Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lotosKryś
Wyjadacz



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 21:40, 16 Gru 2014    Temat postu:

Kto, jak kto ale Ty homowy powinieneś być wręcz pewny, tego jak na czytelników działa to co piszesz i nie możesz mieć wątpliwości - MY TO CZYTAMY, tylko nie zawsze możemy skomentować.
Twórz dalsze części, bo dobrze Ci to idzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 40 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Wto 21:41, 16 Gru 2014    Temat postu:

Nie pytaj tylko pisz dalej. Najchętniej przeczytałbym od razu całość ale nie mam dość silnej woli aby nie sprawdzać codziennie czy jest kolejna cześć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 22:04, 16 Gru 2014    Temat postu:

A to spora niespodziwka Smile Coś się licznik ostatnio zepsuł i dziwne rzeczy pokazuje. W ogóle ta strona jest w nieciekawym stanie technicznym. Trzeba przydumać co by tu zrobić.

A nowy odcinek w nocy albo rano, choć mam sporo innej twórczości, zupełnie nie branżowej. Dziękuję wszystkim, którzy się odezwali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 1:27, 17 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (77)

- Chłopiec musi zostać tu co najmniej pięć, sześć dni - argumentował doktor Hurwicz - przede wszystkim musimy zaobserwować, czy nie ma jakiegoś zakrzepu czy wylewu wewnętrznego. Można by go ewentualnie skierować na tomograf do Wrocławia, ale to tak od razu nie będzie. Cały czas rozważam możliwość krwotoku wewnętrznego.
Mietek w tym momencie poczuł falę słabości, atakującą go od środka i rozlewającą się po całym organizmie, obraz z miejsca stał się zamglony a serce zaczęło wyprawiać niebezpieczne harce. Coś ostatnio za często. Ale jak dojdą do przyczyny... Machinalnie odwrócił głowę w stronę okna.
- Ale w takich przypadkach wszystko jest możliwe. Niech się państwo nie martwią, wszystko jest na dobrej drodze - powiedział uspokajająco.
- A będę mógł go odwiedzać? - wyrwał się Mietek.
- Czemu nie? Jeszcze dziś możesz przy nim trochę posiedzieć i zastąpić tę młoda damę - powiedział to z myślą o Melanii, która, z racji wieku nie była dopuszczona do rozmowy i została z Maciejem.
Marta popatrzyła na Mietka karcąco.
- Nie możesz absorbować wszystkich swoją osobą, pomyśl żeż raz w życiu o innych. Szpital ma swój rytm, swoje zadania, nie możesz tu siedzieć cały dzień.
- Jako ordynator mogę zezwolić na całodzienną wizytę - uśmiechnął się Hurwicz - choć, pani ma rację, personel tego nie lubi bo im to przeszkadza w pracy. No i mnie też nie wolno wydawać takich zezwoleń za dużo, nade mną jest jeszcze dyrekcja tego szpitala. I, jeśli o mnie chodzi, jestem jak najbardziej za tym, aby pani syn tu był.
Marta nie była do końca przekonana.
- Musi dojechać do Marciszowa, do stacji jest spory kawałek, rano też, a są ferie a szkolny autobus nie kursuje. To nam też trochę destabilizuje życie, zwłaszcza że trzeba będzie Mietka zabrać na pociąg i odebrać. Ja niestety pracuję, Romek pracuje...
- Mogę ewentualnie poszukać mu taniego noclegu w Jeleniej Górze na te dwie, trzy noce. Później się zobaczy. Będzie ciężko, bo, sama pani rozumie, ferie, ale znam tu i ówdzie ludzi, czasem załatwiamy noclegi dla rodzin chorych z województwa. Jeśli pani się zgodzi...
Marta spojrzała na Mietka - był w tym momencie jedną wielką ucieleśnioną prośbą, wyrażoną we wzroku, minie, pozycji ciała. Nie miałaby chyba sumienia mu odmówić. Popatrzyła na Romualda, ale do tego człowieka mogliby strzelać, a on nie dałby po sobie niczego poznać. A już wyrazić własne zdanie... Wyraził i co z tego wyszło?
- Niech zostanie. Jeśli to ma pomóc Maciejowi...
- Nie zaszkodzi, to na pewno. A ja dopilnuję, by się telefonicznie meldował - zapewnił Hurwicz i sięgnął po stojący na biurku telefon.

- Zawiozę go jak skończę dyżur, to już niedługo. A państwo naprawdę niech się nie denerwują - powiedział odprowadzając ich do drzwi. - Ja nie mówię, że jest dobrze, bo zdrowych do szpitala nie biorą, ale nie ma naprawdę powodów by panikować.
Marta wyciągnęła z torebki portfel a z niego pięć tysięcy złotych i podała go Mietkowi.
- Powinno starczyć. Ile będzie kosztował ten nocleg?
- Nie więcej niż tysiąc za noc. W sumie to jest schronisko, luksusów tam nie będzie. Ale może to lepiej, będzie wśród młodych, to jest właściwie dom wycieczkowy, pewnie nawet będzie się mieścił w średniej wieku. To dobranoc państwu... A ty, przyjacielu idź jeszcze do tego swojego kolegi.

Mietek z żalem rzucił ostatnie spojrzenie na Maćka i wycofał się z sali. Doktor Hurwicz również zbierał się do wyjścia i obiecał zawieźć go autem do domu wycieczkowego Bartek. Mietek co prawda wiedział, gdzie on jest ale szukanie drogi ze szpitala mogło go kosztować sporo czasu, zwłaszcza, że już było ciemno. Poza tym miał już dość ludzi, szpitali, rozmów, bycia obserwowanym, tego ostatniego zresztą najbardziej. Potrzebował czasu na myślenie, ten wewnętrzny krwotok nie dawał mu spokoju.
- Od czego się biorą takie wewnętrzne krwotoki? - zapytał Mietek po drodze na parking samochodowy.
- Pęknięte naczynia krwionośne, często na skutek urazu mechanicznego, to znaczy uderzenia lub czegoś podobnego, ale to nie jest regułą. Bywa, że jakiś organ wewnętrzny jest chory i krwawi - objaśniał cierpliwe doktor Hurwicz po czym popatrzył uważnie na Mietka. - Stało się coś takiego?
Mietek zastanawiał się co powiedzieć, żeby nie skłamać za bardzo ale i żeby wypadło to przekonująco.
- Chyba nie... Nic takiego się nie zdarzyło... - mówiąc to starał się nadać swej wypowiedzi możliwie neutralny ton, na granicy lekceważenia. Jego serce znów zaczęło łomotać jak szalone. Bo jeśli faktyczna przyczyna leży na przykład w rozerwanym jelicie... Mietek nie cierpiał szkolnej biologii, żywiąc jawną pogardę do wszelkiego rodzaju flaków ale w tym momencie nie mógł już sobie pozwolić na rozkosze niewiedzy. Dlaczego stawanie się dorosłym jest takie trudne i wymaga tyle szkolnej wiedzy - pomyślał. Na szczęście doktor zajęty był szukaniem kluczy w kieszeni i nie zwrócił uwagi na minę Mietka, którą musiałby dostrzec nawet przy świetle rachitycznych lamp na parkingu. Tymczasem Hurwicz otworzył drzwi Mietkowi i zajął miejsce za kierownicą, rozpinając płaszcz i wrzucając go na tylne siedzenie.

Mietek do tej pory rzadko zwracał uwagę na ludzi i raczej nie przypatrywał im się bardziej, niż było to konieczne. Teraz zauważył, że Hurwicz, postawny i niezbyt szczupły pięćdziesięciolatek, jest nawet przystojny jak na swoje lata. Jego kończyny były pełne, okrągłe acz nie za wielkie. Równie szybko zauważył wydatną górkę w miejscu, gdzie obie nogi spotykają się. I to górkę wcale nie powstałą z fałdów spodni, a zbitą, nieregularną, pozwalającą z grubsza określić jej zawartość. Szybko zmitygował się jednak i odciągnął wzrok, choć nie pozostał do końca obojętny na ten widok. Doktor zapiął pas, poprosił Mietka o zrobienie tego samego i uruchomił silnik poloneza.
- Ty bardzo lubisz tego swojego kolegę, jak mu tam, Macieja, prawda? - odezwał się wycofując auto z parkingu i spoglądając przy tym do tyłu.
- Można tak powiedzieć.
- Nie można ale trzeba. Mogę cię zapytać o coś wprost?
Do czego on zmierza - gorączkowo zastanawiał się Mietek, bojąc się, ze za chwilę padnie jedno z ważniejszych ale i niemożliwych do odpowiedzenia pytań.
- Naturalnie nie będziesz musiał mi odpowiadać, ale chciałbym mieć jasność w pewnej kwestii. I oczywiście zapewniam cię, że twoją odpowiedź traktuję z najwyższą klauzulą tajności. Nikt, pod żadnym pozorem nie dowie się, co zostało powiedziane.
- No niech pan pyta - nerwy Mietka były już na zupełnym wykończeniu, tępo obserwował jak samochód nurza się w ciemności ulicy, połykając kolejne oświetlone przez latarnie placki asfaltu.
- Czy wasza znajomość to... coś więcej niż znajomość? Coś więcej niż zwykła przyjaźń? Bo, prawdę mówiąc, z boku wygląda to tak trochę... niezwykle.
Stało się. Mietek wiele razy zastanawiał się kto, kiedy i w jakich okolicznościach postawi to pytanie. Bredni Łaciatego nie brał na serio, tamten połowę dziewczyn w klasie niemal jawnie oskarżał o nimfomanię, tymczasem prawda była taka, że mu zwyczajnie nie dają a on traktuje to jako zemstę. Ale tu... Za wiele było do stracenia, pytanie, a w zasadzie odpowiedź na nie mogła wywołać nieobliczalne skutki. Choć bardziej spodziewał się, że zapyta o to matka lub Lisica. A tymczasem ten lekarz...
- Nie wiem - odpowiedział. - Jestem w takiej sytuacji po raz pierwszy w życiu, kiedy kogoś lubię tak bardzo. Sam tego do końca nie rozumiem. Zawsze, cały czas traktowałem innych jak fajnych ludzi, z którymi można grandzić, świetnie się bawić, żartować. Tu jest inaczej, jeśli pan doktor rozumie, o co chodzi.
- Chyba tak... - powiedział doktor. - Podoba mi się wasza przyjaźń. Widziałem jej może ze cztery godziny ale nawet na ten niewielki czas to jest coś niezwykłego. Tylko... nie wiem, czy to jest do końca przyjaźń. Zresztą, nieistotne - powiedział, zapalając papierosa. Zauważył, że Mietek patrzy się na niego z zaskoczeniem. - Tak, lekarze też palą, niestety. Mam nadzieję, że ty, młody człowieku, uciekasz od tego świństwa.
- No... prawie - odpowiedział Mietek. Już z dwojga złego wolał się przyznać, że pali niż że kocha Macieja.
- No to do tego twojego przyjaciela jest spora kolejka, bo twoja siostra jest nim zauroczona - powiedział doktor. - To jakiś niezwykły chłopak musi być. Rad bym go kiedyś poznać.
- Ciężko - odpowiedział Mietek. Aluzja na temat Melanii wprawiła go w dobry humor, czego nigdy, przenigdy się nie spodziewał, ale tu czyniła sytuację jakoś normalniejszą, bardziej akceptowalną społecznie. Już niech będzie, że Melania jest dziewczyną Macieja, przynajmniej oficjalnie.
- Wiesz, coś ci powiem, młody człowieku. Wiem, że wszystkiego mi nie powiesz, wiem, że skrywasz jakieś tajemnice przede mną, ba, mogę się domyślać jakie, ale powiem ci jedno. Słuchaj mnie uważnie. Pewnych rzeczy nie nazywamy głośno, o pewnych rzeczach nie mówimy, co wcale nie znaczy, że one nie istnieją. I powiem ci tak - masz we mnie ogromnego sprzymierzeńca, jeśli wiesz, o czym mówię. Nie chcę ci wszystkiego opowiadać, może nie teraz, ale rozumiem twoją sytuację jak rzadko kto. I całym moim żydowskim sercem jestem z wami.
- Żydowskim? - zapytał ze zdziwieniem Mietek. Do tej pory o Żydach słyszał tylko przy okazji omawiania powstania w getcie warszawskim, no jeszcze czasem słyszał, że wszędzie są Żydzi i oni rządzą światem, ale specjalnie się nad tym nie zastanawiał, co więcej, wisiało mu to zwiędłym kalafiorem, jak to się modnie mówiło.
- Ano żydowskim ale i polskim. Ja nazywam się, jak wiesz, Hurwicz, co jest niczym innym, jak spolszczeniem starego żydowskiego nazwiska Horowitz. Jako dziecko przeżyłem łódzkie getto, później moje losy potoczyły się różnie. Ale nieistotne, może kiedyś znajdzie się okazja, by opowiedzieć więcej. Wiedz tylko, że z powodu swojego żydowskiego pochodzenia miałem masę kłopotów.
- A przecież... Skąd ludzie mogą wiedzieć, że ktoś jest żydem a kto inny nie?
- W niektórych sytuacjach to nawet widać... Ja na przykład pochodziłem z religijnej rodziny i, jak to u nas jest w zwyczaju, zostałem obrzezany.
Mietek dopiero teraz zauważył, że stoją już koło domu wycieczkowego, jednak doktor, po zaparkowaniu, dalej ciągnął rozmowę.
- To znaczy?
Po kilku minutach Mietek był bogatszy o kolejne doświadczenie tego dnia - po raz pierwszy zetknął się z problemem narodowości, po raz pierwszy dowiedział się, że są pewne metody by poznać kto jest żydem. A tego obciętego siusiaka chciałby kiedyś zobaczyć...
- No, kończmy już powoli - powiedział Hurwicz. - Ja po prostu wiem, co to znaczy być innym, jakie to może przynieść konsekwencje, jak to potrafi dokumentnie zeszmacić życie. I mimo że jesteś porządnym człowiekiem, mimo że czynisz wyłącznie dobro, ludzie nigdy, powtarzam, nigdy nie zapomną ci tego, że jesteś inny. Bo ty jesteś inny, prawda?
Mietek skinął głową.
- A co do twojego zmartwienia o krwotok, nie przejmuj się - w tym miejscu łobuzersko pacnął Mietka w nos. - To nie od tego. Jeśli u niego jest jakiś zakrzep, to na wysokości klatki piersiowej - uśmiechnął się i puścił do Mietka perskie oko. - No chodź przyjacielu, do tego schroniska bo muszę cię przedstawić. A i w domu na mnie czekają, dwóch takich łobuzów jak wy. Aha, i jeszcze jedno - powiedział chowając rękę za pazuchę - tu masz dwa tysiące, wiem, że wam się nie przelewa zwłaszcza teraz, kiedy macie takie problemy na głowie. Tylko nie wydawaj tego na papierosy a lepiej kup swemu chłopakowi coś ładnego...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:16, 27 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 19:17, 17 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (78)

Z uwagi na zmiany w programie najbliższych dni, jutrzejszy odcinek wrzucam już teraz.

- Czy ty musisz gnać jak wariat? - zapytała Marta, kiedy Romuald po raz kolejny zahamował w ostatnim momencie. - Spuść tę nogę z gazu, bardzo cię proszę.
- Dawno nie byłaś aż tak opryskliwa - odpowiedział Romuald. - Wyhamuj, kobieto, nie tylko ty jesteś zdenerwowana. I nie pal mi tu w samochodzie - dodał widząc, że Marta sięga do torebki.
- Widzicie go, porządny się znalazł... Jeszcze rano sam tu kurzyłeś.
- Widziałaś? - zapytał zaczepnie Romuald.
- Czułam dym jak wsiadałam. Ty myślisz, że jak psikniesz kilka razy dezodorantem czy innym smrodem to nie będzie czuć? Czasem zachowujesz się jak Mietek, naprawdę...
- Mamo, tato, przestańcie - odezwała się Melania. Marta prawie zapomniała o jej obecności. - Będziecie się kłócić w domu. Na razie chciałabym bezpiecznie dojechać...
Do samej leśniczówki nikt już nie odezwał się ani słowem i Romuald nie protestował, kiedy Marta sięgnęła po kolejnego papierosa. Jakiś czas temu umówili się, że nie będą palić w samochodzie a zwłaszcza przy dzieciach; reguła była przestrzegana przez dwa tygodnie, później wszystko wracało powoli do starych utartych zwyczajów, nie bez wymówek z obu stron.

Tymczasem mogła się zająć przemyśleniem kilku spraw, które zostawiła sobie 'na zaś'. Niewątpliwe będzie musiała zadzwonić do Lisickiej i dokładnie zdać jej sprawę z ostatnich wydarzeń. Najchętniej zrzuciłaby to na Romualda, choć wiedziała, że ten się nie zgodzi, od zawsze to ona pełniła rolę domowej sekretarki i rzecznika prasowego. 'Potrafisz łgać lepiej niż Urban' - śmiał się nieraz Romuald. Owszem, potrafiła ale tylko, kiedy przyszło do obrony ich interesów, albo własnych albo - częściej - domu en bloc. Tutaj nie miała pojęcia do jakiego kłamstwa się uciec... Gorzej, że będzie musiała jakoś powiadomić Annę. Zaraz, czy będzie musiała? Do czego tej kobiecie potrzebna jest ta wiedza, w takiej sytuacji? Zapytałaby Romualda co on o tym myśli, tyle, że wciąż jeszcze na niego była zła, poza tym lepiej nie poruszać tej kwestii w obecności Melanii. Samochód podskoczył na jakiejś nierówności, strząsając zbyt długi popiół z końca papierosa. Romuald popatrzył na nią spojrzeniem, które mogłoby zabijać, jednak nie powiedział ani słowa. No i wreszcie Mietek... Ten był dla niej największą zagadką. Sposób, w jaki odnosił się do Macieja w szpitalu wprawił ją w największe możliwe zdumienie. To już nie było zwykłe koleżeństwo. Coś lęgło się w tyle jej głowy, jednak chyba nie była dostatecznie przygotowana, by to zwerbalizować, powiedzieć głośno jak sprawy się naprawdę mają. Poza tym - dla niej, dla rodziny, dla samego Mietka, no i wreszcie dla Macieja, to wszystko przynosiło o wiele więcej dobrego niż złego. "Łyżeczka za Melanię..." - ciągle jeszcze uśmiechała się, kiedy to wspominała. W ogóle stosunki Mietka i Melanii stały się dramatycznie inne. Lepsze ale bynajmniej nie poprawne. Wzajemna niechęć i uprzedzenia zostały zastąpione przez bezwzględną rywalizację, gdzie każde starało się być lepsze od tego drugiego. Zaraz, zdaje się, że coś takiego spotkała i to całkiem niedawno... No jasne, Ania z Zielonego Wzgórza, kiedy Anne Shirley i Gilbert Blythe toczyli zawziętą rywalizację aż do ich ślubu. Tylko, że tu w grę nie wchodzą uczucia, no bo czyje? Melanii do Mietka? Nonsens. Melanii do Macieja? Bardziej prawdopodobne. Ale to by jednoznacznie wskazywało na to, że Mietek...

W tym, momencie samochód gwałtownie zahamował przed domem i Marta zmuszona była przerwać swoje przemyślenia. Zabrała tylko plecak Macieja i weszła do domu. Jeszcze przekręcając klucz w zamku słyszała dziko dzwoniący telefon, jej ruchy stały się coraz bardziej nerwowe, gdy tylko uporała się z zamkiem, rzuciła plecak na podłogę, byle jak, i pobiegła do telefonu.
- Leśniczówka, Marta Rudzka, słucham?
Odległy głos poinformował ją, że dzwoni Wiktoria Lisicka. Marta bez wstępów poinformowała ją o sytuacji, starając się nie opuszczać żadnego detalu. Słyszalność była na tyle marna, że nie reagowała na próbę wcięcia pytań do rozmowy, prowadząc swą opowieść konsekwentnie do końca.
- Pani Marto, pani się nie denerwuje, to naprawdę nie pani wina, mogliśmy wysłać chłopca na jakieś badania, ale kto by pomyślał? Tyle innych rzeczy mogło się wydarzyć a na dziewięćdziesiąt procent z nich nie jesteśmy przecież ubezpieczeni. Ale, po prawdzie, ja dzwonię w zupełnie innej sprawie...
- To znaczy? - czujność Marty od razu wzrosła.
- Znów nie pozwolono mi się zobaczyć z matką Macieja, mówiąc, że pacjentka czuje się zbyt słabo. To już trzeci dzień z rzędu. Zostałam nie dość że nie wpuszczona to jeszcze dość obcesowo potraktowana przez portiera, bo oczywiście na zobaczenie się z lekarzem prowadzącym lub ordynatorem nie ma żadnych szans... Widzi pani, obawiam się...

Cały wieczór nie mogła dojść do siebie, myśląc to o zostawionym samopas Mietku, to o Macieju walczącym z oddechem na szpitalnym łóżku, to o dożywającej swego końca, wykończonej chemią Annie w poznańskim szpitalu. Nie mogła się skoncentrować na prostych czynnościach, w końcu postanowiła zaprząc do pomocy Melanię. Ta zjawiła się po pięciu minutach wołania, z podkrążonymi oczyma, w oczywisty sposób uciekała wzrokiem.
- A ty czego ryczysz? - zapytała. - Posiekaj te ziemniaki i zanieś do chlewu. Kury trzeba nakarmić, później jakaś kolacja by się przydała. Myślisz, że to się wszystko samo zrobi?
- A Mietek mógł zostać! - prawie wykrzyknęła Melania i zaczęła już jawnie płakać.
Marta nieraz zmuszona była uciekać do najbardziej absurdalnych argumentów w takich i podobnych sytuacjach, tym razem jej wena zupełnie ją opuściła.
- Chyba to lepiej, że ktoś z nim zostanie? Ktoś kogo zna i lubi? Mela, jego matka umiera, ten chłopak lada dzień, lada godzina będzie sam jak palec. On już i tak jest wykończony i jeszcze to serce...
- A dlaczego ja nie mogłam zostać z nim? Dlaczego Mietek? No powiedz mi - jej ton stał się coraz bardziej napastliwy.
- Ty?
- Tak, ja. Myślisz, że nie umiałabym go nakarmić? Nawet umyć?
- A od kiedy ty się aż tak palisz do takich robót? - zdumiała się Marta. - Zaraz, zaraz, córuś. Czy ja dobrze myślę?
- Zależy co mama myśli - dyplomatycznie odpowiedziała Melania.
- Na przykład to, że nie karmi się i nie myje obcych facetów, chyba że się jest pielęgniarką - powiedziała Marta zawzięcie siekając marchewkę na desce.
- Jaki to obcy facet... Mama nie widzi, że on jest bardzo fajny? Taki... No nie wiem, jak to powiedzieć. No... Taki jak pluszowy miś, tylko żywy... Miły, delikatny, łagodny...
- Oj córka, przestań już pisać te poezje. Powiedz lepiej, że on ci się podoba, bo to i tak widać. Nie zakochałaś się aby?
Melania, która już była w drodze z wiadrami do pomieszczeń gospodarczych, stanęła i popatrzyła się uważnie na matkę. W tym, co powiedziała, nie było cienia złośliwości, przytyku, zwykłe stwierdzenie faktu.
- Tak, mamo, zakochałam się.

Mietek pożegnał się z doktorem Hurwiczem i wrócił do kierowniczki ośrodka, która obiecała go zakwaterować na trzy noce.
- Weź plecak, pokażę ci, gdzie będziesz mieszkał. To pokój czteroosobowy, są w nim trzej studenci z Warszawy, spokojni, nie robią żadnych problemów.
Mietek wolałby kogoś młodszego - albo dużo starszego, na przykład w wieku doktora Hurwicza albo co najmniej własnego ojca - ale, jak to mówią, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, toteż posłusznie wziął plecak i poszedł za kierowniczką. Gdy wszedł do pokoju, studenci siedzieli przy stole i grali w karty, prawie lekceważąc jego wejście. Mietek obrzucił ich wzrokiem i stwierdził, że nie wzbudzają zaufania, zwłaszcza ten z długimi włosami zaczesanymi w koński ogon. - Wygląda jak męska dziwka - pomyślał. Niemal organicznie nie znosił długich włosów u facetów, sam nosił fryzurę na jeża, Maciej miał podobną. Dwóch pozostałych było niechlujnie ogolonych w ubraniach, które, prawdę mówiąc, dopominały się o pranie.
- Dobry wieczór - powiedział, tylko po to, by przerwać ciszę.
- Cześć - usłyszał, tylko od jednego, i cała trójka powróciła do gry, nie próbując nawet nawiązać podstawowego kontaktu. Mietek rozpakował plecak, stwierdził, że zaczyna być głodny i zdecydował się wyjść do centrum na jakieś zakupy.

Chodząc po centrum miasta, wyludnionym i nieprzyjemnym, mimo niedawnego remontu i wymalowania kamieniczek z podcieniami na brązowo, szukał jakiegoś miejsca, gdzie dawaliby cokolwiek do jedzenia i w końcu zdecydował się na jakąś zapiekankę z budki. Nie smakowała mu ale nie zastanawiał się nad tym długo, chodziło tylko o to, by nie być głodnym. Bardziej męczył go dzisiejszy dzień, a osobliwie dziwna rozmowa z doktorem Hurwiczem. Ciekawe, jakie on ma tajemnice? Na pewno największą skrywał jego rozporek i Mietek tak z ciekawości chciałby poznać jego zawartość. To chyba musi boleć jak tak obcinają? Ale oni to robią zaraz po urodzeniu. W tej chwili przypomniał sobie, że chyba w Biblii było takie zdanie 'dziecię obrzezano' i że nigdy tego nie rozumiał. Później zwekslował swoje myśli na Macieja i walczył z chęcią pójścia pod szpital choćby po to by sprawdzić, czy pali się światło w jego oknie. Zrezygnował tylko dlatego, że nie wiedział, które to miałoby być. Poszwendał się jeszcze trochę po rynku, zapalił papierosa i podjął decyzję powrotu do schroniska.

Obudził się z uczuciem, jakby miał kamienie w żołądku, i to gorące, nieprzyjemnie parzące. Nim zaczął się zastanawiać co też mogło spowodować takie samopoczucie, dobiegł do niego odgłos jęków, niewątpliwie damskich. Otworzył oczy i, powoli przyzwyczajając je do ciemności, zlustrował pokój. Jego wzrok zatrzymał się na przeciwległym łóżku. Niewątpliwie coś się na nim działo. Powoli wyłaniały się sylwetki tej akcji. Ona na klęczkach, z tyłkiem wypiętym w powietrze, on również na klęczkach, poruszający się rytmicznie. Z profilu wynikało że to ten, którego nazwał w myślach męską dziwką, jej nie rozpoznał, dziewczyny w tym schronisku widział tylko pobieżnie. Ona jęczała coraz bardziej, tymczasem on wyszedł z niej i manipulował coś przy swoim członku. Nagle ciszę przerwał ostry dźwięk, jakby uderzenie w pośladek. Panienka zawyła a on znów w nią wszedł, tym razem brutalnie. - Cicho, szmato - usłyszał jego szept. Dopiero teraz doszedł do niego ich zapach, niemytych ciał, potu, i czegoś jeszcze, czego nigdy nie doświadczył a co na pewno nie było aromatem. Poczuł, jak mdli go coraz bardziej, dodatkowo doszło parcie na pęcherz. Czuł, jak robi mu się coraz goręcej a na całe ciało występują kropelki zimnego potu, zwłaszcza na plecy. Tymczasem męska dziwka wróciła do swej zajmującej zabawy, świdrując gdzieś palcem. W pipie? Wyżej? Nieobeznanemu z damską anatomią Mietkowi trudno było ocenić, tym bardziej, że jeśli go to interesowało, to tylko w tym kontekście, kiedy przestaną, bo wyjście do toalety było już kwestią palącą a zawartość żołądka coraz bardziej zbliżała się do gardła. - Pierdolić to - pomyślał, wyskoczył z łóżka, nawet nie szukając pantofli, pognał do toalety.

Siedząc przy stole w świetlicy drżał z zimna, ale postanowił, że do pokoju nie wróci. Ani teraz ani nigdy, chyba, że po plecak. I jutro wieczorem wróci do Marciszowa, albo pojedzie przystanek pociągiem, do Janowic czy Trzcińska i wyśpi się gdzieś w krzakach. Skacząc po własnych myślach zastanawiał się jak odmienne od tego co widział było to, co robili z Maciejem. Mietek święty nie był, a, jak to nazywali 'świńskie obrazki' i filmy krążyły wśród jego kolegów. Tyle, że co innego widzieć to na rysunku co innego w rzeczywistości. I o ile patrząc na jakieś zdjęcia czuł nawet przyjemne sensacje w członku, tu nie było nic oprócz obrzydzenia i wymiotów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:18, 27 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chmielna2
Adept



Dołączył: 11 Lis 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 21:32, 17 Gru 2014    Temat postu:

no to miło zaskoczyłeś
pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 16:01, 18 Gru 2014    Temat postu:

Jak się dziś wyrobię to będzie jeden odcinek w bonusie (bo nastepny miał być jutro). Ale to dopiero wieczorem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 23:28, 18 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (79)

Tak, jak obiecałem.

Mietek siedział w świetlicy i najpierw usiłował skupić się na jakiejś książce, co udało mu się raptem przez półtorej strony. Mimo że siedział koło kaloryfera, w pokoju było coraz zimniej a on miał na sobie jedynie piżamę. Na dodatek bolał go żołądek, a w nosie dalej czuł świdrowanie tego nieznośnego zapachu. W takiej sytuacji jego powrót do pokoju był wykluczony. Z nudów i z zimna zaczął się wałęsać po korytarzach, uważając, by nie przechodzić zbyt blisko portierni, gdzie siedziała ta kobieta, która go przyjmowała do obiektu. W pewnym momencie zauważył sylwetkę przemykającą końcem korytarza, jakby chyłkiem, na pewno damską, lecz zbyt odległą by ją rozpoznać. Jeszcze raz poczuł gorącą falę w brzuchu. Wrócił do świetlicy, wziął z półki jakiś stary numer 'Razem' i nawet nie zauważył, kiedy zaczął tracić kontakt z otoczeniem.

- Młody człowieku, wszystko w porządku? - poczuł, jak ktoś szarpie go za ramię. Otworzył oczy i popatrzył dokoła siebie nieprzytomnym wzrokiem. Nad nim stała portierka i patrzyła na niego z troską. - Dlaczego nie śpisz w pokoju?
- Nie chcę - odburknął Mietek. Dobrze mi tu.
- Ale regulamin zabrania - powiedziała ostrzejszym tonem. - Jest cisza nocna.
- Przecież się nie drę - argumentował Mietek. - Poza tym źle się czuję, i w ogóle. Która godzina?
- W pół do piątej.
Mietek zrobił szybką kalkulację. Powinien wytrzymać jakoś do tej dziewiątej na zewnątrz. To raptem cztery i pół godziny. Przecież nikt nie będzie go tu trzymał na siłę, nie jest w żadnym więzieniu.
- To ja przepraszam - powiedział i, nie czekając na ciąg dalszy, poszedł do pokoju, klucząc nieco po korytarzach. I znów to nieznośne serce... Chwilę musiał się opanowywać zanim nacisnął na klamkę, Drzwi były zamknięte. Chcąc niechcąc wrócił do świetlicy, po cichu licząc na to, że jego niedawna oprawczyni wróciła na dyżurkę. Jednak ona, w niebieskim fartuchu i okularach, dalej siedziała przy tym samym stole, przeglądając gazetę.
- No i czego nie wróciłeś? - zapytała trochę zbyt zaczepnie jak na jego gust.
- Pokój jest zamknięty od wewnątrz.
- Przecież nie wolno się zamykać, to wbrew regulaminowi. Trzeba było tak od razu. Chodź ze mną - poleciła.
Gdy byli już przed drzwiami, otworzyła kluczem zamek w czasie, który wprawił Mietka w zdumienie. W jeszcze większe zdumienie wprawił go widok, który ukazał się ich oczom gdy portierka zapaliła światło. Na każdym łóżku kopulowała para. W momencie zapalania światła wszyscy jak na komendę zaczęli ściągać leżące co bliżej kołdry, części garderoby, dziewczęta zaczęły piszczeć.
- Niechże pani zgasi to światło do kurwy nędzy - wykrzyknął jeden.
- Macie pięć minut na ubranie, spakowanie się i opuszczenie ośrodka - powiedziała suchym, zdecydowanym głosem kierowniczka. - Po pięciu minutach dzwonię na milicję. A ty, chłopcze - chodź ze mną - powiedziała - aha, jeszcze weź swoje rzeczy, cholera wie co to za banda, jeszcze cię okradną.

Gdy Mietek opuszczał pokój, jeden z nich, ten, którego nazwał męska dziwka, pokazał mu gest podrzynania gardła. Ale żaden nie odezwał się ani słowem. Kobieta poleciła Mietkowi udać się za nią i zaprowadziła go do biura.
- Zrobili ci coś? - zapytała o wiele spokojniej i z większą sympatią.
- Nie... Po prostu źle się czułem i... Wie pani co zobaczyłem.
- Burdel sobie znaleźli... - mruknęła kierowniczka i popatrzyła na zegarek. - jeszcze mają dwie minuty.
Młodzi w liczbie siedmiu osób pojawili się przed portiernią, czego Mietek, zamknięty w gabinecie dyrektora, nie mógł już zobaczyć. Kierowniczka odprawiła młodych i po chwili wróciła.
- Siedzą przed ośrodkiem. Jeśli się stamtąd nie wyniosą i tak zadzwonię po milicję. A ty możesz już wrócić do pokoju.
Mietek zdecydowanie pokręcił głową.
- Nie do tego smrodu. Poza tym już nie chce mi się spać. Spakowany już jestem, tylko się przebiorę i wyjdę.
- Nie radziłabym - powiedziała kierowniczka. - Ale jest tutaj taki pokój wypoczynkowy dla nocnej zmiany. Wygód nie ma, ale przespać się można. Nie mam sumienia cię wypuścić na to zimno. No i jeszcze tamci... A tacy mili się wydawali, złego słowa na nich nie mogłam powiedzieć, jak oni byli zapatrzeni w te dziewczyny... Teraz już wiem, dlaczego. No chodź ze mną.

- A kawaler długo będzie tak spał? - usłyszał nad sobą głos, tym razem męski, z silnym wschodnim akcentem. - Ja przepraszam, że tak bezlitośnie obudziwszy, ale już po dziewiątej. Niech się kawaler nie niepokoi, ja słyszał co było w nocy, ale, ja myślę, kawaler jakieś plany na ten dzień zrobiwszy i tak ja nie chciał tak coby coś złego się stało. Kawaler, zdaje się, do szpitala musi jechać, ja słyszał.
- No muszę - odpowiedział Mietek. - Pan się nie martwi, już wstaję, umyję zęby i mnie nie ma.
- Znaczy porządny kawaler - powiedział mężczyzna. - Bo ta dzisiejsza młodzież, panie, to ani się nie umyją, ubiorą tylko troszku i już ich nie ma. No to ja kawalerowi już nie przeszkadzam... - to powiedziawszy wyszedł. Mimo silnego bólu w żołądku i powracającej fali nudności, ubrał się szybko i, znalazłszy szczoteczkę do zębów i pastę, pomknął do łazienki. Tym razem zlekceważył poranny wzwód, któremu w normalnej sytuacji by nie odpuścił.

Melania popatrzyła na stertę naczyń do mycia, niezbyt czystą podłogę i usiadła przy stole. Zazwyczaj lubiła siedzieć sama w domu, bez poleceń matki, złośliwości Mietka i wiecznie brzdąkającego na gitarze ojca, dziś jednak wolałaby, by ktoś jej towarzyszył. Jeszcze nie otrząsnęła się z wczorajszego przerażenia, a następnie dnia w szpitalu i wieczornej rozmowy z matką. Poszła do pokoju, wyciągnęła pudełko z ostatnimi zdjęciami, tymi z kuligu i ogniska, tego u Mataczyńskich i zaczęła je przeglądać. Nie to, żeby ich nie widziała, znała je już niemal na pamięć, ale zawsze odkrywała w nich coś nowego. Na tym Maciej taki zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że zostanie mu zrobione zdjęcie, tu zaś spokojny, głaszczący konia. To zdjęcie uważała za najbardziej zmysłowe, chciała go w tym momencie dotknąć, a nawet pocałować. A na tym Maciej w całej okazałości... Dopiero teraz zwróciła uwagę na wybrzuszenie w spodniach. Czuła, jak bezwiednie się czerwieni, ale nie ze wstydu, kierowana zupełnie innymi emocjami. Nigdy szczególnie nie zastanawiała się nad tym miejscem, lekceważyła wszystkie głupie uwagi koleżanek na ten temat. I oczywiście Mietka, który jej kiedyś powiedział, że jak mu jeszcze trochę podrośnie, to będzie nim szorował ziemię i każda dziewczyna będzie na niego lecieć. Ale teraz, to było co innego. Jej ciało przeszywały skurcze, koncentrujące się na brzuchu. W tym momencie zdała sobie sprawę, że skoro chłopcy kąpią się razem, to Mietek musiał to widzieć i to niejednokrotnie. Sama nie wiedziała, czy bardziej pożera ją zazdrość, czy chyba pierwsze w jej życiu pożądanie. Nie, nie zapyta Mietka, bo ten albo zrobi awanturę, albo ją wyśmieje, albo powie rodzicom, a przede wszystkim Maciejowi. Szybko jednak stropiła się, przerażona śmiałością swych myśli. Szybko schowała fotografię na samo dno sterty i rzuciła okiem na następną. Ta przedstawiała Macieja od pasa w górę, po jakimś obrzucaniu się śnieżkami. Tym razem zwróciła uwagę na jego barki, obszerne, może nie muskularne, ale dające jakieś poczucie bezpieczeństwa.

Odłożyła zdjęcia na bok i weszła do kancelarii, do niedawna królestwa chłopców. Choć korciło ją, postanowiła nie grzebać w prywatnych rzeczach Macieja, bo to by było po prostu świństwo. Zamiast tego otworzyła szafę, gdzie wisiała druga kurtka Macieja, ta lżejsza, w której przyjechał. Zdjęła ją z wieszaka i przytuliła ją do siebie. Kołnierz ze sztucznego futra wydzielał dziwny, przyjemny zapach, którego sprawcą na pewno był Maciej. I znów fala ciepła w jej wnętrzu, już nie tak ostra, ale równie przyjemna. Na wysokości karku wypatrzyła włos, podniosła go ostrożnie i pieczołowicie położyła na kartce papieru. To musiał być włos Macieja, trudno powiedzieć jakiego koloru, bo pojedynczy włos zawsze wygląda tak samo, ale długość się zgadzała. W tym momencie usłyszała ostry dźwięk telefonu, tuż koło niej, jakiś metr dalej, tak, że mogła podnieść słuchawkę bez podchodzenia.
- Leśniczówka, Melania Rudzka, słucham?
- Mówi szpital Strusia, Poznań, oddział onkologiczny. Czy mogę rozmawiać z panem Maciejem Maciejewskim? Moje nazwisko Jakub Sobkowiak, ordynator oddziału.
- Bardzo mi przykro, pan Maciejewski jest... A w zasadzie nie ma go tutaj, jest w Karkonoszach - przedstawiła oficjalną wersję, uzgodniona wczoraj na posiedzeniu rodzinnym. Tłumaczenie tego wszystkiego byłoby zbyt zawiłe i mogłoby nie zostać dobrze zrozumiane. Lekarze i prawnicy są bardzo dociekliwi, poza tym nieraz potrafią niby prostą rzecz przeinaczyć albo zinterpretować w taki sposób, że przynosi to tylko kłopoty - tłumaczyła jej wczoraj matka.
- A w jaki sposób mogę się z nim skontaktować? Albo z ta panią, która się nim opiekuje na feriach? - pytał dalej spokojny męski głos.
- To moja mama, w tej chwili jest w pracy. Czy mam panu podać numer?
- Tak, proszę - powiedział ten sam bezbarwny głos. Melania wyrecytowała znany na pamięć, od lat ten sam numer. - I jeszcze kierunkowy do Kamiennej Góry, zero siedemdziesiąt pięć.
- Dziękuję powiedział głos i połączenie natychmiast zgasło.

Hurwicz spojrzał na zegarek. Ten chłopak miał być o dziewiątej, jego omega, duma całej rodziny, z jego chłopcami włącznie, pokazywała pięć po wpół do dziesiątej. Przyzwyczajony do punktualności wymagał jej od innych i każde spóźnienie irytowało go, zwłaszcza teraz, kiedy miał sporo innych problemów na głowie. Kilku pacjentów wbrew jego oczekiwaniom nie wydobrzało, ten mały Maciejewski też jest w gorszym stanie niż tego oczekiwał. Serce co prawda biło w miarę regularnie, ale oddech był dalej świszczący, nierówny, chłopak trochę zapowietrzał się przy mówieniu. Koniecznie badania w kierunku astmy - zanotował na karcie pacjenta. No i nie był pewny czy powinien dopuścić tego jego przyjaciela. Podobała mu się ich miłość, tu uśmiechnął się do swych wspomnień z młodości. Tyle że chłopak potrzebuje spokoju, żadnych emocji, skoków ciśnienia, może po prostu przeprowadzi męską rozmowę z tym, jak mu tam, Mietkiem, by powstrzymał się od jakiejkolwiek aktywności seksualnej, przez dzień albo dwa. Bo to, że chłopcy byli aktywni, ustalił ponad wszelką wątpliwość. A facet zawsze będzie facetem... Pamiętał własną młodość, kiedy nieraz musiał wytrzepać trzy, cztery razy dziennie, w końcu wychowuje dwóch synów w wieku dojrzewania, którzy temperament mają chyba po tatusiu. Nie chce liczyć, ile razy złapał ich na masturbacji. No i praca lekarza też dała mu w tej dziedzinie sporo doświadczenia. A ci młodzi, którzy są ze sobą raptem od kilku tygodni, są pewnie na pierwszym etapie odkrywania własnych ciał, niedawno odbyli pierwszy stosunek analny. To wypytywanie się tego mniejszego o krwotok... Uśmiechnął się na samą myśl. No ale na złodzieju czapka gore, miał chłopak prawo się bać. Zwłaszcza, że to był jego pierwszy raz. Z tych dwóch można było czytać jak z otwartej książki, mieli za mało doświadczenia, by porządnie się ukrywać. Będzie musiał na ten temat z nimi porozmawiać, bo w pewnym sensie igrają z ogniem. No ale kto powiedział, że miłość nie jest szalona?

Popatrzył na zegarek raz jeszcze i zdecydował, że wyjdzie zapalić. W momencie gdy opuszczał gabinet, usłyszał dźwięk telefonu. Odebrać czy nie? W końcu ma prawo do przerwy. Wrócił za biurko i podniósł słuchawkę. Nie od razu poznał głos Marty Rudzkiej, kobiety, z którą w końcu rozmawiał przed kilkoma godzinami. Upewniwszy się, z kim rozmawia, w krótkim komunikacie oznajmiła mu co się stało. Jeszcze nie zareagował w żaden sposób, a do gabinetu ktoś zastukał. Przez szklaną mleczną szybę poznał niską, szczupłą sylwetkę Mietka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:20, 27 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 23:44, 19 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (80)

- Rozumiem. Pani wybaczy, pani Rudzka, w tej chwili naprawdę nie mogę rozmawiać, oddzwonię za jakieś pół godziny, czy może mi pani podać jeszcze raz swój numer telefonu? - Hurwicz zapisał numer na blankiecie recept i odłożył słuchawkę. Teraz potrzebowałby co najmniej piętnastu minut aby ułożyć nawet najbardziej podstawowy plan, na nic takiego jednak nie miał czasu. Za drzwiami czekał następny problem... Rzucił okiem na biurko, kontrolnie, w obawie, że jedna notatka, jedna niepotrzebna kartka zniszczy cały plan. Upewniwszy się, ze biurko jest czyste, podszedł do drzwi i otworzył je.
- Wejdź, proszę.
Mietek wszedł do gabinetu, z plecakiem.
- Nie dało się tego zostawić w Bartku?
W tym momencie chłopiec odwrócił się przodem. Stał od niego oddalony jakieś półtora metra, wystarczająco wiele, żeby stwierdzić, że coś jest nie tak. Blady, z podkrążonymi oczyma, jakby półprzytomny. Tylko policzki miał czerwone, nawet płonące, podkreślające jeszcze bardziej bladość cery.
- Jako lekarz nie powinienem mówić, ale wyglądasz fatalnie. Stało się coś złego?
Hurwicz był lekarzem ze zbyt duża praktyką, by nie wywęszyć charakterystycznego kwaśnego zapachu, którego nie zabiła nawet woń wypalonego papierosa i pasty do zębów.
- Wymiotowałeś?
- Tak... - Mietek odwrócił głowę od lekarza. - I spałem tylko trzy godziny rano. Tam... Tam jest strasznie.
Hurwicz podszedł do niego, chwycił go za nadgarstek. Tętno było silne i szybkie, co najmniej sto trzydzieści uderzeń na minutę.
- Najpierw gorącej herbaty, później uspokoisz się trochę a dopiero potem porozmawiamy, dobrze? - zapytał widząc w jego oczach nagłą potrzebę rozmowy. W tej sytuacji wolał być pierwszy, nawet przed Maciejem. Cokolwiek się zdarzyło, nie było to przyjemne i mogło zaszkodzić również Maciejowi. A jeszcze tamto... Wziął chłopca za ręce, przeprowadził do gabinetu pielęgniarek i wydał dyspozycje.

- Hurwicz, czy mogę rozmawiać z panią Martą Rudzką? - zapytał wybrawszy numer.
- Przy telefonie - odpowiedziała Marta. - Dziękuję, że pan zadzwonił.
- Obiecałem - powiedział lekarz. - Pani Marto, będzie krótko, bo nie mam czasu. Po pierwsze, Maciej jest w niezłej formie jeśli chodzi o serce. Nie widzę powodów do niepokoju. Gorzej z oddechem, prawdopodobnie obrzęk płuc spowodowany różnicą ciśnienia, nie wiemy jeszcze, czy nie ma astmy, te badania przeprowadzimy wkrótce. Natomiast organizm jest słabo ukrwiony i dotleniony, dlatego podobne problemy mogą się powtórzyć, przynajmniej do czasu kiedy organizm będzie pracował pełną parą. Dlatego...
- Słucham? - wcięła się Marta.
Hurwicz miał ogromną ochotę zapalić tu, w gabinecie, choć ordynator wydał bezwzględny zakaz. Mimo wieloletniego obcowania ze śmiercią, mimo dzieciństwa, w którym wręcz potykał się o trupy, dziesiątek godzin prosektorium i zgonów na oddziale, prowadzenie takich rozmów dalej było dla niego ogromnym wysiłkiem. Wyjął jednego caro z czerwonej paczki i długo obracał go w palcach.
- Prosiłbym, że nawet, jeśli państwo wybiorą się tu z wizytą, na razie nie informować Macieja o śmierci matki. Naprawdę trudno mi przewidzieć reakcję jego organizmu. Gdyby to były tylko płuca lub tylko serce - łatwiej byłoby to ogarnąć. Ale tu jest i to i to. Ja wiem, że będzie to wymagało wielkiego wysiłku ale naprawdę istnieje taka potrzeba. Szczerze? Najchętniej wydałbym zakaz odwiedzin tak przez pięć dni ale wolałbym lepiej nie.
- A Mietek? Czy on został poinformowany?
Hurwicz uznał za stosowne nie informować matki o chwilowych niedomaganiach syna, wystarczy tego dobrego na jakiś czas.
- Nie i nie będzie, przynajmniej przeze mnie. Rzecz jasna nie wolno mi wpływać na to, jakich informacji mu pani udzieli ale...
- Jak pan uważa, doktorze.
- I dobrze byłoby, by został tu jeszcze, i przygotował jakoś Macieja na tę wiadomość. Jemu będzie lepiej tak długo, jak sam nic nie wie. Ja go będę jakiś czas karmił półprawdami i bacznie obserwował reakcje. Zdaję sobie sprawę, że za długo nie da się tego ciągnąć, ale dla pełnej jasności potrzebuje czterech - pięciu dni. Doskonale wiem, że już niedługo będzie potrzebny do tych wszystkich formalności.
- Mam dalej utrzymywać w tajemnicy to, że jest w szpitalu?
Hurwicz nie wiedział, że Marta w ogóle robi z tego tajemnicę, choć podejrzewał, że jest w tym element taktyki w walce o przysposobienie dziecka, o czym zresztą wspomniała.
- Nie, niech pani mówi prawdę za przyczynę podając ostrą niewydolność układu oddechowego, co zresztą niewiele odbiega od prawdy. Zapamięta pani? - Hurwicz już tyle razy słyszał przekręcone nazwy chorób i leków, z jego osobistym faworytem aviomarin jako Ave Maria, że rutynowo upewniał się za każdym razem, kiedy to mogło mieć znaczenie. - Ma pani rację lepiej zapisać - powiedział, po czym umówił się na gorący kontakt i pożegnał. Zanim zajmie się Mietkiem, można by pójść zapalić i jeszcze raz wszystko przemyśleć - zdecydował.

Hurwicz słuchał relacji Mietka, który po napojeniu ziółkami, tabletce i kilkunastu minutach spokoju był już bliski stanu używalności. Chłodna, beznamiętna relacja z wydarzeń w schronisku go nie zdziwiła, o takich rzeczach krążyły wręcz legendy, zwłaszcza tu, w jeleniogórskim, gdzie złota, hedonistycznie nastawiona młodzież zjeżdżała z całej Polski by zakosztować zakazanych rozrywek z dala od swoich domów. Na dodatek ferie szkolne i akademickie sprzyjały promiskuityzmowi. Co go zastanowiło, to sposób relacji. Heteroseksualny mężczyzna opowiadałby o tym z o wiele większą lubością - lub wstydem, jeśli był wychowany w skromności, nawet fałszywej. Od Mietka dostawał beznamiętny opis kopulacji, niczym nie ubarwiony, jednak sam sposób przekazania wskazywał na ogromny dystans i niechęć. Jeśli u tego chłopca przeważają tendencje homoseksualne, takie wydarzenie może je tylko ugruntować - pomyślał, przypominając sobie nie tylko fragmenty jakichś wykładów udzielanych jeszcze w czasach, w których homoseksualizm był uważany za zaburzenie psychoseksualne, ale również własne doświadczenia ze wczesnej młodości. Jedno co zdołał ustalić naprędce - chłopak nie powinien wracać do domu wycieczkowego Bartek. Nie dlatego, że był jakimś wielkim wyznawcą Freuda, ale wierzył w różne teorie asocjacji, na których zresztą opierało się wiele terapii.
- Coś wymyślę w ciągu dnia, ale daj mi trochę czasu, dobra, zuchu? Mam jeden pomysł ale wymaga on ode mnie przygotowań. Na razie nie myśl o tym za wiele a najlepiej nie myśl w ogóle. Natomiast musimy o jednej rzeczy poważnie porozmawiać.
W tym momencie Mietek jakby skulił się, wyczuwając o czym będzie ta rozmowa. Już sam wstęp nie wróżył nic przyjemnego. Najmniej przyjemne rozmowy w jego niespełna szesnastoletnim życiu zaczynały się zawsze od 'musimy ze sobą poważnie porozmawiać', niezależnie, czy było to w gabinecie dyrektora czy w rodzinnym domu.
- No dobrze - westchnął Mietek.
Hurwicz pokrótce streścił wszelkie informacje o stanie zdrowia Macieja, nie ukrywając nic. Uważał, że jako partner, nawet niepełnoletni, chorego, ma prawo wiedzieć, zwłaszcza w sytuacji, kiedy ta wiedza była niejako potrzebna. Starał się nie przynudzać, odpowiednio dobierał słowa.
- Sam rozumiesz - zakończył ten nieco przydługi wstęp - że w takiej sytuacji twój przyjaciel wymaga odpowiedniego traktowania. Tak, wiem - lekko zbył gestem ręki próbę wcięcia się Mietka w rozmowę - robisz wszystko co możesz. Jest tylko jeden mały drobiazg.
Cholera, tyle dup w akademiku, kilku chłopaków w młodości, dwóch synów, żona, tylu pacjentów - a on dalej ma kłopoty w przekazaniu najprostszej prawdy, zwłaszcza tak młodej osobie. I to osobie... - w tym momencie nieco wystraszył się tego, co pomyślał. Na szczęście wczoraj przeszedł rozmowę o obrzezaniu więc grunt był już częściowo przygotowany. A on, będąc Żydem, o obrzezaniu siłą rzeczy nieraz w życiu rozmawiał.
- Chodzi o to, że, wiesz... Jesteście w sumie prawie jak małżeństwo, prawda? No i czasem robicie różne rzeczy, które dwóch kochających się ludzi nie tylko może ale i powinno robić, to także jest częścią nas. Mówiąc wprost, chodzi mi o sprawy seksualne. Chciałbym, abyście przez kilka dni... No wiesz, o co mi chodzi. Zostawili wasze niewątpliwie długie i wspaniałe penisy w spokoju.
Mietek nie cierpiał tego słowa, kojarzyło mu się to z jakimiś importowanymi towarami a już na pewno nie brzmiało przyjemnie i podniecająco. Zresztą raczej w ogóle tego nie nazywał - na własny użytek posługiwał się nim bez nazwy, w rozmowie z Maciejem mówiło się zaimkami: mój, twój.
- Zrobię wszystko, by mu pomóc, panie doktorze. A jak on będzie prosił no i, no wie pan - teraz Mietek czuł się zagoniony w kozi róg dość niezwykłą tematyką - czasem to się robi bez słów, po prostu...
- To powiedz mu prawdę. Możesz nawet powołać się na mnie - dodał, ciesząc się, że poszło bezproblemowo.

Maciej leżał na łóżku wpatrzony w drzwi. Nie miał ochoty na czytanie, nie czuł się jeszcze na tyle mocny by skoncentrować się na książce. Mietka przywitał uśmiechem ale nie tak wylewnie, jak tamten tego oczekiwał. Mietek oczywiście zarzucił go gradem pytań, na które odpowiadał półsłówkami.
- Na pewno dobrze się czujesz? - nalegał Mietek, rad, że Maciej nie zauważył jego bladości.
- Lepiej niż wczoraj. Tylko w nocy... Zasnąłem nawet wcześnie, chyba po tych tabletkach, co dostałem od lekarza. Obudziłem się o w pół do siódmej. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy to ta, że mama nie żyje. Później powracała jeszcze wielokrotnie. Mietek, czy możesz zadzwonić gdziekolwiek, nie wiem, do mamy, do Poznania, do Lisicy, gdziekolwiek, i to sprawdzić?
Mietek miał w planie opowiedzieć o swych nocnych przygodach, jednak upór i determinacja Macieja paraliżowały każdy jego zamiar. Przysunął się bliżej, wziął jego rękę i gładził ją w uspokajającym geście.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 18:39, 20 Gru 2014    Temat postu:

Kolejny odcinek jeszcze dzisiaj (pisze się) a później przydałaby się jakaś przerwa świąteczna, nie? Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 20:40, 20 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (81)

- Ale on nalega, panie doktorze - Mietek wysłuchał całego przemówienia lekarza z niecierpliwością. - Cokolwiek się stało, on chyba ma prawo znać prawdę. Panie doktorze, pan zrozumie, to jest w końcu jego matka. Owszem, prawda jest taka, że Maciej za nią nie przepada. No, teraz to się trochę zmieniło, ale sam pan wie... Nie wiem, czy pan wie, w jakim stanie Maciej do nas przyjechał pierwszy raz, na święta - Mietek opisał okoliczności, celowo koloryzując niektóre drobniejsze fakty. - Wie pan, byliśmy przed przyjazdem tutaj odwiedzić jego mamę w szpitalu. Mogę panu powiedzieć, że Maciora... To znaczy Maciej, jakoś ją kocha. Wiec chyba ma prawo wiedzieć prawdę? - zakończył swój chaotyczny monolog dramatycznym zapytaniem.
Podczas całej wypowiedzi Hurwicz nie spuszczał oka z Mietka, zastanawiając się gorączkowo, czy nie przyszła pora na powiedzenie całej prawdy, a co za tym idzie, podjęcia ryzyka. Niezbyt wielkiego, ale jednak. Ten mały chłopak, nie wyglądający nawet na piętnaście lat, zakończył swą mowę ze łzami w oczach i Hurwicz był pewny, że zrobi wszystko aby dowiedzieć się prawdy i poinformować Macieja. Takiej determinacji u mężczyzn, a już zwłaszcza w tym wieku, nie spotyka się często, to raczej domena kobiet, biologicznie przygotowanych by bronić rodziny.
- Słuchaj, przyjacielu - wstał ze swego miejsca zza biurka, podszedł do leżanki przeznaczonej dla pacjentów, na której siedział Mietek, przysiadł się i chwycił go za rękę. Chłopiec nie odtrącił tego gestu. - Są niestety prawdy, które potrafią wyrządzić wiele szkód. A są nawet takie, które zabijają - celowo podkreślił to ostatnie słowo. Nie cierpiał kierunku, w którym musiał się posunąć, gardził podejściem 'mors ultima ratio', jednak Mietek, ze swoją dociekliwością, piekielnie bystrym umysłem i determinacją był nawet dla niego ciężkim przeciwnikiem.
- Jak to? Nawet Maciorę? To znaczy Macieja?
Hurwicz uśmiechnął się.
- Możesz mówić Maciora, dla mnie brzmi to nawet sympatycznie. Ja moich synów nazywam Hurwiczątka i nikt się nie burzy. A co do tej prawdy... Wiesz jak twój chłopak stoi ze zdrowiem, prawda? - Hurwicz nie lubił bawić się w konwenanse i, przynajmniej podczas rozmowy w cztery oczy pozwalał sobie na poufałość.
- No tak, ale...
- Nie ma ale, mój przyjacielu. Bezkompromisowość...
- To znaczy? Może pan mówić tak bym zrozumiał?
- No... Bezkompromisowość jest wtedy, kiedy nie idziesz na żadne ustępstwa. Tak jak ty, wystarczy cię poobserwować dwa dni, zgodzisz się, prawda? Otóż bezkompromisowość jest na pewno zaletą ale nie w tej sytuacji, kiedy nawet do końca nie wiemy co twojemu chłopakowi dolega. Jednego horroru ci jeszcze mało?
Mietek starał się zatrzeć w pamięci obrazy z górnej stacji wyciągu na Kopę, ale nie było to takie proste, wracały w najmniej oczekiwanej chwili. Może ten starszawy, przystojny doktor ma rację? I to rwanie w jego własnym sercu, może teraz w końcu jest okazja, by o to zapytać, zwłaszcza że znów poczuł znajome i nieprzyjemne walenie pod mostkiem.
- To znaczy... Że ona...
- Nie wiem - skłamał lekarz. Ja po prostu antycypuję pewne sytuacje, które mogą wyniknąć. W tej sytuacji po prostu nie ma to znaczenia, pacjent ma mieć spokój.
- No dobrze, a co mam mu powiedzieć, w końcu zaraz do niego wrócę? On tak prosił a ja go zawiodę... - Mietek skończył to zdanie niemal płacząc.
- Zostaw to mnie - powiedział wcale nie mając pewności, że sobie poradzi. Choć większą, niż w przypadku Mietka, bo ten szedłby jak ruski czołg, nie zważając na szkody, jakich mógłby po drodze narobić. Na szczęście Maciej był chwilowo nieosiągalny, przewieziony chwilowo na spirometr i inną aparaturę, która pomogłaby ustalić przyczyny problemów z oddechem. Przy odrobinie szczęścia będzie za dwie godziny. Jednocześnie zastanawiał się, dlaczego ktoś tak młody musi rozwiązywać problemy, z którymi nawet dorosły nie może sobie poradzić. Z tym że jako mieszkaniec getta, takie pytania zadawał sobie od czterdziestego pierwszego roku, gdy był młodszy niż Mietek. Mietek, który podobał mu się coraz bardziej.

- Wie pani, te sprawy trzeba rozwiązywać natychmiast gdy się pojawią, dlatego na pani miejscu przyjechałabym do Poznania od razu po zgromadzeniu wszystkich niezbędnych papierów. Nasze sądy lubią się ślimaczyć i lepiej, żeby ta sprawa była w trakcie, bo dziecko musi mieć opiekuna tak czy inaczej.
- Jakie papiery? - spytała słabym głosem Marta, która nie miała większego serca do biurokracji i użerania się z urzędami.
- Podstawowe, akt urodzenia, akt ślubu, zaświadczenie o zarobkach, potwierdzenie zameldowania, opinię z miejsca pracy, tak samo męża, nadto powinna pani wystąpić o zaświadczenie o niekaralności... To te najważniejsze, jeszcze dopytam męża. Akt własności budynku by się przydał...
- Należy do Lasów Państwowych - odpowiedziała Marta.
- Nie szkodzi, chyba stałe zameldowanie starczy. Szkoła wystąpi z poparciem wniosku a ja ze swej strony wystąpię o ustalenie pełnomocnictwa prawnego, jakiegoś adwokata, który zgromadzi niezbędne dokumenty Macieja, to też będzie potrzebne. O sam wniosek niech się pani nie martwi, w końcu od czegoś ma się męża prawnika, to chyba jedyna dziedzina, w której nie jest dupą z uszami. Ciężkie czasy przed nami, pani Marto, ale sądzę, że sobie poradzimy - zakończyła optymistycznie.
- No nie wiem - westchnęła Marta.
- Głowa do góry, będzie dobrze.
Gdy Marta odkładała słuchawkę, zauważyła przez nie do końca zamknięte drzwi kancelarii cień przemykający się w stronę wyjścia. Sama zwolniła się z pracy, przyjechała wcześniejszym pociągiem, Romuald był na wyrębie i jeszcze nie znał najnowszych wiadomości wiec musi to być Melania. Jako że do zabudowań gospodarczych, chlewu, stodoły i kurnika wychodziło się przez drzwi na tarasie w kuchni, Melania musiała gdzieś wybywać na dobre. Szybko opuściła kancelarię i weszła na korytarz.
- Melania, a ty dokąd?
- Daj mi spokój, dobrze? Chcę być sama - powiedziała poprawiając torbę na ramieniu.
- Nie tym tonem, córko... Ty gdzieś jedziesz?
- Tak, do Jeleniej Gory. Ktoś to musi Maćkowi powiedzieć i chyba lepiej żebym to była ja niż jakiś gruby obleśny lekarz, prawda? Jaki on jest wstrętny... W ogóle mu nie wierzę, widziałaś jego ręce? Jak u rzeźnika.
- Melania, słuchaj no, dziecko, on jest chory na serce, czy ty to rozumiesz?
- No i co z tego? Ja chcę być przy nim jak będzie się o tym dowiadywał. Nic mu się złego nie stanie...
Marta obrzuciła córkę spojrzeniem. Podkrążone oczy, rozpalona twarz, bez śladu jakiegokolwiek makijażu. Nie to żeby popierała malowanie się tak młodych dziewczyn, ale na ten mróz przydałoby się jakoś przygotować twarz. A już na pewno się uczesać i umyć porządnie. A Melania zwykle o to dbała. Dopiero teraz zrozumiała, że wychowała dwójkę samolubów, którzy nie będą się liczyć z nikim i niczym, by osiągnąć to co chcą. Że Mietek taki jest, już dawno nie miała wątpliwości ale Melania? Zawsze była bardziej ugodowa, skłonna do ustępstw. Musiała dostać małpiego rozumu od tego dojrzewania, miłości...
- Córko, proszę cię, posłuchaj mnie. Sama świata nie zbawisz. I co, powiesz mu i będziesz patrzyła jak mdleje? Albo zadręcza się jeszcze bardziej tym, że jest sam? Teraz, kiedy jest chory?
- Ale będzie ze mną, jak możesz mówić, że będzie sam...
- Bo ty tak chcesz, bo ty tak postanowiłaś, bo tak naprawdę nie liczysz się z tym, co on czuje i co może się stać...
- Mamo, przestań! - wrzasnęła Melania i wybuchnęła płaczem.
- Do domu, natychmiast - powiedziała zdecydowanym głosem Marta. Nie cierpiała rozmawiać z dziećmi z pozycji siły i ostatnio nawet myślała, że ten etap już szczęśliwie za nią, ale chyba trzeba będzie odszczekać zwycięstwo... Bała się tylko, że nadmiar nerwów i emocji w ostatnim czasie spowoduje, że nie zapanuje nad sobą i strzeli ją w twarz. W tym domu dzieci się nie biło i o ile wymuszanie krzykiem było dla niej porażką, jakiekolwiek posuniecie się do siły fizycznej - wręcz klęską. Melania minęła ją w przejściu nie odzywając się ani słowem. Najgorsze w tym wszystkim było to, iż nieposłuszeństwo było spowodowane źle zrozumianym interesem własnym i drugiej osoby. Oni nigdy nie nauczą się żyć wśród ludzi - pomyślała.

Hurwicz zajrzał dyskretnie do izolatki, w której siedzieli chłopcy. Mietek siedział przy łóżku Macieja, chyba nawet nie odzywali się do siebie, patrząc tylko na siebie. Mietek trzymał rękę na kołdrze w miejscu, gdzie tamten drugi powinien mieć podbrzusze. Ręka spoczywała nieruchomo a ułożenie kołdry nie wskazywało na wzwód. Hurwicz uśmiechnął się, bo przewidział, że właśnie to będzie najtrudniejszym punktem do zrealizowania. Ale póki nie szaleją za bardzo, nic złego nie powinno się stać. Nawet jak on tą ręką trochę porusza... Cicho wycofał się. Ciężko było nawet sobie samemu przyznać, że nie pozostał na ten widok do końca obojętny. Mimo że to już tyle lat minęło... W tym momencie, patrząc na tych dwóch, przypomniał sobie, ze jeszcze nie załatwił jednej z najważniejszych rzeczy tego dnia. Niezauważony odsunął się od drzwi i zniknął w długim korytarzu.

- Możesz oczywiście wrócić do tego schroniska, choć w takim układzie nie jest to dla ciebie najlepsze miejsce. Obdzwoniłem wszystkie hotele w Jeleniej, Karpaczu i Szklarskiej Porębie i nie ma ani jednego wolnego miejsca, co zresztą mogłem założyć od samego początku - ciągnął Hurwicz. - Ja ze swej strony proponuję ci nocleg u siebie, jeśli oczywiście chcesz. Wolny pokój się znajdzie, to znaczy jak się Hurwiczątka położy do starszego, tam jest więcej miejsca. Z głodu nie zginiesz, nakarmimy cię. A może przez ten czas do jutra coś znajdę.
Mietek nie był zachwycony propozycją, choć generalnie był ciekaw ludzi i lubił poznawać nowych. Jednak po wydarzeniach ostatnich dni czuł się zmęczony i najchętniej wróciłby do swojego pokoju na poddaszu leśniczówki. Gdyby nie te dojazdy, dawno by tak zrobił. Jakoś nie przyszło mu do głowy zastanowić się, dlaczego doktor po prostu nie zaproponuje mu podwiezienia do domu, w końcu z Jeleniej nie było to wcale daleko.
- Nie chciałbym robić kłopotu - odpowiedział dyplomatycznie.
- Jakiego kłopotu - odpowiedział lekarz. - Wszystko będzie dobrze.
Hurwicz czekał na pytanie, które mogło paść a odpowiedź na nie była dość ciężka, na szczęście nie padło. Po długim zastanawianiu się czy powinien poinformować rodziców Mietka o tym, że zabiera ich syna do siebie, postanowił pominąć ten drobiazg. Jak by nie było, w pewnym sensie obiecał, że się nim zaopiekuje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:26, 27 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 20:44, 21 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (82)

Poczucie niepewności i czegoś dziwnego towarzyszyło Hurwiczowi, gdy przemierzał szpitalne korytarze w towarzystwie chłopca. Mietek w dwa dni stał się ulubieńcem wszystkich salowych i pielęgniarek na oddziale, choć jego nadmierne zainteresowanie wszystkim dokoła i zwykłe wścibstwo na początku było dość niechętnie odbierane. Teraz większość popołudniowej zmiany widziała go - już drugi raz - wychodzącego z nim główną bramą szpitala. Hurwicz wiedział, że mimo, iż jest świetnym fachowcem, nie wszyscy pałają do niego miłością, mówiąc najoględniej. Kilku wrogów tylko czekało aż mu się powinie noga, i to nie tylko tych niedopieszczonych doktorków czekających od dobrych dziecięciu lat na objęcie schedy po nim. Wojenki podjazdowe i zwykłe podsrywanie było na porządku dziennym w tym szpitalu, choć starano się to robić w białych rękawiczkach. Dla świętego spokoju Hurwicz zapisał się nawet do PZPR, bo w sumie zawsze trudniej ruszyć partyjniaka. Niestety, to wszystko poszło się gwizdać czwartego czerwca a miejscowa Solidarność bynajmniej nie ułatwiała mu życia. Hurwicz był prawie pewien, że co najmniej w dwóch przypadkach niespodziewane przystąpienie do Solidarności miało bezpośredni związek z jego osobą. Raz już zażegnał tlący się strajk pielęgniarek, tylko czekać na następny. Jego pochodzenie też nie ułatwiało mu pracy, choć rzadko tego typu zarzuty pojawiały się wprost. Jeśli wiec teraz ktoś wyciągnie pochopne wnioski... Nie będzie chyba musiał na to zbyt długo czekać. W natłoku wydarzeń zapomniał zupełnie o, jak to nazywał 'wyjście bezpieczeństwa', nikt nie wiedział dlaczego wychodzi razem z Mietkiem, dlaczego tamten wsiada do jego samochodu.

- Możesz sprawdzić czy masz dobrze zamknięte drzwi? - poprosił Mietka. Tamten dla pewności szarpnął dwa razy klamką. - I pamiętaj o pasach - dodał. Mimo iż obowiązek istniał już kilka lat, zapominanie było na porządku dziennym. A zwłaszcza tym razem zależało mu, aby jak najmniej rzucać się w oczy.
- Nie będzie ci przeszkadzało jak zapalę?
- Skądże - odpowiedział Mietek.
- Wiem, że nie powinienem... Ale sam rozumiesz, ciężki dzień, czuję się paskudnie zmęczony.
Nie było to jednak jedyne uczucie. Osoba siedząca koło niego powoli przestawała być neutralna i docierało to do niego coraz bardziej. Jadąc przez ciemne, nieoświetlone ulice Jeleniej Góry atakowały go tamte obrazy z wczesnej młodości, o których, wydawałoby się, zapomniał już na dobre. Po likwidacji getta miał sporo szczęścia, którego niestety zabrakło jego rodzicom. Najpierw zaopiekowali się nim dobrzy ludzie, później przeszedł kilkuletnie piekło powojennych sierocińców. I tam się to wszystko zaczęło. Jako osoba obrzezana wzbudzał naturalną ciekawość kolegów, zwłaszcza przy kąpielach i przebieraniu się. Początkowo krępował się i wstydził, później przywyknął do tego i nie ruszały go nawet uwagi, że jest 'scyzorykiem chrzczony'. Ba, w jednym sierocińcu, gdzie dano go do grupy z młodszymi od niego, jako że wojna i głód wyjątkowo wyniszczyły go fizycznie, nawet pokazywał za stosowną opłatą bądź drobną przysługą. I wtedy się właśnie zaczęło. Z tego, co początkowo robił wyłącznie dla korzyści materialnych, zaczął czerpać zupełnie inny rodzaj satysfakcji, nieznany mu jeszcze wtedy, a już powoli trawiący młode ciało. Podczas jednego z takich pokazów kolega dosłownie wziął sprawę w swoje ręce i młody Staszek po raz pierwszy doznał prawdziwego orgazmu, nieporównywalnego ze szturchaniem członka pod kołdrą. Robili to jeszcze wielokrotnie aż zostali przyłapani przez wychowawcę, przykładnie ukarani i rozdzieleni, tego drugiego po kilku dniach odesłano do innego sierocińca. W przypadku Hurwicza skończyło się to na kilku uderzeniach w twarz i karnym myciu podłogi na piętrze przez miesiąc, kiedy inni mieli czas wolny. Jednak w niczym nie ostudziło to jego lęgnącego się apetytu do wspólnych zabaw, tyle że tym razem już się lepiej pilnował. A w grupie chłopaków w wieku dojrzewania zawsze znalazł kogoś chętnego do wspólnej zabawy. Tym bardziej, że natura była dla niego łaskawa i obdarzyła go członkiem, który zawsze był obiektem zazdrości kolegów. Z biegiem czasu nauczył się to cynicznie wykorzystywać.

Aż pewnego razu wszystko zmieniło się nagle i nieodwołalnie, kiedy do domu dziecka przyszedł nowy wychowawca, facet po pięćdziesiątce, zupełnie inny niż ci młodzi z SP i ZMS, łączący surowe wychowanie z ideologicznym praniem mózgu, traktujący młodych ludzi nie jak kloce drewna do ociosania. To on pierwszy zauważył intelektualne możliwości Staszka i podsycał jego naturalną ciekawość. Był to pierwszy człowiek, z którym Staszek mógł dyskutować a nie tylko ślepo wykonywać jego polecenia. Hurwicz miał wtedy już piętnaście lat i spore doświadczenia seksualne, głównie z chłopakami, choć zdarzało się i macanie cycków koleżankom, na polu za ośrodkiem, w głębokim zbożu, by nie wpaść w oczy kierownictwu. Temu zajęciu oddawało się wielu kolegów a i wśród dziewczyn znalazło się kilka chętnych na te macanki. A bywało, że co bardziej rozochocona panna żądała rewanżu - i tak Staszek przeszedł swoją inicjację. Tymczasem rozmowy z wychowawcą zaczęły być coraz częstsze i coraz bardziej osobiste. Odbywały się one zwykle wieczorem w jego pokoju, gdy większość już spała albo harcowała po ośrodku. I właśnie podczas jednej z takich rozmów Staszek dowiedział się, że większość z tego co wyprawia z kolegami i koleżankami znana jest wychowawcy.
- Jeśli już tak wszystkim się chwalisz, to może i mnie pokażesz - powiedział wychowawca podczas jednej z takich wieczornych rozmów, tej samej, podczas której został tak bezlitośnie zdemaskowany. Hurwicz nie wiedział, czy traktować to jako rubaszną uwagę i wolałby, aby tak było rzeczywiście, choć z drugiej strony delikatność wychowawcy już wcześniej rozpalała jego wyobraźnię i wyobrażał go sobie w sytuacjach seksualnych. A, sądząc po dotychczasowych obserwacjach, byłoby na co popatrzeć. Nie odpowiedział wprost, ale i nie zlekceważył uwagi. Stanął koło siedzącego mężczyzny, ciekaw co tamten zrobi. Mężczyzna przejechał ręką po kroczu Staszka.
- No to legendy nie są wcale przesadzone - powiedział nie cofając ręki i doprowadzając go do prawie pełnego wzwodu. - Niezły samczyk jesteś, nie tylko w głowie masz co trzeba... Siadaj na swoje miejsce.
Hurwicz nie mógł ukryć rozczarowania, bo pierwsze wrażenia były dla niego nader obiecujące. Tymczasem był już tak podniecony, że w milczeniu onanizował się przez spodnie.
- A najlepiej zmykaj do pokoju, już dawno powinieneś być w łóżku...
I mimo że Staszek żywił do wychowawcy coraz cieplejsze a z czasem i gorętsze uczucia, nic podobnego już nie miało miejsca, mimo oczywistych prowokacji z jego strony. Starszy pan lekceważył jego umizgi, koncentrując się wyłącznie na pomocy w przygotowaniu Staszka do matury i egzaminu wstępnego na akademię medyczną. Raz jeden jedyny przebrał się w jego obecności, jakby spełniając skryte i nigdy nie wyrażone głośno życzenia chłopca, jednak Staszek był zbyt zniechęcony by próbować wykorzystać tę okazję. Tamtą sytuację długo rozgrywał w myślach na wszystkie sposoby, zastanawiając się, dlaczego poszło tak źle. Czy należało rzeczywiście zdjąć spodnie? Może podejść jeszcze raz? W myślach wypracował kilkadziesiąt wariantów.

Pewnego dnia tuż przed końcem dziesiątej klasy, wychowawca nie przyszedł do pracy i kilka dni później dowiedział się, że zmarł na zawał serca. Choć jego miłość powoli wygasała, śmierć swojego duchowego cicerone przeżył bardzo mocno. Zawsze podejrzewał, że to działało w obie strony a wychowawca z jakichś powodów wolał się nie angażować w związek fizyczny i zadowolić się emocjonalnym i intelektualnym. Szczęśliwie niedługo nawinęła się Lidka, którą potraktował jako lekarstwo na jego głębokie i nieszczęśliwe młodzieńcze uczucie. Jednak tamta noc do dziś mocno tkwiła w jego głowie i bywało, że, mimo uregulowanego życia seksualnego, onanizował się tylko i wyłącznie roztrząsając przeróżne 'co by było gdyby'. Wychowując synów dbał o to, by ich relacje emocjonalne były podobne do tych łączących go z tamtym wychowawcą. Oczywiście bez żadnych podtekstów seksualnych, swoich synów kochał wyłącznie miłością ojcowską i nawet widok jednego czy drugiego onanizującego się pod prysznicem czy pod namiotem, jak przyłapał go podczas ostatnich wakacji, nie miał w sobie niczego z erotyzmu. Oczywiście popatrzył sobie do woli, ale głownie po to, by zobaczyć czy odziedziczyli po nim to, co miał porządne. Szału nie było, młodszy miał większego, starszy mniejszego, obaj, na jego gust robili to byle jak, ale to już nie było istotne. Żaden z nich nie był obrzezany, tego nieszczęścia nie mógł zgotować własnym synom. Oczywiście obaj wiedzieli o tym, że tata nie ma napletka, nie robił z tego jakiejś wielkiej tajemnicy, do własnej nagości podchodził bez jakiegoś wielkiego wstydu i obaj widzieli a przy innej okazji zostali poinformowani o powodach.

Tymczasem Mietek... Ten cicho siedzący po jego prawej stronie jako żywo przypomniał mu siebie sprzed tych kilkudziesięciu lat. Tak samo entuzjastyczny, wyszczekany, żywiołowy... Zauważył to jeszcze wczoraj i od tego czasu było tylko gorzej. Chłopak rozpalał jego wyobraźnię zwłaszcza po tym beznamiętnym opisie wyczynów w schronisku, których był obserwatorem. A jednocześnie musiał lubić seks, tak to przynajmniej wyglądało z jego kontaktów z tym jego przyjacielem. Niby przypadkiem obrzucił go jeszcze raz wzrokiem. W samochodzie było ciepło, Mietek rozpiął kurtkę i mógł cieszyć się jego smukłą sylwetką z wydatną górką w spodniach. Zastanawiał się, jak to rozegra, jeśli w ogóle odważy się na ten krok. Chłopak był ciekaw jego obrzezania, może sprowokować go jakoś? Tylko jak? Lidka chodziła wcześnie spać i skarżyła się na migreny, które leczył dostępnymi głównie w prywatnym imporcie lekami: ibuprofenem i voltarenem. W końcu jest lekarzem... Pewnie dziś też połozy się wcześniej spać. Zobaczymy. Poczuł charakterystyczne piknięcie w kroczu i zaniepokoił się. Dalej nie rozstrzygnął jak do końca potraktować Mietka, na razie cieszył się jego obecnością i wyczerpująco odpowiadał na każde jego pytanie. Zastanawiał się jak daleko może posunąć się by go nie skrzywdzić. Czy chłopak okaże naturalne dla każdego geja zainteresowanie mężczyzną i jego nagością? Tylko jak ją sprowokować?

Powoli dojeżdżali do willi na peryferiach Cieplic Śląskich.
- Zmęczony?
- Raczej tak - odpowiedział Mietek.
- Żona zrobi jakąś kolację, zjesz z nami, film i do łóżka. Moi synowie nie są specjalnie gadatliwi, więc nie przewiduję jakichś nocnych rozmów - powiedział podjeżdżając pod elegancką piętrową willę ze spadzistym dachem, bardziej pasującym do Podhala niż Karkonoszy. Teren wokół domu obsadzony był smukłymi świerkami i daglezjami.
- Jeszcze plecak - przypomniał mu Hurwicz. Mietek wziął plecak i stremowany podążał za doktorem, który otworzył zamek własnymi kluczami. Weszli do eleganckiego korytarza oświetlonego dyskretnym światłem. Choć Mietek nie był nastawiony materialistycznie do świata, pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy to elegancja i bogactwo.
- Rozbierz się i pójdziemy się przywitać, spokojnie, nie denerwuj się - powiedział widząc niewprawne ruchy Mietka. W tym momencie do przedpokoju wyszło z kuchni dwóch chłopców, jeden na oko czternastoletni, drugi mniej więcej tego samego wzrostu choć widocznie starczy i z pierwocinami wąsów.
- Tata.... Kogoś ty przyprowadził? Przecież to Mietek!
- Jasiu?
Obaj zaczęli się witać wylewnie na oczach zdumionego Hurwicza.
- Wy się znacie?
- No pewnie. Będziemy mogli spać w jednym pokoju?
Hurwiczowi nie pozostało nic innego jak się zgodzić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:29, 27 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3185
Przeczytał: 83 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 22:29, 21 Gru 2014    Temat postu:

Tym wszystkim moim Czytelnikom, którzy wybywają na święta i już ich tu nie będzie
WESOŁYCH SWIĄT

Być może przed świętami pojawi się odcinek albo dwa, zależy od tego czy wyjdą mi prywatne plany.
Dla Czytelników z czytnikami elektronicznymi prezent na trujniku: odcinki 1-80 (i wszystkie inne moje ebooki) nareszcie w wersjach epub i mobi, zdecydowanie najlepszych do czytania w telefonie komórkowym, większości czytników a także w komputerze (w takich programach jak FBReader). I wszystkie mają okładki!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 14:06, 22 Gru 2014, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 23:48, 21 Gru 2014    Temat postu:

Wesołych świąt Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chmielna2
Adept



Dołączył: 11 Lis 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 18:37, 22 Gru 2014    Temat postu:

Wesołych -Świąt

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 19 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin