Autor |
Wiadomość |
pisarek666 |
Wysłany: Wto 21:34, 27 Lis 2012 Temat postu: |
|
Bardzo się ciesze, że to opowiadanie wróciło (Ewelina tak przynajmniej zinterpretowałem Twoją wiadomość). Mam nadzieję, że inne też wrócą.
Serdecznie pozdrawiam, Piotr |
|
|
tomeck |
Wysłany: Pią 17:01, 09 Lis 2012 Temat postu: |
|
Tak mam.
Ostatnio jakiś zakochany chodzę i nie mam do niczego głowy |
|
|
Magik |
Wysłany: Czw 21:17, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
O tym nawet nie chciałam wspominać. A jeszcze potrafi się czepiać Twojej grzybowej pasji.
Tomku, masz coś na swoje uprawienie? |
|
|
pisarek666 |
Wysłany: Czw 20:26, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
Magik napisał: |
Również jestem dumna, że poznałam tak znaną osobistość, autora dwóch świetnych opowiadań. |
Żeby nie było zbyt miło przypomnę, dwóch niedokończonych opowiadań.
Pozdrawiam, Piotr |
|
|
Magik |
Wysłany: Czw 17:46, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
pisarek666 napisał: |
Zawiodłem się, pomyślałem, że pojawił się ktoś "nowy" z talentem do pisania.
Opowiadanie wyśmienite, jestem pod jego wrażeniem. Żałuję tylko, że nie ma na forum opowiadania, które zdjęłaś (to, które mi się kojarzyło z siedmioma grzechami głównymi).
Dzięki za podziękowania, mam nadzieję, że nie odebrałaś moich uwag jako zwykłej nachalności. |
Piotrze, przecież pojawili się "nowi" i bardzo dobrze piszą. Nie narzekaj.
Co do uwag, wręcz przeciwnie, jestem Ci za nie bardzo wdzięczna.
A odnośnie zdjętego opowiadania, pomyślę, bo zupełnie nie pamiętam o co w nim chodziło, prócz oczywiście tego, że motywem były grzechy główne. Ale, coś mi powoli świta.
tomeck napisał: |
Ewelino mam ochotę Ci coś urwać
No ale niestety Tobie tego brakuje |
Tomku, zauważyłam, że masz ostatnio passę na urywanie...nie lepiej pogłaskać?
tomeck napisał: |
Ewelino Ty masz niesamowity talent i zrób coś z tym a ja jestem dumny z tego że osobiście Cię poznałem "Bartku". |
Jasne, zrobię. Książkę napiszę. Również jestem dumna, że poznałam tak znaną osobistość, autora dwóch świetnych opowiadań.
Pozdrawiam z Karpacza! |
|
|
tomeck |
Wysłany: Czw 16:29, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
Już przeczytałem
Nie spodziewałem się takiego zakończenia ale generalnie jedno z lepszych opowiadań bo takie inne
Ewelino Ty masz niesamowity talent i zrób coś z tym a ja jestem dumny z tego że osobiście Cię poznałem "Bartku"
Pozdrawiam z mojej szarej Łodzi |
|
|
tomeck |
Wysłany: Czw 12:41, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
Ewelino mam ochotę Ci coś urwać
No ale niestety Tobie tego brakuje
Nie czytałem ostatniej części ale przeczytam wieczorem i skomentuje |
|
|
pisarek666 |
Wysłany: Czw 6:21, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
Ewelina odwaliłaś niezły numer z nickiem i kawał dobrej roboty przy pisaniu opowiadania. Zawiodłem się, pomyślałem, że pojawił się ktoś "nowy" z talentem do pisania.
Opowiadanie wyśmienite, jestem pod jego wrażeniem. Żałuję tylko, że nie ma na forum opowiadania, które zdjęłaś (to, które mi się kojarzyło z siedmioma grzechami głównymi).
Dzięki za podziękowania, mam nadzieję, że nie odebrałaś moich uwag jako zwykłej nachalności.
Serdecznie pozdrawiam, Piotr |
|
|
Magik |
Wysłany: Wto 13:44, 06 Lis 2012 Temat postu: |
|
...
To, co zastałem na klatce schodowej było szokiem. Drzwi do mojego mieszkania były lekko uchylone, a na nich, jaskrawym, czerwonym kolorem wymalowane słowo: pedał. Chciałem się wycofać, ale jednak wszedłem cicho do środka, zamykając za sobą cicho drzwi. W środku wszystko było na swoim miejscu, czyli dosłowny burdel na kółkach. Na szczęście, obyło się bez innych rewelacji. Wróciłem, zamknąłem drzwi od środka i rozłożyłem się na starym, wytartym fotelu. Mimo wszystko, lubiłem te cztery ściany. Były tylko moje. Gwałtownie ruszyłem do kuchni. Przeszukałem chyba wszystkie szafki, aż w końcu znalazłem to, czego szukałem. Gorzka żołądkowa. Calutkie zero siedem. Następnie, na dnie szafki nocnej znalazłem sreberko, odłożone na czarną godzinę. Z tym arsenałem wróciłem na fotel, wcześniej włączając cicho radio na regionalną stację. Nie próżnowałem, przez pół godziny opróżniłem pół butelki. Uznałem, że to właściwy moment na dodatkową rozrywkę. Wysypałem tytoń z papierosa i prawie z czcią rozwinąłem srebrny papierek. Zapach był idealny. Zmieszałem zielone z tytoniem i skręciłem w zwykłej kartce papieru. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Uśmiechnąłem się, gdy pierwszy dym wypełnił moje płuca. Wolał bym coś mocniejszego, jednak na takie rzeczy nie było mnie stać. Zapach, roznoszący się po pokoju, przyniósł ukojenie. Lubiłem ten stan. Głowa zrobiła mi się przyjemnie lekka, gdy wziąłem ostatniego bucha. Suchość w ustach, zapiłem siarczyście wódką. Szarpnęło mną i pobiegłem do łazienki. Mój żołądek zrobił rewolucję. To pewnie od tego, że dawno nie jadłem. Najgorsze było późniejsze spojrzenie w lustro. Blond włosy stały, każdy w inną stronę, oczy jakby zasnuły się mgłą, a całego obrazu dopełniała bladość i worki pod oczami. Siniak pod okiem i na części policzka odznaczał się mocnym fioletem. Machnąłem ręką i wróciłem chwiejnym krokiem na swoje miejsce. Zapatrzyłem się w odrapaną ścianę. Po wydarzeniach z ostatnich dni, nie potrafiłem nawet składać sensownych myśli. W mojej głowie krążyła tylko jedna, jedyna myśl. Łomot w drzwi doprowadził mnie niemalże do palpitacji serca. Gdy nie ustąpił po dłuższej chwili, cicho podszedłem i spojrzałem w wizjer. Zgiąłem się wpół, gdy zobaczyłem dobrze znaną mi postać. Jednocześnie próbując zapanować nad kolejnymi sensacjami w brzuchu. Nagle, w mojej głowie zaczęły pojawiać się wręcz psychopatyczne myśli. Pod wpływem impulsu, otworzyłem drzwi.
-Jakim prawem, twoja ciasna dupa na mnie wczoraj nie czekała, dziwko? -Wyszeptał twardo.
-Zapraszam. -Odparłem.
Poszedłem do kuchni zostawiając Krzysztofa w drzwiach. Czym prędzej schowałem nożyk do skarpetki.
-Może kawy? -Zagadnąłem, gdy zauważyłem go za sobą.
-Podnieca cię, gdy traktuje cię jak szmatę? -Zawarczał cicho wprost w moje ucho.
-Tak, weź mnie. -Odparłem z udawaną ekscytacją w głosie.
Przyszpilił mnie do blatu w mgnieniu oka. Zsunął mi spodnie, które od razu znalazły się na wysokości kostek.
-W łóżku. -Jęknąłem.
Pchnął mnie w stronę drugiego pomieszczenia i od razu rzucił na łóżko. Widziałem dzikość w jego oczach. Skopałem spodnie, które krępowały mi nogi. Uwalił się na mnie łapczywie gryząc moją szyję. Czułem tylko obrzydzenie do tego skurwysyna. Zamknąłem oczy, gdy wsunął palec w moją dziurkę. Jeden, drugi, trzeci. Chciało mi się krzyczeć pod wpływem bólu. Nie byłem jeszcze ani trochę gotowy, po ostatnim. Po chwili poczułem cały jego ciężar na sobie i kutasa, wsuwającego się we mnie brutalnie. Jęknąłem.
-Patrz na mnie cipo. -Sapnął.
Spojrzałem mu w oczy. Teraz, albo nigdy. Oplotłem go mocno nogami i sięgnąłem po nóż. Krzysiek wykonywał mocne i głębokie pchnięcia. Nadal, nie spuszczając z niego wzroku, z całej siły wbiłem mu nóż w plecy. Znieruchomiał i zawył jak zraniony pies, staczając się ze mnie, wprost na podłogę.
-Co ty kurwa? -Wydusił.
-A to, że teraz ty poczujesz się jak ścierwo.
Zaśmiałem się i popatrzyłem na jego penisa. Tak, to mu się należy. Chwyciłem go i przyłożyłem ostrze do nasady.
-Nnn..nie! - Krzyknął.
Z przyjemnością wypisaną na twarzy wykonałem jeden ruch, który pozbawił tego chuja godności. Tak jak on, pozbawił jej mnie. Krzysztof zatrząsł się i najprawdopodobniej zemdlał. Czułem tak niesamowitą ulgę, że mogło to się wydawać chore. Nie patrząc na tego śmiecia, naciągnąłem na siebie spodnie i wychyliłem resztę wódki z butelki. Podszedłem do okna, upuszczając nóż na podłogę. Otworzyłem je i usiadłem na parapecie, tak jak lubiłem. Nogi zwisały mi swobodnie w powietrzu. Teraz, buzowała we mnie satysfakcja. Pierdolona chęć zemsty została zaspokojona. Światła latarni oświetlały drogę na dole. Ryk aut słychać było aż tutaj. Zerwał się wiatr, który przeczesywał moje włosy. Błogie uczucie wypełniało moje ciało. Nie przejmowałem się nawet tym czymś, leżącym obok łóżka. To już nie było ważne. Zamknąłem oczy. Wspomnienia były jak sen.
Byłem małym chłopcem, bawiłem się przed domem. Niedaleko, stała budka telefoniczna. Zaczął dzwonić telefon. Jak to dziecko, ciekawość zwyciężyła.
-Halo? -Odezwałem się, trzymając słuchawkę w obu dłoniach.
-Seweryn? -Zapytał przerażający głos.
-T...tak. -Pisnąłem wystraszony.
-Z tej strony diabeł. Jeśli nadal będziesz broił, przyjdę do ciebie.
Odłożyłem słuchawkę z głośnym trzaskiem i pobiegłem do domu. Wpadłem w ramiona babci, szlochając. Przez pół roku, bałem się schodzić do toalety. Wtedy była między parterem a piwnicą. Za każdym razem chodziła ze mną babcia. Co się okazało po kilku latach? Że to właśnie babcia zadzwoniła, zmieniając głos, aby mnie nastraszyć. Żałowała tego jak cholera, bo musiała przez sześć miesięcy robić podwójne kursy do łazienki.
Dziadek. Mimo, że był sukinsynem do kwadratu, potrafił być czasem człowiekiem. Jeden z wypadów na ryby. Dziadek kupił sobie pół litra. Co lepsze, przyjechaliśmy samochodem. Nieopodal zbiornika był las, więc ja zabrałem się za rozkładanie wędki a dziadek poszedł sprawdzić, czy są grzyby. Pół godziny później, wrócił dziadek. Wściekły. Zdążyłem powalczyć z sandaczem z pozytywnym skutkiem. Zostałem wygoniony do lasu. Nie wziąłem ani koszyka, ani reklamówki. To był mój błąd. Wróciłem ze stosem grzybów w bluzie. Prawie same prawdziwki. W tym jeden, z kapeluszem o średnicy trzydzieści siedem centymetrów. Dziadek spalił pięć papierosów na raz, wyrwał sobie jedną trzecią wąsów, złożył wędkę i obrażony na cały świat nakazał powrót do domu. Przegrana bolała.
Wujek, był pocieszny, szczególnie gdy się z nim kłóciłem. Zawsze obrywał słownie. Tak było i tym razem. Kłóciliśmy się o auto. Leciały łyse pryki, staruchy z glizdą między nogami i różne bardziej twórcze epitety. Dlaczego, jego żona pękała wtedy ze śmiechu?
Mój pierwszy, najlepszy przyjaciel zadzwonił pewnego razu o trzeciej w nocy. Nie mogąc się z nim dogadać, krzyknąłem w końcu. Był cztery lata młodszy ode mnie. Zapytał, z paniką w głosie, czy jeśli spuścił się dziewczynie na stopę, to czy będzie z tego dziecko. Zachowując powagę odparłem, że jak najbardziej, oraz aby ją czym prędzej zabrał do ginekologa. Uwierzył. Następnego dnia przyszedł z wódką. Dziewczyna go zostawiła. Innym razem, już po alkoholu, zapytał, czy penis może się złamać, gdy mocno się pcha, by wszedł.
-Drogi Patryku, w penisie znajduje się bardzo delikatna kość, za mocny nacisk i trach. Później, pakują ci go w gips na trzy miesiące.
Pouczyłem go filozoficznie. Na pytanie, jak się wtedy siusia, wybuchnąłem śmiechem. Nie wytrzymałem, uwierzył.
Aurelka, córka wujostwa. Kochane dziecko. Pewnego razu, gdy zobaczyła przy moich kluczykach od auta małego misia, zrobiła terror. Skopała mnie, naubliżała rodzicom, prawie urwała ogon psu, zaczęła rzucać we wszystkich kamieniami, beczała na całą wioskę. Dlaczego nie poczyniłem wcześniej kroku, by opanować sytuację? Wystarczyło oddać jej zabawkę. Terroryzowała nas dwie godziny.
Otworzyłem oczy. Obraz lekko się zamazywał. Uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy. Wiatr był coraz silniejszy. Nie przeżywałem już załamania. Dzień wcześniej chyba nie byłem gotowy na ten krok. Dziś owszem. Mimo uśmiechu, poczułem na policzku jedną, jedyną, samotną łzę. Tak samotną jak ja. Ale była to łza szczęścia. Otarłem ją rękawem bluzy, jeszcze raz spoglądając w dół. To ten moment. Przykucnąłem na parapecie, trzymając się ramy po bokach. Chwilę później, ręce już nie stanowiły przeszkody. Przechyliłem się do przodu. Runąłem w dół, świat zaczął wirować.
Koniec |
|
|
tomeck |
Wysłany: Wto 10:53, 06 Lis 2012 Temat postu: |
|
Magiku napiszę krótko.
Jak dla mnie "zajefajne", niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam. |
|
|
pisarek666 |
Wysłany: Pon 21:21, 05 Lis 2012 Temat postu: |
|
Magik napisał: |
Pisarku, obiecuję, że Twoim niedosytem się zajmę w dalszej części. |
Magiku jestem w pełni usatysfakcjonowany! Świetna część według mnie, masz spory potencjał, oby tak dalej. Potwierdzę również zdanie homowego, to prawdziwa perełka.
Pozdrawiam w oczekiwaniu na kolejną część, Piotr |
|
|
Magik |
Wysłany: Pon 21:09, 05 Lis 2012 Temat postu: |
|
...
Doszedłem do mojego celu. Poniemieckie ruiny wieży były dla mnie idealnym miejscem na przemyślenia. Gdyby nie to, że było ciemno, można by było zobaczyć piękne widoki. Tak, czasem lubiłem ładne widoki, wbrew pozorom. Gdy dotarłem na szczyt, opuściły mnie wszelkie troski. Kiedyś, kolega powiedział mi, że w takim miejscu chciałby umrzeć. Faktycznie, próbował tego dokonać. Jednak, nie udało mu się. Byłem pewny, że mi się to uda. Usiadłem na barierce i uśmiechnąłem się przez łzy. Tak, to był właśnie mój cel, do którego dążyłem całe dwadzieścia sześć lat. Wyciągnąłem telefon z kieszeni bluzy i wystukałem wiadomość: miałeś rację, to idealne miejsce, aby umrzeć.
Roześmiałem się histerycznie.
Mój głos odbił się echem. Wszystkie moje problemy, grzechy, przewinienia, wspomnienia z dzieciństwa, skumulowały się właśnie tej nocy.
Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka. Kiedyś nie rozumiałem ludzi, próbujących targnąć się na swoje życie. Dlaczego? Byłem przekonany, że trzeba korzystać, bo żyje się krótko. Samobójców nazywałem tchórzami. Ile było w tym prawdy? Kilka godzin temu mój światopogląd diametralnie się zmienił. Tacy ludzie nie są słabi, po prostu jest to sposób na ominięcie problemów szerokim łukiem. Zapomnienie o wszystkim co było złe. Śmierć, to wolność. Wtedy dopiero można rozłożyć swoje skrzydła, pokazać prawdziwą naturę, lecieć tam, gdzie się chce, bez ograniczeń. Nie ma cierpienia, bólu, ran, wspomnień. Tam jest lepiej. Nie wierzyłem w niebo i piekło. Byłem ateistą. Tworzyłem swój własny, idealny świat po śmierci. Czy tak nie jest łatwiej?
Ręce powoli zaczęły mi drętwieć. Dlatego od pozycji siedzącej, przeszedłem w stojącą. Teraz, naprawdę czułem się jak ptak, mając tylko skrawek gruntu pod nogami i zimny metal w dłoniach. Zadawałem sobie pytanie za pytaniem. Ile było wyprowadzonych ciosów i łez? Ilu ludzi zraniłem, zanim powiedziałem pas? Ile szans straciłem, by wykorzystać tą jedną, teraz? Ile przeżyłem bezsennych nocy, które traktowałem jak karę? Ile jeszcze zła kryje się we mnie? Ile wypiłem, by później czuć się jeszcze gorzej? Ile musiało minąć dni, bym zrozumiał swoje błędy? Ile jest we mnie fałszywych kwestii, obłudy i kłamstwa? Ile siły trzeba, aby przetrwać przeciwności? Ile czasu będę tak stał, żeby stawić czoła faktom?
Po moim policzku spłynęła kolejna łza. I kolejna. I jeszcze jedna. Mocniej chwyciłem się barierki. Nie mogłem się rozmyślić. Bo co bym zrobił? Wrócił do swojego obskurnego, pustego mieszkania i udawał, że tej nocy nic się nie stało? Nie. Albo szukał bym ratunku w wódce, albo prochach. Najlepiej jedno i drugie, ponieważ zadziałało by skuteczniej.
Przecież chciałem być wolny, pragnąłem tego najmocniej na świecie. Spojrzałem w dół, jednak zobaczyłem tylko ciemność.
-Przepraszam. - Szepnąłem w przestrzeń. Dopiero teraz zacząłem łkać jak dziecko. -To już nie ma sensu. Nic nie ma sensu. - Mocno zacisnąłem powieki i już miałem zrobić ten decydujący krok do przodu, gdy usłyszałem szelest tuż za sobą, a następnie odgłos przypominający ciche kroki. Spanikowałem i zastygłem w bezruchu.
-Seweryn, nie wygłupiaj się. -Powiedział ostrożnie Kacper.
Tak, ten sam, któremu wysłałem wiadomość kilka minut, może kilka godzin temu. Straciłem rachubę. Nie odwróciłem głowy w jego stronę. Walczyłem sam ze sobą.
-Odpierdol się. - Warknąłem zachrypniętym i drżącym głosem.
To nie miało być tak, na pewno nie.
-Zejdź, proszę. Chodźmy do domu. Pamiętasz, jak ty mi wybiłeś z głowy tą głupotę? Sam teraz robisz to samo. - Powiedział powoli.
Tak, jakby chciał podkreślić każde słowo. Nie wiem, jak to się stało, ale poczułem ciepło, na jednej z dłoni. Wyrwałem ją, spod tego delikatnego dotyku.
-Odejdź. - Syknąłem.
Nogi już mi zdrętwiały, człowiek, można powiedzieć kiedyś mi bliski, stał metr za mną, a ja miałem skoczyć? Zacząłem się trząść jak w febrze. Ręką, którą trzymałem metal, zaczęła mi się ześlizgiwać od potu. Puściłem ją. Przez chwilę czułem jak mój żołądek robi salto, a później... nie było nic.
To było idealne. Do mojego nosa dochodził zapach wanilii. Było tak miękko. Nie chciałem otwierać oczu. Tak, byłem w moim raju. Śpiewały ptaki i wyraźnie słyszałem szum drzew i nurt wody. Rzeka? Gdybym miał wędkę, poszedł bym na ryby. Sam? Dlaczego nikogo nie wymyśliłem w moim świecie idealnym? Zadbałem o każdy szczegół, jednak nie o ludzi. Nagle, zrobiło mi się przeraźliwie pusto w środku. Chciałem coś powiedzieć, jednak z moich ust nie wydobywały się żadne słowa. Poruszyć się również nie mogłem. Panika. To była potworna panika. Nagle, usłyszałem trzaski, jakby gdzieś niedaleko paliło się ognisko. Co gorsze, zamiast wanilii, czułem zapach dymu. Coraz silniejszy. A następnie uderzyło we mnie ogromne gorąco. Płomienie zaczęły lizać moją skórę, a ja leżałem i próbowałem krzyczeć, bezskutecznie. Wydawało mi się, że spadam, aż zapadła ciemność.
Ktoś głaskał moje włosy. To było tak przyjemne i tak znajome. Nie chciałem aby ten dotyk ustał. Uchyliłem jedną powiekę, ale światło było zbyt mocne. Przetarłem oczy, zmagając się z bólem prawie każdej części ciała. Moja głowa spoczywała na czymś ciepłym. Udało mi się otworzyć oczy. Rozejrzałem się. Chciałem zerwać się na równe nogi, ale mięśnie mi na to nie pozwoliły. Kacper siedział oparty o mur i najwyraźniej czuwał, bo otworzył szeroko oczy i popatrzył na mnie z niepokojem.
-Nienawidzę cię kurwa. Nienawidzę cię. -Powtarzałem raz za razem.
Nie mogłem się pogodzić z tym, co się wydarzyło. Chciałem umrzeć. Moje powieki zrobiły się ciężkie. Zamknąłem oczy. Znowu zapanowała ciemność.
-Kocham cię. - Szepnął Kacper.
Nie było mi dane tego usłyszeć, pogrążyłem się w czymś, na kształt snu, z którego nie chciałem się obudzić.
To było dziwne. Nie miało być ciepło, nie miała mnie otaczać miękka i pachnąca kołdra. Nie miałem słyszeć muzyki z radia. Powoli zacząłem sobie przypominać, co wydarzyło się wczoraj. A może nie wczoraj? Nie orientowałem się gdzie jestem i ile czasu tu spędziłem. Zacisnąłem mocno zęby, gdy obrazy w mojej głowie pokazywały mi tę świnię z klubu. Powiedział, że to nie koniec. A to mógł być koniec. Koniec wszystkiego a jednocześnie początek czegoś nowego. Powoli usiadłem na łóżku. Dostrzegłem, że jestem ubrany w śmieszną, przykrótką piżamę. Nie rozumiałem już nic. I chyba nie chciałem zrozumieć. Bolały mnie mięśnie a najgorzej siedzenie. Skrzywiłem się na tą myśl. Ukryłem twarz w dłoniach. Miałem ochotę się nałoić w trupa.
Oczy zaczęły mnie niepokojąco szczypać. Nie dałem rady, słone krople kapały bez ustanku. Siedziałem jak głaz, nawet gdy wyraźnie usłyszałem kroki, zmierzające w moją stronę. Łóżko lekko się ugięło pod ciężarem drugiej osoby.
-Seweryn. Chodź, zrobiłem kanapki. -Powiedział Kacper.
Niespokojnie błądził wzrokiem po mojej postaci. Zagotowało się we mnie. Ten stan nie mógł trwać długo. Zerwałem się na równe nogi, mimo obezwładniającego bólu.
-To wszystko twoja wina! Po co przylazłeś? Miłosierny samarytanin od siedmiu boleści! Wybacz, ale dobrego uczynku nie zrobiłeś! Wszystko zjebałeś, rozumiesz?! Chciałem zrobić to, czego pragnę, a co się okazuje, że nawet tego nie mogę osiągnąć! Jesteś do niczego! -Wykrzyczałem mu prosto w twarz.
Kacper wstał, jego twarz nie wyrażała żadnego uczucia. Zaczął chodzić od ściany do ściany.
-Na tym polega przyjaźń Seweryn. Cokolwiek by się działo, skoczył bym za tobą w ogień. Nie mogłem pozwolić, abyś posunął się do takiej głupoty. Słuchaj, rozumiem cię jak nikt inny. Na szczęście nic się nie stało. Bardzo cię...szanuję jako człowieka. Uspokój się, proszę. -Powiedział Kacper.
Nie miałem zamiaru wdawać się w tego typu dyskusje. Chociaż, ubodły mnie te słowa. Nazywał się moim przyjacielem? Dlaczego? Przecież sam dawno temu pokazałem, że przyjaźń jest dla mnie niczym. Westchnąłem. Nie wiedziałem nawet, co odpowiedzieć, dlatego położyłem się, plecami do Kacpra. Patrzyłem tempo w ścianę. Jego dłoń powędrowała do moich pleców i lekko je głaskała. Wzdrygnąłem się.
-Nie dotykaj. -Powiedziałem cicho. Nie doczekałem się odpowiedzi. Położył się obok mnie. Klatką piersiową dotykał moich pleców. To było...złe. Prawie wyskoczyłem z łóżka, gdy Kacper zaczął muskać moją szyję swoimi ustami. Nie trudno mnie było przytrzymać w pozycji leżącej. Nie miałem siły się bronić. Co gorsza, czułem zapach Krzyśka, nie Kacpra. Ogarnęło mnie przerażenie. Może wtedy pokazałem słabość, ale rozpłakałem się. Jak dziecko. Po raz setny. To było ponad moje siły. Kacper odwrócił mnie na plecy i swoją dłonią wytarł łzy.
-Czego ty chcesz? -Wybełkotałem.
-Pozwól mi się tobą zająć. -Odparł.
Nie zdążyłem odnaleźć się w tych słowach. Pocałował mnie. Mocno i stanowczo. Oddałem się pod jego władanie. Nie próbowałem nawet myśleć, co to wszystko miało znaczyć. Język Kacpra był chyba na każdym milimetrze mojej skóry. Nigdy nie doświadczyłem takiego czegoś. Leżałem i pojękiwałem, zaciskając ręce na pościeli. To, co wyprawiał, było nie do zniesienia. Przechodził mnie dreszcz za dreszczem. Gdy chwycił mnie za twardą erekcję, odzyskałem świadomość.
-Nie. Zostaw. -Sapnąłem.
-Dlaczego? -Zapytał, kładąc się ponownie obok.
Kiwnąłem tylko głową w zaprzeczeniu. Kacper splótł nasze dłonie. To już było dla mnie alarmujące.
-Chce, żeby było ci jak najlepiej, bo cię kocham.
Popatrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami. Co to do kurwy znaczy?
-Oddaj mi moje ubrania. -Warknąłem ostro.
Chciałem wyjść stąd jak najszybciej. Wyrwałem się z uścisku i wstałem.
-Zostań. - Poprosił.
Zmierzyłem go wyrokiem od góry do dołu i zacisnąłem pięści. Musiał wyczuć moją wściekłość, bo pognał do innego pomieszczenia i wrócił z ciuchami, ale nie moimi, tłumacząc, że tamte są nie do użytku. Ubrałem się więc bez słowa i skierowałem do wyjścia. Przynajmniej tam, gdzie najprawdopodobniej było wyjście. Kacper zagrodził mi drogę z zaciętą miną. Miałem ochotę go uszkodzić.
-Słuchaj, nie toleruję słowa kocham. Zejdź mi z drogi, nie będę się z tobą siłował.
Prosta odpowiedź, nie, skumulowała we mnie wszystkie emocje. Moja pięść powędrowała w stronę jego twarzy. Usłyszałem trzask łamanej kości. Zatoczył się na ścianę i zsunął się po niej. Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Skierowałem się prosto do mojego domniemanego domu, kipiąc wściekłością na kilometry. To się skończy, dziś. Chodziłem, oddychałem, mówiłem, ale moja psychika była już w strzępach. W słowach nie da się określić tego stanu. Nie byłem już człowiekiem. Chyba zwariowałem.
... |
|
|
homowy seksualista |
Wysłany: Pią 4:21, 02 Lis 2012 Temat postu: |
|
To jest takie inne, że wciąga. Bo brutalne? Życie bywa brutalne. W każdym razie perełka ostatnich miesięcy. |
|
|
Magik |
Wysłany: Czw 22:14, 01 Lis 2012 Temat postu: |
|
...
-Zapraszam. -Powiedział lekko się uśmiechając.
Szybko spuściłem wzrok. Zachowywałem się jak nastolatka, która zobaczyła "ciacho". To co się działo we mnie... lepiej nie wspominać. Podreptałem za nim na parking przebierając nogami z zimna.
-Dziękuję. Tylko nie wiem czy pan w tę samą stronę. -Powiedziałem lekko zachrypniętym głosem.
-Gwarantuję, że tak. Wsiadaj, chyba, że się rozmyśliłeś. -Odparł otwierając mi drzwi.
Nie no, co za gość, nie jestem panienką żeby mi takie uprzejmości robić. Ale cóż, wpakowałem się na siedzenie i kiwnąłem głową na znak podziękowania. Puścił jakąś spokojną muzykę w radio i ruszył. Dobrze, że włączył ogrzewanie, bo bym mu się tam telepał. Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, że nie powiedziałem mu nawet w jakiej mieścinie mieszkam. A ten wyraźnie narzucił dobry kierunek. Co jest?
-My się znamy? - Zapytałem w końcu lekko zdezorientowany tą sytuacją.
-Bardziej niż myślisz. - Odparł
Kąciki jego ust powędrowały w górę. Przeszedł mnie dreszcz.
-Przepraszam ale chyba nie kojarzę, i to jest ten problem.
-Bardzo prawdopodobne, że nie pamiętasz. Po takiej ilości wódki również miałbym taki problem. Ale nie przeszkadzało ci to być jak rasowa suka. Dobry seks mieliśmy. -Powiedział mi z nieudawaną powagą.
Nie odważyłem się już odezwać, tylko analizowałem jego słowa krok po kroku. Powoli zaczęła mi się przypominać pewna sytuacja. Jakiś miesiąc temu obudziłem się z ogromnym bólem głowy, ba, bólem, czaszkę mi rozsadzało. Wracając do tematu, były to dość dziwne okoliczności. Bo ręce miałem przywiązane do kaloryfera zaraz za łóżkiem. Co więcej tyłek mnie bolał jak jasna cholera. Godzinę próbowałem się uwolnić, ze skutkiem takim, że mój grzejnik do dziś wisi smętnie z jednej strony. Nic nie pamiętałem z tamtej nocy, a tym bardziej tego, kto mi to zrobił.
-Trzeba było mnie uwolnić zanim wyszedłeś. -Jęknąłem żałośnie.
-Zapomniałem. - Odparł.
Prychnąłem.
-Tak dla przypomnienia jestem Krzysiek. A ty Seweryn, tak? Takiego imienia się szybko nie zapomina.
-Dobra, żeby sprawa była jasna, gdybym wiedział, nie prosił bym cię o podwiezienie. Po drugie, nie mam zamiaru się odwdzięczać za twoją hojność. A po trzecie, to było bezczelne z twojej strony. Mogłeś powiedzieć, że się znamy, a nie pajaca zgrywać. Tyle mam do powiedzenia. Dobranoc! - Wyrzuciłem z siebie.
Gdy podjechał pod mój blok i ostentacyjnie wyszedłem z samochodu, naciągając kaptur na głowę i kierując się w stronę wejścia. Daleko nie zawędrowałem, bo ten pieprzony Michał Anioł zaszedł mnie cichaczem od tyłu i chwycił za ramię, tak mocno, że aż syknąłem z bólu.
-Bądź grzecznym chłopczykiem, to może twoje pyskówki ujdą ci płazem. Prowadź na górę. -Warknął przygryzając mi ucho.
Szarpnąłem się.
-Popierdoliło cię? Nie jestem twoją własnością. Daj mi święty spokój! Wracaj do swojego złoma i zmywaj się! -Wypaliłem, próbując się wyrwać.
-Nie jesteś zbytnio gościnny. Trudno, rozgoszczę się sam. Zapraszam. -Wskazał ręką na drzwi do klatki.
-Skurwiel. -Burknąłem.
Dałem się prowadzić za kark do mieszkania. Chciało mi się wrzeszczeć, płakać a najlepiej to rozbić mu głowę o mur. Lubiłem dominację, ale nie w takim stopniu!
-Zamknij mordę suczko. Zobaczymy, czy będziesz taki rozgadany za chwilę.
Sam wyciągnął mi klucze z kieszeni i mało delikatnie wepchnął do środka. Kopnął drzwi, które zamknęły się z hukiem.
-Klękaj. -Powiedział ostro.
-Nie mam zamiaru się przed tobą płaszczyć idioto! -Krzyknąłem.
Szybko zostałem sprowadzony do parteru. Odpiął pasek, rozporek, zsunął spodnie razem z bokserkami, a mnie uderzył ostry, męski zapach. Nie chciałem otworzyć ust, ale skutecznie mnie do tego zmusił. Mianowicie, dostałem w twarz. Przed oczami pojawiły mi się obrazy z dzieciństwa, gdy tak samo, a nawet mocniej obrywałem od dziadka. Poddałem się. Dałem się pieprzyć w usta, tym nieproporcjonalnie grubym a krótkim penisem. Zbierało mi się na wymioty, ale jego to nie interesowało. Sapał, oparty jedną ręką o ścianę. Zacisnąłem powieki, żeby nie widzieć tego obrazu. Najchętniej odgryzł bym mu kutasa, ale wtedy skończył bym jako mokra, krwawa plama na podłodze. Odrzuciłem tą opcję. Mimo, że była kusząca. Jęknąłem, gdy chwycił mnie za bluzę i postawił na nogi. Odwrócił mnie tyłem do siebie, przypierając do zimnej ściany. Wiedziałem co się szykuje. Mógłbym walczyć, ale jego postura spisywała mnie na straty. Ścisnął moje pośladki obiema dłońmi. Zacisnąłem mocniej zęby, żeby nie wydać żadnego dźwięku. Zadrżałem, gdy jednym, szybkim ruchem opuścił moje spodnie do kostek.
-Szerzej nogi, dziwko. - Warknął mi do ucha.
Gdy nie posłuchałem, zrobił to kopniakiem. Prawie wbiłem paznokcie w ścianę, gdy poczułem, jak próbuje wejść we mnie bez nawilżenia, na siłę. Ból był nie do zniesienia, ale nawet nie jęknąłem. Wargi gryzłem aż do krwi.
-Rozluźnij się dla swojego pana, piesku.
To już były granice możliwości, poczułem jak łzy spływają mi po policzkach. Nogi się pode mną ugięły, gdy udało mu się we mnie wejść. Tak potwornie bolało, a ten od razu ruszył szybkim tempem. Czułem smak krwi i łez w ustach, nie mogłem ustać na nogach, czułem się jak kurwa. Najbardziej upokarzające było to, że mój penis był tak twardy, że mogłem nim wbijać gwoździe. Brzydziłem się wtedy siebie. Czułem jak jego gruba pała porusza się we mnie, jak uderza biodrami o mój tyłek, słyszałem jak pojękuje raz za razem... kręciło mi się w głowie. Nie wiem, jak to się stało, ale upadłem na podłogę. Jego silne ręce mnie puściły. Chwilę później wiedziałem dlaczego. Coś ciepłego spłynęło mi po udach i pośladku.
-Zobaczymy się niedługo. Jeszcze nie spłaciłeś swojego długu, kurewko.
Zaśmiał się jak ostatnie bydle, kopnął mnie gdzieś na wysokości żołądka, tak, że przetoczyłem się na drugi bok krztusząc się. Gdy wychodził, celowo otworzył drzwi na całą szerokość, żeby dosięgły moich pleców. Jęknąłem głucho.
-Skurwysyn. -Wymamrotałem .
Próbowałem się podnieść, z wysiłkiem, ale udało się. Szybko ubrałem na siebie spodnie i niewiele myśląc wyszedłem z domu, nie zamykając nawet drzwi na klucz. Wiedziałem dokąd iść. Jaki ja byłem głupi! Trzeba było iść na ten pierdolony dworzec, a nie dopraszać się taryfy pod sam blok. A teraz, szedłem prawie okrakiem, czując się jak nie człowiek. Sam się o to prosiłem i to było najgorsze. Do mojej głowy uderzały różne myśli. Ale szedłem w mi tylko znanym celu i w mi tylko znane miejsce. Zawiodłem babcie. Sprzedałem dom, na który pracowała i łożyła. Zniszczyłem sobie życie, chociaż miałem możliwość wyjść na ludzi i pracować jak na odpowiedzialnego faceta przystało. Potrzebowałem miłości, zawsze mi tego brakowało. A mój kurwa pierdolony, niedoszły ukochany zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Co było ze mną nie tak? Dlaczego, gdy uprawiałem seks z różnymi facetami nigdy nie dzwonili ponownie? No tak, może dlatego, że po wszystkim byłem dość szorstki i mało delikatnie wypraszałem ich z mieszkania.
Dlaczego jest tak cholernie zimno? Szedłem przez las i uświadamiałem sobie, że moje życie prowadzi do jednego. W moich myślach pojawił się dziadek. Pamiętam, jak zawsze złościł się, gdy mi ryba brała a jemu nie. Gdy szliśmy do sklepu wędkarskiego, zaczął kupować to co ja. A i tak nie udawało mu się łapać takich sztuk, które trafiały się właśnie mi. I pomyśleć, że to on mnie wszystkiego nauczył. Gdy byłem jeszcze mały, potrafiłem obudzić go o czwartej nad ranem, ubrany w moro i kalosze, z wędką w ręce. Nigdy nie odmawiał. A babcia, tak się troszczyła. Zawsze gdy czegoś potrzebowałem, podchodziłem do niej, przytulałem się, robiłem maślane oczy i mówiłem: kosiasz mnie? Od razu wiedziała o co mi chodzi. Przy niej czułem się tak swobodnie. W wieku piętnastu lat, pierwszy raz pozwoliła mi się napić razem z wujkiem. Chyba wiedziała, że będzie to dla mnie nauczka. Wszyscy się później śmiali, że wymyśliłem sobie misję, że pójdę podłożyć do pieca w piwnicy. Owszem, poszedłem. Po schodach zjechałem na tyłku, ale dzielnie się podniosłem. Usiadłem sobie na pieńku przy piecu i znalazłem papierosa. Moja radość nie znała granic! Nie zważając na to, że był mocny, zapaliłem. A później, straciłem równowagę i uderzyłem głową prosto w beton. Co tam, pozbierałem się i wróciłem do domu, najpierw wchodząc w drzwi a dopiero później zdając sobie sprawę, że najpierw przydało by się je otworzyć. Gdy uporałem się z tą przeszkodą, wszedłem slalomem do pokoju. Dlaczego wszyscy zaczęli się śmiać? Później dowiedziałem się, że miałem kawałek kory wbity centralnie w środek czoła. Podobno również pół godziny wchodziłem po schodach do swojego pokoju, mówiąc, że statkiem za mocno buja.
To były zabawne chwile. Tylko dlaczego minęły?
... |
|
|
pisarek666 |
Wysłany: Czw 18:55, 01 Lis 2012 Temat postu: |
|
Świetne jak na razie, oby tak dalej, podoba mi się Twój styl, suchy i rzeczowy a jednocześnie idealnie pasujący do opisywanych sytuacji. Wyśmienicie opisana ironia sytuacyjna (scena z klubu). Jeżeli ma być próba samobójcza (a na to się zanosi), to czuję lekki niedosyt w przedstawieniu załamania Seweryna. Bardzo chętnie przeczytam kolejny odcinek, mam nadzieję że pojawi się niebawem.
Pozdrawiam, Piotr
PS. Przydałoby się poprawić parę drobnych błędów. |
|
|