 |
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 19:19, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
... a każde przyjemne (Fiolka Najdenowicz)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
arek14193
Dyskutant
Dołączył: 20 Sie 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 22:24, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
hmm malo erotyki ale o dziwo mi nie przeszkadza bo w fajny sposob to piszesz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
pietrek3001
Debiutant
Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 0:36, 14 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
jak na razie nie przynudzasz. Czytałem dzisiaj jeszcze kilka twoich opowiadań i powiem szczerze, że szkoda mi trochę Leśniczówki. Jestem ciekaw jak byś ją dalej poprowadził... Nie znam się za bardzo na opowiadaniach, ale jak na moje pierwsze opowiadania na tym forum to nie zawiodłem się. Tutaj czytałem tylko "Pogotowie..." i kilka twoich historyjek. Wcześniej nie znalazłem nic poza opowiadaniami, w których główny bohater i narrator już na wstępie zastrzega, że nie jest, jak to się dawniej mówiło, zbereźnikiem, a przedstawiona historia była tylko epizodem w jego życiu. Obyś nie przestawał pisać i z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 1:17, 14 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Pchnął ciężkie drzwi i wyszedł z wieżowca. A więc stało się. Nawet nie sądził, że dojdzie do tego tak wcześnie, bo liczył się z tym, że mimo wszystko kiedyś nastąpi. Jadąc tramwajem przeżywał każdy moment. Założenie prezerwatywy, pierwsze pchnięcie, jej reakcję pełną bólu, tłumiony krzyk, współpracę, wreszcie ostateczny moment. Może być z siebie dumny. Tak, duma go rozpierała. Jest mężczyzną. Samcem. W tramwaju wodził wzrokiem po twarzach stojących wokół ludzi i zastanawiał się, czy zdają sprawę, co się stało właśnie w jego życiu.
Coś mu jednak nie do końca pozwalało się cieszyć. Zupełnie, wręcz za grosz nie było w tym nic z erotyki, intymności, bycia razem. Był on i ona. Nie było ich. Był jego wzwód, jej prezerwatywa - ciekawe dlaczego miała ją w domu? - jego ruchy, jej ruchy. To już więcej erotyzmu odczuwał, gdy doktor Robaczek gładził go po głowie.
W miarę jak tramwaj zbliżał się do centrum, radość i duma ustępowały powoli miejsca zniechęceniu, znużeniu, rozczarowaniu. A więc to wszystko tylko na tym polega? Trochę przyjemności, trochę bólu... Zastanawiał się, czy nie pouszkadzał jej tajemniczych instrumentów do produkcji dzieci. U faceta to jednak prawie wszystko jest na wierzchu.
Gdy tramwaj dojeżdżał do placu 1 Maja, postanowił się przesiąść i pojechać na Cmentarz Grabiszyński na grób ojca. Chciał pobyć sam, przetrawić to wszystko jeszcze raz w sobie, uspokoić myśli, które kłębiły się w nim, przecząc każda następnej. Na upartego mógł przesiąść się dwa przystanki dalej, ale po tamtym wypadku nie miał jeszcze w sobie dość odwagi, by pojawić się na Kazimierza Wielkiego, a jeśli już tam przejeżdżał to zamykał oczy. Ślady tamtego wypadku dalej były widoczne w postaci kolein na wąskim pasie ziemi odgradzającym torowisko od jezdni.
- Pan dokąd? - zatrzymał go milicjant gdy na placu PKWN przesiadał się w stronę Grabiszynka.
- Na cmentarz.
- Nie radziłbym - odpowiedział milicjant. - Tam nie jest specjalnie bezpiecznie.
A co mi tam - pomyślał Wojciech. - Wojna wojną ale chyba na grób ojca można jechać?
Ulica Grabiszyńska jest jedną z najdłuższych ulic Wrocławia i najdłuższą na południowym zachodzie. Północna jej część to dzielnica mieszkaniowa, na południu przeważają zakłady przemysłowe, tam też znajduje się drugi pod względem wielkości wrocławski cmentarz. Niejako linią graniczną jest wiadukt kolejowej obwodnicy i stadion WKS Śląsk. W okresie stanu wojennego, a i długo po nim, ulica miała wyjątkowo złą sławę. Przez wrocławiaków zwana była nawet ZOMO-Strasse. Tu, szczególnie w okolicach zajezdni autobusowej, kolebki miejskiej Solidarności, odbywała się większość demonstracji, tu dochodziło do walk milicji i jej zbrojnych oddziałów z ludźmi. Bywały dni, kiedy należało jej szczególnie unikać, zwłaszcza w dni rocznic, 31 sierpnia czy 13 grudnia. Ale tego właśnie dnia jej sława była dopiero u zarania, o czym Wojciech rzecz jasna nie wiedział.
Pierwszą część tramwaj przejechał bezproblemowo. Już za wiaduktem, od placu przy zajezdni, który zyskał ponurą nazwę Gas-Platzu, Wojciech zauważył bezładne, niespokojne grupy ludzi, gęstniejące z każdą setką metrów. Gdy tramwaj wjechał na plac przed Fabryką Automatów Tokarskich, zauważył tłumy ludzi zmieszane z milicją. Tłum falował, gdzieniegdzie błysnęła biel podniesionej pałki. Jakieś komunikaty były wydawane przez tuby, wyło kilka syren. Wyglądało to jak likwidacja strajku w FAT albo pobliskim Hutmenie.
- Dalej nie jadę - zapowiedział motorniczy. Istotnie, na torach w kierunku cmentarza trwała zażarta walka. Wysiadł więc z tramwaju i kombinował, jakby ominąć największe ognisko walk. Postanowił bokiem przedostać się na Przodowników Pracy i dojść na cmentarz od strony parku oporowskiego. Nie przewidział tylko, że z drugiej strony, od Przodowników, nacierają uzbrojone oddziały ZOMO. Ludzie wokół niego poruszali się ruchami, które nazwał na własne potrzeby ruchami Browna - we wszystkich kierunkach, bezładnie, tam, gdzie akurat nie było milicji. Wojciech zdobywał teren metr po metrze, w pewnym momencie jego plecy przeszył ostry ból. Nawet nie wiedział, czy oberwał od demonstrantów czy milicji. Ale nie było mu dane się zatrzymać, skulić z bólu. Z zagryzioną wargą rzucił się na ślepo w stronę parku, otrzymując kolejne razy.
Do parku dotarł po kilku minutach, choć ten czas wydawał mu się wiecznością. Bolały go plecy, pośladki, nogi. Najchętniej położyłby się, gdyby nie to, że ziemia była spowita śniegiem.
- Popatrz ojcze, jak się dla ciebie poświęcam - pomyślał. I doszedł do wniosku, że dziś ojciec, jeśli na niego patrzy z zaświatów, mógłby być szczególnie dumny. Kochał się z kobietą, naraził zdrowie, by go zobaczyć.
Ku jego ogromnej uldze, na cmentarzu było w miarę spokojnie, nie licząc tłumu przy tak zwanym krzyżu katyńskim przy kaplicy. Ale i tam nie było mundurowej milicji, jedynie tajniacy. Posprzątał grób, zmówił modlitwę i oddał się zadumie, coraz bardziej walcząc z bólem pleców.
- Gdzieś tam lazł? - zapytała matka, gdy tylko przyszedł do domu i opowiedział, co się stało.
- Sama mama powiedziała, że trzeba iść na cmentarz. Wracałem od Moniki, i po drodze...
- Rzeczywiście po drodze - przerwała mu zgryźliwie matka. - Każdy wie, że najprostsza droga z Popowic na Krzyki prowadzi przez Grabiszynek. I co z nią?
- Pociągi tak jeżdżą. A u Moniki? Ojciec jest internowany, prawdopodobnie w Grodkowie, tyle się zdążyła dowiedzieć. A tak w ogóle to nic, żyje i już powoli dochodzi do siebie.
- A te twoje plecy to powinien ktoś obejrzeć - matka przyglądała się z coraz większym zaniepokojeniem.
- No pewnie, pojadę na pogotowie i tam okaże się, że szukają ludzi, którzy brali udział w tej ruchawce... Albo zadenuncjuje mnie lekarz. Taki głupi nie jestem. Mamo, oni teraz mogą wszystko. A w bajeczkę o przewróceniu się na schodach nie uwierzą.
Wezwanie pogotowia nie wchodziło w grę, bo nie działały telefony. Najczęściej szukało się patrolu milicji, który radiotelefonem wzywał pogotowie. Ani jednak matce ani Wojciechowi nie przyszło do głowy skorzystać z tej metody - sam pomysł powiedzenia milicji o chorobie był upadlający.
- Masz adres tego swojego zaprzyjaźnionego chirurga?
- Mam, na pieczątce jest. Ale to nie wyda, on dojeżdża z Oławy. Odpada.
- Idź do pani Heleny - poradziła matka. - Ona nie może odmówić pomocy, zresztą tego nawet nie zrobi.
- Mamo, pomysł nawet dobry ale... przecież jest godzina milicyjna. Nie zdążę wrócić. A wpraszać się na nocleg nie mam zamiaru.
- Co będzie to będzie, ciebie musi zobaczyć lekarz. Jak nie wrócisz na czas będę wiedziała, że jesteś u Michała.
Akurat - pomyślał Wojciech. Wiedział, że matka prawie osiwieje z nerwów.
Pani Helena przyjęła Wojciecha jak zawsze, życzliwie i z sercem.
- Wykluczone, żebyś poszedł do domu. Po pierwsze, nie stwierdzę bez obserwacji, czy masz obite płuca - powiedziała, chowając stetoskop.- A możesz mieć jeszcze obite nerki. Bez badania się nie obejdzie. Po drugie, Sławka przecież wie, że u nas jesteś. Prześpisz się u Michała, w razie gdyby się coś działo to go natychmiast budź, a jutro zobaczymy. A z tym pogotowiem to rzeczywiście miałeś głowę na karku. Milicja u nas węszy i to zdrowo. Lepiej im się nie pchać w ręce.
Podczas kolacji pani Helena powiedziała:
- Michał pomoże ci się wykąpać.
- Dziękuję, dam sobie sam radę.
- Wykluczone. Do czasu, kiedy zostaniesz przebadany, nie powinieneś w zasadzie się ruszać.
- Ale ja będę ostrożny, obiecuję.
- Nie graj takiego gieroja. Michała się wstydzisz, swojego najlepszego przyjaciela? Oba samce jesteście. Są dwie możliwości - albo on ma dłuższego albo ty.
- Mogą być równe - uśmiechnął się Wojciech. Pani Helena zazwyczaj była bezpośrednia i zdążył się do tego przyzwyczaić.
- No tak, matematyczna klasa... Poza tym wiesz, że Michał idzie na medycynę, jeszcze się napatrzy na golasów. Rozumiem, żebym ja cię kąpała, ale Michał? Z którym jesteś na co dzień od dzieciaka? Coś ci powiem, Wojtek. Wiesz, że raczej nie wspominam tamtych czasów. Nie ma co wspominać, strach łzy... Zaprowadzili nas do wielkiej łaźni. Na komendę musiałyśmy się wszystkie rozebrać. Ja miałam wtedy osiem lat. Nawet nie wiesz, jakim było dla mnie wstrząsem widzieć nagie kobiety i umundurowane esesmanki między nimi - sięgnęła po papierosa i zapaliła drżącymi rękami. - A to jest takie ludzkie, nagość również. To dobrze, że ją skrywamy na co dzień. Ale równocześnie powinniśmy się z nią oswoić. Myślisz, że przypadkiem zaprosiłam cię wtedy, kiedy Michał chorował na zapalenie jąder? Doszłam do wniosku, że powinien się oswoić z tym, że i w takiej sytuacji będzie go ktoś oglądał. I naprawdę lepiej zacząć od kogoś bliskiego. Tak samo uważam, że mimo, że to niehigieniczne, człowiek musi umieć spać z kimś. Nigdy nie wiadomo, co się w życiu stanie.
- No, wojny nie będzie...
- To jak nazwiesz to, co się dziś stało?
Wspólna kąpiel przyniosła o wiele mniej wrażeń, niż Wojciech się spodziewał. Ciepło wody tak drażniło potłuczenia, że w zasadzie nie mógł się skupić na niczym innym. Późnym wieczorem, gdy rodzice już poszli spać, siedzieli w pokoju przy włączonej płycie Pink Floyd Atom Heart Mother. Wojciech odkładał moment położenia się w nieskończoność, mimo maści przeciwbólowej i kilku tabletek ból w plecach dalej pulsował.
- Michał, chcę Ci coś powiedzieć.
- No mów, ze mną nie musisz się bawić w takie wstępy.
- Spałem dziś z kobietą.
- Możesz to powtórzyć?
- A co, jest tu coś niejasnego? Spałem z Moniką.
Zapadło długie milczenie. Wojciech czuł cisnące się do oczu łzy. Kilkanaście sekund panował nad wzbierającym płaczem. W końcu nie wytrzymał.
- Wojtek?
- No?
- Cieszę się, że mi to powiedziałeś. Nic już nie musisz mówić.
- Ty wiesz o co chodzi?
- Domyślam się.
- Dziękuję ci, stary.
Zasypiając, przywarł bokiem do Michała. Ten położył rękę na szyi Wojciecha. Po chwili spali obaj.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 21:16, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 14 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 15:56, 14 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
- No tylko im zdjęcie zrobić, tacy słodziutcy - Wojciech usłyszał nad sobą głos pani Heleny. - Wojtek, jak się czujesz?
- Zaraz, tylko pozbieram się jakoś. Na razie mogę stwierdzić tylko, że żyję. Dalej wszystko boli.
- Po śniadaniu pojedziemy do mnie do przychodni. Potrzebujesz zrobić badania moczu, rentgen płuc i kilka innych badań.
Wojciech powlókł się do łazienki. Oddając mocz zwrócił uwagę na jego nietypowy, czerwonawy kolor. Powiedział to matce Michała.
- To sprawa się komplikuje, możliwe, że masz odbite nerki. Do przychodni, ale to już.
Kilka dni przed stanem wojennym Michał dostał prawo jazdy. To było małe święto, bo zdobył ten dokument jako pierwszy w klasie. I od razu dostał pozwolenie prowadzenia syrenki ojca. Ta podróż miała być ich pierwszą wspólną. Wojciech, obserwując kierowcę, musiał przyznać, że Michał prowadzi pewnie, elegancko i swobodnie, mimo niewielkiej praktyki. Po krótkiej podróży do domu - nawet nie fatygował się na czwarte piętro, sprawę załatwił Michał - pojechali na Dobrzyńską.
W przychodni odbył długą drogę z panią Heleną po laboratoriach. Tam, gdzie badania były rejestrowane, musiał podać nazwisko, kilka zrobiono "na twarz", aby za wiele nie znalazło się w dokumentach. Pani Helena szybko wyrobiła sobie obraz doznanych obrażeń.
- Na szczęście nie trzeba cię hospitalizować, nie ma bezpośredniego zagrożenia dla życia. Czyli jesteś bezpieczny. Jednak najlepiej by było, abyś pomieszkał kilka dni u nas.
- Nie. Nie mogę zostawić mamy i brata. Kto im porobi zakupy? Kto przypilnuje małego? Pani wie, jakie te dzieciaki mają teraz pomysły i co się dzieje na mieście. No i matka jeszcze nie doszła do siebie.
- A teraz posłuchaj i mi nie przerywaj. Po pierwsze, nawet jakbyś był w domu, musisz leżeć. To, że nie skierowuję cię do szpitala, nie oznacza, że jesteś zdrowy. Robię to tylko ze względu na sytuację polityczną. Gdyby było normalnie, leżałbyś tydzień. To i tak ryzyko dla mnie jako podejmującej decyzję. Dalej, objawy pourazowe są dość różne i nieswoiste. A jeśli ci się coś stanie w nocy? Nie ma telefonu, nie ma jak wezwać pogotowia. Twoja matka, którą, jak wiesz, bardzo szanuję, ma ogromną wiedzę z psychologii, ale z nietypowym problemem medycznym sobie nie poradzi. A u nas będziesz wśród trzech dorosłych ludzi no i mamy auto. Chyba że wolisz szpital i ewentualne więzienie.
To brzmiało nader rozsądnie i Wojciechowi odeszła ochota na protesty. Pozostało to jeszcze wytłumaczyć matce.
- Ja do niej pojadę i wszystko wytłumaczę.
- Pani Heleno, a koszty? Ja naprawdę się krępuję a matka będzie jeszcze bardziej.
- Jakie koszty? Jak się wyżywią trzy osoby, to się wyżywią cztery. Poza tym - nie czuj się gościem, czuj się domownikiem.
Wojciech już nie wiedział, czego ma się czepić. Owszem, mieszkanie z Michałem to jego odwieczne pragnienie i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie rodzina, która może sobie nie poradzić w groźnej, tak naprawdę nikomu nie znanej sytuacji.
Pani Helena nie przekonywała matki długo, wzięła tylko piżamę Michała i szczoteczkę do zębów.
- No, to nareszcie nie będę się bał, że się uduszę - śmiał się Wojciech w samochodzie. Piżama Michała, chłopaka, a w zasadzie młodego mężczyzny słusznej postury, była dla niego sporo za duża i Wojciech bał się, że podczas snu zjadą mu spodnie. Mimo iż oczywiście nosił ją z dużą przyjemnością.
- Chudzielec się odezwał - przyciął Michał. Włączył radio.
- ...podczas pacyfikacji Kopalni Węgla Kamiennego Wujek. Są zabici i ranni zarówno po stronie milicjantów jak i chuliganów i wichrzycieli porządku publicznego... - odczytywał komunikat spiker.
Zapadła cisza. Nikt się nie odezwał już do samego domu. Dopiero po jakimś czasie zaczęli odzyskiwać równowagę.
- Zostałeś wichrzycielem porządku - stwierdził Michał.
- Publicznego - dodał Wojciech. Siedzieli w salonie i oglądali dziennik telewizyjny. O kopalni nie było wiele. Przeważały reportaże z kraju. Wszędzie miała być stabilna sytuacja a ludzie "ze zrozumieniem i nadzieją" godzili się na kolejne ograniczenia. Zagranica z podobnym zrozumieniem miała przyjąć wprowadzenie stanu wojennego.
- Nie mogę słuchać, jak oni perfidnie łżą - powiedział Wojciech. - Teraz ze zrozumieniem i nadzieją będę leczył odbite nerki. Zawsze mówiłem, że trzeba było słuchać Kasi Sobczyk...
- Bo? - wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na Wojciecha.
- Przewidziała stan wojenny jakieś piętnaście lat temu.
- Żartujesz?
- A kto śpiewał "Trzynastego nawet w grudniu jest wiosna"?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Chwilę potem zgasło światło. Wyłączenia prądu podczas stanu wojennego zdarzały się często, co drugi - trzeci dzień i trwały około dwóch godzin. Najpierw wyłączano na trzy minuty, później na tyle samo włączano, by dać ludziom szansę przygotować się do dwugodzinnej ciemności, na przykład nie zmuszać do siedzenia w windzie, następnie gaszono na dwie godziny. Wojciecha to szczęśliwie ominęło, bo jego blok był na jednej linii z kliniką położniczą, tyle zdrowego rozsądku władze jednak miały. Tu jednak, na peryferyjnym krzyckim osiedlu miał okazję zasmakować kolejnej atrakcji kryzysu. Resztę wieczoru spędzili przy świeczkach i radiomagnetofonie na baterie.
- Idźcie chłopcy już spać, Wojtek potrzebuje spokoju i snu. Nie gadajcie za długo i uważajcie w łazience żeby po ciemku jej nie zachlapać. I może nie kąpcie się, tylko dokładnie umyjcie, strach pomyśleć co to będzie, jak Wojtek się na czymś pośliźnie.
- Chce ci się spać? - zapytał Michał, kiedy znaleźli się już w łóżku.
- Gdzie tam. Od czasu śmierci ojca mam wrażenie, że wszystko się dzieje zbyt intensywnie, za szybko, ja już nie daję rady. Kiedy ten koszmar się skończy...
- A w ogóle gdzie idziesz na studia? Myślałeś już? Bo zawsze jak się pojawia ten temat to milczysz.
- Chyba coś językowego, rusycystyka, anglistyka, może jakieś skandynawskie ale musiałbym się wyprowadzić do Poznania. Zobaczymy. A ty z tą medycyną to na pewno?
- Też raczej. Przede wszystkim tam trzeba się dostać.
Jakiś czas leżeli w milczeniu. W pewnym momencie Michał wykonał ruch ręką w stronę swego kolana.
- Ej, uważaj trochę, naruszyłeś mój organ płciowy - zaprotestował Wojciech, po czym wybuchnęli tłumionym śmiechem.
- To był on? - zapytał Michał. - Ten sam co mnie w nocy żgał po brzuchu?
- Nie żartuj - stropił się Wojciech. - Jeśli tak, to przepraszam.
- Spałeś przecież. Na początku myślałem, że to palec i spróbowałem go odsunąć. Tylko tej ręki nie mogłem znaleźć... Nie od razu się zorientowałem, co trzymam w ręce.
Znów parsknęli śmiechem.
A więc trzymał go w ręce - pomyślał Wojciech i czuł, jak krew uderza mu do głowy.
- To może łaskawie ułóż swój organ tak, aby mi nie przeszkadzał. Powinien być spokojny, bo przecież go używałeś zgodnie z przeznaczeniem...
- Ta... i dużo mi z tego przyszło. Jeszcze dziś czuję do siebie obrzydzenie... Patrz, i znów go potrąciłeś.
- To potrąć mój organ też jak żądasz zemsty.
- W gościach zachowuję się przyzwoicie. Poza tym... - urwał.
- Co poza tym?
- Nie, nic...
Kolejne potrącenie, które nastąpiło znów po dłuższej chwili milczenia, było już znacznie bardziej rozmyślne, Michał przejechał po prostu grzbietem ręki.
- Michał, nie rób tego.
- To go schowaj...
- Sam wiesz, że nie o to chodzi. Poza tym nie przyspawam do ciała...
- Ciężko by było. Można na butapren...
- To dawaj - zaśmiał się Wojciech. - A rano będziesz go odklejał.
- Gdzie ja ci znajdę butapren po ciemku? Połóż go na brzuchu i dociśnij gumką od spodni.
- To się zaraz wymsknie... No nie mów mi, że to też było przypadkowe. Ciebie to bawi.
- A nie mów, że ciebie nie?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Wojtek, znamy się dziesięć lat. Trochę o tobie wiem. Trochę mi powiedziałeś sam, trochę wyczytałem między wierszami, trochę wiem skądinąd.
- Ja o tobie też sporo wiem. Również to, że to nie jest to, co lubisz. Nie rób nic przeciw sobie, proszę. O właśnie tego. Michał...
- Test wytrzymałości.
- Potestuj trochę na swoim.
- To ty potestuj.
- Nie chcę cię skrzywdzić. I wiesz, że tego nie zrobię.
- Ej, nie uderzaj w tak wielkie tony. Nie sądzisz, że jesteśmy dorośli i wiemy co robimy?
- Michał, weź tę dorosłą rękę...
Michał już nie bawiąc się w testowanie, trzymał dłoń przyciśniętą do czubka i delikatnie go uciskał.
- I tak mnie nim w nocy będziesz dźgał a ja go będę odsuwał, więc co to za różnica...
- Zawsze mówiłem, że nie powinniśmy spać razem. I jeśli się obawiałem...
- A może właśnie dlatego powinniśmy. A jak nie chcesz go schować to ja to zrobię...
- Ani mi się...
Michał delikatnie odchylił spodnie od piżamy, chwycił członek, przycisnął do brzucha i docisnął gumką. Ale nie cofnął ręki, pozwalając jej leżeć na rozporku. Trwali w takim bezruchu długą chwilę.
Wojciech, chłonąc ciepło ręki, bił się z myślami. A może to prowokacja? Nigdy jednak nie widział Michała w sytuacji, kiedy prowokował. Było mu to zupełnie obce. Więc jakiś eksperyment? Tylko na kim? na nim czy na samym sobie? A może on ma po prostu ochotę na wspólną zabawę? Tylko - jeśli tak - to dlaczego nie stało się to wcześniej? Czyżby rzeczywiście podniecił się przypadkowym odkryciem seksualnej reakcji u drugiej osoby? Nie takie niemożliwe. Postanowił sprawdzić i pod pozorem podrapania nogi przesunął rękę blisko ciała Michała. Żeby jednak nie wypadło to za bardzo wyrachowanie, ruch był szybki i zamaszysty. Istotnie, Michał też był gotowy. I miał go na wierzchu. Wojciech poczuł lepkość ciepłej smugi.
- Mój organ płciowy protestuje, że został potraktowany zbyt obcesowo i domaga się ludzkiego traktowania. - oznajmił Michał
- Nie ma protestów. Jest stan wojenny.
Ręka na rozporku ożyła i głaskała Wojtkowy członek wzdłuż całej długości.
- Jak się go pogłaska, to nie będzie w nocy brykał...
- Twój nie brykał.
- Oj i to jak... Tylko spałeś jak zabity. Masz szansę go teraz uspokoić... No, śmiało...
Wojciech chwycił członka na całej długości. Był twardy, gorący i delikatnie pulsował. Kilka pierwszych ruchów wykonał niezbyt rytmicznie, jakby badając reakcję. Po chwili obaj przeżywali coraz większe napięcie...
- Chusteczkę mam w kieszeni, jakbyś potrzebował...
- Michał, ja już, o tak, dociśnij...
Gdy było już po wszystkim, leżeli zwróceni twarzami do siebie. Tykanie zegara mieszało się z ich powoli uspokajającymi się oddechami.
- Wiesz, że chciałem to z tobą zrobić, jak miałem piętnaście lat? - zapytał Michał.
- Wiesz że ja też? I był taki moment...
- Nawet kilka. I raz to nawet zrobiliśmy całkiem przypadkowo.
- Tam na łóżku?
- Tak. Tylko siłą rzeczy byliśmy jeszcze za mali, by do końca to zrozumieć.
- A więc ty też... Bo ja to odkryłem tak naprawdę już po...
- A tak na poważnie to ochoty nabrałem wczoraj jak nieświadomie zacząłeś rozrabiać. A teraz ci powiem coś najciekawszego.
- To znaczy?
- Moja mama jest przekonana, że to już robiliśmy i to dawno temu. Kiedyś nawet zapytała. Wiesz, że u nas rozmawia się na te tematy.
- No u mnie takiej rozmowy nie będzie nawet za sto lat. I co powiedziałeś?
- Prawdę. Że nie - ale nie wykluczam. W ramach eksperymentu.
- Nie żartuj...
- Kiedyś tak zastanawialiśmy się, co by było, gdybym był homo. O tym, że ty jesteś, mama podejrzewała do czasu ale Monika mocno skomplikowała sprawę. Powoli wycofuje się z wcześniejszych teorii. Ale jak cię widziała wtedy u tamtego seksuologa...
- Robi się coraz ciekawiej. I ze stoickim spokojem pakuje nas razem do łóżka?
- Bo wie, że nic złego się nie stanie a to co będę chciał zrobić to i tak zrobię. Sam byś nigdy nie wyszedł z taką inicjatywą, prawda? To dzisiaj było widać i to bardzo. Zrobisz po prostu to co i na ile ci pozwolę. Zawsze tak było i to było i jest podstawą naszej przyjaźni. Ze wzajemnością.
- No nie do końca ta wzajemność. Miałeś go nie ruszać...
- I ruszyłem. I może jeszcze ruszę.
- Nie.
- A co to zmieni? Ja dalej będę hetero, ty homo - a obaj najpewniej mamy coś z biseksualistów.
Rozgadali się na dobre. W międzyczasie włączono światło. Była to druga poważniejsza rozmowa o seksie, którą Wojciech odbył w swym życiu, włączając w to uświadamianie chłopaków na obozie. Chociaż tam czuł się tak jakby tłumaczył równania bądź używanie operatorów w zdaniach. Tu ta rozmowa miała duszę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 19:33, 14 Lut 2011, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 8:35, 16 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Gdy Wojciech obudził się, w pokoju było już jasno, a miejsce koło niego puste. Wstał, narzucił na piżamę szlafrok i przeszedł do kuchni gdzie przy śniadaniu krzątała się matka Michała.
- Dzień dobry, pani Heleno. Gdzie Michał?
- Pojechał do miasta. Jak się czujesz?
- Dziękuję, dobrze, chyba czas już do domu, nie uważa pani? - zapytał z nadzieją.
- Najwcześniej jutro. Trzy dni to absolutne minimum. Źle ci u nas?
- Nie, nie to. Ja rozumiem, że jesteście bardzo gościnni, doceniam serce i troskę ale...
- Nie ma ale. W ogóle, gdyby nie zakaz podróżowania, wysłałabym was z Michałem na tydzień w jakieś spokojne miejsce. Wojtek, ty nie wiesz nawet, jak się zmieniłeś od czasu śmierci ojca - a to tylko niecałe dwa miesiące temu. Schudłeś, spoważniałeś, do wszystkiego jesteś na nie, popadasz w milczenie, zacinasz się. Coś się dzieje o czym nie wiem?
- Chyba nie...
- Na pewno?
- Wolałbym o tym nie mówić.
- Wojtek, ja wszystko zrozumiem, ale nie chcę wchodzić w twoje życie z butami. Mnie też jest niezręcznie.
- Można tu zapalić?
- W kuchni mi raczej nie pal. Widzisz, ja wiem, że wasz tato był trudnym człowiekiem. Nawet wiem, dlaczego za tobą nie przepadał choć nigdy nie rozmawiałam z nim na ten temat. Wiem, że było ci z nim ciężko, choroba też swoje zrobiła. Dlatego nie uwierzę, że tak załamała cię jego śmierć. Powinieneś odzyskiwać równowagę a jest odwrotnie. Byłeś takim pogodnym, wesołym chłopcem, nawet jak było już źle.
- Podobno ludzie się zmieniają.
- Jeśli to się dzieje w dwa miesiące, to musi być jakaś poważniejsza przyczyna. Nie chcę wysnuwać własnych teorii choć jest jedna bardziej prawdopodobna niż inne. Wiem jak bardzo lubicie się z Michałem. Jeśli mnie nie możesz, to powiedz chociaż Michałowi. Do niego masz zaufanie. Ale, do ciężkiej cholery, zrób coś z tym... Znalazłeś fajną dziewczynę, może ona?
Wojciech pragnął tylko jednego - aby ta rozmowa czym szybciej się skończyła lub zeszła na inny temat. Owszem, miała rację. Nie wiedział, że widać to jak na talerzu. Musiał to komuś powiedzieć, nawet czuł taką potrzebę. Ale, po pierwsze, ból jeszcze był za mocny. Po drugie, mimo wszystko nie miał do końca zaufania do pani Heleny. Jeśli będzie próbowała swoich naukowych metod... Korowody z psychologami, konsultacje, przychodnie, rozmowy... A jeszcze, jak nie daj Boże, wpadnie na pomysł powiadomienia milicji... Choć po przedwczorajszym chyba wyleczyła się na jakiś czas z miłości do władzy ludowej. Mimo wszystko groziło wpadnięcie z jednego piekła w drugie. Mógł jej jedynie zaufać, że nie powie matce, to jednak wciąż za mało.
- Pani Heleno...
Podszedł do stołu, przy którym właśnie kroiła szczypiorek do twarożku. Jak dziecko, przytulił się do niej i zaczął płakać.
- Chodź wyjdziemy na balkon zapalić.
Szczęśliwie z miasta przyjechał Michał i przywiózł garść wiadomości z różnych źródeł. Kilku rodziców kolegów było internowanych. Wszyscy żyli i nikt nie odniósł większych strat, jedynie Andrzejowi Szymańskiemu zlikwidowano spore laboratorium domowe. Była to jakaś strata. W klasie działał dość prężnie klan młodych chemików i to z osiągnięciami olimpijskimi, Klub Piromana, jak się sami złośliwie nazywali. Wojciech co prawda nie należał do nich bezpośrednio, ale z nimi sympatyzował. Ostatnio wpadli na pomysł skonstruowania niewielkiej bomby z całkowicie legalnych i powszechnie dostępnych materiałów. Zdaje się, że trochę z tego trafił szlag, między innymi niepospolitej urody zapalnik na piorunianie rtęci i nitrująca się właśnie gliceryna. Zapowiedział, że przyjdzie na inauguracyjną detonację, wszystko wskazywało, że imprezę trzeba będzie na jakiś czas odłożyć i zadowolić się mniejszymi wybuchami.
- A Tomek i jego biblioteka?
- Tomek ma się na razie dobrze a biblioteka kwitnie.
Tomek miał jakieś powiązania ze środowiskiem nielegalnego obrotu zakazaną literaturą i Wojciech brał od niego wszystko, co dawało się czytać. Stare egzemplarze paryskiej Kultury, książki o Katyniu i zbrodniach Armii Czerwonej. Tworzyli zresztą inny, tym razem międzyklasowy klan czytelników literatury bezdebitowej. Ale Wojciech był pewny, że Tomka wcześniej czy później dorwą. Oby później.
- Mam dla was ponurą wiadomość - powiedziała pani Helena. - Teraz ja wybywam z domu a wam zostawiam przygotowanie obiadu. Ugotujcie cokolwiek, byle by się tym najeść.
Zaczęli od lustracji zapasów. Mięsa nie było wcale, a szansa jego kupienia żadna. Jajka, ziemniaki, śmietana, cukier, mąka, sól, warzywa.
- Nawet jakbyś poszedł do sklepu, to nic nie kupisz a w samie była kolejka na dwie godziny. Jednak wolałbym coś zjeść przed wieczorem.
- Macie suszone grzyby?
- Nie.
- To zrobimy tak. Wsiadaj w samochód, jedź do mojej mamy po suszone grzyby i przy okazji przywieź mi książki i przekaż że żyję. Ja w międzyczasie ugotuję ziemniaki w mundurkach...
- W mundurkach to są teraz prezenterzy dziennika telewizyjnego...
- Ci też. Ugotuję jajka i jak wrócisz, namoczymy grzyby. Później z tego zrobi się sos i taki przekładaniec: sos - ziemniaki - jajka. To się oficjalnie nazywa ziemniaki po nelsońsku i u nas się je jak już zupełnie nie ma nic do zrobienia. Potrawa w sam raz na wojnę. Aha. I podejrzewam, że moja mama będzie ci chciała dać jakieś pieniądze - nie bierz od niej ani grosza.
- No aż taki głupi nie jestem.
Po pół godzinie Michał był z powrotem, Wszedł do pokoju dźwigając ogromny pakunek.
- Co to takiego?
- Nie wiem. Twoja mama mi dała.
- I ty się nie zapytałeś, co to jest?
- Ona sama nie wiedziała.
- Czekaj, bo nic z tego nie rozumiem, może jaśniej. Dostajesz od kogoś coś, o czym nie wiesz co to jest i dający również nie wie. A może wiesz chociaż, skąd to ma?
- Mówi, że było pod drzwiami. Ktoś zadzwonił i zanim otworzyła drzwi, nie było już tej osoby a ten pakunek.
- Dom wariatów. A jak to jest bomba? Albo jakieś antysocjalistyczne wydawnictwa?
- Może zamiast tak gadać, otworzymy to? Na wszelki wypadek na balkonie...
Z mieszanymi uczuciami wynieśli podejrzany pakunek na balkon. Po odwinięciu papieru okazało się, że zawierał on ogromnych rozmiarów indyka. "American Christmas Turkey. Made in Kentucky" - przeczytał ze zdziwieniem. Dalsza penetracja zaowocowała również napisanym po angielsku przepisem na pieczenie i instrukcją krojenia.
- I to sobie tak po prostu leżało pod drzwiami?
- Wygląda mi to na dar z kościoła - powiedział Michał. - W telewizji cały czas mówią o pomocy. Ktoś to musi widzieć na oczy, chyba wszystkiego komuniści nie konfiskują.
- Czekaj. Zaczynam rozumieć coraz więcej. Mama sukcesywnie odmawiała przyjęcia czegokolwiek z parafii, a z księdzem znają się dobrze i wie, że nam się nie przelewa. Pewnie wysłał jakiegoś ministranta. A teraz musimy coś z tym zrobić. Z tego co wiem, powinno się go upiec.
- Jak kura piecze się godzinę, to to zwierzątko co najmniej trzy. Na obiad nie zdążymy.
- Masz jakąś książkę kucharską?
Książka okazała się zupełnie nieużyteczna, jej lwią część stanowiły zupy i potrawy z mąki.
- Poza tym będziemy mieli zajęty piekarnik... Czy mogę wiedzieć, czemu podgrzewasz ogórki konserwowe?
- Jakie ogórki, aha, miały być jajka. Zamyśliłem się.
- Tusiu...
Wojciech już dawno nie słyszał tego określenia, będącego skrótem od Wojtuś. Dawno temu zwracał się tak do niego Michał.
- Nie mów tak do mnie. ostatnio mówiłeś tak w czwartej klasie podstawówki. I starczy.
- Tusiu, z tobą coś się dzieje. Z tymi ogórkami to już szczyt bezmyślności, chwilę wcześniej dosypałeś cukru do gotujących się ziemniaków zamiast soli...
- Co?
- Sprawdź sam.
- Rzeczywiście.
- Powiedz to, wyduś z siebie. Ja wiem, że coś jest nie tak. Widzę, czuję.
- Ty też przeciwko mnie? - nie wytrzymał Wojciech i wyrwał się do przedpokoju. - Dajcie mi do cholery wszyscy święty spokój! Ubieram się i idę do domu. Mamie powiedz...
- Stój idioto. Wojtek, ja naprawdę chcę dobrze. Mnie nie ufasz? Przecież ja widzę, że coś jest nie tak. Ręce ci się po prostu trzęsą. Robisz głupoty.
- Nie dobijaj mnie, proszę... daj mi spokój. Cokolwiek się stało, daj mi to zachować dla siebie. Dam sobie z tym radę. Z ojcem - sadystą dałem, z nauczycielką gestapówą dałem, z plutonem zomowców dałem, to z tym też dam. Tylko proszę, nie naciskaj mnie, bo rozdrapujesz rany. Tylko pogarszasz sprawę. Swoją drogą, podobną rozmowę przeszedłem dwie godziny wcześniej z twoją matką.
- Mój ojciec też to dostrzega.
Wojciech wzdrygnął się w osłupieniu. Ojciec Michała, nauczyciel już w dość starszym wieku, był milczkiem i introwertykiem. Wojciech, częsty gość w domu, słyszał go przemawiającego może ze cztery razy. Śmiali się, że powinien zatrudnić się w teatrze i obstawiać wszystkie role Felicjana Dulskiego. Jeśli on się w tej sprawie odezwał to miało naprawdę sporą wagę.
- Michał, możemy pogadać o tym wieczorem, jak będziemy w łóżku? Musze do tego się przygotować.
- Pewnie. Powiedz tylko czy to polityka, kryminał, sprawa obyczajowa czy jakaś inna?
- Coś z tego pasuje, a w zasadzie wszystkiego po trochu - ale już nie naciskaj.
Obiad okazał się sukcesem mimo ciepłych ogórków. Po południu wpadł ich kolega z klasy z dziewczyną i do godziny milicyjnej siedzieli przy brydżu. Wojciech bardzo obawiał się tego momentu, kiedy położą się do łóżka i Michał przypomni o obietnicy. Mycie zębów i toaletę wieczorną celebrował kilkanaście minut, licząc na to, że Michał zaśnie. Oczywiście przeliczył się. Gdy wszedł, Michał kończył przebierać się w piżamę.
- Śpisz?
- Nie.
- No więc?
- Michał, słowo, że nie powiesz mamie.
- Nie mogę obiecać.
- Nie rób mi tego...
- Bądź odpowiedzialny. Ja też nie wszystko mogę i potrafię.
- Naprawdę nikogo nie zabiłem, nic nie ukradłem ani nic z tych rzeczy.
- To co się stało?
- Michał, z własnej głupoty. Dwa miesiące temu zostałem brutalnie zgwałcony. Sam jestem winien. A teraz już wiesz? wiesz. I daj mi spokój...
Chyba nawet wybuchnął płaczem i wtulił głowę w poduszkę. Po momencie poczuł ciepłą rękę na szyi. W tym bezruchu tkwili kilkanaście minut.
- Nie mam pojęcia co z tym zrobić. Miałeś rację.
- Michał, ja już w tym wszystkim się pogubiłem.
- Widzę. I już wiele rozumiem. Nosić coś takiego w sobie... Daj mi to przetrawić.
- Przecież to nie twoja sprawa.
- I tu się mylisz. Jestem twoim przyjacielem więc i moja. Na razie postaraj się zasnąć...
- Nie da rady. Ja przed tym uciekam jak się da a teraz wróciło.
- Jesteś ze mną, nie bój się...
- Nie interesuje cię nic więcej? jak do tego doszło? Jak już tyle wiesz...
- Nie teraz. Teraz nie myśl o tym.
Długo milczeli nim wreszcie przyszedł sen, wyczekiwany z o wiele większym utęsknieniem niż zazwyczaj.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 9:53, 16 Lut 2011, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 8:06, 17 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Teraz planuję dość długą przerwę. Nie znaczy oczywiście, że nie będę nic robił - muszę to wszystko ujednolicić, dopisać kilka nowych scen, kilka pozmieniać, popracować nad spójnością. Jednak pisanie z odcinka na odcinek ma swoje wady. Teraz, kiedy to już nabrało kształtu, niektóre rzeczy rażą niekonsekwencją, domagają się poszerzenia bądź innego spojrzenia. Dotarłem też do kilku źródeł, pozwalających mi rozbudować dalszy plan. W tym czasie ułoży mi się ciąg dalszy, już do końca, bo mam tylko ogólny zarys. Dlatego żegnamy się z Wojtkiem, Michałem, Romkiem (dopiero wspomnianym), dr. Robaczkiem, panią Heleną, rezolutnym Maćkiem, Moniką i innymi na czas jakiś. Ale - obiecuję - powrócą, a całość, już dopracowana, będzie możliwa do ściągnięcia z sieci. Dziękuję wiernym czytelnikom i zapraszam za czas jakiś.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
arek14193
Dyskutant
Dołączył: 20 Sie 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 11:28, 17 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
zniszczyles sens wchodzenia na ten portal ;/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 13:54, 17 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Widzisz. Tworzenie czegoś dużego to proces, który wymaga kontroli całości. Chcę ustrzec się błędów, które są tak charakterystyczne dla pisania z odcinka na odcinek. Na przykład - Wojtek jest ogromnym bałaganiarzem, co nie będzie bez znaczenia w jego przyszłości - jednak do tej pory jest to zaledwie zaznaczone w jednej scenie i to jeszcze jako opinia jednej osoby. Poza tym jest tu zderzenie dwóch typów, nazwijmy to, geograficznych - Kresowiaka, który uchyliłby nieba, kierującego się sercem (Michał i jego rodzina) oraz nieludzko zracjonalizowanego Wielkopolanina (oczywiście Wojciech). To trzeba trochę bardziej uwypuklić, bo postaci są momentami zbyt podobne do siebie. Wrocław tamtych czasów to, jak wiesz z historii, tygiel kulturowy, gdzie mieszali się ludzie z całej Polski spędzeni w jedno miejsce - i to jest w tym opowiadaniu dość ważne. I tak dalej, i tym podobne. Czasem to kwestia jednego zdania w odpowiednim momencie, rzecz w tym, że bez niego wszystko niepotrzebnie się zaciera. Przykro mi, że sprawiam zawód, ale uważam, że czytelnika należy traktować serio. Nauczyło mnie tego kilkanaście lat doświadczeń jako dziennikarza. Ale może jakaś niespodzianka będzie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 14:00, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
arek14193
Dyskutant
Dołączył: 20 Sie 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 0:30, 18 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
i tak cie nie lubie haha nie no zartuje poprostu przyzwyczailem sie do czytania tego opowiadania i uzaleznilem :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 17:29, 18 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Homowy bacz jeno na to by nie lenić się zbytnio i chyżo to napisać. Też będzie mi brakowało kolejnych odcinków.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 8:50, 20 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Zaskoczyliście mnie Premia dla wytrwałych.
Kiedy rano pani Helena uchyliła drzwi, obaj chłopcy właśnie ubierali się. Nie to ją jednak zatrzymało na chwilę, a dialog, jaki ze sobą toczyli, najwyraźniej się nim delektując.
- Tać ja Wojciechu mówiu, że on skarpetki na kalafiorze zostawiwszy.
- Tej, nie bryncz mi tutej i zamknij sznupę.
- Taj cichaj, nu ja tak z dobregu serca...
Uśmiechnęła się i, niezauważona zamknęła drzwi. Popadła w zamyślenie. Przygotowanie śniadania jej nie szło, wyszła na balkon zapalić. Michał był jedynakiem, czego bardzo żałowała, ale wszystkie próby postarania się o braciszka lub siostrzyczkę były nieudane, a jedna mało nie zakończyła się tragicznie, o czym boleśnie wspominała co roku przy malutkiej mogiłce na Grabiszynku. Na adopcję nie chciał się zgodzić jej mąż. A co ja obcego w domu będę trzymał - argumentował. Choć do Michała przychodzili koledzy i koleżanki, rzadko było tak wesoło niż wtedy, kiedy pojawiał się Wojciech. Tego jej właśnie było brak najbardziej, gwaru, śmiechu, może nawet bicia lub kłótni. Michała wychowała porządnie, zresztą zawsze był spokojny, ułożony, nie trzeba było nad nim specjalnie pracować. Nie stał się również sobkiem i egoistą, jak wielu jedynaków. Mimo tego brak tego drugiego, czy tej drugiej - choć wolałaby dwóch synów - był dla niej dotkliwy. Czasem wściekle zazdrościła Sławce, że ma syna, którego - jej zdaniem - należało wychowywać zupełnie inaczej, bardziej ciepło i nie przy pomocy kija.
Tak rozmyślając na zimnym balkonie zrozumiała, że w tej atmosferze w pokoju Michała było coś, czego ostatnio było naprawdę niewiele. Czyżby Wojtek się w końcu otworzył? - pomyślała i już w lepszym nastroju poszła przygotowywać śniadanie. Po badaniu, które codziennie przeprowadzała zdecydowali, że Wojciech jeszcze jeden dzień zostanie na Wojszycach, co przyjął z mieszanymi uczuciami.
- Jeszcze nie wszystko mi się podoba - stwierdziła pani Helena. - Ja wiem, że chciałbyś być wśród swoich, zwłaszcza w tej sytuacji. Ale i tak szybko dochodzisz do siebie.
Obserwowała Michała za kierownicą i zwróciła uwagę na większą niż zazwyczaj nerwowość, roztargnienie syna.
- Gdzie skręcasz, tu jest zakaz w lewo - upomniała, gdy wyjeżdżał z Wybrzeża Wyspiańskiego prosto na Most Grunwaldzki.
- A rzeczywiście...
- Coś cię gryzie. Czyżby to o czym myślę?
- Zależy o czym myślisz. Bo jeśli o Wojtku, to tak.
- I co z nim? Nie pchaj się na żółtych światłach...
- Mamo, nie mogę powiedzieć.
- To ja powiem co myślę. Jak jeszcze pracowałam w szpitalu, to podobne objawy miały kobiety po urazach w rodzinie i po gwałtach.
Michał z piskiem opon zahamował przed samochodem na skrzyżowaniu.
- Hmmm, może coś prawdy w tym jest. Ale naprawdę mu obiecałem, że zostanie to miedzy nami. Mamo, nie ciągnij mnie za język...
- Jeśli to jest to, co myślę, to bez psychologa sobie nie da rady.
- Akurat, Wojtek i psycholog. Już to widzę. Albo przez całą wizytę będzie milczał jak grób albo nagada mu takich bzdur, że psycholog w pół godziny straci powołanie do zawodu. Ze szczególnym wskazaniem na to drugie...
Była to prawda. Wojciech zwierzył się kiedyś Michałowi z jednej jedynej wizyty u psychologa, na którą zaprowadził go ojciec. Już przy rejestracji, kiedy rejestratorka zapytała na cały głos: Od kiedy z synem są kłopoty? postanowił, że im da popalić. Opowiadał o lądowaniu kosmitów w Rowie Mariańskim, fatalnej pomyłce w atlasie, gdzie przylądek Horn umieszczono za blisko Antarktydy, co mogłoby być fatalne w skutkach dla pingwinów w czasie ewentualnego bombardowania w razie upadku Pinocheta a także o kolorach muzyki, gdzie słysząc Marylę Rodowicz widzi wszystko na niebiesko. Efektem tej rozmowy była diagnoza, że dziecko jest żywe, inteligentne jednak pod pozorem ekstrawertyzmu głęboko skrywa własne problemy i nie dzieli się nimi z nikim co - jak zauważyła pani psycholog - może zakończyć się załamaniem nerwowym w przyszłości.
- Jeśli nie dostanie jakiejkolwiek pomocy, wykończy się. A co ty możesz zrobić - to powoli pozwól mu mówić, otwierać się, zdaje się, że masz większy dostęp do niego niż ktokolwiek inny. Jak się trochę uspokoi, to wyślę was gdzieś na tydzień.
- Sądzisz, że będziemy na tyle odpowiedzialni, żeby nas puścić samych?
- Nie sądzę, wiem.
Wieczorem, kiedy Michał zasypiał, pościel lekko zaszeleściła a później poczuł tak znany, charakterystyczny dotyk.
- Michał... prosiłem o coś.
- No prosiłeś. Daj mi się chociaż z nim pożegnać.
- Nie możesz się żegnać z całym mną?
- Widzisz Wojtek, jakoś on mi się podoba. Nie lubię facetów jako takich, nie podniecają mnie, naprawdę wolę babki. Ale to masz fajne, takie miłe w dotyku... tak przyjemnie mi wtedy.
- No niech ci będzie... Zwłaszcza, że raczej już nie będziemy mieli okazji. Nie wiem, czy się cieszyć, czy żałować.
- Mama chce wysłać nas gdzieś w góry na tydzień. Martwi się tobą.
- Zobaczymy... nie tak mocno, urwać chcesz?
- Tak, i zostawić na pamiątkę.
- Puść, wariacie...
Zasnęli grubo po północy.
Do świąt nie zdarzyło się nic specjalnego, jeśli nie liczyć wizyty milicji i przesłuchania matki w sprawie jednej koleżanki, którą internowano. Już w nieco lepszej kondycji Wojciech odstał cały dzień na mrozie przed supersamem w oczekiwaniu na karpie, które przywieźli dopiero o piątej po południu a sprzedawcy wydzielali po dwa na każdego kolejkowicza. W kolejce szumiało. Jedni mówili o możliwej interwencji amerykańskiej, inni pomstowali na komunistów, którzy nie dość , że doprowadzili kraj do ruiny, to jeszcze przygarniają sobie pomoc zagraniczną. Bez nadziei, za to z dwoma rachitycznymi karpiami, trzepoczącymi się w siatce, Wojciech wrócił do domu.
- Tyś z akwarium wyławiał te ryby? - zapytał Andrzej.
- Ciesz się, że w ogóle jakiekolwiek będą. Pasterkę odwołali bo godzina milicyjna, ryby będzie symbolicznie, choinka sztuczna a Gwiazdor internowany i prezentów nie będzie.
- A może zaprosisz Monikę z mamą na świąteczny obiad? Nie mówię o Wigilii, bo nie wrócą na czas do domu, ale chociaż o pierwszym święcie. - zapytała matka. - Nie mamy wiele, ale czym chata bogata, inni mają gorzej.
Dopiero teraz Wojciech uświadomił sobie że od tamtego zdarzenia w ogóle o niej nie myślał. Tych kilka dni z Michałem były czymś tak innym, tak w sumie pozytywnym w tej rzeczywistości, że odganiał myśli o Monice, ile razy się pojawiły. Choć i do niej doszły informacje gdzie jest i co się z nim dzieje.
- Pojadę przekazać zaproszenie, choć z góry znam odpowiedź.
Drzwi otworzyła mu Monika. Obściskali się i obcałowali na powitanie, choć Wojciech czuł, że wypada to sztucznie i z musu.
- Wojtek, co się z tobą dzieje? - zapytała gdy już zostali sami w pokoju. Zaproszenie, choć przyjęte z zaskoczeniem i sympatią, zostało jednak odrzucone przez mamę Moniki.
- Sam nie wiem. Może to ten stan wojenny, może to pobicie, może... - kluczył bojąc się, by za bardzo się nie zdradzić, co naprawdę myśli o tym, co się stało.
- A ja widzę, że męczy cię to, co zaszło między nami.
- Daj mi to przeczekać, To był mój pierwszy raz. Może nie wszystko wyszło, jak chciałem.
- Mój też. A chciałabym następny...
To sobie trochę poczekasz - odparował w myślach a głośno powiedział: - Może jednak nie dzisiaj?
Pożegnali się w dość sztywnej atmosferze mimo życzeń, opłatka i kieliszka rosyjskiego wina mającego zastąpić szampana.
Kilka dni po Nowym Roku jeszcze nie wznowiono zajęć szkolnych, Wojciech postanowił jednak pojechać pod szkołę dowiedzieć się aktualności, poplotkować z kolegami - zawsze mimo zawieszonych zajęć ktoś ze znajomych wpadał obadać sytuację. Przed szkołą zastał kilku drugoklasistów i Romualda. Testowali właśnie najnowszy nabytek, gwiazdkowy prezent któregoś z chłopaków - deskorolkę. O tym się czytało w gazetach, że szał w Ameryce, że szczyt mody i tak dalej - rzadko kto jednak widział to na oczy. Amatorów spróbowania nowości było zatem wielu. Wojciech postanowił, że nie będzie się wygłupiać, ale poobserwuje sobie trochę towarzystwo, zwłaszcza Romualda.
Romuald od początku liceum był tym, dzięki któremu nie popadł w kompleks - jedyny w klasie niższy od niego, z odstającymi uszami, wydatnymi policzkami, twarzą, którą Wojciech odruchowo zaczął przywoływać w myślach w niezbyt do tego odpowiednich momentach. Później była dwudniowa wycieczka w Karkonosze, gdzie Wojciech mało nie popełnił głupoty. Mieszkali w Samotni, grali w brydża, w pokoju, w który należał do Wojciecha, Michała i Tomka. W pewnym momencie wypisał się ostatni długopis. Wojciech, który w tym momencie był dziadkiem, został wysłany do pokoju Romualda po zapasowy.
- Jak nie będzie na wierzchu, to zobacz w plecaku.
W plecaku Romualda znalazł nie tylko długopis. Jego uwagę zwróciły majtki chłopaka, granatowe slipy. Zapewne używane, sądząc po charakterystycznej białej plamie. Wojciech chyba w tym momencie stracił nieco głowę - jednak zostawił je w spokoju. Od tamtego czasu patrzył jednak na Romualda nieco inaczej. Nie przyjaźnili się tak jak z Michałem, jednak to za jego sprawą zaczął częściej grywać w brydża i udzielać się w Klubie Piromana, którego Romuald był duszą.
Teraz podziwiał zgrabną aż niewielką sylwetkę kolegi na deskorolce. Nagle, możliwe że wskutek najechania na kamień, Romuald stracił równowagę i przewrócił się, uderzając głową o beton.
- Nic ci nie jest?
- Nie, do następnej wojny dożyję.
Ale nie była to prawda. Romuald czuł się coraz gorzej i Wojciech to widział.
- Biorę taksówkę i jedziemy na pogotowie.
Romuald nie protestował, czuł, że zaczyna się pocić. Wojciech wpadł na postój kawałek od szkoły, na którym stała kilkunastoosobowa kolejka.
- Wypadek, taksówka na pogotowie potrzebna. Puścicie państwo?
Nikt nie protestował. Telefony dalej nie działały i ludzie zdali sobie sprawę, że protesty w takich sytuacjach mogą być opacznie przyjęte. Kilka osób najwyżej zmięło przekleństwo od nosem.
Taksówkarz, starszy mężczyzna, zgodził się zabrać Romka na Traugutta.
- Skurwysyny, z zimną krwią wymordowaliby połowę narodu.
Wojciech obserwował miasto zza szyby, gdy taksówkarz łamiąc pół kodeksu drogowego, ścinał Komuny Paryskiej kierując się w stronę Traugutta.
Nagle rozmyślanie i kontemplację ponurego miasta zza szyby przerwało silne pociągnięcie za rękę.
- Zatrzymaj go - powiedział przez zaciśnięte zęby. Cudem zdążyli, Romualdowi udało się dotrzymać do momentu, kiedy Wojciech, przechylając się przez niego, z trudem otworzył drzwi warszawy. Jednak na chodnik nie udało się dobiec.
- Wygląda mi na wstrząs mózgu.
Na pogotowie wpadli, gdy Romuald był jeszcze przytomny. Kierowca pomógł zanieść chłopaka na izbę przyjęć. Lekarz po wstępnym badaniu potwierdził obawy szofera.
- Poinformujcie jakoś rodzinę.
Gdzie on mieszka? - zapytał kierowca, gdy już opuścili pogotowie.
- Na Olszewskiego za zoo.
- Dam kierowcom cynk, kto będzie jechał w tamtym kierunku, poinformuje rodziców. A ty gdzie mieszkasz?
- Krzyki.
- Dobrze się składa, podrzucę cię do domu.
- Ale ja nie mam pieniędzy.
- Nie martw się tym. I tak zachowałeś się jak prawdziwy mężczyzna. To była przyjemność wam pomóc. Będą z ciebie ludzie.
Wojciech komplement przyjął z pewnym wewnętrznym zastrzeżeniem - że chyba nie każdemu by tak pomagał. Dopiero teraz zauważył, że jego spodnie są pokryte resztką tego, co stało się na chodniku. O dziwo, powitał to prawie z czułością, choć sądził, że powinien bardziej z obrzydzeniem.
Wieczorem, gdy zasypiał, martwił się o Romualda, o Michale pomyślał tylko chwilę, z sympatią, ale nieco mniejszą niż dotychczas.
- Co się ze mną dzieje? - to była ostatnia rzecz, którą pomyślał nim zasnął.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 15:48, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 10 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
pietrek3001
Debiutant
Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 15:10, 20 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
pisz homowy, pisz bo to sama przyjemność czytać twoje opowiadanie:)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pietrek3001 dnia Nie 15:11, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
czesq40
Dyskutant
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Nie 19:46, 20 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Pisz kolego twoje opowiadanie jest po prostu świetne,moje pisanie przy twoim wymięka.Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 19:49, 20 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Ja mam tylko jedną receptę. Bardzo prostą. Obserwować, myśleć - a dopiero potem pisać. I dbać o język. Cieszę się, że się sprawdza
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 19:51, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|