 |
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 0:18, 08 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Ależ tak, tylko dość podobne problemy mają np. Murzyni czy emigranci. Jako emigrant dość starej daty widzę spore podobieństwo, choć rzecz jasna toutes proportions gardees, to jednak jest łatwiejsze, zwłaszcza że miałem szczęście dobrze znać język. Różnica polega jednak na dwóch rzeczach. Po pierwsze homoseksualizmu nie widać, co wbrew pozorom może być przyczyną kłopotów, np. nieoczekiwane spotkanie matki Michała i Wojciecha. Po drugie - do emigranta się w końcu przyzwyczają, na geja czekają zawsze jakieś niespodzianki.
Ale bardzo mi się podoba, co napisałeś, bo świadczy o tym, że (będę nieco nieskromny) trafiłem do takiego czytelnika, jakiego sobie wyobrażałem, myślącego, wrażliwego, widzącego wiele aspektów życia. Zatem dziękuję raz jeszcze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Gabryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
|
Wysłany: Wto 0:45, 08 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Poza tym powinieneś dokończyć swoje wcześniejsze historie, bo brakuje takich opowiadań w necie, mimo że lubość bohaterów do "okrągłych" chłopaków nie bardzo pokrywa się z moimi upodobaniami.
I ja również dziękuję, że poświęcasz czas, żeby dać nam kolejne części.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gabryś dnia Wto 0:47, 08 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 0:56, 08 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Jak będę miał więcej czasu. na razie chciałbym skończyć to. A oprócz tego pracuję, dokształcam się, działam w wolontariacie, kocham, pomagam. Wszystko to obowiązki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 6:34, 08 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
- U was w szkole nie organizują żadnych obozów, nic? - spytała matka, kiedy przypadkiem znaleźli się sam na sam.
- Coś tam jest ale dlaczego mama pyta? Przecież mamy jechać do Świnoujścia na wczasy a sierpień spędzić w Szklarskiej Porębie, prawda?
Matka zasępiła się.
- Obawiam się, że będziemy musieli zmienić wakacyjne plany. Andrzeja wyślemy na kolonię do Radkowa a ty znajdź sobie coś w szkole. Tylko coś takiego, by było nas na to stać. W sierpniu pojedziecie do dziadków.
- Tata?
Matka nie odpowiedziała. Po chwili milczenia dodała:
- Poza tym wykarmią was porządnie, odpoczniecie trochę od kolejek i biegania za wszystkim.
- Mama, powiedz, jest tak źle?
- Nie martw się, zawsze jest nadzieja...
Ton jej głosu jednak wskazywał, że jeśli jakaś jest, to nader mglista. Tak naprawdę nie wiedział, na co ojciec chorował, dopiero ze strzępów jakiejś podsłuchanej rozmowy dowiedział się, że to białaczka. Encyklopedia, którą miał w domu, zawierała tylko trzyzdaniowy opis, z którego nic nie wynikało. Wojciech grzebał w książkach medycznych w bibliotece, nie rozumiejąc z nich za wiele. Ale kogo zapytać? Panią Helenę? Od czasu wpadki w przychodni nie widział się z nią i niespecjalnie tęsknił za spotkaniem. Doktorowi Robaczkowi nie chciał zawracać głowy, zostawiał go sobie na najcięższe sytuacje. Zagadnął więc o to przy najbliższej okazji dobrego w biologii kolegę z klasy, którego z niewiadomych powodów nazywali gajowym Maruchą.
- To rozrost białych ciałek krwi. Szpik produkuje ich za wiele, toteż mają złe warunki rozwoju i nigdy nie dochodzą do postaci, w której mogą pełnić swą funkcję. Jak wiesz, białe ciałka odpowiadają za odporność, więc w tym przypadku odporność organizmu zanika. Spada krzepliwość krwi, chorego może wykończyć nawet zwykłe zacięcie przy goleniu.
- Jest na to jakiś lek?
- Jak to na raka. Raz się uda a raz nie. A dlaczego pytasz?
- Mam podstawy sądzić, że ktoś w rodzinie na to choruje.
Był mu wdzięczny nie tylko za informację, ale również za to, że nie ciągnął tematu. Gajowy Marucha należał do tej grupy kolegów z klasy, których cenił za ogromną wiedzę i jednocześnie unikał jak ognia. Intelektualnie czuł się przy nim karłem, jedyne miejsce, gdzie mogli ze sobą porozmawiać to stolik brydżowy. Jednak gdy potrzebował jakiejś wiedzy, mógł uderzyć do niego jak w dym. Z drugiej strony gajowy Marucha w tajemniczy sposób pozbawiony był zdolności językowych i w przypadku jakichkolwiek problemów z rosyjskim czy angielskim pytał się Wojciecha, co temu dawało dziką satysfakcję, której jednak nigdy nie okazał. Jak też nigdy nie demonstrował swej przewagi pod tym względem.
Tak oto znalazł się na obozie przysposobienia obronnego. W latach osiemdziesiątych organizowano je dla młodzieży licealnej, przy czym były zupełnie bezpłatne; koszty ponosiło kuratorium oświaty, umundurowanie zapewniała Liga Obrony Kraju a logistycznie i organizacyjnie pomocy udzielało Wojsko Polskie. Wojciech był wściekły. Michał w Pradze, Romuald we Włoszech, Monika we Francji, cele podróży innych może nie były tak atrakcyjne, ale przecież nikt nie jechał do Brzegu Dolnego. Brzegu Dolnego! Niecałe trzydzieści kilometrów za Wrocławiem.
- Mama, to prawie tak, jakby ten obóz odbywał się na Leśnicy lub Psim Polu.
- Wojtek znów zaczynasz? Mnie nie stać...
I znów stara śpiewka - pomyślał wściekle. Nie miał jakichś wielkich wymagań, ale w tym momencie poczuł się jak wepchnięty gdzieś na siłę, z łaski, byle taniej. Prawie tak jak podczas Gwiazdki, zawsze hojniejszej dla Andrzeja niż jego. Teraz też jechał w o wiele gorsze miejsce. Z kwaśną miną wlókł się na dworzec Świebodzki. To była jedna z nielicznych osłód. Lubił ten dworzec, jakże inny od zatłoczonego głównego, o ciekawej architekturze, spokojny. Był to dworzec czołowy, to znaczy pociągi z niego kończyły bieg lub zaczynały, a tory kończyły się przy wejściu do holu. To dawało mu jeszcze jednego uroku - mógł być ładnie wkomponowany w perspektywę ulicy i projektanci to wykorzystali. Minusem było to, że odchodziły z niego pociągi tylko w trzech kierunkach - na Ścinawę, Jelenią Górę i Legnicę, toteż Wojciech nie korzystał z niego zbyt często. Może dlatego odjazd ze Świebodzkiego był dla niego atrakcją samą w sobie.
Tu będzie twój namiot - powiedział mu dowódca, mężczyzna w średnim wieku o wojskowych manierach. Rozgość się, pościel łóżko, później zgłoś się po mundur. Obiad będzie o pierwszej a o trzeciej jest zebranie. Do tego czasu macie się oporządzić.
Wojciech rozejrzał się nieufnie. Jedyne łóżko, jakie było wolne, znajdowało się na samym końcu, z dala od bulaja, w najciemniejszym zakątku namiotu typu beczka.
- Cześć - rzucił.
- Cześć - odpowiedziało w różnym tempie pięciu chłopców, z którymi przyszło mu spędzić najbliższy miesiąc. Wojciech się ich po prostu bał. Wyobrażał sobie, że na tym osobie znajdzie się biedota z całego miasta, w tym sporo elementu. A z takimi ludźmi nie umiał nie tylko ułożyć sobie życia ale nawet rozmawiać. Z lekkim przestrachem w oczach wodził po nowych twarzach i z ulgą stwierdził, że nie wyglądali najgorzej.
- Skąd jesteście?
Okazało się, że był jedynym wrocławiakiem w grupie, reszta to Oleśnica, Strzelin, Milicz, Trzebnica.
Na łóżku obok siedział chłopiec zdecydowanie młodszy od niego, blondynek o wyłupiastych oczach i odstających uszach i szarpał się z igłą, usiłując zszyć jaskrawo czerwoną nitką nogawkę od spodni od munduru. Nie szło mu. Igła wbijała się w palce, chłopak miał prawie łzy w oczach.
- Będziesz wyglądał jak idiota w tych spodniach - powiedział chłopak z dalej położonego łóżka. - Przecież to widać.
- Eee tam - powątpiewał szamoczący się ze spodniami chłopak.
- Jak masz na imię? - zapytał Wojciech.
- Robert.
- Krawiec - rzucił niby dowcipnie krytykant. I od tej poty nikt na niego nie mówił inaczej.
- Zostaw to, później pomogę ci zszyć - powiedział Wojciech. - Ile masz lat?
- Piętnaście. Idę do pierwszej zawodowej.
- Trzynaście bym ci dał najwyżej - powiedział inny chłopak. Wojciech zauważył, że Krawcowi z niewiadomych powodów zrobiło się przykro.
Na zebraniu wybrano go starszym namiotu. W skrócie jego rola polegała na pilnowaniu porządku, rozwiązywaniu ewentualnych konfliktów i nadzorowaniu wykonywania innych poleceń kadry. I już pierwszego wieczora zauważył, że starsi chłopcy upatrzyli sobie Krawca za ofiarę. Po kilku dniach sytuacja zaczęła się jeszcze pogłębiać. Nie bardzo wiedział co ma robić. Usiłował porozmawiać o tym z dowódcą.
- No jest ofermą, fakt. Ale jak dostanie trochę wycisku, to mu się nic nie stanie. Zróbcie z niego mężczyznę, tylko nie przeginajcie.
Wojciech nie bardzo wiedział, co dowódca ma na myśli. Bić go nie zamierzał a znęcania się nad młodszym nie tolerował. Nie wytrzymał, kiedy jeszcze tego samego wieczora jeden ze starszych kazał Krawcowi wyczyścić jego buty.
- Nie. Sam je wyczyścisz.
- Ale co? Korona spadnie mu z głowy?
- A tobie spadnie? Krawiec nie wyczyści ci tych butów. Ani teraz ani nigdy.
Wystraszył się stanowczości własnych słów. Zauważył jednak, że wśród tych chłopaków, lepiej zbudowanych, wyższych, ma autorytet i posłuch.
- No dobra... Ale to mięczak. A w nocy sobie trzepie konia. Sam widziałem.
- Nie rozmawiamy teraz o dręczeniu zwierząt pociągowych a czyszczeniu butów - powiedział, choć temat go jako żywo zainteresował. Śmiech pozostałych chłopaków załagodził napięta atmosferę.
Dla Wojciecha był to zresztą nie lada problem. Przywykł zaspokajać się przed snem, tu jednak musiał z tego zrezygnować. Krawiec spał łóżko obok, naprzeciwko Sebastian, obaj mogliby zobaczyć za wiele. O tych sprawach rozmawiało się, jednakże Wojciech nie sądził, by ktoś to robił w namiocie. Często zasypiał jako ostatni i nie spostrzegł niczego podejrzanego. Sam robił to najczęściej w starym, zaniedbanym parku na tyłach obozu, zaszywając się w najgłębsze krzaki. Zauważył również, jak chłopcy rano maskują swoje poranne wzwody. Dotąd sądził, że przytrafiają się tylko jemu.
Zauważył jeszcze co innego - że Krawiec wstaje z mokrymi spodniami od piżamy. Czyżby sikał w nocy do łóżka? Postanowił to sprawdzić. Jako starszy namiotu mógł sprawdzić, jak łóżko jest posłane i któregoś poranka, wykorzystując to, stwierdził, że jest lekko wilgotne. Dodatkowo zapach moczu był coraz mocniejszy. Bał się, że jak to chłopacy odkryją, nie dadzą mu spokoju do końca. Któregoś wieczora odciągnął go na bok.
- Zanim pójdziesz spać, leć do latryny i się wysikaj.
Krawiec zrobił się czerwony i bez słowa spełnił polecenie. Wiedział o co chodzi. Przy rannej kontroli łóżek Wojciech stwierdził z ulgą, że tym razem jest sucho. Korzystając z tego, że ma dyżur na kompanii, zmienił Krawcowi prześcieradło w łóżku.
Prawdziwym przeżyciem była pierwsza wspólna kąpiel. Obóz znajdował się obok internatu Zespołu Szkół Zawodowych, starego, poniemieckiego gmaszyska urządzonego chyba jeszcze przed wojną. Mieszkały w nim dziewczyny, jednak z łazienki korzystali wszyscy, rzecz jasna w swoich godzinach. Jeden dzień w tygodniu przewidziano na kąpiel. Łazienka była dużą salą wymalowaną na zielono, z prysznicami, bez żadnych przegród. Na swą pierwszą kąpiel Wojciech szedł z duszą na ramieniu. Tak naprawdę nikt go jeszcze nie widział nago. Facetów nie liczył, bo i tak ich nagich nie widział, zresztą im chodziło o to co jemu. Doktora Robaczka pomijał ze względu na profesjonalne zainteresowanie jego ciałem. Gorączkowo myślał, jakby tu się wymigać od wspólnej kąpieli.
- Panie dowódco, o czwartej jest przejęcie dyżuru na kompanii a ja zaczynam.
- Jak się wykąpiesz. Ci z drugiej kąpali się wczoraj, więc jeden może posiedzieć dłużej.
Zatem nic z tego. Z duszą na ramieniu jako ostatni do łazienki. I wiedział już że popełnił błąd. Wielu chłopców, którzy zauważyli ten moment, z miejsca zaczęli na niego patrzeć, bez skrępowania kierując swój wzrok od razu na genitalia. Po chwili Wojciech robił to samo, czując się usprawiedliwiony ciekawością kolegów. Ten nieco żenujący moment na szczęście trwał krótko, po minucie sam rzucił się w wir wesołej zabawy, chlapania wodą, wrzasków, nawoływania i śmiechu. Wojciech zauważył ciekawą rzecz - że nagość wyzwoliła w nich spontaniczność, spowodowała jakieś niewidzialne zbliżenie. Najbardziej agresywni, rzucający się do bójki o byle co, tu wesoło polewali się wodą. Wieczne milczki nie pozostały im dłużne, drąc się i śmiejąc. W tej atmosferze nie było nic seksualnego, nikt nie miał wzwodu, nie zdarzyło się po prostu nic. Z żalem podporządkowali się komendzie opuszczenia łazienki.
- Wojtek, pójdziesz ze mną się przejść do parku? - zapytał po którejś kolacji Krawiec.
- Chciałem pograć w pingla.
- Pograsz jutro.
- To znaczy, że masz do mnie interes. To coś ważnego?
- E tam zaraz interes. Chciałem sobie pogadać. Z tymi łosiami z namiotu się nie da.
- Ale o czym?
- No... - zaciął się. - Trochę tego jest.
Krawiec był dość prostym chłopakiem i zawodówka była zdaje się szczytem jego możliwości, więc Wojciech nie bardzo wiedział, na jaki temat ma się spodziewać rozmowy. Ale zgodził się, gnany w zasadzie tylko ciekawością.
- Fajnie tu jest - powiedział Krawiec, kiedy tylko znaleźli się na terenie parku. Nikt mnie nie bije, nawet za bardzo się nie śmieją, głównie dzięki tobie.
- No nie przesadzaj. A gdzie cię biją?
- W domu. Ojciec, matka...
I Krawiec zaczął opowiadać. Wojciech, u którego alkohol piło się tylko w postaci szampana na Sylwestra, z rosnącym przerażeniem słuchał, na co pozwalał sobie ojciec - pijak i ślepo mu posłuszna matka.
- Cieszę się, jak nie dostanę mokrym paskiem na gołą dupę. A ojciec na mnie pasek moczy prawie codziennie.
- Rozmawiałeś o tym z kimś?
- Tak, raz powiedziałem w szkole. Wezwali rodziców, ale nauczycielka uwierzyła im. No i dostałem za to, że rozpowiadam w szkole.
Krawiec zaczął płakać i płakał coraz głośniej. Dopiero teraz Wojciech skojarzył, że podobny szloch słyszał w nocy. Sądził,że mu się to śniło. Prawda była jednak inna.
- I do końca wakacji będzie tak samo. Ja już się boję wrócić do Milicza.
Jedyne co Wojciech czuł w tej chwili to bezsilność. Powinien coś zrobić, powiedzieć, ale co? Nagle zaczęło być dla niego jasne, dlaczego chłopak moczy się w nocy, zacina się, nerwowo reaguje na każdą uwagę. Ale co on może zrobić, niespełna siedemnastolatek? A coś musi. Na razie trzeba chłopaka uspokoić, w takim stanie nie może wrócić do namiotu.
- Zastanowię się co z tym zrobić. I na pewno nie zrobię nic, na co się nie zgodzisz, OK?
Wydawało się, że Krawiec odetchnął z ulgą.
- Mogę zapytać o coś jeszcze?
- No pewnie.
- A nie wyśmiejesz mnie?
- A dlaczego? Pytaj o co chcesz.
- To powiedz dlaczego ja nie mam jeszcze włosków nad... no wiesz nad czym. Sam widziałeś dziś w łazience.
- To kwestia czasu - roześmiał się Wojciech.
- Ale wy wszyscy macie. Ariel ma czternaście lat a widziałeś, że ma.
- Nie wiem, nie przypatrywałem się jakoś szczególnie - skłamał Wojciech. - A to dlatego, że dojrzewanie nie u wszystkich nie przebiega tak samo. I tak naprawdę trudno mi podać jakąś przyczynę.
- Czy to dlatego, że... no wiesz... - znów zaczerwienił się - sikam do łóżka?
- Nie sądzę. Według tego co piszą w książkach, włosy mogą pojawić się nawet w wieku szesnastu lat.
Krawiec nie wydawał się przekonany.
- A ten frędzelek? Ty nie masz a ja mam. I większość chłopaków nie ma.
Jaki frędzelek, do ciężkiej cholery? - myślał gorączkowo Wojciech. - O co mu chodzi?
- Nie wiem, o czym mówisz. Opisz to dokładniej. Mówisz o napletku, żołędzi czy w ogóle o czym?
- To ja nie wiem o czym mówisz. Pokażę ci - powiedział Krawiec i zanim Wojciech zdążył zaprotestować, wyjął członek. - O, to tutaj. Ty tego nie masz.
- Schowaj go - powiedział wbrew sobie Wojciech. Najchętniej obejrzałby go, wziął do ręki. Coś go przytrzymywało. Mimo że członek był całkiem ładny, reszta chłopaka podobała mu się zdecydowanie mniej. - To napletek. A sposób, w jaki masz ułożony to tak zwana stulejka.
Cierpliwie, najprostszymi słowami wytłumaczył co trzeba. Rozmawiali na te tematy prawie godzinę a Krawiec był chłonny na informacje jak studnia bez dna. Wojciech rozkręcił się na dobre.
- Tylko ani mru mru chłopakom o czym gadaliśmy.
Wojciech nie przyznał się Krawcowi jak bardzo go podnieciła ta rozmowa. Krawiec co prawda domagał się, aby on też pokazał, Wojciech jednak z oczywistych powodów wykręcił się.
- Przy kąpieli sobie pooglądasz.
Z niechęcią Krawiec przystał na takie rozwiązanie.
Obóz kończył się nieuchronnie a po owej pamiętnej sobotniej rozmowie z Krawcem nie było już z nim żadnych kłopotów. Ta kąpiel przyniosła zresztą inne dobrodziejstwa; wszyscy czuli się swobodniej, zwłaszcza rozbierając się do snu i ubierając rano, nie było też problemem wstać rano do toalety. W ogóle zżyli się ze sobą a część zasług Wojciech bez skrępowania przypisał sobie. Dla niego obóz był również szkołą życia z innymi i stwierdził, że wiele się nauczył. Mimo, że był tylko w Brzegu Dolnym.
Na tym obozie zaczął również palić papierosy. Głównie dla towarzystwa, dlatego, że inni palili. Był to okres, kiedy papierosów nie było w kioskach a jeśli się pojawiły, tworzyła się kilkudziesięcioosobowa kolejka. W tamtych czasach nie było ograniczeń wiekowych, więc Wojciech kupował je przy okazji innych zakupów - gazet, mydła i podobnych. Palenie nie smakowało mu, nie zaciągał się dymem, ale dzielnie towarzyszył innym.
Po powrocie do Wrocławia nie miał się nawet z kim podzielić przeżyciami. Ojciec znów był w szpitalu a on został w trybie pilnym odesłany do leśniczówki. Złapał się na tym, że żałował, że nie zobaczył ojca w szpitalu. Do tej pory za nim nie tęsknił. Teraz zaczął.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 17:46, 08 Lut 2011, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 17:20, 08 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Suplement foto.
Oto kilka zdjęć, które powinny towarzyszyć temu opowiadaniu. Jeśli pomysł się spodoba - dorzucę kilka innych. Niestety, nie mam tu dostępu do moich archiwów, zdjęcia pochodzą głównie z commons i flickera.
[link widoczny dla zalogowanych]
To tunel, którego nie cierpiał zarówno Wojciech jak i kapitan Kloss.
[link widoczny dla zalogowanych]
Dworzec Świebodzki wkomponowany w panoramę ulicy
[link widoczny dla zalogowanych]
Charakterystyczny dla Wrocławia pisuar, w którym można było spotkać homoseksualistów
[link widoczny dla zalogowanych]
W budynku po lewej znajdowała się wspólna łaźnia.
[link widoczny dla zalogowanych]
Na polu przed internatem znajdowała się część namiotowa obozu
[link widoczny dla zalogowanych]
Wzgórze Polskie - tu rozegra się jeszcze niejedna akcja opowiadania
[link widoczny dla zalogowanych]
Tramwaj starego typu, tzw. Konstal N, popularny w latach siedemdziesiątych. To w tego typu wozie zdarzyły się opisywane przygody.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Gabryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
|
Wysłany: Wto 22:28, 08 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Mnie zdjęcia nie potrzebne znam te miejsca z autopsji. Poza tym w Brzegu Dolnym prócz "aquaparku" to faktycznie nic nie ma po dziś dzień.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 8:41, 12 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Tego poranka Wojciech zbudził się o wiele wcześniej niż miał to w zwyczaju. Z reguły wstawał piętnaście po szóstej a jego poranki były do siebie łudząco podobne - jako wychodzący najwcześniej miał pierwszeństwo w łazience, później przygotowanie śniadania, do którego rodzina zasiadała za piętnaście siódma, punktualnie dziesięć po siódmej, z chwilą końca dziennika w programie pierwszym radia brał teczkę i wychodził do szkoły. Budzenie opanował do perfekcji, toteż nieco się zdziwił patrząc na fosforyzujące wskazówki swojego zegarka. Było dwadzieścia po piątej. Ale mimo tej wczesnej poty w pokoju rodziców paliło się światło i Wojciech dostrzegał cienie świadczące, że matka nie śpi.
Później zadzwonił telefon. Wojciech nie musiał się zbyt mocno zastanawiać by zgadnąć kto dzwoni i z jaką wiadomością. To, co nastąpiło później, spazmatyczny płacz matki, trzask drzwi, a potem głucha cisza - w ogóle go nie zaskoczyły. Nie chciał, aby matka mu przekazała tę wiadomość. Leżał w łóżku i modlił się, żeby ta chwila nadeszła jak najpóźniej. Bał się, że nie wytrzyma powagi chwili, że wyrwie się z czymś, że zrobi coś niestosownego, niezależnie od tego co by było. Ta straszna cisza mimo wszystko była lepsza.
Nie lubiłem ciebie, wręcz momentami nienawidziłem a teraz robisz mi kolejne świństwo: odchodzisz - pomyślał. Po dobrym kwadransie sprzecznych uczuć i suchości w ustach postanowił ułatwić matce zadanie i wejść do pokoju. Trzęsącą się ręką otworzył drzwi. Matka spojrzała na niego długo, przeciągle, z wyrazem w oczach, który Wojciechowi był zupełnie obcy. Tak trwali kilka minut, w całkowitym bezruchu. Wiedział, że matka nie oczekuje od niego żadnych deklaracji, żadnych łez, po prostu nic. I wiedziała, że jeśli Wojciech to zrobi - będzie to nic nie znaczący teatr. Odezwali się do siebie chyba po godzinie.
- Chyba jednak idź do szkoły - powiedziała słabo matka.
Cały dzień spędził na przygotowaniach do pogrzebu. Matka nie nadawała się do życia, musiał wziąć na siebie część formalności, tych rzecz jasna, które mógł załatwić będąc niepełnoletni, a więc kościół, podstawowe zakupy, zwolnienie Andrzeja ze szkoły a zwłaszcza przyjmowanie całej rodziny, która poczęła zjeżdżać się z całej Polski. Po ostatnich wyszedł na dworzec o ósmej wieczorem.
- Jakby nie mogli sami przejechać kilka przystanków tramwajem - pomyślał wściekle. Gdy wrócił do domu i wraz z jednym z wujków rozplanowywał noclegi dla tłumnie przybyłej rodziny, z przerażeniem zauważył, ze dla niego nie ma miejsca. Krzątaninę przerwał telefon, chyba setny tego dnia.
- Wojtek, do ciebie.
- Wujek powiedz że jestem cholernie zajęty. Nie mam teraz czasu na kondolencje i inne pierdoły. Jeszcze Andrzeja i dzieciaki trzeba gdzieś położyć.
- Jakaś starsza pani mówi, że to ważne.
Wojciech niechętnie podszedł do telefonu.
- Wojtek, to ja, Helena. Masz gdzie spać? Bo domyślam się, że macie dom pełny ludzi teraz.
- Przekimam się na fotelu, dziękuję za troskę. Muszę jeszcze nakarmić brata i kuzynów.
- Przyjedź do nas, potrzebujesz przede wszystkim spokoju, możesz się przespać u Michała.
- Dziękuję ale chyba mi nie wypada tak zostawić gości.
- Podejrzewam, że dziś zrobiłeś już wystarczająco dużo. Dziećmi na pewno się ktoś zaopiekuje, przecież jest całe rodzeństwo matki. Wsiadaj w taksówkę, ja zapłacę.
Wojciech zdał sobie sprawę, że tego dnia nie pomyślał o Michale i w ogóle o żadnej rzeczy związanej z miłością, erotyką, płciowością. Nie dlatego, że nie miał czasu, na to czas znajdował zawsze, niezależnie jak byłby zajęty. Nawet w tej chwili nie pomyślał, że nadarza się chwila spotkania z kimś, kogo kocha, pragnie, pożąda. Dotarło do niego, że to co się stało, rozgrywa się na innym wymiarze, tam gdzie obcy, nawet najbardziej lubiani, nigdy nie będą mieć wstępu.
- Ciociu, matka kolegi mnie zaprasza na nocleg.
- Jedź, tu się nie wyśpisz a należy ci się. Towarzystwo będzie gadało całą noc, paliło papierosy. Ty już dosyć dziś dostałeś w kość. I w ogóle nie śpiesz się z powrotem, wyśpij się porządnie.
Postanowił więc pojechać. Właśnie dlatego, żeby mieć spokój od idiotycznych tekstów w rodzaju "A co wy teraz zrobicie" i podobnych. Na takie pytania Wojciech chciał zawsze odpowiedzieć "Nareszcie odpoczniemy" i nie chodziło mu wyłącznie o jego zimną nienawiść a raczej o zmęczenie wywołane życiem z przewlekle i nieuleczalnie chorym człowiekiem.
- Wojtek, Jezus Maria jak ty wyglądasz? - przywitała go pani Helena. - Kolacja i do łóżka.
- Nie wiem czy zasnę - odpowiedział ponuro Wojciech. - Poza tym nie mam ochoty na nic.
Trochę wbrew tej deklaracji spałaszował wszystko, czym go uraczono, a jak na apogeum kryzysu gospodarczego kolacja była niemal ucztą. Jego ulubione cienkie parówki poprawiły mu odrobinę humor.
- Prysznic i spać - zakomenderowała pani Helena. - Prześpisz się z Michałem na jego tapczanie, chyba nie masz nic przeciw?
- Nie chciałbym krępować Michała...
- A tam zaraz krępować. Wy od zawsze jesteście niczym bracia, chyba nie macie przed sobą nic do ukrycia? Wiesz co? Michał mi kiedyś powiedział, że chciałby abyś był jego bratem.
- W której klasie to było? - zapytał powątpiewająco Wojciech.
- Może w czwartej...
- No to my jesteśmy teraz w trzeciej licealnej. Trochę się mogło przez ten krótki okres czasu zmienić...
Rozmowa zeszła na bardziej wspominkowe tematy i Wojciech musiał przyznać, że poczuł się nieco odprężony, o ile w takiej sytuacji o można w ogóle mówić o odprężeniu. Jednak po gorącym prysznicu dopadła go druga, tym razem dobijająca fala znużenia. Przebrał się w piżamę Michała, położył obok niego i zasnął, zanim Michał zdążył jeszcze zgasić światło.
Obudził się w nocy, rozbudzony nieopatrznym ruchem śpiącego Michała, który mu przejechał ręką po twarzy. Byli wtuleni w siebie i z ułożenia ciał wnioskował, że to raczej z inicjatywy Michała i czystego przypadku. Złapał się na tym, że ulgę przynosi mu śpiący obok człowiek, na którego obecność nie reaguje tak jak dotychczas. A mógłby wszystko - dotknąć, pomacać całkowicie bezkarnie. Ale odniósł wrażenie, że to jest zupełnie nieistotne, liczy się bliskość, poczucie bezpieczeństwa, cisza, nawet dźwięk radia dobiegający zza ściany. A jeszcze dwa tygodnie temu przy takiej okazji chyba rozszarpałby śpiącego w poszukiwaniu ujścia dla swej żądzy. Czyżby były dwa rodzaje miłości? A nawet trzy? - zastanawiał się przypominając sobie, że podobne uczucia wzbudzał w nim doktor Robaczek. A może to ja jestem nienormalny? - zdążył jeszcze pomyśleć, zanim znów opanowała go ciemność.
- Spaliście jak dwa oseski - roześmiała się matka Michała przy śniadaniu. - Dzisiaj też przyjedź. I jak będziesz czegoś potrzebował to dzwoń - zawołała jeszcze na klatce za znikającym Wojciechem.
Jeżeli Wojciech czegokolwiek żałował z tej całej sytuacji, to tego, że pogrzeb odbył się po trzech dniach i musiał wrócić spać do bezdusznego mieszkania, gdzie momentami nie mógł wytrzymać. Do matki odzywał się wtedy, kiedy naprawdę musiał, każde słowo sprawiało jej widoczny ból, widział, że ona potrzebuje takiego swojego Michała. Wiedział też, że to on powinien jej dać to ciepło, dobre słowo, przytulić ją, pocieszyć. Ale jak można przytulić matkę, którą - głównie wskutek jej błędów wychowawczych - dotykało się z niechęcią? Po tygodniu możliwa już była jakakolwiek rozmowa, jednak matka reagowała na wszystko albo płaczem albo agresją.
Wojciech zdał sobie sprawę, że przez ten cały okres jego aktywność seksualna spadła praktycznie do zera. Obudziła się dopiero na przystanku przed Mostem Pokoju, kiedy obok stanął dorosły mężczyzna w jego typie z wydatnym wybrzuszeniem, któremu przyglądał się zawsze ukradkiem, by nikt nie zwrócił uwagi, na co patrzy. Powoli napełniała go silna żądza, pęczniejący członek wpijał się w krawędź niestarannie ubranych majtek, sprawiając ból. Gorączkowo myślał, co z tym fantem zrobić. przypomniał sobie o pustej toalecie na Wzgórzu Polskim.
W środku było ciemno i pusto. Gdy już uporał się z zaspokojeniem największej żądzy, wyszedł w stronę mostu. Początkowo nie zauważył, że ktoś idzie za nim. Nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie to, że odległość między nimi malała raptownie. Gdy już schodzili z mostu, nieznajomy zablokował go z prawej strony.
- Tędy - powiedział półgłosem. Wojciech obejrzał się zaskoczony. Zauważył, że obcy nie jest sam, jakieś pięć metrów przed nim, szedł ktoś, kto nagle zatrzymał się. Z tyłu też był zablokowany. Rozejrzał się wokoło - było pusto. Zdając sobie sprawę z beznadziejności położenia, skręcił bezwiednie we wskazanym kierunku.
Minęli tyły przychodni akademickiej. Dalej były kępy drzew i krzaków, zwane w mowie mieszkańców Wrocławia Kaczymi Dołami. Popychany z tyłu zanurzył się w gęstwinę krzaków. Chwilę czekał, co będzie dalej.
Rzucili się na niego we trzech. Byli może w wieku dwudziestu, dwudziestu kilku lat, przeraźliwie szczupli. Jeden ściągnął mu spodnie, dwóch pozostałych przewróciło go na brzuch. Poczuł w ustach coś, czego nie chciał, lecz nawet odruchy wymiotne go opuściły. Z tyłu przeszywał go rozdzierający ból, coraz mocniejszy, coraz silniejszy... Gdy chciał protestować, usłyszał tylko:
- Cicho, szmato, sam tego chciałeś...
Nie pamięta, ile leżał. Gdy naciągał spodnie, zauważył, że ręce ma we krwi. Męczył go potworny ból. Pierwsze co zrobił po dojściu do przytomności to zwymiotował. Popatrzył na przegub ręki, gdzie jeszcze niedawno był zegarek. Zniknął bez śladu. Ostatnim wysiłkiem dojechał do domu i bez pokazywania się komukolwiek na oczy wykąpał się i położył.
Ładnie się mścisz, ojcze - pomyślał.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 23:29, 12 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 18:56, 12 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Matka była jeszcze zbyt zszokowana ostatnimi wydarzeniami, by zauważyła zmiany w zachowaniu syna. Jeśli nawet je dostrzegła, to zapewne zrzuciła na karb traumy popogrzebowej. Wojciech zaś trzy dni nie odezwał się do nikogo. Pragnął jakoś przerwać tę gonitwę myśli, strach i obrzydzenie do samego siebie, choć nie bardzo wiedział jak. Pierwszego dnia, kiedy jeszcze z trudem się poruszał, a z jeszcze większym siadał, jeździł po mieście bez celu autobusami. Im bardziej był zatłoczony, tym lepiej. Czuł, że właśnie wśród tej bezkształtnej, anonimowej masy ludzi jest najbardziej bezpieczny. Nawet nie zastanawiał się, dokąd pojedzie. Miał trzy dni. Korzystając z dobrodziejstwa wolnych sobót, które niedawno wprowadzono, było zdecydowanie dużo czasu, aby zniknąć z oczu ludziom, którzy mogliby coś zauważyć, zadać niewygodne pytanie.
Jeżdżąc autobusem po mieście zauważył dziwne podniecenie, zniecierpliwienie ludzi. Z reguły przy wejściu do autobusu ludzie zachowywali się względem siebie uprzejmie, ostatnio coraz częściej panował a agresja, nerwowość, pośpiech. Zastanawiał się, z czego to wynika. Obserwował wyklejone plakatami strajkowymi miasto. Strajk. Strajk ostrzegawczy. Pogotowie strajkowe. Plakaty również ścigały się w grozie i agresji. Wysiadł w pobliżu rynku i postanowił zamówić książki w bibliotece uniwersyteckiej na Szajnochy. Tak znalazł się na Placu Solnym.
Plac Solny to plac przylegający z południowo-zachodniej strony do rynku, nie tak reprezentacyjny, o wiele bardziej spokojny. Z reguły wyprawa w to miejsce miała na celu albo wyrwanie się ze ścisłego centrum z uwagi na przystanek tramwajowy, albo też kupno kwiatów, jako że z niewiadomych przyczyn to miejsce upodobały sobie wrocławskie kwiaciarki. Tamtego dnia nie było spokojnie. Studenci z biało-czerwonymi opaskami na rękawach wciskali przechodniom ulotki, gdzieniegdzie tworzyły się kilkuosobowe grupki dyskutantów. Temat był jeden i ten sam - polityka.
- A ja ci mówię, że nie wejdą - perorował starszy, zażywny jegomość. Już popełnili to głupstwo na Węgrzech, później w Czechosłowacji. Nic im to nie dało. Można spać spokojnie.
Wojciech na spokojnie przysłuchiwał się tym rozmowom, zbierał ulotki, obserwował ludzi. On nie wyczuwał tej atmosfery, groza kojarzyła mu się prawie wyłącznie z krzakami na Kaczych Dołach. Z ociąganiem, powoli, zaczął rozumieć tę atmosferę. Wyobraził sobie wojsko na ulicach, strzelanie do ludzi. Uciekać - pomyślał. - Ale dokąd? Wycofał się w stronę rynku. Oprócz księgarni radzieckiej, pustej i spokojnej, wszystkie sklepy były zatłoczone, przed wieloma ustawiały się kolejki. Przemknąwszy południową pierzeją rynku wszedł do domu towarowego Fenix.
- Jakąś kiełbasę rzucili, stój tutaj, ja zobaczę - zawołał tuż nad jego uchem jakiś mężczyzna do stojącej w ogonku kobiety i pędem rzucił się w stronę stoiska mięsnego. Im dalej Wojciech zanurzał się w głąb sklepu, tym bardziej dostrzegał puste półki, na których powoli zaczynało brakować nawet dyżurnych towarów. Na stoisku warzywnym tylko ziemniaki i jakaś więdnąca zielenina. Coraz bardziej zniechęcony wyszedł ze sklepu i ruszył w kierunku Świdnickiej. Zwrócił uwagę na ogonek przy sklepie radiowo-telewizyjnym na Szewskiej. Pewnie rzucili telewizory - pomyślał. Przyzwyczaił się do tego, że po zakupy idzie się jak na polowanie, biorąc co dają. Skorzystał z tego o tyle, że kupił sobie kilka książek, na które matka z przyczyn finansowych nigdy by się nie zgodziła.
Okazało się, że do sklepu rzucili radzieckie radia. Od czasu śmierci ojca Wojciech miał sporo pieniędzy. Trochę dostał od dziadków, wujków, nawet pani Helena wcisnęła mu pięćset złotych by jakoś zrelaksował się po tym wszystkim - jak mu powiedziała.
Wojciech patrzył na radioodbiorniki i zupełnie machinalnie ustawił się w kolejce. Potężne, ruskie ustrojstwa, z UKF, którego zawsze najbardziej mu brakowało i rozbudowanym pasmem krótkich. O to chodziło mu najbardziej, coraz częściej zaczął nasłuchiwać Wolnej Europy i Głosu Ameryki. Na tym, co miał w domu fala ginęła, uciekała, łączyła się z sąsiednimi, a wściekłe zagłuszanie dodatkowo komplikowało odbiór. Z nową Seleną 215 ruszył do domu. Po latach przyznał, że wtedy właśnie kupił jeden z najlepszych i najbardziej zmieniających jego życie przedmiot. Na razie jednak walczył z ciężkim pudłem.
- Nie szkoda ci na to pieniędzy? Jakiś porządny sweter byś sobie kupił. Na nową kurtkę też mnie nie stać - przywitała go matka.
Zauważył, że o ile dotychczas zawsze interesowała się skąd ma pieniądze i na co wydaje, tym razem odpuściła. Poza tym kilka dni temu Wojciech rozpoczął dawanie swoich pierwszych korepetycji w życiu. Na prośbę sąsiada uczył dwie jego córki.
- Tylko nie wydawaj na bzdury - upomniała go matka, godząc się z tym, że zaczyna mieć coraz mniejszy wpływ na finanse syna.
Na początku grudnia wszyscy pojechali do dziadków do leśniczówki. Zrobił się z tego zjazd rodzinny, pierwszy od pogrzebu. Ku jego zadowoleniu nie rozmawiano na ten temat.
- Tylko czekać aż to rozpirzą i to na dniach - powiedział wujek Heniek.
- Ryzykują wojnę domową - odpowiedział Wojciech.
- Co ty tam wiesz... - zganił go Henryk. - Lepiej się nie wypowiadaj na te tematy.
Wojciech zacisnął usta i zajął się przygotowaniami do obiadu, jedyną czynnością, którą mógł się wymigać od dalszej dyskusji. Henryka nie lubił, uważał, że jest głupio-mądry i najchętniej by wszystkich pouczał. Korzystając z tego, że wszyscy uważali go za naturalnego opiekuna stada kuzynów i kuzynek, skorzystał z pierwszej okazji, aby zejść mu z oczu.
- Wojtek, chodź ze mną do lasu - powiedział zaraz po obiedzie dziewięcioletni Maciej.
- Zimno jest. Pójdziemy jutro.
- Jutro to wyjedziecie.
- Dobra, jak ci zależy...
Ubrali gumiaki i wyszli na szeroki leśny trakt prowadzący w głąb lasu.
- Wojtek, czemu w nocy płakałeś?
- A musisz wiedzieć?
- Muszę.
- Ale to jeszcze dla ciebie za trudne.
- Ale ja cię kocham i muszę wszystko wiedzieć.
- Mam problemy, Maćku. I to są problemy, z którymi nie mogę sobie poradzić.
- Nie masz pieniędzy?
- Właśnie pieniędzy mam najwięcej w życiu.
- Dziewczyna? Mama nie pozwala ci się ożenić?
- A skąd taki głupi pomysł - roześmiał się Wojciech. - Nie żenię się i nie mam zamiaru. Maćku, są takie rzeczy, których naprawdę nie da się zrozumieć a już na pewno nie w wieku ośmiu lat.
- Dziewięciu. Ale już możesz ze mną rozmawiać o wszystkim. Wiem o siusiakach, cipkach i o wszystkim. Mama mi powiedziała.
Maciej wygłosił to tak stanowczym głosem, że Wojciech siłą rzeczy musiał się roześmiać.
- Chodź, pójdziemy koło tego młodnika, gdzie latem są rydze. Widzisz Maćku, ja nie na wszystko mam wpływ. Powiem ci coś ale jak powiesz komuś o tym, to nie będę się odzywał do ciebie do końca życia. Zgoda?
- Zgoda.
- Zakochałem się. Ale źle się zakochałem.
- Stara baba? - zapytał Maciej. Bywa. Nasz pan od wuefu też ma starą babę za żonę.
Wojciech z trudem utrzymywał powagę.
- Nie, Maćku. Ja zakochałem się w chłopcu.
Maciej zatrzymał się, zaczął myśleć. Po chwili zapytał poważnie:
- Będą z tego jakieś dzieci?
- Nie, z tego nie będzie dzieci nawet za milion lat.
- To czym się martwisz? Dalej będziesz mnie kochał.
- Widzisz, dla ludzi to jest coś bardzo złego. Świat jest tak urządzony, że chłopcy kochają dziewczynki, mężczyźni kobiety. Tych, którzy kochają kogo innego z reguły się nienawidzi. A mi tak po prostu wyszło, uwierz mi, że nie chciałem.
- A fajny jest ten chłopiec?
- No w niefajnym to bym się nie zakochał. Nawet bardzo.
- To o co ci chodzi?
- Maćku, on woli dziewczyny. Mówiłem że tego nie zrozumiesz.
- To się odkochaj i znajdź takiego, który woli chłopców. Nie ma takich?
- Są. ale ja żadnego nie znam.
- Znasz, mnie. Ja nie lubię dziewczyn. Są głupie, hałaśliwe. I cię kocham.
- Oj Maciek... Ja cię też kocham ale to jest inna miłość. Taka miłość między dorosłymi polega zupełnie na czym innym.
- Wiem, śpi się razem i używa się siusiaka. I czeka się na dzieci. A później się je bije tak jak Adriana z mojej ławki. Prawie codziennie ma trzepanie skóry.
Wojciech stracił wszelką ochotę na polemizowanie z żelazną logiką. Szczęściem na skraju młodnika zauważyli sarnę z młodymi i oddali się obserwacji. Gdy sarny zniknęły w ciemnozielonej gęstwinie, atmosfera była już inna.
- Nie martw się Wojtek. Ty nie krzyczysz, nie bijesz dzieci to dlaczego ludzie mają cię nie lubić? I jesteś bardzo mądry, wiesz prawie wszystko. Wracamy do domu? Ciemno się robi.
- Na pewno nie wiem, gdzie położyłem młotek wujka, będzie zły. Wracamy.
Rzeczywiście tło stawało się coraz bardziej niewyraźne, gałęzie zlewały się z późnojesienną szarością. Wojciech spał w swej ulubionej kancelarii, w której było łóżko i coś o czym marzył - prawdziwe radio stereo, amator o charakterystycznej zielonej skali. Wojciech nastawił na UKF. Było po północy, powinna być jeszcze audycja w dwójce. Ale radio milczało.
Rano wszedł do kuchni i zastał szokujący widok. Na stole piętrzyło się kilkanaście gęsi, wszystkie zabite i jeszcze nie oskubane. Przy piecu krzątała się babcia.
- Co się...
- Wojna jest. Idź popatrz w telewizor. Wejdą Ruskie to pierwsze co będą zabierali to jedzenie. Trzeba się zabezpieczyć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 22:19, 12 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 19:57, 12 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Dla tych co chcą lepiej wczuć się w klimat tamtych czasów. Wiele z tych zdarzeń nie miałoby miejsca, gdyby nie ta muzyka...
[link widoczny dla zalogowanych]
One of these days - jeden z utworów towarzyszących Wojciechowi w gdańskiej kolejce
[link widoczny dla zalogowanych]
Od tego zaczęło się szaleństwo na Abbę
[link widoczny dla zalogowanych]
Rivers of Babylon. Wystarczyło to umieć zagrać na akordeonie i panienki kwiczały. Koniec lat siedemdziesiątych
[link widoczny dla zalogowanych]
Jeden z utworów żegnających lata siedemdziesiąte,
[link widoczny dla zalogowanych]
Space - Magic Fly. Ten utwór powinien się przewijać w wielu miejscach.
[link widoczny dla zalogowanych]
Oxygene 4. Jeden z symboli lat 70.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 4:23, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
- Ale wykluczone, nie możemy zostać. Mieszkanie zostawione bez opieki, kwiatki uschną już jutro, woda wyparuje z akwarium po kilku dniach.
- Sławka, jest wojna, czy to rozumiesz? Będziesz dziękować Bogu, jak stracą na tym tylko kwiatki. Szkołę wam odwołali, i ty i dzieciaki macie wolne. Może odwołają te restrykcje - tłumaczyła cierpliwie ciotka. - Do świąt Bożego Narodzenia na pewno wrócicie do Wrocławia.
Wojciech siedział w pokoju dziadków przy starym lampowym radiu i usiłował zza trzasku zagłuszarek wyłowić jakąś treść. "Przygotowania do strajku generalnego... ...kilku miastach... ...Lubin, Gdańsk i Wrocław... ...strajkują..."
Ciekawe skąd wiedzą - pomyślał - skoro w całej Polsce wyłączyli telefony. Zbiegł na dół.
- Wrocław strajkuje, choć czy jest rzeczywiście strajk generalny, to nie usłyszałem. Nie da się nic wyłowić zza tych zagłuszarek. Jeszcze na szesnaście metrów słychać piąte przez dziesiąte, na reszcie dosłownie nic. Jedynej rozsądnej długości, gdzie nie zagłuszają, trzynastu metrów to radio nie ma.
- No widzisz - ciągnęła ciotka. - Nie wiadomo w co się władujecie. Nie mówiąc o tym, że nie macie zezwolenia na podróż.
W tym momencie pod dom zajechał milicyjny radiowóz, a po chwili wysiadło z niego dwóch umundurowanych funkcjonariuszy i jeden w mundurze Lasów Państwowych. Po chwili do drzwi rozległo się głośne nieprzyjemne pukanie.
Wojciech gdy tylko zobaczył mundury, z miejsca zaszył się w najgłębszy kąt domu.
- Boże, będą konfiskować - lamentowała babcia. Ciotka wyszła otworzyć drzwi.
- Czy zastaliśmy leśniczego?
- Tak, jest w kancelarii. Proszę - ciotka poprowadziła ich do schodów. Po chwili zaszli na dół dźwigając broń myśliwską - dubeltówkę i sztucer. Po chwili zasiedli w pokoju i zaczęli wypisywać protokół oddania broni w depozyt.
- A ci ludzie to kto? - zapytał starszy z milicjantów wskazując na Wojtka i matkę.
- Siostra żony z dziećmi. przyjechali na weekend i chyba nie wrócą prędko...
- Skąd są?
- Z Wrocławia.
- Ich personalia?
Milicjant spisał dane, oddał matce dowód, a następnie wyszedł przed dom i rozmawiał dość długo przez radio.
- Jeśli pani chce wrócić dziś do domu, to jest okazja. Jedziemy do Opola, podrzucimy panią z dziećmi na dworzec. Tam patrol dworcowy wsadzi was do pociągu. We Wrocławiu nie powinniście mieć kłopotów. Inaczej raczej nie dostaniecie się przez tydzień. Nie ma jeszcze nawet rozporządzenia, jakim trybem wydawać zezwolenia na podróż, kto je będzie opiniował.
Ciotka się wahała, natomiast matka podjęła decyzję od razu. Babcia spakowała im kilka z zabitych gęsi, którymi milicjant nie wykazał żadnego zainteresowania. Po chwili zapakowali się na tylne siedzenia radiowozu z okratowanymi oknami. Jadąc do Opola, Wojciech zwrócił uwagę na wymarłe drogi. Krajówka z Opola do Kluczborka, zawsze ruchliwa, dziś była prawie pusta. Śnieg, który spadł w nocy nie został nawet ubity przez koła samochodów, dwa głębokie ślady świadczyły jedynie, że ktoś tędy już jechał. Przy wjeździe do miasta stał milicyjny star a milicjanci zatrzymywali każdy samochód. Na opolskim dworcu panował o wiele większy ruch, niemniej wielu ludzi zwróciło uwagę na kobietę w średnim wieku, prawie dorosłego mężczyznę i dwunastoletniego chłopca wkraczających do hallu w asyście dwóch uzbrojonych milicjantów. Wojciech nie wiedział, czy bardziej się bać czy cieszyć się z zaszczytu. Strach przez milicją jednak przeważył, choć akurat ci dwaj chyba byli porządni. Zwłaszcza ten niższy, misiowaty. Wojciech złapał się na tym, że uznał go za seksownego.
Wbrew obaw bilety sprzedano im bez problemu. Milicjanci, jak obiecali, wsadzili ich do prawie pustego pociągu. Wojciech zastanawiał się, czy w Brzegu, który był ostatnią stacją w województwie opolskim, będzie kontrola dokumentów. Co prawda patrole szwendały się po peronach brzeskiego dworca, ale ani tu ani w Oławie do pociągu nikt nie wszedł.
W holu wrocławskiego dworca zatrzymał ich patrol milicji.
- Dobry wieczór, Milicja Obywatelska. Państwo wracają z... - zagadnął ich milicjant.
- Opolskiego. Stan wojenny zastał mnie u siostry - nerwowo tłumaczyła matka. Milicjant tymczasem z zainteresowaniem przyglądał się bagażom.
- Sporo jak na krótki i bliski wyjazd - stwierdził. - państwo pozwolą na komisariat.
Matka pobladła. Jeszcze nie doszła do siebie po śmierci męża, każde silniejsze emocje były ponad jej siły. Wojciech zaczął się trząść ze strachu a Andrzej płakać.
- Ale my nic złego nie zrobiliśmy! - zawołał bezsilnie.
Wprowadzono ich do rzęsiście oświetlonego pomieszczenia. Za barierką siedział umundurowany milicjant, a ten, który ich przyprowadził, podszedł do niego i powiedział coś szeptem. Po chwili podeszli do nich i odebrali im wszystkie bagaże.
- Czy wyście kurwa dokumentnie pogłupieli? - zabrzmiał z tyłu tubalny głos. Wojciech odwrócił się. Głos należał do starszego wiekiem i rangą milicjanta, który wyłonił się nagle z jednych z drzwi. - Wypuścić mi tych ludzi, ale natychmiast. A najlepiej wsadzić w nyskę i odwieźć do domu.
- Przepraszam panią - powiedział do matki. - Ale niech pani ich zrozumie. Tylko spełniają swój obowiązek. I nie wszystko muszą wiedzieć.
- Mam zna tego glinę? - zapytał Wojciech, kiedy byli już w domu.
- Tak i ty go też powinieneś znać. To uczeń tatusia. Nie pamiętasz już, kto mnie odwoził na pogrzeb?
Nie pamiętał, wiedział tylko, że pojechała radiowozem któregoś z uczniów ojca. On sam z bratem zostali zawiezieni przez ojca Michała starą, rozklekotaną syreną.
Następnego dnia rano ktoś zastukał do drzwi. Wojciech popatrzył przez okno, czy nie ma pod domem radiowozu. Nie było. Patrząc przez wizjer nie poznał osoby, toteż z nieufnością uchylił drzwi. Na progu stał chłopak, student, sądząc po wieku.
- Czy mogę rozmawiać z Wojciechem?
- To ja. Słucham.
- Moje nazwisko nic ci nie powie. Masz skontaktować się z Moniką i to pilnie. Aresztowali jej ojca.
Po czym zbiegł schodami w dół. Wojciech pobladł.
- Nie pójdziesz - tłumaczyła matka. - Po pierwsze nie wiesz, kim był ten człowiek. To może być prowokacja.
- Prowokacja? Tyle lat po wojnie? - powątpiewał Wojciech. Ale wychowany na filmach wojennych wiedział mniej więcej o co chodzi. Mieszkanie mogło być tak zwanym kotłem.
- Nie wiesz jaka jest sytuacja, nie masz żadnych informacji z miasta. Nie wiesz nic. Poza tym, jak Pafawag strajkuje, to cała Legnicka będzie zamknięta i na Popowice się nie dostaniesz. A poza tym ma matkę, sama nie jest.
- Chrzanię - wykrzyknął Wojciech. - Sama mama mówiła, że w ciężkich sytuacjach trzeba ludziom pomagać. Ja się o nią zwyczajnie boję. Tak jak o mamę, Andrzeja, Michała, dziadków. Tylko że z nimi mniej więcej wiem co się dzieje.
Matka popatrzyła na niego ponuro, po czym nagle uśmiechnęła się.
- A jednak...
- Co jednak?
- A nie mówiłam?
- Nie, nic mama nie mówiła. I w ogóle nie wiem, co mama ma na myśli.
- Czyżby? - matka nagle zmieniła nastrój. Zdecydowanie za szybko, by mogło to przejść niezauważone. Ale oczywiście wiedział, o czym mówi. - Kiedyś coś przewidziałam, pamiętasz? I zdaje się na moje wychodzi.
- Jeśli mamie chodzi o to, że ja ją kocham, to mama nie była w jeszcze większym błędzie...
Urwał. Zorientował się, że po raz pierwszy użył tego słowa przy matce. Bardziej się tego przestraszył niż przypadkowego przekleństwa, które ostatnio coraz częściej lubiło mu się wyrwać.
- Zaraz, a czy ja mówię, że to źle? - zgasiła ten nagły wybuch matka.
- Nie, ale to jest nieprawda. Owszem, kocham, ale kogoś innego.
- Michała.
Wojciech popatrzył na matkę z osłupieniem pomieszanym z niedowierzaniem. I jej to przeszło przez gardło. Zawsze stroniła od tego tematu, w ogóle od czasu sytuacji w toalecie temat homoseksualizmu nie stanął między nimi i Wojciechowi wydawało się, że tak będzie zawsze.
- Wiesz Wojtek co? Jeśli już tak ma być, to chyba dobry wybór. A o was jestem spokojna, że nic złego się nie stanie.
- Dlaczego?
- Bo ty go nie skrzywdzisz, proste. Cokolwiek by to miało znaczyć. Prędzej dasz siebie zranić niż jego. Obserwuję was od smarkacza i jeszcze nie było tak, abyś zrobił coś, co by go zabolało. Gdybyś postępował tak z własnym bratem... Poza tym Michał to porządny chłopak i wiem, że nie wpadniesz w złe towarzystwo jak znikasz z domu. Nauczkę dostałeś.
- No to jak już mama wie...
- Ale z tą Moniką też coś jest na rzeczy. Matki nie oszukasz - uśmiechnęła się.
- Mama ma uraz wywołany stanem wojennym - podsumował Wojciech. - Jak widać, może objawiać się bardzo różnie - dokończył jadowicie.
Nie lubił tej formy zwracania się do rodziców. Już to, że nie zwracał się per mamusia a mama było pewnym wykroczeniem, do którego jednak ją przyzwyczaił. Zwrócić w drugiej osobie się jednak nie ważył, poza żartami.
- Matko, wyprałaś swojemu synowi skarpetki? - zapytał kiedyś teatralnym głosem po wyjściu z łazienki. Ale to zostało przyjęte jako jednorazowy żart i się nie przyjęło.
O słowach matki przypomniał sobie jeszcze tego samego dnia, kiedy sforsował milicyjne zasieki na Legnickiej i zadzwonił do mieszkania Na Ostatnim Groszu. Otworzyła mu zapłakana Monika, która histerycznie rzuciła się w jego ramiona.
- No cicho, Moniś, cicho... Tulił ją jeszcze w progu. I w tym momencie pojął, że nie trzyma przypadkowego ciała a kogoś, kogo...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 15:25, 13 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
arek14193
Dyskutant
Dołączył: 20 Sie 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 12:55, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
kocha cie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
pietrek3001
Debiutant
Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 15:10, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Niecierpię tego cięcia w takich momentach. Ale opowiadanie boskie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 16:50, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Hmmm, to faktycznie błąd i to formalny - opowiadanie pisze neutralny narrator a tu cięcie jest typowym komentarzem bohatera. W dopracowanej wersji tego nie będzie - bo taka istnieje i jest w przygotowaniu. Na razie cieszę się, że się podoba. Pozdrawiam czytelników.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 17:27, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
A swoją drogą, nie przynudzam za bardzo? Bo zdaje się, że zboczyłem. Pisząc następne odcinki, chciałbym zachować proporcje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 19:09, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Nie przynudzasz, a ze zboczeniem to wiesz jak jest - co komu pisane.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|