|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blask12345
Wyjadacz
Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 989
Przeczytał: 54 tematy
Pomógł: 18 razy Skąd: zewsząd
|
Wysłany: Śro 12:58, 07 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
o rany....brak czasu na czytanie twoich opowiadań...ale obiecuję: jak się zabiorę i przeczytam to wyślę ci na gryzoniu moje odczucia po przeczytaniu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 13:35, 07 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Z chęcią poczytam te komentarze Przypominam, że ktoś si≥ę zadeklarował coś napisać./..
Jest jeszcze jedna sprawa: musimy wrócić na google, a jest to chyba możliwe tylko wtedy, kiedy się pozwoli na czytanie niezalogowanym. Ostatnio wiele stron ma ostrzeżenie przed wejściem, ale są ogólnodostępne. Spróbowałbyś jakoś pogadać z właścicielem? Sam nie wiem, jak się zabrać za taką rozmowę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 14:14, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
blask12345
Wyjadacz
Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 989
Przeczytał: 54 tematy
Pomógł: 18 razy Skąd: zewsząd
|
Wysłany: Śro 13:52, 07 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
na razie mam też problem z okiem – na trujnika wysłałem ci wiadomość
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 21:40, 07 Mar 2018 Temat postu: 8. |
|
|
Dzień przed wyjazdem Alberta do Drezna rano w jego drewutni pojawił się Herr Lemke, tym razem jednak bez kosza ze śniadaniem. To mu się jeszcze nie zdarzyło, chyba że przychodził w innych porach dnia. Jednak poranne śniadanie, nawet w postaci dwóch wątłych skibek czarnego chleba ze zjełczałą margaryną było pewnego rodzaju rytuałem. Co się stało tym razem? A może wszystko się wydało?
– Albert jutro wyjeżdża wczesnym rankiem do Drezna. Prosił mnie, abym pozwolił mu spędzić ten ostatni dzień z tobą. Nie bardzo rozumiem dlaczego, ale proszę. Oczywiście odrobisz to co do minuty. I jeszcze jedno. Jak przyjedzie policja czy ktokolwiek inny, to natychmiast znikasz. Najlepiej weźmiesz kosz do drewna i pójdziesz do drewutni. I to natychmiast. Verstanden?
– Ja – odpowiedział Staszek. Odrobić dwanaście godzin nie jest prosto, ale jak ma stracić Alberta na długie miesiące, to jednak zrobi dobry interes, zwłaszcza że widzieli się wczoraj dwie godziny i niewiele poza obustronnym mleczkiem nie udało się zrobić. Pogadać się też nie dało a rozmowy z Albertem zaczęły mu się coraz bardziej podobać. Złapał się wręcz na tym, że tęskni bardziej za tymi rozmowami, niż tymi momentami ostatecznej rozkoszy, które w tym podłym żywocie powinny mieć dla niego wartość nieporównywalnie wyższą niż rozmowa z jakimś Szwabem.
Albert już czekał na Staszka w kuchni, dla niego również był przygotowany talerz.
– Czemuś mi nie powiedział, co te skurwysyny ci zrobiły? – zapytał Herr Lemke, kiedy już we trójkę siedzieli przy stole, bez gospodyni, która wyszła z domu.
– A co by to dało? – zdziwił się Staszek. – Przecież oni mogą wszystko.
– Tak bardzo to jednak nie – zaoponował Lemke. – Jeszcze znam kilka osób, które są wyżej niż jakieś padło z Wehrmachtu. W końcu to ja ich karmię, nicht wahr?
Staszek nie chciał się kłócić i nie dowierzał gospodarzowi. Przecież gdyby się wydało… Wszystkiego jednak nie mógł powiedzieć. Męczył się podczas tego śniadania strasznie. Lemke nie był w humorze, Albert siedział cicho, pewnie oszczędzał energią na później.
– Idźcie już do pokoju – powiedział, gdy wypili czarną zbożową kawę. – I pamiętaj o naszej umowie.
– Zimno tu, pewnie już wygasło w piecu – powiedział gderliwym głosem Albert i otworzył drzwiczki. – Tak myślałem. A ojciec tylko: oszczędzać, oszczędzać, oszczędzać. Teraz już nie może sprzedawać, tyle ile dotąd, wszystko idzie na front, na ten sam front, na którym dostajemy w dupę.
Staszek nie skomentował, bo według propagandowych gazetek, które czytał, już w tajemnicy przed Lemkem, Niemcy odnosiły serie zwycięstw. Tymczasem prawda nie była tak różowa, ponoć front sowiecki załamał się kompletnie po Stalingradzie. Tyle że tej informacji nie można było znaleźć oficjalnie. Tymczasem Albert podszedł do pieca, wygrzebał popiół długim pogrzebaczem i szuflą po czym napełnił go szczapami drewna i kilkoma bryłkami węgla. Następnie podszedł do sekretarzyka, z którego wyciągnął grubą księgę, wyrwał z niej kilka kartek, wrócił do pieca, podłożył pod szczapy i zapalił, zamaszyście pocierając zapałkę o draskę. Płomień pojawił się od razu i wkrótce objął suche drewno. Albert zamknął z trzaskiem drzwiczki i z diabolicznym uśmiechem wrócił na swoje miejsce.
– Co to była za książka? – zapytał tknięty złym przeczuciem Staszek.
– A jak myślisz? Mein Kampf oczywiście. Na nic nie ma pieniędzy, a na drukowanie tych pierdół zawsze się znajdą.
– Nie boisz się, że…
– Niczego się nie boję – wybuchnął Albert, nie czekając na zakończenie pytania. – Wiesz czego się boję? Że pojadę a tobie się coś stanie.
Ciekawe skąd taka troska – zastanawiał się Staszek. Głos Alberta był zdeterminowany, to już nie była obawa o to, czy jego kolega jest głodny. Staszek zrozumiał, że właśnie teraz przyszła pora na ostateczne postawienie sprawy.
– Dalej mi nie odpowiedziałeś, po co robisz to wszystko.
– Nie domyśliłeś się jeszcze? Naprawdę? Powinieneś zdawać sobie sprawę, że my... to znaczy ja...
– Powiedz wprost, przyjmę każdą prawdę – powiedział Staszek. Obojętnie jaka by była. Wiesz coś o mnie czego ja nie wiem? Ojciec ci coś powiedział? Naprawdę możesz być ze mną szczery.
Albert wstał z krzesła, obciągnął swój granatowy sweter z owczej wełny i usiadł przy Staszku.
– Chyba będę musiał rzeczywiście powiedzieć to prosto z mostu, choć sądziłem, że się domyślisz, bo ty w gruncie rzeczy bardzo bystry chłopak jesteś. Kocham cię, tu nie chodzi o nic więcej.
Staszek, który nawet podświadomie nie oczekiwał takiej informacji zaniemówił. Nagle, w jednej sekundzie cała układanka, wszystkie klocki rozrzucone po podłodze, wskoczyły na swoje miejsce. Ale zaraz... Czy facet może kochać faceta? – myślał. Do tej pory uważał, że w tej całej zabawie chodzi tylko o seks, innych możliwości w ogóle nie brał pod uwagę. Wszystkie posunięcia Alberta tłumaczył sobie próbą zaciągnięcia go do łóżka, zresztą próbą ze wszech miar udaną. Sam by się pewnie za to zabrał podobnie. Sytuacja jak najbardziej mu sprzyjała i doskonale o tym wiedział, że zdobędzie go stosunkowo niewielkim wysiłkiem.
– Zanim ci odpowiem, mogę ci zadać pytanie?
– No pewnie – odpowiedział Albert. Pytaj o co chcesz.
– Skąd wiedziałeś, że ja… no, lubię chłopaków?
Albert roześmiał się.
– Takie rzeczy się wyczuwa, ty jesteś chyba zbyt młody, musisz jeszcze trochę pożyć, pooglądać, żeby się poruszać w tych tematach.
– Raptem jesteś rok ode mnie starszy – powiedział zaczepnie Staszek. – Naprawdę przez rok tyle się dowiem?
– No wiesz, to trochę nie o to chodzi. U nas w szkole są trzynastoletni chłopcy, którym już włoski nad ogonem się sypią, a i szesnastoletnie niedorozwoje. I ci chłopacy zanim osiągną twój wiek, już się kilka razy zakochają albo powalą konia z kolegami, różnie bywa. Dziewczyny widzimy jedynie na wieczorkach tanecznych. Ja zacząłem dojrzewać, jak miałem prawie trzynaście lat. Od początku wolałem chłopaków. Jak mnie rodzice wysłali do Drezna, to już i mleczko miałem, i z kumplami waliliśmy sobie nad jeziorem, jak już inni poszli do domu. Wiedziałem, co jest wokół mnie grane. Później nauczyłem się rozróżniać tych, którzy za nic nie zrobiliby tego z chłopakiem od tych, którym chodziło tylko o pozbycie się nasienia. No i ty mi wyglądałeś na takiego, który nigdy nie zrobiłby tego z dziewczyną. Popełniłeś kilka błędów, na przykład patrzyłeś się na moje krocze. Niby ukradkiem, ale to przecież widać.
– To wszystko? – zapytał rozczarowany Staszek.
– No mnie… Ale nie wiem, czy ci mogę powiedzieć.
– Przysięgam, że nikomu nie powiem.
– To nie o to chodzi, czy powiesz, czy nie, tu chodzi o mojego ojca. Kiedyś, na samym początku, kiedy miałem do ciebie przyjść, zdaje się drugi raz, powiedział, żebym uważał, bo możesz być, no wiesz, homo. Że on sam nie wie, ale by się nie zdziwił. Podobno na czymś cię złapał.
– To nie tak było – zaprzeczył Staszek – miałem ci nie mówić, ale widzę, że trzeba. – i Staszek opowiedział, jak ojciec złapał go za członek.
– Naprawdę chwycił cię za fiuta? – nie dowierzał Albert. – To przecież każdemu by stanął, im młodszy, tym szybciej.
– Miał ciepłą rękę – uśmiechnął się Staszek – a ja w tej zimnicy właśnie na ciepło jestem najbardziej wyczulony.
– Bydlak – skwitował Albert.
– Nie sądzisz, że jesteś dla niego za surowy? Przecież mnie nie bije, nie maltretuje, a że każe pracować? W końcu jestem na przymusowych robotach, nie masz pojęcia jak strasznie było w więzieniu. Może i cieplej, ale ci ludzie…
– Nieważne – przerwał Albert. – Teraz mam inne zmartwienie. A powiedz mi co ty o mnie myślisz? Ale tak szczerze.
Staszek liczył po cichu na to, że nie będzie musiał się opowiadać po żadnej stronie. Jemu samemu ten trochę przyciężki Niemiec zawrócił w głowie. Tyle że nie znajdował na to określenia.
– A może mnie nie chcesz? – wybuchnął Albert. – Może przeszkadza ci to, że jestem Niemcem? Faszystowską świnią? No wyduś to z siebie – jego słowa przeszły prawie w krzyk.
– Zwariowałeś? Wcale nie o to chodzi – odpowiedział Staszek. – Kiedyś nad tym myślałem, zwłaszcza na początku naszej znajomości. Czy dobrze robię, że przyjaźnię się z Niemcem. Był nawet taki moment, że chciałem cię wygonić, ale to było jednak silniejsze. Ale nie o to tutaj chodzi, przynajmniej tak to widzę.
– A o co? Bo wyglądasz raczej na przestraszonego?
– A jak myślisz? Cokolwiek byś o tym myślał, dla ciebie znajomość ze mną nie jest jednoznaczna z wyrokiem śmierci... Zrozum mnie, ja po prostu nie mogę. Jeśli nie daj Boże jakimś cudem się wyda, to jest dla mnie koniec. Ty nie wiesz wszystkiego. Dla mnie stosunek z niemiecką kobietą jest równoznaczny z kulką w głowę i pójściem w piach.
Chcąc nie chcąc Staszek musiał opowiedzieć o wszystkich obwarowaniach, również tych najgorszych, których bezwzględnie wymagano od przymusowej siły roboczej.
– Rozumiesz chyba teraz, że ryzyko jest podwójne...
Albert zamilkł na długo tuląc Staszka i głaszcząc jego włosy.
– Wiesz co? Może rzeczywiście poczekajmy z tym do końca wojny...
– A jak będzie jeszcze trwała trwała pięć lat? – zapytał Staszek.
– Najwyżej do czterdziestego piątego i to bardziej do stycznia niż listopada – odparł Albert. – Wiesz, Drezno to nie Schreiberhau, tam jednak wiadomości rozchodzą się prędzej. Jest źle, a będzie jeszcze coraz gorzej, przecież widzisz. My z ojcem się zastanawiamy, czy w ogóle wyśle mnie do szkoły w przyszłym roku. Prawdopodobnie nie. I to nie dlatego, że nie ma pieniędzy, choć to prawda, ma coraz mniej. Po szkole chodzą plotki, że wyślą nas na front. Kiedyś w nie nie wierzyłem, teraz nie jestem taki pewny. Jeśli oni rzeczywiście przegrali na ostfroncie, to teraz będą potrzebować każdego żywego ciała. Zginę gdzieś w Rosji czy Francji.
– Nie mów tak – powiedział porywczo Staszek. – Przecież wcale nie jest powiedziane, że cię zgarną do armii.
– Przeszkolenie wojskowe już mieliśmy – powiedział zimno Albert. – Wiele więcej nie trzeba wiedzieć, aby walczyć jak mięso armatnie.
Staszek zadumał się.
– Miałbyś odwagę, by uciec z wojska?
– Odwagę to może i bym miał, gdyby oczywiście istniał odpowiedni powód. I zdaje się, że nie trzeba go daleko szukać – popatrzył wymownie na Staszka. – Gorzej z tym, co będzie dalej. Widziałeś, jak oni szukali tego chłopaka? Tata dowiedział się, że jednak chodziło o dezertera. Nic dziwnego, że dostają w dupę na froncie, skoro wysyłają cały pluton, by łapać jednego zbiega. Tak nie da się wygrać wojny. Ale może bym zaryzykował, kto wie…
- A może ci minie do tego czasu? – głośno zastanawiał się Staszek.
– Co ma mi minąć? – Albert popatrzył podejrzliwie na przyjaciela.
– No… to całe zakochanie.
– Wykluczone. Nawet się powiększy, kiedy nie będziesz przy mnie.
– Przecież twoja szkoła jest pełna chłopaków. Znajdziesz innego, polubisz… Mój sąsiad w Warszawie ma już trzecią żonę i, jak mówił, w każdej był zakochany po uszy tak długo, aż mu przeszło.
– Nawet tego nie przewiduję. Czuję to gdzieś w sercu, że wojna się skończy i znów będziemy razem, a wtedy nikt już nam nie przeszkodzi. Obojętnie co się stanie. Ja znajdę pracę, ty też… Kim byś chciał zostać?
– Kierowcą – wypalił Staszek bez zastanowienia. – I to najlepiej ciężarówki, choć osobowe też fajne.
– No to przecież z pracą nie będziesz miał problemu. To wszystko trzeba będzie odbudować, prawda?
– A jak wojna się skończy a Hitler przegra? – zastanawiał się Staszek, nie obawiając się na razie o pracę kierowcy, najpewniej właśnie tak będzie, jak mówi Albert. – Wrócę do Polski, ty zostaniesz tutaj...
– Musimy tak daleko wybiegać w przyszłość? Będzie co będzie. No daj pyska.
Staszek nadstawił policzek.
– No nie tak… Popatrz mi w oczy.
Albert przysunął się do szczupłej twarzy chłopca, zbliżył wargi, a następnie zaczął językiem wdzierać się coraz głębiej. Staszek protestował z początku, mrucząc głośno przez nos, ale nic nie wskórał, bo język już penetrował podniebienie, zęby… Dopiero po chwili, kiedy pierwsze sensacje uderzyły jego żołądek i krocze, odwzajemniał wszystko, czego doznał, może na początku nieporadnie, ale z sekundy na sekundę coraz sprawniej. W tym momencie na korytarzu zadudniły kroki, a chłopcy odskoczyli od siebie niczym oparzeni. Jeszcze Albert siadał na swoje miejsce i wycierał rękawem mokre od pocałunku warki, kiedy drzwi bez pukania uchyliły się i stanął w nich Herr Lemke.
– Nom chodźcie chłopaki, trzeba zjeść jakiś obiad.
Na stole w kuchni były przygotowane dwa talerze z ziemniakami i kiszoną kapustą okraszoną słoniną, przy czym zawartość talerza Alberta była o wiele większa.
– Guten Appetit – powiedział Lemke nie patrząc w oczy żadnemu z chłopców. Odwrócił się i niemal bezgłośnie wyszedł. W tym momencie Albert zamienił talerze, a zrobił to tak szybko, że Staszek nie zdążył zaprotestować.
– Co robisz? Zostaw mi mój talerz – zaprotestował tylko.
– To nie ja przymieram głodem – Albert musiał się powstrzymać, by nie wybuchnąć gniewem. – Co by mu się stało, gdyby nałożył ci więcej? I weź go nie tłumacz, proszę cię.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 9:38, 10 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 1:22, 09 Mar 2018 Temat postu: 9. |
|
|
Po obiedzie wrócili do pokoju. Albert dołożył do ognia, a że już powoli się ściemniało, zaciągnął zasłony. Staszek położył się na łóżko, jakby chcąc się nim nacieszyć na zapas, mając w perspektywie zimną drewutnię i brudny, cuchnący barłóg. Dopiero teraz widział, w jakich warunkach przyszło mu mieszkać. Albert usiadł na łóżku i chwycił rękę chłopca wpatrując się to w twarz to w podbrzusze, które z momentu na moment pęczniało. Puścił rękę i trzymając spodnie po bokach ściągnął je do kolan, obserwując, jak uwolniony członek przecina powietrze i opada na brzuch.
– A jak twój ojciec wejdzie? – przestraszył się Staszek.
- Nie wejdzie – uspokoił go Albert – poszedł do świniarni. Zresztą on poza posiłkami tu nie wchodzi. Prędzej matka, ale jej akurat nie ma.
Albert ukucnął przed łóżkiem i przysunął głowę do nabrzmiałego członka. Chwilę obwąchiwał go, a następnie przesunął językiem od nasady aż po sam wilgotny czubek. Po chwili powtórzył to z drugiej strony. Staszek wzdrygnął się.
– Nie brzydzi cię to? – zapytał.
– Przecież to jest przyjemne – odpowiedział Albert, po czym ściągnął napletek z żołędzi, chwilę upajał się jej śliskością i barwą, a na koniec zaatakował ją wargami. Staszek poczuł się zmieszany i przez moment czuł, jak zawartość żołądka podjeżdża mu do gardła. Sam nie miałby odwagi tego zrobić, przecież tą samą częścią ciała człowiek robi co innego. A na dodatek kąpał się dwa dni temu… Fakt, że to daje przyjemność, której właśnie doświadczał. Cholera wie, co on tam robi… Staszek zastanawiał się, co się stanie z mleczkiem, przecież tego nie połknie… Wtedy chyba zwymiotuje. W miarę jak rozkręcał się coraz bardziej, w niepamięć poszła troska o finał.
– Już, już… – szepnął, gdy zaatakowała go ostateczna niszcząca fala.
Albert uwolnił się od członka i patrzył, jak potoki nasienia zraszają korpus Staszka, od piersi po jądra. Gdy już było po wszystkim chwycił wiszący na oparciu krzesła ręcznik i wytarł starannie pozostałości.
– Ty też chcesz? – zapytał, gdy Staszek już doszedł do siebie.
- Nie… Nawet nie wiedziałem, że tak można robić. Skąd to umiesz?
– A z takich zakazanych pisemek – odparł ze śmiechem Albert. – To się nazywa pornografia. Masę tego przywożą chłopaki i trzymają na dnie szafek albo pod okładkami książek, bo to przecież bardzo zakazane. Jak by kogoś z tym dorwali… Zresztą złapali już kilka razy, albo trzydzieści razy rózgą albo, jeśli to po raz kolejny, to wylot ze szkoły.
– Ty też masz takie obrazki? – z tonu, w jaki Staszek zadał to pytanie nie wynikało potępienie, a raczej czysta ciekawość.
– Nie, bo na nich są głównie kobiety i to na dodatek wcale nie ładne. Ale faceci też są i to ze sporymi drągami.
– Gdzie się kupuje takie rzeczy?
– Głownie na targu, na takich stoiskach, na których sprzedają fotosy aktorek i takie podobne. Oczywiście to nie leży wystawione, trzeba zagadać odpowiednio do sprzedającego, bo obcemu nie sprzeda.
Staszek wrócił myślą do warszawskiego Kiercelaka. Owszem, były takie stoiska i sprzedawały gazety, stare książki, płyty Syreny, kartki pocztowe, karty do gry i fotosy, czyżby tam też? Sam nie widział, ale raz zaobserwował jak sprzedający, mężczyzna z sumiastym wąsem, który go nie cierpiał, wyjął spod stolika białą dużą kopertę i podał ją kupującemu, eleganckiemu mężczyźnie w ciemnym płaszczu, który wręczył odliczone pieniądze. Scena była tak tajemnicza, że wielokrotnie zastanawiał się, co mogło być w tamtej kopercie. Opowiedział to zdarzenie Albertowi.
– Tak to właśnie wygląda – potwierdził jego przypuszczenia. – Słyszałem jeszcze o innym sposobie, kupuje się pewną określoną widokówkę, prosząc, by to była ta i żadna inna, a samej transakcji dokonuje się gdzie indziej, to jest tylko znak wywoławczy. No ale dobrze, to co chcesz teraz robić?
- Daj mi siebie pooglądać…
A co to by było, gdybym tam położył policzek? Nie muszę tego przecież lizać – pomyślał Staszek i przytulił się do łona Alberta. Było wspaniale a zapach mu wcale nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, coraz bardziej zawracał w głowie i uwalniał fale podniecenia.
– Zrobić ci to, co wczoraj? – zaproponował Albert.
– Mhm…
– To poczekaj moment – odpowiedział, zniknął na chwilę i wrócił z odrobiną smalcu na papierze.
– Teraz nie powinno cię boleć. Klęknij na łóżku, podeprzyj się ramionami, tak byś był na czworaka i żebym miał cię naprzeciw.
Po kilku nieudanych przymiarkach Staszek był gotów. Albert patrzył na wypięte przed nim pośladki, jednocześnie nawilżając najważniejsze miejsce tej zabawy, a następnie mocno, ale nie brutalnie wszedł w chłopaka. Tamten nie protestował. Zapamiętały w ferworze kolejnych rytmicznych pchnięć nie usłyszał warkotu motoru pod domem, może nawet usłyszał, ale nie skojarzył z nadciągającym niebezpieczeństwem.
– Albert, przerwij, ktoś przyjechał – prawie zakrzyknął Staszek.
Ale Albert był w tym momencie, w którym przerwanie nie jest możliwe, dopiero kiedy zaczął już tracić płyny, wyszarpnął członek, który zdążył opryskać tyłek Staszka. Ten słysząc obce głosy we wnętrzu budynku zerwał się, chwycił stojące przed piecem wiadro z popiołem i bez oglądania się na siebie otworzył drzwi i ruszył przed siebie, w ostatniej chwili poprawiając zbyt widoczny członek. Z policjantami zderzył się w wąskim korytarzu, ale chyba nie o niego im chodziło, bo w towarzystwie Lemkego weszli do pokoju Alberta.
Staszek cały wieczór obserwował ze swej drewutni wydarzenia w domu. Czego oni od niego chcą? Czyżby w jakiś sposób zostali poinformowani o tym, co się działo? A może Albert coś narozrabiał? Sytuacja wyjaśniła się dopiero za jakąś godzinę, kiedy stanął przed drzwiami w towarzystwie ojca, matki i policjantów z tą swoją walizką, z którą przyjechał. W pewnym momencie powiedział coś do ojca i puścił się biegiem w kierunku drewutni.
– Przepraszam cię najmocniej, ale ci policjanci zabiorą mnie do Liegnitz. Ojciec nalegał, bo nie wierzy pociągom, zwłaszcza teraz chodzą jak chcą, i ponad dzień czasem się czeka, bo pierwszeństwo ma transport na front. No daj pyska.
Całowali się długo i namiętnie, przyciskając wzajemnie ręce do pośladków.
– Albert, wir warten auf dich – rozległo się wołanie z domu.
– Zaraz – odkrzyknął Albert – tylko wybiorę.
– Co masz wybrać? – zapytał podejrzliwie Staszek, wciąż przywierając do Alberta.
– Powiedziałem, że potrzebne mi są jakieś deski do szkoły – powiedział pokazując ręką w kierunku jakiejś kupy drewna. – Wywalę, jak dojadę do Legnicy… Albo nie, zostawię jedną na pamiątkę. No daj pyska ostatni raz…
Po wszystkim złapał jakieś dwie pierwsze lepsze, deski, które mu wpadły w ręce i pognał do czekających rodziców. Staszek zaś położył się na pryczy i wsłuchiwał w warkot odjeżdżającego samochodu. W głowie kłębiły mu się wydarzenia ostatnich dni, pchając się jedne przez drugie. Kim dla niego był Albert? Czy tylko kolegą? Przyjacielem, to odpowiedniejsze słowo. Czy on w swym krótkim życiu miał prawdziwych przyjaciół? Ojciec swoimi przyjaciółmi nazywa ludzi, z którymi czasem pije wódkę. Matka ma przyjaciółki, czy, jak złośliwie mówi ojciec, psiapsiółki, z którymi nawet podczas wojny piła kawę i plotkowała. Ciekawe, czy te psiapsiółki pomogłyby jej szmuglując żywność, gdyby była w potrzebie. Zwłaszcza ta Zula, która jego zdaniem była wredną babą i nie oszczędzała nikogo. I to się nazywa przyjaciółka? Ale przyjaciel to też nie to. Takie rzeczy to się chyba tylko w małżeństwie robi, ale przecież mężczyzna za mężczyznę wyjść nie może. Tylko czy w małżeństwach jest tak jak między nim a Albertem? Staszek wiedział, że miał szczęście, bo ojciec nie bił matki. W domach jego kolegów różnie z tym bywało, nieraz chłopacy opowiadali jak to „ojciec starą przetrzepał, że aż limo miała”, najczęściej po pijanemu. Co gorsza, Staszkowi wydawało się, że sympatia chłopców leży po stronie ojców. Jego ojciec pił niewiele, głównie z kolegami po pracy. „Pij bracie, pij, na starość torba i kij” – powtarzał. No ale to wcale nie przybliża go do rozwiązania tej zagadki. Albert go kocha, przynajmniej tak mówi, ale jest w tym jakiś sens. To może on, Staszek, kocha Alberta? Nie, to za dużo powiedziane. Chociaż, załóżmy, że Albert jest kobietą. Czy ożeniłby się z nią? Nie, tak też się nie da. Bo małżeństwo to nie tylko ciupcianie ale i obowiązki, wychowywanie dzieci, dbanie o dom, zdobywanie pieniędzy. Obserwując Alberta Staszek sądził, że ten byłby w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność. Jest silny, wie, czego chce, tylko z tym rozsądkiem jest u niego nie bardzo, jak można tak siebie narażać? Ale takie myślenie też prowadziło donikąd.
Tego wieczora z trudem zmusił się do zjedzenia kolacji, wyjątkowo wstrętnego chleba posmarowanego czymś zjełczałym, na szczęście do tego było jabłko. Czuł się jakby był chory, policzki mu płonęły i ciągle myślał o odjeździe Alberta. Przywoływał niedawne wspomnienia, jego głowa na łonie chłopaka, nos w ciemnych silnie pokręconych włosach, porastających podbrzusze, intensywny zapach nasienia, lekki moczu i czegoś jeszcze, kręcący w nosie, powodujący błogie fale po całym ciele. Trzeba było mu wziąć ogon do ust, teraz wie, że by to zrobił, nawet gdyby był lekko słony, a chyba był, bo językiem dotknął mu jądra i wyczuł sól. Powąchał tę część śpiwora, która na pewno była splamiona nasieniem Alberta. To mu wystarczyło, by być gotowym. Kilkoma posunięciami doprowadził się do wytrysku. Nie delektował się tym tak, jak poprzednio. Wszystko wydało mu się jakieś tępe i niepotrzebne. Szukał w myślach, kogo by winić za ten los. Siebie? Hitlera? Boga? Gdy pomyślał o Bogu, drgnął. Jeszcze w warszawskich czasach na religii ksiądz mówił, że Bóg jest dobry i sprawiedliwy. Gdzie ta sprawiedliwość? Od kiedy zawieziono go na Aleję Szucha, zaczęła się wielka niesprawiedliwość. Czyżby Bóg zrobił sobie urlop? Chociaż z drugiej strony ksiądz mówił, że Bóg dał człowiekowi wolną wolę, a za wszystko rozliczy go na sądzie ostatecznym, gdzie będzie tylko w lewo albo w prawo. Zrozumiałe, że Hitler i Stalin pójdą do piekła, jeszcze niedawno uważał, że wszyscy Niemcy powinni się tam znaleźć. Na pewno wszyscy? Albert też? Przecież Albert właśnie go uratował, bo trudno nie zauważyć zmiany nastawienia Lemkego, od kiedy zaczął kolegować się z jego synem, na początku tajnie, później coraz bardziej oficjalnie. Nagrzeszyli, fakt. Ksiądz mówił, że wszystko, co poza małżeństwem, jest grzechem ciężkim i za to idzie się do piekła. Ale grzechem ciężkim jest również nieudzielenie pomocy jej potrzebującym, niezależnie od tego, czy to przyjaciel czy wróg. A tak w ogóle czy bóg istnieje? Przerażony narastającą lawiną pytań zasnął.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 9:32, 10 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 9:41, 10 Mar 2018 Temat postu: 10. |
|
|
Pozornie wszystko wróciło do normy. Czas Staszka znów przebiegał na wyrębie, w chlewie i polu a dzień mierzony był od siódmej rana do zachodu słońca. Dzień wydłużał się, to i pracy było więcej. Lemke był tak mrukliwy i niezbyt mu życzliwy jak dotąd a jego żona go praktycznie nie zauważała. Któregoś popołudnia przywołała go i powiedziała:
– Masz pozdrowienia od Alberta. Rozumiesz, że nie może do ciebie napisać oddzielnie i przeprasza – powiedziała. – Aha, mam ci powiedzieć, że nic złego mu się nie dzieje.
Staszkowi zrobiło się przykro. Liczył na to, że Albert znajdzie jakiś sposób na przemycenie czegoś więcej niż tylko pozdrowień. Ale jaki? Jemu samemu nic nie przychodziło do głowy. Może przez kogoś przekaże? No dobra, tyle może zrobić, ale przecież tu nikt z listem nie przyjdzie. Lemke, a już na pewno jego żona szybko by się zorientowali, że dostał jakąś trefną wiadomość albo co innego, przecież był tu pod ścisłą opieką. I mimo niej kochali się cały czas jak dzicy… To i może wiadomość jakoś byłoby się przeszmuglować? Nic, trzeba będzie czekać do wakacji – pomyślał Staszek.
Któregoś majowego popołudnia Staszek wszedł do świniarni i już w drzwiach zauważył, że Lemke opiera się o ścianę w nienaturalnej pozycji. Zaniepokojony podszedł bliżej i podniósł głowę gospodarza do góry. Twarz była kremowo-biała, wpadająca momentami w fiolet, z czoła ociekał pot. Lemke oddychał ciężko, a z jego gardła wydobywał się charkot. Śmierć widział kilkukrotnie i to, co obserwował teraz, było zgodne z jego dotychczasowym doświadczeniem. Chwycił za rękę i wymacał puls. Był słaby i nieregularny. Co teraz? Kiedyś był świadkiem podobnego zasłabnięcia, jeszcze w Warszawie. Wywlókł mężczyznę ze stajni, najdelikatniej jak umiał, zdarł z niego bluzę i koszulę i starannie ułożył na trawie, po czym ponownie zbadał tętno, znów bardzo nieregularne. Bez żadnej wiedzy, wiedziony instynktem i wcześniejszymi obserwacjami zaczął rytmicznie, mocno naciskać serce.
Co teraz? Trzeba poinformować Frau Lemke, to oczywiste. Skrzywił się, ale wiedział, że tylko ona może tu coś zarządzić. Wpadł do kuchni, gdzie Frau Lemke była nachylona nad jakimiś garami.
– Przecież tyle razy mówiliśmy ci, że nie wolno ci tu wchodzić. Do tej pory patrzyliśmy na to przez palce, nikt cię nie bil, ale teraz miarka się przebrała i będę cię musiała ukarać – powiedziała i rozglądała się za czymś, czym mogłaby wymierzyć karę. Już sięgała po postronek, kiedy Staszek, uczony, że pod żadnym pozorem, że nie wolno przerywać gospodarzom, stracił cierpliwość.
– Zamknij się stara krowo i słuchaj! – wrzasnął – Twój mąż zdycha pod świniarnią, zrób coś!
Frau Lemke zatkało, ale dosłownie na moment, szybko oprzytomniała.
– Jak to zdycha? Co tam się dzieje?
– No leży, puls ledwie bije, poci się… Zrobiłem co mogłem, ale tu trzeba lekarza.
Frau Lemke nie wiedziała, czy ma iść doglądać męża, czy myśleć o sprowadzeniu pomocy medycznej. Telefon od kilku dni nie działał, a na wieś jest kawałek drogi.
– Staszek, ty umiesz jeździć rowerem? – zapytała gorączkowo myśląc, jak to wszystko rozwiązać.
– O tyle o ile, jeździłem kilka razy w Warszawie – odpowiedział.
– A dasz sobie radę?
– Powinienem – odpowiedział – tylko, że nie znam tej wioski za bardzo.
– Pojedziesz prosto, na ryneczku zapytasz, jak się dostać do doktora Wenzla – objaśniała Frau Lemke. – Opiszesz mu co się stało. Doktor ma auto i pewnie nim przyjedzie, a ty wrócisz na rowerze. A teraz leć, wiesz, gdzie jest rower! – wykrzyknęła i pobiegła w stronę świniarni.
Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Do doktora Wenzla trafił po zapytaniu jednej osoby, Wenzel na szczęście był w domu i wysłuchawszy relacji Staszka spakował swoją torbę i przyjechał samochodem. Gdy Staszek wrócił na miejsce, doktor, który na tę okoliczność narzucił biały fartuch, kończył właśnie robić jakiś zastrzyk mi pakował swoją torbę.
– Powinien przeżyć, oddech się reguluje, tętno również – odezwał się. – Ale musi być zabrany do Hirschberga do szpitala, jego musi obserwować lekarz i musi mieć codziennie podawane leki. Inaczej szybko stanie się to, co dziś, a drugiego razu jego serce może nie wytrzymać. Teraz miał szczęście, że mogłem szybko podać aspirynę. No i miał szczęście po raz drugi, że ten, kto go znalazł, znal się na rzeczy i udzielił pomocy jak najlepszy fachowiec. Kim jest ten chłopak? – zapytał. Staszek, słysząc tego, nie czekał na ciąg dalszy a udał się prosto do drewutni.
– On? Zwangsarbeiter. Polak – odpowiedziała.
– To niech pani dziękuje Bogu, chłopak wykazał zadziwiającą przytomność umysłu.
Tego wieczora pani Lemke przyniosła mu obfitą kolację, ziemniaki „od serca” skropione tłuszczem ze skwarkami i kwaterkę zsiadłego mleka.
– A może będziesz spał w domu? – zapytała.
– Nie, dziękuję – odparł Staszek, choć doceniał intencje. Na pewno nie po tym, jak go potraktowała. Trzeba myśleć, co się robi… Jego relacje z Frau Lemke dotąd nie istniały, starał się jej unikać na ile to było możliwe. W każdym razie wspólne zjedzenie kolacji nie wchodziło w rachubę.
Nieobecność gospodarza farmy nie wróżyła niczego dobrego. Przede wszystkim oznaczała więcej pracy, bo przecież żywego inwentarza nie interesuje, co się dzieje z opiekunem. Lemke zwykle robił cięższe i trudniejsze rzeczy – karmienie świń, sianie, sadzenie warzyw w ogrodzie ze starannie przygotowywanych rozsad, no i całą robotę leśną, na której, oprócz okorowywania, Staszek się nie znał, choć nieraz bywał w lesie. Nie wiedziałby, które drzewo ściąć, na jakie długości porżnąć. Lasem zajął się doświadczony robotnik ze wsi, Herr Müller, jemu zaś przypadła cała robota w świniarni, do której miał tylko jednego pomocnika, też wiejskiego chłopaka. O ile zawsze wstawał na siódmą, teraz o wpół do szóstej był już na nogach, a pracę kończył po zachodzie słońca, bo jeszcze trzeba było pomóc w ogrodzie. Niewiele miał czasu na myślenie, choć wspomnienie Alberta nadal było bardzo silne. Już nie zastanawiał się, co go z nim łączy i żałował, że wtedy, w jego pokoju, nie powiedział mu dokładnie tego samego, co usłyszał. Listy z Drezna przychodziły nieregularnie, w każdym jednak znalazło się kilka ciepłych słów dla niego. Jeszcze się ktoś skapuje – pomyślał, ale zawsze było mu przyjemnie i zawsze wieczorem uronił niejedną łzę i nieraz pokrył brzuch nasieniem. Bywało, że śnił mu się Albert i były to sny tak sugestywne, że budził się tak podniecony, że musiał zaczynać dzień od onanizmem, by później nie biegać ze sterczącym po gospodarstwie. Kiedyś, jak jeszcze nie znal Alberta, zdarzało się pójść do roboty „na sztywno”, co kiedyś zauważył Herr Müller i puścił chłopakowi kilka nieprzyjemnych uwag przy innych.
– Dobrze, że nie pracujemy z kobietami, bo Wolski ma wyraźnie ochotę – mawiał, czasem był jeszcze bardziej wulgarny i Staszek zaczął się pilnować również z tym. Teraz, po tym jak poznał Alberta, miał niemal obsesją na tym punkcie. A jak skojarzą jedno z drugim, to co? – zastanawiał się.
Drugim problemem była Frau Lemke. Naturalnie z powodu hospitalizowania męża stała się osobą numer jeden w gospodarstwie i ona wydawała wszystkie decyzje. Staszek często ją krytykował, w duchu i dopiero teraz docenił geniusz Hansa Lemkego. Jego żona nie miała serca do dużego gospodarstwa, zdecydowanie wolała ogródek i jej hodowlę kurczaków. Ogródek, który obfitował w masę warzyw, nawet takich, jakich Staszek nie znał, i był podstaw≥ą wyżywienia całej rodziny, a przecież nieraz i jemu się coś skapnęło, jakieś jabłko czy pieczona brukiew. Innymi rzeczami zajmowała się niejako z musu. Po kilku dniach Staszek przestał się jej pytać o sprawy związane z gospodarstwem, po prostu ją informował, co zostało zrobione. Zauważył jednak co innego: dwa razy w tygodniu, w sobotę i środę pod wieczór, kiedy już dostał swoją kolację, pod dom zajeżdżał czarny samochód. Staszek nie widział, kto z niego wysiada, bo wchodził zawsze tylnym wejściem, a na tę część nie miał podglądu, nawet ze świniarni. Sam by się nie zastanawiał, gdyby niezawodny Herr Müller.
– Aha, znów Schneider przyjechał wyruchać starą Lemke – powiedział.
Początkowo Staszek puścił to mimo uszu, ale sytuacja powtórzyła się, a auto było to samo. Przyjął, że nie bierze tego do wiadomości, bo żal mu było Lemkego. Obojętne, jaki jest – myślał – ale należy mu się przyzwoite traktowanie. Za zdradą w swym krótkim życiu zdążył się zetknąć, chłopacy opowiadali o matkach, które miały „wujków”, brat jego ojca, wuj Alfons, miał kochankę, o czym rodzice nawet przy nim rozmawiali. Zawsze w myślach identyfikował się ze stroną zdradzaną, a zdradzających nie rozumiał, naturalnie nigdy nie przypuszczał, że kiedyś los sobie z niego okrutnie zadrwi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 9:06, 11 Mar 2018 Temat postu: 11. |
|
|
Pewnej soboty czarne auto nie przyjechało. Nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie to, że wieczorem do jego drewutni przyszła Frau Lemke.
– Będziesz mim musiał napalić w piecu, bo źle się czuję – powiedziała. – Potrafisz?
Staszek skinął głową. Widział, jak to robi Albert i nie wydawało mu się to jakoś specjalnie trudne. Tylko skąd wziąć papier? Przecież nie pójdzie do pokoju Alberta po Mein Kampf, pani Lemke raczej by tego nie zaakceptowała, a skutki mogłyby być tragiczne. Zmienił bluzę, którą nakładał do pracy na drugą, bardziej porządną im poszedł do budynku. Pani Lemke wprowadziła go do tego pokoju, w którym jedli obiad świąteczny; wyglądał mniej uroczyście, ale mimo wszystko przytulnie.
– Albo wiesz co? Lepiej w sypialni. Tylko poczekaj chwilę, zawołam cię.
Było to jedyne pomieszczenie, w którym jeszcze nie byłem. Pod ścianą stało podwójne małżeńskie łoże, nad nim wisiał jakiś święty obrazek, poza tym nie różnił się specjalnie od pokoju Alberta. Nawet nie było portretu Hitlera, co Staszka zresztą niespecjalnie zdziwiło.
– To do roboty – powiedziała Frau Lemke.
Staszek szybko poradził sobie z zadaniem i po chwili ogień trzaskał w piecu a czerwone iskry spadały przez ruszt w popielnik.
– To ja już pójdę – powiedział.
– Poczekaj jeszcze – odpowiedziała pani Lemke. – Podejdź tutaj.
O co jej chodzi? – zastanawiał się, był jednak świadom, że musi spełnić każde jej polecenie. Lemke leżała na łóżku już bez tego koszmarnego czerwonego sweterka, w którym poszła do drewutni, a była ubrana w gustowną sukienkę, aż za bardzo wyzywającą jak na czasy wojny. Staszek zawsze uważał ją za ładną kobietę, nie była za szczupła, a jednocześnie nie gruba, po prostu w sam raz, no i była zadbana.
– Brakuje ci tutaj dziewczyny, nie? – zapytała z dziwnym uśmiechem. Staszek widział, że nie chodzi tu o radość, a o coś zupełnie innego.
– Nie myślę o takich rzeczach – odparł cicho.
– Podejdź bliżej – powiedziała, a gdy Staszek był już przy samym brzegu, sięgnęła ręką do jego krocza.
Chłopiec wpatrywał się w to przerażamy. Pragnął, by w tym momencie wpadł tu pan Lemke i strzelił jej w pysk. Rzecz jasna nic takiego nie nastąpiło, a Lemke posuwała się dalej. Wymiętosiwszy go w kroku, ściągnęła mu spodnie. Staszek zaczerwienił się, co naturalnie zauważyła jako doświadczona kobieta.
– No, no no… – powiedziała. – Widziałam z daleka, ale nie sądziłam, że jest taki ładny.
Staszek błagał w myślach by mu nie zesztywniał, jednak ciepło ręki, napięcie i nerwy wywołały skutek odwrotny. Frau Lemke tymczasem bawiła się napletkiem, ściągała go i naciągała swymi smukłymi palcami.
– Teraz wiem, że nie jesteś Żydem – powiedziała. Staszka olśniło. Więc ten incydent przy studni z Lemkem to był test na aryjskość?
– No to facet całą gębą jesteś. Żeby nasz Albercik miał choć połowę tego.
Staszek w ostatniej chwili ugryzł się w język i nie wyprowadził jej z błędu, że Albercik ma dłuższego, tyle że jak jest sflaczały, to wygląda jak niemowlę. Ucieszył się również, że ta wyuzdana kobieta jednak nie posunęła się do zabaw z własnym synem. Jednak na samo wspomnienie przyjaciela członek drgnął i osiągnął pełną długość.
– No i co z tym zdobimy? – zapytała protekcjonalnym tonem.
– Nie wiem, proszę pani pani – odpowiedział ze ściśniętym gardłem.
– Połóż się na mnie – zarządziła – tylko wcześniej zdejm spodnie.
Staszkowi zaszumiało w głowie i z trudnością oddychał. Nagi od pasa w dół wgramolił się na łóżku i położył na kobiecie. Ta ustawiła go tak, żeby ręką naprowadzić go na cel.
– Przyj!
Staszek pchnął biodrami i po sforsowaniu przeszkody znalazł się w grzęzawisku, ciepłym i żywym.
– No na co czekasz? – popędziła go.
Stosowne nauki Staszek odebrał od Alberta a jeszcze wcześniej od kolegów na podwórku, którzy lubowali się w opisywaniu tej czynności. Tak musiał się czuć Albert, jak był we mnie – pomyślał i to dodało mu odwagi. Robił to dokładnie tak jak Albert, mocnymi, długimi pchnięciami. Było mu coraz lepiej i mimo że drażnił go zapach, konsekwentnie dążył do celu.
– Och, mocniej! – krzyczała Frau Lemke.
– Już… – zasygnalizował chłopiec. Gdy zaczął pompować swe nasienie, otrzymał mocny cios w policzek z otwartej ręki. Czyżby zrobił coś źle?
– No uderz! – zawołała Frau Lemke jakby w jakimś amoku. Staszek, mimo że nie cierpiał przemocy, uderzył.
– Och… – szepnęła Lemke rozanielonym głosem. – Taki mały a taki dobry. Będzie z ciebie żona miała pożytek.
– Zostaniesz na kolacji, wykąpiesz się i wyśpisz w łóżku Alberta – zapowiedziała, gdy już oboje byli ubrani.
Staszek myślał o sobie z obrzydzeniem. Nie podobał mu się damsko-męski seks i, jeślim tego wieczora odebrał jakąś naukę, to taką, że to nie dla niego zabawa. Nic go nie podniecało i gdyby nie wcześniejsze zmagania z Albertem, na pewno nie dałby rady. Wtedy jego los mógłby być różny, bo była fama, że Frau Lemke potrafi być bezwzględna i okrutna. Staszek zjadł kolację i z rozkoszą położył się w łóżku Alberta. Był to najpiękniejszy moment dnia. Łóżko jeszcze długo pachniało chłopcem i Staszek nareszcie zrobił to po swojemu, z fantazjami, których nikt mu nie zabronił. Na pewno nie było w nich miejscach na pochwy i takie różne. Wytrysk przyjął jako oczyszczenie z tego całego zła, które miało miejsce tego wieczora.
To było jedyne spotkanie z Frau Lemke w takich okolicznościach i, ile razy gospodyni zbliżała się do Staszka, ten truchlał i był przygotowany na najgorsze. Wspomnienie tego miękkiego miejsca dalej przyprawiało go o mdłości i starał się na zawsze wymazać je z pamięci, niestety nieskutecznie. Bał się, że na każdą kobietę będzie reagował z podobnym obrzydzeniem. Gorzej, że inni zaczęli coś podejrzewać.
– Co ty tak często latasz do tej Lemke? – zapytał kiedyś Müller przy korowaniu bali drewna. – Jesteś jej nowym ruchadłem?
– E, nie – Staszek robił wszystko, by nie oblał go rumieniec. – Piece szorowałem.
– To uważaj, bo stara lubi młodych chłopaków – przestrzegł go Müller – a chcicę ma straszną. No chyba że lubisz takie stare rury.
– Jak to mawiają, na starej piczy młodzież się ćwiczy – rzucił z boku robotnik ze wsi, młody chłopak, dopiero po dwudziestce.
– Odezwał się ten, który jej nie przerżnął – przygadał mu Müller. – Ale na Lemke to ty jesteś za cienki w fiucie. Mawiają, że ona ma cipsko jak wiadro.
Rozmowa zeszła na świntuszenie, zresztą nie po raz pierwszy. Gdyby Staszek spisał wszystkie zasłyszane historie, wyszłaby z tego książka. Na jego szczęście były to prawie wyłącznie historie damsko-męskie lub damsko-damskie, więc wyłączał się i później już nawet nie słuchał. Raz tylko rozmawiali o czymś, co wywołało jego zainteresowanie.
– Mówią, że podobno ten lekarz, no jak mu tam, Wenzel, woli chłopaków a nawet ma jakiegoś – Müller był wręcz skarbnicą miejscowych plotek.
– Przecież on ma żonę i dzieci – przerwał mu jeden z pracowników, Schulz, który nie cierpiał starego za to, że rozpowszechniał plotki o jego żonie.
– A co to komu przeszkadza? Też dziura, mawiają że nawet przyjemniejsza.
– Pedalstwo należy tępić – mściwym głosem odezwał się Schulz. – Jeśli tak mówisz, to dlaczego go nikt nie zadenuncjował? – Na front albo kulka w łeb. Tymczasem on ma się, zdaje się, niezgorzej.
– Bo brakuje lekarzy? Bo go szantażują? Skąd oni wezmą lekarza z samochodem?
Staszek schował się za stos drewna, by nikt nie widział jego reakcji. Doktora Wenzla widział raz. Było w nim coś zastanawiającego, jakaś łagodność, delikatność, elegancja, niemal kobiecość. Jeśli to miałoby stanowić o tym, czy się woli kobiety czy mężczyzn to on sam widział się po tej drugiej stronie. Zaczął przechodzić mutację i głos miał nawet grubszy niż piskliwy głosik doktora.
– Pedałowi ręki nie podam – zarzekał się Schulz. – Najlepiej niech trzymają się ode mnie z daleka, bo nie ręczę za siebie! – prawie wykrzyknął.
– Tak? – drwił Müller – zobaczymy czy będziesz taki chojrak, kiedy zachorujesz, a najlepiej ciężko.
– Zabrałbyś się do roboty a nie pieprzył głodne kawałki – Schulza nie stać było na inne argumenty.
Po tej rozmowie Staszek miał się na baczności przed Schulzem, którego dotąd lubił. Tamten też zauważył ochłodzenie relacji, nawet coś napomknął na ten temat. Jeśli Schulz nie poda ręki homosiowi, to dlaczego on miałby podawać normalnym? Bo ich jest więcej? Przecież nie jego wina, co się z nim stało, od zawsze pociągali go mężczyźni.
Pewnego dnia pod wieczór przed budynkiem mieszkalnym gospodarstwa pojawił się samochód i zaparkował zaraz przy czarnym aucie mężczyzny, który przyjeżdżał co środę i sobotę. Z samochodu wysiadł Lemke i jeszcze jeden mężczyzna, którego Staszek nie znał. Obserwował tę scenę z drzwi swojej drewutni. Oho, będzie groźnie – pomyślał. Zastanawiał się, czy Lemke ograniczy się do zrobienia awantury, czy też sprawa będzie miała jakieś poważniejsze konsekwencje. Podszedł pod studnię i celebrował mycie, z tamtego miejsca nawet dobrze było słychać domowe odgłosy. Rozczarował się. Zdrada była wysoko na jego liście przewinień i sam nie patyczkowałby się z niewierną żoną. To, że do tej niewierności walnie się przyczynił, spychał na drugi plan uważając, że został wykorzystany. Tego wieczora kolację przyniósł mu sam Lemke.
– Wyzdrowiał pan? – zapytał. Nigdy dotychczas nie ośmieliłby się zadać osobistego pytania, obawiając się w najlepszym razie pozbawienia kolacji czy czegoś podobnego. Jednak Lemke zareagował zupełnie inaczej.
– Połóż to żarcie na stole i podejdź do mnie.
Staszek, obawiając się najgorszego, celebrował wykonanie polecenia. Gdy już znalazł się kolo gospodarza, ten przytulił go do siebie. Lemke był zdecydowanie wyższy, Staszek prawie dzieckiem, jego głowa znalazła się na wysokości klatki piersiowej mężczyzny.
– Dziękuję ci bardzo. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie dziś na świecie.
Lemke przyjaznym gestem głaskał chłopcu podbródek. Staszek w objęciach Hansa Lemke czuł się o wiele lepiej niż przy jego żonie. Zastanawiał się, czy to coś zmieni w ich wzajemnych relacjach, już i tak innych niż na początku, kiedy Lemke i w twarz potrafił uderzyć i kolacji pozbawić.
– Będą z ciebie ludzie, jak ten burdel się skończy – powiedział na odchodnym, klepiąc go po ramieniu. Dopiero gdy opuścił drewutnię, sięgnął po chusteczkę i wytarł sobie oczy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 14:27, 11 Mar 2018 Temat postu: KONIEC |
|
|
Niniejszym przestaję dodawać nowe odcinki. Z ostatnich 48 godzin: opowiadanie ma 20 odsłon, a opowiadanie "Houseboy" ponad 100 (tylko dziś 3:24). Cóż, nie będę przeszkadzał w kontemplacji tego niewątpliwego dzieła literackiego. Szkoda mojego czasu po prostu. Pa.
PS Gdyby jednak ktoś czytał to chujstwo, jakim w ocenie czytelników jest to opowiadanie, zapraszam na trujnik. W tym miejscu to opowiadanie zniknie za 3 dni.
Nowe odcinki znajdziesz na:
* [link widoczny dla zalogowanych]
* [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 0:20, 12 Mar 2018, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
wojtekw1981
Debiutant
Dołączył: 08 Kwi 2013
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 16:13, 11 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Świetne odpowiadanie. Czekałem na każdą kolejną część z niecierpliwością. Szkoda Tylko że nie skończysz tego opowiadania i doczekam się na szczęśliwe zakończenie w czasie tej wojennej zawieruchy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 17:40, 11 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Dokończyć – dokończę , już jest napisanych 30 odcinków, tyle że nie mam serca dawać tu, gdzie jednak ludzie mają inne gusta, wolą rzeczy krótsze i oparte na seksie. Poza tym coraz bardziej podobają się zwykłe zboczenia, za które uważam tzw. cwelenie, w rzeczywistości zwykły sadyzm. A oprócz tego mnie samego ogromnie bawi pisanie tej opowieści a nie jestem masochistą (o cwelu nie wspominając, może są nimi piszący pewnego rodzaju opowiadanka) i nie będę pozbawiał się świetnej zabawy Po prostu kiedyś tu było zupełnie inaczej, inni czytelnicy wolący inne rzeczy. Przez lata to się zmieniło.
Jeszcze raz powtarzam, że moje opowiadania i powieści można ściągnąć z mojego "firmowego" chomika [link widoczny dla zalogowanych] tam m. in., z wyprzedzeniem ukazuje się również to opowiadanie i to w formacie pdf jako prawdziwy e-book z okładką, stopką itp., tam też są na bieżąco poprawiane i uzupełniane i tam pojawiają się najbardziej aktualne wersje. Nowe odcinki będą również na [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 0:22, 12 Mar 2018, w całości zmieniany 10 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pansiak
Adept
Dołączył: 07 Maj 2016
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: bielsko-biała
|
Wysłany: Nie 23:17, 11 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
szkoda. Kawałek literatury
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
waflobil66
Wyjadacz
Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy
|
Wysłany: Nie 23:49, 11 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Smutno mi z powodu takiej decyzji, nie wiem co więcej napisać, bo w zasadzie rozumiem powody i tym bardziej mi smutno. Na pewno będę śledził na chomiku, bo opowiadanie jest świetne!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 0:02, 12 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
No niestety, wyniki są oczywiste. 11 odcinków i niewiele ponad 300 odslon. Inne opowiadanie – 5 odcinków i 2100 odsłon. Po prostu cwelenie wygrało. Nie będę się do tego stopnia poniżał, by walczyć z rynsztokiem i zboczeniami.
PS to już lepsze wyniki opowiadanie ma na typowo pochwiarskim forum [link widoczny dla zalogowanych] – 7 odcinków i ponad 850 klików. Tam też można je czytać, link [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 0:17, 12 Mar 2018, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 9:47, 12 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Zainteresowanych informuję, że w wiadomym miejscu pojawił się odcinek 14 (do porania razem z pozostałymi odcinkami)
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
boczny członek
Dyskutant
Dołączył: 24 Paź 2014
Posty: 59
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Pon 11:21, 12 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Dupy nie urywa, przynajmniej na razie, ale na tle innych da się czytać, nawet wciąga. Homowy, a co ci przeszkadzają te cwelowskie opowiadania? Przecież ich autorzy sobie wyrabiają opinię a nie tobie. Ludzie zawsze wolą coś, przy czym nie trzeba myśleć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|