Autor Wiadomość
suczka93
PostWysłany: Czw 17:14, 25 Lip 2013    Temat postu:

Ciąg dalszy, nawet dwie części, sa już na moim blogu:

http://ciapstory.blogspot.com/

Zapraszam i zachęcam do komentowania. Doceniam krytykę, ale i pochwałę ; )
pisarek666
PostWysłany: Pią 9:41, 19 Lip 2013    Temat postu:

Zapowiada się niezwykle dobre opowiadanie, tą część przeczytałem z prawdziwą przyjemnością, mnóstwo trafnych spostrzeżeń, czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.

Pozdrawiam, Piotr
grafoy
PostWysłany: Pon 21:18, 15 Lip 2013    Temat postu:

szkoda Sad
suczka93
PostWysłany: Pon 17:04, 15 Lip 2013    Temat postu:

Nie przeleci.
grafoy
PostWysłany: Nie 19:45, 14 Lip 2013    Temat postu:

ciekawe opowiadanie. nie mogę się doczekać aż S przeleci R
Lolek001
PostWysłany: Czw 18:02, 11 Lip 2013    Temat postu:

Ostroznie! W jezyku polskim nie ma slowa "hejtowac"...
Czekamy na dalsze czesci Smile
suczka93
PostWysłany: Czw 15:58, 11 Lip 2013    Temat postu:

To jest standard, zawsze poprawiam ludzi i mnie przy tym hejtują
Lolek001
PostWysłany: Śro 22:49, 10 Lip 2013    Temat postu:

Gratuluje! Super opowiadanie! Ponadto jestes bodajze pierwszym autorem tutaj, ktory uzyl forme "obaj" (zazwyczaj wszyscy pisza "oboje").

"Rafal byl okropnym klamca i obaj wiedzieli, ze to tylko pretekst".
Smile
Pozdrawiam -
Lolek
suczka93
PostWysłany: Śro 19:27, 10 Lip 2013    Temat postu: EGO

Ego



Coś jest nie tak z tą pogodą - pomyślał, nasuwając na głowę kaptur bluzy. Jeszcze kwadrans temu pocił się stojąc w miejscu, a teraz nagle zerwał się wiatr, a słońce zniknęło za strzelistymi gmachami centrum.
Kiedyś jego siostra stwierdziła, że w tym mieście jest jak w górach - w jednej chwili króluje pełne słońce, by w następnej zniknąć, pogrążając wszystko w półmroku.
Ludzie spoglądali w niebo i marszczyli brwi, pędzili na przystanki, znikali w kamienicach i autobusach. Zanosiło się na letnią ulewę, a zapewne i burzę. Świeżo skoszone trawniki wokół rynku jutro rano znowu będą kipiały od chwastów, a podłe podwórka Śródmieścia zmienią się w bajora.
Dotarł pod najnowszą ozdobę miasta - Wieżowiec Magnum - i nie oparł się pokusie spojrzenia w górę. Gmach był ogromny, smukły i niebosiężny. Chłodna stal i ciemne szkło nadawały mu drapiezny wygląd. Kolejny gotycki kolos w centrum, po raz kolejny projektował go Chyliński.
Ręka machinalnie wysunęła z kieszeni dzwoniący telefon.
-Co jest? - zapytał, przyciskając słuchawkę do ucha. Wiatry stał się tak silny, że ledwo rozróżniał słowa.
Siema, słuchaj Szarlej, ja się spóźnię z pół godziny bo stara mnie przesłuchiwała, a teraz siedzę w aucie i nic nie rusza...
-Co!? Rudy, kurwa, ja nie mam czasu tak tu czekać. Majka ma dzisiaj egzamin, muszę z nią iść.
Sorry stary, nie mogę szybciej. Majka sobie poradzi... - usłyszał.
-Wiem, że sobie poradzi. Ale chce mieć przy sobie swojego faceta, kiedy będzie wchodziła na salę, rozumiesz? I jak tam nie pójdę, to już nie będę jej facetem - mówił spokojnie Szarlej - A wtedy będzie mi smutno. Więc żeby mi nie było smutno, to ruszaj, kurwa, tą dupę i pobiegnij chodnikiem zamiast stać w korku.
Chyba cię pojebało - syknął Rudy.
-To nie ja chcę czegoś od ciebie, tylko ty ode mnie, pamiętasz?
No tak...
-No to ruchy, bo mnie za kwadrans nie będzie już pod Magnumem, a to co miałem ci opchnąć, dam Majce w prezencie. Nara.
Rozłączył się, nie czekając na reakcję Rudego. Od razu pożałował takiego potraktowania starego przyjaciela. Przesadził, ale usprawiedliwiał to ciężkim dniem. I ciężkim wczoraj, a wcześniej ciężkim weekendem. Właściwie kiedy ostatnio był w dobrym nastroju? Kiedy tak rozmyślał, jego wzrok odruchowo podążył za mijającym go skejtem i Szarlej przeklął pod nosem na samego siebie. Skejt obejrzał się, czując na sobie czyjś wzrok i na krótką chwilę ich spojrzenia spotkały się. Szarlej błyskawicznie odwrócił się o 180 stopni i zapalił papierosa.
Kolejny telefon.
-Halo? - rzucił do słuchawki, trochę za ostro.
Kamil, gdzie jesteś? - usłyszał pełen pretensji głos Majki.
-Niedługo dojadę. Coś mi wypadło - wyjaśnił najspokojniej jak mógł. Widział, jak zdenerwowana była rano.
Za dwadzieścia minut wchodzę na salę. Miałeś być!
Czemu ona jest moja dziewczyną? - zapytał się w myślach - Co właściwie w niej widziałem... widzę?
-Słuchaj, już wsiadam w taksę i do ciebie jadę. Zdążę - mruknął pojednawczo.
Śpiesz się - ponagliła, już z mniejszą złością.
Nie pozostało mu nic innego niż faktycznie wykosztować się na taksówkę. W tych korkach i tak nie miał szans dojechać na czas, ale przynajmniej będzie czekał pod salą na wyjście Majki. Skreślił już Rudego, który nie wiadomo czy w ogóle się dowlecze od centrum. Trzy gramy trawy w jego kieszeni na pewno się nie zmarnują. Może zapali z Majką.

***

Robert Jastrząb nie należał do osób o przesadnie rozwiniętej empatii i nie był skłonny do głębokich refleksji bez dobrego powodu. To ułatwiało mu życie i nie znaczyło wcale, że był głupi. Po prostu czerpał garściami, a czasem wręcz siłą wyrywał dla siebie od zycia jak najwięcej.
Dlatego nie zdziwiło go, że budzi się w łóżku z dwiema innymi osobami - chłopakiem i dziewczyną, których nie znał. Cóż, przynajmniej było to jego łóżko.
Obudził sie pierwszy i przez chwilę leżał w bezruchu, dając mózgowi czas, by skleić kawałki zeszłej nocy w mniej więcej spójną całość. Do momentu wyjścia z Hipnozy, najdroższego klubu w mieście, pamiętał każdy detal. Pamiętał chłopaka, który wtulał się teraz w jego prawe ramię. Spotkali się przypadkiem przy wejściu. Kilka piw, dwa drinki i jakiś syf od Szpeca, człowieka który zna wszystkich i załatwi wszystko. Musiał mocno odlecieć po tych tabsach, inaczej nigdy nie pozwolilby tej dwójce zostać na noc, bez względu na to co wyczyniali razem wcześniej.
Dziewczyny, mimo wysiłku, nie był w stanie w żaden sposób sobie przypomnieć. Była całkiem ładna, więc pół biedy.
Kiedy już zebrał myśli, wyślizgnął sie spod kołdry i zaparzył kawę. Gdy wrócił do pokoju, jego goście, nadal śpiąc, leżeli przytuleni do siebie.
-Rzygnę - syknął i zapalił papierosa.
Rozsiadł się na fotelu pod oknem (jedynym, prócz łóżka meblu w pokoju) i zdecydował, że czas zakończyć ten i tak długi poranek.
-Dzień dobry!
Chłopak poruszył sie pod kołdrą, a po kilku sekundach powoli usiadł.
-E,,,,dzień dobry - powiedział sennie, rozglądając się - Gdzie jesteśmy?
-W moim domu - odparł Robert. Podszedł do niego i podał resztkę kawy. Chłopak wyraźnie speszył się jego bliskością i nagością. Latem Robert rzadko zakładał ubranie będąc w domu, a ta dwójka z pewnością zdążyła się już napatrzeć na jego nagie ciało.
-Nie bój się - powiedział Robert nakładając bokserki i spodnie - Uprzedzę pytanie, też nie wiem co tu robisz. Pamiętasz coś?
Trochę go bawiło zakłopotanie chłopaka. Był ładny - długowłosy szatyn o smukłej, szczupłej twarzy i dużych ustach. Mógł mieć z 19 lat.
-Zaprosiłes mnie do Hinpozy i uparłeś się, że będziesz stawiał. Potem czymś się naćpałeś no i...
-Dalszego ciągu chyba się domyślam - uciął Robert - A ona?
-Jej nie kojarzę...
To już było coś ciekawego. Chłopak, ktory pamiętał całą noc nie wiedział jednak kim jest dziewczyna.
Kiedy się pojawiła? Kim była? Czemu spała w jego łóżku?
-Chcesz coś zjeść? - zaproponował nastolatkowi.
-Nie... zaraz idę.
Młody najwyraźniej po raz pierwszy przeżył taką nocną przygodę i nie umiał sie odnaleźć w sytuacji.
-Spoko. Jesteś na Roosvelta, łatwo dojechać do każdej dzielnicy.
Jego gość zaczął sie gorączkowo rozglądać i w końcu posłał mu pełne desperacji spojrzenie.
-Co jest? - zapytał w końcu Robert.
-Nie mam bokserek... wyrzucłeś je przez balkon.
-Co zrobiłem!?
-Powiedziałeś, że przy tobie nie będę ich potrzebował.
To brzmi trochę jak ja, pomyślał Robert. Wyciągnął z szuflady czystą parę i rzucił chłopakowi.
Nagle żołądek dał o sobie znać więc udał się do kuchni.
-W łazience są zapasowe ręczniki i szczoteczka, jeśli chcesz! - krzyknął, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
Zdążył wbić na patelnię jajka, kiedy w progu stanął jego gość.
-Co znowu? - zapytał - Jednak masz ochotę?
-Zgubiłem portfel - wypalił młody i Robert mógłby przysiąc, że ten zaraz się rozpłacze.
-Może jest gdzieś w pościeli? Pod łóżkiem? Kieszeń?
-Nie ma.
-Dużo kasy tam miałeś?
-W ogóle. Ale dowód i kartę.
Robertowi nie robiło różnicy czy ludzie myślą o nim dobrze, czy źle. Prowadził takie życie, jakie lubił i sypiał z kim chciał, a czasami nawet z takimi, ktorych nie planował, jak ten...
-Jak ty w ogóle masz na imię?
-Nie pamiętasz? - chłopak zapytał niemal z wyrzutem.
-Trochę mało pamiętam od północy.
-Rafał.
-No dobra Rafał. Pod łóżkiem jest laptop. Zaloguj się i zablokuj kartę, choć tyle da się zrobić.
Nastolatek nic nie powiedział i nie ruszył się.
-No? - zachęcił Robert, nakładając jajecznicę na talerze.
-Pożyczysz mi na bilet?
Wyraz twarzy młodego był rozbrajający i Robert nie mógł się nie uśmiechnąć.
-Pożyczę, ale najpierw musisz zjeść śniadanie.
Nie wiedział, skąd się w nim wzięła ta nagła troska, ale w końcu zaprosił chłopaka do siebie. Wypadało zachować się jak dobry gospodarz i pomóc mu w potrzebie.
-No dobra. Tylko szybko, bo ona wstanie i też będzie chciała - odparł Rafał i od tamtej chwili Robert już wiedział, że się polubią.

***

-Ruszaj się sztywniaku, bo nigdy nie dojdziemy do Gaby!
-Przecież będą tam siedzieli do rana a jest dopiero po dwudziestej, wyluzuj Maja - Szarlej bez pośpiechu zapalił papierosa.
Byli już na Nowym Porcie, jednej z najdroższych dzielnic w mieście. Mieszkała tu wyższa klasa średnia, a bogatsze dzieciaki dostawały po studiach mieszkanie w prezencie od rodziców żyjących w domach na przedmieściach. Szarlej nienawidził tego miejsca i nie lubił ludzi, którzy tu mieszkali.
W każdym razie tych, których poznał dzięki kontaktom Majki.
-Kamil, czasami mam wrażenie, że ty dążysz do kłótni.
-Dawaj - rzucił prowokacyjnie i uśmiechnął się szelmowsko, a ona zaśmiała się i wyjęła mu papieros z ust by się zaciągnąć.
-Masz szczęście, że jesteś taki przystojny - szepnęła i ruszyła przed siebie.
-Nie pędź tak, w moim wieku już nie nadążam - zawołał.
Wspólne wieczory z Mają były przyjemne, kiedy już wypili kilka drinków i znikały bariery między nimi złożone z niezliczonych drobiazgów irytujących obie strony.
Kiedy już czuł w głowie przyjemny szum, a u boku szła Majka, mial wrażenie, że do siebie pasują. Wspólnie spędzone dwa lata miały sens, a codzienne, drobne sprzeczki się nie liczyły. Pamiętał dokładnie, jak poznali się na jakiejś słabej domówce u współnego znajomego i nawiązała się między nimi nić porozumienia. Postanowili uciec na miasto i bawić sie we dwójkę. Poczuł, że znalazł bratnią duszę i kolejne spotkania tylko utwierdzały go w tym przekonaniu. Po raz pierwszy w życiu mógł i chciał powiedzieć drugiej osobie wszystko, co krążyło mu po głowie, a ona rozumiała i odwdzięczała się swoimi zwierzeniami.
Kiedy to zniknęło? Myślał o tym już wiele razy i wiedział, że punktem zwrotnym było oficjalne ogłoszenie się jako para. Chciał bratniej duszy, a nagle dostał partnerkę, o którą trzeba dbać i która chce mieć do dla siebie na wyłączność. Podejrzewał, że od samego początku inaczej patrzyli na swoje relacje. Nigdy nie widział Maji jako swoją dziewczynę i do dziś nie do końca umiał zobaczyć.
-To tutaj - powiedziała gdy już stanęli pod bramą kilkupiętrowego apartamentowca.
-No to idź, masz towar. Ja poczekam - powiedział i rozsiadł sie na ławce. Ławka nie była oczywiście przeciętna. Miała dziwaczny, designerski kształt i w ogóle nie była wygodna. Tak własnie wygladał w oczach Szarleja cały Nowy Port.
-Nie ma mowy. To ty opychasz to gówno i musisz iść ze mną.
-To twój znajomy - rzucił.
-Ale twoje kryształy.
-Powiedz to jeszcze raz, tylko głośniej. Niech każdy wie, że handluję.
-Kamil, to jest Nowy Port. Tutaj wszyscy handlują albo kupują.
-Pierdolona, zepsuta młodzież - syknął wyrzucając niedopałek.
-Mówisz jak własny dziadek. No, chodź na górę.
-Nie idę. Nie lubię tego gościa.
-Roberta? Nawet go nie znasz.
-Znam. Gadałem z nim, raz.
Aż raz? - zaśmiała się - I czego się dowiedziałeś, że tak go nie lubisz?
Gdyby tylko Kamilowi chciało się wypisać wszystko, co denerwowało go w Robercie Jastrzębiu, mogłby teraz wyjąć z kieszeni długą listę.
-Arogancki, cwaniaczek, pedał - ograniczył sie do wymienienia najważniejszych pozycji.
-Nie jest arogancki, po prostu ma taki sposób bycia. Jest bezpośredni i ma odważne żarty, to wszystko - zaoponowała, a Szarlej zrozumiał, że jego dziewczyna należy do fanklubu tego gościa. Kto wie, może nawet już ją przeleciał. W każdym razie zrobi to, jeśli tylko ta myśl przyjdzie mu do głowy.
-Idź sama. I nie mów że to ode mnie. Nie chcę, żeby tacy jak on wiedzieli, ludzie gadają.
-Głupi jesteś. On by ci nakręcił pięc razy więcej klientów.
-I psy na chacie o 5 rano.
-Nie znasz go, a już wszystko wiesz.
-Ty na pewno znasz go wiele lepiej - rzucił z ironią.
-Na tyle, żebyś wydawał mi się tępy w swoim rozumowaniu. Robert jest w porządku, jest miły - broniła - I dojrzały! - dodała, jakby właśnie sobie to przypomniała.
-Wywala kasę na lewo i prawo, bo ma dzianych starych. Bardzo dojrzałe.
-Miał bogatych rodziców, ale nie żyją, a on dostał wszystko co mieli. To nie to samo.
-A robi coś z tą kasą oprócz wywalania na drinki i czapeczki?
W odpowiedzi westchnęła i zadzwoniła domofonem.
-To ja skarbie, Maja. Mam dla ciebie co nieco... Tak, tyle ile mówiłeś.
Drzwi otworzyły się i Kamil został sam, pogrążony w myślach. Może nawet teraz boski Roberto zaliczy jego dziewczynę, tak na szybko? Nie umiał zdobyć sie na zazdrość o nią. Bardziej chodziło o fakt, że ten chłopak dostawał wszystko, na co miał ochote.
Pamiętał dobrze noc, kiedy poznał słynnego Roberta. Łatwo było go zauważyć w klubie, bo krążył za nim wianuszek pijanych dziewczyn, a on sam był... Kamil nie chciał kończyć tej myśli. Nie dopuszczał do świadomości, że cokolwiek w tym albo w jakimkolwiek innym kolesiu może go pociągać.
W takich momentach jak ten, kojąca była świadomość, że ma Majkę i że robią dokładnie to samo co ich znajome pary - wspólne wyjazdy, imprezy, seks i kłótnie.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi i był pewien, że Majka wraca już z góry. Jednak z bramy wyszedł nastolatek. Z jakichś powodów uśmiechał sie od ucha do ucha i rzucił tylko ukradkowe spojrzenie na Kamila, jak zawsze gdy mija się kogoś siedzącego na ławce. Jednak po chwili odwrócił sie gwałtownie.
-Cześć! - rzucił
-Cześć - odparł zaskoczony Szarlej. Wyraz twarzy musiał to oddawać bo chłopak zapytał:
-Nie kojarzysz mnie?
-Nie. Powinienem?
-Jestem bratem Bakiego. Rafał. Mieszkam w bloku obok.
-A... I co u Bakiego? - Kamil zadał pytanie z grzeczności, doskonale wiedział że Baki wyjechał do Anglii i urwał wszelkie kontakty z ludźmi z osiedla. Pewnie zachłysnął się wielkim światem i wspomnienia stąd kojarzyły mu się wyłącznie ze słabymi bibkami i nie dość łatwymi dziewczynami. Nie miał powodzenia.
-U niego spoko, ale raczej nie wróci... Ciebie też ostatnio rzadko widuję pod blokiem.
-Już tam nie siedzę. Ekipa się rozjechała i nie ma z kim iść na browar.
-Możesz iść ze mną - rzucił młody i natychmiast zorientował się, że trochę zbyt nagle wyskoczył z propozycją - Znaczy, jeśli będziesz miał kiedyś czas.
Kamil nie widział młodszego brata Bakiego od miesięcy, nigdy też nie rozmawiali w cztery oczy, bo nie było o czym. Sam był starszy o dobre 4 lata i razem z Bakim urządzali solidne domówki, kiedy Rafał oglądał jeszcze kreskówki. Ostatnia rzecz na jaką miał teraz ochotę, to zadawać się z licealistami.
-Nie bardzo mam kiedy, wieczory spędzam z laską.
-Teraz nie spędzasz - zauważył chytrze nastolatek.
-Spędzam. Poszła na chwilę na górę - odpowiedział Szarlej. Nie rozumiał, czemu młody Baki ciągnie tą rozmowę, ale ciekawiła go ta upartość.
-To chyba ją minąłem. Taka ruda wysoka?
-Tak.
-Minęliśmy się w drzwiach u...eee....
-Roberta?
-Tak.
-I nie wiedziałeś jak on ma na imię? - zdziwił sie Szarlej.
-Znamy sie od niedawna... Masz może fajkę? Ja swoje zgubiłem, razem z portfelem.
Kamil sie uśmiechnął - Udana noc? - zapytał.
-Niezbyt. I dziwny dzień.
Rafał usiadł i obaj zapalili.

Maja pojawiła sie kilka minut później i przerwała im rozmowę. Spostrzegła młodego i uśmiechnęła się tajemniczo.
-Idziemy? - spytała Szarleja.
-No no, idziemy. To... na razie - pożegnał się z Rafałem. Jednak odwrócił się na pięcie i podał chłopakowi paczkę papierosów - Kilka ostatnich, weź sobie, ja i tak kupię nowe na stacji.
-Dzęki - odparł Rafał i posłał mu szeroki uśmiech.
Majka poczekała aż znikną za budynkiem, wtedy rozpoczęła rozmowę, wyraźnie zadowolona z siebie.
-No, no, Kamil. Podoba ci się kolega? - zapytała.
-Co?
-No, ten młody. Nawet dałeś mu prezent. On to może opacznie zrozumieć...
-O co ci chodzi? To brat Bakiego, mieszka po sąsiedzku...- Szarlej zdążył już się zirytować. Zrozumiał, że wielkimi krokami zbliża się trzeźwość, a wraz z nią docinki jego dziewczyny.
-To ten co nawiał do Anglii? A z resztą... nieważne. Ważne, że ten młody wracał od Roberta. A zgadnij co robili całą noc?
Szarlej przełknął ślinę - W bierki pewnie nie grali? - zapytał.
-Młody jest gejem. I widzisz, ledwo wyszedł od jednego i już znalazł sobie następnego, ciebie.
-Odczep się, skąd miałem wiedzieć?
-Właściwie, to ładny z niego chłopak, ale czy nie jest dla ciebie za młody?
-Goń się, Maja. Mam gdzieś kim on jest i co robił z Robertem. Którego swoja drogą też mam gdzieś, dobra?
Majka wyczuła, że zbliża sie do granicy cierpliwości swojego chłopaka, więc zakończyła temat i nie wspomniała więcej o całej sprawie. Za to Szarlej miał bić się z myślami aż do zaśnięcia.
Gdy zamykał oczy, widział wpatrzone w siebie orzechowe oczy, kręcone czarne włosy i ciemną, niemal fioletową kreskę ust. Widział szczery uśmiech z dołeczkami i zdarty łokieć, standard dla każdego rozpoczynającego sezon z deską. To wszystko ani trochę mu się nie podobało, więc szybko się upił.

***

Smyku był ulubieńcem wszystkich kolegów z podwórka. Mieszkał na najwyższym piętrze wieżowca
i miał z balkonu widok na całe osiedle. Poza tym jako najwyższy i atletycznie zbudowany, zawsze był traktowany jako nieformalny lider, zwłaszcza na boiskach, gdzie znacznie się wyróżniał. Jego zdanie kończyło spory, jego udziału decydował o zwycięstwie drużyny, jego towarzystwo oznaczało dużo piskliwych dziewczyn w pobliżu.
Szarlej siedział wygodnie na kanapie i gapił się tępo w powszechny obiekt westchnień z czasów dzieciństwa - akwarium słodkowodne ojca Smyka. Kiedyś wszyscy próbowali łapać ryby w ręce lub rozmaite szklanki, ale te zawsze były za szybkie. Kiedyś Rudy zachwiał sie i uderzył z całej siły w róg akwarium, odłamując sobie połowę jedynki. Rysa była widoczna do dziś.
Do pokoju wszedł nagle Smyku, ciało i włosy miał jeszcze mokre po prysznicu. Ubrany jedynie w bokserki, usiadł obok Szarleja i wpatrzył się w telewizor, nic nie mówiąc. Jakaś absurdalnie słaba drużyna próbowała właśnie wlepic bramkę innemu podrzędnemu teamowi.
Kamil nie mógł oderwać wzroku od przystojnej twarzy i wysportowanej, męskiej sylwetki przyjaciela. Smukłe ramiona o odpowiednich krągłościach, płaski brzuch. Bokserki lepiły się jeszcze do mokrego ciała, ukazując działające na wyobraźnię kształty. Szarlej zorientował się, że ma wzwód.
Wtedy Smyku spojrzał mu prosto w oczy i uśmiechnął się.
-Od zawsze chciałem cię mieć - powiedział cicho.
-A ja ciebie - odpowiedział Szarlej, nie bardzo wiedząc skąd wziął te słowa. Drgnął, gdy ręka Smyka musnęła mu policzek, a potem pogłaskała po głowie. Zbliżyli się do siebie i pocałowali. Najpierw było to tylko delikatne muśnięcie warg, ale po chwili Szarlej poczuł jak czubek języka przyjaciela delikatnie dotyka jego ust. Zatracił się w tym uczuciu i dopiero po chwili zorientował się, że ma już rozpięte spodnie. Patrząc mu w oczy, Smyku powoli wsunął rękę pod bokserki. Szarlej syknął z podniecenia, czując łagodny chwyt.
-Czemu nigdy nie mówiłeś? - wyszeptał Smyku.
-Nie wiedziałem...
-Kamil!
Głos matki błyskawicznie wyrwał go ze snu. Zerwał się z łóżka jak poparzony, mając w głowie na przemian głos matki i strzępki snu, z którego właśnie go wyrwano. Diabelska mieszanka.
-O kurwa. Co to było? - zapytał na głos, trzymając rękoma głowę - Co to, kurwa, było?
-Kamil, masz gościa! - usłyszał tuż przy drzwiach.
Gościa? Spojrzał w dół - miał ogromną erekcję.
-Już idę!
-To są jakieś żarty! - zawołał już do siebie. Nasunął na siebie najciaśniejsze slipy, jakie znalazł, a na nie założył szorty. Jakoś udało mu się zamaskować problem.
Wyszedł z pokoju i zobaczył uśmiechniętego Rafała, któremu jednak zaraz zniknął z ust uśmiech. Zamiast tego, patrzył się po prostu na Szarleja, który nie zdążył założyć na siebie koszulki. Ten wzrok przypominał Kamilowi starszego Bakiego gapiącego się bezwstydnie na tyłki dziewczynek z osiedla. No, pięknie.
-Cześć. Co jest? - zapytał, chcąc przerwać dziwną ciszę.
-Przyniosłem ci coś - powiedział Rafał i wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro.
-Za co to?
-Za wczoraj, dałeś mi swoje.
-Tam było tylko kilka sztuk. Zachowaj sobie.
-Ale ja chcę ci je dać - upierał się Rafał.
Szarlej upewnił się, że matka nie podsłuchuje, podszedł bliżej i zapytał cicho:
-O co ci chodzi?
-Co? - zdziwił się chłopak.
-Czego ode mnie chcesz?
-Niczego. Chciałem tylko oddać... nie lubię nikomu nic wisieć...
Rafał był okropnym kłamcą i obaj wiedzieli, że to tylko pretekst. Jednak reakcja Szarleja nie pozostawiała żadnych wątpliwości, więc chlopak położył papierosy na półce przy drzwiach i złapał za kamkę.
-Na razie - powiedział, patrząc dziwnie smutno na swoje stopy. Kamilowi wydawało się, że przez bardzo krótką chwilę chłopak wahał sie, nim zamknął za sobą drzwi. Tak jakby czekał na jakiekolwiek słowo.
-Gówniarz - mruknął do siebie Kamil, choć pomyślał coś zupełnie innego.




Opowiadanie będzie rozłożone na kilka, a może kilkanaście krótkich części. Są ku temu jakieś mniej lub bardziej sensowne powody.

Aby obejrzeć kolejne części oraz inne moje opowiadania, zapraszam na mój blog:

http://ciapstory.blogspot.com

Ucieszę się z komentarzy na blogu Wink (1)

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group