|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
arek14193
Dyskutant
Dołączył: 20 Sie 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 22:12, 28 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
ej mogbys wkoncu jakis stosunek zrobic bo robisz z wojtka cnotke
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 5:34, 01 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Po tym, co się stało wcześniej, Wojtek ma prawo bać się własnego cienia. Akurat ta sytuacja jest jak najbardziej z życia wzięta. Czasem po gwałcie ludzie dochodzą kilkanaście lat do siebie. A co się stanie - nie napiszę W każdym razie na pewno nie w kosodrzewinie. BTW mógłbym się tu pobawić w różne hocki-klocki rodem z seriali, jednak mnie bardziej zależy na rzeczywistości (to do tomecka, bez większych zbędnych komentarzy . BTW jest coś takiego co się nazywa syndromem wybawcy. Pamiętacie postać ofermy Krawca? Ona jest jak najbardziej wzięta z życia i tym razem przyznam, że to zdarzyło się mnie. Po tym jak go kilka karzy uratowałem z ciężkiej sytuacji chłopak wręcz za mną chodził i mógłbym naprawdę z nim zrobić co zechcę... A teraz zastanówcie się, jaka w tym świetle jest relacja Wojciech - Michał i jaka jest recepta Michała na przełamanie Wojtka. Zastanawiam się jak Krawca rozbudować w pełnej wersji, tu, siłą rzeczy skrótowo.
I czas na dodatek audio-video:
[link widoczny dla zalogowanych]
Ślęża, góra, która była po niewłaściwej stronie.
[link widoczny dla zalogowanych]
To jest właśnie Samotnia.
[link widoczny dla zalogowanych]
Polana pod Śnieżką i Śląski Dom, z którego wylazł chamski wartownik. Zaraz za schroniskiem schodzi się na tę słynną trasę grozy na Łomniczkę, według mnie najtrudniejsza trasa w Karkonoszach. Gdzie ci idioci się pchali, nie mam pojęcia . Kamienną droga biegnie granica państwa.
[link widoczny dla zalogowanych]
Kosodrzewina pod Śnieżką. Spać można, czemu nie, zwłaszcza we dwoje
http://www.youtube.com/watch?v=VosFiY1SifA
Piosenka w sam raz do ostatniej sceny (i tak należy ją sobie wyobrażać), ale wymieniona - i wysłuchana - wcześniej, pierwszy numer 1 na Liście Przebojów Trójki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 12:10, 01 Mar 2011, w całości zmieniany 9 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 6:52, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Będzie smutno - bo oto zbliża się karkonoska masakra siekierą...
Niedzielny ranek przywitał kocioł Małego Stawu mgłą i zimnym, zacinającym deszczem.
- Chyba jednak nici z łażenia dziś. A w schronisku cały dzień nie zamierzam siedzieć - powiedział rozczarowany Wojciech.
Komplikowało to również plany Michała, który czekał na okazję, by zagadnąć Wojciecha o intrygujące go - i nie tylko jego kwestie. Nie mógł jednak zadać żadnego pytania wprost a jedynie czekać na nadarzającą się okazję. Jak na złość nie przychodziło mu nic do głowy.
- Może jutro się poprawi? - zapytał z nadzieją.
Dzień spędzili jednak schronisku, nawiązując znajomości z turystami, oglądając telewizję i grając w szachy. Co rusz na stołówkę wpadali wopiści i legitymowali gości.
- Wy tak razem? - powiedział jeden z nich, oddając im dowody osobiste.
- Tak, a nie wolno? - Wojciech w takich sytuacjach stawał od razu okoniem.
- To znaczy, że wy... no znaczy, tego? - uśmiechnął się dziwnie i jakoś lubieżnie.
Wojciech bał się, że zdradzi się jakimś gestem, nerwowo zaciskał końcówki palców, by nie zrobić czegoś niepotrzebnego. Rumieńca jednak nie dało się uniknąć.
- To chyba nasza prywatna sprawa, co tu robimy i w jakim charakterze jesteśmy, skoro mamy pozwolenie na pobyt w strefie nadgranicznej? - Wojciech nadludzkim wysiłkiem starał się nadać swemu głosowi neutralny ton.
- Tak, tak, znam ja was... - powiedział wopista uśmiechając się znacząco. Kręcąc się po sali co rusz łypał okiem w stronę chłopców.
- Jeszcze raz i po prostu podejdę i dam mu w pysk - powiedział Wojciech.
- I co, chcesz wylądować w więzieniu? Przyjmij to na spokojnie, tak jak ja.
Zaiste, opanowanie Michała mogło wręcz imponować. Wopista opuścił w końcu świetlicę i Wojciech nie bez kilku gorzkich uwag przeszedł nad zajściem do porządku dziennego.
Gdy wieczorem Wojciech poszedł się kąpać, prysznic był akurat zajęty. Czekając na swoją kolej, wyprał w letniej wodzie skarpetki i umył zęby. W pewnym momencie drzwi od kabiny otworzyły się i wyszedł z niej przepasany tylko ręcznikiem, z kropelkami wody na barkach, chłopak. Mimo pary unoszącej się w powietrzu, Wojciech z miejsca rozpoznał tego, który i tego i poprzedniego dnia dyskretnie go obserwował. Z miejsca poczuł, że krew płynie mu jakby szybciej. Chłopak położył przybory do mycia na zlewie, po czym opuścił ręcznik. Wojciech, który właśnie przygotowywał się do kabiny i kończył ściągać spodnie, w sposób prawie niekontrolowany zatrzymał wzrok na chłopaku. Mógł mieć może siedemnaście lat góra. Lekko przy kości, choć nie tyle tłusty ile po prostu masywnie zbudowany, bez charakterystycznego widoku wystających żeber. Spuścił wzrok niżej obserwując jeszcze nie do końca wykształcone włosy łonowe i pociągającą rzeźbę podbrzusza. Czuł jak mu napływa krew do członka, a stał już wyłącznie w majtkach, które zamierzał zdjąć w kabinie. Całe zajście trwało może kilkanaście sekund, podczas których Wojciech zdał sobie sprawę, że jest obserwowany z równą uwagą. Ich spojrzenia się skrzyżowały.
- Twoja kolej - powiedział chłopak. - Ale zanim wejdziesz, możesz mi wytrzeć plecy?
- No - odrzekł. Propozycja brzmiała neutralnie i czasem spotykało się ją na basenach i w innych okolicznościach, gdzie trudno było dać sobie radę samemu. To mogło być wszystko i nic, choć jego dotychczasowe doświadczenie z mężczyznami wskazywało raczej na to pierwsze. Wycierając plecy wiedział, że jeden delikatny, niekonwencjonalny ruch, muśnięcie nawet, starczy by doszło do porozumienia, by pękła i tak już nadwątlona bariera. W tym momencie przypomniał sobie o Michale i w ułamek sekundy podjął decyzję. Postanowił jednak odegrać się na chłopaku. Oddając ręcznik powiedział:
- No to teraz ja wskakuję. I zdejmując majtki dodał
- Popatrz sobie i na przyszłość nie podglądaj ludzi w kabinie. Bardzo tego nie lubię.
Chłopak chyba skorzystał z okazji, tym bardziej, że członek Wojtka nie znajdował się bynajmniej w zupełnie neutralnej pozycji, jednak szybko oblał się rumieńcem, odwrócił plecami i zaczął się ubierać. Wojciech, korzystając z rozluźnienia, wszedł do kabiny. Uśmiechnął się.
- No, pogoda zaczęła nam sprzyjać - powiedział nazajutrz rankiem Michał obserwując zza okna słońce wyzierające znad kotła Małego Stawu.
- Może Chatka AKT? To kawałek, ale naprawdę warto. No i musimy się liczyć, że dziś nie wrócimy.
- A kto nas tu trzyma?
Chatka Akademickiego Klubu Turystycznego, drewniane schronisko leżące wśród Bażynowych Skał działała na nieco innej zasadzie niż pozostałe górskie schroniska. Należała - i pewnie dalej należy - do Uniwersytetu Wrocławskiego i nie oferuje więcej niż miejsce na sienniku na strychu i kuchnię opalaną na drewno, którego jednakże należy sobie narąbać samemu. Jeśli akurat nie ma jednoosobowej obsługi, pieniądze na nocleg zostawia się w puszce, wpisuje do księgi meldunkowej i, o ile korzystało się z zapasów schroniska, uzupełnia się własnymi. Była odwieczną Mekką studentów, zwłaszcza tych ambitniejszych, młodych pracowników naukowych, romantyków gór; szerokim łukiem omijały ją wycieczki szkolne i inne formy zorganizowanego wypoczynku. Wojciech, który w chatce był kiedyś za dnia, postanowił sobie, że odwiedzi to miejsce. Pokrótce wyłożył Michałowi ideę schroniska.
- Forsa to nie problem, żarcie też nie, nawet jak zostaniemy tam na dłużej. Będziemy w końcu mogli pozbyć się naszej wałówki - zgodził się Michał.
Trochę niepokoiło go spanie na wspólnej sali, nawet jeśli miałby nią być nieoświetlony strych. Jedno nieopatrzne zachowanie mogło się skończyć kompromitacją.
Obsłudze schroniska zaznaczyli, że mogą nie pojawić się dzień lub dwa i wpisali się do księgi wyjść.
- Chatka AKT? - zdziwiła się kierowniczka. - Tam teraz nikogo nie ma oprócz Dzikiego, a i on może siedzi we Wrocławiu. Od grudnia w zasadzie nie ma ruchu, wiem, że do marca na pewno go nie było. Jest duże prawdopodobieństwo, że będziecie tam sami.
- Nie boimy się - odpowiedział ze śmiechem Wojciech.
Szlak szczytami był zamknięty, toteż zmuszeni byli zejść do Ścieżki nad Reglami, prowadzącej zielonym szlakiem mniej więcej trawersem wzdłuż całego głównego grzbietu. Nie jest to łatwa trasa zwłaszcza po deszczach i, skoncentrowani na omijaniu kolejnych przeszkód, głównie milczeli, sporadycznie wymieniając uwagi na temat trasy. Końcówkę, prowadzącą po zdradliwych kamieniach przerywanych dla urozmaicenia kałużami przebyli w całkowitym milczeniu.
- Wiesz co? - powiedział w końcu Michał. - Nie wiedziałem, że z tobą tak fajnie się milczy.
Wojciech w lot zrozumiał o co mu chodzi. Czasem można nic nie mówić godzinę a jednak mieć poczucie, że się jest razem. Jednak temat szybko upadł, bo zbliżali się do Bażynowych Skał a do Chatki nie prowadzi żadna oznakowana trasa, trzeba zdać się na mapę i intuicję. W końcu, po kilku błędach dotarli na miejsce.
Przywitał ich Dziki, gospodarz obiektu i żywa legenda tego miejsca.
- Macie szczęście, na razie cały obiekt jest do waszej dyspozycji. Tyle że drewno wyszło, będziecie musieli narąbać. No i ogień musicie sami rozpalić. Ja jadę do Jagniątkowa, wrócę jutro.
- Umiesz? - zapytał Michał.
- Raz rąbałem - odparł Wojciech, nie dodając, że ograniczyło się to do rozłupania kilku pni.
- To będziesz rąbał następny. Ja zajmę się przygotowaniem kolacji.
Rąbanie drewna Wojciech rozpoczął od skaleczenia dłoni, następnie walnął się w piszczel, rozrył policzek by skończyć na zwichnięciu nadgarstka równo z ostatnim uderzeniem siekierą. Gdy mimo wszystko tryumfalnie z dwoma pełnymi koszami drewna wrócił do chatki, ta była spowita dymem. Zaniepokojony wpadł do kuchni, będącej nieogrodzoną częścią dolnego pomieszczenia, pełniącego uniwersalną rolę świetlicy i jadalni. Powstrzymując kaszel zawołał:
- Michał, żyjesz?
- Żyję, chyba nareszcie chwyciło - dodał wyłaniając się z siwego dymu. - Masz to drewno?
- Mam. I chwilowo ręce i nogi również, choć szczęście było tak blisko...
Czarny od sadzy Michał popatrzył na zakrwawionego, przedstawiającego kupę nieszczęścia Wojciecha i nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Po chwili śmiali się obaj, długo, serdecznie. Nagle spoważnieli i popatrzyli na siebie zupełnie inaczej. Już nie da się ustalić, kto pierwszy zbliżył głowę. Końcówkami ust Wojciech wyczuł usta Michała. Długa chwila wahania, z obu stron. I moment, jakby nagły szczęk bitych szyb, uderzenie pioruna, początek lawiny. Zapomnieli się na chwilę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 12:14, 02 Mar 2011, w całości zmieniany 12 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 17:08, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
"skoro mamy pozwolenie na pobyt w strefie nadgranicznej" - właśnie do tego miałem się przyczepić, że w czasie stanu wojennego trzeba było mieć pozwolenie na pobyt w tzw "strefie przygranicznej" (ale trudno już nie mam do czego), sam na własnej skórze to przerabiałem chociaż w innych rejonach kraju, w okolicach Zawoji, Zubrzycy.
Pozdrawiam serdecznie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 18:05, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Schronisko nie zakwaterowałoby bez zezwolenia. Dla wyjazdów grupowych nie tylko w stanie wojennym zresztą. Osobiście potwierdzałem listy wycieczek rok później przy przygotowywaniu wycieczki na mój egzamin przewodnika młodzieżowego. To trwało sporo, chyba dopiero w 1986 odpuścili.
BTW co do możliwych niejasności jest jedna - bohaterowie łażą sobie pomimo godziny milicyjnej (jak łatwo ustalić, wydarzenia mają miejsce 24 kwietnia a godzinę zniesiono trzydziestego) no ale przecież przekraczanie przepisów jest możliwe. Reszta "wojennych" realiów się zgadza, choćby dlatego, że właśnie wtedy byłem w Karkonoszach i kombinowałem, które zamknięte szlaki obejść i w jaki sposób. Z Drogi Przyjaźni w zasadzie czynne były dwa odcinki: Szrenica - Hala Szrenicka oraz Polana pod Śnieżką - Rozdroże nad Stawami, oba tylko z powodu dojścia do schronisk z wyciągów krzesełkowych. Z zatwierdzonym przez milicję przewodnikiem wolno było wchodzić na Śnieżkę tzw. Śląską Drogą, tą wzdłuż granicy, indywidualni musieli wchodzić Drogą Jubileuszową, biegnącą po polskiej stronie. Ruch na całości szlaku przywrócono w r. 1984.
PS. Pisarku,. choć w zasadzie pisze o rzeczach znanych mi z autopsji, wszelkie wątpliwości staram się potwierdzać w źródłach, bo pamięć ludzka jest zawodna. Ale jak coś widzisz to krzycz natychmiast.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 18:39, 02 Mar 2011, w całości zmieniany 12 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 4:42, 03 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
- Ale naczynia też by się przydało pozmywać - zauważył kwaśno Michał, kiedy po kolacji siedzieli przy drewnianym stole, oddając się słodkiemu nieróbstwu.
- W regulaminie jest, że zmywaniem zajmują się kobiety. Ja odmawiam - odciął Wojciech.
- Jest także zdrowy rozsądek i on zdaje się ma zastosowanie uniwersalne. Poza tym wody do mycia przydałoby się nagrzać. Ale najpierw trzeba jej przynieść ze studni. Po ciemku, po tych kamiennych płytach...
Rychło okazało się, że każdy, nawet najdrobniejszy problem, rozwiązywalny nawet w stanie wojennym prozaicznym pstryknięciem włącznika, tu urasta do rangi wręcz egzystencjalnej. Gdy wykonali już wszystkie prace, które normalnie nie zajęłyby im godziny, było już dobrze po północy.
- I to ma być wypoczynek - stwierdził sarkastycznie Wojciech.
- A mnie się podoba bardziej niż w Samotni. Tu czujesz, że żyjesz. Nie miałbym nic przeciw temu, aby spędzić tu resztę naszego wyjazdu.
- Ale będziesz rąbał drewno. Poza tym w Samotni są nasze rzeczy, no i mogą nas szukać. To co, spacerek przed snem?
Wyszli na ganek a następnie wąską ścieżką przez niewielki las na otwarty teren. Noc była jasna, bezchmurna. W oddali majaczył czarny główny grzbiet Karkonoszy, będący tłem dla fantazyjnych skał na Hutniczym Grzbiecie.
- Widzisz to światło? To jest schronisko Odrodzenie i światła Spindlerovej Boudy. A tam masz Śnieżkę. Ta płaska kopuła to Smogornia. Coś fantastycznego. Mógłbym chyba do rana stać i to podziwiać. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Że stałbyś przy mnie. Jesteś nieodłącznym elementem tego piękna. Zastępujesz ducha gór, Liczyrzepę.
- Mam zacząć straszyć?
- W tej chwili? Niczego się nie boję.
Teraz. Już. Na to właśnie czekał od początku, po to tu przyjechał.
- Opowiedz mi o tym, co się wtedy stało. Nikt nie usłyszy, tylko ja i góry. Masz teraz siłę wyrzucić to z siebie. A musisz to zrobić, bez tego nie ruszysz z miejsca.
- Może faktycznie już na to czas? To słuchaj... I nie pytaj teraz, dopiero jak skończę.
Michał słuchał z rosnącym przerażeniem. Od początku, od aresztowania w toalecie, trudnych lat z ojcem, aż po zaciągnięcie w krzaki i brutalny gwałt. Wojciech rozwiązał się, nie szczędził szczegółów, opisywał spokojnie, beznamiętnie każdy detal, wszystko co pamiętał.
- Boże... Kto o tym wie?
- Ty. I to od teraz. Masz jakieś pytania?
- A o co tu pytać? Tylko tyle, dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej.
- Z kilku powodów. Po pierwsze, sprawa zaufania. Wtedy byliśmy na etapie rozpoznawania siebie. Po drugie - czyste wyrachowanie. Nie wiedziałem, jakbyś zareagował. Jeszcze wtedy mogłem cię stracić. Bardzo tego się bałem, byłeś mi potrzebny po prostu do tego bym mógł sobie wyobrażać, że przy mnie jesteś w momentach naprawdę kryzysowych. Trudno to osiągnąć w momencie zerwanych relacji...
- Fakt. Tyle, że już wtedy ci to nie groziło. Od pogrzebu twojego ojca już na pewno nie.
- Zaraz, co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał zaskoczony Wojciech.
- Ty nie bądź taki za bardzo logiczny i dociekliwy...
- A właśnie że będę. Nie zapominaj, że chodzimy do matematycznej szkoły. Czy to znaczy, że...
- Może znaczy. Może znaczy zupełnie coś innego. Ja sam do końca niewiele wiem i pewnych rzeczy nie umiem nazwać. Jedno jest pewne - właśnie wtedy się to zaczęło. Tak na dobre. Bo tak naprawdę wszystko zaczęło się zaledwie kilka kilometrów stąd, nie wiem czy pamiętasz.
- No jakbym mógł tej nocy nie pamiętać... Tuliłeś się do mnie jak do wałka. Byłeś rozgrzany jak piec w schronisku.
- Teraz pewnie jest ledwie letni i czeka, aż ktoś się zlituje i do niego dołoży. Wracamy.
- No. Dopiero teraz naprawdę czuję, jak jest zimno - Wojciech wzdrygnął się na wzmiankę o piecu.
- Może nie wiesz, ale właśnie tamtej nocy poczułem pierwszy raz w życiu coś do kogoś innego. Ile mieliśmy wtedy lat?
- Jedenaście.
Wybuchnęli śmiechem i ruszyli w stronę schroniska, którego szara bryła z majaczącymi światłami stawała się z każdą chwilą wyraźniejsza. Michał z jednej strony wciąż trawił brutalne szczegóły, z drugiej zastanawiał się, jak gładko wszystko poszło.
W schronisku wygasili światła i po skrzypiących schodach weszli na strych. Położyli się koło siebie, wsłuchując się we własne oddechy, szum wiatru za oknem, skrzyp dachu.
- I znów ta twoja łapa jest nie tam, gdzie powinna.
- Czy naprawdę musimy tak podchodzić do siebie jak agenci wywiadu? - zapytał Michał. Przecież i tak wiadomo, że skończy się jak zawsze...
- Czyżby? To się zdziwisz - to mówiąc Wojciech raptownie zmienił pozycję ciała, tak, że jego głowa znajdowała się teraz naprzeciw podbrzusza Michała. Co prawda jego członek był wyciągnięty, przygotowany do mającej nastąpić zabawy, Wojciech dodatkowo sprawnym ruchem ściągnął majtki do wysokości kolan, po czym natychmiast wsunął członek do ust i zaczął łapczywie ssać. Michał wydawał się obezwładniony tym atakiem, powoli przyjmował rytm ruchów i po chwili delektował się śliskością i gorącem. Wojciech tymczasem przysunął swe podbrzusze maksymalnie blisko twarzy Michała, prawie blokując mu oddech. Michał językiem badał nowy, nieznany teren, tak jakby na początku odczuwał wstrząs. Zrealizował sobie, że oddycha coraz ciężej, łapał nowe dreszcze dochodzące z lędźwi ale ani myślał się wyrwać z tego potrzasku.
- Uważaj, ja już..
Michał długo nie mógł dojść po najsilniejszym wstrząsie, jakiego doznał w swym osiemnastoletnim życiu. Trzymał rękę na wilgotnych jeszcze jądrach Wojciecha i powoli łapał równowagę. Nie wiadomo, kto zasnął pierwszy.
Postanowili, że w chatce spędzą jeszcze jedną noc i przy okazji podejdą do schroniska Odrodzenie na porządny obiad. Gdy późnym popołudniem zawitali do chatki, okazało się, że nie będą sami. Przy kuchni krzątał się szczupły mężczyzna w średnim wieku, z bródką. Jego fizjonomia z miejsca skojarzyła się Wojciechowi z naukowcem.
- Dzień dobry - przywitali się.
- Dzień dobry - odpowiedział mężczyzna - To wy tu mieszkacie?
- Tak - odpowiedział Michał.
- Krzysztof jestem. Bardzo mi przyjemnie.
Gdy dokonywali prezentacji, nagle rozległ się krzyk.
- Tata, gdzie tu jest kran?
- Nie ma. Musisz się umyć przy studni.
- A to mój syn, Rafał - odpowiedział na niezadane pytanie Krzysztof.
- Co? A ciepła woda jest?
- Nie ma, trzeba nagrzać.
- To ja chromolę takie schronisko.
Po chwili w kuchni pojawił się szczupły chłopak w wieku około trzynastu lat, w dżinsach i czerwonej kurtce.
- A oni to co? - pokazał palcem na Wojciecha i Michała.
- Też tu mieszkają.
Wojciech wzdrygnął się. Mały wydawał się nie mieć żadnego respektu dla nikogo, zainteresowany wyłącznie zaspokajaniem własnych potrzeb.
- Tata, gdzie tu podłączyć magnetofon?
- Rafał, tu w ogóle nie ma prądu. To nie takie schronisko jak to, w którym byliśmy wczoraj.
- To pokaż mi nasz pokój, rozpakuję się.
- Nie ma pokoju. To znaczy wszyscy śpią na strychu.
- I ja mam spać z tymi grubasami?
Rafał był wstrząśnięty do tego stopnia, że nie odezwał się przez jakiś czas i z obrażoną miną siedział przy stole. Tymczasem Wojciech przypomniał sobie, że jeszcze nie narąbali drewna.
- Ja już nie idę. Jeszcze do dziś boli mnie nadgarstek. To już wolę pozmywać naczynia.
Przygotowanie posiłku zajęło im ponad godzinę. Drewna narąbali Michał z Rafałem, który o dziwo zgodził się coś zrobić a do chłopaka od razu poczuł coś w rodzaju sympatii. Zasiedli do kolacji. Wojciech czuł się nieco dziwnie siedząc przy stole i jedząc to co wszyscy.
- Posmaruj mi kanapkę - powiedział nagle Rafał. Wojciech nie zorientował się, że te słowa są kierowane do niego, pojął dopiero, gdy jego wzrok padł na leżące tuż pod nosem masło i nóż. Lekko się wzdrygnął ale prośbę spełnił.
- A ty dolej mi wody do herbaty. Proszę - celowo zaakcentował to słowo. Krzysztof uśmiechnął się. Atmosfera przy stole rozluźniała się z każdą minutą, rozmowa schodziła na różne tematy. Krzysztof był adiunktem na Akademii Medycznej, co żywo zainteresowało Michała, który skorzystał z okazji, by dowiedzieć nurtujących go rzeczy. W końcu Krzysztof spojrzał na zegarek.
- Rafał spać. Idź do studni, umyj ręce, tylko się nie wywal po drodze.
- A mogę iść z Michałem?
Popatrzyli na siebie w zdumieniu i roześmiali się. Chatka potrafiła naprawdę sprawiać cuda.
- Czemu nie?
Było co prawda późno, ale nikomu nie śpieszyło się spać. Zresztą, cisza nocna w tym obiekcie trwa od czwartej do czwartej piętnaście. Gdy już we trójkę siedzieli przy stole, Krzysztof stwierdził:
- Wy świetnie się rozumiecie. Jesteście przyjaciółmi?
- Od dziecka.
- Bo wyglądacie jak para chłopaków. Ale jeśli nawet, to przecież nic złego, wy macie coś takiego, że się wzajemnie uzupełniacie, w wyglądzie, w zachowaniu. Jest między wami pewien indywidualny kod, który wskazuje na większą zażyłość niż tradycyjna.
- Obaj mamy dziewczyny i zapewniam pana, że jesteśmy najnormalniejsi pod słońcem, jeśli o to panu chodzi - to mówiąc Wojciech uzmysłowił sobie, że od początku wyjazdu chyba raptem dwa razy pomyślał o Monice.
- Ależ ja nic nie sugeruję. Tak sobie tylko rozważam. A temat nie jest mi obcy, w szkole średniej przyjaźniłem się z pewnym chłopakiem. I na przyjaźni się nie skończyło. Stąd pewne wasze zachowania od razu mi przywodzą coś na myśl. I też wtedy miałem dziewczynę - roześmiał się - która mi zresztą spłodziła tego potwora - wykonał znaczący ruch podbródkiem w stronę stropu.
- E tam od razu potwór... fajny dzieciak, tylko trzeba umieć do niego podejść - stwierdził Michał.
- I co się stało? - chciał wiedzieć Wojciech. Zastanawiał się, czy pytanie jest na miejscu, chyba nie w każdych okolicznościach by je zadał.
Krzysztof zasępił się.
- Popełnił samobójstwo. To było w okolicach mojego ślubu...
Nagle Wojciech zdał sobie sprawę z pułapki, w jakiej się znalazł. Michał, który może nawet się rzeczywiście w nim zakochał, w pewnym momencie będzie chciał mieć normalną rodzinę, dom, dzieci. Ma do tego prawo. Tak jak miał Krzysztof. Spojrzał na Michała. Ten od razu dostrzegł przestrach w jego oczach. I od razu odgadł, co on oznacza.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 5:19, 04 Mar 2011, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 21:38, 03 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Jeszcze trochę fot przed dłuższą przerwą - praca, inne obowiązki wołają a nawet drą się wniebogłosy.
[link widoczny dla zalogowanych]
To jest właśnie chatka AKT. Po prawej stóg narąbanego drewna. Rzeczywistość jest jednak o wiele bardziej brutalna
[link widoczny dla zalogowanych]
Bażynowe Skały. W ich okolicach znajduje się Chatka.
[link widoczny dla zalogowanych]
Hutniczy Grzbiet - miejsce akcji. W takich okolicznościach Wojciech wyznał Michałowi prawdę.
Do zobaczenia za jakiś czas. Pozdrawiam czytelników.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 21:43, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 3:53, 04 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
- Ale dziś bez szaleństw - szepnął Wojciech, kiedy skrzypiącymi stopniami wchodzili na górę.
- Pewnie - odpowiedział tym samym tonem Michał - odbijemy to sobie w Samotni.
Spokojny sen przerwało Wojciechowi nagłe szarpnięcie za ramię. Wyrwany brutalnie prosto w prawie idealną ciemność, nie od początku zorientował się, o co chodzi.
- Wojtek, ja cię przepraszam, ale możesz mi pomóc? Chce mi się siku a boję się zejść do toalety - rozległ się szept Rafała.
Miało to sens. Aby dotrzeć do toalety, trzeba było przejść przez całe podwórze, w ciemności. Dla skończonego mieszczucha, jakim był bez wątpienia Rafał, zadanie to było niewykonalne. Wojtek, przeklinając, że pozwolił Michałowi spać pod ścianą, czym stał się bardziej dostępny, niechętnie zwlókł się z leża.
- Dlaczego nie obudziłeś taty? - zapytał Wojciech, kiedy byli już na dole.
- Próbowałem. Odburknął "radź sobie sam" i spał dalej. On uważa, że jestem na tyle samodzielny, że nie potrzebuję pomocy.
Załatwiwszy sprawę, wrócili do kuchni.
- Zrobisz mi herbaty, proszę? - zapytał Rafał. Wojciech uśmiechnął się, jednak lekcja nie poszła w las.
- Tak, żebyś mnie znów budził? A w ogóle jak w tych ciemnościach poznałeś że to ja?
- Po włosach. Michał ma krótsze. Poza tym znów mi zimno.
Ogień pod płytą jeszcze się palił, zapasu esencji było chyba na dwa dni, więc Wojciech, zredukowawszy fajerki, nastawił czajnik.
- Jacy wy jesteście fajni - powiedział Rafał zza kubka parującej herbaty.
- E tam, zwyczajni. A dlaczego tak sądzisz?
- Bo ze mną rozmawiacie. Bo mnie zauważacie. Ja się więcej dowiedziałem od Michała podczas tego machania siekierą niż od własnego ojca przez ostatni miesiąc. Ciągle tylko: nie marudź, nie zawracaj mi głowy, jestem zajęty, poczytaj książkę, oglądaj telewizję. Nawet jak jest w domu, to go nie ma.
- A wasza mama?
Rafał zamilkł na moment.
- Umarła trzy lata temu. Tak, jak była mama to było zupełnie inaczej. Wtedy oboje mieli dla mnie czas. A teraz? Aby ojciec mnie zauważył, przestałem się uczyć i pokazowo złapałem kilka luf. To wiesz co zrobił? Załatwił mi korepetytora. Korepetytor po jednej lekcji stwierdził, że mnie niczego nie nauczy, bo ja wszystko umiem. I dalej to samo. Ta wycieczka w góry to tylko i wyłącznie wygrany zakład. Założyliśmy się, że wyciągnę fizykę na cztery na okres z trzech dwój i piątki. Zapytał się, co chcę, jak wygram zakład. Książkę? Super ciuch? Nowy magnetofon? A ja mu: nie, tata, pojedziesz ze mną na trzy dni w góry. Starał się wymigać, ale on jest generalnie człowiekiem honoru. No i jestem - zakończył tryumfalnym uśmiechem.
- I podoba się?
- Tak, już wczoraj przyzwyczaił się do tego, że ja też jestem, chociaż rozmawia się z nim ciężko. Ciągle myśli, że ma studenta przed sobą. A wy tak mówicie, że ja was rozumiem. Poza tym pozwalacie mi być ze sobą, robić to samo, popełniać błędy. Wiesz jak fajnie się z Michałem rąbało drewno? A ile śmiechu przy tym było? To prawda, że mało się nie zabiłeś przy rąbaniu?
- Michał ma bujną wyobraźnię - zgryźliwie zauważył Wojciech. - On za to mało się nie spalił rozpalając ogień.
Wybuchnęli śmiechem.
- Jest cisza nocna. Jeszcze siedem minut. Wracamy na górę.
Po śniadaniu, przygotowanym przy wydatnym udziale Rafała, na co Krzysztof patrzył z lekkim osłupieniem, przyszedł czas pożegnania. Rafał rozpłakał się porządnie i na kilka minut, co Krzysztof przyjął bez zaskoczenia.
- Dziękuję wam chłopaki. Zdaje się, że wróciliście mi syna na ziemię.
W Wojciecha coś wstąpiło.
- Możemy na chwilę na dwór?
Gdy już wyszli, Wojciech odezwał się:
- Nie obrazi się pan? To nie on odszedł, to pan odszedł od niego. W nocy obudził mnie abym zaprowadził go do toalety. I trochę sobie pogadaliśmy. Wie pan jak on pana pragnie przy sobie? Niech się pan cieszy, że skończyło się na kilku dwójach i uwagach w dzienniczku. Mogło o wiele gorzej. I niech pan uwierzy, wiem o czym mówię. Ta wycieczka z Michałem jest również konsekwencją braku miejsca dla mnie w rodzinie, co skończyło się tragicznie. Michał pomaga mi po prostu dojść do siebie. Pan swojego syna jeszcze ma. I - co najważniejsze - on chce z panem współpracować. Niechże pan to zauważy. On swoim zachowaniem celowo chce przyciągnąć uwagę. Nie mógł inaczej, będzie szokował, uciekał, robił cokolwiek, by pan go dostrzegł.
Krzysztof nie od razu odpowiedział, wpatrując się tępo w świerki rosnące przy płocie.
- Na co idziesz na studia?
- Ja? Pewnie na anglistykę, a dlaczego?
- Szkoda. Masz zadatki na rewelacyjnego psychologa. A na pewno obaj będziecie wspaniałymi ojcami. W jeden wieczór zrobiliście to, czego mi się nie udało przez rok. Niech wam się dzieje jak najlepiej.
- Patrz, mamy dobry uczynek, uratowaliśmy duszyczkę - zauważył Wojciech, kiedy pakowali plecaki.
- Może nawet dwie naraz.
W Samotni, do której wrócili już spokojniejszą drogą przez regle, panował zwykły ruch. Grupa młodzieży zawodziła przy gitarze:
Burza na morzu szalała
A piorun pierdolnął w szalupę...
Tyle, że okazało się, że nikt nie wie, co było dalej. Wojciech przypadkiem wiedział, ale zatrzymał to dla siebie, głównie w trosce o uszy innych. Wieczór wyraźnie nabierał barw.
- Dajcie mi tę gitarę - powiedział w pewnym momencie. Sprawdził strój, wykonał kilka próbnych akordów i zaczął:
Skulony w jakiejś ciemnej jamie smaczniem sobie spał
I spały wilczki dwa, zupełnie ślepe jeszcze...
Znający piosenkę szybko podjęli słowa i pieśń potoczyła się wartko. Wojciech był ciekaw reakcji Michała i spojrzał na niego. Ten siedział blady, nieruchomy. Napotkawszy wzrok Wojciecha, wykonał głową gest w stronę drzwi. Wojciech wiedziony odruchem spojrzał w tamtym kierunku. W drzwiach stało dwóch wopistów. A on grał i śpiewał zakazaną piosenkę. Mimo, iż zawartość żołądka w jednej chwili podjechała mu do gardła, dziarsko dokończył utwór. Tylko czekał, aż ci podejdą do niego. Wopiści jednak dalej twardo stali w drzwiach a Wojciech, nieco uspokojony, przeszedł na klasyczny repertuar, Beatlesów, piosenki rajdowe, zresztą bawiono się w formule jam session, kto chciał - grał, kto chciał - śpiewał, gitara krążyła z rąk do rąk.
Wopiści rzeczywiście podeszli po jakimś czasie.
- Możemy Obławę na bis?
- Tak, i zaraz mnie aresztujecie za publikację niedozwolonych treści.
Ci roześmieli się.
- Gdyby tak miało być, dawno byśmy to zrobili. Ja wiem, co o nas myślicie. Najeźdźcy z własnego kraju, bandyci, mordercy. A przecież sam wiesz, że tak nie jest. Myślisz że nas ktoś pytał czy tu chcemy być? Czy nam się podoba? Ja nie zdałem na studia i mnie zgarnęli. Z mazowieckiego, z Ciechanowa jestem. Kolega z niedaleka, z Ostrołęki. I od razu dali do pogranicza. Może to i lepiej, nie rozbijamy demonstracji, nie pałujemy ludzi.
Wojciech słuchał w milczeniu. Zastanawiał się, co by to było, gdyby to właśnie on znalazł się takiej sytuacji. Nie zdaje, biorą do wojska, zaczyna się wojna... Wzdrygnął się.
- Tylko żeby nie było, że to my zamawialiśmy - poprosili oddalając się w najciemniejszy kąt sali.
Siedzieli obaj w pokoju w dość ponurych nastrojach mimo bardzo przyjemnego wieczoru na świetlicy.
- Wszystko już spakowałeś? - zapytał Michał. - Żeby nie było rano szamotania. Eh, zostałby człowiek jeszcze na tydzień.
- A szkoła? Przecież i tak nas cudem puścili, tylko dzięki twojej mamie.
- I tak zaraz będą matury i jedziemy na kolejną wycieczkę. Ale kładziemy się już spać.
Leżeli długo milcząc. Pierwszy odezwał się Michał.
- Mogę pytanie? Ale wiesz, ono dotyczy tego gwałtu.
- Wal śmiało.
- Mówiłeś, że tam też ci wkładali, no wiesz. Bolało?
- Nawet bardzo. Przecież oni mnie w tamtym miejscu prawie rozerwali. Stamtąd właśnie krwawiłem. W domu bałem się na początku usiąść na czymkolwiek, by nie zostawić śladów. Cały czas nosiłem tam papier...
- Mogę cię o coś poprosić?
- No?
- Daj mi pogłaskać tamto miejsce.
Wojciecha prawie zamurowało. Tego nie przewidział.
- Bo?
- Bo chcę, aby nie było tak, że to należy do nich. Na razie tylko oni tam byli, prawda?
- No... A nie brzydzisz się?
- A niby czego? Przecież to jest takie samo miejsce jak każde inne. A dotykanie tam jest przyjemne, jak się samemu robi. Tak przecież natura nas skonstruowała, że dała nam przyjemność w wykonaniu rzeczy, które są niezbędne dla podtrzymania życia. Sytość, orgazm, wreszcie przyjemność w dbaniu o higienę miejsc intymnych.
- Ja już się kąpałem - uśmiechnął się Wojciech.
- Tym lepiej.
- Ale nie suchymi palcami. Weź jakiś krem. O tak, właśnie, delikatnie... nie, nie boli... tak, możesz... wolno... tak, jest tam, czuję... o tak, jest cudownie... pchnij... tak...
To była bardzo długa i gorąca noc. Ostatnia w schronisku. Wojciech bał się, że ostatnia ich noc spędzona razem. Tego bał się najbardziej.
Kilka dni po powrocie zadzwonił do niego Michał.
- Dostałem a w zasadzie dostaliśmy list. Nie zgadniesz od kogo. Od Rafała z tatą. A w liście niespodzianka, pewnie cię ucieszy.
- Nie mów, że pieniądze.
- Nie, właśnie nie, bilet na mecz Śląsk - Wisła, podwójne zaproszenie.
- Bomba! Już myślałem, że w ogóle się nie załapię. Pójdziemy?
- No jasne!
O tym meczu mówiło całe miasto. Śląsk szedł pewnie na mistrza Polski, drugiego w historii. Za nim w tabeli po piętach deptał mu Widzew, też w silnym składzie, ze Zbigniewem Bońkiem. Ostatni mecz sezonu Śląsk grał u siebie, ze słabą na wiosnę Wisłą. Śląskowi wystarczyło mecz zremisować, by być mistrzem. Bilety przed meczem osiągały astronomiczne ceny mimo kar za tak zwaną spekulację w stanie wojennym. Taki bilet to był po prostu prezent od losu.
W Dzień Zwycięstwa zasiedli więc na wypełnionym po brzegi stadionie na Oporowskiej. Czuć było napiętą atmosferę, widownia odgrodzona była od boiska szpalerem żołnierzy stojących w bojowej pozycji wzdłuż całej bieżni. Mecz rozpoczął się ospale i taki był w pierwszej połowie. Michał na piłce znał się średnio, Wojciech zaś przeżywał każde zagranie.
- Coś tu śmierdzi. To nie ten sam Śląsk, co jeszcze przed dwoma tygodniami. Grają zupełnie bez jaj. Zobaczysz, Wiślacy zaraz strzelą bramkę.
- E tam, Śląsk wygra.
- Zobaczysz.
Istotnie, zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy bramkę zdobywa Skrobowski i to mimo prawie udanej interwencji objawienia sezonu, bramkarza Jareckiego. Na kilka minut przed końcem meczu sędzia międzynarodowy, Alojzy Jarguz, znany choćby z "Piłkarskiego pokera" dyktuje karnego dla Śląska.
- Nie strzelą - mówi Wojciech, najwyraźniej wściekły.
- E, kraczesz.
- Nie, oglądam mecz, widzę, co się dzieje. Ty chyba też ślepy nie jesteś?
- Nie widzę połowy tego, o czym mówisz.
Ale istotnie, Pawłowski strzela nad poprzeczkę. Cynicznie, z premedytacją. Mecz się kończy, Wojciech płacze.
- Nie mów, że aż tak to przeżywasz.
- Chuje, to czyste oszustwo, nie widziałeś? Przecież to sprzedany mecz.
Michał położył rękę na ramieniu Wojciecha.
- To nie jest ważne. Chodź do mnie, w domu nikogo nie ma, uspokoisz się.
O ile tego dnia wzrosło zaufanie Wojciecha do Michała, na pewno spadło do sportu. Już nigdy nie oglądał piłki z takim zaangażowaniem jak dotychczas.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 16:49, 05 Mar 2011, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomeck
Wyjadacz
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 11:22, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Homowy brak mi słów, po prostu majstersztyk.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 16:14, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Homowy wybitnie sobie cenię Twoje opowiadania, nie tylko za styl, ale również za całą resztę łącznie z niesamowitą dokładnością. Ale ponieważ lubię się czepiać to w końcu odniosłem sukces, znalazłem jeden błąd!!!
"...Ja wiem, co o was myślicie."
Powinno być ...Ja wiem co o nas myślicie...
Znając Twój profesjonalizm uważam to za swoje niewątpliwe osiągnięcie, do reszty nijak doczepić się nie mogę, bo nic innego nie znalazłem, raz tylko miałem wrażenie że coś nie tak było z mlekiem, ale być może to mylne wrażenie powstało na wskutek połączenia z innym Twoim opowiadaniem ( bo przecież Wojciech mleka nie może), szukając dokładnie już nie znalazłem tej nieścisłości.
Pozdrawiam i czekam na kolejny odcinek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomeck
Wyjadacz
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 16:19, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Pisarku czy Ty się aby nie minąłeś z powołaniem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 16:22, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Homowy mi niezwykle imponuje swoimi tekstami i drobiazgowością, stąd też taka moja mała fiksacja. W innych tekstach nie chce mi się tego robić bo błędów jest naprawdę spora ilość, niektóre teksty składają się z samych błędów praktycznie więc jaki jest sens poprawiać.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Sob 16:24, 05 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 16:52, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Nic się nie stało, bywa. Dziękuję za wyłapanie, nic mnie nie tłumaczy. Czytałem tę linijkę wiele razy, zaćmienie umysłu A może taka anegdotka. Moja drobiazgowość wzięła się z czasów gazety, kiedy robiłem sporo literówek. Kiedyś wszedłem z korektorem w tzw deal: jeśli w tekście powyżej 4 000 znaków, zrobię 3 literówki albo więcej, stawiam piwo. Jeśli nie - stawia on. Na początku byłem sporo pod kreską...
A co do następnego odcinka: te %$%^# w pracy dowaliły mi trochę roboty, więc wolałbym najpierw nie podpaść... Postaram się pod koniec tygodnia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 16:57, 05 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 17:01, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Widzę jak się starasz po ilości dokonywanych zmian. Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3182
Przeczytał: 87 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 17:04, 05 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
A to inna sprawa. Jeszcze w wersji txt (pracuję w gedit z korektorem) czytam tekst wiele razy, ale ja przecież ja wieczny malkontent jestem (co widać po czepianiu się innych tekstów) i nigdy nie jestem do końca zadowolony. Czasem to jest tylko jedno bardziej precyzyjne słowo, czasem zdanie, dopisek, literówka też. A pracować nad językiem muszę, bo moja polszczyzna jest coraz gorsza. Dlatego również się cieszę za dodatkową korektę.
Pozdrawiam serdecznie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|