|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blask12345
Wyjadacz
Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 993
Przeczytał: 56 tematów
Pomógł: 18 razy Skąd: zewsząd
|
Wysłany: Pon 15:09, 13 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
homowy seksualista napisał: |
pisuarze na Pl. Trzech Krzyży w Warszawie (naprzeciw Pagedu). |
masz na myśli budynek Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego (PKPG)?
innym 'kultowym' miejscem był bar 'Czarny Piotruś' na Nowym Świecie, nadal istnieje. w ciągu dnia przychodzą czasami stare jeszcze pudernice (kiedyś byłem z kumplem w ciągu dnia, przyszliśmy sobie na piwo bo najtańsze na Nowym, siedzimy, przyszło trzech starszych jegomości – bezzębni, umalowani, z wystającymi brzuchami spod siateczkowych, plastikowych i różowych t-shirtów, z pomalowanymi też na różowo pazurami, każdy z torebeczką na ramieniu i pobrudzoną, starą reklamówką...przypomniały mi się opowieści z czasów PRL. w pewnym momencie kumpel mówi 'ci faceci dziwnie się nam przyglądają'. patrzę, rzeczywiście faceci mało, że orgazmu nie dostają na nasz widok. czuję się jakbym był gwałcony wzrokiem. jedyne co powiedziałem 'wypier....y stąd'. potem sobie pomyślałem, że gdybym miał 16 lat i spotkał takich na swojej drodze to wolałbym bzykać się z panienkami).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez blask12345 dnia Pon 15:10, 13 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 15:21, 13 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Mało znam Warszawę, moje miasta to (jak zapewne już każdy wie) Wrocław i Poznań. PaGeD (Państwowe Gospodarstwa Drzewne) poznałem i zwiedziłem od środka bo byłem tam kiedyś na rozmowie o przekształceniach w przemyśle meblowym ( i wtedy właśnie namierzyłem to miejsce), o innych budynkach w okolicy niewiele wiem. W każdym razie wyglądało wyjątkowo mało zachęcająco (a które wyglądało zachęcająco?) W ogóle szacun dla Witkowskiego, że sięgnął po ten temat, mnie on też interesuje (trochę piszę o tym w Grze szwajcarskeij).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 15:23, 13 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
blask12345
Wyjadacz
Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 993
Przeczytał: 56 tematów
Pomógł: 18 razy Skąd: zewsząd
|
Wysłany: Pon 16:00, 13 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
było odpychające. pod koniec lat 90 obok, na ulicy, było miejsce gdzie stali młodzi do wzięcia na numerek za pieniądze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 20:16, 13 Lip 2015 Temat postu: 58. |
|
|
- Sporo pan wie o tych stronach - powiedział z uznaniem Miłosz. - Niby przyjeżdżam tu do rodziny a do dziś nawet nie wiedziałem ile ma Wielka Sowa. Wszedłem też tylko raz, z wujostwem, miałem wtedy może osiem lat.
- Zawsze pasjonowały mnie Sudety - odpowiedział Kornel. - A Góry Sowie zawsze miały dla mnie jakiś taki niepowtarzalny klimat... Ta trasa kolejowa, którą jechaliśmy, w oczach wielu jest najpiękniejszym szklakiem w Polsce. Aż żal patrzeć, jak niszczeje. Za kilka lat nie będzie z tego kamienia na kamieniu. Cudem dało się uratować tutejsze lasy...
Coś między nimi w widoczny sposób zmieniło się. Miłosz zaczynał zadawać pytania, Kornel odpowiadać i profesor szybko zorientował się, że tak dobrze nie było od początku ich znajomości. Zawsze wisiały miedzy nimi jakieś niedomówienia, rzeczy niewypowiedziane, lęki, zahamowania i domysły. Jednak ktoś miał rację, mówiąc, że aby poznać człowieka, trzeba wybrać się z nim na wycieczkę w góry.
Zejście z Wielkiej Sowy w kierunku Sokolca i Świerków nie jest trudne, prowadzi lasem a w zasadzie młodnikiem z wieloma rozległymi polanami i jest niezwykle atrakcyjne widowiskowo, dopiero później zaczyna się gęsty las zasłaniający malowniczą panoramę. Jeszcze nie weszli w pas wysokich lasów a już z oddali zaczęły być słyszalne pierwsze pomruki burzy, a każdy następny był coraz głośniejszy.
- Czarno widzę ten Sokolec - zauważył cierpko Miłosz.
- Na razie nie mamy wyjścia, będziemy improwizować - to jedyne, co Kornel znalazł na pocieszenie. - Zatrzymamy się przy pierwszym punkcie odpoczynku dla turystów, może będzie jakaś wiata.
Żaden nie wypowiedział głośno tego o czym myślał - że jeśli tej wiaty nie znajdą, zrobi się wyjątkowo ponuro. Burza była już nie tylko słyszalna ale widoczna, pierwsze błyski rozjaśniały coraz ciemniejsze niebo. Jeszcze chwila a poczuli na sobie pierwsze, ciężkie, ciepłe krople deszczu.
- Na razie musimy iść, nie ma innego wyjścia - powiedział Kornel. Co prawda wszystkie drzewa w okolicy wydawały się w miarę równe, stawanie pod którymkolwiek z nim było obarczone ryzykiem. Kornel w marszu wyszarpnął z chlebaka płaszcz przeciwdeszczowy, Milosz za jego przykładem zrobił to samo. A krople, z rzadkich i ciężkich przeszły w gęste i coraz zimniejsze. Kornel intuicyjnie przyśpieszył kroku, Miłosz zrobił to samo, ale został trochę w tyle. Bita droga, porośnięta gdzieniegdzie jasnozieloną wiosenną trawą zmieniała się w strumyk.
- Tam chyba coś jest - powiedział Miłosz. Kornel wytężył wzrok. Faktycznie we wskazanym przez chłopca miejscu droga zakręcała, było coś w rodzaju polany, natomiast widoczny kształt był dość duży i z każdą chwila większy. "Czyżby było to, o czym myślę?" - zastanowił się profesor.
Głośny, bardzo bliski trzask a zaraz po nim wyjątkowo dudniący huk rozległ się w momencie, gdy wchodzili do kwadratowego podmurowanego otworu. Kornel słyszał o tym miejscu, czytał o nim w przewodnikach i być może nawet je już widział, tyle, że nie potrafił skojarzyć. Było to jedno z nielicznych niezagrodzonych wejść do bunkrów budowanych przez więźniów Gross Rosen podczas drugiej wojny światowej. Nie było nawet stosownej tablicy zabraniającej wejścia, ale Kornel podejrzewał, że tablicy po prostu ktoś pomógł w zniknięciu, nastawiona na zakazy i nakazy polska mentalność nie opuściłaby przecież takiej gratki. Chwilę stali przy samym włazie, patrząc jak droga zmienia się w rzeczkę a niebo przybiera granatowo-czarny kolor.
- Cofnijmy się trochę - szepnął Miłosz. - Zaraz pewnie zaroi się tu od ludzi.
Miał o tyle rację, że szczyt Wielkiej Sowy był pełen turystów. Część pewnie schroni się w kamiennej wieży, część jednak będzie usiłowała zejść. I choć z Sowy można zejść czterema szlakami, ten do Sokolca był szczególnie popularny. Miejscowość miała ambicje walczyć z Zieleńcem i Szklarską Porębą o narciarską stolicę Dolnego Śląska, a liczne pensjonaty i hoteliki latem przygarniały turystów za o wiele mniejsze pieniądze, walcząc o przetrwanie. Na razie jednak było cicho, nie licząc złowróżbnych trzasków. Miłosz postąpił kilka kroków w głąb tunelu, Kornel, nie zastanawiając się specjalnie, szedł ślepo za nim. Wokół robiło się coraz ciemniej a wejście było widoczne już tylko w postaci jasnego kwadracika.
Miłosz zatrzymał się, Kornel mało na niego nie wpadł.
- Tu będzie dobrze - szepnął chłopak. Kornel stał tak blisko niego, że łokciem dotykał jego brzucha, co nie tylko mu nie przeszkadzało, ale wkrótce, zaraz kiedy minęły emocje związane z ucieczką przed deszczem, w środku jego wychłodzonego deszczem organizmu zalęgła się pierwsza fala podniecenia. Celowo, z rozmysłem nie cofnął łokcia, a zaczął badać nieznany teren. Miłosz nie reagował, toteż rozochocony Kornel tak cofnął ramię, by jego dłoń mogła wejść w kontakt z ciałem chłopca. Milosz dalej nie reagował, natomiast Kornel słyszał jego coraz głośniejszy oddech, który owiewał mu ucho i dodatkowo ekscytował. Nawet się nie spostrzegł, kiedy ręka wpełzła pod zmoczoną koszulę a palce badały okolice pępka. Wkrótce i to przestało Kornelowi wystarczać, wymacał palcami spodnie i powoli posuwał się w miejsce, które od kilku dni rozpalało jego wyobraźnię. Owszem, widział to już u Miłosza i to bardzo niedawno, ale tamto nie było nawet w ułamku procenta tak podniecające... Wkrótce rozpoznał kształt członka a jego twardość sygnalizowała, że chłopak jest gotowy. Brak reakcji Miłosza rozzuchwalił go jeszcze bardziej, zaczął walczyć ze sznurkiem spinającym dresowe spodnie. I tu spotkał go zawód.
- Nie tu i nie teraz - szepnął Miłosz kładąc zdecydowanie rękę na nadgarstku Kornela. - Mamy masę czasu a tu jest niebezpiecznie...
Kornel nie podejrzewał żadnego niebezpieczeństwa poza zawsze możliwym zawaleniem się tych budowanych ponad pięćdziesiąt lat temu tuneli. Fala podniecenia szybko ustąpiła rozczarowaniu i zawodowi.
W tej samej chwili z zewnątrz usłyszeli gwar i za chwilę do tunelu wpadła gromada dzieciaków.
- Ale pierdolnęło - odezwał się jakiś chłopak, jeszcze przed mutacją.
- Szkoda, że nie w ciebie - odpowiedział mu dyszkant.
- A gdzie Aśka? - zapytał inny.
- Sztuczne cycki jej spadły, została w lesie i szuka... - w tym momencie towarzystwo zarechotało głośnym śmiechem.
- To, że tu nikogo nie ma, nie znaczy, że nie macie się porządnie zachowywać - rozległ się nagle dźwięczny kobiecy głos. - I żadnego łażenia po tunelu. Jak kogoś złapię, pięćdziesiąt pompek...
Kornel poczuł pociągnięcie za rękę. To Miłosz bez słów sugerował, że lepiej wycofać się jeszcze głębiej. Kornel nie zgadzał się z nim, wręcz przeciwnie, sam najchętniej ujawniłby się podchodząc bliżej wyjścia. Zwłaszcza że podłoże z płyt kamiennych zmieniło się na bardziej piaszczyste, niepewne. "Czy on przypadkiem nie korzysta z zamieszania, żeby..." - pomyślał Kornel i nie zdążył nawet skończyć myśli, kiedy nad głowa coś mu zatrzepotało. Może ptak, może nietoperz. Idąc za nim w ciemn e i nieznane zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie nic o tym człowieku poza tym, że jest homoseksualistą, ma duży instrument, jest młody, zdolny i mętny. Teraz nawet nie był pewny czy Milosz ma na niego ochotę. Niech mu to będzie wybaczone, inaczej byłaby niesamowita wpadka... Ale dalej mu coś nie pasowało. Brak mu w tym wszystkim było jednoznaczności: jednego kierunku, jednego typu zachowania, konsekwencji. Słowem - był mętny. "Czy ja przypadkiem za bardzo nie teoretyzuję?" - zastanowił się Kornel i dalej ślepo posuwał się za Miłoszem. Ten nagle zatrzymał się a o zamiarze uprzedził Kornela skurczem ręki.
- Już poszli - szepnął Miłosz. Kornel z nerwów nawet nie zauważył, że gwar przy wejściu ucichł. Postali jeszcze trochę i Miłosz dał znać aby przesuwali się do wyjścia.
Gdy dotarli do Sokolca, było już po czwartej, po deszczu pozostało wspomnienie i mokra trawa a na niebie znów pojawiło się słonce. Siedzieli w malej knajpce i raczyli się obiadem, wyjątkowo dobrym i niedrogim.
- Ma pan profesor plany na wieczór? - zapytał Miłosz.
- Tak, spotkanie z prezydentem Kwaśniewskim - zażartował Kornel. O co mu chodzi, przecież on jest inicjatorem całego tego zbiegowiska.
- Pytam, bo zastanawiam się, co zrobimy z kolacją. Prawdę mówiąc wczoraj jakoś nam nie wyszło, ale moglibyśmy spędzić wieczór razem, nie uważa pan profesor? I to nie w jakiejś hitlerowskiej dziurze a w o wiele lepszych warunkach i bez latających nad głowami Messerschmittów.
To już było coś. Prawie dosłownie powiedziane "zaplanowałem małe ruchu-ruchu" na wieczór, pan reflektuje?" To określenie pamiętał z dzieciństwa, później nie słyszał żadnego innego, które nadawałoby się do powtórzenia, toteż w myślach właśnie tak to nazywał. Jedyna odpowiedź, jaka cisnęła się mu na usta to "nareszcie!" ale powstrzymał się z nią. Prawie mechanicznie przyśpieszył jedzenie. Nagle ten wyjazd zaczynał się dla niego zupełnie od nowa...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 0:53, 14 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 20:11, 14 Lip 2015 Temat postu: 59. |
|
|
Kornel miał już dość siedzenia w pokoju. Miłosz miał pojechać gdzieś 'na godzinkę', nie tłomacząc się specjalnie dokąd, z godzinki zrobiło się już dwie i pół. "Ma szczęście, że nie jest moim studentem" - pomyślał mściwie. Dzień, który spędzili razem napędził mu apetytu, jaki ostatnio miał chyba w wieku dziewiętnastu lat i nawet nie przypuszczał, że kiedyś go aż dol tego stopnia przypili. Po raz nie wiadomo który spojrzał na zegarek i zdecydował, że zamiast siedzieć w pokoju zejdzie przejść się trochę. Odłożył książkę, z której i tak rozumiał mniej niż połowę, popatrzył w okno aby upewnić się, czy jest odpowiednio ubrany, odrzucił myśl założenia lekkiej kurtki i wyszedł na schody.
Ból, jaki go przeszył, był tak silny, że przez moment nie mógł zrobić kroku. Dopiero po kilku sekundach doszło do niego, że źródłem są jądra. Przystanął, poczekał aż zelżeje, po czym postąpił kilka następnych kroków na schodach. Było lepiej ale daleko od ideału. Widząc jednak, że ruch nie przeszkadza a wręcz pomaga uśmierzyć ból, konsekwentnie zszedł na dół. Ki czort? Om dziwo, napięcie, które zawsze odczuwał przed stosunkiem, nie zelżało a dalej było na tym samym poziomie. Kornel nie słyszał nigdy o syndromie zwanym z angielska 'blue balls', dotykającym głównie mężczyzn w średnim i starczym wieku, toteż był skłonny zwalić dolegliwość na karb przeziębienia. Opuścił pensjonat, pobawił się trochę z szarym pasiastym kotkiem, który widać przyzwyczajony był do wczasowiczów, bo dał się pogłaskać i po chwili ruszył dalej. Zdecydował nie iść na wieś a wybrać jedną z polnych dróg łagodnie pnących się pod górę. Gdy był już kilkaset metrów za domem, zauważył, że ma towarzysza. Kot szedł kilka metrów za niem i nie odpuszczał. Kornel wystraszył się na początku, że zgubi zwierze, w końcu zdecydował, że kot zna okolicę lepiej niż on sam i tylko co jakiś czas sprawdzał czy zwierzątku już nie znudził się spacer.
Profesor widział z góry jak samochód Kornela pojawia się zza zakrętu na drodze i podjeżdża pod pensjonat, toteż nie wspinał się dalej a wrócił do domu, już bez kota, któremu najwyraźniej spodobało się na polu. Samochód stał zaparkowany w podwórzu, obok jego citroena, toteż Kornel, zakładając, że Miłosz załatwił co trzeba i wrócił do pokoju, wziął ponownie książkę i spokojnie czekał. Nie minęło pięć min ut, a przed domem rozległ się warkot silnika. W pensjonacie akurat przebywało kilka osób, żaden jednak nie miał samochodu i ten dźwięk wydał się Kornelowi dziwny; trochę z ciekawości a trochę z zniecierpliwiony czekaniem podszedł do okna. Srebrny metaliczny tył saaba znikał właśnie za bramą.
Pukanie do drzwi rozległo się kilka minut po dziesiątej, kiedy Kornel już odpuścił sobie oczekiwanie, łudzenie, opieprzył siebie samego w myślach kilka razy a raz nawet przed lustrem, i rozłożył na stole robotę, którą wziął ze sobą na wypadek deszczowego dnia. Na progu stał Miłosz. Kornela zmyliło, że nie słyszał żadnego dźwięku, który sugerowałby, że chłopak wrócił, ani warkotu samochodu, ani charakterystycznego tupotu na klatce schodowej.
- Przepraszam za niewielkie spóźnienie... - sumitował się na progu Miłosz.
"Rzeczywiście drobiazg, ponad trzy godziny" - pomyślał profesor, jednak robiąc dobra minę do złej gry uśmiechnął się.
- Nic się nie stało, i tak nie zmarnowałem tego czasu. Pan wejdzie - powiedział wykonując szeroki gest ramieniem.
- To ja zapraszam do siebie - uśmiechnął się Miłosz.
- Nie lepiej tu? - naciskał profesor. Nie lubił nowych pomieszczeń, a już wykorzystywać ich do sytuacji jeden na jeden. Na palcach obu rąk mógłby policzyć, kiedy uprawiali z Sabiną seks gdzie indziej niż we własnym łóżku. Do tego pokoju zdążył już się przyzwyczaić.
- Spodoba się panu, zobaczy pan - uśmiechnął się Miłosz i postąpił krok w tył, sugerując Kornelowi, że ma nie dyskutować, zamknąć drzwi i pójść za nim.
"Przynajmniej będę wiedział, gdzie on mieszka" - pomyślał i zaraz zrozumiał, że z tej wiedzy niewiele mu przyjdzie. Czy to celowe zagranie chłopaka czy też czysty przypadek?
Na stole stała butelka czerwonego wina o nazwie nic niemówiącej Kornelowi, finezyjny koszyk, w którym znajdowały się przeróżne wypieki i osobno mały czekoladowy tort.
- Chyba nie ma sensu się śpieszyć, prawda? - zapytał Miłosz nie oczekując chyba odpowiedzi, bo natychmiast zabrał się za otwieranie wina.
Kornel tymczasem przyglądał się pokojowi. Usytuowany pa parterze, winnej części willi, nic dziwnego, że nie mógł go znaleźć. Ten sam średni standard, nawet meble podobne, jak w większości tego typu pensjonatów. Tylko łóżko ułożone było według niego dziwnie, wciśnięte między stół a etażerkę. Kornelowi wydawało się, że nie jest to naturalne ułożenie tego mebla, logika wskazywałaby na nieco inny układ, który aż się prosił, czyniący wrażenie większej przestrzeni i luzu. Coś mu nie do końca grało. Tymczasem Kornel uporał się z winem, rozlał do kieliszków, po czym uniósł swój wysoko w górę.
- Za nasze spotkanie, panie profesorze. I niech pan się rozluźni, nikt tu nie gra w piłkę, nawet drzwi zamknąłem na zasuwę.
Wino musiało zadziałać prawidłowo, bo po dwóch kieliszkach Kornel czuł się już rozluźniony do tego stopnia, że nawet rozmowa im się kleiła i robiło się sympatycznie. A i Miłosz dostosował się odpowiednio. Gdy Kornel spojrzał na zegarek, po raz pierwszy odkąd przekroczył próg jego pokoju, było już w pół do pierwszej.
- Chyba panu nigdzie się nie spieszy? - zapytał Miłosz.
- Nie, ale już trochę zmęczony jestem, z chęcią rozprostowałbym kości - powiedział głośno a w myślach dodał: "No żeż domyśl się, o co mi chodzi". Zastanawiał się, czy znów będą leżeli zanim któryś z nich zdecyduje się zacząć...
- Gasimy światło? - zapytał Kornel gdy ujrzał jak Miłosz ściąga spodnie.
- A nie może się świecić? Chyba nie mamy przed sobą nic do ukrycia? - powiedział wesołym tonem Miłosz. Kornel na widok okrągłego tyłka chłopaka zupełnie stracił zainteresowanie odpowiedzią.
Tym razem nie było aż tak źle a chłopak zaatakował jego członek jeszcze w momencie, gdy Kornel ściągał kąpielówki. Przejął inicjatywę i robił to udanie, choć jak na potrzeby Kornela trochę za dużo było w tym wygibasów i zmiany pozycji, jego zdaniem zupełnie niepotrzebnych. Nauczony doświadczeniem z groty, trochę bał się okazać własną inicjatywę i Miłosz musiał sam podprowadzić jego rękę pod własne genitalia, by Kornel mógł zrobić coś, co ostatnio zaprzątało sporą część jego uwagi. Nie minęło sporo czasu i Kornel osiągnął pierwszy finał, tak mocny, że kilka sekund leżał bez czucia, nie widząc nic i nie słysząc.
- A pan? - zapytał, kiedy Miłosz suszył na swym ciele wyjątkowo obfite mokre plamy.
- To zależy tylko od pana - odpowiedział Miłosz i wygodnie położył się na łóżku, jakby czekał.
- Mógłby się pan przesunąć? - zapytał Kornel, nie znajdując dla siebie wiele miejsca. Chłopak był słusznej masy i nie leżał optymalnie, prawie pozbawiając go możliwości swobodnego ruchu.
- Tak jest dobrze...
Leżeli obok siebie zupełnie bez czucia, Kornel bawił się sutkiem Miłosza, ten gładził udo profesora.
- Jeszcze raz? - zapytał Kornel.
- Już chyba damy spokój... Ależ pan ma siły, kto by pomyślał. Ale jutro też jest dzień. Nie musimy przecież wracać od razu do Wrocławia, chyba że pan ma coś pilnego do zrobienia.
- Pilnego to nie... - profesor zrobił szybki rachunek sumienia, tym czasem Miłoszowi znudziło już się udo i zaczął drażnić językiem ucho Kornela, by za chwilę usiąść na niego okrakiem. Był to ich pierwszy pocałunek. Do tej pory nikt świadomie nie podejmował próby, Kornel złapał się na tym, że ani razu nie wyobrażał sobie całowania z Miłoszem, skupiając się bardziej na strefie genitalnej. Pocałunek przyszedł tak znienacka, że starszy mężczyzna nawet się przed nim niespecjalnie bronił a zaraz zrobiło mu się jeszcze przyjemniej, bo M Miłosz zabrał się do sprawy umiejętnie. "Skąd ten prawie prawiczek tak umie całować? To Sabina była dwa razy gorsza..." - zastanawiał się. Jeszcze nigdy nie miał z tego takiej frajdy jak teraz.
- Mógłbym to z panem robić zawsze - powiedział Miłosz. - I być zawsze z panem...
Szczypnął Kornela w policzek i natychmiast opuścił ręką by zając się pępkiem.
- No, było naprawdę fajnie - odparł Kornel.
- I zawsze już tak będzie - powiedział Miłosz a Kornelowi nawet nie przyszło do głowy analizować głębiej co to miało znaczyć. Ile takich i podobnych rzeczy mówi się podczas zbliżenia.
Jeszcze tylko Miłosz wylizał Kornelowi jądra i postanowili przerwać zabawę i iść spać. Zdecydowano, że Kornel nie wróci do pokoju, Tapczan był wystarczająco szeroki, by mogły się wyspać na nim trzy osoby. Leżeli już przy zgaszonym świetle, kiedy nagle w pobliżu trzasnęły drzwi i po korytarzu rozległy się kroki. Kornel na chwilę zastygł, do tej pory wszystko odbywało się w absolutnej ciszy, słyszeli tylko siebie i własne oddechy, ruchy, reakcje.
- Tu ktoś mieszka? Myślałem że ta część budynku jest pusta - powiedział cicho, prawie do ucha Miłosza, który gładził wnętrze uda profesora.
- Też mi się tak wydawało - odpowiedział. - A nikt chyba nie przyjechał. Widocznie ktoś jednak tu mieszka oprócz nas.
- Chyba nie hałasowaliśmy tak aby to było słychać poza pokojem? - przestraszył się profesor.
- Chyba raz. Ale nie ma się co martwić. Dobranoc - powiedział, pocałował Kornela w oko i odwrócił się twarzą do ściany.
"Dziwne" - pomyślał profesor i przytulił się do pleców Miłosza, kładąc mu rękę na pośladku. "Nareszcie śpię tak, jak zawsze o tym marzyłem..."
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 20:15, 14 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
waflobil66
Wyjadacz
Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy
|
Wysłany: Śro 10:24, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Zabawnie to brzmi jak nawet w takiej sytuacji mówią do siebie na "Pan"
Nie wiem jak to ująć, ale czegoś mi odrobinę zabrakło w tym odcinku, taki mały niedosyt. Dzieje się coś na co profesor czekał parę dni, a właściwie nawet dłużej, a jeszcze te ostatnie 3,5 godzinne wyczekiwanie przed. Jakoś nie poczułem tych narastających emocji. Wiem, że z pewnością nie łatwe jest budowanie narastających emocji w tekście i nie mówię, że jest źle, ale takie odniosłem wrażenie i chciałem się nim podzielić
...a Miłosz zaczyna mi się kojarzyć z inną postacią, z innej powieści (nie Twojej). Profesor chyba faktycznie nic w zasadzie o nim nie wie. Zżera mnie ciekawość co z tego wyniknie.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 11:23, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Możliwe, że coś mi nie wyszło. Trudno ocenia się siebie samego. Jedyne co chciałem naprawdę osiągnąć, to wrażenioe profersora (mimo wścieklizny jąder), że postawa Miłosza jest niejednoznaczna, że coś ukrywa, że nie jest do końca szczery. Kto obiecuje szalonu wieczór i znika bez slowa na kilka godzin? Z jakiego powodu? Możliwe, że schrzaniłem sceną seksu - ale już wiele razy się zastrzegałem, że:
1. nie cierpię pisac o seksie
2. jestem amatorem w beletrystyce a nie profesjonalistą i nie wszystko musi mi wyjść.
W każdym razie pomyślę nad przebudowaniem tego odcinka, ale nie teraz.
Niemniej dzięki za uwagę Na takie właśnie czekam.
PS. Kornel nie może pozwolić sobie na przejście na "ty" dlatego, że wyznaje on starą, porządną etykietę. Po piertwsze dzieli ich przepaść życiowa, po drugie Miłosz jest jakby klientem - w sprawie pobicia, to on siedzi profesorowi w kieszeni. Spoufalanie się w każdej sytuacji to dopiero ostatnie dwadzieścia lat o glównie młodzi.
EDIT: Tak naprawdę to oprócz mnie i jeszcze jednej postaci nie wie, co tak naprawdę stało się w tym odcinku. Uważny czytelnik może znaleźć co najmniej dwie podpowiedzi ale... nie myślcie za dużo
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 11:35, 15 Lip 2015, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
waflobil66
Wyjadacz
Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy
|
Wysłany: Śro 11:34, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
homowy seksualista napisał: |
...Możliwe, że schrzaniłem sceną seksu.... |
W zasadzie nie chodziło mi w ogóle o tę scenę, tylko o to co działo się w głowie profesora przez te długie godziny przed.
homowy seksualista napisał: |
...Kornel nie może pozwolić sobie na przejście na "ty" dlatego, że wyznaje on starą, porządną etykietę. Po piertwsze dzieli ich przepaść życiowa, po drugie Miłosz jest jakby klientem - w sprawie pobicia, to on siedzi profesorowi w kieszeni. Spoufalanie się w każdej sytuacji to dopiero ostatnie dwadzieścia lat o glównie młodzi. |
Tak, jak najbardziej się zgadzam, ale mimo wszystko zabawnie to brzmi w scenie seksu
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez waflobil66 dnia Śro 11:35, 15 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 11:43, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
To znaczy, że źle zbudowałem napięcie. Jakoś to wzmocnię. Profesor w ogóle ma sieczkę w głowie bo:
- przekaz podprogowy informuje go, że coś z Magnusem nie tak (a jest nie tak)
- że Miłosz gra neiczysto (czytaj edit do popraedniej wypowiedzi, mogłeś go nie zauważyć)
- że zaczyna brnąć w seks i zaniedbywać się we wszystkim innym, choć tu jeszcze coś da się zrobić (kto jedzie na wypoczynek i zabiera ze sobą pracę)?
Jednocześnie zbieg sytuacji irp. rozbudził u niego popęd, który jeszcze stara się kontrolować. Na razie pozbywa się zahamowań, ale co będzie dalej?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 11:44, 15 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
waflobil66
Wyjadacz
Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy
|
Wysłany: Śro 12:04, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
"Uważny czytelnik może znaleźć co najmniej dwie podpowiedzi ale..." Czy chodzi o to, że Kornel jest w tej rozgrywce (tu w tym pensjonacie) nie tylko z Miłoszem, że jest ktoś trzeci? Bo skoro nie Miłosz sam, to ktoś inny odjechał jego saabem spod pensjonatu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 12:12, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Może tak, może nie Niemniej podpowiedź jest w innym miejscu. (choć ta też i jeszcze jedna) Natomiast nawet jeśli jest, to nie erotycznie...
Dowcip - suchar mi się przypomniał.
Sędzia: Pozwany się przyznaje do dziecka z Anną i Marią i podaje ten sam dzień poczęcia. Jak to możliwe, skoro obie kobiety mieszkają 80 kilometrów od siebie?
Pozwany: Wysoki sądzie, ja mam motorower.
PS. Mogę napisać na priv, ale po co psuć zabawę?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 12:16, 15 Lip 2015, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 20:35, 15 Lip 2015 Temat postu: 60. |
|
|
Ile razy Kornel opuszczał góry, zawsze wydawało mu się, że zostawia tam jakąś cząstkę siebie, cząstkę, która już nigdy z nim nie wróci. Nie inaczej było i tym razem, choć uczucia, jakie się w nim kotłowały, były tym razem o wiele pogodniejszej natury. Przede wszystkim czuł się spełniony. Napięcie, które towarzyszyło mu od przyjazdu Magnusa, gdzieś uleciało, czuł się rześki i świeży. Częściowo za sprawą tamtej nocy, kiedy nareszcie pozbył się tej wewnętrznej blokady, która broniła mu cieszyć się z seksu. Tak naprawdę seks wyzwalał w nim całe życie różne uczucia, nigdy jednak nie radość. Śmiech w łóżku? Już Sabina by mu na to pozwoliła... Jakieś uwagi, szepty, podniecająca rozmowa? Kornel nawet nie miał pojęcia, że istnieją, nigdy nie rozmawiał podczas tych chwil, kiedy był przede wszystkim samcem. No i dobrze trafił, bo Miłosz był samcem wręcz znakomitym, mimo braku doświadczenia (Kornel cały czas zastanawiał się, czy to była prawda) wiedział co zrobić, jak i w którym momencie. Dziś rano obudził się tak świeży jak nigdy dotąd, choć nieco rozczarowany - Miłosz gdzieś zniknął w międzyczasie. Jednak później wynagrodził mu to w dwójnasób. Zrobił to co obiecał - znalazł miejsce, zupełnie izolowane, z dala od publicznych dróg i ścieżek, gdzie mogli opalać się nago no i oczywiście na opalaniu się nie skończyło. I ta zbawienna kąpiel, kiedy prawie godzinę zmywał z siebie wszelkie ślady miłości, orzeźwiająca, oczyszczająca ciało z resztek igliwia i trawy, a może trochę również duszę.
Obejrzał się za siebie i jeszcze raz rzucił tęskne spojrzenie oddalającemu się i ginącemu w pomarańczy zachodu słońca pejzażowi gór. Jeden z najpiękniejszych widoków, jakie dane mu było zobaczyć ale czy tylko z uwagi na niecodzienne kolory>? Zatrzymał auto jeszcze przed Dzierżoniowem i wyszedł zapalić i nacieszyć się tym widokiem. Ten pejzaż miał ducha i był to duch młodego chłopaka, którego gdzieś tam, między tymi szczytami posiadł. Najchętniej wróciłby tam jeszcze raz i dalej cieszył się tym późno zwróconym życiem, gdyby nie to, że Miłosz musiał pojechać gdzieś do rodziny, przynajmniej tak mówił, a on sam musiał zjawić się juro rano na uczelni. Nieco zrezygnowany wrócił do auta i próbował się skupić na jeździe i czekających go wyzwaniach. Ale to było silniejsze od niego, już mu brakowało kogoś, kto był przy nim jeszcze pół godziny temu. Czyżby się zakochał? Pomyślał chwilę i zdecydował, że to chyba za mocne słowo. Poza fascynacji ciałem, odkrywaniem jego zakamarków i tajemnic, brakowało mu tego czegoś, co czuł, ilekroć myślał o Magnusie. Magnusowi dałby cały świat, a Miłoszowi? Niewiele więcej poza tymi kilkoma decydującymi pchnięciami, kiedy wręcz dusił się z rozkoszy. Fajne to było, jeszcze nigdy wcześniej nie doprowadził nikogo do takiego stanu, ale...
Podczas drogi powrotnej musiał stawać aż dwa razy, aby rozładować napięcie i skupić na jeździe, drugi raz prawie bezpośrednio po tym, jak zagapił się na drodze i mało nie przyrżnął w jakąś nyskę. Na szczęście stało się to już blisko Wrocławia, po sporej przerwie wrócił za kierownicę, już o wiele spokojniejszy, i bez większych przeszkód dotarł do miasta. Paradoksalnie, im bliżej był domu, tym bardziej chciał się w nim znaleźć aby sobie wszystko poukładać, przemyśleć i odpocząć od tego odpoczynku.
Mieszkanie przywitało go gorącem, smrodem cebuli, gdyż zapomniał wyrzucić śmieci i groźnie migającym światełkiem na dopiero co zamontowanej automatycznej sekretarce. Z salonu wyszedł kot i spojrzał na niego mało przyjaznym wzrokiem. Kornel rzucił okiem do miski - nie było w niej już ani kropli wody i ani śladu po suchym pokarmie, który zresztą Makaron niespecjalnie lubił i był wyjątkowo oszczędny w jego konsumpcji. Kornel nakarmił i napoił zwierze, włączył telewizję, obejrzał "Panoramę" i dopiero, kiedy legł z rozkoszą na tapczanie, z wzrastającą ochotą na kontemplowania radosnych chwil z gór, przypomniał sobie o nagraniach. Chwilę trwało, zanim przeczytał w instrukcji co i gdzie nacisnąć, wreszcie rozległ się charakterystyczny dźwięk z taśmy.
..."I uważaj na siebie. Mam podstawy, by się o ciebie niepokoić. Jak to odsłuchasz to koniecznie oddzwoń".
Jeśli radosny nastrój może ulecieć w ułamku sekundy, właśnie to się stało. Lecz to nie był koniec. Rozległo się krótkie piknięcie po czym usłyszał jakieś dudnienie, trzaski, głosy w tle, a następnie krótkie: "Hej, Kornel. Det är Magnus från Stockholm. Jag ville... Tu głos się urywał, usłyszał jakieś dudnienie i męski głos w tle, mówiący coś po szwedzku. Bardziej krzyczący niż mówiący, jeśli chodzi o ścisłość. Później trzask, pewnie odkładanej słuchawki i cisza.
Kornel patrzył chwile w otępieniu na telefon zanim przyszły mu do głowy jakiekolwiek konstruktywne myśli. Nie takiego finału swojego wyraju się spodziewał. Zanim zrobił cokolwiek innego, zapalił papierosa i dopiero kiedy żar zaczął już mu parzyć palce, zgasił go i chwycił instrukcję. Gdzieś tu musi być napisane, jak tom odsłuchać jeszcze raz? W końcu znalazł odpowiednią opcję, urządzenie było mu posłuszne i odsłuchał nagrania po raz drugi. Niestety, tego szwedzkiego głosu w tle jak nie rozumiał tak nie zrozumiał mimo kilkukrotnego odsłuchiwania. Wiedział tylko, że coś było mocno nie tak. Zostawił tę sprawę na później i zdecydował się zadzwonić do pierwszego głosu, profesora Adama Gierałta z Głogowczyka, który pomagał mu w rozwikłaniu sprawy niesłusznych oskarżeń Miłosza. Zegar pokazywał dziesiątą, wiedział, że Gierałt nie położy się spać zanim nie obejrzy wieczornych wiadomości w telewizji. Sprawdził w gazecie, dziennik miał być za dziesięć minut, toteż bez skrupułów sięgnął po słuchawkę.
- Kamień z serca - przywitał go Gierałt.
- Aż tak? - zdziwił się Kornel. - Co mi w ogóle groziło? - powiedział to spokojnym głosem, mimo, że dygotał z emocji.
- W ogóle to masz na siebie uważać, chodziło mi o to, bys podczas weekendu nie podejmował jakichś nieroztropnych kroków, na przykład spotykał się tym studentem...
"I żałowałbym tego do końca życia" - odpowiedział w myślach Kornel. A głośno zapytał:
- Coś nie tak z tym człowiekiem?
- To nie jest rozmowa na telefon - odpowiedział Gierałt. - Najlepiej umówmy się gdzieś jutro i powiem ci, czego się dowiedziałem, co wywnioskowałem i co jest dla mnie teraz wstrząsająco oczywiste...
Kornel wiedział że na "pewniki" i domysły Gierałta należy wziąć małą poprawkę, mimo swojego szanowanego stanowiska i ogromnego doświadczenia, Adam był sensatem, lubił spekulować i dochodzić do szokujących wniosków, z których później tylko część okazywała się trafna. Trudno jednak lekceważyć coś co może grozić niebezpieczeństwem.
- Dobra, wpadnę do ciebie jutro wieczorem - powiedział Kornel.
- Możesz nawet wziąć piżamę i zostać na noc, jest taka butelka, która się niepotrzebnie marnuje, dlaczego maa ją wyrzucić?
Kornel uśmiechnął się, u Gierałta "marnowało się" pół sklepu monopolowego a po śmierci żony Adam zrobiłby wszystko aby mieć towarzystwo. Lekkie nadużywanie w jego wykonaniu pasowało do niego jak ulał.
Gorzej było z załatwieniem drugiego nagrania. Przede wszystkim skąd miał numer? - ale to akurat najmniejszy problem, mieszkając tydzień w mieszkaniu mógł przepisać go sobie z aparatu i pewnie to zrobił. Natomiast wszystko wskazywało na to, że coś dzieje się nie tak i być może będzie trzeba bliżej zainteresować się tą sprawą. A nie ruszy jej zanim nie dowie się, co mówił ten facet na taśmie. Przesłuchał ją jeszcze raz, z nader mizernym skutkiem. Kilka pojedynczych wyrazów, które nie robiły większego sensu. Tu trzeba by kogoś, dla kogo szwedzki jest językiem macierzystym. Ale kto? Nikt konkretny nie przychodził mu do głowy. Wziął notes, otworzył na części adresowej i przeglądał nazwiska, co nie dało nic. Już chował notes, kiedy wypadł z niego plik wizytówek z kongresu, których nie zdążył jeszcze ułożyć. Przejrzał je i uśmiechnął się. Jasne. Jednym z gości kongresu był Olaf Iderot, lektor szwedzkiego na UAM. Teraz całą nadzieja w tym, że jest w kraju...
Miłosz obserwował jak zielony citroen niknie za pagórkiem drogi na Dzierżoniów. Musi na chwilę "zgubić" profesora, tak, aby tamten niczego nie zauważył. Jego saab był o wiele szybszy, zrywniejszy, dogoni go jak już będzie pod Wrocławiem. "To były cudowne trzy dni" - pomyślał i powąchał połę swojego polo, który jeszcze pachniał wodą kolońską profesora. Mimo takiego weekendu był rozgoryczony i niemal wściekły. W co on się wpakował, do kurwy nędzy? Wyjął telefon komórkowy, znalazł w książce telefonicznej ten numer i z lekkim wahaniem nacisnął zielony klawisz.
- I jak? - zapytał, kiedy jego rozmówca zgłosił się z drugiej strony.
- Czysto, wszystko jest jak należy. Nie wszystko się oczywiście udało, ale to co się udało jest pierwszej klasy. To kiedy forsa?
- Jutro - powiedział Miłosz. - Najpierw muszę to obejrzeć, nie kupuję kota w worku a ceny macie jak na Batorym...
- Trzeba było znaleźć kogoś, kto to zrobi takiej - odparł głos. - I tak mało się nie porzygałem...
- Niewiele mnie to obchodzi - odparł Kornel. - Jutro o drugiej w Spiżu.
Rozmówca potwierdził, Miłosz się rozłączył. Dziesięć minut minęło, teraz musi odnaleźć profesora bo trzeba potwierdzić jego adres. Mimo wspólnie spędzonej nocy nie udało mu się dotrzeć do jego dokumentów, musiał trzymać je w wozie. Teraz tylko znaleźć jego dom, ale to nie powinno być trudne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 22:31, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Wszystkie odcinki 1-60 (po korekcie) od teraz do ściągnięcia z trujnika w pdf i formatach dla czytników elektronicznych: epub i mobi. Wszystkie są ilistrowane.
Przpominam, że powieść ma stronę facebookową: [link widoczny dla zalogowanych]
Zapraszamy również na stronę facebookową gaylandu: [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 20:57, 16 Lip 2015 Temat postu: 61. |
|
|
Poniedziałkowe zajęcia Kornela można by najlepiej określić słowem "odbębnione", inaczej się tego nie da nazwać. Kornel prowadził je bez przekonania, bez charakterystycznej dla siebie swady, znający go studenci patrzyli na niego z lekkim zdziwieniem, które on sam dostrzegał, jednak głośno nie padł żaden komentarz. Jak na razie, nie musiał się nikomu z niczego tłumaczyć i postanowił tak trzymać dalej. Dopiero po ćwiczeniach zauważył, że dał do tłumaczenia fragment Beowulfa, który już przerabiali. Żaden ze studentów nie protestował i Kornel wcale nie miał im tego za złe. Myślami był na Zaciszu, w willi na Głogowczyka, gdzie, być może, wyjaśnią się problemy i niepokoje, jakie trapiły go w ciągu ostatnich dni. Im bliżej było godziny spotkania, tym bardziej zżerały go nerwy, do tego stopnia, że nie mógł znaleźć własnego samochodu na parkin gu. Co prawda postawił go dziś w nieco innym miejscu, ale przecież parking to nie lotnisko. Dopiero przemierzając go trzeci raz zauważył własne auto, i to raczej jego numery rejestracyjne.
- Chyba nie odmówisz małej lampki koniaku - kusił profesor Gierałt, jeszcze zanim Kornel zdołał wejść do salonu.
- To ta butelka, która ma się niby zmarnować? - powiedział lekko kpiącym tonem Kornel.
- Nie inna. Nie musisz wracać do domu, sam mówiłeś, że we wtorki nie pracujesz. To jak, reflektujesz?
Kornel najchętniej wytrąbiłby nie kieliszek a pół butelki, jednak były ważniejsze rzeczy w jego kalendarzu.
- Nie kuś, Adam. Jutro jadę do Poznania, właśnie dlatego że nie muszę siedzieć na uczelni. Wolę samochodem niż pociągiem, zwłaszcza nie wiem, kiedy to by się miało skończyć...
- Coś służbowego? - indagował Gierałt, który, niezrażony, otwierał butelkę Courvoisiera i nalewał złocisty aromatyczny płyn do dwóch kieliszków.
- Raczej prywatne i luźno związane z tą sprawą, z którą przyszedłem do ciebie. Długo by opowiadać...
- A co, spieszy ci się? Najlepiej opowiedz wszystko po kolei, od początku do końca, bo zaczyna się robić ciekawie - a tak, prawdę mówiąc, zupełnie nieciekawie - powiedział Adam, smakując brandy. - Piłem już lepsze ale - na zdrowie!
- Zdrowie! - odpowiedział profesor ale ledwie umoczył usta. Adam Gierałt był dla niego kimś, kogo określa się mianem prawdziwego przyjaciela, jedyny taki i innych nie było. Poznali się na jakimś seminarium, na początku lat osiemdziesiątych, kiedy Kornel dopiero zaczynał karierę i przypadli sobie do gustu, ich żony dla odmiany nie cierpiały się nawzajem, więc obaj panowie spotykali się rzadko i w ścisłej izolacji od swoich połowic. Teraz jednak obie kobiety były przeszłością i Kornel nie miał nic przeciw, by zacieśnić tę znajomość. Tyle że jak głęboko?
- Co masz na myśli, mówiąc 'nieciekawie'? - zaniepokoił się Kornel. Przyszedł czas stawić temu wszystkiemu czoła.
- Bo wiem nader niewiele. Informację o tamtej bijatyce Ryms ma od policji, tak przynajmniej mówi moje źródło. Ze jakoby ty zaatakowałeś człowieka, zupełnie bez cienia powodu, nad małym Stawem. Ten chłopak, jak mu tam...
- Miłosz Mazur... Ale zaraz, przecież to było zupełnie inaczej! - uniósł się Kornel, który powoli zaczął tracić panowanie nad sobą. Przede wszystkim to nie ja się rzuciłem a on, jest na to kilkunastu świadków. Po drugie, żaden nieznajomy, ten facet dwa razy oblał u mnie gramatykę diachroniczną, pierwszy termin i poprawkę, drugi raz powtarzając rok. O ile dobrze pamiętam, kontrastywną też zawalił w pierwszym terminie, na drugim dostał trzy z litości.
- Ty dajesz trzy z litości? - zdziwił się Gierałt. - No popatrz pan, nawet nie podejrzewałem...
- Może coś tam umiał, nie pamiętam. Mało ważne. W każdym razie to wszystko jest jakieś takie... Nie wiem, co o tym myśleć.
Gierałt tylko na to czekał. Pasjonat polityki, aktywny działacz partii lewicowej, uwielbiał takie różne "co by było gdyby", mnożyć warianty, śnić domysły, planować strategie.
- Moje źródło mówi mi, że doszło kilka razy do spotkania Rymsa z tym, jak mu tam...
- Miłoszem - podpowiedział Kornel.
- A właśnie. To mi się raczej z nazwiskiem kojarzy. Wiesz, mnie to też nie pasowało a o wszczęcie burdy nawet cię nie podejrzewam. Chyba że zmieniłeś modus operandi i teraz jesteś wkurwionym starym dziadkiem? - popatrzył podejrzliwie na Kornela.
- Przyjmij do wiadomości, że nie zmieniłem.
- No dobra, wierzę ci, jeszcze piana z pyska ci nie cieknie. Moje zdanie jest następujące. Tamten facet wyraźnie ma wtyki w policji a najpewniej również na politechnice, choć tu akurat policja starczy. Kogoś wysoko, może na Druckiego-Lubeckiego a może jeszcze wyżej. Wystarczająco wysoko, by odwrócić kota ogonem. I zaatakował frontalnie: uderzył również w tego twojego Miłosza, żeby wytrącić tobie wszelkie argumenty z ręki. Postarał się aby policja również mu zrobiła koło pióra. Przypadkiem - a może nie przypadkiem - trafił na Rymsa, któremu, gdy usłyszał, że chodzi o ciebie, oczka się zaświeciły i mógł nareszcie ostatecznie załatwić coś, co go pali od dwudziestu lat.
- Sabina nie żyje - powiedział Kornel, który doskonale wiedział do czego pije Gierałt. Bardziej niż co pije, bo na stole zmaterializowała się następna butelka, tym razem bez etykietki.
- A to wino wiśniowe z mojej działki - wyjaśnił Adam - Przebój wśród znajomych, ostatnio proponowano mi pięć dych za flaszkę. Nie będziesz świnia, spróbujesz...
- Tak na język tylko - powiedział Kornel ale nie protestował, kiedy pojawił się przed nim pokaźny kielich. - I co dalej?
- Dalej - Gierałt pociągnął spory łyk swego ulubionego trunku - nic nie rozumiem. Ten chłopak cię jakoś niepokoi? Dziwnie się zachowuje? Bo całkiem możliwe jest, że Gierałt przy jego pomocy szuka innych haków na ciebie.
Kornel pobladł, odsunął kieliszek i wyciągnął paczkę marlboro.
- Z paleniem na balkon - upomniał go Gierałt. - Ale coś widzę cię ruszyło. Co się stało?
- Nic... - odpowiedział Kornel. - Nieważne.
- Widzę, że ważne - naciskał Gierałt. - No ale jak nie chcesz mówić...
Kornel sam już nie wiedział. Noszenie tego wszystkiego w sobie zaczynało mu powoli ciążyć. Najchętniej wygadałby się przed kimś i, gdyby miał wybrać właściwą osobę, Gierałt byłby bardzo wysoko na tej liście a już na pewno w pierwszej trójce. Inaczej się jednak spekuluje, inaczej postępuje, jak już przychodzi co do czego. Tymczasem pusty kieliszek Kornela znów zapełnił się karminowym alkoholem. Kornelowi było już wszystko jedno, pociągnął spory łyk.
- Adam, to jest cholernie trudna i delikatna sprawa. Nie wiem, czy powinienem...
Gierałt podszedł do regału, wyciągnął z niego starą drewnianą fajkę i napełnił ją tytoniem.
- Chodź do kuchni, tu nie będziemy smrodzić.
Już w kuchni, kiedy obaj zapalili, Gierałt odezwał się pierwszy.
- Zaszokować to ty mnie nie zaszokowałeś. Coś bym ci powiedział ale...
- No mów - naciskał Kornel. Nie lub ił owijania w bawełnę, pustych obietnic i tanich chwytów stylistycznych.
- Zawsze podejrzewałem, że ty... No wiesz. Ale nieistotne. Mnie to zupełnie nie przeszkadza ale przynajmniej wiemy na czym stoimy. Tak swoją drogą, czemuś tego małego Szweda nie podesłał mnie jak jechałeś do Karpacza? Przynajmniej miałbym skopany ogródek... A chłopak miałby tu całkiem dobrze.
- Nie pomyślałem. Ale jednak dobrze się stało. Teraz musimy wymyślić strategię, co dalej.
- Tak... Tylko wolałbym przy jakimś płynie mniej alkoholowym niż to, co serwujesz. Wolałbym jutro wsiąść do właściwego pociągu...
Właściwy pociąg złapał ponad godzinę opóźnienia i Kornel, skacowany i jeszcze nie do końca w sosie, obawiał się, że z jego spotkania z Olafem Iderot nic nie wyniknie. Przespał prawie całą drogę do Poznania, obudził się w ostatniej chwili a resztki przytomności łapał na krótkim odcinku miedzy dworcem głównym a Collegium Novum, gdzie mieściła się katedra skandynawistyki. Olaf na szczęście domyślił się, że pociąg może być spóźniony i czekał na Kornela na piątym piętrze bl;oku B potwornej urody blaszaka, który przypominał wszystko, tylko nie wyższą uczelnię. Kornel współczuł wszystkim, którzy muszą tu pracować, łącznie z takim i międzynarodowymi sławami, które znał jak profesor Fisiak czy profesor Bańczerowski. Olaf, zgodnie z umową, miał przygotowany magnetofon na minikasety, jakich używała jego automatyczna sekretarka. Był to co prawda zwykły dyktafon, ale odtwarzał.
- Ciężko to zrozumieć - powiedział, co dla Kornela już dawno było oczywiste. "Mówiłem ci, że..." to na pewno. Później 'masz zakaz..." ale nie słyszę czego. Na końcu jest "za to wszystko..." i, sorry że rozczarowuję, ale nic więcej z tego nie wyciśniemy. Próbował pan to obrabiać na komputerze?
Kornel miał mgliste pojęcie o czymś takim jak obróbka komputerowa dźwięku, ze względu na swój zawód umiał nagrać dźwięk na komputer i go zapisać, ale nic ponad to. Pożegnał się z Olafem, obiecując, że prześle mu obrobiony dźwięk.
- Niech pan nie fatyguje się do Poznania, po prostu zgrać to i sformatować do mp3 - powiedział Olaf a profesor obiecał, że to zrobi choć nie zrozumiał z tego ani słowa. Zresztą najważniejszą informację z tej taśmy już znał. A była ona taka, że z Magnusem dzieje się źle.
Miłosz siedział nad piwem w zatłoczonym jak zawsze Spiżu i niecierpliwił się. Było już dziesięć po drugiej a jego rozmówcy z materiałem jeszcze nie było. W końcu zjawił się, szybko zlokalizował Miłosza w dalszym kącie sali i podszedł rozglądając się uważnie na boki.
- Masz?
- Mam ale najpierw forsa - odpowiedział.
- Ile?
- Dwa tysiące, tak jak było mówione,. Nie wszystko się udało ale to co się udało jest przedniej jakości. Swoją drogą, ty niezła parówa jesteś...
Ostatnie, czego chciał Miłosz to tego typu uwagi. Zaczynał rozumieć, że wchodzi na grząski grunt, który powoli przemienia się w bagno.
- Nie interesuje mnie twoja opinia - -powiedział lodowato. Spotykamy się w sprawach biznesowych więc załatwmy to jak biznesmeni. Tu masz swoje dwa tysiące i pamiętaj, jeśli zatrzymałeś sobie coś nadprogramowego, już możesz zbierać na nagrobek...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3181
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 19:59, 17 Lip 2015 Temat postu: 62. |
|
|
Choć wiedział, że go tam nie zastanie, pierwszą rzeczą, jaką zrobił Szymon to sprawdzenie czy Magnus śpi koło niego. To było aż dwie noce temu i pewnie po raz ostatni w ich życiu. Obojętnie, jak to wszystko się potoczy, ten śmieszny, nieco grubawy ale w taki inny, przyjemny sposób Szwed należał już do przeszłości. Przeszłości, z którą nie mógł a nade wszystko nie chciał się pogodzić. Jeszcze zanim otworzył oczy, wyobrażał sobie twarz Magnusa, jego ciało, które przecież widział i powinien pamiętać. Co się z nim dzieje? Obrazy zacierają się w pamięci, bardziej pamięta dotyk, głaskanie, ten dziwny, podniecający zapach. Powinien być jeszcze na poduszce, przynajmniej ostatnie cząsteczki. Szymon przytknął do nosa poduszkę i chyba znalazł resztki tego, czego szukał. Już za chwilę poczuł się samcem, ściskał swego jeszcze nie do końca rozwiniętego członka, a im bardziej był rozbudzony, tym więcej wracało do jego pamięci. Grubszy choć wcale nie dłuższy organ Magnusa, jego ciemny, prawie fioletowy kolor przy samej główce... Teraz pamiętał każdy szczegół anatomiczny, prawie każdą fałdkę na mosznie, zapach mizernego, dopiero ciemniejącego meszku.
- Szymon! - rozległo się wołanie. Szymon był bliski finału, choć wolał odezwać się, jeszcze matka tu wejdzie, zobaczy go spoconego... Bo każdej takiej chwili towarzyszyły ból, pot i zmęczenie. Często, kiedy już wytarł ręce po tej zabawie, zastanawiał się, dlaczego to robi, skoro to go tak męczy. Co ciekawe, przy Magnusie było o wiele lepiej, ból jakby mniejszy.
- Tak? - krzyknął, usiłując nadać swojemu głosowi tyle świeżości i udawanej pogody, ile tylko możliwe. Wszystko, byle tu nie przyszła.
- Idę do miasta. Potrzebujesz czegoś?
Na dobrą sprawę by potrzebował. Szybko wytarł ręcznikiem twarz, podciągnął spodenki i odkrzyknął.
- Tak, chodź tutaj. Dasz do wywołania te zdjęcia, które robiliśmy sobie z Magnusem - powiedział gdy tylko Teresa w pełnym rynsztunku i w wyjściowych pantoflach pojawiła się w pokoju. - Aparat jest w biurku na górnej półce.
- Czy to takie pilne? Pieniądze od ojca jesz<cze nie przyszły, ja też jeszcze nie dostałam za tłumaczenie, mamy tylko to, co zapłaciła nam agencja wynajmu. Naprawdę nie możesz poczekać kilka dni?
Ale Szymon nie myślał czekać. Teresa westchnęła, wyjęła aparat z biurka i wychodząc rzuciła badawcze spojrzenie na syna.
- Dobrze się czujesz? Jakiś taki blady jesteś. I coś oczy ci podejrzanie ci świecą.
Szymon ani myślał tłumaczyć powodów takiego a nie innego wyglądu, burknął coś zdawkowo i poczekał aż Teresa opuści pokój. Najważniejsza sprawa dnia - zdjęcia - załatwiona i nareszcie o nich nie zapomniał. Co prawda zdjęcia, które naprawdę chcieli zrobić, zwłaszcza on, nigdy nie powstały, ale i tak z chęcią popatrzy się w te łagodne oczy, pełne policzki i masywną sylwetkę. Tak bardzo chciał zrobić zdjęcie tego, czego nigdy nie pokazuje się innym i nawet by zrobił gdyby nie resztki zdrowego rozsądku; ktoś to musi wywołać, obejrzeć... Wyobraził sobie matkę odbierającą takie zdjęcia w punkcie foto. Ciekawe czy wezwaliby policję?
Wstał, podjechał wózkiem do salonu, gdzie już czekało na niego przygotowane przez Teresę śniadanie. Faktycznie, jakaś bieda w tym domu, nie całkiem świeże bułki z pomidorem. Może matka powinna znów zacząć przyjmować letników? Nigdy ich nie lubił, przed przyjazdem Magnusa też protestował a tu taka niespodzianka. Zjadł śniadanie bez smaku, popijając je prawie zimnym kakao i postanowił zrobić plan. To była zupełnie nowa jakość w jego życiu, do tej pory zupełnie nic nie planował, robili to za niego rodzice, lekarze, fizjoterapeuci. Czy przestrzegał tych planów? To już zupełnie inna sprawa. Gdyby rzeczywiście robił to, co mówią, teraz wyglądałoby to zupełnie inaczej. Podjechał do biurka, wyciągnął notes, długopis i tak uzbrojony wyjechał do ogrodu. Już nie pod jabłonkę. To było ale się skończyło, na zawsze, Nic już nie będzie przypominało mu tamtych czasów. Tę cholerną jabłonkę można by ściąć, gdyby nie to, że to najlepsze i najbardziej płodne drzewo w całym ogrodzie. Aż takich porządków nie planował.
Przede wszystkim musi się zabrać za siebie. Niech następnym razem Magnus sobaczy, że jest sens aby byli razem. Że nie pochłania go już choroba, że jest już zdrowszy, jeśli to w ogóle możliwe. Słyszał wiele razy, że nie - i to mu wystarczyło, żeby olać sprawę zupełnie, rzucić ćwiczenia w cholerę. Po co się tak wysilać? W imię czego? - jak to mówiła jego matka, Zawsze chciał wtedy odpowiedzieć: w imię ojca i syna... Ale teraz sytuacja zmieniła się diametralnie. Plując sobie w brodę i przeklinając siebie samego spisywał wszystkie ćwiczenia, które jego terapeuta usiłował na nim wymusić. Łącznie z największymi torturami czyli brzuszkami, bo najbardziej choroba postąpiła miedzy piersiami a siusiakiem. Najmniej - ręce, których używał najczęściej, przede wszystkim do poruszania wózkiem.
Zapisał trzy kartki i przeczytał je, dumny z siebie. Teraz trzeba to tylko wprowadzić w czyn, codziennie, kilka godzin dziennie. Gdyby ktoś powiedziałby mu to tydzień temu, wyśmiałby go, teraz stało się to najważniejszym celem. Żeby Magnus zauważył, jak zdrowieje i że jak przyjedzie następnym razem, to nie zastanie go w szpitalu czy w jeszcze gorszym miejscu. Bo Magnus przyjedzie, był tego najzupełniej pewny. Był poważny, traktował go tak, jak jeszcze nikt dotąd, spełniał wszystko co obiecywał... Więc musi przyjechać. Innej możliwości nie ma. A jeśli nie? Szymon nie dopuszczał takiej myśli do siebie. Zamknął notes, przejechał przez podwórze prosto do pokoju, w którym trzymał wszystkie akcesoria do ćwiczeń. No więc te cholerne brzuszki...
Gdy Teresa przyszła do domu, zaniepokoiło ją od razu, że mimo wysokiej temperatury Szymona nie ma w ogrodzie. Gdy weszła do pokoju, jej syn, blady i prawie bez tchu leżał na łóżku, w otoczeniu porozrzucanego sprzętu do ćwiczeń: ekspandera, hantli, skakanek. Gdyby od razu nie łypnął na nią okiem, pomyślałaby, że jest martwy.
- Co się stało? - zapytała z trwogą w głosie. Zawsze bała się go zostawiać samego właśnie dlatego, że mimo, iż miała do niego sporo zaufania, wiedziała, że chłopakom w tym wieku przychodzą do głowy najdziksze pomysły a jej syn, oprócz tego że był przykuty do wózka, wcale nie przestał być chłopakiem i potrafił zaskoczyć. Pozytywnie i negatywnie. Ostatnio już z ulicy widziała dom spowity jakiś siwym dymem i odchodziła od zmysłów po to by zastać Szymona usiłującego rozpalić ogień w kominku, który był zatkany.
- Nie widać? Ćwiczę - odpowiedział cicho ale dobitnie.
- Nie widać. Widać, że ledwie żyjesz. Od tej pory koniec z ćwiczeniami, kiedy mnie nie ma w domu, rozumiemy się?
- Tak mniej więcej - odpowiedział Szymon, już pewniejszym głosem.
- A co cię tak na ćwiczenia wzięło? - Teresa była w gderliwym nastroju, zazwyczaj zawsze kiedy wychodziła z jakiegoś szoku. - Do tej pory jakoś nikt nie mógł cię zmusić, teraz przeginasz w drugą stronę... - ale z tonu jej głosu Szymon wywnioskował, że w gruncie rzeczy jest zadowolona.
Siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Był jakiś program o internecie, o tym jak komputery pomagają w komunikacji i że w Polsce coraz częściej jest możliwe podłączenie komputera do sieci. Szymon nie miał komputera i jakoś do tej pory temat go nie interesował. Teraz oglądał na ekranie jak dwoje ludzi rozmawia ze sobą wypisując tekst na monitorze. Gdyby tak mógł porozmawiać z Magnusem... Magnus miał komputer, powiedział mu o tym, wiec przynajmniej jeden problem z głowy.
- Może kupisz mi komputer? - zapytał matki. - Patrz, mógłbym rozmawiać z ludźmi nie wychodząc z domu.
-T o równie dobrze możesz teraz, mamy przecież telefon.
Jak na komendę, w hallu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Pierwsze, co mu przyszło do głowy, to to, że telefon jest od Magnusa. Miał zadzwonić po przyjeździe i, nawet wliczając dzień na odpoczynek, dzisiejszy wieczór jest ostatnim, ostatecznym terminem. Rzucił się w kierunku drzwi, lecz matka była szybsza, zawsze to wózek jest jakąś przeszkodą.
- Tak? Słucham? - powiedziała do słuchawki nieco podniesionym głosem, jak zwykle kiedy rozmówca nie jest dobrze słyszalny. Szymon przez moment łudził się, że to jakość połączenia ze Sztokholmem jest taka kiepska. Jednak matka dalej trwała przy słuchawce, odpowiadała monosylabami, a z jej miny wywnioskował, że wiadomość nie jest najlepsza. Teresa nie mówiła wiele, w pewnym momencie rozmowa musiała się urwać, bo powiedziała kilka razy 'halo? słucham?' i raczej nie dostałą odpowiedzi. Odłożyła słuchawkę i pierwsze, co napotkała to wyczekujący wzrok Szymona.
- Kto to był? - zapytał choć i tak wiedział, że dostanie odpowiedź.
- Ojciec. Wraca za miesiąc z morza. Koło piętnastego lipca.
"Jak na małżonkę mojego ojca, to nie ma zbyt szczęśliwej miny" - pomyślał Szymon. Jego dobry nastrój gdzieś uleciał, zaczął już powoli wierzyć, że ten moment nigdy nie nastąpi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|