Kakadu |
Wysłany: Pon 21:12, 28 Lip 2008 Temat postu: Dramat tego popołudnia |
|
Ostrzeżenie: Opowiadanie zawiera sceny przemocy
- Siemka! - wykrzyknęła Marta na mój widok!
- Cześć - odpowiedziałem szczęśliwy
- Może byś do mnie wpadł. Nie widzieliśmy się całe wakacje, a w szkole to tylko przelotem.
- No. W sumie to i mogę wpaść, tylko kiedy?
- No choćby i dzisiaj, o której kończysz?
- Ja o 14:30.
- To świetnie, ja mam kółko do 15, wpadnij, będzie mój tata, to sobie pogadacie, on cie bardzo lubi.
- No to jesteśmy umówieni!
- No pewnie!
- Na razie!
- Pa!
,,Mój tata (...) on Cię bardzo lubi" gdybym tylko wiedział co miało się wydarzyć... To nie jest jedna z tych pięknych historyjek, w których wszystko kończy się ,,długo i szczęśliwie". O niee... To nie to. Wyobraźcie sobie jak w jednej chwili, cały wasz świat, całe życie, wszystko... Przestaje was interesować. Jesteście tylko wy, ta chwila i ktoś, a raczej ,,coś" jeszcze... Ktoś, komu z jednej strony możecie by wdzięczni za całkowitą zmianę przyszłości, ale i ktoś, do którego skrywacie nienawiść. Nienawiść, która w was siedzi, siedzi i was dusi. Wyżywacie się na wszystkim i wszystkich. Ale i przychodzi taki moment, kiedy wszystko mija, cały ból i cierpienie, całe to przeżycie mija...
Ale... ile można czekać...?
,,Dramat tego popołudnia"
Dzwonek, ostatni dzwonek, tak, właśnie... ostatni... Ostatni, dla jednych z racji tego, że to już weekend, ostatni, bo to koniec nauki na całe dwa dni, ostatni... Ostatni także dla mnie, byłem szczęśliwy, ale jeszcze nie wiedziałem tego, co wiem dzisiaj, o czym pisze, o tym, co wam chcę przekazać...
Wybiegłem ze szkolnego budynku, biegłem i biegłem... droga stawała się coraz dłuższa, a przystanek coraz dalej... Tak to jest, kiedy się chce tak bardzo dotrzeć do celu, ale gdybym wtedy stanął, gdyby ktoś mnie zatrzymał... Nie pisałbym dziś tego, w ogóle by mnie tu nie było... tu gdzie jestem dziś, gdzie piszę te słowa...
Jest! Zdążyłem na autobus! Usiadłem wygodnie w fotelu. Koło mnie usiadła jakaś kobieta, uśmiechała się, ale widziałem w jej oczach dziwny wyraz... Jak bym budził w niej odrazę, natychmiast się przesiadłem. Tak, teraz siedziałem już sam. Mój przystanek. Wysiadłem. Rozejrzałem się, bo jakby przez to wszystko straciłem orientację. Tak, teraz już wiem, mam iśc w lewo, tak jak zawsze idę do Martyny, w lewo. Szedłem krótko, zmęczony od dźwigania plecaka, a może to zmęczenie całotygodniową nauką? Nie wiem już sam. I tak w rozmyślaniach trafiłem pod drzwi domku jednorodzinnego, chyba jedyny zamieszkały domek w odległości dwóch innych, wciąż w budowie. Wyszedł rozradowany Pan Wiktor (tata Martyny).
- Witaj, Kamil! No nareszcie jakaś żywa dusza, żona w pracy, Martyna w szkole, ale nie martw się, wiedziałem o tym że masz przyjść, sam nawet podsunąłem ten pomysł Martynie.
- Dzień dobry! - odparłem, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co powiedział tata Marty.
- No ale co tak stoisz? Właź do środka i siadaj na łóżku.
Wszedłem więc, rozejrzałem się po piętrze, nic się nie zmieniło od czerwca, nawet zapach jest ten sam. Usiadłem na kanapie...
- Nie! Nie tu, na górze, w moim pokoju... W pokoju Marty jest straszny bałagan posprząta, jak przyjedzie. A tymczasem chcesz się czegoś napić? - zapytał szczęśliwy gospodarz.
- Nie, nie trzeba - odparłem grzecznie i poszedłem, gdzie mi kazano.
Siedziałem w pokoju jakąś minute, kiedy wszedł tata Marty.
Rozmawialiśmy o czymś, już nie pamiętam o czym, jak zwykle tata Martyny narzekał, że nie może znaleźć pracy, a ja co rusz przytakiwałem z uśmiechem. Nagle... Oj... jego ręka? Tak, to jego ręka, jego ręka na mojej nodze, a na jego twarzy uśmiech... Fakt, tata Marty nawet mi się podobał z wyglądu, ale to nie zmienia faktu, że jestem (byłem) hetero.
- Połóż się – odparł, popychając mnie i siadając na mnie.
Byłem w takim szoku, że przez cały czas milczałem i poddawałem się każdemu jego działaniu. Zaczął rozpinać mi powoli koszulę. Zdjął ją. Teraz namiętnie całował mnie... W usta, lizał moje sutki, schodził językiem coraz to niżej i niżej... Rozpiął mój pasek od spodni. Powoli zdjął mi spodnie. Ujrzał wypuklenie od sterczącego penisa i z uśmiechem zaczął gładzić i lizać moje nogi. Zdjął mi buty i skarpetki. Zaczął delikatnie dotykać i masować mojego nabrzmiałego penisa. Zdjął moje bokserki. Zaczął lizać mi penisa. Byłem tak podniecony, że wytrysk był niemal natychmiastowy. Odwrócił mnie na brzuch. Znów na mnie usiadł i znów lizał, tym razem moje plecy. Czułem, jak się rozbiera. Jego penis dotknął moich pleców. Wstał ze mnie na chwilę, ale nie pozwalał się odwracać. Nie wiadomo skąd, nagle przyłożył mi w pośladki. Jęknąłem, zabolało mnie to. Zaczął je gładzić. Co on robi? Zaczął mi lizać odbyt.
- Co pan robi ?! - wykrzyknąłem przerażony.
- Zamknij się i leż!
Chwileczkę, co jest? O kurwa! Jego penis w mojej dupie!
- Kurwaaa... Boli! - wykrzyknąłem niemiłosiernie.
Ten zatkał mi usta i powiedział:
- Zabije Cię, jeśli się nie zamkniesz - i przyłożył mi z całej siły w pośladek.
Ból był niesamowity! Zacząłem płakać, czułem, jakby mój odbyt był rozrywany!
- Niech pan przestanie, niech pan przestanie!
Szeptałem pod nosem.
Przestał. Odwrócił mnie z powrotem na plecy. Byłem cały zapłakany. Kiedy zobaczyłem jego grubego fiuta, przestał dziwić mnie ból. Znów na mnie usiadł, tym razem wpakował mi swojego fiuta do ust. Po chwili spuścił się w nie. Wyplułem spermę. Ten przyłożył mi w twarz. Odwrócił na brzuch i przytrzymując jedną ręką, drugą zaczął mnie bić po pośladkach. Zacząłem płakać.
Cudem wyrwałem mu się z rąk, złapałem za rzeczy i wybiegłem w płaczu...
Siedzę i płaczę, ale nie nad tym, co zrobił mi, ale co mógł zrobić innym przychodzącym do Marty chłopaków, czy nawet jej samej... |
|