Xhan |
Wysłany: Pon 19:06, 17 Mar 2014 Temat postu: Igraszka ze śmiercią |
|
Na wstępie, chciałbym napisać, że to mój pierwszy opis chwil z życia, które wydarzyły się na prawdę. Zapraszam do czytania oraz komentowania!!
Wszystko zaczęło się we wrześniu, w gimnazjum. Do naszej klasy przyszedł Piotrek, z pobliskiej miejscowości - wysoki, wysportowany, co prawda kaloryfera nie miał, ale był na tyle uroczy, że to nie grało większej roli. Za każdym razem, gdy tylko podchodził się przywitać, serce zaczynało mi szaleć w piersi, a jego śnieżnobiały uśmiech zwalał mnie z nóg. Pomimo wszystkich tych zalet, nie znaliśmy się zbytnio, jedyna rozmowa, jaka między nami się nawiązywała to cześć-cześć. Jednakże po zakończeniu szkoły, w wakacje, wszystko obrało inny kierunek. Ja dostałem się do liceum bez problemu, lecz on… nie udało mu się, a byłoby tak pięknie.
Pewnego wakacyjnego poranka, ktoś się dobijał do mnie i dzwonił, i dzwonił.
- Słucham! - wykrzyczałem do słuchawki zażenowany całą sytuacją.
- No cześć, nie złość się, wybacz, że Cię budzę, ale mam kłopot - wydukał Piotrek.
- A co ja mam do tego? – zapytałem, pomimo że serce od razu mi podskoczyło do gardła, zadzwonił do mnie! Ale... dlaczego?
- No... no nie dostałem się do tej szkoły co mieliśmy iść razem, no wiesz.
- To szkoda, ale dlaczego mi to mówisz?
- Bo pomyślałem, że może dałoby coś rade zrobić, przeszedłbyś się może ze mną do sekretariatu? Chyba jest jakaś szansa.
- No… dobra, będę u Ciebie za piętnaście minut.
***
- Pioootreeeeek! – zawołałem, oczekując przed jego bramą.
- Otwarte! Wbijaj! Muszę się ubrać!
- Dobra!
O cholera, musi się ubrać, mam nadzieje, że przynajmniej coś na sobie ma... chociaż nie, lepiej niech nie ma nic na sobie, wtedy będzie ciekawiej... Cholera, o czym ja myślę!
- Wejdź na górę, jestem u siebie w pokoju!
- No idę idę!
Przy przejściu przez próg jego pokoju, nie dało się nie poczuć zapachu świeżej pościeli, świeczki tlącej się jeszcze po nocy i tej pięknej woni jego perfum. A jakby tego było mało, on sam był bez koszulki, jedyne co na sobie miał, to spodnie od piżamy.
- Ooo, już jesteś? Wybacz, nie zdążyłem się ubrać... Może lepiej, żebyś się odwrócił, nie chce cię zdemoralizować swoim pytongiem - roześmiał się.
- Nie martw się, nie ruszają mnie małe dżdżownice - odpowiedziałem śmiechem.
- Jak chcesz.
Zamurowało mnie. Tak, ściągnął spodnie odsłaniając swoje walory, myślałem że zaraz się tam na niego rzucę, tego było zbyt wiele jak na moje nerwy. Jednak on miał dziewczynę, to by zniszczyło całą znajomość .
- Mówiłem, że pytong - uśmiechnął się pięknie.
- A wcześniej mówiłeś, że chcesz iść do sekretariatu - starałem się zachować obojętność, co przez ton głosu nie udało się zbytnio.
Tak, tak już idziemy.
Cała akcja przebiegła pomyślnie, Piotrek dostał się do szkoły, w podziękowaniu zaprosił mnie na pizzę i jak sam to uznał, małe co nieco. Po zjedzeniu poszliśmy do niego, a ja nadal nie mogłem się domyślić czym jest to „co nieco” ale jak przypominałem sobie o porannym widoku, byłem spokojny, że będzie ciekawiej i nie wiele się pomyliłem.
- No, to o co chodzi? - zapytałem.
- Mam nadzieje, że zrozumiesz... Dużo dla mnie robisz i wiem, że nie jesteś taki jak inni, dlatego ufam, że zrozumiesz to, co powiem.. bo mi zależy na tobie jako na przyjacielu, tylko tobie mogę wszystko powiedzieć, a jeśli nie, to już nie mam nikogo - wydukał, prawie przyprawiając płacząc.
- Ale o co chodzi?- spytałem roztrzęsionym głosem.
- No... bo ja jestem inny niż wszyscy, jestem gejem.- po czym położył się na łóżku i zaczął płakać w poduszkę. Ja jak wmurowany stałem w miejscu.
- A... a twoja dziewczyna? – tylko tyle zdołałem wydusić z siebie.
- To nie jest moja dziewczyna, to tylko przykrywka.
Podszedłem do łóżka, obróciłem go z całej siły i chwyciłem za fraki.
- Jest ktoś w domu? - zapytałem.
- Nie ma... ale nie bij, proszę!
Nie zastanawiając się długo przykleiłem się do jego ust, ręką, która wędrowała po jego brzuchu, coraz niżej, mogłem wyczuć przyspieszony oddech, a w jego spodniach poruszenie. On sam też nie był dłużny, już czułem jego dłoń, pieścił delikatnie brzuch, po czym wziął się za sutki. Po chwili wstałem i wybiegłem z jego pokoju, bo nie mogłem uwierzyć co się właśnie stało... Biegłem aż do domu, a blisko nie miałem, jak tylko otworzyłem drzwi upadłem na przedpokoju z wycieńczenia a przed oczami miałem ciągle tą jedną chwilę…. SMS… SMS...przyszedł SMS... ale czy ja go chcę przeczytać? Nie... tak... nie... tak… nie wiem. Przeszedłem na łóżko, wziąłem telefon do rąk, to od niego. Bez namysłu odłożyłem. Usnąłem. Co mi się śniło? Ta chwila... ale taka, która by została na dłużej, taka w której obaj byśmy byli szczęśliwi, taka, która niedługo później... nastąpiła?
Obudziłem się. Cały mokry. Dość tego. Sms. Czytam.
„Jeśli chcesz, możemy to zapomnieć, albo nie, wiem, że chciałeś mnie pocieszyć. Dziękuję. Ale nie martw się, już mnie nie zobaczysz. Jak to czytasz to pewnie już nie żyję. Moje dotychczasowe bytowanie nie miało sensu. Dziękuje za wszystko. PS: masz zajebisty brzuch, ćwicz dalej, naprawdę widać efekty.”
Zamarłem. Nie. KURWA NO NIE! NIE MOŻESZ TEGO ZROBIĆ! Dzwonię. Zero odzewu, zamiast przywitania na poczcie głosowej nagrane kilkukrotnie słowo „Przepraszam”. Dlaczego? Nie. To nie może być prawda. Nie może. Szybko wskoczyłem w buty i pobiegłem do tego miejsca, w którym zawsze przesiadywaliśmy, zmęczeni po treningu, albo po wycieczce rowerowej.
Był tam.
Na ziemi.
Zakrwawiony.
Nie.
Nie może.
Nie teraz.
Wykręciłem niezwłocznie 999, pogotowie przyjechało naprawdę szybko. Do tej pory starałem się wykonać pierwszą pomoc, lecz trzęsące się ręce nie pomagały w tym wcale. Zabrali go. Żył.
Załamany poszedłem ślepo przed siebie, niejednokrotnie potykając się o kamienie, a nawet własne buty, nie wiem jak znalazłem się w domu. Odzyskałem przytomność życia, dopiero gdy zmywałem resztki jego krwi z palców, część jednak wcześniej zlizałem – była słodka. Zastanawiałem się…dlaczego? Czy to moja wina? Musiałem go o to zapytać. Ale już nie dziś.
Następnego dnia wstałem razem ze wschodem słońca, wziąłem szybki, chłodny prysznic, ubrałem ulubione glany i czarną koszulę, której nie zapinałem ze względu żaru lejącego się z nieba, pomimo wczesnej godziny. Tak ubrany, wyruszyłem do jego domu, zabrać jakieś jego rzeczy, i po drodze do szpitala kupić parę bułek, i jakąś wędlinę. Pod domem Piotrka, spotkałem jego zapłakaną matkę, która, gdy mnie tylko ujrzała, przytuliła mnie, bo wiedziała że też to przeżywam. Szkoda że nie wiedziała jak bardzo.
Wszedłem do szpitala, razem ze mną szli rodzice Piotrka. Zaprowadzili mnie do niego, dzięki czemu nie musiałem obchodzić informacji po kilkakroć, by dowiedzieć się tylko gdzie przebywa tymczasowo mój szczery przyjaciel.
- Oo… cześć, zastanawiałem się, czy przyjdziesz - powiedział niechętnie.
- Moglibyśmy porozmawiać?
- Mamo, tato, możecie nas zostawić na sekundę? To jeszcze chcesz ze mną rozmawiać?
Rodzice bez słowa wyszli, jego mama tylko uścisnęła mnie w ramie.
- Co to miało być? Coś ty chciał zrobić? -zapytałem.
- Chyba czytałeś, tak?
- Ale dlaczego?
- Bo to nie ma sensu.
- Każde życie ma sens, a Twoje go na pewno ma. Zresztą, sam zobaczysz, że będzie lepiej, miałbyś ochotę wpaść na nockę w marcowy weekend?
- A co byśmy robili? - zapytał, udając niechęć, choć widać było, że był bardzo szczęśliwy z propozycji.
- Zobaczysz - uśmiechnąłem się szczerze do niego - jeszcze trochę czasu przed nami, a ty musisz się wykurować, ale powiedz mi... podobam ci się? - zapytałem, trochę się czerwieniąc.
- Podejdź bliżej, bo nie widzę dokładniej – roześmiał się, a ja zrobiłem tak jak chciał.- Zamknij oczy, proszę. Zamknij.
Ponownie, jak chciał tak zrobiłem, poczułem delikatny dotyk na brzuchu, przeszły po mnie dreszcze. Pomimo zamkniętych oczu, wiedziałem, że się uśmiecha, na całe szczęście nie dzielił z nikim sali. Czułem, że nie skończy zabaw moim kosztem na brzuchu, niestety rozpięta koszula robiła swoje, i odsłaniała duże pole do popisu. Jego ręka powoli schodziła z brzucha, przez pasek, aż zatrzymała się na moim kroczu, delikatnie ścisnął - po całym ciele przeszły mnie niesamowite dreszcze, a cichutkie jęknięcie wydostało się z ust mimowolnie. Otworzyłem oczy, zobaczyłem uśmiechniętą minę Piotrka, który nie miał ochoty teraz przestać i wziął się za mój rozporek.
- Nie, Piotrek, nie teraz. Nie tu.
- Nachyl się to ci coś powiem do ucha.
Jak powiedział tak zrobiłem, znów, ale co się nie robi dla „przyjaciela”.
- Jesteś świetny, chce z tobą przeżyć coś więcej niż zwykłe spotkania, tylko czy ty chcesz? - wyszeptał do ucha, dalej masując mój brzuch, z niebywałą namiętnością.
- I ty jeszcze pytasz? – uśmiechnąłem się i przejechałem opuszkiem palca od jego podbródka, przez klatę, brzuch, aż po ścieżkę do raju, do którego zmierzałem, ale widząc minę Piotrka, (i zawartość jego bokserek) byłem zadowolony z efektu.
- Nie przestawaj - wyszeptał.
- Nie teraz Piotrek i nie tu, przemyśl pomysł o nocce.
- Na pewno wpadnę, dzięki za zaproszenie.
- Nie dziękuj tylko przyjdź, a tymczasowo zawołam tu Twoich rodziców.
Gdy już wychodziłem, usłyszałem tylko pytanie czy mówiłem coś jego rodzicom o tym dniu. Odpowiedziałem przecząco, po czym wyszedłem.
Kolejne dni w szkole mijały powolnie, co dzień myślałem o tym, co robi mój przyjaciel i czy to, co się dzieje, to tylko piękny sen, czy może prawda, której tak bardzo chciałem w tym momencie. Na nowy rok, Piotrek wrócił do szkoły. Nie było wielu podtekstów, bo ludzie patrzą, choć w przerwach na „picie” w szatni od WF, zawsze było milutkie przywitanie, jakieś mizianie, czy całusy w szyję, usta, a nawet przygryzanie warg, co mnie osobiście bardzo podniecało.
Nadszedł wyczekiwany dzień, w którym Piotrek miał przyjść do mnie na noc, która będzie, oj będzie, upojna.
cdn (?)
Jeśli ktoś by chciał dalszą część proszę o pozostawienie komenta! Oraz ocenę dotychczasowych starań w przelewaniu na papier wspomnień |
|