czesq40 |
Wysłany: Wto 22:08, 08 Sty 2013 Temat postu: Sylwestrowa niespodzianka |
|
Długo zastanawiałem się czy wystawić to opowiadania na forum. Bałem się i boję bo nie jestem za dobry w tym. Dzisiaj sprawdziłem pobieżnie, dopisałem zakończenie. Zapraszam do czytania i komentowania.
Zbliżał się sylwester, a ja siedziałem załamany w domu, sam. Właśnie, parę dni przed świętami wyrzuciłem swojego partnera z domu. Za co? Za perfidną zdradę, na dodatek z rudzielcem. Przyłapałem ich na gorącym uczynku.
Nie miałem ochoty nigdzie wychodzić. Moim jedynym obowiązkiem było pójść do pracy. Siedząc w fotelu zastanawiałem się, czemu mi nic nie wychodzi w związkach. No dobra,. Mam na imię Bartek, mam dwadzieścia dwa lata, przeciętnej urody, jakieś niecałe metr siedemdziesiąt. Włosy szatyn. Mówią, że jestem zgrabny, ale najwidoczniej to nie wszystko. Dlaczego oni mnie ranią? Wykorzystują mnie, a potem zostawiają. Jestem najwidoczniej naiwny, wierząc w wieczną i szczęśliwą miłość.
Nie jadłem, mało sypiałem, przeżywając piękne chwile. Obrazy pięknych chwil z minionego roku przelatywały mi przed oczami, a potem trach, obraz gołej dupy tego rudzielca. Źle mi z tymi myślami było, bo nagle wybuchałem płaczem, zadając sobie pytanie, dlaczego? Nagle usłyszałem gong do moich drzwi. Nie oczekiwałem nikogo, i nikogo się nie spodziewałem. Chcąc nie chcąc zwlokłem się z fotela i podreptałem by otworzyć te cholerne drzwi. Przed otwarciem wytarłem łzy, poprawiłem się nieco. Przed drzwiami stała moja najlepsza przyjaciółka Kaśka i jej chłopak Jacek. Zauważyłem w jej oczach, że jest na mnie zła, może nawet wściekła. Znałem tego przyczynę. Natychmiast wparowała do mieszkania, ciągnąc za sobą Jacka. Swoje kroki skierowała wprost do pokoju, od razu stawiając pytanie.
-Czemu nie odbierasz telefonu ode mnie, dzwonie i dzwonię?
-A może najpierw, cześć, witaj, albo przynajmniej pocałuj mnie z zad, byś mi powiedziała, bo twój Jacek potrafił rękę podać – oburzyłem się.
Kaśka to moja najlepsza przyjaciółka, znamy się już pięć lat. A sylwester to zawsze kolejna rocznica naszego poznania. Jacka jej partnera poznałem nieco później. Kaśka wie o mnie, wygadałem się jej w drugą rocznicę naszego poznania. Za dużo wypiłem i jakoś mi się wyrwało. Na drugi dzień przyszła do mnie i mi o tym opowiedziała, jednocześnie pytając czy to prawda. Przyznałem się, mimo strachu o jej reakcję. Poprosiłem ją, by nikomu nie mówiła i jak widzę dotrzymuje słowa. A jej reakcja? Była taka normalna, nieskrępowana rzuciła mi się na szyję ciesząc się, że ma przyjaciela geja. Nic a nic z tego nie rozumiałem. A z tego, co się domyślam to Jacek też o mnie wie.
-Cześć- dodała od niechcenia - A teraz gadaj? Czemu nie odbierasz telefonu ode mnie?
-Bo nie mam ochoty z nikim rozmawiać, rozumiesz!
-A to, czemu! Co ty dziecko jesteś? Przecież jesteśmy przyjaciółmi, zapomniałeś. Jak masz jakiś problem, to jestem od tego by cię wysłuchać.
-Przepraszam.
-Ty nie przepraszaj, tylko powiedz, co się stało? Widać to w twoich oczach, że coś jest nie tak.
-I tak nic nie da się zrobić, to… i ty nic nie pomożesz.
-Bartek powiedz prawdę - powiedziała podnosząc głos.
-Chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz wiedzieć?- podniosłem głos.
-Bartek wyrzuć to z siebie, pomoże - przekonywał mnie Jacek.
-Jesteś moim przyjacielem i możesz mi ufać, wiesz o tym.- dodała Kaśka.
-No dobra… powiem ci. Przed tobą i tak nic się nie ukryje. Nie zauważyłaś, że jestem sam w domu? Że mam cholernie podły humor. Parę dni przed świętami wykopałem z domu Marcina.
-A to, dlaczego?- zdziwiła się Kaśka.
-Bo mnie zdradził. Musiałem coś czuć, bo tamtego dnia wróciłem wcześniej do domu. Poczułem się źle i poprosiłem kierownika, by do końca mojej zmiany dał mi wolne. Nie chciałem narażać zdrowia i bezpieczeństwa ludzi, których wożę. Gdy wszedłem do domu, słyszałem pojękiwania. Zdziwiłem się a jednocześnie zastanawiałem się czy mi się to tylko wydaje. Po chwili domyśliłem się, że mi się nie wydaje i skąd te głosy dobiegają. Drzwi do naszej sypialni były zamknięte. Otworzyłem je i to, co zobaczyłem mnie zszokowało. Na naszym łóżku leżał goły rudzielec z dupskiem wypiętym w stronę Marcina. A Marcin próbował w niego wejść. Pierwsze, co zrobiłem, to wywaliłem z domu tego rudzielca. Nawet nie pozwoliłem mu się ubrać. Potem spakowałem Marcina i razem z torbą wystawiłem na korytarz.
-I, co, on tak po prostu wyszedł? Jakoś w to nie wierzę, znając Marcina - powiedziała Kaśka.
Kaśka miała rację, chłopak zgrabny, niczego sobie, tylko ten charakterek paskudny. Że ja takiemu zaufałem, jak ja tego żałuję.
-Były problemy, a jakże, mocno protestował. Przepraszał, błagał, klękał przede mną i całował po rękach. Ale nie dałem się i nie przyjąłem przeprosin. A z drugiej strony, mu nie wierzyłem, nie raz słyszałem plotki na jego temat, które okazały się prawdziwe. Kasiu i to mnie najgorzej boli, bo kłamał mi w żywe oczy, że mnie kocha.
-To teraz rozumiem, dlaczego nie przyjąłeś mojego zaproszenia na kolację wigilijną, chyba sama bym tak zareagowała.
-Nie chciałem też dla tego, bo… nie dogaduję się z twoim bratem.
-Ty nie przesadzaj, on pytał czy przyjdziesz. Mój brat twierdzi, że to ty jego unikasz.
-Ta, jasne.
-A teraz dość gatki, jazda do łazienki się wykapać - rozkazała - Ubierz się tak jak lubisz i idziesz do mnie na sylwestra. I bez gadania, nie dam ci tu siedzieć samemu. A tym bardziej po tym jak ciebie tamten potraktował. W trakcie mojej kąpieli usłyszałem gong do drzwi. Po przez szum wody lejącej się z prysznica, słyszałem jak Kaśka kłuci się z kimś. Domyśliłem się, kto to i czego chce.
Do domu Kaski było niedaleko, mieszkała z rodzicami i bratem, w domku jednorodzinnym, niecały kilometr ode mnie. Idąc do nich czułem wewnętrzny niepokój. Gdy weszliśmy do domu, z kuchni rozchodziły się niesamowite zapachy. Ściągnąłem kurtkę i adiki. Przywitałem się. Było nas niewielu. W dużym pokoju zastałem brata Kaśki, Rafała, który notabene bardzo mi się podobał. Poczułem dreszcz przechodzący mnie przez całe plecy. Zastanawiało mnie, czy to on, na mnie tak działa. Przyszła też przyjaciółka Kaśki wesoła Jolka. No tak, Jolka to taka dziewczyna, która potrafi żartować ze wszystkiego. Umie rozśmieszyć każdego, bez względu na humor. O nie Jolka tak łatwo to ci ze mną nie pójdzie, pomyślałem. Nie licząc Kaśki i Jacka w kuchni siedziały jeszcze mniej znane mi cztery osoby. Usiadłem w fotelu tak by móc patrzeć na Rafała. Chwilę potem dosiadła się reszta gości. Rafał siedział przy sprzęcie, decydował jak głośno i co ma grać. Nigdzie się nie ruszał, tylko obserwował wszystkich, nie pił. Zauważyłem, że zerka na mnie, co chwilę. Została otworzona pierwsza butelka wódki. Ja należałem do tych niepijących, po nauczce z przed paru laty. Kaśka wiedziała, że w żaden sposób nie dam się namówić na kielicha. I już na samym początku popijawy dostałem drinka. Nagle niedawne wspomnienia znów wróciły. Posmutniałem, w kącikach oczu pojawiły mi się łzy. Kaśka zauważyła mój smutek i powiedziała coś, co mnie bardzo przeraziło.
-Bartuś, nie myśl o nim, on nie jest tego wart. – Natychmiast przeleciałem oczami po gościach. Ale nikogo to jakoś nie zainteresowało. Wtedy zauważyłem Rafała, który wręcz mnie przeszywał wzrokiem. Ten wzrok porażał i jednocześnie podniecał. A jednak, pomyślałem, ktoś to usłyszał. I to w dodatku musiał być on. Nie ważne, że mi się bardzo podobał, ale wiedzieć nie musiał. Rafał to naprawdę przystojniak. Wyższy ode mnie, piękne blond włosy, szczupły i niesamowicie zgrabny. Zawsze w dopasowanych jeansach. W których było widać to i owo. Według mnie, nawet gdyby założył worek płócienny na siebie i tak by na mnie działał. Coś w nim było. Delikatnie wstałem z fotela i poszedłem do kuchni. Stanąłem koło okna. Zacząłem wycierać spływające łzy. A obrazy przeszłości nie dawały mi spokoju. Nie no, tego jest za wiele, pomyślałem. Muszę coś z tym zrobić. Nie mogę się ciągle użalać nad sobą. Było minęło, najwidoczniej miłość mi nie jest pisana. Teraz muszę zająć się sobą, pracą, może jeszcze coś znajdę, a nie zawracać sobie głowy szukaniem. Uspokoiłem się nieco i chciałem wrócić do pokoju. Odwróciłem się i przede mną stanął nie ko inny tylko Rafał.
-Nie strasz człowieku, zakradasz się jak złodziej. Co chcesz mnie okraść, czy dziecko mi podrzucić? - odpowiedziałem podenerwowany.
-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
-Ok, co ci potrzeba?
-Nie masz czasem mi czegoś do powiedzenia.? – powiedział to tak poważnie, że aż ciarki mi po plecach przeleciały.
-Tobie niby, co?
-Ty dobrze wiesz, co.
-Nie ma, o czym mówić…nie ważne.
-Jesteś moim kolegą, pracujemy razem. Możesz mówić, nikomu nic nie powiem – powiedział spokojnym głosem.
-Oo, ładny mi kolega, najpierw mnie unikasz, udajesz, że mnie nie znasz. A teraz kolega.
-Oj przepraszam, nie chciałem, aby to tak wyglądało. Lubię cię, ale jakoś tak wyszło. Nie było sposobności by porozmawiać.
-Wiesz, co idę się przejść, jak chcesz to możesz iść ze mną. Muszę ochłonąć by zapomnieć, żeby o tym sukinsynie nie myśleć – Założyłem adiki i kurtkę, szykowałem się do wyjścia.
Po chwili i Rafał był gotowy. Zdziwiło mnie, że chce iść ze mną.
-Kaśka idziemy się przejść, wrócimy przed dwunastą – zawołał do pokoju Rafał. Usłyszałem wychodząc na podwórko, aby na mnie uważał. Na dworze zrobiło się zimno. Zimny wiatr wraz z deszczem uderzał w nas z każdej strony, Wiatr szybko zmieniał kierunki, podwiewał nawet od spodu. Było zbyt zimno by spacerować. Skierowałem się prosto do swojego mieszkania. Idąc nic nie rozmawialiśmy ze sobą. Myśli mi się kołowały, dawne obrazy i przeżycia powracały do mnie ze zdwojoną siłą. A może, to była tęsknota?. Zacząłem płakać, odwróciłem głowę w drugą stronę. Na szczęście padał deszcz, który zmywał moje łzy i Rafał nie mógł niczego nie zauważyć. Mieszkałem w blokowisku na drugim piętrzę. Mieszkanko nieduże, dwa pokoje, kuchnia łazienka. Weszliśmy na klatkę schodową, w połowie pietra mijał nas mój sąsiad z przeciwka. Taki starszy pan, który promieniował dobrem. To się czuło z daleka. Uśmiechnął się na mój widok, złożył mi życzenia nowo roczne, i dodał.
-Nie martw się, wszystko się ułoży, zobaczysz. - Potem popatrzył na Rafała, poklepał go po ramieniu, uśmiechnął się do niego serdecznie.
-Dbaj o kolegę, jest tego wart.- powiedział patrząc na niego.
-Dobrze proszę pana. Wiem, że to dobry człowiek - kończąc wypowiedz popatrzył na mnie.
-Nie mów mi pan, mam na imię Czesław.- zwrócił się do Rafała. A co do Bartka – mówiąc znów spojrzał na Rafała - To wiem, kim on jest i co przeszedł ostatnio. Żal mi go, bo fajny z niego chłopak. On – ciągnął dalej po krótkim namyśle – Nie zasługuje na byle, kogo.
W tej samej chwili popatrzyłem na Rafała a on na mnie.
-Czesław, ja wiem i ty wiesz, ale bez przesady.- zaprotestowałem.
-Oj, co byś się nie zdziwił, jak szybko znajdziesz to, czego szukasz - kończąc mowę popatrzył na każdego z nas uśmiechając się- Wiem, co mówię – dodał schodząc na dół.
Otworzyłem mieszkanie, Rafała pierwszego wpuściłem do mieszkania. Poprosiłem by czuł się jak u siebie, a sam poszedłem zaparzyć kawy. Gdy niosłem kubki do pokoju, Rafał siedział, z nogami wyciągniętymi na ławie. Z rzuciłem jego nogi z ławy i postawiłem kubki z kawą. Usiadłem naprzeciw niego, pijąc kawę obserwowałem go. W świetle lampek z choinki, widziałem zarys jego twarzy, jego oczy niesamowicie błyszczały, co przyprawiało o dreszcz. Czułem, że mnie obserwuje. Obaj milczeliśmy, nikt z nas nie miał chyba odwagi się odezwać. Po chwili znów wróciły wspomnienia tak świeże. Rafał wyczuł to, bo wstał z fotela i podszedł do mnie. Usiadł na poręczy fotela i mnie przytulił. To było coś, co pozwoliło mi natychmiast zapomnieć. Jego mocne ramiona, nocno mnie tuliły. Jego ciepło, rozpłynęło się po moim ciele. Było mi cudownie, w jego ramionach, czułem się tak bezpiecznie. Pachniał tak wspaniale, zapach perfum mieszał się z zapachem jego ciała, od którego aż kręciło się w głowie. Poczułem przechodzący mnie dreszcz po plecach. On mnie tulił, a ja chłonąłem. Chwilo trwaj.
-Bartuś nie myśl o nim - w końcu się odezwał - On nie jest wart twojej miłości.
-Wiem… ale uwierz mi, to nie jest takie proste, gdy było tak cudownie - odpowiedziałem smutnym głosem.
-Słuchaj Bartek, gdyby było tak cudownie, to by ciebie nie zdradził. Najwidoczniej potrzebował więcej wrażeń, niż ty mu mogłeś zapewnić.
Rafał usiadł naprzeciw mnie, nadal trzymając mnie za ręce. Patrzył w taki sposób, że poczułem jak mi się w spodniach robi ciasno.
-Rafał nie patrz tak na mnie, bo się zakocham i będę znów miał problemy. Rafał wiesz, bardzo mi się podobasz od… od początku jak ciebie zobaczyłem - najchętniej to teraz bym rzucił mu się na szyje i całował, ale brakowało mi odwagi.
Zdziwiło mnie, że nic nie powiedział tylko popatrzył na mnie tak niesamowitym wzrokiem.
-Bartek… musimy wracać. Jeśli chcesz, to wzniesiemy toast noworoczny i znów się gdzieś przyjdziemy. W drodze powrotnej czułem jakby wewnętrzny spokój. Weszliśmy do domu, Kaśka już na nas czekała witając nas słowami.
-O jesteście gołąbeczki, już na was czekamy.
Wtedy Rafał pchnął mnie na ścianę, lekko musnął wargami moje usta i bez słowa poszedł do pokoju. Zastanawiałem się przez chwilę, czy to mi się wydawało. Po chwili i ja wszedłem do pokoju. Rafał udawał, że na mnie nie patrzy, ale dobrze wiedziałem, że tak nie jest. Dostałem kieliszek z szampanem, wznieśliśmy toast noworoczny. Złożyłem wszystkim życzenia noworoczne, Rafała zostawiłem sobie na koniec. W trakcie, składania mu życzeń, patrzył mi w oczy uśmiechnięty, a po chwili mocno mnie przytulił. Po piętnastu minutach przeprosiłem Kaśkę, że muszę wracać do domu, bo na rano mam do pracy. No cóż musiałem trochę skłamać. Tak naprawdę liczyłem, że Rafał pójdzie za mną, że jeszcze posiedzę w jego towarzystwie. Ubrałem się, pożegnałem ze wszystkimi życząc im tego, co najlepsze i wyszedłem z domu. Po chwili wybiegł za mną Rafał.
-Przepraszam, mogę iść z tobą? – poprosił.
-Jak chcesz to, chodź, przyda mi teraz towarzystwo drugiej osoby- dodałem.
Rafał został ze mną do rana. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Opowiedziałem o sobie, on opowiedział o sobie. Omówiliśmy nasze zainteresowania, co lubimy a co nie. A jak się okazało, mamy wiele wspólnych zainteresowań. W miedzy czasie rozweseliłem się, żartowaliśmy, śmialiśmy się do rozpuku. Momentami to mnie ze śmiechu brzuch bolał. Czułem, że razem możemy, góry przenosić.
-Pięknie się uśmiechasz Bartku- powiedział Rafał patrząc mi w oczy.
-Rafał, jestem normalny, niczym się nie różnię od innych.
-Ale ja na serio mówię – popatrzył na mnie i uśmiechnął się zawadiacko.
-Ty też jesteś niczego sobie i dla tego wolę stać z daleka od ciebie- dodałem wesoło.
-Czego się boisz?
-Mówiłem ci, że mi się podobasz, i nie chciałbym zakochać się w tobie, bo będzie znów bolało- mimo moich słów było inaczej.
Im dłużej ze mną siedział, tym bardziej się zakochiwałem. Rafał chcąc chyba uniknąć rozmowy zaproponował.
-Na dworze zrobiło się widno, spać i tak mi się nie chce. Pójdziesz ze mną się przejść, będzie mi miło – kończąc zdanie znów się uśmiechnął.
-Jasne, czemu nie, mnie też spać się nie chce.
Wyszliśmy na podwórko. Byliśmy wielce zaskoczeni leżącym śniegiem. Którego leżało bardzo dużo, a do tego nadal gęsto sypało. Cos mnie tknęło. Ulepiłem śnieżkę i rzuciłem nią w Rafała.
-O rzesz ty – zwołał wesoło. Ulepił śnieżkę i rzucił nią we mnie. Nie zastanawiając się ulepiłem parę śnieżek i zacząłem nimi rzucać w niego. Nim się zebrał, ja zacząłem uciekać. Po chwili mnie dogonił i walnął większą śnieżką. Z trudem mu oddałem, śmiałem się na całego. Rafałowi też mój humor się udzielał. W pewnej chwili dopadł mnie i tuż przy niewielkiej skarpie przewrócił. I tak splecieni ramionami razem turlaliśmy się. Na dole skarpy Rafał znalazł się na mnie, nasze oddechy się mieszały. Byliśmy twarzą w twarz. Trwaliśmy tak przez chwilę, patrząc sobie w oczy. W pewnej chwili takiego leżenia Rafał przybliżył twarz i nasze usta się złączyły, niesamowitym i głębokim pocałunku. Wystraszyłem się tego, obróciłem nas i podniosłem się w pozycję siedzącą.
-Nie Rafał, nie mogę, boję się.
-Czego się boisz, pocałunku? Spytał spokojnym i cichym tonem, tak jakby bał się, że go ktoś usłyszy, a jednocześnie, nie chciał mnie wystraszyć.
-Nie, nie boje się, tylko wiesz, że ja jestem gejem. A ty nim nie jesteś, po co ci takie brzemię. Pocałujesz mnie raz, drugi, ja się zakocham, bez wzajemności, i znów cierpienie. Nie, ja już dłużej tak nie potrafię, i nie chcę.
-A skąd wiesz, że ja też nie jestem gejem?. Skąd wiesz, że mi się to nie podobało?.
-Bo nie jesteś - nie wiedziałem, co myśleć.
Wstałem i odszedłem kawałek. Usiadłem na pobliskiej ławce, oparłem się o oparcie i podniosłem głowę patrząc w niebo. Po chwili, opuściłem głowę i popatrzyłem na Rafała. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem.
-Rafał, ja nie mam ochoty na żarty, a tym bardziej nie graj na uczuciach.
-Ale ja sobie z ciebie nie żartuję – wypowiadając te słowa wstał i podszedł do mnie.- Jak myślisz, co ten pocałunek znaczył, co?
-Nie wiem, co mam myśleć, mam mentlik w głowie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Ty też mi się podobasz, od początku, rozumiesz głuptasku - zaczął mówić patrząc mi w oczy - Uwierz mi, że tak jest. Kiedy ciebie poznałem, miałeś już kogoś i to mnie bolało.
Po tych słowach posmutniał, spuścił wzrok i przez chwile patrzył gdzie indziej.
-Przez to nie odzywałem się, unikałem ciebie. Wiedziałem, że jak będę zbyt blisko ciebie to oszaleję. Choć tak naprawdę, pragnąłem być blisko ciebie. Nikomu nic nie mówiłem, nawet moja siostra nie wie, że się w tobie kochałem. Bartek, kocham ciebie i pragnę byś był mój i tylko mój.
Siedziałem i słuchałem, nie wierzyłem, że moje marzenie się spełnią. Że ten cudowny i piękny mężczyzna chce być ze mną.
-Nawet nie wiesz jak mi na tobie zależy – odpowiedziałem przez zaciśnięte gardło.
-Czy chciałbyś mieć takiego chłopaka jak ja? – popatrzył mi w oczy, widziałem w nich łezki.
-Czy ty głuptasku nie słyszałeś, zależy mi na tobie i chyba cię kocham - dodałem prawie szeptem.
Wtedy wpadliśmy sobie w ramiona, cały drżałem. Nie wiedziałem czy zimna, czy z emocji. Usłyszałem, że płacze.
-Nie płacz proszę.
-Ale to ze szczęścia, że mnie kochasz, że moje marzenie się spełnią. Bartku, chodźmy stąd do ciebie, chce ciebie przytulać i cieszyć się tobą. Popatrz jesteśmy obaj mokrzy. Nie chciałbym abyś się przeziębił.
Gdy weszliśmy do mieszkania, Rafał od razu pchnął mnie delikatnie na ścianę. Przywarł do mnie i nasze usta się złączyły w długim i namiętnym pocałunku. Zaczęliśmy się pieścić nawzajem, przytulać. Chwyciłem go za tyłek i mocniej przytuliłem się do niego. Poczułem, że jego penis pod wpływem naszych pieszczot budzi się. Tak samo, reagował mój. Po chwili przerwałem jednak, to, czego tak bardzo pragnąłem.
-Rafał, nie chciałbym, aby to wyglądało, że jestem łatwy, czy napalony. Wiem, to nawet nie jest nasza randka. I nie powinno się tak postępować. Ale chciałbym się z tobą kochać, po prostu mam na ciebie ochotę, człowieku od początku tego pragnąłem i nadal pragnę.
-Ja też tego pragnąłem i pragnę, chcesz? – dodał.
-Wiesz, że chcę – odpowiedziałem.
Zdjąłem swoją kurtkę, potem jemu. Złapałem za rękę i pociągnąłem do sypialni. Pchnąłem delikatnie na łóżko, położyłem się na nim. Nasze usta znów się połączyły w namiętnym pocałunku. Po chwili mój kochanek przerwał, podniósł się do pozycji siedzącej. Zaczął mnie powoli rozbierać. Ja nie byłem mu dłużny i też rozbierałem jego. Po takiej akcji rozbierania siebie nawzajem, zostaliśmy tylko, w samych slipach. Jego ciało mnie wprost zachwycało i podniecało. Nogi prościutkie zgrabne z niewielką ilością włosków. Od pępka prowadziła piękna ścieżka miłości, chowała się pod gumką slipów. Piękny płaski brzuszek, na klatce piersiowej znikome włoski. Tyłeczek okrąglutki i jędrny, to już wiem. I do cholery ten piękny zniewalający uśmiech, nie mówiąc o jego spojrzeniu. To, co potem się wydarzyło było eksplozją naszej namiętności. I wprost nie do opisania. Spełnieniem, naszych najskrytszych marzeń. Każda pieszczota, każdy dotyk, był naszym dopełnieniem. Drżałem, kiedy w nim szczytowałem, odczuwałem ekstazę każdą częścią swego ciała, każdym nerwem. Kiedy Rafał dochodził, czułem jak się spina, jego ruchy zrobiły się nierówne. Po chwili, poczułem ciepło w sobie, poczułem jak drży na całym ciele, dobił się we mnie i usłyszałem przeciągły jęk. Nie spieszyliśmy się, chcieliśmy nadrobić stracony czas, jaki przeżyliśmy bez siebie. Czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Po spełnieniu leżeliśmy wtuleni w siebie. Milczeliśmy wystarczało nam nasze towarzystwo..
-Dziękuję Bartuś, to było cudowne, nigdy nie myślałem, że seks może być tak fajny, i to z tobą.
-Rafał nie mów, że ty pierwszy raz?
-Tak… ty byłeś pierwszym, ja nigdy wcześniej z nikim. Wcześniej marzyłem, jak by to z nami było, a dziś...
-A dziś, nasze marzenia się spełniają - przerwałem mu – Mnie też się podobało, i na pewno będę chciał więcej. Byłeś w tym fantastyczny, jak na pierwszy raz, wow. Wtedy jak ciebie widywałem wydawało mi się, że nie mam szans u ciebie. Czułem twoją niechęć do mnie, dlatego dałem sobie spokój.
-Bartuś, to nie była niechęć – podniósł się, obrócił przodem do mnie i podparł głowę ręką. Pocałował mnie, i ciągnął dalej.- Byłem o ciebie zazdrosny. Nie mogłem na was patrzeć, może, dlatego czułeś moją niechęć.
-Rafał przepraszam – powiedziałem po chwili milczenia.
-Nie przepraszaj, nie wiedziałeś o tym. A teraz wiedz, że ciebie kocham i już z moich ramion nie wypuszczę - powiedział wesoło, a oczka aż się szkliły z radości.
-Ty naprawdę chcesz, bym z tobą był.
-Tak kochanie – powiedział, całując mnie soczyście.
-Ja też tego chcę, i to bardzo. Nawet nie wiesz jak się cieszę - z radości dałem mu całusa - Ale żadnych skoków w bok.- dodałem w żartach.
-Tak, jestem twój, a skoków w bok nie będzie. Za bardzo ciebie kocham, a jeszcze dłużej czekałem, nie chce ciebie zranić i nie zamierzam - dodał szarmancko się uśmiechając
-Rafaauuu kochanie, a co na to twoja rodzina? Przecież oni o nas nie wiedzą. Co ja mówię to jeszcze za wcześnie. No, a o tobie, że jesteś gejem?.
-O mnie nie wiedzą, chyba. A o nas im sam powiem, powiem im, że chce z tobą zamieszkać. Cokolwiek się stanie, bez ciebie sobie dalszego życia nie wyobrażam.
-Przecież to będzie dla nich szok - dodałem.
-Nie obchodzi mnie to, teraz to ty jesteś dla mnie najważniejszy. Bartuś a co na to twoi, no, że ty jesteś gejem.?
-Wiedzą wszyscy tyle, że rodzice wygnali mnie z domu. Tylko rodzeństwo się mnie nie wyparło. Zapraszali mnie na święta, ale nie skorzystałem.
-Ty a propos świąt, czemu nie przyjąłeś naszego zaproszenia? Czekałem na ciebie, miałem nawet prezent, by ci go wręczyć. A jak nie przyszedłeś to byłem smutny, już na nic ochoty nie miałem.
-Przepraszam ciebie, ale byłem w kiepskim humorze, sam wiesz, dlaczego.
Miałem coś jeszcze powiedzieć, ale usłyszeliśmy gong przy drzwiach. Zerwaliśmy się w panice na równe nogi. Zaczęliśmy zbierać wszystkie części naszej garderoby. Po chwili zastopowałem wszystko.
-Rafał przecież jesteśmy dorośli, czemu my tak panikujemy? Ja pójdę otworzyć, a ty leż, nie ma się, czego bać.
Ubrałem tylko slipy i jeansy, poszedłem otworzyć. Pozbierałem z podłogi nasze kurtki powiesiłem na wieszaku. Spodziewałem się Kaśki. W końcu wyszedłem z ich domu z jej bratem, i na pewno była ciekawa gdzie on. Otworzyłem drzwi i zaskoczenia nie było.
-Witam - weszła do mieszkania, kierując się do kuchni - Składać ci życzeń noworocznych nie muszę, bo byłeś na toaście. No dobra szczęśliwego nowego. Ty nie wiesz gdzie podział się mój niesforny braciszek?
Tego, co zrobi Rafał się nie spodziewałem. Otworzył drzwi sypialni i zawołał.
-Tu jestem siostrzyczko –
W jego oczach zauważyłem strach i niepewność. To jak zareagowała Kaśka jeszcze bardziej wryło mnie w podłogę. Zaczęła się potwornie śmiać. Kompletnie niczego nie rozumiałem. Zauważyłem, że Rafał też jest w szoku. Podszedłem do niego i chwyciłem go za rękę. Długo nie mogła się uspokoić, kiedy w końcu się uspokoiła, usiadła na krześle i długo patrzyła na nas.
-Wiecie, co chłopaki? – odezwała się po długim milczeniu – Czekałam na to, aż wy siebie zauważycie. Widziałam jak na siebie patrzycie, jak reagujecie, gdy się widzicie. A przekonałam się całkiem w te święta, kiedy to Bartek nie przyszedł do nas. Zauważyłam braciszku, jaki byłeś załamany, zawsze wesoły a tu smutek. Teraz to widać, jak jesteście razem. Normalnie rozkwitacie, promieniejecie miłością. Wreszcie się doczekałam, normalnie marzyłam o tym, aby mój przyjaciel znalazł kogoś dobrego i żeby to był mój brat.
Wstała z krzesła podeszła do nas i ucałowała każdego z nas.
-To ty wiedziałaś i nic mi nie mówiłaś – oburzył się Rafał.
-A, co miałam się wtrącać – zachichotała.
-Siorka tylko nie mów nic rodzicom, ja im sam powiem, cokolwiek ma się stać - prosił Rafał.
-Oni już wiedzą, widzieli was jak bawiliście się śnieżkami, i wasz pocałunek.
-Tak a niby skąd mają wiedzieć o tym, że ja chce być przy Bartku.
-Bo baranku – poklepała brata delikatnie po głowie – Umieją patrzeć, a serca matki nie oszukasz. Spytali mnie a ja tylko potwierdziłam ich przepuszczenia. Ale idź i pogadaj ze starymi osobiście.
-Kaśka, czemu ty mi nic nie powiedziałaś? Że miałbym szansę u Rafała – spytałem z lekka zły na nią.
-Bo to nie moja sprawa, samo by się wyjaśniło. A po drugie, to ja nie lubię się wtrącać. Jacek chciał was nakierować, ale mu zabroniłam. Powiedziałam mu, że prawdziwa miłość i tak rozkwitnie, i to bez naszej ingerencji.
Kaśka po chwili wyszła życząc nam szczęścia a my zostaliśmy stać na środku kuchni. Po chwili rzuciliśmy się sobie w ramiona, ciesząc się jednocześnie obdarowywaliśmy się całusami. Całując się doszliśmy do sypialni, znów było niesamowicie. Byłem w nim on we mnie, nie raz, w niczym się nie ograniczaliśmy. Cieszyliśmy się sobą, cieszyliśmy się chwilą. Po uniesieniach leżeliśmy wtuleni milcząc. Rafał gładził mnie delikatnie po plecach, było mi cudownie. Najchętniej nigdy bym nie wychodził z jego mocnych ramion. Po chwili Rafał zaproponował żebyśmy poszli spać. Przed spaniem zaproponowałem wspólną kąpiel i kolację. Zgodził się, ale pod warunkiem, że to on zrobi dla mnie tę kolację. Niechciałem protestować, bo ciekawiło mnie jak to jest. Pamiętając, nigdy nie doczekałem się kolacji z rąk byłych. Kolacja była wprost pyszna. Swoja droga gdzie on się nauczył gotować. Jego siostra opowiadała, że nie lubi gotować, a tu taka niespodzianka. Po tej kąpieli i kolacji położyliśmy się do łóżka. Położyłem głowę na jego lewym barku i wsłuchiwałem się w bicie serca. Długo nie mogłem zasnąć.
Obudziłem się wcześnie rano. Usiadłem na łóżku i patrzyłem na śpiącego Rafała. To był niesamowity widok. Jego twarz była taka spokojna, niewinna, lekko się uśmiechał. Patrzyłem jak jego klatka piersiowa unosi się w równym oddechu. Siedziałem i patrzyłem, nie mogłem oderwać oczu, chłonąłem ten widok, było mi ciągle mało.
-Coś mi wyskoczyło na ryju, czy coś mi usiadło i nie wiesz jak się tego pozbyć? - odezwał się totalnie mnie zaskakując.
-Chciałem popatrzeć na mój skarb. Jak śpisz, tak pięknie wyglądasz - uśmiechnąłem się szeroko.
Po chwili podniósł się, usiadł naprzeciw mnie. Popatrzył mi prosto w oczy i cicho prawie szeptem, tak jakby czegoś się obawiał powiedział.
-Bartku, czy chciałbyś zostać moim chłopakiem, partnerem, mężem – wyrecytował wesoło.
Gdy to usłyszałem poczułem się jak bym był w jakiejś innej krainie, poczułem się tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
-Oczywiście, że chcę być twoim chłopakiem, partnerem, mężem i nic tego nie zmieni, zawsze tego pragnąłem. Zjedliśmy śniadanie, które zrobił Rafał. Nawet nie chciał mojej pomocy. No dobra pozwolił mi nakryć do stołu. Po śniadaniu Rafał zaproponował, aby pójść do jego domu. Szliśmy powoli, po drodze rzucaliśmy w siebie śnieżkami. Wiedziałem, że mnie obserwuje. Widziałem jego wielką radość, która i mnie się udzielała.
Nim zdążyliśmy dobrze wejść do domu z dużego pokoju dobiegło nas wołanie.
-Rafał chodź tu do nas, musimy po rozmawiać. Ty też Bartek tu przyjdź.
Popatrzeliśmy po sobie, zastanawiałem się, co to może znaczyć. Rafał chwycił mnie delikatnie za rękę i podprowadził do pokoju. Gdy weszliśmy jego rodzice siedzieli w fotelach a siostra z drugiej strony ławy. Jego rodzice to sympatyczni ludzie. Zawsze weseli, z wielki rozumieniem świata, i wielka tolerancją, na wszystko.
-Witamy zakochanych, zawołali prawie chórem.
Rafał nie dał się zbić z tropu, i dziękując ukłonił się. Ja nie wiedziałem, co zrobić.
-Bartku, powiedz nam, co ty zrobiłeś z naszym synem? – spytała mama Rafała.
Zdębiałem na tak postawione pytanie. Popatrzyłem na Rafała, zacząłem się bać.
-Nic proszę pani, ja go kocham – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Mamo no, co ty - zaprotestował Rafał.
-No dobrze kochasz go. A ty wiesz, co on przeżywał odkąd ciebie poznał? A czy ty wiesz, że jak nas odwiedzałeś, a właściwie naszą córkę, to on się rozweselał widząc ciebie. On robił się taki inny normalnie kwitł w oczach, a ty go nie zauważałeś - powiedziała dość wesoło jego mama.
-Ale ja nie wiedziałem, że, on jest taki jak ja.
-Że jest gejem, tak jak ty – poprawiła mnie Kaśka - Moi rodzice nie homofobami.
-Ale ja tego nie powiedziałem – zacząłem się tłumaczyć – On mi się też podobał, tylko że ja bałem się, a on też mi żadnego znaku nie dał, i nie wiedziałem czy on by chciał.
Nastała niezręczna cisza, dało się słyszeć tykający zegarek na ręce. Poczułem się jakoś dziwnie. Odruchowo chwyciłem rękę Rafała i lekko ścisnąłem. Wtedy Rafał zwrócił się do mnie.
-Bartuś – zaczął niepewnie Rafał – Kiedyś zobaczyłem ciebie w autobusie miejskim. Od razu mi się spodobałeś. Obserwowałem ciebie z daleka, po chwili podszedłem nawet bliżej. Rozmawiałeś z kimś wesoło przez telefon, Zniewalał mnie twój uśmiech. Czułem twój niesamowity zapach, który mieszał się chyba z zapachem twoich perfum. Następnym razem już ciebie nie spotkałem. Jeździłem, co dziennie tym samym autobusem, potem zmieniałem na inne linie, by jeszcze raz ciebie zobaczyć. Wszystko na nic, nigdzie ciebie nie mogłem znaleźć. Dopiero moja siorka przyprowadziła ciebie do nas, na Sylwka. Stało się wtedy coś, jakby ukłucie w serce, zakochałem się w tobie - Mówił, patrząc mi wciąż prosto w oczy, ani razu choćby na chwile nie oderwał wzroku. Zauważyłem bijącą z jego oczu miłość do mnie. Z oczu płynęły mu łzy - Cieszyłem się za każdym razem, kiedy do nas przychodziłeś. Nawet pracę podjąłem tam gdzie ty pracujesz. By być jak najbliżej ciebie. Później jak się okazało, że masz kogoś myślałem, że zwariuję. Nie mogłem spać i jeść, nie miałem humoru. Tego sylwestra dzięki Kaśce dowiedziałem się, że tamten ciebie zdradził, nie wiem odszedł. Postanowiłem działać, chciałem być i byłem blisko ciebie. Postanowiłem, że tym razem będę walczył o ciebie, musiałem wziąć się na odwagę. Poszliśmy do ciebie, bo było zimno. I u ciebie w domu powiedziałeś mi, że ci się podobam, zrozumiałem, że mam szansę. Bartku, kocham ciebie, i pragnę przeżyć z tobą całe życie.
Byłem w szoku jego wyznaniem, w oczach stanęły mi łzy. Przysunąłem się bliżej mojego ukochanego i mocno go przytuliłem.
-Kocham ciebie, kochany ty mój – rozpłakałem się.
-Nie płacz kochanie – powiedział łagodnie.
-Ale to ze szczęścia, że ty mnie kochasz - powiedziałem łamiącym się głosem.
-Chłopaki – wtrącił się ojciec Rafała – Nie mnie was osadzać, nie mam takiego prawa. I cieszę się waszym szczęściem. Na pewno, się orientujecie, że w tym kraju nie łatwo wam będzie – na chwile zawiesił głos – Wiem co przeżywał mój syn, i tym bardziej jestem za wami. Widać, że się kochacie i nie miał bym serca was rozdzielać. A co na to, twoja rodzina Bartek?
-Moi rodzice są bezgranicznie wierzący, nie tolerują takich jak ja. Twierdzą, że będę się smażył w piekle. Tylko moi dwaj starsi bracia mają mnie za bohatera, bo sprzeciwiłem się rodzicom. I nie zrobiłem, czego chcą. Proszę sobie wyobrazić, że miałem już wypatrzoną żonę.
-To mogę ci tylko współczuć – dodał po chwili milczenia ojciec Rafała – Wiesz, co Bartek zwracaj się do nas po imieniu, ja mam na imię Janusz a ta babka w kuchni to Renata. Ja jakoś nie lubię tego Pan, Pani. Tak będzie łatwiej, nie będę się czuł tak staro.
-Proszę pana, nie odważyłbym się – zaprotestowałem.
-Nie protestuj, tylko się zgódź i po sprawie - zarządził.
Po chwili mama Rafała wołała nas na obiad. Po dobrym obiedzie podziękowaliśmy. Rafał ciągnąc za rękę zaprowadził mnie do swojego pokoju. Pokój był ładnie urządzony. Ściany pomalowane były żywymi kolorami. Na których wisiały plakaty samochodów. Chodziłem chwile po pokoju. Wtedy zauważyłem stojące na jego biurku moje zdjęcie, zrobione gdzieś ukradkiem. Byłem tym bardzo zaskoczony. W końcu Rafał pchnął mnie lekko na łóżko. A sam usiadł na mnie okrakiem. Pochylił się i mnie pocałował, a po chwili przywarliśmy do siebie w namiętnym pocałunku. Po chwili wstał i usiadł na obrotowym krześle koło kompa. Patrząc na niego, nie wytrzymałem i postanowiłem go zapytać.
-Rafał, czy chciałbyś, zamieszkać ze mną? – Rafał popatrzył na mnie, oczy mu się rozweseliły.
-A chciałbyś? – wyczułem niepewność w głosie.
-Wiesz, że chcę, ja już nie chcę wracać do pustego mieszkania - powiedziałem zgodnie z prawdą. Spakuj swoje rzeczy, na razie to, co ci będzie najbardziej potrzebne. Albo jak chcesz, zabierz wszystko, najwyżej przejdziemy się dwa razy. Pomogłem Rafałowi się spakować. Najgorzej, pomyślałem będzie te torby pozanosić. Rafał chciał wracać, nie zdziwiłem się tym faktem. Po chwili zrozumiałem, dlaczego. W jego dopasowanych spodniach zauważyłem, że ma ochotę, zrobił mu się dość ładny wzgórek. Zabraliśmy z niewielkim trudem torby i poznosiliśmy je na parter. Gdy już byliśmy ubrani i wyszliśmy na podwórko, podszedł do nas Jacek i zaproponował pomoc. W domu przygotowałem mu miejsca w szafkach. Po rozpakowaniu i poukładaniu wszystkiego, podszedłem do niego ze słowami, jednocześnie tuląc go do siebie.
-Dziękuję, że jesteś.
-Nie dziękuj, jestem, bo chcę - odpowiedział czule, całując mnie delikatnie w usta.
Staliśmy tak przytuleni przez chwilę. Wtem odezwał się gong przy drzwiach, pokazałem gestem reki, by czynił honory domu. Rafał poszedł otworzyć drzwi ja stanąłem przy drzwiach od kuchni opierając się o framugę. Zdębiałem po otwarciu tych drzwi, stał przed nimi nie, kto inny tylko, Marcin.
-Czego chcesz?- warknąłem.
-Chcę pogadać, o nas.
-A… to nie ma, o czym, żegnam.
-Bartek proszę? Pogadajmy – powiedział błagalnym tonem.
-Mówiłem ci, że nie mamy, o czym gadać, zraniłeś mnie trzeci i ostatni raz, spadaj – podszedłem bliżej, by zatrzasnąć drzwi. Nie miałem ochoty ciągnąc z nim rozmowy.
-Bartek, ale ja ciebie nadal kocham, nie rozumiesz. – głos mu się łamał.
-Spierdalaj stąd, nie chcę ciebie znać – krzyknąłem, miałem dość, chciałem zamknąć drzwi, ale on wsadził nogę miedzy framugę a skrzydło..
-Czy ty nie rozumiesz polskiego. Słyszałeś, co powiedział ci mój chłopak, spadaj stąd - dołączył się Rafał.
-Szybki jesteś - odezwał się wzburzony Marcin – Już sobie znalazłeś dupojebca.
-Nie twój zasrany koci interes, spierdalaj stąd, do ci nakopię- warknął Rafał.
-Jeszcze tego pożałujesz, nie będę cię miał ja, to nikt nie będzie ciebie miał – dodał już na schodach.
Wystraszyłem się nie na żarty. Czy to były słowa groźby? Minęło kilka dni. Siedzieliśmy po pracy w domu, jedliśmy wspólnie ugotowany obiad. Po biedzie zmyliśmy naczynia. Po chwili Rafał powiedział mi, że idzie do rodziców, przynieść mi ten prezent ze świąt, który mi obiecał a wcześniej znów zapomniał. Ja mam czekać tu na niego, a niby gdzie miałem iść? Parę minut po wyjściu Rafała odezwał się gong. A ten co, pomyślałem, przecież dałem mu klucze. Podszedłem i otwierałem drzwi ze słowami ty, co kluczy zapomniałeś. Nim zdążyłem zobaczyć, kto to, zostałem parę razy dźgnięty. Odruchowo pchnąłem drzwi, zamknęły się z hukiem. Chwyciłem się miejsca dźgnięcia, czułem przez palce cieknącą krew. Popatrzyłem w to miejsce, koszulka była cała czerwona. Czułem, że słabnę. Z trudem poszedłem po telefon do kuchni, wybrałem numer do Rafała. Chwile to trwało nim odebrał, czułem się coraz słabiej. Odebrał słowami.
-Słucham ciebie kochany mój - z trudem wypowiedziałem słowa.
-Pomocy.
Obudziłem się w szpitalu. Rozejrzałem się po sali, w której leżałem. Opłucz mnie leżały w niej jeszcze trzy osoby. Zastanawiałem się, co się stało, czemu tu jestem. Po chwili przypomniałem sobie całą sytuację. Chciałem wstać, ale przeszywający ból mi to uniemożliwił. Dotknąłem bolącego miejsca, wyczułem bandaże. Po chwili wszedł lekarz, przywitał się, zapytał jak się czuję, coś popisał, sprawdził jeszcze szwy i wyszedł. Zaraz po nim wszedł ucieszony a jednocześnie zapłakany mój chłopak. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił, jęknąłem z bólu. Ucałował mnie i przeprosił. Zauważyłem, że jest poplamiony krwią, moja krwią.
-Ile tu leżę? – spytałem zaciekawiony - I jak ty wyglądasz? - dodałem po chwili.
-Kilka dni, byłeś w śpiączce, o mało nie umarłeś - zaczął płakać.
-Nie płacz – prosiłem.
Po chwili weszli jego rodzice, widząc że rozmawiam z Rafałem ucieszyli się.
-Jak się czujesz? - spytała mama Rafała.
-Chyba dobrze, jakoś przeżyję - odpowiedziałem.
-Żebyś ty Bartek wiedział, jak Rafał szalał, myśleliśmy, że zwariuje. W ogóle nie sypiał, nie jadł, cały czas zamartwiał się i winił. A ze szpitala nie chciał wyjść. Lekarze mówili, że gdybyś dostał więcej pchnięć tym nożem to byś nie przeżył. To był wielki cud. Rafał stanął pierwszy by oddać ci krew.
-Mamo! – krzyknął Rafał, położył głowę na moim ramieniu i znów rozpłakał się.
-Nie płacz kochany mój jestem tu i teraz – powiedziałem wzruszony, jednocześnie próbowałem go pocieszyć.
W tej samej chwili weszła policja. Zadawali mi pytania ja opowiadałem, co pamiętam. Opowiedziałem też o groźbie kierowanej pod moim adresem, oraz kogo podejrzewam o ten czyn. Policjanci podziękowali i poszli. Po chwili pożegnali się Rafała rodzice. Wtedy Rafał rzucił mi się do szyi, płacząc starał się mówić.
-Tak strasznie się o ciebie bałem, jeśli byś nie przeżył, to bez ciebie nie chciałbym żyć. Tak strasznie ciebie kocham – ledwo się uspokoił, znów się rozpłakał.
-Ciii, nie płacz – wyszeptałem – Ja też ciebie strasznie kocham.
Po chwili nieco się uspokoił, patrząc na mnie zaczął opowiadać.
-Byłem już u rodziców, kiedy zadzwoniłeś. Gdy usłyszałem twój słaby głos, domyśliłem się że coś jest nie tak. Byłem przerażony, wołałem, ale ty się nie odezwałeś, ucichłeś, ale twój telefon się nie rozłączył. Wybiegłem z domu tak jak stałem, biegłem ile sił w nogach. Wparowałem do naszego mieszkania, ty leżałeś na podłodze, w wielkiej kałuży krwi. Chciałem zadzwonić na pogotowie, ale nie potrafiłem, ręce mi się trzęsły. Po chwili do mieszkania wbiegł tato, a za nim mama. To oni zawiadomili pogotowie i policję. Od tamtej pory nie byłem jeszcze w domu.
Przytuliłem go mocno tak jak mogłem w mojej sytuacji. Jednocześnie powiedziałem mu coś, co go bardzo ucieszyło.
-Teraz, łącza nas więzy krwi, widocznie jesteśmy pisani sobie.
Rafał włożył dużo miłości w opiekę na de mną. Po kilku dniach, wracałem wreszcie do domu, jednak gdzieś głęboko czułem obawę. Rafał otworzył drzwi i wniósł mnie do mieszkania. To, co zobaczyłem świadczyło o tym, że nikogo tu nie było, od próby mojego zabójstwa, tak mogę to stwierdzić. A nawet jestem pewien i wiem, kto za tym może stać. Nie mogłem patrzeć na zaschniętą kałużę mojej krwi. Schowałem twarz w ramionach Rafała. Nie chciałem na to patrzeć. Zacząłem się trząść, bać. Rafał przepraszał mnie, że zapomniał o tym, zaniósł mnie do sypialni, a po chwili wziął się za sprzątanie. Dłuższy czas czułem lęki, nikomu nie otwierałem drzwi, bałem się, że znów mi się coś stanie. Miejsce, w którym zastałem kałużę krwi, omijałem z daleka. Źle sypiałem, budziłem się czasami z krzykiem, mocno spocony. Mój wspaniały chłopak tulił mnie zawsze do siebie.
Najgorszy był pierwszy dzień w pracy. Jakoś dotrwałem do końca zmiany. Z pracy odebrał mnie Rafał, przyjechał po mnie samochodem.
-A ty skąd masz auto? – spytałem zaciekawiony.
-Ojciec nam kupił, ale musiałem dołożyć trochę kasy – odpowiedział z bananem na twarzy - Acha była u nas policja. Będę musiał na ciebie uważać, bo tamtego nie złapali.
Podjechaliśmy pod blok, wysiedliśmy z auta. Idąc drużką osiedlową, musieliśmy uskoczyć miedzy inne auta. Byliśmy pewni, że auto, które nas minęło jechało ewidentnie na nas, świadczyło o tym oberwane lusterko samochodu stojącego najbliżej nas. Wiedziałem, że on się nie odczepi, że nie da nam spokoju. Że w końcu ktoś z nas zginie. Poczułem się bezradny, lęki znów wróciły, zastanawiałem się ile to potrwa. Zauważyłem w oczach Rafała strach i niepewność.
-Idziemy do moich rodziców - powiedział stanowczo - Nie możemy tu zostać, bo może być jeszcze gorzej.
W domu jego rodziców uspokoiłem się. Rafał opowiedział im o zaistniałej sytuacji przy naszym bloku, ojciec Rafała natychmiast zawiadomił policję.
-Rafał słuchaj, przecież pracujecie w komunikacji miejskiej – zaczęła mama - A jak on zechce wam zaszkodzić w trakcie jazdy, to może dojść do tragedii.
W ten sam dzień poszliśmy z ojcem Rafała do zajezdni, opowiedzieliśmy dyrektorowi o zaistniałej sytuacji. Dyrektor zgodził z naszymi przypuszczeniami. Dopóki sprawa się nie wyjaśni, będziemy pracować na warsztacie. Wcale mnie to nie cieszyło, bo ja osobiście kochałem prowadzić. Gdy wróciliśmy do domu policjanci na nas czekali. Rafał opowiedział im dokładnie, co pamiętał, ja też powiedziałem swoje. Policjanci powiedzieli nam, byśmy zwracali baczniejszą uwagę i uważali na siebie. Poinformowali nas, że będziemy pod obserwacją. Jak się okazuje, ja nie jestem pierwszą zaatakowana przez niego osobą. Spytałem tylko o wygląd tego zaatakowanego, to był mój mi znany szczegół. Policjant nie zaprzeczył ani nie potwierdził.
-Panowie - odezwał się po chwili milczenia policjant - Czy nie sądzicie, że to może być ktoś, kto nienawidzi takich jak wy.
-Chciał pan powiedzieć, homoseksualista, gej. Nie panie władzo, to nie są osoby typu moherowy beret, tylko mój były. Nazywa się Marcin Jarzębski, obiecał mi, że jak nie będę jego, to już nikogo. Rozumie pan.
Chodząc, co dziennie do pracy i z pracy, oglądaliśmy się, czy aby ktoś na nas nie czyha. Żyliśmy z dnia na dzień. Takie codzienne oglądanie się za siebie, zaczęło męczyć. Każdy pisk opon, na ulicy, albo trzaśnięcie drzwiami samochodu, przyprawiało o gęsią skórkę na plecach. Byliśmy na równych nogach, czasem z błahych powodów. Chodziliśmy niedospani. To zaczynało być ponad nasze siły. Zastanawialiśmy się leżąc razem w łóżku, kiedy to się wreszcie skończy. Któregoś dnia po powrocie z pracy, dostałem sms-a. Odczytałem w nim kolejne ostrzeżenie. To pisał mój sąsiad, że mój były szuka mnie.
-Nie no – krzyknąłem – Tego jest za dużo. Ja więcej już nie wytrzymam.
-Co się stało?- przybiegł przestraszony Rafał.
Dałem mu mój telefon by odczytał wiadomość.
-Rafał musimy coś z tym zrobić, tak się nie da żyć - zacząłem płakać tuląc go do siebie.
-Wiesz co? Przynęta! - zaproponował – To jedyne wyjście. Mam jeszcze jedno pytanie. Czemu on nie dzwoni do ciebie?
-Musiałem coś przeczuwać, bo po świętach kupiłem drugi numer- odpowiedziałem, czując dużą ulgę tym, że byłem przewidujący.
Na następny dzień, załatwiliśmy w zajezdni wolne. Poprosiłem ojca Rafała by zadzwonił na policję i poprosił śledczych zajmujących się tą sprawą, by do nas przyjechali. Po godzinie, pojawiło się dwoje policjantów. Po powitaniach, pokazałem im wiadomość od sąsiada. Powiedziałem, że mam dość takiego życia, oraz propozycję.
-Co chcecie panowie zrobić - zapytali prawie jednocześnie.
-Wie pan, co to jest przynęta? - zapytałem bardzo poważnie.
-Wiemy, co to jest, ale to wykluczone, to jest zbyt niebezpieczne – powiedział jeden z nich wstając z krzesła.
-Nie widzimy innego wyjścia, to może, tak trwać długo, a ja mam dosyć takiego życia – powiedziałem z desperacją w głosie.
-Panowie, on może mieć rację, to może potrwać. A kto wie, do czego jest zdolny ten człowiek? - wtrącił się do rozmowy ojciec Rafała.
Policjanci po dłuższym zastanowieniu zgodzili się z nami, że to może być jedyne wyjście. Policjanci powiedzieli nam, że mamy żyć jakby nic się nie stało. W razie niebezpieczeństwa, będą mogli zainterweniować. Po omówieniu paru szczegółów policjanci wyszli. Po chwili mama Rafała zapytała.
-Jesteście pewni, że chcecie to zrobić? - wyczułem niepokój w jej głosie.
-Nie – odpowiedziałem – Ale nie ma innego wyjścia. Tak naprawdę się bałem, jak cholera.
Mijały kolejne dni, chodziliśmy do pracy. Staraliśmy się jakoś żyć. Do naszego mieszkania nie chodziliśmy. Staraliśmy się jak najmniej pokazywać się na ulicy. Nie wiedzieliśmy, kiedy nadejdzie ten dzień i godzina. My zrobiliśmy pierwszy ruch, czekaliśmy teraz, kiedy się odważy do nas podejść. Pewnego dnia, wracaliśmy z pracy do domu. Z ciężkich ołowianych chmur padał rzęsisty deszcz. Przeskakiwaliśmy kałuże stojące na chodnikach, starając się jednocześnie nie wpaść pod auto. W pewnej chwili usłyszeliśmy pisk opon. Po chwili w szybkim tempie minęło nas auto, zrobiło wiraż. Zablokowało nam drogę uderzając przodem w mur. Natychmiast wyskoczyła z niego znana mi postać, przeskoczył ślizgiem przez maskę. Kierując się do nas. Zauważyłem, że trzyma w ręku nóż, ostrzem do dołu. Zamachnął się i uderzył Rafała w twarz. Nie zastanawiałem ani chwili, odepchnąłem go mocno. Pod wpływem mojego odepchnięcia poleciał tyłem na auto. Rafał w tej samej chwili podniósł się i stanął koło mnie. On chciał doskoczyć do nas, zamierzył się, ale nie zdążył. Rafał jednym sprawnym kopnięciem pozbawił go noża. Nóż upadł nieco ponad metr, może więcej za nim. Przez chwilę się zamotał. Po chwili się pozbierał, sięgnął z tyłu spodni z za paska wyciągnął broń. Zauważyłem, że ruch jest zablokowany, przez stojący w poprzek pojazd naszego napastnika. Przeładował i skierował nią na nas. Chciał coś powiedzieć. Po chwili zastanawiania się przemówił.
-Mówiłem ci, Bartek, że jeśli ja ciebie nie będę miał, to już nikt inny- zauważyłem nienawiść w jego oczach. Była z nich desperacja.
-Już ci powiedziałem, że miedzy nami wszystko skończone, rozumiesz - powiedziałem łagodnie.
-Nie mów tak! - mocno krzyknął.
-Człowieku daj nam spokój – odezwał się Rafał – Co myśmy ci zrobili.?
-On należy do mnie – wtedy strzelił nam ponad głowami.
Na serio się przestraszyłem. Usłyszałem krzyki przerażenia na ulicy. A kątem oka ucieczkę gdzie, kto może.
-Myślicie, że nie strzelę, właśnie się przekonaliście. Nie zależy mi, najpierw zabiję was a potem siebie.
-Daj mi spokój, proszę, nic do ciebie nie czuję, zrozum - prawie błagałem.
-Czy ty nie rozumiesz, że ciebie kocham, że należysz do mnie, nikt nie ma do ciebie prawa.
-Ty też nie masz - zaprotestowałem - Przecież jesteśmy wolnymi ludźmi. Każdy ma prawo żyć jak chce i kochać, kogo chce.
Mówiłem do niego a on w nas nadal mierzył tą bronią. Naprawdę bałem się o siebie i o mojego chłopaka. Zastanawiałem się gdzie ci policjanci, którzy mieli nas chronić. W pewnej chwili zauważyłem z tyłu, za napastnikiem kilku ludzi skradających się. Dostałem znaki by nadal ciągnąc rozmowę. A dalej w oddali stali obserwatorzy, gapili się na to wszystko.
-Marcin proszę, zostaw nas w spokoju. Już mi zrobiłeś krzywdę, nie wystarczy – zacząłem przeciągać.
-Tylko, jeśli pójdziesz ze mną.
-Wiesz, że nie mogę. Zraniłeś mnie, jak możesz mówić o miłości. Przypomnij sobie, za co wyrzuciłem ciebie z domu. Chciałem coś powiedzieć, ale policjanci już dochodzili, wtedy strzelił. Wszystko zwolniło jak w filmie, widziałem wylatującą z lufy kulę. Widzę jak leci w moim kierunku. W pewnej chwili czuje jak kula mija mnie dosłownie o włos. Przelatuje tak blisko mojej głowy, że słyszę jej świst. Poczułem, jak dotyka moich włosów. I nagle wszystko wróciło do normalnego czasu. Patrzę jak policja obezwładnia Marcina. W tej samej chwili, Rafał złapał mnie w ramiona. Tuląc się do Rafała słyszałem krzyki Marcina, że mnie kocha, a po chwili nienawidzi. Nikt nie jest w stanie opisać, co wtedy czułem i jak się bałem.
-Nic ci nie jest? Tak strasznie się o ciebie bałem - tulił mnie mocno do siebie, prawie płakał.
Po chwili usiedliśmy na murku. Ciesząc się że wreszcie wszystko się skończyło. Na drugi dzień Kaśka przyniosła gazetę regionalną, na której była fotka. Widniało na niej ostatnie zdarzenie i stosowny opis. Po kilku dniach poznaliśmy tego rudzielca. Jak się okazało, fajny chłopak, miły i inteligentny. Ma na imię Przemek. Powiedział nam jak bardzo żałuje, że dał się uwieść takiemu. Przemka zaprosiliśmy do nas do mieszkania, nie mam mu nic za złe. W końcu dzięki niemu mam Rafała. Ja i Rafał polubiliśmy go, stał się takim naszym kumplem, wesołą duszyczką.
Marcina nie miałem ochoty go oglądać. Ale musiałem, bo Marcin mi groził. W dalszym śledztwie znaleziono narzędzie, którym nas zaatakował, a potem przyznał się do wszystkiego. Nie wnikałem ile dostał odsiadki, chciałem zapomnieć o tym wszystkim.
Zastanawiam się ile trzeba przejść w życiu, żeby zacząć normalnie żyć, żeby wreszcie być szczęśliwym. Wiele razy prześladował mnie pech w związkach. A ostatni mój partner okazał się psychiczny. W Rafale znalazłem oparcie, dba o mnie, ja dbam o niego. Bardzo się kochamy uprawiając wspaniały seks. Potrafimy na siebie działać, tak mocno, że wystarcza nam dotyk, spojrzenie. Od tych trudnych chwil minęło już pięć lat. Cieszymy się sobą, tym, co dla siebie znaczymy. Zapytacie czy potrzebne mi coś więcej? Odpowiem, nie, mam pracę, mam Rafała kocham go, on mnie. Tego jestem pewien, już niczego nie szukam, mam wszystko.
K O N I E C |
|