiedział Czesiek. - Po chwili obaj wstali.
- Ale to jest piękne – dziwowała się mama – kiedy ty to namalowałeś? - Mama Pawła patrzyła na obraz z wielki podziwem.
- Oj mamo czy to ważne, ważne, że namalowałem.
- Ale namalowałeś pięknie - pochwalił go Czesiek.
- Ważne, że dla najważniejszej osoby mojemu sercu – uśmiechając się, promieniał.
- No wariat
- Tak, ale z miłości.
- Synu, z tej miłości i strachu popełniłeś głupotę. Zraniłeś osobę, którą kochałeś. O mało nie doszło do tragedii. Przez ciebie synu – powiedziała mama. Postąpiłeś bardzo, ale to bardzo głupio. Zamiast przyjść i porozmawiać z nami. Nie jesteśmy tylko twoimi rodzicami, ale także przyjaciółmi. Gdybyś pomyślał, choć trochę. Nie doszłoby do tego. A teraz chodźcie coś zjeść, bo na pewno głodni jesteście.
- No mamuś i to strasznie. Tylko zrób mi najpierw coś do picia, bo pic mi się chce.
- Nie podlizuj się – masz u mnie kreskę.
- No Pawełku, masz nauczkę. Żeby uważać na swoje czyny. Najpierw trzeba pomyśleć.
- Tak tato.
Rodzice zostawili ich, a po chwili i oni zeszli do kuchni.
W kuchni, na stole na talerzu leżały kanapki a w kubkach gorąca herbata z rumem, tylko dla nich. Szybko zjedli, podziękowali i udali się do pokoju.
- Leżeli do wieczora na łóżku, rozmawiając. Po chwili Paweł wstał. Poszedł wziąć prysznic. Czesiek leżał na łóżku i zastanawiał się jak to będzie. Po chwili wrócił do pokoju przepasany ręcznikiem. Przebrał się szybko w czyste ciuchy. Zakładając adidasy, zwrócił się do leżącego na łóżku Cześka.
- Czesiu pójdziemy do ciebie?.
- A chcesz iść?
- No pewnie, zobaczę, jak mieszkasz.
- Jeśli chcesz, to zapraszam.
Rodzice Pawła ich nie zatrzymywali, niech idą, niech się cieszą sobą. Skoro osobno są nie szczęśliwi to razem będą. Idąc, rozmawiali, to znów milczeli. Czuli się dziwnie. Czesiek wpuścił pierwszego Pawła do swojego mieszkania.
Paweł rozejrzał się po mieszkaniu, ale swoje kroki skierował do sypialni. Usiadł na łóżku i kiwnął przywoławczo głową Cześkowi, by usiadł koło niego. Czesiu podszedł powoli do łóżka, patrząc mu przy tym w oczy i usiadł koło Pawła. Paweł zbliżył twarz do twarzy Cześka, siedzieli tak przez chwilę. Ich oddechy przyspieszyły i mieszały się, patrzeli sobie w oczy. Wreszcie ich usta powoli się złączyły, w soczystym i mocnym pocałunku. Całowali się, delikatnie pieszcząc nawzajem. Paweł zaczął powoli rozbierać Cześka, zdjął mu najpierw bluzę, potem koszulkę. Po chwili Czesiek zrobił to samo. Zostali tylko w spodniach, nadal się całując. Ich języki wirowały ze sobą. Całowali się tak intensywnie, że tracili oddech i na nowo łapali. Kiedy wreszcie przerwali, Czesiek zaczął rozpinać pasek u spodni Pawła. Potem guzik pozostawił go tylko w samych bokserkach. Czesiek ułożył Pawła na łóżku, położył się na nim. Po chwili namiętnych pocałunków zszedł do szyi potem sutki, delikatnie i powoli, nie spiesząc się, potem niżej. Paweł drżał na całym ciele, oddech mu się przerywał od pieszczot, jakie dawały mu usta jego kochanka. Po chwili Czesiek zajął się tym, czego pragnął. Zaczął ssać i przygryzać penisa Pawła przez bokserki. Pawłowi oddech przyspieszył jeszcze bardziej. Najlepsze dopiero miało nadejść, Czesiek zdjął bokserki Pawła, i jego oczom ukazał się piękny widok, nie za duży, nie za mały penis. Jemu się podobał. Pochwycił go w usta, smakował tak niesamowicie, śluz, który spływał z czubka, miał słodko kwaśny smak. Paweł zaczął pojękiwać i wić się, pod wpływem rozkoszy, jaką w tej chwili dawał mu Czesiek. Jego język wirował wokół jego napletka. Po chwili lizał mu jądra i znów wracał do ssania penisa. Paweł odchylił głowę do tyłu, jak się tylko dało, wił się w różne strony. Po chwili takich pieszczot, złapał za głowę Cześka ze słowami.
- Czesiu kochanie przestań, bo zaraz dojdę, a ja nie chce, teraz.
Paweł natychmiast zabrał się za rozbieranie Cześka, bardzo tego pragnął, pragnął dać swojemu kochankowi to, co on dał mu. Paweł rozebrał ze spodni Cześka, pozostawił go tylko w slipach. Nie zastanawiał się ani chwili, robił to samo, co jego kochanek jemu. Dotarł wreszcie do slipów, zdjął je. Jego oczom ukazał się penis mniej więcej tej samej wielkości, co jego. Przez chwilę patrzył.
- No, na co czekasz? On czeka na twoją pieszczotę.
- Czekaj, niech sobie popatrzę. - Po chwili Paweł wchłonął całego penisa najgłębiej, jak mógł. Z niewielkim trudem, bo robił to pierwszy raz.
Ssał, lizał, przygryzał, robił to tak, jak potrafił. Starał się tak, jak robił to Czesiek. Nie trwało to zbyt długo, bo Czesiek powstrzymał Pawła, by nie dojść w jego ustach.
- Czesiu kochanie chce tego. Chcę, abyś we mnie wszedł, błagam, zrób to teraz, zaraz. Chce to wreszcie przeżyć. Ja jeszcze nigdy jeszcze z nikim nie byłem, ty będziesz moim pierwszym.
Czesiek wstał, podszedł do szafki, z szuflady wyciągnął prezerwatywy oraz żel intymny i wrócił do łóżka.
- Kochanie masz jakieś obawy?
- Nie, a czemu pytasz Pawełku.
- To, po co, te prezerwatywy, ja jeszcze nikogo nie miałem, a myślę, że ty też jesteś czysty i nic mi nie grozi.
- Na pewno?
- Tak, zrób to, teraz.
Czesiek nie zastanawiał się ani chwili, zarzucił sobie nogi kochanka na ramiona i zabrał się za lizanie dziureczki Pawła, wwiercał się językiem, najgłębiej jak mógł. Reakcja Pawła była natychmiastowa. Paweł wił się głośno mruczał i stękał. Czesiek po chwili przerwał, nabrał na palec trochę żelu i przyłożył Pawłowi do dziureczki. Wsadził najpierw jeden palec, potem drugi i trzeci. Kiedy uznał, że jego kochanek jest gotowy, nawilżył penisa i jeszcze raz otworek. Paweł czekał, drżał. Czesiek jeszcze raz przełożył sobie nogi kochanka na ramiona, przystawił penisa do dziewiczego tyłeczka swojego kochanka, i zaczął powoli wchodzić w niego. Paweł syknął, zabolało. Czesiek cofną się, chciał przerwać, ale Paweł zachęcał go, by nie rezygnował. Po powtórnym i obfitym nawilżeniu poszło łatwiej. Wszedł do środka. Chwile się nie ruszał, bo Paweł lekko się spiął. Po kilku sekundach podniecenie trochę opadło, a Paweł się rozluźnił. Rozpoczął powolne ruchy w tyłeczku Pawełka. Ruszał się w nim, najpierw wolno, co jakiś czas przyspieszał i znów zwalniał. Czesiek nachylił się i pocałował Pawła, jednocześnie ruszał się w nim, dobijając bardzo głęboko. Całowali się, a on jednocześnie wchodził i wychodził. Paweł przeżywał każde pchnięcie swojego kochanka, każdym końcem nerwów, każdą częścią swego ciała. Czuł każdą pieszczotę. Nie chcąc za szybko skończyć, Czesiek zwolnił, poprawił się nieco i znów rozpoczął posuwanie. Poczuł, że zbliża się finał, mocno przyspieszył, nie trwało to długo. Spłycił ruchy, chciał wyskoczyć i spuścić się na brzuch, ale Paweł przytrzymał go. Obaj doszli równocześnie, Paweł na swoja twarz. Czesiek dobił jeszcze dwa razy i opadł na Pawła, przygniatając go i sklejając się z nim. Niesamowicie dyszeli ze zmęczenia, jednocześnie obdarowywali się pocałunkami.
- Ale zajebiście było – powiedział Paweł.
- Podobało się, to poczekaj, jak wejdziesz we mnie, to dopiero jest jazda.
- Mówisz, no to też chcę, choćby zaraz.
- Taak, to chodź, bo ja mam nadal ochotę, chce, abyś ty mnie ujeżdżał - uśmiechnął się szeroko.
Czesiek położył się na plecach, czekał na to, czego tak bardzo pragnął.
- Nie męcz mnie, wchodź we mnie, błagam, już nie mogę się doczekać - wyszeptał Czesiek.
Paweł posłuchał błagań kochanka. Narzucił sobie na ramiona nogi. Zwilżył dziurkę zielem, przyłożył penisa i powoli napierał.
- Pchnij mocno, wytrzymam – prosił Czesiek.
Pchnął mocniej, wszedł cały aż po nasadę. Czesiek lekko się spiął. Paweł zamarł w bezruchu. Chwilę odczekał, aby stłumić zbyt duże podniecenie. Po chwili ruszył wolno, trochę niezdarnie. Czesiek czuł się niesamowicie, kochał się z chłopakiem, którego pragnął. Pawłowi zrobiło się gorąco, czuł się wspaniale, to było to. Chciał poczuć chłopaka, i to właśnie z chłopakiem chciał mieć swój pierwszy raz. Paweł zamknął oczy, chciał w ten sposób wzmóc intensywność odczuć. Oparł swoje ciało na rekach, by w ten sposób mógł patrzeć w oczy osobie, z którą się kochał. Posuwał powoli i równo, nie spieszył się, nie chciał się pokpić. Nie chciał okazać się jakimś napaleńcem. W końcu podniecenie sięgnęło zenitu. Przyspieszył, zaczął drżeć na całym ciele. Kilka głębszych ruchów dobił najgłębiej, jak mógł i skończył w tyłeczku. Tak jak pragnął. Czesiek doszedł chwile po nim. Paweł opadł bez sił na Cześka, przytulił się mocno do niego. Było im razem dobrze, nie potrzebowali słów na wyrażenie tego, co czują do siebie. Nie chcieli wychodzić z łóżka. Zasnęli wtuleni w siebie i szczęśliwi, że wreszcie los dał im kolejną szansę.
Około dziewiątej obudził Pawła całus.
- Wstawaj śpiochu, śniadanko - Paweł otworzył oczy uśmiechając się.
- A mogę mieć życzenie - odezwał się zaspany.
- No, jakie?
- Chce kakao i rogalika z masełkiem.
- Ty… a nie za wiele ci się marzy, jak masz życzenia to do mamusi?.
- O jejku, pomarzyć można.
- Można, można mam niespodziankę.
Czesiek postawił tacę ze śniadaniem na łóżku i sam się położył koło Pawła.
- Czy ty czytasz w moich myślach - z tej radości pocałował Cześka w policzek.
- Wstałem wcześnie rano i poszedłem do sklepu, by zrobić ci przyjemność. Ja też lubię kakao, to mamy coś wspólnego. Myślę, że jest tego więcej.
- Ja też tak myślę – dodał Paweł.
Zjedli śniadanie, Paweł nagle wstał, zabrał tacę i zaniósł do kuchni. A Czesiek miał możliwość popatrzeć na piękny tyłeczek Pawełka.
Po chwili Paweł wrócił, złapał za rękę Cześka, zaciągnął do łazienki, ustawił temperaturę wody i oboje weszli do kabiny. Ciepła woda obmywała ich ciała. Myli się nawzajem. Pieszczoty, które sobie dawali, przerodziły się w pocałunek, a potem we wspaniały i długi seks. Gdy już się spełnili, wyszli spod prysznica, powycierali się nawzajem. Po wyjściu z łazienki poszli do kuchni, chodzili po domu nago, tak im pasowało. Po chwili przerwali robienie kawy, bo Paweł przywarł do Cześka. Zaczęli się całować, ich penisy znów zareagowały. Całując się, wirowali wokół własnej wspólnej osi. Było im siebie mało, pragnęli nadgonić czas, jaki stracili. Kochali w dużym pokoju, na sofie. Po kolejnym spełnieniu, leżeli na podłodze, w milczeniu, przytuleni do siebie. Po kilku minutach milczenia Czesiek popatrzył Pawłowi w oczy i powiedział cicho.
- Paweł, czy ty wiesz, jak na mnie działasz, podniecasz mnie niesamowicie, nago czy w ubraniu, ciągle mi mało. W tobie jest coś, co nie daje się skupić, pragnąłem cię i pragnę. Wyczerpujesz mnie do cna, a potem znów budzisz do kolejnego działania. I cokolwiek by się działo to chce być przy tobie.
- Kochanie - odezwał się po chwili milczenia Paweł - nigdy nie myślałem, że zakocham się w chłopaku, w tobie. Że seks z chłopakiem może być taki pełny, taki wspaniały. A teraz się ubierzemy i pójdziemy do mojej mamy na dobry obiad. Bo jestem głodny.
- Ale mnie tu dobrze z tobą, nigdzie mi się nie chce iść. Ugotujemy coś tutaj. Mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na dłużej. A może na stałe. To jak zostajesz, czy idziemy do twoich rodziców.
- Nie no zostaję z tobą, ale ja ci pomagam w przygotowaniach, ok.
- Ok - odpowiedział wesoło Czesiek.
- Czy ja dobrze słyszę, ty chcesz, bym z tobą zamieszkał?.
- Ja już sobie nie wyobrażam życia bez ciebie w tym mieszkaniu.
- To chcę choćby zaraz, ale dzielimy się obowiązkami – dodał Paweł.
- Wiesz, jestem bałaganiarz – droczył się Czesiek.
- To, co posprząta się. Umiem sprzątać.
- No już to widzę, jak bierzesz się za mycie naczyń – droczył się Czesiek.
- Umiem, umiem, zobaczysz.
- A zostaniesz moim chłopakiem - spytał Czesiek, patrząc Pawłowi prosto w oczy.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, też pytanie. Marzyłem o tym, odkąd ciebie zobaczyłem – i w tej samej chwili pocałował Cześka w usta.
- Ej, bo mnie wykończysz, i nie będzie obiadu.
- A po co mi, nie jestem głodny.
- To nie będziesz miał sił, do życia. A ja zacząłem się przyzwyczajać.
- Dobrze zjemy później. Powiedz mi, miałeś kiedyś kogoś przede mną. To znaczy, czy kochałeś się z kimś?
- Tak, miał na imię Krzysztof, ale… - Czesiek się zamyślił.
- On był twoim chłopakiem?
- Tak był. Tyle że olał mnie, twierdząc, że nie chce się ze mną wiązać. Mówił, że boi się mnie skrzywdzić. Bolało mnie to. Postanowiłem sobie, że chce zostać sam. Później poznałem cię.
- Ale on głupi i nie wie, co traci.
- Teraz to nieważne.
- Jego strata, teraz jesteś mój, a ja nigdy ciebie nie zostawię.
- Też się cieszę.
I obdarował Pawła soczystym całusem.
Znów się kochali, było 69, byli w sobie nawzajem, tuż po tym jak skończyli się kochać, zadzwonił telefon Cześka. Czesiek nie wstawał, dobrze mu się leżało w ramionach ukochanego. Nie miał ochoty odbierać telefonu od nikogo. Zostali w domu, zamówili dużą pizzę. Zjedli, karmiąc się nawzajem, potem nim zasnęli, do wieczora oglądali telewizję w łóżku.
Od tej pamiętnej nocy mieszkają razem, pracują, dzielą się obowiązkami w domu. Wyjaśniły się też sprawy rodzinne i mieszkania, w którym mieszkał Czesiek z Pawłem. Wuj, który mieszka za granica postanowił zrobić prezent chrześniakowi w jego dwudzieste pierwsze urodziny. Mimo trudności załatwił wszystkie formalności, zapłacił ewentualne opłaty związane z przekazaniem mieszkania. Marzena razem z Damianem i wujem przyjechali do mieszkania Cześka. Zrobili mu wielką niespodziankę. Wuj przekazał dobrą nowinę Cześkowi, co bardzo go ucieszyło. Jednocześnie tłumacząc mu powody. Nigdy nie lubił się ze szwagrem. Uważał szwagra za nieudacznika i nieroba, bo zawsze żerował na innych. Uważał, że jego siostra popełniła błąd. Bo nie rozwiodła się z ojcem i nie wykopała go z domu. A nie wybaczył mu, gdy ojczym pobił Czeska, jak był malutki. Wyjechał za pracą, ale tam się zakochał i postanowił zostać. Wuj długo jeszcze opowiadał o rodzinie. Czesiek zastanawiał się jak powiedzieć wujowi o tym, że jest gejem i kim dla niego jest Paweł. Jak w końcu wytłumaczyć wujowi, że mieszka z nim chłopak. Postanowił postawić swój los na jednej karcie, cokolwiek się stanie. Chwycił dłoń Pawła, usiadł przed wujem, wziął głęboki oddech. Ścisnął mocniej rękę Pawła i zaczął.
- Wuju, nie wiem, jak ci mam to powiedzieć.
- Mów tak jak potrafisz – odezwał się miłym i spokojnym głosem wuj.
- Bo wiesz, ja jestem inny niż wy tutaj.
- Co masz na myśli, że inny.
- No, bo ja jestem gejem. A to jest mój chłopak Paweł. Kocham go i nie chcę żyć bez niego. Bo wiesz, zależy mi na nim. On jest wspaniały, czuły i dba o mnie – jego oczy się rozweseliły, twarz wypogodniała. - I jeżeli wuj obrazi się na mnie, zrozumiem. – Czesiek spuścił wzrok na podłogę.
- Oj Czesławie, Czesławie, cenie sobie u ludzi szczerość i odwagę. Jesteś moim chrześniakiem i kocham cię. Mnie to nie przeszkadza, bo wiesz, ja też jestem gejem. Słuchaj Czesiu, nikt tu o mnie nie wiedział, tylko twoja mama i rodzeństwo. Wyjechałem, bo czułem się tu źle. Wiesz, cieszę się razem z tobą, że masz kogoś. - Czesiek i Paweł wstali i padli sobie w ramiona, ciesząc się jak dzieci. W tej samej chwili wstał wuj, podszedł do nich i ich serdecznie przytulił. Po chwili dodał. - Kochajcie się i bądźcie szczęśliwi. Mam nadzieję, że nas odwiedzicie. Poznacie mojego partnera. Uczę go polskiego, polskich zwyczajów. Jak mu opowiem o was, to sam was zaprosi. On jest wspaniały, zobaczycie.
Kiedy goście wyszli, odezwała się komórka Cześka. Nie wiedział czy odebrać, bo nie znał numeru.
- Słucham
- Czy ja rozmawiam z panem Czesławem K…
- Tak, słucham.
- Tu Firma Transportowa „Orino”. Miał się pan z nami skontaktować.
- A po co? – zapytał zdziwiony. – Wiszę tam u was z czymś jeszcze?
- Nie wiem, o czym pan mówi. Ja mam tu dla pana informację, żeby się pan zgłosił do nas podpisać umowę.
- Jaką umowę? - zdziwił się.
- A jaką się tu podpisuje, jak nie o pracę – usłyszał lekko arogancką odpowiedź. – Na stanowisko szefa działu napraw bieżących i konserwacji. Pojazdów oczywiście.
- Szefa napraw? A... a majster Kowalczyk?
- Przeszedł na inne stanowisko. A na swoje miejsce polecił pana. Proszę pana, co będziemy prowadzić tu jakąś pustą konwersację. Proszę przyjechać i porozmawiamy. Pokój 208.
Czesiek aż podskoczył z radości. Czy mu się to nie śni? Wraca na bazę? I to na stanowisko majstra, szefa działu napraw bieżących i konserwacji pojazdów?
Oboje znów padli sobie w ramiona, pragnąc siebie nawzajem, pozbyli się ubrań i zaczęli się kochać.
Czesiek i Paweł są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Nie mówią sobie, wielkich słów. Będąc koło siebie, rozkwitają, zawsze dopełniają się nawzajem. Pojechali do wuja i jego partnera na zaproszenie. A przy okazji.
Wspólną ich decyzją było sformalizowanie związku. Nie obyło się bez pomocy wuja, z wielka jego radością.
Pawłowi sprawdził się sen, był ze swoim ukochanym nad morzem, spacerowali po plaży, trzymając się za rękę. Zawsze zgodni i rozumiejący się bez słów.
KONIEC |
|