|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 21:28, 11 Lis 2014 Temat postu: PILNE - PILNE - PILNE |
|
|
Jesteście straszni, potworni, okropni
Wracamy do Marciszowa, taka jest wola ludu. Za karę powinienem napisać, co będzie dalej w krótkim, kilkuzdaniowym streszczeniu
Kilka slów przypomnienia: dla tych, którzy z kinlda, komórki czy tableta (mnie uczyli że tableta to taka duża pastylka...)
[link widoczny dla zalogowanych]
Wersja .txt (z kodowaniem UTF8) do pobrania na mój koszt. Tamże Ggra szwajcarska w całości (już niedługo w atrakcyjnym e-booku) i e-book z dotychczasowych części Trójkąta.
PS. Dziękuję Zibiemu74 za wnikliwą korektę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 21:30, 11 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 14:43, 12 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (40) |
|
|
Maciej miał swój własny sposób budzenia, praktykowany od najmłodszych lat. Nigdy nie otwierał oczu od razu, gdy tylko wróciła mu świadomość i gdy oddzielił już sen od rzeczywistości. Jeszcze jakąś minutę, może dwie, leżał bez ruchu i próbował sklejać rzeczywistość, wydarzenia z dnia poprzedniego z tym co go czekało i co miało nastąpić. Jego podświadomość koncentrowała się raczej na rzeczach nieprzyjemnych, co powodowało, że poranne ostre słowa matki nie były już takie groźne i był na nie w jakiś sposób przygotowany.
Tym razem było inaczej, poranne budzenie wypełnione było błogością, ciepłem nagrzanej kołdry, przyjemnym odrętwieniem.Szybko łapał resztki wieczora. Ten ogłuszający wstrząs, jakieś dziwne ssanie całego ciała... Otworzył oczy i natychmiast dostrzegł sprawcę, śpiącego z niewinną miną w dość dziwnej pozycji, głownie z uwagi na gips, teraz jeszcze większy. W pierwszym odruchu chciał wstać, podejść, pogłaskać, poczuć ciepło policzka na dłoni.
To przyszło zaraz potem, gdy resztki snu odeszły w niebyt. Co on robi? Dlaczego? Co się tak naprawdę dzieje? Błogość powoli wypierał strach. Do tej pory ludzie dla niego byli pionami, elementami, w większości jednego dawało się zastąpić innym. Mietka nie dało się zastąpić niczym innym. Dlaczego właśnie Mietek? Dlaczego nie Melania? Co on teraz z tym wszystkim zrobi? Jak spojrzy w oczy pani Marcie, panu Romualdowi? Ludzi, którzy pokazali mu, że jest inny świat, w którym można się uśmiechać, żartować, świat, w którym rzeczy ważne są po prostu ważne ale nie trzeba ich wymuszać krzykiem? Świat, w którym może się coś nie udać i do czego można po prostu się przyznać? Promyk porannego słońca przeciskający się przez szczelinę niestarannie zasłoniętego okna oświetlały część sylwetki śpiącego chłopca, również miejsce, które budziło przyjemność i niepokój zarazem. Teraz było duże, łukowate, zachęcające. I on nawet dotykał tego, na samym dole, z palcami w miękkich, czarnych, gęstych włosach, o wiele obfitszych niż jego własne. Poczuł nagłą falę uderzającą do głowy i mrowienie w jądrach. To jest złe, złe, złe - mówił do siebie, najpierw w myślach, później szeptem. Targały nim dwie siły, z których każda mówiła co innego, każda chciała go przeciągnąć na swoją stronę.
Porozmawiać z kimś o tym... Tylko z kim? Z panią Martą? To może pożegnać się z Mietkiem już do końca życia. Z samym Mietkiem? Kiedyś i tak będzie trzeba. Z przerażeniem odkrywał, że przez ponad piętnaście lat nie znalazł osoby, do której mógłby iść z naprawdę czymś trudnym. Może, ale to tylko może, powiedziałby o tym swemu ojcu, i to jeszcze w bardzo sprzyjających okolicznościach. Choć ciężko byłoby się przełamać. O tym, że jednak jest taki ktoś, pomyślał chwilę później, kiedy bezwiednie rekonstruował wydarzenia ostatnich dni, zastanawiając się, gdzie popełnił błąd. A może ten błąd popełnił Mietek? No ale w którym miejscu? On brał co mu dają...
A może to jest choroba i najzwyczajniej trzeba iść z tym do lekarza? No ale w encyklopedii nie napisali o tym w taki sposób. Z reguły definicje zaczynały się od 'choroba', 'zwyrodnienie', 'nieprawidłowość' 'zaburzenie' i podobne. Tu nie było nic takiego. Było 'ukierunkowanie' i nic poza tym. No ale... Przecież wszystkie małżeństwa składają się z kobiety i mężczyzny, gdyby to było coś normalnego, to faceci żeniliby się miedzy sobą. Wyobraził sobie ślub z Mietkiem i mimo woli uśmiechnął się. Który z nich powinien mieć welon? Mietek byłby ubrany na czarno, on na biało. Nawet elegancko by to wyglądało...
- Śpisz? - nie zauważył, że od pewnego czasu jest obserwowany przez łypiące oko.
- Tak - odpowiedział.
- To obudź się i mnie przebierz, bo muszę do kibla.
I znów ten sterczący wałek, nie patrzeć, odwrócić oczy... Ale się nie dało, jeśli chciał to zrobić szybko. Ile on może mieć centymetrów? Czternaście? Piętnaście? Przedmiot jego koszmarów na szczęście zniknął zasłonięty bielą slipek a Mietek zachował się tak, jakby zupełnie nic się nie stało.
- Pospali? - przywitała ich pani Marta. - Śniadanie już na stole. Szybko zjeść, bo sporo roboty nas czeka, trzeba jakoś przygotować się na Nowy Rok. Mietek, ty będziesz obierał ziemniaki, bo do niczego innego się chwilowo nie nadajesz. Tylko żeby nie było rzeźbienia, jak ostatnio.
- A ja? - upomniał się Maciej.
- Ty, młodzieńcze, jesteś na wakacjach i już zaczynam mieć wyrzuty sumienia. Ale jak tak bardzo się napraszasz, jest coś, co mógłbyś zrobić, tylko poczekajmy, aż Romek wróci.
- A właśnie, gdzie tata? - zapytał Mietek. - I gdzie Melania?
- W lesie. Dziś jest jakaś impreza biegowa, pożegnanie starego roku, czy coś takiego. Wałbrzych organizuje. O popatrz za okno...
Dopiero teraz Maciej zwrócił uwagę, że od kilku minut ścieżką przed domem idą jacyś ludzie, raczej młodsi niż starsi i kolorowo ubrani. Szli parami bądź małymi grupkami i co prawda nie było słychać nic, ale na pewno byli ożywieni i weseli.
- Będą biegać po śniegu? Czy na nartach?
- Po śniegu. To bieg na orientację, czy jakoś tak.
- No dobra, ale co ja miałbym robić?
- Romuald potrzebuje ludzi do pomocy. Organizatorzy poprosili leśnictwo o pomoc i nadzór i on tam jest od samego rana. Co dokładnie robi - nie wiem. Ale na pewno się nie przepracujesz a świeże powietrze dobrze ci zrobi.
Mietek przerwał gwałtownie jedzenie, co w jego przypadku polegało głównie na tworzeniu abstrakcyjnych kompozycji z jajecznicy i keczupu na talerzu.
- Ja się tak nie bawię. I wy będziecie tam a ja będę strugał ziemniaki? Naprawdę jesteście aż tak podli? Może Maciej zostać ze mną? On z tą tuszą tak się nadaje do biegania jak świnia do opery...
Jeszcze wczoraj wieczorem ta tusza ci jakoś nie przeszkadzała - pomyślał Maciej. Zostać z Mietkiem, fajnie... Ale ci kolorowi ludzie pociągali go jakoś i nie do końca mógł powiedzieć na czym to polega. Chciał tam po prostu być, patrzeć, słuchać, obserwować. A nawet rozmawiać.
- Mietek - w glosie Marty nie było nagany, bardziej smutek - w tym stanie wybij sobie to z głowy. Kto cię tam zabierze? Dla ciebie nawet dwieście metrów na polanę jest nie do przebycia.
- Tata zawiezie mnie ładą, co to za problem?
- A tam, na miejscu? Bardziej będziesz przeszkadzał niż pomagał. Poza tym ty masz siedzieć w spokoju, a tam nie będzie miał kto cię pilnować. Ja się w każdym razie nie zgadzam. I jeszcze jedno - prosiłam, powtarzałam, żebyś nie obrażał Maćka.
- Ale ja się nie gniewam, proszę pani... - powiedział nieśmiało Mietek. Był świadom, że Mietek ma tak nagrabione, że zakaz jest nie tylko konsekwencją złamanej nogi, ale kilku rzeczy, jeszcze ważniejszych. Nigdy nie starał się wpływać na decyzję innych osób. Ale teraz zrobiło mu się go po prostu żal. Trzeba go jakoś bronić, ująć się za nim, i to nie tylko dlatego, że chce być przy nim. Choć to oczywiście najważniejsze.
- Pani Marto, to może jednak lepiej będzie jak ja tu zostanę. Mietek przecież też potrzebuje pomocy, sama pani to powiedziała.
- W dwie godziny nic się nie stanie. Ale... - przerwała i popatrzyła na Macieja życzliwie i z sympatią. - Coś się wymyśli. Na razie pościelcie łóżka i ogarnijcie kuchnię, ja w tym czasie pozmywam.
- Na razie biorę tylko Macieja - powiedział Romuald, który pojawił się w kuchni, w zielonym mundurze. Dochodził od niego chłód i Maciej zaczynał żałować wyrwania z domowego ciepła. - Po Mietka wrócę później. A ty, Marta, ugotuj sagan wrzącej wody. Potrzebna będzie herbata, termos weź ten pięćdziesięciolitrowy. Maciej, idź do gospodarczego i przynieś dwa czerwone wiadra, znajdziesz.
- Co ja tam będę robił? - zapytał Maciej, kiedy już wgramolił się z wiadrami do terenówki. - Coś trudnego?
- Nie, trzeba przygotować ognisko. Naciskają na to, a nie pozwolę im zrobić tego samym. Zima zimą, a las pali się tak samo jak latem, zwłaszcza że jesień była sucha. No, ruszamy.
Polana była oddalona od leśniczówki o jakieś trzysta metrów, w miejscu, gdzie pochyłość Trójgarba daje już o sobie znać. Maciej stał na boku, i czekając na Romualda przyglądał się tłumowi. Nie byli to zawodowi sportowcy, czego oczekiwał. Była to impreza popularna, każdy mógł w niej wziąć udział. Ludzi w jego wieku było sporo, głownie chłopców. I to na nich skoncentrowała się jego uwaga. Ale patrzył na nich nie jak na kolegów z klasy, a bardziej tak jak na Mietka jeszcze dziś rano. Zauważył, że jedni mu się podobają bardziej, inni mniej. Do tej pory, przynajmniej w szkole, i tej zwykłej i muzycznej, jedynym jego kryterium klasyfikacji było to, czy ktoś się dobrze uczy i czy ma - jak to się mówiło - poukładane w głowie. Rozrabiaki, lenie i nieuki nie mogły liczyć na jego sympatię, tak po prawdzie rzadko kto mógł. Tutaj, w tej masie zupełnie nieznajomych mu osób byli tacy, którzy mu się podobali, mimo że nic o nich nie wiedział. Jego wyobraźnia pracowała na coraz większych obrotach, tamten w dziwnej pomarańczowo-szarej kurtce, dobrej chyba do robót drogowych, ciekawe jak wygląda bez tej kurtki? I jak od pasa w dół? Zaczął się zastanawiać, czy już czerpie przyjemność z tego miejsca co on. Albo tamten, w czerwonej czapce nałożonej na tyle niechlujnie, że wystawała spod niej grzywka? Ma fajne, wesołe oczy i takie śmieszne, rumiane policzki, prawie takie jak Mietek... Cholera, co się z nim dzieje? Jeszcze wczoraj nikt by go tu nie zaciągnął wołami, teraz te same woły miałyby problem z odciągnięciem go z tego miejsca.
- Maciej, weź tę taśmę i musimy otoczyć tamten młodnik, dzieciaki do niego włażą i pewnie zniszczą. Nie po to go sadzili by jakaś szarańcza go teraz zdeptała. I weź sobie kogoś do pomocy, start dopiero za pół godziny.
Maciej, zaopatrzony w identyfikator ORGANIZATOR, który z pewną dumą nosił na piersi, mógł teraz podejść do kogokolwiek i poprosić o pomoc. Po raz pierwszy w życiu miał władzę. Ale kogo wybrać?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 2:32, 13 Lis 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 1:46, 13 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Dzięki wielkie za odcinek z Mietkiem i Maćkiem.
P.S.1 Nowosolna ogólnie jest mi znana, mam rodzinkę w Kopance.
P.S.2 Ta moja korekta to nie jest do końca taka wnikliwa, interpunkcji nie tykam się i wynotowuję tylko to, co podczas czytania "wpadnie mi w oko".
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Czw 1:51, 13 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 14:14, 13 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Jakis czas będa oni, kto tęskni za polowaniem, znikającymi Niemcami i przystojnym policjantem, musi trochę poczekać.
Ad 2. Za korektę dziękuję z całego serca. To jest najgorsza część pisania, a do tej pory żaden słownik nie jest w pełni kontekstowy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 14:14, 13 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (41) |
|
|
Za chwilę, zaraz, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden... Już. Z wielkim kłębem biało-czerwonej taśmy Maciej podszedł do niewysokiego chłopca stojącego na uboczu grupy młodych ludzi w jego wieku i nieco młodszych. Nawet nie zastanawiał się, że tym, co podobało mu się w nim to właśnie to, że był outsiderem, nie brał udziału w głośnej dyskusji, która właśnie toczyła się pod młodymi świerkami, nie obrzucał innych śniegiem. Stał i nieprzeniknionym wzrokiem patrzył się przed siebie.
- Czy... Czy mógłbyś... z łaski swojej... pomóc mi to rozwiesić?
Odetchnął z ulgą, uciekając spojrzeniem tak daleko jak mógł, równocześnie prezentując kłąb taśmy.
- Nie ma sprawy. Filip jestem - przedstawił się.
- Maciej. Chodź tam - wykonał gest ręką.
Filip podążył za Maciejem. - Mamy to przywiązywać do drzew?
- Drzew, gałązek, jak się da, mamy odgrodzić ten młodnik tak, żeby tu nikt nie wchodził.
- To trzymaj tę taśmę a ja będę przywiązywał.
Maciej tylko przypatrywał się, jak sprawnie szło to Filipowi. On męczyłby się z tym o wiele dłużej i na pewno nie wypadłoby tak równo, tak elegancko. A przy tym Filip był niesamowicie zręczny, uwijając się między gałęziami, nieraz chłoszczącymi mu twarz i zostawiającymi czapę śniegu na kurtce i kołnierzu.
- Ile masz lat?
- Piętnaście, chodzę do ósmej klasy w Wałbrzychu. A ty?
- Ja jestem z Poznania.
- O - Filip wydawał się nieco zaskoczony. - Chciało ci się tak daleko jechać?
- Nie... To znaczy jestem na feriach, u kolegi z klasy. Pomagam leśniczemu.
- Nie będziesz biegał?
Z taką tuszą? - pomyślał Maciej. Ale jak teraz nie spalić tego, co się dobrze zaczęło? Może ostatnio przełamał się nieco, ale jeszcze nie do tego stopnia, by tak szybko nawiązywać znajomości. A ten Filip wyglądał na całkiem fajnego, było w jego twarzy coś, co mogło przyciągnąć uwagę, okrągłość, wesołość, nie wiadomo, co jeszcze.
- Chyba nie wyglądam na sportowca? Wystarczy mi wuef w szkole.
- Nie wyglądasz, to oczywiste. Ja dwa lata temu też nie wyglądałem, byłem niższy i cięższy. Ale w siódmej klasie przyszedł nowy nauczyciel wuefu i zaczęliśmy biegać. Na początku nie szło mi najlepiej, ale teraz już nie jest źle. Wolę to niż grać w piłkę.
W piłkę... Kiedy on ostatnio grał w piłkę? Jego udział w meczach ograniczał się do stania na obronie i odkopywania piłki od siebie, kiedy tylko znalazła się przy nodze. Dość rzadko, bo nikt nie kwapił się z podawaniem mu. Tylko raz taka kopnięta na oślep, zabłąkana piłka jakimś niezrozumiałym zrządzeniem losu wpadła do bramki, co jednak nie zmieniło zdania Macieja w kwestii futbolu.
- Trzymaj to teraz, przywiążemy resztę do drzewa - zarządził Filip.
- Filip...
- Nie lubię tego imienia.Brzmi jak Filip z konopi. Mów do mnie Uszatek, tak jak wszyscy.
- Dlaczego Uszatek?
Mimo mrozu Filip ściągnął czapkę.
- Dlatego...
Faktycznie, uszy były czymś, co zupełnie nie pasowało do twarzy i całej reszty, duże, mięsiste, lekko odstające. Maciej złapał się na tym, że z chęcią by za takie ucho chwycił i na pewno byłoby to przyjemne...
- Nałóż tę czapkę z powrotem.
- Ale ja... No, nie mogę do ciebie tak mówić. To byłoby się wyśmiewanie...
- Jakie tam wyśmiewanie. Kiedyś mnie to nawet wkurzało i nieraz ktoś oberwał za to w dziób. Ale później przylgnęło do mnie i nawet nauczyciele tak mówią. A ciebie jakoś przezywają?
No i bach, pułapka numer co najmniej trzy w przeciągu niecałych dziesięciu minut. Jak mu to wszystko wytłumaczyć? Maciora to nie jest przezwisko, które chciałby nosić na identyfikatorze, im mniej osób to wie, tym lepiej. Z drugiej strony skłamać? Przecież on to od razu zauważy...
- No mówią jakoś... Ale wolałbym jednak...
- Dawaj, nie wstydź się, nie ma czego. Nie będę latał dookoła i się z ciebie śmiał.
- No dobra... Maciora.
- Eeeee tam, przesadzasz. U nas w klasie jest jeden Maciej i tez mówimy na niego Maciora. Co w tym dziwnego?
- A wygląda tak jak ja?
- No, nieco inaczej - powiedział Filip zawiązując ostatnią pętlę na pniu świerka. - Tę resztę taśmy położyć tu czy odciąć?
- Chyba położyć tu...
- Uszatek, startujesz! - rozległ się krzyk i Filip pożegnał się.
- Muszę już lecieć, jak przybiegnę, pogadamy jeszcze? Bo chyba tu jeszcze będziesz?
- Pewnie tak. Trzymaj się! - zakrzyknął za znikającym chłopcem.
Skąd u niego tyle odwagi? A przecież można było to zrobić w zupełnym milczeniu, a tak... Niepotrzebnie dał się wciągnąć, choć... Trudno mu było powiedzieć tak od razu. Filip podobał mu się. No i ten Uszatek, to brzmi jakoś tak... Milutko? Sympatycznie? Dla Macieja to przezwisko dodawało chłopcu jakiegoś uroku, czegoś nieuchwytnego, indywidualnego. Zbliżało po prostu. Powodowało, że nie myśli się o nim jak o kimś obcym a o starym, dobrym koledze. A niech nawet wygra te zawody, nawet by się ucieszył - myślał obserwując rzednące grupki młodzieży. W tej samej chwili poczuł, że musi iść w krzaki, dwie wypite rano herbaty - jedna na rozgrzanie - dawały już o sobie znać nieprzyjemnym ciśnieniem w pęcherzu. Dyskretnie zniknął z polany i, znalazłszy miejsce, gdzie na pewno nikt nie będzie go niepokoił, rozpiął spodnie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego członek jest naprężony a końcówka śliska. Gdy ostatnie krople spadły na śnieg, kilka razy pogładził końcówkę napletka, bezwiednie rozkoszując się przyjemnymi dreszczami. Przed oczyma miał twarz Filipa i jego mięsiste uszy. Faktycznie, uszatek...
- Co ja robię - przestraszył się i szybko zapiął spodnie. Ale obraz twarzy chłopca nie zniknął równie szybko jak to, co dawało mu tę chwilową przyjemność.
Polana była prawie opustoszała, kiedy wjechała na nią terenówka z leśnictwa.
- Maciej, pomóż mi wytargać ten termos - poprosił Romuald. - I jak, podoba ci się?
- Nawet bardzo. Usiłowali mnie namówić do biegania, ale się nie dałem.
- Trzeba było - zaśmiał się Romuald. Jesteś na wakacjach i robisz co chcesz. Poza tym, trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A już zwłaszcza tobie...
- Maciora udusiłby się po trzystu metrach - to Mietek, gramolący się z łady, zamanifestował swoją obecność. - Możesz mi przytrzymać kulę?
Szamocząc się z tym sprzętem, przypadkowo dotknął ustami policzka Macieja. Ten, myślami jeszcze przy Filipie, otrząsnął się, jakby przywołany z powrotem na ziemię. To też było miłe, nawet bardzo miłe.
Dopiero teraz Maciej zaczął pojmować, że od kilku dni zaczęła się w nim jakaś rewolucja, która zupełnie wymyka mu się spod kontroli. Jeszcze dziś rano sądził, że to wszystko da się jakoś opanować, uspokoić, załagodzić. Nic z tego. Jakby zmuszając się, zawiesił wzrok na trzech dziewczynach grzebiących w plecakach. Jedna wyjęła z niego lusterko i zaczęła poprawiać fryzurę.
- Głupia krowa - pomyślał. - jechać taki kawał, żeby się pindrzyć w lesie... Zawiesił wzrok na jej piersiach, kształtujących się i nawet nieźle widocznych spod opinającej ją kurtki. Nic, żadnych emocji. Cycki jak cycki.
Tymczasem Mietek siedział przy termosie i wielką chochlą nalewał parującą herbatę do menażek. Polana, do niedawna prawie wyludniona, znów powoli stawała się gwarna i kolorowa. Trochę nie podobało mu się to, że nie mógł zanurzyć się w tamten tłum, ale cóż... Bierze się, co dają, lepsze to, niż obieranie ziemniaków w kuchni. No i Maciej jest blisko. Usiłował go zlokalizować na polanie, ale nigdzie nie mógł znaleźć znajomej sylwetki. Mimowolnie przywoływał obrazy poprzedniego wieczora i był zły na siebie, że przecież mógł dalej, że okazja była wręcz wymarzona... Ale o to jest Maciej, to chyba on? Idzie od strony mety. Początkowo zmyliło go to, że nie szedł sam. W miarę jak zbliżał się do polany, widać było, że jest pogrążony w rozmowie. A nawet więcej, zaangażowany. Bo tylko ktoś zaangażowany potrąca przypadkiem ludzi zamiast patrzeć przed siebie i wyciągać z tego odpowiednie wnioski. Ten drugi, przy nim, wygląda jakoś wymoczkowato. Niemożliwe, żeby Maciej... Zawsze na boku, zawsze nieobecny i demonstracyjnie stroniący od jakichkolwiek znajomości. A teraz... On chyba nawet żartuje! Jak on może... Chciałby tam teraz podejść, odciągnąć go jakoś, prośbą, groźbą obojętnie, byle już tamtemu dał spokój. Ale uwiązanie do gara i noga w gipsie skutecznie pozbawiały go jakichkolwiek możliwości. Z przerażeniem patrzył, jak obaj chłopcy zbliżają się do stanowiska z herbatą.
- To jest Mietek, mój przyjaciel - dokonał prezentacji Maciej. - Mój najlepszy przyjaciel - dodał po kilku sekundach przerwy. - A to jest Filip, pseudonim Uszatek, z Wałbrzycha.
Już ja ci dam uszatka - pomyślał, ale nie tak mściwie, jakby to zrobił jeszcze kilka sekund temu. Najlepszy przyjaciel... Nikt go tak nie nazywał.
- Jakaś katastrofa? - powiedział Filip, wskazując na gips, który już nie był tak biały, podobnie jak śnieg na polanie. Raczej rywalizowały ze sobą różne odcienie szarości.
On sobie zdecydowanie za dużo pozwala...
- A nie, to znaczy tak, ogólnie katastrofa. Najpierw zwichnięcie, później wypadek samochodowy.
W tym momencie Filip został zawołany przez kolegów z drużyny. Mietek już miał na końcu języka kilka cierpkich uwag, jednak nie dane mu było ich wygłosić.
- Maciej, pomóż nam przygotować ognisko, bieg się powoli kończy, za chwilę ogłoszenie wyników i ognisko, musimy przed trzecią skończyć, bo większość chce zdążyć na popołudniowy pociąg do Wałbrzycha. Dziś jest sylwester i raczej każdy chciałby być szybko w domu.
Jeszcze sobie pogadamy - pomyślał Mietek i, rozlewając herbatę obok nadstawionej mu menażki, patrzył na odchodzącego Macieja.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 13:04, 14 Lis 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomeck
Wyjadacz
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 12:00, 14 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Jak na razie to skończyłem czytać czwartą część. Opowiadanie niesamowicie mnie wciągnęło ale czas teraz zrobić kurs do Nowego Sącza. Jak wrócę to z chęcią przeczytam pozostałe części.
A tak na marginesie to startuje z Nowosolnej która od kilu lat jest w granicach administracyjnych miasta Łodzi Wink (1)
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 15:12, 14 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Ad 1. Nowy Sącz to miejscowośc kluczowa raczej dla Trójkąta... Tak naprawdę większość z wydarzeń opisanych jako nowotarskie, miało miejsce właśnie w Nowym Sączu (nie ukrywam, że wszystko co piszę, ma jakieś oparcie w faktach, tyle, że sa one dość gęsto przemieszane z fikcją literacką). Inni są opowieścią poznańską, choć na razie Poznania jest tu mało. Będzie wiecej jak towarzystwo wróci z urlopów.
Ad 2. Tyle, że jest mało łódzka. natomiast unikalny w Nowosolnej jest centralny plac z ośmioma wychodzącymi zeń ulicami.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 15:13, 14 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (42) |
|
|
Ognisko trzaskało na mrozie i co raz słupy ognia strzelały do góry, zostawiając w powietrzu setki iskierek. Maciej patrzył się w to jak zahipnotyzowany. To był zupełnie inny wymiar niż tamto, trzy dni temu u Mataczyńskich. Tam były dwie rodziny, chyba niezbyt przepadające za sobą - Maciej nie był wstanie rozszyfrować, co naprawdę łączyło Mataczyńskich z Rudzkimi - tu zaś tłum na swój sposób szczęśliwych ludzi, roześmianych, zawzięcie dyskutujących szczegóły biegu.
- ...i wcale byś nie powiedział, że tam będzie dół, zjechałem na dupie...
- ...mówię ci najprawdziwszy dzik...
- Widziałeś?
- Nie, tylko oko...
- ...co najmniej dwadzieścia sekund, kto stawia punkty w takim miejscu...
Zazdrościł im tej beztroski, tej radości, przeżywania każdego drobiazgu. Tuż obok pucołowaty blondynek wyzłośliwiał się nad mapą:
- ...ci mówię, ten punkt był tu a powinien być pięćdziesiąt metrów dalej. Co za baran go zaznaczył? Poproszę naszego pana, złoży protest...
- Można? - usłyszał pytanie z drugiej strony. Odwrócił głowę, obok stał Filip i trzymał dwa parujące styropianowe kubki z gorącą herbatą.
- Pewnie, siadaj - Maciej uzmysłowił sobie, że tęsknił już nieco za tym chłopakiem z odstającymi uszami.
- To dla ciebie - powiedział Filip, wyciągając kubek. - Czekaj, znajdę coś słodkiego, mama wyposażyła mnie jak na wojnę - to mówiąc, wyciągnął z plecaka pokaźne zawiniątko, które, jak się okazało, zawierało pokrojony makowiec i inne ciasto. Maciej, dla którego ciasto mogłoby być podstawą wyżywienia, nawet nie udawał skrępowania.
- Świetnie piecze twoja mama... - powiedział, przypatrując się uważnie następnemu kawałkowi. - Można?
- Pewnie, bierz wszystko, ja mam już dość. A matka? Jest na rencie, co ma robić? Ojciec na kopalni, to ona się nudzi...
- To tu macie kopalnie?
- Tak, cztery, nie wiedziałeś? Nie tylko na Śląsku jest węgiel. Ojciec pracuje w kopalni Thorez, mówi, że takiego piekła na ziemi nie ma nigdzie a jak słyszy narzekania górników z Katowic, to szlag go trafia. Ale już się mówi, ze kopalnię zamkną, a co on potrafi? Tylko piwo chlać i dzieci robić, nic więcej...
- Masz rodzeństwo?
- Tak, trójkę i wszystko młodsze. A ty?
Maciej najchętniej przemilczałby opowieść o swojej rodzinie. Do tej pory nikt nie pytał, nikt mu nie opowiadał o sobie, Może Mietek... Tylko, że on to od razu pokazał. Ale tu, wypadałoby coś powiedzieć, zwłaszcza, że to Filip otworzył się pierwszy.
- Matka jest architektem a tato nie żyje.
- Przepraszam...
- Nie masz za co, skąd mogłeś wiedzieć? Ja nawet tego ci zazdroszczę. To nie to, że moja rodzina jest zła. Ale ja nie chcę zostać w Wałbrzychu. Kopalnie będą upadać jedna po drugiej, co ci ludzie będą robić? Tata mówi, że ten węgiel, który jeszcze jest, będzie za drogi w wydobyciu.
- Dlaczego?
- Widzisz, on mówi tak. Na Śląsku jest w miarę płasko i warstwy są ułożone mniej więcej poziomo. My jesteśmy w górach i te warstwy węgla, które powstały, zostały później poprzesuwane przez tworzące się góry. Dlatego są nierównomierne, pokłady są bardzo często pochylone i węgiel kończy się tak nagle jak się zaczął. Szkoda na to pieniędzy, taniej kupić z zagranicy.
Maciej zauważył, że Filip opowiada o tym z pasją i zrozumieniem. Jego rodzice nie izolowali go od własnych problemów, co tylko na dobre mu wyszło. No i umie myśleć. Przy nim Mietek jest, inteligentnym co prawda, ale tylko wesołym klaunem. A Filip...
- Chciałbym być architektem, jak twoja mama. Co ona projektuje?
- Ostatnio nowe pawilony na targi poznańskie. Dla mnie to są rudery, wolę stare budownictwo, ale niech jej będzie.
Nie potrafię nawet opowiedzieć, co robi moja własna matka, gorzej, mało mnie to interesuje - wściekał się na siebie. - Czego jeszcze nie wiem, co jeszcze mi umknęło? Tymczasem Filip złożył równo papier po cieście i, rozpiąwszy kurtkę, legł na plecach na śniegu.
- Jaki połamany jestem...
Leżał tuż koło niego. Granatowe spodnie od dresu nie opinały go zbyt mocno, niemniej zauważył pokaźną górkę rysującą się na materiale i na niej skupił uwagę. Ciekawe, czy wygląda tak jak u Mietka? Czy ma już włosy pod pępkiem? Pewnie tak, bo ma pierwociny wąsów, blady meszek na wardze, a z obserwacji na samym sobie wiedział, że włosy w tych miejscach pojawiają się prawie równocześnie. Nie myśląc, chwycił szalik, który wylądował na jego kolanie i przeniósł go na pierś chłopca.
- Maciora, trzeba zabrać się za sprzątanie - usłyszał głos z boku. Odwrócił się. Obok stal Mietek. Po jego minie widać było, że nie jest szczęśliwy.
- Muszę już iść i nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy, mam sporo roboty.
- Pomóc ci?
- Jak będę wiedział, co mam robić, to czemu nie?
- Musimy się jeszcze wymienić adresami. Chyba do mnie napiszesz kiedyś? Możesz mnie nawet odwiedzić. Długo jeszcze jesteś tutaj, w Marciszowie?
- Do szóstego, tak jak ferie.
Przez całą drogę do stanowiska organizatorów Mietek nie odzywał się, co było do niego raczej niepodobne. Maciej wyczuwał, że coś jest nie tak jak powinno, ale nie śmiał pytać. Podświadomość mówiła mu, że to ma związek z Filipem, ale jak? Dlaczego?
Tymczasem przy ognisku zmaterializowała się gitara i polaną wypełniły chóralne śpiewy. Część piosenek Maciej znał, część słyszał po raz pierwszy, wreszcie niektóre wyglądały na zupełne samoróbki i wolne interpretacje.
...zbuduję sobie domek
na prerii pośród ziół
i kupię wielki trujnik
i wszystkich będę truł...
Maciej nie tak wyobrażał sobie trójnik i uśmiechnął się.
- Co ci tak wesoło? - gderliwie powiedział Mietek.
- Zawsze mi się wydawało, że trójnik służy do prądu...
Mietek nie odpowiedział a Maciej nie drążył tematu, gdyż doszli już do namiotu organizatorów i Romuald wydawał już polecenia. Jeśli Maciej liczył, ze będzie pracował z Filipem, to przeżył spore rozczarowanie. Ich opiekun szybko zebrał młodzież i chłopiec zdążył tylko podbiec z kartką papieru.
- Tu masz mój adres i telefon. Jak będziesz w Wałbrzychu, jeszcze przed końcem ferii, to się odezwij. I zostaw mi twój adres. Nie zanosi się, że przyjadę do Poznania, ale napisze ci kartkę. A może jakoś przyjadę, muszę koniecznie usłyszeć, jak grasz na fortepianie.
Fortepian był jakieś pół kilometra stąd i Maciek z chęcią zagrałby coś Filipowi. Ale tak po prostu podać adres? A co powie matka? Tyle razy przestrzegała by nikomu, pod żadnym pozorem, nie mówił, gdzie mieszka. Teraz jego ręka zawisła na chwile przed notesem. Zaraz - myślał - przecież, do ciężkiej cholery, ja tak samo tam mieszkam jak matka... I zadecydowanie napisał: Ul. Grunwaldzka..., 60-780 Poznań.
- Maciej Maciejewski? - zdziwił się Filip. - To taka podwójna maciora?
- Tak, Uszatku - roześmiał się Maciej. - Teraz chyba się nie dziwisz...
No tak, za coś takiego jeszcze do niedawna gotów był obrazić się niemal śmiertelnie. A teraz? Może być nawet poczwórną, proszę bardzo.
Grupka oddalała się i po chwili zniknęła za zielono-czarnymi sosnami. Maciej stał, wpatrzony w to miejsce, z kłębem biało-czerwonej taśmy w rękach.
- Rusz się, zaraz jedziemy - popędził go Mietek, który właśnie dokuśtykał się do skraju polany. W jego głosie nie zmieniło się nic, był tak samo natarczywy i opryskliwy, jak przed chwilą. Ten ton nie zmienił się podczas ostatnich przygotowań do opuszczenia polany. W samochodzie Mietek demonstracyjnie usiadł tak daleko od Macieja, jak to było możliwe.
- Co będziemy robić dziś wieczorem? - zapytał Maciej, byle tylko przerwać ciszę.
- Rób co chcesz, byle daleko ode mnie - odpowiedział Mietek. I konsekwentnie milczał do końca podróży. Również w domu unikał Macieja jak tylko mógł.
Maciejowi to napięcie udzieliło się również. Poszedł do salonu, w którym pani Marta z Melanią nakryły już do sylwestrowej kolacji. Coś miał zrobić... Tylko co? Od wczoraj go to męczyło. Wrócił do pokoju wyjąć z plecaka kasetę, którą dostał w tajemniczych okolicznościach we Wrocławiu.
- Byłbyś łaskaw zamykać za sobą drzwi? Ogon masz czy co?
Maciej nie zareagował na ewidentną zaczepkę a po prostu zrobił, o co go poproszono. Znalazł kasetę i również bez słowa wrócił do salonu. Szybko przewinął na tamten utwór. Był to blues, ale nie taki powolny, tradycyjny, raczej anty-blues. Pianista usiłował dotrzymać poziomu gitarzyście, co wyszło mu tylko na dobre, brzmiało to jak jakiś muzyczny wyścig. Zwłaszcza na najwyższych tonach brzmiało to rewelacyjnie.
- Skąd to masz? To twoje?
To Romuald niespostrzeżenie wszedł do pokoju i wsłuchiwał się w utwór.
- Nie, skądże, zupełnie nie mam pojęcia, co to jest i kto gra. Słyszę tylko, że klawisze są na najwyższym poziomie.
- Rory Gallagher, jeden z najlepszych bluesowych gitarzystów świata. Tego wykonania Bullfrog Blues jeszcze nie słyszałem. Możesz mi to przegrać? A tak w ogóle nie podejrzewałem cię, że interesuje cię taka muzyka...
Chcąc niechcąc Maciej musiał opowiedzieć, jak wszedł w posiadanie tej taśmy.
- Ten ktoś musi mieć bardzo dobry gust muzyczny. Reszta jest też taka dobra?
- Mnie się podoba. Tyle, że nie wiem, kto to gra...
- To? Doktor Feelgood - powiedział Rory, kiedy zaczął się następny utwór. - Ten wasz znajomy jest pewnie miłośnikiem bluesa. A to Kasa Chorych...
- Pan też lubi bluesa?
- No pewnie, chyba nie ma gitarzysty, który wcześniej czy później nie zagrał bluesa. Nawet David Gilmour popełnił coś takiego...
- Gilmour? Kto to taki?
- Gitarzysta Pink Floyd...
- O właśnie, miałem pana o nich zapytać. Słuchałem tego albumu z krową na okładce. Dziwne to, momentami brzmi jak muzyka poważna, ale bardziej współczesna, momentami jak rock...
Maciej siedział na tapczanie zasłuchany w Echoes. To było tak dalekie od tych wszystkich Mozartów, Chopinów i Beethovenów, jakimi raczono go w szkole. Coś, co na próżno usłyszeć w radio. Coś, co wymyka się schematom i harmoniom a jednocześnie idealnie wlewa w jego świat wewnętrzny. Łagodna twarz Uszatka... Później ostrość i chropowatość Mietka, to wszystko za jakąś niewidzialną, zmiękczającą mgłą. Uścisk rąk, delikatność skóry, zapach, oddech owiewający twarz... Później wzrost dramaturgii, tak jakby pojawił się gniewający Mietek... Nieosiągalny Filip, leżący najdalej dwadzieścia centymetrów od niego...
- Maciora, kolacja! Długo trzeba na ciebie czekać?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 23:50, 15 Lis 2014, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Pią 19:19, 14 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Jednak brakuje mi dwóch odcinków dziennie. Nie czytałem nigdy tak genialnego opowiadania. Oczywiście pokłony idą w stronę Bimaxa, który również stworzył coś pięknego, np. bidul. Niemniej jednak, te opowiadanie jest właśnie "inne". Tytuł dobrze wkomponowuje się w charakter tego wszystkiego i jak to wygląda.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mark55
Adept
Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy
|
Wysłany: Pią 22:24, 14 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Gościu, to jest super. Wciaga jak cholera
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 40 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Pią 22:39, 14 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Jedyna wada to konieczność czekania na kolejny odcinek - ale i tak dzięki ze zamieszczasz coś praktycznie codziennie. Pisz dalej czekamy z niecierpliwoscią.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Radoslav89
Adept
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Pią 23:49, 14 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
czekam na jakies całowanie : D haha
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 23:54, 14 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Za wszystkie głosy serdecznie dziękuje. Wszystkie cenię tak samo, choć... jest dzika satysfakcja, jeśli pisze ktoś, kto jest z nami od pięciu lat i pisze pierwszego posta... Warto zyć dla takich chwil.
@Analog2
Tez chcialbym, ale mój czas nie jest z gumy. Generalnie zajmuję się tłumaczeniami, pisanie (nie tylko gay, chyba w końcu przerzucę się na political fiction) jest czymś w rodzaju odskoczni.
@Mark55
Staram się jak mogę.
@Januma
Nie wiem jak długo... Jeśli zmienię pracę, automatycznie skróci mi się czas na pisanie, a już na pewno będę mniej nad nim panowal. Dlatego na początku narzuciłem, dośc szybkie tempo. Natomiast ciesze się, że są ludzie, którzy wpadają tu codziennie lub kilka razy w tygodniu
@ Radek
Nie czytaj mi w myślach Choć... sporo rzeczy tu jest logicznych, kto sledzi ten wątek (a skądinąd wiem, że cieszy siię większą popularnością od łódzkiego) to chyba zrozumiał, że opisuję normalną świeżą, pierwszą miłość nastolatków i pewne rzeczy są stare jak świat... Stąd trochę zaskakuje mnie popularność Inncyh, bo przecież tu nie ma zupelnie nic nowego...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:32, 15 Lis 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 72 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 13:50, 15 Lis 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (43) |
|
|
Maciej prawie całą kolację jadł w milczeniu,nie licząc zdawkowej prośby o sól i podsunięcie dzbanka z herbatą. Resztki płyty powoli przestały mu się kołatać w głowie, na pierwszy plan wybijała się postawa Mietka. Chłopak wyraźnie stronił od jakiegokolwiek kontaktu, a jeśli już się odezwał, dalekie to było od tej atmosfery, którą upajał się jeszcze dziś rano. Nawet Marta zwróciła uwagę na dość niezwykłe zachowanie chłopca.
- Maćku, coś się stało?
- Nie, skądże... - wymamrotał i uciekł wzrokiem najdalej jak się dało.
- Dobrze się czujesz?
- Tak. Nic mi nie jest. Zmęczony jestem - zdziwił się, jak łatwo kłamstwo przeszło mu przez usta.
- No tak, miejska młodzież nawdychała się świeżego powietrza... Ale powinieneś mieć apetyt, a ty prawie nic nie ruszyłeś. Zawsze jesz dwa razy więcej.
- Maciora zaczął się odchudzać - zauważył Mietek. - Ma dla kogo...
Maciej bez słowa wstał od stołu i, lawirując między kotem i psem, które właśnie teraz urządziły sobie gonitwę po kuchni, poszedł do pokoju. Jeśli do tej pory miał jakiekolwiek wątpliwości, w tej chwili pozbył się ich raz i na zawsze. Mietek był zazdrosny! I to o jakiegoś chłopaka, którego on, Maciej, znał niecałe cztery godziny. Co się dzieje? To, co pojawiło się tak nagle, zaczynało pękać z głośnym trzaskiem. Maciej rozpaczliwie zastanawiał się co robić. Bo czy to jego wina? Przecież tylko z tamtym rozmawiał. Nawet nie obiecali sobie przyjaźni, nic, tylko wymienili się adresami. Oczywiście myślał o tym, żeby pojechać do Wałbrzycha i go odwiedzić, jeśli tylko dałby sobie radę w zupełnie obcym mieście, bo to zapewne nie będzie takie łatwe. Ale jeśli Mietek ma być taki przez cały czas... Siedząc przy stole nie mógł prawie znieść jego obecności, rzucanych pogardliwych spojrzeń, takich spode łba, wreszcie tej ostatniej uwagi.
Nie, on wcale tego nie potrzebuje. Po jaką cholerę mu to wszystko? Niech będzie tak jak było do tej pory. Nie było dobrze, zgoda, ale to wszystko miało jakiś ład i porządek. Wiadomo było, czego się spodziewać. Szkoła, szkoła muzyczna, lekcje i polecenia apodyktycznej matki. W tej chwili zrozumiał, że to wcale nie było takie złe. Może nie zawsze było przyjemnie ale... To miało swój układ, powtarzalność, a matkę poznał do tego stopnia, że wiele rzeczy mógł uprzedzić i nie narażać się na dodatkowe nieprzyjemności. A tu? Ktoś, kto jeszcze kilka godzin temu był jego najlepszym przyjacielem, z kim mógłby nawet jeść z jednego talerza...
Chyba zbyt łapczywie chwycił plecak i zaczął do niego ładować kolejne rzeczy. Byle jak, bez układania, składania w kostkę. Radiobudzik? W zasadzie powinien go zostawić, ale w końcu to prezent od pani Marty, ona mu przecież nic złego nie zrobiła. Właściwie powinien nawet z nią porozmawiać, zanim stąd wyjdzie, ale... Co jej powie? To wszystko było takie jakieś... Nie do opowiedzenia. Siedziało głęboko, za głęboko i raczej trudno wydostawało się na powierzchnię. Pomyślawszy chwile, schował radiobudzik do plecaka. Ale te kosmetyki od Mietka? Ciekawe, czy by mu je dal, gdyby wigilia była dzisiaj? Nie zastanawiając się, zupełnie bezmyślnie, przycisnął paczkę do policzka. Czuł napływające łzy. Wsadzić mu to pod poduszkę? Łóżko Mietka było zaledwie jakieś czterdzieści centymetrów dalej. Czterdzieści centymetrów, a wydawało mu się, jakby siedział od niego oddalony o co najmniej kilometr. A niech to, zabierze, na pamiątkę, że kiedyś ktoś go... No właśnie, co? Dopiero, gdy oblizywał wargi, zorientował się, że są słone od łez. Opakowanie po prezerwatywie, które, zamiast wylądować w piecu, spoczywało smętnie między jego prywatnymi rzeczami... A co z tym? Poczuł ssanie w dołku, gdzieś w okolicach jąder. Nie, nie ma czasu na rozczulanie się. Zawiązał plecak, położył go koło łóżka i szybkim, zdecydowanym ruchem chwycił kurtkę, która wisiała na w pół otwartych drzwiach szafy, dosuszając się po zawodach.
Nawet nie zastanawiał się, czy dobrze robi, wychodząc tak bez pożegnania. Bardziej interesowało go, czy uda się to zrobić tak, by nikt nie słyszał.Kancelarię dzielił od kuchni niewielki, nawet nie dwumetrowy wąski korytarzyk, w którym dwie ubierające się naraz osoby już przeszkadzały sobie wzajemnie. Chyba się udało - pomyślał, możliwie bezszelestnie zamykając drzwi z drugiej strony. Teraz na stacje kolejową... Tylko jak? Za dnia nie było to skomplikowane i Maciej od biedy znalazłby drogę. Nie była trudna, ale wymagała skrętu co najmniej w dwóch miejscach, zanim wydostanie się z lasu. Pewnie tutaj... Ciemna, bezksiężycowa noc nie ułatwiała mu zadania. Skrzyżowanie wyglądało na znane, ale czy tu się skręcało? Pewnie tak...
Nagły dopływ świeżego powietrza, zwany tu i ówdzie szokiem tlenowym, spowodował, że zaczął myśleć. Dotrze na stację i co dalej? Jest sylwester, nie bardzo wie, jak jeżdżą pociągi, może będzie musiał całą noc spędzić na zimnym peronie? A jak znowu pojedzie na Świebodzki, czy da sobie radę? Jakim tramwajem jechało się na główny? Zerówką. Cholera, czemu ten śnieg jest taki głęboki? Przecież powinny być wyjeżdżone ślady? Stanął i przez chwilę sapał ze zmęczenia. Fragmenty wysłuchanych dopiero co Ech Pink Floydów wracały do niego odbitą falą, tworząc w jego umyśle niewyobrażalny melanż. Myśli o dworcu szybko wyparły inne, o pierwszym dotknięciu ciała Mietka, jego bliskości, cieple... Jego reka głaszcząca jego pośladek, tak mniękko, tak jakoś... Ale nie, Koniec mazania się, przecież staje się mężczyzną. Trzeba iść dalej...
Marta patrzyła bezradnie na Mietka, zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje. Maciek był chimeryczny, zgoda, gubił się, zacinał jeszcze, ale tu wyraźnie nie chodziło o jego przeszłość. Między chłopcami musiało zajść coś, czego nie była w stanie zrozumieć. No bo niby co to mogło być? Jeszcze rano nic nie zapowiadało katastrofy a jeden za drugiego dałby się pokroić. Tam, na tych zawodach? Ale co? Tak się zazwyczaj zachowują chłopcy, gdy kłócą się o dziewczynę, ale była prawie na sto procent pewna, ze nie o to tu chodzi. Mietek na dobrą sprawę dopiero zaczął dojrzewać i jeszcze nie w głowie mu to było, Maciej dopiero rozpoczął swoje prawdziwe życie. Inne powody jakoś nie przychodziły jej do głowy.
- Mietek, czy możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?
- Teraz?
- Tak, teraz a nawet natychmiast. Bo że coś wiesz to oczywiste. Co znaczyła ta twoja ostatnia uwaga? No słucham?
Marta, choć wychowywała swoje dzieci dość liberalnie, umiała jednak być stanowcza w odpowiednich momentach.
- Bo... - plątał się Mietek.
- Bo co? Słucham.
- Bo on...
- On co? Mówże!
- Nic...
Długie milczenie.
- Zrobiłem błąd, mamo...
Wstał od stołu bez wyjaśniania czegokolwiek i poszedł w stronę kancelarii, głuchy na nawoływania matki. Co ona zrozumie... Zapukał do drzwi. Cisza. Uchylił je ostrożnie. Pokój był pusty. Nie od razu dotarło do niego, co się stało. Dopiero widok pootwieranych drzwiczek od szafek sprowadził go na ziemię.
Wyszedł z domu bez kurtki, nawet nie dopiął bluzy przy szyi. Kula zapadała się w śnieg, nieraz trafiał na jakiś kamień i chwile trwało, zanim kula była na tyle stabilna, że mógł się oprzeć. Ale nie zwracał na to uwagi, jak również na zimny wiatr chłoszczący mu policzki. Na pierwszej krzyżówce coś zwróciło jego uwagę. Aby dojść gdziekolwiek, należało iść prosto, tymczasem, mimo, że śnieg był ubity, ktoś najwyraźniej skręcił w prawo, co było widać już kilka metrów dalej, mimo dość ciemnej nocy i nie najlepszej widoczności. Ta droga nie prowadziła w zasadzie w żadne konkretne miejsce, była wykorzystywana głównie do celów gospodarczych: zwózki drewna, dojazdu do szkółki czy na tyły wsi. Przyśpieszył kroku, o ile jego walkę ze śniegiem czy nieznanym podłożem można nazwać krokiem. Ale nie czuł bólu, nawet tego, że jest coraz bardziej spocony. Pilnował tylko, by nie stracić śladów. Szybko zorientował się, że Maciej szedł źle. Nie znał drogi i wybrał tę gorszą stronę, gdzie śnieg przykrył nierówności i wertepy. Musiał więc stracić sporo szybkości...
Ślady urywały się nagle i skręcały bezpośrednio w las. Niemal tracąc równowagę sforsował przydrożny rów i wyszedł z niego na kolanach. Nie od razu zauważył Macieja, siedzącego pod sosną.
- Maciora...
- Idź stąd. Nie potrzebuję was, ciebie, niczego! No zmiataj stąd, ale już! Dam sobie radę! Szesnaście lat dawałem, to teraz też... - wybuchnął. - Myślisz, że nie wiem, gdzie jest stacja kolejowa?
- Myślę, że nie wiesz, idziesz naprawdę chujowo...
- Bez łaski, wcześniej czy później ją znajdę.
W tej chwili jego wzrok padł na Mietka, w jednaj koszuli, rozpiętej pod gardłem, rozchełstany, z wysiłkiem opierający się na kuli.
- Maćku...
- Co?
- Przepraszam.
Stali tak z pół minuty. Maciej, mimo zimna, zdjął kurtkę i bardzo starannie otulił nią Mietka. Już nie powstrzymywał łez, płakał całkiem jawnie.
Mietek chwycił zimnymi rękami za głowę Macieja i zbliżył ja do siebie. Głowa nie stawiała żadnych oporów. Rozchylił wargi, ale nie po to, by coś powiedzieć. Najpierw muśnięcie, portem nieśmiałe zbliżenie. Maciej nie opierał się. Instynktownie chłonął wilgoć warg, języka, zapominając o zimnie, jakie tam zimno, nagle zrobiło się przeraźliwie gorąco. Coraz śmielej sobie poczynał, choć za chwilę obu zaczęło brakować oddechu.
- Maciek... - odezwał się Mietek, gdy już było po wszystkim... - Zostań...
- Dobra, wygłupiłem się trochę - przyznał Maciej. Ale...
Mietek uznał, że lepiej nie poruszać tamtego tematu, a już na pewno nie w takiej chwili.
- Chodź wracamy, bo mama się niepokoi.
- Pomóc ci przejść przez ten rów?
- No jakbyś był tak uprzejmy... `
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 23:44, 15 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 40 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Sob 22:03, 15 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
W drugim akapicie to chyba Maciek zastanawiał się co robić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|