Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Gra szwajcarska
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 6:31, 23 Sty 2011    Temat postu: Gra szwajcarska

UWAGA. Historia, do czytania której właśnie się zabierasz, zajmuje ponad 260 stron normatywnego druku, dlatego gorąco polecam jej wersję w e-booku, którą znajdziesz (za darmo i bez logowania) tutaj: [link widoczny dla zalogowanych] Dla twojej wygody znajdziesz tam PDF a także EPUB i MOBI. (HS)

Będzie to próba napisania gejowskiej biografii - w odcinkach. Wiele rzeczy wziąłem z własnego życia, wiele autentyków ze znanych mi przypadków, sporo tu też roboty czysto literackiej. Nie będzie tez za wiele seksu. Przyjemnej lektury. Jeśli się nie podoba to napiszcie. Cc-by-sa-3.0

Często się zastanawiamy, dlaczego przyszło nam żyć właśnie w tych czasach. Czasem wzdychamy: Ach, gdybym tak urodził się trzydzieści lat później... lub: Czemu moja dojrzałość nie przypadła na lata sześćdziesiąte? Ale tylko możemy sobie pomarzyć i powzdychać. I za każdym razem nie mamy gwarancji, że byłoby lepiej, ciekawiej, sprawiedliwiej. Nasz bohater urodził się w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku zatem dane mu było żyć w tak zwanych ciekawych czasach i tego nie żałuje. Nie załapał się może na beatlemanię, ale za to dopadł go Pink Floyd; może w młodości nie miał internetu, ale przynajmniej sam rozwiązywał zadania, a nie posiłkował się stroną wolframalpha a rozmówcy mógł spojrzeć w oczy a nie w monitor, zmiany polityczne przeżywał w zasadzie tylko na lepsze, może tylko wyżerka była kiedyś smaczniejsza i bardziej wartościowa. Upiera się, że ludzie nie stali się przez tych kilkadziesiąt lat ni lepsi ni gorsi...

1. Szczeniak

Wojciech obudził się w nocy zlany potem. Dotychczas lubił spać, a marzenia senne traktował jako element rzeczywistości, jedyne, czego żałował, to tego, że nie może wyśnionych przedmiotów zachować przy sobie. Z reguły były to grube książki w kolorowych okładkach, coś co kochał nad życie. Pierwszy raz, gdy po obudzeniu się nie mógł znaleźć książki, którą cieszył się we śnie, rozpłakał się i resztę nocy spędził w łóżku z babcią. Później już spokojniej żegnał się z obiektami marzeń, choć rozpoczętych po takim śnie poranków nigdy nie uważał za udane. Tym razem było jednak inaczej. Śniła mu się lśniąca biała bryła o regularnych symetrycznych kształtach. W miarę zbliżania się do niej, jedna część zaczęła się deformować, zmieniając kolory na o wiele mniej przyjemne. Jedna ze ścian, nagle, za działaniem tajemniczej siły zaczęła zmieniać fakturę, kolor, blaknąć, wybrzuszać się. W miarę upływu czasu marniała w oczach. Wojciech chciał zrobić wszystko, by przywrócić jej poprzedni kształt. Nie dało się. W miarę podejmowanych wysiłków rosło poczucie bezsilności, ogromny zawód brakiem wpływu na tę niespodziewaną i niechcianą zmianę. Im bardziej poprawiał płaszczyznę, tym bardziej wykrzywiała się, brzydła, blakła. Nie to było jednak najgorsze. Już po obudzeniu wiedział, że to był bardzo ważny sen i zapamiętał go na całe życie. Nie wiedział tylko, co on znaczy. Później starał się go masę razy tłumaczyć i wydawało mu się, że rozumie go coraz bardziej.

Najwcześniej zapamiętał babcię, później dziadka. Dopiero trzecią postacią, którą kojarzył w sensie chronologicznym była mama. Widywał ją rzadko; tylko wtedy, kiedy przyjeżdżała z miasta na kilka dni, zawsze z prezentem dla syna. Najczęściej była to jakaś książka, ale bywały i rzeczy o wiele bardziej wyszukane. Gdy miał cztery lata, dostał gramofon, który w tamtych czasach nazywano adapterem. Nie był to żaden luksusowy sprzęt, już nie tak prymitywny jak osławione bambino, ale daleko mu było do standardów, jakie miały później nastąpić. Słuchało się wtedy głównie nagrań - mówiąc dzisiejszym językiem - pirackich, wydawanych na pocztówkach dźwiękowych, trzeszczących, tracących jakość po kilku przesłuchaniach. Płyty długogrające były piekielnie drogie, jedna kosztowała ponad sześćdziesiąt złotych, co przy cenie chleba 4 złotych za bochenek czy masła 17 złotych za kostkę dobitnie świadczy, jak luksusowy to był towar.

Inauguracja działania adapteru odbyła się w dość szczególnych okolicznościach; chwilę wcześniej poznał swojego ojca. Tym razem matka przyjechała nie sama a z mężczyzną, którego przedstawiono Wojciechowi słowami: To jest twój tatuś. Wojciech nie był pewien, czy to słowo słyszał wcześniej. Mieszkał z dziadkami na skraju wsi, kontakty z rówieśnikami nie były jeszcze częste, wszystko miało się zmienić dopiero przyszłego lata, kiedy wysłano go do przedszkola. Nie za bardzo zdawał sobie więc sprawę, na czym taki tatuś miałby polegać - zwłaszcza, że wyjechał wraz z mamą zaraz następnego dnia.
- Widzisz, Wojtek, każde dziecko ma tatusia i mamusię - tłumaczyła cierpliwie babcia. - Kiedyś, jak dostaniecie mieszkanie w mieście, wezmą cię stąd i zamieszkacie razem.
- Ale ja nie chcę - rozpłakał się Wojciech. - Komu tu przeszkadzam? Poza tym, co taki tatuś miałby robić?
Coś tam usłyszał w odpowiedzi, ale nie usatysfakcjonowało go to na tyle, by przejść nad sprawą do porządku dziennego. Na razie moment poznania tatusia kojarzył mu się zdecydowanie przyjemnie - z jego ukochanym gramofonem i płytami. Polubił zwłaszcza bajki na singlach. Gdy wiele lat później oglądał w TVN adaptację Kopciuszka według tej właśnie płyty, a tytułową rolę grała wtedy Monika Olejnik, nie mógł ukryć wzruszenia.

Na razie zjeżdżał swoje płyty, a miał wśród nich kilka ulubionych. Jedna to "Takie czarne oczy" Czerwonych Gitar. Zawsze zastanawiało go, dlaczego wokalista grozi, że utopi się w zimnej wodzie.
- Dziadku, co to znaczy, że on się utopi?
- Pójdzie pływać i zamiast na brzeg pójdzie na dno. Będzie trup.
- To dlaczego on chce się utopić?
- Bo się zakochał.
- A co to znaczy?
- Widzisz Wojtek. Kochasz babcię i dziadka, prawda? Chcesz ich mieć zawsze przy sobie. My cię też kochamy i chcemy cię zawsze przy sobie. Ten pan się kocha jakąś panią a ona go nie chce. I z rozpaczy postanawia się utopić.
Wredna baba. Tak się nie robi z ludźmi. Wojciech uznał informację za najwyższej wagi. Przy najbliższej zwadzie z babcią, kiedy zbroił coś i otrzymał zasłużoną karę, stwierdził:
- Oj babcia, już mnie nie kochasz. W stawie zimna woda, trochę będzie szkoda, gdy utopię się w niej.
Po czym wybiegł do sieni, założył buty i pobiegł nad staw za wsią.
Kiedyś jedna z ciotek przywiozła mu płytę i wręczyła ze słowami:
- Ta piosenka będzie modna chyba do końca świata. W życiu nie słyszałam czegoś lepszego.
Wojciech nałożył płytę na talerz gramofonu. Jeszcze nie minęło pierwszych kilka taktów a z pokoju obok odezwała się babcia:
- Ady wyłącz mi tych wyjców i to natychmiast!
Wojciechowi piosenka nie spodobała się. Faktycznie była wrzaskliwa i mało melodyjna jak na jego dziecięcy gust. Wysłuchał jej i wcisnął na samo dno stosu z płytami. Później miał do niej wracać wielokrotnie. Gdyby dziś go zapytano, jaka była jego ulubiona piosenka w ciągu całego życia, bez wahania wymieniłby właśnie ten tytuł. The Beatles - She Loves You.

Szybko odkrył, że w niektórych piosenkach śpiewają tak, że nie da się tego zrozumieć. I te piosenki fascynowały go najbardziej.
- Dziadek, dlaczego ja nic nie rozumiem?
- A bo oni śpiewają po angielsku. Widzisz, Wojtek, nie wszędzie mówią tak jak my. - to mówiąc wyjął atlas Romera i otworzył na mapie Europy. - My jesteśmy tu. Tu mówią po polsku, tak jak ty, ja i babcia. Tu są Niemcy i oni mówią po niemiecku. Nie mówią chleb a Brot, nie mówią robić tylko machen, kwiat nazywają Blume. I liczą tez inaczej: eins, zwei, drei... Tu mieszkają Francuzi, którzy jedzą ślimaki.
- A jak mówią?
- Nie wiem Wojtek, niemiecki znam, nauczyłem się na wojnie. Ale po francusku czy angielsku nie znam ani słowa. Jak będziesz starszy i będzie cię to interesowało to się nauczysz.
Z językami obcymi oswoił się szybko, bo dziadek zwykł wieczorami słuchać wiadomości z Madrytu na falach krótkich i Wojtek jak zahipnotyzowany wsłuchiwał się, gdy dziadek szuka stacji, trafiając co rusz na jakieś zagraniczne. Nie ukrywał, że podobało mu się to coraz bardziej. Z regularnością godną naprawdę lepszej sprawy męczył dziadka o kolejne niemieckie słówka i zdania. Z audycji Deutschlandfunk, które słuchał po długim męczeniu dziadka, wyławiał coraz to nowe zwroty i słowa.

Inny rezultat tamtego wykładu dziadka nie był może tak nośny w przyszłości ale o wiele bardziej zabawny. Kilka dni później przyniósł kilkanaście winniczków w wielkim wyplatanym koszu.
- Babcia, ugotuj to na kolację.
- Wojtek, zwariowałeś?
- Dziadek mówi, że we Francji to jedzą.
- Nie daj Boże, żeby mnie to spotkało. Przeżyłam wojnę i Hitlera, ale nic nie zmusiło nas do jedzenia ślimaków. Zanieś je tam, skąd je wziąłeś.
Niechętnie, zgaszony, powędrował z wielkim koszem na łąkę. Ze ślimaków wyleczono go raz na zawsze i to do tego stopnia, że wiele lat później, podróżując ze swym chłopakiem po Europie, nie mógł się skusić nawet na spróbowanie i nie mogła go do tego namówić osoba, dla której zrobiłby wszystko. No, prawie wszystko. Ślimaki odpadały zdecydowanie.

Kilka miesięcy później jego rodząca się miłość do języków obcych doprowadziła go do pierwszego w życiu aresztowania. Gdy rodzice zjawili się u Wojciecha po raz kolejny, zapowiedzieli mu niespodziankę.
- Pojedziemy do Poznania na targi.
Tę podróż pamięta doskonale. Pierwszy raz, kiedy zakosztował innego świata, jakże odmiennego od zapomnianej wielkopolskiej wsi, w której przyszło mu spędzać pierwsze lata życia. Podróż pociągiem to było coś. Pociąg znał z wiersza Tuwima Lokomotywa i podczas podróży uparcie dopytywał się, gdzie siedzą te tłuste grubasy, którzy siedzą i jedzą tłuste kiełbasy.
- Jeden siedzi koło mnie - zażartował ojciec.
- Ale to nie jest trzeci wagon a pierwszy. I kiełbasy tez nie mamy.
Pociąg właśnie mijał Poznań Wschód, kiedy Wojciech wypatrzył neon Polleny Lechii.
- Tatuś, tu robią to mydło, którym się myję?
- Tak, synku.
- To wysiądźmy i obejrzyjmy.
- Jedziemy do stacji Poznań Główny. A do fabryki by cię nie wpuścili.
- Ale ja chcę wiedzieć, jak się robi mydło.
- Kiedyś w szkole się dowiesz, na razie to dla ciebie za trudne.
To był chyba pierwszy raz, kiedy ojciec mu podpadł. Ze wszystkich rzeczy Wojciech najbardziej nie lubił odpowiedzi: Jak będziesz starszy to się dowiesz. Zawsze węszył jakiś podstęp, że za tym wszystkim kryje się jakaś wiedza tylko dla wtajemniczonych, która dorośli zachowują tylko dla siebie. Nie przyjmował do wiadomości, że coś może być dla niego za trudne, z niechęcią godził się z tym, że nie wszystko rozumiał. Ale wolał się sam o tym przekonać, niż mieli to za niego robić inni.

Na razie pociąg zbliżał się do dworca głównego a ojciec cierpliwie tłumaczył małemu, dlaczego nie ma wychylać się przez okno. Pierwsze, co go zafascynowało po wyjściu z dworca to tramwaje.
- Mamusia, my tam pojedziemy tramwajem?
- Nie, targi są tuż przy dworcu. Tramwajem pojedziemy wieczorem do cioci Jasi bo u niej się prześpimy, a potem jutro do zoo. Jeszcze zdążysz się nacieszyć.

Myśl o tramwajach jednak szybko uleciała, kiedy wmieszali się w tłum gości targowych. Wojciech chłonął jak gąbka kolejne pawilony i eksponaty. Największe wrażenie zrobił na nim system telewizji przemysłowej, kiedy to po raz pierwszy zobaczył się na ekranie. Jednak co innego przyciągnęło jego uwagę - wielojęzyczność tłumu. Nawet nie wie, jak to się stało, że odłączył się od rodziców i podążył za ludźmi mówiącymi - jak się później okazało - po fińsku. I tak po raz pierwszy trafił na komisariat policji.

To był upalny dzień, choć wczesnym popołudniem zaczęła się zbierać burza. Rodzice uparli się jednak, by zobaczyć pawilon japoński.
- Robią takie rzeczy, których nie robi nikt inny na świecie - powiedział ojciec, ustawiając się w ogromnej kolejce. Pierwsze krople deszczu a następnie spora ulewa nie odstraszyły amatorów pawilonu. Gdy już dotarli do środka, Wojciech nie mógł powstrzymać rozczarowania. Wszystko było jakieś małe, mizerne. radioodbiorniki oglądane w polskim i niemieckim pawilonie były przynajmniej słusznych rozmiarów i miały ładny dźwięk. Tu widział radia nieco tylko większe od paczki papierosów. Rozmiary innych przedmiotów były również mało imponujące.
- Widzisz Wojtek, to jest kierunek, w którym zmierza świat - tłumaczył ojciec. - Wszystko staje się coraz mniejsze, wygodniejsze. Na razie są to bardzo drogie rzeczy, bo robione na zupełnie nowy sposób. Ale jak będziesz dorosły, to większość tak będzie wyglądać.
Po raz pierwszy Wojciech spotkał się z czymś takim jak rozwój technologiczny i zupełnie mu się to nie podobało.
- Tramwaje też będą mniejsze? - dopytywał się.
- Niewykluczone. Ale możliwe też że znikną, pociągi też. Ludzie wszędzie będą jeździć samochodami.

Ta wycieczka do Poznania na trwałe uświadomiła czteroletniemu wtedy Wojciechowi, że istnieją dwa światy - jeden bogaty, dążący do nowoczesności, elegancki, i ten drugi, tradycyjny, wiejski, gdzie nie ma pośpiechu, gdzie nie przepada się za nowoczesnością, żyje mniej skomplikowanie. Sam nie wiedział co jest lepsze, choć już wtedy intuicyjnie wiedział, że ten drugi, wielki świat wart jest poznania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 1:29, 21 Lut 2017, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 8:10, 23 Sty 2011    Temat postu:

Widząc kolejne Twoje opowiadanie, pomyślałem - będzie dobre, ale znowu krótkie. Po przeczytaniu wstępu autentycznie ucieszyłem się, w końcu coś dłuższego. A później pozytywne zaskoczenie. To opowiadanie ożywiło moje wspomnienia, nie pamiętam niestety nazwy swojego własnego adapteru, ale znakomicie pamiętam te trzeszczące pocztówki dźwiękowe, czarne winylowe płyty, Demarczyk, SBB, Niemena itd. Pamiętam swoje pierwsze stereo, radioodbiornik "Jubilat", hit jak na owe czasy, magnetofony szpulowe, później radiomagnetofon Grundig produkcji Kasprzaka. Wspominam to wszystko z nostalgią. Czasami zastanawiam się jak można było żyć bez internetu, telefonów komórkowych i zawsze dochodzę do wniosku, że wtedy żyło się wolniej i mniej intensywnie, po prostu spokojniej. Dzięki za rozbudzenie wspomnień. Cen co prawda nie pamiętam, poza jedna cukier po 10,50 zł/kg i kłopoty związane z jego zakupem.

Pozdrawiam i czekam na cd.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Nie 8:18, 23 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 7:43, 24 Sty 2011    Temat postu:

Taka życiowa retrospekcja może być całkiem ciekawa. Poczekam na ciąg dalszy i wtedy oddam swoje uczucia, co sądzę o opowiadaniu.
Powrót do góry
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 8:54, 25 Sty 2011    Temat postu:

Wszystko to miało się zmienić, gdy posłano Wojciecha do przedszkola. Przedszkole mieściło się na tyłach pegeeru w starym, pomalowanym na żółto dworku w wiejskim parku, wśród zieleni, nieopodal małej acz rwącej rzeki Rudki. Jeśli Wojciechowi cokolwiek się w nim podobało, to przede wszystkim mała biblioteczka pod ścianą; już po tygodniu poznał jej zawartość. Nieco mniej polubił przedszkolankę, panią Lilę, która codziennie po obiedzie terroryzowała go dwugodzinnym leżakowaniem. Wojciech nie mógł pojąć, jak można spać w dzień - i konsekwentnie nie spał, doprowadzając przedszkolankę do skrajnej rozpaczy, bo nie dość, że sam nie spał, to jeszcze konsekwentnie nie pozwalał spać innym. Pani Lila mówiła, że chłopak sieje dywersję. Wojciech nie wiedział dokładnie, co to znaczy, ale podejrzewał, że to coś, co czyni go zupełnie innym w porównaniu z całą resztą. Nie omieszkał oczywiście tego przypomnieć w odpowiednim momencie pani przedszkolance:
- Nie będę się z wami bawił, bo jestem małym dywersantem.
Sprawę leżaków załatwiono dopiero, kiedy Wojciech, położony za karę pod ścianą, przez dwie godziny dokumentnie oskubał ją z farby. Tego było dość nawet dla pani Lili, kobiety o gołębim sercu, nie do końca radzącej sobie z przypadkami skrajnymi i beznadziejnymi.
- Wygrałeś. Umówmy się, że będziesz mógł czytać podczas leżakowania, bo nie zamierzam z tobą walczyć do końca przedszkola.
Tak oto Wojciech poznał kolejną złotą zasadę, konsekwencję w działaniu. Niejednokrotnie później okazywało się, że właśnie konsekwentne działanie przynosi najlepsze rezultaty.
Na razie jednak co innego zaprzątało jego uwagę. Kiedyś obudził się nieco wcześniej niż zazwyczaj i, choć nie od razu odkrył źródło, wiedział, że coś jest inaczej niż dotychczas. Po chwili już wiedział - tym źródłem jest ta część ciała, na którą on zwracał dotychczas najmniejszą uwagę, natomiast była niezmiennie obiektem zainteresowania ze strony innych. Wkrótce obejrzał ją dokładnie. Zazwyczaj mały i wiszący, dziś był duży, twardy. Wojciech dotknął go i przez jego ciało przebiegł dreszcz. Nie był to jednak taki dreszcz jak przy gorączce a inny, o wiele bardziej przyjemny. Stąd też wysnuł natychmiast wniosek - nie jest chory. Bo przecież przy żadnej chorobie nie czuł się równie przyjemnie, choroba kojarzyła mu się raczej z bólem, gorączką. A tu było tak fajnie. Ponapawał się jeszcze tym nowo odkrytym doznaniem i zasnął z powrotem.
Gdy obudził się ponownie, stwierdził, nieco rozczarowany, że źródło przyjemności przybrało poprzedni kształt i formę. Zastanawiał się, kogo zapytać, co też stało się naprawdę. Dziadkowie odpadali i Wojciech racjonalnie nie umiał wytłumaczyć dlaczego - przecież dotychczas nie doszło z nimi do żadnej rozmowy na ten temat. Miał co prawda koleżankę, taką najbardziej ulubioną, z którą rozmawiał praktycznie o wszystkim, ale - jak kiedyś stwierdził doświadczalnie w jakichś krzakach w parku nad Rudką - dziewczyny tej części ciała były pozbawione. Zatem musiał się zmagać z problemem sam.
Od najwcześniejszych lat wpajano mu jest co jest dobre, co porządne, a co nie. Przede wszystkim w kwestii słownictwa. Takie słowa jak psiakrew, cholera i podobne były w otoczeniu dziadków surowo zabronione. Toteż, kiedyś gdy któryś z wujków, wiedząc o pasji Wojciecha, podrzucił mu płytę z ludową przyśpiewką, w której pojawiło się m. in. stwierdzenie Oj psiakrew, cholera, stary leży w rowie... Wojciech, oburzony, przy najbliższej okazji spalił płytę w piecu. Podobnie postąpił ze stroną z tomiku wierszy Ludwika Jerzego Kerna, gdzie, w wierszu o kotku, co nie chciał spadać na cztery łapy, przeczytał:
Pilnujmy więc do jasnej cholery
By spadał na łapy znów cztery...


Wiele z tych słów dane mu było usłyszeć już niedługo. Kiedyś, gdy wrócił ze wsi, zastał prawie całą rodzinę w komplecie, skupioną w dużym pokoju. Z początku sądził, że przyjechali już na święta, jednak wiedział, że święta nie odbędą się prędzej, niż pojedzie z dziadkiem do Poznania na zakupy, co było dla Wojciecha niemal tak samo ważne jak same święta Bożego Narodzenia, bo Poznań pokochał i obiecał sobie, że w przyszłości tu zamieszka (co też istotnie nastąpiło). Atmosfera w pokoju panowała zaiste dziwna. Ciotka Jadzia siedziała nad rozłożoną płachtą gazety i lamentowała, że teraz na nic jej nie będzie stać i że będzie gorzej niż za Hitlera. W drugim końcu pokoju dziadek z wujkiem Henrykiem po cichu dyskutowali.
- Ja ci mówię, że będzie wojna.
- Nie sądzę. Zduszą to wszystko zanim rozleje się po kraju. W Poznaniu było tak samo groźnie a jednak skończyło się szybko i w miarę bezpiecznie...
Wojciech nie do końca rozumiał co się dzieje, wiedział jednak, że powinien się bać. Był grudzień roku 1970.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 11:00, 25 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 1:40, 26 Sty 2011    Temat postu:

2. Źrebak
Wrocław wczesnych lat siedemdziesiątych w niczym nie przypominał tego tętniącego życiem, aspirującego do międzynarodowych zaszczytów miasta, jakim jest obecnie. Co prawda uporano się już z najpoważniejszymi zniszczeniami wojennymi - a trzeba pamiętać, że podczas obrony Festung Breslau środek miasta wyburzono niemal dokumentnie - jednak w zasadzie wszystko poza ścisłym centrum nosiło jeszcze piętno wojny. W zasadzie zorganizowane miasto kończyło się na linii kolejowej, tej, która przebiega przez dworzec główny. Istniały wielkie arterie na południe, jak Powstańców Śląskich, podniosły się już stare Krzyki, które ucierpiały nieco mniej niż centrum, jednak na wschód od wylotówki na południe miasto przypominało ruinę i plac budowy. Rozbierano uszkodzone kamienice wzdłuż Borowskiej, wyburzano co gorsze budynki na Hubach, a na południe od Kamiennej była w zasadzie terra incognita, mieszanina zbudowanych naprędce budynków, krzaków i zarośli, pierwocin nowych osiedli. Wszystko to było robione bez jakiegoś naczelnego pomysłu, co widać do dziś - ten obszar ma chyba najbardziej eklektyczną i niekonsekwentną zabudowę w skali całego miasta. W roku 1972 był on po prostu niebezpieczny. Element napływowy ze wsi, chuligani, ale również wrocławska inteligencja - to wszystko współegzystowało ze sobą we względnej zgodzie, choć jeśli ktoś chciał się przejść wieczorem w okolicach Ciepłej czy Tomaszowskiej, musiał się liczyć z nieprzyjemną niespodzianką.

W takim mieście przyszło mieszkać Wojciechowi, siłą wyrwanemu ze spokojnej wielkopolskiej wsi. Do tej pory znał tylko Poznań i on był dla niego jedynym punktem odniesienia. po pierwszych wycieczkach z ojcem do miasta musiał jednak przyznać, że Wrocław był równie, o ile nie bardziej pociągający.
To, czego się najbardziej obawiał, czyli nowe towarzystwo, znalazło się dość szybko i nie było wcale najgorsze. Wojciech obawiał się, że nie będzie miał większych szans w starciu z "miastowymi", ci jednak okazali się przyjaźnie usposobieni. Rodzice zapisali małego do jednej z lepszych szkół w mieście, która, choć nie w rejonie, znajdowała się w sensownej odległości od domu.
Domu... Domu w zasadzie nie było. To znaczy był, tyle że w budowie. Miał być oddany do użytku najpierw w listopadzie, później w lutym, następnie kwietniu... Na razie cała rodzina, łącznie z najmłodszym jej członkiem, niedawno przyszłym na świat Andrzejem, gnieździła się w służbowym pokoju ojca, który należał mu się jako wychowawcy w internacie. Do tradycji niedzielnych spacerów weszło odwiedzenie nowego domu.
- Tato, gdzie będziemy mieszkać? - zwykł w takich okazjach pytać Wojciech.
- Na tym piętrze, którego jeszcze nie wybudowali - odpowiadał wtedy ojciec.
Piętro pojawiło się coś około kwietnia. Wojciech szybko połapał się w zawiłościach miasta i bez większego trudu trafiał na miejsce budowy. Rodzice zresztą mieli do niego na tyle zaufania, że mimo swoich siedmiu lat mógł w zasadzie poruszać się po mieście sam - oczywiście w rozsądnych granicach. Wyjścia do biblioteki, po zakupy, czy w innych drobnych sprawach zazwyczaj odbywał samodzielnie.
Kiedyś, podczas takiego wyjścia do biblioteki spotkał kolegów i zagadał się. Kiedy wrócił, po raz pierwszy przekonał się, jak boli pas ojca. Choć w duchu wiedział, że zrobił źle, uważał, że ta kara była rażąco niesprawiedliwa w porównaniu z wykroczeniem. Miał się niedługo przekonać, że wychowywanie pasem jest jednym z ulubionych środków wychowawczych ojca. Nigdy go specjalnie nie lubił, jednak nie wykraczało to poza niechęć, która powoli eskalowała do jawnej wręcz nienawiści.
Jednak ojciec był problemem nie do przeskoczenia i Wojciech szybko zrozumiał, że poza ułożeniem sobie w miarę poprawnych stosunków, nie może liczyć na wiele więcej. Dla świętego spokoju spełniał żądania ojca, który, co musiał obiektywnie przyznać, potrafił być miły i pomocny.
Po roku przepychanek, krzyków, łez matki pogodził się z tym, że nic już nie będzie takie jak dawniej. Wiele przyniosło upragnione nowe trzypokojowe mieszkanie, gdzie każdy wreszcie miał własny kąt i niepotrzebnie nikomu nie wchodził w drogę. Zanim jednak do tego doszło, musiał spędzić rok w męskim internacie. Tam znalazł swojego pierwszego przyjaciela - Rysia. Był to spokojny, nieco tęgawy chłopak spod Strzelina, uczeń drugiej klasy dwuletniej zawodówki. Na początku rodzice patrzyli na ich zażyłość z dużą nieufnością, później jednak stopniowo oswoili się z tym, że Rysiek brał Wojtka na zakupy, do parku, a nawet na poranki do kina. O ile rodzicom mógł czegoś nie powiedzieć, Ryśkowi powiedział zawsze i często bywało, że prosił go o radę.
Przy tej okazji popełnił pierwsze przestępstwo, które na szczęście nigdy nie wyszło na jaw. Otóż Rysiek miał matematykę z ojcem Wojtka. Kiedyś zawalił jeden sprawdzian.
- Wojtek, mam do ciebie prośbę... Ale nikt nie może o niej wiedzieć.
- To znaczy?
- Znalazłbyś moją klasówkę? Poprawiłbym co nieco...
Wojtek wiedząc, że robi źle, przystał na tę propozycję, wykorzystując moment, kiedy rodziców nie było w domu.
- Wojtek ruszałeś może coś na szafie? - zapytał wieczorem ojciec.
Wojciech w pocie czoła kombinował gorączkowo jak nie wpaść.
- Tak, szukałem gazety z programem...
- To na drugi raz zapamiętaj, że nigdy jej tam nie ma.
I tak nie doszło do wpadki. Rysiek zresztą był pierwszym dorosłym człowiekiem, którego zobaczył nago. Korzystali z tej samej łazienki, a prysznice były z jednej strony otwarte. Szkoły nie było stać na zasłony, więc to co zobaczył, było zupełnie przypadkowe i niezamierzone... Niespodziewany widok potraktował nad wyraz naturalnie - domyślał się, że dorośli pewne rzeczy mają siłą rzeczy większe. Ten obraz spod prysznica powrócił do niego dopiero kilka lat później.

- Rysiek, chciałbyś być moim ojcem? - zapytał kiedyś podczas spaceru.
- No... Chciałbym mieć takiego syna jak ty.
- Biłbyś go?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo sam nie jestem czasami w porządku. Uważam, że bić może ktoś, kto sobie samemu nie ma nic do zarzucenia.
- A ciebie bili w domu?
- Rzadko. Raz dostałem, bo urwałem się z kolegami na esy zamiast wrócić prosto do domu.
- Co to są esy?
- Zatopione kamieniołomy pod Strzelinem. Bardzo niebezpieczne, woda metr od brzegu jest głęboka na sto metrów. Ojciec myślał, że się utopiłem...
- Bolało?
- No pewnie - zaśmiał się Rysiek. - Dwa dni nie mogłem usiąść na tyłku.
Wtedy Wojciech zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego - przytulił się do chłopaka i pocałował go w policzek. Do dziś pamięta to ciepło i te łzy, które go wtedy naszły, i to głaskanie po głowie... Gdy siadał mu na kolanach, dotknął niby przypadkiem tego miejsca, które widział wtedy w kąpieli. Było miękkie i niesamowicie przyjemne w dotyku...
Mógł śmiało powiedzieć, że Rysiek był jego pierwszą miłością. Czasem, gdy mu było bardzo źle, wyobrażał sobie, że leży przytulony do Ryśka i płacze mu w ramię. Niestety, Rysiek wkrótce skończył naukę i wrócił na wieś. Żyje do dziś i jest wspaniałym ojcem i dziadkiem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 3:17, 26 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 8:48, 26 Sty 2011    Temat postu:

Budzenia wspomnień ciąg dalszy, tym razem nic konkretnego, ale dzięki temu co napisałeś wróciły wspomnienia dzieciństwa. Fajny styl pisania, treściwy i lekki w odbiorze, który bardzo mi odpowiada. I dla mnie rzecz bardzo ważna , żadnych nieścisłości i sztucznych sytuacji, świadczących o braku znajomości opisywanego tematu. Z dużą przykrością, zauważyłem na tym forum, że najwięcej komentujących przyciągają słodko mdłe i łzawe historyjki ze sztucznymi i nierealnymi sytuacjami, pełne przytulania i zwrotów "kocham cię kochanie moje". Zresztą komentarze jakie się pod tymi maszkarami czyta są równie wysokich lotów jak same pseudo opowiadanka. Szkoda tylko że dobre opowiadania nie mają odpowiednio dużego grona komentujących.

Pozdrawiam autora.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 9:30, 26 Sty 2011    Temat postu:

Myślę, że odpowiedź dlaczego tak się dzieje jest bardzo prosta. Łatwo zauważyć, że najpopularniejsze opowiadania nie wymagają żadnego wysiłku intelektualnego u odbiorcy, łatwo pod nim napisać komentarz w stylu "kocham to opowiadanie" czy rzucić jakikolwiek inny truizm. Gorzej, gdy jest przedstawiony problem i trzeba zająć stanowisko. Zauważ, że nie ma tu komentarzy typu: tu bohater zrobił źle, tam zrobił lepiej. Ergo: nie tego oczekuje się w opowiadaniach, brak chęci polemiki z autorem na jakimkolwiek poziomie (o ile jest o czym dyskutować), czytelnik wymaga aby było łatwo i przyjemnie. Ewentualni krytycy muszą zmagać się z oceną opowiadania na poziomie warsztatowym, ortografii (sic!) i zgodności treści z faktami a nawet prawdami ogólnymi.

Otóż jeśli ktoś czytając moje opowiadania liczy na to samo, to się przeliczył. Życie stawia pewne problemy, które trzeba rozwiązać i moi bohaterowie starają się to zrobić. Lepiej lub gorzej ale zawsze próbują. Tu jest na razie nieco inaczej, problem dopiero się wyłania a sam przyznasz, że w wieku siedmiu lat trudno o jakieś szokujące rozwiązania - one dopiero się pojawią. Może trochę światła rzuci opowiadanko, które kiedyś wysmażyłem a za chwilę rzucę na forum.

Widzisz, pisarek, jakkolwiek byśmy próbowali, świata nie zmienimy. Gay to po angielsku (i francusku) znaczy wesoły - i takie jest nastawienie czytelników. Problemem autora jest to, czy będzie chciał sprzyjać gustom czy będzie robił swoje w czystości sumienia. Osobiście zawsze uważałem, że fajnie jest wstać rano i bez obrzydzenia spojrzeć przy goleniu w lustro... Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 9:41, 26 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 12:17, 26 Sty 2011    Temat postu:

Nie zgadzam się z Tobą, że najpopularniejsze opowiadania nie wymagają wysiłku intelektualnego, bo masz przykład Pogotowia seksualnego, które mimo, że bardzo popularne nie było z kategorii pisarka, że to sztuczne czy nierealne.
Wszystko zależy od gustu odbiorców i jeżeli większość odbiorców jest za lekkimi, śmiesznymi opowiadaniami to nimi się zachwycają. Te Twoje nie są ani śmieszne, ani zabawne, choć podobnie, jak inne realne. Wydaje mi się, że masz za wysoki poziom literacki jak na odbiorców będących na tym forum. Obniżysz nieco poziom, zaczniesz pisać dla mas, to zobaczysz, że opowiadania będą popularne. Na razie masz tylko niszowych odbiorców, czyli pisarka.
Ja przeczytałem każde Twoje opowiadanie i jak na razie tylko to o Wojciechu (jakby nie można było częściej używać zdrobnienia Wojtek) jakoś mnie zaciekawiło pod względem historii. Reszta odpada, bo jak przyznaję pisarek, ja wolę się pośmiać, popłakać z czegoś, a nie czytać coś z grobową miną...


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 12:18, 26 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 12:25, 26 Sty 2011    Temat postu:

Oj, nie mam za wysokiego poziomu (choć nie powiem, że specjalnie zmartwiłem się tą uwagą Smile )- może tylko o wiele bardziej ponure doświadczenia i przemyślenia. A może po prostu - w przeciwieństwie do Ciebie - chcę je dostrzegać, bo nie samą rozrywką człowiek żyje. czasem zadaje sobie trudne i niewygodne pytania, czasem sam znajduje się w ciężkiej sytuacji. Nie chciałbym używać argumentu ad annos, nie o to chodzi, ale chyba z wiekiem się tetryczeje ... Jeśli stetryczałem za bardzo to przepraszam. Z pewnością jednak postaram się obniżyć poziom i opisać jakieś rżnięcie w kiblu - zobaczymy, jak to mi wyjdzie. Homo sum et nihil humani alienum a me esse puto...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 18:33, 26 Sty 2011    Temat postu:

Teraz widzę, że popadasz w skrajności w skrajność, raz realizm i powaga, a tu nagle dobrą radę (czyli obniżenie poziomu) traktujesz dosłownie i będziesz próbował opisywać sex gdzieś tam. Nie o to chodzi. Obniż poziom tak ażeby ludzie mogli zacząć się śmiać lub zastanawiać w jakiś intrygujący sposób nad swoim własnym życiem. A Ty serwując nam wyszukane i to bardzo słownictwo (ad annons, tetryczeje.... - co to ma być??) chcesz żeby ludzie podziwiali Cię za opowiadanie. Może jestem odosobniony w osądzie, jednak mimo, iż rozumiem znaczenie wielu wyszukanych słów wolę ich w takich miejscach nie używać bo nikt mnie nie zrozumie. Zatem pisz zrozumiale, prostym językiem, ale niekoniecznie wulgaryzmami, używaj zdrobnień, dawaj powód do śmiechu, a nie tylko powód do grobowej miny. No chyba, że pragniesz pozostać niszowcem i mieć tylko jednego odbiorcę. Jeśli się mylę w swym osądzie to przepraszam, ale na razie uważam, że mam rację, bo pod Twoimi opowiadaniami nadal nie ma zbyt wielu wpisów oraz dużej liczby odwiedzin i o czymś to świadczy....
Powrót do góry
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 18:46, 26 Sty 2011    Temat postu:

Trochę się mylisz - ja po prostu mam dystans do siebie samego. Czego wszystkim życzę. A co do liczby wpisów i czytających - bardziej mnie interesuje, ile mam ich na blogu. Tu po prostu zadowolony jestem z każdego czytającego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 19:32, 26 Sty 2011    Temat postu:

I w ten sposób Homowy seksualisto stałeś się elitarnym snobem, zadziwiające jak niewiele do tego potrzeba, bez willi jak katedry, marmurów, drogich amerykańskich samochodów itp, elitarność zeszła na psy, wystarczy kilka trudnych dla dzisiejszej młodzieży słów. Niestety ja też tetryczeję powoli, może to właśnie jest powodem, że krew mnie zalewa jak widzę totalną chałę w stylu rżnięcie w kiblu, czy też w szatni itp. oraz wzruszające komentarze świadczące o odmóżdżeniu całkowitym np. w stylu "zakochałem się w tym opowiadaniu". Widzę, że dla dzisiejszego odbiorcy wysiłek intelektualny jaki stanowi czytanie opowiadań, to już duży problem, a już doszukiwanie się sensu w opowiadaniu, to zajęcie karkołomne. Dlatego nieskomplikowane opowiadanka o rżnięciu w kiblu są na odpowiednim poziomie dla przeciętnego odbiorcy na tym forum. Koniecznie musi być duża ilość zdrobnień typu misiu, kiciu, penisku, oraz zwrotów kocham cię po pierwszym stosunku i koniecznie powinny być zapewnienia o wzajemności i miłości aż po grób. Blichtr, grafomania i egzaltacja muszą być i tyle, a dla Tych co nie rozumieją znaczenia tych trudnych słów na dole wyjaśnienie.

Pozdrawiam

Grafomania - patologiczny przymus pisania utworów literackich. Określenie o wydźwięku pejoratywnym. W większości wypadków pojęcie to dotyczy natręctwa pisarskiego występującego u osób, o których sądzi się, że nie mają odpowiedniego talentu. Grafomania jest bardziej zauważalna u autorów, którzy łączą przymus pisania z dążeniem do upowszechniania swoich utworów, mimo negatywnej oceny ich poziomu artystycznego.
Blichtr - pozorna, powierzchowna okazałość, świetność, wystawność, szych.
Egzaltacja - przesadne demonstrowanie uczuć, nieadekwatne do poziomu emocjonalnego sytuacji, oraz nadmierne lub pełne zaangażowania i zachwytu wyrażanie myśli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 19:49, 26 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 19:35, 26 Sty 2011    Temat postu:

Popłakałem się ze śmiechu... w życiu bym lepiej nie napisał. A co do tych luksusów - raczej mają je ci, którzy robią filmy o rżnięciu w kiblu, więc chyba na razie mi nie grożą Smile Pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 20:06, 26 Sty 2011    Temat postu:

Cieszę się. Ja niszowy odbiorca (boże jak to brzmi, różnie już w życiu byłem nazywany, ale tak patetycznie to jeszcze nie!) przeczytałem Twoje niszowe opowiadanie i cóż mam napisać? Poćwiczę nowy styl, do wyboru dwie wersje:
Wersja 1 - Jest zajebiste, no czad po prostu.
Wersja 2 - Zakochałem się w tym opowiadaniu i aż mam w bokserkach mokro.
A tak zwyczajnie i po swojemu to jestem pełen uznania, dowiedziałem się również że Brunel budował dworce, dotychczas myślałem że był sprawcą linii kolejowych i kanału pod Tamizą. Ponieważ chciałbym być do bólu zrozumiały, a nie zarozumiały (To już nie do Ciebie Homowy) to wyjaśniam trudne słowo, tylko teraz będzie komplikacja, bo słowo patetyczny może mieć dwojaki wydźwięk pozytywny i negatywny.
Patetyczny (pozytywnie) - podniosły, wzniosły, uroczysty, pełen patosu.
Patetyczny (negatywnie) - nadęty, przesadny, napuszony, pompatyczny, sztuczny, nienaturalny.
A znaczenia słów; patos, pompatyzm, to już poszukajcie sami, ot takie zadanie domowe na rozwój słownictwa.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3180
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 20:15, 26 Sty 2011    Temat postu:

Ano budował. W zasadzie między Bristol Temple Meads (stary budynek, gdzie dziś jest Museum of British Empire) aż po Exeter St Davids wszystko jest jego, łącznie z takimi ciekawymi rozwiązaniami jak Bridgwater. A co do kolei - niesamowity jest odcinek między Teignmouth a Dawlish, sporo zdjęć stamtąd znajdziesz na blogu niejakiego kiciora99. BTW Brunel wybudował jeszcze dwa statki, jeden rdzewieje sobie spokojnie w centrum Bristolu Smile Wybudował też ciekawy tunel gdzieś pod Chippenham, który jest w całości oświetlony w dzień jego urodzin...
Co do rozwijania słownictwa - Tobie takie ćwiczenia są niepotrzebne Smile Ja w każdym razie z czystego snobizmu rzecz jasna kiedyś je opanowałam. Mam nadzieję, że Ty z dokładnie tego samego powodu Smile
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 20:36, 26 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 1 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin