|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 0:15, 08 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Homowy, w swoich perfekcyjnych opisach zgubiłeś jedno wydarzenie, sklonowanie Kingi. W poniżej cytowanym zdaniu Kinga jest w kuchni a jednocześnie brakuje Kingi, no chyba że przegapiłem wprowadzenie drugiej postaci o tym imieniu.
" - Niech się święci Pierwszy maja! Szczęśliwego! - odparł wodząc gorączkowo wzrokiem po zebranych. Wujek, ciotka. Michał, Kinga i jeszcze jakaś kobieta, którą widział na przyjęciu. Brakowało Kingi i Norberta."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 0:23, 08 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
W ferworze walki... Usiłowalem sobie wyobrazić, kto mógł byc przy stole i kogo mogło nie być, za duzo osób mi nie pasowało, przecież w Nowy Rok to dożynki są... Jednocześnie i Henryk i Krystyna są poniekąd w pracy, gdyż mają na głowie dewizowego myśliwego. Pierwowzór Kingi (moja chrześniaczka) najpewniej by siedziała w pokoju i czytała. Dziękuję za tę uwagę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 0:25, 08 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 10:28, 08 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (36) |
|
|
- Wiesz co, Sebastian? Chodź, obejrzymy tamto miejsce, zanim tu się zrobi gorąco - powiedział szeptem Michał, gdy przywoławszy kuzyna od przedpokoju, gestem wskazał mu na wieszak, gdzie wisiały kurtki.
- I czego spodziewasz się znaleźć? Trupa w kałuży krwi? Naprawdę tak nisko mnie cenisz? To, że urwał mi się film, nie znaczy... - żołądkował się Sebastian, kiedy wyszli z budynku i skierowali się w stronę zabudowań gospodarczych na tyłach posesji.
- Nie znaczy nic - odparł spokojnie Michał - ale miejsce musimy obejrzeć. Może jakieś ślady, coś... Jak na razie to ty jesteś ostatnią osobą, która go widziała żywego.
- To znaczy ty tak twierdzisz - Sebastian położył specjalny nacisk na 'ty'. - I glinom też to powiesz?
- Nie wiem co im powiem. Zresztą jak na razie, za wcześnie jest myśleć o glinach. Tędy - wskazał na wydeptaną w śniegu ścieżkę. Po chwili zatrzymał kuzyna.
- Jesteśmy na miejscu.
Choć świeży śnieg spadł dwa dni wcześniej, miejsce było mało uczęszczane. Wzdłuż tylnej ściany była wydeptana wątła ścieżka, pojedyncze zagłębienia w śniegu wciąż były widoczne. Ścieżka prowadziła kilka metrów wzdłuż szopy i urywała się nagle, zakończona małym placykiem. Poza śladami nie było tam nic mogącego przykuć uwagę.
- On był w traktorach? - raczej stwierdził niż zapytał Michał.
- A skąd mam to wiedzieć? On chyba ma dwie pary butów traperskich i jedne wyjściowe. Te ślady po zewnętrznej są moje - pokazał na odcisk podeszwy zwykłego buta Sebastian. I w jedną i w drugą stronę. To znaczy, że jednak obaj stąd wyszliśmy.
- A tu - Michał wskazał palcem dziury w pokrywie śnieżnej - są pewnie efekty tego, co robiliście. Gdzieś to musiało spaść. Że tak zapytam... On ma obfity wytrysk?
- Tak, sporo tego... Ale po co nam to wszystko? W niczym to nam nie pomoże. A już na pewno nie będziemy tego opowiadać milicji. No bo co powiesz? Że ostatni raz widziałeś zaginionego jak walił konia z tłumaczem za stodołą? Ty wiesz, co by się działo? Już pomijam, jak by na to zareagowali milicjanci. Czy policjanci, bo czytałem, że mają zmienić nazwę i w ogóle zreformować cały ten postkomunistyczny pierdolnik.
- Zawsze mogę powiedzieć, że staliście i paliliście papierosy...
- I kto w to uwierzy? Poszli za stodołę zapalić? Po jaką cholerę? Przed domem nie mogli? To się zupełnie nie trzyma kupy.
Zakończywszy oględziny, które nic nie wniosły do sprawy, pokręcili się jeszcze po obszernym podwórzu i skierowali w stronę głównego budynku. Dalsze szukanie nie miało sensu, gdyż teren przed budynkiem był dokładnie stratowany wszystkimi rodzajami obuwia. Droga prowadząca do lasu również i tu już Sebastian mógł wykazać się pamięcią - na pewno będą tam ślady z przedwczoraj. Jak niepyszni wrócili do domu.
- A wy gdzie byliście? - przywitała ich ciotka.
- Poszperaliśmy trochę po okolicach domu w poszukiwaniu śladów - Sebastian uznał, że częściowa prawda będzie w tym wypadku bezpieczna. - I niewiele znaleźliśmy. Nigdzie nie znaleźliśmy zwłok, śladów ciągnięcia przez dziką zwierzynę... Musiał po prostu wyjść, i to frontowym wejściem, od szosy. I pójść w jeden z trzech kierunków - albo na Wiączyń i dalej albo Malowniczą do Rokicińskiej na Widzew albo w lewo, do Andrespola. W ostateczności mógł pójść polną droga w stronę lasu, czyli też na Wiączyń. Tam, którędy jechaliśmy wczoraj na polowanie. Czyli najpewniej jest w Łodzi.
Krystyna popatrzyła na zegarek.
- Zadzwonię na milicję. Co prawda jest coś takiego jak czterdzieści osiem godzin, ale tu chodzi o cudzoziemca, który nie zna terenu i ginie w niewyjaśnionych okolicznościach.
- A co z bronią? - zapytał Sebastian.
- Jest na miejscu, Henryk to sprawdził. Sama już nie wiem, czy mamy jechać do tych Pruskich czy nie... - spojrzała jeszcze raz na zegarek, po czym poszła do salonu zadzwonić na milicję.
Po kilku minutach wróciła zdenerwowana i z miejsca rzuciła się na paczkę papierosów.
- Szlag by ich trafił - powiedziała zaciągając się łapczywie dymem. - Przed czterdziestoma ośmioma godzinami nie przyjmą zgłoszenia, możemy zapomnieć. Nie jest ani dzieckiem, ani niepełnosprawnym umysłowo, tylko takich szukają od razu. Żadne tłumaczenie nie skutkowało. - Obywatel ma prawo pójść gdzie chce - powiedzieli. Od kiedy zrobili się tacy praworządni i przepełnieni troską o dobro obywateli?
- Ej ciociu, dla mnie to zrozumiałe. Co prawda Kiszczak jest dalej ich ministrem, zatrzymali sobie przecież mundurowe, ale rząd jest solidarnościowy. Będą robili wszystko, by nie podpaść. A przynajmniej udawać, że coś się zmieniło. Choćby mieli zachować pozory... A po tym słynnym przemówieniu Janickiego w Sejmie zaczęło być wokół nich gorąco.
- Ja się tam na polityce nie znam. Dla mnie liczy się, że zaginął człowiek, i to człowiek, za którego jestem w jakimś sensie odpowiedzialna.
W tym momencie w drzwiach pojawił się Henryk.
- To jak Krysiu, jedziemy do tych Pruskich czy nie? Już po czwartej.
- A co nam szkodzi? Jak Norbert wróci, chłopaki go nakarmią i zajmą się swoimi sprawami, jak nie - nic nie zrobią i tak. Co tu po nas? Milicja powiedziała, że przed czterdziestoma ośmioma godzinami sprawy nie ruszą.
Po wyjściu wujostwa Sebastian i Michał zostali w kuchni. Sebastianowi w głowie kłębiły się różne myśli, a żadna z nich wesoła.
- Zagramy w chińczyka? - zapytała Kinga.
- Kinga, serduszko ty moje, za chwilę. Muszę jeszcze porozmawiać z Michałem, dobra? Idź poczytaj jeszcze.
- Czytałam od obiadu. Teraz macie się mną zająć.
- Kinga, do pokoju, ale już -zarządził ostrym głosem Michał i dziewczynka ze łzami w oczach wycofała się z kuchni.
- Powiem mamie, że nie chcieliście się ze mną bawić.
- Skarżypyta...
Wyjście Kingi powitali z ulgą. Sebastian z ciężkim sercem przystąpił do referowania sprawy zakrwawionej pościeli z hotelu Forum. Długo kluczył, zanim powiedział tę najważniejszą rzecz. Po raz pierwszy rozmawiał na tak ciężki dla niego temat.
- Mówię ci, jakby ogier dosiadał klaczy. Ból jak cholera, bałem się krzyczeć, bardziej skupiłem się na uważaniu niż na całej reszcie.
- I nie widział, że coś jest nie tak?
- Michał, to nie takie proste. Nie znasz facetów w łóżku. Jedni się kontrolują, inni nie. Dla nich liczy się tylko ich fiut i ich pożądanie. Powiem ci tak, poznajesz faceta, umawiacie się na jakąś formę seksu. Najczęściej gdzieś w krzakach, w bocznej alejce parku. I najczęściej jest tak, że facet oczekuje, że ty będziesz mu walił, jest nastawiony przede wszystkim na odbiór. A jeśli lubi walić komuś, to też bardziej liczy się to, że zaspokoi swoje pragnienia a nie tego drugiego. Faceci w gruncie rzeczy to samoluby, albo ja mam takie szczęście. Norbert nie odbiegał jakoś szczególnie od nich. Może na początku, jest grzeczny, nawet szarmancki. Ale tylko do pewnego poziomu testosteronu. Później liczą się wyłącznie jego potrzeby.
- Smutne jest to, co mówisz... I tak wygląda całe twoje życie seksualne?
- Mniej więcej. Raz natrafiłem na faceta, który naprawdę potrafił mnie zaspokoić...
- Możesz mi o tym opowiedzieć?
- No niby mogę... - pierwsze opory minęły i Sebastian wyraźnie się rozkręcił. - Tylko na co to tobie? Przecież ty swoje doświadczenia z facetami skończysz na poszturchiwaniu fiuta kumpla z klasy. Michał, ja cię obserwuję też. Zrobiliśmy to i owo, i, mogę to powiedzieć pod przysięgą, nie masz żadnych zadatków na pedała. Nawet sam sposób, w jaki brałeś mojego członka do ręki... Nie ma w tym żadnej pasji, zaangażowania, tylko podniecenie, które mógłbyś ugasić w inny sposób. Tak jakbyś był profesorem anatomii i uczył studentów naukowej metody onanizmu.
- Seminarium z koniobijstwa?
- No coś w tym stylu.
- A nie podejrzewasz choć przez chwilę, ze po prostu chcę ci pomóc? Choćby przez to, że tego wysłucham. Bo chyba nie rozmawiasz na te tematy?
- Jeśli już, to z jakimś facetem, ale tylko po to, by się odpowiednio nakręcić. Najczęściej jest w tym sporo fantazji i tylko ziarno prawdy. Poza tym, chyba ze trzy razy spotkałem takich, którzy chcieli na ten temat rozmawiać. Część się wstydzi, część nie potrafi bo nikt nie robił z nimi tego wcześniej. Kiedyś poznałem takiego jednego, o którym na pewno wiem, że ma wyższe wykształcenie. Świat jest mały, czasem, spotykasz kogoś, o kim coś wiesz skądinąd. No więc wykształcony facet, a mówi: złap mnie za chuja, pokaż jaja, zlej mi się w pysk. I to nie to, że on lubi mocne wrażenia akustyczne. Po skończonej robocie dalej używa tych samych słów.
Sebastian miał nadzieje, że kuzyn zapomniał już, o co go prosił. Ale nie...
- Miałeś powiedzieć o tym udanym seksie.
Szedł późnym popołudniem wzdłuż brzegu Warty, między przystanią kajakarską a Mostem Hetmańskim. Wiedział, że może tam liczyć na faceta, który go zaspokoi, chociaż miejsce nie było stuprocentowo bezpieczne i trzeba było uważać. Na małej polance między krzakami siedział on. Starszy gość, niewysoki, o miłej powierzchowności ale dość mało inteligentnej twarzy. Sebastian otaksował go wzrokiem. Mógł to być ktoś spragniony promieni słonecznych - takich też nie brakowało - albo bezpośrednio zainteresowany. Mężczyzna uśmiechnął się, Sebastian zaryzykował pytanie o dotrzymanie towarzystwa. Po kilku minutach facet - Józef miał na imię - przyznał się, że jest żonaty. Zresztą pozornie nie wykazywał żadnego zainteresowania Sebastianem. Ten zaś, uznawszy sprawę za zakończoną, powoli zaczął myśleć o odwrocie. I tu popełniłby jeden z większych błędów. Rzutem na taśmę Józef zrobił jakąś uwagę, która doprowadziła do tego, ze kilka minut później Sebastian jęczał, kwiczał, stękał, falował... Józef, nie dość, że prezentował w tej sztuce klasę niemal europejską, to jeszcze perfekcyjnie kontrolował ciało Sebastiana i na poczekaniu wyciągał odpowiednie wnioski. Tak dzikiego orgazmu Sebastian jeszcze nie przeżył i opłacił go długotrwałym dochodzeniem do siebie. Ale Józef, jako przykładny mąż, rzadko bywał w tamtym miejscu, spotkali się jeszcze tylko jeden raz. O wymianie adresów, rzecz jasna, nie mogło być mowy.
- Pokażesz mi to, jak on to robił? - spytał Michał, gdy kuzyn skończył opowieść.
- Oj Michał... Mnie wcale nie w głowie seks teraz. Nie da się jakoś dorwać do tej szafy Norberta?
- Gdzieś są klucze rezerwowe. Tylko czy ja wiem gdzie? A... Czekaj, powinny być w szufladzie na górze.
- Jesteś pewien, że on zabrał to prześcieradło? - zapytał Michał, kiedy przejrzeli z grubsza zawartość szafy. Sebastian, wychowany na kryminałach, dbał szczególnie, by nie zostawić żadnych odcisków palców.
- Tylko tyle, co mi powiedział. Zresztą nie zdziwiłbym się, gdyby się tego już dawno pozbył. Po drodze z Warszawy albo nawet gdzieś tutaj, wyniósł do lasu czy coś...
- Sebastian, chodź tu... Patrz...
- O ja cię kręcę... - powiedział Sebastian, kiedy już szok minął mu na tyle, że mógł się odezwać.
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 12:36, 08 Lis 2014, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
karpapa94
Debiutant
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 12:30, 08 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Super opowiadanie. Czytam z zapartym tchem. Gratulacje!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 23:46, 08 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Co oni znaleźli/zobaczyli ?
Muszę poczekać do jutra - wiesz kiedy zrobić "stop klatka" żeby czytelnik ponownie wrócił do tematu.
Życzę weny i czasu na kontynuację
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 13:42, 09 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (37) |
|
|
- Jeśli takie rzeczy zabiera się na polowanie, to ja czegoś tu nie rozumiem... - szepnął Sebastian. Pochyleni nad eleganckim, czarnym neseserem, wpatrywali się w jego zawartość ponad minutę, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co widzą.
- Chciałeś rozgałęźnik - przygadał Michał. - Przecież tu jest z pół sex shopu. A do czego to jest? - wskazał na dziwny przedmiot przypominający koraliki nanizane na sztywny patyk.
- O ile wiem, to się nazywa kulki analne. Nic poza tym nie wiem, ale chyba łatwo się domyślić, do czego one służą. Nie ruszaj! - powstrzymał kuzyna, który nachylił się nad walizką by zbadać zastanawiający go przedmiot.
- Kajdanki?
- Obojętnie co to jest, nie mam ochoty patrzeć na to dalej.
- Tam nie jest przypadkiem ludzka skóra? No, tam, pod tymi penisami?
Sebastian zaczął się pocić i z trudem opanowywał drżenie rąk.
- Michał, wszystko jedno. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nic nie widziałem. A teraz zamknij to kurewstwo i schodzimy na dół. Nie tak, przez szmatę! - upomniał kuzyna, który zamykał walizkę z nietęgą miną. - Wszystko jest tak jak było?
- Światło.
- Zgaszę.
Sprawdziwszy raz jeszcze, czy nie zostawili żadnych śladów, zeszli na dół. Kinga stała na antresoli schodów i patrzyła na brata i ojca chrzestnego, jakby na nich czekając.
- Przecież mama powiedziała, że nie wolno tam wchodzić jak są goście. I powiem wszystko, bo się ze mną nie bawiliście.
Kuzyni popatrzyli na siebie bezradnie. Wejście do tego pokoju było bardzo poważnym naruszeniem zwyczajów panujących w domu i bezwzględnie wymagane. Jeśli to dostanie się do wujostwa i na dodatek w to wszystko wkroczą gliny... - Sebastian otrząsnął się z przerażenia.
- Masz skutki swoich metod wychowawczych - szepnął do Michała. - Teraz nie wiem, jaki kit jej wcisnąć...
- Kinga - powiedział, kiedy zeszli już na dół. - Pana Norberta nie ma i nikt nie wie, co się z nim stało. Wisz, że ja teraz też tu pracuję...
- Ty tłumaczysz. Nie ma go, to masz wolne. Powinieneś się cieszyć a nie szukać go.
Trudno polemizować z taką logiką. Zaryzykował coś, co się w szachach nazywa gambitem - utratę atutu dla celów taktycznych.
- Kinga, niepotrzebnie się wyzłośliwiasz na Michała. Do pokoju zajrzeliśmy bo uważam, że mam taki obowiązek i sam powiem wujkowi i cioci. Widzisz, sytuacja jest nadzwyczajna. Znasz to słowo?
- No znam. Ale jak mama mówi, że coś jest nadzwyczajne to znaczy że jest bardzo dobre. Dziś sałatka jest nadzwyczajna.
Co za bestia... Tylko kształcić ją na tłumacza, jak w wieku niecałych siedmiu lat ma aż takie wyczucie języka - pomyślał Sebastian.
- Kinga, moja ty przyszła żono, nie zawsze. To, że coś jest nadzwyczajne to znaczy, że jest inne niż zwykle. Nie codziennie ktoś znika z domu, prawda? A teraz chodź do pokoju, zagramy w chińczyka.
- A mogę oszukiwać? - przekornie zapytała dziewczynka. - Michał oszukuje.
- A ja nie. Zawsze robię co należy i brzydzę się oszustwem...
Dziwił się, że przeszło mu to przez gardło. Jeśli jego najgorsze obawy się potwierdzą, już za kilka dni będzie musiał pokazać wręcz klasę mistrzowską w matactwach, półprawdach i ściemnianiu. Na razie trzeba jakoś udobruchać tę małą, bo zwycięstwo nie było oczywiste.
Wujostwo wróciło z Nowosolnej kilka minut po jedenastej, na szczęście na tyle zmęczone, że po krótkiej relacji z popołudniowych wydarzeń - w wersji dla nich: braku jakichkolwiek - pożegnał się i poszedł na górę do Michała. Ten na widok kuzyna niechętnie wstał od komputera.
- Pograj sobie, jak chcesz.
- Nie, dzięki. Nie w głowie mi rozrywki. Zupełnie nie wiem, co robić. Nie mogę się skoncentrować na prostej czynności.
- Głupstwa gadasz i nie myślisz logicznie, co jest do ciebie w ogóle niepodobne. Przecież jak odkryją to, co jest w tej walizce, to automatycznie będziesz miał święty spokój. Przyjechał sobie facet, który poluje nie tylko na zwierzynę ale i na kobiety, bo faceci chyba nawet nie przyjdą im do głowy, i tym się zajmą. Nawet jak ktoś was widział, jak szliście za tę cholerną stodołę, będziesz mógł powiedzieć, że tam próbował cię nakłonić do złego.
- A jak przeanalizują to co tam leży, dojdą do tego, że jednak mnie nakłonił...
- Głupoty, bracie...
- Cioteczny. Nie mów tak, nie cierpię tej formy.
- Niech ci będzie. Do tego czasu wszystko zdąży stopnieć i pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje. Masz grę nawet nie prostą a wykładaną. Przestań już się zadręczać. Pokażesz mi jak ci to robił ten Józef? Sam jestem ciekaw.
- Nie wiem, czy potrafię powtórzyć. Zwłaszcza teraz.
- Zrelaksujemy się trochę. Coś za nerwowo było cały dzień.
Relaks okazał się udany a Sebastian powtórzył cały repertuar z nadwarciańskich krzaków, łącznie z opóźnianiem orgazmu przez ponad dwadzieścia minut.
- Słyszałeś o tej sztuczce z wewnętrznym wytryskiem?
- Coś tam słyszałem, ale nie zetknąłem się z tym. To trzeba zadaje się chwycić w odpowiednim miejscu. Gdzieś nisko, prawie przy jądrach.
- Spróbujemy?
- Nie. Najpierw niech ktoś mi pokaże na mnie, żebym wiedział dokładnie co i jak robi. I to taki, kto ma w tym względzie doświadczenie. To mi wygląda na dość niebezpieczne.
- Ale w książkach piszą...
Wyglądało na to, że Michał podszedł do poznawania seksu w sposób tyleż naukowy co nieodpowiedni. Przeczytawszy cokolwiek, z miejsca postanowił to zweryfikować. Gdzie on to czyta? - zastanawiał się gdy wczoraj napomknął o czymś, co nazywało się punktem G u kobiety. Sebastian również czytywał na ten temat wszystko, co wpadło mu w ręce ale z czymś takim się nie spotkał. Wyciągnął również dodatkową lekcję dla siebie - pewne rzeczy należy przemilczeć. Kiedyś odkrył stymulację odbytu, temat na tyle wstydliwy, że nie pisały o nim nawet najbardziej zbereźne książki o seksie. Sam zresztą tego nie lubił, zrobił to tylko raz i, mimo, iż było to przyjemne, nigdy do tego nie wracał. Strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby o tym powiedział Michałowi. On w tej całej zabawie widział jedynie aspekt poznawczy, choć, trzeba przyznać, był bardzo pojętnym uczniem. I eksperymentatorem mającym dość nisko postawioną poprzeczkę tabu. Żona na pewno będzie miała z niego pożytek. Poza tym był wdzięczny Michałowi za co innego, za możliwość mówienia o tych rzeczach prawie otwarcie. Tych kilka dni, a zwłaszcza ostatnie, przyniosły w tym względzie prawdziwą rewolucję. Dziś o pewnych rzeczach mógł już mówić bez rumieńców na twarzy.
Sebastian miał jeszcze jedno dzikie pragnienie, którego nigdy nie zrealizował, bo trudno było mu namówić do tego kogokolwiek, a tak naprawdę, nikomu tego nie zaproponował. Jego seks z wiadomych powodów był najczęściej na szybko, w podejrzanych miejscach, raz został nawet wykryty, na szczęście bez konsekwencji. To zaś wymagało czasu. Michał pewnie się na to zgodzi. Korzystając z tego, że jego ręka cały czas spoczywała na jądrach i delikatnie je gładziła, zaproponował.
- Że jak? Pocieranie żołędzi o żołądź? I nic więcej?
- Nic. Nigdy tego nie robiłem i z chęcią wykonałbym takie doświadczenie.
Tak jak przewidział, Michał zapalił się do pomysłu. Nie dane im jednak było skończyć, bo, pod koniec zabawy, kiedy ich członki zamieniły się w ultrawrażliwe receptory bodźców wszelakich, rozległo się pukanie do drzwi.
- Śpicie już chłopaki?
- No tak prawie. A o co chodzi?
- O to, że jutro będziemy musieli pojechać do Łodzi do Orbisu i ich o wszystkim poinformować, zanim jeszcze do akcji wkroczą gliny. Może im się jakoś uda przekonać milicję, dlatego wolę to zrobić osobiście niż przez telefon.
Ciotka na szczęście dla nich obu nie zapaliła światła, co Sebastian przyjął z ulgą, bo, mimo, że robili to pod przykryciem, ich ciała nie były chyba ułożone w naturalnej pozycji. Łóżka były zaś w najciemniejszym kącie pokoju. Napięcie jednak wyparowało i już nie wracali do przerwanej zabawy.
- Co nie znaczy, że nie skończymy - żartobliwie pogroził Michał. - To jest fantastyczne...
Tym razem obyło się bez wczesnego wstawania, bo, jako że tym razem polowanie miało być indywidualne, zostało po prostu odwołane. Do łódzkiego Orbisu pojechali z wujkiem około dziesiątej, zgłoszenie nie zajęło im więcej niż piętnaście minut.
- Zapisałam i nic więcej w tej sprawie nie mogę zrobić - powiedziała urzędniczka. - Jeśli do jutra się nie zgłosi, zawiadomią państwo milicję i, dopiero, kiedy oni uznają go za zaginionego, będziemy mogli rozliczyć polowanie. Skontaktujemy się z państwem w tej sprawie. A po auto ktoś do państwa jutro przyjedzie. Dziś jest drugiego stycznia, tradycyjnie robimy inwentaryzację.
Dla Sebastiana była to zła wiadomość, gdyż na jakąkolwiek zapłatę będzie musiał sporo czekać, a pieniędzy potrzebował na gwałt. Najpewniej również szlag trafił suty napiwek od Norberta. Wrócili na parking nieopodal dworca Fabrycznego. Mimo, że drugiego stycznia większość sklepów jest zamkniętych, nie bylo tego widać na ulicach, pełnych śpieszących w różnych kierunkach łodzian. W dość minorowych nastrojach wracali do Nowosolnej.
Minęli właśnie Górniak i samochód skręcił w Przybyszewskiego. Przejeżdżali koło parku Reymonta, gdy Sebastiana wręcz sparaliżowało.
- Wujek, zwolnij, zatrzymaj się.
- Nie mogę, jak, gdzie? Jestem w kolumnie, nie da rady.
- Ta kurtka, ten kapelusz...
- Jesteś pewien?
- Na dziewięćdziesiąt procent. Twarzy nie widziałem, ale...
- W którą stronę szedł?
- Na Górniak.
- No to jak tam wmiesza się w tłum ludzi, to umarł w butach. Możesz szukać i do jutra. Jeśli to oczywiście był on...
Na wszelki wypadek zatrzymali się w pobliżu i dokładnie spenetrowali rynek, a nawet Rzgowską aż do placu Niepodległości, wszystko bezskutecznie.
- Tylko strata czasu - podsumował wujek.
Gdy wracali do Nowosolnej, śnieg rozpadał się na nowo. Sebastiana bynajmniej to nie martwiło, wciąż myślał o udeptanym placyku za stodołą. Nie wypatrywał już tak uważnie jak jeszcze przed kilkoma minutami, zwłaszcza że gęste płatki utrudniały widoczność a i ludzi było coraz mniej.
- Załatwiliście coś? - spytała ciotka, zanim jeszcze zdążyli się rozebrać. Z jej miny jasno wynikało, że Norbert dalej się nie odezwał.
- A gdzie tam... Nawet na rozliczenie będziemy musieli czekać Bóg wie ile czasu. Mało fartowny ten gość.
- Herbaty? A ty, Sebastian, idź na górę, bo zdaje się, że masz gościa.
- Gościa? Ja? - zdziwił się. - Przecież tu nikt mnie nie zna.
- Idź, nie marudź. I zejdźcie na herbatę.
Ki czort? - myślał idąc na górę. Dla przyzwoitości zapukał do drzwi Michała, mimo, że z reguły wchodził tam jak do obory. W końcu tam mieszka, chrzanić wszystkie konwenanse.
Po zachęcie uchylił drzwi. Tego się nie spodziewał...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 2:46, 11 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 13:54, 10 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (38) |
|
|
- Uszanowanie panie tłumacz - powiedział Tomek, podszedł do Sebastiana i uścisnął mu rękę. Była tak ciepła a uścisk tak miękki, zmysłowy jak wtedy w środku lasu, w trzaskającym mrozie. Sebastian unikał patrzenia prosto w oczy rozmówcy i zachował się, jak gdyby nic nie zauważył.
- To wy się znacie? - odparł po standardowym 'cześć', wypowiedzianym z lekką nonszalancją w głosie.
- Pewnie, chodziliśmy razem do podstawówki. Nawet w pewnym momencie do tej samej klasy. Ale... - głos Tomka zawisł na chwilę w próżni.
- Nieistotne, przynajmniej teraz - uciął Michał. - Załatwiliście coś?
- Niewiele - Sebastian zdał relację z przedpołudniowej wizyty w biurze Orbisu. Nie ominął również epizodu z Górniaka, choć w tym układzie temat nie był dla niego bezpieczny i musiał kontrolować każde słowo. Nic na temat, co ich łączy, czy raczej łączyło, nic na temat dziwnej walizki i ich podejrzeń, a było ich sporo.
- Wydawało ci się i tyle - skwitował Michał. - Tak jest zawsze, kiedy masz coś na myśli, kiedy czegoś szukasz, a zwłaszcza kiedy to jest pilne i ważne. Jeśli zgubiłeś, dajmy na to książkę do biblioteki, albo taką, z której musisz się nauczyć na jutro, na każdą inną będziesz patrzył jak na potencjalną zgubę. Akurat ty, Sebastian, chyba to już przerabiałeś?
- Nie raz i nie dwa - zaśmiał się, bo w roztargnieniu potrafił przekroczyć każdą granicę. - Ale tam było coś więcej niż tylko psychologia. Liczba kapeluszy bawarskich w Łodzi jest chyba ograniczona, tak samo jak kurtek w kolorze zgniłej zieleni.
- Khaki - odruchowo poprawił Michal.
- Niech ci będzie, jak zwał tak zwał. Ja bym się jeszcze raz przejechał na ten Górniak, coś mi nie daje spokoju. Za krótko go widziałem, ale, moim zdaniem, on poruszał się zdecydowanie zbyt pewnie jak na kogoś, kto w mieście jest zaledwie od kilku godzin i do tego nie zna języka.
- Naprawdę umiesz wyczytać takie rzeczy z obserwacji, która mogła trwać nie więcej niż trzy sekundy? To ty się bracie, minąłeś z powołaniem...
- Mówiłem ci coś na temat tego brata - powiedział Sebastian z nutką wściekłości w głosie. - Wyjątkowo irytuje mnie ta forma, dla mnie jest pogardliwa a nawet obraźliwa.
Sebastian zapomniał na chwilę, że toczą rozmowę w towarzystwie nieznajomego. Wszystko jedno, są rzeczy, które go bardziej irytują niż inne i nic na to nie poradzi. Nie był co prawda zbyt impulsywny, jednak w każdym momencie umiał się dopomnieć o swoje.
- Pogramy na komputerze? - zapytał Michał, pragnąc naprędce rozładować sytuację.
Z dotychczasowego przebiegu rozmowy Sebastian wywnioskował, że Michał i Tomek nie są w jakiejś specjalnej komitywie, a relacje miedzy nimi nie przekraczają podstawowego poziomu koleżeństwa. Zatem mało prawdopodobne, by Tomek przyszedł do kuzyna. Zwłaszcza że ciotka powiedziała, że to on, Sebastian, ma gościa. Oczywiście mógł zapytać wprost, o co chodzi, jednak czuł się onieśmielony. Z natury prostolinijny i, jak to mówią, z sercem na dłoni, zawsze głupiał nieco, gdy spotykał chłopaka, który zrobił na nim wrażenie. Bał się, że posunie się za daleko już podczas pierwszej rozmowy, że odkryje swoje karty, że zniechęci tamtego drugiego. A każde takie spotkanie było w jakimś sensie szansą. I nieistotne, czy była to rozmowa, czy też spotkanie w większym gronie, jakaś niewidzialna ręka blokowała to i to nad wyraz skutecznie. Co najmniej jedna atrakcyjna znajomość minęła mu w ten sposób bezpowrotnie.
Grali oczywiście w węże a Tomek stał i przypatrywał się rozgrywce. Sebastian zwrócił uwagę, że chłopak stanął po jego stronie, wciśnięty między biurko i szafę. Przypadek? Z tamtej strony było więcej miejsca no i nie trzeba było się o nic opierać.
- Mama mówi, że macie zejść na obiad - powiedziała Kinga, która zmaterializowała się w pokoju.
- Powiedz, że przyjdziemy, jak skończymy grać. I wypad stąd - zbył ja Michał.
- Miałeś tak do mnie nie mówić - odgryzła się Kinga. - Czekaj, ja wszystko powiem mamie...
- No już dobra, idziemy, tylko to trzeba wyłączyć.
- Mała szantażystka - powiedział, gdy tupot stóp po drewnianych schodach upewnił go, że już może mówić, co chce. - Mówiłem ci, że ona się nie uspokoi, będzie taka wredna jeszcze przez kilka dni, a na końcu i tak powie wszystko rodzicom. Tomek przysłuchiwał się tej rozmowie. W zasadzie poza przywitaniem nie powiedział jeszcze nic do tej pory - pomyślał Sebastian, - O co tu chodzi?
- Ja też mam zejść z wami?
- No pewnie, bierz jak dają i się nie krępuj.
- W zasadzie ja wpadłem na krótko i...
- To będziesz dłużej, są w końcu wakacje, Pędzi cię ktoś do roboty?
- A żebyś wiedział - w głosie Tomka było wyraźne zniechęcenie. - Wiesz przecież, jak u mnie jest. Jak się sprzeciwisz to w pysk i koniec. - Miałem być przed trzecią.
Obiad nie wniósł nic do sprawy, rodzina rozmawiała ignorując zupełnie obecność Tomka, jakby był w tym towarzystwie co najmniej intruzem. Ten zaś nie dał po sobie znać, że coś jest nie tak, spokojnie i metodycznie niszczył potrawę za potrawą. Tylko jego coraz bardziej nerwowe spoglądanie na zegar świadczyło, że coś nie do końca gra.
- Tomek ma do ciebie interes - powiedział Michał, gdy z powrotem znaleźli się w pokoju.
- Właśnie... Po to tu przyszedłem. Sebastian, ty znasz rosyjski? - zapytał. Mówienie na 'ty' przychodziło mu z niejaką trudnością, Sebastian z tych dwóch krótkich spotkań zauważył przesadny respekt dla nieznajomych, zwłaszcza starszych, choć nie zastanawiał się, skąd on się mógł brać.
- O tyle o ile. Od matury nie miałem z nim większych kontaktów, ale jakoś sobie radzę, jak trzeba. A o co chodzi?
- O pomoc, krótko mówiąc. Jestem zagrożony na półrocze. Już jeden kibel zaliczyłem, nie chcę następnego. Mam napisać krótkie wypracowanie i zrobić kilka ćwiczeń przez ferie, tylko to może mnie uratować. A zupełnie nie ma mi kto pomóc, wszyscy są niekumaci. A jak nie zdam, to ojciec już zapowiedział, że weźmie mnie ze szkoły i wyśle do pracy. Ja to muszę zdać - celowo podkreślił 'muszę'.
- Szóstego wracam do Poznania, dziś jest drugi, a w zasadzie jego resztki. Jeden dzień nam wystarczy?
- Powinien. To jak? Pomożesz? Jakoś ci zapłacę, choć ojciec powiedział, że nie da ani grosza. Najwyżej się pożyczy.
- Nie ma mowy, będzie gratis. Tu czy u ciebie?
- Wolałbym u mnie, choć tam spokojnie nie będzie. Nas jest szóstka rodzeństwa, prawie wszystko młodsze. Mam tylko jedną starszą siostrę i trzech młodszych braci. Najmłodsza siostra ma rok. A matka z brzuchem z kolejnym. Siostra zresztą też.
- Dobra, Michał mi wytłumaczy, jak do was dojść. Daleko stąd?
- Dziesięć minut spacerkiem, w stronę Nowosolnej. No w tej ślizgawicy będzie piętnaście. Spróbuję namówić ojca, by choć wyjechał po ciebie, ale nie wiem, czy się da przekonać.
- Nie musisz, z chęcią się przejdę.
- Co to za ludzie? - spytał Sebastian, gdy Tomek zniknął za drzwiami. Nie uśmiechał mu się ten rosyjski, ale pobyć choć ze dwie godziny w towarzystwie tego chłopaka - bezcenne. Było w nim coś z bezradności, taki bezbronny cielak... Choć z drugiej strony bystry wzrok świadczył, że temu chłopakowi jednak o coś w życiu chodzi.
- Jak by ci to powiedzieć... Ich ojciec, stary Traczyk, pracuje w pegeerze. Prosty chłop, taki, jak to mówią, z twardą ręką. Trzyma całą rodzinę krótko, tam nawet Traczykowa nie ma nic do gadania. Nie mogę powiedzieć, że robi im krzywdę, dzieci są czyste, odchowane, tylko jakieś...
- Nienormalne? Niedorozwinięte? Niewydarzone?
- Nie, choć Tadek, ten czternastolatek, na pewno ma coś z głową, jest postrachem wsi. One są raczej zaniedbane uczuciowo, lgną do innych, były już z tego powodu kłopoty.
- Teresa wskakuje do łóżka każdemu, kto chce - wtrącił Michał. Puszczalska jakich mało. Tak jak ta córka sołtysa Wąchocka, przebiera się za akumulator, żeby ją wszyscy ładowali...
- Michał, przestań. To nie jest najlepszy sposób na opis koleżanki.
- Jaka koleżanka, taki opis, mamo. Ona się szlajała po krzakach jak miała trzynaście lat i za drobną opłatą pokazywała to i owo.
- Widziałeś?
Michał wolał nie kontynuować tematu.
- Bieda u nich aż piszczy, widziałeś, jak ten chłopak żarł? Nie jadł a żarł. Jakby tydzień go głodzili. I pewnie tak było. A teraz, jak będą rozwiązywać pegeery, będzie jeszcze gorzej. Traczyk nic nie potrafi, gdzie on znajdzie pracę?
- A ich matka? Przecież ona chyba też pracuje?
- A gdzie tam, żyją z opieki. W ich interesie jest odchować dzieciaki tak szybko jak tylko się da. Dlatego nie przejmują się specjalnie szkołą, kłopotami. Nie uczysz się? Idziesz do pracy. A Tomek jest, jakby to powiedzieć, ma więcej w głowie niż w rękach.
- Podobno powtarzał klasę? - zapytał Sebastian.
- Tak, przez ten nieszczęsny rosyjski. Teraz w zawodówce też ma z tym problemy. Ale pod każdym innym względem to złoty chłopak, w matematyce był prawie taki jak Michał.
- I nikt mu nie pomógł? Nie wyciągnął za uszy?
- W sumie nie miał kto - ciotka podsunęła Sebastianowi paczkę caro. - Nie pal tego świństwa - powiedziała, widząc, że Sebastian zabiera się za swoje popularne. Zmiana ustroju nie dotyczyła jakości tych najgorszych papierosów w Polsce. Ich smród rozpoznawalny był natychmiast i długo zalegał w pomieszczeniach. - Jeśli jakiegokolwiek Traczyka jest mi szkoda, to właśnie Tomka.
W tym momencie zadzwonił telefon i ciotka zniknęła na chwilę. Wróciła po kilku minutach przejęta.
- No to ładnie...
- Co się stało? - Sebastian podsunął jej następnego papierosa, mimo, że jeszcze nie skończyła poprzedniego. Trochę trwało, zanim zapaliła i ochłonęła.
- Dzwoniła milicja. Oni co prawda nie przyjęli zgłoszenia ale zanotowali mój numer, też dobrze. Znaleźli ciało jakiegoś faceta na polach za Rokicińską. Wiek się zgadza.
- A ubiór?
- Też się zgadza. Był nagi.
- Przecież nago nie wyszedł...
- Oj, Michał przestań się wygłupiać, wszyscy wiemy, o co chodzi. Sprawdzili wszystkie informacje o zaginięciach i dyżurny przypomniał sobie w porę o nas Ktoś będzie musiał jechać do komendy i go zidentyfikować. Kto?
Sebastian czuł na sobie wzrok Michała.
- Tam było coś jeszcze... Podobno zwłoki są zmasakrowane, przynajmniej dano mi to oględnie do zrozumienia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 2:54, 11 Lis 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Radoslav89
Adept
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Wto 16:34, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze po przeczytaniu, czekam co będzie dalej !
ta ostatnia część jest na faktach?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 17:32, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Tu w zasadzie wszystko jest na faktach, choć niemiłosiernie wymieszane. Istotnie
1. zaginął mi człowiek na polowaniu
2. Rodzina Traczyków istnieje, ale mieszka w Wielkopolsce i kiedyś ich prywatnie uczyłem
3. O waleniu konia za stodołą nie będe sie wypowiadał
Wszystkie postaci sa rzeczywiste. Niektóre mają własne imiona, nikt nie ma własnego nazwiska.
I oczywiście cieszę się, że mam wiernego czytelnika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 17:33, 11 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (39) |
|
|
Sebastian siedział na peronie dworca Fabrycznego i tępo wpatrywał się w klapkowy wyświetlacz, jakby starając się z tego szumu wyłowić jakieś dodatkowe przesłanie. Wciąż nie mógł się otrząsnąć po tym, co zobaczył. Niewiele razy w życiu widział trupy; ojca, dziadka i to chyba wszystko. Na ostatni pogrzeb, swojej babci, niespełna rok temu, wszedł tak, by za wiele nie zobaczyć i był to zabieg celowy, mimo że wiedział, że nikt go za to po głowie nie pogłaszcze. Od wszystkich innych pogrzebów wymigiwał się z uporem godnym naprawdę lepszej sprawy. Na to okazanie zwłok - bo tak brzmi oficjalna nazwa rozpoznania - został wydelegowany jednogłośnie, jako że spędzał z Norbertem najwięcej czasu.
- Ty go widziałeś przynajmniej częściowo bez odzieży w hotelu - argumentowała ciotka. Sebastian zastanawiał się, czy był w tym jakiś podtekst, ale nie dopatrzył się żadnego.
- Bliznę po wyrostku ma co dziesiąty facet, wątpię, bym ją rozpoznał - bronił się zażarcie, ale już wiedział, że przegrał.
Jak zły sen wracał moment, kiedy białe prześcieradło został odciągnięte i jego oczom ukazała się zupełnie zmasakrowana twarz.
- Czy rozpoznaje pan tę osobę?
- Nie wiem - powiedział natychmiast gdy pierwsze wrażenie opuściło go na tyle, by odblokować szczękościsk. - Musiałbym zobaczyć tors - powiedział z obawą, że zostanie to odebrane co najmniej opacznie.
- Rozpozna pan po torsie? - zapytał milicjant.
- Norbert Meier miał bardzo charakterystyczną bliznę pooperacyjną na wysokości wyrostka.
Pracownik kostnicy popatrzył pytająco na milicjanta i po jego skinieniu głowy ściągnął prześcieradło aż do kolan denata. Blizny nie było. Poza tym zmarły był dość mizernej budowy ciała, Norbert był tęższy i masywniejszy. No i - tego już nie zaznałby pod żadnym pozorem do żadnego protokołu - ich narządy płciowe różniły się zasadniczo. Członek denata nie miał nawet pięciu centymetrów.
- Nie, to nie on - powiedział Sebastian z ulga w głosie. - I naprawdę, chciałbym opuścić to pomieszczenie jak najszybciej.
- Musi jeszcze pan podpisać protokół okazania - upomniał go milicjant. - Ale i tak mężnie zniósł pan tę czynność - powiedział, gdy Sebastian podpisywał protokół.
- Czy to znaczy, że teraz będziecie mnie wzywać na każde okazanie, jeśli Meier się nie znajdzie? Ja wracam do Poznania, wątpliwe, bym przyjeżdżał do Łodzi co tydzień, bo znaleźliście jakieś zwłoki.
- Tylko jeśli naprawdę zajdzie taka konieczność. Jutro, gdy będą państwo zgłaszać zaginięcie, poda pan dokładny rysopis, ze wszelkimi szczegółami. Będziemy pana niepokoić tylko wtedy, kiedy będzie się wszystko zgadzać.
Milicjant był wyjątkowo mało służbisty i w jego zachowaniu widoczna była empatia i współczucie. Sebastian dałby mu, tak na oko, trzydzieści pięć - czterdzieści lat. Mimo, że nigdy nie ciągnęło go do munduru, musiał przyznać, że ten w niebieskim uniformie wyglądał elegancko i nawet seksownie - odstające uszy plus elegancja reszty ciała to coś, nad czym trudno tak od razu przejść do porządku dziennego. Poza tym tusza... W socjalistycznej milicji nie było miejsca dla dużych mężczyzn, wszyscy musieli się mieścić w dość ścisłych ramach pod względem rozmiarów i wagi. Jeśli trafiał się grubas, to raczej taki, który tuszy nabawił się już siedząc za biurkiem. Ten zaś był trochę misiowaty, ale nie tłusty, z takich, za którymi Sebastian najczęściej oglądał się na ulicy. Jeśli coś mogło mu ulżyć w męce, to właśnie ten oficer. Oficer, podoficer - jeden pies, Sebastian nie znał się na stopniach służbowych i stopień Karola Kossowskiego na zawsze pozostał dla niego tajemnicą.
- Odwieźć pana na Fabryczny? Stamtąd ma pan pociągi na Andrzejów.
- Wiem, znam trochę Łódź - uśmiechnął się Sebastian. Już miał odmówić, bo odrobina świeżego powietrza po tej katordze dobrze by mu zrobiła, w ostatniej chwili postanowił nie pozbywać się towarzystwa tak atrakcyjnego faceta. Nawet, jeśli jest milicjantem... Dyskretnie obserwował zgrabny tyłek oficera nakładającego zimowy stalowoniebieski płaszcz.
- Dobrze się pan czuje? Jest pan dalej bardzo blady - zapytał funkcjonariusz, gdy służbowym polonezem przebijali się przez łódzkie korki. Sebastian uciekał wzrokiem, by nie wpatrywać się w twarz milicjanta.
- Średnio, będąc szczerym. W takich sytuacjach raczej mało się śpi a jeszcze do tego te dzisiejsze atrakcje...
- Moja żona jest z Poznania - ciągnął niezrażony funkcjonariusz. - Wy wszyscy poznaniacy macie coś takiego w sobie... Nawet akcent macie podobny. Momentami jakbym słyszał moją Baśkę.
Sebastian był raczej 'poznaniakiem z odzysku', nie czuł się jednak na siłach, by drążyć ten temat. Zastanawiało go, dlaczego milicjant wciąż usiłuje go skłonić do rozmowy. Wreszcie, gdy zorientował się, ze powoli zbliżają się do Fabrycznego, padło to pytanie.
- A tę bliznę to w jakich okolicznościach pan zobaczył? Bo rozumiem, że znacie się od czterech, pięciu dni. To raczej niezwykle...
A, tu cię boli - pomyślał Sebastian, który modlił się, by to pytanie padło jak najpóźniej a już na pewno nie dzisiaj. Ostatnie dni były dla niego szczególnie wymagające pod względem ukrywania własnej orientacji i nigdy w życiu nie musiał się tyle nagimnastykować, a już na pewno nie w tak krótkim czasie... Krótko streścił okoliczności, w jakich zamieszkali we dwójkę w jednym pokoju w hotelu Forum.
- A, że tak zapytam, widział pan coś jeszcze? Wie pan, to w pewnych warunkach może być bardzo ważne...
Czy on się w końcu nie może ode mnie odpieprzyć? - pomyślał Sebastian ze złością. I co ma niby odpowiedzieć? Rozglądał się rozpaczliwie za jakimkolwiek ratunkiem, niestety, nie było ani dziury w jezdni, ani żadne auto nie próbowało zderzenia czołowego z nimi. Takie rzeczy bywają tylko na filmach.
- Ej, pan coś wie - powiedział milicjant, gdy milczenie stało się już zbyt długie. Ale nie było to powiedziane ironicznie czy z lekceważeniem, a raczej z charakterystyczną dla każdej policji świata dociekliwością.
- Tak, widziałem go nagiego, kiedy...
- To przecież pańska prywatna sprawa - w głosie stróża porządku wyczuć można było również lekką ulgę - jeśli dwóch facetów mieszka w jednym pokoju, różne rzeczy można zobaczyć, to chyba zrozumiałe, nie jesteśmy w końcu małymi dziećmi. Poza tym, wie pan, ja też trochę żyję na świecie, i byłem co prawda tylko w NRD, ale wiem, jaki Niemcy mają stosunek do tych spraw. Dla nich ściągnąć gacie w obecności obcej osoby to coś zupełnie normalnego. Mnie chodzi tylko o jakieś dodatkowe cechy ułatwiające identyfikację. Były?
- Można to tak powiedzieć - odparł czerwieniąc się Sebastian. - To znaczy, wie pan...
- Panie Sebastianie, ja naprawdę widzę, że jest pan bardzo kulturalnym, wykształconym i oczytanym człowiekiem i pewne rzeczy raczej nie chcą panu przejść przez gardło. Ja, po piętnastu latach pracy w milicji, tyle się napatrzyłem, nasłuchałem i naoglądałem, że to naprawdę nie robi na mnie wrażenia. Niech pan wali prosto z mostu. Był bez jaj czy jak?
- W pewnym sensie - wybełkotał Sebastian. Jedno miał na pewno a to drugie, jeśli było, to raczej niezauważalne. Poza tym nie wpatrywałem się jakoś szczególnie, to było raczej krępujące.
- No widzi pan, do czegoś już doszliśmy. A fujarę jaką miał? Zwykłą?
- W każdym razie dość długą, jeśli to może w czymś pomóc. Fiut jak fiut... - powoli dopasowywał się do stylistyki milicjanta.
- Potrafiłby pan rozpoznać?
- Faceta? Po przyrodzeniu? Tego pewnie tak, to wszystko wyglądało dość charakterystycznie.
... i niezwykle podniecająco - to już dodał wyłącznie w myślach. Z radością przywitał wyłaniające się z zimowej mgły i zza samochodów klocek dworca Fabrycznego.
- Jeszcze jednej rzeczy nie zrobiliśmy - powiedział, kiedy już obaj stali przed samochodem przy samym wejściu na Fabryczny. Jednak w pewnych układach jazda radiowozem ma jakieś plusy - pomyślał Sebastian.
- To znaczy czego? - zapytał niespokojnie. Kiedy ten koszmar się skończy?
- Nie rozliczyliśmy z panem kosztów podróży - to mówiąc wyciągnął portfel a z niego dwa tysiące. - Pan weźmie, jakoś to rozliczę w papierach. W zasadzie powinien mieć pan formalne wezwanie i tak dalej... Mnie też irytuje ta biurokracja. W każdym razie dziękuję panu za pomoc i nie żegnam się na zawsze, bo być może jeszcze się spotkamy. Do widzenia.
Jeszcze ze stacji zadzwonił do wujostwa i poprosił, by ktoś wyjechał po niego do Andrzejowa na stację. Przy okazji przekazał krótki raport i obiecał wszystko opowiedzieć, gdy już będzie w domu. Teraz, w tym trzaskającym mrozie, walcząc wciąż z obrazami z okazania, zastanawiał się, na ile jest dobrze to, że tamten facet nie okazał się Norbertem. Na pewno jest jeszcze szansa na kolejny niesamowity seks - pomyślał i natychmiast zganił się za tę myśl. Na brak seksu nie mógł ostatnio i tak narzekać, a to, że tamta noc uruchomiła coś, czego zupełnie się nie spodziewał, ze po dwudniowym szoku, kiedy już pierwsze rany się zagoją, popatrzy na to zupełnie innymi oczyma, a tak naprawdę inną częścią ciała... Silne piknięcie w podbrzuszu uświadomiło mu, że zbliża się do granicy, której teraz nie powinien przekraczać. Z drugiej zaś strony, śmierć Norberta uwolniłaby go od masy problemów, które zaczęły się już materializować podczas niedawnej przejażdżki radiowozem. Było coś w tym glinie, co go ośmielało, skłaniało do mówienia, łamało bariery. Sebastian cenił sobie komunikatywność i tu miał jak na talerzu wszystkie jej dobre strony. A już bał się, że z niego zrobią męską dziwkę, taką, jak ten facet w restauracji Forum. Półprzytomnie patrzył, jak podstawiają żółto-niebieski elektryczny pociąg do Koluszek. Wsiadł jako jeden z nielicznych podróżnych rozsianych do tej pory po peronie. Pocieszał się, że druga połowa dnia zapowiada mu się o wiele atrakcyjniej.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 21:08, 11 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 19:54, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Zaczynam tęsknić za Maćkiem i Mietkiem, co tam u nich słychać?
Pozdrawiam, Piotr
PS.
Widziałem wznowienie "ZT", co niezmiernie mnie ucieszyło, jednak niecierpliwie czekam na kontynuację "I znów się spotkamy".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
karpapa94
Debiutant
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 19:55, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Odcinki są zdecydowanie za krótkie Super opowiadanie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 19:56, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Najpierw musze wywalić Sebastiana do Poznania - to już niedługo. Później Mietka i Maciorę (postać jak najbardziej autrntyczna!) a później - przynajmniej wg obecnych planów - trochę przerwy (nie w pisaniu i przeskok w czasie. Najwazniejsze wydarzenia dzieją się sporo później...
PS. Tamto tez wykonczę. Na razie pchnę trujkąt (tak to się u mnie nazywa)
PS2. Trujkąt to taki kąt, w którym trują - jeśli pamiętacie, gdzie siedział Szymon Izdebski, gdy go zamordowano...
@ karpapa94
ale za to są codziennie. Choć już niedługo zmienia się coś w moim zyciu i nie wiadomo, czy wytrzymam to tempo. Postaram się, choć wyszedłem nieco z wprawy no i polszczyzna nie taka...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 21:10, 11 Lis 2014, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 20:42, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Autorze, czy Sebastian nie może na razie ze dwa dni "pospacerować" po lesie?
Mielibyśmy wtedy okazję "odwiedzić" inną leśniczówkę.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 20:47, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Hmmm.... naciskacie, widzę Będę się streszczał z tym Sebastianem. Poza tym miałeś kiedyś okazję spacerować w okolicach Nowosolnej? To naprawdę mało ambitne jest - można jedynie do lasu wiączyńskiego. Nie bardzo jest o czym pisać. Szkoda, że nie jesteśmy w roku 1997, opisalbym jak się ekolodzy (ekoterroryści?) przywiązywali do drzew i jak to wpłynęło na Sebastiana.
Ale dajcie mi skonczyć tylko wątek Tomka, szybko rozprawię się z resztkami Norberta - i już jesteśmy pod Trójgarbem
Jeszcze raz dziękuję wszystkim czytelnikom.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 21:18, 11 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|