|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 23:49, 03 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
To jutro będzie po 22. To akurat jest do dogrania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Śro 23:55, 03 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Haha, to może bonus. Po 13, a potem 22-23 Żeby wyrównać i zaczniesz normalnie po 22-23 hehe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 0:02, 04 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Zobaczymy, coś się zrobi. Ponieważ piszę wieczorem, jutrzejszy odcinek juz gotowy. Może w ciągu dnia dam radę napisac następny
A tak zupełnie na marginesie - może ktoś się weźmie do roboty i coś napisze? Ale coś innego niż cwelenie, precumy, sezony itp., normalną literacką polszczyzną, z normalnymi boahterami, jakimś problemem poza tym czy od przodu czy od tyłu? Bo okazuje się, że zapotrzebowanie na literaturę jest, a na chomika wchodzi coraz wiecej osób. Tyle, że pisać nie ma komu i już mam troche dośc tego, że sam się tu wygłupiam Nie lubię tak mowić, ale kiedyś to były czasy, jeden świetny tekst gonił drugi i trzeba się było naprawdę sprężać, żeby przyciągnąć czytelnika...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 0:29, 04 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 12:50, 04 Gru 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (64) |
|
|
Przez pierwszy moment po przebudzeniu Maciej nie mógł sobie do końca uświadomić, co się z nim dzieje, gdzie jest i co ma robić. Dopiero dźwięk porannego tramwaju dochodzący zza okna przywołał go do rzeczywistości. Do leżącego obok Mietka dźwięki budzika dobiegały o wiele oporniej a pierwszą reakcją były bezładne wymachy rękami. Przez moment Maciejowi nie zgadzała się zawartość jego własnego łóżka w zestawieniu z całą resztą.
- Cześć Maciora - wymamrotał Mietek.
- Cześć...
Mimo zaspania i raczej nikłego pragnienia kontaktu ze światem rzeczywistym Maciej pogładził policzek przyjaciela, nawet nie zastanawiając się specjalnie co robi. Najchętniej nie ruszałby się stąd, no, może po pół godzinie wstałby i zrobił śniadanie, po czym położył się znowu. Już miał podarować sobie dodatkowe minuty, kiedy radiobudzik, uciszony przez pomyłkę tylko na dziesięć minut, odezwał się znowu.
- Wyłącz mi to cholerstwo - wymamrotał Mietek - i kładź się - dodał, widząc, że Maciej, po krótkim szamotaniu się z budzikiem nie wrócił do łóżka.
- A szkoła? Już w pół do siódmej, zanim zrobię śniadanie, zanim je zjemy, spakujemy się do szkoły, będzie już piętnaście po siódmej. Kto idzie pierwszy do łazienki, ja czy ty?
- Jesteś okrutny. Ale znaj moje dobre serce... Idź pierwszy.
Maciej co prawda uznał, że Mietek okazałby dobre serce pozwalając mu jeszcze trochę dojść do siebie, ale nie wdawał się w polemikę. Nastawiając boiler i, jeszcze po drodze, czajnik na herbatę, dziwił się, że prawie zupełnie odzwyczaił się od miejskiego życia. I że nie jest ono wcale takie piękne. Bez psa witającego wesołym merdaniem ogona, bez kota rozwalającego się na siedzeniu, bez ciemnej zieleni lasu za oknem. Dopiero na widok znajomych sprzętów w kuchni pomyślał o matce i odczuł dreszcz niechęci.
Do teraz Maciej nie golił się. Jego twarz porastały bezładne kłaczki, które do tej pory obcinał nożyczkami i to mu starczyło. Jednak obiecał sobie, a zwłaszcza Mietkowi, że weźmie się za siebie. Czyli wypadałoby się ogolić, tak naprawdę po raz pierwszy w życiu. Nie mając większego pojęcia o tej czynności, spryskał twarz pianką do golenia, wyciągnął maszynkę, z tych otrzymanych w prezencie od Mietka i rozpoczął golenie. Jeszcze nie dojechał do połowy wargi, gdy ostry ból sparaliżował mu tak rękę jak i twarz. Biała pianka zaczęła przybierać coraz bardziej czerwony kolor, czego Maciej nie mógł zauważyć, gdyż pianka wdzierała mu się w usta, oczy a nawet w uszy. Pozbyć się tego jak najszybciej - pomyślał i rozpoczął nerwowe manewry z golarką, nie zaglądając nawet w lustro. Opłukał twarz wodą, która przybrała niepokojący, rdzawy kolor, wytarł ręcznikiem, na tyle kolorowym, by nie zauważyć jak zmienia barwy i opuścił łazienkę.
- Jezus Maria, Maciej, co się stało? - krzyknęła Marta, która odpracowała już poranną wycieczkę do spożywczego po świeże mleko i bułki i przygotowywała chłopcom śniadanie.
- Goliłem się - odpowiedział Maciej niewyraźnie, walcząc z bólem twarzy. Chcąc pozbyć się swędzenia na policzku i uczucia, jakby coś po nim ciekło, przetarł go ręką. Dopiero czerwień palców uświadomiła mu, co się stało.
- A ja myślałem, że ci dali po ryju i zastanawiałem się, za co - powiedział wyłaniający się z pokoju Mietek. - Masz zamiar straszyć w szkole?
- Mietek, to naprawdę nie jest temat do żartów i rynsztokowego słownictwa - zirytowała się Marta. - Zobaczymy jak ty będziesz wyglądał po pierwszym goleniu...
- Na pewno nie tak jak maciora po świniobiciu. Nawet pasuje...
- Weź go do łazienki i pomóż mu doprowadzić twarz do porządku. Macie gdzieś opatrunki, plastry czy coś takiego?
- Tak, apteczka jest w tej wiszącej szafce - Maciej wykonał gest ręką.
- Mogę wiedzieć jak się goliłeś? - naciskała pani Marta. Chcąc niechcąc Maciej musiał po kolei powiedzieć co robił.
- Na suchą skórę... No to się tak musiało skończyć. Mietek, wieczorem pokażesz Maćkowi, jak się goli. Tata cię uczył, chyba wszystkiego nie zapomniałeś.
- Ale... - próbował protestować Maciej.
- Bez gadania. Teraz, Mietek, zrób coś z tą jego twarzą, ja skończę śniadanie. Już za pięć siódma, nie macie za wiele czasu.
Wbrew obawom Macieja Mietek bardzo delikatnie obchodził się z ranami na twarzy.
- Teraz będzie trochę bolało - powiedział, sięgając po butelkę z wodą kolońską. Maciej skrzywił się od ostrego bólu ale nie powiedział słowa. Łagodny dotyk Mietka koił wszystkie bóle. Może nawet warto było. Nakładając opatrunek na twarz siedzącego na wannie Macieja Mietek przywarł piersią do jego ucha. Bicie serca i szum wydychanego płucami powietrza był dodatkową premią za ten poranny koszmar.
- Wieczorem ci pokażę, jak się goli - powiedział Mietek - tak jak mama kazała.
- Zaraz, ale co ty chcesz golić? Nie mam włosków na twarzy...
- I prawie nosa. Masz jedno miejsce, gdzie włoski nie są tak bardzo potrzebne.
- Jakie?
- Domyśl się...
Maciej domyślał się i gdyby miał więcej czasu, z miejsca wyraziłby swój sprzeciw. Golić się w takim miejscu? Jednak nawoływania pani Marty sparaliżowały wszelkie indagacje.
- Macie dziś lekcje z waszą wychowawczynią? - zapytała Marta podczas śniadania. - Musiałabym z nią porozmawiać, głównie przecież po to tu przyjechałam.
- Tak, druga godzina, możesz zadzwonić do pokoju nauczycielskiego i się z nią umówić - odpowiedział Mietek. - Numer masz, dzwoniłaś nieraz, szpiegując mnie. To ten sam. Tylko nie rób nam siary, najlepiej przyjedź jak nas już nie będzie.
- Pojadę wtedy, kiedy pani Lisicka będzie miała czas ze mną rozmawiać -ucięła Marta. A ty Mietek uważaj w tramwaju na tę swoją nogę i nie szalej po drodze.
Wiktoria Lisicka weszła do klasy i, jeszcze przed przywitaniem, nerwowo powiodła oczyma po zebranych uczniach. Szybko się jednak uspokoiła, bo przedmiot jej troski i kilku poczynań w ostatnim czasie w postaci dwóch wychowanków siedział w ławce. I to tej samej, co było pewnym zaskoczeniem, jako że Maciej zawsze stronił od towarzystwa i wybierał samotną ławkę w ostatnim rzędzie. Maciej co prawda nie wyglądał najlepiej a jego twarz pokrywało kilka dość niestarannie założonych bądź przekrzywionych w porannym tramwajowym tłoku opatrunków. Trzeba ich o to zagadnąć ale na osobności - zanotowała w pamięci. No i skontaktować się z ich matką, miała dla niej kilka dobrych wiadomości. Pewnie tu jest, miała przywieźć chłopców do Poznania.
- Chcę na początku - powiedziała, gdy już sprawdziła listę obecności - szczególnie podziękować Mietkowi Rudzkiemu za zaopiekowanie się naszym kolegą Maćkiem Maciejewskim podczas ferii świątecznych.
- Coś ciężko mu szło - zauważył kwaśno Łaciaty, wzbudzając tym rechot większej części klasy. - Jeden poobijany, drugi połamany.
- Tobie nie poszło w ogóle, choć miałeś taką możliwość. Natomiast szło ci nieco lepiej w mieście, prawda? Zatrzymanie przez milicję w stanie nietrzeźwym, wymiotowanie na chodniku... Gratulacje, dorastamy, panie Łata.
- E tam, pani profesor, impreza noworoczna była. Czasem człowiek się zapomni...
- Zobaczymy jak ten twój brak pamięci podsumuje kolegium do spraw wykroczeń, bo tam chyba ta sprawa trafi. Na razie masz tylko dywanik u dyrektora. Życzę ci, aby następny rok jednak nie zaczął się dla ciebie tak pechowo... I jeszcze w tej samej szkole.
Łata siadł mamrocąc pod nosem kilka niewyraźnych słów, a po jego minie było widać, że nie życzy nauczycielce szczęśliwego Nowego Roku.
- Uprzedzając pewne fakty, które i tak wyjdą na jaw, obaj chłopcy z powodu poważnej choroby mamy Maćka będą mieszkać razem. Ponieważ będzie to dla nich trudny okres, prosiłabym o wyrozumiałość i ewentualnie pomoc.
- Mamy im przyjechać prać gacie, czy co? - padło spod okna. To Porażyński, kolejny klasowy 'asior'.
- Będę szczęśliwa jak będziesz prał swoje i przychodził w trochę schludniejszym stanie do szkoły.
Na wyrozumiałość a już szczególnie na pomoc klasy nie mogła liczyć. Zbiór indywidualności, który nawet po pół roku nie stworzył nawet pozoru zgranego kolektywu. Nawet robienie głupich dowcipów nauczycielom nie szło im zbyt sprawnie.
- A teraz myślę, że najzagorzalsi dyskutanci są już na tyle wprzęgnięci w szkolne życie, że przypomną nam to i owo. Paweł Porażyński, mógłbyś odświeżyć naszą pamięć w zakresie liczb kwantowych elektronów?
Korzystając z przerwy, Maciej zagłębił się w szkolnej bibliotece. Nawet nie bardzo wiedział, jak szukać. Beletrystyka odpadała w przedbiegach. To pewnie będzie na półkach dla nauczycieli - pomyślał i udał się w inny kąt dużej, jasno oświetlonej sali. Pedagogika, psychologia... Jak tego szukać? Do tej pory prosiło się o książkę bibliotekarza, tym razem to w ogóle nie wchodziło w rachubę. Pani bibliotekarka, starsza osoba, nie wzbudzała u Macieja zbyt dużego zaufania. Po chwili wertowania znalazł półkę opatrzoną tabliczką zdrowie. Przeglądał jej zawartość. Nagle jego wzrok padł na grzbiet opatrzony tytułem: Kazimierz Imieliński, Zboczenie płciowe. Wystraszył się i dopiero po chwili sięgnął po książkę. A więc jest zboczeńcem... Wypożyczenie nie wchodziło w rachubę, nie miałby czelności położyć tej pozycji na ladzie bibliotekarki, zwłaszcza że tytuł był tak wybity, że trudno by go było nie zauważyć. O, przyszedł zboczeniec do biblioteki. Trzeba więc będzie przychodzić tu i w tajemnicy podczytywać przy półce. Nawet do czytelni nie zabierze, bo musi wypisać rewers i wręczyć go bibliotekarce, która następnie postawi pieczątkę na wklejce.
- O dobrze, że jesteś, Maciej - usłyszał za sobą znajomy głos. To była profesor Lisicka. - Można wiedzieć, czego szukasz?
Maciej z książką Zboczenie płciowe w rękach myślał, że się spali ze wstydu. Nauczycielka wzięła książkę do ręki.
- Imieliński... To chyba dla ciebie za trudne. Ale... Nie podejrzewałam ciebie o taką literaturę. Może masz jakiś problem?
Jak olśnienie przyszła mu do głowy myśl, ze przecież nie musi kłamać, może powiedzieć inną prawdę, prawdę o której na szczęście w tej chwili sobie przypomniał.
- Mam referat z przysposobienia do życia w rodzinie.
- A o czym piszesz?
- Niebezpieczeństwa zbyt wczesnego rozpoczynania życia płciowego.
- Ale to raczej nie tutaj. W zasadzie mógłbyś popatrzeć na kilku kolegów i koleżanek z klasy i by wystarczyło. Ale jeśli już to są łatwiejsze pozycje, to jest książka dla studentów medycyny. No i wątpię, czy znajdziesz tu cokolwiek na ten temat. To już lepszy jest Jaczewski, Mikołaj Kozakiewicz, on zdaje się został posłem, poczekaj, pomogę ci je znaleźć...
Po kilku minutach Maciej znów mógł w miarę spokojnie oddychać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 2:55, 07 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Czw 15:37, 04 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
A czego homowy oczekujesz, skoro np. vergillius nie dokończył swojego opowiadania itd?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 21:58, 04 Gru 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (65) |
|
|
Jeszcze nie minęły dwadzieścia cztery godziny od jej przyjazdu do Poznania a już była zmęczona miastem, kolejkami, łoskotem tramwajów dobiegającym od okna. Jeśli kiedykolwiek chciała mieszkać w wielkim mieście, to powoli zmieniała zdanie. Zakupy zajęły jej prawie dwie godziny, łącznie z dojazdem do centrum tramwajem i powrotem. Dobrze, że chłopcy poinformowali ją w sprawie biletów, bo, przyzwyczajona do kupowania w autobusie, dziś zapłaciłaby karę. Poznań jej specjalnie nie urzekł, z racji wykonywania swojej pracy bywała czasem we Wrocławiu, który wydawał się jej bardziej wielkomiejski, nowocześniejszy a jednocześnie bardziej przyjazny ludziom. Ta myśl nawiedzała ją wielokrotnie, gdy szła, popychana prze innych od Okrąglaka w stronę Paderewskiego. Mało nie wepchnęli jej pod tramwaj. Robiąc zakupy pamiętała, że na jutro umówiła się z wychowawczynią chłopców, aby przedyskutować wszystkie najważniejsze sprawy. Na szczęście profesor Lisicka sama zaproponowała odwiedziny na Grunwaldzkiej a Marta przystała na to z ochotą, gdyż zwalniało ją to z tramwajowego koszmaru. Oczywiście podejrzewała, że za tym kryje się chęć naocznego przekonania się o warunkach mieszkaniowych i innych, w jakich będą mieszkać chłopcy, ale trudno to było jej mieć za złe, wręcz przeciwnie, to chyba dobrze, że wychowawca interesuje się tym, co robią jego wychowankowie.
Obiad był już prawie przygotowany. Popatrzyła na zegarek. Piętnaście po trzeciej. Chłopcy już dawno powinni wrócić ze szkoły, według ich deklaracji lekcje kończyły się za piętnaście druga a szkoła była oddalona o jakieś dwadzieścia minut tramwajem. Może coś się stało? Kolejny przejeżdżający ulicą tramwaj wywołał w niej kolejne niewesołe myśli. Tempo miejskiego życia to również wariackie tramwaje, wypadki, przestępcy... Nie wierzyła co prawda w jakieś przesadne zainteresowanie przestępców ich synem, prędzej córką, ale wypadek uliczny wcale nie był taki niemożliwy. Nie było tygodnia, aby w dzienniku nie widziała skutków jakiejś katastrofy komunikacyjnej. A jeszcze Mietek z tą nogą, nie zdąży na skrzyżowaniu i nieszczęście gotowe. Z nudów postanowiła dokończyć wypakowywania reszty rzeczy z walizek. Oczywiście walizka Mietka zawierała rzeczy wciśnięte byle jak, a zamykana była prawdopodobnie metodą dopychania kolanem. No i zawierała masę niepotrzebnych rzeczy. Po co mu piła i śruby?
- No, ładnie. Co to za rewizja? - usłyszała za sobą.
- To raczej ja chciałabym wiedzieć, o której godzinie się wraca ze szkoły. No i gdzie jest Maciej - dodała po chwili, gdyż cisza świadczyła, że Mietek przyszedł sam.
- A to moja wina. Zapomniałem się i pojechałem na Winogrady, do ciotki - odpowiedział Mietek.
- Jak to mogłeś zapomnieć gdzie mieszkasz? - wściekała się Marta. - przecież miałeś wracać z Maćkiem.
- To ty nie wiesz? Dziś poniedziałek i Maciej ma szkołę muzyczną, pojechał zaraz po lekcjach.
No tak, na śmierć zapomniała. Roztrząsając co mogło się stać z chłopcami po szkole nie przyszło jej do głowy najprostsze i najbardziej prawdopodobne rozwiązanie, choć tyle było o tym mowy.
- A ciotka zaprasza cię na kawę, póki jeszcze jesteś, tylko masz ją uprzedzić. I przesyła pozdrowienia.
- Dziękuję. A co to jest? - zapytała wyławiając z walizki Mietka paczkę carmenów.
-No to są przecież twoje papierosy. Pakowałem rzeczy z półki jak leci, mogły się wziąć same.
- Tak, same się wzięły... Mógłbyś chociaż kłamać bardziej przekonująco. Carmeny paliłam ostatnio jakieś dwa miesiące temu i raczej nie w twoim pokoju. Na papierosy jeszcze masz czas a w ogóle to wolałabym abyś w ogóle nie palił.
- Jak ty możesz to mówić, skoro sama palisz? - zgasił ją Mietek.
Kłóciliby się dłużej, gdyby nie ostry dzwonek u drzwi. Marta popatrzyła na Mietka w popłochu. Formalnie żadne z nich, przynajmniej od czasu, kiedy sprawa nie zostanie obgadana z panią Anną, nie miał prawa być w tym mieszkaniu. Wczoraj, jadąc do Poznania i przygotowując się psychicznie do mieszkania, ze łatwo mogłaby paść ofiarą prowokacji: Anna niby zgadza się na ich mieszkanie tutaj, po czym, wiedząc, że oni tu już są, dzwoni na milicje i informuje o włamaniu. Po tej kobiecie można się wszystkiego spodziewać, lepiej dmuchać na zimne, choć mało prawdopodobne. Marta postanowiła zatem, że nie będzie otwierała drzwi nikomu i dawała rozpaczliwe znaki Mietkowi, by ten też tego nie robił.
- Mietek, gdzie się pchasz! - zganiła go. Tymczasem dzwonek dzwonił coraz częściej i bardziej natarczywie. W końcu Mietek, nie zważając na protesty Marty, zdecydował się sprawdzić.
- Nie idź!
- A jak to Maciej?
- Maciej ma własne klucze, nie musi dzwonić jak do pożaru.
- Właśnie nie ma, dał mi... Na wszelki wypadek, gdybyś jeszcze nie wróciła z miasta. Tyle że nie przewidział, że ja zapomnę przyjechać do domu...
Marta patrzyła na Mietka z niedowierzaniem.
- I ty wiedziałeś i siedziałeś cicho?
- Przecież kazałaś mi nic nie mówić i właśnie siedzieć cicho... - powiedział z niewinną miną Mietek.
Wbrew obawom Marty, Maciej potraktował całe zdarzenie na wesoło.
- Poczta była? - zapytał. - Powinien przyjść rachunek za telefon, zawsze przychodzi koło dziesiątego.
- Nie, ale zapomniałam, że macie jeszcze rachunki do popłacenia. Zaraz siądziemy i zrobimy listę wydatków, żeby o niczym nie zapomnieć. Jeszcze wam prąd czy gaz odetną i będziecie mieli dodatkowy problem. Jutro będę rozmawiała z waszą wychowawczynią, zorientujemy się, co będzie mogła pokryć szkoła. No i musimy pojechać do szpitala bo muszę porozmawiać z twoją matką.
- Czy nie mogłaby pani oszczędzić mi tej wizyty? - zapytał Maciej. - Wolałbym jej jeszcze nie oglądać.
Marta nie od razu odpowiedziała. Niechęć chłopca do matki była dla niej wiadoma prawie do samego początku, ale żeby się w ogóle nie stęsknić, zwłaszcza kiedy matka była po ciężkiej chorobie?
- Maćku - powiedziała i dla większego efektu chwyciła go za przegub dłoni. Wiedziała, że on to lubi i zwiększało to jej szanse dotarcia do niego. - To jest twoja matka, jak by nie było, twoim obowiązkiem jest ją odwiedzić, zwłaszcza w takiej sytuacji. Mietka również, ona musi wiedzieć, co się z tobą dzieje, poznać osobę, z którą będziesz mieszkał, w końcu to jej dom i formalnie ona odpowiada za twoje bezpieczeństwo, prawda?
- Tak, ale... Co sobie pomyśli moja matka widząc mnie tak pociętego na twarzy a Mietka w gipsie? Dość już mieliśmy tych głupich uwag w szkole. Matka się przerazi i dopiero wtedy zaczną się problemy. Nie, ja nie idę.
Dopiero teraz dotarło do Marty, czego naprawdę boi się Maciej. Logiki mu nie można było odmówić, a historia dotychczasowych kontaktów z panią Anną nie nastrajała optymistycznie.
- Nie wierzę, że będzie tak źle, uważam, że martwisz się na zapas. A jakbyś nie przyszedł - to dopiero wywołałoby domysły.
- Najwyżej powiemy twojej mamie, że złapałeś AIDS od mojej siostry - powiedział Mietek. Zaraziłeś się przy fortepianie...
Marta zastanawiała się kiedyś, co jest lepsze, upominać Mietka po każdym takim wystąpieniu czy po prostu nie reagować, licząc w duchu na to, że kiedyś zmądrzeje. Przetestowała obie opcje i nie była przekonana do rezultatów żadnej z nich, po prostu nie działały. Opcja druga była o tyle lepsza, że sytuacja nie eskalowała, choć bynajmniej nie ograniczała liczby takich niecodziennych przemówień.
- Teraz idziemy się kąpać i niech nam mama nie przeszkadza. Jak usłyszysz dzikie krzyki to znaczy, że Maciej jest już bez skóry i trzeba dzwonić po zakład pogrzebowy - powiedział Mietek i zniknął za drzwiami łazienki.
Maciej z przerażeniem wpatrywał się w narzędzia, które Mietek zgromadził w zlewie. Maszynkę do golenia, piankę, wodę kolońską pęsetę - wszystko wyjęte z wiszącej szafki.
- Ty weź się nie wygłupiaj...
- A ty zdejmij gacie. No, już.
- Ale... Po co?
- No mam cię nauczyć golić się, czy nie? Najlepiej spróbować tam, gdzie są włosy i gdzie, nawet jak się zatniesz, to nie będzie widać.
Jeśli to wytłumaczenie miało uspokoić Macieja, to zamiar okazał się zupełnie chybiony.
- Nie lepiej pokazać mi to na ręce lub nodze?
- Noga jest tuż zaraz, nie bój się. Teraz umyj tę swoją... brodę. Tylko ciepłą wodą i mydłem.
Maciej miał trochę kłopotów, by sięgnąć podbrzuszem do wysokiego zlewu, w końcu, rozchlapując sporą ilość wody na podłodze, spełnił prośbę Mietka.
- Teraz pokażę ci, jak rozsmarować piankę - powiedział i przystąpił do demonstracji. Dotyk ręki Mietka w podbrzusze i przypadkowe drażnienie członka przez nadgarstek spowodowały, że Maciej zareagował natychmiast.
- No nie, tak nic nie zrobimy. Nie możesz nic zrobić, by ci opadł?
- Obawiam się, że nie... Chyba że... No ale wtedy może dalej stać.
- A gdybyś wszedł do zimnej wody i zamoczył co trzeba? Tu jest miska. W zimnej wodzie zawsze opada.
- A później będę mył to znowu ciepłą wodą... To jest bez sensu.
- Wciśnij go po prostu między nogi - powiedział Mietek i chwycił za członka. - Ściśnij nogi - powiedział.
Maciek zaczął golenie od góry i zarost schodził płynnie i bez bólu.
- To ja już umiem - powiedział po ogoleniu kilku centymetrów.
- Ale jest nierówno. Nie lepiej zgolić to do końca?
- Sam sobie zgol - odciął Maciej, zapominając, że trafia w czuły punkt Mietka, który zarostu miał jak na lekarstwo i zależało mu bardziej na szybkim wzroście niż na całkowitym pozbyciu się.
- Nie wkurzaj mnie. I daj mi spokój.
Maciej nie tak wyobrażał sobie koniec ich wspólnej zabawy w łazience i zrobiło mu się przykro.
- Mietek... Ja naprawdę nie chciałem. Nie zachowuj się jak baba. No... Daj pyska. I dzięki za pokaz.
- To... Teraz ty zrób coś dla mnie, dobra?
- Zależy - powiedział wymijająco Maciej. Już powoli uczył się, że nie na wszystko należy od razu się zgadzać i po raz pierwszy zastosował to wobec Mietka.
- Pokaż mi...
- Przecież dopiero co oglądałeś, nawet trzymałeś w ręce.
- Nie to. Tam z tyłu, wiesz.
Maciej w lot chwycił o co chodzi przyjacielowi, choć wstyd jeszcze brał w nim górę. On nigdy by się nie odważył. Jednak Mietek miał jakąś fiksację na punkcie tego miejsca a on chciał mu wynagrodzić popełnione przed chwilą faux pas.
- Jak musisz...
Mietek sapał gdy rozchylał pośladki i ujrzał to, co rozpalało jego wyobraźnię w ciągu ostatnich dni. Nie wyobrażał sobie, że tak to właśnie będzie wyglądało. Naślinił palec i delikatnie przejechał dokoła, po czym lekko zagłębił.
- Boli...
A gdyby tak go dosiąść? Nie do końca a tylko na niby? Sam pomysł, że dotknie tego miejsca członkiem spowodował, że pot mu wystąpił na czoło. Ciężko oddychając wyciągnął członka już śliskiego z podniecenia. Pocieranie dało prawie natychmiastowy efekt i w ostatnim ruchu spróbował zagłębić sam czubek.
- Czym ty dotykasz? - spytał Maciej. - Tak przyjemnie...
- Tym co lubi to miejsce najbardziej.
Maciej poczuł gorącą ciecz cieknącą mu po nogach i słyszał głęboki oddech. On już też był blisko.
Wieczór minął na ćwiczeniach Maćka na fortepianie i desperackiej próbie Mietka napisania rozprawki z polskiego.
- Pamiętajcie że jutro po południu mamy odwiedziny pani Lisickiej i tym razem wracajcie prosto do domu - powiedziała Marta żegnając się z chłopcami przed snem. - Maciej, masz jutro szkołę muzyczną?
- Nie, tylko w poniedziałki, środy i piątki.
- To przygotuj się, że w czwartek musimy odwiedzić twoją mamę.
Tylko ta uwaga wystarczyła, by zepsuć Maciejowi humor na cały wieczór. Mylił się częściej przy fortepianie a zadanie z matematyki, równanie z parametrem, przepisał z zeszytu Mietka, sam dochodząc zaledwie do połowy.
- Wytłumaczę ci to, Maciora.
- Nie... Nie chce mi się myśleć, jak pomyślę o tym szpitalu... A jak matka się nie zgodzi, zmieni zdanie albo co? Ty wrócisz na Winogrady a ja... Może dom dziecka?
- Nie gadaj bzdur. Oddaj mi ten zeszyt i idziemy spać. Nie myśl o tym, teraz nic już nie zmienisz. Co będzie to będzie. No daj dzióbka.
Pocałunek był długi, namiętny i kojący, przedłużany tylko po to, by jak najpóźniej wrócić do rzeczywistości. `
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 2:53, 07 Gru 2014, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Czw 22:26, 04 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Jesteś kochany
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 0:36, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Cóż, nie oceniajmy Vergiliusza, rożne przypadki chodzą po ludziach. ja też musialem spaść na ponad rok. Inni autorzy tez tu bywają, np. wczoraj spotkałem kogoś, kto zalega z zakonczeniem bardzo dobrego opowiadania (jest na rozpoczętych) i myslałem, że dawno dał sobie spokój... Co podejrzewam, że obecnie to miejsce po prostu zniechęca ludzi do pisania. Nie to, bym mial coś przeciw opowiadaniom, które obecnie powstają - ale może inni mają i wcale bym sie nie dziwił. Rada w tej chwili jest jedna - zacząć pisać i udzielać się na forum. Tak zupełnie na marginesie, jest tu przepis, że administracja ma prawo usunąć kogoś, kto przez 3 miesiące nie napisał postu. Tyle, że w tej chwili nie ma administracji... Eh, szkoda słów. Ale jakby komuś sie chciało jeszcze pisać, byłoby pięknie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 21:41, 05 Gru 2014 Temat postu: Inni, tacy sami (66) |
|
|
Zapchany tramwaj podjechał na przystanek i z miejsca zgromadziła się wokół niego grupka co silniejszych i młodszych kandydatów na pasażerów. Maciej zatrzymał Mietka gestem ręki, obserwując bacznie sytuację przy drzwiach. Gdy pasażerowie wcisnęli się już do wozu, motorniczy z trudem zamknął automatyczne drzwi i zielony tramwaj wolno opuścił przystanek.
- Może następny będzie luźniejszy - powiedział Maciej z nadzieją w głosie.
Mietek tylko skinął głową, resztki snu nie opuściły go jeszcze na dobre i obserwował całą sytuację mętnym, na wpół przytomnym wzrokiem. Ale następny tramwaj wcale nie był mniej zatłoczony, dopiero za dziesięć minut udało im się dojechać do Kaponiery, gdzie również musieli odpuścić sobie kilka wozów.
- W tym tempie zajedziemy na trzecią lekcję - kwaśno zauważył Maciej. - Nie lepiej było wziąć taksówkę?
- Nie stać nas, a nawet gdyby było, wolałbym wydać te pieniądze na coś innego.
- Ale do tego musimy wejść, bo Kamiński nas zamorduje...
- Musimy pojechać choćby nie wiem co - powiedział twardo Mietek i gdy tylko tramwaj podjechał na przystanek, ruszył wraz z pokaźną grupką ludzi w stronę drzwi.
- A ty na koniec, bo ci ten gips zmiażdżą - pouczył go jakiś starszy mężczyzna. Kilka innych głosów również mu poradziło, że może dałby sobie spokój. Zrezygnowany Mietek zrejterował. Wzmagał się wiatr, a przystanki na Kaponierze nigdy nie były zaopatrzone w wiatę. Dopiero następny tramwaj, który przyjechał po dziesięciu minutach, był na tyle luźny, że weszli bez problemu.
Gdy weszli do klasy, lekcja trwała już od kilkunastu minut. Była to fizyka z profesorem Kamińskim, który nie tolerował spóźnień, sam przy okazji będąc wzorem punktualności.
- No pięknie, Rudzki i Maciejewski. Dobrze się spało?
- I nie tylko spało - zażartował na głos Łaciaty. - Tak to jest jak dwóch samców mieszka w jednym domu...
Przez klasę przeszedł rechot, który profesor Kamiński zdawał się zlekceważyć.
- Nie mogliśmy wejść do tramwaju, panie profesorze. Nie kiedy Mietek jest w gipsie.
- Żadne wytłumaczenie, Maciejewski - ciągnął fizyk. - To wtedy wstaje się wcześniej i jedzie wcześniejszym tramwajem. Obaj macie nieobecność na lekcji z poinformowaniem dyrekcji. A dyrekcja w tej szkole to ja - zakończył.
Kamiński był wicedyrektorem liceum i z tego faktu korzystał kiedy tylko mógł. Jego generalną zasadą było trzymanie dystansu do uczniów i jego rodziców. Zapowiedzi nowego ministra oświaty Henryka Samsonowicza o demokratyzacji szkół przyjmował jako brewerie i nieraz już zapowiadał, że nie zamierza tak łatwo się poddawać. A jego liceum nikt kończyć nie musi. Sam był partyjnym i nieprzejednanym zwolennikiem socjalizmu. Klęski czerwcowej nie przyjął do wiadomości, licząc na bratnią interwencję wojsk radzieckich. Ponieważ jednak każdy dzień i każdy następny dziennik telewizyjny przynosił mu coraz gorsze informacje, obiecał sobie, że jego szkoła, tak długo jak to tylko możliwe, zostanie bastionem starego porządku. Gdy od września zdegradowano go do pozycji zastępcy, a stanowisko dyrektora powierzono koleżance, która jawnie popierała Solidarność, zhardział jeszcze bardziej i szukał tylko okazji by wziąć rewanż, obojętnie na kim, uczeń był zawsze najłatwiejszym obiektem ataku, to atakował uczniów.
- To wy mieszkacie razem? Bez opieki? Mogę znać jakieś szczegóły?
- Moja matka jest w szpitalu, ma raka. Opiekuje się nami matka Rudzkiego.
Kamiński popatrzył uważnie na obu uczniów stojących na środku klasy.
- A tak, słyszałem coś. Jesteście usprawiedliwieni ale na przyszłość nie spóźniajcie się. Gdzie mieszkacie? Grunwald? To jeszcze nie koniec świata, da się stamtąd dojechać. To jeszcze się mieści w granicach ludzkiego Poznania...
Przez klasę przeszedł szmer zdziwienia. Podobne sytuacje kończyły się najczęściej na dywaniku a bywało, że i zawieszeniem w prawach ucznia. Czym takim zasłużyli się Rudzki i Maciejewski, że nawet Kamiński traktuje ich ulgowo?
Na dużej przerwie Maciej został zaczepiony przez Łatę w momencie, kiedy chciał iść do stołówki na kubek darmowej herbaty.
- Maciora, poczekaj, mam interes do ciebie.
- To znaczy? - zapytał Maciej rozpaczliwie rozglądając się na boki.
- Rozumiem, że masz wolną chatę. A ja nie mam gdzie ruchnąć mojej lali. Możesz tak spłynąć z Rudzkim na jedną noc?
Maciej zdziwił się bezczelnością oferty.
- Nie bardzo, matka Mietka z nami mieszka.
- Ale przecież nie będzie mieszkała w nieskończoność, prawda? Kiedy wyjeżdża?
- Nie wiem jeszcze - odparł wymijająco Maciej. Łaciatego nie cierpiał szczerze, problem jednak polegał na tym, że nie umiał rozmawiać z takimi bezczelnymi typami jak on.
- To się dowiedz, tylko do piątku. A jak nie, to...
- To co?
- Znajdzie się coś na ciebie, Maciora, Na każdego się znajduje. Jak to Gierek powiedział, dajcie mi człowieka a ja znajdę na niego paragraf. No to co, będzie lokal? I zimne piwo ma czekać, pamiętaj?
- Jak to się znajdzie? O czym ty mówisz? - spytał przerażony Maciej, z miejsca robiąc przyśpieszony rachunek sumienia.
- Nie graj idioty. Jak dwóch chłopaków mieszka razem... Pedały, a co? Wy już bez tego wyglądacie jak para pederastów. Rozpuści się trochę plotek, pokaże kilka zdjęć... Jeszcze nie pojechałeś z nim w dupala? Widzisz? Już się trzęsiesz. To co, będzie ten lokal czy nie? Bo już mi sperma nogawką cieknie a lala zużyła prawie całą świeczkę...
- To znaczy że mamy na całą noc zniknąć? I zostawić ci klucze?
- Ni mniej ni więcej, domyślny jesteś, Maciora. Jeszcze jakbyś nam obiadek przygotował...
- A gdzie my mamy spać?
- A co mnie to obchodzi? Chcesz mieć spokój czy nie? Poświęcisz się dla przyjaciela, prawda? Jest tyle pięknych miejsc, Cytadela, kilka parków... Możecie nawet hotel wziąć, to już nie moja sprawa. Ma być elegancko, darmo i w ogóle full serwis. A teraz spływaj.
Na pozostałych lekcjach Maciej nie mógł się skupić, myśląc wciąż nad żądaniem Łaciatego. O tym, że terroryzował kogo się da, wiadomo było od dawna a nauczyciele, chcąc mieć w szkole święty spokój, nie wnikali w szczegóły. Dopóki nikt nie przychodził pobity, wszystko było dobrze. Poza tym Łata przyszedł do szkoły jako dziecko lokalnej szychy i był praktycznie nie do ruszenia. I mimo że sytuacja polityczna zmieniła się diametralnie, to przecież nie na najniższych szczeblach. Kręgi, powiązania - to wszystko trwało i miało się jak najlepiej. Dlatego wybaczano mu drobne niesubordynacje, a że był niezłym uczniem, zaliczanym nawet do tych bardziej uzdolnionych, wybaczano mu wiele. Dopiero ostatni incydent, kiedy zbluzgał na rynku dwóch milicjantów i zwymiotował na ich spodnie podczas noworocznej imprezy na Starym Mieście, zaczął co niektórym otwierać oczy. O dziwo, nawet nie było żadnych nacisków z góry i sugestii, jak szkoła powinna załatwić tę sprawę, co wielokrotnie zdarzało się w takich wypadkach w przeszłości.
- Co się tak gryziesz? - zapytał Mietek, kiedy po lekcjach czekali na przystanku na tramwaj.
- Nic... - Maciej patrzył przed siebie, unikając wzroku kolegi.
- Ale ja wyraźnie widzę, że coś się stało. Od dużej przerwy odezwałeś się do mnie może dwa razy. Na lekcjach ani razu. Maciora, co się z tobą dzieje?
- Męczy mnie to wszystko. Zastanawiam, się czy dobrze zrobiliśmy zgadzając się mieszkać razem. Widzisz, jak niektórzy nas traktują. Z jednej strony Kamiński niemal je nam z ręki, sam nie wiem, co w tego dziada wstąpiło, z drugiej... No wiesz. Łata...
- Łatą się przejmujesz?
Chcąc niechcąc Maciej streścił mu rozmowę, którą odbył z Łaciatym na dużej przerwie, nie oszczędzając szczegółów. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak dobrze, mówiąc o sprawach, które go martwią lub bolą. Zżerało go gorąco, dochodzące gdzieś z głębi ciała, nie odczuwał wiatru chłoszczącego policzki. Mietek słuchał w milczeniu.
- Nasz tramwaj jedzie, później ci skończę. A nie można go przepuścić, bo w domu mamy wizytację.
Tramwaj na szczęście okazał się pustawy i do centrum dojechali w miarę komfortowo. Maciej ciągle przeżuwał odpryski rozmowy z Mietkiem i ultimatum Łaciatego. Te jego sugestie o homoseksualizmie... Jechać w dupala... Cały Łaciaty. Że też nauczyciele nie widzą, jaki to w gruncie rzeczy cham i prostak. Arek to, Arek tamto... Nawet jeśli komukolwiek to powie, mało kto uwierzy, nawet po tej wpadce na poznańskim rynku.
Na Kaponierze przesiedli się w zatłoczoną trzynastkę jadącą na Junikowo. O dziwo, w przeciwieństwie do ich drogi do szkoły, ludzie przepuszczali ich z chęcią i, niesłychane, pomyślał Maciej, nawet z uśmiechem na twarzy. Widać inaczej się jedzie do pracy a inaczej wraca do domu... Jednak wewnątrz tramwaju panował tłok, z trudem udało się uchronić Mietka przed naporem pasażerów. Stali na tylnym pomoście, bez możliwości oparcia się o cokolwiek, jedynie Mietek miał możliwość chwycenia za rurę. Tramwaj wjeżdżał już w Bukowską, kiedy Maciej poczuł dziwną sensację w podbrzuszu. Napór na jego czułe miejsce zwiększył się jeszcze, kiedy tramwaj zwalniał przed przystankiem na Matejki. Maciej rozejrzał się dyskretnie dokoła. Z lewej stały dwie dziewczyny, na oko dwunastoletnie, dyskutujące z zapamiętaniem szczegóły jakiegoś filmu w telewizji. Nieco dalej starsza kobieta w podniszczonym płaszczu, ani chybi emerytka, z drugiej zaś strony mężczyzna, chyba starszy, w kapeluszu, stojący tyłem. Czyli to musi być Mietek... Tymczasem ręka poczynała sobie coraz śmielej, zlokalizowała prawie sztywny członek i jęła go ugniatać za kołnierzyk. Maciej walczył ze strachem i podnieceniem, dwoma sprzecznymi uczuciami, targającymi go jednocześnie. Gdy tramwaj zatrzymał się przy klinice, był już prawie gotowy do spełnienia. Bał się jednak tej plamy na spodniach, tego, że zacznie sapać... Już teraz z trudem kontrolował oddech. Koniec nastąpił na kilkanaście metrów przed ich końcowym przystankiem.
- Mieciu - powiedział, kiedy już wysiedli z tramwaju. - Nie rób tego więcej.
- Czego?
- No wiesz...
- Nie, nie wiem, mów tak abym zrozumiał - Mietek wydawał się nieco poirytowany.
- No... Nie baw się moim... No to, co robiłeś w tramwaju.
- Ja? - na jego twarzy malowało się autentyczne zdziwienie. Ja cię nawet nie dotknąłem...
Maciej wierzył, że Mietek mówi prawdę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 2:51, 07 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Sob 15:21, 06 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Na weekend liczę na coś dłuższego
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Radoslav89
Adept
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Sob 15:48, 06 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
bez kitu, są coraz krótsze i mnie wnoszące do całego opowiadania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 16:11, 06 Gru 2014 Temat postu: Kończymy tę zabawę |
|
|
@Radek
Sorry ale skąd możesz wiedzieć co co wnosi? [cenzura]
@Analog
Nic nie będzie bo nie lubię być popędzany. Sorry, mam też własne życie, poza tym jestm poważnie chory. Pomijając wszystko inne, jestem zmęczony tym opowiadaniem, to miała być dla mnie jedyna radość w chorobie, tymczasem stałem się waszym zakładnikiem i pisanie stało sie koszmarem. Wątpię, czy cokolwiek jeszcze napiszę.
PS Może, jak nie umrę, napisze jakieś opowiadanie, gdzie osoby bez twarzy ale za to z dlugimi chujami wkładają je sobie do dupska i cwelą się na potęgę. To jest tu popularne...
PPS. Już rozumiem, dlaczego tu nikt juiż nie chce pisać. Miałem tego świetną próbkę. Czlowiek uczy się na blędach. I dziękuję za zabicie jednej z bardzo nielicznych przyjemności. Pisałem to opowiadanie w rzadkich momentach działania środków przeciwbólowych, ale nagle zaczęło się życzenie sobie terminów, narzekanie na krótkie odcinki,... Sorry, tak się nie będziemy bawić. Ludzie nawet brać nie umieją, nie mowiąc o daniu czegokolwiek z siebie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 2:45, 07 Gru 2014, w całości zmieniany 25 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 18:08, 06 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
A tak zupełnie na marginesie: pisanie dużych rzeczy w odcinkach to poroniony pomysł. Najlepiej napisac całość i opublikować to raz a dobrze. Przynajmniej nie ma nacisków czytelników, wymądrzania się itp. Lekcję odebrałem.
PS. Nie jest powiedziane, że nie będę tego kontynuował. Ale
1. Nie tutaj
2. Raczej nie teraz
3. Bedzie inaczej
4. Nie będzie możliwości komentowania. Kto chce ten czyta, przymusu nie ma.
5. Tu raczej nie podam, gdzie będą sie ukazywały nowe odcikni. Wolałbym mieć wpływ na to, kto je czyta.
Na razie ogłaszam przerwę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 18:36, 06 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Radoslav89
Adept
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Sob 19:51, 06 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Reagujesz zbyt impulsywnie.. codziennie wchodzę po pare razy tylko i wyłącznie dla tego opowiadania, ale ostatnio bardzo powoli rozwijałes fabułę. Skoro nie umiesz przyjąć zwykłej oceny, bo mojego poprzedniego komentarza krytyką nie nazwałbym, to nie wiem po co tak się udzielałem i zagrzewałem Cię do dalszego pisania. Zastanów się czy Twoja reakcja jest właściwa. Życzę dalszej weny w pisaniu w opowiadaniu, gdziekolwiek ono będzię. Pozdrawiam Cie serdecznie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3188
Przeczytał: 69 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 20:08, 06 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Faktem jest, że trochę przesadzilem z tempem, poza tym naprawdę większość dnia zajmują mi rzeczy natury zawodowej i medycznej. Nie zawsze mam czas, nastrój i potrzebę pisania, bo oprócz tego mam robotę zawodową, też polegająca na pisaniu, niestety. A są w tym opowiadaniu okresy, które, nie czarujmy się, są nudniejsze niż inne. W zamierzeniu bylo rozłączenie mlodziaków w miarę wcześnie i własnie do tego podchodziłem. Teraz będę musiał zrobić coś innego. No i inaczej rozwiązać sprawę Sebastiana. Skoro tyle już chlapnąłem, to dodam, że to opowiadanie powstało w zamyśle jako historia Mateusza, który ma ojca geja (Maciorę) i Sebastiana, językoznawcy po potężnych przejściach - później dopiero dobudowywałem całą historię tego ojca. Więc mimo mojej dzisiejszej wściekłości, sprawa jest do uratowania i jeszcze nieraz się zdziwicie
Tragedią tego opowiadania było to, że polubiłem moich urwisów Dzika i Mietka, którzy mieli być tylko drugoplanowi. Gdybym pisał powieść, trochę bym ich później wyciszył, no ale z odcinkami jest tak, że napiszesz - poszło. I później robią się dlużyzny...
A co do impulsywnego reagowania - mam coś co się nazywa angina pectoris (plus silna astma i kilka mniejszych aż uciążliwych rzeczy) i jeśli do mojego porywczego charakteru dodasz całodzienne bóle w klatce piersiowej na które ledwie co działa, to faktycznie, overreacting jest
kwestią chwili. BTW bardzo mi się podoba sposób w jaki zareagowałeś.
PS A Melania to moja jedyna prawdziwa damsko-meska milość, w rzeczywistości Maria. Też na M
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 20:44, 06 Gru 2014, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|