Autor Wiadomość
biboyykujawy
PostWysłany: Wto 22:05, 02 Sie 2016    Temat postu:

Ejj no i gdzie kolejna część? Tongue out (1)
blask12345
PostWysłany: Śro 23:09, 23 Wrz 2015    Temat postu:

ja na serio? mam byc poważny jak dziewiąty miesiąc?
Gabryś
PostWysłany: Śro 22:56, 23 Wrz 2015    Temat postu:

Robisz to dość często i czasem poważnie się zastanawiam, czy ty tak na serio...
blask12345
PostWysłany: Śro 22:29, 23 Wrz 2015    Temat postu:

'czasem' czy 'z czasem'? nie chciałbym Smile

no wiesz, nie powiem co zepsuć, bo to twoje opowiadanie
Gabryś
PostWysłany: Śro 22:22, 23 Wrz 2015    Temat postu:

Blask, ty mnie czasem rozbijesz na części tymi swoimi tekstami xd
Problem polega na tym, że nie do końca wiem co zepsuć.
blask12345
PostWysłany: Śro 22:16, 23 Wrz 2015    Temat postu:

zepsuj coś, a potem to naprawiaj Smile możesz przy okazji jakies przeszkadzajki wymyślić i tak dalej. możliwości jest wiele.
Gabryś
PostWysłany: Śro 22:12, 23 Wrz 2015    Temat postu:

Najgorsze, że nie mam pomysłu co dalej, ale się postaram.
waflobil66
PostWysłany: Śro 22:00, 23 Wrz 2015    Temat postu:

Mnie nie pytaj, bo misioluby lubią słodkości w każdej postaci
...a tak na serio, to myślę że wcale nie, że jest w sam raz.
Gabryś
PostWysłany: Śro 21:40, 23 Wrz 2015    Temat postu:

Nie jest za słodkie? W połowie myślałem, że dostanę cukrzycy... ale nie umiałem już tego zmienić.
waflobil66
PostWysłany: Śro 21:39, 23 Wrz 2015    Temat postu:

Gabryś napisał:
...– A co byś chciał, by było?...
No właśnie... ja bym chciał by kolejne odcinki były równie dobre i ciekawe jak te dotychczas i by było ich jak najwięcej. I like it. Smile
Gabryś
PostWysłany: Śro 20:10, 23 Wrz 2015    Temat postu:

CZĘŚĆ III


Poczułem się jak ostatnia świnia. Czemu on musiał to usłyszeć. Oczywiście nie pobiegłem za nim, jednak krążąc z klubu do klubu namierzyłem go. Byłem już wtedy nieźle wstawiony i nie mogłem przeprosić go przy kumplach, bo uznali by że zmiękłem. Nie trudno było ich się jednak pozbyć. Zakręciłem się koło małolata i zniknąłem w nim w darkroomie. Zrobił mi szybkiego loda i o dziwo przed oczami miałem nie tego ślicznego może dwudziestodwuletniego chłopaczka, a Jego owłosioną, muskularną klatę. Na tyle mnie to przeraziło, że niemal wybiegłem stamtąd zaraz po spuście. Wypiłam kilka szybkich luf i pokierowałem swe kroki do tego przerażającego klubu. Musiałem z nim porozmawiać… Musiałem zrozumieć co on mi zrobił. Chyba na mojej twarzy malowała się determinacja, bo nikt nawet nie próbował do mnie podejść, co było naprawdę dziwne. Przeszedłem niezaczepiony, przez ten fetyszowy przedsionek piekła. Moje oczy szukały jego, choć przyznam szczerze, że w tym morzu ciał, nie było to łatwe. Miałem pewność, że tam go znajdę, bo widziałem jak wchodził, jednak było to jak szukanie igły w stogu siana. W kocu najciemniejszym koncie lokalu zauważyłem tego jego paskudnego kumpla, miałem pewność, że są razem, jednak jego obecność utrudniała mi zadanie. Po dodaniu sobie odwagi jeszcze kilkoma drinkami. Dość chwiejnym krokiem podszedłem do ich stolika, ten grubas spojrzał na mnie jak na gówno, którym w tym momencie dość intensywnie się czułem.
- Wypierdalaj – mruknął, a ja spojrzałem na Jaroda, był naprawdę zaskoczony moim widokiem.
- Możemy porozmawiać? – wybełkotałem i nagle zdałem sobie sprawę, że jestem chyba bardziej piany niż zamierzałem.
- Serio? - Spytał grubas spoglądając na Jaroda – naprawdę chcesz gadać z tą najebaną szmatą? –Miałem ochotę mu coś odwarknąć, ale się powstrzymałem, musiałem zrozumieć, a tylko on znał odpowiedź.
Odwróciłem się na pięcie by odejść, liczyłem na to, że jednak pójdzie za mną. Nie zatrzymując się przemierzyłem klub. Zatrzymałem się dopiero za drzwiami, żałowałem, że palenie stało się passe i rzuciłem je jakiś czas temu. Nie szukałem jednak długo, choć dopiero trzeci zaczepiony przeze mnie misiaczek miał fajkę. Paliłem ją szybko rozkoszując się smakiem mentolowego szluga, dym drapał przyjemnie w gardło. Zapomniałem już niemal jak odprężające jest to uczucie.

~~*~~

Stał tam i palił, wyglądał na zdenerwowanego, nie rozumiałem czego ode mnie chciał, zwłaszcza po tym co powiedział.
– Powinienem ci spuścić łomot – powiedziałem przyglądając mu się, a on tylko pokiwał głową.
– Powinieneś był wtedy wyjść – mruknął tak cicho, że z ledwością go usłyszałem. Osłupiałem, nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.
– Czy to by coś zmieniło? – Wyciągnąłem rękę, by przyciągnąć go do siebie. Jego oczy były pełne niewypłakanych jeszcze łez. Czy aż tak bał się tego uczucia? Nie potrafiłem go zrozumieć.
– Co mi zrobiłeś? – Upuścił niedopałek na ziemię i mocno zaciśniętymi pięściami uderzył mnie w klatkę piersiową, nie był to jednak cios mężczyzny, a raczej gest bezradnego dziecka. – Jak to się w ogóle mogło stać? – Przytuliłem go, a on zaczął łkać.
Trwało to długo, aż do momentu, w którym chyba mózg wrócił na swoje miejsce, spojrzał na mnie z dołu odrywając się od przemoczonego już podkoszulka. Cofał się do tyłu nie patrząc, minę miał jakby chciał uciec nie tyle przede mną, co przed samym sobą. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że wyszedł na ulicę… chwyciłem go w ostatnim momencie i odturlałem się z nim na drugi pas. Gdyby nie mój refleks… Było by po nim. To auto nawet nie zwolniło. Ktoś pomógł mi wstać, ktoś inny przyniósł lód. Moje kolano było wielkie jak bania, bałem się, że jest złamane. Zrobiło się zamieszanie… a on najnormalniej w świecie uciekł, zostawiając mnie samego czekającego na karetkę.
Na pogotowiu młody doktor mnie zbadał, zrobił rentgen i wypisując leki przeciwbólowe wypisał do domu z tygodniowym chorobowym, którego ani myślałem wykorzystywać.

~~*~~

Skopałem jak skończony idiota. Obdzwoniłem chyba cztery szpitale, ale nikt nie chciał mi udzielić informacji. Nie musiałem się jednak mocno starać, by naleźć jego mieszkanie. Szeroki uśmiech posłany barmanowi w tym miśkowym klubie oraz spory napiwek, a wyśpiewał mi dosłownie wszystko. Wejście do klatki okazało się trudniejsze, ale zawsze nawet najbardziej pijany i naćpany, robiłem doskonałe wrażenie na kobietach… ta staruszka tak łatwo uwierzyła w to, że czekam na kolegę, z którym się umówiłem, że nawet tak późno w nocy wyszła na klatkę i dała mi kubek z herbatą.
W końcu po ponad trzech godzinach podtrzymywany, przez tego swojego kumpla wtoczył się na piętro, a Marry - sąsiadka z naprzeciwka, posyłając mi miły uśmiech zniknęła za swoimi drzwiami.
– Nic ci się nie stało? – Wiedziałem, że zaraz usłyszę tyradę od tego grubasa, ale on tylko pokręcił głową.
– Co tu robisz? – Spytał Jarod i widać było, że jest bardzo zdziwiony.
– Lepiej wejdźmy, on nie powinien tak stać… ratując ci życie rozwalił sobie kolano – natychmiast chwyciłem go pod drugie ramię podtrzymując.
– Lion –wyciągnął do mnie rękę grubas. Właśnie staliśmy w kuchni szykując Jarodowi kanapeczkę i picie.
– Nick – chciałem, by już sobie poszedł musiałem z pogadać na spokojnie z Jarodem podziękować mu i przeprosić. Z drugiej strony im dłużej on tam był, tym ta rozmowa się przesuwała, a w mojej głowie tworzyły się jej kolejne scenariusze.
W końcu zostaliśmy sami, on siedział na fotelu. Podszedłem do niego i zacząłem go rozbierać. Nie było w tym żadnych podtekstów, po prostu chciałem mu pomóc się położyć spać. Jednak on chwycił mnie za kark i niemal zmusił do pocałunku. Reszta potoczyła się sama. Odpowiadałem na te samcze pocałunki z równie silną zadziornością. Jego broda drapała moją. Niemal zdarł ze mnie podkoszulek. Siedziałem teraz na jego kolanach i widziałem, że jeszcze chwila i będę podskakiwał na nim niczym dzika łania. Przechylił mnie w tył i uchwycił swoimi ustami jeden z moich sutków drugi dość intensywnie pieszcząc palcami. Nie była to delikatna pieszczota, coś na granicy bólu i przyjemności. Odwzajemniłem mu się ugryzieniem w ucho, on zaś za to sprzedał mi silnego klapsa w ubrane jeszcze pośladki. Zszedłem z niego i szybko pozbyłem się reszty ciuchów, potem szybko zająłem się nim, ciężko było przez zapuchnięte i zabandażowane kolano, ale rozcięta nogawka podarła się znacznie wyżej bez większego problemu. Bokserki miał luźne i tylko się uniósł delikatnie do góry i już był nagi. Jego męskość budziła się właśnie do życia. Uklęknąłem przed nim i chwyciłem go w usta. Zacząłem lizać jego główkę, czubkiem języka pieściłem wędzidełko drocząc się z nim bardziej niż obciągając. W końcu wziąłem się porządnie do roboty i tylko kontem oka zauważyłem, że wyciąga coś z szufladki w biurku i teraz mocno zaciska to w dłoni. Oderwałem się od niego i klęknąłem na podłokietnikach fotela. Wyciągnąłem mu z dłoni sreberko i patrząc mu prowokacyjnie w oczy rozerwałem zębami opakowanie. Szybko go jeszcze pocałowałem rozwijając na nim prezerwatywę. Splunąłem na dłoń i przytrzymując siadłem na nim. Nie spodziewałem się, że aż tak mnie zaboli, jednak teraz nie była pora by się wycofać. Zacisnąłem zęby i zacząłem się na nim poruszać opierając swoje dłonie na jego ramionach. Zmusił mnie bym bardziej się pochylił i pobijając biodrami złączył nasze usta w mocnym, drapiącym pocałunku. Sięgnął dłonią do mojego penisa zaczynając mnie onanizować… odleciałem, zmazałem na nim podskakiwać, a jego głuche pomruki jasno mówiły mi że mu dobrze, chyba równie mocno jak mnie. W końcu docisnął mnie mocno, podrywając głowę do góry zawył jak niedźwiedź dochodząc we mnie. Złapał mnie za szyję i docisnął tak że znów złączyliśmy się w gorącym pocałunku. Poczułem jak się ze mnie wysuwa, ale to nie był jeszcze koniec, szybkie ruchy jego dłoni doprowadziły mnie do szczytu, które wyraziłem głuchym jękiem rozkoszy.

~~*~~

Rano obudziłem się pierwszy. Noga pulsowała tępym bólem… a głowa na siłę starała się jej dorównać. Miałem kaca giganta, a on cicho spał koło mnie.
– Co teraz będzie? – Spytał jak przerażone dziecko, nawet nie zauważyłem, że się obudził, tak zapatrzony byłem we własne myśli.
– A co byś chciał, by było? – Delikatnie się obróciłem by sięgnąć jego ust.
Gabryś
PostWysłany: Sob 18:34, 12 Wrz 2015    Temat postu:

Waflobil dla Ciebie wszystko xd.
Choć przyznam się szczerze, że piszę to na bieżąco bez planu licząc na to, że wena przychylną będzie.
waflobil66
PostWysłany: Sob 18:09, 12 Wrz 2015    Temat postu:

@Gabryś, ja nie powinienem się wypowiadać, bo nie będę obiektywny, kupiłeś mnie sam wiesz czym
Oczywiście w następnym odcinku dowiemy się jak to się stało że: "...znów z niemałym zaskoczeniem obudziłem się koło niego." ???
Gabryś
PostWysłany: Sob 14:00, 12 Wrz 2015    Temat postu:

CZĘŚĆ II

Wciągnąłem na rozgrzane po kąpieli ciało czarny szlafrok i idąc za zapachem jedzenia poczłapałem do kuchni. Ledwie siadłem a przed moja twarzą pojawił się talerz z porcją jajecznicy na boczku jak dla pułku wojska oraz odgrzane w piekarniku bułeczki z pomidorkiem. Pamiętając jednak o szczegółach połknąłem najpierw dwie tabletki łagodzące objawy przepicia i wziąłem się za szamanie. On sam jadł niemrawo, choć jedzenie było przepyszne, ja pewnie zdążyłbym to przynajmniej dwukrotnie przypalić. Przez głowę przeleciała mi nawet myśl, że mógłbym się do tego przyzwyczaić.
– Zatem – zacząłem niepewnie. Czułem się przy nim dziwnie mały, z zasady to ja rozdawałem karty. A ze swoich śniadań po numerku, byłem niemal sławny, niektórzy wychodzili stąd nawet z płaczem, ale on… on był kompletnie inny. Było w nim coś takiego, czego nie potrafiłem jednoznacznie określi, a co mnie onieśmielało. Poza tym, to nie on był tym razem ofiarą, a ja i to zbijało mnie z pantałyku.
– Wiesz, że pracujemy w tym samym budynku? – Uśmiechnął się, a ja poczułem dziwnie mrowienie w okolicach krocza… jak nic spryskał się jakimiś feromonami, żeby tak na mnie działać.
– Serio? –Nasz wieżowiec miał 18 pięter i mieściło się tam przynajmniej sześćdziesiąt firm, nic dziwnego, że nigdy go nie zauważyłem… nie rozglądałem się za takimi jak on. Wolałem stażystów z kancelarii adwokackiej mieszczącej się naprzeciwko naszego biura. – Wybacz, ale nigdy cię nie zauważyłem, mało tak na dobrą sprawę tam bywam.
– Pomagałem ci wnosić kartony, kiedy cię tam przyjęli –zrobiło mi się głupio. –Nie jestem stalkerem, nie denerwuj się, po prostu jesteś całkiem przyjemny dla oka… –przerwałem mu.
– Nie mów, że się we mnie kochasz od tamtego czasu –westchnąłem, bo wystarczyło mi jego jedno spojrzenie, bym wiedział, że moje stwierdzenie to prawda. –Słuchaj –machnąłem dłonią na jego próby tłumaczenie się –nie jesteś w moi typie, poza tym nie szukam chłopaka… od czasu do czasu miewam kochanków, ale nigdy nie zostają ze mną na stałe. Jesteś fajnym, miłym kolesiem, ale powinieneś poszukać sobie jakiegoś fajnego misioluba. –Wstałem, bo nagle odechciało mi się jeść –dzięki, że się mną wczoraj zaopiekowałeś, bo mogłem trafić znacznie gorzej, jednak to się nigdy nie powtórzy.
Pokiwał głową i chwycił skórzana kurtkę, która zawieszona była do tej pory na oparciu jego krzesła.
– Do zobaczenia Nick. –Rzucił stojąc w drzwiach. Pierwszy raz nie sprawiło mi satysfakcji wywalenie kolesia z mojego mieszkania. Zrobiło mi się go trochę szkoda, wiec kiwnąwszy głową obróciłem się zmierzając do sypialni. Po ciuchu wyczekiwałem momentu, w którym trzasną drzwi, a że nie nastało to dość długo w końcu się obróciłem. Stał tak blisko mnie, jego oczy pełne żądzy wpatrywały się we mnie, poczułem się przy nim taki niski… choć słowo mały znacznie lepiej tu pasuje. –Wybacz nie mogę tak tego zostawić –chwycił mnie za brodę i wycisnął na moich ustach mocny męski pocałunek. Jego broda delikatnie mnie drapała, a ja… zatraciłem się w nim jak małolat całowany po raz pierwszy. W końcu oderwał się ode mnie i patrząc głęboko w oczy cmoknął mnie raz delikatnie –do zobaczenia młody –wiedziałem, że się nie podda, nie po tym co zobaczyłem w jego oczach.

Długo łaziłem po mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca, coś mnie trapiło, jednak nie potrafiłem określi co. W końcu poddałem się i postanowiłem przespać, jedyne co mi się udało to bezmyślne leżenie i wpatrywanie w zużytego kondoma. Czułem się dokładnie jak on… jakby ktoś wywrócił moje życie do góry nogami. Najpierw napełnił je po brzegi, a potem z gwałtownością ściągnął i porzucił na podłodze. Miałem ochotę wrzeszczeć, jednocześnie zdając sobie sprawę, że mój dół, to najprawdopodobniej jeden etapów zjazdu, a przynajmniej nie dopuszczałem do siebie innej możliwości.
Gdy wybiła siedemnasta w końcu zwlekłem się z łóżka, ubrałem i wyszedłem pozostawiając to pobojowisko sprzątaczce. Czułem, że dziś nie wrócę do domu i choć była niedziela i jutro musiałem iść do pracy, nie chciałem wracać do pustego mieszkania.
– Co robicie ćwoki? –Siadłem koło moich pseudokumpli w pubie, który zawsze traktowaliśmy jako stację przystankowa w drodze do klubu. –Jakim cudem pozwoliliście mi wyjść z wielkim miśkiem i żaden z was, debile skończone mnie nie zatrzymał. –Wypaliłem nie dając im nawet odpowiedzieć.
Tylko Chris był na tyle przytomny by parsknąć śmiechem, reszta wyglądała na przerażonych i równie strutych jak ja.
– To chyba nie był czysty towar wczoraj –mruknął Damian, był niemal zielony, jednak starał się trzymać fason, a nóż, widelec, gdzieś tam siedział wiecznie przez niego poszukiwany „książę z bajki”.
– To, że to gówno było wymieszane z jakimś halucygenem, zauważyłem jeszcze wczoraj –skwitowałem z przekąsem –co nie zmienia faktu, że rościcie sobie prawo do tytułu moich kumpli. A z tego co wiem kumple nie pozwalają, by ich ziomka wyprowadził z klubu niedźwiedź… zwłaszcza napalonego, naćpanego i zalanego w trupa ziomka.
– Co się tak pieklisz, jakby ktoś ci dupę zcwelił? –Damian nagle skupił na mnie całą swą uwagę.
– On naprawdę to zrobił? –Bardziej stwierdził, niż spytał Chris z głupim bananem na ustach –Brawa dla tatuśka roku. -Obaj zaczęli głupio chichotać, a we mnie ciśnienie sięgnęło niemal zenitu.
– Mega zabawne –mruknąłem biorąc łyka mocnego drinka, za jego wpływem moje ciało powoli zaczęło się rozgrzewać, na powrót stawałem się młodym bogiem. –To nie wy obudziliście się koło tego… tłuściocha.
Oczywiście na moje nieszczęście koło naszego stolika w momencie, gdy to powiedział przeszedł on z tym paskudnym kumplem. Ból w jego oczach, aż ścisnął mi serce i poczułem się jak ostatni dupek.

***

Nie raz już go obserwowałem, a gdy wtedy ujrzałem go w klubie dla „Bearsów” mało nie podskoczyłem do góry ze szczęścia i choć mnie spławił, wiedziałem że nie jestem mu tak obojętny, jakby chciał… jego mina mówiła sama za siebie. Był moją cichą fantazją, od kiedy pomogłem mu wnieść te kartony na ostatnie piętro naszego wieżowca. Uśmiechnął się do mnie wtedy w taki sposób, że byłem gotów zrobić wszystko by go zdobyć. Zmotywował mnie do pracy nad sobą, zacząłem chodzić na siłownię, zgubiłem kilkanaście centymetrów z brzucha, poprawiając przy okazji muskulaturę klatki piersiowej, która została mi z lat młodości. Udzielałem się na portalach, szukając skutecznego sposobu na to by stał się moim. W końcu poznałem wspaniałego kumpla, który mimo swojej naprawdę horrendalnej tuszy, zawsze był rozrywany, uczyłem się od niego pewności siebie. Nagle okazało się, że jestem atrakcyjny, tylko po prostu szukałem w złym miejscu. A cały mój urok skrywał się pod strachem przed odrzuceniem, czego nie uświadomiłbym sobie bez Liona. Wprowadził mnie w nowe towarzystwo… gdzie wielu mnie pragnęło. Oczywiście z tego korzystałem, ale jakoś nie potrafiłem wyrzucić z głowy Jego. Nie znałem go, choć miałem nie mały obraz jego osoby. Gdy nikt nie patrzył zapadał w nostalgiczny stan. Kiedy zaś otaczali go ludzie, był duszą towarzystwa. Nie raz marzyłem o tym, by podejść do niego od tyłu i gdy siedzi na murku przed naszym budynkiem taki zamyślony… zmartwiony… zmęczony życiem -mocno go przytulić i obiecać, że postaram się by jego życie stało się łatwiejsze. Potem jednak znów widziałem go w klubie otoczonego wianuszkiem mężczyzn, którego zdawał się nie zauważać zatopiony w swoim świecie. Wlewał w siebie morze alkoholu, a potem łapał pierwszego z brzegu, jakby dzięki temu mógł zapomnieć o wszystkim. Może i jego niezaspokojonemu popędowi przypisywałem zbyt górnolotne pogódki, ale wątpiłem, by ten chłopak, mógł być tak pusty, na jakiego pozował. Czułem, że pod tą maską narcyza kryje się ktoś bardzo skrzywdzony przez los, ktoś kto pragnie być kochany, a ja bardzo chciałem dać mu tę miłość.
Ta noc była spełnieniem marzeń. Najpierw gdy tylko ściągnąłem go z tego baru i zabrałem do loży wszedł mi na kolana i mówił takie rzeczy… czułem, że to prawda. Jak to mówią, pijany zawsze powie prawdę. Całował mnie, dotykał, pieścił… byłem naprawdę zaskoczony, tym że tak mu się podobam. A gdy w końcu odwiozłem go do domu i zaczął krzyczeć niemal ze łzami w oczach bym został, nie mogłem… nie potrafiłem wyjść, choć wiedziałem, że powinienem. Namiętność jaka między nami wybuchła, była jak eksplozja… skończyła się potężnymi fajerwerkami, a potem twardym lądowaniem. Śniadanie było katastrofą i choć nie raz słyszałem o tym, że z rana zawsze masakruje swoich kochanków… właściwie nie wiem, czego się spodziewałem. Choć zauważyłem, że się powstrzymuje mimo wszystko, jakby darzył mnie jakąś niezależną od jego woli sympatią.
Nie chciałem nigdzie wychodzić, ale Lion uparł się, że muszę mu streścić przebieg poprzedniej nocy. Była niedziela, a ja w poniedziałek musiałem wstać do pracy, wybrałem więc najbezpieczniejszą opcję. Pub po drugiej stronie ulicy, zawsze był pełen ludzi, więc liczyłem na to, że nie będzie miał jak wypytać mnie o szczegóły. Nie spodziewałem się, że go tam spotkam… a to co usłyszałem niemal złamało mi serce. Przepchałem się między stolikami i uciekłem stamtąd. Lion wybiegł za mną… chlaliśmy chyba całą noc i oczywiście zaspałem do pracy, jednak znów z niemałym zaskoczeniem obudziłem się koło niego.
Gabryś
PostWysłany: Pią 23:23, 11 Wrz 2015    Temat postu:

Mam namyśli tekst o zombie nie ten, ten pisze na bieżąco i na pewno nie będzie 50 stron.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group