Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 68 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 14:26, 01 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (61)

- Będę do ciebie mógł kiedyś przyjechać? - zapytał Tomek. Siedzieli w kuchni i odpoczywali po zmaganiach w wannie, żadnemu nie spieszyło się do łóżka, zwłaszcza że układ pozostał ten sam, Tomek śpi z Dzikiem. - Choćby na kilka dni na ferie.
- Przyjechać zawsze możesz, tyle że u mnie jeszcze większa ciasnota niż u ciebie. No i mieszkam na sublokatorce, gospodarzowi może to się nie podobać, chyba że przedstawię cię jako mojego kuzyna. No i nie wiem, czy wyśpimy się we dwójkę na moim łóżku a spać czasem będzie trzeba - uśmiechnął się dwuznacznie. - No i kwestia, za co przyjedziesz, wam się nie przelewa a ja też chwilowo nie bardzo mogę ci pomóc.
- Mam jeszcze jakieś oszczędności, na bilet starczy - powiedział Tomek, zbyt żarliwie jak na zwykłą rozmowę.
Ten chłopak posuwa się zdecydowanie za daleko - pomyślał Sebastian, bojąc się, by nie wynikło z tego nic nieprzyjemnego. Był nawet nie zdziwiony a wręcz osłupiały potencjałem seksualnym, jaki wyzwalał się z tego chłopaka. Przed chwilą zademonstrował mu cztery wytryski i, gdyby nie podejrzane szmery za drzwiami, trwałoby to do tej chwili, a on miał już po prostu dość, mimo, że swój apetyt pod tym względem zawsze oceniał na spory. Tak szczerze, jego potrzeby zostały zaspokojone na jakiś tydzień, a już na pewno na cztery dni.
- Tomku, nie to, żebym ciebie nie lubił, czy miał do ciebie jakieś uprzedzenia ale...
- Ale?
- Porozmawiajmy na chłodno, spokojnie. Jakoś dziwnym trafem wpadliśmy na siebie i przypadliśmy sobie do gustu. Przypadek, zniknięcie Norberta, twoje nieuporządkowane życie i duże potrzeby. Każdy mógł coś dać z siebie temu drugiemu i dał. Było naprawdę fajnie i nie ukrywam, że tak dobrze mi jeszcze nie było. No, może gdybyś miał krótsze zęby, byłoby jeszcze lepiej... Ale chyba naprawdę czas się pożegnać i nie robić nadziei.
Tomek słuchał tego z przerażeniem.
- To znaczy, że.... Że to już koniec?
- Tak to widzę - Sebastian był bezlitosny. - Przyjedziesz do mnie na kilka dni i co dalej? Wrócisz i będzie tak samo. Ja się nie przeprowadzę do Łodzi ani ty do Poznania. Mamy żyć tylko czekaniem i nadzieją? To chyba trochę za mało. Poza tym na pustyni nie żyjemy, to wszystko będzie widać i ludzie zaczną sobie zadawać pytania. Twoi rodzice, bracia - a Dzik już zaczął - jak i moje otoczenie. Akurat ja się pytań nie boję ale tobie to wszystko może poważnie zaszkodzić, zastanawiałeś się nad tym?
Tomek nie odpowiedział. Sięgnął po leżącą na stole paczkę mocnych i wyciągnął z niej jednego papierosa.
- Przecież ty nie palisz? - zdziwił się Sebastian.
- Bardzo rzadko. Nie lubię nawet ale...
Głos mu się łamał coraz bardziej a ręce wręcz trzęsły, kiedy zapalał papierosa. Pierwsza zapałka złamała się, druga wypuściła tylko kłąb białego, śmierdzącego dymu, dopiero za trzecim razem się udało.
- Nie zachowuj się jak baba - upomniał go Sebastian. - Wiem, że to wszystko brzmi okrutnie. Ja ciebie też bardzo polubiłem. Ale wiesz jak to z tym jest. Jakby się ktoś dowiedział, ludzie nie daliby nam spokoju. No i ta odległość. Podróże kosztowałyby majątek, a jeszcze trzeba by się ukrywać przed innymi. Dlatego, moim skromnym zdaniem, najlepiej to zakończyć teraz, a nie pozwolić, żeby się to dalej rozwijało.

- Seba, masz rację - powiedział Tomek, zaciągając się dymem. - Na początku myślałem, że chcesz się mnie pozbyć, ale, jak się tak zastanowić, taka jest prawda. Ale powiedz w takim razie, jak ja mam sobie dawać radę.
- Z czym?
- No z tym wszystkim. Wiesz, nie chciałem ci mówić, ale ja pół dnia o tym myślę. Ostatnio to mi stawał nawet jak widziałem gołego Dzika. Czasem muszę sobie cztery razy dziennie wytrzepać,żeby o tym nie myśleć.
- Ja trzepałem i sześć, kiedy było trzeba, zwłaszcza jak miałem trzynaście, czternaście lat. Później było już spokojniej. Tylko rób to tak, żeby twoi bracia tego nie widzieli. Dzik lada chwila ułoży całą tę układankę i, prawdę mówiąc, tego momentu się boję najbardziej. Bo on jest bardzo otwarty, jemu nie będzie sprawiało problemu ani mówienie o tym ani robienie. A przewiduję, że może to się dla was właśnie tak zakończyć. Widzisz, ty kilka lat chodziłeś na te swoje dziwne miejsca w lesie i nie miałeś odwagi by podejść do człowieka i wziąć udział w tej zabawie. Dzik zrobi to w pięć minut. Już teraz palił się, by mi pokazać...
- Nie ma czego oglądać - Tomek pozwolił sobie na złośliwy chichot.
- Jeszcze nie... Ty też się od razu z takim drągiem nie urodziłeś.
- O przepraszam, zawsze miałem większego. Ale wracając do sprawy, może raz byśmy się mogli spotkać, choćby w te ferie?
- Ależ ty naciskasz...
- Widzisz... Mnie jest trudno to powiedzieć. Ale słuchaj mnie. Mnie nie chodzi tylko o to. Wiesz co? Nawet gdybym był z tobą tydzień i nie zrobilibyśmy tego ani razu to... To byłbym naprawdę... Bylebyś tylko był koło mnie. Uczył mnie, tłumaczył, śmiał się ze mną...
To wszystko ma swoją nazwę, tylko po co ją podawać? Jak to mawiał jego profesor od semantyki, rzeczy nienazwane nie istnieją. Po co je powoływać do życia? Zwłaszcza młodemu chłopakowi, w dziwnym, nie do końca dla niego zrozumiałym męsko-męskim układzie? A najgorsze jest, że pod większością dopiero wypowiedzianych zdań on również mógłby się podpisać. Podszedł do już jawnie płaczącego Tomka i przytulił jego głowę do brzucha. Ustawione na trójkę radio grało 'I'll Find My Way Home' Iona i Vangelisa, utwór, który zawsze uznawał za wyjątkowo rzewny i intymny.

- A wy co robicie? - wyrwał ich nagle głos od drzwi. - Tomek, chodź do łóżka, bo później mnie będziesz budził.
- Uspokajam Tomka, który płacze, że odjeżdżam.
- Tomek? Płacze? - zdziwiony Tadzik przez chwilę obserwował brata. - To chyba mu się zdarzyło pierwszy raz w życiu.
- A co, wszystko mam ci pokazywać? - odpowiedział Tomek ze złością.
- Ja też chcę - oświadczył kategorycznie Tadzik. - Zawsze mówiłem, że pan lubi Tomka bardziej. I tak jest, ciągle o czymś gadacie, szepczecie, nawet Tomek pokazuje panu swojego banana. A ze mną nikt... - Tadzik podszedł do stołu, głośno odsunął krzesło, usiadł i z obrażoną miną podparł głowę dłońmi.
- Mało z tobą rozmawiam? - zdziwił się szczerze Sebastian.
- Nie, nie o to chodzi. Wie pan co? Wy wyglądacie jak narzeczeni. Tak jakby się chłopak zakochał w chłopaku. Jeszcze nie widziałem, by mężczyźni się przytulali. Do bab to tak, ale między sobą?
- Sam się przed chwilą chciałeś do mnie przytulić - skontrował go Sebastian.
- Ale ja jestem dzieckiem. A dzieci mogą się przytulać, to normalne.
- Mam ci coś przypomnieć? Kilka godzin temu mówiłeś, że już dzieckiem nie jesteś i domagałeś się, aby cię traktować jak dorosłego. Gdzie twoja konsekwencja, panie mądraliński? Chciałeś nawet przeskoczyć tych kilka miesięcy, pamiętasz?
- Zmieniłem zdanie - powiedział poważnie, zbyt poważnie, wszyscy zaśmiali się jednocześnie i atmosfera zaczęła się szybko poprawiać.
- Sebastian, czy to nie ten myśliwy? - zapytał znienacka Tomek, przeglądając bezmyślnie gazetę, którą ich matka przywiozła z Łodzi. Sebastian nachylił się nad zdjęciem.
- Faktycznie, on - potwierdził i przeleciał oczami krótką informację o zaginięciu.
- Jak mogą pisać, że on zaginął podczas polowania, jak dał nogę nad ranem? - dziwił się Sebastian.
- Ależ ja go widziałem - wykrzyknął Tadzik.
- Ciszej, cały dom śpi, chcesz ich pobudzić? - upomniał go Sebastian. - Jak to widziałeś? Przecież nie byłeś na polowaniu.
- W Nowosolnej na przystanku, przedwczoraj, jak szedłem po zakupy do tego sklepu na skrzyżowaniu.
- Wydawało ci się...
- Nie, na pewno to był on. Popatrz, on ma taką twarz, no, krzywą. Tamten też miał, Włosów nie widziałem, bo miał na sobie taki śmieszny kapelusz, taki ni to brązowy ni to zielony, z piórkiem.
Sebastian popatrzył na niego uważnie. Cały miłosno-patetyczny i rodzinny nastrój uleciał w jednej chwili, pękł jak tafla lodu na kałuży, w którą wejdzie się zbyt szybko.
- Dziczku, to bardzo ważne. Co on robił?
- Stał na przystanku, ręce trzymał w kieszeni.
- Jak był ubrany?
Dalsze pytania tylko potwierdzały przypuszczenia Sebastiana. Nie będąc całkowicie pewnym, Dzik opisywał Norberta.
- Tadzik, czy porozmawiałbyś o tym z panami z milicji, którzy go szukają? Myślę, że powinni o tym wiedzieć. Zadzwoniłbym jutro i umówił was jakoś. Na pewno zadaliby ci te same pytania, nawet kilka więcej. To co?
Tadzik zgodził się, acz nader niechętnie i reszta późnego wieczoru minęła im na spekulacjach odnośnie tego, co się stało z Norbertem. Dopiero pod koniec rozmowy do Sebastiana dotarło, że obaj bracia nie skaczą sobie do oczu tak, jak to było jeszcze do dziś popołudnia. Czy zwalić to na późną porę, czy doszukiwać się w tym poważniejszych powodów, Sebastian jeszcze nie wiedział.
- Czas spać, Dziku - przerwał tę beztroską sielankę Sebastian. - Rano tylko was nakarmię i tyle będziemy się widzieć. Mam sporo roboty z pakowaniem a jeszcze muszę zadzwonić na milicję i pożegnać się z rodziną, dużo mnie ostatnio nie widzieli. A mam rzeczy porozrzucane nawet nie po całym domu a po dwóch.
- Jak wszyscy to wszyscy. Wy będziecie jeszcze gadać?
Sebastian miał w planie naukowy wykład dla Tomka, jak radzić sobie ze stulejką i nie zamierzał tego odpuścić. Bynajmniej nie dlatego, że mógł się domyślać, czym to się skończy, ale po prostu by wywiązać się z obietnicy. Tyle że w tym cholernym domu szanse zrobienia czegokolwiek w spokoju były praktycznie zerowe. Zastanawiał się nawet, czy nie powiedzieć tego Dzikowi wprost, ale w najlepszym przypadku miałby na głowie kolejnego podglądacza. Jakby Tomek to było mało...

Tak jak Sebastian podejrzewał, pokaz odciągania napletka przy użyciu oliwki dziecięcej skończył się u Tomka na mokro, a spowodowany dodatkowymi bodźcami orgazm był tak silny, że spory czas musiał dochodzić do siebie. Gdy wrócili do pokoju, Tadzika nie było.
- Jest w łazience, paliło się światło - powiedział Sebastian.
- Tak, tylko nie słyszałem, jak do niej szedł. Ale...
- Co: ale?
- Ale zdaje się, że wiem, gdzie on jest. Jak tego smarkacza złapię, to mu nogi z dupska powyrywam i rzucę do lasu wilkom na pożarcie - Tomek zaczynał się wściekać. - Niech no tylko on tu przyjdzie. Ręka noga mózg na ścianie.
- Ale o co chodzi? - dopytywał się Sebastian. - Mógłbyś być jakoś mniej zagadkowy? I przy tym odrobinę mniej napastliwy?
Tomek przystąpił do wyjaśnień. Dom Traczyków był parterowy, budowany jeszcze przed wojną i jego stan był, powiedzmy, nie najlepszy. Na strychu było takie miejsce, z którego, przy odpowiednim umieszczeniu ciała, można było spokojnie obserwować całą kuchnię przez szczelinę powstałą wskutek oberwania się betonu przy rurze. Wadę odkrył kiedyś Tomek i korzystał z niej, aby obserwować rodzicielskie kłótnie. Raz przyłapał go na tym Tadzik, co zresztą było tylko kwestią czasu, i tajemnica stała się bardziej publiczna a ze szpary w stropie korzystali na zmianę.
- Zostaw go - powiedział w spokoju Sebastian.
- O nie... Jeszcze tego pożałuje!
- Tomek, daj mi coś powiedzieć. Tym razem nie zrobiliśmy naprawdę nic złego a z tym, że on może nas podglądać, liczyłem się i pilnowałem. Tyle, że myślałem, że będzie podglądał przez drzwi. A to, że podglądał, tym razem jest mi wyjątkowo na rękę.
- Jak to?
Czy ten chłopak nie nauczy się mówić całymi zdaniami? - zastanawiał się Sebastian. Czasem czekał na jakąś dłuższą wypowiedź, gdy doczekiwała się jedynie monosylab.
- Mały chciał koniecznie wiedzieć, jak to się robi, bo wszystko wytłumaczyłem mu na kawałku plasteliny i rysunkach w twojej książce. Wiesz, nie mogę mu tak po prostu pokazać a nawet nie chcę. Ja nie cierpię jakiegokolwiek kontaktu z innym ciałem, oczywiście z wyjątkiem takich szczególnych, czasem nawet grubszych - to mówiąc pocałował Tomka w policzek. - Poza tym są kwestie prawne, Dzik jest za młody, by coś takiego mu po prostu pokazać. A tak mam święty spokój, widział, wszystko było jak najbardziej prawidłowo.
- Ale ja... No wiesz. Mleczko mi poszło.
- No i? Mógł nie widzieć, to jednak jest dobre trzy metry a mogłem jakoś to zasłaniać.
- Nie mogłeś. Widział nas obu bokiem.
- Tomek, mówię ci, że problem z głowy. On już jest przygotowany, wiedział co to jest a nawet z czego się składa. Siedzisz po prostu cicho i nie poruszasz tematu. On sobie to wszystko w tej Dzikowej główce przegryzie i będzie spokój. A na dłuższą metę to może być nawet korzystne, będzie wiedział, jak to robić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 1:29, 02 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Pon 15:09, 01 Gru 2014    Temat postu:

Myślałem, że jednak Sebastian pójdzie porozum do głowy, a tak to zbyt racjonalnie myśli. Bo racja, że ktoś nakryje, będą problemy. Wiadomo, że ponad 20 lat temu, niemniej jednak szczęście też jest w życiu potrzebne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 68 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 15:37, 01 Gru 2014    Temat postu:

No bo taki jest właśnie Sebastian, życie według podręcznika, reguł, zasad pisanych, przepisów, teorii naukowych. Facet zginie w zyciu jak tak będzie dalej Smile Taki typ w momencie gdy otrzyma od losu 'prezent' w postaci homoseksualizmu, po prostu głupieje...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 15:38, 01 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 22:58, 01 Gru 2014    Temat postu:

@ Analog2

Ty na cud w postaci spontanicznego zachowania się Seby liczyłeś?

To przypadek szczególny, u niego wszystko według szablonu musi być poukładane, sełniać odpowiednie normy państwowe i Układu Warszawskiego.

@ homowy
'Bynajmniej nie dlatego, że mógł domyślać, czym to się skończy,'
'mógł domyślać' = 'mógł się domyślać'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Pon 23:27, 01 Gru 2014    Temat postu:

Nie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 68 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 23:45, 01 Gru 2014    Temat postu:

A wiecie co jest najgorsze? To, że tacy ludzie tak sa przekonani o tym, że wszystko robią dobrze (bo przecież tak należy, to co w tym złego?), że nie dostrzegają momentu, kiedy zaczynają krzywdzić innych. I to własnie robi Sebastian.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 23:50, 01 Gru 2014    Temat postu:

W pełni się z tobą zgadzam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bimax45
Wyjadacz



Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Skąd: Stare i ładne

PostWysłany: Wto 12:47, 02 Gru 2014    Temat postu:

Bardzo ładne opowiadanie, jeszcze raz gratulacje i czekam na dalsze odcinki Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 68 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 13:11, 02 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (62)

Jeszcze tylko im pomachać... Syk zamykanych drzwi i żółto-niebieski pociąg elektryczny z Koluszek do Łodzi Fabrycznej, opuści przystanek w Andrzejowie. Sebastian wrzucił niedbale, w ostatniej chwili spakowany plecak na srebrny żeberkowy bagażnik nad siedzeniem, otworzył okno i pomachał stojącym na peronie. Ziąb wdarł się na chwilę do przegrzanego wagonu.
- Pan zamknie to okno - upomniała go pasażerka, starsza kobieta, siedząca na miejscu z drugiej strony wagonu. Sebastian posłusznie spełnił prośbę w momencie, gdy pociąg drgnął, by potoczyć się w stronę dworca Fabrycznego. Sebastian usiadł ostrożnie. Jego zbyt ciasne dżinsy rozpierała jeszcze erekcja i drażniła nieprzyjemnie ścianki żołędzi. Ten moment w dworcowej ubikacji był zupełnie niepotrzebny i jeszcze bardziej ryzykowny, bo Dzik w każdej chwili mógł wejść i zastanawiać się, gdzie są obaj, skoro kabina jest jedna. Gwarancją, że jednak tego nie zrobi, było polecenie pilnowania ciężkiego plecaka i dwóch wypchanych toreb, ofiarowanych mu przez ciotkę Krystynę. Udało się...

Sebastian obserwował obie znikające sylwetki. Właściwie nie spodziewał się ich na peronie. Pożegnali się rano, zaraz po śniadaniu, wylewnie, były łzy, owszem, nawet nieczuły na cokolwiek Marcin jakoś tak dziwnie pociągał nosem. Nie mógł się odgonić od pani Toni, która koniecznie chciała mu zapłacić.
- Pan weźmie, za wszystko co pan dla nas zrobił.
- Pani Toniu, pani bardziej potrzebuje tych pieniędzy niż ja. Pani kupi za to chłopakom jakieś słodycze, należą im się.
- Jeszcze bardziej ich rozpuszczać?
Sebastian nie uważał, żeby były za bardzo rozpuszczone, wręcz przeciwnie, cierpiące i znerwicowane. Cała piątka, bo przecież problemy Zuzanny też nie wzięły się znikąd. Jednak był na swój sposób szczęśliwy, że nie musiał już jej oglądać. Co ta dziewczyna z siebie zrobiła... Dzik się wyrywał, żeby Sebastiana odwieźć traktorem, w ostatnim momencie wyperswadował mu ten pomysł. Ma chłopak fantazję, będą z niego ludzie. Tam, gdzie chodziło o odwagę, i w słowie i w czynach, Dzik był niezastąpiony. Nawet do podglądania się przyznał i to zupełnie sam z siebie.
- To co, Dziczku, wiesz wszystko co masz robić? - zapytał się Sebastian, gdy we dwójkę zmywali naczynia.
- Chyba tak. Wie pan, coś panu powiem.
- No?
- Bo zrobiłem jedną brzydką rzecz, wczoraj.
- Jak brzydką?
- No bardzo. Ale już zostałem za to ukarany. Nie mogłem wczoraj zasnąć.
Sebastian domyślał się rzecz jasna jaka to była rzecz a Dzik miał to niemalże wypisane na twarzy, jednak wolał, aby chłopak przyznał się sam, bez żadnego molestowania i popędzania. Dzik chwilę pieczołowicie wycierał duży talerz, nim zebrał się na odwagę.
- No... Podglądałem was. Ale...
- Ale co?
- Ale teraz mi głupio.
Sebastian odczekał chwilę, dając chłopcu ochłonąć z emocji, jakie pociągało za sobą przyznanie się do winy.
- Nie będzie pan na mnie zły?
- Ja? Skądże. Prędzej Tomek, jak się dowie. No i mama będzie zła, bo odkładasz do czystych prawie nieumyty talerz. Bądź trochę ostrożniejszy. Dziczku, ja naprawdę wiele rozumiem. Czasem jest tak, że zżera nas ciekawość, albo coś przypuszczamy i chcemy to sprawdzić. Czasem mamy inne powody. Ciekawość sama w sobie nie jest niczym złym. Choć tak się jakoś przyjęło, że się nie podglądamy, nie szpiegujemy, nie czytamy cudzych notatek.
- A szpiedzy? Przecież oni żyją z podglądania innych, prawda? Czytają potajemnie dokumenty, śledzą ludzi, podglądają. Taki kapitan Kloss...
Sebastian roześmiał się. Niedawno telewizja po raz nie wiadomo który pokazała 'Stawkę większą niż życie' i kapitan Hans Kloss stawał się idolem kolejnego pokolenia ciekawskich chłopców.
- Dziczku, szpiedzy po prostu wykonują swą pracę i można się sprzeczać, czy to robią dobrze czy nie. A co się robi, jak się złapie szpiega?
- Kulka w łeb, a co?
- No widzisz.
- Ale Polacy nie mają szpiegów, prawda?
- A kto ci takich bzdur naopowiadał? Oczywiście że mają. Tylko, widzisz, określenie szpieg czy szpicel jest brzydkie i mówi się, że mamy wywiad. My mamy wywiad a wróg zawsze szpiegów. Widzisz, już sam ten fakt świadczy, że z tym coś nie w porządku. Ale ty nie podglądałeś nas dla pieniędzy. A dlaczego?
- Ja... - zająknął się na chwilę Tadzik. - Ja wiedziałem, co będziecie robić. Jak się kąpaliście, to powiedział pan, całkiem głośno, że pokaże Tomkowi jak się ściąga tę skórkę zaraz, jak dzieciaki położą się spać. A ja byłem ciekaw...
No to przynajmniej jedna rzecz się wyjaśniła, odetchnął Sebastian. Rzeczona kwestia była wypowiedziana zupełnie na koniec, kiedy obaj byli już ubrani i prawie gotowi do wyjścia z łazienki.
- To jak wszystko widziałeś, to już wiesz jak to robić.
- A... Tego nasiona, czy jak to się nazywa, też będę miał tyle co Tomek? I będę tak strzykał?
- To też indywidualna sprawa. Jeden ma więcej, drugi mniej. A teraz, asie wywiadu, zabaw się jeszcze raz w szpiega i znajdź gdzie chowa się głębokie talerze. A później wyśledź co robią Marcin i Ryś.
- E, to wiem bez szpiegowania, słyszę przecież. Marcin zabiera Rysiowi kredki a ten protestuje. Rysiek bez kredek i kartki nie może wytrzymać ani chwili i pewnie zabrał Marcinowi ołówki do szkoły, to ten się wydziera.
- No widzisz, to szpiegiem byś był doskonałym. A teraz bądź dobrym bratem i idź ich uspokój...

- Proszę bilety do kontroli!
Sebastian pogmerał w portfelu i wyciągnął bilet. Jeszcze nie mógł się przyzwyczaić do wydruków komputerowych, które dopiero wchodziły do użytku i na początku poszukiwał małych brązowych kartoników. Dopiero gdy otworzył sąsiednią przegródkę, zdał sobie sprawę, że teraz wyglądają one inaczej.
- Pan się pośpieszy trochę, już była Niciara, zaraz Fabryczny...
Konduktor czytał chwilę bilety.
- Pan wie, że z Fabrycznego musi pan przejechać na Kaliski, najlepiej tramwajem. Ma pan godzinę, Włókniarz odjeżdża piętnaście po piątej.
- Tak, wiem, dziękuję panu i wszystkiego dobrego w Nowym Roku - Sebastian miał zwyczaj składania życzeń aż do święta Trzech Króli.
- Dziękuję i nawzajem - to powiedziawszy konduktor wyszedł z przedziału.

Sebastian wmieszał się w tłum pasażerów idących w stronę wyjścia. Długo szarpał się z plecakiem i z wagonu wyszedł z ostatnim strumieniem podróżnych - Jeszcze tego mi brakowało, by mi strzeliło ramiączko... - pomyślał ze złością. Gdy tylko wyszedł z brzydkiego, przypominającego brudny klocek dworcowego budynku, zorientował się, że zaczęła się odwilż. W Nowosolnej czy Andrespolu nie było to aż tak widoczne, po prostu śnieg był cięższy, bardziej nasycony wodą. Tu, przed dworcem Fabrycznym, tworzył brudną breję, paćkę, która już po kilku metrach zapaskudziła mu nogawkę, zmoczyła skarpetkę i w postaci zimnej wody zaczęła od góry wdzierać się do buta. Sebastian otaksował podłoże i popatrzył przed siebie. Jeszcze było jasno, choć już szarzało coraz bardziej, jednak sylwetki ludzi i twarze tych bliżej idących były dobrze widoczne.

To musiał być on, ten sam kolor kurtki, ten sam oliwkowy kapelusz. Tylko czy miał piórko? Tego Sebastian nie mógł stwierdzić. Typ figury się zgadzał, wzrost mniej więcej też. Sebastian przyśpieszył kroku, chcąc przynajmniej stwierdzić, że się nie myli. Było mu ciężko, nie dość, że plecak, założony na 'odwal się' niebezpiecznie chwiał się na plecach, to w rękach ciążyły mu dwie pękate torby od ciotki. Tłum nieco zrzedniał i już nie potrącał ludzi, zatem mógł sobie pozwolić na lekkie przyśpieszenie. Był już u szczytu Kilińskiego i za chwilę miał skręcić na przystanki na Narutowicza, kiedy pośliznął się, zachwiał i całym ciałem rymsnął o śliski chodnik.
- Kurwa... - powiedział Sebastian gramoląc się z chodnika i otrząsając zachlapane spodnie. Gdy się już pozbierał, jego tajemniczy obiekt zniknął, rozpłynął się, wmieszał się w tłum. Superagent Tadeusz Traczyk by się przydał... - pomyślał i uśmiechnął się. Tomek miał rację - uwielbiał tego chłopaka, ale nie jako chłopaka, nie było w tym nic seksualnego, ale jako idealny materiał na własnego syna. Cóż, trzeba będzie obejść się smakiem... Do przystanku zmierzała właśnie dziewiątka oznaczona tajemniczym napisem ZDROWIE i Sebastian zrezygnował z dalszej penetracji okolic, nawet wzrokowej.

Pociąg pośpieszny Włókniarz z Łodzi Kaliskiej do Szczecina był, jak zawsze, nabity pasażerami. Z uwagi na częste spóźnienia i nie najlepszy stan techniczny był czasem nazywany pogardliwie 'Szmaciarzem'. Tego dnia określenie to pasowało jak ulał, wagony były brudne, prawie nieogrzewane, i, mimo że Sebastian pojawił się na peronie chwilę po podstawieniu, już był praktycznie zatłoczony. Tylko przypadek sprawił, że znalazł miejsce w przedziale i to przy oknie. Rozpakował torbę z prowiantem na drogę, wyjął kawałek makowca, jeszcze od świąt i termos z kawą. Z plecaka wydobył podręcznik łaciny i, zanim jeszcze pociąg ruszył, zabrał się do przeglądania trzeciej deklinacji ze zmianą rdzenia. Jednak z trudem skupiał się na lekturze. Co raz to kartki przesłaniała twarz Tomka, smutna, na granicy rezygnacji. Niemal fizycznie czuł bijące od niego ciepło, zapach ciała, mokry pocałunek w policzek na pożegnanie, pierwszy tak naprawdę przy wszystkich. Ciekawe, czy Tomek by wiedział, że takie słowo jak generator pochodzi od genus, generis? Nie, to chyba lekka przesada - pomyślał i wyszedł na korytarz zapalić. Jeszcze dobrze nie zaciągnął się dymem, a na horyzoncie pojawił się konduktor, zaraz za Pabianicami.
- Bilet - powiedział.
Sebastian posłusznie podał mu bilet.
- Pan ma pierwszą klasę a jedzie pan drugą - pouczył go konduktor. - Normalnie powinien zapłacić pan karę.
- Ja? Pierwszą? - zdziwił się Sebastian.
- Nie wie pan co pan kupował? Durny pan czy jak? - zniecierpliwił się konduktor.
- Rzecz w tym, że nie ja kupowałem ten bilet - powiedział Sebastian. Bilet kupił mu wujek, poproszony o to przez telefon. Ponieważ i tak jechał do Andrespola, była to tylko drobna przysługa. Nie podejrzewał, że rodzinka zafunduje mu komfortową podróż... A bilet oglądał, tyle że pod kątem trasy i rodzaju pociągu, do głowy mu nie przyszło zwrócić uwagi na klasę. - Nie miałem pojęcia, że kupią mi pierwszą klasę.
- Przesiąść się do pierwszej - burknął konduktor.
Sebastian sądził do tej pory, że karę płaci się tylko przy zajęciu miejsca w klasie wyższej niż wskazana na bilecie, jednak na razie nie zetknął się z czymś takim jak logika PKP. Jak niepyszny wrócił do przedziału i zebrał swoje rzeczy. Zanim znalazł możliwy do zasiedlenia przedział, pociąg był już miedzy Sieradzem a Kaliszem.

Incydent z konduktorem i późniejsza przeprowadzka spowodowały, że nie myślał już tak intensywnie o Tomku. Wyjął bilet i sprawdził go jeszcze raz - rzeczywiście pierwsza klasa. Chowając go do portfela nadział się na wizytówkę Karola Kossowskiego, do którego dzwonił dziś rano. Miał szczęście, że miał dyżur. Kossowski wykazał życzliwe zainteresowanie tematem i obiecał przesłuchać Tadzika.
- Jest pan pewny, że chłopak nie konfabuluje? - zapytał. - Jeśli tak, to oszczędzi nam pan sporo niepotrzebnej roboty.
- Wręcz przeciwnie, to bardzo bystry obserwator. Momentami nawet zbyt bystry, kiedy chodzi o rzeczy, których nie powinien widzieć - wysilił się na dowcip Sebastian, tyle że to akurat pasowało do Dzika jak ulał. Nie dodał, że w gestii niepotrzebnej roboty jego formacja ma ponad czterdziestoletnie znaczące sukcesy.
- To zdjęcie w gazecie nie było zbyt wyraźne - powiedział Kossowski. - Możliwe że był podobny.
- I miał bawarski kapelusz z piórkiem? Pan wybaczy, ale to nie jest ozdoba, która się tu widzi na co drugiej ulicy, Łódź to w końcu nie Monachium.
- No tak, ma pan rację. To brzmi dość przekonująco - stwierdził Kossowski, pożegnał się i rozłączył.

Pociąg ruszył ze stacji na Starołęce i Sebastian zbierał się powoli w stronę wyjścia, jeszcze tylko most na Warcie i już będzie Dębina. Lecz, wbrew jego oczekiwaniom, pociąg nie zwolnił a rozpędzony przejechał przez przystanek. Sebastian zdenerwował się i zapalił papierosa. To zupełnie nie mieściło się w jego planach. Mieszkał na Górczynie a traf chciał, że akurat teraz zebrało im się na remont Głogowskiej i będzie musiał kombinować objazd, z całym tym bagażem. Tylko którędy? Najłatwiej będzie czymkolwiek do Kaponiery, później trzynastką w Grunwaldzką i przy Grochowskiej przesiąść się w osiemdziesiąt dwa. Było w pół do dziesiątej, wiec załapie się jeszcze na transport dzienny. Gdy dojechał do dworca głównego, plan B został już opracowany a tramwaje wykazywały wyjątkową dla tego miejsca łaskawość, na Moście Dworcowym złapał jadącą objazdem jedenastkę, na Kaponierze nie czekał zbyt długo na następny tramwaj. Wysiadł przy drewnianym kościele na skrzyżowaniu z Grochowską i ujrzał jadący w jego stronę autobus. Gdy przechodził przez skrzyżowanie minął czekający na zielone światło biały samochód terenowy, ładę nivę. Popatrzył zmęczonymi oczyma na rejestrację. Chyba wałbrzyska. Przyspieszył kroku i nagle zorientował się, że zna twarz chłopca siedzącego obok kierowcy. Tylko skąd... Gdy sobie przypomniał, samochód zniknął już gdzieś w głębi ulicy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 10:35, 04 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Wto 19:46, 02 Gru 2014    Temat postu:

Dobrze byłoby przeczytać dzisiaj jakiś bonus, bo skoro wysłałeś go do tego Poznania, to teraz czas na młodzież.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 68 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 19:49, 02 Gru 2014    Temat postu:

Ja ich wysłałem dzisiaj, młodzież będzie jutro. Zresztą chyba nieprzypadkowo Sebastian widzi Maciorę na skrzyżowaniu Grochowskiej i Grunwaldzkiej Smile

W miarę myslenia niestety rozrasta mi sie struktura i jeszcze trochę pozostaniemy w 1990 roku. Założeniem było ok. 300 stron w pierwszym tomie, juz jest ponad i musze się mocno hamować... Jak będę przynudzał, zwóćcie mi uwagę.

PS. Miałem jeszcze pomysł na uwikłanie Zuzanny ale to już by się Moda na sukces zrobiła Sad Kobiece spojrzenie na męski homoseksualizm poznamy raczej w tomie II (planowane są trzy)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 19:54, 02 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 68 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 13:05, 03 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (63)

- Wszystko już mamy? - zapytał Romuald, wkładając ostatnią torbę na tył samochodu.
- Niby tak - odpowiedziała Marta. - Dzieciaki się rozpełzły.
- Najchętniej bym pojechał bez nich - westchnął Romuald. - A zwłaszcza bez Mietka. Jedno jest pewne, nareszcie sobie od nich odpocznę. Jeszcze tylko Melę gdzieś wywalić - powiedział uważnie przyglądając się oponom.
- Trzeba było myśleć, zanim je wyprodukowałeś. Teraz to pretensje do pana Boga.
Pomny niedawnych przygód z samochodem, a zwłaszcza wypadku pod Kamienną Górą, Romuald wolał dmuchać na zimne i sprawdzić wszystko nawet dwukrotnie zanim wyruszy w drogę. Prognoza pogody nie była pomyślna, zapowiadali ocieplenie i roztopy.
- Patrz Romek. Tylko nie obracaj się nagle, a dyskretnie, powoli.
- Co, gdzie? - Romuald z trudem oderwał wzrok od samochodu.
- Na tarasie.
- A, rzeczywiście... To co, mamy problem?
- Chyba jednak tak - odpowiedziała Marta, choć w głębi duszy nie uważała, by ten problem oddalony o jakieś pięć metrów był większy czy poważniejszy od innych. To kiedyś musiało nastąpić a ona modliła się, by stało się to jak najpóźniej. Jedyne zmartwienie to takie, że na Melanię to jednak trochę za wcześnie...
- Czy ty nie jesteś aby nadopiekuńcza? Daj dzieciakom się rozwijać, muszą przez to przejść, jeszcze nikt się od tego nie wymigał.
- Mietek...
- Mietek jest tak młody, jak głupi. Patrz co on robi...

Na tarasie stali Maciek i Melania. Stali oparci bokiem o balustradę, patrząc na siebie. Melania chyba płakała, bo Maciej w troskliwym geście wycierał jej oczy chusteczką, drugą ręką obejmując za ramię. Jeśli rozmawiali, były to najwyżej pojedyncze słowa wypowiadane półszeptem. Tymczasem schowany za węgłem Mietek lepił twarde śnieżne kule i usiłował nimi trafić w głowę Melanii, choć jeszcze żadna dotąd nie osiągnęła celu, roztrzaskując się na drewnianych płotkach i poręczach. Maciek i Melania, choć świadomi zagrożenia, nie zwracali na nie uwagi.
- To co, idź przywołaj ich do porządku - powiedział Romuald. - Ja się w to nie chcę mieszać...
- A kto przed chwilą bronił ich prawa do rozwijania się? - odcięła się Marta. - Niech się pożegnają jak należy. To takie romantyczne...
- No wypisz wymaluj siedemset dwudziesty trzeci odcinek serialu 'W kamiennym kręgu'. Marta, my nie mamy czasu, jak chcemy dziś przeprowadzić Mietka to musimy już jechać, nie ma że boli. Poza tym trzeba będzie jechać bardzo ostrożnie i nie wiem, na którą zlądujemy w Poznaniu...
- Czy ty myślisz, że oni już...
- Marta, do ciężkiej cholery, co ty wygadujesz? - zirytował się Romuald. - Kobieto oprzytomnij trochę bo ci zabiorę tę telewizję i sprzedam Cyganom. Normalnie polubili się a ty już robisz z tego wielką love story. A już tak na marginesie, wątpię, żeby Maciej wiedział co do czego służy. Myśmy na pierwszych randkach tylko całowali, macało się na drugiej, dopiero na trzeciej oglądało się cycki... Oni jeszcze nie są na pierwszym etapie...
- No to udał mi się mąż. Nie wiedziałam, że ty taki ogier jesteś. Pocałowałeś mnie chyba na dziesiątej randce czy coś koło tego. Gdybym wiedziała, ze mam do czynienia z rozwydrzonym podrywaczem i seksualnym wyczynowcem...
- Marta, nie czas teraz na złośliwości, Popędź ich, z łaski swojej bo naprawdę będą problemy. Poza tym ja jutro muszę być w pracy...

Do Bolkowa Romuald walczył z topniejącym śniegiem, co rusz wjeżdżając w koleiny, kilka razy koła zabuksowały i niezbędne okazało się popchnięcie wozu. Sznur samochodów walczył ze śniegiem zmieniającym się w breję. Droga, która pokonuje się zwykle w dwadzieścia pięć minut, zajęła mu prawie godzinę.
- No i teraz bądź mądry, którędy jechać. Do autostrady i na Wrocław, przez Świdnicę czy przez Lubin, Głogów i Leszno. Pozostali pasażerowie nie odzywali się, Marta jeszcze była zła na męża za głupie uwagi, chłopcy musieli długo buszować w nocy, bo Maciej przysypiał a Mietek wraz z nim, oparłszy głowę na ramieniu przyjaciela. Inaczej się nie dało, była to jedyna pozycja, w której mógł wyprostować swą nogę w gipsie.

Mimo zmrużonych oczu Maciej nie spał. W skrytości ducha marzył, żeby ten dzień nigdy nie nastąpił, by coś się stało takiego, żeby już nigdy nie musiał wracać do Poznania. Oczywiście było to naiwne i z góry skazane na niepowodzenie. Wczoraj wieczorem, po raz pierwszy, zamiast cieszyć się obecnością Mietka, martwił się koniecznością powrotu. Mietek zupełnie nie mógł tego zrozumieć, starał się go rozbawić, odciągnąć od myślenia, czym zirytował go jeszcze bardziej, co skończyło się tak, że zasnęli lekko na siebie nabzdyczeni. Co gorsza, Mietek nie potrafił uszanować tego jednego, jedynego momentu, kiedy Maciej chciał zachować powagę.
- Maciora, co ty za cyrki wyprawiasz?
- Jakoś tak... Ciężko mi stąd wyjeżdżać.
- Nie, nie zabierzemy ze sobą Melanii, jeśli o to ci chodzi, po moim trupie.
- Przestań pajacować, nie chodzi o Melanię.
- To ja już zupełnie nie rozumiem - Mietek demonstracyjnie odwrócił się do ściany i udawał chrapanie. Pewnie poza tym jednym, jedynym momentem Maciej uważałby to za śmieszne.

Ale teraz, kołysanie samochodu, zapach włosów Mietka, jego oddech, działały na niego kojąco, do tego stopnia, że mógł wybaczyć mu wczorajszą błazenadę. Na chwilę oderwał wzrok od śpiącego chłopca, by obserwować posępne zamczysko w Bolkowie, górujące nad miastem. Fajnie byłoby się wdrapać tam pewnego dnia, kiedy Mietek będzie już miał zdrową nogę. Wejść na tę ponurą basztę... Musi być piękny widok stamtąd.
- Weźmie pan nas kiedyś na ten zamek? - zapytał i było to drugie przerwanie ciszy od początku podróży.
- Sami możecie kiedyś tam się wybrać, niedaleko i łatwe wejście. Ale będziecie rozczarowani, zamek jest kiepski i zaniedbany. Może na wakacjach pojedziemy kiedyś na zamek Chojnik czy do Zagórza Śląskiego.
- Tylko nie na Chojnik - zaprotestował budzący się właśnie Mietek. - Ile razy można go oglądać? Jest po prostu nudny.
- Mietek, czy ty musisz zawsze być takim samolubem? - upomniała go Marta. Mógłbyś się czasem liczyć z innymi. A ty w kółko: ja, mi, mnie. Są jeszcze inni ludzie wokół ciebie, zważaj na to.
- Już dobrze - mruknął Mietek. - Następnym razem będę chodził po tej ruderze z zawiązanymi oczami. Możecie wymyślić coś mniej nudnego? Kiedy będzie obiad? Dawno nic nie jadłem.
- Trzeba było zamiast rzucać kulkami w głowę Melanii, coś zjeść. Trzech lat nie masz, karmić cię nie trzeba - odpowiedziała Marta. - A właśnie, chyba zdajesz sobie sprawę, że już nie będzie cioci, która ci będzie gotowała. Obiady, owszem,w stołówce ale śniadania i kolacje będziecie sobie musieli robić sami. Czarno to widzę...

Gdy dojeżdżali do Poznania, było już popołudnie. Zatrzymali się we Wschowie na obiad a przez resztę drogi Romuald walczył z błotem i topniejącym śniegiem. Dopiero od Leszna droga zrobiła się czarna i można było zacząć nadrabiać stracony czas. Przed samym Poznaniem zatrzymała ich milicja i Roman musiał dmuchać w balonik.
- Pan wybaczy, ale jest akcja Powrót z wakacji - poinformował milicjant. - Widzę, że państwo wracają z urlopu.
- To raczej dzieci... Uczą się w Poznaniu. Dziękuję - powiedział, gdy milicjant oddał mu dowód.
- Dawno nie widziałem takich uprzejmych glin. Nawet pamiątkowe nalepki dostałem - powiedział dając chłopcom po naklejce 'Bądź bezpieczny na drodze'.
- Nawet milicja kiedyś musi się zmienić - powiedziała Marta. - Romek, poczekaj chwilę, tam przy tym przystanku jest budka telefoniczna. Zadzwonię do Melanii, może połączę się po kierunku na Kamienną. Biedna, ciekawe jak sobie daje radę.
- Ty chyba nie mówisz tego poważnie? A może przez telefon chcesz jej wytrzeć nos?
- Melania siedzi i ryczy bo ukochany odjechał - wtrącił Mietek, specjalnie nadając swojemu głosowi złośliwe brzmienie. - Nie zjadła śniadania, nie zjadła obiadu, jak tata wróci to zastanie tylko szkielet. Tak jak ta księżniczka Brunhilda na zamku. Wybacz mi, Brunhildo...
Nikt nie skomentował tej tyrady, wjechali w granice Poznania i dojeżdżali do pętli na Górczynie. Widok zielonych tramwajów ocucił Macieja, czuł się jak przebudzony po pięknym acz mało realnym śnie. W ostatniej chwili przypomniał sobie o obowiązkach.
- Pan skręci teraz w lewo.
- A dalej jak?
- Prosto, za tym kościołem będzie pan miał cmentarz, dalej prosto i dopiero na pierwszej ulicy z tramwajami w lewo.

Maciej zastał mieszkanie w takim stanie, w jakim je zostawił. Tylko nieliczne kwiatki dramatycznie darły się o wodę i Marta w pierwszym odruchu polała je wszystkie. Maciej w zasadzie nigdy nie przyjmował gości. Jego koledzy mieli niepisany szlaban, zresztą nie miał kolegów, nieliczni goście rodziców szybko opuszczali przedpokój i znikali za drzwiami salonu, które w tym momencie stanowiły dla niego barierę nie do przejścia i mógł wyłącznie domyślać się, co się tam działo. Teraz problemy mnożyły się jak króliki na wiosnę: zapomniał powiesić płaszczy do szafy, zastanawiając się, czy goście powinni zdjąć buty czy nie. Matka żyła w kulcie świecących posadzek, matki jednak nie było a zmienianie obuwia uważał za w pewnym sensie upokarzające.
- Zrobisz mi jakiejś herbaty? - dopominał się Mietek. Maciej na przyśpieszonym praktycznym kursie uczył się roli gospodarza. Zasiedli przy stole w salonie, podczas gdy Maciej zmagał się z szukaniem szklanek, nigdy nie używali więcej niż dwóch, tymczasem tu trzeba było czterech.
- Piękne mieszkanie - pochwaliła Marta, gdy wszyscy już zasiedli przy stole. - Tylko trochę zimne.
- Bo trzeba napalić w piecu.
- Gdzie piec? - zapytał Romuald.
- W piwnicy. Węgiel jest, jak pan chce... Aha, wchodzi się z boku po prawej a ja zaraz dam klucze.
- Będziecie mieli problem z utrzymaniem tego domu w porządku. Wszystko się tu świeci jak w muzeum. Już sobie wyobrażam, jak tu będzie wyglądało za tydzień...
Maciej na razie nie chciał o tym myśleć, marząc wyłącznie o tym, aby móc odpocząć po podróży a najlepiej położyć się spać. Najgorsze, że czekała ich jeszcze przeprowadzka Mietka.
- No, chyba napalone - powiedział Romuald, kiedy pokazał się w drzwiach. - Ale węgiel będziecie musieli kupić. Myślałem o ogrzewaniu prądem ale na taką chałupę będzie trzeba co najmniej trzy kaloryfery olejowe. Drogo wyjdzie, już centralne ogrzewanie tańsze. To my się z mamą zajmiemy wypakowaniem auta, a wy, chłopaki, zajmijcie się pokojem.

Mietek obejrzał pokój krytycznym okiem.
- Duży jest, może być, ja bym to łóżko przesunął pod ścianę a ten regał stąd wywalił, potrzebny tu jak kurwie majtki.
- Coś ty powiedział? - usłyszał glos matki. - Chyba nie zamierzasz się tak wyrażać - specjalnie podkreśliła wyraz 'tak' - jak stąd wyjadę? Bo jeśli tak, to nie ma o czym mówić? Maciej, mam nadzieję, że tego nie słyszałeś...
Maciej oczywiście słyszał i gryzł dłoń aby nie parsknąć śmiechem. Dopiero ta uwaga poprawiła mu nastrój, wrócił stary dobry Mietek i posępne, zimne mieszkanie z miejsca zaczęło nabierać sensu i kolorów. Może nie będzie aż tak źle? Mietek też zaczynał powoli przywykać do nowych warunków i czuł się w nowym domu jak ryba w wodzie.
- To może ja zostanę, przygotuję chłopcom pokój i jakąś kolację a wy pojedziecie przeprowadzić Mietka do ciotki? Daleko to stąd?
- Kawałek, na Winogradach - odpowiedział Maciej i zrozumiał, że będzie potrzebny jako pilot. A miał tyle planów na czas, kiedy oni pojadą do ciotki. Zobaczyć w czterotomowej encyklopedii o homoseksualizmie, przygotować pokój, uruchomić radiobudzik, rozprostować palce na klawiszach, posłuchać tych płyt, co dostał od pana Romana - a przywiózł trzy płyty Pink Floyd, wreszcie zadzwonić do Melanii. Tymczasem będzie kluczył po ciemnych ulicach Poznania, nie wiadomo o której wrócą... Jedyne, co go ciekawiło, chciał zobaczyć, w jakich warunkach Mietek mieszkał do tej pory i to poprawiało mu nastrój. Wszystko co tyczyło się tego chłopaka stawało się ważne, ważniejsze, najważniejsze. Zatem nie ma powodu narzekać, a radiobudzik uruchomi jak wróci...

- Widziałeś, kto przeszedł? - zwrócił się do Mietka, gdy wracali już od ciotki.
- Nie, za ciemno.
- Ten facet, co dał nam kurczaka i którego kasety mamy. Może pan skręcić jakoś i go dogonić?
Roman dopiero teraz zorientował się, że mówią o niewysokim mężczyźnie, który objuczony wielkim plecakiem i ciężkimi torbami szedł w stronę przystanku autobusowego.
- Nie mogę, mam zielone światło, muszę ruszać a tu jest zakaz skrętu w lewo. Jeśli mieszka w Poznaniu, a wszystko na to wskazuje, kiedyś go w końcu spotkacie. No i jeśli to ten sam człowiek oczywiście, w tej ciemnicy mogliście się pomylić.
- Plecak na pewno był ten sam a i twarz pamiętam - odpowiedział Maciek. Istotnie, skrzyżowanie Grunwaldzkiej i Grochowskiej nie należało do zbyt rzęsiście oświetlonych, część latarni była przepalona a jedyna jaśniejsza łuna dochodziła od strony kompleksu sklepów na Grochowskiej, zbyt daleko, by dawać wystarczająco dużo światła.

Gdy pożegnali Romana i przygotowywali się do spania, była już prawie jedenasta. Matka spała w pokoju pani Anny, chłopcy w pokoju Macieja, położonym od strony ulicy.
- Te tramwaje będą tak wyć całą noc?
- Nie, zaraz pojedzie ostatni, w nocy tylko autobusy, możesz spać spokojnie.
- Tak, i wstać o w pół do siódmej... Szkoda, że matka jest, nie poszlibyśmy do szkoły. A co, jesteśmy zmęczeni po podróży - powiedział Mietek. Maciej tymczasem uporał się z radiobudzikiem, nastawił budzenie i zgasił światło. Ze zdumieniem stwierdził, że jego dotychczas prawie za duże łóżko nagle zrobiło się przyciasne. Już prawie zasypiał, ale jak tu zasnąć z Mietkiem? Jego ręka zaczęła dobrze znaną trasę od brzucha do pleców i coraz niżej.
- Mietek, co robisz? - szepnął Maciek. - Nie tak, boli - protestował, czując, że Mietkowe palce znikają w głębi jego własnego ciała, w miejscu, którego nawet nie odważyłby się dotknąć poza naprawdę koniecznymi przypadkami. Po chwili dotyk był już wilgotny, delikatniejszy. Ale nawet fakt, że Mietek zaczął niebezpiecznie wibrować, nie powstrzymał go przed zamknięciem oczu i odpłynięciem. Daleko...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 10:37, 04 Gru 2014, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 44 tematy

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Śro 22:57, 03 Gru 2014    Temat postu:

Na tarasie stał Maciek z Melania a Mietek rzucał kulami wiec nie Mietek i Melania nie zwracali na to uwagi lecz Maciek i Melania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 68 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 23:01, 03 Gru 2014    Temat postu:

Dziękuję, poprawione Smile Imiona i twarze to coś, co w życiu średnio mi wychodzi a po kilku miesiącach nie znam jeszcze imion wszystkich moich współpracowników... Moje postaci znam raczej z charakteru, wyglądu, zachowania (częściowo dlatego, że są rzeczywiste), natomiast jak przychodzi do imion, to mam taki kłopot jak w zyciu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Śro 23:45, 03 Gru 2014    Temat postu:

Nie każdy jest idealny i szkoda, że zmieniłeś czas opowiadania na 13-14. Oczekiwałem tak jak było, czyli po 23.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 15 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin