Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

I znów będziemy razem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 14:05, 04 Maj 2018    Temat postu:

Zakończona powieść do pobrania pod:
[link widoczny dla zalogowanych]
Do dyspozycji tradycyjnie formaty pdf, epub i azw3 (dla kindla). Pobór bez logowania i na moje konto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pansiak
Adept



Dołączył: 07 Maj 2016
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: bielsko-biała

PostWysłany: Pią 23:47, 04 Maj 2018    Temat postu:

poczekam...robi się ciekawie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jatosam
Adept



Dołączył: 07 Mar 2018
Posty: 19
Przeczytał: 19 tematów


PostWysłany: Sob 9:38, 05 Maj 2018    Temat postu:

Witam Pana Łepkowskiego. Dyżurny malkontent z Puchatej pozdrawia. Kiedyś podyskutowaliśmy o wyższości artyzmu nad sieczkarnią i cały czas pamiętam Twój upór jeśli chodzi o tworzenie wartościowej literatury homoerotycznej. I czytając utwory spod Twojego pióra chylę czoło. Taki złoty środek zaproponowałeś, ciekawa historię, żywą wartką akcję, soczystych bohaterów w delikatnym erotycznym sosie (jak u klasyków z radiowego kabaretu "a momenty będą ?"). Trzymam kciuki i namawiam do kontynuowania , masz lekką rękę, pisz chłopie pisz.
A na chomiku przed chwilą musiałem się zalogować aby całość pobrać. Nić to transfer co tydzień się odnawia chyba że użytkownicy Linuxa inaczej są traktowani.
Jeszcze raz Autorze- SZACUN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 10:09, 05 Maj 2018    Temat postu:

A powitać Smile Pewnie, że kojarzę.
Co do Puchatej – nie mogę przeboleć, że ta strona już nie istnieje. W historii netowej literatury homo to bylo naprawdę ważne miejsce.
Co do wartościowej literatury homoerotycznej, zdania nie zmieniłem. Dalej uważam, że z malo istotnej dupereli można zrobić perełkę jak i można poszkapić samograja. Niestety, kopernikańska teoria o zastępowaniu gorszego pieniądza lepszym dotyczy także literatury gay. Czytam trochę "branżowych" opowiadań i uważam, że kiedyś było lepiej. Bywały świetne opowiadania na gay.pl (mimo kancerowania ich przez tzw. opiekuna), tu, na puchatej... Obecnie są chyba 2 miejsca, gdzie można coś dodać: fikumiku i pornzone. Już same nazwy odrzucają... Poziom tekstów w tamtych miejscach jest dramatycznie niski, jedno dobre opowiadanie na 30-40 tekstów. Jedyną możliwość, jaką widzę, to stworzenie polskiego odpowiednika "nifty archives", tyle że to sporo kosztuje.
Odnośnie tego opowiadania: wymaga jeszcze sporo pracy, to dopiero wersja surowa. Możliwe, że doczeka się znaczącej korekty, jak Inni czy Witamina M.
Dziękuję za mile slowa Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 10:15, 05 Maj 2018    Temat postu: 62.

Ten dzień pracy wlókł się szczególnie długo, mimo że na brak roboty ani Achim ani Staszek nie mogli narzekać. Przede wszystkim było nerwowo i nieprzyjemnie. Gestapowcy, którzy do tej pory wpadali raz na kilka dni i ograniczali się do wyrywkowych kontroli, całkiem oficjalnie pałętali się po lazarecie, i to po wszystkich piętrach. Plotka, która szybko rozprzestrzeniła się po całym szpitalu, głosiła, że szukają dezerterów. Im bardziej Sowieci nacierali na centrum, tym przypadki dezercji żołnierzy Wehrmachtu były coraz częstsze. Uciekali gdzie się dało, chowali się po wyburzonych budynkach, przenikali do mieszkań a nawet szpitala. Żołnierze, którzy trafili do szpitala z ranami i kontuzjami, opowiadali, że uciekinierów rozstrzeliwano na miejscu, bez sądu wojennego, decyzją któregoś z przydupasów gauleitera. Ci zaś, którym udzielono pierwszej pomocy i nie musieli być hospitalizowani, natychmiast wracali do obrony Starego Miasta, zawożeni sanitarkami bądź odprowadzani przez gestapowców. Staszek widział ten błagalny wzrok żołnierzy czekających na zbadanie przez doktora Piontka. Marzyli o tym miejscu w szpitalu, które dawałoby im szanse na przeżycie czegoś więcej niż kilkunastu godzin. Ci, którzy trafili na prycze lazaretu, dawali upust swojej radości, mimo bólu i zranień czy ciężkich poparzeń uśmiechali się i żartowali, przynajmniej tak długo, jak na horyzoncie nie pojawił się żaden gestapowiec. Szeptano po kątach, że tych co bardziej zadowolonych żandarmi bezlitośnie zabierają na front.
– Słyszał pan? – zagadnął Staszka starszy Niemiec poparzony w jednym z licznych pożarów – mówią, że wczoraj do gauleitera Hankego, dowódcy twierdzy Wrocław poszła delegacja mieszkańców i prosili o natychmiastową kapitulację miasta. Ponoć gauleiter im to obiecał.
Staszek z zasady nie wdawał się w dyskusje polityczne z pacjentami, jednak akurat ta wiadomość przyćmiewała wszystkie inne. W śmierć Hitlera nie wierzył, upadek Berlina niespecjalnie go obchodził, jednak wiadomości mające bezpośredni wpływ na to, co się dzieje w okolicy robiły na nim wrażenie.
– To kiedy ta wojna się skończy? – zapytał, starając się nadać swemu głosowi beznamiętne brzmienie.
– Może jutro, może pojutrze – odpowiedział mężczyzna, wpatrując się w skrawek okna. – I co mi po tym? Żona nie żyje, syn na froncie, pewnie już też martwy, wnuki wywiezione gdzieś w głąb Niemiec. Eh, żyć się odechciewa… Ty, kawalerze, masz jeszcze jakieś szanse, młody jesteś, a ja… – zakończył i odwrócił głowę w stronę ściany.
Doktor Piontek miał rację, w ciągu dnia przybywało pacjentów, głównie młodych chłopaków z obrony południowej części Starego Miasta. Coraz więcej było poparzonych. Opowiadali, że i Rosjanie i Niemcy wypalali całe kamienice. Coś w tym musiało, być, podczas przerwy na papierosa Staszek wyraźnie czuł dym, napływający z południowej części miasta. Coraz bardziej bał się, że ta fala przyjdzie na rynek i ogarnie również ich dom. Miejsca pracy specjalnie nie żałował, choć też przecież dawało mu jakieś korzyści. Starał się zapomnieć o tym, angażując się coraz bardziej w pracę na oddziale, ale złe myśli napadały go coraz częściej. Nie dawała spokoju również wściekłość, z jaką gestapowcy sprawdzali pacjentów szpitala. Jakie szczęście miał Albert, którego udało im się zwinąć poprzedniego dnia – pomyślał. I choć ten dzień wyjątkowo obfitował w widoki, które były urozmaiceniem jego pracy, tym razem większość z nich nie podnieciła go. No może jeden, kiedy musiał zabandażować poharatane drutem kolczastym a może czymś innym krocze niespełna szesnastoletniego chłopaka przywiezionego z frontu.
– Co się tak gapisz, pedałem jesteś? – fuknął chłopak, kiedy Staszek trochę dłużej niż powinien zatrzymał wzrok na zgrabnym, długim członku i wyjątkowo dorodnych jądrach.
– Nie, zamyśliłem się tylko – wybąkał niemal natychmiast odwracając głowę w neutralną stronę.
– To zawijaj szybko, bo to boli – popędził go chłopak.
– Jakbym nie wiedział – burknął Staszek.
Ma boleć, będzie boleć – pomyślał mściwie Staszek, którego drażnił sposób, w jaki chłopak odnosił się do niego. Przez dwa miesiące pracy w szpitalu zgromadził całkiem sporą wiedzę na temat bólu i jego zapobieganiu. Jednak w ostatniej chwili zrezygnował ze sprawienia rannemu niemiłej niespodzianki, szybko skończył bandażowanie i później konsekwentnie unikał miejsca, gdzie leżał ten chory. Obelga – a może gorzka prawda? – bolała go i żałował, że ją usłyszał. Oczywiście wiedział, że wcześniej czy później ktoś zwróci uwagę choćby na wzrok, jakim taksuje narządy płciowe pacjentów czy na zupełny brak wstydu, kiedy dotyka w najbardziej intymne miejsca ludzi, których po raz pierwszy zobaczył na oczy kilka minut wcześniej. Wierzył jednak, że nigdy tego nie usłyszy. Cóż, stało się – pomyślał i postanowił nie deliberować więcej na ten temat, zwłaszcza że roboty miał pod dostatkiem.

Chłopak z niewyparzonym językiem nie był jedynym, którego tego dnia unikał podczas pracy. Nie bardzo chciał zobaczyć ojca Wila, którego na prośbę doktora Piontka nie mógł informować o mającym nastąpić wypisie, a podejrzewał, że zdradzi się bardzo szybko. Zgaszony i coraz bardziej zmęczony dotrwał jakoś do końca dnia.
– Jürgen, przygotuj pana Stolza do wypisu – poprosił Piontek na kilka minut przed końcem dyżuru. – Ubierz go i pomóż mu przejść do mojego gabinetu, dam mu akt wypisu i inne potrzebne papiery.
Staszek pomyślał, że jeszcze nigdy dotąd nie dostał tak radosnego polecenia. Kumulujące się od rana zmęczenie nagle uleciało gdzieś, poczuł się, jakby kilkanaście minut wcześniej wstał z łóżka. Poszedł, a właściwie pobiegł do magazynu nucąc sobie coś pod nosem, szybko znalazł jakieś ubranie, które nadawałoby się do noszenia. Pan Stolz był mikrej postury, podobnie jak jego syn, a ponieważ takich ubrań było najwięcej, udało mu się znaleźć całkiem porządny garnitur, nawet nie całkiem znoszony i odpowiednie buty.
– Panie Stolz, czas do domu! – wykrzyknął radośnie, podchodząc do łóżka mężczyzny. Ten wpatrywał się w niego nierozumiejącymi oczyma.
– Jakiego domu, chłopcze… Ja już nie mam domu – powiedział smutno, wbijając wzrok w ziemię.
– Zamieszka pan u nas, z Wilem, no, niech pan usiądzie, trzeba się ubrać – powiedział Staszek. Mężczyzna na dźwięk imienia swojego syna zareagował natychmiast, a na jego zmęczonej, poszarzałej twarzy do razu zagościł uśmiech. Chyba po raz pierwszy Staszek widział tego mężczyznę uśmiechniętego.
– No dobrze, ale przecież nie macie miejsca, mieszkacie we trzech… Będę tylko wam zawadzał.
– Nawet we czterech, ale to akurat nie ma najmniejszego znaczenia. Jakoś się przekimamy, zresztą wojna się kończy, kto wie, ile jeszcze będziemy w tym mieszkaniu…

Powrót do domu przypominał pochód: na czele kroczył Achim z wielkim garnkiem zupy w siatce, za nim Staszek, przytrzymujący ojca Wila za rękę. Z trudem przeciskali się przez czarno-szary ponury, milczący tlum. Mężczyzna nie czuł się dobrze, a długotrwałe leżenie spowodowało u niego odleżyny i osłabiło nogi tak, że musiał odpoczywać po każdych kilku krokach i ocierać pot z czoła. Staszek dostrzegał tę walkę z resztkami sił i robił wszystko, by mężczyzna szedł w miarę komfortowo, co jednak nie uchroniło go od dwóch upadków, w tym jednego prawie na unieruchomioną rękę, kiedy potknął się o wystającą szynę tramwajową.
– Nie śpieszy się, spokojnie – uspokajał go Staszek, pomagając mu wstać z bruku. Mógł się jedynie domyślać, że to myśl o synu pchała Stolza do domu z szybkością przekraczającą własne możliwości.
– Ausweis – wyrwał ich z rytmu marszu nieprzyjemny, szczekliwy głos. Staszek wyciągnął dokumenty.
– Ciebie znam, ty jesteś sanitariuszem w szpitalu – powiedział gestapowiec. – Tego mężczyzny z zabandażowaną ręką.
Staszek wystraszył się, Nie pamiętał, by Piontek dał mu wypis.
– Jest w mojej kieszeni, wyciągnij i podaj panu – powiedział. Staszek zwrócił uwagę na ironiczny ton w glosie Stolza, gdy wymawiał słowo „pan”. Gestapowiec długo przeglądał dokumenty.
– Na ja… Na wojnie pan nie walczył – powiedział głosem pełnym złośliwej satysfakcji.
– Jestem inżynierem, pracowałem w miejskich wodociągach – odparł Stolz.
– Nieważne. Jutro, najdalej pojutrze zgłosi się pan do komisji wojskowej na Schweidnizerstraße. Chory, nie chory, teraz nie czas na symulowanie chorób, panie inżynierze – powiedział żandarm, oddał dokumenty i oddalił się w kierunku ratusza.
– Taki chuj – powiedział Stolz, kiedy już był pewny, że policjant go nie usłyszy. – Zadzieram kiecę i lecę… No, kawalerze, prowadź mnie do syna.
Rynek dalej był zatłoczony, coraz częściej dało się słyszeć języki inne niż niemiecki. Staszek nie bez pewnego zdziwienia rozpoznawał również polski, lecz był zbyt zaaferowany prowadzeniem pana Stolza, by wsłuchiwać się w to, co mówią ludzie. Z pewnym zdziwieniem zauważył, że nie robi mu się ciepło na dźwięk polskiej mowy, równie dobrze mogliby do niego mówić po angielsku lub po chińsku. Nie cieszył się na myśl, że jeśli dobrze pójdzie, już za kilka dni będzie we własnym kraju, nawet nie ruszając się z miejsca. Nawet niespecjalnie go to interesowało. Teraz liczył się tylko Albert, ich własny los, a przecież był pewny, że nikt nie pozwoli mu tu zostać. Tak gorzko rozmyślając doszedł do bramy.
– No panie Stolz, ostatni etap – powiedział wesoło.
– Na imię mam Gerd – powiedział mężczyzna.
– Idziemy – zakomenderował Staszek.
Wil długo nie mógł uwierzyć, że ten obandażowany mężczyzna o zmęczonej twarzy, stojący bezradnie w przedpokoju to jego ojciec. Dopiero po chwili rzucił mu się na szyją. Staszek otarł łzę z oka. Nareszcie mały będzie miał ojca – pomyślał i mimo niejednoznacznego stosunku do Wila cieszył się razem z nim, przeżywał każdą sekundę. Jednak zauważył na twarzy chłopca jakiś ledwie dostrzegalny cień. Widać nie wszystko było tak radosne, jak wyglądało w tej właśnie chwili. Cóż, każdy ma swoje problemy – pomyślał.
–¸Adolf jest w domu? – zapytał nagle Gerd. Dopiero teraz Staszek uprzytomnił sobie, że ci mężczyźni się znają, przecież to dzięki Adolfowi chłopak w ogóle znalazł jakieś mieszkania.
– Powinien być u siebie, chociaż wolałbym, żeby pan wiedział co nieco zanim się zobaczycie – powiedział Staszek i opowiedział w jaki sposób Adolf utracił żonę i dwie córki. Wiadomość ta zrobiła na Gerdzie o wiele większe wrażenie, niż się spodziewał.
– Biedna Hannelore… – powiedział i zaczął płakać. Staszek znalazł w bieliźniarce jedną ze swych chusteczek do nosa i podał mężczyźnie. – Czym ona sobie na to zasłużyła…
Długo musiał się uspokajać zanim doszedł do siebie a Staszek pomyślał, że między tymi dwoma musiało dojść do czegoś więcej niż tylko zwykłej przyjaźni. Przypomniał sobie, że kiedy przyjmowano go na oddział nie był aż tak zdesperowany, a przecież stracił własną małżonkę. Zastanawiał się, jakby zareagował na wiadomość o śmierci Alberta i wyszło mu, że dokładnie w taki sam sposób, jak Gerd zareagował w przypadku Hannelore. Nie chcąc dalej rozważać na temat osób, które w gruncie rzeczy mało go obchodziły, zabrał się za przygotowanie posiłku, a dokładnie podgrzanie zupy, opalając piec jakimiś resztkami mebli, które znaleźli na podwórzu. Staszek pomyślał, że jak tak dalej pójdzie, to pewnego dnia będą musieli porąbać własne szafy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 9:25, 06 Maj 2018    Temat postu: 63.

– W zasadzie nie widzę nic przeciwko, by i młodzież dziabnęła sobie po kielichu – powiedział lekko bełkotliwym głosem Adolf. Siedzieli w dużym pokoju przy świecach, a dorośli opijali szczęśliwe przeżycie i wyleczenie Gerda.
– Ja dziękuję – odparł Staszek. Nie przepadał za alkoholem, a bimbru nie cierpiał, sam zapach przyprawiał go o mdłości.
– Też nie lubię, jak dzieciaki piją – przyszedł mu w sukurs Gerd. – W każdym razie Wil nie dostanie ani kropli. Jeszcze ma czas. A najlepiej, żeby w ogóle nie pił…
Panowie byli coraz bardziej podchmieleni, a rozmowa nie bardzo się kleiła; wszyscy byli zmęczeni, zwłaszcza Staszek, dla którego dwa ostatnie dni były szczególnie ciężkie i pełne wrażeń. Najchętniej położyłby się i spał. Obserwował pijących mężczyzn i marzył o łóżku, obojętnie czy sam, czy z Albertem. Nie seks mu był w głowie.
– A ty kawalerze, skąd się właściwie wziąłeś? – zapytał nagle Adolf, zwracając się bezpośrednio do Alberta. Staszek poparzył na chłopca przestraszony. Czy odważy się powiedzieć prawdę? A jeśli tak, to jakie będą konsekwencje?
– To długa historia – odpowiedział Albert niechętnie. – W ogóle to mieszkaliśmy na Dolnym Śląsku, ja i Jürgen…
Staszek ucieszył się, że nauka nie poszła w las i Albert zapamiętał jego fałszywe imię. Kolejna wpadka wisiała w powietrzu… Tymczasem Adolf nie wydawał się zadowolony z odpowiedzi.
– To wiem, ale przecież jakoś dostałeś się do Breslau…
Albert nie bawiąc się w dyplomację bez ogródek opowiedział, jak znalazł się we Wrocławiu, co tu robił i w jaki sposób opuścił szpital. Staszek słuchał tego ze ściśniętym gardłem. Jaka będzie reakcja Adolfa? W ostatnich dniach słyszał wiele gorzkich słów Niemców o swoim rządzie, wojnie i całej tej sytuacji, jednak Adolf zawsze był nieprzejednanym sympatykiem Hitlera i we wszystkich dyskusjach brał jego stronę. I tu nastąpiła niespodzianka.
– Zuch chłopak. Masz rację, nie ma co nadstawiać głowy w sytuacji, kiedy wojna już jest przegrana… No to za szczęśliwą ucieczkę! – wykrzyknął i podniósł w górę kieliszek. Staszek pomyślał, że ten toast spełniłby z największą chęcią, niestety, było już za późno. Dla towarzystwa podniósł uroczyście kubek z kawą. Zastanawiał się skąd wzięła się taka nagła wolta Adolfa. Może to śmierć żony i dzieci?
– Wy się musicie bardzo lubić – powiedział Adolf patrząc na nich uważnie a Staszek wykrył w jego głosie jakąś lubieżną nutę. Nietrudno było zgadnąć, co miał na myśli. Jednak nie sama uwaga go krępowała, a obecność Gerda, przy którym z jakichś powodów opuszczał go rezon i czul się mniejszy, jakby stłamszony. Co zresztą chyba nie było przypadkiem, skoro nie mniejszy respekt przed nim czuł jego rodzony syn.
– No lubimy się… Zawsze się lubiliśmy, Ale chyba najlepiej, jak pójdziemy już spać, jutro też jest dzień – postanowił zakończyć ten niebezpieczny temat.
– Pewnie ostatni dzień tej wojny – odezwał się Gerd. –¸Mówią, że tylko Wrocław się broni, a wszędzie już siedzą Sowieci. Zresztą jak się broni jak całe wojsko siedziało dziś w rynku…
– No dobrze – westchnął Adolf. – To ty z synem chodźcie do mnie do mieszkania, niech się chłopaki wyśpią – i w sposób niewidoczny dla Gerda ale jak najbardziej dostrzegalny dla Staszka puścił w ich kierunku perskie oko.

O tym, że coś wisiało w powietrzu, Staszek był przekonany, skoro tylko się obudził. Nieco zdziwiony odkrył, że spali we trzech, a Achim zdołał zepchnąć ich prawie pod ścianę.
– A co ty tu robisz?
– Ktoś biegał po ulicy, wrzeszczał i dobijał się do naszej bramy – odpowiedział chłopiec. – Bałem się.
– Niech ci będzie – Staszek nie do końca był przekonany o prawdomówności Achima, zwłaszcza że ten trzymał rękę na Staszkowym brzuchu, niebezpiecznie blisko miejsca, które od dwóch dni było zarezerwowane dla Alberta, a jego członek ślizgał się po uwolnionych ze spodni pośladkach. Postanowił jednak nie wnikać w istotę tego stanu rzeczy, również po to, by nie narazić się na cierpkie uwagi Alberta. Zwlókł się z łózka i poszedł rozpalić ogień w piecu na poranną kawę. Od początku mu nie szło, przypalił spodnie wypadającym z pieca rozżarzonym polanem, przeciął sobie palec krojąc twardy, gliniasty chleb, wreszcie mało nie przewrócił się przez Rudiego. Co się ze mną dzieje? – pomyślał. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie był aż tak rozkojarzony. W głowie miał mętlik, myśli ścigały się jedna z drugą, przeskakiwały z rodziny na Alberta…
– Dziś też bierzemy garnek? – wyrwał go z zamyślenia głos Achima. Dobre pytanie, z jednej strony było czym zapchać żołądek, z drugiej zaś wczorajsza zupa była na granicy jadalności, złożona z wody, soli i jakichś pływających nieznanych warzyw o nieokreślonym kolorze.
– Możesz wziąć, choć wątpię, by ktoś to chciał jeść – odpowiedział patrząc na wstającego Alberta. Ten zaś bez skrępowania podniósł się z łóżka i zdjął reformy, które pełniły rolę piżamy. Staszek zauważył głodny wzrok Achima wpatrzonego w chłopca, taksującego zwłaszcza członek w półwzwodzie oderwany od ciała.
– Mało ci golizny w szpitalu? – zapytał Staszek, chyba jedyny, który odczuwał lekkie skrępowanie tą sytuacją.
– E tam, same stare dziady – odpowiedział Achim. – Też chcę mieć takie mięśnie, jak Albert.
– To idź na wojnę – wypalił Albert. – Gwarantuję ci, że po dwóch miesiącach zaprawy ci urosną, wątpię jednak, by ci się to podobało.
– Taka duża pałka też urosła ci na poligonie? – odciął Achim. Staszek powoli miał dość tej rozmowy, Albert i Achim zaczęli podejrzanie szybko się rozumieć.
– Zdaje się, że Staszek ćwiczył twoją, więc jak nie urosła, to pretensje wyłącznie do niego…
– A mocno strzelasz? – nie dawał za wygraną Achim. – Bo Staszek strzela prawie na metr…
– Przestańcie świntuszyć i natychmiast do stołu – zdenerwował się Staszek. Jednak nie czuł złości, bawił go ten dialog, pełen uszczypliwości, ale również wzajemnej sympatii. Jednak nie w głowie mu teraz były żarty. Już miał przed oczyma ciężki dzień pracy. Szybko zjedli śniadanie, zostawili Alberta, z którym Staszek tym razem bez skrępowania pocałował się przy Achimie i ruszyli do pracy. Jednak tego dnia ulice były puste, jak również czworokąt rynku, po którym spacerowali umundurowani policjanci i nieliczni przechodnie. Po kilkudziesięciu metrach Staszkowi rzuciło się w uszy, że nie było tej kanonady, która towarzyszyła im przez kilka ostatnich dni. Owszem strzelano, ale z o wiele mniejszą silą i zaangażowaniem.
– Czyżby to dzisiaj? – zapytał dźwigającego garnek Achima.
– Co dzisiaj?
– No wiesz, kapitulacja…

Jeśli plotki były codziennością pracy wśród pacjentów i lekarzy, ten dzień nawet pod tym względem był wyjątkowy.
– Słyszałeś, że dziś żołnierze sowieccy mają wejść do miasta? – zapytała go Uschi, gdy nakładał fartuch.
– Nie… A skąd to wiesz?
– Wszyscy o tym mówią – odrzekła podekscytowana. – Podobno już podpisano kapitulację miasta.
– Wiesz coś więcej? – zapytał siląc się na obojętność.
– Tyle, co gadają, a każdy mówi co innego. Jedni, że do południa, inni że wieczorem, jeszcze inni zastanawiają się, którędy wiać z miasta.
Przed południem nie zdarzyło się nic wyjątkowego, nie licząc braku żandarmów, którzy najwyraźniej odpuścili sobie przetrząsanie szpitala w poszukiwaniu dezerterów. Zawsze chętni do rozmowy pracownicy szpitala, z lekarzami włącznie, byli jakoś dziwnie wyciszeni i nie brali udziału w tych konwersacjach. Staszek też głównie przysłuchiwał się. W jego poczynania wkradała się coraz większa nerwowość. Niech to wszystko już się skończy... – myślał. W pamięci miał wciąż tych dwóch sowieckich żołnierzy, bez ceregieli dobierających się do śmiertelnie przerażonego Achima. Wątpił, że rozluźnieni Sowieci będą powstrzymywać swoje żądze. Z każdą chwilą coraz bardziej nieufnie wpatrywał się w każdego wchodzącego na oddział, Zwrócił uwagę, że od ponad dwóch godzin na sali nie pojawił się nikt nowy, żaden ranny czy poparzony żołnierz. Po raz kolejny okrążał salę w poszukiwaniu potrzebujących obsługi pacjentów, kiedy na oddział wpadł rozgorączkowany Achim.
– Ruskie wojsko na rynku! – wykrzyknął.
Nagle na tym w miarę spokojnym oddziale zapanowała panika. Ci, którzy czuli się na siłach, zerwali się z łóżek i rzucili w kierunku drzwi, jakby w odruchu ucieczki. Staszek obserwował to poruszenie i zupełnie nie wiedział, jak reagować: kazać się kłaść z powrotem? Wypuszczać ludzi z oddziału? Czy wreszcie samemu wziąć tyłek w troki? Był wściekły na Achima za sianie paniki, jednak po chwili zrozumiał, że to było nieuniknione, nie on to ktoś inny, takie wydarzenie nie przechodzą niezauważone. W nagłym przypływie zdrowego rozsądku pobiegł do gabinetu lekarskiego, do którego, łamiąc wszelkie obowiązujące zasady, wpadł bez pukania. Doktor Piontek rozmawiał z kimś przez telefon. Na widok Staszka dał mu gest ręką, by usiadł na krześle i poczekał na zakończenie rozmowy.
– Tak, wykonam – odparł Piontek i odłożył czarną, lśniącą słuchawkę na widełki aparatu.
– Co tam? – zapytał podnosząc wzrok. Staszek w kilku zdaniach streścił lekarzowi ostatnie zdarzenia na oddziale.
– No właśnie dzwonili, że ogłaszają akt kapitulacji miasta – odpowiedział Piontek. – Mam czekać na dalsze polecenia. Ale wiesz co? – zawiesił głos i popatrzył na chłopca.
– Co? – machinalnie odpowiedział pytaniem na pytanie Staszek.
– Sądzę, że najlepiej zrobicie, jak ty i Achim tylnymi drzwiami opuścicie szpital, i to od razu. Tu są żołnierze, Rosjanie mogą tu wkroczyć i wywlekać jeńców. Co prawda wy nie jesteście zmilitaryzowani, ale kto wie, co mogą z wami zrobić…
Staszek kiwnął głową. Wyglądało mu to na dezercję, ale przecież dezercja nie jest czymś najgorszym, co może spotkać człowieka, o czym wymownie świadczył przypadek Alberta.
– Panie doktorze, czy my się jeszcze spotkamy? – zapytał drżącym głosem.
– Pewnie nie – odpowiedział doktor, podszedł do chłopca i mocno go uścisnął. – No niech się wam wiedzie. I uważajcie na siebie.
Staszek nie lubił takich wzruszających scen. Otarł oczy tak, by doktor tego nie widział, po czym opuścił gabinet i odszukał Achima, który zajęty był przenoszeniem zmarłych. Ten nie wykazał nawet większego zdziwienia, rzucił puste nosze w kąt i pobiegł do szpitalnej kuchni po zupę. Po pięciu minutach tylnym wyjściem opuszczali szpital.
Wojska sowieckie gromadziły się w szyku przed ratuszem. Chłopcy obserwowali je z daleka, idąc wzdłuż północnej pierzei rynku. Następne oddziały nadciągały z południa i zachodu. Gdy opuszczali rynek, na ich oczach zamieniał się w bezkształtną zielono-oliwkową pulsującą plamę. W powietrzu unosiły się chóralne śpiewy i salwy z karabinów.
– Boję się – szepnął Achim, patrząc tępo przed siebie.
– Szybko do domu, a później się pomyśli – zarządził Staszek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 9:33, 06 Maj 2018    Temat postu: 64.

– Job twoju mat’ Czapajew gieroj, za rodinu, za Stalinu, na boj na boj na boj…
– Aj Aj, Dunia ma, Dunia diewoczka moja…
Staszek podszedł do okna i zamknął je trzaskając nimi ze złością, poprawiając następnie białe prześcieradło, mające imitować flagę. Biba żołnierzy sowieckich przeniosła się z rynku w okoliczne ulice i najwyraźniej wymykała się spod kontroli. Strach było nawet wyjść z psem, wypuścił go więc tylko na kilka minut na podwórze przy zamkniętej bramie, co zresztą nie było żadnym zabezpieczeniem, dwójka rosłych mężczyzn mogła sobie poradzić z nim bez większego problemu. Zza firanki obserwował dwójki i trójki żołnierzy penetrujących sklepy, dobijających się do bram w innych kamienicach, modląc się w duchu, by nie dotyczyło to ich własnej. Cala reszta siedziała w dużym pokoju w absolutnym milczeniu. Nikt nie miał ochoty na rozmowę. Gerd siedział przy stole, a Wil na jego kolanach i bezmyślnie toczył kulki z okruszków chleba, Albert siedział na łóżku a tuż obok niego Achim. Tak naprawdę to on miał tego dnia największe powody do radości, bo wraz ze zmianą rządzących przestał być dezerterem i, przynajmniej teoretycznie, nie groziła mu natychmiastowa kara śmierci. Jednak sam miał wątpliwości.
– Przecież ja jestem w ich dokumentach. Jak będą sprawdzali, to wcześniej czy później trafię do ruskiej niewoli. A to będzie gorsze niż poligon… – skonstatował ze smutkiem. Staszek nie wiedział jak go pocieszyć. Choć na tę zmianę przygotowywali się od dawna, nikt tak naprawdę nie wiedział, co ona będzie ze sobą niosła. Zachowanie sowieckich sołdatów nie wróżyło niczego dobrego. Jeszcze nie zdążył dobrze pomyśleć nad odpowiedzią, a rozległo się potężne, głuche walenie w drzwi.
– Otkrywat’ Giermancy, blad’ wasza mat’!
Wszyscy popatrzyli na siebie z przestrachem. Staszek nie zastanawiając się wiele, podszedł do drzwi, założył łańcuch na pętlę i delikatnie uchylił drzwi, zanim ktokolwiek w mieszkaniu zdążył zaprotestować.
– A wy czego, do kurwy nędzy? – powiedział do Rosjan najczystszą polszczyzną z warszawskim akcentem. – Tu Polacy mieszkają, wynosić mi się stąd w pizdu!
– Ach, Paliaki – powiedział jeden z żołnierzy, ten bardziej widoczny. – Nu izwinitie, my nie znali – powiedział lekko bełkocząc. – Wodki u was niet?
– Niet – Staszek nawet z tej odległości wyczuł alkohol. Żołnierze odwrócili się jak niepyszni i zeszli na dół.
– Coś ty im powiedział? – zapytał Albert, a Gerd patrzył na Staszka z najwyższym zdumieniem.
– Ty naprawdę tak dobrze znasz polski?
– Ja jestem Polakiem – odpowiedział Staszek ze specjalnym naciskiem na słowo „jestem”. Gerd obserwował go jak zahipnotyzowany.
– Jezus Maria – szepnął – że też ty nie wpadłeś wcześniej…
Sytuacja wymagała, by opowiedzieć całą historię od początku, bez kłamstw i przeinaczeń. Staszek uczynił to niechętnie a Gerd i Wil słuchali go w osłupieniu.
– Jesteś dobrym człowiekiem – powiedział Gerd. – Naprawdę nie czułeś żadnego obrzydzenia pomagając Niemcom? Przecież jesteśmy twoimi wrogami. Nie chciało ci się nas mordować?
Staszek długo myślał nad odpowiedzią. Od pewnego czasu w ogóle porzucił myślenie nad ludźmi w kategoriach narodowych, liczyło się tylko i wyłącznie to, czy ktoś jest dobry czy nie. A czy jest Niemcem czy Polakiem, nie miało dla niego większego znaczenia, zwłaszcza od kiedy coś mu się przestawiło i zaczął myśleć po niemiecku. Ba, im bliżej końca wojny, tym bardziej myślał o sobie jako jednym z Niemców, był przecież, przynajmniej formalnie, po ich stronie i sytuacja, która dotyczyła przeciętnego Hansa Müllera, stawała się także i jego udziałem.
– Ja wiem czy wrogami? – powiedział w zadumie. – Nie uważam, by taki Achim, Wil czy Albert, czy nawet pan byli moimi wrogami. Dla mnie wy również jesteście ofiarami wojny, pan bez żony, Albert bez rodziców, Achim niemal zgwałcony przez ruskich barbarzyńców…
– Jesteś bardzo mądrym chłopcem – przyznał Gerd i pogłaskał go po głowie.

Rozmowa została przerwana przez dzikie wrzaski dochodzące od podwórza. Albert, Staszek i Wil rzucili się do okna, by zbadać przyczynę zamieszania. Czterech żołnierzy sowieckich w pomiętych mundurach wlokło za sobą kobietę, która krzykami i machaniem rąk opędzała się od nich jak mogła. Była jednak bez szans. Rosjanie doprowadzili ją do samego narożnika podwórza. Dwóch przycisnęło jej korpus tak, że stała z wypiętym tyłkiem, a dwóch pośpiesznie rozpinało spodnie. Staszek nie dałby im więcej niż siedemnaście, maksimum osiemnaście lat. Obaj wkrótce ściągnęli spodnie na wysokość kolan, nawet z tej odległości Staszek widział ich sterczące z pożądania członki.
– Wil, natychmiast odejdź, to nie dla ciebie widok – powiedział ostro.
– Co oni tam robią? – zainteresował się Gerd.
– Gwałcą kobietę – odpowiedział wstrząśnięty Albert, kiedy jeden z żołnierzy zerwał z kobiety suknię, a następnie, po wyczuciu pochwy rękami, wszedł w nią z impetem przy dźwiękach dzikich krzyków bezbronnej.
– W ogóle wszyscy dajmy sobie spokój – podchwycił Staszek i zdecydowanym ruchem zaciągnął zasłonę.
– Nie zasnę dzisiaj – powiedział płaczliwym głosem Achim.
– W ogóle to trzeba by się zastanowić, co dalej – zaproponował Gerd, kiedy tylko uciszyły się głosy z podwórza. Staszek chwilę zastanawiał się, czy nie opuścić towarzystwa i nie pomóc kobiecie, która leżała teraz w rogu podwórza półnaga, bez ruchu, z suknią zaciągniętą na głowę. Tylko jak on jej pomoże? Jak pomaga się po stosunku płciowym, nawet wymuszonym? Gerd miał rację, trzeba było zastanowić się nad dalszym ciągiem i to od razu.
– Jeśli to ma wyglądać tak jak teraz, to ja nie chcę mieć z tym nic do czynienia – powiedział zdecydowanie Staszek. – Niby tu jest teraz Polska, ale jeśli tu mają rządzić sowieci, to nic tu po mnie.
– Nie masz żadnej rodziny? – zapytał Gerd. – Nikogo, u kogo mógłbyś się przytulić, przynajmniej przez kilka najbliższych miesięcy?
– Mam rodzinę w Warszawie, ale tam było powstanie. Nie wiadomo czy przeżyli, podobno Niemcy wymordowali ponad połowę warszawiaków. Szansa, że ktoś żyje, jest pół na pół. Poza tym…
Nie chciał wracać do sprawy Alberta. Myślący logicznie człowiek po wysłuchaniu jego dolnośląskiej historii zorientowałby się pewnie od razu, że między nim a Albertem do czegoś doszło. Po prostu rozszyfrował ich homoseksualizm. Sam się dziwił, że zazwyczaj bezpośredni i wyjątkowo inteligentny Gerd nie zapytał się go wprost, a przecież rano widział, jak przy pożegnaniu całują się w policzek. Po co to ruszać?
– Jeśli myślisz o Achimie, to możemy go wziąć ze sobą – powiedział Gerd. – Ja planuję pierwszym możliwym transportem wrócić do Niemiec, i to na pewno nie do sowieckiej strefy, bo zdaje się i taka jest. Studiowałem w Hamburgu, mam tam mnóstwo znajomych, mam nadzieję, że co najmniej kilku z nich przeżyło wojnę. Jak wyjedzie dwóch to może i trzech. Chłopakowi nie stanie się żadna krzywda, obiecuję to.
Na dźwięk tych słów Achim i Wil popatrzyli na siebie i jak na komendę uśmiechnęli się. Dla nikogo nie było tajemnicą, że chłopcy zaprzyjaźnili się i nie miało to nic wspólnego z romansem, zresztą Wil był na wskroś heteroseksualny.
– Fajnie – powiedział Achim – ale… Co z wami?
– Nie wiem… – Staszek nie był przygotowany na odpowiedź. – Coś się wymyśli, przecież nie będziemy tu siedzieć bez końca.

Gdy Gerd i Wil poszli do mieszkania Adolfa, który pozwolił im ze sobą mieszkać, chłopcy, mimo ostrych protestów, odprawili Achima do łóżka i sami przygotowali się do snu. Gdy już umyli się, wyjątkowo w gorącej wodzie, na którą poświęcili część opału przeznaczonego na poranne gotowanie kawy, położyli się do łóżka.
– Chyba dziś nie zasnę – stwierdził Staszek.
– Trochę się uspokoiło, śpij – przekonywał go Albert. – Oni też kiedyś śpią, zwłaszcza że są pijani w sztok.
– Co z tego? Jutro zacznie się od nowa – Staszek był sceptyczny. – Naprawdę sądzę, że powinniśmy się na coś zdecydować.
– Ty chyba wrócisz do swoich, prawda? – zapytał Albert. – Tylko jak się dostaniesz? Zanim uprzątną i naprawią drogi i koleje, trochę czasu minie. Oczywiście możesz iść na Hauptbahnhof i czekać na pierwszy pociąg do Warszawy, ale tak szybko się nie doczekasz.
– Ja wcale nie wiem, czy chcę do Warszawy… – powiedział z wahaniem w głosie Staszek. – A już na pewno nie bez ciebie…
– Mnie też się tu nie podoba. Najchętniej zwinąłbym się od razu do Berlina. Tylko jak?
– Masz tam kogoś?
– Tak, ciotkę i wujka, mieszkają na Kreuzbergu – odpowiedział Albert, ciężko kładąc się na łóżko. Zrezygnował nawet ze spodenek, teraz, kiedy byli we dwójkę, mógł sobie pozwolić na spanie nago. Poza tym chyba za chwilę okaże się to praktyczne… – pomyślał. – To nie jest bogata dzielnica, powiedziałbym nawet, że biedna, ale na początek powinno starczyć. Pracy po wojnie będzie masę, pewnie będzie można gdzieś się zaczepić i wtedy wynajmie się coś lepszego.
– A kiedy chciałbyś wyruszyć?
– Najlepiej jutro rano. Nie ma co czekać…
– To wiesz co? – powiedział Staszek – Najchętniej to…
Rozmawiali już chyba pół godziny, opracowując różne warianty. Nie przewidzieli tylko jednego, że za chwilę z pokoju obok wyskoczy zapłakany Achim i jak burza popędzi do pokoju chłopców, niemal potykając się na niechlujnie ustawionych w przedpokoju butach.
– Nie, nie! – krzyknął. – Nigdzie was nie puszczę!
Ze szlochem usiadł na krześle.
– Przecież już postanowiliśmy… – cierpliwie starał się tłumaczyć Staszek. – Teraz naprawdę nie można inaczej. Ty będziesz miał opiekę, pan Stolz to przecież dobry człowiek, krzywdy ci nie zrobi, a my urwiemy się z tego miasta, gdzie nic dobrego na nas nie czeka. Chyba chcesz też dla nas dobrze?
– Będzie mi ciebie brakować – szepnął i podszedł do łóżka.
– Wskakuj między nas – polecił Achim.
A ten co kombinuje? – pomyślał Staszek.
Leżeli w absolutnym milczeniu, wsłuchani we własne oddechy, tylko Achim chlipał od czasu do czasu. Staszek gładził jego włosy, klatkę piersiową, ramiona, w pełni świadom, że robi to w obecności Alberta. Uspokajam go tylko – usprawiedliwiał się. W tym momencie Achim złapał go za rękę i pociągnął ją zdecydowanie w dół, gdzie już czekało gorąco rozpalonego członka. Staszek czuł je palcami.
– Nie, nie – zaprotestował.
– Ostatni raz – błagał Achim. – Przecież już się nie zobaczymy.
– Jak on nie chce to ja się nim zajmę – oświadczył Albert i nim Staszek zdążył zaprotestować, wyciągnął rękę. Staszek zatrzymał ją zanim dotarła do celu. Trochę powalczyli palcami, bardziej dla zabawy, i we dwójkę delikatnie natarli na klejnoty Achima. To współdziałanie podnieciło ich jeszcze bardziej, oddychali głęboko, pieszcząc na zmianę to członek to jądra chłopca. W tym samym czasie Staszek poczuł jak Achim dobiera mu się do krocza w swój charakterystyczny, niepowtarzalny sposób, od samego korzenia w górę, aż po śliski, żądny pieszczot czubek.
– Ale masz twardego – szepnął Achim.
– Ach – szepnęli Staszek i Achim prawie jednocześnie. Dopiero po chwili dotarło do nich, co naprawdę się stało i obaj zachichotali pod nosem. Achim pracował jednocześnie nad ich narządami, w tym samym rytmie.
– Już – szepnął Albert. Staszek również czuł, że dochodzi. Po chwili zrobiło się między nimi wyjątkowo mokro. Jeszcze kilkadziesiąt sekund później przez ich ciała przechodziły ostre ciarki.
– To od nas na pożegnanie – szepnął Albert. Staszek nawet nie myślał protestować. Przecież nikt nikogo nie zdradził, a podobało mu się wyjątkowo… Teraz będą wobec siebie w porządku.

– Wszystko mamy? – zapytał szeptem Albert. Staszek rozejrzał się wokoło. Mieli spakowane jedzenie, butelki z wodą, najpotrzebniejsze rzeczy i ubrania. Całość zmieściła się w dwóch walizkach, w tym jednej lekarskiej.
– Sądzę, że tak – odpowiedział Staszek. Już stał przy drzwiach, kiedy wrócił do łóżka i pocałował śpiącego Achima w policzek. Albert zrobił to samo.
– Spij spokojnie, słodziaku – szepnął. – Niech ci się nie stanie nic złego.
Zamknęli drzwi, zeszli na dół i wyszli na ulicę miasta. Po gorącej nocy było spokojne, gdzieniegdzie z ruin wyłaniali się jacyś ludzie. Skierowali się na zachód, z każdą chwilą obserwując coraz większe ruiny i zgliszcza. Wreszcie minęli dworzec Nikolaitor i opuścili miasto wprost na rozległą zieloną przestrzeń. Za nimi wiernie dreptał Rudi.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 10:05, 06 Maj 2018    Temat postu:

Postanowiłem zakończyć podsyłanie nowych odcinków w dzień rocznicy kapitulacji Festung Breslau, stąd dziś dwa naraz. Ciągu dalszego nie będzie, żyli długo i szczęśliwie, a Wil miał nawet wiele dzieci Smile. Proszę o uwagi i opinie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Nie 18:51, 06 Maj 2018    Temat postu:

To była ogromna przyjemność towarzyszyć najpierw Staszkowi, a potem także pozostałym bohaterom tej wspaniałej powieści przez ten kawał ich życia, obserwować ich zmagania z czasem wojennej pożogi, przeżywać z nimi ich troski, tragedie, ale i czasem chwile radości. To była piękna literacka podróż.
Dziękuję Robert, po prostu DZIĘKUJĘ!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 18:54, 06 Maj 2018    Temat postu:

Smile Teraz będzie coś krótkiego, oczywiście o ile znajdą się czytelnicy, a później mam pomysł na dłuższy komediodramat. Tylko co z tego, skoro nie ma czytelników...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 993
Przeczytał: 38 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Nie 20:01, 06 Maj 2018    Temat postu:

są, są, tylko podejrzewam, że ukryci Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 20:09, 06 Maj 2018    Temat postu:

Coś się napisze, ale kilka dni wolnego sobie zrobię. Jednak ta powieść mocno mnie wciągnęła, trzeba trochę przewietrzyć głowę. Nie będę ukrywał, że najbliższe opowiadanie będzie nieco inspirowane Kuczokiem, choć chyba tylko jedną scena z jego książki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 993
Przeczytał: 38 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Nie 20:11, 06 Maj 2018    Temat postu:

ty uważaj z tymi zapożyczeniami, żeby nie wyszło jak z tą książką o Komorowskim

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 20:15, 06 Maj 2018    Temat postu:

A nie, bez przesady. Do tej pory tego nie robiłem, a tu będzie się liczył bardziej klimat, cała historia to moja własna wyobraźnia. Zresztą myślałem o czymś podobnym jeszcze przed Kuczokiem, tylko trochę nie wiedziałem jak to ugryźć. Co do zapożyczeń stylistycznych – nikim się nie kieruję, kiedyś kilka razy mi się odezwała Chmielewska ale udało mi się to poprawić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 40 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 21:54, 06 Maj 2018    Temat postu:

Szkoda ze to juz koniec. Dzieki. Czekam na zapowiedziane nastepne teksty - jak zwykle swietne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 9 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin