Autor Wiadomość
LudwigTczew
PostWysłany: Śro 22:04, 10 Kwi 2013    Temat postu:

To są moje opowiadania, które były publikowane na Gay.pl przeze mnie Smile

A, że nie wszyscy tutaj zaglądający mieli okazję je czytać na tamtym portalu, postanowiłem się nimi tutaj z wami podzielić... Będzie więcej Smile

W tym najnowsze nigdzie nie wstawiane Smile Mam nadzieję, że wam się spodobają...

Pozdrawiam
Ciastek123
PostWysłany: Śro 21:16, 10 Kwi 2013    Temat postu:

Również już czytałem to opowiadanie , ale drugi raz nie zaszkodzi Smile
grafoy
PostWysłany: Śro 17:26, 10 Kwi 2013    Temat postu:

czytałem tam i tu równie chetnie
LudwigTczew
PostWysłany: Śro 11:05, 10 Kwi 2013    Temat postu: Miłość od pierwszego wejrzenia

Zapraszam was do lektury kolejnego z moich opowiadań.

Można je też poczytać na portalu gay.pl
Moje opowiadania są podpisane Lucek bez tzw. podłóg.

MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA

– O której masz pociąg?
– O 11:00, w Warszawie będę o 15:20. Mam nadzieję, że będziesz czekał na peronie.
– Tak. Z kwiatami i transparentem. Ok., no to do zobaczenia, buźka.
Rozłączył się. Nawet mu nie powiedziałem, ile zachodu kosztowało mnie załatwienie tego dwutygodniowego urlopu. Szef mało się nie wściekł! Ale powiedziałem, że muszę! Rzadko o coś proszę, ale jak już proszę, to znaczy, że mam powody. Wtedy mi ustąpił. Jeszcze raz popatrzyłem na wyświetlacz komórki i schowałem ją w kieszeń. Powiem mu o tym, jak przyjadę.
Pociąg był punktualnie. Mina mi zrzedła, gdy przez okna zobaczyłem ten gąszcz ludzi. Wsiadłem do pierwszego wagonu. Korytarz pełny. Co się dzieje? Dokąd ci ludzie tak walą?... Ponad cztery godziny jazdy, to jakoś wytrzymam. Ustawiłem się przy oknie, swoją torbę ułożyłem na stopach, na niej plecak Ruszyliśmy.
Jednak podróż była męcząca, zwłaszcza, że bez przerwy ktoś przeciskał się korytarzem w te i z powrotem. A to do toalety, a to do bufetu, a to do pana konduktora po jakieś informacje. Niestety więc, ale cała podróż na stojąco, z torbami na nogach, mocno dała mi się we znaki.
W końcu Warszawa. Już z daleka dostrzegłem Olka na peronie. Jednak bez kwiatów i transparentu, he-he. Pomachałem mu, że tu jestem. Szedł wzdłuż wagonu, równo z jadącym pociągiem, uśmiechnięty. Wreszcie pociąg się zatrzymał. Zarzuciłem plecak na ramię, wziąłem torbę i czekałem, aż wolno przesuwający się tłum dotrze do drzwi.
– Nareszcie! Jak podróż? – przywitał mnie uściskiem dłoni i wziął ode mnie torbę.
– Do dupy! – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Cała droga na stojąco.
– O ja cię... To nie zazdroszczę.
Wyszliśmy z dworca, podeszliśmy na postój taxi. Kolejka szybko się posuwała, taryfy podjeżdżały jedna po drugiej. Wsiedliśmy. Olek rzucił kierowcy adres i odjechaliśmy.

Olka poznałem na ostatniej Paradzie Równości. Szliśmy obok siebie, jako obcy, ale w tym tłumie nie ma obcych i swoich. Wszyscy są nasi, wszyscy są swoi, jakby się znali od lat! Zaczęliśmy gadać i jakoś tak już zostało, że gdzie on, tam ja, gdzie ja, tam on. Miałem jakieś niejasne odczucie, że Olek byłby idealnym partnerem dla mnie, bo od razu przypadł mi do gustu. Nawet zdziwiłem się, że na Paradzie był sam. Wysoki, o pięknych oczach, dobrze wyrzeźbiona sylwetka i ten uroczy uśmiech! Starszy ode mnie. Ale to właśnie mój typ: lubię starszych. Olek miał około czterdziestki, w sam raz dla mnie. Elegancki, zadbany.
Parada, jak Parada. Wszystko ma swoje bardziej lub mniej uroczyste zakończenie. Już nie będę wspominał o tych chamskich „kontr-paradach” i tych wulgarnych okrzykach, które leciały pod naszym adresem. Olek zapytał, czy się gdzieś spieszę, do domu czy do znajomych. Odpowiedziałem, że nie. Że mam zamówiony nocleg w naszym branżowym pensjonacie. Wtedy zaproponował mi wspólny wypad do klubu. Ale jakiego! Tego branżowego, jednego z najstarszych w Polsce! Dodał, że tam zawsze po Paradzie odbywa się dobra impreza. Ale teraz jest jeszcze za wcześnie. Że najlepiej to tak po 20:00. I – czy bym się z nim tam nie wybrał? Pewnie! Nigdy tam jeszcze nie byłem. Przyda mi się ktoś, kto mnie oprowadzi i wtajemniczy we wszystko. Tymczasem zaprosił mnie na obiad. Krępowałem się i wymawiałem, że nie chcę go naciągać na żadne koszta, że co najwyżej, to każdy płaci za siebie. Roześmiał się, że teraz on postawi, a następnym razem ja.
Objadłem się. Obżarłem! A Olek pytał, czy zamówimy coś jeszcze. I były przystawki, desery i były drinki. Gdy przyszło do rachunku... Wolę nie mówić. A Olek bez zmrużeniem oka poprosił o czytnik karty bankomatowej. I było po wszystkim. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, już był wieczór. Jak mi ten czas poleciał!
I spacerkiem do klubu, to nie było daleko.
Ludzi było dużo, tak w części barowej, jak i saunowej. Rozglądałem się ciekawie. I tu spotkała mnie bardzo miła niespodzianka. Okazało się, że jest tu sam szef klubu, Sławek, co bardzo mnie ucieszyło. Zawsze marzyłem, żeby poznać go osobiście. Ale teraz nie miałem jak do niego podejść. Olek zaproponował drinka, potem drugiego, a potem saunę. Z przyjemnością! Marek obsługujący saunę dał nam klucze do szafek. Poszliśmy się rozebrać i owinięci ręcznikami w pasie ruszyliśmy pod natryski. Nie miałem odwagi patrzeć na nagiego Olka. Coś mnie krępowało. Wiem, że on patrzył na mnie. A potem patrzyłem w inne nagie ciała. Byłem speszony. Olek siedział koło mnie, a ja patrzyłem, jak tam już zaczynają obciąganko... Olek położył mi dłoń na penisie. Jak mi mały stanął! Uśmiechnął się, patrząc mi w oczy i zapytał, czy chcę. A ja, choć tak bardzo chciałem! – zaprzeczyłem głową, że nie, że nie tutaj, nie teraz. Więc tylko bawił się moim penisem, a ja siedziałem napięty jak struna... aż do wytrysku. Wtedy Olek przytulił mnie do siebie. Poczułem ciepło jego nagiego wilgotnego ciała, pokrytego kropelkami potu i wilgoci. Pocałował mnie w policzek. Powiedział, że jeśli chcę, to mogę jemu... Nie chciałem. Miałem jakiś dziwny paraliż. Nie krępowało mnie to, że jestem tu goły, wśród tylu nagusów, przecież nie pierwszy raz widziałem gołych chłopaków, chociaż nigdy aż tylu naraz, ale jakoś jeszcze nie umiałem się tu odnaleźć. Spojrzałem na penisa Olka. Był na pewno w półwzwodzie, gruby i pulchny i wyglądał na takiego, że jak stanie, to... Przeszliśmy do jakuzi, a potem wróciliśmy na salę.
Zabawa była przednia. Znów były drinki – i „załoga GI”, która paradowała po klubie w strojach, w których wyglądali jak plemniki. Zauważyłem, że wśród załogi jest też Sławek! I już zaczynała się zbiorowa zabawa w kilka osób. Goście mogli zabawiać się fallusami załogi, kto chciał, mógł podejść i zabawiać załogę oralnie. Niektórzy zdecydowali się nawet na krok dalej: wybierali sobie załogowicza. Co mnie wtedy walnęło, nie wiem. Ja też wybrałem. Oczywiście Sławka. Mój idol, mój typ, po czterdziestce, zbudowany... Poszliśmy do darkroomu. Zacząłem zdejmować z niego ten skąpy kostium, powoli pieszcząc jego ciało, centymetr po centymetrze. Dłuższą chwilę zatrzymałem się na sutkach, ssałem je i przygryzałem, patrząc na jego twarz i widząc w niej zadowolenie. Powoli zjeżdżałem ustami coraz niżej, aż dotknąłem jego kutasa. Przejechałem po nim językiem, zniżając się do jąder, które wypieściłem dokładnie, po czym wziąłem jego dumnie sterczącego kutasa do ust i powoli zacząłem mu obciągać. Po chwili on zaczął mnie rozbierać, odwzajemniając to, co ja robiłem mu przed chwilą. Był świetny, wiedział, jak to robić, żeby sprawić mi jak największą rozkosz. Byłem w siódmym niebie, myślałem, że wyjdę z siebie, bo naprawdę robił to cudownie. Po chwili położył mnie na kozetce, na brzuchu i zaczął mi pieścić dziurkę. Wiłem się z podniecenia, a sama świadomość, że za chwilę będę miał to, o czym marzyłem...! Poczułem, że smaruje mi dziurkę jakimś żelem i wkłada palec do środka. Potem drugi palec, i trzeci, aż poczułem ból. Ten ból, który zaczął przeradzać się w przyjemność. Chwilę potem usłyszałem dźwięk otwieranego opakowania gumek. Więc teraz wejdzie we mnie... Jego kutas nie należy do średniaków, ale byłem gotowy na jego przyjęcie. Poczułem kolejny ból. Wszedł jednym pchnięciem. Nie spodziewałem się, że wejdzie tak od razu. Gdy tylko nim ruszył, ból minął, a jego miejsce zajęła narastająca rozkosz. Jęczałem tak głośno, że chyba cały klub słyszał. Nie zważałem na to, ważne było, że moje marzenie się spełniło, że kochałem się właśnie z Nim!
Było super. Z trudem dochodziłem do siebie. Niechętnie się ubierałem i z ociąganiem wychodziłem z kabiny. Sławek skinął głową, żebym poszedł z nim. Ponownie trafiliśmy do sauny, a potem do sauny suchej. I... tu straciłem, go z oczu, gdyż moją uwagę przykuł obrazek w stylu „napalił się starszy na młodego”. Usłyszałem: „Płyń, dziadku, zabieraj te łapska”. Ten zarozumiały książę odtrącił „dziadka”, którym okazał się... Olek! Pchnąłem księcia, zatoczył się. Powiedziałem: „Spadaj, cioto”. Podszedłem do Olka, wziąłem go za penisa. Stał mu na całego. I nie myliłem się. To jest okaz! Powiedziałem, że go szukałem, że teraz jestem gotowy i żeby wszedł we mnie. Nawet... bez gumy... Olek uśmiechnął się. Pocałował mnie w usta. Odwrócił mnie tyłem, przyłożył... Zabolało, że kurwa mać! Potem wszystkie drinki bulgotały mi w brzuchu, jak mnie ruchał. Ale ruchał dobrze, Spuściłem się prędzej niż on.
W pensjonacie długo moczyłem dupę w wannie. Cały czas jakbym czuł w niej obecność jego grubego kutasa. Na samo wspomnienie, jak we mnie wchodził, doznawałem dreszczy. Wyobraziłem sobie noc z nim. W łóżku. Jak mnie jebie tym swoim wielkim instrumentem. Pewnie bym ledwie oddychał... I pała mi stanęła. To chyba dobry znak?
Żałowałem, że nie mam na niego namiarów.
Tymczasem tydzień później na portalowej skrzynce odezwał się do mnie jakiś user o nieznanym mi nicku. Najpierw kliknąłem w ten nick, zawsze tak robię, żeby wiedzieć, z kim mam do czynienia, ale on nic o sobie nie miał napisane. Ani wieku, ani fotki, ani żadnego opisu. Co chce ode mnie? Pewnie mi znowu ktoś rzuca jakiś komplement albo proponuje spotkanie. Otworzyłem pocztę. „Dobrze, że masz zdjęcie na profilu. Wiem na pewno, że to Ty. Cały tydzień myślę o Tobie. Olek.” O kurwa! Olek? Ten Olek? Natychmiast odpisałem.
Pisaliśmy tak przez miesiąc. Ta korespondencja stawała się coraz bardziej zażyła i coraz bardziej osobista. Wyjawiłem mu, że moim typem jest właśnie ktoś taki, jak on, facet około czterdziestki, zadbany, samym swoim wyglądem reprezentujący „coś”. Że nie przepadam za smarkaczami, którym w głowie tylko seks, a po seksie nie ma o czym pogadać, bo taki żadnej książki w życiu nie przeczytał, nigdy nie był w teatrze, kino omija szerokim łukiem, bo ma w domu DVD, a w nim kolekcję horrorów, trilerów i porno. I pasjonuje się otumaniaczami w postaci gier komputerowych. To cały jego świat. Olek się śmiał, że na gry komputerowe jest już za stary, nie lubi horrorów, woli kino akcji, lubi teatr i operetkę, operę niekoniecznie, i z pasją pożera książki przygodowo-historyczne. To mi odpowiadało. I zawsze ponawiał zaproszenie, żebym do niego przyjechał, żebym go odwiedził. Wiedziałem, że chętnie bym się jeszcze z nim spotkał, ale zawsze coś mi stawało na przeszkodzie.
Nie pytał, co robię, czym się zajmuję. Ja zapytałem go tylko raz. Nie odpowiedział. A dokładniej mówiąc odpowiedział enigmatycznie: przyjedziesz, zobaczysz.

I oto przyjechałem. Z duszą na ramieniu, ale spokojny, zadowolony. Że będzie seks, to jasne. Będzie dużo seksu. Byłem na to przygotowany i chciałem tego. Z nim warto. Najwyżej rano znów będę moczył dupę w wannie.
Przejechaliśmy chyba całą Warszawę. Patrzyłem, gdzie to jedziemy i patrzyłem, jak się Warszawa zmieniła od mojego ostatniego pobytu – nie licząc tego pobytu na Paradzie. Wjechaliśmy w dzielnicę willową. Gapiłem się teraz jak wilk na gwiazdy. Takie rezydencje! Takie wille, niektóre jak pałace! Aż nie wierzyłem, że można samemu na to zarobić. I wreszcie zatrzymaliśmy się. Olek zapłacił, taryfiarz podziękował z ukłonem. Wysiadłem i stanąłem przed... wcale nie gorszą willą-pałacykiem otoczoną zadbanym krótko strzyżonym trawnikiem i ogrodem jak park.
– No, dalej – powiedział, gdy stałem, jakbym sam tu zapuścił korzenie.
– Ja pierdolę... To twoje? – walnąłem z grubej rury, gdy opuścił mnie paraliż.
– Tak się składa, że moje. Nie przyprowadzałbym cię w obce progi.
Weszliśmy do środka. Już nie będę opisywał tego luksusu. Ciekawe, czym Olek się zajmuje? Jaką ma profesję? Skąd ma takie dochody, żeby utrzymać takie coś!
– Wejdź, siadaj, rozgość się, ja przygotuję drinki.
– ...Chciałbym jeszcze skorzystać z toalety...
– Ale dureń ze mnie – Olek w głos się roześmiał. – Może chcesz się odświeżyć po podróży? Czyste ręczniki wiszą po prawej, reszta tam jest. Trzecie drzwi po lewej – wskazał w głąb przestronnego holu.
Łazienka... Myślałem, że wszedłem do oddzielnego pałacu! Od razu wszedłem w lustro i dopiero jak się w nie walnąłem, zrozumiałem, że to tylko pomnożone odbicie tego luksusowego wnętrza.
Gril, na grilu łosoś, poznałem, a co jeszcze, to nie wiem. Jak pachniało! Gdy go spytałem, co to, odpowiedział, że to tajemnica szefa kuchni.
Smakowało wybornie! Do tego trunki. Patrzyłem, jak mienią się etykiety na butelkach. Przyjechał tu całym barkiem na kółkach! Mam wybierać, co chcę.
Chyba nie byłem pijany, bo podkład był dobry, ale czułem lekki szum w głowie.
Wróciliśmy już po zmierzchu. Patrzyłem, jak trawnik przed blokiem rozświetla się dyskretnym światłem, oznaczając całą alejkę od bramy aż do drzwi. Patrzyłem, jak całe wnętrze tonie w harmonijnych barwach rzucanych delikatnym światłem od dołu, prawie spod stóp.
– Nie wiem, czy dobrze trafiłem – powiedziałem, siadając w wygodnym fotelu.
– Nie rozumiem – popatrzył ciekawie, podając mi kolejnego drinka.
– Bo ja – a ty... Ty – a ja... Ty masz wszystko. A co ja ci mogę zaoferować?
– Chcę tylko ciebie – odpowiedział, pochylił się i zaczął mnie całować. A ja odwzajemniałem te pocałunki. Zacząłem go rozbierać, a on mnie.
Byliśmy nadzy. Chciałem, żeby mnie wziął teraz, natychmiast, już! Ściskałem oburącz jego wielkiego penisa, wsuwałem go między swoje uda, a od tyłu, pod pośladkami drażniłem jego wielką żołądź. Odwrócił mnie. Przyparł do ściany. Natychmiast się pochyliłem, wypiąłem... Ale najpierw był tam jego język, potem jego palec, a dopiero później ten wielki członek. Sypałem kurwami, że nie wytrzymam, a czym głośniej, tym bardziej się wypinałem i sam mu się nastawiałem. Był we mnie raz, to będzie i drugi raz! Czemu teraz nie może wejść? I nagle wszedł... Wrzasnąłem, a on odwrócił moją głowę i zamknął mi usta pocałunkiem.
Chyba w całym domu słychać było poklask jego brzucha i jaj na mojej dupie. Walił mnie. równo. Jebał jak królika. A ja omdlewałem z rozkoszy. Kutas mi wisiał. Huśtał się razem z jajami w rytm jego ruchów. Dlaczego teraz mi nie stał? Przecież czułem takie podniecenie! Nie mogłem złapać go w rękę, żeby sobie pomóc, bo obiema dłońmi byłem oparty o ścianę, a z każdą minutą zjeżdżałem tymi dłońmi coraz niżej i pod koniec akcji miałem je już prawie przy podłodze. Aż poczułem, jak strzela we mnie. Złapał mi całą dupę, uniósł do góry, docisnął jaja i zatrzymał się, a jego pała tryskała tam jak zwariowana. Gdy wyszedł ze mnie, straciłem siły. Pewnie runąłbym na pysk, gdyby mnie nie złapał w ramiona.
Zaniósł mnie do łazienki.
Czułem się jak król, jak bóstwo, któremu służą. Olek nie dał mi tknąć ani skrawka mojego własnego ciała. Leżałem w wannie, a on mył mnie i pieścił, od czubka głowy, od brwi, powiek i rzęs, aż po najmniejszy palec stopy. Delikatnie, a tak bosko, że odpływałem. Potem zajął się moim penisem, a ja mruczałem zadowolony jak kot. Teraz mi stał. Dlaczego przedtem mi wisiał? I jakie miałem twarde jaja! Czułem to pod jego palcami. A on tylko się uśmiechał. Bez słowa. Za to jego penis teraz wisiał. Mimo to sprawiał mocne wrażenie. Był jakby znał swoją wartość i cenę. Bezcenny.
W ręczniku utonąłem jak w puchu. I w jego ramionach. Zaniósł mnie do sypialni. Łóżko zakołysało się miękko, gdy mnie na nim ułożył. Zniknął ze mnie puchowy ręcznik, a mimo to otoczyło mnie rozkoszne ciepło. Olek był przy mnie.
– Jesteś tylko pass...? – zapytał.
– Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– To dobrze – pocałował mojego penisa, wciągnął go głęboko do ust, a ja zadrżałem z radości.
Z takim samym drżeniem kładłem się na nim. Olek leżał na brzuchu, z szeroko rozłożonymi udami, a ja układałem się za nim, pomiędzy nimi – i na nim. Przyłożyłem penisa. Pchnąłem. Olek sprężył biodra. Docisnąłem się mocniej. Poczułem, że przechodzę.
Teraz Olek dyszał, nie ja. Ja pracowałem wytrwale, z radosnym podnieceniem i z takim zapałem, jakby od tego zależał los całego świata. Olek zrywał swoim wnętrzem, to znów je hamował i zaciskał, a mój penis, czując to wszystko, szalał w nim jeszcze bardziej. Strzeliłem raz, ale co to raz. Nie przerywałem. Od razu jechałem dalej. Krople potu spływały mi po twarzy, spadając na jego plecy. Wytarłem całą twarz w jego łopatki. I dalej! Olek pojękiwał. Najpierw cicho, potem oraz głośniej. Jego urywane sapanie zwiastowało jego finał. Przyspieszyłem ruchy. Poczułem, jak jego wnętrze się zaciska, a on cały drętwieje, napina całe plecy, prostuje uda, a jego pośladki zaciskają się i blokują mi ruchy! – i jak nim rzuciło w górę. Zaparłem się. Nie dam mu drgnąć! I nagle sam wypaliłem... Ból płuc bez oddechu, kółka w oczach, skurcz wszystkich mięśni – i runąłem w dół, na niego.
Czułem, że mnie na rękach gdzieś przenosi.
– Co? Dlaczego? – wyszeptałem nieprzytomnie, wybudzony z jakiegoś sekundowego snu.
– Chcesz zobaczyć prześcieradło? – uśmiechnął się.
– Aha... – odpowiedziałem, a on pocałował mnie w usta.
Rano byłem jak połamany. Bolała mnie dupa i bolał mnie cały kutas. Gdyby nie to, że wyrastał mi z mojego własnego podbrzusza, zastanawiałbym się, czy to ten sam, którego mam od urodzenia i którego tak dobrze znam. Był dłuższy i grubszy. Opuchnięty? Ale w dotyku nie boli. To skąd takie głupie wrażenie? Niby boli, a nie boli... He, gdyby zawsze był taki i gdyby się potem rozrastał proporcjonalnie do tych „miękkich” rozmiarów, to byłbym ogierem z górnej półki!
Olka nie było. Ale gdy wygrzebałem się z pościeli, gdy jakoś trafiłem do drzwi, usłyszałem z dołu jego głos:
– Łazienkę masz na górze po prawej!
Potem siedzieliśmy w ogrodzie i popijali drinki.
– Tak od rana pijemy – odezwałem się, szukając jakiegoś tematu do nawiązania rozmowy. – Nie idziesz do pracy?
– Przecież dzisiaj sobota.
– A, racja. Dureń ze mnie.
– Nie mów tak o sobie – położył mi dłoń na kolanie. – Jesteś kimś wyjątkowym. Serio! – dodał, widząc lekką kpinę w moim wzroku.
– Ale dzisiaj chyba z seksu nic nie będzie – rzekłem po chwili, spuszczając wzrok.
– O to samo chciałem cię prosić – roześmiał się pod nosem. – Nie wiem, czy miałem już w życiu coś podobnego.
– To może nie będziemy o tym mówić...
Wieczorem – niespodzianka.
– Wybierzemy się gdzieś? – zapytał.
Myślałem, że do klubu, więc skinąłem, głową. Ale gdy z garażu wytoczył swoją brykę...
– No, wiesz... Nie wypijesz ani drinka – powiedziałem, milczeniem pomijając fakt istnienia takiej bryki i dwóch porannych drinków.
– Nie będzie drinków. Wsiadaj.
Patrzyłem na mijane ulice. Do klubu to chyba nie tędy!
Zajechał na parking. Zatrzymaliśmy się przed rozświetlonym neonem... „Mazowiecki Teatr Muzyczny Operetka im. Jana Kiepury”. Co on wyprawia?
– „Wiedeńska krew”. Widziałeś?
Zdębiałem.
– Mogłeś mi powiedzieć... Inaczej bym się ubrał...
– Studenci przyłażą tu w łachmanach. Ty wyglądasz sto razy lepiej.
Nie było dyskusji. Loża. Światła przygasły. Zaczęło się...
Śmiałem się i klaskałem, aż mnie dłonie piekły!
Wychodziłem jak na skrzydłach. Tyle wrażeń! Ucałowałem go. A on był... szczęśliwy. Widziałem to po jego oczach. Do domu wracaliśmy wolno, nigdzie się nie spiesząc. Mnie się gęba nie zamykała. A on tylko się uśmiechał zza kierownicy.
– Kto ci przygotowuje śniadania, obiady, kolacje?
– Sam. A jak mi się nie chce, to zamawiam i mi przywożą.
– O ogród też sam dbasz?
– Nie. Ogrodnik. Robi tu u wszystkich naokoło, więc i u mnie.
– A kto ci sprząta?
– Firma. Od prania dywanów, sprzątania, mycia okien, aż po prozaiczne pranie.
Co miałem mówić...
Niedziela. Kolejny wieczorny wypad na miasto. Tym razem podjechała taryfa. Czyli pewnie będą jakieś drinki.
Poznałem, gdzie jedziemy Do klubu? Byłem zaskoczony. I co będziemy tu robić? Patrzyć, jak inni pierdolą się po kątach? Bo chyba do nich nie dołączymy!
Sławek przywitał się ze mną, co mnie niesamowicie zaskoczyło. Olek tylko się uśmiechał pod nosem.
– Chodź ze mną i o nic nie pytaj – Sławek wziął mnie za ramię. – Chcę ci pokazać coś ciekawego – i skierował mnie do sali dla vipów. O co chodzi? – zastanawiałem się, wciąż niesamowicie zaskoczony. – Tylko się mocno trzymaj na nogach, bo to, co zobaczysz, jest straszne!
Weszliśmy do środka, a tam ciemno i cicho. Czyli już strasznie! I nagle zapaliły się światła, a ja osłupiałem.
– Sto lat, sto lat...! – poleciało chyba z dziesięciu gardeł naraz. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Zapłonęły świecie w torcie, wystrzelił szampan.
O jasna cholera! Tak, to dziś! Zupełnie zapomniałem! Nie obchodzę urodzin, tylko imieniny!
– Skąd wiedziałeś? – spytałem Olka. Nie miałem wątpliwości, że to jego inicjatywa.
– Na twoim profilu była data – odpowiedział wesoło. – Mam nadzieję, że prawdziwa.
– Prawdziwa, jak najbardziej – bąkałem, przyjmując życzenia od tych wszystkich obecnych tu przyjaciół-nieznajomych. Czegoś takiego naprawdę się nie spodziewałem.
Były drinki i był striptiz. Specjalnie dla mnie. Chłopak był naprawdę hojnie obdarzony, ale Olkowi z pewnością nie dorównywał. Muzyka szalała, a ja patrzyłem w ten taniec jak zahipnotyzowany. Nagi tancerz wyciągnął z kanapy jednego siedzącego, który w garści dusił własny rozporek. Teraz rozbierał go. Patrzyłem trzymając rękę na własnym rozporku. Tamten jakby się wzbraniał, ale pewnie to było wyreżyserowane. Już obaj są nadzy. Tamten ciągnie lachę tancerzowi. Tancerz bierze gumkę, w zębach rozrywa opakowanie, podaje temu drugiemu. Tamten bierze kółeczko w usta i wolnymi ruchami warg nasuwa je na pałę tancerza i odwraca się, wypinając tyłek. Tancerz staje za nim. Energicznym ruchem bioder wpycha mu pałę aż po jaja. Seks...
Było mi gorąco. Byłem podniecony. Olek trzymał mnie za rękę. Patrzył na mnie, nie na tych, którzy na naszych oczach odstawiali ten popisowy numer. Tancerz spuszcza się chłopakowi do ust, tamten wylizuje mu pałę do czysta. Koniec. Brawa, aplauz. Obaj są uśmiechnięci. Olek skinął na nich głową. W dłoni jednego i drugiego wylądował jakiś banknot. Wyszli.
– Wracajmy – szepnąłem Olkowi. – Obiecuję ci gorącą noc.
– Ja też...
Kurtuazyjne uściski, podziękowania. Sławek zapytał, czy jestem zadowolony.
– Bardzo! – odpowiadam, zgodnie z prawdą. Powiedział, że mam tu stałą wejściówkę.
– Dobrze znasz Sławka? – spytałem Olka, siedząc w taryfie, oparty głową o jego ramię.
– Kiedyś mieliśmy wspólne interesy. Jakieś dwadzieścia lat temu. Promowałem jego zespół w tournee po dawnym ZSRR.
– Aha...
Na szczęście wiedziałem, że Sławek miał kiedyś swoją kapelę i nawet byli na szczytach list przebojów.
Domowa kąpiel z bąbelkami. Olek jest mistrzem celebracji. Ramiona, barki, tors, uda; penis na końcu. Stoi mi cały czas! Patrzę na Olka, też nagiego, ale jego penis wisi dumnie, tylko zadziornie wysuwa z napletka swoją wielką żołądź. Chcę go zaczepić, ale Olek nie pozwala mi na to. Sprytnym unikiem cofa biodra. I naciera mi ciało olejkiem, i masaż, i ponownie ten puszysty ręcznik. I wreszcie sypialnia.
Olek daje mi pierwszeństwo. Wchodzę w niego i – używając jego słów – niszczę go doszczętnie. Potrzebował chwili, żeby nabrać sił. Potem jego kolej. Wrzeszczałem, gdy się we mnie wdzierał. Chyba tego pierwszego bólu nigdy się nie pozbędę. Po co mu taki wielki kutas! Mniejszym zrobiłby to samo... Pozwolił mi się wykrzyczeć, tym razem nie zamykał mi ust. Potem liczyłem jego strzały. Pięć zrywów penisa w jednej serii. A potem leżeliśmy obok siebie jak dwa rozprute worki.
– Wiedziałem, że wybierając ciebie nie strzelam w próżnię – powiedział, gładząc mnie po policzku.
– Przecież wcale mnie nie znasz, nic o mnie nie wiesz.
– Wystarczająco, żeby wiedzieć, że się nie mylę. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
– Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Na Paradzie szliśmy obok siebie. Przypomnij sobie, o czym wtedy rozmawialiśmy.
Nie pamiętałem. Chyba tak o wszystkim i o niczym.
– Czasem na podstawie kilku słów można sobie wyrobić zdanie o drugim człowieku. Chociaż... Miałem moment zwątpienia, gdy mi w klubie nagle zniknąłeś z tą całą Załogą GI. Ale gdy się nagle odnalazłeś, gdy wyprostowałeś tego małolata...
Zamknąłem mu usta pocałunkiem. Lepiej niech dalej nie mówi.
Rano czekała mnie kolejna niespodzianka.
– Szykuj się! Na lotnisku mamy być o 10:00.
– Co? Jakie lotnisko? – spytałem, a on wzrokiem wskazał mi leżące na szafce...
– Nie czytałeś?
Złapałem ten papier z nadrukiem LOTu. „Warszawa – Bombaj via Frankfurt”.
– Co? Co to... Co to jest...?
– Nie ma czasu na gderanie. Ubieraj się. Indie czekają.
– Olek...!
– Przestań gderać, nie mamy czasu.
Jak to... Znamy się zaledwie... no, tu mam problem. Oficjalnie kilka miesięcy, ale naprawdę to raptem ten jeden dzień, na Paradzie i w klubie, i teraz, od piątku, jak przyjechałem. A on... Dlaczego on to robi? Dlaczego obsypuje mnie takimi prezentami? Jakbyśmy... jakbyśmy od lat byli parą! I skąd wiedział o moich indyjskich ciągotach? No jasne... Czy on przestudiował cały mój wpis na portalu? A gdybym tam wpisał, że marzy mi się lot na Księżyc?
Taryfa była punktualnie. A ja wciąż w szoku. Wsiadałem do niej jak w transie. A do samolotu – jakbym już miał pełne gacie. Ze strachu.
Wylądowaliśmy o 18:00 tamtego czasu. Na lotnisku już czekał na nas przewodnik, sympatyczny Hindus w turbanie, który biegłą angielszczyzną poinformował nas, że teraz zawiezie nas do hotelu, a rano będzie po nas punktualnie o 8:00.
Znów byłem jak w transie. Szok. Co się dzieje? Czy mnie się to wszystko nie śni?
– To jest twój główny prezent urodzinowy – powiedział Olek, gdy zatłoczonymi ulicami, w żółwim tempie, z jakimiś przekleństwami hinduskiego kierowcy, jechaliśmy do hotelu.
W hotelu było gorąco. Bardzo gorąco. Nie w sensie klimatu. Klima działała. Używałem sobie na Olku do oporu. Należało mu się. Nie dałem mu cienia wytchnienia. Do tego stopnia, że dwa razy zachlapał prześcieradło i już nie proponował mi zmiany.
Brama Indii, kolejowy dworzec królowej Wiktorii, kościół Mount Mary, meczet Haji Ali Dargah... Nie sposób wymienić wszystkiego. Głowa mi się urywała! Kark mnie bolał!
A w nocy zmiana. Olek w akcji. Rano bolała mnie cała dupa...
Fontanna Flora, świątynia Mumba Devi Mandir, świątynia Mahalaxmi, Muzeum Księcia Walii, park Gowalia Tank...
W nocy obaj nie mieliśmy siły na seks. Ale Olek obdarował mnie takimi pieszczotami, że w rewanżu ustami doprowadziłem go wytrysku. Było fajnie, tak miękko i tak łagodnie...
Lotnisko. Powrót. Przez okienko patrzyłem na oddający się kontynent. Z całych sił ściskałem dłoń Olka.
Dlaczego on zakochał się we mnie? Udowodnił mi, że jednak istnieje miłość od pierwszego wejrzenia.
Wiem, że też go kocham. Za wszystko. I za nic. Za to, że jest.

Lucek

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group