Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Coming out?
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:10, 25 Mar 2012    Temat postu: Coming out?

Dzięki całemu zamieszaniu, kŧórego byłem współsprawcą, straciliśmy poprzedni temat łącznie z waszymi komentarzami. Wracam z tym opowiadaniem na forum, zamiast bochniaczka23 będzie pisarek666 i tak już zostanie. Statystyka przed skasowaniem: 243 komentarze i 27600 odwiedzin za co bardzo dziękuję.


Część pierwsza(1)


Przewracałem się z boku na bok, próbowałem już chyba wszystkich ułożeń ciała i dalej było mi niewygodnie, a na dodatek gorąco i duszno, jednak prawdziwym powodem, dlaczego nie mogłem zasnąć, były myśli kłębiące się w głowie. To zdarza mi się niezwykle rzadko i zawsze jest wynikiem sytuacji nadzwyczajnych, ale to, co dzisiaj się wydarzyło, nie było zwykłe.
„Zrobiłeś z mojego syna pedała. Ubieraj się zboczeńcu i wypieprzaj, żebym cię nigdy więcej nie widział na oczy!”
Wspomnienie tych słów będzie mnie chyba prześladowało do końca życia. Nie protestowałem ani nic z tych spraw, byłem zbyt zaskoczony, zbierałem w pośpiechu swoje rzeczy i ubierałem się, z butami w ręku łapiąc po drodze plecak wystrzeliłem z pokoju, o mało nie zderzając się z nim w drzwiach, byle do wyjścia, starałem się najszybciej jak się da wybiec z tego domu.
„Porozmawiam sobie z twoimi rodzicami pedale” dobiegł mnie wrzask ojca Krzyśka w momencie, gdy przekraczałem próg.
Buty włożyłem dopiero przed domem i nie oglądając się, powlokłem bez określonego celu przed siebie, łaziłem tak kilka godzin, przecież nie pojawię się w domu wcześniej, zaraz by się zaczęły pytania w stylu, „Dlaczego nie jesteś w szkole”, co miałem odpowiedzieć, że zrobiłem sobie wagary po to, żeby stracić dziewictwo z chłopakiem, tylko nic z tego nie wyszło, bo jego stary nas przyłapał?
Kilka godzin później dowlokłem się na przystanek busa, łeb pękał mi od nadmiaru wrażeń, nie wiem, kiedy dotarłem do domu. Przez resztę dnia biłem się z myślami, co dalej mam robić, niestety nie miałem nikogo, z kim mógłbym o tym wydarzeniu porozmawiać, zasięgnąć jakiejś rady. Próbowałem się porozumieć z Krzyśkiem, ale kolejno wysyłane smsy sieć raportowała, jako oczekujące, a każda próba dodzwonienia się do niego kończyła się tym samym komunikatem „Nie możemy zrealizować tego połączenia, abonent jest poza zasięgiem sieci lub ma wyłączony telefon”. To było dobijające, ale jeszcze bardziej przerażała mnie myśl, że jego ojciec zrealizuje swoją groźbę i poinformuje o wszystkim rodziców. Obawiałem się ich reakcji, mama jak to mama, pewnie jakoś to przeboleje i zaakceptuje, natomiast, co zrobi tato było dla mnie całkowitą zagadką, nie miałem pojęcia, jak zachowa się moje rodzeństwo, zwłaszcza brat.
Nie wyobrażałem sobie, co będzie jak to się rozniesie. Moja wybujała wyobraźnia podsuwała mi scenki, z udziałem kumpli z klasy, krzyczących za mną po korytarzach „cześć pedałku” wiedziałem, że to i tak pikuś przy tym, co może mnie spotkać.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pochodzę i mieszkam na południu kraju, na wsi bardzo katolickiej i zaściankowej gdzie prawie wszyscy się znają.
Jestem gejem, wiedziałem o tym od dawna i pogodziłem się z tym, nawet kiedyś bardzo serio myślałem o tym, żeby zostać księdzem. Pobożny nie jestem i bynajmniej nie o wiarę chodziło, sutanna to bardzo dobre alibi dla takich jak ja, jednak po głębszym zastanowieniu porzuciłem takie pomysły.
Pozory mogą świadczyć o czymś innym, miałem dziewczyny, raz jedną, raz drugą. Moje związki z nimi nigdy nie trwały długo, nie jestem hetero, nie jestem nawet biseksualny i właśnie, dlatego tak było, to były tylko zasłony dymne dla otoczenia. To nie był objaw wyrafinowania z mojej strony, przynajmniej na początku, po prostu robiłem to, co robili moi rówieśnicy, później były to świadome działania.
Wszyscy koledzy mają dziewczyny i opowiadają każdemu do znudzenia o swoich seksualnych osiągnięciach. Wolałem unikać takich tematów, miałem dziewczyny dla picu i dlatego nie miałem seksualnych osiągnięć. Można powiedzieć, że jestem prawiczkiem. Moje przygody seksualne ograniczały się do walenia z kumplem, który przyjeżdżał do babci na wakacje, tylko wzajemny onanizm, do niczego więcej się nie posunęliśmy, ale o tym może później. Realne braki nadrabiałem wyobraźnią i dzięki temu mam ją nad wyraz rozwiniętą.

Była już wiosna i zgodnie z powiedzeniem „W marcu koty, w kwietniu psy, w maju my” zachciało mi się szukania i rozwijania znajomości, a teraz zbieram tego efekty. No, bo ile można w sobie wszystko tłumić, jak długo można walić konia przypominając sobie sylwetki kolegów przebierających się w szatni przed lekcjami wuefu, jak długo można się skrycie podkochiwać w najlepszym koledze? Jak długo można szukać podniet w necie, w galeriach na gejowskich stronkach i w porno filmikach? Jak długo można udawać przed samym sobą, że to wystarcza? Mam już prawie osiemnaście lat i przestało mi to wystarczać, chciałem poznać kogoś, kto będzie mi bliski, komu moja osoba nie będzie obojętna i w końcu bardzo przyziemna sprawa, chciałem poznać kogoś, z kim będę mógł nie tylko się onanizować.
Dzisiaj to miało się zmienić, tak dzisiaj z Krzyśkiem miało dojść do czegoś więcej i doszło, tylko nie do tego, co planowaliśmy.

Znamy się z Krzyśkiem od dwóch miesięcy, poznałem go na czacie, co zresztą graniczyło z cudem. Moje próby znalezienia rówieśnika z okolicy trwały zdecydowanie dłużej, ale na czacie jest sporo dowcipnych ludzi, wszyscy młodzi, wszyscy piękni, niczym Brad Pitt, wszyscy inteligentni i mądrzy niczym Albert Einstein, później jest tylko mały problem, albo nie można się z nimi umówić na spotkanie, albo dziwnym trafem na spotkanie przychodzi ktoś inny, niż sugerowały to wcześniejsze opisy i zdjęcia, a szczególnie wiek się zdecydowanie nie zgadza. Zresztą sam nie byłem lepszy, podawałem, że mieszkam gdzie indziej, jak się okazało, to Krzysiek też w tej sprawie mijał się z prawdą. W końcu trafiliśmy na siebie i po godzinnym pisaniu do siebie wymieniliśmy się numerami gg. Później sporo rozmawialiśmy przez gg, przyszedł czas, kiedy przestało nam to wystarczać i postanowiliśmy się poznać w tak zwanym realu. Pierwsze spotkanie było ciekawe, umówiliśmy się w parku, w mieście, które obaj znaliśmy i które leżało pomiędzy naszymi fikcyjnymi miejscami zamieszkania. Obawiałem się, kogo zastanę na ustalonym miejscu spotkania, jak się okazało, Krzysiek również miał takie obawy, dlatego każdy z nas stał w innym miejscu i obserwował, ja byłem sprytniejszy, stałem nieco dalej, częściowo zasłaniały mnie krzewy, rozejrzałem się po parku, wtedy go zobaczyłem, od strony wybranego miejsca spotkania zasłaniało go częściowo drzewo, lecz ze swojego miejsca widziałem go dobrze. Wyglądał dokładnie tak, jak się wcześniej opisał „jestem twoim rówieśnikiem, jestem w miarę wysoki, metr osiemdziesiąt wzrostu, szczupła sportowa sylwetka, niecałe siedemdziesiąt kilogramów wagi, blondyn, włosy krótkie, fryzurka zawsze na żelu, bo inaczej każdy włos na głowie układa się w inną stronę, wyglądem nie straszę”, więcej szczegółów wyglądu dostarczyło zdjęcie, które mi podesłał, ze zdjęcia spoglądała na mnie miła szczupła twarz o wyraźnych rysach, piwne oczy otoczone długimi rzęsami, wyraźne grube brwi, lekko zadarty nos i wydatne usta, które aż zachęcały, aby je pocałować. Nie miałem jeszcze absolutnej pewności, wyjąłem komórkę i wystukałem jego numer, po chwili zobaczyłem, jak sięga ręką do kieszeni i wyciąga telefon, spoglądając na wyświetlacz, wcisnął przycisk połączenia.
- Hej co z tobą – usłyszałem.
- Cześć, sorki, ale sekundę się spóźnię, już idę – powiedziałem, jednocześnie wychodząc zza zasłaniających mnie krzewów, obserwowałem, jak rozgląda się dookoła.
Krzysiek też ruszył w kierunku miejsca spotkania, dogoniłem go, łapiąc od tyłu za ramię.
- To ze mną jesteś umówiony – powiedziałem.
Odwrócił się nerwowo, zmierzył mnie spojrzeniem „od stóp do głów” i odetchnął z widoczną ulgą.
- Cześć Grzesiek, już się martwiłem, że nie przyjdziesz – odpowiedział, uśmiechając się.
- Cześć, jednak jestem, mam nadzieję, że nie jesteś zawiedziony – nawiązałem do lustracji.
Wyciągnąłem rękę, odwzajemnił przywitanie, mocny uścisk, jednak nie puszczał mojej ręki.
- Wręcz przeciwnie, w oryginale prezentujesz się lepiej niż na fotce – odparł.
- Bardzo się cieszę, że doszło do naszego spotkania, twój dotyk dłoni też jest fajny, ale nie róbmy obciachu, chodź, połazimy i porozmawiamy – w odpowiedzi puścił moją dłoń lekko speszony.
Było ciepło, początek kwietnia, więc łaziliśmy wtedy kilka godzin zafascynowani sobą, świetnie nam się rozmawiało, a rozmawialiśmy prawie o wszystkim, o naszych rodzinach, szkołach, kumplach, nawet o naszych dotychczasowych osiągnięciach seksualnych, a raczej o ich braku, chociaż Krzysiek miał zdecydowanie większe doświadczenie w tych sprawach, spotkał się z kilkoma chłopakami na wzajemne walenie, nawet miał praktykę w robieniu loda.
Spotkaliśmy się kilka razy i zawsze mieliśmy sobie mnóstwo rzeczy do opowiedzenia, w czasie jednego z tych spotkań powiedzieliśmy sobie prawdę o tym, gdzie rzeczywiście mieszkamy i chodzimy do szkoły, okazało się, że dzieli nas odległość tylko dziesięciu kilometrów, niedaleko, ale mieszkaliśmy w różnych gminach, on mieszkał i chodził do szkoły w tym samym miasteczku, ja z racji zamieszkania na wsi dojeżdżałem do szkoły do innego miasteczka. W najbliższy weekend umówiliśmy się na wspólny wypad rowerowy po okolicy.
Trasa tego wypadu prowadziła drogą przez las, zjechaliśmy w bok i leśnym duktem dojechaliśmy do polanki na odpoczynek. Nie uzgodniliśmy tego ze sobą wcześniej, ale po zejściu z rowerów i zlustrowaniu okolicy, żeby upewnić się, że jesteśmy sami, przypadliśmy do siebie, pocałunki, wzajemne macanki, po dłuższej chwili poczułem na swoich spodenkach rękę Krzyśka, byłem już niesamowicie podniecony, jak się okazało on też. Wzajemne walonko, jeszcze nigdy tak daleko nie wystrzeliłem swojego ładunku, on też nieźle strzelił, po krótkim odpoczynku, w czasie, którego nie zaprzestaliśmy pieszczot i pocałunków przyszedł czas na wzajemny oral. Eksplodowałem w jego ustach, przełknął, wylizał moją pałkę do czysta, a ja z wrażenia nie mogłem ustać na nogach. Zrewanżowałem mu się, jak umiałem, starałem sobie przypomnieć wszystkie szczegóły z filmików, obciągałem mu trochę nieudolnie, starając się brać go jak najgłębiej, pomagając sobie językiem i ręką pieściłem mu jąderka, nie wytrzymał długo, jednak uprzedził, że zaraz poleci, chciałem zrobić tak jak on, jednak zakrztusiłem się jego pierwszym ładunkiem.
- Muszę jeszcze sporo poćwiczyć, żeby nabrać wprawy – usprawiedliwiałem się po wszystkim.
- Było mi niebiańsko, a co do ćwiczeń to nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy to często powtarzali – odparł z uśmiechem.
I powtarzaliśmy, tak często, jak się dało, dzisiaj chcieliśmy się posunąć dalej, mieliśmy przestać być prawiczkami, nie uzgodniliśmy, kto ma być aktywny, a kto pasywny, to miało wyjść w trakcie. Oboje napalaliśmy się na to od dłuższego czasu, jednak nie mieliśmy lokum, jakoś nie wyobrażaliśmy sobie robienia tego na łonie natury, to nie to samo co wspólne walenie czy oral, zresztą ostatnio pogoda nam nie sprzyjała, zrobiło się zimno i często padał deszcz, chociaż to dopiero koniec maja. U mnie w ogóle nie było warunków, zawsze ktoś był w domu. Dzisiaj jednak Krzysiek miał dysponować wolną chatą, jego rodzice pracowali, siostra studiowała w innym mieście, jednak wcześniej na przeszkodzie stała mieszkająca u niego babcia, która całe dnie spędzała w domu. Wczoraj jego babcia wyjechała na kilka dni do swojej drugiej córki mieszkającej w innym mieście. Umówiliśmy się, że spotkamy się rano, wyjdzie po mnie na przystanek busa. Rano wziąłem długi prysznic, ubrałem ekstra bokserki kupione specjalnie na tą okazję i po dopełnieniu typowych porannych rytuałów pojechałem na spotkanie z Krzyśkiem, zamiast do szkoły. Byłem niesamowicie podekscytowany tym, co nas czekało, Krzysiek wcześniej kupił gumki i żel, wykpiłem go, jak usłyszałem, że kupił dziesięć prezerwatyw.
- Na razie to nie wiemy, kto ich będzie używał, a ty przygotowałeś się od razu na dziesięć numerków?
- Jak to, kto? Oboje musimy wypróbować siew roli aktywa i pasywa, nie martw się, jak nie zużyjemy tego na tym spotkaniu, to zostaną na później – rzeczowo wyjaśnił.
Byliśmy niesamowicie napaleni, nasze ubrania znaczyły drogę od drzwi wejściowych do jego pokoju, tam dotarliśmy w samych bokserkach. Na moment odkleiliśmy się od siebie i Krzysiek włączył muzyczkę. Wzajemne pieszczoty i pocałunki, później gra wstępna do analu, czyli wzajemny oral, w trakcie odpoczynku po oralu uzgodniliśmy, że najpierw to ja spenetruję jego, a jak będziemy mieli jeszcze siły, to potem on będzie korzystał z uroków mojego zgrabnego tyłeczka.
Jego ojciec wparował do pokoju akurat w chwili, gdy Krzysiek ustami pionował mi ptaka, a ja rozrabiałem palcem jego otworek, rozpakowana prezerwatywa leżała już obok łóżka,gotowa do użycia.
- Co wy tu kurwa wyprawiacie? – wydarł się jego ojciec, stojąc w drzwiach do pokoju.
Wysztywniło nas jak podczas jednoczesnego orgazmu, tylko teraz to nie było miłe. Zerwałem się z łóżka, zasłaniając rękami stojącego i obślinionego penisa, wzrokiem gorączkowo poszukiwałem bokserek, złapałem te leżące najbliżej, nie moje. Chciałem się stamtąd wyrwać, ze wstydu paliła mnie cała twarz i uszy.
- Zrobiłeś z mojego syna pedała…
W myślach rekonstruowałem tę sytuację dzisiaj setki razy, jego stary musiał wrócić po coś do domu, nie usłyszeliśmy tego, bo byliśmy zbyt zajęci sobą, resztę załatwiła ustawiona głośno muzyka i nasze ubrania porozrzucane od drzwi wejściowych. Martwiłem się całą tą sytuacją, martwiłem się, co potem działo się z Krzyśkiem, brak możliwości skontaktowania się z nim wcale nie polepszała sytuacji.
W końcu zasnąłem, już prawie świtało.
Kolejne dni nie przyniosły nowych niespodzianek, chodziłem struty i bez humoru, wyjaśniła się tylko sprawa u Krzyśka. Zadzwonił dwa dni później.
- Żyjesz?
- Ale co to za życie? Stary cię nie zajebał?
- Nie, ale szczęśliwy też nie był, zabrał mi telefon, zakazał kontaktów z tobą, zagroził, że jak jeszcze będziesz się ze mną próbował skontaktować, to porozmawia z twoimi starymi. Sorry, musiałem mu powiedzieć, gdzie mieszkasz. Jak z tym skończę, to obiecał mi, że na osiemnastkę da mi na kurs prawa jazdy... – nie słuchałem już dalej tego, co chce mi powiedzieć.
Rozłączyłem się, poczułem się jak szmata, wystawiona na sprzedaż w lumpeksie. Wydawało mi się, że łączyło nas coś więcej niż tylko wspólne uprawianie seksu, nie, nie miłość. Może inaczej, jeszcze nie miłość, ale też nie było to zwykłe walenie konia z kumplem. Kilkanaście prób połączenia się ze mną, wszystkie ignorowałem, a później sms „Sorry Grzesiek, że cię wystawiłem, ale musiałem się jakoś dogadać ze starym”.
Miałem dylemat, nie mogłem się zdecydować, co było gorsze, rozmowa z Krzyśkiem i niesmak, jaki mi po niej pozostał, czy cała ta sytuacja z przyłapaniem nas in flagranti*. Dylemat z tym, co było gorsze, rozstrzygnął się sam, dosyć szybko. Dwa dni później wracając ze szkoły i wchodząc na podwórko, zobaczyłem starego Krzyśka wychodzącego z mojego domu. Skamieniałem.


*- in flagranti (przyłapanie) na gorącym uczynku; zatrzymanie w momencie popełniania przestępstwa lub zdrady małżeńskiej.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 8:56, 21 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:12, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część druga(2)


Skamieniałem, a nogi wrosły mi w ziemię i odmawiały jakiegokolwiek ruchu.
- Miłego dnia pedałku! – powiedział ojciec Krzyśka, mijając mnie.
Jego mina wyrażała złośliwą satysfakcję, że udało mu się skopać mi życie, triumfował.
- Odczep się w końcu od mojego syna – dorzucił z szyderczym uśmieszkiem.
Próbowałem wykrztusić coś w stylu „przecież nie zaczepiam”, ale widząc jego minę, odeszła mi na to ochota, przecież on z góry założył, że jest inaczej, moje tłumaczenia i tak nic by nie dały.
Mimo wszystko zauważyłem, że nie osiągnął zamierzonego efektu, jakiś grymas niechęci przemknął przez jego twarz, zobaczywszy mojego tatę wychodzącego z domu.
- Proszę nas więcej nie odwiedzać! – krzyknął mój rodziciel za nim.
- Grzesiek chodź do domu. Musimy porozmawiać! – po chwili dodał z naciskiem, patrząc na mnie.
Nie byłem w stanie zapanować nad własnymi nogami, nie byłem w stanie zrobić jednego kroku, rejestrowałem biernie to, co się wokół mnie działo, natomiast mój umysł nie był w stanie tego logicznie przetworzyć. Byłem przerażony tym, co teraz nastąpi, przerażony i sparaliżowany strachem. Miałem prawie osiemnaście lat (zostało mi już tylko trzy miesiące do osiemnastki), a nie mogłem zrobić kroku w kierunku domu. Najchętniej odwróciłbym się i uciekł. Nie jestem bojaźliwy, ale w tym przypadku miałem ochotę zakwilić jak bezradne niemowlę.
Cholera to właśnie jest czas na koniec świata, na upadek jakiegoś meteorytu, który wgniótłby mnie pięć metrów pod ziemię, pomyślałem. Tato szedł w moim kierunku, a ja dalej nie wiedziałem, co zrobić. Podszedł do mnie i objął ramieniem. Teraz się zacznie, zdążyłem pomyśleć.
- Chodź Grzesiek, nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jakie to dla ciebie ciężkie przeżycie – w jego głosie nie było nienawiści, ani nawet złości.
W jego głosie wyczułem zawód, właśnie tego najbardziej się obawiałem i skutków, jakie z tego wynikną. Objęci weszliśmy do domu, usiedliśmy w stołowym.
- Tato… ja cię bardzo przepraszam… za to wszystko – zdołałem wyjąkać.
- Grzesiek, a za co ty mnie właściwie przepraszasz – odpowiedział zdumionym głosem.
- No… za ten eksces z Krzyśkiem, synem gościa, co tu był – odparłem.
- Zawsze miałeś przecież dziewczyny. A to był eksces, chciałeś spróbować, jak to jest z chłopakiem? – zapytał z ożywieniem.
- Tato dziewczyny to była ściema, no wiesz taki parawan dla wszystkich – swoją szczerością mimowolnie zgasiłem jego nadzieję.
- A może z tobą jest tak, jak w powiedzeniu „żeby życie miało smaczek, raz dziewczyna, raz chłopaczek? – zawiesił głos, doszukując się we mnie cienia nieistniejących skłonności, rozpaczliwie chciał zobaczyć we mnie normalnego heteroseksualnego potomka.
„Tonący brzytwy się chwyta” podobnie było i z moim tatą. Przykro mi się zrobiło, stwierdziłem jednak, że nie będę kłamał, to byłoby tymczasowe pocieszenie, przecież kiedyś dowie się prawdy i znowu przysporzę mu rozczarowania, a tak przynajmniej będziemy to mieli już za sobą.
- Nie tato, ja tylko na jedną stronę i nie są to dziewczyny – wydukałem ze spuszczoną głową.
- Przykro mi, że cię zawiodłem – dodałem ledwo słyszalnie.
- Nie zawiodłeś – próbował oponować, ale przecież widziałem jego minę.
- Tato to widać po tobie, nie musisz nic mówić – dodałem jeszcze ciszej, aż się dziwiłem, że usłyszał.
- To nie tak Grzesiek, jakoś nie było mi do takich rozmów z wami… z tobą Nie jestem zawiedziony, no może trochę, ale nie tobą, chodzi o wnuki i takie tam. Nie jest mi łatwo, obawiam się tego, jakie życie cię czeka, wiesz przecież, jak wszyscy reagują na…– wyjaśnił, patrząc wprost na mnie.
- Trochę wiem…
- Mało wiesz synu, a zwłaszcza jak to się we wsi rozniesie, to nie będziesz miał łatwego życia – wyraźnie posmutniał.
- Przepraszam tato…- próbowałem powiedzieć, ale mi przerwał.
- Nie przepraszaj, nie masz, za co. Ja na tym tak bardzo się nie wyznaję, ale wiem, że dobrze cię z matką wychowaliśmy, że wolisz chłopaków to chyba nasza wina, może gdzieś popełniliśmy jakiś błąd – tłumaczył.
- Tato to nie tak, to nie jest ani wasza, ani moja wina, po prostu taki już jestem… Taki się urodziłem i niczyjej winy w tym nie ma – próbowałem nieskładnie tłumaczyć.
- Grzesiek, czy wolisz chłopaków, czy dziewczyny to i tak jesteś moim synem, nic tego nie zmieni, nie zaprzeczy, no chyba, że matka – próbował zażartować na końcu tak ważnej dla mnie deklaracji.
- Jak zaczniesz kraść albo zabijać, to się ciebie wyrzeknę, a tak to wiedz, że na nas możesz liczyć – dokończył.
Kamień spadł mi z serca, od razu było mi lepiej, popatrzyłem zdumiony na tatę. Zdumiony, bo w najśmielszych marzeniach z ostatnich dni nie spodziewałem się takiej jego reakcji. Zły, wściekły, a nawet gorzej, to były moje wyobrażenia tej sytuacji, nawet nie wyobrażenia, usilnie starałem się nie myśleć na ten temat, ale gdzieś tam na granicy świadomości widziałem twarz ojca wykrzywioną wściekłością. Miałem cały czas złudną nadzieję, że do tego nie dojdzie, że rodzice się nie dowiedzą. Dziwne, ale czułem się nawet szczęśliwy z powodu tej wpadki. Zawsze dręczyła mnie myśl, że wcześniej, czy później rodzice i tak się zorientują, jaka jest moja natura i tego się obawiałem. Czułem niewysłowioną ulgę, jednak nie trwała ona zbyt długo, przerwał ją tata.
- Grzesiek, a kto powie mamie, Agnieszce i Tomkowi – to właśnie pytanie sprawiło, że koło serca poczułem znajomy ostatnio uścisk, no tak jeszcze mama i rodzeństwo.
- Yyyy…- zdołałem wykrztusić.
- Ty bohaterze, lać się, nawet jak trzech masz przeciw sobie, to potrafisz, ale z matką porozmawiać to się boisz? – ni zapytał, ni stwierdził, ale w jego głosie wyczułem dumę z tego, jak kiedyś sobie poradziłem z trójką starszych, chcących mi wtłuc chłopaków.
Popatrzyłem na niego błagalnie i własnym oczom nie wierzyłem.
- Dobra, pogadam z matką, jak wróci z pracy, pewnie i tak się tego domyślała, zawsze mówiła, że z tymi dziewczynami to jakoś ci nie wychodzi – zaproponował z uśmiechem.
Podszedł do mnie, znowu mnie objął i przytulił. Jasna cholera nie spodziewałem się tego po nim, ostatni raz mnie przytulał chyba z osiem lat temu, ale zawsze wiedziałem, że bardzo nas kocha, chociaż rzadko okazywał wylewnie uczucia.
- Grzesiek, to było na poważnie – zapytał, a ja nie zrozumiałem, o co pyta.
- Ale co tato?
- No… Ty i syn tego gościa – doprecyzował.
- Z Krzyśkiem, nie tato, to bardziej ciekawość, chociaż gdyby to dłużej trwało, to może by było coś więcej, no wiesz, bardzo go lubiłem… Może nawet ciut więcej niż lubiłem, ale nie dużo więcej – plątałem się w zeznaniach, nie umiałem mówić o swoich uczuciach, zwłaszcza uczuciach do chłopaka, a tym bardziej mówiąc do taty.
- I co teraz z wami będzie – zapytał z troską.
- Nic tato, to już przeszłość, on zachował się podle – odparłem zgodnie z prawdą.
- Przecież ten Krzysiek nie odpowiada za swojego ojca – zaoponował.
Mówiąc to, patrzył na mnie zdziwiony, nie zrozumiałem, dopiero po chwili dotarł do mnie sens tego, co powiedział.
- Tato ja mówię o Krzyśku, nie o jego ojcu, to Krzysiek zachował się podle, a jak myślisz, skąd jego ojciec miał adres do nas? – zapytałem.
- To już skończone, on mnie sprzedał za kurs prawa jazdy – wyrzuciłem z siebie to, co mnie boleśnie uwierało, z czym nie mogłem sobie poradzić, w takim samym stopniu jak wcześniej z myślami, że stary Krzyśka powie moim rodzicom.
Tato przytulił mnie jeszcze mocniej, ta tkliwość spowodowała, że coś w środku mnie puściło i całe ostatnio nagromadzone napięcie gdzieś się ulotniło, rozryczałem się jak dziesięcioletni rozpieszczony bachor, któremu w piaskownicy odebrano zabawkę. Łzy jak grochy płynęły mi po policzkach, ostatni raz tak płakałem na pogrzebie babci, którą uwielbiałem, miałem wtedy dziesięć lat i wtedy też tato mnie przytulał i starał się pocieszyć.
- Cicho Grzesiek nie becz jak baba, wszystko się ułoży, znajdziesz kogoś, dla kogo będziesz ważny i kto dla ciebie będzie ważny, a teraz się pozbieraj, mama niedługo wróci, wieczorem z nią porozmawiam – dodał, głaszcząc mnie po włosach.
- Dziękuję tato, nawet nie myślałem, że jesteś taki wspaniały… dzięki – wyszeptałem.
- Nie maż się już, tylko poćwicz trochę, bo jak to się rozniesie, to będziesz musiał mieć parę albo w rękach, albo w nogach – znowu próbował zażartować.
- Tato dla trzech wystarczy para w rękach, jak będzie ich więcej to trzeba ją będzie skierować do nóg, ale nie, żeby uciekać, tylko żeby im dokopać, dam sobie radę – zuchwale odparłem, ocierając łzy, poczułem się jak dziesięciolatek, ufny we własne siły.
- Lepiej czasami to rozegrać taktycznie, wycofać się, żeby we właściwym czasie i miejscu zaatakować – zaoponował na moją zuchwałość.
- A ten gość, no ojciec tego twojego to jest jakiś podlec pokręcony, mogą z nim być jeszcze problemy, może się więcej z Krzyśkiem nie spotykaj – zaproponował w pojednawczy sposób.
- Tato, od tamtego dnia, no wiesz…, co nas przyłapał nie widziałem się z Krzyśkiem – starałem się wyjaśnić sytuację.
- Dziwne… on twierdził, że zaczepiałeś mu syna przed szkołą – tato próbował sobie przypomnieć, co mówił ojciec Krzyśka.
- Przecież on chodzi zupełnie gdzie indziej do szkoły albo bym musiał zarwać co najmniej dwie lekcje i długą przerwę, albo jechać tam po szkole, więc do domu wróciłbym dwie, trzy godziny później, możesz to sprawdzić – prawie to wykrzyczałem.
- Wierzę ci Grzesiek, to on coś musiał poplątać – odpowiedział tato.
W głowie zaczęła mi kiełkować myśl, czy aby to nie jest krecia robota Krzyśka w odwecie za to, że się nie odezwałem do niego, ani nawet nie napisałem sms`a. Odrzucałem cały czas coraz rzadsze próby dzwonienia, zablokowałem go na gg, w skrzynce pocztowej wiadomości od niego lądują oznaczone, jako spam i są od razu kasowane. Nic, null, zero kontaktów, zawziąłem się po jego pokrętnych wyjaśnieniach, mogę nawet kanałami chodzić, żeby nigdy go nie widzieć, a jak go jakimś cudem spotkam, to mu mordę skuję tak, że będzie chodził granatowy, a opuchlizna nie zejdzie do nowego roku i dzięki temu na gówno przydadzą się mu pieniądze, a nie na prawo jazdy. Obiecałem sobie, że jak coś będzie na rzeczy, to mu tego płazem nie puszczę.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 10:18, 21 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:14, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część trzecia(3)

- Grzesiek odgrzej sobie obiad i zjedz, bardzo schudłeś przez te kilka ostatnich dni, potem odpocznij, najlepiej się połóż i prześpij, bo wyglądasz jak kupa nieszczęścia– powiedział tato.
- Dziękuję tato za zrozumienie – ciężko mi to przechodziło przez gardło.
Nie nawykłem do dziękowania, ale teraz poczułem taką potrzebę, tym bardziej, że jego postawa całkowicie mnie zaskoczyła.
- Mam nadzieję, że następnym razem oszczędzisz mi pośredników i sam przyjdziesz powiedzieć, co i jak, chociaż jak tak myślę, to sam też wolałbym stwarzać pozory i milczeć – podsumował moją postawę.
- Maszeruj do kuchni – zakończył rozmowę, popychając mnie lekko w jej kierunku.
Szybko odgrzałem obiad, jeszcze szybciej skonsumowałem, byłem cholernie głodny i zmęczony. Mało jadłem od pamiętnego wydarzenia, jakoś na nic nie miałem ochoty i nic nie chciało mi przejść przez gardło, a z nerwów miałem ściśnięty żołądek, dopiero w czasie rozmowy z tatą odetchnąłem. Poszedłem do siebie do pokoju i położyłem się, teraz poczułem, jak bardzo jestem padnięty, stres spowodowany wpadką, oczekiwanie na najgorsze, brak normalnego snu spowodowały, że byłem zmęczony. Przez głowę przelatywały mi wcześniejsze obrazy reakcji rodziciela na wiadomość, że jestem gejem, powoli sobie uświadamiałem, jaki jestem głupi i jak bardzo nie znam swojego taty. W najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczałem, że mój ojciec jest taki wyrozumiały. Tato jest prostym nieskomplikowanym człowiekiem, dla którego tak znaczy tak, a nie znaczy nie, nie był wykształconym człowiekiem, skończył tylko zawodówkę. Jego reakcja była jednak biegunowo odmienna od reakcji ojca Krzyśka, pomimo że to tamten jest magistrem inżynierem i to od niego wypadało spodziewać się większej tolerancji. Tatę uważałem za oschłego i zdystansowanego od życia uczuciowego, owszem do mamy odnosił się wspaniale, ale od jakiegoś czasu nas jakby mniej dostrzegał, rozmawiał z nami, ale wyczuwało się pewną uczuciową rezerwę, inaczej było, gdy byliśmy mali. Z pamięci przywoływałem obrazy naszych relacji z dzieciństwa, bardzo mnie to rozluźniło, tak bardzo, że zasnąłem. Przebudziłem się na krótki moment, na moment otwarłem oczy, zobaczyłem tylko jak tato przykrywa mnie kocem.
- Śpij – powiedział ściszonym głosem jak do małego dziecka.
Wieczorem obudziła mnie mama.
- Grzesiek obudź się, przyniosłam ci kolację – powiedziała, rozglądając się po pokoju z wyraźną dezaprobatą, stała trzymając w jednej ręce talerz z kanapkami i w drugiej kubek zapewne z herbatą.
- Wstawaj i zrób porządek na biurku, żebym mogła to postawić – przynagliła mnie.
Minę miała nie za ciekawą, miałem nadzieję, że chodzi jej tylko o porządek w pokoju, rozumiałem jej niezadowolenie, ostatnio dawno nie sprzątałem, ubrania leżały wszędzie, na fotelu, biurku, część nawet na podłodze, o reszcie bałaganu nie wspomnę.
Rodzice bardzo rzadko zaglądają na piętro, tutaj urzęduję ja i moje rodzeństwo, każde z nas ma własny pokój, oprócz tego jest jeszcze malusieńki pokój gościnny i jedna wspólna łazienka. Rodzice urzędują na parterze, tam mają sypialnię. Na parterze również skupia się nasze życie rodzinne, głównie w kuchni i stołowym, stołowy pełni również funkcję salonu do przyjmowania gości.
- Grzesiek najpierw zjedz, a później ogarnij ten chlew, przecież w takim bałaganie nie można siedzieć – stwierdziła wkurzona.
Zrobiłem trochę miejsca na biurku i zebrałem wszystko z fotela, rzucając na ziemię.
- Myślałem, że geje lubią porządek – powiedziała z przekorą, to było u niej niezwykłe.
Na moment zamarłem i zmieszałem się, kupiłem sobie trochę czasu, schylając się i zbierając rzeczy z podłogi.
- Ogłuchłeś – przywołała mnie do rzeczywistości.
- Najwidoczniej nie odpowiadam twojemu wyobrażeniu geja albo nie jestem taki jak inni, mało ich znam, to nie wiem czy lubią porządek, czy nie – odparłem, starając się, aby mój głos był naturalny.
- Nie byłam bardzo zaskoczona, znaczy, byłam, ale od dawna miałam jakieś przeczucia, co do ciebie – powiedziała cicho.
- Jesteś w stanie to zaakceptować mamo? – zapytałem równie cicho.
Stałem wyprostowany z zebranymi ubraniami w ręku, podeszła do mnie i mnie przytuliła, nie wiedziałem, co zrobić z trzymanymi rzeczami, rzuciłem je z powrotem na ziemię i mocno ją uścisnąłem.
- Pewnie, że tak głupku, od dawna to przeczuwałam, twoje związki z kolejnymi dziewczynami były zbyt płytkie i krótkie, nie zadawałeś sobie zbyt wiele trudu z tym maskowaniem – odparła ze śmiechem.
- Po każdym zerwaniu, zamiast chodzić struty, to latałeś rozanielony, jakbyś wygrał los na loterii, przerwy między twoimi związkami były dłuższe od nich samych. Zresztą sama nie wiem, ale jakoś to dziwnie wyglądało – dodała.
Po chwili zapytała
- I co dalej z tobą.
- Na razie mam dość dotychczasowych wrażeń mamo, zrobię sobie na jakiś czas przerwę, a jak zdam maturę, to będę myślał, co dalej, jak do tej pory wytrzymałem bez chłopaka prawie osiemnaście lat, to jeszcze ten rok wytrzymam, a może w międzyczasie sam się ktoś nawinie – próbowałem pokrętnie odpowiedzieć na pytanie, sam nie miałem bladego pojęcia, co dalej robić.
- Łatwo ci nie będzie, powiedzieliśmy Tomkowi i Agnieszce – poinformowała mnie.
- I jak to przyjęli? – zapytałem, obawiając się reakcji brata.
- Trochę byli zaskoczeni, ale chyba dobrze, gdyby coś było nie tak, to mi powiedz, wtedy porozmawiamy z nimi ponownie.
Jedząc, musiałem opowiedzieć mamie, jak poznałem Krzyśka, oraz o całej reszcie, oczywiście oszczędziłem jej szczegółów, zresztą sam nie byłbym w stanie o nich mówić. Gadaliśmy dosyć długo.
W międzyczasie do pokoju zaglądnęła Agnieszka, ale widząc mamę, wycofała się taktownie. Po wyjściu mamy, pojawiała się ponownie i wygłosiła monolog ostrzegający.
- Grzesiek jesteś moim bratem, to jest bezsporne, ale więzi rodzinne mają swoje granice, pamiętaj o tym, w związku z ostatnimi wiadomościami na twój temat, przyszłam cię ostrzec, jeżeli spróbujesz mi odbić chłopaka, albo będziesz ze mną rywalizował w podrywie jakiegoś, to łeb razem z płucami ci wyrwę i nie będę miała litości. Tym, że jestem słabsza, nie pocieszaj się, jeszcze nie wiesz, do czego jest zdolna zazdrosna dziewczyna.
- Czy to jest dla ciebie jasne? – zapytała na zakończenie kwestii.
- Tak…- odparłem całkowicie zdezorientowany.
- Całym zdaniem proszę, chcę się upewnić, że zrozumiałeś – zaakcentowała każde słowo w wypowiadanym zdaniu.
- Nie będę ci wchodził w drogę przy podrywie i odbijał chłopaków – wyrecytowałem zmieszany tą rozmową.
- No to sztama braciszku. A może mam ci mówić siostrzyczko? – zapytała niezbyt poważnie, po czym roześmiała się.
Po chwili dodała
- Żebyś ty Grzesiek mógł zobaczyć kretyńską minę, jaką masz w tym momencie – wykrztusiła pomiędzy atakami śmiechu.
Nie wiedziałem jak reagować na całą tą sytuację, było mi głupio, ale z drugiej strony cieszyłem się z tej rozmowy.
- Wolę wersję z braciszkiem. Nie widzę swojej miny, musi być jednak bardzo idiotyczna, skoro tak bardzo cię rozbawiła – spróbowałem pojednawczego tonu.
- Jaki typ wolisz? – waliła dalej prosto z mostu, nie zważając na moje zażenowanie.
- O jakie typy ci chodzi siora?
- Jakie chłopy ci się podobają? – doprecyzowała pytanie, a ja poczułem wypieki na policzkach.
- Trudno powiedzieć – próbowałem się wykręcić.
- Nie ściemniaj i nie czerwień się jak panienka przed pierwszym stosunkiem, wolisz napakowanych mięśniaków, czy wydelikaconych kolesi ze zwichniętymi nadgarstkami? – zapytała już poważniejszym tonem.
- Ani jedno, ani drugie, wiesz, że dotychczas się czaiłem i raczej dalej tak będzie poza domem, podobają mi się zwykli chłopacy, zadbani, szczupli, nie za niscy, nie za wysocy, ładni i inteligentni – próbowałem wyrazić słowami coś, czego jeszcze sam dokładnie nie byłem pewien.
Po namyśle dodałem
- Wiesz Agnieszka, czasami podoba mi się chłopak, ale później jak go poznam i się odezwie, to mi szybko mija zauroczenie, są i tacy, na których w ogóle nie zwracam uwagi i wiesz, nie mam na myśli nic więcej poza powierzchowną oceną kogoś, co do reszty to nie mam praktyki. Pierwsza poważniejsza znajomość skończyła się mało ciekawie. Na razie nie musisz się obawiać żadnej konkurencji z mojej strony, ale jak trafisz na jakiegoś ciekawego geja, to daj mi znać – zakończyłem przydługi wywód.
Pogadaliśmy trochę. Agnieszka opisała swój wymarzony typ, dobrze nam się rozmawiało, już dawno tak nie było. Zakończyła Agnieszka, musiała jeszcze coś na jutro rano przygotować.
- Idź do Tomka pogadać, jest młodszy i bardziej niż ty krępuje się tą rozmową, pogadaj z nim, ten mały świr bardzo cię lubi, ale nie wie jak się zachować – poradziła mi, wychodząc.
Przemyślałem radę Agnieszki. Moja starsza o rok siostra zapewne miała rację a ja będę to miał już za sobą, popatrzyłem na zegarek, była już dwudziesta trzecia, trochę późno, ale lepiej załatwić to jeszcze dzisiaj.
Bez pukania wparowałem do jego pokoju. Brachol stał schylony, bez koszulki, spodnie opuszczone do kostek, właśnie je zdejmował, w samych bokserkach, z tyłkiem wypiętym w moją stronę.
- Cholera mógłbyś przynajmniej zapukać, zwłaszcza, że… – wkurzony rzucił na powitanie, gwałtownie się prostując i podciągając spodnie.
- … jesteś gejem – dokończyłem za niego.
- Tomek dzisiaj się o tym dowiedziałeś, a gejem jestem od dawna, pewnie od urodzenia, bo to podobno coś z genami i nie raz widziałem cię w bokserkach, a nawet nago – próbowałem wytłumaczyć.
- Wiem, no tak, masz rację – uśmiechnął się.
Trzymane dotychczas ręką spodnie z powrotem opadły, schylił się i zdjął je z nóg.
- Przyszedłem o tym pogadać – powiedziałem i zapadła cisza, nie wiedziałem, co powiedzieć dalej.
- Tobie nie przeszkadza, jak paraduję po piętrze tylko w bokserkach? Bo jakoś nie mam zamiaru zmieniać przyzwyczajeń, zwłaszcza rano i wieczorem jak idę do łazienki – przerywał ciszę.
- Nie, możesz dalej łazić w gaciach, tylko nie schodź na dół w takim stroju, bo cię mama pogoni – odparłem zadowolony z jego inicjatywy.
- No wiem, chodziło mi …, no czy ja na ciebie… - nie mógł się wysłowić.
- Nie podniecasz mnie, jeśli o to chciałeś zapytać, ktoś tak zbudowany, jak Ty, bardzo by mnie rajcował, ale ty Tomek na mnie nie działasz, jesteś moim bratem. Mówiąc krótko nie staje mi na twój widok, nawet jak jestem bardzo wyposzczony – wyjaśniłem z uśmiechem.
Swobodnie rozmawialiśmy o mojej orientacji, sam trochę opowiadał o swoich doświadczeniach z dziewczynami, po prawie godzinnej rozmowie zacząłem się zbierać do swojego pokoju.
- Eh brat szkoda mi cię chłopie, masz ograniczone pole działania, dziewczyny odpadają, z chłopaków tylko pięć procent ma podobne skłonności, lekko ci nie będzie – z ironicznym uśmiechem uświadomił mi moje pole działania w zakresie seksualnych podbojów.
- Tomek jakoś sobie daję rade, bo inaczej byś nic nie wiedział o moich skłonnościach – próbowałem jakoś się odgryźć.
- Jak zawsze będziesz działał z taką skutecznością, to umrzesz i nie zakotwiczysz w nikim – skwitował mnie z rechotem.
Po chwili oboje zanosiliśmy się śmiechem.
- Tomek sorry za kłopoty, jakie będziesz miał, jak się to rozniesie – sprowadziłem rozmowę na poważne tory.
- Daj sobie spokój brat, jak będzie trzeba, to da się po ryju, co niektórym, to ich bardzo ostudzi, resztę również, nie tylko ty umiesz się bić – zbagatelizował sprawę i dodał – W tym zakresie możesz liczyć na moją pomoc.
Nie przypuszczałem wtedy, że przyjdzie mi szybko z tej pomocy skorzystać.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pią 8:22, 23 Lis 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:15, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część czwarta (4)


Zbliżał się koniec roku szkolnego, zostało niewiele ponad dwa tygodnie, za sprawą dobrych ocen miałem już spokój od nauki i luz, teraz zakuwali ostro tylko ci, co chcieli podciągnąć swoje wyniki. Za rok o tej porze będę już po maturze i miałem nadzieję, że będę zdecydowany, jaki kierunek studiować. Na razie wiedziałem tylko, że na pewno pójdę na studia, to było już wcześniej ustalone z rodzicami, dlatego wybrałem liceum ogólnokształcące. Z dalszą nauką wiązał się wyjazd, to między innymi możliwość wyrwania się ze wsi i pobyt w większym mieście gdzie, co by tu dużo nie mówić, jest swobodniej, a zwłaszcza dla geja, moim marzeniem były studia techniczne w Krakowie.
To przyszłość, na razie szukałem pracy na wakacje, przynajmniej na miesiąc, dobrze jest mieć własną kasę. Niestety pierwsze próby zakończyły się bez efektu, przez ostatnie dwa lata w czasie wakacji pracowałem u gościa z mojej wsi, ma własną firmę zajmującą się dociepleniami domów i innymi sprawami ogólnobudowlanymi. Byłem u niego, ale mi odmówił, twierdząc, że ostatnio nie ma na tyle zamówień, żeby mógł mnie przyjąć. Musiałem poszukać czegoś innego, żałowałem, bo praca u niego nie była zbyt ciężka, dobrze płacił i przymykał oko na moja niepełnoletniość. Dałem ogłoszenie w internecie, ale odzew był słaby i w dodatku nic ciekawego. W okolicy przeważały małe prywatne firmy, głównie w branży budowlanej, turystyka była w powijakach, dlatego trudno było o okresowe zatrudnienie. Mieszkam na wsi, ale nie mamy gospodarstwa, tylko mały sad z ogrodem warzywnym i trawnik koło domu, to wszystko. Mama pracuje w sklepie w miasteczku, jako sprzedawca. Tato ma zarejestrowaną działalność gospodarczą, jako cieśla – stolarz, wykonuje wszystko, co z drewna, od podłóg począwszy skończywszy na więźbie dachowej, umie też zrobić meble na zamówienie, z tym, że za takimi zleceniami nie przepada. Głównie zajmuje się więźbą dachową, dlatego często jest w domu, na miejscu obrabia i przygotowuje wszystko, wyjeżdża tylko na okres montażu, pracuje razem z sąsiadem, w czasie wakacji pomaga im Tomek, on to lubi, ja nie przepadam za taką pracą, ale czasami też im pomagam, zawłaszcza, jak zaczyna się gorączka przed zimą i ludzie sobie przypominają, że trzeba przykryć budowany dom. Ostatecznie jak nie znajdę nic innego to mogę pracować z tatą, dorobię przy drobnych pracach w ogrodach lub przy żniwach u sąsiadów.

Wszystko toczyło się dalej, jakby nic się nie wydarzyło, w domu się poukładało. Bardzo byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy, moje wcześniejsze obawy się ulotniły, tylko czasami zamartwiałem się tym, co będzie, jak sprawa mojej orientacji szerzej ujrzy światło dzienne. Znając mojego pecha, byłem pewien, że tak się stanie.
Moje życie ostatnio ograniczało się tylko do chodzenia do szkoły i siedzenia w domu, gdzie głównym zajęciem było siedzenie przy kompie i przeglądanie zasobów internetu, na stronkach gejowskich również bywałem. Poza niezobowiązującymi rozmowami ze znajomymi w szkole i po drodze do niej oraz równie bezpłciową wymianą sms`ów nic się nie działo. Po wpadce nie miałem ochoty na żadne kontakty koleżeńskie, a już zupełnie nie ciągnęło mnie do zawierania nowych znajomości gejowskich. Krzysiek przepraszał mnie w kolejnych sms`ach, ale nie odpowiadałem.
Jedynym wyjątkiem był Jarek, kumpel odkąd tylko sięgam pamięcią i rówieśnik, w podstawówce i gimnazjum siedzieliśmy w jednej ławce, dopiero potem nasze drogi się rozeszły, ja poszedłem do ogólniaka, a on do technikum budowlanego, ale nie przeszkadzało nam to kumplować się dalej. Jaro (Jarek) mieszka niedaleko, kilka domów dalej. Spędzamy razem sporo czasu, razem gramy w gałę, razem łazimy nad rzekę popływać, razem podrywaliśmy laski, ja bez zaangażowania w przeciwieństwie do niego, razem oglądaliśmy w necie pornosy niestety ze zrozumiałych względów zawsze hetero. Jaro nie wie, że jestem gejem, nie wie również, że się w nim podkochiwałem, nie zdaje sobie sprawy, ile miłych chwil spędziłem, wyobrażając sobie, nasze wspólne igraszki erotyczne, prawie zawsze kończyło się to moim olbrzymim podnieceniem i waleniem, nie podejrzewa również, ile razy był moim kochankiem w snach. Nigdy jednak mu się nie narzucałem, nigdy i w żaden sposób nie dałem do zrozumienia, kim dla mnie naprawdę jest. Wyrosłem już z podkochiwania się w nim, ale dalej na mnie działa jego widok, wysoki blondyn, krótkie włosy, szczupły, ale nieźle zbudowany, nie jest to efekt siłowni, tylko pracy fizycznej w gospodarstwie, umięśnione łydki i uda pokryte blond włoskami. Miły, sympatyczny, czasami wręcz żywiołowy, zawsze z uśmiechem na twarzy, co tu dużo pisać, Jaro jest zajebiście przystojny, wszystkie laski na niego lecą, ja też lubię być razem z nim. Dawno już zrozumiałem, że Jaro jest hetero i w związku z tym jakiekolwiek moje działania i podchody są bez sensu, w dodatku w najgorętszym okresie mojego zakochania się w Jarku pojawił się Marcin.

Marcin został zesłany na wieś do babci za karę, jego rodzice nie byli zachwyceni jego ocenami ze świadectwa szkolnego i na zagraniczne wczasy pojechali bez niego. Poznaliśmy się na drugi dzień po jego przyjeździe, poszło szybko, bo akurat Jaro wyjechał na obóz. Mieliśmy wtedy po czternaście lat, obaj niezadowoleni z zaistniałej sytuacji, więc szybko się zaprzyjaźniliśmy. Sporo czasu spędzaliśmy nad rzeką, wyszukaliśmy sobie fajne miejsce, spory kawałek za wsią, niedaleko lasu, gdzie na brzegu rzeki był piaszczysty kawałek plaży obrośnięty krzakami. To była nasza ulubiona miejscówka, daleko od kąpieliska odwiedzanego przez innych. Nie pamiętam już dobrze, ale to była nasza druga wizyta w tym miejscu, po kąpieli ja leżałem na ręczniku, a Marcin poszedł na skraj krzewów odlać się, specjalnie przekręciłem się na ręczniku, żeby go lepiej widzieć, w tym momencie odwrócił głowę i widząc moje zainteresowanie, powiedział:
- Mamy to samo w kąpielówkach, ale jak chcesz zobaczyć mojego, to podejdź.
Spiekłem raka, aż czułem pieczenie skóry na twarzy, ale wbrew sobie podszedłem. Marcin bez skrępowania obrócił się w moim kierunku, skończył już sikać i strząsał ostatnie kropelki. Spory penis jak na stan spoczynku, z odciągniętym napletkiem pysznił się na tle ciemnych włosów, moszna pokryta ciemnym meszkiem opinała się na dwóch dużych jądrach, podjarał mnie ten widok. Nie wiedziałem, jak mam zareagować, chciałem dotknąć jego klejnotów, ale obawiałem się reakcji Marcina. Poczułem, jak mój mały budzi się do życia.
- Teraz na ciebie kolej, pokaż mi swojego - przywołał mnie do porządku Marcin.
Machinalnie, nie wiele się zastanawiając, zsunąłem swoje kąpielówki do kolan. Zrobił krok i wziął do ręki mojego ptaka, jego dotyk spowodował gwałtowną erekcję.
- Nieźle ci staje, masz większego niż ja – podsumował moją reakcję na dotyk.
- A Ty, jakiego masz jak ci stanie? – zapytałem, zaciekawiony bardziej niż dziecko gwiazdkowym prezentem.
- Jak chcesz zobaczyć, to go pomasuj, bo mi się samemu nie chce – podpuścił mnie.
Nie musiał mi tego powtarzać, szybko, żeby się nie wycofał, uchwyciłem jego penisa w dłoń i delikatnie go masowałem, na efekty nie czekaliśmy długo, zesztywniał mi w ręce, urósł niewiele, ale za to wyraźnie zgrubiał, śluz zaczął się mu sączyć ze szczytu, brudząc moją rękę.
- Teraz to już muszę sobie zwalić, bo mi inaczej nie opadnie – powiedział.
Zrozumiałem to w sposób zbyt dosłowny, puściłem jego sprzęt i zająłem się własnym, Marcin był wyraźnie zawiedziony.
- Lepiej było tak jak przedtem, ty mi, a ja tobie, tak fajowo to robisz – zaproponował.
Niewiele myśląc, zabrałem się za niego, jedną ręką mu trzepałem, a drugą delikatnie masowałem jądra, sporo śluzu ułatwiało poślizg, efekty moich działań były szybkie, zadrżał cały, tak na niego zadziałał orgazm, pierwszy strzał minął mnie na wysokości mojej głowy i powędrował w krzaki, kolejne wylądowały na mnie, poczynając od mojej klatki, a kończąc na udach, czułem ostry zapach jego gęstej i ciepłej spermy, która powoli spływała po mojej skórze. Przez cały czas byłem nieźle podjadany, a jak poczułem zapach jego spermy, to myślałem, że mi jaja rozerwie, ręką pokrytą jego śluzem i spermą zacząłem sobie walić, Marcin powstrzymał mnie.
- Należy ci się rewanż, dawno nie było mi tak dobrze, nie strzelałem tyle razy i tak daleko, pierwszy strzał to poleciał chyba na kilometr – wysapał, uklęknął przede mną, ujmując mojego ptaka w rękę.
Zaczął delikatnie, przyspieszając po chwili, delikatnie masował mi wewnętrzną stronę ud i jądra drugą ręką, widząc, że dochodzę zwalniał i tak kilka razy, myślałem, że zwariuję z podniecenia.
- Nie zwalniaj – wycharczałem, czując, jak po raz kolejny zwalnia tempo.
Na szczęście tym razem posłuchał, pierwszy strzał trafił go prosto w twarz, lekko przesunął rękę i kolejne lądowały za nim, mijając go, jeszcze nigdy nie miałem takiego orgazmu i dużego wytrysku, ledwie stałem na nogach.
- Marcin, myślałem, że mi jaja urwie, tak długo mnie trzymałeś podjaranego – podsumowałem jego działania.
- Ale widziałem, że ci dobrze było, wypompowałeś z siebie chyba z litr – w jego głosie wyczułem coś na kształt podziwu.
- Teraz chyba musimy to z siebie zmyć – zaproponował, odwracając się w stronę rzeki.
Kątem oka zobaczyłem, jak językiem zlizuje moją spermę z warg, pobiegliśmy do rzeki. Tego dnia powtórzyliśmy to dwa razy.
Powtarzaliśmy to zawsze jak tylko była ku temu okazja, co prawda nigdy już nie chciało nam się walić trzy razy w ciągu dnia, ale raz czy dwa to był standard, robiliśmy to nie tylko nad rzeką, ale zawsze uważaliśmy, aby nikt nas nie widział. Marcin miał być u babci tylko dwa tygodnie, ku zaskoczeniu rodziców został całe dwa miesiące. Niewiele na ten temat rozmawialiśmy, rozmowa nas krępowała, wspólne walenie nie, dowiedziałem się tylko, że u siebie Marcin ma podobny układ z kolegą. Po powrocie Jarka z obozu, nad rzekę łaziliśmy razem w trójkę, ale nie wtajemniczyliśmy go w nasze seksualne praktyki. Marcin wyjechał pod koniec wakacji, a ja uświadomiłem sobie, że podkochiwanie się w Jarku to głupota. Platoniczna miłość to było dla mnie za mało. W Marcinie się nie zakochałem, chociaż mi się podobał, może, dlatego że byłem jeszcze zadurzony w Jarku? Z Marcinem było tylko wspólne trzepanko i nigdy do niczego więcej, jak wzajemny onanizm, nie doszło. Kontynuowaliśmy to długo, Marcin przyjeżdżał do babci, ku zdziwieniu swoich rodziców, na każde ferie i wakacje. W czasie jego pobytów u babci moje relacje z Jaro trochę się rozluźniały, aby po wyjeździe wrócić do poprzedniego stanu. Jaro nigdy nie miał tego za złe, a przynajmniej nie dawał mi tego odczuć.
Z Marcinem utrzymywałem kontakt przez gg i sms, w marcu dowiedziałem się, że w tym roku nie przyjedzie do babci na wakacje, wyjeżdża na całe dwa miesiące na obóz językowy do Anglii to właśnie, dlatego rozpocząłem poszukiwania i trafiłem na Krzyśka.

Z podkochiwania się w Jarku już wyrosłem, ale jego widok zawsze mnie podniecał i wprowadzał w dobry humor. W piątek rano będąc jeszcze w szkole, dostałem od niego sms.
- „Jest sprawa, musimy pogadać, wpadnę po szkole, będziesz już w domu?” – normalny tekst Jaro, więc nic nie podejrzewałem.
– „Ok. U mnie już luzy, mogę być w domu o 12”- odpisałem.
- „Ok. U ciebie o 12. Stawiasz browca!” - Jaro wiedział, że u nas w domu piwo było zawsze w lodówce, rodzice się nie burzyli, jak brałem po jednym dla siebie i kolegi od czasu do czasu.
- „Ok,” – potwierdziłem.
W czasie kolejnej przerwy urwałem się ze szkoły i pojechałem do domu. Dotarłem z prawie godzinnym wyprzedzeniem, w domu nikogo nie było. Stan porządków w pokoju nawet na mnie zrobił wstrząsające wrażenie, w sam raz miałem czas trochę ogarnąć ten chlew. Pozbierałem porozrzucane części garderoby, spod biurka wygrzebałem bokserki, zastanawiając się, czyje one są i co robią u mnie pod biurkiem. Na pewno nie były to bokserki brata. Dopiero ścierając kurze, przypomniałem sobie, że są to bokserki Krzyśka, które złapałem w pośpiechu. Mimowolnie zacząłem się śmiać sam z siebie. Na koniec sprzątania odpaliłem kompa, wyczyściłem historię odwiedzanych stron i dla pewności uruchomiłem cleanera, Jaro często korzystał u mnie z kompa, miałem szybsze łącze.
Zadzwonił gong przy drzwiach wejściowych, pomyślałem, że to Jaro już przyszedł, wychodząc z pokoju, usłyszałem dźwięk telefonu, oznajmiający przychodzącego sms`a.
Jaro stał przed drzwiami, przywitaliśmy się.
- Jak brzmi odpowiedź? – zapytał.
- Jaka odpowiedź? Idź do mojego pokoju, ja wezmę piwo z lodówki – nie wiedziałem, o co mu biega, domyślałem się, że chodzi o to stawianie piwa.
Jarek siedział przed kompem na necie, podałem mu piwo, stuknęliśmy się butelkami.
- To jak, doczekam się odpowiedzi – zapytał.
- Jaro, o co ci chodzi, o jaką odpowiedź, przecież mnie o nic nie pytałeś – kompletnie nie rozumiałem, czego chce.
Wziął do ręki mój telefon leżący na biurku, wywołał na ekran ostatnią wiadomość tekstową, podszedł do mnie, trzymając telefon, tak żebym mógł przeczytać:
„Od Jaro; Grzesiek jesteś gejem? Odpisz, jak zdążysz!”
Mętlik w głowie to mało powiedziane, co mam mu powiedzieć, wykręcać się? Bez sensu wcześniej czy później i tak się dowie, wtedy dopiero byłaby jazda.
- Jestem – wyjąkałem ze spuszczoną głową, nie wiedząc, jaka będzie jego reakcja.
- Masz u mnie przegwizdane, nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że jesteś gejem, tylko dowiaduję się tego od pierdolonych pijaczków pod sklepem. Dyskutują o tym z każdym przychodzącym po zakupy, czy Grzesiek od stolarza jest, czy nie jest pedałem. Mój najlepszy kolega jest gejem, a ja kurwa nic o tym nie wiem. Myślałem, że mnie tam kurwica trzepnie i chuj strzeli – był wyraźnie wściekły.
Wolałem się nie odzywać, Jaro rzadko używał przekleństw, tylko wtedy jak był naprawdę wkurzony.
- Wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak, no głowę dałbym sobie za to uciąć, niby razem laski podrywamy, wszystko pięknie tylko, że ty nigdy nie posunąłeś się dalej, teraz to rozumiem, ty wolisz chłopaczków – wściekłość w jego głosie jest wyraźnie mniejsza.
- Wolisz? – Jaro zawiesił głos.
- Wolę! – odpowiedziałem hardo i popatrzyłem prosto w jego niebieskie oczy.
- Skoro wolisz chłopaków, to jak to się stało, że do mnie się nie przystawiałeś, jakiś ostatni jestem i zapowietrzony, czy jak? – wściekłość w głosie zastąpiła niepewność, a na twarzy widzę zmieszanie.
- Jaro w tobie byłem zakochany! - wyrzuciłem to z siebie jednym tchem, otwarcie powiedziałem na głos po raz pierwszy głęboko skrywaną tajemnicę, jednocześnie spuściłem głowę, bo nie miałem odwagi spojrzeć na niego.
- Grzesiek nie pieprz jak cię proszę, w to nie uwierzę – ton jego głosu powoduje, że znowu spoglądam na jego twarz, widzę zaskoczenie i zdziwienie.
- To prawda, jak mieliśmy po czternaście lat, a tak ciut to nawet i teraz jeszcze.
Zaczerwienił się, usiadł na skraju łóżka obok mnie, cały czas nie odrywając wzroku od mojej twarzy, był chyba w lekkim szoku.
- Ale przecież ty nigdy nic nie próbowałeś… nigdy jakiś dziwnych zaczepek…- próbował się wysłowić.
- Jesteś moim najlepszym kumplem i wiedziałem, że jesteś hetero to, co miałem robić. Miałem próbować cię całować, czy zgwałcić? - był wyraźnie zmieszany, a co mi tam gorzej już nie będzie - Miałem na siłę czegoś próbować i stracić najlepszego kumpla?
Jaro chwilowo nie był zdolny do żadnych odpowiedzi, więc ciągnąłem dalej.
- Wolałem mieć przynajmniej świetnego kumpla i trzymać się blisko niego, niż mieć w tobie wroga – zakończyłem swój niezbyt składny wywód.
- Grzechu nie wkręcasz mnie z tym… zakochaniem – to był jednak duży szok dla niego, większy niż dla mnie jego pytanie czy jestem gejem.
- Nie Jaro, nie wkręcam, ale zmieńmy temat, bo to chyba dla nas obu jest drażliwe – zaproponowałem.
- Głupio mi z tym, co się dowiedziałem, tym bardziej głupio, że nic nie zauważyłem dziwnego w naszej przyjaźni, teraz to nawet nie wiem czy mam być zły na ciebie Grzechu, czy bardziej na siebie, że taki ślepy byłem, nawet nie wiem, co mam sensownego powiedzieć… A Marcin? – zapytał.
- Co Marcin? – nie wiedziałem, o co dokładnie pyta, a wolałem się nie odkrywać za bardzo, żeby go jeszcze bardziej nie zszokować.
- W Marcinie też się kochałeś, no w tym, co przyjeżdżał tu do babci – uściślił.
- W Marcinie nie, teraz mi uświadomiłeś, że w nikim poza tobą – odparłem.
Znowu spiekł raka.
- Widziałem was nad rzeką razem… no w akcji, nawet byłem trochę o to wściekły, zawsze jak tu był, trzymaliście się razem, a mnie trochę odsuwałeś na bok – tym wyznaniem mnie zaskoczył.
- Jaro, z Marcinem to było wspólne trzepanko i nic więcej, dzięki temu jakoś udało mi się opanować i trochę ostygłem w zapędach do ciebie, ale uwierz, wolałbym to robić z tobą, nieraz o tym marzyłem i śniłem, możesz mi dać po pysku, ale taka jest prawda, a za to odstawianie na bok jak bywał Marcin, to przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło…
- Grzesiek ja nawet nie wiem, jak mam się w stosunku do ciebie teraz zachowywać, muszę to wszystko przemyśleć, myślałem, że oni tam pod sklepem pierdolą głupoty, ten sms to tylko była taka zagrywka, a ty bez wykręcania się potwierdzasz, że jesteś gejem i walisz mnie na dodatek w łeb wiadomością, że jesteś… byłeś we mnie zakochany. Kurwa to za dużo jak na jeden raz i jestem skołowany, spadam. Muszę to sobie wszystko przemyśleć…
Patrzyłem na niego, widziałem, jak wstaje, odkłada butelkę i wychodzi. Nie byłem zdolny do żadnego działania, nie miałem żadnych argumentów, żeby go zatrzymać. Nawet nie chciało mi się podnieść, żeby pójść zamknąć za nim drzwi. Położyłem się na łóżku, nawet płakać mi się nie chciało. Leżałem i tylko jedna myśl bez przerwy błądziła mi pod czaszką – straciłem przyjaciela.

Po godzinie z letargu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Nie byłem ciekaw, kto dzwoni, po kolejnej serii dzwonków, podniosłem się, żeby wyłączyć telefon, napis na wyświetlaczy informował: „9 nieodebranych połączeń od: Jaro”. Zmieniłem zdanie, z telefonem w ręku czekałem.
Kolejna próba połączenia też od niego, odebrałem.
- Czemu nie odbierasz, jak do ciebie dzwonię? – trudno było go rozpoznać po głosie.
- Nie spodziewałem się, że to ty dzwonisz, a po naszej rozmowie nie chciało mi się z nikim gadać – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Mogę wejść? Jestem u ciebie przed drzwiami. Mogę sobie wziąć piwo z lodówki? – pytania jak gdyby nie było wcześniejszej rozmowy.
- Wchodź i bierz, jestem u siebie w pokoju.
Usłyszałem odgłos otwieranych drzwi, kroki na parterze, a po chwili Jaro wszedł do pokoju i stanął na środku.
- Rodzice wiedzą o tobie?
- Tak.
- Jak zareagowali? – ostre krótkie pytanie.
- Spoko, zwłaszcza tato mnie zaskoczył pozytywnie – odparłem.
- Zawsze twierdziłem, że masz w porządku starych. Co dalej między nami Grzesiek?
- A co ma być, teraz to zależy od ciebie, czy chcesz się kumplować z pedałem? – odpowiedziałem zrezygnowany.
- Dzwoniłem i przyszedłem, a to chyba coś znaczy - odparł wymijająco.
Zapadła niezręczna cisza.
- Siadaj, przecież cię nie ugryzę, do łóżka wskakiwać mi nie musisz – odezwałem się pierwszy.
- Nie pieprz Grzesiek… ty na serio wcześniej z tym zakochaniem – widać było, że to nie daje mu spokoju.
- Serio Jaro, ale jak sam widzisz, umiałem się powstrzymać i nie prowokować żadnych sytuacji, sam wiesz najlepiej, że miałem różne możliwości, żałuje, że ci o tym powiedziałem, ale chciałem być z tobą szczery, jak już mówimy o mojej orientacji, to chciałem, żebyś i o tym wiedział – starałem się, żeby zrozumiał, jak bardzo mi zależy na przyjaźni z nim.,
- Grzech nawet wtedy, jak na osiemnastce Magdy film mi się urwał i ...?
To cię gryzie robaczku, zrozumiałem jego niepokój. Przypomniałem sobie sytuację. Impra była przednia, alkoholu co niemiara, to i niedawne rozstanie z Beatką Jarka zgubiło, zamiast się bawić, tylko drinkował na smutno, zalał pałę dosyć dokumentnie, zero kontaktu z otoczeniem, kimał na narożniku. Magda poprosiła, żebym go odprowadził do domu. Wtedy po raz pierwszy tak naprawdę obejmowałem go, prowadząc pijanego, czułem dotyk i ciepło jego ciała. Nikogo nie było u niego, więc sam musiałem go wtargać na piętro, do jego pokoju, rozebrać i położyć do spania. Rozebrałem go do bokserek i syciłem oczy jego widokiem, nawet wtedy pogłaskałem go po klacie i głowie. Jednak na nic więcej sobie nie pozwoliłem. Przyniosłem mu miskę na wszelki wypadek, a obok postawiłem butelkę mineralnej. Wróciłem na imprezę.
- Nawet wtedy Jaro… tylko na ciebie patrzyłem i pogłaskałem cię po klacie i po głowie, to wszystko, a mogłem wtedy więcej, byłeś napruty jak nigdy – zapewniłem go.
- Grzech i nigdy nie chciałeś…
- Jarek idioto, pewnie, że tak, chciałem robić z tobą wszystko to, co ty robisz z dziewczynami, dotykać, głaskać, całować, pieścić, przytulać się i nawet więcej. Ale jak ty sobie to wyobrażasz, pozwoliłbyś mi na to? Wiedziałem, że nie, miałem ci dać tabletkę gwałtu i wygrzmocić od tyłu matole? – wkurzył mnie tym kretyńskim dopytywaniem się.
- Kurwa, musiało ci być z tym wszystkim ciężko – skwitował mój wybuch.
- Jakoś sobie dawałem radę – zbyłem go.
Przesiadł się do mnie na łóżko, objął mnie.
- Grzech tylko sobie za dużo nie pomyśl, orientacji dla ciebie nie zmienię, ale jak byś bardzo potrzebował… to może jakieś… niewinne przytulano, kurwa niech stracę, macanko możesz na mnie uskutecznić, to mnie chyba nie skrzywi i nie zabije… – wyjąkał.
Własnym uszom nie wierzyłem, popatrzyłem na niego zdziwiony, jeszcze godzinę temu byłem pewien, że z naszej przyjaźni nici, a on mi teraz propozycję z macaniem składa, świat chyba zwariował.
- …ale wiesz, żeby nikt się nie dowiedział – dokończył.
Postanowiłem sprawdzić, czym jeszcze mnie zaskoczy.
- A wzajemne walonko – zapytałem, patrząc mu w oczy.
- Nie przeginaj stary – szybko zareagował.
-…ale nic więcej niż ty z Marcinem tam nad rzeką – wyjąkał po chwili, czerwieniąc się.
- A całowanie się – brnąłem dalej zadowolony z jego deklaracji i reakcji.
- Może ci jeszcze dupy mam dać, ocipiałeś dokumentnie – aż się lekko podniósł.
Zbliżyłem swoją twarz do jego, nie odsunął się, tylko lekko zmrużył oczy. Poczułem jego zapach, ustami dotknąłem jego gorących i wilgotnych warg, nie uciekł od tego, lekko rozchylił wargi.
- Jaro na wiele mi pozwalasz, jesteś pewien, co robisz? – wyszeptałem, odsuwając się od niego.
- Niczego nie jestem pewien Grzech, mnie nie ubędzie, ale dla takiego kumpla jak ty mogę się nagiąć… no wiesz, ale nie przeginaj, to jest dla mnie takie dziwne… takie… nie wiem nawet jak to określić – błagalnie na mnie spojrzał, widziałem dziwne zrezygnowanie w jego oczach.
- Jaro, bo się w tobie znowu szczeniacko zakocham i wtedy ci już nie dam spokoju, tylko sprawdzałem, na co mi jeszcze pozwolisz, aż się dziwię, że mi nie dałeś po pysku przed chwilą – wyjaśniłem.
Sporo rozmawialiśmy, Jaro odetchnął trochę, jak mu wytłumaczyłem, że wystarcza mi jego bliskość i rozmowa. Opowiedział mi szczegółowo, jak się dowiedział, ja z kolei musiałem mu opowiedzieć wszystko o sobie i swoim pociągu do chłopaków. W międzyczasie wrócił do domu Tomek, nie pytając o nic, przyniósł nam po kolejnym piwie i talerz kanapek.
- Jaro ty może też jesteś homo? Ładna para by z was była – powiedział, stawiając talerz z kanapkami na biurku - Blondyn i brunet, obaj wysocy, ładni, zgrabni, znacie się od przedszkola…
- A co chcesz się do nas przyłączyć? – ironicznie zapytał Jaro.
- Spadaj Tomek, dzięki za kanapki, Jaro jest takim samym cholernym heterykiem jak ty – spławiłem braciszka.
Jarek był wystraszony, tym jak ludzie będą się zachowywali w stosunku do mnie, jak sprawa się rozniesie, to była kwestia kilku dni. Proponował nawet nalot na pijaczków pod sklepem i sprawienie im mordobicia.
Wyjaśniłem, że to nic nie da, wcześniej czy później i tak sprawa się rozniesie, a mordobicie tylko przyśpieszy sprawę. Ja martwiłem się o rodzinę i Jarka, oni też nie będą mieli spokoju.
Wieczorem, gdy już mama zawołała nas na obiad, doszliśmy do wniosku, że co ma być to będzie i nie trzeba martwić się z wyprzedzeniem. Jaro poszedł do domu, a ja byłem szczęśliwy, że tak pomyślnie mi się wszystko układa.
Późnym wieczorem zobaczyłem, że w domu pod lasem świeci się światło, postanowiłem jutro rano pójść tam i zapytać o jakąś dorywczą pracę. W nocy miałem bajeczny sen, w roli głównej występował Jaro i nie ograniczał się tylko do namiętnych pocałunków.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pią 17:51, 01 Lut 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:17, 25 Mar 2012    Temat postu:

Część piąta(5)

Zwijałem się pod nim z rozkoszy, penetrował mnie długimi posuwistymi ruchami powodującymi niesamowitą przyjemność, jakby tego było mało, Jaro nachylił się i zaczął łapczywie mnie całować. Leżałem bezwolnie na plecach z uniesionymi nogami opartymi o jego barki, całkowicie się mu oddając, chłonąc każdy jego ruch, który wznosił mnie na coraz wyższy poziom podniecenia. Byliśmy całkowicie dopasowani. Rękami obejmowałem jego uda, starając się nadawać mu rytm, powoli dochodziłem, wiedziałem, że to już nie potrwa długo…

Dzwonek budzika próbował mnie przywołać do rzeczywistości. Nie, nie w takim momencie. Sen prysnął, a ja się obudziłem. Spocony z podniecenia, ze stojącym drągiem, odrzuciłem pościel, na bokserkach zobaczyłem mokrą plamę. Jeżeli się spuściłem to dlaczego mi stoi, a jądra mam tak ściśnięte, że to aż boli? – w myślach zadałem sobie pytanie.
Sprawdziłem palcami, gęsta substancja, bardzo lepka i śliska. Jednak to nie był zapach spermy. Trzeba dokończyć dzieła, bo inaczej nigdy mi nie opadnie, zacząłem powolne ruchy ręką. Przymknąłem oczy, przypominając sobie sen, pochylony nade mną Jaro, jego ruchy i pocałunki… finał był błyskawiczny, dobrze, że miałem przymknięte oczy, poczułem ciepło na powiece i twarzy, kolejne strzały miały już mniejszy zasięg, od pasa w górę byłem cały pokryty spermą. Zdziwiłem się z objętości tego ładunku, niezwykle rzadko miałem takie wytryski, bokserkami starłem, to co jeszcze nie spłynęło ze mnie. Wziąłem czyste bokserki z szuflady szafki i poszedłem nago do łazienki, w sobotę o tej porze jeszcze wszyscy spali.
Poranna toaleta. Chłodny prysznic pozwolił mi dojść do siebie po erotycznym śnie i porannych robótkach ręcznych. Po powrocie do pokoju stwierdziłem, że w zasadzie większość moich rzeczy nadaje się do prania, pozbierałem poupychane byle gdzie przed wizytą Jarka rzeczy i zniosłem na dół do pralni, załadowałem do pralki i ją włączyłem, praniem własnych rzeczy zajmowałem się już od dawna, w ten sposób przynajmniej nikt w domu nie oglądał moich obspermionych boksów. Później przyszła kolej na śniadanie, prawie już kończyłem jeść, jak do kuchni weszła mama.
- A ty czemu dzisiaj tak wcześnie wstałeś? W sobotę ciężko wam się zwlec z wyra przed dziesiątą! – powiedziała zdziwiona zamiast zwyczajowego dzień dobry.
- Chcę się rozejrzeć za jakimś zajęciem na wakacje, widziałem, jak u tych miastowych spod lasu wczoraj wieczorem świeciło się światło, pójdę do nich i się zapytam czy nie potrzebują kogoś do jakichś prac przy domu – wprowadziłem ją w swój plan dnia.
- Tam to Kuba od Jaworczyków im pomaga, to chyba nic nie wskórasz – przystopowała mój entuzjazm mama.
- Tak, ale on miał w tym roku maturę, a teraz stara się o przyjęcie na studia i siedzi u rodziny w Krakowie, więc może jest jakaś szansa – nie dawałem za wygraną.
- Może jest, a jak tam z Jarkiem, długo rozmawialiście wczoraj – zapytała zaciekawiona.
- W porządku mamo, to wspaniały przyjaciel, wie wszystko.
Opowiedziałem jej o wczorajszym zachowaniu Jarka, pomijając jego deklaracje seksualne i moje wymysły, te mogłyby za bardzo zszokować mamę.
- Spodziewałam się, że zachowa się inaczej, dobrze znam jego rodziców, a niedaleko spada jabłko od jabłoni, dziwi mnie to trochę, jak jego rodzice dowiedzą się, że dalej się z tobą przyjaźni to nie… - przerwała, jakby się obawiając, dokończyć o tym, co sobie pomyślała.
- Wiem mamo i sam mu to powiedziałem, również to, żeby trochę spasował z pokazywaniem, że się dalej razem kumplujemy, już o mnie gadają, a ja nie chcę, żeby on również miał przesrane – wyjaśniłem.
- I co postanowiliście? – zapytała.
- Wyśmiał mnie, powiedział, że orientacji dla mnie nie zmieni, ale i cała reszta też nie ulega zmianie i nie ma zamiaru kryć się, z tym że się dalej przyjaźnimy. Tak sobie pomyślałem mamo, że może coś byś zrobiła ekstra jutro na obiad i zaprosiłbym Jarka – zaproponowałem.
- Zaproś, możesz go zapraszać, kiedy tylko chcesz, tym bardziej że u nich się nie przelewa, a na jutro nie przygotuję niczego ekstra, będzie grzybowa i a na drugie parniki – powiedziała, patrząc na mnie i chytrze się uśmiechając.
- Za taki zestaw to on jest nawet gotowy orientację zmienić, parniki pochłania w każdej ilości, a grzybowej to musisz zrobić hektolitr – zaśmiałem się ucieszony perspektywą oglądania Jarka zajadającego się tak, że potem nie może wstać od stołu.
- Mamo zbieram się i lecę zapytać o tę pracę, mam prośbę, jakby mi wypaliło, to zadzwonię i dam znać, ale w pralce pierze się…
- Dobrze leć już, wyciągnę i powieszę, jak się skończy prać – przerwała mi.
Wrzuciłem do plecaka koszulkę, spodnie i buty używane przeze mnie przy pracach domowych, jeszcze tylko mineralna i będę gotowy. Pojechałem rowerem, to jednak ponad półtora kilometra od mojego domu. Musiałem przejechać koło sklepu, tego się trochę obawiałem.
Nasza wieś była podobna do Wilkowyj z serialu Ranczo, u nas pod sklepem też od samego rana zbierała się „elita wiejska” lubiąca zakropić początek dnia, zresztą oni zakrapiali nawet cały dzień, zależało to tylko od zasobności w gotówkę lub od humoru sklepowej, da na krechę, czyli na tak zwany zeszyt, czy akurat będzie w złym humorze i nie dość, że nie da, to jeszcze będzie się domagać zapłaty wcześniejszych długów. Nasza „elita” była zdecydowanie mniej elitarna od tej serialowej, natomiast nad serialową miała przewagę liczebną, ustawione przed sklepem stoliki czasami gościły jednocześnie do dziesięciu osób. Dzisiaj miałem pecha, mimo wczesnej pory przed sklepem siedziało sześciu już podchmielonych browarami stałych bywalców.
- Stanij no Grzesiek – usłyszałem od jednego z nich.
Mocniej nacisnąłem na pedały.
- Daj mu spokój, jedzie poszukać jakiegoś kochasia…- dalej już nie słyszałem, co mówili między sobą.
Zagotowałem, ale nie zawróciłem, lanie po mordzie pijaczków niczego nie zmieni, przecież dopiero wczoraj tłumaczyłem to Jarkowi, wtedy tym bardziej mieliby temat do rozgłaszania, oprócz niusa* o moim pedalstwie doszłaby jeszcze ich martyrologia, co uwiarygodniłoby ich opowieści. Ze wściekłości coraz mocniej naciskałem na pedały, przez co ledwo wyrobiłem się na zakręcie, przejechałem przez most i wjechałem na szutrową drogę, wyniosło mnie prawie na brzeg strumyka płynącego wzdłuż drogi, niewiele brakowało, żebym się nie wyrobił i wpadł do niego. Pewnie to by mnie mocno ostudziło, ale się wyrobiłem, teraz zaczęła się droga pod górkę. Pod lasem droga się rozgałęziała, w lewo prowadziła do skupiska ośmiu domów oddalonych o jakieś pół kilometra, w prawo do pojedynczo stojącego domu, tam właśnie zmierzałem, miałem do pokonania jakieś trzysta metrów, od mojej strony dom był zasłonięty lasem. Nigdy się tutaj nie zapuszczałem, nie miałem takiej potrzeby, moja ulubiona miejscówka nad rzeką była w innym kierunku, do lasu na grzyby też chodziłem w inne rejony.
Myślami wróciłem do serialu, u nas nie było amerykanki, za to mieliśmy tak zwanych miastowych, dwa typy „obcych”. Pierwszym byli ludzie z miasta, głównie z Krakowa rzadziej z Katowic, którzy wybudowali albo kupili domy w naszej wsi, starsi, głównie emeryci mieszkali w nich przez cały rok, młodsi z kolei wykorzystywali swoje domy tylko w czasie letnim, na spędzanie wakacji i weekendów, większość z nich miała z naszą wsią powiązania rodzinne i utrzymywali kontakty z miejscowymi sąsiadami. Drugi typ to też ludzie głównie z Krakowa, niemieszkający tutaj na stałe, ich było zdecydowanie mniej i nie utrzymywali żadnych kontaktów z miejscowymi, z reguły ich domy leżały na uboczu, tak jak ten, do którego prawie już dojechałem.

Zatrzymałem się na skraju czegoś, co sprawiało wrażenie dużej polany leśnej, z trzech stron otoczonej lasem, z czwartej strony to miejsce zamykał dom. Szutrowa droga ciągnęła się pod samo wejście i rozszerzała, tworząc miejsce do zaparkowania kilku samochodów, teraz stał tam tylko jeden, trawnik był mocno zaniedbany, nie był jeszcze koszony w tym roku, tylko bliżej domu widać było, że trawa jest nieco niższa, pewnie tylko ten fragment był przycięty, ale dawno. Po obu stronach drogi znajdowało się kilka gazonów z nietypowymi iglakami, podłoże gazonów wysypane było korą, ale miejscami zieleniła się trawa, pomyślałem, że jednak dobrze trafiłem, przyda się im ktoś do zrobienia porządków. Duży parterowy dom miał elewację w kolorze bladożółtym, z tym kolorem ładnie kontrastował brąz dachówki i brązowy kolor stolarki. Sporo okien dachowych sugerowało, że przestrzeń pod dachem jest zagospodarowana na pokoje tak jak u nas w domu. Przed frontowym wejściem rosły trzy jodły kaukaskie. Od strony domu biegła w moim kierunku dwójka chłopców. Rozglądałem się, czekając, aż podbiegną do mnie.
- Dzień dobry, mam na imię Piotr – powiedział starszy z nich, zatrzymując się koło mnie.
- Dzień dobry, ja jestem Grzesiek – odpowiedziałem, wyciągając rękę do przywitania się.
- To jest mój brat, Mateusz przywitaj się z panem – pouczył młodszego, jednocześnie witając się ze mną.
- Dzień dobry, mam na imię Mateusz i mam sześć lat – odpowiedział młodszy.
- Piotrek jest ktoś starszy w domu, chciałbym porozmawiać – zapytałem.
- Jasne jest nasz tata i mama – rezolutnie odparł Piotrek.
- Mama w domu przygotowuje śniadanie, a tata zmaga się z bydlęciem –poinformował mnie Mateusz.
- Zmaga się z bydlęciem? – mimowolnie powtórzyłem zdziwiony.
- Tak coś naprawia i mówi do tego „ja cię bydlę i tak naprawię czy tego chcesz, czy nie” – uzupełnił informację.
- Tato próbuje naprawić kosiarkę, żeby skosić trawnik i trochę się przy tym denerwuje – uściślił wypowiedź brata Piotrek.
- Zaprowadźcie mnie do taty – poprosiłem.
- Jasne, fajowy ma pan rower, tata nam obiecał, że też nam kupi górale, jak jeszcze trochę podrośniemy – pochwalił się Mateusz.
Szliśmy razem, dyskutując o wyższości górali z przerzutkami nad innymi rowerami. Po chwili podeszliśmy do budynku gospodarczego stojącego z boku domu.
- Tato! – krzyknął Mateusz.
- Maluchy przecież prosiłem, żebyście mi nie przeszkadzali, po śniadaniu pobawię się z wami - z wnętrza dobiegła odpowiedź.
- Tato, ale przyszedł pan Grzesiek i chce rozmawiać z kimś starszym – rzeczowo wtrącił się Piotrek.
Z pomieszczenia wyszedł przystojny facet, na oko trzydziestolatek, wysoki, szczupły, wysportowana sylwetka, szatyn, na skroniach pojawiły się pierwsze siwe włosy, ciemna karnacja, to do niego podobne były dzieci, trochę tylko różniły się rysami twarzy. Ubrany był w sprany podkoszulek z krótkimi rękawami, szorty do połowy uda i klapki. Podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią.
- Kamil jestem, dzieciaki pana nie zanudziły? – zapytał z uśmiechem.
- Nie, są bardzo rezolutne, Grzegorz, miło mi pana poznać – nie wiedziałem co powiedzieć pierwszego, przedstawić się czy też odpowiedzieć na pytanie.
- Chłopaki idźcie do domu, pomóżcie mamie – chłopcy bardzo niechętnie ruszyli w stronę domu.
- Teraz możemy spokojnie porozmawiać – zagaił.
- Przyszedłem zapytać czy nie szuka pan kogoś do pomocy w ogrodzie, koszenie trawy, grabienie i inne podobne prace – wytłumaczyłem mu powód swojej wizyty.
- Z tym będziesz się musiał zwrócić do właściciela domu, my tylko korzystamy z jego gościnności, ale z tym będzie problem, bo nie ma go tutaj, będzie dopiero w przyszły weekend, sam chciałem mu pomóc i wykosić trawniki, ale nie mogę uruchomić kosiarki…
- Kamil wołaj chłopców i chodźcie na śniadanie – przerwał mu kobiecy głos dobiegający od strony domu.
- Chwileczkę zaraz będę – głośno odpowiedział.
- Chodźmy na śniadanie, a później porozmawiamy – zwrócił się do mnie.
- Dziękuję, ja już jestem po śniadaniu, może zróbmy tak, pan pójdzie zjeść, a ja spróbuję uruchomić kosiarkę czy też bydlę jak pan woli ją określać, tak przynajmniej słyszałem od młodych, trochę się na tym znam – zaproponowałem.
- To, czego nie trzeba, szybko łapserdaki podchwytują, gorzej z innymi rzeczami, zgoda, będzie sprawna kosiarka, będziesz miał zajęcie, koszenie trawy – odparł.
Śmiejąc się, poszedł w stronę domu, wołając dzieci.
Wszedłem do środka i uważnie przyjrzałem się bydlęciu, normalna kosiarka z napędem na koła, no może nie normalna, bo to był akurat model z wyższej półki, kilka wysokości cięcia centralnie ustawianych, trzy prędkości koszenia, sprzęgło, duże kółka na łożyskach tocznych, odpalana starterem co w tym przypadku nie miało znaczenia, bo akumulator był chyba rozładowany.
Zacząłem od filtra powietrza, wyjąłem z obudowy i porządnie wytrzepałem go na zewnątrz, miał sporo zabrudzeń, ale udało mi się z nimi szybko uporać, odkręciłem korek paliwa, tu wszystko dobrze, było pełno w baku, później sprawdziłem poziom oleju, był w normie, napompowałem trochę paliwa i spróbowałem ją uruchomić ręcznie, nic nawet nie zaczęła się krztusić, sprawdziłem świecę, przetarłem styk, przypuszczałem, że może być lekko zaśniedziały i silnik nie dostaje iskry, to też nie pomogło.
Zastanawiając się co dalej robić, zobaczyłem stojące w kącie pomieszczenia dwie kosy spalinowe i dwa kanistry na benzynę obok nich, jeden czerwony, a drugi czarny. Olśniło mnie, odkręciłem korek wlewu paliwa przy kosiarce i zamoczyłem w benzynie kawałek znalezionej gazety, zabarwiła się na wyraźnie różowy kolor, wszystko jasne facet wlał do kosiarki z silnikiem czterosuwowym mieszankę benzyny i oleju do dwusuwów.
Opróżniłem bak kosiarki, sporo wysiłku to kosztowało, bo bydle ważyło chyba z pięćdziesiąt kilogramów i napełniłem bak ponownie tym razem czystą benzyną, napompowałem jej trochę do silnika i spróbowałem uruchomić. Tym razem zaskoczyła, chwilę popracowała, zakrztusiła się i zgasła. Dobra nasza, pomyślałem, z przewodów musi zejść mieszanka i jak się silnik rozgrzeje, to będzie pracowała. Na filtr powietrza wylałem kilka kropli znalezionego rozpuszczalnika acetonowego, to zdecydowanie ułatwiało rozruch. Po trzeciej próbie bydlę się poddało. Przy czwartej próbie ładnie zaskoczyła i zaczęła miarowo pracować, dymiła tylko trochę, ale nic dziwnego wypalała jeszcze olej. Wyłączyłem ją i ponownie sprawdziłem poziom oleju, wszystko było w normie. Wytarłem ręce, usiadłem na progu i spokojnie czekałem na Kamila.
- Nie udało się? – zapytał po przyjściu.
- Udało się, tylko czekam na pana, żeby ją wynieść na zewnątrz, strasznie ciężkie jest to… ta kosiarka – znacząco popatrzyłem w stronę dzieci.
- Tato a mama miała jednak rację, jak mówiła, że z ciebie to żaden mechanik – podsumował starania Kamila jego starszy syn Piotrek.
- Aj tam, aj tam, co mama może wiedzieć o mechanikach – odciął się Kamil.
- Co jej było? – zapytał ,zwracając się do mnie.
- Zabrudzony filtr powietrza, zaśniedziały styk świecy i nie to, co trzeba paliwo – wyliczyłem po kolei.
- Jak to nie to, co trzeba paliwo? – zapytał zaskoczony.
- Nalał pan paliwa z czerwonego kanistra, a tam jest mieszanka benzyny z olejem do dwusuwów, w czarnym kanistrze jest paliwo do tej kosiarki – wyjaśniłem.
Rozejrzał się na boki, Mateusz z Piotrkiem byli daleko od nas zajęci szukaniem czegoś w trawie.
- Cholera zrobiłem z siebie głupka, nie mów tego przy żonie, bo będzie chodziła strasznie nadęta, że miała rację i ja nawet odpowiedniego paliwa nie potrafię nalać – powiedział ściszonym głosem.
- Kosisz trawę, ja zajmę się innymi rzeczami, wątpię czy uda ci się dzisiaj wszystko wykosić, dokończysz w przyszłą sobotę, policzymy się wieczorem, co do innych prac to porozmawiamy też wieczorem, w międzyczasie zadzwonię do właściciela i pogadam z nim i jeszcze jedna sprawa, mam na imię Kamil i tak się do mnie zwracaj, bez tego pana, mam dopiero trzydziestkę, a ty już pewnie z dwadzieścia więc nie będziemy sobie panowali – uśmiechając się, wyciągnął dłoń w moim kierunku.
Krótki i mocny uścisk.
- Ja jestem Grzesiek i dziękuję – nie wiedziałem jak zareagować, trochę mnie peszył ten gość, bardzo pewny siebie, ale jednocześnie bardzo sympatyczny i bezpośredni.
- Wynieśmy to bydlę i zacznij kosić, Dorota przyniesie ci coś do picia, masz się, w co przebrać? – zapytał na koniec.
- Tak, byłem przewidujący – odpowiedziałem, wskazując na plecak leżący przy rowerze.
- Weź rzeczy i chodź się przebrać – skierował się w stronę domu.
- Tutaj się przebiorę – nie chciałem sprawiać kłopotu.
- Chodź, nie gadaj, poznasz przy okazji Dorotę.
W domu wskazał na łazienkę, tam możesz się przebrać i w razie czego z niej korzystać.
Wypasiona chata, ładnie urządzony przestronny korytarz, polerowany gres na podłodze, ozdobny tynk na ścianach, łazienka wielkości mojego pokoju, podłoga i ściany do sufitu wyłożone płytkami gresowymi, kabina prysznicowa z hydromasażem mogła pomieścić trzy osoby naraz, a wanna też z hydromasażem spokojnie z pięć osób. Przebrałem się, swoje rzeczy wrzuciłem do plecaka i położyłem na jednym z dwóch wypoczynkowych leżaków (chyba leżaków, chociaż wyglądało to jak połączenie wygodnego fotela z leżakiem). Wyszedłem i stanąłem niepewnie na korytarzu. Wyszli razem z jakiegoś pomieszczenia.
- To jest moja żona, a to Grzesiek – przedstawił nas Kamil.
- Mów mi Dorota – powiedziała, wyciągając dłoń w moim kierunku.
Szczupła naturalna blondynka, długie proste włosy, około trzydziestu lat, średniego wzrostu, miła, ładna twarz, duże niebieskie oczy, długie rzęsy i ...
Stałem i patrzyłem na nią jak zamurowany, nawet na mnie zrobiła duże wrażenie. Zorientowałem się, że już dłuższą chwilę ściskam jej dłoń.
Kamil uśmiechnął się pod nosem.
- Robi wrażenie – zapytał.
- Robi – potwierdziłem, puszczając jej dłoń.
- Bardzo mi miło – szybko dodałem.
Wyszliśmy razem z Kamilem, wynieśliśmy kosiarkę, Kamil pokazał mi gdzie wynosić i wysypywać skoszona trawę.
Zająłem się koszeniem, zacząłem od miejsc, które były jeszcze zacienione, ale za to były najbardziej oddalone od miejsca wynoszenia trawy, usprawniłem sobie pracę, przytaszczyłem taczki, które wcześniej zobaczyłem w pomieszczeniu gospodarczym, dzięki temu nie musiałem za każdym razem biegać, jak zapełnił się kosz kosiarki. Kosiarka sprawowała się nad wyraz dobrze, bez trudu zapalała, znacznym ułatwieniem było to że miała napęd, inaczej już po godzinie miałbym dosyć. Piotr z Mateuszem na początku towarzyszyli mi krok w krok, później jednak znudzili się monotonnością zajęcia, zabrakło im również pytań na, które cierpliwie odpowiadałem i poszli towarzyszyć Kamilowi. Dorota nie wychodziła z domu, pewnie miała tam sporo zajęć, Kamil montował oświetlenie podjazdu, zdemontowane zapewne jeszcze przed zimą.
W trakcie pracy rozmyślałem nad swoją sytuacja, z rodziną i najlepszym kumplem wszystko się ułożyło idealnie, ale przeczuwałem, że dalej nie będzie tak dobrze, rodzina i Jaro to nie reszta ludzi w wiosce i nie reszta kumpli.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Mateusza.
- Mama zaprasza na kawę i coś zimnego do picia, czeka w altanie z drugiej strony domu – posłańcem był Mateusz.
- Lepiej niech pan idzie zaraz i umyje ręce, bo mama jest zła, jak musi czekać i jak mamy brudne ręce i wtedy czasami na nas krzyczy – dodał, nieporadnie mrugając okiem.
Z młodymi miałem już pełną sztamę, poszedłem umyć ręce zgodnie ze wskazówkami Mateusza, zaraz potem poszedłem za dom do altanki. Widok z tej strony domu był wspaniały, widać było większą część naszej wsi leżącej w dolinie, z kościołem, cmentarzem, budynkami szkoły podstawowej i gimnazjum, remizą strażacką, widać było wijącą się rzekę a w oddali zalesione wzniesienia.
- Przyszedłem zaraz, jak tylko mi Mateusz przekazał wiadomość, tylko wstąpiłem do łazienki umyć ręce – usprawiedliwiłem się, wyciągając przed siebie ręce jak do kontroli czystości w podstawówce.
Dorota z Kamilem popatrzyli na mnie jednocześnie, całkowicie zdezorientowani, później popatrzyli na Mateusza i wybuchnęli śmiechem.
- To oznacza, że Mateusz bardzo cię polubił, bo wtajemniczył w moje wymagania rodzinne – odparła, śmiejąc się Dorota.
- Tato, a czy pan Grzesiek też jest naszym wujkiem – zapytał Piotrek
Zapadło dziwne milczenie, Kamil pokręcił przecząco głową. Dorota pośpiesznie zaczęła wyjaśniać.
- Pan Grzesiek jest po prostu panem Grześkiem, a nie wujkiem – powiedziała.
Nie rozumiałem całej tej sytuacji, dlaczego z pozoru proste pytanie Piotrka o pokrewieństwo, wprowadziło dorosłych w taką konsternację.
- Napijesz się kawy – to pytanie było skierowane do mnie.
Na stole stał dzbanek z mrożoną herbatą, na wierzchu pływały kostki lodu i liście mięty, obok stały szklanki, i talerz z kruchymi ciasteczkami.
- Chętnie, ale wolałbym najpierw coś zimnego – odparłem.
Dorota poszła zrobić mi kawę, a Kamil nalał mi mrożonej herbaty do szklanki i chyba poczuł się zmuszony do wyjaśnienia sytuacji.
- Chłopaki do naszych dobrych znajomych, którzy nas często odwiedzają, mówią per wujku.
- To chyba normalne u dzieci, sam do dalekich krewnych dużo starszych niż ja, mówię wujku lub ciociu, nie widzę w tym nic dziwnego – odpowiedziałem, zobaczyłem wyraźną ulgę odmalowującą się na twarzy Kamila.
Przerwa trwała prawie pół godziny, herbata i ciasteczka były pyszne, kawa dodała mi energii, rozmawialiśmy też różne tematy, zaczynając od pogody, a kończąc na urokach życia na wsi (ten ostatni temat to było zdanie Doroty, absolutnie nie moje), chciałem już wracać do pracy, ale Kamil stwierdzał, że trawa i tak nie ucieknie, przypomniałem sobie jednak o obiecanym telefonie do mamy.
- Przepraszam, ale muszę zadzwonić do domu powiedzieć, że wrócę dopiero wieczorem i poprosić, żeby brat podrzucił mi coś do jedzenia – wyjaśniłem.
- O to się nie martw, za dwie godzinki będą kanapki, a wieczorem obiad – powiedziała Dorota.
- Nie chciałbym…
- Grzesiek, Dorota gotuje lepiej, niż wygląda, a poza tym naucz się jednej zasady, z nią się nie dyskutuje – powiedział z naciskiem Kamil.
Poszedłem zadzwonić, a potem zabrałem się dalej do koszenia, powierzchnia trawnika była naprawdę bardzo duża, a jeszcze spory kawałek z drugiej strony domu.
Wieczorem koszenie miałem prawie na ukończeniu, pomógł mi trochę Kamil, wywożąc taczkami skoszoną trawę, był pełen podziwu dla mojej determinacji, żeby dzisiaj skończyć całość koszenia.
- Sam nawet połowy bym nie wykosił, Grzesiek idź, weź prysznic i się przebierz, bo tak nie będziesz przecież siadał do stołu, ja w tym czasie przygotuję grilla.
Rzeczywiście niby koszenie nie jest ciężką pracą fizyczną, ale byłem nieźle spocony i zmachany, dzisiaj dosyć ostro przygrzewało słońce, więc z przyjemnością skorzystałem z długiego i chłodnego prysznica. Trochę kombinowałem z ustawieniami hydromasażu, kombinacji było całkiem sporo a ich efekty przeszły moje wyobrażenie. Pomyślałem, że ciekawie byłoby się znaleźć w tej kabince razem z Jaro.
Ubrałem się i szybko dołączyłem do czekających na mnie w altanie domowników. Na pierwsze Dorota podała zawiesistą zupę, nazywała ją zupą cygańską, wyczuwałem wyraźny smak pomidorów i papryki, mnóstwo przypraw i ziemniaki. Zupa bardzo mi smakowała, była lekko pikantna i sycąca. Na drugie Kamil serwował różne mięsa z grilla, niektóre były bardzo ostro doprawione, do tego była sałata, pieczywo i kilka rodzajów sosów do mięsa. W czasie posiłku niewiele rozmawialiśmy, zajęci jedzeniem. Po kolacji Dorota poszła położyć dzieci spać, nie obyło się bez protestów z ich strony, ale była już prawie dwudziesta pierwsza. Pomogłem Kamilowi posprzątać ze stołu i zanieść wszystko do domu do kuchni.
- Kawa i piwko? – zapytał, sięgając do lodówki.
- Piwo chętnie, za kawę dziękuję – odparłem.
- Posiedzimy jeszcze w altanie, jest chłodno i przyjemnie, poczekaj tam na mnie – powiedział, podając mi dwie butelki piwa.
Przyszedł po chwili z dwoma filiżankami kawy, postawił je na stole i sięgnął do kieszeni.
- To twoje wynagrodzenie za dzisiejszy dzień – powiedział, dając mi banknot stuzłotowy.
- To za dużo i w dodatku to jedzenie – zaprotestowałem.
- Grzesiek uczciwie zarobiłeś, zapieprzałeś prawie bez odpoczynku cały dzień, bierz i nie gadaj głupot – zgasił moje protesty.
Stuknęliśmy się butelkami i powoli sączyliśmy piwo.
- Rozmawiałem z właścicielem, powiedziałem mu, jak zapieprzałeś przy koszeniu, chętnie się z tobą spotka w przyszłą sobotę, jak tu będzie, ma sporo prac do wykonania w tym roku, porozmawiacie co i jak, zanotowałem ci jego numer telefonu, na wszelki wypadek, a Ty podaj mi swój, to mu przekażę, aha pod spodem masz zanotowany telefon do mnie, jak będziesz w Krakowie, to zadzwoń, chętnie się z tobą spotkamy – powiedział, podając mi kartkę.
Spojrzałem na niego zaskoczony, nie spodziewałem się takiego gestu z ich strony, chociaż muszę przyznać, że bardzo ich polubiłem za ich bezpośredniość i traktowanie jak kogoś, kogo od dawna znają.
- Dzięki, tym bardziej to jest za dużo – wskazałem na leżący na stole banknot.
- Schowaj i skończmy ten temat, słuchaj, Piotrek może wydawać ci się dziwny, ale to równy gość, klasa facet, jak się dogadacie, to bardzo na tym skorzystasz, to bardzo niezwykły…
Nadeszła Dorota.
- Rozmawiacie o Piotrze? – zapytała.
Kamil tylko skinął głową, zapanowała dziwna atmosfera, ciszę przerwała Dorota.
- Grzesiek, jeżeli nie oceniasz ludzi ciasnymi pojęciami, to bardzo go polubisz, zobaczysz, na pewno się dogadacie…
- Zaraz, zaraz, o jakim Piotrku mówicie, o waszym synu? – zapytałem zdezorientowany.
- Nie, mówimy o właścicielu, też ma na imię Piotr i dużo mu zawdzięczamy, nasz syn dlatego tak ma na imię – wyjaśnił Kamil.
- Teraz rozumiem, w porządku – wyjaśniło mi się wszystko.
Rozmawiając, dokończyłem piwo.
- Muszę się już zbierać i wracać do domu, było mi bardzo miło, że mogłem was poznać no i zarobić – nie miałem wprawy w towarzyskich rozmowach.
- Nam również, pożegnaliśmy się, a Kamil odprowadził mnie do końca podjazdu, świeciło się oświetlenie wzdłuż całego podjazdu i przed domem.
- Dzięki za wszystko, mam nadzieję, że się tutaj jeszcze spotkamy, a jak nie, to będąc w Krakowie, na pewno zadzwonię – zapewniłem, wsiadając na rower.
- Zapraszamy - odparł Kamil.
Do końca podjazdu było jasno, ale jak dotarłem na skraj lasu, zrobiło się dosyć ciemno, księżyc świecił słabo, a lampka rowerowa nie dawała wiele światła, jechałem powoli, zjeżdżając w dół.
Minąłem rozjazd i wtedy ich zobaczyłem stali w pięciu na środku drogi, nie widziałem ich wyraźnie.
- Długo kazałeś na siebie czekać pedale – głos był wyraźnie wrogi.
*nius - wiadomość, nowina (spolszczenie od news)


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pią 20:36, 01 Lut 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:20, 25 Mar 2012    Temat postu:

Część szósta(6)

Dostałem regularny wpierdol, leżałem teraz skulony na ziemi, rękami osłaniając głowę, kolejne kopniaki lądowały w różnych miejscach mojego ciała. Początkowo udawało mi się skutecznie bronić, ale przy stosunku pięciu na jednego, nie trwało to długo. Po ciosie w brzuch przygięło mnie do ziemi i na moment zabrakło mi powietrza, a kolejny cios w szczękę powalił mnie na ziemię. Teraz moi oprawcy używali sobie, kopiąc mnie jak worek ziemniaków. Do kopania dochodziły wyzwiska i słowne zapewnienia, jaką przyjemność mogą mi zrobić przy użyciu różnych przedmiotów wkładanych mi w pewne miejsce ciała. Sam nie mogłem się zdecydować, co mnie bardziej bolało, ich bicie czy wyzywanie. Słowa pedał, dupodajca, parówa używali regularnie, równie regularne były ich kopniaki, lądujące na mnie. Na szczęście dla mnie panowała moda na lekkie obuwie sportowe typu adidas z cienką podeszwą, aż bałem się pomyśleć, co byłoby zimą. Leżałem, głupie myśli przelatywały mi przez głowę, a tak naprawdę chciało mi się wyć z upokorzenia i z poczucia bezsilności. Bo jak tym zwierzętom wytłumaczyć, że nie wybierałem sobie swojej seksualności, że to nie był mój kaprys, ani wybryk, że swój homoseksualizm dostałem w „prezencie” od matki natury tak, jak oni heteroseksualizm i ograniczenie umysłowe.
Od strony mostu ktoś nadbiegał, krzycząc, że policja już jest zawiadomiona i już jedzie. Wydawało mi się, że to głos Jarka, ale co on by tu robił? Oprawcy przestali mnie okładać i przez chwilę zastanawiali się co robić, po chwili wzięli nogi za pas.
- Grzesiek bardzo cię stłukli – usłyszałem głos brata.
Otwarłem oczy i popatrzyłem na niego, Jarek właśnie się nachylał, przyglądając mi się z bliska.
- Poznałeś tych skurwysynów? – zapytał Jaro.
Z trudem przy pomocy Jarka usiadłem na ziemi, uświadomiłem sobie, że wszystko mnie boli i nie mogę głębiej oddychać, bo ból mnie paraliżuje.
- Dorypali mi zdrowo i nie mogę głęboko oddychać – na dodatek bolała mnie głowa, ale tego im nie powiedziałem.
- Masz rozwalony łuk brwiowy, z nosa leci ci krew, wargi masz spuchnięte, reszty nie widać, bo ciemno jak cholera – Jaro fachowo oglądał mnie z odległości kilku centymetrów, a ja wpatrywałem się w jego twarz jak zahipnotyzowany.
- Mów jak cię zaboli – powiedział Jarek, po czym przystąpił do sprawdzenia moich kończyn.
Parę razy syknąłem z bólu, pomimo tego zdałem sobie sprawę, że jego dotyk sprawia mi przyjemność, a nawet mnie lekko podnieca. Pomyślałem, że jestem jednak kompletnie rąbnięty, pobity, dotykany przez heteryka, najlepszego kumpla, podniecam się jakbym, co najmniej miał za chwilę wskoczyć z nim do łóżka.
- Dasz radę wstać, nic ci nie połamali? – zapytał brat.
- Chyba tak, tylko mi pomóżcie – już wcześniej spróbowałem poruszyć kończynami i wydawały się sprawne.
Na drodze skąd przyjechałem, zobaczyłem światła samochodu, które szybko zbliżały się w naszym kierunku. Po krótkiej chwili samochód się zatrzymał i wysiadł Kamil.
- Zostawcie go, policja już jedzie – krzyknął, jeszcze wysiadając.
- To mój brat i kolega – wyjaśniłem sytuację.
- Co tu się działo, kto ci tak dołożył, wszystko w porządku? – zapytał, podchodząc do mnie.
Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że Kamil wysiadał ze strony pasażera, za kierownicą siedziała Dorota.
- Nieważne, nie ma się co przejmować pedałem – powiedziałem, byłem bardzo rozgoryczony i zgorzkniały, było mi wszystko jedno, co sobie o mnie pomyślą.
Z samochodu wysiadła Dorota i podeszła.
- Pakujcie się do samochodu, pojedziemy do domu, obejrzę cię i tam poczekamy na policję – zarządziła i wyjaśniając, dodała – Zostawiliśmy śpiące dzieci bez opieki.
W jej głosie zabrzmiała stanowczość, wszyscy się jej podporządkowali bez gadania, mój brat i Jaro, podprowadzili mnie do samochodu i usiedliśmy z tyłu samochodu, Kamil podchodząc do samochodu, po coś się schylił, podniósł to z ziemi i schował do tylnej kieszeni spodni, było ciemno, więc nie zauważyłem, co to było. W kilka chwil później Dorota zaparkowała pod domem, zaprosiła nas do środka.
- Grzesiek idź do łazienki i umyj twarz w zimnej wodzie, to zatamuje częściowo krwawienie nad okiem i z nosa, teraz nic nie widać, bo masz krew rozmazaną na całej twarzy. Kamil zadzwoń na policję i przekaż, że czekamy na nich w domu, a wy wyjaśnijcie mi co tam się działo – usłyszałem jeszcze, wchodząc do łazienki.
Spojrzałem w lustro wiszące nad umywalką, moja twarz nie była moją twarzą, napuchnięte wargi, zaczerwieniona skóra, a wszystko pokrywała rozmazana krew. Długo trzymałem twarz w dłoniach, po których spływała zimna woda z kranu, przyniosło mi to dużą ulgę. Po umyciu się nie wyglądałem dzużo lepiej, ale zdecydowanie lepiej się poczułem. Wyszedłem z łazienki i poszedłem w stronę, skąd dochodziły głosy, wszedłem do dużego salonu. Mój brat jeszcze relacjonował, jak na mnie czekali na moście, a później usłyszeli krzyki i przybiegli zobaczyć, co się stało, przy okazji brachol wlepiał gały w Dorotę jak zahipnotyzowany, Jaro nie był wcale od niego gorszy, a Kamil patrzył na nich z politowaniem.
- To u was rodzinne? Pamiętajcie, że to moja żona – zwrócił się do mnie, jak tylko zobaczył mnie wchodzącego do salonu.
- Ładna jest to i nic dziwnego – odparłem bezpośrednio.
- Dziękuję za komplement, tym bardziej doceniam, że od geja – zgasiła mnie Dorota.
- To my już pójdziemy, tym bardziej że tam gdzieś w fosie leży mój rower – chciałem jak najszybciej zniknąć wszystkim z oczu, jakoś jeszcze nie przywykłem go przebywania wśród ludzi z etykietą geja.
- Nie bądź idiotą, a ty Dorota opanuj się – zdziwiłem się na taką reakcję Kamila.
- Ściągaj koszulkę i powiedz, co cię boli, napijesz się czegoś? – zapytał Kamil.
- Dorota obejrzy cię fachowo, a koszulka i tak jest pobrudzona dam ci jakąś swoją – wyjaśnił, widząc moją zdziwioną minę.
- Coś zimnego, trochę mnie boli, jak głęboko oddycham i głowa mnie boli, ale to chyba nic takiego – w skrócie opowiedziałem, jak mnie pobili i o co chodziło - …bo jestem homo - zakończyłem.
- Grzesiek kompleksy masz na tym punkcie czy co, ja jestem hetero i co to ma do rzeczy, już po raz kolejny nam komunikujesz, że jesteś gejem i co mamy ci paść do stóp i je całować? Czy oczekujesz jakiegoś potępienia z naszej strony, żeby się lepiej poczuć?- zapytała Dorota, a ja całkowicie zgłupiałem.
- Nie... nooo, chciałem, tylko żebyście wiedzieli – zdołałem tylko wyjąkać zaskoczony, a tak naprawdę w głębi chyba oczekiwałem z ich strony jakiegoś potępienia i wrogości, bo przecież byłem gejem.
- Dzięki za informację, już wiemy, głusi nie jesteśmy, zresztą słyszeliśmy waszą bijatykę, jakoś nas szczególnie nie wzrusza twoja orientacja – wyjaśniła, obmacując mi żebra.
Robiła to niezwykle ostrożnie, miała delikatne i ciepłe dłonie a jej dotyk działał na mnie dziwnie kojąco.
- Żebra są chyba całe, a że jesteś nieźle skopany do dlatego ten ból przy głębszym oddychaniu, dobrze by było jechać do szpitala, żeby to zobaczył lekarz, ale dopiero jak przyjedzie policja – powiedziała, kończąc obdukcję, a Kamil podał mi czystą koszulkę i szklankę z mocno schłodzonym sokiem pomarańczowym.
- Policja jest niepotrzebna, dopiero wtedy nie daliby mi tu żyć, miałbym już całkiem przerąbane – próbowałem protestować.
- Przyjadą, bo ich wezwaliśmy, a co im powiesz to twoja sprawa, Dorota i ja nic nie widzieliśmy, pozostaje twój brat i kolega – popatrzył na nich pytająco.
- Ciemno było, a oni na nas nie czekali, jak przybiegliśmy, to ich już nie było – wymijająco powiedział Jarek.
Później wszystko potoczyło się dosyć szybko, przyjechała policja, spisali moje zeznania, nie powiedziałem im, że wiem, kto mnie pobił, bo uważałem, że nie ma to najmniejszego sensu, dopiero wtedy by się na mnie uwzięli, co prawda sroce spod ogona nie wypadłem, ale zdałem sobie sprawę, że nie zawsze mogę liczyć na szczęście. Nie powiedziałem im również, kto mnie pobił z innego powodu.

Później Dorota postawiła na swoim i pojechaliśmy do szpitala, Kamil pojechał z nami. Brat i Jaro po zawiadomieniu rodziców zostali w domu, pilnując śpiące dzieci.
W szpitalu zeszło dłużej, prześwietlenia i fachowa obdukcja lekarska zajęły prawie godzinę. Rozcięty łuk brwiowy nie wymagał szycia, to było bardziej skaleczenie niż rana, nos też nie był złamany, natomiast okazało się, że przynajmniej przez tydzień muszę mieć obandażowaną klatkę piersiową, lekarz nie był do końca pewny czy to tylko stłuczenia, czy przypadkiem nie ma jakiegoś drobnego pęknięcia żebra niewidocznego na zdjęciu rentgenowskim. Miałem przez najbliższą dobę nie zażywać żadnych środków przeciwbólowych i zostałem poinformowany, że w razie nasilenia się bólu głowy czy zwiększonych problemów z oddychaniem mam natychmiast przyjechać do szpitala, dostałem też zwolnienie z zajęć na dwa tygodnie, ubawiło mnie to, bo rok szkolny kończył się za niecały tydzień.

Po fachowej obdukcji wracaliśmy na wieś, w pewnym momencie Kamil wyciągnął z kieszeni portfel, wyjął z niego dowód osobisty i mi go podał.
- Poznajesz gościa, czy on był jednym z tych którzy cię pobili? – zapytał.
Zaskoczony obejrzałem dowód, zgadzało się, należał do jednego z nich, wyjaśniło mi się teraz, po co Kamil się schylał i co chował do kieszeni, prawdopodobnie podczas szamotaniny ze mną tamtemu chłopakowi wypadł portfel, a Kamil później go znalazł. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, znałem tego chłopaka, przytaknąłem tylko, że on był wśród tych którzy mnie pobili i oddałem dokument Kamilowi.
- To chyba nie pora na odwiedziny, ale chętnie poznam tego skurwiela – zakomunikował Kamil, spoglądając na zegarek, była już prawie pierwsza w nocy.
- Co chcesz zrobić? – zapytała Dorota.
- Zobaczymy czy jak będzie jeden na jeden, to też będzie z niego taki chojrak – wyjaśnił Kamil.
- To gdzie mam jechać – zapytała, a ja zgłupiałem, byłem pewien, że będzie protestować, odradzać, a tutaj nic z tych rzeczy, tylko pytanie potwierdzające zamysł Kamila.
- Grzesiek ty wiesz najlepiej, to prowadź – zwrócił się do mnie Kamil.
Po przejechaniu kilku kilometrów byliśmy pod właściwym adresem, brama wjazdowa była otwarta, Dorota zaparkowała na podwórku, nie wyłączając silnika, Kamil wyszedł z samochodu i podszedł pod dom. Wszystkie światła były zgaszone, jedynie światła samochodu świeciły prosto na drzwi wejściowe do domu. Przez otwarte okna słyszałem dzwonek, który rozległ się wewnątrz.
Nie minęła minuta, jak zapaliło się światło nad drzwiami wejściowymi, a chwilę później otwarły się drzwi.
- Czego po nocy spać nie dajecie – powiedziała postać stojąca na progu i osłaniająca ręką oczy przed światłami samochodu, to był ojciec tego chłopaka.
- Chciałbym porozmawiać z pana synem – powiedział Kamil.
- Popieprzyło cię, przyjedź rano, jak chcesz rozmawiać z synem.
- Albo porozmawiam z nim teraz, albo ten gnojek trafi do paki za pobicie na minimum rok, a ja się postaram, żeby nie było żadnych zawiasów i warunkowych zwolnień, to jak będzie panie starszy? –Kamil raczej nie zostawił mu swobody działania.
Stary nie odpowiedział, nie musiał, zniknął wewnątrz. W drzwiach dosyć szybko pojawił się młody, prawdopodobnie jeszcze nie spał, zobaczyłem, że po bijatyce ze mną została mu rozwalona warga, teraz mocno spuchnięta.
- Podobno wielki cwaniak z ciebie, przynajmniej jak was jest pięciu na jednego, jak chcesz z powrotem swoje dokumenty i nie chcesz jaj z policją to stań do solówki – zaproponował Kamil.
- Kiedy? – krótkie pytanie powiedziane po długiej chwili zastanawiania się.
- Tu i teraz ze mną – odparł Kamil.
Odetchnąłem z ulgą, myślałem, że Kamil miał na myśli solówkę pomiędzy mną i nim, nie to żebym się bał takiej walki, ale nie wyobrażałem sobie tego teraz, nie w stanie, w jakim się teraz znajdowałem.
- Dobra – zgodził się chłopak.
Wyszedł przed dom i stanął w lekkim rozkroku, podnosząc ręce, nie zdążył się nawet zasłonić, jak dostał pierwszego strzała w szczękę. Odrzuciło go do tyłu, kolejny szybki cios Kamila nie został zblokowany i wylądował również na twarzy chłopaka, widać było, że ograniczył się do biernej obrony, nieudolnej zresztą sądząc po tym, jak zbierał ciosy od Kamila, jego stary stał, przyglądając się bezczynnie.
Popatrzyłem na Dorotę, beznamiętnie patrzyła, jak Kamil okłada chłopaka, zobaczyła, jak się jej przyglądam.
- Nic mu nie będzie, Kamil trochę trenuje walki wschodu i boks, wie jak bić, żeby nie uszkodzić, ale żeby bolało, jutro chłopak nie ruszy się z łóżka, a przez co najmniej dwa tygodnie lepiej, żeby nie wychodził domu, bo będzie wyglądał jak zombi – wyjaśniła.
Nic nie odpowiedziałem, chłopak dźwigał się do postawy stojącej, bo wcześniejszy cios Kamila posłał go na ziemię, nie czułem z tego powodu satysfakcji, chociaż wiedziałem, że mu się to należy. Kolejne uderzenie Kamila posłało go znowu na glebę. Stary nie wiedział, co ma robić, patrzył to na swojego syna to znów na Kamila, ale nie na razie nie ruszał się z miejsca. Postanowiłem przerwać tę masakrę, chłopak nie miał najmniejszych szans w starciu z Kamilem.
- Kamil przestań już – powiedziałem, próbując wysiąść z samochodu, jednak zahaczyłem nogą o próg i runąłem jak długi.
To stary chłopaka podbiegł jako pierwszy i pomógł mi się pozbierać, chłopak stał ze spuszczoną głową, a Kamil opuścił ręce i patrzył na nas w milczeniu.
- Dość już tego, dostał za swoje – wydukałem, bo ból od potłuczonych żeber prawie blokował mi oddech.
- Starczy już, rozumu od tego nie nabierze, a nauczkę już dostał, sam bym mu przyłożył, jeśli to prawda, że w pięciu tłukli jednego – poparł mnie stary chłopaka.
Wtedy on podniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy.
- Przepraszam Grzesiek… nie wiem, co mnie opętało – powiedział prawie szeptem.
Mocno utykając, podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Nie wiedziałem, co mam zrobić, jak się zachować, zignorować tą wyciągniętą rękę czy nie. Reszta to była zwykła wsiowa hołota, tamtych czterech, ale nie on, on jeszcze do wczoraj był moim kumplem, tak, Dawid do niedawna był moim kumplem, tym bardziej czułem się jak szmata bity, kopany i wyzywany przez tamtych i przez niego, to właśnie, dlatego nie powiedziałem policji, że znam sprawców pobicia.
- Proszę cię Grzesiek…
Zignorowałem wyciągniętą dłoń, odwróciłem się i wsiadłem do samochodu, Kamil też już wsiadał.
- A dokumenty? – zapytał stary.
Dorota już zawracała w stronę bramy, Kamil wyciągnął z kieszeni portfel z dokumentami i wyrzucił przez otwarte okno samochodu wprost pod nogi Dawida.

Odwieźli mnie do domu, a później Dorota przywiozła brata i Jarka. W międzyczasie zrelacjonowałem rodzicom, co się stało. Na odchodne Dorota dała mamie wypis ze szpitala i poinstruowała, że w razie, gdyby mi się pogarszało, to mamy natychmiast jechać do szpitala, coś tam jeszcze poszeptały między sobą i Dorota się pożegnała.
- Pamiętaj o zaproszeniu Grzesiek, jest aktualne – powiedziała, wychodząc.
Jarek został u nas, nocował na piętrze w pokoju gościnnym. Byłem obolały i na dodatek ogłupiały, z jednej strony otwarta wrogość ludzi, a nawet mordobicie, a z drugie strony obcy ludzie, którzy mi pomogli i nie wzruszało ich zupełnie to, że jestem homo, z jednej strony Jaro, który gotów był nawet na nietypowe dla siebie zachowania, a z drugiej Dawid i jego podłość. Długo nie mogłem zasnąć, głównie z bólu, ale również dlatego, że zdawałem sobie sprawę, jak niewesoła przyszłość mnie czeka.

Rano obudziłem się dosyć późno, sądząc po odgłosach w domu chyba jako ostatni, po chwili do mojego pokoju weszła mama.
- Grzesiek dasz radę wstać, czy śniadanie przynieść ci tutaj – zapytała, przyglądając mi się i kręcąc głową.
- Nie, zaraz wstanę i zejdę na dół, a gdzie jest Jarek – zapytałem.
- Na dole z Tomkiem i Agnieszką i pośpiesz się, bo śniadanie jest już gotowe – powiedziała, wychodząc z pokoju.
Przy próbie wstania z łóżka przekonałem się, że jest gorzej niż wczoraj, zwlekłem się z wyra i poszedłem do łazienki, poranne czynności ograniczyłem do umycia zębów i twarzy. Bandaż uniemożliwiał skorzystanie z prysznica. Przejrzałem się w lustrze, zobaczyłem obraz nędzy i rozpaczy, zadrapania na twarzy, strup na łuku brwiowym, przecięte i zapuchnięte wargi, a to, co wczoraj było zaczerwienione, zmieniło kolor w ciągu nocy na siny. Uśmiechnąłem się niewesoło do swojego odbicia w lustrze. Nie jest źle, na szczęście żadnych złamań i wybitych zębów, pocieszyłem się w myślach. Zszedłem na dół.
- Nie prędko pójdziemy razem na podryw lasek – skwitował mój wygląd Jarek.
Uśmiechnąłem się, zresztą wszyscy tak zareagowali, miał poczucie humoru, chyba zapomniał, że moje podrywy to była ściema, a teraz już ściemniać nie muszę i tak wszyscy wiedza o mojej orientacji.

Po śniadaniu zostałem w domu tylko z Jarkiem, reszta pojechała na mszę do kościoła. Siedzieliśmy u mnie w pokoju, on rozwalony na moim łóżku, ja siedziałem przy kompie, ściągając pliki, prawie nie rozmawiając, słuchaliśmy muzyki. W pewnym momencie Jarek zapytał czy może wziąć prysznic.
- Jasne Jarek, tu na piętrze albo na dole gdzie chcesz, zaraz dam ci świeży ręcznik – zdziwił mnie, nocował już u nas nie raz, ale nie pamiętam, żeby został tak długo rano, a już nigdy nie zdarzyło mu się brać u nas prysznica.
- Nie wstawaj, powiedz tylko którego ręcznika ty używasz.
- Moje ręczniki są granatowe, kąpielowy wisi koło kabiny, do twarzy wisi przy umywalce – poinformowałem go, patrząc ze zdziwieniem, jak wstaje z łóżka, zdejmuje z siebie koszulkę i spodenki, został w samych czarnych bokserkach opinających dokładnie pośladki.
- To ja spadam pod prysznic, zanim mnie zjesz wzrokiem – powiedział z szerokim uśmiechem i mrugnął do mnie okiem.
Wszystko się we mnie zagotowało na ten widok, mój mały ożywił się i ciasno zrobiło mi się w bokserkach, nie wiedziałem, jak mam to wszystko odebrać. Niby coś tam grzebałem po internecie, a tak naprawdę to wyobrażałem sobie, jak bierze prysznic. To było okrutne z jego strony, wiedziałem, że mój mały się nie uspokoi, dopóki sobie nie zwalę, ale jak tu walić jak on może wrócić w każdej chwili. I rzeczywiście po chwili wrócił do pokoju, wycierając jeszcze włosy ręcznikiem. Nieco zażenowany wlepiłem wzrok w monitor. Jarek stanął za krzesłem i nachylił się nade mną.
- To, czym Grzechu się podniecasz, pokaż, co na tym kompie tak naprawdę oglądasz – wyszeptał mi do ucha.
Zapomniałem języka w gębie, odwróciłem głowę i popatrzyłem na niego, zobaczyłem roześmianą twarz, a jednocześnie wyraz niepewności w jego brązowych oczach. Pogładził mnie uspokajająco po ramieniu.
- Dawaj jakiegoś gejowskiego pornola, tylko takiego łagodnego – ponaglił.
Myślałem gorączkowo, co puścić, żeby go nie odrzuciło, oświeciło mnie, miałem takiego łagodnego, na początek tylko wzajemne lizanie i masturbacja, później przechodziło to w delikatny oral i na koniec pozycja 69 i jednoczesna eksplozja dwóch młodych aktorów.
Puściłem, Jaro nachylił się ponownie i ręką gładził mnie po udach, po chwili sprawdził przez spodenki stan mojej gotowości. Myślałem, że eksploduję pod jego dotykiem, wsunął dłoń pod moje spodenki i delikatnie dotknął mojego penisa. Pomimo postępującego zwarcia w mózgu zdołałem wyjąkać:
- Pogięło cię?
- Tylko trochę, ty sobie zwalisz, ja ci trochę pomogę, mnie nie ubędzie, a tobie będzie przyjemnie, widziałem, jak na mnie patrzysz i widziałem namiot w twoich spodenkach – odparł, opierając głowę na moim ramieniu.
Przełknąłem ślinę, nic nie odpowiedziałem, tylko zsunąłem spodenki wraz z bokserkami. Zamknąłem oczy, nie był mi potrzebny żaden pornol. Dotyk jego policzka na mojej szyi, jego ręka błądząca po moich włosach, druga głaskająca wewnętrzną stronę ud. Podniecenie mnie rozsadzało od środka, niedługo trwała praca mojej prawej ręki, po chwili wystrzeliłem sporym ładunkiem, oklapłem na krześle, ale jeszcze długo nie otwierałem oczu, Jaro nie przerywał pieszczot.
- Jarek przestań już, bo znowu się podjadam i tym razem będę chciał czegoś więcej – wyszeptałem mu do ucha.
- Pomarzyć zawsze sobie możesz, strzelasz z tej armaty na oślep, nawet plecy mam zachlapane twoją spermą – odpowiedział półgłosem.
- A co z tobą – zapytałem normalnym już głosem.
- Zwaliłbym sobie, jakbyś puścił normalnego pornola – odparł.
Puściłem mu więc heretyckiego pornola, usiadł na krześle, zdejmując wcześniej bokserki, ja ograniczyłem się do tych samych czynności, które on wykonywał, chociaż byłem pewien, że pozwoliłby mi na więcej. Głaskałem go po głowie, a drugą ręką masowałem mu jądra i wewnętrzną powierzchnię ud, uświadomiłem sobie, że jestem tak podniecony sytuacją, że zapomniałem o bólu. Jaro rozpoczął powolny onanizm, miał ładnego prostego, dosyć grubego penisa otoczonego kępką blond włosków, raz po raz widziałem jego odsłoniętą żołądź, lśniącą od śluzu, przyśpieszył ruchy, delikatnie całowałem go po ramieniu i szyi. Jaro też dosyć szybko doszedł, jego biała i bardzo gęsta sperma powoli wypływała z czubka penisa, opuścił rękę, teraz ja ująłem w dłoń jego penisa i delikatnie ruchami rozsmarowałem spermę. Zapach jego nasienia i dotykanie jego penisa znowu mnie niesamowicie podnieciły. Jarek wstał bez słowa, podszedł od tyłu i przylgnął do mnie tak, że na pośladkach czułem jego lepkiego od spermy penisa.
- Zwal sobie jeszcze raz, bo znowu ci pała stoi a następna taka okazja może się nieprędko zdarzyć – zaproponował.
Nie musiał mi tego powtarzać, ręką śliską od jego spermy zacząłem powolne ruchu, później zdecydowanie przyśpieszając, ręką Jaro masował mi jądra, ja pieściłem jego pośladek, teraz on całował moje ramię i szyję, czułem jego wilgotny oddech i dotyk ciepłego języka. Tym razem trwało to trochę dłużej, ale eksplodowałem równie sporym ładunkiem. Ponowny orgazm spowodował, że cały dygotałem i ledwo mogłem ustać na nogach.
- Grzech, ale ty strzelasz, to strasznie niepraktyczne, potem masz dużo sprzątania – powiedział, ale wyczułem, że raczej mi tego zazdrości.
- A tobie zawsze się tak leniwie sączy – zapytałem.
- Zawsze.
- Ja nie zawsze mam tego aż tyle i nie zawsze tak mocno strzelam – przyznałem się Jarkowi.
Doprowadziliśmy się do porządku, używając wilgotnego jeszcze ręcznika. Ubraliśmy się. Jarek patrzył na mnie wyczekująco, uśmiechając się.
- Dobrze ci było – zapytał.
- Przecież wiesz, że tak, to co się głupio pytasz – zbyłem go.
- Widzisz, miałem rację, mnie jednak nie ubyło, a tobie micha się cieszy, jakbyś świętego Mikołaja złapał za fujarę i dobrał się do jego worka – powiedział, rechocząc z uciechy.
- Jaro a na poważnie to dlaczego to zrobiłeś? – dociekałem.
- Zawsze wam zazdrościłem, jak z Marcinem wspólnie waliliście, chciałem spróbować, jak wygląda walenie z kumplem, no i chciałem ci polepszyć humor, bo ostatnio łaziłeś jak zbity pies – wyjaśnił mi powody.
- Udało ci się znakomicie poprawić mi humor. Jarek, dlaczego wtedy wyszedłeś, a później wróciłeś? – nawiązałem do sytuacji z piątku.
- Byłem głupi, to wyszedłem, zmądrzałem, to wróciłem, chyba nie mogłem dojść do siebie, po tym jak mi potwierdziłeś, że jesteś gejem, nie spodziewałem się tego i wkurzyłem się, że wcześniej mi nic nie powiedziałeś, w domu dotarło do mnie, że sam zrobiłbym dokładnie tak samo, też nie przyznałbym się nikomu. Zszokowało mnie też twoje wyznanie, że się we mnie podkochiwałeś, jakoś nie mogłem tego przyswoić, później zrozumiałem, jak bardzo mnie lubisz i szanujesz, nie próbując żadnych gierek i podchodów, nie prowokując żadnych dziwnych sytuacji, wtedy nie mogłem zrobić nic innego jak tylko wrócić i z tobą pogadać – wyjaśnił.
- A te propozycje – ciągnąłem temat dalej.
- To jakoś tak samo wyszło, dzięki Grzechu, że umiesz się powstrzymać i …- zablokował się biedak i spiekł raka.
- Dzięki Jaro, po prostu pamiętam, że jesteś hetero i wiem, gdzie jest granica, żeby wszystkiego nie spieprzyć – odparłem.
Wrócili rodzice, Jarek został na obiedzie, mama dotrzymała słowa była grzybowa i parniki. Mój przyjaciel opchał się nieziemsko i dopiero wczesnym wieczorem poszedł do domu.

Wieczorem czekała na mnie kolejna niespodzianka. Siedziałem w pokoju, jak przyszedł Tomek i mi oświadczył, że przed domem czeka na mnie Dawid.
- Niech spierdala – wyrzuciłem z siebie bez zastanowienia.
- Też w pierwszej chwili mu to powiedziałem, ale jemu bardzo zależy, żeby z tobą porozmawiać, szedł przez połowę wsi, a mordę ma bardziej kolorową od siniaków niż ty – wstawiał się za nim Tomek.
- Też mi argument, nie chcę go znać, możesz mu to przekazać i daj mi z nim spokój Tomek – poprosiłem, pomimo że mogło to inaczej zabrzmieć.

Tomek później przekazał mi prośbę od Dawida. Prosił, żebym do niego zadzwonił, jak już ochłonę, bo on bardzo chce zgody między nami i bardzo żałuje tego, co zrobił. Wkurzyłem się, przypominało mi to jęki małego dziecka, które nabroiło, nie zdając sobie z tego sprawy i jest zdziwione, że ktoś ma mu to za złe. Dawid dzieckiem już nie był, był moim rówieśnikiem i w przeciwieństwie do dziecka doskonale wiedział, co robi.
Kolejnymi gośćmi była Dorota z Kamilem, wyjeżdżali już do Krakowa i wpadli po drodze, zapytać jak się czuję, chwilę pogadaliśmy, na odchodne Kamil ponownie zapewnił mnie, że ich zaproszenie jest aktualne.

Resztę dnia i później całego tygodnia spędziłem w domu, nie wychodząc poza ogrodzenie podwórka. Z doniesień Tomka i Jarka wiedziałem, że we wsi byłem głównym tematem rozmów. Jarek odwiedzał mnie codziennie, siedząc do późnego wieczora. Pod koniec tygodnia siniaki powoli zaczęły blaknąć i zmniejszać rozmiary. Ból też zmalał, jeszcze tylko żebra dawały znać o sobie w czasie gwałtownych ruchów. W piątek brachol przywiózł mi moje świadectwo ukończenia drugiej klasy liceum, byłem zadowolony z ocen na świadectwie chociaż nie były dla mnie zaskoczeniem. Powoli oswajałem się z myślą, że ciężko mi będzie żyć na wsi, rodzice też chodzili zmartwieni, tylko Jarek tryskał niezmiennie optymizmem. Pogadają pewnie nawet długo, bo to dla nich nowość, pierwszy ujawniony gej we wsi, a później trochę się z tym oswoją, przestaną gadać i patrzyć się bykiem, wpadnie któraś dziewczyna, to będą mieli nowy, świeższy temat, ale póki, co Ty jesteś popularnym tematem rozmów, teraz wiesz Grzesiek, co czują popularne gwiazdy, wyjaśniał z uśmiechem.

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pią 21:34, 01 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:22, 25 Mar 2012    Temat postu:

Część siódma(7)


W sobotę rano mój sen został zgwałcony dźwiękiem telefonu. Nieprzytomnie popatrzyłem na zegar, była dopiero ósma. Pierwszy dzień wakacji (pominąłem to, że dla mnie zaczęły się one tydzień wcześniej z powodu pobicia), a mnie ktoś budzi tak wcześnie, sięgnąłem po telefon i popatrzyłem na wyświetlacz, jakiś obcy numer. A co mi szkodzi, odbiorę, pewnie znowu usłyszę coś na temat mojego pedalstwa, pomyślałem. Ostatnio miałem dwie takie rozmowy, a raczej monologi, bo do rozmowy trzeba dwóch osób, a z reguły po wysłuchaniu okraszonego epitetami słowa pedał rozłączałem się. Zdecydowanie więcej dostałem wiadomości tekstowych na temat mojej orientacji. Kretyńskie było w tym to, że ci dowcipnisie nie mieli odwagi skorzystać ze swoich normalnych numerów, tylko ukrywali się za numerami starterów zakupionych w tym celu. Odwaga wybitnie staniała, zwłaszcza odwaga tych ludzi, teraz jej cena wynosiła tylko pięć złotych, tyle ile kosztuje najtańszy starter.
Niechętnie odebrałem.
- Grzesiek słucham – rzuciłem od niechcenia zaspanym głosem.
- Miał pan do mnie zadzwonić w tygodniu – usłyszałem łagodną naganę.
- Przepraszam, a z kim rozmawiam? – zapytałem, bo nie miałem najmniejszego pojęcia, głosu nie rozpoznałem, a moja pamięć nic mi nie podpowiadała.
- Z właścicielem trawnika, który kosiłeś w zeszłą sobotę, mam na imię Piotr – usłyszałem w telefonie.
Zaniemówiłem, spodziewałem się, że raczej nie mam, po co dzwonić, nie po tym jak dla Kamila stało się jasne, że jestem pedałem, zachowanie Kamila i Doroty oceniłem jako zwyczajową grzeczność i tyle. Przyjąłem za pewnik, że zapewnienia o możliwości dorobienia są nieaktualne.
- Panie Grzegorzu jest pan tam? – na to pytanie ocknąłem się nieco.
- Tak jestem, tylko do tego, że jestem zaspany, doszło teraz zaskoczenie – wypaliłem, nie zastanawiając się nad tym, co mówię.
- Zaspanie rozumiem, bo to pierwszy dzień wakacji, zaskoczenia nie rozumiem – dałbym głowę, że facet miał niezły ubaw, w jego stanowczym dotychczas głosie usłyszałem nutkę wesołości.
- Jakby to powiedzieć, czy pan Kamil nie powiedział panu, czego się później o mnie dowiedział – pamiętałem, jak Dorota mnie zbeształa za moje przypominanie, że jestem gejem, więc chciałem mu to przekazać w jakiś oględny sposób.
- Powiedział… - facet chyba kpi ze mnie w żywe oczy, wydawało mi się, że słyszałem jego śmiech, znowu mnie zatkało.
- Dorota też mi co nieco powiedziała i widzę, że stosuje się pan do jej zaleceń – powiedział, teraz już całkiem wyraźnie słyszałem jego śmiech.
- Porozmawiajmy poważnie panie Grzegorzu, na razie to kręcimy się w kółko, jest pan dalej zainteresowany, żeby sobie dorobić w czasie wakacji czy nie? – ton jego głosu na powrót stał się stanowczy, zniknęła z niego wcześniejsza wesołość.
- Oczywiście, że chcę, tylko jestem jeszcze trochę obolały więc dzisiaj to raczej nie – odpowiedziałem rzeczowo przywołany do porządku.
- Ale możemy się dzisiaj spotkać i porozmawiać? Jeszcze jedno pytanie zna się pan na rysunku technicznym, na projektach? – zapytał.
– Na rysunku się trochę znam, to o której godzinie mam przyjść? – bardzo się ucieszyłem, że facet chce ze mną rozmawiać.
- Może ja podjadę do pana na przykład o godzinie dziewiątej, odpowiada? – zaskoczyła mnie wyznaczona przez niego godzina.
- Jak najbardziej, wytłumaczyć panu jak dojechać – zapytałem.
- Nie trzeba, Kamil mi mówił gdzie pan mieszka, ale jak nie będę mógł trafić, to będę dzwonił. Do zobaczenia za godzinę – zakończył rozmowę.

W popłochu popatrzyłem na pokój i na siebie. W myślach ułożyłem szybki plan działania, najpierw prysznic, jakieś świeże ciuchy, później dopiero ogarnę jakoś pokój, następnie trzeba powiedzieć rodzicom o wizycie, pomyślałem, że chyba nie zdążę zjeść śniadania przed jego przyjazdem.
Przyjechał punktualnie, na podwórko wtoczyła się czarna Honda CR-V, wysiadł z niej około pięćdziesięcioletni, postawny, brunet, lekko szpakowaty, zanim zdążyłem wyjść z domu, podszedł do mojego taty i się przywitali. Rozmawiali ze sobą tak jakby się znali, tato wskazywał na ułożone drewno i na warsztat coś mu tłumacząc, zdezorientowany patrzyłem, nie wiedząc, czy to przyjechał mój poranny rozmówca, czy to jakiś klient przyjechał do taty. Stałem niezdecydowany na ganku, obrócili się w moją stronę, a tato pomachał do mnie ręką w geście przywołania.
Podszedłem do nich, w zachowaniu i postawie przyjezdnego było coś, co wzbudzało szacunek, stanąłem koło nich, nie wiedząc, jak mam się zachować. Nieznajomy wyczekująco popatrzył na tatę.
- Grzesiek to pan Piotr, który rozmawiał z tobą rano – powiedział tato.
Po sposobie, w jaki rozmawiali i zachowaniu wobec siebie zorientowałem się, że tato musiał znać już wcześniej tego człowieka.
- Wystarczy Piotr – powiedział przyjezdny, wyciągając dłoń do przywitania.
Może wystarczy, pomyślałem, ale w jego zachowaniu było coś, co podpowiadało mi, że forma „pan Piotr” będzie zdecydowanie bardziej właściwa w sposobie odnoszenia się do niego.
- Grzesiek, bardzo proszę nie dodawać słowa pan, mam dopiero osiemnaście lat, panie Piotrze– uścisnąłem jego rękę.
- Świetnie Grzegorz, pierwsze lody przełamane, znam się z twoim tatą, ale to bardzo stare czasy - uśmiechnął się nieznacznie.
- Robiłem więźbę dachową dla pana Piotra, a potem krycie i całą resztę, to było, jak ciebie jeszcze Grzesiek nie było na świecie – wyjaśnił tato, zadumał się chwile i dodał – ciebie jeszcze w planach chyba nie było.
Uśmiechnęli się, patrząc na mnie, zrobiło mi się trochę głupio, bo czułem się bardzo dorosły zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.
- Właśnie to było dawno temu, wtedy byliśmy młodzi i piękni, teraz jesteśmy tylko piękni – oboje jednocześnie wybuchnęli śmiechem, patrząc na mnie.
- Grzegorz gdzie moglibyśmy usiąść i porozmawiać, wezmę tylko projekty z samochodu – zapytał pan Piotr.
Przeprosił tatę i poszedł do samochodu, z którego wyjął kilka teczek formatu A4 i poszliśmy do mnie do pokoju.
Nie dotarliśmy jednak do mojego pokoju, po wejściu do domu zaczepiła nas mama i zaprosiła na śniadanie. Trochę się żachnąłem, u nas nie było jakiś wystawnych śniadań, miejscowe wędliny, najczęściej wiejska kiełbasa lub boczek i salceson, ser biały kupowany od sąsiadki przyrządzany przez mamę na różne sposoby, domowe konfitury, miód, masło, to ostatnie też często również kupowane od sąsiadki, czyli nic nadzwyczajnego, nic co mogłoby smakować komuś takiemu.
Pan Piotr bardzo chętnie przyjął zaproszenie. Pierwsze moje zdziwienie wzbudził jego wybór czegoś do picia, mama zaproponowała mu kawę, herbatę, mleko i kakao, wybrał to ostatnie. Siadając do stołu łakomym wzrokiem (tak mi się przynajmniej wydawało) popatrzył na słoiki z konfiturami i ser biały leżący na desce. Sięgnął po nóż i odkroił plaster sera, włożył do ust, wyraźnie się delektując smakiem. Dziwak jakiś, przecież to zwykły biały ser, który nam już wyłaził bokami.
- To prawdziwy wiejski biały ser, a nie sklepowe badziewie bez smaku i zapachu – zamruczał pod nosem.
Następnie na talerz nałożył sobie po łyżeczce każdej z konfitur i również zaczął je próbować.
- Niezwykły smak, sama pani robi te konfitury? – zapytał, mamy.
- Tak, według przepisów mojej mamy bez tych wszystkich nowoczesnych dodatków, jak fixy i cukry żelujące – odparła, patrząc na niego zdumiona, widać było, że tym komplementem zdobył jej serce.
Mamie jednak gołe komplementy nie wystarczają, natomiast on rzeczywiście zawładnął jej sercem. To, co pan Piotr zaczął wyprawiać, wszystkich wprawiło w zdumienie. Kolejne kromki chleba cienko smarował masłem, następnie kładł na nie grube plastry sera, a ser pokrywał warstwą konfitury lub miodu, może i nie było w tym nic niezwykłego, ale taką kromkę chleba pochłaniał w dwóch kęsach, a później następną, i następną, w stronę wędlin nawet nie spojrzał.
W pewnej chwili zorientowawszy się, że wszyscy na niego patrzą, przerwał jedzenie.
- Ja chętnie zapłacę za to śniadanie – powiedział trochę zdezorientowany sytuacją.
- To nie o to chodzi, ma pan niezwykły, wprost zaskakujący apetyt, bardzo proszę się dalej częstować – wyjaśniła mama.
- Mam taką jedną zasadę, jak jest dobre, to jem bardzo dużo, jak jest niezbyt dobre, to nie jem wcale, a to wszystko jest wprost wspaniałe, wiejski ser i domowe konfitury to po prostu śniadanie jak marzenie – tłumaczył się trochę zażenowany.
- Naprawdę się bardzo cieszę, że panu smakuje, w końcu jest osoba, która nie narzeka na ser i konfitury – mama była wyraźnie zauroczona tym facetem, to znaczy nie nim, tylko tym, że potrafi docenić jej konfitury.

Po skończonym śniadaniu zostaliśmy w jadalni, pan Piotr podał mi teczki, w milczeniu pobieżnie przejrzałem zawartość, to było kilka różnych projektów, montaż przydomowej oczyszczalni ścieków, odwodnienia wokół domu, przerobienia istniejącego szamba na zbiornik deszczówki, regulacji potoku płynącego po posesji, głównie prace ziemne i nieduże montażowe, jednak potrzeba było co najmniej dwóch osób i wynajęcia niedużej koparki.
- To wymaga dwóch osób – odezwałem się w końcu.
- Co najmniej dwóch - zgodził się ze mną.
- Do, kiedy ma to być zrobione? – zapytałem ponownie.
- Nie ma pośpiechu, tylko oczyszczalnia wymaga zgłoszenia terminu rozpoczęcia prac do nadzoru budowlanego – odpowiedział, patrząc na mnie.
- Na jakich zasadach mógłbym się tym zająć? – zapytałem.
- Dobrze by było, gdybyś był w stanie wycenić, ile chcesz za wykonanie każdej z tych prac – zaproponował.
- To się da zrobić, a co z wynajęciem koparki i materiałami – zapytałem go to przecież większa część kosztów, a ja nie orientowałem się za bardzo w cenach materiałów i sprzętu.
- Koparka i żwir potrzebny do wykonania, dobrze, żeby były ujęte w osobnych pozycjach, ale wycenione, reszta materiałów na zasadzie zwrotu kosztów według faktur, oczyszczalnia z elementami rozsączalnika jest już zamówiona – wyjaśnił rzeczowo.
- Chętnie podjąłbym się tej pracy, tylko mam problem z gotówką, którą musiałbym założyć na początku za koparkę, żwir i inne materiały – powiedziałem z żalem, byłem zawiedziony, że taka robota przejdzie mi koło nosa, ale nie miałem kilku tysięcy złotych, żeby założyć na początku.
- Grzegorz skoncentruj się na wycenie, sprawa zakupu materiałów i wynajęcia koparki da się na pewno jakoś rozwiązać – zaproponował, spojrzałem na niego z wdzięcznością, a on tylko się uśmiechnął.
- Mam jeszcze dwa pytania, po pierwsze czy mogę się tego podjąć z kolegą, drugie na, kiedy ma być przygotowana wycena – nie wiedziałem, ale przeczuwałem, że pan Piotr bardzo lubi rzeczowe podejście do tematu, to jakoś wynikało z aury, którą roztaczał wokół siebie.
- Odpowiedź brzmi tak i, jak najszybciej, może jak zabierzesz się do tego z kolegą to uda ci się zdążyć na jutro, wieczorem koło dwudziestej wracam do Krakowa, a chciałbym mieć już ustalonego wykonawcę – zaproponował.
- Postaram się przygotować na godzinę siedemnastą, zadzwonię do pana wcześniej ustalić dokładną godzinę – odpowiedziałem, pomimo że nie miałem najmniejszego pojęcia jak mi się uda to zrobić, chociaż w głowie kołatała mi się już myśl, z kim chciałbym to robić.
- Teraz ja mam jedno pytanie, kolega to tylko kolega? – zapytał.
- Kolega to przyjaciel – odpowiedziałem.
Potem zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę pytał o inne relacje między mną a Jarkiem, bo to Jarka miałem na myśli, mówiąc mu o koledze do pomocy, mimowolnie zaczerwieniłem się, a on nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Tylko przyjaciel… on jest hetero - dodałem ciszej.
Podziwiałem go za styl, w jakim potrafił mnie sprowokować do powiedzenia tego, spodziewałem się dezaprobaty z jego strony, ale on patrzył na mnie ze zrozumieniem.
- A wie o tym że bardzo go lubisz, może więcej niż bardzo, sądząc po twojej reakcji – zapytał, a w jego głosie wyczułem wahanie.
- Tak wie, powiedziałem mu o tym, zrozumiał, ale on nie najlepiej z tym się czuje, jednak między nami nic się nie zmieniło, to prawdziwy przyjaciel – wyjaśniłem.
Facet umiał rozmawiać i podpuszczać, tak szczerze na temat moich relacji z Jarkiem nie rozmawiałem nawet z rodzicami, a teraz rozmawiam z zupełnie obcym facetem. Pokiwał głową z akceptacją.
- Byłoby fajnie, gdybyście u mnie pracowali, postarajcie się dobrze przygotować tę wycenę – powiedział.
Pożegnaliśmy się krótkim i mocnym uściskiem dłoni, idąc do siebie do pokoju, słyszałem, jak żegna się z mamą, dziękując za wspaniałe śniadanie. Przez okno zobaczyłem jak po pożegnaniu się z tatą, wsiada do samochodu i odjeżdża.

Zadumałem się nad moimi relacjami z Jarkiem, rozmyślania przerwała mi mama.
- No i jak? – zapytała, wchodząc do pokoju.
- Muszę z Jarkiem zrobić wycenę na jutro, ale mam dziwną pewność, że dostaniemy tę robotę – odparłem.
- A rozmawiałeś już z Jarkiem na ten temat ? – zapytała zdziwiona.
- Jeszcze nie, ale też nie ma żadnej pracy na wakacje, a w dodatku to takie roboty budowlano instalacyjne a on przecież chodzi do technikum budowlanego – powiedziałem, wiedząc, że Jaro łyknie temat jak mały pelikan rybę.
- A dacie sobie z tym radę? – zapytała.
- Mamo wątpisz w umiejętności i możliwości swojego syna, czy podważasz wiedzę fachową Jarka? – zapytałem żartobliwie.
- Dobrze już, pytania nie było, natomiast cały czas zastanawiam się, jakim cudem twój przyszły pracodawca potrafi tyle zjeść na śniadanie i być dalej szczupły – powiedziała, kręcąc głową.
- Odpowiedź jest prosta jak drut, tylko czasami mu się zdarza tyle zjeść, na co dzień nie ma dostępu do takich pyszności – mówiąc pyszności, odwróciłem głowę, żeby nie widziała mojego wyrazu twarzy, nam już ser i konfitury się przyjadły.
- Pewnie masz rację, dzwoń po Jarka i bierzcie się do roboty, bo nie zdążycie, aha i powiedz mu, że zje u nas obiad – powiedziała, wychodząc z pokoju.
Zadzwoniłem do Jarka i powiedziałem mu o możliwości zarobienia, bardzo mu to odpowiadało, stwierdził, że taka praca bardziej mu odpowiada od obierania porzeczek i innego badziewia, a na nic lepszego się nie zapowiadało. Pojawił się u mnie pół godziny później.
- Grzechu dzięki, że o mnie pomyślałeś – zaczął na wstępie.
- Spokojnie jeszcze nie mamy tej roboty, mamy na jutro przygotować orientacyjną wycenę – ostudziłem jego zapędy.
Zabraliśmy się do pracy, Jaro przejrzał dokumentację i odetchnął z ulgą, stwierdzając, że są dokładne specyfikacje materiałów, kazał mi je przepisać do Excela, pozycja po pozycji w jednej kolumnie, z ilościówką w sąsiedniej kolumnie, jak skończysz, to wystarczy zrobić formułę, skopiować, potem wpisać ceny i samo się wyliczy. Poszedłem do pokoju brata skorzystać z jego kompa, Jaro w tym samym czasie na moim kompie buszował po stronach okolicznych składów budowlanych i ściągał ceny, w dwie godziny mieliśmy już przygotowana wycenę materiałów do jednego z projektów.
- Teraz musimy się zastanowić, ile kasy chcemy zarobić Grzesiek, we dwójkę będziemy to robić jakieś pięć, sześć dni, po osiem góra dziesięć godzin, praca nie jest ciężka, po ile liczymy za dniówkę? – zapytał.
- Dobrze byłoby po stówie na łebka zarobić – odparłem.
- To daje tysiąc dwieście, wpiszemy tysiąc sześćset, w razie czego będziemy mieli, z czego spuścić, doliczmy jeszcze 200 złotych na inne materiały – zaproponował, dopisując w arkuszu wymienione kwoty.
- Jakie inne materiały – zapytałem.
- Rozpuszczalniki, kleje, jakieś złączki czy kształtki, tak się wydaje, ale trzeba na przykład kupić płyn do naczyń lub jakiś smar do łączenia rur kanalizacyjnych – wyjaśnił mi.
- Płyn do naczyń? – zapytałem zdziwiony.
- Tak albo smar, smaruje się tym uszczelki i przy łączeniu rur lekko wchodzą jedna w drugą, teraz jeszcze muszę zadzwonić o koparkę i ustalić ceny na poszczególne wykopy, najlepiej zrobić całościowo, wyjdzie taniej, bo facet nie będzie musiał kilka razy dojeżdżać – cierpliwie wyjaśnił.
- Znasz się na tym lepiej niż ja, to uzgadniaj, powiedz tylko co mam w tym czasie robić – byłem pod wrażeniem jego umiejętności, jak chociażby z tą koparką, ja bym o tym nie pomyślał.
Po wykonaniu kilku telefonów znaliśmy również cenę pracy koparki.
- Grzechu teraz jeszcze na końcu dopisz dwie pozycje, montaż napowietrznika kanalizacji i montaż odpowietrzenia zbiornika oczyszczalni. Jutro chcesz z tym iść do gościa sam, czy mam iść z tobą – zapytał.
- Idziemy razem - zdecydowałem bez namysłu, po czym zapytałem - Dlaczego pytasz?
- Bo te dwie ostatnie pozycję są dodatkowe, projekt tego nie uwzględnia, ale nie wiem czy istniejąca kanalizacja posiada odpowietrzenie i jak jest rozwiązane, tak samo jest z rozwiązaniem odpowietrzenia ze zbiornika oczyszczalni, jak pójdziemy razem, to gościowi wyjaśnię, w czym rzecz, jak pójdziesz sam, to musiałbym wyjaśnić wcześniej tobie – odpowiedział.
Skończyliśmy pierwszy projekt i zeszliśmy zjeść obiad. Po obiedzie męczyliśmy się z resztą, część mieliśmy już gotową, jak na przykład pracę koparki, ale zostało jeszcze sporo pracy, zrobiliśmy sobie przerwę na kolację i obalenie po jednym browarze.
W trakcie picia piwa Jaro napalony perspektywą zarobku wyliczał, ile możemy wyciągnąć z tych prac.
- Grzechu jak dobrze pójdzie to może nawet dwa i pół tysiąca na każdego wypadnie za cztery, góra pięć tygodni pracy – ekscytował się Jarek.
- Jutro się dowiemy czy coś zarobimy – studziłem jego ekscytacje.
- Jakby nam to wyszło, to odpalę ci ze swojej części zwyczajowe dwadzieścia procent zarobku – dodał, patrząc na mnie.
- Jaro nie chcę żadnych zwyczajowych części, o czym ty gadasz? – zapytałem niezorientowany w takich zwyczajach.
- Normalne, jak to wypali, to znaczy, że mnie w to wciągnąłeś i należy ci się te dwadzieścia procent – popatrzył na mnie lekko zdziwiony.
- Jaro, gdyby nie Ty, to nie wiem czy sam dałbym sobie radę z tą wyceną, więc nie pieprz mi nic o żadnym odpalaniu, to co zarobimy, dzielimy po połowie – powiedziałem stanowczo.
- Poza tym i tak dużo ci zawdzięczam, to przynajmniej tak się zrewanżuję – dodałem po chwili, widząc jego zdziwioną minę.
- Ok. Grzech zrobisz, jak będziesz chciał, ale wiedz, że nic mi nie zawdzięczasz, tamto wtedy w niedzielę chciałem, to zrobiłem, ale nie myśl, że no wiesz…- zapultał się na amen.
- Wiem Jaro, tym bardziej to doceniam, sam też mam problemy mówić o tym – popatrzyłem mu prosto w oczy.
Wytrzymał to spojrzenie.
- Wiesz Grzesiek, czasami żałuję, że nie jestem homo tak jak ty, wtedy moglibyśmy być razem, myślałem o tym ostatnio dosyć często, ale sam widziałeś, że musiałem mieć zwykłego… no heteryckiego pornola, żeby tego, no wiesz… – wyjaśniał nieporadnie, cholera jak teraz to bym za nim nawet w ogień skoczył.
- Wiem, ja to czuję i naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko, bardzo cię proszę nie łam sobie tym głowy, nawet jakbyś bardzo chciał, to nie zmienisz się w geja, nie próbuj się nawet naginać, jest dobrze tak, jak jest – starałem się to mówić bez emocji, ale mi to nie wychodziło.
- Grzechu takie tam jak ostatnio to czasem możemy, jak byś miał ochotę – zaproponował.
- Jaro problem jest w tym, że chciałby zbyt często i wiem, że to nie byłoby dobre dla naszej przyjaźni, więc nie wracajmy więcej do tego tematu, tak będzie chyba lepiej.
Wiedziałem, że odcinając się od propozycji Jarka, tracę bardzo dużo, ale wolałem zrezygnować z tej namiastki seksu, żeby utrzymać naszą przyjaźń, wiedziałem, że w przeciwnym przypadku mogłoby to zagrozić tej przyjaźni.
- Wracajmy do roboty, bo jeszcze mamy sporo do zrobienia – zaproponowałem, piwo już skończyliśmy, a ja nie byłem w nastroju do kontynuowania tematu.
Koło północy zacząłem przysypiać, siedząc na krześle, obok Jarka, w zasadzie teraz to on wszystko robił, zaglądał do projektów, sprawdzał coś na komputerze, zmieniał w arkuszu kalkulacyjnym, ja tylko biernie go obserwowałem. Widząc moje zmęczenie, zaproponował, żebym się położył.
- Grzesiek połóż się spać, wyglądasz jak kupa nieszczęścia, a i tak teraz nic mi nie możesz pomóc – powiedział.
- A ty Jaro ? Długo ci jeszcze zejdzie – zapytałem.
- Jeszcze z godzinkę, rano to przejrzymy i wydrukujemy – wyjaśnił.
- Jak skończysz to kładź się spać w pokoju gościnnym, przecież nie będziesz o tej porze wracał do domu – zaproponowałem.
- Dobrze, a teraz zmykaj do spania – odpowiedział, uśmiechając się.
Poszedłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic, potem w samych bokserkach położyłem się do spania, leżąc, obserwowałem Jarka spod wpółprzymkniętych powiek. Zanim zasnąłem, rozmyślałem o naszej rozmowie przy piwie, widziałem, jak kilka razy Jarek odrywając oczy od monitora, zerkał w moją stronę.
W nocy się przebudziłem, ze zdziwieniem stwierdziłem, że Jarek śpi obok mnie, nawet się nie rozebrał. W pokoju było zimno, wstałem, żeby przymknąć okno, mój ruch przebudził Jarka.
- Rozbierz się i przykryj kołdrą, ja tylko przymknę okno – powiedziałem do niego cicho.
Zamknąłem okno i wróciłem do łóżka, Jaro ponownie zasnął, ja zapadałem w sen przytulony do jego pleców.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pią 22:56, 01 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:25, 25 Mar 2012    Temat postu:

.


Część ósma( 8 )


Budząc się rano, czułem oddech Jarka na swoim karku, spał jeszcze obrócony w moją stronę, leżał na boku, lewą dłoń miał podłożoną pod policzek, a prawa spoczywała na moim brzuchu, uśmiechał się przez sen, efekty jego porannego wzwodu wyczuwałem na swoim biodrze. Leżąc, patrzyłem na jego pogodną twarz. Życie byłoby piękne, gdybym mógł tak codziennie się budzić, gdyby Jaro był jeszcze biseksualny, to byłbym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, marzyłem. Miło było sobie pomarzyć, ale trzeba się zadowolić tym, co realne, przywołałem się do rzeczywistości, przypominając sobie wczorajszą rozmowę i swoje postanowienie. Zadowalało mnie bycie blisko z nim i jego przyjaźń, teraz leżąc w jednym łóżku i czując bliskość jego ciała, jego oddech muskający mi szyję, czułem podniecenie i pożądanie. Wiedziałem, że nie mogę sobie na to pozwolić, to mogłoby się zamienić w męczarnię dla mnie i dla niego. Byłem pewien, że na dłuższą metę to zniszczyłoby naszą znajomość. Starając się go nie obudzić, przesunąłem jego rękę i wstałem z łóżka, zobaczyłem, że Jaro przebudzony moim ruchem otwiera oczy.
- Śpij jeszcze Jarek, obudzę cię na śniadanie, ja w tym czasie przejrzę wszystko, może coś jeszcze poprawię i uzupełnię – wyszeptałem, żeby go bardziej nie rozbudzić.
- Dobra, coś jest nie tak z sumowaniem, sprawdź to, bo ja jestem noga z Excela – wymamrotał zaspanym głosem.

Wychodząc do łazienki, na korytarzu natknąłem się na brata, najpierw popatrzył na mnie, a później zobaczyłem jego szybkie spojrzenie w głąb mojego pokoju, zanim zamknąłem za sobą drzwi.
- Chyba się myliłem, brachol oceniając twoje szanse na podryw – powiedział Tomek, a mnie zatkało.
- Jak Jarek jest gejem, to po grzyba szukałeś szczęścia gdzie indziej? Popieprzony jesteś braciszku – dodał, kręcąc głową, Tomek najwyraźniej źle zinterpretował moje milczenie.
- Tomek powaliło cię? – odetkało mnie.
- Ty minę masz rozanieloną jakbyś dopiero co, przeleciał kogoś, w twoim łóżku, z którego dopiero co się zwlekłeś, śpi Jarek, co to może oznaczać innego? – zapytał Tomek.
- Tomek sam bym chciał, żeby tak było, wzrok masz dobry, ale źle interpretujesz, to co zobaczyłeś – odparłem z uśmiechem, po czym dodałem – Niestety Jaro gra w tej samej drużynie co ty.
- To, czemu nie śpi w pokoju gościnnym? – nie dawał za wygraną Tomek.
- Siedział do późna nad wyceną, a później pewnie nie chciał już hałasować, więc się położył u mnie, ja już wtedy spałem – próbowałem mu wyjaśnić.
- To między wami nic… no wiesz, o co mi chodzi? – zapytał.
- Nic – odpowiedziałem i popatrzyłem na niego z politowaniem.
- Szkoda, bo jak już kiedyś wspomniałem fajna parka by z was była, a Jarka bardzo lubię – powiedział zawiedziony.
- Dzięki Tomek.
- Za co ? – zapytał zdziwiony.
- Za całokształt braciszku, tylko nie gadaj o tym, co widziałeś - poprosiłem Tomka.
- Spoko – odpowiedział.

Po wizycie w łazience, ubrałem się i włączyłem kompa. Przejrzałem wszystkie arkusze, zrobiłem kilka poprawek literówek, podliczając kolumny, zauważyłem, że arkusz rzeczywiście źle sumuje, używając kalkulatora, upewniłem się w tym. Chwilę się zastanawiałem, z czego to może wynikać, sprawdziłem formatowanie kolumn, okazało się, że kolumny są w formacie ogólnym, dlatego nie wyskakiwały błędy, przeformatowałem na liczbowe i spostrzegłem, że kilka liczb zapisano, stosując kropki zamiast przecinków, Poprawiłem to i wszystko było w jak najlepszym porządku. Praktycznie kończyłem zapisywać zmiany, jak usłyszałem, wołanie mamy, żeby zejść na śniadanie.
Obudziłem Jarka, poczekałem, aż się ubierze i razem zeszliśmy na śniadanie, w trakcie jedzenia wyjaśniłem Jarkowi, co zrobiłem. Przy stole zostaliśmy sami, reszta już zjadła śniadanie i powoli zbierała się do wyjścia do kościoła, mi po raz kolejny odpuszczono uczestnictwo w tym, cotygodniowym rytuale rodzinnym. Jarek wskazując ruchem głowy, na wychodzących rodziców puścił do mnie oczko.
- Robotę mamy zrobioną, teraz mamy czas na relaks, poczekamy jeszcze chwilę i ja wskakuję pod prysznic – zaproponował, patrząc na mnie.
- Z prysznica zawsze możesz skorzystać – odpowiedziałem, pamiętając o moim postanowieniu.
- A nie miałbyś ochoty pomóc mi pod prysznicem? – zapytał, szeroko się uśmiechając.
- Jaro bądź poważny, przecież wczoraj rozmawialiśmy o tym – przypomniałem mu o moim postanowieniu.
- Grzechu umówmy się tak; ty nie naciskasz, zawsze zostawiasz mi decyzję, kiedy i jak, to ja będę wyznaczał granicę, jak daleko w tych zabawach się posuniemy i nie licz na dużo, jeżeli to będzie się odbywało na takich zasadach, to na pewno nie zaważy to na naszej przyjaźni, a przecież w końcu poznasz kogoś i będzie po sprawie – wyłożył swoje argumenty.
- Pozornie masz rację, tylko na razie nie mam zamiaru nikogo szukać, mam dość wrażeń na jakiś czas, to po pierwsze, po drugie obawiam się naszych wspólnych zabaw, z kilku powodów, w razie jakiejś wpadki przylgnie do ciebie miano pedała a z tym nie żyje się fajnie, co pewnie zdążyłeś zauważyć, nie wiem, jak na mnie wpłyną te zabawy, to znaczy, może być tak, że będę się starał przekraczać granice, które ty będziesz uznawał za nieprzekraczalne, sumując to wszystko, wychodzi na to, że Ty tylko tracisz, a ja tylko korzystam – zakończyłem swój wywód.
- Grzechu zrobisz, jak uważasz, ja z propozycji się nie wycofuję, poza tym muszę wziąć prysznic – powiedział, wstając, zdjął koszulkę i skierował się na piętro, po czym zapytał - jaki tym razem masz kolor ręczników?
- Niebieski – powiedziałem, przełykając nadmiar śliny.
W domu było cicho, po chwili usłyszałem szum wody spod prysznica, widocznie Jarek nie zamknął drzwi do łazienki, to zadecydowało, wbiegłem na piętro, pokonując po trzy schody naraz, wszedłem do łazienki, przez matowe szkło kabiny widziałem zarys jego szczupłej sylwetki. Zrzuciłem szybko z siebie ubranie i zapukałem w ściankę kabiny.
- Właź, wiedziałem, że długo nie wytrzymasz – usłyszałem w odpowiedzi.
Otwarłem drzwi kabiny, jej wnętrze było lekko zaparowane, Jaro stał pod strumieniem, woda ściekała po jego plecach urywanymi strużkami, niżej kilka z nich łączyło się i spływały zagłębieniem między kształtnymi pośladkami. Odwrócił głowę w moją stronę.
- Nie stój tak z otwartymi drzwiami, bo się cała łazienka zachlapie – ponaglił mnie do wejścia.
Postanowiłem, wbrew wcześniejszym deklaracjom, że tę zabawę Jaro zapamięta na bardzo długo. Podszedłem do niego, popatrzyłem prosto w jego brązowe źrenice, delikatnie musnąłem ustami jego wargi, był zaskoczony, ale tylko lekko zmrużył powieki i rozchylił usta, przywarłem ustami mocniej, odwzajemnił pocałunek, później do pocałunku dołączyły nasze języki, po chwili oderwałem się od jego warg i powoli całowałem szyję, schodząc coraz niżej, jednocześnie ująłem w rękę penisa, delikatnie go masując, ustami dojechałem do prawego sutka, całowałem go i drażniłem językiem, wyczuwałem jak pod wpływem delikatnych ruchów i pieszczot jego penis powoli się wypręża, mój stał już na baczność. Sutek stwardniał, więc moje usta zaczęły wędrówkę w dół, w stronę pępka a potem sunąłem drogą wyznaczoną przez delikatny blond zarost ciągnący się od pępka do nasady penisa, językiem pieściłem jego jądra, podjechałem wyżej i wargami objąłem czubek penisa, wstrząsnął nim dreszcz. Obejmując wargami penisa, brałem go coraz głębiej i cofałem się, za każdym razem głębiej do ust, dłońmi pieściłem pośladki, po ciężkim oddechu wiedziałem, że bardzo mu to odpowiadało, ręką opartą na mojej głowie delikatnie nadawał tempo, jego oddech stał się urywany i płytki, drgania penisa oznaczały, że zbliża się do finału, chciałem, aby wytrysnął mi w usta, chciałem poczuć smak jego spermy, ale obawiałem się negatywnej reakcji, więc zacząłem onanizować go delikatnie ręką, językiem pieściłem jądra, finał nastąpił błyskawicznie, usłyszałem cichy jęk i jednocześnie cały zadrżał, sperma wystrzeliła białą smugą i wylądowała na ściance kabiny, kolejne skurcze powodowały tylko jej leniwy wypływ, gęsta sperma spływała mi po ręce, poczułem jej ostry zapach . Jarek wciąż cały drżał. Wstałem i popatrzyłem mu w oczy.
- Co z tymi granicami? – zapytałem ironicznie.
Zmieszał się i to zmieszanie usiłował zamaskować uśmiechem.
- Miałeś rację, chciałem ci przerwać, jak zacząłeś mi ssać, ale to było tak przyjemne, więc nie protestowałem - powiedział ze skruchą i dodał - Nigdy mi nikt nie ssał.
- No wiesz żadna laska – dodał po chwili skrępowany.
Poczułem jego rękę na penisie, delikatnie zaczął mnie onanizować, druga dłoń błądziła po moich plecach i pośladkach. Przymknąłem oczy, w pamięci miałem wciąż zapach jego spermy, byłem maksymalnie podniecony. Poczułem język pieszczący moje jądra, nie dowierzając, otwarłem oczy, Jarek klęczał i językiem pieścił mi jądra, jedną dłonią mnie onanizował, a drugą masował moje pośladki. Kilkanaście zdecydowanych ruchów ręki Jarka i poczułem zbliżający się orgazm, przycisnąłem jego głowę do krocza i eksplodowałem. Kolejne salwy mojej spermy lądowały na ściance kabiny, ledwo mogłem ustać na drżących nogach, Jarek wyswobodził się i wstał.
- Teraz musimy usunąć ślady – trzeźwo zauważył.
Dosyć szybko umyliśmy się, ja zostałem dłużej w kabinie, żeby usunąć ślady naszej działalności ze ścianek kabiny.

Ubrani, bez słowa, poszliśmy do mojego pokoju. Jarek usiadł przed komputerem, a ja położyłem się na łóżku.
- Na przyszłość tylko walenie i macanko – Jarek pierwszy przerwał krępującą ciszę.
- Ssanie ci się nie podobało? – prowokacyjnie zapytałem.
- W tym właśnie problem, że mi się podobało, ale ja nie mógłbym zrewanżować się tym samym – odparł, czerwieniąc się.
- Wcale tego nie oczekuję – prowokowałem go dalej.
- Grzech przestań, walenie i delikatne macanko – powiedział z naciskiem.
- Głupolu, tu nie chodzi o mnie tylko o ciebie, nie miałeś żadnych wątpliwości po tamtym razie? Jesteś pewien, że po dzisiejszej zabawie też nie będziesz miał wątpliwości? Może dopiero jak mnie zerżniesz, to zrozumiesz, że to, co robisz, jest niewłaściwe! Tomek już miał głupie skojarzenia, jak zobaczył, że spaliśmy w jednym łóżku – wyrzuciłem to z siebie wściekły na niego.
- Kurwa, jakie skojarzenia? – zapytał zdumiony.
- Przyjaźnisz się z pedałem, spędzasz z nim sporo czasu, chociaż prawie wszyscy omijają go jak zadżumionego, śpisz z nim w jednym łóżku, jak ktoś może to sobie tłumaczyć? Pomyśl chwilę, zanim odpowiesz – uświadamiałem go.
- Mam w dupie, co sobie pomyślą – odpowiedział ze wściekłością.
- Nie pieprz nawet jak ty masz to w dupie, to ja nie mam, kończymy z zabawami, bo tylko tego by brakowało, żeby nas ktoś na tym nakrył – zakończyłem dobitnie.
Popatrzył zdumiony na mnie.
- Ale mi chodziło o ciebie z tym wszystkim – popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Wiem, a mi chodzi o ciebie, kiedy się opamiętasz, kiedy stwierdzisz, że przekroczyłeś barierę niewinnych zabaw z kumplem, kiedy zaczniesz czuć do siebie obrzydzenie, bo przecież orientacji nie zmienia się jak rękawiczki – po wyrazie twarzy widziałem, że zaczęło do niego docierać, to co mówię.
- Najbardziej Grzech wkurza mnie to, że znowu masz rację – powiedział ze złością, a potem niespodziewanie się roześmiał.
- Miałem trochę wątpliwości po naszej pierwszej zabawie, ale wytłumaczyłem sobie, że to nic takiego, zwykłe walenie z kumplem, trochę taka pomoc w sytuacji, w jakiej się znalazł – dodał.
- A ja dzisiaj chciałem ci udowodnić, że ustalone wcześniej granice w seksie najczęściej idą się pieprzyć, w przeciwieństwie do konsekwencji – dobitnie udowadniałem swoje racje.
- Dobra przyznałem ci rację – podniósł ręce w górę na znak poddania się – To, co dalej?
- Zwykła przyjaźń, ty zapominasz o moich gejowskich problemach i przyjaźnimy się, jakby ten temat nigdy nie istniał – zaproponowałem.
- Zgoda, zwłaszcza że z tymi pocałunkami to mi nie pasowało, ale reszta…
- Ale reszta wcześniej czy później też by ci nie pasowała Jarek, na razie było ciekawie, bo to dla ciebie była nowość – dokończyłem za niego.
- To, co teraz robimy – popatrzył na mnie i mrugnął okiem, obydwoje jednocześnie zaczęliśmy się śmieć.
- Teraz skupmy się na wycenie, przejrzyjmy jeszcze raz to wszystko – powiedziałem po dłuższej chwili.
Razem sprawdzaliśmy nasze arkusze ze specyfikacjami z dokumentacji, Jaro dodatkowo sprawdzał ceny czy zgadzają się z jego notatkami.

W międzyczasie wrócili rodzice i rodzeństwo. Tomek wpadł do pokoju w radosnym nastroju.
- Mam newsa, znasz niejakiego Dawida? – zapytał.
Jarek popatrzył na mnie, a potem w stronę Tomka.
- Kiedyś znałem, znowu przylazł? – zapytałem niechętnie.
- Nie, nie przyszedł, tylko doszły mnie słuchy, że leje każdego po mordzie, kto niepochlebnie się o tobie wyraża, masz swojego obrońcę, może nie jest to książę w lśniącej zbroi paradujący na białym koniu, ale chyba to dobrze o nim świadczy – dobitnie zaakcentował słowo dobrze.
- Szkoda tylko, że tydzień temu nie wiedział jak się zachować – powiedziałem zdziwiony przyniesioną informacją, nie miałem ochoty rozmawiać na temat Dawida.
- Dobrze, że się opamiętał – wtrącił się Jarek i dorzucił – Tomek dla twojej informacji to potwierdzam to, co rano powiedział Grzesiek, jestem hetero, jak będę miał zmienić orientację, to przyrzekam, pierwszego ciebie o tym poinformuję.
- Spoko, już przebolałem, że nie będziesz moim szwagrem, a może bratową? Bo sam nie wiem, jak to może być, w zależności od tego, kto jest w takim związku pasywny albo aktywny – rechotał ubawiony Tomek.
Po chwili śmialiśmy się w trójkę.
Po wyjściu Tomka przeglądałem jeszcze raz projekt przeróbki szamba na zbiornik wody deszczowej.
- Jarek po cholerę ten, kto to rysował, upierał się przy pompie ssąco - tłoczącej z koszem i zaworem zwrotnym i to o tak dużej wydajności, przecież ona wyssie wodę z tego zbiornika w niecałą godzinę, trzeba ją na zimę demontować, dorabiać układ wyłączania przy niskim stanie wody a na dodatek trzeba przy zbiorniku zrobić betonową komorę do jej zamontowania, po cholerę taka wydajność jak to później zasila tylko kilka zaworów – podzieliłem się swoimi wątpliwościami.
- Sam się nad tym zastanawiałem, kosz jest, żeby nie pociągnęła zanieczyszczeń, zawór zwrotny, żeby woda nie cofała się do zbiornika i nie trzeba było za każdym razem zalewać pompy, zresztą na zimę trzeba będzie opróżniać instalację, jakoś demontować pompę i zawór zwrotny, bo inaczej woda nie spłynie z instalacji, a nie ma innego systemu odwodnienia rur – jemu też nie podobało się to rozwiązanie.
- Może zadzwonię do faceta i zapytam do czego, to ma służyć – wyszedłem z inicjatywą.
- Tak by było najlepiej – zgodził się ze mną Jarek.
W odebranych odszukałem wczorajsze połączenie, po kilku sygnałach odezwał się głos w telefonie.
- Mikołaj słucham – nieco zdezorientowany rozłączyłem się bez słowa.
Jarek dziwnie się na mnie popatrzył. Ponownie sprawdziłem wykaz połączeń odebranych, numer się zgadzał, nikt inny nie dzwonił do mnie wczoraj rano, zadzwoniłem ponownie i po dwóch sygnałach usłyszałem ten sam młody głos.
- Piotrek pojechał do sklepu, telefon zostawił w domu, dlatego ja odbieram, czym mogę służyć – wyjaśniła się sprawa innego głosu i imienia.
- Ja dzwonię w sprawie wyceny prac, chciałbym rozmawiać z właścicielem, mam na imię Grzegorz – powiedziałem nieco chaotycznie.
- Przekażę Piotrkowi, jak wróci, oddzwoni…- zawahanie głosu - Do ciebie Grzesiek.
Postanowiłem nie być dłużny, jak się tykamy to wzajemnie.
- Dzięki Mikołaj, czekam na telefon, cześć – w odpowiedzi usłyszałem cześć.
- Przecież mówiłeś, że to raczej taki niedostępny typ, a ty mu walisz po imieniu, porąbało cię – próbował mnie sztorcować Jarek.
- Facet ma na imię Piotr i pojechał do sklepu, odebrał jakiś Mikołaj i mówił mi po imieniu, to ja jemu też po imieniu, właściciel jak wróci do domu, to zadzwoni – wyjaśniłem Jarkowi.
Postanowiliśmy zrobić dodatkową wersję tego rozwiązania, pompa zatapialna, która rozwiązywała wiele problemów, szybko przejrzeliśmy kilka typów w necie, wybraliśmy pompę zatapialną z mniejszą wydajnością i zabezpieczeniem pływakowym od niskiego poziomu, Jarek postanowił poszukać zaworu przelewowego, po dwudziestu minutach mieliśmy szkic wyceny zmian, reszta była już wyceniona w poprzedniej wersji. Zadzwonił telefon, spojrzałem na wyświetlacz, to był oczekiwany przez nas telefon.
- Słucham Grzegorz – odebrałem połączenie.
- Grzegorz dzwoniłeś do mnie, więc oddzwaniam – wyjaśnił bez przedstawiania się.
- Do czego ma służyć instalacja i zbiornik na deszczówkę? – zapytałem.
- Do gromadzenia wody spływającej z dachu w czasie deszczu – wyjaśnił, w jego głosie wyczułem ironię.
- Tak to jako zasilanie zbiornika, ale do czego ma być używana ta woda, w projekcie są cztery krany, jeden na podjeździe, trzy inne w różnych częściach ogrodu, domyślam się, że chodzi o podlewanie trawnika i tym podobne – mówiłem spokojnie pomimo zdenerwowania.
- Tak podlewanie, czasem umycie samochodu, a dlaczego pytasz – rzeczowa informacja już bez ironii.
- Chcemy przygotować naszym zdaniem lepsze rozwiązanie, ale musieliśmy znać zastosowanie. Kiedy możemy przyjść do pana? – zapytałem, chcąc ustalić termin spotkania.
- Zdążycie do szesnastej? – zapytał.
- Tak mamy już wszystko gotowe, przygotujemy tylko ten dodatkowy wariant, do szesnastej zdążymy na pewno – odpowiedziałem.
- To widzimy się o szesnastej, przyjadę po was – zakończył rozmowę.
- Jaro mamy czas do czwartej, przyjedzie po nas, on chce tego używać do podlewania trawników, mycia samochodu i tym podobnych dupereli – przekazałem informację.
- To bierzemy pompę jeszcze mniejszej wydajności, ale o wyższym ciśnieniu i zmieniamy zawór przelewowy, nawet widziałem podobny zestaw na jakiejś stronie, poszukam w historii – powiedział Jarek
Dokończyliśmy z Jarkiem robotę i do obiadu leniuchowaliśmy, słuchając muzyki i sącząc zimne piwo.

Po obiedzie Jarek poszedł do domu przebrać się, ja zrobiłem to samo, a potem poszedłem do Tomka dowiedzieć się czegoś więcej na temat wydarzeń z „życia wsi” z ostatniego tygodnia. Jarek wrócił kilka minut przed czwartą, ubranie podkreślało wysportowaną szczupłą sylwetkę, brązowe zamszowe adidasy, brązowe spodenki Reebok do kolan i czarna dopasowana koszulka też Reebok.
- Jaro panienki chyba szalały na twój widok, jak szedłeś przez wieś – zażartowałem.
- Bardzo śmieszne, masz wszystko? – zapytał, krzywiąc się na mój żart.
- Mam – odpowiedziałem, wskazując na teczki leżące na ławce – Reszta w głowie.
Nadjechał znany mi samochód, zatrzymał się. Z samochodu wysiadł o kilka lat starszy od nas, szczupły blondynek, ubrany tylko w szorty plażowe Speedo i sportowe sandały.
- Grzesiek to który z was? – zapytał.
- To ja – odpowiedziałem, podnosząc rękę.
- Mikołaj jestem, rozmawialiśmy przez telefon – podszedł bliżej, lustrując mnie wzrokiem.
- To mój kolega Jarek – powiedziałem, uwalniając rękę z jego uścisku.
- Miło mi Mikołaj – powtórzył z Jarkiem rytuał przywitania.
- Jak jesteśmy w komplecie, to wsiadajcie do samochodu – powiedział, odwracając się w stronę samochodu.
- Nieźle spiekło ci plecy – stwierdziłem, widząc, że jego plecy prawie nie różnią się kolorem od jasnoczerwonych szortów, które miał na sobie.
- Od rana chodziłem bez koszulki i nawet nie wiem, kiedy mnie tak złapało, dopiero jak usiadłem w samochodzie i się oparłem, to poczułem, jak bardzo mam spieczoną skórę – syknął z bólu, sadowiąc się na siedzeniu.
- Masz coś w domu na oparzenia słoneczne? – zapytałem, wsiadając do samochodu.
- Nie, dopiero jak wrócimy do Krakowa, to coś kupię w aptece – odpowiedział mi.
- Wysiądźmy, u nas w domu zawsze coś jest na oparzenia słoneczne, moja mama i siostra też mają jasną karnację i taki sam problem – zaproponowałem.
- Chętnie skorzystam, bo teraz nawet bez opierania się, czuję jak mnie piecze skóra, prowadź Grzesiek – powiedział.
Weszliśmy do domu, Jarek zaprowadził Mikołaja do mojego pokoju, a ja poszedłem do łazienki na parterze, w szafce znalazłem Panthenol, zdaniem mamy cudowny środek na oparzenia słoneczne, z kuchni z rolki z ręcznikami papierowymi oderwałem kilka kawałków i tak wyposażony poszedłem na górę do pokoju.
- Usiądź na krześle, twarzą do oparcia, i poluzuj szorty – poleciłem Mikołajowi.
Popatrzył na mnie zdziwiony, kątem oka zobaczyłem, że Jaro również zdziwiony wpatruje się we mnie.
- To spray, nie chcę poplamić ci szortów – wyjaśniłem, potrząsając pojemnikiem.
Mikołaj usiadł na krześle, tak jak prosiłem i rozwiązał szorty, odchyliłem trochę szorty, ściągając je lekko w dół, pod spodem zobaczyłem białe bokserki Pumy, zsunąłem niżej taśmę od bokserek, zakryty dotychczas fragment skóry był biały i ostro kontrastował z czerwienią opalenizny, ręczniki umieściłem, zatykając za pasek bokserek, tak że zasłaniały szorty. Cienką warstwą spryskałem mu plecy Panthenolem.
- Natychmiast czuję ulgę – skomentował skutek moich zbiegów Mikołaj.
- Musimy chwilę poczekać, aż się wchłonie, najlepiej, byłoby lekko wetrzeć piankę, ale to trochę zaboli, a potem jeszcze raz powtórzyć – uprzedziłem.
- Już mnie tak skóra nie piecze, jak możesz to wetrzyj tę piankę, tylko proszę delikatnie – odezwał się Mikołaj.
Jarek siedział na łóżku, obserwując moje poczynania. Delikatnie prawie nie dotykając skóry, rozsmarowywałem piankę po jego plecach i barkach. Miałem teraz okazję mu się przyjrzeć dokładnie, był szczupły, ale ładnie zarysowane mięśnie klatki i brzucha świadczyły, że dbał o kondycję, umięśnione łydki i uda pokrywały gęsto blond włoski, krótka jasny blond czupryna przeczesana palcami dodawała mu uroku, odwrócił głowę i popatrzył na mnie, twarz bardzo chłopięca, był zdecydowanie starszy od nas, ale ta twarz go odmładzała, niebieskie oczy okalały długie rzęsy, podobał mi się.
- Masz delikatne ręce – usłyszałem jego głos i otrzeźwiałem z zauroczenia w jednej chwili.
- Jeszcze trochę Panthenolu na plecy i możemy jechać, resztę weź ze sobą, wieczorem musisz jeszcze przynajmniej raz posmarować plecy - powiedziałem.
Pianka tym razem wchłaniała się szybciej, wytarłem ręce i poszedłem do półki z koszulkami, wybrałem czarną koszulkę Nike ze śliskiego i delikatnego w dotyku materiału, którą kupiłem sobie do jazdy na rowerze.
- Ubierz – podałem ją Mikołajowi – nie przykleisz się do oparcia siedzenia w samochodzie.
Zaprotestował, ale wyjaśniłem mu, że ta koszulka łatwo się pierze, a po kilku minutach jest praktycznie sucha. Założył ją, czerń koszulki ładnie kontrastowała z jego jasną karnacją i jasnoczerwonymi spodenkami.
– Teraz możemy się zbierać – zaproponowałem.
Mikołaj odwrócił się i zauważyłem, że nie wyciągnął jeszcze papierowych ręczników.
- Papierowe ręczniki nie będą już potrzebne – zwróciłem mu uwagę.
Mikołaj wyciągnął je i niezdecydowanie trzymał w ręce. Wziąłem je i wrzuciłem do kosza stojącego obok biurka, Jaro uśmiechał się pod nosem.
- Zbierajmy się, bo minęło już pół godziny – popędziłem towarzystwo.

Dojechaliśmy w kilka minut, właściciel domu czekał na nas w altanie przed domem, nastąpiło krótkie przywitanie, przedstawiłem Jarka.
- Co się stało, że was tak długo nie było? – zapytał pan Piotr.
- Grzesiek ratował moje spieczone przez słońce plecy – wyjaśnił Mikołaj.
- Jest zimna cola, zimny sok pomarańczowy, gorąca kawa lub herbata ewentualnie zimne piwo prosto z lodówki. Zanim zaczniecie, mam pytanie, kto co pije? – zapytał Mikołaj.
Ja i Jarek poprosiliśmy o kawę i do tego zimną colę.
- Mikołaj prowadzisz z powrotem?- zapytał właściciel, Mikołaj potakująco skinął głową – W takim razie ja poproszę kawę i piwo.
Mikołaj odszedł w stronę domu, a ja rozłożyłem teczki z projektami na stole, Jarek zaczął wyjaśniać zasady wyceny.
- W poszczególnych pozycjach znajdzie pan kolejno ceny materiałów, pozycje ułożone są tak jak w specyfikacji materiałów do poszczególnych prac, niżej pod materiałami kolejno, jest praca koparki, koszty robocizny i koszty materiałów pomocniczych takich jak kleje, rozpuszczalniki, papier ścierny i inne, wszystkie ceny są cenami brutto, na końcu zsumowany jest koszt całości. Poniżej są koszty ewentualnych robót i materiałów dodatkowych lub inne wersje wykonania, wszystko jest czytelnie opisane – zakończył swój wywód, podając poszczególne kartki z wycenami.
Pan Piotr otworzył swoją teczkę, wyjął z niej plik kartek i porównywał je z naszymi wyliczeniami.
- Na czym polegają wasze propozycje zmian, powiedzcie mi skrótowo – poprosił.
Powstało małe zamieszanie, Mikołaj dotarł z napojami, podawał je każdemu, chwile trwało, jak mogliśmy zacząć wyjaśnienia.
- W przypadku oczyszczalni ścieków przewidzieliśmy ewentualne dodatkowe prace, wykonanie odpowietrzenia ze zbiornika oczyszczalni, w projekcie tego nie ma, natomiast dokumentacja samej oczyszczalni tego wymaga, to maksymalnie około pięciuset złotych, dodatkowo w zależności od tego czy instalacja kanalizacji jest odpowietrzona, czy nie trzeba założyć napowietrzacz kanalizacji, żeby przepływające z ubikacji ścieki nie tworzyły podciśnienia i nie zaciągały wody z innych syfonów – Jarek przerwał na chwilę, żeby upić łyk coli.
- Wystarczy, a o co chodzi z ta przeróbką istniejącego szamba na zbiornik wody deszczowej – zapytał właściciel.
- Głównie chodzi o typ i wydajność zastosowanej pompy, do takich zastosowań wydajność pompy była zdecydowanie za duża, taką pompę trzeba zamontować poza zbiornikiem, więc trzeba by było wykonać jakąś komorę dla niej, zabezpieczyć układem od zbyt niskiego poziomu wody w zbiorniku i wykonać odwodnienie instalacji, na zimę trzeba by było demontować pompę i odwadniać instalację – wyliczałem kolejne wady zastosowanego rozwiązania.
- A co proponujecie w zamian?– zapytał właściciel.
- Zwykła pompa zatapialna z zabezpieczeniem pływakowym, montowana bezpośrednio w zbiorniku, połączona z resztą instalacji giętką elastyczną rurą, do tego zawór przelewowy, który zabezpieczy przepływ wody przez pompę w przypadku jej pracy bez otwarcia kranów, po wyłączeniu pompy instalacja praktycznie sama się odwodni, na zimę wystarczy odłączyć zasilanie, odłączyć elastyczną rurę i wyciągnąć pompę, problemem może być to, że jak się zostawi otwarty kran, to instalacja się zapowietrzy – zachwalałem nasze rozwiązanie.
- I co wtedy trzeba będzie zrobić? - zapytał Mikołaj, który po przyniesieniu napojów usiadł razem z nami.
- Włączyć pompę, z kranów instalacji przez chwilę poleci powietrze, ale potem już normalnie popłynie woda – wyjaśniłem i zamilkłem, czekając na dalsze pytania.
- To wasze rozwiązanie jest zdecydowanie lepsze – skomentował Mikołaj.
- A na dodatek dużo tańsze, a co z zanieczyszczeniami, na przykład liście z dachu, które spłyną wraz z wodą do zbiornika? – zapytał właściciel.
- Pod rurami doprowadzającymi wodę z rynien zamontujemy kosz, który będzie je wyłapywał, wystarczy raz na rok wyczyścić kosz, trzeba również wykonać odpływ ze zbiornika, żeby nadmiar wody był odprowadzany poza ogród, na przykład do strumyka, można też ten odpływ wykorzystać jako dodatkowe zasilanie zbiornika wodą ze strumienia – wyliczałem dodatkowe zalety naszego rozwiązania.
Właściciel wstał z krzesła i podał mi kartki, z którymi porównywał nasze wyceny. Jarek przysunął się w moją stronę i porównaliśmy ceny na poszczególne prace, niestety nasze wyliczenia były wyższe, średnio o jakieś dziesięć procent. Tyle nie bylibyśmy w stanie zjechać w dół, bo okazałoby się, że nic nie zarobimy, a nawet musielibyśmy dopłacić do tego interesu. Dziwne dla mnie było to że mieliśmy droższe materiały, natomiast nasza robocizna była zdecydowanie niższa. Mikołaj i pan Piotr pilnie nas obserwowali, wymieniliśmy spojrzenia z Jarkiem.
- Trudno tyle nie jesteśmy w stanie zjechać w dół, bo pracowalibyśmy wtedy za darmo – nie mogłem ukryć rozczarowania w głosie.
Właściciel ponownie podniósł się z krzesła, zrozumiałem, że to już koniec spotkania i również wstałem.
- Mam na imię Piotr i taka forma będzie lepsza, bo zanosi się na dłuższą współpracę – powiedział, wyciągając rękę w moją stronę.
Patrzyłem na niego osłupiały, jednak opanowałem się i wyciągnąłem nad stołem swoją rękę.
- Ale o jakiej współpracy pan mówi, przecież nasza cena jest wyższa – patrzyłem na niego zdziwiony.
- Wyższa, ale to cena brutto zgadza się? – zapytał.
Doznałem objawienia, ta druga oferta była sporządzona w cenach netto to dlatego nasze materiały były średnio o dwadzieścia procent wyższe. Pośpiesznie wytłumaczyłem to Jarkowi, jego twarz się rozpromieniła, również wstał i uścisnął dłoń właścicielowi.
- Pozostało nam do omówienia kilka spraw, po pierwsze rozumiem, że nie podpisujemy żadnej umowy, mam nadzieję, że mogę wam zaufać, wszystko ma być wykonane do połowy sierpnia, bo wtedy zjedzie się tu sporo osób, najlepiej jakby do tego czasu nie było śladu po pracach ziemnych i rosła już trawa, dostaniecie zaliczkę na zakup materiałów, ja będę teraz w każdy weekend, jak nie ja to Mikołaj i będziemy się rozliczać z materiałów, oczyszczalnię zamówię jutro, do końca tygodnia będzie tu na miejscu, trzeba, żeby ją ktoś odebrał tutaj – zawiesił głos.
Wykorzystałem okazję i zapewniłem go o naszej solidności, później już przy piwie omówiliśmy resztę spraw, dostaliśmy zapasowe klucze do domu i budynku gospodarczego, instrukcje jak rozkodować alarm, na koniec wręczył nam za pokwitowaniem pięć tysięcy złotych jako zaliczkę na zakup materiałów. Mikołaj cały czas paradował w mojej koszulce, na koniec poprosił mnie o jej pożyczenie na kilka dni, wyjaśnił, że nie ma tutaj nic, co nie podrażniałoby mu opalenizny. Zgodziłem się bez wahania. Później odwiózł nas do domu, w samochodzie powiedział, że cieszy się, że to my dostaliśmy tę pracę.
- Piotrek był pod wrażeniem, zrobiliście profesjonalną ofertę, a dodatkowo zaproponowaliście jeszcze udoskonalenia - przekazał nam Mikołaj.
- Też bardzo się cieszymy, przynajmniej zarobimy dobrze i na ostatnie dwa tygodnie wakacji gdzieś się wyjedzie – odpowiedziałem.
- To wy chodzicie jeszcze do szkoły średniej? Wyglądacie poważniej – stwierdził zaskoczony Mikołaj.
- Mamy po osiemnaście lat, przed nami jeszcze osiemnaste urodziny, Jarek w lipcu a ja w sierpniu – wyjaśniłem.
- To już przynajmniej ustaliliśmy, kto będzie biegał po piwo do sklepu – podsumował żartobliwie Mikołaj.
- A ty Mikołaj ile masz lat – zapytał Jarek.
- Dobijam do trzydziestki, w porównaniu z wami jestem już poważnym panem – odpowiedział z uśmiechem.
- Szczeniacko wyglądającym poważnym panem, nie dałbym ci więcej niż dwadzieścia cztery, góra dwadzieścia sześć lat – powiedział zaskoczony Jarek.
- To wasza pierwsza taka praca, macie niezłą wiedzę, żeby tak się przygotować do rozmowy i zrobić wycenę – w głosie Mikołaja było słychać uznanie.
- Tak pierwsza, wcześniej w czasie wakacji pracowałem u faceta, który zajmuje się dociepleniami budynków, a Jarek to tak różnie, nie mamy zbyt dużego doświadczenia, ale damy sobie radę – entuzjastycznie odpowiedziałem.
Pożegnaliśmy się serdecznie z Mikołajem, w domu wszyscy dopytywali mnie i Jarka o szczegóły spotkania, zwłaszcza jak pokazałem zaliczkę. Jarek został na kolacji, później przygotowaliśmy harmonogram prac na najbliższe dni, skończyliśmy dosyć późno, zaproponowałem Jarkowi nocleg, ale odmówił, twierdząc, że go z domu wymeldują, jak się nie pojawi. Kolejny tydzień zapowiadał się bardzo ciekawie, umówiliśmy się, że Jarek przyjdzie do mnie jutro rano o ósmej.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pią 23:46, 01 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:27, 25 Mar 2012    Temat postu:

.


Część dziewiąta( 9 )


Jaro nie miał dobrego humoru, pojawił się rano wybitnie skwaszony, wcześniej zawsze uśmiechnięty, dzisiaj był wręcz ponury. Moje pytanie o przyczyny złego nastroju zbył odpowiedzią, że nie zawsze musi się uśmiechać i klaskać uszami z radości. Zanim ruszyliśmy po zakup materiałów, przemyśleliśmy nasz harmonogram ponownie, to co wydawało się najłatwiejszą częścią przedsięwzięcia, czyli zakupy wcale nie okazało się łatwe. Pierwszy problem to od czego zacząć, pieniędzy na zakup wszystkich materiałów nie wystarczy, to było pewne, w dodatku chcieliśmy wynająć najszybciej jak się da koparkę do prac ziemnych. Po wielu dyskusjach zdecydowaliśmy się, że najpierw zrobimy odwodnienie i montaż oczyszczalni ścieków, dzięki temu szybko przywrócimy teren wokół domu do porządku. Po kilku wyliczeniach sporządziliśmy listę tego, co trzeba w pierwszym rzędzie kupić i zamówić. Dopiero koło południa ruszyliśmy na zakupy, odwiedziliśmy cztery składy budowlane oraz kilka sklepów z materiałami budowlanymi i montażowymi, zanim cokolwiek kupiliśmy. Po porównaniu wszystkich cen zdecydowaliśmy się na skład budowlany, gdzie udało nam się kupić wszystkie materiały z naszej listy po przyzwoitych cenach. Jaro był nieoceniony, wytargował niezły rabat na materiały i do tego gratisowy transport. Płaciliśmy gotówką, ponad dwa i pół tysiąca, trochę nas to gryzło, bo dostaliśmy tylko fakturę i zapewnienie, że jutro do godziny czternastej materiały zostaną dowiezione na wskazany adres.
Wróciliśmy do domu w sam raz na obiad, a po południu pojechaliśmy uzgodnić wynajęcie koparki. Tym razem wszystko poszło nie tak jak trzeba, pierwsze to cena prawie półtora raza wyższa niż uzgodniona telefonicznie w sobotę, drugie to termin wykonania dopiero za dwa tygodnie, ewidentnie gość od koparki jaja sobie z nas robił. Nieco zrezygnowani podziękowaliśmy mu za wprowadzenie nas w błąd i pojechaliśmy do kolejnego właściciela koparki, tak co prawda cena była bez zmian, natomiast termin już nie. Po kolejnej wizycie mieliśmy serdecznie dość, był upał, a my jako środka lokomocji używaliśmy rowerów. Wróciliśmy do domu i zabraliśmy się do poszukiwań na necie. Jaro wyszukał ogłoszenia dotyczące prac ziemnych, po ich przejrzeniu wykonaliśmy kilka telefonów jednak bez efektu, albo odległe terminy, albo kosmiczne ceny. Nie za bardzo mieliśmy koncepcje co robić dalej. Wieczorem sprawa rozwiązała się sama, podczas kolacji powiedzieliśmy tacie co nas gryzie, zareagował ze śmiechem.
- Przez telefon nie załatwia się takich spraw, wtedy zawsze cena jest niska i termin taki jak chcecie, tak łapią chętnych na roboty, a potem wyznaczają termin i ceny dogodne dla siebie – wyjaśnił nam tato.
- No to jak się mieliśmy dogadać – zapytał Jaro.
- Osobiście i jak to poważniejsza robota to najlepiej na piśmie – odpowiedział zdecydowanie.
- Ale to, co oni zrobili to zwykłe draństwo – oponował Jarek.
- I co im możesz zrobić, jak się zgodzisz na wyższą cenę, to przyjadą do ciebie robić zamiast na umówioną robotę, a jak się nie zgodzisz to i tak czekasz, teraz jest sezon i sporo robót, to tak robią – cierpliwie tłumaczył nam zasady rządzące rynkiem robót ziemnych.
- Tam gdzie teraz robimy dach, stoi koparka, bo ma plantować teren, dowiem się jutro co i jak – zaproponował tato.
Humory zdecydowanie nam się poprawiły, zaraz po kolacji Jarek stwierdził, że musi już iść do domu.
- Starzy się burzą, że całymi dniami jestem poza domem i nic im nie pomagam – wyjaśnił.
- A co takiego teraz mają do roboty? – zapytałem.
- Niewiele, ale to nie o to im chodzi, czepiają się, że cały czas siedzę u was – powiedział skrępowany.
- Rozumiem, chodzi im o to że zadajesz się ze mną? – zapytałem, niepotrzebnie, bo już wcześniej miałem pewność, że tak będzie, zastanawiałem się tylko, kiedy to nastąpi.
- Poniekąd – odparł wymijająco.
- Jaro powiedz prawdę, w domu bardzo się buzują o to, że zadajesz się z pedałem? – zapytałem wprost.
- Ja pierdzielę, ale wybrałeś sobie temat na rozmowę – odpowiedział, spuszczając głowę.
- Jaro!
- Ciągle o tym słyszę, zwłaszcza od starego, jeździ po mnie jak po łysej kobyle, ostatnio dzisiaj rano sobie poużywał na mnie – w jego głosie słychać było gorycz.
Stary Jarka był prymitywny, mrukowaty i odpychający, zawsze tak go odbierałem, na wszystkich patrzył bokiem, jakby mu coś byli winni. Na dodatek lubił wypić, to i jego pretensje do wszystkich było powodem, że nie potrafił dłużej utrzymać żadnej pracy. Jedyne co mu się udawało, jak mawiali wszyscy we wsi, to płodzenie dzieci po pijaku. Jarek miał czterech braci, dwaj starsi od niego, oraz dwie siostry, jedna młodsza a druga starsza. W ich domu się nie przelewało. Jarek wszystko, co miał, zawdzięczał własnej zapobiegliwości, odkąd sięgam pamięcią, w wakacje zawsze dorabiał, czasami zdarzało się, że gdzieś wyjechał na krótko, korzystając z akcji organizowanych przez kościół. W czasie roku szkolnego też dorabiał, wynajmując się do prac polowych. Starsi bracia skończyli tylko zawodówki, starsza siostra chodziła do zawodówki handlowej, to że Jaro chodził do technikum to zasługa jego świetnych wyników w szkole i uporu jego matki, która przekabaciła starego, żeby Jarek poszedł do technikum zamiast do zawodówki.
- Bracia też kpią ze mnie, że się chyba w tobie zakochałem – dodał po chwili, przerywając moje rozmyślania.
- Próbowałeś wytłumaczyć, że chodzi o dobrze płatną fuchę na wakacje? – zapytałem, mając nadzieję, że podsunę w ten sposób wiarygodne wytłumaczenie dla niego.
- Tak, w dodatku wiesz, jak ważna jest dla mnie ta robota, tyle kasy nie zarobię, najmując się do zbirów owoców, a nic innego nie ma – wiedziałem, o czym mówi, z dobrze płatną pracą na wakacje było ciężko, sam tego doświadczyłem.
- Jaro a jakbyśmy się ograniczyli nasze kontakty tylko do pracy, zaraz po robocie wracałbyś do domu, może wtedy trochę się uspokoją – próbowałem znaleźć jakieś rozwiązanie.
- Możemy spróbować, ale wątpię czy to coś da – powiedział z powątpiewaniem.
Ustaliliśmy, że do pracy i z powrotem będziemy chodzić oddzielnie, żeby ludzie nie strzępili języków.

Resztę wieczoru spędziłem na niewesołych rozmyślaniach, co czeka mnie i Jarka, postanowiłem, że jak już skończymy prace, to muszę zakończyć przyjaźń z Jarkiem, dla jego dobra, niech przynajmniej on ma spokój. To postanowienie kołatało mi się długo w głowie i było powodem, że nie mogłem zasnąć.

Szarpanie za ramię wyrwało mnie ze snu.
- Wstawaj Grzesiek, tata usiłuje się do ciebie dodzwonić w jakiejś pilnej sprawie – to Tomek stojący w samych bokserkach szarpał mnie za ramię.
Zerwałem się z łóżka, spoglądając na zegar wiszący na ścianie, wskazywał na siódmą dwadzieścia.
- To, czemu nie dzwoni na moją komórkę – zapytałem, ciągle byłem jeszcze zaspany i nieprzytomny.
- Masz wyłączoną, pewnie bateria ci padła, dlatego zadzwonił na moją, weź, z tym coś zrób, musiałeś mieć zajebisty sen – powiedział, wskazując na moje bokserki.
Mój sterczący penis wypychał cienki materiał bokserek, tworząc niezły namiot.
- Tobie nigdy rano nie stoi jak się budzisz? – zapytałem Tomka, szukając ładowarki do telefonu w szufladzie biurka.
- I to jak, ale się z tym nie obnoszę przed innymi, a miałbym czym się pochwalić bardziej niż ty – odpowiedział, śmiejąc się.
Udało mi się właśnie podłączyć telefon i uruchomić go, czekając na załadowanie się kontaktów, spojrzałem na Tomka, pierwszy raz rozmawialiśmy tak otwarcie na taki temat, jakoś nigdy nie interesował mnie rozmiar penisa brata, nigdy też o tym nie rozmawialiśmy.
- Tomek, po prostu wpadłeś do mnie do pokoju i zwlokłeś mnie z wyra więc nie pieprz mi, że się obnoszę z tym przed innymi, że masz większego, jak ci stoi wierzę ci na słowo i nie mam zamiaru tego sprawdzać ani mierzyć – wyjaśniałem trochę wkurzony.
- A twój, jaki jest w stosunku do innych, przecież widziałeś innym stojące fiuty – zapytał trochę nieśmiało.
- Tomek, w realu nie widziałem ich za dużo, jednak mój był jednym z największych, więc jak masz większego od mojego, to możesz być z niego dumny – podszedłem do niego i popchnąłem go w stronę drzwi – a teraz wybacz, muszę pogadać z tatą.
- Serio mówisz? – zapytał.
- O pogadaniu z tatą śmiertelnie serio – odpowiedziałem.
- Nie, o fiutach – był skrępowany.
- Tak Tomek, jak chcesz o tym pogadać to jak najbardziej, ale nie teraz, spadaj spać i dzięki za informacje – zakończyłem temat i jednocześnie pozbyłem się brata z pokoju.

Zadzwoniłem do taty, dowiedziałem się, że facet od koparki może być dzisiaj koło dziesiątej, bierze sześć dych za godzinę i tyle samo za dojazd, później dostępny będzie dopiero za jakiś tydzień. Poprosiłem tatę, żeby facet przyjechał jak tylko może najszybciej. Następny telefon był do Jarka, w skrócie mu przekazałem to, co usłyszałem od taty i umówiliśmy się, że spotkamy się za godzinę już na miejscu. W pośpiechu spakowałem do plecaka robocze ciuchy i buty, zjadłem szybko śniadanie, zrobiłem kilka kanapek dla siebie i dla Jarka na później, przytomnie zabrałem jeszcze komplet kluczy do domu i zapisany na kartce kod do alarmu. Jechałem na rowerze przez wieś, nie oglądając się na innych, miałem ich serdecznie w dupie tak jak oni mnie. Skończyłem grzecznie się wszystkim kłaniać, wyszło na to że moje dotychczasowe grzeczności nic dla nich nie znaczyły, dla nich byłem tylko pedałem, czymś znacznie gorszym od najgorszej we wsi pijackiej szumowiny. W niecałe dwa tygodnie z grzecznego i uczynnego Grzesia stałem się dla nich wrednym pedałem. Witaj nowa odsłono wiejsko – katolickiej mentalności.
- Gdzie tak pędzisz Grzesiek – usłyszałem nagle, z wrażenia, że ktoś się do mnie przyjaźnie odzywa, o mało nie zjechałem do rowu, zahamowałem gwałtownie.
- Dzień dobry panu – odpowiedziałem machinalnie.
Przede mną stał pan Józef, starszy człowiek, któremu podczas ostatniej zimy robiłem zakupy, gdy był chory, mama mi tłumaczyła, że on jest jakoś z nami spokrewniony, ale z tego, co pamiętam to bardzo, bardzo dalekie pokrewieństwo było. Postanowiłem na nim odreagować swój nie najlepszy nastrój.
- To pan jeszcze nic nie słyszał na mój temat – zacząłem zjadliwie.
Popatrzył na mnie i się uśmiechnął.
- Słyszałem, mówią, żeś jest komunoseksualista – odpowiedział ciepło z uśmiechem.
- Homoseksualista – poprawiłem go.
- Niech będzie, nawet ładniej brzmi, bo ta komuna to strasznie mi się kojarzy ze starym systemem – powiedział pogodnie, a ja parsknąłem śmiechem.
- A wie pan, co znaczy określenie homoseksualista? – zapytałem, przestając się śmiać.
- Ano to taki, co to bardziej woli chłopów od dziewuch – odpowiedział, nadal się uśmiechając.
- I… mimo tego pan się… do mnie odzywa – wyjąkałem, głupiejąc całkowicie.
- Młodyś, to i głupiś, jak mniej lat miałem, to za robotą w miastach się bywało i różne rzeczy się widziało, może to zwyczajne mi nie jest, ale z ciebie dobry chłopak i to z kim się kochasz, tego nie zmienia, ale tyle to sam chyba już wiesz – skinąłem głową na znak, że tak, wiem.
- Jak chorowałem, to najbliższa sąsiadka mi zakupów nie zrobiła, a ty tak, to czego ja miałbym się do ciebie nie odezwać, to by było nie po bożemu Grzesiek – ciągnął dalej, teraz się nie uśmiechał, był poważny.
- Spowiadać się będziesz księdzu nie mnie i nawet on nie powinien cię oceniać, tylko ten u góry, a ci wszyscy, co są tacy na ciebie oburzeni, diabła mają za skórą, tyle ci ino powiem – dokończył, kiwając głową.
- Dziękuję – ze wzruszenia nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej.
- Nie dziękuj, jak byś miał czas, to zajrzyj do mnie – zaproponował, a ja wpadłem na genialny pomysł.
- Możemy dziś przyjść do pana z Jarkiem? – zapytałem dręczony dalej swoim pomysłem.
- Ale…
- Jarek to tylko mój przyjaciel – powiedziałem, przerywając jego obawy - Mielibyśmy do pana prośbę, ale powiemy o tym, jak przyjdziemy wieczorem.
- Zachodźcie, ja siedzę w domu cały czas, czasem tylko do sklepu na zakupy idę jak tera – powiedział.
- Dziękuję panie Józefie, przyjdziemy wieczorem – powiedziałem, ponownie wsiadając na rower.
Popędziłem jak na skrzydłach. Jarek oficjalnie będzie pomagał panu Józefowi, prace w obejściu, jakieś naprawy, coś się wymyśli, codziennie będzie jeździł do niego, a potem przez nikogo nie widziany, będzie przez las przychodził do mnie i będziemy pracować razem. To mogło wypalić i jego starzy przestaną się czepiać.

Jaro dotarł na miejsce piętnaście minut po mnie, czekałem już na niego z zaparzoną kawą.
- Zabierajmy się do pracy, musimy szybko rozmierzyć teren i oznakować gdzie mają być wykopy, przynajmniej część musimy zrobić, zanim przyjedzie koparka, żeby facet miał od razu robotę – pogonił Jarek.
Praca szła nam bardzo sprawnie, gość od koparki był prawdziwym wirtuozem w swoim fachu, wykopy powstawały szybko i były starannie wykonane, dna były równe, tak że wyrównywanie nie wymagało z naszej strony wiele pracy, wieczorem terem był zryty jak po wizycie olbrzymiego kreta. Zostało niewiele pracy dla koparki, więc z Jarkiem postanowiliśmy, że resztę dokończymy sami ręcznie łopatami. Rozliczyliśmy się z facetem, gość był również zadowolony i polecił się nam na przyszłość, zostawiając swój numer telefonu.

W ciągu dnia zrobiliśmy sobie krótką przerwę na zjedzenie kanapek, dostarczono nam również zamówione przez nas materiały i żwir. Byliśmy wykończeni, sporo wrażeń jak na jeden dzień, w trakcie pracy podzieliłem się z Jarkiem swoim pomysłem na oszukanie jego rodziców, stwierdził, że to może się udać. Wizytę u pana Józefa postanowiliśmy przełożyć na następny dzień, Jarka wygoniłem do domu, a sam zostałem trochę dłużej, pownosiłem do budynku gospodarczego przywiezione materiały. Pomimo zmęczenia byłem w pełni usatysfakcjonowany, a nawet szczęśliwy, po raz pierwszy pracowałem niejako na własny rachunek i miałem wpływ na to, co i jak będzie robione, a po drugie praca z Jarkiem sprawiała mi olbrzymią frajdę, sam fakt bycia blisko niego i przyglądania się jak pod pokrytą potem skórą prężą się jego mięśnie, dawał mi niezłego kopa.

Praca szła nam dosyć szybko, świetnie dogadywałem się z Jarkiem, stanowiliśmy zgraną ekipę. Byliśmy zgodni co i w jakiej kolejności należało wykonywać. Wprowadziliśmy w życie plan oszukania rodziców Jarka, pan Józef zgodził się bez wahania, podczas naszej wizyty u niego. W piątek przywieziono oczyszczalnię z elementami rozsączalnika. Z montażem oczyszczalni i kilkoma innymi sprawami postanowiliśmy poczekać na przyjazd właściciela, chcieliśmy, żeby zobaczył to, co już zostało zrobione.

W piątek skończyliśmy wcześniej, Jarek poszedł do domu około szesnastej, a ja jeszcze dłubałem drobne prace, czekając na przyjazd właściciela, miał się pojawić koło osiemnastej. W sam raz skończyłem już pracę, minęła osiemnasta i nikt się nie pojawił, więc postanowiłem skorzystać z prysznica, przynajmniej do domu pojadę już czysty. Długo stałem pod strumieniem wody, korzystając z dodatkowych funkcji hydromasażu. W pewnym momencie poprzez szum wody, usłyszałem jakiś hałas, zakręciłem wodę i w tej samej chwili usłyszałem stukanie w ściankę kabiny.
- Już jestem, jak skończysz, to przyjdź do kuchni – usłyszałem głos, ale nie potrafiłem określić, do kogo należał.
- W zasadzie skończyłem, muszę się tylko wytrzeć – odpowiedziałem, stojąc w kabinie, przecież nie będę nago wychodził.
- Dobrze – usłyszałem w odpowiedzi.
Po chwili drzwi do kabiny otwarły się, a wyciągnięta w moją stronę dłoń trzymała ręcznik.
- Masz, wolałem ci podać, żebyś nie zachlapał całej podłogi, idąc mokry na drugi koniec łazienki po ręcznik – to był Mikołaj, który w trakcie mówienia lustrował mnie od stóp do głów - Sam też skorzystam z prysznica, cały spocony jestem, bo nawaliła mi klima w samochodzie, a nie miałem czasu, żeby jechać do mechanika.
Zaskoczony wziąłem ręcznik i zacząłem się wycierać, skoro on nie był skrępowany sytuacją to ja też nie będę, w końcu to ja jestem gejem, a nie on, postanowiłem. Nie skrępowany moją obecnością i cały czas mnie obserwując, zdjął koszulkę i spodenki. Został tylko w bokserkach. Zatkało mnie, ściągając bokserki, pochylił się i ujrzałem jego plecy. Wyglądały już lepiej niż ostatnim razem, gdy je oglądałem.
- Widzę, że z plecami już lepiej – powiedziałem, jednocześnie oceniając jego wygląd, było, na co popatrzyć, szczupła sportowa sylwetka, ale to już wcześniej widziałem, teraz zobaczyłem dodatkowo jego sprzęt, pomimo stanu spoczynku był całkiem, całkiem, przyjemny dla oka, przystrzyżone blond włoski ciągnęły się od penisa do pępka zwężającą się ścieżką.
Przełknąłem ślinę i szybko wyszedłem z kabiny, okręcając się ręcznikiem, żeby nie zauważył mojego narastającego podniecenia.
- Jest już prawie dobrze dzięki tobie, gdybyś mi ich wtedy nie posmarował, to byłoby znacznie gorzej – popatrzył na mnie i na powiększające się wybrzuszenie ręcznika.
Uśmiechnął się tylko, zamykając za sobą drzwi kabiny, usłyszałem szum lejącej się wody, oprzytomniałem i ubrałem się szybko. Po wyjściu z łazienki stwierdziłem, że nikogo poza Mikołajem nie ma w domu, co oznaczało, że przyjechał sam. W kuchni zrobiłem sobie kawę i czekając, piłem ją drobnymi łyczkami. Mikołaj pojawił się dosyć szybko w samym tylko ręczniku i widząc, że piję kawę, powiedział;
- Grzesiek proszę, zrób mi też kawę, jakiś padnięty jestem, czarną i mocną, a ja w tym czasie się przebiorę, rzeczy, w których przyjechałem, są przepocone – zanim cokolwiek odpowiedziałem, wyszedł z kuchni.
Zrobiłem mu kawę, pojawił się szybko, ubranie szortów nie zajęło mu dużo czasu.
- Dzięki za pożyczenie koszulki, jest wyprana, jeszcze raz dzięki za pomoc z plecami – powiedział, podając mi reklamówkę.
- Drobnostka, a kiedy przyjedzie Piotrek? – zapytałem.
- W ten weekend raczej nie przyjedzie, dopiero jutro wieczorem wraca z Warszawy, więc nie będzie mu się chciało przyjeżdżać tutaj na jeden dzień, mamy wspólnie zrobić rozliczenie materiałów – odpowiedział Mikołaj.
- Nie chodzi tylko o rozliczenie, chcemy kończyć odwodnienie wokół domu i chciałem, żeby wcześniej to zobaczył, bo później nic nie będzie widać, jak zasypiemy – wyjaśniłem.
- Niepotrzebnie czekaliście, Piotrek ma do ciebie zaufanie, twierdzi, że jeżeli przynajmniej odrobinę solidności odziedziczyłeś po swoim tacie, to nie trzeba cię kontrolować – uśmiechnął się do mnie.
- Kiedy chcesz się rozliczyć dziś czy jutro? – zapytał.
- Może jutro, bo już chciałbym spływać do domu – wyjaśniłem mu, byłem już bardzo głodny.
- Szkoda, myślałem, że zostaniesz na noc – odpowiedział.
Popatrzyłem na niego, całe to dzisiejsze zachowanie Mikołaja wydawało mi się dziwne, wręcz prowokacyjne, zastanawiałem się czy nie jest to jakaś jego głupia „zabawa z pedałkiem”, chociaż z drugiej strony jego zachowanie było bardzo serdeczne i bezpośrednie.
- Mikołaj jestem zmęczony i na dodatek głodny – wyjaśniłem zgodnie z prawdą.
- Grzesiek nie patrz tak dziwnie na mnie, po prostu nie chce mi się tu siedzieć samemu, Kamil z rodziną przyjedzie dopiero jutro, na twoje zmęczenie nic nie poradzę, ale nakarmić cię mogę, przywiozłem ze sobą wałówkę, zaraz mogę zrobić kolację – zaproponował.
Mimo że nie byłem do końca przekonany, to jednak zgodziłem się, zadzwoniłem do domu i powiedziałem, że nie wracam na noc, wytłumaczyłem się, że rozliczenie zajmie nam sporo czasu, a nie chcę wracać, jak będzie ciemno.

Mikołaj dotrzymał słowa i przygotował kolację. Siedzieliśmy, jedząc i gadając prawie o wszystkim. Świetnie mi się z nim rozmawiało, w pewnym momencie z zaskoczeniem stwierdziłem, że zaczynam się mu zwierzać.
- Jarek to tylko twój przyjaciel? – zapytał.
Nie wiem czy akurat miałem taki nastrój, że musiałem się przed kimś wygadać, czy też on potrafił stworzyć taką atmosferę rozmowy, ale powiedziałem mu o wszystkim, o zachowaniu innych w stosunku do mnie, o telefonach i wiadomościach tekstowych, o tym, co łączy mnie z Jarkiem, nawet o swoim postanowieniu, że dla dobra Jarka będę musiał zerwać z nim znajomość.
- Tego nigdy nie rób, nie wybaczyłby ci takiego posunięcia, nie zrozumiałby twojej motywacji, to inteligentny chłopak możesz z nim otwarcie o tym porozmawiać, ale nie zrywaj znajomości z nim, poczuje się wtedy bardzo wykorzystany – doradził Mikołaj, a po krótkiej przerwie dodał - Jestem zszokowany, jak ludzie tutaj odnoszą się do ciebie, w mieście miałbyś łatwiej, chociaż też zdarzają się debile, to jednak człowiek jest bardziej anonimowy, tutaj wszyscy się znają.
Rozliczenia nie zrobiliśmy, gadaliśmy do późna. Leżąc już w łóżku, stwierdziłem, że Mikołaj w czasie całego wieczoru niewiele o sobie powiedział, mnie natomiast sprowokował do bardzo osobistych zwierzeń. Zasnąłem bez najmniejszego problemu i spałem rewelacyjnie, żadnych głupich snów, po przebudzeniu się rano nie mogłem skojarzyć, gdzie jestem, dopiero po chwili przypomniałem sobie wczorajszy wieczór.

W domu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy, bez ubierania się zszedłem na parter w poszukiwaniu Mikołaja, otwarte drzwi wejściowe sugerowały, że jest na zewnątrz, w kuchni nalałem sobie kawy do kubka i poszedłem go szukać. Oglądał wykopy, którymi był poprzecinany cały teren wokół domu.
- Całkiem dużo już wam się udało zrobić, odwodnienie już jest gotowe, tylko uzupełnić żwir i można zasypywać – podsumował naszą tygodniową pracę.
- Dzisiaj chyba uda nam się skończyć, będę się zbierał do domu, bo muszę zjeść śniadanie i wrócić, zanim przyjdzie Jarek – powiedziałem.
- Nie ma sensu, żebyś łaził tam i z powrotem, dokończę kawę i zrobię śniadanie – zaproponował.
- Dzięki chętnie skorzystam – bardzo mi to odpowiadało.
Wróciliśmy do kuchni. Mikołaj zajął się przygotowywaniem śniadania, w czym mu pomogłem.
- Jak samopoczucie dzisiaj, tak na marginesie to zawsze łazisz rano po domu tak skąpo ubrany? – zapytał.
- W domu nie, rozumiesz mama i siostra pod jednym dachem, a samopoczucie świetne, sorki, że zanudzałem cię wczoraj swoimi problemami – odpowiedziałem.
- Nie ma sprawy, jak ci będzie coś leżało na wątrobie, to wal z tym do mnie śmiało – jego uśmiech był naprawdę zniewalający.
- Nie proponuj, bo chętnie skorzystam i co weekend będę przychodził wypłakiwać się na twoim ramieniu – miałem świetny humor i rewelacyjnie czułem się w jego towarzystwie.
- Wracając do waszych prac wykopaliskowych, to wiesz jak wkurzyć archeologa? – zapytał Mikołaj, zmieniając temat.
- Pojęcia nie mam – odparłem.
- Dać mu zużyty tampon i zapytać, z jakiego jest okresu.
Wybuchłem śmiechem, kawał wydał mi się rewelacyjny, Mikołaj też rechotał na całego.
- Z czego się tak śmiejecie? – w drzwiach do kuchni stał Jarek, patrząc na nas zdziwiony.
Prawie natychmiast przestałem się śmiać, momentalnie zdałem sobie sprawę, jak to dla Jarka mogło wyglądać, dwóch prawie nagich facetów, w tym jeden gej, siedzi wcześnie rano w kuchni i głupkowato rechocząc.
- Opowiedziałem Grześkowi kawał, jak wkurzyć archeologa – Mikołaj zwrócił się do Jarka, nic sobie nie robiąc z krępującej sytuacji.
- A możesz go powtórzyć? – poprosił Jaro.
Mikołaj powtórzył kawał, Jarek zareagował śmiechem, ulżyło mi, dołączyłem się do śmiejących.
- Znajdzie się dla mnie trochę kawy – zapytał Jarek.

Po śniadaniu zabraliśmy się z Jarkiem do pracy. Nie mogliśmy rozmawiać zbyt swobodnie, bo prawie cały czas towarzyszył nam Mateusz z Piotrkiem, dzieci Kamila. Mikołaj z Kamilem trochę pomagali nam w pracy, a Dorota przygotowywała obiad szczęśliwa, że ma dodatkowe gęby do wykarmienia. W ciągu dnia, korzystając z tego, że przez chwilę byliśmy sami, streściłem Jarkowi wczorajszy wieczór spędzony z Mikołajem. Jarek wprawił mnie w niemałe osłupienie.
- Szkoda, że w nocy do niczego między wami nie doszło – musiałem mieć naprawdę głupią minę, bo Jarek po chwili wyjaśnił - Masz prawo być szczęśliwy, a Mikołaj to fajny facet.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Nie 12:01, 03 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:29, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część dziesiąta(10)


Kolejny tydzień zleciał nam szybko ani żeśmy się obejrzeli i był piątek, trzeba jednak przyznać, że udało nam się wykonać sporo. Dokończyliśmy odwodnienie wokół domu i zamontowaliśmy oczyszczalnię ścieków z rozsączalnikiem wraz z jej podłączeniem do istniejącego odpływu kanalizacji z domu do szamba. Montaż samego zbiornika zajął nam sporo czasu, bo trzeba było wypełniać zbiornik wodą w miarę, jak go zasypywaliśmy w gruncie. Jarek miał rację, trzeba było również wykonać dodatkowe prace, które przewidywał. Mimo tego w piątek wieczorem praca przy oczyszczalni została przez nas zakończona, pozostało tylko uporządkowanie terenu i zasianie trawy, jednak z tym postanowiliśmy, poczekać aż ukończymy wszystko, zostało sporo ziemi, jej miejsce w wykopach zajęły rury, zbiornik, studzienki i żwir, którym obsypane były rury rozsączalnika i odwodnienia. Z właścicielem musieliśmy uzgodnić gdzie rozsypać tę ziemię.

Praca z Jarkiem to przyjemność, rozumieliśmy się bez słów i wzajemnie się uzupełnialiśmy. Jarek odzyskał dobry humor, jego stary uwierzył, że Jarek pracuje u pana Józefa i przestał się go czepiać. U mnie wszystko było po staremu, byłem zadowolony, że przynajmniej w czasie pracy mogę widywać się z nim, po pracy, zgodnie z tym, co wcześniej ustaliliśmy, Jarek do mnie nie przychodził.
Przez ostatnie dwa tygodnie była piękna słoneczna pogoda, która sprzyjała naszej pracy, dzięki temu byliśmy nieźle opaleni, co prawda tylko od pasa w górę, bo ciężko pracować przy wykopach w krótkich spodenkach, ale dobre i to. Niezmiennie co rano i wieczór podniecałem się niezdrowo widokiem przebierającego się Jarka, odreagowywałem ręcznie to podniecenie wieczorem po powrocie do domu, przypominając sobie nasze wspólne zabawy. Jarek nawet proponował kontynuację zabaw, argumentując, że na tym bezludziu i tak nikt nas nie zaskoczy, ale byłem temu przeciwny, mając na względzie ewentualne komplikacje. W ten sposób sam chyba sobie utrudniałem życie, ale byłem przekonany o słuszności takiego postępowania.

Jarek już poszedł do domu, oczywiście z zachowaniem wszelkich pozorów, czyli przez las do pana Józefa i dopiero od niego oficjalnie do domu. Siedząc w altanie i sącząc piwo czekałem na przyjazd właściciela. Piwo to inicjatywa Mikołaja, wyjeżdżając w niedzielę, zadzwonił do mnie, informując, że w lodówce jest zapas piwa, którym mamy się częstować. Sporo go jeszcze zostało, podbieraliśmy tylko po jednym dziennie, ani ja, ani Jarek na więcej nie mieliśmy ochoty.
Czekając, myślałem, jak ułożyć pracę w przyszłym tygodniu, czekała nas ta część roboty, która odrzucała i mnie i Jarka, należało wyczyścić zbiornik obecnego szamba, tak aby ten nadawał się na zbiornik deszczówki, zamówiliśmy co prawda wóz asenizacyjny do odpompowania szamba, ale i tak trzeba będzie wejść do środka odkazić i wymyć zbiornik, a potem dokonać wszystkich niezbędnych przeróbek i podłączeń. Jakby mało było perspektywy gównianej roboty, to jeszcze Jarek zapowiedział, że na kilka dni musi się urwać, bo zaczynają się u nich zbiory czarnej porzeczki, proponował, żebym na ten czas wziął sobie kogoś do pomocy, jego stary miał obsadzone porzeczką koło trzydziestu arów do tego mieli jeszcze jakieś osiemdziesiąt arów malin, na szczęście maliny zaczynały się dopiero od sierpnia, cała rodzina uczestniczyła w zbiorach więc i on nie mógł się od tego wyłgać. Stwierdziłem, że z decyzję, czy na kilka dni nieobecności Jarka przerwać prace, czy też szukać kogoś do pomocy, podejmę po rozmowie z właścicielem, jeżeli będzie mu zależało na czasie, to na te kilka dni trzeba będzie kogoś zmówić dodatkowo.
Siedząc w altanie i rozmyślając, kogo dokooptować do tej roboty nawet nie usłyszałem, jak pod dom podjechała czarna honda CR-V. Przywitałem się z Piotrem i Mikołajem, bo to właśnie oni przyjechali. Porozmawialiśmy chwilę wspólnie, a potem zapoznałem właściciela z postępem prac. Wydawał się zadowolony, że oczyszczalnia została już zamontowana i podłączona do kanalizacji. Mikołaj w tym czasie wypakowywał z samochodu bagaże.
- Szybko i sprawnie wam to idzie – podsumował moje wywody właściciel.
- Dotychczas tak, jednak w przyszłym tygodniu możemy trochę zwolnić tempo, bo Jarek musi pomóc w gospodarstwie przy zbiorach czarnej porzeczki – poinformowałem go.
- To niedobrze, myślałem, że w przyszłym tygodniu skończycie wszystko poza regulacją potoku – odpowiedział Piotr.
- Jeżeli panu zależy na tym terminie, to wezmę do pomocy innego kolegę, ale i tak nie skończymy na koniec przyszłego tygodnia, przy szambie i instalacji jest dużo do zrobienia i jest to czasochłonna robota, poza tym zostało sporo ziemi i trzeba ją gdzieś rozplantować i dopiero wtedy można będzie posiać trawę, samo plantowanie ziemi i sianie trawnika zajmie przynajmniej dwa dni – wyliczałem kolejne prace.
- Rozumiem, jednak chciałbym, aby było to zrobione jak najszybciej, na razie pogoda dopisuje i trzeba to maksymalnie wykorzystać, przynajmniej, żeby wokół domu było już wszystko skończone – naciskał właściciel.
- Dobrze postaramy się skończyć jak najszybciej, ale jutro macie od nas spokój, musimy trochę odpocząć – odparłem nieco zrezygnowany, nie podobała mi się perspektywa szukania kogoś, kto czasowo zastąpi Jarka.
- Zgoda, jestem zadowolony z waszego dotychczasowego tempa, nawet nie przypuszczałem, że pójdzie wam tak dobrze, a co u ciebie? – zapytał, zdezorientowany popatrzyłem na niego.
Nagła zmiana w sposobie jego zachowania mnie zaskoczyła, znikła nieustępliwość i twarda nuta w jego głosie, a zastąpiła ją serdeczność i jakby zrozumienie.
- Bez zmian, dobrze, że mam tę pracę, bo inaczej nosa z domu bym nie wystawiał – odpowiedziałem.
- Nie uspokoiło się jeszcze, dalej jesteś na językach wszystkich? – zapytał współczującym głosem.
- Żaden meteoryt nie spadł na wieś, nikogo nie zgwałcono, nikomu nie spalił się dom ani stodoła, nikt nie zginał tragicznie, nawet porządnej katastrofy w kraju nie było, to dalej jestem most important subject –zainteresowanie z jego strony poprawiło mi humor.
- Dobrze, że podchodzisz to tego z dystansem – stwierdził, uśmiechając się.
- Raczej nie mam alternatywy – odparłem.
- Zjesz z nami kolację? – zapytał Mikołaj, przerywając nam wcześniejszą rozmowę.
- Dziękuję, ale muszę pojawić się w domu na kolacji – wymigałem się od zaproszenia.
- Ok, odwiozę cię do domu, żebyś był szybciej – zaproponował Mikołaj.
Zapakowaliśmy się do samochodu, po drodze Mikołaj pytał o mnie i o Jarka, jego zachowanie w niczym nie przypominało tego sprzed tygodnia, jednak był miły i serdeczny. Wypytywał mnie również o możliwość zbierania grzybów. Powiedziałem mu, że owszem grzyby takie jak kozaki, prawdziwki, kurki, podgrzybki i kanie rosną w tutejszych lasach, ale jest zdecydowanie jeszcze za wcześnie, no i najlepiej znać grzybowiska, bo łażenie po całym lesie może przyprawić tylko o ból nóg, natomiast efekty grzybobrania będą mizerne.
- A ty znasz takie miejsca? – dopytał Mikołaj.
- Znam, jak będziesz chciał, to możemy się we wrześniu wybrać na grzybobranie – zaproponowałem.
- Dopiero we wrześniu, a wcześniej? – zapytał zdziwiony.
- We wrześniu zawsze się coś nazbiera, a wcześniej to tylko jak jest wysyp – wyjaśniłem.
- Grzesiek ty znasz się na grzybach? Potrafisz rozróżnić te jadalne od trujących? – Mikołaj dalej drążył temat grzybów.
- Znam się, chociaż ekspertem w tej dziedzinie jest mama – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- A co ciebie tak na grzyby wzięło – zapytałem, bo zdziwiłem się wywołanym przez niego tematem.
- Po pierwsze lubię je jeść, nawet pieczarki, chociaż są tacy, którzy twierdzą, że to bardziej warzywo niż grzyb, bo się je uprawia, a grzyby rosną samoistnie w lesie, a po drugie nigdy nie byłem na grzybobraniu, jestem z Wrocławia i jako mieszczuch w lesie bywałem bardzo rzadko, bardziej to był zresztą park niż las, a grzyby w nim nie rosły – zastanowiło mnie to, co powiedział, jest z Wrocławia, z kolei, w czasie jakiejś rozmowy z Piotrem wywnioskowałem, że on całe życie związany jest z Krakowem, ale nie wnikałem w to za bardzo, bo właśnie dojechaliśmy do mnie do domu.
- Dzięki za podwózkę, jak będą rosły grzyby, to wyciągnę cię na grzybobranie – zapewniłem go na pożegnanie.

Po kolacji zadzwoniłem do Jarka i krótko przekazałem mu ustalenia z właścicielem, umówiliśmy się, że wpadnie do mnie jeszcze dzisiaj i obgadamy temat jego zastępstwa. Pojawił się dosyć szybko, w czasie rozmowy stwierdził, że nie będzie najwyżej trzy dni, bo na razie będą zbierać wczesną odmianę czarnej porzeczki i jak dobrze pójdzie, to najpewniej wyrobią się już w dwa dni, zaczynają od poniedziałku, później minimum tydzień przerwy i będą zbierać późniejszą odmianę. Wyszło na to, że w tym czasie trzeba będzie wyczyścić szambo i wykonać wszystkie przekucia, a jak się uda, to zrobić jeszcze odprowadzenie wody z rynien, doprowadzenie wody z potoku i odprowadzenie z przelewu.
- Gówniana robota ci się Grzesiek szykuje – zauważył Jarek z uśmiechem.
- Gówniana i śmierdząca przynajmniej na początku – potwierdziłem.
- Powiem ci, że chyba po raz pierwszy cieszę się ze zbierania porzeczek – powiedział roześmiany.
- Biednemu wiatr w oczy wieje, nie dość, że jestem gejem to jeszcze gówniana robota mi przypadła w udziale - skwitowałem i oboje się roześmialiśmy.
- Myślałeś już, kogo weźmiesz do pomocy – zapytał.
- Nikogo ze wsi, podzwonię jutro po kumplach z klasy – odparłem.
Pogadaliśmy w sumie godzinkę i Jarek zmył się do domu, miał ochotę zostać i nocować, ale się uparłem, żeby wracał do domu. Wiedziałem, że wytrzymam na tyle, żeby go namówić do wyjścia, gdyby został, to nie ręczyłem za siebie i doszłoby do kolejnej „zabawy” pomiędzy nami.

W sobotnie przedpołudnie razem z Tomkiem pomagaliśmy tacie, miał lekkie opóźnienie i chciał to dzisiaj nadrobić, dlatego poprosił nas o pomoc. Po obiedzie zacząłem wydzwaniać po kolegach z klasy, większość połączeń nie została odebrana, z kilkoma osobami rozmawiałem, odniosłem wrażenie, że rozmawiali ze mną tylko dlatego, że wcześniej nie spojrzeli na wyświetlacz, kto dzwoni, każdy się wykręcał innymi zajęciami, nawet nie zapytali, o jaką pracę chodzi i jak jest płatna. Teraz dopiero powiązałem to z brakiem jakichkolwiek kontaktów ze strony kumpli od jakiegoś tygodnia. Więc w szkole też już się rozeszło, że jestem gejem, pomyślałem. Nie wiem, dlaczego miałem dotychczas jakieś złudzenia, że będzie inaczej. Zajebiście mnie to podłamało. To i cała reszta. Zrozumiałem, jakim byłem frajerem. Zawsze miły, uczynny, pomocny, otwarty na innych, zawsze gotów do wsparcia, rozumiejący krzywdę i nieszczęście innych, tak to byłem ja, skończony idiota i półgłówek. Myślałem, że mogę w jakimś stopniu liczyć na wzajemność, tak mogę liczyć, jak w kawale; umiesz liczyć, to licz na siebie. Jakim wyjątkowym debilem byłem, mi zawsze się chciało, przynieść, podać załatwić, przecież mnie nigdy nie bolały nogi, zawsze miałem siły, nie byłem śpiący ani zmęczony, pożyczyć forsę, oczywiście chociaż wiedziałem, że to pożyczka na wieczny okres spłaty. Nie raz wystawiony do wiatru jakoś tego nie dostrzegałem, a teraz? Teraz się okazuje, że poza rodziną i Jarkiem wszyscy mają mnie serdecznie w samym środku czarnej dupy. Przepraszam, zapomniałem wymienić pana Józefa swoją drogą to intrygująca postać. Na imprezach rzadko piłem, ale zawsze jak jakiś dupek, zostawałem pomóc posprzątać, doprowadzić chatę do porządku, bo przecież uczestniczyłem w imprezie, inni znikali bez śladu, nie mając takich dylematów. Bajka, a teraz oni wszyscy traktują mnie gorzej, niż w średniowieczu traktowano zadżumionych. Walcie się mili panowie i panie. Wyzdrowiałem i nigdy więcej w życiu frajerem nie będę. To mocne postanowienie poprawy nieco mnie uspokoiło.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi pokoju.
- Kto i czego? – zapytałem, starając się zniechęcić potencjalnego intruza.
- Mikołaj! Mogę wejść? – zapytał.
- Jasne, przepraszam, myślałem, że to ktoś inny – złapałem się na tym, że znowu wyłazi ze mnie grzeczny Grzesiu.
- Widzę, że jesteś wybitnie nie w sosie – powiedział Mikołaj, wchodząc do pokoju i wyciągając rękę w geście powitania.
- Nie w sosie? Nie, wszystko jest w jak największym porządku, tylko uzmysłowiłem sobie, jakim jebanym frajerem byłem dotychczas – odpowiedziałem jadowitym głosem, wymieniając z nim uścisk ręki.
- Jarek? – zapytał Mikołaj, zawieszając głos.
- Nie, on jedyny poza moją rodziną jest w porządku – odparłem, uspokajając się.
- Wpadniesz do nas wieczorem? Będzie Kamil z rodziną, ja, Piotrek i dwaj nasi znajomi z Warszawy, szykuje się mała impreza, piwko, grill – zaproponował.
- Mikołaj nie jestem w nastroju na imprezkę, na dodatek prawie nie znam ludzi – naprawdę nie miałem ochoty nigdzie wychodzić z domu.
- Tym bardziej powinieneś wpaść, zamiast siedzieć w domu i rozpamiętywać, przyjdź z Jarkiem, w jego towarzystwie będziesz się lepiej czuł – kusił Mikołaj nie zrażony moją wcześniejszą odmową.
- Jeszcze się zastanowię, o której zaczynacie? – zapytałem, chociaż decyzję, że nie pójdę, już podjąłem, nie chciało mi się przekomarzać z Mikołajem.
- Koło dziewiętnastej, przyjdź koniecznie, ja spadam, bo muszę jeszcze wskoczyć do sklepu i uzupełnić zapasy – powiedział, żegnając się ze mną.
Spojrzałem na zegarek do dziewiętnastej jeszcze prawie trzy godziny, chwilę siedziałem, zastanawiając się nad uczestnictwem w imprezie, nie miałem ochoty, żeby na nią iść, z drugiej strony siedzenie w domu też mnie nie pociągało. Wysłałem Jarkowi sms „Tam gdzie pracujemy, szykuje się impreza, jesteśmy zaproszeni. Idziemy?”. Po kilku minutach otrzymałem odpowiedź „Jutro jest Jana i stary ma imieniny, odprawia je dzisiaj, niedługo zaczną się schodzić goście, jestem udupiony przynajmniej do 22, potem chętnie wpadnę”. Zastanawiałem się jeszcze chwilę i odpisałem Jarkowi „Ja raczej się nie wybieram, jak coś się zmieni to dam ci znać”. Puściłem muzykę i walnąłem się na wyro, myślałem i drzemałem na przemian. Grubo przed dziewiętnastą zadzwoniła komórka, dzwonił Mikołaj.
- Bądź gotowy za dziesięć minut, muszę być jeszcze raz w sklepie, to wpadnę po ciebie – rozłączył się, nie czekając na moją odpowiedź.
To dało mi kopa, nie zamierzałem iść, ale po tym telefonie zmieniłem zdanie, idę, gorzej nie będzie, a tak to biłbym się z myślami i dołował przez cały wieczór. Szybki prysznic, potem szybkie ubieranie się, pogonił mnie dźwięk klaksonu dobiegający z podwórka, w drzwiach wyjściowych mijając Tomka, przekazałem mu, gdzie się wybieram, życzył mi dobrej zabawy.
- Sorry, że tak ponagliłem, ale miałem wrażenie, że inaczej to w ogóle nie przyjdziesz – przywitał, mnie Mikołaj jak wsiadałem do samochodu.
- Dzięki, nawet dobrze, że nie czekałeś na to, co odpowiem, bo wykręciłbym się – odpowiedziałem mu, śmiejąc się.
- A co z Jarkiem jedziemy po niego? – zapytał.
- Nie, ma imprezę w domu, imieniny starego, może wpadnie później – poinformowałem Mikołaja.
Na miejscu przywitałem się ze wszystkimi, Dorota przygotowywała sałatkę, to właśnie po cytryny do tej sałatki był w sklepie Mikołaj, Piotrek w swoim mniemaniu pomagał Dorocie, Dorota co chwilę upominała go, żeby nie podjadał, Kamil rozpalał akurat grilla. Mikołaj przedstawił mnie Kubie i Jackowi, którzy zajęci byli zabawą w chowanego z dziećmi Kamila, Piotrkiem i Mateuszem. Jacek był zwykłym przeciętnym trzydziestolatkiem, natomiast wrażenie zrobił na mnie Kuba, przystojny brunet, krótkie włosy, ciemna karnacja, wysoki, szczupły, trzydziestokilkuletni facet. Po przywitaniu się, poszliśmy z Mikołajem pomóc Kamilowi. Zwróciłem Kamilowi uwagę, że przed położeniem karkówki i polędwiczek na grilla, należy je posmarować olejem, wtedy ładnie się zarumienią i upieką, a w środku będą soczyste i niewyschnięte.
- Jak jesteś w tym taki oblatany, to dzisiaj obsługujesz grilla – skwitował moje uwagi, trochę się przestraszyłem, że może jakoś go uraziłem w ten sposób.
- Kamil mój tato zawsze tak robi i mięso jest zawsze świetne, zauważyłem, że jak mięso wcześniej nie jest zamarynowane w przyprawach z olejem, to zawsze jest potem suche – próbowałem się wytłumaczyć.
- Spokojnie, wierzę i dlatego ty będziesz przy grillu, powiedz co mam ci przynieść, żebyś nie musiał się ruszać od grilla, poza tym wolę siedzieć z piwkiem niż stać cały czas przy grillu – odpowiedział.
- Najlepiej oliwę z oliwek i jakiś pędzelek do smarowania – ulżyło mi, jeszcze tego by brakowało, żeby ktoś w tym towarzystwie się na mnie boczył.
Po chwili wrócił z oliwą i pędzelkiem, dodatkowo przyniósł mi piwo do picia.
W pilnowaniu grilla pomagał mi Mikołaj, Piotrek prowadził ożywione rozmowy z Kubą, z tego, co słyszałem, rozmawiali na tematy zawodowe, później już wszyscy ze sobą gadali i świetnie się bawili. Pierwsza partia była już gotowa, przerwa na konsumpcję, mięso, sałatki Doroty, pieczywo, dodatki, wyżerka była niesamowita a do tego spore ilości piwa. Doceniono mój sposób grillowania, bo mięso wyszło wyjątkowo kruche i soczyste. W miarę napełniania żołądka humor mi się poprawiał.
Spochmurniałem w momencie, gdy zadzwonił telefon i zobaczyłem na wyświetlaczu, kto dzwoni, to była jedna z tych osób, do których usiłowałem się dodzwonić wcześniej. Odszedłem dalej od reszty i odebrałem połączenie.
- Z czym dzwoniłeś Grzesiek, telefon był na kwaterze, a ja na plaży – wyjaśnił mi powód nieodebrania połączenia Łukasz.
- A gdzie jesteś – zapytałem, jednocześnie się zastanawiając czy o mnie już wie, czy jeszcze nie.
- Nad morzem, niedaleko Ustki – odpowiedział.
- To i tak nic z tego, dzwoniłem, bo od poniedziałku potrzebuję kogoś do pracy fizycznej na trzy dni – poinformowałem go.
- No to rzeczywiście odpadam, bo ja tu jeszcze cały tydzień będę balował, a co tam u ciebie? – wyczułem dziwne zawieszenie głosu, pewnie już wiedział o mnie.
- Łukasz jeszcze nie dotarł do ciebie news o tym że jestem gejem? – przekornie zapytałem.
- Dotarł, niektóre pojeby bardzo się tym ekscytowały – wyjaśnił.
- A ty?- zapytałem krótko.
- Nie szczególnie, tylko trochę zaskoczony byłem, bo jakbym miał obstawiać, kto w naszej klasie jest gejem to, ty byłbyś na samym końcu listy, a skoro już o tym rozmawiamy, to jesteś, czy nie? – to całkowicie zbiło mnie z tropu.
- Jak to? – zapytałem jak jakiś niedorozwój.
- No na razie to mam tylko informacje od innych, od ciebie tego nie usłyszałem, a potem okaże się jak z ciążą Kaśki, niby ciąża była, tylko to nie Kaśka była w ciąży, tylko jej stara – usłyszałem śmiech Łukasza.
- Łukasz tym razem to prawda, jestem gejem i co teraz sądzisz – lubiłem Łukasza, ciężko mi było pytać o jego reakcję, bo bałem się, że zareaguje tak jak inni, czyli w najlepszym przypadku potraktuje mnie jak powietrze.
- Nic nie sądzę, wrócę, to pogadamy, jak na razie zauważ, gadamy na mój koszt, a ja milionerem nie jestem i na twoją robotę też się nie załapię, wiec kończymy tę gadkę, jak wrócę, to się spotkamy i pogadamy – cały Łukasz, wyglądało na to, że jego moja orientacja nie przeraża.
Pożegnaliśmy się i w lepszym humorze wróciłem do towarzystwa.
Tego wieczoru jeszcze raz byłem głównym zarządca grilla, siedzieliśmy, gadając wspólnie do późna, nie liczyłem wypitych piw, ale było tego sporo, a w miarę wypitego piwa było mi coraz bardziej wesoło. Nie wiedziałem czy to efekt wypitych procentów, czy jakieś moje chore jaźnie, ale wydawało mi się, że pomiędzy Kubą i Jackiem było coś więcej niż tylko znajomość, w pewnym momencie widziałem nawet, jak szli w stronę domu trzymając się za ręce, ale głowy za to bym nie dał. Jarek jednak się nie pojawił. Do domu dotarłem dopiero następnego dnia koło południa.

Wieczorem odwiedził mnie Jarek, zarówno on, jak i ja nie czuliśmy się najlepiej, oboje trochę przesadziliśmy z procentami dzień wcześniej. Ze spokojem przyjął moją porażkę w szukaniu kogoś do pomocy. Wyjął komórkę i gdzieś zadzwonił, chwilę rozmawiał, na koniec zakomunikował mi:
- Dawid będzie punktualnie o ósmej na miejscu – popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Ten Dawid? – zapytałem.
- Ten, a znasz jakiś innych Dawidów, dzieła sztuki do takiej roboty się nie nadają – popatrzył na mnie z politowaniem.
- Jarek chyba cię pojebało! – wściekłem się na całego.
- Potrzebny jest ktoś do pracy, tobie nie udało się nikogo zwerbować, poza tym chyba już pora, żebyście się pogodzili, zgoda zachował się wobec ciebie jak ostatni skurwiel, ale zrozumiał to i skamle o przebaczenie – przedstawił swoje stanowisko Jarek.
- Nie pierdziel Jaro, a Dawida mam w dupie – odszczekałem się.
- A miej go, gdzie chcesz, od tego, że będziesz z nim pracował, nie ubędzie cię, nikt ci się nie karze z nim pieprzyć – przerwał na chwilkę, po czym dodał - Weź, wydoroślej Grzesiek i skończ się zachowywać jak rozkapryszona primabalerina, łeb mnie jebie, suszy mnie jak cholera, a ty jęczysz, że nie chcesz pracować z Dawidem, zamiast mi piwo zaproponować, kutas jesteś, a nie kolega.
Zaniemówiłem z wrażenia, Jarek przyglądał mi się spod wpół przymkniętych powiek, a na twarzy błąkał mu się ironiczny uśmieszek.
- Może ci jeszcze laskę zrobić? – zapytałem wściekły.
- Nie zaszkodziłoby, dawno nie waliłem, ale najpierw przynieś mi zimne piwo – powiedział, ledwo powstrzymując śmiech.
- Będziesz pił przed, po, czy w trakcie? – zapytałem ironicznie.
- W trakcie, bo jednocześnie mnie i suszy i ro… - nie dokończył, bo oboje nie wytrzymaliśmy i ryknęliśmy śmiechem.
Długo rechotaliśmy, później Jarek racjonalnie mi wytłumaczył, dlaczego zadzwonił do niego, nie byłem do końca przekonany, ale się zgodziłem. Jutro będę pracował z Dawidem.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Nie 16:56, 03 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:31, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część jedenasta(11)


Obudziłem się w okropnym stanie, niewyspany i spocony. Jarek siedział wczoraj do późna, leczenie kaca piwem też nie przyniosło spodziewanych efektów, na dodatek źle spałem, miałem jakieś koszmarne sny o powodzi, raz to ja się topiłem, a potem topili się inni, których ratowałem z różnym skutkiem, wokół tylko bezmiar mętnej i brunatnej wody. Tyle przynajmniej z tych snów zapamiętałem i ostatnią scenę, jak siedząc na kłodzie drewna dryfującej z nurtem rzeki, ze zmętniałej wody wyciągam ciało Jarka, próbuję go przywrócić do życia, z jakiegoś powodu jednak wpadamy do wody, a Jarek wtedy kurczowo mnie obejmuje i topimy się razem. Wiem, to bez sensu, od kilku tygodni prawie nie padało, nawet w czasie powodzi jak wyleje rzeka, to rozlana na łąkach woda sięga najwyżej do kolan, ale kiedy koszmarne sny są sensowne?
Zwlokłem się z wyra, chłodny prysznic sprawił, że pozbyłem się potu i wróciło ciut lepsze samopoczucie. Jakby tego wszystkiego było mało, to dobijała mnie myśl, że przez kilka najbliższych dni muszę pracować z Dawidem. Do niedawna nic nie miałem przeciw niemu, wręcz przeciwnie był moim kumplem, nie byłem z nim tak zżyty, jak z Jarkiem, to była znajomość bardziej na dystans, ale spędziliśmy sporo wolnego czasu razem. Zawsze jak tylko zbieraliśmy się, żeby pograć, to był z nami, wspólne wypady nad rzekę i na rower. Dawid zawsze plątał się wokół nas, najczęściej okazywało się, że nie trzeba nawet po niego dzwonić, bo jakimś dziwnym zrządzeniem losu się pojawiał, gdyby się tak dobrze zastanowić to on zawsze się kręcił koło mnie lub koło Jarka, sympatyczny, uczynny i dosyć przewidywalny, no właśnie do czasu, a potem ta historia z pobiciem, to jakoś wyjątkowo do niego nie pasowało. Potulnie zniósł wpierdziel, jaki spuścił mu Kamil, w żaden sposób nie próbował się na mnie odegrać i jeszcze bardzo zabiegał, żeby mnie przeprosić. Prosił o wstawiennictwo zarówno mojego brata, jak i Jarka, bardzo mu na tym zależało, a przecież nie kumplowałem się z nim tak blisko, jak z Jarkiem. Wdał się w bijatykę z pijaczkami spod sklepu, jak usłyszał, jak ci się ze mnie nabijają, obiecał im że jak jeszcze raz usłyszy jakieś ich teksty na mój temat, to obije im tak mordy, że resztkę zębów stracą. To zapewnienie ze strony Dawida rzeczywiście trochę poskutkowało.
Snułem się po domu, przygotowując się do wyjścia, nie wiedziałem, jak mam się zachować w stosunku do Dawida. Na odległość nie stanowiło to problemu, ale jak mam się zachować w jego obecności, udawać już jest wszystko w porządku? Nie potrafiłem również pracować razem i wściekać się, to nie leżało w moim charakterze. Postanowiłem nie zaprzątać sobie tym głowy na razie, zobaczymy, co wyjdzie w praniu. Szybko skończyłem robić sobie kanapki, zapakowałem je do plecaka i wyruszyłem, chciałem być wcześniej niż Dawid.

Na miejscu zaskoczył mnie widok samochodu na warszawskich numerach rejestracyjnych, w sobotę domyśliłem się, że tym samochodem przyjechał Kuba. Tradycyjnie ruszyłem w stronę domu, zawsze pojawiałem się przed Jarkiem i robiłem kawę, jak przychodził, to przy kawie uzgadnialiśmy, co w danym dniu robimy i w jakiej kolejności. Pomimo że Jarka dziś miało nie być, to postanowiłem nie zmieniać zwyczaju i przygotować kawę. Tak jak podejrzewałem, w domu jednak ktoś był, drzwi były zamknięte tylko na jeden zamek, a alarm nie był uaktywniony, nie zwracając na to uwagi, wszedłem do kuchni i włączyłem ekspres, podstawiając dwa kubki. Młynek ekspresu zaczął hałasować, a po chwili zaczęła się sączyć czarna, mocna, i aromatyczna kawa. Lubiłem siedzieć, obejmując obiema dłońmi ciepły kubek i wdychać mocny aromat kawy w oczekiwaniu na Jarka, on wolał nieco chłodniejszą kawę, dlatego zawsze robiłem dwie równocześnie. Moje myśli, że dzisiaj będzie inaczej, bo zamiast Jarka będzie Dawid, przerwało wejście do kuchni Kuby.
- Cześć ranny ptaszku, widzę, że zrobiłeś mi kawę – był w samych bokserkach.
- Cześć, kawę zrobiłem z myślą o Dawidzie, ale bierz i pij, nie jest słodzona – miałem idealną okazje do zlustrowania jego wyglądu.
Smukła sportowa sylwetka, niezbyt mocno owłosiona i ładnie wyrzeźbiona klatka piersiowa, płaski brzuch, od pępka w dół ścieżka ciemnych włosków, średnio owłosione nogi, kształtne pośladki, ciemna karnacja, regularne rysy twarzy i mocno zarysowany podbródek, wydatny nos to wszystko składało się na niezwykle miły dla oczu widok.
- I jak wypadłem? – zapytał Kuba.
- Co, o co pytałeś? –zaskoczył mnie tą odzywką, chyba się nawet zaczerwieniłem.
- Pytałem, jak wypadłem, specjalnie prężyłem pośladki i nawet lekko wciągnąłem brzuch – powiedział, siadając naprzeciw mnie i mrużąc porozumiewawczo jedno oko.
- Nie, no co ty Kuba – plątałem się złapany na gorącym uczynku.
- Starzeję się, skoro już nie robię na innych wrażenia – tym zdaniem całkiem mnie skołował.
- Nie, co ty, świetnie wyglądasz – powiedziałem bezwiednie i o mało co nie odgryzłem sobie języka, bo w ten sposób przyznałem, że jednak go obserwowałem, zamilkłem.
- A jednak, ulżyło mi, uroczo się czerwienisz Grzesiek – skwitował mnie kpiąco.
Zły nastrój tego poranka, perspektywa współpracy z Dawidem i niejasne zachowanie Kuby spowodowały, że nie wytrzymałem, miałem już serdecznie dość naśmiewania się ze mnie.
- Kuba chcesz mi jeszcze dojebać, to nie krępuj się, śmiało ładuj, przecież można, pedał to nie człowiek, można po nim jeździć jak po łysej kobyle, można się z niego naśmiewać, kpić z niego po całości – wygarnąłem, co mi leżało na wątrobie.
Przez chwilę się nie odzywał zaskoczony, a potem na jego twarz wypełzł uśmiech.
- To teraz twoja kolej, zaczynaj – powiedział.
- Jaka moja kolej, kolej na co? – zapytałem, nie łapiąc o co, mu chodzi.
- Twoja kolej na kpienie z pedała, możesz pokpić ze mnie, bo tak się składa, że też jestem gejem, a Jacek to mój chłopak – wyjaśnił i dodał - Przepraszam Grzesiek, że tak to odebrałeś, byłem pewien, że w sobotę zauważyłeś zachowanie moje i Jacka.
Przypomniałem sobie scenę, którą widziałem, Kuba z Jackiem trzymający się za ręce szli w stronę domu, ale byłem wtedy lekko wstawiony i myślałem, że to moja wyobraźnia płata mi figle.
- Widziałem, jak się trzymacie za ręce, ale przez myśl mi nie przeszło, że jesteście parą i ... – zamilkłem, bo nie wiedziałem, co więcej powiedzieć.
- Więc teraz przynajmniej wiesz, że to nie było złośliwe kpienie z ciebie, miło jest czasem usłyszeć od kogoś, że jeszcze się człowiek całkiem nieźle prezentuje, a czerwienisz się naprawdę uroczo – powiedział, uśmiechając się.
- Jacek też jest? – zapytałem.
- Tak tylko śpi jeszcze, siła przyzwyczajenia, on do pracy chodzi na dziesiątą, ja najpóźniej na ósmą i nawet w czasie urlopu daje to o sobie znać – wyjaśnił.
- Na długo przyjechaliście?- byłem ciekaw jak długo tutaj zostaną, pomimo wcześniejszych obaw dobrze mi się z Kubą rozmawiało.
- Zostaniemy tu na tydzień, a później jedziemy w góry na tydzień i powrót do kieratu do Wawki – wyjaśnił.
- To przez ten tydzień będziemy się spotykać, bo nam jeszcze trochę pracy tutaj zostało – nawet ucieszyłem się z tego, że nie będę skazany jedynie na towarzystwo Dawida.
- Mi to też odpowiada, niezły jesteś Grzesiek, jak jeszcze co rano będziesz robił kawę, to gotów jestem zostać na dłużej – znowu mrugnął do mnie porozumiewawczo okiem.
- Kawę mogę robić, o co konkretnie Ci chodziło, z tym stwierdzeniem niezły jesteś – zapytałem, niezbyt pewny czego to miało dotyczyć.
- Przejrzyj się w lustrze, to będziesz wiedział, podobasz mi się, Jackowi zresztą też – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Znowu kpisz ze mnie? – zapytałem, ale byłem za zadowolony z pochwały, moja próżność została mile połechtana.
- Serio mówię, może wieczorem zrobimy grilla, zorganizuje się jakieś piwko i lepiej się poznamy – zaproponował z wyczuwalnym wahaniem w głosie.
Zaskoczyła mnie ta propozycja, zwłaszcza po jego wcześniejszym zachowaniu i komentarzach pod moim adresem, zastanowiło mnie też wahanie w jego głosie, o jaki lepszy sposób poznania może mu chodzić, czy miało to dotyczyć tylko rozmowy, czy było to zaproszenie do czegoś więcej niż tylko rozmowa i wspólne towarzystwo. Wyglądało, że byłem tematem rozmowy jego i Jacka skoro stwierdził, że podobam się im obu. Nie wiedziałem jak wybrnąć z tej sytuacji, podniecała mnie myśl, że być może chodziło o coś więcej niż samo towarzystwo, jak miałoby to wyglądać? Trójkąt? Zabawa tylko z jednym z nich? Co w tym czasie robiłby drugi? Myśli przelatywały mi w głowie jak błyskawice podczas gwałtownej burzy. Dylemat korciło mnie powiedzieć, że się zgadzam, a jednocześnie miałem opory, moje doświadczenia seksualne były żałośnie małe, nie wiem jak, miałbym się zachować. Za dużo chyba sobie wyobrażam, poniosło mnie, stwierdziłem w myślach, lepiej wysondować co miał Kuba na myśli. Popatrzyłem na niego i zobaczyłem jego pytające spojrzenie. Zebrałem całą odwagę drzemiącą we mnie.
- Lepiej się poznamy? Jak mam to rozumieć? – zapytałem i zobaczyłem, że teraz on lekko się zmieszał.
- Jednoznacznie, jeżeli Ci się nie podobamy, dwuznacznie, jeżeli jest inaczej – wypalił jednym tchem.
Czułem, jak moja odwaga szybko topnieje, a jednocześnie chciałem jego jednoznacznej deklaracji, już sama rozmowa z Kubą mnie podniecało, a myśl jakby to mogło być wieczorem, doprowadzała mnie do szaleństwa, raz się żyje, najwyżej dwóch ludzi dodatkowo będzie przekonanych, że mam coś z głową.
- Podobacie mi się, ale uprzedzam, że moje doświadczenia są prawie zerowe – powiedziałem cicho przestraszony swoją odwagą w tej rozmowie, inaczej jednak umawia się przez portale, a co innego taka rozmowa w cztery oczy od razu.
- Bez obaw, żadnych nacisków, żadnego hardcoru, dopasujemy się do Ciebie, wycofasz się, kiedy będziesz chciał – powiedział również cichym głosem.
- Dopasujemy się? – zawiesiłem głos.
- Ja i Jacek, mówiłem Ci, jesteśmy parą, ale czasami nam się zdarza zaprosić kogoś do zabawy, nie często, bo jakoś nie zawsze nam się podobają te same typy, ale co do Ciebie byliśmy wczoraj zgodni – pospieszył z wyjaśnieniem.
- Możecie być zawiedzeni moją osobą, nie powiem, bardzo mnie to podnieca, ale moje doświadczenia są marne, a na dodatek nie bardzo będę wiedział, jak mam się zachować, już teraz sama rozmowa bardzo mnie krępuje – podzieliłem się z nim moimi obawami.
- Grzesiek wszystko będzie na luzie, zobaczysz…- jego wypowiedź przerwało pukanie do drzwi. - …tylko to na co się zgodzisz – dokończył i poszedł otworzyć drzwi.

Łyknąłem kawy, miałem sucho w przełyku od tej rozmowy, byłem jednocześnie spięty i rozluźniony, spięty, bo mimo wszystko miałem obawy co do naszego wieczornego spotkania, rozluźniony, bo podjąłem decyzję, że przyjmę ich zaproszenie, jednak ta namiastka seksu jaką, miałem z Jarkiem, mi nie wystarczała, już sama rozmowa bardzo mnie podnieciła, czułem, jak mój penis rozpycha się w bokserkach.
Do kuchni wszedł Kuba z Dawidem, co dziwniejsze pojawienie się Dawida przyjąłem jak wybawienie, trochę obawiałem się kontynuacji rozmowy, a tak będzie co ma być, w końcu miałem do czynienia z ludźmi na poziomie, więc najwyżej się wycofam.
Kuba zostawił nas samych, stwierdził tylko, że wraca do wyra, bo jednak ma okres urlopu, ja natomiast pomyślałem, że idzie do Jacka i bynajmniej nie po to żeby jeszcze pospać.
Z Dawidem zamieniłem kilka słów powitania, zrobiłem mu kawę i przeszliśmy do omawiania, tego co jest do zrobienia. Nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał okazji do malutkiej zemsty.
- Dawid ty dzisiaj zajmiesz się gównem, znaczy, zaczniesz od czyszczenia szamba – powiedziałem głosem nie, znoszącym protestu.
- Jasne nie dość, że nikt mnie nie kocha, to jeszcze przyszło mi się od poniedziałku w gównie babrać, co za jebany fart – mimo tych słów uśmiechał się i wlepiał się we mnie.
- Na to żebyś był przez kogoś kochany, to musisz sobie zapracować, jak odwalisz tą gównianą robotę, to może nawet ja cię pokocham, bo inaczej sam musiałbym to zrobić – odparłem w lepszym już nastroju, bo raczej spodziewałem się jego protestów.
- Dla zachęty za tą gównianą robotę dostaniesz podwójną taryfę – dodałem.
- Za podwójną taryfę to cały tydzień mogę się w tym gównianym interesie babrać – stwierdził.
- Dawid szambo jest już odpompowane i wstępnie wyczyszczone, facet czekał i odpompował to, co zostało z czyszczenia, właz od kilku dni jest otwarty, więc nie będzie tak źle – starałem się tchnąć w niego trochę dodatkowego optymizmu.
- To na czym ma polegać moja robota? – zapytał.
- Trzeba kercherem porządnie wymyć ściany i dno szamba, wybrać to wszystko, potem w ścianie zrobić przekucie pod rurę sto pięćdziesiątkę i drugie obok pod pięćdziesiątkę, po przeciwnej stronie przekucie pod rurę setkę, zrobić mocowanie dla pompy… - wyjaśniałem, to czym ma się zająć.
- Ja będę kładł rury od rynien i potoku w stronę szamba, a później, jak zdążę, to będę potrzebował Twojej pomocy przy zgrzewaniu rur instalacji nawadniającej – w dużym skrócie przedstawiłem mu mój zakres na dzisiaj.

Zabraliśmy się do pracy po skończeniu picia kawy. Problem pojawił się szybciej, niż przypuszczałem, po podłączeniu kerchera Dawid zaczął czyścić ściany szamba na razie bez wchodzenia do środka, jednak odrzut był tak duży, że woda rozpryskiwała się i chlapała przez właz. Kazałem mu przerwać i poszedłem do budynku gospodarczego po okulary, widziałem je tam przy kosie spalinowej, zapewne do ochrony oczu przed zaprószeniem trawą i pyłem.
- Masz i ubierz, oczy to cenna rzecz, a gówno to gówno, więc lepiej, żeby do oczu nie leciało – powiedziałem, podając mu okulary.
- To jeszcze mi jakiegoś dużego kondoma przynieś, bo pryska jak cholera i za chwilę będę cały mokry – powiedział, wkładając okulary.
- Zamiast się dodatkowo ubierać, to się rozbierz, jest cholernie ciepło, później wystarczy się porządnie umyć i po sprawie – zaproponowałem.
- Nieźle kombinujesz, może mi jeszcze plecy umyjesz? – zaśmiał się.
- Czemu nie, za drobna opłatą da się zrobić – odparłem niezrażony jego ewidentną zaczepką.

Dawid zaczął się rozbierać, zajęty własną robotą dyskretnie się temu przyglądałem, pomimo że wielokrotnie widziałem go w samych kąpielówkach nad rzeką. Rozebrał się do bokserek, na bose stopy założył gumowce i zniknął we włazie szamba. Skupiłem się na własnej pracy. Po kilkudziesięciu minutach usłyszałem, że Dawid mnie woła. Wychylony do połowy z włazu, machał w moim kierunku.
- Sam będę wywalał wiadrem tę wodę godzinami, masz może jakiś lepszy pomysł – zapytał, gdy się do niego zbliżyłem.
- Część odpompujemy, ale resztę trzeba będzie i tak wybrać wiadrem – powiedziałem, przypatrując mu się.
- Będziesz mi musiał pomóc, ja będę nalewał do wiadra na dole, a Ty będziesz odbierał wiadro i wylewał na zewnątrz – zaproponował.
Zgodziłem się, po pierwsze on miał gorszą robotę, a po drugie, tak rzeczywiście szybciej pójdzie, sam musiałby za każdym razem wchodzić i wychodzić ze środka. Włosy miał mokre i pozlepiane, krople wody z drobinami brudy pokrywały go całego, mokre bokserki ściśle przylegały mu do ciała, zrobił kilka kroków, woda chlupotała mu w gumowcach, usiadł na betonie szamba, ściągając gumowce i wylewając z nich wodę, mimowolnie mój wzrok powędrował w wiadome miejsce, widziałem teraz wyraźnie zarys jego penisa na mokrych bokserkach. Opanowałem się szybko, podłączyliśmy pompę i odpompowaliśmy część wody. Dawid ponownie wgramolił się do środka i nabierał wodę ze szlamem, po napełnieniu wiadra podawał mi je do góry. Za którymś razem zahaczył wiadrem o brzeg włazu i część zawartości wylała się na niego, usłyszałem, jak zaklął pod nosem, ale nic więcej nie powiedział. Stwierdziłem, że w ten sposób długo nam zejdzie, a Dawid się zajebie, każde wiadro musiał podnosić wysoko, prawie nad głowę, żebym zdołał je chwycić, jakoś wyparowała ze mnie wściekłość na niego, pewnie dlatego, że robił co do niego należało i nie pyskował. Kazałem mu na chwilę przestać, poszedłem poszukać jakiejś linki, za pomocą której opuszczałbym i podnosił wiadro, dzięki temu on nie będzie musiał podnosić go rękami, a w czasie wyciągania mógł czekać z boku, nie będąc narażony na niemiły prysznic.
Znalazłem linkę, później szło nam zdecydowanie szybciej. Po wyciągnięciu ostatniego wiadra Dawid wygramolił się na zewnątrz.
- Dzięki za ten pomysł z linką, inaczej chyba nie dałbym rady – spojrzał na mnie z wdzięcznością.
- To i tak nie koniec na dzisiaj, ale lepiej się teraz umyj – odparłem wymijająco.
- Znajdzie się tutaj coś do mycia, jakieś mydło albo coś podobnego, bo cuchnę okropnie i sama woda nie wystarczy – zapytał.
- Opłukaj się z grubsza, a potem idź i weź porządny prysznic.
- Zasyfię całą łazienkę, wolę się umyć gdzieś tutaj, a przed pójściem do domu dodatkowo wezmę prysznic – odparł.
Poszedłem po żel, w końcu to jego sprawa, gdzie i jak chce się wymyć. Wróciłem po chwili i stanąłem jak wryty, Dawid schowany za rozłożystym krzewem różanecznika stał nagi i opłukiwał się wodą z węża ogrodowego.
- Nie przeginasz trochę? – zapytałem, podchodząc bliżej i podając mu żel.
- I kto to mówi. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że po raz pierwszy widzisz chłopaka nago?
- Nie jesteśmy tu sami – postanowiłem zignorować jego zaczepkę.
- Grzesiek ślepy jesteś, nie widzisz, jak oni się zachowują, mój widok ich na pewno nie zgorszy – jego ironiczny uśmieszek dopełnił to czego, nie powiedział wprost.
- Dawid czego się nawąchałeś w tym szambie, a może słońce Ci mózg ugotowało, chyba bredzisz – gorączkowo myślałem czy mógł słyszeć moją rozmowę z Kubą.
- Widziałem, jak lecieli w ślinę – widząc moją głupią minę, wyjaśnił dokładnie – Widziałem, jak się całowali i wcale nie był to przyjacielski pocałunek, kuna, aż mnie spięło, jak to zobaczyłem.
- A potem się obudziłeś, nie wkręcaj mnie – ulżyło mi, że jego gadanie nie jest wynikiem podsłuchania rozmowy.
- Wali mnie to czy mi wierzysz, czy nie, poszedłem się odlać na skraj lasu i przez otwarte wyjście na taras widziałem, jak oni się całują w salonie, na dodatek tarmosili się po pośladkach, nawet chwilę czekałem czy będzie coś więcej, ale tylko lecieli w ślinę, nie chciałem się za długo lipić, żeby nie zauważyli, ja pierdolę to była scena jak z ostrego pornola - relacjonował z przejęciem.
Nie wyczułem, żeby był zdegustowany, tym co zobaczył, wręcz przeciwnie, był dziwnie podniecony i mówił o tym z przejęciem. Zdałem sobie sprawę, że próbuję się doszukiwać w jego reakcji czegoś więcej. Źle już jest ze mną, brak porządnego seksu rzuca mi się na mózg i próbuję w Dawidzie doszukiwać się geja, pomyślałem.
- Ale na szczęście nie podziałało to na ciebie – powiedziałem, wymownie wskazując na jego penisa, na przekór własnym myślom.
- Po takim zimnym prysznicu, jaki sobie urządziłem, nawet kaczorowi by nie stanął – odparł, patrząc mi prosto w oczy.
- Myj się i nie gadaj już tyle – zrejterowałem, odwróciłem się, żeby odejść.
- Gdzie leziesz, musisz mi przytrzymać węża, żebym mógł przepłukać bokserki, mam sobie tego węża w zębach trzymać, czy jak, bo ręce będę miał zajęte – zawrócił mnie z powrotem.
Trzymając końcówkę węża ogrodowego, patrzyłem na niego, wiele razy widziałem go w kąpielówkach, ale w takiej sytuacji jeszcze nigdy, Dawid był średniego wzrostu, blondyn z krótko ostrzyżonymi włosami, ładna regularna twarz, niebieskie oczy, jasna karnacja, szczupła budowa ciała, wyraźnie zarysowane mięśnie, płaski brzuch, delikatnie zarysowany kaloryferek, ładnie umięśnione uda i łydki, nogi pokryte drobnymi blond włoskami, od pasa w górę praktycznie bez zarostu, poza włosami na głowie, był niczym młodsza wersja Mikołaja. Szczególną uwagę zwróciłem na to, co dotychczas zawsze zakrywały kąpielówki, jego penis był skurczony od zimnej wody, ale do mikrusów nie należał, dopiero teraz dotarło do mnie to, na czym wcześniej skoncentrowałem wzrok, ma przystrzyżone łoniaki, a skórka na jajkach była starannie wygolona. Zbyt natrętnie wpatrywałem się i wychwycił moje spojrzenie.
- Teraz możesz rozgłosić na całą wieś, że mam małego fiuta, golę sobie jajka i robię sobie fryzurki bynajmniej nie na głowie – powiedział zjadliwie.
- Sam mówiłeś, że ci się skurczył od zimnej wody – powiedziałem, siląc się na obojętność i czując jak mój mały, rozpycha się coraz bardziej w bokserkach.
- Tobie i tak nie zaimponuję rozmiarem – powiedział, wskazując na wybrzuszenie na moich spodenkach.
- A skoro już Ci stoi i jeszcze mnie nie zgwałciłeś, to przynajmniej umyj mi plecy – dodał z uśmiechem, wieszając bokserki na gałęzi krzewu.
- Nie prowokuj, bo będziesz odwrócony tyłem – odparłem z udawaną groźbą.
Nagle oklapłem, uszło ze mnie całe podekscytowanie, co za pokręcony dzień, rano rozmowa z Kubą, teraz dziwaczna sytuacja z Dawidem i jego słowne prowokacje, nie czułem się z tym wszystkim zbyt pewnie, nie wiedziałem, do czego to wszystko zmierza, byłem totalnie skołowany.

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pon 10:22, 04 Lut 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:33, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część dwunasta(12)


Wycisnąłem na dłoń trochę żelu do kąpieli, Dawid zadrżał od mojego dotyku, rozprowadzałem żel po jego plecach pokrytych kroplami wody. Robiłem to zupełnie mechanicznie, przestała mnie podniecać cała ta sytuacja. W innym przypadku moje podniecenie sięgałoby zenitu, teraz mój mały przeszedł do postawy, spocznij, chociaż jeszcze kilka minut temu prężył się na baczność. Dziwaczne zachowanie Dawida, jego nagość i brak skrępowania, słowne zaczepki, odbierałem jako prowokację. Takie zachowanie zupełnie do niego nie pasowało, dobrze pamiętałem akcje, jak byłem bity i kopany przez niego i jego kumpli. Postanowiłem się zabawić jego kosztem, moja ręka zjechała wzdłuż kręgosłupa, docierając między pośladki. Żadnego syknięcia, wulgarnego komentarza, nerwowego ruchu, jedyną jego reakcją było lekkie drżenie, jakie przebiegło przez jego pośladki, możliwe, że mi się tylko zdawało. Po chwili ponownie zjechałem ręką pomiędzy jego pośladki, tym razem nie zatrzymałem się na zwieraczu, tylko lekko się schyliwszy, dotarłem aż do jego jąder, kolejne wycofanie dłoni, jakby co, to przecież myję mu plecy. Kolejny raz moja dłoń zawędrowała do jego jąder, delikatnie je obejmując, tym razem zadrżał cały, teraz na pewno, nie zdawało mi się, znowu nie doczekałem się żadnej innej reakcji. Przerwałem mycie.
- Czemu przerwałeś? – zapytał zaskoczony ściszonym głosem, odwracając się do mnie przodem.
Spojrzałem na efekt moich zabiegów, jego penis zwiększył wymiary, do pełnego wzwodu jeszcze mu brakowało, ale różnica była spora.
- Kaczorowi nie staje, ale tobie tak i na dodatek od dotyku pedała – złośliwie skwitowałem jego reakcje.
- Każdemu by stanął jakbyś mu… – próbował oponować.
- Nie pieprz, podnieca cię widok całujących się facetów, pedałowi pozwalasz, żeby jeździł ci ręką po dupie i obejmował jaja, jakby tego było mało, to jeszcze od tego fujara ci staje – wyrzuciłem to z siebie jednym tchem, wściekły na niego.
Popatrzył na mnie zmieszany.
- Co się tak patrzysz, jakbym ci ojca cepem zajebał, opłukaj się i załóż coś na tyłek, pieszczoty skończone a robota czeka – powiedziałem dobitnie.

Wróciłem do swojej pracy, nie oglądając się na niego, byłem wściekły, mało powiedziane wściekły, to była taka sytuacja, że potrafiłbym chyba osiągnąć mistrzostwo w gimnastyce artystycznej i ze wściekłości ugryźć się we własny tyłek. Wściekłość mnie dosłownie roznosiła, sam się nakręcałem.
Myśli urządziły sobie gonitwę w mojej głowie, o mało jej nie rozwalając. Najpierw mordobicie i kopanie za to że jestem pedałem, a potem zero reakcji na to że jeżdżę mu ręką po rowie i obejmuję jaja. Jakie zero reakcji, co ja pierdolę, przecież jemu się to podobało, nawet mały zaczął mu twardnieć i przyjmować postawę gotowości do działania. Do tego jeszcze te teksty o pornosach i podniecenie wyczuwalne w głosie jak opowiadał o całujących się chłopakach. Wolałbym, żeby Dawid był kolejnym homofobem, a okazuje się coś przeciwnego, kolejny zakłamany i zakamuflowany gej z poplątaną psychiką. Nie oczekiwałem, że walnie sobie na czole napis „Jestem homo”, ale jego wcześniejsza agresja była dla mnie niepojęta. Nie mogłem zrozumieć takiego zachowania. Nie jestem jedynym gejem we wsi, ciekawe, ilu jeszcze takich kutasów jak Dawid chowa się po kątach. Gotowi publicznie piętnować i wyklinać innych, posuwając się nawet do rękoczynów, podczas gdy sami nie przyznają się do swoich preferencji, tylko odgrywają heteryków.
Po chwili usłyszałem odgłos kucia, oznaczało to że Dawid skończył mycie i wziął się za robotę. Negatywne emocje zaczęły opadać, powoli się uspokajałem, sam nie obnosiłem się ze swoją innością, pamiętałem jak z Krzyśkiem, czailiśmy się po odludziach, żeby nikt nas nie zauważył, jak miało dojść do konkretów, to nastąpiła wpadka, gdyby nie to, to też nikt by nie wiedział, że jestem gejem. Nigdy nie miałem zamiaru ujawniać się, nawet przed najbliższą rodziną a co dopiero na szerszym forum. Nie mieszkałem w większym mieście, gdzie ludzie są bardziej anonimowi, mieszkałem w pipidówce, tutaj każdy zna każdego, a wiadomości roznoszą się z prędkością dźwięku. Sam nigdy bym się nie ujawnił, wiedziałem, jaka będzie reakcja ludzi, homofobię wyczuwało się u nas w powietrzu, tak jak wilgoć, dym i nie wiadomo co jeszcze, wystarczy głębiej do płuc wciągnąć powietrze, żeby ją wyczuć. Dobrze, że przynajmniej mamy dwudziesty pierwszy wiek. Wolałem sobie nie wyobrażać, co byłoby dawniej, publiczne piętnowanie czy wywiezienie poza wieś na wozie pełnym obornika jak wywiezienie Jagny w Reymontowskich „Chłopach”, co ja wymyślam, teraz prawie już nikt nie hoduje krów i koni, skąd oni niby mieliby wyczarować wóz pełen gnoju? Teraz w epoce traktorów i nawozów sztucznych. Na tą myśl uśmiechnąłem się pod nosem.
No i chuj, ale ja nikomu nie dałem po mordzie za to że jest gejem, pomyślałem, a po chwili dotarło do mnie, ale też o nikim takim we wsi nie wiedziałem. Sam nie wiesz, jakbyś się mógł zachować, kolejna myśl galopowała mi przez łepetynę jak spłoszony koń. Może i nie wiem, jak bym się zachował, ale mordobicia bym z tego powodu nikomu nie urządził, a jakby mi się spodobał, to pewnie bym startował do niego z innymi zamiarami, niż lanie po mordzie, ta myśl tak mnie ubawiła, że mimowolnie zacząłem się śmiać.

Niedobrze ze mną od wściekłości do wesołości, krańcowe zmiany nastrojów, jak to się dalej będzie posuwało, to trzeba będzie jakiegoś specjalistę odwiedzić, pomyślałem, dalsze myślenice przerwało mi wołanie Kuby.
- Grzesiek zróbcie sobie przerwę, zjecie z nami obiad – nie wiedziałem czy to było pytanie, czy stwierdzenie.
Pomyślałem jednak że cokolwiek zostało przygotowane to na pewno będzie lepsze od własnoręcznie zrobionych kanapek. Poszedłem po Dawida, był w szambie i zawzięcie kuł dziurę w betonie.
- Przerwa na obiad – krzyknąłem nachylony nad włazem szamba.
Przerwał kucie i zaskoczony odwrócił się w moją stronę.
- Nie mam nic do jedzenia, nie mam nawet kasy, żeby skoczyć do sklepu i sobie coś kupić – wyjaśnił mi, ponownie zabierając się za kucie.
- Przerwa to przerwa, przewentyluj płuca, odetchnij świeżym powietrzem, a jak chcesz coś zjeść, to do wyboru masz moje kanapki albo obiad przygotowany przez Kubę i Jacka – zachęciłem go do wyjścia z szamba.
- Chętnie odetchnę świeżym powietrzem, wybiorę kanapki, nie chcę wam przeszkadzać – powiedział, wychodząc z szamba, musiało tam być chłodno, bo miał gęsią skórkę, dodatkowo całe jego ciało pokrywał cementowy pył.
- Wskocz pod prysznic i opłuknij z siebie ten cementowy pył, z obiadem wiąże się dodatkowy bonus.
- Bonus, jaki? – zapytał zaciekawiony.
- Poznasz bliżej liżącą się parkę, o ile nie odrzuca cię fakt, że to oni przygotowali ten obiad – zakpiłem z niego.
- Grzesiek wyluzuj już – zaoponował.
- Idź pod prysznic, a potem przyjdź do altanki przed dom na obiad – powiedziałem i nie czekając na jego reakcję, odwróciłem się.
W altance już wszystko było przygotowane, stały nakrycia, koszyk z chlebem, duża miska z sałatką, oraz jakiś garnek. Jacek wyjaśnił, że nie znalazł wazy do zupy, więc będzie nalewał bezpośrednio z garnka. Czekaliśmy na Damiana, Dołączył do nas po kilku minutach, Kubę już poznał rano, przedstawiłem go Jackowi, po tych formalnościach Jacek podał nam zupę. Ogórkowa z ryżem, pychota, lekko kwaskowata w smaku, idealna na taki upał, nie rozmawialiśmy w trakcie jedzenia, każdy pałaszował zupę, skończyłem pierwszy. Poczekałem, aż skończą jeść inni i pochwaliłem chłopaków za znakomicie przygotowaną zupę.
- To zasługa Jacka, on ma talent do gotowania, zupy wychodzą mu genialne za każdym razem, ja tylko odgrywam rolę pomocnika – wyjaśnił Kuba, pod nieobecność Jacka, który poszedł do domu po drugie danie.
Na drugie był jakiś rodzaj lekko pikantnego gulaszu mięsno warzywnego, z dużą ilością papryki i sosu pomidorowego, do tego pieczywo i sałatka składająca się z pomidorów, zielonej papryki, cebuli i kiszonych ogórków. Całość nieźle mi smakowała, z tego, co zauważyłem, to wszyscy pałaszowali ze smakiem.
Po chwili kawałkami chleba czyściłem talerz z resztek pysznego sosu. Jacek nawet nie pytając o zdanie, nałożył mi dodatkową porcję gulaszu. Nie protestowałem, po chwili okazało się, że wszyscy dostają dokładkę.
Postanowiłem poczekać z odpaleniem tej bomby, aż wszyscy skończą jeść.
- Dzięki za pyszny obiad, korzystając z okazji, mam do was chłopaki olbrzymią prośbę, zachowujcie się bardziej dyskretnie, wyrażając wzajemnie uczucia, Dawid was widział i bardzo go to wyprowadziło z równowagi, my tutaj na wsi nie jesteśmy zwyczajni takim widokom – zaskoczenie było olbrzymie, dobrze, że skończyli już jeść, bo dla co niektórych mogło się to zakończyć udławieniem.
- Ja sobie radzę z takimi widokami, bo jak wiecie, jestem gejem, ale dla Dawida to musiał być olbrzymi szok, wcześniej był agresywnym homofobem i zatwardziałym heterykiem, a po tym, co zobaczył, dał mi się po gołym tyłu głaskać i macać po jajkach, na dodatek jeszcze mu pała zaczęła stawać, widzicie, do czego może doprowadzić, wasze nieodpowiedzialne zachowanie – dokończyłem, ledwo nad sobą panując, żeby się nie zaśmiać, widząc ich miny.
Jacek i Kuba byli zmieszani i przez moment się nie odzywali, Dawid spurpurowiał i całkowicie oklapł, siedząc za stołem.
- Sorki, nie wiedzieliśmy, że nas ktoś podgląda – pierwszy odzyskał język w gębie Kuba i nieśmiało zaprotestował.
- Przecież myśmy się tylko całowali – do nieśmiałego protestu Kuby przyłączył się Jacek.
- Tylko całowali?! – podkreśliłem dobitnie.
- To pomyśl sobie, co by z nim było, gdyby zobaczył coś więcej niż całowanie – kontynuowałem, tłumiąc śmiech – Gotów, by się do was wtedy przyłączyć.
Głowa Dawida ledwo wystawała ponad blat stołu, siedział zgarbiony, nic się nie odzywając, nawet zrobiło mi się go trochę żal. Pomyślałem, że posunąłem się za daleko, ale sam siebie zastopowałem w użalaniu się nad nim, może wrednie z niego zażartowałem, ale nie posunąłem się do rękoczynów.
Milczenie przerwał Jacek, mówiąc, że idzie po deser, Kuba zręcznie wymanewrował, dołączając do niego, zostaliśmy przy stole sami.
- Musisz ze mnie kpić? – ledwo usłyszałem wyszeptane przez niego pytanie.
- Kpić? Najchętniej skułbym ci ryj do nieprzytomności, za to Twoje zakłamanie, ale bęcki już dostałeś od Kamila dwulicowy dupku – powiedziałem twardo, sam dziwiąc się swojej zawziętości.
Zerwał się z miejsca, przez chwilę wydawało mi się, że do mnie wystartuje, więc też się podniosłem z ławki, ale odwrócił się i poszedł za dom, nie zdawał sobie sprawy, z jaką chęcią odreagowałbym na nim w prymitywny sposób wszystkie swoje lęki i obawy.
Zdałem sobie sprawę, że specjalnie go prowokowałem, żeby się na nim wyżyć za swoje wszystkie niepowodzenia. Usiadłem z powrotem, chwilowy dobry nastrój wyparował ze mnie jak kamfora, nie byłem dumny z tego, co zrobiłem, ale też nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia. Było dla mnie jasne, że Dawid jest w jakiejś części gejem, no dobrze właściwie biseksem, skrzętnie ukrywającym swoje homo ciągoty, być może nawet sam bał się przed sobą do tego przyznać, być może nie mógł sobie z tym dać rady, nie mógł się z tym pogodzić. To nie powód, żeby wyżywać się na innych. Nie umiałem mu wybaczyć jego zachowania, to co zrobił, do reszty podkopało moją wiarę w ludzi i tak już wcześniej nadszarpniętą zachowaniem innych, po tym jak się dowiedzieli, że jestem gejem. To była ta kropla, która przelała czarę. Zdałem sobie również sprawę, że dzisiejsza poranna rozmowa z Kubą, pomimo wcześniejszej mojej euforii też nie poprawiła mi nastroju. Przecież tak naprawdę Kuba mnie nie znał, zamieniliśmy wcześniej kilkanaście zdań, a na podstawie tego, co ktoś mu o mnie powiedział, potraktował mnie jak obiekt seksualny.
Myślałem, że Dawid po tym wszystkim zebrał się do domu, ale usłyszałem odgłos kucia, walił wściekle, wyładowując na betonie swoje frustracje. Sam miałem ochotę wyjebać głową o drzewo albo o ścianę, przynajmniej przez moment przyćmienia nie myślałbym o tym wszystkim, na domiar złego czekała mnie jeszcze rozmowa z Kubą, który pojawił się w polu mojego widzenia, niosąc talerzyki z deserem.
- Kuba przepraszam za moje zachowanie, nie powinienem was w to wplątywać – odezwałem się pierwszy.
- Przyjęte, trochę nam się należało, bo powinniśmy być bardziej dyskretni z naszym zachowaniem, reszta to sprawa między tobą a Dawidem i w to wolę się nie mieszać – odpowiedział.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której chcę powiedzieć – przerwałem na chwilę, bo nadchodził Jacek, poczekałem, aż podejdzie i dokończyłem – Dzięki za zaproszenie na grilla, to było miłe z waszej strony, jednak nie skorzystam z zaproszenia.
- Zrobisz, co chcesz, grilla i tak dzisiaj zrobimy, żałuj, że nie… – odparł lekceważąco Kuba.
- Przymknij się, czasami zachowujesz się jak prymityw – przerwał mu Jacek podniesionym głosem.
Popatrzyłem na niego zdziwiony, ale to raczej nie do mnie było adresowane, Jacek patrzył na Kubę z wyrazem mordu w oczach.
- Grzesiek przepraszam w swoim i Kuby imieniu, nie powinniśmy planować niczego poza zaproszeniem na grilla, to było niegrzeczne z naszej strony i bardzo za to przepraszam – powiedział już spokojnym głosem, patrząc na mnie.
- Jasnowidz? Potrafisz czytać w moich myślach, szaman czy jakiś…- wyrwało mi się mimowolnie.
- Mikołaj powiedział nam trochę o Twoich problemach, pomyśleliśmy, że przydałoby ci się trochę swobodnego towarzystwa stąd zaproszenie na grilla, ale trochę Kuba przesadził dziś rano w rozmowie, owszem co by wyszło po grillu, to by się dopiero okazało, może i nawet doszłoby do czegoś więcej, ale wynikłoby to ze wzajemnego zachowania, a nie z zaplanowania sytuacji, a wyszło, jak wyszło, czyli do dupy – wyjaśnił Jacek.
- Przecież wychodzi na to samo – zaprotestował Kuba.
- Nie wychodzi. Wyszło na to że przyjechało dwóch cwaniaków z Warszawy i w trakcie wypoczynku urlopowego postanowili zaliczyć trójkącik z tubylcem, tak to wyszło, zaplanowaliśmy, że Grzesiek będzie urlopową zabaweczką służącą do urozmaicenia naszych igraszek łóżkowych – po chwili patrząc na mnie, dokończył - Nie widzisz różnicy Kuba?
- No może jest różnica, ale przecież wszystko miało się okazać w praniu – Kuba nadal nie był przekonany do racji Jacka.
- Właśnie co by wyszło, to by było, a tak to zaplanowaliście sobie trójkącik z moim udziałem i czekaliście czy się na to zgodzę, spora różnica dla mnie, dziękuję Jacek, że rozumiesz, bo gryzłem się z tym i sam nie wiedziałem jak to powiedzieć, żeby być zrozumianym – pomimo zrozumienia ze strony Jacka dalej ciężko mi było o tym mówić.
- Sprawy nie ma, jeszcze raz przepraszam – zapewnił Jacek.
- Grzesiek to przynajmniej przyjdź na grilla – naciskał Kuba.
- Na grilla chętnie, ale w innym terminie, dzisiaj jestem zdołowany i nie byłbym dobrym kompanem nawet do towarzystwa – próbowałem wymigać się od dzisiejszej imprezy.
- Grzesiek my jesteśmy tu do niedzieli, Ty przychodzisz co rano, kiedy będzie Ci odpowiadało, to powiesz i wtedy zrobimy grilla, a teraz lepiej jedzmy ten deser, bo lody całkiem się roztopią, Dawida zawołam za chwilę, jak skończysz, bo rozumiem, że chwilowo nie chcesz z nim rozmawiać – zaproponował Jacek, ponownie odgadując właściwie moje myśli.
W trakcie jedzenia deseru pokrótce opowiedziałem im o swoich relacjach z Dawidem, nie trwało to długo, bo szybko uporałem się z deserem. Gruszka gotowana w karmelu i dwie gałki lodów, bardzo mi ten zestaw smakował.
- Zastanawiam się, jakim cudem jesteście szczupli, jak Jacek takie cuda przyrządza na obiad? – głośno podzieliłem się z nimi myślami.
- Takie cuda są tylko w weekend, normalnie w tygodniu jemy posiłki jednodaniowe, bo na przygotowanie większych zwyczajnie nie ma czasu, pracujemy też o różnych porach, jak ci już rano wspomniałem – wyjaśnił Kuba.
- Dzięki za obiad i za wyrozumiałość co do reszty, teraz spadam pracować - powiedziałem, wstając od stołu.
- Nie ma za co, Grzesiek jest mi naprawdę głupio, że to tak niefortunnie wyszło – odpowiedział Jacek, a Kuba przytaknął.

Do wieczora ułożyłem wszystkie rury, kończyłem układać ostatnie, jak Dawid przyszedł powiedzieć mi, że wykonał wszystkie przekucia. Potem razem osadziliśmy w wykutych przez niego otworach rury i za pomocą szybkowiążącej zaprawy uszczelniliśmy przeloty, praktycznie nie rozmawialiśmy przy tym. Nie spodziewałem się, że uda nam się aż tyle wykonać w jeden dzień.
Dochodziła osiemnasta, skorzystałem szybko z prysznica i pożegnałem się z chłopakami, po czym wsiadłem na rower i nie spiesząc się, pojechałem do domu. Dawid dogonił mnie przed mostem, zrównał się ze mną.
- Grzesiek musimy porozmawiać – powiedział z naciskiem.
Nie mamy o czym, jutro zaczynamy o ósmej, nie spóźnij się – odpowiedziałem i mocniej nacisnąłem na pedały roweru.

Humor dalej mi nie dopisywał, w domu wszyscy to zauważyli, a Tomek z właściwą sobie delikatnością zapytał;
- Aż tak bardzo tęsknisz za Jarkiem? Nie martw się, na pewno Cię odwiedzi i na osłodę przyniesie ci porzeczki, własnoręcznie zrywanej.
- Bardzo śmieszne, ubaw wręcz po pachy, ciekawe jak ty byś się czuł, pracując z Dawidem i dostając propozycję zabawy w trójkącie – odparowałem, niewiele myśląc, co mówię.
- Jaki trójkąt, męski czy mieszany? – zapytał.
- Męski – odpowiedziałem.
- Gdybym był gejem, to z trójkąta bym skorzystał, jeszcze bym Dawida przekonał i powstałby czworokąt, ja biorę to, co jest, a nie wydziwiam – cierpliwie wyjaśnił swoje stanowisko w tej sprawie.
- A ja wydziwiam? – zapytałem.
- Wydziwiasz, zamiast korzystać z tego, co się nadarza i dlatego potem chodzisz jak frustrat – skwitował mnie Tomek – Dla pocieszenia mogę pogłaskać cię po głowie.
- Wolę nie, bo od takiej braterskiej pieszczoty mógłbym wyłysieć – odpowiedziałem w lepszym już nastoju.

Tomek był niczym wyrocznia, Jarek pojawił się z kobiałką czarnej porzeczki. Też był skonany po całym dniu obierania.
- Wolałbym robić z wami niż cały dzień się schylać i zbierać to czarne śmierdzące gówno – posumował swoją całodzienną pracę.
- Z Dawidem byś się chyba nie zamienił? Czyścił szambo – zacząłem i opowiedziałem mu dzisiejsze wydarzenia.
- Grzesiek odpuść już Dawidowi, jeżeli jest biseksem, to ma chyba jeszcze większy mętlik w głowie niż ty, pogadaj z nim – nalegał Jaro.
- Niech sobie jest, ale sposób, w jaki ze mną postąpił, był chamski – upierałem się przy swoim.
- Nie przeczę i nie będę miał żalu, jak mu dasz w ryj przy jakieś okazji, ale proszę cię, żebyś wysłuchał tego, co chce Ci powiedzieć, zrób to, ja ciebie wysłuchałem w trudnych dla ciebie chwilach, i proszę, żebyś zrobił to samo z Dawidem – nalegał dalej.
- Jarek utworzyłeś jednoosobowy komitet poparcia Dawida? – kpiąco zapytałem.
- Nie, nic nie tworzyłem, proszę cię, tylko żebyś go wysłuchał, nic więcej i bardzo mi na tym zależy – powtórzył swoje racje.
- Zrobię to tylko dlatego, że mnie o to prosisz – uległem.
Opowiedziałem mu również o pikantnej propozycji Kuby i moich zastrzeżeniach, rozmowę przerwała nam mama, każąc nam zejść do jadalni na kolację, w trakcie, której Jarek opowiadał o swojej katorżniczej pracy niewolnika zbierającego czarną porzeczkę na plantacji swojego okrutnego ojca, bezlitośnie wykorzystującego tanią siłę roboczą.
- Jarek za dużo się naczytałeś książek o niewolniczej pracy murzynów na plantacjach trzciny cukrowej – przerwał wynurzenia Jarka mój tato.
- Łatwo panu tak mówić, bo nie zbierał pan czarnej porzeczki – odparował Jarek.
- Jarek z taką fantazją to książki zacznij pisać, zrobisz karierę jako pisarz – zaproponowała mu mama.
- Pójdę do domu, bo tutaj naśmiewają się tylko z wykorzystywanych do granic możliwości robotników sezonowych – odpowiedział, próbując nadać swojemu głosowi smutne brzmienie.
Wszyscy przy stole się roześmiali.
Po kolacji wypiliśmy z Jarkiem po jednym browarze, rozmawiając, umówiłem się z nim że wpadnie do nas jutro na godzinkę i pokaże mi jak posługiwać się zgrzewarką do rur. Tym razem wypite piwo zadziałało na mnie właściwie, zasnąłem szybko i spałem jak zabity.

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pon 11:17, 04 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:35, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część dwunasta bis (dla przesądnych)(13)


W nocy się przebudziłem, nie pamiętałem, co wcześniej mi się śniło, ale stan pobudzenia mojego penisa świadczył, że to był sen erotyczny. Próbowałem ponownie zasnąć, ale na próżno, mój wcale nie mały przyjaciel dalej się dzielnie prężył, coś musiałem z tym zrobić. Zsunąłem bokserki i dłoń na broń, powolne ruchy, zamknąłem oczy, momentalnie wskoczył obraz kształtnych i delikatnych w dotyku pośladków Dawida. Wyobraźnia działała z pełnym rozmachem i posunęła się dalej, delikatnie wjeżdżałem penisem pomiędzy pośladki, wszedłem w niego, więcej nie potrzebowałem, doszedłem szybko, pierwszy rzut desantu plemników wylądował mi na twarzy, reszta miała już krótszy zasięg. Zerknąłem na wyświetlacz zegarka, druga czterdzieści, nie za bardzo chciało mi się o tej porze iść pod prysznic, rozejrzałem się wokół i ręką wymacałem bokserki, wytarłem nimi, to co wylądowało na klacie i brzuchu, wtedy pojawił się kolejny dylemat, przecież nie będę bokserkami wycierał twarzy i na to znalazłem rozwiązanie. Bokserki rzuciłem koło łóżka, a językiem zlizałem, to co wylądowało w jego zasięgu, nie martwiąc się o resztę. Przypomniało mi się kretyńskie pytanie „Czy wiesz, po co plemniki mają ogonki” i odpowiedź na to pytanie „Po to, żeby je było łatwiej wydłubywać spomiędzy zębów”. Myśl, żeby iść do łazienki i umyć zęby zignorowałem zupełnie, ułożyłem się wygodnie i pomyślałem, że trzeba być niespełna rozumu, żeby walić, wyobrażając sobie Dawida, a ignorować jego realne zaczepki.
Ponownie zasypiając, postanowiłem, że dzisiaj z nim poważnie porozmawiam, a przynajmniej poważnie potraktuję jego prośbę o rozmowę i wysłucham tego, co ma mi do powiedzenia, od tego mnie nie ubędzie, a prośby jego i jego popleczników stawały się coraz bardziej natrętne.

Rano byłem niewyspany i w podłym nastroju, dobiło mnie przypomnienie sobie nocnego postanowienia. Długi prysznic, zimny na koniec zniwelował moje zmęczenie, ale nastroju mi nie poprawił. Po śniadaniu powlokłem się do pracy, Dawid dogonił mnie po drodze, praktycznie już na terenie naszych prac.
- Chciałeś porozmawiać, więc zaczynaj, gorzej i tak już nie będzie – zachęciłem go do zwierzeń.
- A nie moglibyśmy na spokojnie gdzieś usiąść – zaoponował.
- Może jeszcze marzy ci się intymna atmosfera, zapachowe świece, świeżo zmieniona pościel pachnąca wiatrem i półmrok, chcesz dam ci buzi na dobry początek? – zapytałem kpiąco.
- Nie, ale mógłbyś być przynajmniej trochę mniej wredny w stosunku do mnie – odpowiedział, nic nie było go w stanie zrazić dzisiejszego dnia.
Milczałem, bo nic mu nie miałem do powiedzenia, postanowiłem, że wysłucham, co ma mi do powiedzenia, to i tak była grzeczność z mojej strony, przecież nie byłem księdzem i do moich obowiązków nie należało wysłuchiwanie spowiedzi innych.
- Zawsze kręciłem się koło ciebie i Jarka to pewnie zdążyłeś zauważyć… – zaczął zachęcony moim milczeniem, skinąłem potwierdzająco głową.
…stanowiliście zgraną parę kolegów, ale to nie był jedyny powód, od dawna mi się podobaliście, początkowo dziwiłem się sam sobie tym zainteresowaniem wami, później zrozumiałem, że mnie podniecacie, to było dla mnie dużym szokiem, ale jak obserwowałem was w szatni, jak się przebieraliście, to nie mogłem zapanować nad podnieceniem, zupełnie tak samo, jak przy dziewczynach, początkowo tego nie rozumiałem, dopiero później uświadomiłem sobie, że nie jestem całkiem normalny… - przerwał.
- Doszedłeś do wniosku, że nie jesteś normalny i co dalej? – powtórzyłem jego ostatnie słowa, chcąc go zdopingować do dalszych wynurzeń.
- Gryzłem się tym jak jasna cholera, trochę pomagała mi myśl, że dotyczy to tylko ciebie i Jarka, ale później przekonałem się, że to nie ogranicza się tylko do was, że pociągają mnie inni o podobnym typie urody, walczyłem z tym i starałem się to w sobie stłumić, przerażała mnie myśl, żeby zrobić coś więcej w tym kierunku, to mnie paraliżowało, jedyne, na co sobie pozwalałem to bliskie trzymanie się was...
- No i co dalej – ponagliłem go, bo znowu przerwał.
…nic się nie działo, aż do czasu, kiedy dowiedziałem, że jesteś gejem, wtedy coś we mnie pękło, gdybym wiedział o tym wcześniej, mógłbym jakoś zagadać i sprowokować sytuacje, mógłbym przekonać się czy rzeczywiście jestem inny, czy naprawdę to by mnie rajcowało, zdałem sobie sprawę, że nie musiałbym żyć w niepewności przez kilka ostatnich lat, a później sam wiesz, znalazło się idiotyczne towarzystwo i alkohol, a potem napatoczyłeś się ty i dlatego tak mi odbiło…
- Tak bardzo chciałeś się przekonać o własnej inności, że zamiast pieszczot wybrałeś bicie i kopanie? – wiem, to był cios poniżej pasa, ale nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.
- Wolałbym, żebyś mi wyjebał pięścią w twarz, niż tak mówił do mnie – zaprotestował Dawid.
- Na męskie pieszczoty też jeszcze przyjdzie czas, nie dopraszaj się zanadto, a co myślałeś, że cię pogłaskam po głowie, czy że nadstawie ci tyłka? – byłem wściekły, ale nie aż, tak żeby mu przyjebać.
- Nie, ale jest mi lżej, że to wszystko ci powiedziałem i mam nadzieję, że kiedyś mi wszystko wybaczysz – ostatnie wyrazy prawie wyszeptał.
Czemu nie, przecież nic mnie to nie kosztuje i tak nie mam ochoty wściekać się na niego, wyglądał w tej chwili jak zbity pies i najwyraźniej naprawdę żałował, tego co zrobił, najwyżej po raz kolejny pomylę się w jego ocenie, kuna a co mi tam, odezwał się we mnie dawny Grześ, dziwne to było, ale poprawiło mi humor.
- Dobra, odpuszczę ci, ale nie licz z mojej strony na nic więcej, ze strony Jarka też na nic nie licz, on jest hetero – skapitulowałem.
- Tak wiem, ale lubię wasze towarzystwo – pośpiesznie mnie zapewnił.
- Może spróbujesz z Kubą i Jackiem w trójkąciku? – zaproponowałem, sam nie wiem, co mi odbiło z tą propozycją.
Popatrzył na mnie uważnie, jakby zobaczył po raz pierwszy w życiu i z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Może pomyślisz, że wybrzydzam, ale…
- Jasne jak słońce, że wybrzydzasz, para napalonych samców ze stolicy ci się trafia, a ty łbem kręcisz z niezadowolenia, ale masz rację, pierwszy raz powinien być niezapomniany – zgodziłem się z nim i sam byłem tym zaskoczony.
- To nie tak, sam nie jestem jeszcze pewien, a oni są dużo starsi i jakby powiedzieć, jakoś mi nie pasują, poza tym wolę spróbować z jednym chłopakiem – odpowiedział.
- No tak, to musimy go znaleźć, przyjdź do mnie wieczorem, coś wspólnie wymyślimy, założy ci się profil na jakimś portalu, sprecyzujemy twoje oczekiwania i wygląd tego właściwego – planowałem działania.
- Potrafisz być miły, jak chcesz – podsumował moje starania.
- Potrafię i jestem, jak mnie nikt niczym nie wkurza – odpowiedziałem.

Kawa zaparzona przez Kubę już na nas czekała. Chwile porozmawialiśmy razem i potem z Dawidem zabraliśmy się do pracy, szło nam szybko, dzisiaj mieliśmy zgrzewać rury i jak nam się uda to jeszcze zamontować wszystko w szambie i zrobić próbę szczelności. Kuba z Jackiem pojechali zaraz po śniadaniu na zwiedzanie okolicy i miało ich nie być do wieczora. Do obiadu skończyliśmy zgrzewanie rur, poszło nam szybciej, niż myśleliśmy, pracowało nam się razem dobrze, dobra atmosfera w pracy to podstawa, na koniec dnia zabetonowaliśmy słupki podtrzymujące wylewki, zapowiadało się, że do końca tygodnia całkowicie zakończymy wszystkie prace.

Kuba z Jackiem zgodnie z zapowiedzią pojawili się wieczorem, namawiając nas na wspólne grillowanie, zaprosili dodatkowo Jarka, który był szczęśliwy, że wcześniej uwolnił się od zbierania porzeczek. Wieczór był miły, atmosfera luźna, pomimo małej ilości alkoholu, w trakcie opowiedziałem Jarkowi o rozmowie z Dawidem. Kuba i Jacek też na szczęście zachowywali się całkiem normalnie.

Wracaliśmy do domów w dobrym nastroju. Dawid żałował tylko, że dzisiaj nie zaczęliśmy poszukiwań. Nadrobiliśmy to na drugi dzień wieczorem. Wspólnie zasiedliśmy przed komputerem, dodatkowo przyszedł Jarek, Pierwszym krokiem było założenie konta mailowego, mając już konto, założyliśmy profil na Kumpello, po podaniu wszystkich wymiarów i całej reszty szczegółów anatomicznych przystąpiliśmy do wymyślania tekstu, kogo szukamy, akurat najmniej do powiedzenia miał najbardziej zainteresowany, twierdząc, że nie ma doświadczenia.
- To betka Dawid, ja to przynajmniej cztery razy w tygodniu zakładam sobie różne gejowskie profile, więc mam całą masę doświadczeń, tylko jebana muza spierdoliła i dlatego dzisiaj akurat weny nie mam – wściekł się Jarek aktywnie uczestniczący w zakładaniu profilu.
- Ty przynajmniej byłeś zawsze lepszy z polaka, wypracowania zawsze waliłeś na kilka stron, a ja ledwie kartkę potrafiłem napisać – tłumaczył się Dawid.
- To jest profil gejowski, a nie praca aspirująca do literackiej nagrody nobla, człowieku z czegoś ty się urwał – pienił się Jarek.
- Jarek daj mu spokój, pewnikiem dawno nie walił to i nie myśli logicznie – próbowałem uspokoić sytuację.
- A co ma walenie do tego? – zagalopował się Jarek.
- Przecież chodzi o rozładowanie seksualne, nie zakładamy mu profilu na kumpello, żeby mu poszukać partnera do intelektualnych rozmów – wyjaśniłem.
Na to wszystko do pokoju wparowała Aga (Agnieszka - moja siostra).
- Cześć wszystkim, Grzesiek potrzebuję skorzystać szybko z kompa.
- Cześć Aga – odpowiedział Jarek i podniósł się ze stołka stojącego przed komputerem – Siadaj, my chwilowo nie możemy zadecydować, co mamy napisać.
Siostrze wystarczył rzut oka na ekran, popatrzyła kolejno na nas zdziwionym wzrokiem.
- Grzesiek potrzebujesz do założenia profilu tylu doradców, cały ty, sam nie wiesz, czego chcesz? – zapytała.
Dawid skurczył się w sobie, Jarek parsknął śmiechem, ja stałem niezdecydowany, co odpowiedzieć.
- To nie dla mnie - wyjąkałem wreszcie, Dawid zmalał jeszcze bardziej, jeszcze jedno zdanie i będzie mógł robić za ogrodowego karła.
- Dla Jarka? – siostrę dosłownie zamurowało, Jarka zresztą też, ja krztusiłem się ze śmiechu.
- Po co szukasz kogoś? Przecież świetnie dogadujecie się z Grześkiem – jak zwykle ona, musiała wszystko wiedzieć.
W końcu patrząc na mnie i na Jarka zorientowała się, że jej rozumowanie poszło fałszywym tropem, popatrzyła w końcu na Dawida, zrobiło mi się go żal.
- To dla ciebie Dawid? Kuna w życiu bym na to nie wpadła!!! Ty przecież od roku jesteś z Kaśką i z tego, co wiem… - w końcu sama zorientowała się, że powinna przestać.
Dawid wyglądał jak kupa nieszczęścia, chociaż chyba samo określenie kupa by wystarczyło, stał niezdolny wypowiedzieć jakiekolwiek logiczne zdanie, ba teraz to chyba nawet jednego wyrazu nie byłby w stanie wymówić.
- Aga przestań, bo chłopak zejdzie na zawał przy takich posądzeniach, to dla mnie – próbowałem ratować sytuację.
- To dla mnie, bo mnie ciągnie do chłopaków i chciałem sprawdzić…– wymamrotał Dawid.
– Aga zachowaj to dla siebie i proszę nie mów nikomu! – zwróciłem się do siostry.
- Dobra wystarczy, że ty masz przejebane – zgodziła się ze mną.
- Kaśce też nie mów – poprosiłem.
- Jak nikomu, to nikomu już obiecałam, za Kaśką nie przepadam – ponownie zgodziła się ze mną.
- Dzięki Aga – wyjąkał Dawid, po wstrząsie powoli wracał do siebie.
Agnieszka szybko napisała maila do koleżanki.
- To ja spadam, sorki, że wam tak namieszałam chłopaki – powiedziała, wychodząc z pokoju.
- Aga może ty byś coś sensownego wymyśliła, nam nic do głowy nie przychodzi – zaproponował Jarek.
Agnieszka chwilę pogadała z Dawidem, dowiedziała się, że interesuje go ktoś taki jak ja lub Jarek, sam nie wiedział, jak to powinno wyglądać i czy będzie chciał dalej utrzymywać znajomość. Pomyślała krótką chwilę i zaczęła pisać.
„Jestem biseksualnym chłopakiem, który dopiero niedawno uświadomił sobie, że poza dziewczynami, podniecają go również koledzy. Nie jestem pewien, kogo szukam. Jednak jestem pewny, jakie cechy powinieneś posiadać. Powinieneś być wysokim, szczupłym przystojniakiem, blondynem lub brunetem o wysportowanej sylwetce. Ponieważ sam jeszcze nie jestem pewien charakteru naszej znajomości i tego jak daleko chcę się posunąć w naszej znajomości, to powinieneś być inteligentny, wrażliwy, delikatny i cierpliwy. To ma być moja pierwsza męska znajomość o seksualnym charakterze, wiec proszę o wyrozumiałość, w pierwszym rzędzie odpowiem wszystkim, których maile wydadzą mi się interesujące i posiadają wyraźne fotografie na profilu, rozumiem potrzebę dyskrecji i to, że twarz nie jest widoczna, jednak bądź przygotowany na to, że zechce ją zobaczyć jeszcze przed pierwszym spotkaniem. Pozdrawiam wszystkich czytających mój profil!”
- I jak – zapytała, gdy skończyła.
- Jesteś genialna – pochwalił ją Jarek.
- Ciekawe tylko czy znajdzie się jakiś książę na białym ogierze, który spełni te wymagania? – byłem sceptyczny, w końcu sam kiedyś byłem szukającym chłopaka.
- Nie marudź trzeba być dobrej myśli – niespodziewanie odezwał się główny zainteresowany.
- Aga zostaw nas teraz samych, musimy mu zrobić kilka fotek i wstawić na profil – poprosiłem siostrzyczkę.
- Jak robicie mu rozbierane fotki, to wysmarujcie go olejkiem do opalania, Grzesiek tym, co tak zapach ci się podoba, daje efekt półmatu, fotki róbcie czarno białe, Dawid będzie wyglądał na nich, jakby wyszedł spod dłuta Michelangelo Buonarrotiego i koniecznie zwilżcie mu włosy – doradziła nam.
- Dajcie spokój, jakiego fiuta? – dopytywał się Dawid.
- Dłuta, a nie fiuta idioto, Michał Anioł to taki rzeźbiarz, który kopnął w kalendarz przed wiekami, ty tylko o jednym potrafisz myśleć, o fiucie i chyba tylko tym jednym organem posługujesz się, myśląc – zgasił go Jarek.
- Dobra myśl, ale łoniaki to niech sam sobie moczy, Aga a po co je moczyć? – Jarek upewniał się czy dobrze zrozumiał Agnieszkę.
- Jakie łoniaki Jarek czyś ty ocipiał? – odparowała Agnieszka - Mi chodziło o włosy na jego głowie, a nie tam.
- Ludzie dajcie mi spokój, ja nie chcę żadnych zdjęć – zaprotestował nieśmiało Dawid.
- Spadaj pod prysznic, włosów później nie wycieraj, i natrzyj się olejkiem – powiedziałem do niego i zaprowadziłem go do łazienki.
Ze swojego pokoju wychylił się Tomek, zniesmaczony pokręcił głową.
- Grzesiek, co wy wyprawiacie, gdyby nie obecność Agi to pomyślałbym o odbywającej się gejowskiej orgii w twoim pokoju – skwitował nasze zachowanie i schował się z powrotem, do pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Grzesiek ja mam już dość, idę do domu – Dawid ostro się sprzeciwił naszym planom.
- Nie histeryzuj, właź pod prysznic, jak już zaczęliśmy, to dokończymy – powiedziałem, wpychając go do łazienki.
Podczas gdy Dawid był w łazience, my szybko z pokoju zrobiliśmy studio fotograficzne, moje łóżko przesunęliśmy pod ścianę, pomalowaną na kremowy kolor, Agnieszka przyniosła czarne satynowe prześcieradło, którym nakryliśmy łóżko, ja przytaszczyłem trzystu watowy reflektor, którego tato używał na budowach, dawał mocne światło, z tyłu reflektora rozwiesiliśmy białe prześcieradło, żeby dodatkowo odbijało światło, Jarek wykonał kilka zdjęć czarno białych, wyszły świetnie, po tych wszystkich przygotowaniach Agnieszka wyniosła się do siebie.
Poszedłem zobaczyć, dlaczego Dawid nie przychodzi, myślałem już nawet, że zwiał do domu i tego nie zauważyliśmy. Siedział na brzegu wanny, ubrany tylko w bokserki, wyglądał na zrezygnowanego.
- Dajmy temu wszystkiemu spokój – poprosił.
- Dawid weź się w garść, przecież sam tego chciałeś – próbowałem go przekonać.
- Tak, ledwo zaczęliśmy, a już wtopa z twoją siostrą – próbował się wymigać.
- Spoko, siora nikomu nie powie, ona jest równa – znowu przekonywałem.
Wziąłem do ręki olejek, wylałem kilka kropli na rękę i zacząłem go rozprowadzać po plecach, sam też zaczął to robić, uspokoił się i już więcej nie protestował.
Jarek podszedł do tematu profesjonalnie, zrobił Dawidowi ponad setkę zdjęć, część czarno biała, kilkanaście nagich fotek w różnych ujęciach, kilka z nich było tak zwanymi fotkami bez tajemnic, prezentowały pośladki i penisa. Na kilkunastu fotkach Dawid ubrany był tylko w bokserki, pożyczyłem mu nawet w tym celu, swoje białe i czarne bokserki pumy, reszta zdjęć była kolorowa, w krótkich czarnych szortach i różnych moich koszulkach. Pod koniec tego show wpadłem na pomysł, żeby wskoczył na chwilę pod prysznic bez zdejmowania bokserek i bez żadnego mycia się, miał się też nie wycierać tylko przyjść mokry do nas. Posłuchał, czarne bokserki przylepione do ciała, lśniące od światła krople wody pokrywające całe jego ciało, ten efekt był wynikiem wcześniejszego użycia olejku, to na nim tak lśniły krople wody i dzięki niemu się nie rozlewały. Patrząc wtedy na Dawida, czułem jak rośnie moje podniecenie, wyglądał rewelacyjnie, a fotki wyszły jak zrobione na profesjonalnej artystycznej sesji zdjęciowej. Straciliśmy poczucie czasu, zorientowałem się, że jest już praktycznie północ, ustaliliśmy, że dopiero następnego dnia dokonamy selekcji zdjęć i wkleimy je na profil, Dawid szybko pożegnał się z nami i poszedł do domu, ja z Jarkiem przywróciliśmy w pokoju pierwotny wygląd, później ja składałem koszulki użyte do sesji, a Jaro zgrywał zdjęcia na kompa. Na koniec jeszcze raz przejrzeliśmy wszystkie fotki.
- Zajebiście wyszedł na tych czarno białych z kroplami wody – przerwał milczenie Jarek.
- Zajebiście to za mało powiedziane – wyraziłem swoje zdanie.
- Przyznaj, że nieźle się podjadałeś – wypalił Jaro.
- Wstyd się przyznać, ale nawet jak mu myłem plecy i pośladki to nie byłem tak podniecony – przyznałem mu rację.
- Na zdjęciach wygląda lepiej niż w rzeczywistości zwłaszcza na tych czarno białych, miała twoja siostra rację, z tymi włosami też miała rewelacyjny pomysł, wyszedł na tych fotkach jak grecki bóg, jak Adonis – zmienił temat Jarek, za co byłem mu wdzięczny.
Musiałem mu przyznać rację, pomysł z czarno białymi fotami był dobry, okazało się również, że Dawid lepiej wyglądał z mokrymi włosami, tylko z grubsza przeczesanymi palcami, dlatego w czasie zdjęć kilka razy chodził do łazienki moczyć włosy, przez cały czas posłusznie wykonywał nasze polecenia i w czasie zdjęć wcale już nie protestował, zastanawiałem się czy wcześniej bał się obecności mojej siostry, czy przy nas czuł się taki rozluźniony.
- Zauważyłeś, jaki był podniecony tymi zdjęciami? – przerwał moje zamyślenie Jarek.
- Zauważyłem nawet, że wcześniej w łazience miał mniejszego ptaka – podzieliłem się z nim swoimi spostrzeżeniami.
- Zastanów się, bo jak umieścimy te zdjęcia, to na pewno będzie wielu chętnych, możesz się wtedy nie dopchać do Dawida – powiedział zupełnie poważnie i uważnie mi się przyjrzał.
- Jarek nie ma takiej opcji, owszem podnieca mnie, nie ukrywam tego, ale to jeszcze za mało, żebym z nim poszedł do łóżka, z kimś innym, kto mnie podnieca, nie wykluczam takiego scenariusza, bo w wielką miłość nie wierzą, zwłaszcza w tej małej pipidówce, w jakiej mieszkamy, ale nie z nim, to zdecydowanie wykluczone! – powiedziałem posępnie.
Wygłaszając to zdanie, nie wiedziałem, jak bardzo się wtedy myliłem, niewiele czasu upłynęło i musiałem zweryfikować swoje zdanie, ale nie dotyczyło to Dawida i pipidówki, w której mieszkałem.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 18:50, 06 Lut 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:50, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część czternasta(14)


Dawid od rana zanudzał mnie swoimi wątpliwościami, żałowałem, że nie ma z nami Jarka, ale ten miał dzisiaj ostatni dzień zbiorów czarnej porzeczki, zaczęło się od zdjęć.
- Grzesiek nie wytniecie mi z Jarkiem jakiegoś numeru z tymi zdjęciami? – od tego pytania zaczął.
- Jakiego numeru? – zapytałem.
- No, nie opublikujecie ich gdzieś!
- Opublikujemy, przecież po to były robione, wstawimy kilka na kumpello, Dawid rozmawialiśmy przecież o tym – wyjaśniłem.
- Tam tak, ale tylko tam! – zastrzegł.
- Dawid ile razy mamy o tym rozmawiać? – zapytałem łagodnie.
- A jak ktoś tam wejdzie i mnie rozpozna – po chwili zaczął znowu panikować.
- Zdjęcia ogólnie dostępne będą takie, na których nie widać twarzy, a jak damy takie z twarzą, to twarz się zasłoni, a te z twarzą będą ukryte pod hasłem – powoli traciłem cierpliwość.
- No i co wtedy jak ktoś to zobaczy? – jego panika, zamiast topnieć, narastała.
- Przecież musisz komuś podać hasło, żeby tam wszedł i zobaczył, jak nie podasz hasła, to nikt nie wejdzie i nie zobaczy - cierpliwie mu tłumaczyłem jak jakiemuś matołowi.
- A jak się ktoś włamie i zobaczy? - przestawało to być dla mnie zabawne.
- Specjalnie będzie się włamywał na twój profil haker? Miliony tam będziesz trzymał czy zwykłe zdjęcia? Dawid zacznij wreszcie używać mózgu, przynajmniej tej reszty szarych komórek, która jeszcze nie wyginęła - moja irytacja wzrastała.
- Łatwo ci mówić, ja takiej wsypy nie przeżyłbym, moi starzy nie są tak wyrozumiali, jak twoi - wyjaśnił mi powody swoich wątpliwości.
- Zastanów się, jaka jest szansa, że ktoś z okolicy wejdzie na twój profil i na dodatek zna cię na tyle dobrze, żeby rozpoznać na podstawie zdjęcia, na którym nie widać twarzy - zdałem sobie sprawę, że źle to powiedziałem.
- No widzisz, zawsze jest szansa na takie zdarzenie - to był już chyba szczyt jego idiotycznego zachowania.
- Dawid zdecyduj się kurna, chcesz kogoś poznać czy nie, umawiając się w ciemno, jeszcze bardziej ryzykujesz, że spotkasz kogoś znajomego - próbowałem go przekonać do obranego sposobu działania.
- Sam już nie wiem, czego chce, tak chce kogoś poznać i spróbować, a jednocześnie boję się ryzyka z tym związanego - odpowiedział.
- To lepiej się nie spotykaj z nikim tylko żyj dalej w nieświadomości - zaproponowałem pozornie łagodnie.
- I dalej się mam męczyć z tym czy jestem biseksualny, czy nie? - zapytał, a ja osiągnąłem stan wrzenia.
- A jak spróbujesz i będzie Ci to pasowało, to wtedy nie będziesz miał jeszcze większych dylematów? - zapytałem, mając nadzieję, że się ze mną zgodzi i skasujemy założony profil, miałem już tej rozmowy serdecznie dość.
- Tak źle, a tak niedobrze - skomentował moje wywody.
- Dawid zdecyduj się na coś w końcu i nie jęcz jak stara baba, co chce a się boi, kasujemy profil, albo to dokończmy i wstawmy zdjęcia, albo zostawiamy tak, jak jest i kasujemy tylko zrobione zdjęcia - wymieniłem trzy możliwe warianty.
- Dobrze, wstawmy te zdjęcia i zobaczymy, co dalej z tego wyjdzie - zadecydował.
- Rozsądnie - bynajmniej nie miałem na myśli jego decyzji, tylko to że skończymy ten temat.
- To wieczorem zaraz po pracy, czy czekamy, aż Jarek będzie wolny i do nas dołączy? - zapytałem.
- Poczekajmy na Jarka - to ostatecznie zakończyło temat, ale widziałem po nim że wątpliwości go nie opuściły.

Rozmawialiśmy swobodnie, bo Kuby i Jacka nie było, znowu wyjechali zwiedzać okolicę, zapowiedzieli, że pojawią się dopiero wieczorem. Żałowałem, że ich nie ma, w ich obecności Dawid nie zamęczałby mnie swoimi wątpliwościami, dodatkowo zawsze jak byli, to zapraszali nas na obiad, a Jacek rzeczywiście świetnie gotował. Nikt z nas nie nawiązał w żaden sposób do poniedziałkowych propozycji, tak jakby temat nigdy nie został poruszony, mi taka sytuacja odpowiadała, nie wiem jak im, ale to mało mnie obchodziło. Kuba i Jacek wzięli na poważnie moje uwagi na temat ich nieskrępowanego niczym zachowania i Dawid nie miał już więcej okazji do oglądania ich w dziwnych sytuacjach, miałem wrażenie, że był tym nawet lekko zawiedziony.

Wieczorem zgodnie z ustaleniami uzupełniliśmy profil Dawida na Kumpello kilkoma wybranymi wspólnie zdjęciami, wszystkie wstawione fotki były czarno białe, jedynie jedna wstawiona pod hasłem było kolorowa i pokazywała jego twarz. Później wszystkie wykasowałem ze swojego kompa w jego obecności i zlikwidowałem folder „D zdjęcia”, przynajmniej on był o tym przekonany, prawda była taka, że zaraz po powrocie do domu część zdjęć skopiowałem do innego, ukrytego folderu. Skopiowałem wszystkie czarno białe fotki, na których jego ciało pokrywały krople wody i wszystkie, na których był nagi. Dzięki temu obaj byliśmy szczęśliwi, on, że nigdzie poza profilem nie ma jego fotek, a ja, że tym prostym zabiegiem zostawiłem sobie część jego fotografii. Pełnia szczęścia, a nieświadomi żyją dłużej i spokojniej, tylko Jarka nie zdołałem oszukać.
- Masz taką szczęśliwa mordę, że to aż podejrzane, które fotki sobie zostawiłeś? - zapytał, gdy Dawid poszedł już do domu.
- Jakie fotki, przecież widziałeś, jak kasowałem cały folder - próbowałem się wyłgać.
- Grzech nie rób mi wody z mózgu, widziałem, jak wczoraj zachwycałeś się tymi fotami, gdzie je skopiowałeś, są na kompie czy na kości pamięci - zapytał.
- Na kompie - odpowiedziałem zrezygnowany.
- To dobrze, mogę wykasować te, które zostawiłem w karcie pamięci z aparatu, skoro Ty je skopiowałeś, to nie ma potrzeby, żebym ja je trzymał dodatkowo - powiedział, szelmowsko się uśmiechając.
- Jaro, mówił ci już ktoś, że jesteś wrednym i podstępnym kutasem? - zapytałem złośliwie.
- Wielokrotnie, głównie moi bracia, więc nie masz się czym ekscytować i przypisywać sobie palmy pierwszeństwa - teraz rechotał już na całego.
- Wredota.
- Złamas.
- Fałszywiec.
- Obłudnik.
- Przewrotny złamas.
- Powtarzasz się, złamas już był obrzydliwy krętaczu - Jarek przerwał wzajemne obrzucanie się epitetami.
Nic nowego nie potrafiłem wymyślić, więc dałem sobie spokój.
- A ty po kiego zostawiłeś te zdjęcia na karcie? - zapytałem.
- Dla ciebie głupku, gdybyś w przypływie głupoty skasował przy nim wszystkie zdjęcia, nie kopiując ich przed tym - odpowiedział.
- Taki głupi to nie jestem, chociaż nie wiem, po co je zostawiałem, ale kilka jest świetnych i jakoś szkoda mi było je kasować - powiedziałem.
- A ty nie masz żadnego profilu założonego?
- Nie, jakoś o tym nie myślałem, nawet nie mam odpowiednich fotek, zresztą już ci mówiłem, najpierw matura dopiero później nowe znajomości w tym klimacie.
- Fotki zrobimy w niedzielę, jak twoi pójdą do kościoła, kilka zrobimy w plenerze, nad rzeką, tam gdzie łaziliście z Marcinem - zaproponował.
- Jaro naprawdę mam już dość, tego co jest i nie chcę wpaść w jeszcze większe bagno... większego to chyba już nie ma - zreflektowałem się.
- Grzech przecież stronkę możesz sobie założyć, może poznasz kogoś fajnego dzięki temu, znajomość przez internet, nic więcej, nie musisz się spotykać, sam wiesz zresztą najlepiej.
Jarek w roli szukającego mi partnera, w tej roli jeszcze nie występował, zadziwił mnie, zresztą nie po raz pierwszy, prosta sprawa, przecież to mój przyjaciel, moje dobro leży mu na sercu, chyba się rozczuliłem, a na dodatek Jarek to zauważył.
- O czym tak rozmyślasz.
- Jarek dzięki, gdyby nie ty to nie wiem, co ze mną by już było, zajebiście jest mieć takiego przyjaciela - wzruszenie trochę odbierało mi głos.
- Nie pieprz głupot, przecież nic nie robię ekstra, nawet jeszcze nie spłaciłem wam długu - powiedział, jemu też łamał się głos.
- O jakim ty długu mówisz? - zapytałem zaskoczony.
- Grzesiek jesteś idiotą, czy tylko udajesz? - zapytał, a w jego głosie pojawiła się gorzka nutka.
- Jarek na boga ojca nie wiem, o czym mówisz, jaki dług masz na myśli?
- O tobie, o twojej rodzinie, o twoim tacie – odpowiedział. - Zapomniałeś już, jak często przychodziłem do was, jak mój stary się na mnie wyżywał i mnie bił, zapomniałeś, co zrobił twój tato, zapomniałeś, jak mnie wtedy traktowaliście i do dzisiaj traktujecie, zapomniałeś już, jak twoja mama zawsze mnie dokarmiała, ja o tym wszystkim pamiętam, ale nawet gdyby nie to, to i tak jesteś mi bliższy niż moje rodzeństwo - wyrzucił to wszystko z siebie jednym tchem, w jego głosie gorycz mieszała się z wdzięcznością.
- Jarek to nie tak, to przecież była zwykła sprawa - cholernie źle się poczułem, że wywołałem w nim takie wspomnienia.
- Zwykła sprawa? Zwykła sprawa to było zamykanie okien przez sąsiadów, żeby nic nie słyszeć i nie widzieć, jak stary zaczynał awanturę w domu... Zwykła sprawa to było zadzwonienie do opieki społecznej, bo już na policję bali się dzwonić, Grzesiek ja to wszystko pamiętam i pamiętam akcję twojego taty... Tylko on jeden zareagował, po jednej z awantur jak uciekłem z domu i przyszedłem do was, nie wytrzymał nerwowo i poszedł do nas, spuścił totalny wpierdziel staremu, a na koniec zagroził, że wsadzi go do paki, a jak to nie pomoże, to go zatłucze na śmierć, jak innego wyjścia nie będzie - Jarek mówił to wszystko, ale był nieobecny duchem.
- Jarek zapomnij o tym, to było tak dawno temu - objąłem go i przytuliłem do siebie mocno.
- Teraz stary nas się boi i nie podskakuje, swoje lata już mamy i damy sobie z nim radę, ale wtedy tylko wy zareagowaliście, Grzech, ty i twoja rodzina jesteście mi bliżsi niż moja własna rodzina, a ty mi pierdzielisz, jaki to ja dobry jestem... Najbardziej lubiłem, jak twój tato mierzwił mi włosy na głowie, jak się u was pojawiałem, to był dla mnie taki ojcowski gest, wtedy czułem się, jakbym był jego synem, Grzech ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile to dla mnie wtedy znaczyło, mogłem być w domu traktowany jak wyrzutek i nie dojadać, bo wiedziałem, że jak do was przyjdę, to pierwsze co zrobi twój tato, to poczochra mi włosy na głowie i zapyta co tam u mnie, a twoja mama zaraz przyniesie kanapki albo jakieś inne żarcie pod pozorem, że to ty jesteś głodny. Zauważyłeś, że ona nigdy mnie nie zapytała czy jestem głodny, wiedziała, że zaprzeczyłbym, zawsze znalazła taki sposób, że nie czułem się skrępowany. Brachu, Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, że nauka i moje oceny w szkole to też zasługa twoich rodziców, tylko oni dostrzegali moje wyniki i mnie chwalili... Grzech może tego nawet nie wiesz, ale to twój tato namówił moich starych, żeby mnie posłali do technikum, oni nigdy by na to nie wpadli, nawet nie wiem czy by mi pozwolili, gdyby nie on...
- Tego nie wiedziałem, ale wiem, że rodziców mam wspaniałych, wiem to, chociażby po tym jak przyjęli wiadomość o mojej orientacji, przejęli się tym, ale nie dlatego, że jestem gejem, tylko tym, że ciężko będzie mi z tym w życiu - wykorzystałem moment przerwy w wywodzie Jarka.
- No właśnie, a ty, Agnieszka i Tomek jesteście tacy sami, nigdy nawet krzywo na mnie, przyszywańca, nie popatrzyliście, zawsze traktowaliście mnie jak równego sobie, zawsze mnie broniliście, nawet jak coś nabroiłem, inni od razu komentowali to krótko „a to jeden z Maciaszczyków”, wy nigdy tak na to nie patrzyliście, ja zawsze w waszych oczach byłem ja, a nie jeden z Maciaszczyków...
- To dlatego, że znaliśmy cię dobrze, a mnie z tego w ogóle wyłącz, ja byłem w tobie zakochany - wykorzystałem krótką przerwę w jego monologu.
- Zakochany? Grzech nie kpij ze mnie, tak było, kiedy jeszcze myśleliśmy, że wacek służy tylko do sikania, a dzieci pojawiają się za sprawą bocianów, albo są znajdowane w kapuście, a o istnieniu czegoś takiego jak hormony nic nie wiedzieliśmy - rozpogodził się.
To chyba wstawka o bocianach tak na niego podziałała, nagle jakby dopiero się zorientował, że jet mocno przytulony do mnie, objął mnie mocno ramieniem.
- Grzech jesteś wielkim dziwakiem i zajebistym przyjacielem, mogłeś wykorzystać sytuację, sam ci się podkładałem, ale ty głupolu martwiłeś się mną i tym, co ludzie powiedzą na to, że z tobą się zadaję, kocham cię Grzesiek i bardzo żałuję, że jest to tylko miłość braterska - przygarnął mnie jeszcze bardziej do siebie, nasze usta znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.
- Jarek wyluzuj, bo mnie zmiażdżysz i przypominam, całowanie z chłopakiem to nie jest to, co lubisz najbardziej - wyszeptałem.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że jutro będę już z wami pracował, porzeczki zostały zerwane a te drugie dopiero za tydzień - zmienił temat.
Popatrzyłem na zegar, było już dobrze po północy, dosyć późna pora, żeby Jarek teraz wracał do domu.
- Zanocujesz czy spadasz do domu? - zapytałem z nadzieją, że zanocuje.
- A nie masz mnie jeszcze dosyć?
- Nie głupolu, nie mam cię dość i chyba nigdy nie będę miał, chociaż już nie wiążę z tobą moich uczuciowych uniesień - odparłem, głupkowato się uśmiechając.
- To jawna zdrada - powiedział.
Przyciągnął mnie ponownie do siebie i popatrzył mi prosto w oczy, a ja z jego spojrzenia wyczytałem, że mogę z nim zrobić w tej chwili wszystko, wszystko, co tylko bym zapragnął i zrobiłbym, tylko nie z Jarkiem, nie z nim, za bardzo mi na nim zależało. Kochałem go, kochałem i to wcale nie jak brata, moja miłość do niego wróciła ze zdwojoną siłą, zdawałem sobie z tego sprawę już od jakiegoś czasu, pragnąłem go jak jasna cholera, chciałem przeżyć z nim całą fizyczność tej miłości, najgorsze było to, że on na to pozwoliłby mi. Jedyne, na co sobie pozwoliłem, to przytulić swój policzek do jego twarzy. Byłem w tej chwili najbardziej szczęśliwym człowiekiem na ziemi i jednocześnie najbardziej nieszczęśliwym, szczęśliwym, bo czułem jego bliskość i oddanie, nieszczęśliwym, bo wiedziałem, że na nic więcej nie mogę sobie pozwolić.
- Grzech ty mnie dalej kochasz? - wyszeptał domyślnie.
- Tak - odpowiedziałem ledwo słyszalnie.
- To działaj...
- Jarek, od zwierząt odróżnia nas możliwość ocenienia, co jest dobre, a co złe, już i tak zrobiłem ci świństwo, przyznając, że cię kocham, nie powinienem cię tym obarczać - odpowiedziałem, łapiąc nieco dystansu.
- Mam na to wyjebane, co jest dobre a co złe, działaj albo ja zacznę działać.
- Jarek proszę zostań, ale nie prowokuj - wyszeptałem prośbę.
- Zjesz coś - zapytałem, zmieniając temat.
- Kuna o czym ty? - wyjąkał zaskoczony.
- Zapytałem czy coś zjesz, zrobiłem się głodny i pytam czy ty też - wyjaśniłem.
- Góra dwie kanapki, twardo stawiasz na swoim, Grzesiek nie rozumiem cię, ale dziękuję, że myślisz za nas obu - odparł.
Zasnęliśmy dopiero około czwartej, leżeliśmy koło siebie, przytuleni i rozmawialiśmy szeptem o swoich obawach, szansach, przyszłości, marzeniach i o tym, co nas łączy. Zewnętrzny świat w tym momencie nie istniał dla nas. Gej i heteryk w jednym łóżku, razem zakochani i chociaż tak różnie zakochani to jednak szczęśliwi razem.

Rano obudził mnie dźwięk budzika ustawionego na siódmą, zakląłem pod nosem i szybko go wyłączyłem, Jarek nawet nie zareagował, przeklinając nasze nocne rozmowy, zwlokłem się z wyra, padałem na twarz z niewyspania, zimny prysznic pomoże, pocieszałem się. Zimny prysznic rzeczywiście trochę pomógł, nawet nie pociąłem się nożem, robiąc kanapki. Wchodząc na piętro, usłyszałem fragment rozmowy Jarka z Tomkiem.
...daj spokój Tomek, twój brat jest zbyt rycerski, żeby mnie wykorzystać...
Reszty tej rozmowy mogłem się domyślić, zapewne Tomek widząc wychodzącego z mojego pokoju Jarka, zadał mu bardzo bezpośrednie pytanie dotyczące naszych wzajemnych stosunków.
- Jarek jak weźmiesz prysznic, to zejdź na dół, śniadanie jest już gotowe.
Zastanowiłem się, czekając na niego, co miał na myśli, mówiąc o mojej rycerskości, czy chodziło mu o tradycyjną interpretację tego słowa, czy jego małopolskie rozumienie, czyli człowiek z zakutym łbem, mówiąc wprost, tępak, szlachetny czy tępy? Postanowiłem zapytać go wprost. Jarek pojawił się po dziesięciu minutach, wyglądał świeżo i zdawał się wypoczęty.
- A określenia rycerski to w jakim znaczeniu użyłeś w odniesieniu do mnie - zapytałem.
- Gumowe ucho - prychnął pogardliwie.
- Nie podsłuchiwałem, tylko usłyszałem przypadkiem, jak szedłem cię budzić - usprawiedliwiałem się.
- A jakie znaczenie byś wolał? - zapytał.
- Szlachetny - odparłem bez namysłu.
- Mówisz i masz, oczywiście, że w znaczeniu szlachetny, przecież nigdy bym nie powiedział, że masz zakuty łeb - kpił ze mnie w żywe oczy, do tego śmiał się, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, wręcz wprowadziło mnie to w dobry nastrój.
W trójkę pracowało nam się świetnie, co prawda Dawid przestał mnie już irytować, ale co tu dużo mówić Jarek to Jarek, a nie Dawid. Jak tylko coś mi nie pasowało, to wystarczyło, że popatrzyłem na Jarka i wracał mi dobry humor. Wyglądało na to, że jak pogoda wytrzyma, to na następny dzień wszystko skończymy i zdążymy nawet uporządkować potok, zostanie tylko zasianie trawy i końcowe rozliczenie materiałów. A później laba i czekanie na wynagrodzenie za pracę. Najbardziej obawiałem się tej laby, martwiło mnie to, bo nie miałem sprecyzowanych planów na później, a stosunek innych do mnie się nie zmienił.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 21:15, 06 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:52, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część piętnasta(15)

Potwornie się nudziłem, próbowałem czytać książki, oglądać program telewizyjny, serfować po necie, ale tak naprawdę, to zżerała mnie bezczynność, nie potrafiłem sobie znaleźć odpowiedniego zajęcia. Trochę pomagałem tacie w warsztacie, ale później pojechał na montaż, wtedy zacząłem pomagać mamie przy robieniu przetworów, ale to zajęcie mnie wkurzało.

W sobotę zakończyliśmy wszystkie prace, nawet regulację potoku, niewiele nam to zajęło, bo koparka wykonała prawie całość roboty. Zasypaliśmy wszystkie wykopy, rozplantowaliśmy pozostałą ziemię i zasialiśmy trawę, wieczorem podłączyliśmy do kranów instalacji zraszacze i przez ponad godzinę podlewane były trawniki i zasiana trawa, instalacja działała bez zarzutu. Właściciel był zachwycony jakością prac i terminem zakończenia, rozliczyłem się z materiałów, pozostałe po rozliczeniu pieniądze kazał mi zatrzymać jako zaliczkę na poczet wynagrodzenia, dzięki temu rozliczyłem się z Dawidem, za niecałe sześć dni pracy zainkasował sześćset pięćdziesiąt złotych zarobku, bardzo się cieszył i polecał na przyszłość jako wykwalifikowana przy łopacie siła robocza. Z zaliczki zostało jeszcze pięć stów, dałem je Jarkowi, pamiętałem, że w nadchodzącym tygodniu ma osiemnastkę. W domu Piotrka nastąpiła zmiana turnusów, w niedzielę rano na urlop przyjechał Kamil z Dorotą i dziećmi, mieli pozostać dwa tygodnie, natomiast Kuba z Jackiem wyjechali wieczorem do Zakopanego, gdzie mieli spędzić kolejny tydzień urlopu. Przed wyjazdem Kuba i Jacek przyjechali się pożegnać, zaskoczyli mnie tym, specjalnie po to przyjechali do mnie do domu, już na odchodnym zaprosili mnie do siebie do Warszawy, wymieniłem się z nimi numerami telefonów.
- Grzesiek odwiedź nas koniecznie i nie ma w tym żadnych ukrytych podtekstów - powiedział Kuba, popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Proste, odwiedź nas tak, jak kumpel odwiedza kumpli, w tygodniu nie mamy za wiele czasu, ale w weekend masz nas do dyspozycji przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, jako przewodników i organizatorów zwiedzania - zapewnił, a Jacek przytaknął.

Również w niedzielę wieczorem przyjechał Mikołaj z Piotrem, trochę zdziwiła mnie ich wizyta, widzieliśmy się zaledwie wczoraj i wydawało mi się, że wszystko mieliśmy ustalone. Piotr po wyjściu z samochodu przywitał się z moim tatą i dosyć długo razem rozmawiali, Mikołaj przyszedł do mnie do pokoju i rozmawialiśmy o pierdołach. Na końcu języka miałem pytanie, po co tak naprawdę przyjechali, ale zapanowałem nad sobą, pomyślałem, że może Piotr ma jakiś interes do taty. W końcu Mikołaj zaproponował, żebym w ramach wolnego czasu odwiedził ich w Krakowie, ot taka niezobowiązująca wizyta, mógłbym się powłóczyć po Krakowie, pozwiedzać, nie martwiąc się o nocleg, on po pracy chętnie będzie mi towarzyszył w tej włóczędze. Po skończeniu rozmowy z tatą pojawił się Piotr i powtórzył zaproszenie Mikołaja.
- To będzie taki mały rewanż za zaangażowanie w pracy - dodał.
- Pracowaliśmy za wynagrodzenie - powiedziałem zdziwiony zaproszeniem, może nie zaproszeniem, tylko argumentacji przy zaproszeniu.
- Tak oczywiście, dzięki temu wcześniej będę mógł ci je wypłacić, nie będziesz musiał czekać do soboty - dodał.
- Dziękuję za zaproszenie, na razie muszę trochę odpocząć, bo przez ostatnie trzy tygodnie pracowałem przez cały czas, wyłączając z tego tylko niedziele - próbowałem wybrnąć.
- Rozumiem, jak coś to masz do nas numery, wystarczy, że zadzwonisz - zapewnił mnie Piotr - I jakoś sensownie to zorganizujemy.

W niedzielę rano pod nieobecność rodziców Jarek zrobił mi kilka fotek, były mi potrzebne, bo postanowiłem zaktualizować swój profil na kumpello. Założyłem go tylko po to, aby móc przeglądać profile innych użytkowników, poprawiłem opisy i wstawiłem swoje fotki, oczywiście takie bez widocznej twarzy, a pod hasłem wstawiłem kilka fotek z twarzą, ale za to bez ubrania. Nie wiązałem z tym, żadnych planów, jedynie miałem nadzieję poznać, kogoś z kim będę mógł czasem porozmawiać przez skype, albo w realu, ale w to drugie raczej trochę wątpiłem.

Łukasz, kumpel z klasy, wrócił z wakacji w niedzielę wieczorem i zaraz po powrocie do mnie zadzwonił, umówiliśmy się na spotkanie na wtorek rano. Zgodnie z umową we wtorek wybrałem się do miasteczka, przy okazji chciałem kupić prezent dla Jarka na osiemnastkę. Niestety po spotkaniu z Łukaszem byłem jeszcze bardziej zdołowany, on sam był bardzo w porządku, ale informacje, które mi przekazał, przybiły mnie do ziemi. Tak jak przypuszczałem, nie będę miał łatwego życia w szkole, sporo ludzi się już dowiedziało, że jestem gejem i przez to negatywnie się do mnie nastawiło. Zapowiadał się niewesoły rok, tyle musiałem wytrwać do matury, nie dość, że we wsi było nieciekawie, to jeszcze i w szkole nie będę miał wytchnienia. Trudno trzeba będzie przez to jakoś przebrnąć, mieć jakieś dobre wyniki z matury i koniecznie załapać się na studia, tylko dzięki temu będę mógł wyjechać i zmienić otoczenie. Ludzi, którzy byli mi przychylni i nie obawiali się ze mną spotkać, mogłem policzyć na palcach jednej ręki, dobre przynajmniej było to, że mam zajebistych rodziców i rodzeństwo. Inni nawet tego nie mają, próbowałem się pocieszyć po wizycie u Łukasza.
W drodze do sklepu, w którym miałem kupić prezent dla Jarka, minąłem dom Krzyśka, momentalnie powróciły stłumione już nieco niemiłe wspomnienia, to mnie jeszcze bardziej zdołowało. Popatrzyłem na jego dom, wyglądał odpychająco i nieprzyjemnie, ale to tylko za sprawą wydarzeń, jakie się w nim rozegrały, wcześniej ten budynek mi się podobał, nic szczególnego, ale sprawiał na mnie wrażenie ładnego i zadbanego.
W sklepie internetowym rozglądałem się za zestawem do odbioru sygnału wi-fi, taki prezent postanowiłem zrobić Jarkowi, za jego pomocą będzie mógł korzystać z sygnału mojego rutera. Sprzedawca, starszy o kilka lat ode mnie chłopak, starał się mi doradzić, wypytując o szczegóły, był miły i na dodatek niezwykle przystojny, przynajmniej przez czas pobytu w sklepie zapomniałem o własnych problemach, zaproponował kilka możliwych kombinacji o różnych parametrach i cenach.
- A co wybrałbyś dla siebie - zapytałem go.
- Ja używam zwykłej anteny kierunkowej i karty wi-fi pod usb, nie narzekam, ale to nie jest żadna rewelacja - odpowiedział, wskazując ręką na coś, co przypominało kawałek rury o średnicy dziesięciu centymetrów.
- Czemu to nie jest rewelacja?
- To rozwiązanie dobre na niezbyt duże odległości, przepustowość też nie jest zachwycająca - grzecznie mnie poinformował.
- A coś bez tych wad.
- Zewnętrzny access point z dualną anteną - powiedział, wskazując na nieduży prostokąt - Sygnał ściąga nawet z piętnastu kilometrów, spora przepustowość i wiele innych zalet...
Chłopak się rozwinął, trajkotał przez pięć minut, wyliczając zalety urządzenia.
- ...tylko że kosztuje dwieście trzydzieści pięć złotych - dokończył.
- Wyskoczę z takiej kasy, to dla kumpla na osiemnastkę - podjąłem decyzję, komunikując to sprzedawcy.
- Na pewno będzie bardzo zadowolony z prezentu - zapewnił mnie chłopak.
- Pod warunkiem, że będziemy umieli to zamontować i odpowiednio podłączyć - wyraziłem swoje wątpliwości.
- Skąd jesteście? - zapytał.
Wymieniłem nazwę naszej wsi.
- Jak będziecie mieli problemy, to zadzwoń do mnie, znam się na tym, podjadę i pomogę, to niedaleko - powiedział, zapisując mi na kartce papieru numer telefonu.
- A kogo mam prosić - zapytałem.
- Paweł jestem - przedstawił się.
- Grzesiek, miło mi, nie wiem tylko czy będzie nas stać na twoją pomoc Paweł.
- Na pewno będzie was stać, zrobię to gratis, sam się przymierzam do tego urządzenia i chętnie go przetestuję - jego chęć pomocy i promienny uśmiech zwalały z nóg.
- W takim razie na pewno skorzystamy z fachowego doradztwa, znajdziesz czas jutro wieczorem, bo chyba jutro będziemy chcieli wypróbować to cudo.
- Po siedemnastej jestem wolny, wcześniej kwitnę tutaj.
- Paweł to ja jeszcze dzisiaj wieczorem zadzwonię i dam ci znać, o której jutro.
Ze sklepu wyszedłem w lepszym humorze, miła obsługa i chęć pomocy poprawiły mój nastrój, miałem również nadzieję, że Jarek będzie zadowolony z takiego prezentu, za namową Pawła szarpnąłem się i kupiłem sugerowany przez niego sprzęt UBIQUITI LocoM2 2x2 MIMO ZAPAD 2,4GHz PoE.

Wróciłem do domu i zadzwoniłem do Jarka, po wysłuchaniu steku niewybrednych komentarzy pod adresem tego, co obecnie robi, czyli zbierania czarnej porzeczki, poprosiłem go, żeby wpadł do mnie wieczorem jak będzie już wolny, bo chcę z nim pogadać, oczywiście zgodził się bez problemu. Nie mogłem się doczekać jego przyjścia, posiedziałem trochę na necie, szukając informacji, jak się ustawia to ustrojstwo do odbioru sygnału wifi, znalazłem sporo przydatnych informacji, kilka było sprzecznych ze sobą, nawet dla mnie było to jasne, chociaż nie byłem orłem z informatyki, ale tak zwykle bywa na różnego rodzaju forach dyskusyjnych.
Jarek pojawił się wieczorem, pachnący czarną porzeczką, skórę dłoni miał zabarwioną na czerwono od jej soku.
- Ładnie pachniesz, świeży i owocowy zapach, jak wam idzie zbieranie? - zapytałem.
- Jak ci się zapach podoba, to wpadnij jutro i pomóż w zbieraniu, a zapach i kolorek na rękach dostaniesz gratis, na koniec dostaniesz dodatkowo skrzynkę porzeczek, dla mamy na przetwory - zaproponował zjadliwie.
- Wpadłbym nawet chętnie, ale obawiam się, że twój stary i starsi bracia niezbyt miło by mnie przywitali.
- Starego i Mirka nie będzie, podłapali fuchę na skupie, a Zbyszka to nie obchodzi czy jesteś taki, czy owaki, kiedyś stwierdził, żebym się nie łamał tym, co pieprzy stary i Mirek, tylko żebym miał własne zdanie - rozwiał moje obawy Jarek.
- Tyrknę wcześniej do ciebie i chyba was jutro odwiedzę. Gdzie teraz zbieracie? - zapytałem.
- Pod lasem za jarem. Wiesz, gdzie! - odpowiedział.
- Wiem, trafię, tam kiedyś zbieraliśmy porzeczki, jak mama od was kupowała na przetwory - przypomniałem sobie dokładną lokalizację pola.
- Właśnie tak, to pole, o czym chciałeś rozmawiać? - zapytał.
- Właściwie to o niczym, chciałem ci dać prezent na osiemnastkę - mówiąc to, podszedłem do szafki i wyjąłem zapakowany w ozdobny papier prezent dla niego. - Wszystkiego najlepszego Jaro, oby ci się wspaniale w życiu wiodło, stad lasencji uganiających się za tobą i czego tylko sobie zapragniesz, niech ci się spełni - złożyłem mu życzenia, wręczając prezent.
- Nie przyjdziesz w sobotę, nie będzie dużo ludzi dziesięć osób i domownicy - zapytał, pochmurniejąc.
- Jarek sam wiesz, że tak będzie zdecydowanie lepiej dla mnie i dla ciebie też - odpowiedziałem.
- Jebie mnie to Grzesiek, jak nie przyjdziesz to, te tępe sukinsyny znowu będą górą - był wyraźnie wkurzony.
- Jaro wyluzuj, po cholerę mają mieć używanie, zwłaszcza twój stary i Mirek, ja nie będę się dobrze bawił i reszta pewnie też nie, nadrobimy to innym razem - miałem nadzieję, że podejdzie do tego rozsądnie.
- Nie dasz się przekonać? - zapytał jeszcze raz.
- Nie Jaro, bo to bez sensu - odpowiedziałem.
- Skoro nie przyjdziesz, to ja przyjdę do ciebie w piątek i oblejemy moją osiemnastkę, nie szukaj wykrętów, bo odwołam w jasną cholerę sobotnią imprezę dla reszty - postawił ultimatum.
- Mi pasuje takie rozwiązanie, rozpakuj w końcu prezent - ponagliłem go.
- Co to takiego jest? - zapytał, rozpakowując pudełko.
- Ustrojstwo do łapania sygnały wi-fi, wystarczy, że zamontujesz tak żeby widziało mój dom i będziesz mógł logować się do mojej sieci domowej i mieć w końcu normalnie działający internet - wyjaśniłem mu.
- Grzech, nawet nie wiem jak ci dziękować - po jego minie widziałem, że z prezentem trafiłem w dziesiątkę.
- Możesz paść na kolana, objąć mnie za nogi i powiedzieć, że bardzo mi dziękujesz, bo w ten tylko sposób będziesz miał okno na świat i dostęp do cywilizacji, możesz również podziękowanie wyrazić publicznie z ambony w czasie sumy...
Reszty nie dokończyłem, bo Jarek podszedł i mnie pocałował prosto w usta, wpychając mi jednocześnie głęboko język, poczułem dziwną miękkość w nogach i kolana mi się ugięły, nie zamierzałem wcale protestować na taką formę podziękowania, rozkoszowałem się dotykiem jego ust, spojrzał mi prosto w oczy i mrugnął okiem. Użyłem całej siły woli, żeby się od niego odkleić.
- Jaro przeginasz jak zwykle - wydyszałem, po jego pocałunku brakowało mi tchu.
- Przeginam - zgodził się ze mną - Ale nie zaprzeczysz, że ci się podobało.
- Nie zaprzeczam, zaczęło mi brakować tchu, nogi mi zmiękły, za to coś innego zaczęło sztywnieć - wyjaśniłem.
- To był braterski pocałunek zboku, a ty już się napalasz, zboczek jak słowo daję - dobry humor mu wrócił.
- Braterski? W usta i z języczkiem. I to na mnie mówią, że jestem zboczony! - zaśmiałem się.
- Grzechu tylko jest jeden mały problem, czy ja będę umiał ten prezent podłączyć do kompa i uruchomić - zapytał, zmieniając na moje szczęście temat.
- Dobrze, że przypomniałeś, jak jutro wieczorem masz czas, to wpadnie Paweł i nam pomoże to uruchomić.
- Paweł?
- Tak Paweł, sprzedawca ze sklepu internetowego...- opowiedziałem Jarkowi całą sytuację ze sklepu.
- Nawet jakbym nie miał czasu, to będę miał czas, na dziewiętnastą na pewno się wyrobię - odpowiedział, ciesząc się z prezentu jak małe dziecko.
- Grzechu rzeczywiście będę mógł korzystać z waszego sygnału? - oczy mu niebezpiecznie błyszczały.
- Nom, pod warunkiem, że nie przejmiesz całego transferu na ściąganie pornosów, w tym, temacie lepiej pogadaj z Tomkiem, ma chyba ze sto giga pornoli, więc sam się nie musisz męczyć - wymownie zmarszczyłem czoło.
- Ile?
- Teraz to pewnie nawet więcej, musiał sobie dodatkowy dysk na usb kupić, bo już mu się na kompie filmy nie mieściły - wyjaśniłem wyczerpująco.
- On wie, że ty wiesz? - zapytał niedowierzająco.
- Jasne, że wie, że ja wiem, wcale się z tym nie krył, tylko przed rodzicami, przecież to heteryckie pornosy więc się nie musiał z nimi tak maskować, jak ja ze swoimi, czasami jak ściągnie coś nowego, to ogląda razem z Agą, on podnieca się laskami i ona też.
- Twoja siostra podnieca się laskami - zdumienie Jarka było bardzo widoczne, ta wiadomość go lekko zszokowała.
- Jaro nie podniecaj się niezdrowo i nie wyciągaj pochopnych wniosków, on się podnieca laskami, czyli dziewczynami, a ona podnieca się laskami facetów występujących w tych filmach, odkąd nie muszę się ukrywać, to czasami oglądam razem z nimi, wtedy razem z Agą komentujemy aktorów.
- Chciałbym to zobaczyć, a co na to wasi rodzice? - zapytał zaciekawiony.
- Nic, bo jakoś nie widzieliśmy powodu, żeby ich wtajemniczać w nasze seanse porno, byłby obciach, jak chcieliby się przyłączyć - mrugnąłem do niego porozumiewawczo okiem.
- Jasne, jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiego rodzinnego oglądania pornosów - uśmiechnął się.
- My też nie, ale jakbyś chciał kiedyś dołączyć, to zadzwonię po ciebie - zaproponowałem.
- Może nie, ale z Tomkiem to sobie pogadam, może mi przegra kilka dobrych kawałków.
- Na pewno, skoro nagrywa kumplom z klasy, to tobie też nagra - zapewniłem go.
- Jarek to jutro jak skończysz, to przyjdź do mnie, zaraz zadzwonię, żeby Paweł wpadł, jak tylko da radę przyjechać i tutaj wypróbujemy to wszystko, a później pójdziecie do ciebie i tam ci wszystko podłączy i ustawi komputer. Pasuje?
- Jasne, że tak, to prezent zostawiam do jutra u ciebie, bo właściwie to dopiero jutro mam urodziny.
- Wiem, że jutro, ale dzisiaj wolałem ci go dać i tak to załatwić, żebyś jutro mógł z niego korzystać.
Pożegnałem się z Jarkiem, widać było po nim, że jest zmęczony, nic dziwnego, przez cały dzień obierał porzeczki i nosił skrzynki, a upał dzisiaj był spory. Sam tez nie czułem się dobrze, ale to bardziej wynikało z moich obaw, a nie ze zmęczenia fizycznego. Wziąłem długi chłodny prysznic i położyłem się spać, zasnąłem zadziwiająco szybko.

Rano zaraz po śniadaniu powlokłem się do Jarka pomóc mu zbierać porzeczki, zdziwiony byłem, bo nikt się nie krzywił na mój widok, a Zbyszek przywitał się ze mną dość wylewnie, mimo wszystko trzymałem się blisko Jarka, dzięki temu mogliśmy swobodnie rozmawiać, swobodnie to nie znaczy na wszystkie tematy. Czas szybko mi zleciał, o piętnastej przypomniałem Jarkowi o wieczornym spotkaniu i poszedłem do domu, udało mi się wyłgać od przyjęcia skrzynki owoców, skłamałem, że mama i tak nie będzie miała czasu na robienie przetworów.
Paweł pojawił się przed osiemnastą, przyjechał Skodą Superb, wysiadł i na mój widok uśmiechnął się promiennie.
- Cześć Paweł, nieźle zarabiacie w tym sklepie - powiedziałem, wyciągając dłoń do powitania.
- Chciałbym, to samochód ojca, ja się jeszcze nie dorobiłem auta - uścisk jego dłoni był krótki, mocny i zdecydowany.
- Może kiedyś się dorobię, ale na razie studiuję, a w czasie wakacji pracuję - uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Zaprowadziłem go do swojego pokoju, na biurku leżała rozpakowana paczka, komputer był włączony, na kartce zapisałem login i hasło do naszego rutera. Paweł usiadł od razu przy biurku.
- Czego się napijesz Paweł? - zapytałem.
- Obojętne byle to było mokre i chłodne.
- Zmiksowana żaba z lodem, piwo, woda mineralna, sok? - zapytałem złośliwie.
- Nie no co ty żaba odpada, piwo też, chętnie mineralną - odwrócił się w moja stronę i znowu mogłem zaobserwować jego nieziemski uśmiech.
Poszedłem na dół po picie, trochę zamarudziłem, kończyły się już kostki lodu, więc napełniłem kilka specjalnych woreczków wodą, żeby zdążyły się zamrozić, jak ktoś inny będzie chciał lodu.
Wróciłem do pokoju, Paweł w pośpiechu zamykał jakieś okno, mignęło mi na monitorze, ale nie zdążyłem zauważyć, co to było, dopiero teraz zorientowałem się, że nie wyczyściłem historii w przeglądarce internetowej. Trudno najwyżej zorientuje się, z kim ma do czynienia, przyjechał, zrobi, co ma zrobić i pojedzie, pomyślałem i nie przejąłem się tym szczególnie. Paweł jednak zamknął jeszcze kilka otwartych okien. Podałem mu szklankę z mineralną. Upił łyk i postawił ją na blacie biurka.
- Przydałaby się jakaś podkładka pod szklankę, szklanka jest cała oszroniona i zaraz zacznie woda na biurko spływać - zaskoczyła mnie jego dbałość o takie duperele.
- Zaraz zejdę po podkładki, coś jeszcze przynieść - zapytałem.
- Chwileczkę, jeszcze raz to samo poproszę - powiedział i duszkiem wypił całą zawartość szklanki, zostały tylko grzechoczące kostki lodu.
Znowu odwrócił się do mnie, podając mi szklankę i uśmiechając się. Ponownie polazłem na dół, napełniłem szklankę i tym razem wziąłem podkładki.
Paweł coś sprawdzał na komputerze, zaglądając kilka razy do instrukcji, dopiero po chwili spostrzegł, że wróciłem.
- Grzesiek jeszcze tylko chwila, bo już uruchomiłem, dokończę ustawiać i zaraz ci wszystko wytłumaczę - powiedział bez odwracania się od komputera, zastanawiałem się czy tym razem też tak promiennie się uśmiechnął.
Miałem wolną chwilę na dokładniejsze przyjrzenie mu się, już w sklepie zwrócił moją uwagę, był przystojny i w moim typie, szczupły, nie jakiś mięśniak, ale też nie chudzielec, wysoki, na pewno miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, krótkie blond włosy, twarz szczupła, regularne rysy, wydatne usta i nos, niebieskie oczy i długie rzęsy, podobał mi się, a w chwilach, kiedy się uśmiechał, wyglądał wręcz zjawiskowo. Tak pomarzyć zawsze można, z zamyślenia wyrwał mnie głos Pawła.
- Przysuń się bliżej, to wszystko ci wytłumaczę.
- Paweł nie chciałbym być niegrzeczny, ale ile masz czasu? - zapytałem, spoglądając na zegarek.
- Muszę być w sklepie jutro o jedenastej - odpowiedział, znowu się uśmiechając.
- Tyle czasu nam aż nie zejdzie...- zdałem sobie sprawę, jak to zabrzmiało i poczułem, jak się czerwienię, to całkowicie zbiło mnie z pantałyku. - Nie, no wiesz, to nie o to mi chodzi...- brnąłem w to bagno coraz dalej, coraz bardziej się pogrążając.
- Grzesiek spokojnie, naprawdę mam czas do rana, tylko wtedy musiałbyś mnie nakarmić, bo zgłodnieję - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Paweł chodzi mi o to, żebyś jeszcze poczekał z tym tłumaczeniem ustawień, koło dziewiętnastej przyjdzie Jarek i wtedy nam wytłumaczysz, jakbyś jeszcze mógł później pójść do niego i tam odpowiednio skonfigurować mu kompa do odbioru sygnału z mojej sieci, to byłoby ekstra, a z karmieniem to żaden problem, zaraz zrobię kanapki - wytłumaczyłem mu moje zamiary.
- Dobrze, nie ma problemu - odpowiedział, ale odniosłem wrażenie, jakby był trochę zawiedziony, a może to moja wybujała wyobraźnia kazała mi tak sądzić.

Zeszliśmy do kuchni, przygotowywałem kanapki, Paweł mi w tym pomagał, nie przeszkadzało nam to w rozmowie, dowiedziałem się, że studiuje informatykę, jest na drugim roku, pozostał mu tylko jeden egzamin do zaliczenia w sesji jesiennej, ma dwójkę rodzeństwa, starsza siostrę i młodszego brata, siostra też studiuje w Krakowie, razem z nią i jeszcze dwoma osobami wynajmują tam mieszkanie, bo mieszkanie w akademikach nie za bardzo im odpowiadało, a odległość jest za duża, żeby codziennie dojeżdżać na zajęcia, sklep, w którym dorabia w czasie wakacji, należy do jego ojca. Miał niski i miękki tembr głosu, przyjemny dla ucha, mogłem go słuchać godzinami. W trakcie robienia kanapek przyszedł Jarek, przedstawiłem ich sobie i poszliśmy wszyscy do mojego pokoju, Paweł w przystępny sposób wytłumaczył nam wszystko, jednocześnie pochłaniając kanapki, które w błyskawicznym tempie zniknęły z talerza.
- Niby wszystko jest proste, ale wolałbym, żebyście wpadli do mnie i mi pomogli - powiedział Jarek.
- To nie marnujmy czasu, tylko chodźmy - zaproponował Paweł.
Ja wymigałem się od wizyty u Jarka w domu, Paweł zostawił samochód, powiedział, że wróci po niego, jak tylko skończy u Jarka. Pojawił się niecałą godzinę później, sam.
- Jarek siedzi na kompie i się zachwyca szybkością netu - powiedział, a mi zrobiło się trochę smutno.
- Wszystko zamontowaliście? - zapytałem, żeby ukryć swój zawód.
- Internet hula, Jarek musi jutro zamontować antenę na ścianie domu, na razie jest prowizorycznie ustawiona na parapecie - odpowiedział, sprawiał wrażenie, jakby mu się wcale nie śpieszyło do domu.
Nie wiedziałem jak się zachować, jakoś nie za bardzo chciałem, żeby już pojechał, Paweł jakby czytał w moich myślach.
- Grzesiek napoisz mnie jeszcze? - zapytał.
- Jasne, idź do mnie, zaraz przyniosę, mineralną czy coś innego? - zapytałem cały w skowronkach.
- Możesz mi zrobić kawę, czarną z dwoma łyżeczkami cukru? - zapytał jakby trochę speszony swoimi wymaganiami.
- Poczekaj na mnie w pokoju, zaraz zrobię, trafisz? - byłem dziwnie ożywiony, po wejściu do domu wskazałem mu schody prowadzące na piętro.
- Trafię - odpowiedział, dołączając do tego swój uśmiech.
Zgromadzonej przy kolacji rodzince rzuciłem krótkie wyjaśnienie na temat Pawła i jego obecności, w trakcie robienia kawy, dostałem od Jarka sms „Grzech dzięki serdeczne za prezent, wpadnę jutro”.
Pawłowi naprawdę się nie śpieszyło, opowiedział mi, jak ustawiali antenę u Jarka, dowiedziałem się, że w trakcie ustawiania trafili na niezabezpieczoną sieć o mocniejszym sygnale i to z niej korzysta teraz Jarek.
- Ciekawe czyja to sieć - zapytałem.
- Jarek twierdził, że to sieć księdza na plebani, taki pojedynczy budynek zaraz koło kościoła, w pobliżu nic innego nie ma - wyjaśnił mi Paweł.
- Jest jeszcze inna alternatywa, może jakiś nieboszczyk na cmentarzu ma internet - z tyłu kościoła, położony był cmentarz, to dlatego w pobliżu nie było innych budynków poza plebanią.
Moja uwaga wzbudziła jego wesołość, pokazał mi kilka zabawnych stron, siedzieliśmy do północy, wtedy Paweł zorientował się, która jest godzina i zaczął się zbierać, odprowadziłem go do samochodu.
- Paweł dziękuję, naprawdę nie wiem, jak mogę ci się zrewanżować - było mi trochę głupio, że zająłem mu tyle czasu.
- Grzesiek nie ma tematu, miło spędziłem czas, nawet się nie zorientowałem, że tak się zasiedziałem - odparł.
Paweł zachowywał się tak, jakby jeszcze nie chciał odjeżdżać, chciałem z nim jakoś utrzymać kontakt, ale głupio mi było o tym wprost powiedzieć, znalazłem jednak rozwiązanie.
- Paweł co robisz w piątek wieczorem?
- Nie mam planów.
- Wpadnij do mnie, zrobimy grilla, posiedzimy i pogadamy, będzie Jarek, tylko nie przyjeżdżaj samochodem, bo będzie coś mocniejszego od mineralnej - wyrzuciłem to z siebie z szybkością karabinu maszynowego, czekając w niepewności, jak na to zareaguje.
- Chętnie przyjdę, dzięki za zaproszenie - odpowiedział.
Pożegnaliśmy się uściskiem ręki i Paweł odjechał.

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Nie 17:39, 10 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 1 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin