Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Deszcz

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 19:05, 26 Mar 2012    Temat postu: Deszcz

Po proteście ponownie wstawiam opowiadanie na forum, było tu już wcześniej pod tym samym tytułem. Dzięki usunięciu całego tematu opowiadanie przeszło mały lifting, poprzednio opublikowałem go używając nicka Piotr47, Do momentu usunięcia pod opowiadaniem znajdowało się 47 komentarzy i około 7400 wyświetleń. Życzę miłej lektury.


Deszcz

Część I – Początek znajomości.

Dopiero połowa października, a już zrobiła się typowa późno jesienna aura, zimno, deszczowo i nieprzyjemnie. Wczoraj wieczorem przyjechałem do domu na wieś, tradycyjnie, jak co weekend od wiosny do jesieni, tylko zimą się tu nie zapędzam. Wcześniej sprawdziłem prognozę, zapowiadali na weekend ładną pogodę, miało być chłodno, ale słonecznie. I rzeczywiście tak było, ale tylko wczoraj. Dzisiaj od rana niebo zanosiło się chmurami, a słońce z trudem przebijało się przez nie. Deszcz zaczął padać wczesnym popołudniem, początkowo delikatnie, później mocniej, momentami przeradzając się w ulewę.
Skrzętnie wykorzystałem czas, kiedy jeszcze nie padało i udało mi się przygotować ogród do zimy. W planach miałem jeszcze ostatnie w tym roku koszenie trawnika wokół domu, miałem, bo przy tej pogodzie rzecz stała się niewykonalna. Nawet dobrze, może szwagier wpadnie w przyszłym tygodniu i zrobi to za mnie, pomyślałem, koszenia nie cierpiałem. Ta myśl poprawiła mi humor.

Ze względu na pogodę nawet nosa nie wystawiam na zewnątrz domu, było niezbyt ciepło, więc postanowiłem rozpalić w kominku i czymś się zająć. W końcu się ze wszystkim uporałem, w kominku wesoło trzaskał ogień, który zawsze działał na mnie magicznie, nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że wręcz hipnotycznie, od szyby kominka biło przyjemne ciepło, zrobiłem sobie jeszcze gorącą herbatę. Usadowiłem się w fotelu i zastanawiałem się co dalej, TV czy książka? Przeleciałem całe cztery programy dostępne tutaj i stwierdziłem, że jak zwykle w sobotnie popołudnie nie ma nic ciekawego, czyli z telewizją kicha. Pozostała książka „władca Barcelony”, kupiłem ją niedawno w empiku, doradzająca mi dziewczyna stwierdziła, że to coś w stylu „Filarów ziemi” Kena Folleta, nie miałem wcześniej czasu, żeby ją przeczytać. Przysunąłem fotel bliżej kominka i zagłębiłem się w lekturę. Z trudem przebijałem się przez pierwsze strony, powieść nudno się zaczynała, z kominka dobiegały trzaski palącego się drewna a od strony okna szum padającego deszczu.
Nie mogłem się skupić na książce, dorzuciłem do kominka dwie szczapy drewna, nosiło mnie, każde spojrzenie w stronę okna wywoływało myśl, żeby wsiąść do samochodu i wrócić do Krakowa. Lubię spędzać weekendy na wsi, ale warunkiem jest ładna pogoda, wtedy zawsze mam jakieś zajęcie w ogrodzie, natomiast jałowe siedzenie w domu mnie nużyło, w Krakowie miałem przynajmniej kablówkę, to dawało większą szanse na trafienie na jakiś interesujący film, a nawet jak nic ciekawego nie było, to zawsze pozostawała możliwość szybkiego wypadu do znajomych. Dosiedziałem, czytając, do wieczora, za oknem nic się nie zmieniło, dalej padało, różnica tylko taka, że było już ciemno, w kominku ogień dogasał. Pojawił się dylemat dokładać do kominka czy zbierać manele i wracać do Krakowa? Nie zanosiło się na zmianę pogody na lepszą, męska decyzja niech się dopali i wracam.

Dwa papierosy i godzinę później siedziałem już w samochodzie. Zmokłem, bo padało niemiłosiernie, a musiałem przejść kilka metrów od domu do samochodu. Zastanowiłem się, którędy jechać i wybrałem drogę przez mieścinę, była to, co prawda o kilka kilometrów dłuższa trasa, ale droga w miarę prosta i w lepszym stanie, jadąc krótszą trasą, musiałbym przy tej pogodzie kluczyć wąskimi nieoświetlonymi drogami przez wsie. Miałem również nadzieję, że może wezmę kogoś na stopa w miasteczku, zawsze to przyjemniej się jedzie, można porozmawiać, czas się nie dłuży chociaż to tylko pięćdziesiąt kilometrów.

Jadąc już przez mieścinę i mijając pusty przystanek pekaesu, stwierdziłem, że brak jest chętnych i będę jechał sam.
Mieścina dlatego, że dopiero dwa lata temu odzyskała prawa miejskie, ale żeby je odzyskać, zaanektowała sąsiednie wsie, tylko dzięki temu manewrowi spełniła wymóg formalny, odpowiedniej liczby mieszkańców. Urocza w dzień, chociaż światło dnia obnaża zaniedbania, odpychająca po zmroku. Po zmierzchu zazwyczaj świeci się tylko kilka latarni wokół rynku, reszta tonie w ciemności, jedynie trzy obiekty miały zainstalowane mizerne podświetlenie kościół ratusz i zamek, ale i tak dzięki temu wyglądały niezwykle imponująco. Nazwy mieściny nie podam, bo nie chce trafić na patriotów lokalnych.

Wyjeżdżając z mieściny i mijając liceum sztuk plastycznych, zobaczyłem zakapturzoną postać stojącą koło drogi i machającą ręką, żeby się zatrzymać. Zjechałem na pobocze, zatrzymując się, otworzyłem okno.
- Do Krakowa – powiedziałem oszczędnie.
Odpowiadało chyba, w chwili, gdy otwarły się drzwi i zaświeciło oświetlenie w samochodzie, zorientowałem się, że to chłopak. Do środka gramolił się niewysoki dwudziestolatek, jednocześnie ściągając z ramienia nieduży plecak, który rzucił do tyłu na siedzenie. Usadowił się obok mnie i odrzucił kaptur. Patrzyłem na niego, ładna twarz, krótkie mokre włosy, szatyn, chyba szczupły, ale trudno było to ocenić, bo kurtka i szerokie spodnie maskowały sylwetkę. Kurtkę miał całą mokrą, zwiększyłem temperaturę w samochodzie. Przy klimatyzacji i podkręconym ogrzewaniu trochę przeschnie, pomyślałem. Ruszyłem z pobocza.
- Leje jak z cebra, przemokłem w drodze na przystanek, o tej porze, ani autobusu, ani nic, po drodze mijały mnie samochody, ale nikt się nie zatrzymał, dopiero pan, dziękuję – powiedział.
- Żaden problem, zapnij pasy, dokąd jedziesz?
- Jeżeli można to do Krakowa – odpowiedział, zapinając pas.
- Można, gdzie w Kraku będziesz wysiadał, Tobie też deszcz pokrzyżował plany weekendowe i wracasz do domu? – zapytałem.
- Nie, jestem stąd, jeszcze nie wiem, gdzie będę wysiadał, muszę dodzwonić się do kolegi, na razie zgłasza się tylko poczta, tak w ogóle to mam na imię Grzesiek.
- Piotr – odpowiedziałem – czym się zajmujesz Grzegorz? -Studiuję, drugi rok dziennych na AGH, ale już niedługo.
Zdziwiłem się, rok zaczął się jakieś dwa tygodnie temu, przecież to dopiero połowa października.
- Dlaczego niedługo? Zaległości z pierwszego roku? – zapytałem, wydawało mi się to jedynym rozsądnym wytłumaczeniem.
Studia na AGH na większości kierunków trwają pięć lat, wiem, bo sam tam studiowałem, ale to prehistoria.
- Będę się musiał przenieść na zaoczne albo przerwać, wszystko mi się popieprzyło i przez to ta dzisiejsza podróż – powiedział, a w jego głosie wyczułem gorycz.
Zgasiło mnie to trochę, rozmowa wyraźnie się nie kleiła, jeszcze kilka zdań o pogodzie i zapadła cisza, tylko radio brzęczało.
Pół godziny później dojeżdżaliśmy już do Krakowa, postanowiłem dowiedzieć się, gdzie zdecydował się wysiąść.
- Grzesiek gdzie wysiadasz, ja z Wielickiej skręcam w stronę Nowej Huty, nie wiem, gdzie ci jest wygodniej wyskoczyć?
- Zadzwonię tylko – wyjął z kieszeni telefon i po chwili usłyszałem – Paweł odezwij się do mnie, jak tylko odsłuchasz pocztę, potrzebuję gdzieś przekimać kilka nocy.
- Kurczę tylko poczta się włącza, wysiądę gdzieś na Wielickiej w pobliżu przystanku mpk, gdyby się mógł się pan zatrzymać.
- Zatrzymam się przed Kamińskiego, to będziesz miał więcej możliwości – odpowiedziałem, ale nurtowało mnie jeszcze jedno pytanie – Jedziesz w sobotę wieczorem na taką pogodę, a nie wiesz, gdzie się zatrzymasz?
- To nagła sytuacja, myślałem, że zatrzymam się u kolegi, a jeżeli nie to jeszcze mogę spróbować waletować u kumpli w akademiku.
Po głowie coś mi się plątało, nieokreślona myśl, a może dać mu swój nr telefonu? Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo, powiedziałem.
- Grzesiek zapisz sobie numer mojego telefonu, gdybyś miał problem z noclegiem, to zadzwoń – wstukał do telefonu podane cyfry.
- Dziękuję za podwiezienie i jeszcze większe dzięki za to ogrzewanie, trochę podeschłem – pożegnał się ze mną, uśmiechając się i wysiadając.

W mieszkaniu było ciepło, pierwsze o czy pomyślałem po wejściu to gorący prysznic, potem szybka kolacja. Niedługo potem z pilotem w ręku położyłem się do łóżka, obok stał kubek gorącej herbaty z odrobiną rumu, popielniczka i papierosy, mogłem spokojnie rozpocząć zwiedzanie kanałów. Trafiłem na „Morderstwa w Midsomer”, dodatkowy bonus, odcinek, gdzie rolę asystenta, gra Gawin Troy (Daniel Casey), ustawiłem śpiocha w telewizorze na dwie godzinki.

Przebudziłem się, przez moment zastanawiałem się, gdzie jestem i co mnie obudziło, telewizor już się wyłączył, wyświetlacz zegara wskazywał północ, jedyny hałas to deszcz walący o parapet za oknem, kątem oka zobaczyłem, gasnący wyświetlacz komórki, no tak przełączony na wibracje od piątku. Sięgnąłem ręką po telefon, popatrzyłem na wyświetlacz, dwa połączenia nieodebrane, numer nic mi nie mówił. Zastanawiałem się czy oddzwonić, przynajmniej się przekonam, kto dzwonił, może znowu ochroniarze, że alarm w firmie zadziałał, to już kilka razy się zdarzyło. Zadzwoniłem, długo sygnał nieodbieranego połączenia, a potem głos.
- Przepraszam, że o tej porze dzwoniłem, ale mówił pan, że ewentualnie mogę zadzwonić.
Mózg miałem zamglony, ale coś mi się zaczęło przejaśniać.
- Grzesiek? - zapytałem.
- Tak, ja w sprawie noclegu – potwierdzenie.
- Gdzie teraz jesteś?
- Na Reymonta koło akademików, mówił pan o noclegu, mogę przyjechać? Tylko nie wiem gdzie?
- I tak nie trafisz, poza tym, czym teraz przyjedziesz, wiesz, która jest godzina, a nocne omijają ten rejon – powiedziałem jeszcze zaspany.
- Ale niefart, przepraszam, że przeszkadzałem – rozłączył się, w słuchawce usłyszałem głuchy sygnał.
No i dobrze, święty spokój ponad wszystko, pomyślałem. Przecież nawet go nie znam, strasznie głupio postąpiłem, dając mu numer telefonu i proponując nocleg, usprawiedliwiałem sam siebie. Za oknem deszcz niemiłosiernie tłukł się o parapet.
Konsekwentnie do wcześniejszych myśli sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem ponownie. Odebrał szybko, jakby telefon miał cały czas w ręku.
- Jesteś tam jeszcze, za jakieś dziesięć może piętnaście minut będę jechał wzdłuż Reymonta, samochód znasz, więc machaj, jak mnie zobaczysz, zresztą o tej porze nie ma zbyt dużo ludzi na ulicy, to cię poznam.
Szybko się ubrałem i zszedłem do samochodu, ciągle padało, wiał wiatr, było dużo zimniej niż wieczorem. W nocy przez Kraków można szybko przemknąć, w dzień to dramat, na ulicę Reymonta dojechałem błyskawicznie, zobaczyłem go z daleka, nie było to trudne, nikogo innego nie było. Wsiadł i z uśmiechem powiedział,
- Dziękuję, że pan przyjechał, pech mnie straszny prześladuje, nigdzie nie mogłem się dzisiaj zamelinować, pozostawała tylko poczekalnia dworcowa, mam nadzieję, że nie narobiłem zamieszania?
- Nieważne – odpowiedziałem.

Trząsł się z zimna przez całą drogę i zapewne był przemoczony, odrzucił kaptur z głowy, włosy też miał mokre. W mieszkaniu stanął za progiem niezdecydowany.
- Rozbierz się – powiedziałem, a zaraz potem uściśliłem – Ściągaj kurtkę i buty Grzesiek, potem do łazienki pod prysznic, puść gorącą wodę i się rozgrzej, w tym czasie zrobię ci herbatę, rozłożę wersalkę, pościel zmienisz sobie sam, łazienka to te drzwi.
- Jesteś głodny – zapytałem.
- Z tą pościelą to nie trzeba, mam śpiwór – odpowiedział.
Zostawiłem go w korytarzu, zdejmował buty, wszedłem do kuchni, a tak naprawdę do aneksu kuchennego, połączonego z jednym z pokoi ladą barową, zrobiłem herbatę i dolałem do niej sporą porcję rumu. Przygotowałem również kilka kanapek na wszelki wypadek, chociaż nie odpowiedział czy jest głodny. Rozkładałem wersalkę, gdy wyszedł z łazienki, na przedpokoju coś wyciągnął z plecaka i wszedł do pokoju w moim szlafroku, ze śpiworem w ręku.
- Siadaj i jedz, herbata jest z rumem na rozgrzewkę, potem do spania, śpisz tutaj, ja będę obok w pokoju, jak nic więcej nie potrzebujesz, to idę spać. Dobrej nocy – nie byłem w nastroju do rozmowy.
Wyciągnął śpiwór z pokrowca i rozłożył na wersalce. W końcu miałem okazję dobrze się mu przyjrzeć, rzeczywiście był szczupły, mojego wzrostu, czyli niewysoki, śniada karnacja albo tak mocno opalony, włosy gęste, krótkie i jeszcze mokre, mocno owłosione nogi, całe mnóstwo kręcących się włosków, szerokie łydki, reszta pod szlafrokiem.
- Myślałem, że tą noc spędzę w poczekalni dworcowej, a tu wersal i wyżerka, dziękuję za wszystko, dobranoc – w odpowiedzi ujrzałem garnitur bielusieńkich zębów i dołeczki w policzkach.
Poszedłem do pokoju, zamykając za sobą drzwi i położyłem się, myśli kłębiły mi się w głowie. Ładna sylwetka, zgrabny, przyjemna twarz, podobał mi się i jeszcze te owłosione nogi. Jednocześnie ganiłem się, co za głupota wpuścić do domu całkiem nieznanego chłopaka na nocleg i jeszcze się na niego napalać. Zobaczyłem, że zgasił światło. Chwilę później zasnąłem.

Obudziłem się koło ósmej, słyszałem deszcz walący o parapet, nawet nie popatrzyłem w stronę okna. Coś było nie tak, zastanowiło mnie, czemu mam zamknięte drzwi do pokoju? Przypomniałem sobie wszystko, pomyślałem, że jeszcze chyba śpi, włączyłem telewizor i leżałem dalej. Koło dziewiątej nie wytrzymałem, nie lubię gnić w wyrze tak długo, poza tym mój pęcherz ma ograniczoną pojemność, musiałem iść do łazienki. Jak już jestem w łazience to mycie zębów, golenie, czyli odstępstwo od reguły, normalnie sobota i niedziela to dni bez golenia, ale wyjątkowo nie jestem sam, w końcu szybka kąpiel. Zauważam brak szlafroka, więc wyciągam z kosza na brudną bielizną te same bokserki, które chwilę wcześniej tam wrzuciłem, wdziewam bokserki na tyłek i wychodzę. W drodze do sypialni zerknąłem do pokoju i zobaczyłem, że Grzesiek już nie śpi, tylko patrzy w moją stronę.
- Cześć, jak się spało? Ubiorę się i zaraz zrobię kawę – powiedziałem.
- Dziękuję dobrze, zaraz się zbieram i nie będę panu przeszkadzał – powiedział zachrypniętym głosem, wstając – Skorzystam tylko z łazienki.
Doszedłem do wniosku, że widocznie wczoraj, a raczej dzisiaj, tylko kilka godzin wcześniej trochę się zraził moim zachowaniem, byłem dość obcesowy, zrobiło mi się głupio.
- Dzisiaj niedziela więc nie ma pośpiechu – odpowiedziałem, ubierając się.
- Po chwili urzędowałem już w kuchni.
- Jaką pijesz kawę? - zapytałem głośno.
- Obojętne, byle z cukrem, dwie łyżeczki i odrobiną mleka, jeżeli można– usłyszałem głos z łazienki.
Zrobiłem kawę, zrolowałem jego śpiwór, był jeszcze ciepły, czuć go było delikatnie jego zapachem. Złożyłem wersalkę i włączyłem pożeracz czasu, oglądając jakiś program popularno naukowy, popijałem kawę, wszedł Grzesiek, ubrany w białą koszulkę polo i dopasowane jeansy, jego widok zapierał dech w piersiach. Nie za bardzo wiedział, gdzie ma siadać, przez chwilę rozglądał się niezdecydowany, w końcu usiadł na fotelu.
- Kawa jest, ale śniadanie dopiero będzie, jak się wybiorę do sklepu, zapasy się wyczerpały – kusiłem tym śniadaniem, żeby został dłużej.
- Wpiję tylko kawę i spadam, dość już panu kłopotu narobiłem, nie wiem, jak się mogę odwdzięczyć – powiedział to chrypiącym głosem, ale z uśmiechem.
Zauważyłem, że jego uśmiech był mało radosny i jednocześnie wyobraziłem sobie, w jaki sposób mógłby mi się odwdzięczyć, zapewne nie podobałby mu się ten sposób, więc wolałem nie zaznajamiać go z tym pomysłem.
- Grzesiek wyjaśnijmy sobie kilka spraw – trochę zesztywniał – Po pierwsze w samochodzie ci się przedstawiłem, jakbyś zapomniał, to przypomnę, mam na imię Piotr, wiem, mam ponad dwa razy więcej lat niż ty, ale wolę taką formę zwracania się do mnie, po drugie mieszkam sam, więc traktuję to jako jakąś odmianę, a nie kłopot, kłopot był wczoraj, a raczej już dzisiaj jak po ciebie w środku nocy pojechałem, ale to czas przeszły, po trzecie skontaktowałeś się już z którymś z kolegów? Tak na marginesie, kurtka i buty już wyschły? – zawiesiłem głos.
- No nie, jeszcze nie są za bardzo suche, jeszcze nie dzwoniłem – odpowiedział nad wyraz rozumnie.
- Chrypę tez masz niezłą, chyba się przeziębiłeś, jeżeli się nie śpieszysz to siedź na tyłku jak ci dobrze i jakbyś nie zauważył, to popatrz przez okno. Nadal pada, mniej już, ale pada, kilka minut na deszczu i znowu będziesz cały przemoczony, no, chyba że tak lubisz?
- No nie, nie lubię łazić przemoczony – uśmiech znikł całkowicie z jego twarzy.
- To ja jadę do sklepu, a ty owiń się kocem i połóż, oglądaj telewizję albo nie wiem, co rób, będę za jakoś godzinę.
Wychodząc, zamknąłem drzwi, nie zostawię przecież całkiem obcego chłopaka w mieszkaniu z otwartymi drzwiami. Pojechałem do najbliższego hipermarketu, zrobiłem szybko zakupy, wychodząc już, miałem pecha, spotkałem znajomych. Uwielbiam pogaduchy w hipermarkecie, idealne miejsce na rozmowę, stoję z siatkami w rękach i czuję, jak mi się wydłużają do kolan, ręce nie siatki, pomyślałem z ironią. Po około trzydziestu minutach i kilku stwierdzeniach, że się śpieszę, pożegnaliśmy się w końcu. Załadowałem torby do bagażnika i wróciłem do apteki po aspirynę. Przy okazji postanowiłem załatwić jeszcze jedną sprawę i pojechałem do mieszkania znajomego, musiałem podlać kwiatki, znajomy wyjechał na urlop i mnie poprosił o opiekę nad roślinkami.

Wszystko to trwało prawie dwie godziny, gdy wróciłem do domu, Grzesiek siedział w fotelu i popijał herbatę, zerwał się na mój widok i wziął siatki z zakupami.
- Zrobić ci herbatę, ile słodzisz, trochę się rozpanoszyłem – powiedział z uśmiechem, wskazując na herbatę.
- Chętnie, dwie łyżeczki, chrypisz coraz bardziej – zrzuciłem buty i kurtkę – Gdzieś tam w reklamówkach jest aspiryna, zażyj dwie i popij herbatą z sokiem malinowym, a potem spadaj się położyć. Ja zabieram się za obiad, jak jesteś głodny, to zrób sobie kilka kanapek, obiad będzie najwcześniej za godzinę.
- Trochę się wczoraj przeziębiłem, głodny nie jestem, zamiast leżeć, chętnie ci pomogę, tylko powiedz co mam robić?
Zrobił herbatę, przyniósł ją i postawił na ławie.
- Skoro sam chcesz, to zajmij się ziemniakami – popatrzyłem z politowaniem, niech się pomęczy – Ja się zajmę schabowymi i sałatką.
Wypakował siatki, instynktownie wiedział co gdzie włożyć, znalazł aspirynę i zażył, kątem oka obserwowałem go, uwinął się szybko, potem w mig obrał ziemniaki i nastawił do gotowania. Podczas tych prac wyraźnie się ożywił, teraz on popatrzył z politowaniem na to, co robiłem.
- Nieczęsto chyba gotujesz, zostaw, ja dokończę – powiedział wyraźnie zniesmaczony moim guzdraniem się.
- Masz rację, rzadko coś gotuję, często jem na mieście, dawniej często gotowałem, ale wyszedłem ze wprawy – z przyjemnością obserwowałem, jak uwija się w kuchni cały czas uśmiechnięty.
Siedząc i popijając herbatę, pomyślałem, że to był nawet niegłupi pomysł, żeby dać mu numer telefonu, nie dość, że przygotuje obiad to jeszcze można pogadać, no i popatrzyć, był niezłym obiektem do oglądania.

Nigdy nie myślałem, że z pomidorów, ogórka i czegoś tam jeszcze, można zrobić taką pyszną sałatkę. Po zjedzeniu obiadu postanowiliśmy pooglądać filmy, wybrał „Władców pierścieni” stwierdził, że nie miał okazji obejrzenia wszystkich części naraz. Włączyłem DVD, na szczęście nie wyręczyłem się Grześkiem, bo spaliłbym się ze wstydu, na podajniku leżała „gejowska płytka”, szybko zamieniłem ją na płytę z filmem, odwróciłem się i z ulgą stwierdziłem, że nic nie zauważył.
W trakcie oglądania zadzwonił jego telefon, wyszedł na korytarz i tam rozmawiał, niewiele słyszałem, po drugim telefonie wrócił wyraźnie nie w sosie.
- Z noclegu znowu lipa, nie wiem, co dalej robić, muszę szybko się za czymś rozejrzeć, może jak kumple z akademika wrócą z domów wieczorem, to gdzieś się załapię – powiedział zasępiony.
- Spokojnie, do czasu jak czegoś sobie nie załatwisz, możesz zostać u mnie, jak się przekonałeś, miejsca jest dosyć, ale jest jeden warunek – powiedziałem, zawieszając głos.
- Dzięki, a jaki to warunek- odrzekł, lekko zmieszany.
- Wszystkie posiłki robisz sobie sam i jeszcze dodatkowo dla mnie – wypaliłem.
- I to miał być ten warunek? – szczerze się roześmiał – To nie problem, lubię to robić, w okresie letnim dorabiałem w knajpce w mieścinie, wiesz w tej przy rynku, wiesz, gdzie to jest? A właściwie to skąd wczoraj wracałeś?
- Mam dom na wsi kilka kilometrów od mieściny, spędzam tam prawie wszystkie weekendy od wiosny do jesieni i zawsze część urlopu, mieścinę znam, wiem, gdzie jest ta knajpka, zresztą nie ma ich wiele, byłem w niej kilka razy, nigdy cię nie widziałem – odpowiedziałem.
- Pomagam kucharzowi na zapleczu, dlatego mnie nie widziałeś, zresztą tam ruch jest tylko w weekendy i w lecie, miejscowi nie stołują się knajpach, wieczorami trochę młodzieży przychodzi, ale głównie na piwko wpadają – odpowiedział.
Oglądaliśmy dalej filmy. Wieczorem przygotował kolację, w kuchni czuł się swobodnie, jak ryba w wodzie, intuicyjnie wiedział, gdzie czego szukać. Po kolacji pozmywał naczynia, pomyślałem, że to dosyć nieprawdopodobne, dobrze gotuje i jeszcze zmywa, nie wierzyłem, że jeszcze tacy istnieją, cały czas rozmawialiśmy na różne tematy, był bardzo rozmowny, tylko jak zapytałem o rodzinę, to usłyszałem krótko, rodzice, starsza siostra i młodszy brat. Po obejrzeniu wieczornego filmu, przed dwudziestą drugą stwierdziłem, że powoli kładę się spać, poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Wychodząc z łazienki, zobaczyłem, że wersalka jest już rozłożona, życzyłem Grześkowi dobrej nocy.

Za oknem padało, teraz już mniej, jednak deszcz dalej miarowo uderzał o parapet. Poszedłem do sypialni, położyłem się i włączyłem telewizor, ustawiając śpiocha na godzinę, w tym czasie na pewno zasnę, pomyślałem. Włączony telewizor miał moc usypiania mnie. Słyszałem, jak Grzesiek bierze prysznic.

Usłyszałem delikatne pukanie do drzwi sypialni, powiedziałem, żeby wszedł. Zobaczyłem, że jest tylko w obcisłych czarnych bokserkach, wyglądał niesamowicie pociągająco, wszystkie wcześniejsze obserwacje się potwierdziły, szczupły, ładnie wyrobiona klata, nie przesadnie, to nie był efekt siłowni, tylko pracy fizycznej, na klacie delikatny zarost z ciemnych włosków, od pępka w dół ciągnęła się wyraźna smuga z poskręcanych włosków, ginąca w bokserkach, bokserki ukrywały kształtny tyłeczek i coś jeszcze, wypukłość z przodu świadczyła, że ciekawe to coś. Całości dopełniały mocno umięśnione uda i łydki, całe nogi mocno obrośnięte ciemnymi włoskami. Rozmarzyłem się, właśnie to by było to. Z wyglądu przypominał mi Rafała, mojego bardzo byłego, z którym mieszkałem przez kilka lat, ale ten związek skończył się dawno temu, stare zagmatwane dzieje.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, przyszedłem zapytać, o której jutro wstajemy, ja zaczynam zajęcia o ósmej, więc gdzieś tak o szóstej trzydzieści pasuje mi wstać – powiedział, patrząc wprost na mnie, widziałem jakieś niezdecydowanie na jego twarzy.
- Ja też wstaję o tej porze – odpowiedziałem.
- Szerokie masz to łóżko, w sam raz na dwie osoby – stwierdził z uśmiechem.
- Kiedyś spały w nim dwie osoby – odpowiedziałem ostrożnie, przecież nie powiem mu, że ja i mój chłopak.
- To może znowu przyszła pora, żeby spały w nim dwie osoby? Nie masz nic przeciwko temu, że położę się z tobą – powiedział, szelmowsko się uśmiechając.
Tym szelmowskim uśmiechem dość dobrze zamaskował niepewność, mimo wszystko zdębiałem, zapominając języka w gębie.
- Wiesz, jak byłeś w sklepie, to obejrzałem kawałek tej płyty, która była w DVD i którą tak dyskretnie wyjmowałeś, nieźle mnie podnieciła – dodał wyjaśniającym tonem, pewniej się uśmiechając.
Jego wyjaśnienie niewiele mi pomogło, dalej leżałem jak sparaliżowany.
- Fajnie tu z tym telewizorem zamontowanym pod sufitem, masz ciekawie urządzone mieszkanie – w jego głosie wyczułem lekkie zniecierpliwienie – Przynajmniej jakoś się odwdzięczę za pomoc.
Taki byłem z siebie dumny, że nie zobaczył płytki w odtwarzaczu, pomyślałem. Nie byłem w stanie jeszcze zareagować sensownie. Grzesiek nie czekając na odpowiedź, wszedł do łóżka i położył się obok mnie. Odzyskałem częściowo zdolność ruchu i przekręciłem głowę, głupkowato patrząc na niego, nie byłem jeszcze w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Postanowiłem sprawdzić czy to dzieje się naprawdę starym i wypróbowanym sposobem. Uszczypnąłem się, aż mnie skrzywiło, syknąłem z bólu. To jednak nie był sen.
Popatrzył na mnie zdziwiony i położył dłoń na mojej nodze. Delikatnie głaskał mnie po wewnętrznej stronie uda, wywołało to u mnie lekką erekcję i w końcu się odblokowałem. Nie pozostałem dłużny, moja ręka mierzwiła mu włosy, uniosłem się na łokciu, przybliżyłem się do jego twarzy i delikatnie go pocałowałem. Wargi miał miękkie i wilgotne, rozchylił je i nasze języki się spotkały, jego ręka nie przestawała błądzić po moim udzie, powoli przenosząc się na moje bokserki, przez materiał masował mi penisa, po chwili byłem w pełnej gotowości. Nie przestając się całować, dotknąłem go przez bokserki, aż się wyprężył cały, przez materiał poczułem ciepło jego wyprężonego penisa. Przerwałem pocałunek i zainteresowałem się jego sutkami, lekko drażniłem językiem najpierw jeden a później drugi, wyraźnie stwardniały pod tą pieszczotą. Grzesiek posapywał, a ja językiem schodziłem coraz niżej, skórę miał miękką i delikatną jak atłas, lekko kwaskowy zapach i smak niesamowicie mnie nakręcał. Zsunąłem mu bokserki, pomógł mi w tym, unosząc biodra. Jego penis był w sam raz, zgrabny i prosty, proporcjonalny nie za długi i nie za gruby, wokół kępka przystrzyżonych włosów, spore jądra i gładko wygolona skóra moszny. Wsunął dłoń do moich bokserek i delikatnie głaskał penisa. Zsunąłem mu napletek, w momencie jak ustami dotknąłem penisa, wyprężyło go ponownie, kilka razy przejechałem językiem wokół główki, z czubka obficie sączył się śluz. Wziąłem go do ust i zacząłem regularnie obciągać, biorąc go coraz głębiej, ręką delikatnie masowałem mu jądra. Posapywanie Grześka stało się głośniejsze, po chwili wyszeptał z naciskiem.
- Przestań, bo za chwilę wytrysnę. Nie chcę tak szybko kończyć.
Teraz on ściągnął mi bokserki i od razu wziął do ust, obciągał mistrzowsko, samymi wargami, pomagając sobie zwinnym językiem, brał go głęboko, dziwiłem się, że się nie krztusi, pomyślałem, że musiał już mieć spore doświadczenie w tej dziedzinie. Zmieniliśmy pozycję, ułożyliśmy się równolegle do siebie, leżąc na boku, ja miałem na wprost swojej twarzy jego penisa a on mojego, klasyczna 69, on obciągał mi a ja jemu, cud, miód, malina. Grzesiek był maksymalnie podniecony, po chwili ręką odsunął mi głowę, szepcąc, że nie wytrzyma, zająłem się jego jądrami, delikatnie je liżąc, a potem wciągając pojedynczo do ust, po tej pieszczocie jądra przylgnęły mu podbrzusza, on w tym czasie delikatnie mnie onanizował, językiem pieszcząc czubek penisa. Rozsunąłem mu nogi, rozchylił je bez żadnego oporu, językiem przejechałem od jajek aż do oczka, rękami rozchyliłem mu pośladki i dokładnie językiem penetrowałem jego rowek, koncentrując się na oczku, zwieracz miał mocno zaciśnięty, ale po takiej pieszczocie po chwili się rozluźnił. Pomrukiwał z zadowolenia i zaczął delikatnie ruszać tyłeczkiem, mój język wciskał się coraz głębiej, jego ręka mocniej zacisnęła się na moim penisie. Wróciłem ustami do jego penisa, a palcem delikatnie pieściłem jego zwieracz, po chwili wsunąłem jeden palec, na krótki moment zesztywniał i zacisnął zwieracz, ale po chwili się odprężył, jego podniecenie narastało, mając jego ptaka w ustach, cały czas posuwałem go palcem, dołączyłem drugi po chwili, tego już nie wytrzymał. Jego penis zaczął pulsować, sygnalizując szybko zbliżający się finał, wyprężyło go, zwieracz zacisnął się na moich palcach, wytrysnął mi w ustach, kilka następujących po sobie salw, miał tego sporo, mocno przeżywał wytrysk i aż go wygięło w łuk, nie przestawałem mu obciągać, głośno przeżywał swój finał, sapiąc. W końcu wziął moją głowę w ręce i przyciągnął do swojej twarzy, długi przeciągły pocałunek, w ustach mieszaliśmy jego spermę, miała migdałowy, słonawo gorzki smak.
- Sorki, że nie uprzedziłem o strzale, ale to stało się tak nagle, że nie zdążyłem, masz prezerwatywy? – zapytał.
Sięgnąłem do szafki stojącej przy łóżku, wyjąłem prezerwatywę i mu podałem, wyjąłem również żel. Z obawą czekałem co zrobi, rozpakował prezerwatywę i zaczął rozwijać ją na moim penisie, potraktowałem to jako jednoznaczne pozwolenie na jego penetrację, z tubki wycisnąłem trochę żelu na palce i rozprowadziłem po jego zwieraczu, kolejna porcja żelu na palec i nawilżyłem jego wnętrze i jeszcze trochę na prezerwatywę. Grzesiek kazał położyć mi się na plecach. Sam kucnął nad moim penisem, twarzą do mnie, ręką ujął penisa i nakierował na swój otworek, powoli na niego siadając, pomogłem mu i rękami rozchyliłem pośladki. Poczułem, jak się w nim zagłębiam powoli, z wyrazu twarzy widziałem, że go lekko boli, zatrzymał się na chwilę po tym jak główka przeszła przez zwieracz, potem bardzo wolno kontynuował opadanie, w momencie, gdy mnie dotknął pośladkami, na chwilę zamarł. Było mi dobrze, mój pen był w nim cały, odczuwałem przyjemne ciepło i ciasnotę jego wnętrza, jego pośladki aż parzyły. Nie robił tego pierwszy raz, jego penis był cały czas wyprężony. Zaczął powolne ruchy góra dół, usta miał zaciśnięte, chyba dalej odczuwał lekki ból, był skupiony na tych ruchach. Po chwili się odprężył, powoli przyśpieszał, nachylił się nade mną i się całowaliśmy.
Wyprostował się, lekko uniósł i znieruchomiał, przejąłem inicjatywę, teraz ja poruszałem biodrami góra dół, dobijając do jego pośladków, w rękę ująłem jego penisa i powoli zacząłem go onanizować, druga moja ręka wędrowała między jego sutkami, delikatnie je uciskając, od czasu do czasu ręką pieściłem jego jądra, z wyrazu twarzy wyczytałem, że mu to bardzo odpowiada.
Zmieniliśmy pozycję, teraz on leżał na plecach, zarzuciłem jego nogi na ramiona i powoli wsunąłem się w niego, rozpocząłem powolną jazdę. Grzesiek onanizował się. Pochyliłem się, opierając się dłońmi o jego ramiona i zaczęliśmy się całować, przerwał zabawę własnym ptakiem, był zgięty prawie w pół. Odchyliłem się i przyśpieszyłem, ponownie zaczął się onanizować, cicho pomrukiwał. Obserwowałem jego twarz, widziałem, jak narasta jego podniecenie. Czułem, że powoli sam się zbliżam do finału, wtem Grzesiek szepnął, że dochodzi, jęknął przeciągle, przez jego ciało przebiegł dreszcz, a gęsta, biała sperma kilkoma salwami wylądowała mu na klacie i brzuchu, nie przerwał onanizowania się.
Na penisie poczułem serię skurczów jego zwieracza, jeszcze tylko kilka ruchów, widok i zapach jego spermy dodatkowo niesamowicie mnie podniecił, doszedłem, wytrysk, cała seria skurczy, błogość, jeszcze tylko kilka razy spazmatycznie wbiłem się w niego, po czym wysunąłem się i opadłem na niego, leżałem chwilę wykończony orgazmem, odnalazł ustami moją twarz i zaczął ją całować, znowu pocałunki, po chwili Grzesiek przesunął się, zdjął prezerwatywę i zaczął zlizywać resztki spermy z mojego penisa, wrażenia miałem mocniejsze niż podczas orgazmu. Miałem dość, dłonią delikatnie odsunąłem go od penisa. Zbliżyłem głowę do jego twarzy, przyjrzałem mu się uważnie, widziałem jego zadowolenie i radość, a potem długo i namiętnie się całowaliśmy, czułem smak własnej spermy wymieszany z jego nasieniem.
- Twoja sperma jest bardziej słona, nie chce mi się znowu iść pod prysznic – powiedział figlarnie.
Potraktowałem to jako zachętę i zlizałem spermę z jego brzucha, potem znowu połączyliśmy się głębokim pocałunkiem, powstała dziwnie podniecająca mieszanka smakowa.
- Było mi świetnie, nigdy jeszcze tak mocno tego nie przeżywałem – przerwał ciszę.
- Myślę, dwa spusty, raz za razem, mi też było z tobą dobrze, ale teraz śpimy, bo rano trzeba wstawać wcześnie – powiedziałęm wbrew sobie, bo tak naprawdę miałem ochotę na dalszą zabawę.
- Dobrze. Ty tu rządzisz – odparł z uśmiechem.
- Sorki, ale ja zawsze śpię na prawym boku, nie obraź się, dobrej nocy – powiedziałem, odwracając się plecami do niego i moszcząc się do snu.
- Nie ma sprawy – odrzekł, przytulając się, wręcz przywarł do mnie, a na swoich pośladkach poczułem jego penisa.

Pierwszy raz od długiego czasu szybko zasnąłem, w nocy przebudziłem się na chwilę, coś mi nie pasowało, no tak Grzesiek. Spał skulony na boku, był odkryty, przykryłem go kołdrą, wtuliłem się w niego. Było cicho, deszcz przestał padać, słyszałem tylko jego miarowy oddech. Jaki on jest ciepły, mmm trafiło mi się, jak ślepej kurze ziarno, pomyślałem, ponownie zasypiając.

Cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 9:41, 20 Lut 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 22:43, 26 Mar 2012    Temat postu:

Część II - Marzenia czy rzeczywistość.


Natrętny dźwięk komórki narastał, czego ktoś może chcieć o tej porze, nie to dźwięk budzika, sięgnąłem ręką po komórkę i wyłączyłem budzenie, szósta trzydzieści, poniedziałek, odwróciłem się, to jednak nie był sen, zobaczyłem wpatrujące się we mnie duże brązowe oczy. Przypomniałem sobie ostatnią noc, pomyślałem, że teraz pewnie wszystkiego żałuje i się wstydzi. Zerknąłem na okno, deszcz przestał padać, a niebo było bezchmurne, świeciło słońce, zapowiadała się ładna pogoda. Ciszę przerwał Grzesiek.
- Nie wiesz, gdzie są moje bokserki? - zapytał.
- Szukajcie, a znajdziecie, proście, a będzie wam dane – odpowiedziałem filozoficznie.
Rozejrzałem się i podniosłem jego bokserki , leżały po mojej stronie łóżka, podałem mu je. Bez skrępowania wstał z łóżka, przeciągnął się i bez pośpiechu ubrał bokserki. Miło było zobaczyć taki widok rankiem, zapowiadał udany dzień. Widział, jakie wrażenie na mnie wywiera.
- A ty nie wstajesz? – zapytał.
- Idź do łazienki pierwszy, ja jeszcze poleżę.
- Tylko bez żadnych świństw, grzecznie rączki na kołderkę – odparł, śmiejąc się od ucha do ucha.
- Będę się bardzo hamował – zapewniłem go.
Po kilku minutach wyszedł z łazienki.
- Wstawaj śpiochu, bo nie zdążysz, łazienka już wolna, ja przygotuję kanapki – rzucił z korytarza.
Żwawo poczłapałem do łazienki, nogi wyprzedzały tułów, a głowa domagała się przytulenia poduszki, najchętniej wróciłbym do łóżka, ale powód, dla którego chciałem tam wrócić, był już w kuchni. Rozsądek jednak zwyciężył, poddałem się codziennej rutynie. Po wizycie w łazience wszedłem do pokoju, talerz z kanapkami już był na ławie wraz z dwoma kubkami z herbatą. Usiadłem i zaczęliśmy pałaszować kanapki, szybko się skończyły, rzadko kiedy jadłem śniadanie w domu, nie chciało mi się przygotowywać, gotowe kupowałem w pracy.
- Słuchaj Piotr, mam do ciebie wielką prośbę, mogę tu zostawić plecak, jak załatwię sobie nocleg, to po niego przyjadę – zapytał.
- Grzesiu kpisz czy o drogę pytasz? Powiedziałem wczoraj, że nie musisz załatwiać noclegu na gwałt – po tej nocy wcale nie chciałem, żeby się wyniósł - Wiesz, wracając do wczorajszej nocy to wielkie dzięki, ale tu jest również wersalka. Jak nie znajdziesz sobie, nic lepszego to możesz pomieszkać, dla mnie to nie problem tylko miła odmiana,
- Dziękuję, nie wiem gdzie bym się podział, już i tak dużo dla mnie zrobiłeś – wyraźnie posmutniał.
- Ty też, dawno nie miałem już tak dobrego humoru z rana, wiesz to wczoraj- znacząco mrugnąłem okiem - I jeszcze dzisiaj to śniadanie, nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłem śniadanie przygotowane przez kogoś w domu – powiedziałem, wskazując na pusty talerz - Do której masz zajęcia?.
- Dzisiaj do piętnastej.
- To dostaniesz klucze, bo możesz pojawić się wcześniej, ja będę w domu koło szesnastej – odparłem.
– Nie, bez przesady, dostosuję się i przyjadę później, nie obawiasz się, że mogę coś zmalować, przecież mnie nie znasz - popatrzył na mnie bardzo zdziwiony.
- Nie obawiam się, dobrze ci z oczu patrzy, poza tym chyba znam takich jak ty, a przynajmniej tak mi się wydaje – powiedziałem, podając mu klucze od mieszkania.
Grzesiek wyszedł pierwszy, ja jeszcze chwilę pokręciłem się po mieszkaniu.

W drodze do pracy myślałem nad ostatnimi wydarzeniami. Przypomniałem sobie ostatnią noc, gdyby mi ktoś to opowiadał, nigdy bym nie uwierzył, że takie cuda się zdarzają. Muszę podziękować temu u góry za to dziwne zrządzenie losu, który nas zetknął.
Sprzeczne myśli kotłowały mi się w głowie. Grzesiek jest młody, na pewno kogoś ma, a nawet jak nie, to i tak nie mam na co liczyć, gdzieś na granicy świadomości plątała mi się myśl, że razem byłoby nam dobrze, mi na pewno, ale czy jemu też? Stary idioto już raz miało być dobrze i co, kupa złych wspomnień, nie dość, że wyniósł się do dziewczyny, to jeszcze cię w konia robił prawie cały czas. No właśnie prawie przez cały czas, ale nie cały czas, było też i fajnie, upominałem sam siebie.

W pracy nie miałem czasu na rozmyślania, miałem sporo spraw do zrobienia. O dwunastej musiałem być w centrum na spotkaniu. W trakcie spotkania zadzwoniła komórka, bez sprawdzania kto dzwoni, wcisnąłem klawisz zajęte, dopiero później sprawdziłem, że dzwonił Grzesiek i wysłałem standardowego w takich przypadkach sms’a „Oddzwonię później, jestem w trakcie spotkania”.
Spotkanie było jedną wielką klapą, merytorycznie nic nie uzgodniliśmy, jedynym sukcesem było ustalenie terminu następnej nasiadówki, na szczęście dla mnie udało mi się zaproponować spotkanie u nas w firmie, było to o tyle pocieszające, że nie będę musiał przyjeżdżać do nich i przez godzinę szukać miejsca do zaparkowania samochodu. Po spotkaniu zadzwoniłem do Grześka, odebrał natychmiast.
- Sorki, że dzwoniłem i przeszkadzałem, ale chciałem zapytać czy mogę wrócić wcześniej.
- Przecież masz klucze, to jaki masz problem – rzuciłem zirytowany.
- To twoje mieszkanie, a ja powiedziałem, że będę po piętnastej – uświadomił mnie.
- A gdzie teraz jesteś? Ja w centrum, mogę cię podrzucić w pobliże domu.
- W okolicach Rynku Głównego – odparł.
- Podejdź na Plac Matejki, tam zaparkowałem, poczekam – rzuciłem do telefonu.
Po kilku minutach zobaczyłem go, szedł i rozglądał się, dostrzegł mnie i bardziej zdecydowanie ruszył w moją stronę.
- Zawsze do pracy chodzisz w garniturze, coś masz humor nie za bardzo – zauważył.
- Miałem kretyńskie spotkanie, z którego nic nie wynikło, dwie godziny zmarnowane z dojazdem i parkowaniem prawie trzy, stąd ten humor, a do pracy tak, zawsze w garniturze – potwierdziłem.
Humor mi się poprawiał z minuty na minutę, po prawdzie to poprawił mi się zaraz, jak go tylko zobaczyłem. W trakcie jazdy, zadzwoniłem do firmy i powiedziałem, że dzisiaj już nie wracam, a jutro będę normalnie. Popatrzył lekko zdumiony,
- Fajnie masz, nie wracam i już?– zapytał,
- Nie wracam i już, a to już, to jeszcze przygotowanie w domu notatki z tego pieprzonego spotkania.

W domu Grzesiek ponownie zaskoczył mnie swoim zachowaniem, zapytał czy czegoś się nie napiję, bez słowa przygotował mi kawę i stwierdził, żebym zabrał się za pisanie notatki, sam wziął się za przygotowanie obiadu. Prawie skończyłem pisać notatkę, kiedy krzyknął, że obiad jest gotowy.
Byłem diabelnie głodny, szybko spałaszowałem gulasz z ziemniakami i sałatką, jak boga kocham, ta sałatka była jeszcze lepsza od wczorajszej, a gulasz palce lizać. Zapytałem czy może coś jeszcze zostało, popatrzył dziwnie, po czym nałożył mi jeszcze małą porcję, teraz jadłem wolniej. Obżarłem się tak, że nie mogłem się ruszać.
- Grzesiek to było wyśmienite – wysapałem - Dawno nic mi tak nie smakowało.
Popatrzył na mnie zdziwiony, ale zauważyłem, że ucieszyła go pochwała.
- Musiałeś być bardzo głodny, że aż tak ci smakowało, to był zwykły gulasz – odpowiedział.
- Nie bądź taki skromny, musimy porozmawiać.
- Dobrze, a o czym – odparł już mniej pewnym głosem.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego spotkałem cię w sobotę, czemu jechałeś do Krakowa, bez żadnego planu gwałtownie szukając noclegu, dlaczego musisz przerwać studia dzienne i przenieść się na zaoczne, w co się wpakowałeś i jeszcze to zręczne unikanie tematu rodziny?
- To proste, spotkaliśmy się, bo się zatrzymałeś, sobota nie ma nic do rzeczy taki zbieg okoliczności, równie dobrze mógł to być wtorek, co do reszty, jestem pedałem, heteryk by ci wczoraj nie wlazł do łóżka – odparł, momentalnie pochmurniejąc.
- Co ma piernik do wiatraka – nie powiem, zatkało mnie na amen.
- A ma i to dużo, mój stary dowiedział się, że jestem pedałem i wywalił mnie z domu, nie tak, z domu sam wyrwałem, on mi tylko powiedział, żebym się pożegnał ze studiami, że to przez te studia w Krakowie mi się we łbie przewróciło i o chłopach myślę, mam siedzieć na gospodarce i mu pomagać, nosa z domu nie wystawiać, czego on sam dopilnuje. Powiedział, że inaczej mi grosza nie da, tak jakby mi wcześniej ładował, nie wiem ile – powiedział to ze łzami w oczach.
- A co na to mama? - dopytałem, nie wiedząc czy nie wycofać się z rozmowy.
- Mama jest w porządku, ale staremu nie podskoczy, bo ją pobije, dzwoniła dzisiaj z pracy i namawiała, żebym wrócił do domu, ale ja tam nigdy nie wrócę – powiedział, płacząc.
- Grzesiek, nie odrzekaj się jak żaba od błota, jeszcze się wszystko dobrze poukłada – starałem się go uspokoić.
- Tak, poukłada się, kogo pytałem dzisiaj o jakieś noclegi w akademiku, to każdy mi się puka po głowie i przypomina, że semestr się dopiero zaczął i że w każdym pokoju komplet lokatorów i po dwóch waletów na dokładkę, a o pokoju na mieście nie mam co marzyć, kasy nie mam, mama podeśle mi trochę forsy przez kolegę, ale co to jest, pracy też jeszcze żadnej nie znalazłem, szukałem dzisiaj po knajpkach wokół rynku – płakał dalej w najlepsze.
Zrobiło mi się go żal, poczułem, że muszę go przytulić, pocieszyć jak małe dziecko, Usiadłem przy nim i mocno go przygarnąłem do siebie, zadziałoło to odwrotnie do moich zamierzeń, dopiero wtedy rozryczał się jak dziecko.
- Nic nie potrafię, nic nie mam i jeszcze honornie wyniosłem się z domu, przerosło mnie to wszystko, gdyby nie ty, nocowałbym na dworcu – powoli się opanowywał.
- Widzisz Grzesiek, jaki głupiutki jesteś, pokój na mieście już przecież masz, nie słuchasz, co do ciebie mówię, a o kasę nie masz się co martwić, jak coś to ci pożyczę. Już dobrze uspokój się, dach nad głową masz, jeść też jest co, a pracę z takimi umiejętnościami kulinarnymi szybko znajdziesz – popatrzył na mnie i smutno się uśmiechnął.
- Każdemu gołodupcowi tak pomagasz?
- Nie, tylko tym szczególnym, oczywiście muszą być ładni, niscy szczupli i umieć dobrze gotować, aha i jeszcze muszę ich spotkać, wracając ze wsi w czasie deszczowej pogody w sobotę, to tyle - powiedziałem z uśmiechem.
- Postaram się jak najszybciej znaleźć jakąś pracę, postaram się nie sprawiać żadnego kłopotu, jak będziesz potrzebował być sam w mieszkaniu, to tylko powiedz słowo, będę miał trochę kasy od mamy, więc powiedz, ile mam się dołożyć, przynajmniej do jedzenia – powiedział.
- Znowu nie słuchałeś, będziesz miał kasę, to zachowaj ją na ważniejsze wydatki, o jedzenie nie masz się co martwić. Powiedziałem rano, że chyba cię znam i nie pomyliłem się - dodałem.
- A jak to jest, z tym twoim pedalstwem – nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
- Od dawna wiedziałem, że ze mną jest coś nie tak, inni chłopacy gonili za spódniczkami i umawiali się na randki, a mnie to nie rajcowało, mi podobali się koledzy, swój pierwszy raz miałem z dziewczyną jak miałem siedemnaście lat, nie było źle, było tragicznie, instynktownie wiedziałem, że to nie to, ale wiesz, jak to jest na wsi, później była długa przerwa i dopiero tu w Krakowie spotkałem się z facetem...
– Dobrze oszczędź mi szczegółów, bo będę zazdrosny - zaśmiałem się, przerywając mu.
Długo rozmawialiśmy na temat, wspominając początki.
- Powiedziałeś wczoraj, że w twoim łóżku sypiała druga osoba – powiedział, zmieniając temat.
- Tak sypiała przez ponad pięć lat, chłopak, byłem w nim zabujany po uszy. Rafał - dodałem jakby, to miało mu coś wyjaśnić.
- I co dalej?
- I nic, poznałem go, jak miał prawie dziewiętnaście lat i był w beznadziejnej sytuacji, po pięciu latach „odkrył”, że jest heretykiem, stwierdził, że z niego zrobiłem pedała i wyprowadził się do dziewczyny, tak to wyglądało w dużym skrócie, teraz wpada parę razy do roku na kawę, wspomina „wzajemne uczucie”, jakie nas niby łączyło i próbuje wyciągać kasę – teraz ja straciłem humor. - To temat na inną rozmowę, długą - uciąłem.
- Mmmmmm, Grzesiu a co tam słychać na temat kolacji, bo to już chyba ta pora? – szybka zmiana tematu.
- Myślałem, że nie będziesz już jadł, podobno byłeś bardzo obżarty – odparł.
- No tak, ale to było bardzo, ale to bardzo dawno temu i kto wie czy nie za siedmioma górami i siedmioma rzekami – droczyłem się z nim.
- Zaraz zrobię, masz na coś szczególnego ochotę, jak nie to może jakaś prosta sałatka i do tego pieczywo, będzie lekko i zdrowo – powiedział z tym szelmowskim uśmiechem.
- Tak mam na coś szczególną ochotę, ale nie jest to związane z jedzeniem, niech więc będzie lekko i zdrowo, czyli sałatka i pieczywo, a do tego dużą tłustą golonkę - popatrzył na mnie niepewnie.
Nie wytrzymałem i z uśmiechem wyjaśniłem, że golonka to żart.
Wieczorem Grzesiek nie skorzystał z wersalki. Łóżko przecież przeznaczone jest dla dwóch osób, argumentował i trzeba je w ekonomiczny sposób eksploatować. Jakie łatwe jest zasypianie przy drugiej osobie, zwłaszcza jak ta druga osoba jest przytulona i nie chrapie.

Mijały kolejne dni, bardzo szybko przywykłem do obecności lokatora. Przy nim czułem się wspaniale. Znajomi zauważyli zmianę mojego nastroju, według nich stałem się bardziej stonowany i pogodny, częściej się też uśmiechałem.
To była zasługa Grześka, miał wspaniały charakter, prawie zawsze uśmiechnięty i zadowolony z życia, w dodatku jego charakter był jak choroba zakaźna, powoli zarażał i mnie. Potrafił znaleźć czas na wszystko, nie opuszczał zajęć, na bieżąco się uczył, szukał pracy. Zawsze przygotowywał posiłki i nimi zaskakiwał. Zdarzyło się raz, że to ja wcześniej od niego wróciłem do domu i próbowałem coś przygotować na obiad, w trakcie gotowania wrócił Grzesiek, wtedy wyjaśnił mi moje miejsce.
- Wracasz wcześniej i jesteś głodny, to zrób sobie kanapki, ja tutaj gotuję, tak jest lepiej i bezpieczniej, nikt się nie otruje i do skażenia środowiska nie dojdzie – mi taki układ ospowiadał, nie protestowałem.
Utrzymywał kontakt z mamą, raczej to ona z nim, dzwoniła do niego przynajmniej raz dziennie. Reszta rodziny, czyli młodszy brat i starsza siostra, milczeli, ojciec oczywiście też. Grzesiek również nie wykonał żadnego gestu w ich kierunku, ale nie dlatego, że nie tęsknił za nimi, po prostu bał się odrzucenia, wybrał stan zawieszenia. Lubił przebywać w domu, uczył się, często czytał książki, resztę czasu poświęcał na internet, filmy, rozmowy, nie pałał sympatią do imprez w akademiku, wykręcał się od nich, jak mógł.

Po około dwóch tygodniach naszej znajomości zadzwonił do mnie w czasie pracy.
- Cześć, o której będziesz w domu – zapytał.
- Gdzieś tak koło szesnastej – odparłem.
- To przyjedź punktualnie, ważna sprawa jest- odparł, chciałem dopytać, o co chodzi, ale się rozłączył.
Popatrzyłem na zegarek, dopiero trzynasta, co on wymyślił, pewnie nic mądrego, może znalazł gdzieś lokum, na myśl o tym ścisnęło mi żołądek, złe myśli kłębiły mi się po głowie. Nie do cholery, żeby tylko nie to, wiedziałeś, że to kiedyś nastąpi, kretynie, na co liczyłeś, przecież wiedziałeś, że to tymczasowa znajomość, myślałem.
Ponure rozmyślanie przerwał głos najmłodszego pracownika.
- Szefie nic panu nie jest, źle pan wygląda? - stał w drzwiach, w firmie mamy taki zwyczaj, że nie zamykamy drzwi do biur.
- Wszystko w porządku, trochę mnie głowa boli, co chciałeś?
- Chciałem tylko powiedzieć, że już wychodzę, po drodze rozwiozę faktury, życzę przyjemnego weekendu.
- Wzajemnie, nie musisz wszystkich faktur rozwieźć dzisiaj, mamy jeszcze czas do wtorku. Do zobaczenia w poniedziałek - odpowiedziałem.
Hubert wyszedł, ja pozostałem ze swoimi czarnymi myślami, nie potrafiłem zająć się pracą, pracownicy powoli wychodzili z firmy, życząc udanego weekendu, Przyszła Pani Hania, sprzątaczka, to sygnał, że trzeba wracać do domu, weszła do pokoju,
- To pan jeszcze jest?
- Już wychodzę – odparłem zgodnie z prawdą.
Popatrzyła na mnie i zapytała.
- Ciężki tydzień, prawda? Niech pan idzie do domu odpocząć, już wszyscy wyszli!
- Pani niech też szybko kończy i idzie do domu, jest ładna pogoda, niech pani to wykorzysta, bo to może już ostatnie ładne dni w tym roku – skończyłem rozmowę, wychodząc.
Rzeczywiście było stosunkowo ciepło i słonecznie, ale nie zwracałem na to uwagi, myślałem, jaka to wiadomość czeka na mnie w domu. Przyjechałem punktualnie. Wchodząc, zobaczyłem z przedpokoju, że obiad stał na ławie, dodatkowo stała tam butelka wina i dwa kieliszki, zdębiałem.
- Pośpiesz się, bo stygnie – usłyszałem głos Grześka znad kuchenki,
- Co to za święto mamy?
- Dwie dobre wiadomości, pierwsza to taka, że od jutra mam pracę.
– Cieszę się - powiedziałem niepewnie, a w duchu dodałem, a druga to taka, że po pierwszej wypłacie wynajmuję sobie pokój.
- Wiesz ta praca to nic wielkiego, dwa trzy razy w tygodniu w pubie popołudniami i wieczorem, będę pracował jako kucharz – dodał.
- Widzisz, tak jęczałeś, a od razu zatrudnili cię na kucharza – widziałem, że cieszy się jak dziecko z nowej zabawki.
- Nie przesadzaj, to pub, karta dań składa się z dziesięciu pozycji, z czego siedem to dodatki do tych pierwszych trzech dań, poza tym jestem jedynym pracownikiem kuchni, sam sobie będę kucharzem i pomocnikiem.
- A ta druga wiadomość? – czekałem na wyrok.
- Zadzwoniła dzisiaj do mnie siostra, jutro będzie z mamą w Krakowie i chcą się ze mną spotkać, oczywiście w tajemnicy przed starym, będą kilka godzin – niewysłowiona ulga, ależ jestem idiotą, że się martwiłem.
- Grzesiek jutro masz wolną chatę, możesz je zaprosić tutaj, ja muszę jechać na wieś, mam parę pilnych spraw do zrobienia i pogoda jest do tego odpowiednia. Wrócę dopiero w niedzielę koło południa – wyjaśniłem.
Wydawało mi się, że posmutniał, pewnie chciałbyś, nie miej zbytnich złudzeń, nie bądź idiotą, pomyślałem.
Reszta popołudnia upłynęła spokojnie, oczywiście butelkę osuszyliśmy dokładnie.

W sobotę wstałem wcześnie, wstając z łóżka, zobaczyłem, że Grzesiek też się przebudził.
- Śpij dalej, przepraszam, że cię obudziłem.
- A kto ci śniadanie zrobi? – usłyszałem w odpowiedzi.
- Daj spokój Grzesiek, przecież nie często możesz pospać rano, śpij – dodałem z naciskiem i poszedłem do łazienki.
Idąc do sypialni, zobaczyłem, że kanapki są już przygotowane, zdziwiłem się, jak szybko je zrobił, w łazience nie byłem długo. Grześ kręcił się po kuchni w samych bokserkach, robiąc herbatę. Ubrałem się i wróciłem do pokoju, czekając na mnie, siedział w fotelu.
- Dziękuję Grzesiu, a teraz zmykaj dospać – zabrałem się za kanapki.
- Piotr, rzeczywiście mogę, je zaprosić tutaj - domyśliłem się, że chodzi mu o mamę i siostrę.
- Jasne, mogą nawet zanocować, ja wracam dopiero jutro koło południa, tylko wymyśl jakąś przekonywającą historię odnośnie do mieszkania – powiedziałem.
- A po co ją wymyślać, wystarczy opowiedzieć, to się przecież zdarzyło, nie zanocują na pewno, stary by się domyślił i byłaby awantura, a ja i tak na szesnastą do pracy zapomniałeś? – odparł niczym nie zrażony.
- Rób, jak uważasz, ale zastanów się, przynajmniej nie mów nic o łóżkowych ekscesach.
– Tego też się chyba domyślają, siostra nie jest głupia, jak mówiłem jej, że mieszkam u kogoś, to wprost zapytała, czy też i sypiam z tym kimś, nic nie odpowiedziałem, bo mnie zatkało.
- Może jednak wrócisz dzisiaj?
- Raczej wątpię czy dzisiaj wrócę, raczej jutro, o której kończysz prace?
- Koło północy, wyśle ci sms, jak będę wiedział dokładnie – wstał i podszedł do mnie. Objął i pocałował.
- Grześ przestań, bo już mam w mózgu zwarcie i mało miejsca w bokserkach – wychrypiałem.
- Na to jest prosty sposób, poczekaj, tylko wezmę szybki prysznic!- odepchnąłem go lekko i popatrzyłem kpiąco.
- Tak oczywiście i skończy się to tak jak tydzień temu, że nie pojechałem – dodałem szybko - Postaram się dzisiaj wrócić i przyjechać po ciebie. Daj mi znać co z wizytą rodzinki.
- No widzisz jak cię przycisnąć, to od razu mądrze mówisz, napiszę sms – na pożegnanie dostałem całusa.

Na wsi od razu zabrałem się do najpilniejszych prac, przyjechała też siostra z mężem. Szwagier kosił trawę, siostra zabrała się do robienia obiadu.
„Właśnie pojechały, Mama dużo pytała, z siostrą nagadałem się za wszystkie czasy. Było ok. Kiedy wracasz? – to treść sms od Grześka, którego otrzymałem popołudniu. Nie odpisałem.
Miałeś już podobne doświadczenia i czym to się skończyło, nie pamiętasz tych nerwów, przypomnij sobie, jaki byłeś zawiedziony, nie angażuj się znowu przecież to mrzonka, tylko niektóre myśli wypełniające mi głowę. A może jednak teraz będzie inaczej, warto spróbować, przecież trzeba walczyć o szczęście, łudziłem się.
Wieczorem wszystko było skończone. Pożegnałem się z siostrą i szwagrem, postanowiłem wrócić do Krakowa. „Kiedy będziesz, ja kończę o północy” – kolejny sms. Przeczytałem go już w samochodzie, nie odpisałem. W głowie zaświtał mi szatański plan. Pojadę i zobaczę, co będzie robił, gdzie pójdzie po pracy, jakby co to przecież mam klucze od mieszkania kolegi, tam zanocuję, Grzesiek nawet nie zorientuję się, że jestem w Krakowie.
„Nie wracam dzisiaj, dopiero jutro” – odpisałem.
Mieszkanie błyszczało, tak było wysprzątane, kiedy on zdążył to zrobić? Tak mieszkanie błyszczało, ale było puste. Uświadomiło mi to, że cholernie za nim tęsknię.

Czekałem kawałek od pubu i obserwowałem wyjście, była już północ, sporo ludzi kręciło się jeszcze po ulicach, nie zwracam na siebie uwagi. Jest, wyszedł, ale zaraz, gdzie on idzie to przecież nie po drodze do domu, no tak wolny wieczór, ja przecież oficjalnie jestem na wsi. Szedłem za nim, wszedł na Mały Rynek, minął Plac Mariacki, obszedł Sukiennice, usiadł na jednej z tych granitowych pseudo ławek i wyjął komórkę.
No tak czeka na kogoś, na pewno zaraz do niego zadzwoni, pomyślałem. Siedział tak jakieś piętnaści minut, komórkę trzymając w ręku. Na pewno wysyłał sms, a teraz dalej czeka, pomyślałem. Wstał, jeszcze raz okrążył Sukiennice. Przy tej odległości nie widziałem jego twarzy, ale sprawiał wrażenie zagubionego. Powłóczył noga za nogą, lekko przygarbiony. Nagle zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie w kierunku ulicy Siennej. Szedłem za nim, po pewnym czasie zorientowałem się gdzie idzie, wracał do domu, czekał go dwudziestominutowy marsz. Wróciłem po samochód. Mijając go na Grzegórzeckiej, otwarłem okno.
- Może gdzieś podwieźć? - krzyknąłem głośno.
- To Ty? To jednak wróciłeś. Jak mnie znalazłeś? – natłok kolejnych pytań, był mile zaskoczony.
- Wskakuj szybko, zaraz zaczną na mnie trąbić.

W domu, ledwo zdążyłem zamknąć za nami drzwi, zarzucił mi ręce na szyję, przytulił się i powiedział.
- Mam ci tyle rzeczy do powiedzenia, zajmie mi to chyba z pół nocy.
- Czyli siedzimy do rana? - zapytałem.
- Jeżeli wytrwasz, jedna chwila, muszę tylko wskoczyć pod prysznic i zaraz będę – odpowiedział.
W czasie, gdy był w łazience, wyjąłem z szafki lampki do wina i odkorkowałem butelkę, nalałem wina. Wrócił i ulokował się obok mnie na wersalce, spróbował wina.
- Niezłe to wino, jesteś głodny, to zrobię kanapki, ja jadłem w pracy - powiedział.
- Nie dzięki, opowiadaj i zacznij, od wizyty mamy.
- Umówiłem się z nimi na parkingu Tesco przy Wielickiej, przyjechały samochodem siostry, zaprosiłem je do mieszkania, były bardzo zdziwione, chociaż mama wiedziała już wcześniej, gdzie zamieszkałem po wyniesieniu się z domu – płynęło sprawozdanie z wizyty.
Opowiadał o przygotowanym obiedzie, o rozmowie z mamą i o tym jak długo trajkotał z siostrą, ona już o nim wie i wszystko jest w porządku.
- I jak już były ubrane do wyjścia, na korytarzu mama zadała mi pytanie „Czy to jest dobry człowiek?” i jak myślisz, co jej odpowiedziałem?
Przytulił się do mnie, nie, właściwie to przywarł do mnie, obejmując mnie rękami.
- Czy jesteś dobrym człowiekiem? – powtórzył.
Siedziałem zakłopotany, a jeszcze tak niedawno łaziłem za nim, chcąc sobie coś udowodnić.
- A jak tam w pracy Grzesiek, jeszcze słowem o tym nie wspomniałeś – wybrnąłem z sytuacji.
Podekscytowany zaczął opowiadać o pracy, monolog trwał dosyć długo, wino się skończyło.
- Piotr musimy poważnie porozmawiać, wiesz, wychodząc dzisiaj z pracy, stwierdziłem, że nie chce mi się wracać do domu, plątałem się trochę, łażąc bez celu, wiesz dlaczego? – zapytał.
- Skąd mogę wiedzieć, chciałeś się przewietrzyć? – odparłem.
- Nie, ponieważ mieszkanie było puste, ty byłeś na wsi, dlatego nie chciało mi się wracać, nie miałem komu opowiedzieć o wizycie mamy, ani o pracy, poza tym nie odpisałeś na mój sms – powiedział i nie dopuszczając mnie do głosu dodał - Muszę wiedzieć, czy mogę liczyć na coś więcej, z twojej strony, niż tylko dach nad głową?
- Wiesz przecież, że możesz swobodnie korzystać z mieszkania i wszystkiego, co w nim jest - odpowiedziałem, całkowicie pomijając temat sms.
- Nie o to mi chodziło, rozumiem, że nie chcesz rozmawiać o nas – wyrzucił to z siebie jednym tchem i jakby całe powietrze z niego uszło.
- Ooo nasss? Co przez to rozumiesz Grzesiu? – wyjąkałem, bo krew uderzyła mi do głowy.
- No, żebyśmy byli razem i wiesz no... nie umiem o tym mówić, ale dobrze wiesz, o co mi chodzi, przecież ty już byłeś z kimś – wyszeptał cicho, niepewnie na mnie patrząc.
Krew pulsowała mi w skroniach, moją rezerwę do niego szlag trafił w mgnieniu oka, a przecież jeszcze porę godzin temu obiecałem sobie, że muszę się zdystansować od tego wszystkiego, miałem się nie angażować!
Przygarnąłem go ramieniem i przytuliłem.
- Wiesz Grzesiek, tak byłem z kimś w związku, dawno temu. To był dla mnie bardzo toksyczny związek, byłem bardzo zaangażowany, rozstanie to był koszmar, to ja podjąłem decyzję, że to koniec, ale wskutek jego zachowania, kiedyś opowiem ci wszystko ze szczegółami. Jesteśmy przecież razem, razem jemy, śpimy, spędzamy czas, wyliczałem, ale na razie nie używajmy wielkich słów...
- Dajmy sobie czas, sprawdźmy czy to nie jest przelotne zauroczenie. Wiesz, byłeś w trudnej sytuacji, konflikt w domu, bezradność, ja ci pomogłem, jesteś pewien, że to nie tylko poczucie wdzięczności i ekscytacja nową dla ciebie sytuacją. Przecież jeszcze z nikim nie byłeś, nie mieszkałeś, twoje doświadczenia sprowadzają się tylko do uprawiania seksu. Wybacz, naprawdę nie chcę cię urazić, po prostu nie potrafię znaleźć lepszych słów. Nie mówię nie, ale na razie dajmy sobie czas, z deklaracjami i wspólnymi planami na przyszłość jeszcze poczekajmy. Wiem, że zauważasz rezerwę z mojej strony, ale nie chcę … – zaciąłem się, bo tak naprawdę to ja byłem pewien, ale czy on też, w to wątpiłem.
- Dajmy sobie czas, przekonajmy się – powtórzyłem.
- Może i nie mam doświadczenia, jak powiedziałeś, ale wiem, że to nie tylko wdzięczność – powiedział - Przekonasz się – dodał.

Ktoś tarmosił mnie za ramię, ktokolwiek to jest niech spada, chcę jeszcze pospać, w końcu czyjeś palce zacisnęły mi nos, nie mogłem oddychać.
- Może byś już wstał, jest prawie dziewiąta? – usłyszałem na powitanie dnia,
- Kawa już zrobiona, kanapki też, wstawaj śpiochu – jego ręka wędruje od ramienia w dół, już jest przy bokserkach,
- Wstawaj, jest piękna pogoda, chłodno, ale słonecznie, szkoda marnować dnia, może to ostatni taki ładny dzień w tym roku? – ręka już była w bokserkach.
Usiadłem na łóżku, popatrzyłem na niego, wyszczerzony w uśmiechu garnitur białych zębów, ciemne prawie stykające się brwi, długie rzęsy i te duże brązowe oczy, tak to był on, mój chodzący ideał. Odwróciłem wzrok na okno, widok był o wiele mniej ciekawy, rzeczywiście bezchmurne niebo i słońce zapowiadały ładny dzień.
- No wstawaj już – powtórzył zniecierpliwiony.
- Pali się czy co, weź tę rękę, bo inaczej to w ogóle nie wstanę, mało tego to jeszcze i ty wylądujesz w wyrze – powoli zwlekałem się z łóżka, wszystko mnie bolało, to efekt wczorajszej pracy na wsi.
- Do łazienki i się pośpiesz – dyrygował.
Zjedliśmy śniadanie.
- Może zrobimy jakiś wypad za miasto, może do Ojcowa i trochę połazimy? – zapytał prosząco – Nigdy tam nie byłem, co o tym sądzisz?
- My, czyli ja to najchętniej zrobiłbym wypad z powrotem do łóżka – odpowiedziałem.
- Na to mamy czas wieczorem – znaczące mrugnięcie oka.
- Grzesiek, nie to miałem na myśli, mówiąc o łóżku, cały jestem obolały po wczorajszych pracach na wsi – wyjaśniłem jak jakiemuś głupiemu, trochę stracił fason.
Proszące spojrzenie, nie mogłem odmówić mu tej przyjemności.
- Dobrze, ale bierzemy jakiś koc i trochę posiedzimy, zjemy coś w drodze powrotnej w ramach obiadu – poddałem się pozornie.
On sobie pobiega, a ja gdzieś zalegnę na kocyku, pomyślałem.
- Przygotuję kanapki i zrobię herbatę do termosu, nie będziemy się nigdzie truć – odparł.
Ładna pogoda sprawiła, że w Ojcowie było sporo ludzi, załapałem się na jedno z ostatnich miejsc na parkingu. Wyjął plecak z bagażnika i poszliśmy na spacer w dolinę. Było pięknie, przeważały kolory jesieni, niewiele zieleni, głównie brąz, pomarańcz i czerwień liści, spora ich część leżała na ziemi, szeleszcząc pod nogami, biel skał wapiennych i błękit nieba dopełniały całości.
- Dowiem się w końcu, jak to było z Rafałem? – zapytał – Czy nie chcesz teraz o tym mówić?
Popatrzyłem na niego i pomyślałem, drażliwy temat dla mnie, ale i chyba w jakiś sposób dla niego też, a może to tylko ciekawość, tylko raz powiedziałem przy nim to imię, a zapamiętał je, powoli wchodziliśmy na zbocze wąwozu po przeciwnej stronie Bramy Krakowskiej, zacząłem opowiadać.

„Poznał nas chłopak, którego znałem, miałem z nim seksualny układ, on sam mieszkał z dziewczyną, któregoś dnia zadzwonił do mnie, mówiąc, że jest chłopak, który chce zarobić i na pewno mi się spodoba, umówiliśmy się na spotkanie. Przyszli razem, Marcin nas przedstawił, to właśnie Rafał, teraz dogadujcie się sami.
Rzeczywiście Rafał mi się bardzo podobał ciemna karnacja, czarne gęste i krótkie włosy, czarne brwi prawie złączone ze sobą, długie rzęsy, oczy piwne, gdzieś tak metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, szczupły, ubrany był wtedy w beżowe sztruksy Big Stara i białą koszulkę polo. Biała koszulka podkreślała jego ciemną karnację i opaleniznę. Osiemnaście lat i kilka miesięcy.
Szybko przeszliśmy do konkretów co i za ile, akurat miał czas, więc pojechaliśmy do mnie. W mieszkaniu mogłem obejrzeć resztę, czyli umięśnione uda i łydki, całe nogi gęsto porośnięte krótkimi, kręconymi, czarnymi włoskami, grube naście centymetrów ciężko zwisające w pół wzwodzie i opierające się na dużych jądrach, od pępka wstęga czarnych włosów, wokół penisa przystrzyżona delikatnie gęstwina. W przeciwieństwie do nóg gładka, bez jednego włoska, dobrze wyrobiona klata piersiowa. Po wszystkim rozliczenie i umówienie się na następne spotkanie. Trwało to jakieś dwa miesiące, czasami zostawał na noc. Po dwóch miesiącach powiedział, że ma problem, bo nie ma gdzie mieszkać. Później, a dokładnie pod koniec już naszej znajomości z Rafałem, dowiedziałem się, że wyrzucił go facet, z którym mieszkał, a właściwie to nie wyrzucił, tylko nie wpuścił po kolejnej kilkudniowej nieobecności. Zamieszkał u mnie, dalej oczywiście chodziło o kasę, nigdzie się nie uczył i nie pracował, opowiadał, że pochodzi z rozbitego domu, ojca nie zna a matka to alkoholiczka, Wyrzucono ich z mieszkania, bo nie płacili, to jak się okazało się też nie była prawda, prawda była taka, że Rafał z kuzynem, też tam zameldowanym, sprzedali to mieszkanie, wykorzystali sytuację, że jego stara była w alkoholowym cugu. Zgadzało się tylko to, że mieszkanie było już znacznie zadłużone. To nie było mieszkanie własnościowe, tylko spółdzielcze tak więc nie było dużo kasy ze sprzedaży, tego wszystkiego dowiedziałem się od kuzyna Rafała, tak tego samego, z którym sprzedał to mieszkanie.
Na weekendy wyjeżdżałem na wieś, Rafał dostawał dolę i znikał na weekend, czasami na dłużej. Nie miał wtedy kluczy do mieszkania. Ja coraz bardziej się angażowałem, on przytakiwał, że jest świetnie i wszystko jest ok, a będzie jeszcze lepiej. Tak minął pierwszy rok naszej znajomości. Oczywiście dalej nie pracował, sporo pił, dodam, że wprowadził się do mnie w tym, co miał na sobie, wszystko mu kupowałem, a uznawał jedynie markowe rzeczy. Okazało się, że skończył jedynie podstawówkę, przekonałem do zrobienia szkoły średniej w systemie zaocznym, co drugi tydzień, sobota i niedziela oczywiście ja musiałem dyscyplinować to chodzenie do szkoły i płacić. Miał mnóstwo znajomych, których ja nie znałem, rozumiałem młody, między nami różnica wielu lat. Coraz częściej zdarzało mu się nie wracać na noc, a później mętne tłumaczenia. Stwierdziłem, że trzeba odświeżyć mieszkanie, przekonał mnie, żebyśmy zrobili to sami, zaczęliśmy razem, przygotowaliśmy ściany do malowania. Wtedy po raz pierwszy Rafał przepadł bez słowa na dwa tygodnie. Komórka milczała, sprawdziłem szpitale i policję i nic. Skontaktowałem się z Marcinem (tym, który nas poznał) i usłyszałem, że może się znudził albo znalazł, jakiegoś cytuję „frajera”. Po dwóch tygodniach telefony z błaganiami, żeby mógł wrócić, wrócił. Podczas jednego z naszych wspólnych wyjazdów na narty, to było akurat w Krynicy, poznałem jego starszego kuzyna (tego od mieszkania), geja jak się później okazało, dlatego mogłem go poznać. Było coraz gorzej, coraz częściej znikał i na coraz dłużej, zaproponowałem, że wynajmę mu gdzieś pokój, będziemy się spotykać od czasu do czasu. Wynająłem, kupiłem cały ekwipunek, zamieszkał tam z dziewczyną, poznałem ją, ona nic o nas nie wiedziała. Wtedy też dowiedziałem się, że Rafał ma dziecko oraz wyrok w zawieszeniu, siedziałby, tylko że sprzedał swoich kumpli od włamań i dzięki temu dostał tylko zawiasy. Wszystko składałem na karb środowiska, w jakim się wychowywał.
Zadzwonił któregoś dnia, żebym przyjechał do nich, umówiliśmy się na konkretną godzinę. Zajechałem, pukam i nic, stoję dalej i pukam, dalej nic, dzwonie też brak reakcji, nacisnąłem klamkę, drzwi się otworzyły, wszedłem, spali. Akurat zadzwoniła moja komórka, obudziła się Marzena i powiedziała cześć, dobudziła Rafała, ten popatrzył wściekły i powiedział mi, że przychodząc do kogoś się puka i stoi dotąd aż nie usłyszy zaproszenia do wejścia. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem. Uświadomiłem sobie, że jemu potrzebny jest tylko mój portfel. Pojechałem do domu. Niedługo pukanie do drzwi, otwieram
- Rafał, po co przyjechałeś – zapytałem.
- Chciałem Cię przeprosić.
- Nie ma za co, dziękuję ci za lekcję savoira vivru w obecności Marzeny – odpowiedziałem – Myślę, że to już koniec naszej znajomości.
Zamknąłem drzwi. Sprawa skończona, więcej na czynsz nie dam. Nie będę opowiadał, ile mnie to kosztowało nerwów i nieprzespanych nocy. Miesiąc spokoju, potem telefony, jak wiedziałem, że to dzwoni on, zrywałem połączenie. Po trzech miesiącach jego wizyta.
- Proszę, wpuść mnie do środka – uległem.
Brak kasy, Marzenę wyrzucili z pracy, wraca do rodziców, a on ma się wynieść do końca miesiąca.
- Błagam, zacznijmy od nowa – uległem.
Znowu kilka miesięcy całkiem fajnych, a potem coraz gorzej, Kolejne dziewczyny, faceci, coraz więcej alkoholu, puszczanie się za kasę – ja coraz mniej dawałem. Wyprowadził się do faceta. Mijają trzy miesiące – powrót. Znowu kilka miesięcy fajnie a potem coraz gorzej, dwa razy wysyłałem na prawko jazdy, raz opłaciłem z góry, wybrał pieniądze i przepadł na tydzień, potem drugim razem byłem mądrzejszy, płaciłem w ratach, nie chciało mu się chodzić, powtórka z rozrywki.
- Rafał nie będę tego więcej tolerował, zdecyduj się, kolejna wyprowadzka tak, ale kolejnego powrotu już nie będzie - ostrzegłem.
Była wyprowadzka i jeszcze jeden powrót. Trwało to ostatni rok, pierwsze kilka miesięcy wspaniale, potem coraz gorzej, naciskałem, żeby poszedł w końcu do pracy, kilka prób może trwało to w sumie dwa tygodnie, pojawiła się kolejna dziewczyna, między nami prawie zero seksu, coraz częściej nie ma go w domu. Przypomniałem więcej powrotów nie będzie, warczymy na siebie, a nie rozmawiamy, wiem, że on jest tylko ze względu na kasę, przez ostatnie pół roku udowodnił to ponad wszelką wątpliwość. Wybył na kolejne dwa tygodnie, a ja po prostu wymieniłem zamki w drzwiach. Skończone, od chwili, gdy go poznałem, minęło prawie sześć lat.
Jestem w pracy, telefon od Rafała.
– Nie mogę się dostać do mieszkania – powiedziane niezwykle nerwowo.
– Nic dziwnego, wymieniłem zamki, klucze zostaw sobie na pamiątkę - spokojna odpowiedź.
- Pożałujesz tego pedale. Przyjadę do ciebie do pracy i zrobię taką awanturę, że wszyscy będą wiedzieli o szefie pedale - jawny szantaż.
- Przyjedź, pracownicy i tak wiedzą, tyle razy nas razem widzieli, wiedzieli, że mieszkasz ze mną, to są inteligentni ludzie, ale jak chcesz im dostarczyć wątpliwej rozrywki, to przyjedź, tylko ostrzegam zajmie się tobą ochrona i nie odpuszczę ci tym razem – odparłem twardo i się rozłączyłem.
Nie przyjechał. Wieczorem ponownie zadzwonił, prosił, błagał, tym razem nie uległem, poradziłem, żeby wracał tam, gdzie spędził ostatnie dwa tygodnie.
– Niech cię utrzymuje ta osoba, z którą się rżniesz – powiedziałem ordynarnie i po chamsku..
Kolejne telefony, zakończyło się to tym że dałem mu kasę, żeby wystarczyło na dwumiesięczne wynajęcie pokoju i skromne wyżywienie. Na umówione miejsce zawiozłem mu jego rzeczy.
Zero kontaktu przez pierwsze pół roku, później pojawiał się co kilka miesięcy, po to żeby przekonać się, że moja decyzja była ostateczna, a jego wdzięki mnie już nie interesują. za każdym razem wzniosłe słowa o uczuciach z jego strony w celu wyłudzenia kasy. Nigdy żadnych życzeń.”

Obeszliśmy już całą dolinę, byliśmy niedaleko Bramy Krakowskiej, przy źródełku.
- I to już cała opowieść, o części rzeczy nie wspominałem, może przy innej okazji, kto wie, może jeszcze przyjedzie, to go poznasz osobiście, może nawet będziesz mógł z nim pogadać i usłyszeć jego wersję – powiedziałem.
- Powiem ci jeszcze, że ja nigdy w tym czasie nie miałem skoku w bok, przez cały ten czas - dodałem.
Staliśmy przez chwile w milczeniu.
- Jego wersja mnie nie interesuje, cokolwiek by nie powiedział, nawet nie wykorzystał szansy odbicia się od dna, skończenia szkoły, zrobienia prawa jazdy, zdobycia dobrej pracy – powiedział – To jakiś idiota,
- Wiesz Grzesiek, kiedyś moja siostra czytała na wsi książkę, zapytałem, co czyta, dała mi ją i przeczytałem duży fragment, po powrocie do Krakowa kupiłem egzemplarz w księgarni i przeczytałem całą, wtedy zrozumiałem jego postępowanie. To było kilka miesięcy po skończeniu, przekonałem się, że chociaż nie wiem, co bym wtedy nie zrobił, to i tak by to nic nie zmieniło. Wtedy mi ulżyło, bo zawsze obarczałem się winą, myślałem, że może jak bym inaczej z nim postępował lub był jeszcze bardziej wyrozumiały, to byłoby lepiej, to może trwałoby to do dziś.
- Co to za książka? – zapytał
- „Psychopaci są wśród nas” Roberta D. Hare, jest w domu – powiedziałem.
- Przeczytam. Wczoraj zapytałem „czy jesteś dobrym człowiekiem” i nie odpowiedziałeś, Ja na to pytanie mamie odpowiedziałem natychmiast, że tak – popatrzył na mnie i dodał – Bo kto by jechał w środku nocy po przemokniętego rozbitka życiowego, który nie potrafi sobie nawet noclegu zorganizować?
- A nie pomyślałeś o tym, że mogłem się kierować złymi intencjami – odparłem z uśmiechem – Takimi z cyklu zabierz i zgwałć.
- Ty? Widziałem, jaką miałeś minę, jak właziłem ci do łóżka, bałem się, że uciekniesz - teraz rechotał na całego, czym zwrócił uwagę innych.
Śmiech jest zaraźliwy, rechotaliśmy razem, aż się zataczaliśmy od śmiechu. Bolała mnie przepona i cały brzuch, przestałem już, a on dalej się skręcał ze śmiechu, ludzie dookoła patrzyli na nas i też się uśmiechali zarażeni.
- Poczekaj jedną chwilę.
Wyjął termos, odkręcił nakrętkę będącą jednocześnie małym kubkiem i poszedł do źródełka, do kubka zaczerpnął wody, wrócił do mnie, wypił połowę i podał mi kubek.
- Wypij do dna.
Wypiłem, nie będę się z nim wykłócał, że bakterie i że wolę herbatę, wiedziałem.
- Wyszperałem informacje o Dolinie Ojcowskiej w necie i wiesz, co tam wyczytałem? – zawiesił głos.
- Tak wiem, cwaniaczku, że to jest źródełko miłości – triumfowałem.
- I że jak się dwie osoby napiją wody z tego źródełka, z jednego naczynia to się zakochają ze wzajemnością – dokończył za mnie.
- Tak jasne, tylko nigdzie nie piszą, po jakim czasie ta woda działa, natomiast sanepid kiedyś ostrzegał, że sraczki można dostać już po godzinie – parsknąłem śmiechem.
- Ech ty zawsze człowieka sprowadzisz do parteru, ani krzty romantyzmu w tobie – odparł z uśmiechem.
Znowu zanosiliśmy się od śmiechu. Kanapki były wyśmienite. Wieczorem wróciliśmy do domu w znakomitych humorach.
- Ty spadaj pod prysznic, a ja przygotuję coś do jedzenia – zarządził Grzesiek.
- Nie, pakuję się do wanny, wrzątek i trochę soli, bo inaczej jutro palcem nie ruszę, zajmuję łazienkę na co najmniej pół godziny, więc idź załatwić bieżące potrzeby, jeżeli takie masz – powiedziałem.
- Jak będę miał bieżące potrzeby, to wtedy skorzystam, przecież masz leżeć w wannie, a nie w kiblu, a może się wstydzisz?

Otwierają się drzwi łazienki, wsadził głowę.
- Wyłaź już z tej wody, bo się rozpuścisz, a poza tym jedzenie gotowe.
- Nie wiem czy warto, tu mi dobrze, tu mi ciepło, tu się będę rozmnażał, co przygotowałeś – drażniłem się z nim.
- Spaghetti Boloneze, wyłaź już.
Popatrzyłem na swoje dłonie.
- Dobra wyłażę, już się pozmarszczałem – zadziałała zapowiedź spaghetti.
Wszedł do łazienki, wziął ręcznik.
- Wytrę cię staruszku.
- Tylko nie staruszku – zaprotestowałem i wygramoliłem się z wanny.
Rozłożył ręcznik, podszedł od tyłu i zaczął mnie wycierać, najpierw plecy, pośladki, ręce, przytulił się od tyłu i zaczął wycierać z przodu, penis zaczął mi pęcznieć, ależ on mnie podnieca, pomyślałem.
- Grześ przestań, bo za chwilę będę mógł robić za wieszak – właśnie manewrował ręcznikiem w tym miejscu.
- Idziemy jeść – powiedział, kończąc wycieranie.
Ubrałem szlafrok.
Kieliszek wina, talerz spaghetti, tego właśnie potrzebowałem, nie muszę pisać, że spaghetti było znakomite.
- Ty idź do łóżka, a ja pozmywam i wezmę prysznic – powiedział.
- Przecież nie ma jeszcze dwudziestej, co ty, jeszcze nie idę spać – zaprotestowałem.
- Nie o spanie mi chodziło – porozumiewawczo mrugnął okiem,
- To ty idź pod prysznic, ja pozmywam i spotkamy się w łóżku - zaproponowałem.
- Oki, mi odpowiada, tylko czy dasz sobie radę ze zmywaniem? – zarechotał.
- Ha, ha, ha, jeszcze dobrze pamiętam, jak to się robi – odpowiedziałem.
Rzeczywiście odkąd pojawił się Grzesiek, nie tykałem się zmywania ani gotowania, w zasadzie sprzątania też nie. Czasami jak Grześka nie było w domu, to robiłem sobie herbatę i kanapki, ale nawet i wtedy często ograniczałem się do wypicia herbaty i czekania aż wróci i zrobi coś do jedzenia. Moja działka ograniczała się do robienia zakupów raz, dwa razy w tygodniu, ale i w tym mi pomagał. Chodzący ideał.

Skończyłem zmywać i poszedłem do łóżka. Przyszedł za chwilę, był nagi, włosy miał jeszcze wilgotne, ładnie opalony i ten kontrast dużo jaśniejszych pośladków, wspaniały widok, widział, jakie piorunujące wrażanie na mnie wywiera.
Długi pocałunek, nasze języki przeplatały się ze sobą, moje ręce błądziły po jego ciele, oddawał każdą pieszczotę w dwójnasób, ręką mierzwiłem mu włosy, a mój język pieścił jego ucho, teraz wewnętrzną część aż zadrżał, przeniosłem się, musnąłem jego wargi, teraz objąłem ustami jego sutek, drażniąc go językiem, od czasu do czasu delikatnie przygryzając, w tym samym czasie ręką masowałem drugi sutek, delikatnie szczypiąc, robiłem to bardzo delikatnie, sutki ma bardzo wrażliwe, wiedziałem już, jak bardzo to go podnieca. On też nie próżnował, jedną ręką przyciskał mi głowę do piersi, błądząc palcami po moich włosach, drugą delikatnie mnie onanizował, podniósł się i zaczął lizać mojego penisa, delikatnie wodził językiem po główce, potem kilka razy przejechał wzdłuż od główki aż do nasady, teraz przyszła kolej na jądra. Delikatnie go onanizowałem, pocałunki potem klasyczne sześćdziesiąt dziewięć, obciągałem mu wargami, pomagając sobie językiem, za każdym ruchem głowy brałem głębiej do ust, delikatnie zaczął mi pomagać, wykonując delikatne ruchy biodrami, ślina mieszała się ze śluzem, który pojawił się obficie, w tym czasie on delikatnie obciągał mi penisa. Początkowo cicho pomrukiwał, potem zaczął coraz częściej pojękiwać, znak, że był maksymalnie podniecony. Przestałem, wiedziałem, że za chwilę wytryśnie. Usadowiłem się z boku i przewróciłem go na brzuch, pieściłem językiem jego uszy, przeniosłem się na kark, a potem powoli ruszyłem w dół wzdłuż kręgosłupa, kilka kolistych ruchów po aksamitnych i miękkich pośladkach, wjechałem między pośladki, dla lepszego efektu rozchyliłem je rękami, w tym samym momencie rozsunął nogi i wypiął pośladki, skoncentrowałem się na oczku, jego przeciągły jęk. Usadowiłem się między jego rozchylonymi nogami, chwytając za biodra, zasygnalizowałem, żeby podniósł wyżej pośladki, zrozumiał, był na kolanach, tułów opuścił w dół, głowa opierała się na łóżku, był maksymalnie wypięty, teraz miałem najlepszy dostęp do jego dziurki. Na przemian, raz po raz jeździłem wzdłuż rowka i wwiercałem się językiem, jęczał przeciągle, ręką sprawdzałem stan podniecania, onanizując go od czasu do czasu, był na granicy wytrysku. Śluzem z jego penisa nasmarowałem palec, językiem zszedłem poniżej oczka, palcem wjechałem do środka, żadnego oporu, kilka ruchów i dołączyłem drugi, dotknąłem prostaty, głośny jęk, skurcze zwieracza, wytrysk, zacząłem go intensywnie onanizować, wyprężyło go, znieruchomiał, ależ on mocno przeżywa orgazm.
- Szybko ci poszło – wyszeptałem,
- Bo się o to bardzo postarałeś, to twoja zasługa – pochwalił, jeszcze ciężko oddychając,
Położyłem się na plecach, obciągał mi głęboko, klęcząc obok, potem wargami objął główkę, a ręką delikatnie mnie onanizował, drugą ręką pieścił mi jądra, poślinił palec i zaczął drażnić moje oczko, nie przerywając obciągania. Teraz ręką mnie dalej onanizował, a jego język wylądował na moich jądrach,potem zaczął przesuwać się w kierunku dziurki, uniósł mi nogi, ułatwiając sobie dostęp, językiem drażnił moje oczko, było mi dobrze, ale doskonale wiedziałem, do czego zmierza. Bardzo dawno tego nie robiłem, ale jemu na to pozwolę. Chyba odgadł moje myśli, położył się na plecach, a mi kazał usadowić się na klacie, tyłem do siebie, teraz na całego zajął się moim oczkiem, ja w tym czasie ręką go onanizowałem, stał mu na baczność ani na moment nie opadł po wtrysku. Język zamienił na palec, włożył jeden i rozpychał mi dziurkę, potem dołączył drugi, chwilę to trwało. Wyczuł, że jestem gotowy.
- Mogę? – zapytał.
- Tylko delikatnie – poprosiłem.
Podałem mu żel, przygotował mnie, a w tym czasie nałożyłem mu prezerwatywę. Jego mały wcale nie jest taki mały, zdałem sobie sprawę, że to może nie być przyjemne. Położyłem się na plecach i podciągnąłem nogi do siebie, przymierzył się, delikatnie naparł, ból, wyczuł i wycofał się, jeszcze raz użył palców, ponownie naparł i główka weszła, spiąłem się z bólu, zamarł, po chwili lekko naparł, wycofał się odrobinę i znowu lekko do przodu, bolało jak cholera, powstrzymałem go, znieruchomiał, po chwili ból zelżał, rękami przyciągnąłem go do siebie, naparł ponownie, wszedł, głębiej, wycofał odrobinę i znowu do przodu, i tak raz po raz, ból malał, chociaż on był coraz głębiej, delikatnie napierał i mnie zdobywał, rozpychał od środka, poczułem jego biodra na swoich pośladkach, wszedł cały, a ja nie czułem już bólu, powoli i cały czas delikatnie poruszał się przód-tył, wycofywał się tylko do połowy, po czym ruszał do przodu, odczuwałem coraz większą przyjemność, złapał miarowość i zaczął mnie onanizować ręką, mruczał z zadowolenia, mi też było dobrze. Pochylił się i mnie zaczął całować, tak jest dobrze. Ekstaza widoczna na jego twarzy, drga mu lekko górna warga, nieomylny znak, że jest już blisko, przyśpieszył, ja też powoli się zbliżałem, mocniej się onanizowałem. Przeciągły jęk, wyprężenie, wbił się we mnie spazmatycznie, jeszcze tylko kilka ruchów i zamarł, teraz ja, ścisnęło mi całe podbrzusze i zacząłem wypluwać salwy spermy, pierwsza przeleciała gdzieś nad głową, druga wylądowała na twarzy, trzecia i nie wiem ile kolejnych już coraz niżej, gigantyczne przeżycie, przestałem się onanizować. Grzesiek wycofał się ze mnie i zaczął zlizywać moją spermę, długi pocałunek, poczułem smak własnej spermy.
- Dzięki – wyszeptał.
- I wzajemnie.
Leżeliśmy obok siebie wyczerpani, zobaczyłem, że penis Grześka dalej stoi w pełnej gotowości.
- Grzesiek, on jeszcze czegoś chce? – wskazałem kiwnięciem głowy.
- Tak, zaprasza cię do środka, jak masz jeszcze ochotę,
- Skoro zaprasza, to nie wypada odmówić, pomóż, to złożę ci wizytę – odparłem.
Nie musiałem dwa razy powtarzać, już był w ustach Grześka, powoli nabierał ochoty, już się prężył, jego palec myszkował we mnie, co dodatkowo mnie podniecało. Grzesiek był już przygotowany, żel, prezerwatywa, położył się na plecach, podciągnął nogi i je rozchylił, już byłem w środku, wjechałem od razu do końca, uderzając o jego pośladki, poczułem przyjemne ciepło, jego dziurka była elastyczna, już nie tak ciasna, jak za pierwszym razem, ale przyjemnie obejmowała penisa, posuwałem go energicznie całą długością, zmieniałem tempo, raz szybciej raz wolniej, wiedziałem, że dłużej to potrwa, bo niedawno się spuściłem, Grzesiek zaczął rytmicznie zaciskać zwieracz, bardzo mnie to podnieciło, jego chyba też, bo przeciągle pomrukiwał i gwałtownie się onanizował, przyśpieszyłem, oderwał rękę od penisa, pierwsza salwa spermy wylądowała mu na twarzy, ja dalej go posuwałem, druga niżej na klacie, i jeszcze kilka kropli na brzuchu, skurcze zwieracza i jego sperma mnie pobudziły, mój wytrysk, dobiłem kilka razy, on ponownie zaczął się onanizować. Wysunąłem się z niego, Grzesiek zamarł bez ruchu, zlizałem z niego spermę, znajomy migdałowy, gorzko słonawy smak, długi pocałunek. Odsunąłem się i popatrzyłem na niego.
- Widzę, że tym razem masz już dosyć,
- Jasne, do następnego razu –odparł z uśmiechem.
Zasnęliśmy przytuleni do siebie.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Sob 9:50, 23 Lut 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 8:21, 27 Mar 2012    Temat postu:

.

Część III - Bywa i tak.


Wróciłem po pracy prosto do domu, byłem naprawdę skonany, dziś piątek, a to był naprawdę ciężki tydzień, sypały się wszystkie terminy, podwykonawcy nawalali, a my niczym strażacy działaliśmy doraźnie, negocjując nowe terminy z kontrahentami i koncentrując się na tych najbardziej zagrożonych umowach, nie lubię czegoś takiego, lubię mieć wszystko zaplanowane i realizowane zgodnie z harmonogramem. Powodem tego bałaganu była prośba największego naszego partnera o przyśpieszenie końcowego terminu o dwa tygodnie, powstał chaos i teraz zbieraliśmy jego skutki. Grześka jeszcze nie było, zadzwonił koło południa i uprzedził, że wróci dzisiaj dopiero o dwudziestej pierwszej, zadzwonił do niego szef pubu, w którym dorabiał, z pytaniem czy nie mógłby dzisiaj przyjść do pracy, bardzo mu na tym zależało.
Poszperałem w lodówce i natrafiłem na resztki wczorajszego obiadu, banalny gulasz, jak zwykł mówić jego twórca, a dla mnie był to rarytas, podgrzałem i ze smakiem zjadłem z dodatkiem chleba. Przyzwyczaiłem się do tych jego codziennych obiadków, dla mnie zawsze zaskakująco dobrych.

Grzesiek wróci dopiero za pięć godzin. Snułem się po mieszkaniu, próbowałem zabić czas czytaniem książki, ale nie mogłem się skoncentrować, potem włączyłem telewizor, skacząc po kanałach, nie było nic ciekawego. Wiedziałem, że jak on wróci, to na sam widok humor mi się poprawi, Zawsze uśmiechnięty i zaraźliwie wesoły, porozmawiamy o wszystkim i o niczym, i będzie dobrze. Bardzo się do niego przywiązałem, parę godzin bez jego obecności zamienia się w nieskończoność i wtedy… tak, po prostu tęsknię za nim, ale nigdy się do tego nie przyznam.
Dwudziesta pierwsza minęła, a jego nie ma, w końcu chrobot klucza w zamku, jest, wszedł do mieszkania.
- Cześć staruszku, żyjesz? Nie umarłeś z głodu, marnie wyglądasz, zmęczony? – seria pytań.
- Cześć, nie umarłem, jak widzisz, resztki wczorajszego obiadu utrzymały mnie przy życiu – kolejno odpowiadam - Tak jestem zmęczony, a nawet skonany.
- Tęskniłeś za mną? – kłopotliwe pytanie.
- Jeszcze czego, tęsknić za tobą, chyba na głowę upadłeś – odpowiadam, ale myślę coś wręcz odwrotnego.
- Czemu tak długo cię nie było – pytam, bo przecież oficjalnie nie tęskniłem.
- Dużo w kuchni zamawiali i trochę zeszło, poza tym, musiałem jeszcze wpaść do sklepu – uśmiech od ucha do ucha i te dołeczki w policzkach.
- Po cholerę łaziłeś wieczorem do sklepu, jutro jadę po tygodniowe zakupy, to kupiłbym wszystko – nie rozumiałem potrzeby pilnych zakupów.
- To byłoby jutro, a nie mogłem czekać, kupiłem szampana, wyjmij kieliszki – odparł.
- A co oblewamy? – zapytałem mocno zdziwiony - Żadnych urodzin, ani imienin nie było.
- To że jeszcze żyjesz staruszku – śmiejąc się, dodał – A na serio, to dostałem pierwszą pensję.
- Gratuluję, ale włóż go najpierw do zamrażarki, szybko się schłodzi i nie będzie problemów z otwarciem – odparłem.
- Masz rację, niech się schłodzi, bo jest ciepły, w takim razie wskoczę pod prysznic, a potem przygotuję kolację – odparł.

Do łazienki poszliśmy razem, lubimy brać razem prysznic i kąpać się, wdychać zapachy naszych ciał, błądzić rękami myjąc się wzajemnie, ocierać o siebie w strugach wody, potem wzajemne wycieranie, bardzo nas to podnieca.
Tym razem był to tylko prysznic, później szybka kolacja i otwarcie szampana.
- Piotr masz – podaje mi jakąś kopertę.
- Co jest w tej kopercie? – pytam podejrzliwie.
- Zarobione przeze mnie pieniądze, moja pierwsza wypłata tutaj.
- To po co mi ją dajesz? – pytam, bo nic nie rozumiałem z całej tej sytuacji.
- Bożżżeeee, czy ty jesteś tak głupi, jak mój but, czy co – pierwszy raz widzę, jak się zdenerwował, naprawdę ciekawy widok, muszę go częściej prowokować.
- Wyjaśnij, a nie obrażaj, tak jest lepiej i na pewno szybciej się zrozumiemy – pouczyłem.
- Sorki, po prostu dokładam się do wydatków domowych – powiedział szybko – Z wszystkiego korzystam, prądu, gazu, kąpię się, sram i jem, dotychczas nie dołożyłem się ani grosza.
- Grzesiu – zacząłem ironicznie – Bez wulgaryzmów proszę, po prostu załatwiasz się lub załatwiasz potrzeby fizjologiczne, poza tym mów po kolei, najpierw się je, a później załatwia i o jakim gazie mówisz? Jedyny to ten w moich zapalniczkach. Palisz? Od kiedy, bo nie zauważyłem?
- Co palę, przecież ja nie palę papierosów, to ty przecież palisz – zamotał się na amen.
- To dlaczego chcesz płacić za gaz do zapalniczek, jak nie palisz papierosów – powiedziałem, naśladując żydowską wymowę z Kabaretu Starszych Panów.
- O Jezu, o czym Tyyy? – zakrztusił się szampanem i zakaszlał.
Triumfowałem!!! Tak, Tak, Tak, Nasi górą!!!
- Powiedziałeś, że korzystasz z prądu i gazu i chcesz za to płacić, więc ci wyjaśniam, w tym mieszkaniu nie ma instalacji gazowej. A teraz poważnie, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaką mi przyjemność sprawił twój gest, dzięki temu wiem, że potrafisz docenić, to, co ktoś dla ciebie robi. To było miłe, bardzo miłe, ale to wystarczy – powiedziałem.
- Ale tak nie może być, to przynajmniej weź część tych pieniędzy – nalegał.
- Masz sporo wydatków, jakieś zaległe płatności na uczelni, bilet miesięczny, prawie nie korzystasz z komórki, bo na koncie masz wiecznie pusto, sam mówiłeś, że musisz kupić jakieś ubrania i wiele innych rzeczy, podejrzewam, że nawet nie starczy ci na to wszystko, na załatwienie tych bieżących spraw – dodałem,
- Obiecuję, jak będę potrzebował, żebyś się dołożył do wydatków domowych, to ci o tym powiem, możemy się tak umówić? Zgoda? – zapytałem,wątpiłem czy kiedykolwiek się to zdarzy, ale to był wybieg, który miał go udobruchać.
- Jest mi głupio, ale zgoda, pod warunkiem, że to ja będę kupował codzienne sprawunki, wiesz chleb i jakąś wędlinę do chleba – był zakłopotany, ale nie dał się zwieść. - Myślałem, że się ucieszysz – szybko dodał.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mnie to ucieszyło – nie musiał mi nic więcej udowadniać, teraz już na sto procent wiedziałem, że trafiłem na wyjątkowego i wartościowego chłopaka.

Właśnie od tamtego wydarzenia uwierzyłem, że można mieć partnera, nie kochanka tylko partnera, partner to więcej niż kochanek, wiedziałem, że mogę na niego liczyć w każdej sytuacji, moje obawy i dystans, wyparowały. Grzesiek to zauważył, ale nie pamiętam sytuacji, żeby kiedykolwiek nadużył mojego zaufania.

W czasie jednej z naszych długich rozmów, jakie często toczyliśmy ze sobą, okazało się, że znam mamę Grześka, pracowała jako referentka w gminie, to u niej dopełniałem wszystkich formalności związanych z budową domu na wsi tak jak syn uśmiechnięta, sumienna, uczynna, zawsze pogodna. Ponownie poznałem ją, wracając ze wsi, miałem odebrać od niej na przystanku w mieścinie pakunek dla niego. O umówionej godzinie podjechałem na przystanek, poznałem ją, przywitałem się i odebrałem z jej rąk torbę z rzeczami, wrzuciłem ją do bagażnika i obiecałem, że jeszcze dzisiaj zawiozę torbę dla syna. Oficjalnie występowałem jako ojciec kolegi Grześka. Zaskoczyła mnie.
– Niech pan będzie wyrozumiały dla Grzesia. To dobry chłopak, ale nigdy z mężem nie umieli się dogadać – powiedziała.
- Nigdy go nie skrzywdzę – wyjąkałem i szybko się pożegnałem.
Ujechałem kilka kilometrów i zatrzymałem się, musiałem zadzwonić do Grześka. Odebrał i usłyszałem.
- Tak wiem wszystko, mama zadzwoniła wcześniej, pamięta cię, jak załatwiałeś jakieś sprawy w gminie, skojarzyła, że mieszkam u ciebie po jakimś drobiazgu z mieszkania, jak mnie odwiedzała.

Już jakiś czas po tym wydarzeniu, przyjechała jego mama z siostrą w odwiedziny, oczywiście chciałem się ulotnić wcześniej, ale mi na to nie pozwolił.
- Nie bądź tchórzem, bądź facetem z jajami – nalegał.
Ponieważ ten argument mnie nie przekonał, wynalazł następny.
- Za jednym zamachem poznasz je obie. Proszę. Bardzo proszę – wiedziałem, że prędko nie przestanie i będzie prosił do skutku.
Zostałem. Początkowo wzajemna nieufność i chyba zdumienie siostry, oczywiście obydwie wiedziały, co nas łączy i w jakim zakresie, to jego sprawka. Nie upłynął kwadrans, a już mama Grześka to była dla mnie Krystyna, a właściwie Kryśka, a siostra, to nie siostra, tylko Kaśka. Oczywiście na początku często używałem ich imion zamiennie, co zawsze wywoływało ich wesołość. Grześ przygotował obiad, jak zwykle był ekstra, nie wiem, po co ja to ciągle dodaję, było i wino, Kaśka nie piła, bo robiła za kierowcę, gadało nam się wspaniale, zasiedziały się do późna. Kryśka trochę panikowała, jaka będzie reakcja męża, Kaśka wymyśliła, że pojadą do niej i zadzwoni do taty, że mama zostaje na noc u niej, bo źle się czuje. Tym razem się udało. Nie było miesiąca, żeby nas nie odwiedziły. Grzesiek też je odwiedzał.

Siostra mieszkała z mężem i dziećmi w sąsiedniej do mojej wsi. Grzesiek odwiedzał siostrę na tyle, o ile pozwalała mu praca i moje wyjazdy na wieś, jechaliśmy razem i wracaliśmy też razem, ja do siebie, on do siostry, co nie znaczy, że wieczorem nie spotykaliśmy się u mnie. Uwielbiał dzieci siostry, ze szwagrem też nieźle się dogadywał. Niejako przy okazji tych wyjazdów, spotykał się również z mamą. W jakiś niecały rok po tym jak wyniósł się z domu, w czasie takiego spotkania „nakrył” ich ojciec. Grzesiek opowiadał później, że był przygotowany na drakę, ale ojciec popatrzył się na nich i tylko powiedział w ich stronę „mało to miejsca w domu jest, mało, musicie po jakiś spelunach siedzieć, a ty Grzesiek, to mógłbyś czasem do domu przyjechać, co już się takie panisko zrobiłeś w tym Krakowie” i dodał jeszcze do żony „przecież wiem, że do niego ciągle jeździcie, ty z Kaśką rano a Filip popołudniu”. Po tym wszystkim Grzesiek przynajmniej raz na miesiąc był w domu.

Filip, czyli brat Grześka to ciekawy aparat. Wyluzowany osiemnastolatek. Zadzwonił do Grześka jakieś dwa miesiące po naszym poznaniu się, byłem przy tym ale nie słuchałem ich rozmowy, zwróciłem na nią uwagę dopiero, jak Grzesiek się zawiesił, wydając tylko dźwięk yyyy, poza tym słyszałem tylko Grześka, całą rozmowę znam z jego relacji (G to Grzesiek, F to Filip):
- Cześć, to ja Filip, pamiętasz mnie jeszcze, dla przypomnienia jestem twoim bratem. – F.
– Yyyyy, tak. – G.
- To się dobrze składa, jestem w Krakowie, i nie mam czym już wrócić do domu, potrzebuję przenocować do jutra. – F.
- Przecież jest dopiero osiemnasta, masz busy, autobusy, możesz złapać stopa, na nogach zdążysz zajść! – G.
- Wiem matole, szukałem pretekstu, żeby cię odwiedzić, ale ty tępa pało, nie mogłeś się tego domyślić, moje buty mają od ciebie wyższy iloraz inteligencji! – F.
- Yyyyy, możemy się spotkać na mieście. – G.
- A ty co, bezdomny jesteś, żeby z bratem się na mieście spotykać, twojego … , też chce poznać. – F (nie uwierzyłem Grześkowi, że powiedział faceta, dlatego kropki).
- Yyyyy – G.
- Zresetuj się matole albo wyłącz to yyyyy. – F.
- Wytłumacz mi, jak się do was jedzie, jestem na Wielickiej. - F.
- Yyyyy, autobusem. – G.
- Kolumbem to ty nie będziesz i Ameryki nie odkryjesz, metra w Krakowie jeszcze nie ma, jakim, ile przystanków jestem na przystanku, niedaleko McDonalda, mama mi nie wytłumaczyła jak dojechać. – F.
- Yyyyy, to mama wie, że przyjechałeś do mnie, a stary? – G.
- Pogadamy u ciebie w domu, wytłumacz, bo mi się kasa na koncie kończy jełopie. – F.
- Rozłącz się, za chwilę do ciebie zadzwonię. – G.
I zaraz potem Grzesiek z dziwnym wyrazem twarzy zwrócił się do mnie.
- Piotrek słuchaj, Filip chce nas odwiedzić, właśnie dzwonił, może? - ma panikę w oczach i szarpie mnie za rękę.
- A kto to jest Filip? – pytam, bo nie pamiętałem nikogo o takim imieniu.
- Jezu, no jak to kto, mój brat – powiedział dalej rozgorączkowany.
- No to w czym masz problem? Mam wyjść? – zapytałem.
- Wyjść? Gdzie? Po co? – biedak miał nadal zero kontaktu z rzeczywistością.
- Pytam, czy mam wyjść i zostawić was samych jak przyjedzie Filip, twój brat – powiedziałem spokojnie i rzeczowo.
- Nie, no po co, on chce cię poznać, ale chce tu zanocować – z Grześkiem już było lepiej, złapał kontakt.
- Mam się go bać, czy co? Wy śpicie na łóżku jak brat z bratem, a ja na wersalce – dalej spokojnie odpowiadam, dumny z siebie, że rozwiązałem problem.
- No nie, ty to weź i do niego zadzwoń, powiedz mu to, tu masz jego numer – podał mi swój telefon.
- Mam mu powiedzieć, że będziecie spać razem, jak brat z bratem w łóżku, a że ja będę spał na wersalce? – wtedy to i ja zgłupiałem.
- Jezu nie, wytłumacz, mu jak dojechać – w końcu zdobył się na normalną odpowiedź.
Zadzwoniłem ze swojego telefonu. Moja rozmowa z Filipem była nieco mniej chaotyczna.
- Cześć Filip, z tej strony Piotr.
- Przepraszam, kimkolwiek jesteś Piotrze, nie mogę teraz rozmawiać, czekam na naprawdę ważny dla mnie telefon – usłyszałem odpowiedź.
- To jest ten ważny telefon, mam ci wytłumaczyć jak do nas dojechać.
- O cholera, to ten kołek się jeszcze nie odwiesił? – zapytał Filip.
- Już jest lepiej, rozumiem, że chodziło ci o Grześka? - grzecznie zapytałem.
- Tak, jak on się trzyma na tych studiach, to takie matoły mogą być na drugim roku?
- Zapewniam, że radzi sobie doskonale. Gdzie jesteś? Muszę wiedzieć, żeby ci wytłumaczyć jak dojechać!
- Przystanek nazywa się Dworcowa, po drugiej stronie Wielickiej mam McDonalda, mówiłem młotkowi przecież – brat Grześka chyba nie miał zbyt dobrego wyobrażenia o nim.
Wytłumaczyłem mu jak do nas trafić i dodałem.
- Na przystanku będzie czekał na ciebie Grzesiek.
- On na to na pewno nie wpadł, żeby wyjść na przystanek po mnie, w końcu ktoś rozsądny - usłyszałem w odpowiedzi.

Przeszli, obaj podekscytowani, wiedziałem, że Grześkowi bardzo zależało na kontaktach z bratem, widocznie w drugą stronę było podobnie. Filip był wyższy o jakieś dziesięć centymetrów, szczuplejszy, bardziej pociągły na twarzy, reszta nieomal identyczna z Grześkiem.
- Cześć, Filip jestem, ten mądrzejszy z naszej rodzinki – powiedział, wyciągając dłoń.
- Piotr, miło mi – przywitałem się.
Kolację przygotował oczywiście Grzesiek, upewniłem się czy Filip ma osiemnaście lat, co skwitował pytaniem do Grześka.
– On zawsze taki upierdliwy?
- Tylko czasami, do takich szczyli jak ty - padła odpowiedź.
Odkorkowałem wino i nalałem do kieliszków, potem była druga butelka. Opowiadali sobie wszystkie wiadomości z ostatnich dwóch miesięcy, to znaczy Filip opowiadał kto, kogo, z kim, jak i tym podobne o ich wspólnych znajomych, a potem wypalił.
- A wy jak się poznaliście?
Opowiadał Grzesiek, ja przytakiwałem i czasem coś dodawałem.
- Filip a ty, kiedy dowiedziałeś się, że Grześ woli facetów? - zadałem pytanie.
- Od dawna, widziałem przecież, że dziewczyny go nie interesują, ściemniał trochę, ale tak na pewno to jakieś dwa lata temu, miał schowany gejowski świerszczyk, no i idiota myślał, że jak wyczyści historię w komputerze, to nie dojdę, po jakich stronach buszował w necie, wystarczy przecież pogrzebać głębiej, na przykład w ciasteczkach i już się wie, potem odkryłem płytkę z filmami gejowskimi, tą samą, przez którą podpadł u ojca - popatrzył się litościwie na brata, Grzesiek zamarł.
– To ty o mnie wiedziałeś? - zapytał zdumiony.
- Wyluzuj, mnie to rybka z kim to robisz brachol – powiedział Filip – Tylko nie wiedziałem czy chcesz się ze mną spotkać. Czemu nie zadzwoniłeś albo nie puściłeś esa? – zapytał, wyzywająco patrząc na Grześka.
- Myślałem, że wcześniej nic o mnie nie wiedziałeś, że zareagujesz jak nasz stary, na to wszystko – odpowiedział Grzesiek.
- Piotrek ty się dobrze zastanów, przecież to takie głupie jest, chcesz z takim siedzieć? – subtelnie zapytał mnie Filip.
- Zdążyłem się zorientować, że wcale nie jest głupi, chyba już pora do spania, prawie trzecia, a rodzice wiedzą Filip, gdzie jesteś? – zmieniłem temat.
- Mama tak, tata, jak się zapyta, to usłyszy, że poszedłem do kolegi i u niego nocuję, mam być przed południem w domu – wyjaśnił - Gdzie mnie położycie spać?
- Ty śpisz ze mną na łóżku w sypialni, a Piotrek tutaj na wersalce – wyjaśnił Grzesiek.
- To wy razem nie śpicie? - zapytał niewinnie.
- A co cię to obcho… Tak, śpimy razem, bo w sypialni jest łóżko dla dwóch osób i my w ekonomiczny sposób je eksploatujemy – odgryzł się Grzesiek.
- Nie puszczaj ściemy, co ma ekonomia do spania, trzeba tylko uważać, żeby łóżka nie połamać w trakcie zabawy i tyle, to ja się kładę tutaj na wersalce, nie chcę zakłócać waszego pożycia, ehm, jak to powiedzieć, bo przecież nie, małżeńskiego – wybuch śmiechu, myślałem, że Grzesiek mu przyłoży,
- Dobra, to ja idę do łazienki – będąc już w łazience, usłyszałem słowa Filipa – On jest od ciebie dwa razy starszy.
– Wiem i mi to pasuje! - odpowiedział Grzesiek.
- W sumie ja też wolę starsze o kilka lat laski – podsumował całą sytuację Filip.

Filip pojawiał się u nas często, kilka razy zdarzyło się, że sistra z mamą wychodziły, a wchodził Filip, zawsze nocował u nas, nie czuł się skrępowany, my przy nim też nie. Później Filip, rozpoczął studia zaoczne, też na AGH, w czasie zjazdów na noc zatrzymywał się oczywiście u nas. Jeszcze później pojawił się z dziewczyną, obecnie żoną, była zaskoczona, nic jej wcześniej nie powiedział, przełknęła to gładko, Filip stwierdził, że to był dla niej test, który na szczęście zdała.
Oczywiście ojciec dowiedział się dosyć szybko o jego wizytach, wtedy usłyszał, od Filipa następujący motyw ”pilnują mnie bardziej niż ty, to się nie czepiaj, bardziej im na mnie zależy niż tobie, do łóżka mnie nie wpuszczają, jak im kiedyś wlazłem dla hecy, to mnie z niego wyrzucili z głośnym hukiem, zawsze śpię na wersalce w pokoju obok, a poza tym, ja tylko z dziewczynami”, to załatwiło temat.

Nie używaliśmy wielkich słów na określanie tego, co nas łączyło, zarówno Grzesiek, jak i ja mieliśmy problemy z używaniem takich słów i wyrażeń jak miłość, wiesz, ile dla mnie znaczysz, czy kocham cię. Do wyrażenia tego, co nas łączyło i tego, ile dla siebie znaczymy, wystarczały nam wzajemne spojrzenia, drobne gesty, dotyk, położenie ręki na ramieniu, muśnięcie policzka dłonią, krótkie cmoknięcie w policzek na przywitanie lub pożegnanie, czy nawet krótkie cześć powiedziane po przebudzeniu. Nigdy nie manifestowaliśmy swoich uczuć przy innych, to co nas łączyło, znali tylko nasi najbliżsi znajomi oraz część rodziny Grześka. Wszyscy inni widzieli w nas ojca i syna, którzy potrafią wspaniale się porozumieć i dogadać. Ciężko nam było rozstać się na dłużej niż kilka godzin. Rozumieliśmy się bez słów. Umiał tak powiedzieć słowo „staruszku”, że czułem się jak dwudziestolatek. Jeden na drugiego działał jak afrodyzjak.

Nigdy nie byliśmy sobą znudzeni, cieszyła nas rozmowa, cieszyło nas wspólne milczenie, wypady za miasto i łażenie po jurajskich dolinkach, zimą wypady na narty, spacery po mieście i wiślanymi bulwarami. Odwiedziny znajomych i rodziny Grzesia, czasem wypady do kina, wypełniały nam czas. Grzesiek się uczył, ja czytałem książkę, ja siedziałem nad papierami z pracy, on czymś się zajmował, ważne było, że jesteśmy blisko siebie.
Nigdy nie byliśmy sobą znudzeni w łóżku, niekoniecznie ograniczało się to tylko, do tego jednego miejsca uprawiania seksu, wciąż przeżywaliśmy seks tak, jakby to był nasz wspólny pierwszy raz. Zdradzę Wam, naszą tajemnicę, to proste, każdy z nas starał się zaspokoić drugiego, banalne powiecie, tak, ale to tak, jak z tangiem, do niego też trzeba dwojga. Zaspokoić nie siebie tylko partnera, obie strony muszą to zrozumieć. To powodowało, że odkrywaliśmy się na nowo za każdym razem, każdy łóżkowy epizod był nie lada uniesieniem, każda pieszczota trzęsieniem ziemi, a każdy wtrysk był jak erupcja wulkanu. Żaden z nas nie myślał nawet o skokach w bok, dzięki temu nie musieliśmy używać prezerwatyw, zintensyfikowało to nasze doznania erotyczne.

Pierwsze wspólne wakacje, kiedy, sierpień, gdzie, Mazury, jak, ja, że pensjonat lub hotel, Grzesiek obstawał przy namiocie. Uzgodniony kompromis, podstawowo będzie to włóczęga i namiot, dwa, trzy dni nad jednym jeziorem, potem noc w hotelu, ciepła woda, miękkie łóżka, i znowu inne jezioro. W ten sposób przez trzy tygodnie poznaliśmy prawie całe mazury, trafiliśmy na idealną pogodę, było wspaniale, zwłaszcza w tych hotelach. Potem na tydzień Grzesiek pojechał do rodziców do domu, a ja do siebie na wieś, ale i tam często się spotykaliśmy.

Pierwszy wspólny rok był oczywiście szampan i bardzo praktyczny prezent z mojej strony. Opłaciłem mu kurs prawa jazdy i wręczyłem mu pokwitowanie.
- Demokracja, demokracją, ale sprawiedliwość musi być po mojej stronie, jak skończysz i zdasz egzamin, to w czasie wypadów, ja będę popijał piwko, a ty soczek i będziesz robił za kierowcę – wyjaśniłem mu swoją motywację.
- Proste, nie musiałeś tego mówić – cieszył się jak małe dziecko.
To było jednak trochę za dużo, studia, praca, nauka jazdy, i dom na głowie, zauważyłem, że się nie wyrabia i jest przemęczony, zacząłem mu pomagać w obowiązkach domowych. Prosił, żeby go trochę pouczyć jazdy, ćwiczył pod moim okiem na starym pasie lotniczym w Czyżynach, dobrze mu to szło. Zdał za pierwszym razem i teorię, i praktyczny, wielka radość przy odbiorze prawka. Wspólne użytkowanie samochodu. Gdy tylko gdzieś jechaliśmy razem, to on zawsze prowadził, sprawiało mu to wielką frajdę. Żebyście widzieli, jaki był dumny, jak pierwszy raz pojechał samochodem do rodziców do domu.

Lata stresu w pracy i moje lekceważące podejście do zdrowia, dały o sobie znać. Zaczęły się problemy z moim zdrowiem, pogłębiło się nadciśnienie, do tego doszły kłopoty z sercem. Wystraszył mnie lekarz pierwszego kontaktu, wtedy pomyślałem o przyszłości Grzesia, odwiedziłem notariusza, mój pierwszy testament. Nadciśnienie miałem już wcześniej, cały czas zażywałem lekarstwa, o tym Grześ wiedział, do tych dodatkowych problemów z sercem się nie przyznałem. Wyszło, jak musiałem położyć się na kilka dni w szpitalu w celu wykonania badań. Grzesiek praktycznie nie wychodził z oddziału, wszyscy byli przekonani, że to mój syn. Okazało się kardio … coś tam, nic bardzo groźnego, byle regularnie zażywać lekarstwa, trzymać dietę, oczywiście rzucić palenie i się nie stresować. Bardzo się przejął moją chorobą, bardziej niż ja. Grzesiek szalał, z tą dietą i z lekarstwami , miałem je zażywać z dokładnością co do sekundy, rewizje osobiste w poszukiwaniu ukrytych papierosów, czym się czasem te rewizje kończyły, nie muszę chyba pisać. W końcu prośba.
- Piotr rzuć palenie bądź poważny, jeżeli nie dbasz o siebie, to pomyśl o mnie, co ze mną będzie, jak cię zabraknie.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem wielki smutek w jego oczach. To był argument, pomogło, rzuciłem, palenie, regularnie, co do sekundy zażywałem lekarstwa, przecież miałem dla kogo, dieta to już jego zasługa.

Minęły trzy lata, odkąd się poznaliśmy. Był listopad, wyjątkowo zimny i ponury, praktycznie nie było dnia, żeby nie padało.
Trzeci weekend listopada, wyjątkowo nieprzyjemny, było zimno, tylko kilka stopni powyżej zera, padał deszcz, co w połączeniu z silnie wiejącym wiatrem, powodowało, że nikomu nie chciało się wychodzić. Filip miał kolejny zjazd, czyli wykłady na AGH, po zajęciach miał poczekać na Grześka, razem mieli przyjechać. Przez tę pogodę fatalnie się czułem, czułem lekki ból w klatce piersiowej, krew pulsowała mi w skroniach. Już powinni być, po godzinie zadzwoniłem na numer Grześka, od razu włączyła się poczta, spróbowałem ponownie po dziesięciu minutach to samo. Pomyślałem, że pewnie nie naładował baterii i komórka mu padła. Zadzwoniłem do Filipa, nie odbierał. Jeszcze kilka razy próbowałem się dodzwonić, to do jednego, to do drugiego, cały czas z identycznym rezultatem. Byłem już nieźle zdenerwowany. Minęły dwie godziny, w końcu sygnał telefonu, na wyświetlaczy zobaczyłem, że dzwoni Filip.
- Co się dzieje Filip, dlaczego was jeszcze nie ma – rzuciłem nerwowo do słuchawki.
Niepokojąca cisza.
- Hej, słyszysz mnie, hej Filip? – wrzeszczałem do słuchawki.
- Nie wiem … jak to powiedzieć … Piotr – ledwo słyszę, rozciągnięte ponad miarę zdanie.
- Był wypadek, na moich … Grzesiek ... wbiegł na ulicę, nieoświetlony samo… ciemno… deszcz, do tego pijany kierowca… - słyszę płacz Filipa.
- Do jakiego szpitala go zawieźli, co z nim – gorączkowo się dopytuję, chcę przy nim natychmiast być.
- Grzesiek … zmarł – zamarłem, w słuchawce słyszę szloch.
- Co ty pierdolisz? – nie wytrzymałem, to niemożliwe.
- To nie mogło się zdarzyć! - usiłuję odwrócić bieg wydarzeń słowami.
- Gdzie jesteś? – próbuję odzyskać rozsądek.
Pewnie mu coś odbiło i jaja sobie robi, przecież nie mógł mi tego Grzesiu zrobić, nie teraz, nigdy, to ja mogę odejść, ale nie on, nie mógł mi takiego świństwa zrobić i opuścić mnie, Grzesiek nie żyje, nie, to tylko żart.
- Na policji, drogówka, komenda …, do mamy oni zadzwonili, ja nie miałem odwagi jej … tego powiedzieć - trauma przebijała z jego głosu i słyszałem jego płacz.
- Gdzie zabrali Grześka? – powoli docierało do mnie, że to nie jest głupi żart.
Ból w klatce narastał, miałem wrażenie, że głowa mi eksploduje.
- Wieźli go do … na urazówkę, ale teraz … nie wiem, gdzie jest – wychlipał.
Pojechałem, nie bardzo pamiętam, jak się znalazłem na Kopernika, gdzie teraz? Zatrzymałem się na podjeździe jednej z klinik, wszedłem zapytać.
Portiernia i sceptyczna odpowiedź.
- Jak z wypadku i nie żyje, to w prosektorium proszę pana.
Niska, tęga kobieta, to pamiętam, pomimo deszczu wyszła przed budynek i pokazała gdzie iść. Ruszyłem pieszo we wskazanym kierunku.
- Proszę pana, niech pan zabierze samochód z podjazdu – krzyknęła za mną. - Niech pan przynajmniej silnik wyłączy.
Nic do mnie nie docierało, czułem tylko, jak moją twarz chłoszcze wiatr z deszczem. Nie wiem, ile trwało, zanim doszedłem do wskazanego budynku. Zamknięte, napis dzwonić, dzwonię.
- O tej porze nie wpuszczamy, proszę przyjść rano w poniedziałek.
Stówa zadziałała.
- Jakiś dokument?
Pokazałem.
- Ale pan nie jest rodziną!
Kolejna stówa uczyniła cud, stałem się członkiem rodziny nieboszczyka.
- Pokaże panu tylko twarz, reszta jest poharatana - wyrozumiały głos - Jeszcze nie zdążyliśmy się nim zająć.
- Bądźcie delikatni, on jest taki wrażliwy – wyszeptałem.
Spojrzenie pełne zrozumienia.
- To pana samochód przed kliniką stoi z włączonym silnikiem, dzwoniła portierka.
- Niech wyłączy silnik i weźmie kluczyki, zaraz tam pójdę, teraz chodźmy – odparłem.
Uwierzę dopiero, jak zobaczę, przecież to może być jakaś pomyłka, rozpaczliwie nie mogłem pogodzić się z rzeczywistością. Nie płakałem, nie mogłem, twarz miałem mokrą od deszczu.
Wszedłem, odsłonięta twarz Grzesia, taka jak ją rano zapamiętałem, tylko skóra jaśniejsza, i te zadrapania na prawym policzku, rano jak go całowałem w ten policzek, to zadrapań nie było, ręką poprawiłem mu włosy, były zmierzwione, reszta jego ciała przykryta seledynowym prześcieradłem. Niestety tak, to był mój Grześ.
Gdybym mógł się z nim zamienić, żeby żył…
Gigantyczne obcęgi ścisnęły moją klatkę piersiową, nie mogłem oddychać, nie mogłem wydusić z siebie słowa, z ust wydobył mi się jakiś bełkot, wszystko zawirowało, podłoga gdzieś zniknęła, odpłynąłem. Nie widziałem światełka w tunelu. Nie widziałem żadnego tunelu.

Otworzyłem oczy, zdumiony rozglądałem się dookoła, nie rozumiałem nic, z tego, co widziałem, kroplówka, jakieś przewody, monitory, naprzeciw przeszklona ściana znowu monitory, przed nimi pielęgniarka, zaraz skąd wiem, że pielęgniarka. Zobaczyła, że się rozglądam, podniosła słuchawkę telefonu, teraz weszła inna pielęgniarka i podeszła do mnie.
- Wszystko jest już dobrze, miał pan rozległy zawał, ledwo udało się pana uratować, ale już wszystko się poprawia, podajemy silne środki, może być pan oszołomiony, zaraz przyjdzie lekarz, to powie więcej, przez trzy dni był pan nieprzytomny - powiedziała.

Wróciła mi pamięć, jęknąłem, Grześ nie żyje, po co się w ogóle obudziłem, dlaczego im się udało mnie uratować, mogli się zająć kimś innym, teraz gdy jestem sam, nie mam, po co żyć, po co mi być na tym świecie, moje życie będzie gigantyczną pokutą a każdy dzień bez niego, kolejnym umartwieniem w tej pokucie. Łzy same płynęły mi po policzkach. Długo leżałem w szpitalu, lekarze nie rozumieli, dlaczego tak opornie wracam do zdrowia. Wizyty Filipa, Krysi, nawet Kaśki, dowiedzieli się w poniedziałek rano w prosektorium, potem sanatorium.

Nie wróciłem do mieszkania w Krakowie, za dużo wspomnień, pięknych, ale teraz niezwykle bolesnych, czasami nocuje tam Filip. Nie wróciłem do pracy, świadczenie rentowe ze względu na stan zdrowia.
Jestem blisko Grzesia. Zamieszkałem na wsi, dzięki temu, prawie codziennie go odwiedzam, przestałem wstydzić się łez. Kilka razy na cmentarzu widziałem, jego ojca przychodził chyłkiem, jakby się bał, że ktoś go zobaczy, kochał go na swój sposób, nie umiał tego okazać, nie mógł sobie poradzić z jego odejściem, nie wchodziliśmy sobie w drogę, odchodziłem, jak widziałem, że się zbliża. Kolejnym razem przyszedł z innej strony, zaskoczył mnie, przywitał się ze mną.
– Wiem, że go kochałeś, mojego Grześka - powiedział.
Nie zdajecie sobie sprawy, jak to zabrzmiało. Odczułem ulgę, on też. Na cmentarzu często spotykam jego mamę, radzi, otrząśnij się, zacznij żyć. Grzesiu był szczęśliwy z tobą, wiele razy mi to mówił. On odszedł, ale ty zacznij żyć, on na pewno tak by chciał.
Myli się, nie odszedł, jest w mojej pamięci, żeby żyć, musiałbym usunąć wspomnienia, a tego nie umiem, nie potrafię, a przede wszystkim nie chcę. Stałem się wierzący, chodzę do kościoła. Wiem, że jak minie moja ziemska pokuta, jak dane mi będzie umrzeć, to się spotkamy. Wiem, że on na mnie czeka, gdziekolwiek jest i znowu razem będziemy szczęśliwi.
Ciekawe, czy dalej będzie taki młody, bo mi lata lecą?
Ciekawe, czy znowu jak się spotkamy, będzie padał deszcz?
Ciekawe, czy…

Koniec

Pozdrawiam czytelników, Piotr


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Sob 23:02, 23 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 19:12, 27 Mar 2012    Temat postu:

Wiesz przeczytałem całe opowiadanie od początku, pośmiałem się czytając wszystko z uwaga, ale też przyszedł czas na łzy które dusiły mi gardło, i za pierwszym razem i teraz, opowiadanie jest pięknie napisane i warte ponownego przeczytania. Pozdrawiam serdecznie autora.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykX
Dyskutant



Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Wto 20:16, 27 Mar 2012    Temat postu:

Też czytałem kilka razy, super że wstawiłeś je znowu. Chyba poprzednio napisałem coś w stylu że opowiadanko ma fajnie oddany klimat.
Zwykle wyżej oceniam teksty które mają pozytywne zakończenie, ale te jest prawdziwą perełką wśród tych smutnych.

pozdrawiam - Patryk


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bimax45
Wyjadacz



Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Skąd: Stare i ładne

PostWysłany: Pon 17:42, 11 Lut 2013    Temat postu:

Cytat:
Zamieszkałem na wsi, dzięki temu, prawie codziennie go odwiedzam, przestałem wstydzić się łez.

Też nie wstydzę się łez ale Ty Piotrze potrafisz je ze mnie wydusić w olbrzymiej ilości. Dzięki za te wzruszenia bo przynajmniej człowiek czuje, że jest zdolny kochać i odczuwać każde uczucie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vide, cui fidas
Gość






PostWysłany: Pon 23:21, 11 Lut 2013    Temat postu:

Zastanawiam się co napisać. To, że masz talent do pisania, każdy wie. Szczerze i uczciwie, z Twoich wszystkich opowiadań to właśnie Deszcz zapisał się głęboko w sercu. Nie lubię smutnych zakończeń, ale nie w tym przypadku. Łzy poleciały. Ale wszystko idealnie pasuje, ma swój czas i swoje miejsce. Dziękuję Piotrze za to opowiadanie.
Powrót do góry
katamaran159
Debiutant



Dołączył: 22 Lut 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 18:54, 22 Lut 2013    Temat postu:

zajebiaszcze.poryczałem sie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ciastek123
Dyskutant



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Włocławek

PostWysłany: Sob 14:35, 23 Lut 2013    Temat postu:

Świetne jest to opowiadanie . czytając je czułem się jakbym był w pobliżu bohaterów, śmiałem się z nimi , smuciłem a na koniec łzy zakręciły się w oczach. Naprawdę wspaniała historia szkoda tylko , że musiała się tak tragicznie skończyć .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patpia
Debiutant



Dołączył: 24 Cze 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 18:43, 24 Cze 2013    Temat postu:

Fajne i klimatyczne opowiadanie. Wystarczy kilka pierwszych zdań i opisana historia wciąga bez reszty. Genialne. Mimo że tak smutne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
grafoy
Wyjadacz



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:20, 24 Cze 2013    Temat postu:

dawaj dalej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
_Lucek_
Adept



Dołączył: 02 Cze 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 19:44, 28 Cze 2013    Temat postu:

Opowiadanie piękne, ale zakończenie wycisnęło ze mnie morze łez ;( Jaki los potrafi być przewrotny.
Niestety sam wiem jak to jest, chociaż nie w takim przypadku, tylko trochę innym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin