Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 23:37, 04 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (98)

- Kogo niesie o tej godzinie? - zapytał Mietek z pełnymi ustami. - Maciora, spodziewaliśmy się kogoś?
Zajęty smażeniem jajecznicy Maciej oderwał się od kuchenki zostawiając patelnię na płycie.
- Nic takiego sobie nie przypominam... Nie, zdecydowanie. Lisica miała wpaść ale po południu, zabrać nas na cmentarz.
- Palisz tę jajówę - upomniał go Mietek, niepotrzebnie, bo Maciej zauważył już kłęby dymu. - Ja pójdę otworzyć.

- Cześć chłopaki, co się tu dzieje? - przywitała się profesor Lisicka.
- Nie widać? Maciora smaży jajecznicę.
- Nie widać - powiedziała Lisicka - ani Maćka ani jajecznicy. Otwórzcie okno bo jeszcze się tu zaczadzicie.
- Pani profesor reflektuje na śniadanie? - zapytał Maciej znad kuchenki. - Zaraz usmażę następną...
Lisicka spojrzała na zegarek.
Zrób mi najwyżej filiżankę kawy, A tak w ogóle przyszłam was o coś poprosić - powiedziała usadowiwszy się za stołem. - Sprawa jest dość delikatna i bardzo zależałoby mi na tym, byście się jednak zgodzili. Oczywiście zawsze możecie odmówić.
- To do mnie czy do Maćka? - zapytał Mietek pełniąc obowiązki gospodarza przy stole. - Bo zawsze jest szansa że jak się nie zgodzi jeden to się zgodzi drugi.
- Tu raczej ciężko o to będzie - powiedziała Lisicka. - Maciej, siadaj też, bo to naprawdę prośba do was obu, nie da się tego zrobić w pojedynkę.

Obaj słuchali nie przerywając, kiedy Lisicka opowiadała im o nieznanym im chłopcu, którym będą się musieli zająć. Mietek tak to odbierał, nie w charakterze prośby a polecenia. Zresztą wiedział, że w tej sytuacji nie mają większego wyboru i musieliby się zgodzić nawet na słonia z zoo, gdyby ten miał tu zamieszkać. - Czyli szlag trafił trzy dni - pomyślał Mietek i rozpaczliwie patrzył na Macieja, lecz jego wyraz twarzy był nieodgadniony. Maciejowi można powiedzieć że świat się kończy za godzinę i nie zobaczysz czy to w ogóle do niego doszło - pomyślał.
Wiktoria widziała aż nazbyt wyraźnie, że chłopcom propozycja nie odpowiadała, albo mieli inne plany na weekend albo też po prostu chcieli być sami. Maciej mrugał oczyma jak zwykle, kiedy czegoś nie rozumie lub się nie zgadza. Gdy skończyła, przez długi czas w kuchni zaległa niezręczna cisza.
- To jest jakiś wieśniak? - zapytał Mietek.
- Mietek, mógłbyś z większym szacunkiem. Z tego co wiem, mieszka pod Łodzią i coś się stało w jego rodzinie takiego, że musi tydzień przemieszkać u pana Sebastiana. Znacie go przecież.
- A, to Sebastian za tym stoi - odezwał się Mietek.
- Tak, robi pewną pilną robotę dla mnie, a w zasadzie dla was. Ma cały weekend zajęty.
Milczący do tej pory Maciej po raz pierwszy tego poranka zabrał głos.
- Dla Sebastiana to mogę się nawet zgodzić... Nie wiem dlaczego, ale lubię tego faceta. Tak jakoś... Jak się to mówi, nadajemy na tej samej fali. Chyba...
- Każdy kto słucha twego rzępolenia nadaje z tobą na jednej fali - przyciął Mietek. - Sebastian, Melania...
- Już ci tyle razy mówiłem, weź ty się...
- Ej, panowie - przerwała Wiktoria widząc, że nadciąga awantura, której nie przewidziała. Nie po raz pierwszy Maciej staje w obronie Melanii. Czyżby coś tam iskrzyło miedzy nimi? Bo klasowe dziewczęta raczej lekceważy - myślała Lisicka. - To jak, zgadzacie się?
- A mamy inne wyjście? - powiedział Mietek, celowo dramatycznie. Będziemy niańczyli go przez trzy dni. Wiesz co, Maciora? Na wszelki wypadek skocz do kiosku Ruchu po smoczek a później się dokupi śliniaczki i pieluchy.
Wiktoria musiałaby nie znać Mietka by nie wiedzieć że jest to zwykła sztubacka zgrywa. Kiedy on dorośnie?
- A kiedy przybywa ten ET?
- Obawiam się, że będę musiała po niego pojechać teraz, więc, powiedzmy, za jakieś pół godziny. Pan Sebastian mieszka na Górczynie, dziesięć minut drogi. A wy ogarnijcie trochę to mieszkanie, bo wstyd tak przyjmować gościa, nawet gdyby miał to być zwykły czternastolatek.

Gdy Sebastian był już ubrany by wyjść do telefonu, do drzwi rozległo się głośne pukanie.
- Panie Sebastianie, jakaś elegancka pani do pana i mówi, że przyjechała po dziecko. Myślałem, że to pomyłka, przecież pan nie ma dzieci.
- A to ten kuzyn, o którym panu mówiłem. Uff, kamień z serca, panie Władku. Niech pan ją wpuści.
Wiktoria była u Sebastiana w pokoju pierwszy raz i zaraz po przywitaniu obrzuciła pokój wzrokiem. Sebastian jeszcze nie zdążył uprzątnąć swojego posłania pod oknem i dopiero teraz zauważył, że tak się gości raczej nie przyjmuje.
- Rzeczywiście ciasno - powiedziała Wiktoria. - A to jest ten Tadzik?
- Tak. Dzik, przywitaj się z panią.
Tadzik z ociąganiem podszedł do kobiety i powiedział głośno swoje nazwisko.
- Mam dla was dobrą wiadomość, chłopcy się zgodzili ugościć Tadzika na trzy dni. I w zasadzie wolałabym przewieźć was teraz, zwłaszcza, że mój mąż chce się zobaczyć z panem, panie Sebastianie, o pierwszej w sprawie tej rozmowy. Zdaje się, że dojdzie do skutku.
Sebastianowi nie bardzo odpowiadała pora, miał w planie wziąć jeszcze Tadzika na jakieś podstawowe zakupy, chłopak przyjechał w jednych portkach i w jednej koszuli, sądząc z zawartości plecaka. Będzie musiał objechać za to Tomka,ale to potem. Na razie podzielił się z Wiktorią wątpliwością.
- E tam, to nie problem. Na te trzy dni coś się znajdzie, Tadzik jest dokładnie budowy Mietka. Nie będzie źle. No, już, gotowi?

Gdy zapukali do willi na Grunwaldzkiej, drzwi otworzył im Mietek, który, tak się przynajmniej Sebastianowi wydawało, obrzucił Tadzika niechętnym spojrzeniem.
- Poprowadź nas do Macieja, muszę was jakoś przedstawić - poprosiła Wiktoria. Mimo, że czuła się tu już prawie jak u siebie, dalej dbała o to, by nie wypaść z roli gościa. Coraz większą trudność sprawiało jej rozdzielenie roli wychowawczyni, nauczycielki i dobrej ciotki, jak się określała w myślach.
Gdy weszli do pokoju, pierwsze co rzuciło się w oczy to rozmontowany odkurzacz, w którym Maciej bezskutecznie usiłował zmienić pojemnik do odbioru śmieci. W momencie, gdy Tadzik to zobaczył, usiłował wsadzić część, która nie pasowała, szamotał się z nią i z miną wyrażającą ostateczną desperację wpychał na siłę.
- Ostrożnie, uszkodzisz! - krzyknął Tadzik, i jednym susem znalazł się przy odkurzaczu i wyjął pojemnik z rąk wystraszonego impetem Macieja.
- Nie tak się robi, trzeba wyjąć, tu poluzować lekko i wsadzić drugą stroną. Daj, ja to zrobię.
Jeśli ktoś mógłby zobaczyć wyraz twarzy Sebastiana, to malowało się na niej pomieszanie ulgi z wdzięcznością. Gdy Tadzik uporał się z odkurzaczem, dokonano oficjalnej prezentacji.
- Chodź na śniadanie, a właściwie na to czego Maciora nie zdążył jeszcze przypalić - powiedział Mietek wesołym tonem. Pan panie Sebastianie też coś zje?
- Ja wiem? - popatrzył na zegarek. Karmiąc rano Tadzika, nie zjadł nic. Dla niego pierwsza godzina po przebudzeniu była martwa i polegała na powrocie do świata przy pomocy kawy, papierosów, dzienników w radio i ewentualnie gazet. - Może wypiję kawę i zjem jakąś skibkę.

Po nie najgorszym śniadaniu a bardzo dobrym jak na możliwości gospodarstwa prowadzonego przez dwóch chłopaków w tym jednego z dwiema lewymi rękami, stwierdził z satysfakcją, że lody zostały przełamane i prawdopodobnie przez te trzy dni nie spotka ich żaden kataklizm. Na wszelki wypadek umówił się z Wiktorią, że będzie do nich dzwonić co jakiś czas i w miarę możliwości informować go o możliwych problemach.
- A gdzie go położycie? - zapytał gdy już ubierał się do wyjścia.
- Gdzie będzie chciał, może nawet spać z nami, pomieścimy się razem. Na razie wprowadzimy go do pokoju matki.
Załatwiwszy ostatnią rzecz, Sebastian pożegnał się z Wiktorią, która zobowiązała się pomóc chłopcom w obiedzie i wychodząc, zapytał Mietka:
- Mietek, podprowadzisz mnie do przystanku?
Zauważył, że Mietek w lot złapał, że Sebastian chce z nim pogadać na osobności. Sebastian już zdążył odkryć, że w tej parze Mietek reprezentował inteligencję i błyskotliwość, a Maciej - wrażliwość i empatię. - Trudno o lepszy dobór - pomyślał. Nawet nie zastanawiał się, kto jaką rolę pełni w tym związku, bo było to dla niego oczywiste. Zdziwiłby się, gdyby w łóżku było inaczej. W łóżku... Wychodząc obrzucił jeszcze raz spojrzeniem obu chłopców, którzy półgłosem wymieniali jakieś uwagi. Aż wierzyć się nie chce, że ci smarkacze już mogą uprawiać seks. Nie licząc tamtego wydarzenia na plaży, on zaczynał o wiele później.

- No i jak ci się Dzik podoba? - zapytał gdy już byli poza domem i zbliżali się w stronę przystanku.
- Dzik, Maciora, nawet do zoo iść nie trzeba - stwierdził Mietek.
Sebastian musiał załatwić jedną, ostatnią rzecz, której nie mógł pod żadnym pozorem poruszyć w rozmowie z Lisicką. Nie było to wcale proste, celowo wybrał Mietka, odważniejszego, bardziej kumatego, na wypadek gdyby ta rozmowa poszła w niespodziewanym kierunku. Z ociąganiem wyjął paczkę mocnych i zapalił papierosa.
- Mietku, to delikatna sprawa i mam nadzieję, że ta rozmowa zostanie między nami - i z twojej i z mojej strony.
- A Maciejowi mogę powiedzieć?
Sebastianowi bardzo spodobało się to pytanie.
- Sądzę, że tak, sam zdecydujesz. Bo w sumie tu chodzi o was dwóch. Widzisz, Mietek... - zaciągnął się papierosem, jakby szukając odpowiednich słów. - Nie to, żebym wtrącał się w wasze sprawy, ale domyślam się, co was łączy. Mogę się oczywiście mylić i wyprowadź mnie z błędu, jeśli tak jest rzeczywiście.
Mietek, ten wygadany Mietek mający na jedno cudze słowo dziesięć własnych, zamilkł i parzył w miejsce, gdzie tory tramwajowe zbiegają się ze sobą.
- Jak... Jak pan... Skąd pan wie?
- Nazwij to szóstym zmysłem, nazwij to intuicją, ja to po prostu wiem. I, jeśli tego się boisz, nikt mi nie powiedział.
Na przystanek podjechała trzynastka, jednak Sebastian wykonał gest ręką znaczący, że odpuszcza ten tramwaj. Nawet nie wiedział, kto jest jego adresatem. Motorniczy? Mietek?
- Zgadza się?
Mietek nawet nie próbował polemizować.
- Moja jedyna prośba jest taka: trzymajcie Tadzika od tego tak daleko jak to tylko możliwe. W ciągu ostatniego tygodnia chłopak przeszedł bardzo wiele, również pod tym względem i uważam, że będę fair, jeśli cię o tym poinformuję - powiedział i pokrótce streścił sprawę. Mietek dalej się nie odzywał.
- Oczywiście, zachowujcie się normalnie, róbcie swoje ale, jeśli już musicie być blisko siebie, to raczej tak, aby on nie widział. Zgoda?
- Ale pan oczywiście nikomu nie powie, prawda?
Sebastian nie lubił powtarzać się, jednak lepiej by było, gdyby pewne rzeczy były postawione wprost i bez wątpliwości, nawet, jeśli wymagałoby to wałkowania przez pół godziny.
- Mietek, zrozum, to jest wasza sprawa, tylko wasza. Ja nawet cieszę się, że tak szybko na siebie wpadliście. Niezależnie jak życie potoczy się dalej, bo wiesz, że może być różnie. To jak, umowa stoi?
Mietek kiwnął głową.
- Tak, i muszę panu podziękować za... No wie pan za co, za niepodzielenie się wątpliwościami z moją mamą. Ona nie ma zielonego pojęcia. Ojciec też. Co do Lisickiej...
Sebastian zauważył zieloną bryłę tramwaju nadjeżdżającą od stadionu Lecha, popatrzył na zegarek i zdecydował, że musi kończyć tę rozmowę.
- Mietek, ja cię przepraszam ale... Sam rozumiesz. Czas mnie goni i to tak, że nie masz pojęcia.
- Tylko niech mi pan powie, jak pan na to wpadł. Proszę. Zrobiliśmy jakiś błąd? I też obiecuję milczeć jak grób.
Tramwaj wjechał na przystanek i Sebastian już stal przy drzwiach.
- Czy to znaczy... No wie pan... Że pan też...
Gdy padły te ostatnie słowa, Sebastian był już z drugiej strony drzwi, które zamykały się z sykiem. Uśmiechnął się i pomachał serdecznie Mietkowi, który dalej jak wmurowany stał na przystanku. Wreszcie podniósł rękę i, z uśmiechem radości, który w mig wypełnił jego twarz, odwzajemnił gest z jeszcze większą zamaszystością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 1:50, 05 Sty 2015, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 19:40, 05 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (99)

Przez całą drogę na Osiedle Bajkowe Sebastian zastanawiał się czy dobrze zrobił rozmawiając z Mietkiem. Bał się nie tyle samych chłopaków, których zdążył już polubić, a bardziej tak zwanego efektu fasolki. Na wakacjach w Nowosolnej przeczytał w książeczce dla dzieci wziętej z półki Kingi, oczywiście potajemnie, by nie widziała, że czyta taką literaturę, pewną przekorną bajkę. Mama wychodząc do miasta ostrzegła dzieci, aby nie robiły nic złego, a na zakończenie dorzuciła 'I nie wkładajcie fasolek do nosa'. Nietrudno zgadnąć, co zastała, kiedy przyszła do domu. Ponieważ bajki muszą się dobrze kończyć, dzieci szczęśliwie odratowano. Sebastianowi przypadła do gustu ta historia, rozwinięcie starego powiedzenia 'nie kuś licha'. No i on w pewnym sensie przestrzegł Mietka o fasolkach, a teraz wypada czekać co z tego wyjdzie.

Osiedle Bajkowe, położone na zachodzie miasta graniczy z lotniskiem Ławica i jest uważane za luksusowe. Szukając ulicy, jakiegoś Czerwonego Kapturka czy innej Sierotki Marysi, Sebastian podziwiał bogate domki i żałował, że nigdy nie będzie w takim mieszkał, przynajmniej nie przy takich zarobkach. Próbował odgadnąć z twarzy nielicznych przychodniów, czy czują się szczęśliwi mieszkając w takim elitarnym miejscu, i wyszło mu na to,że chyba nie, bo nikt nie był uśmiechnięty, a na twarzach odmalowywała się cała gama neutralnych i negatywnych odczuć. Po kilku minutach bezładnej szamotaniny po nieco mniej elitarnych chodnikach, podczas której pomylił Borutę i Rokitę, Królewnę Śnieżkę z Królową Śniegu i Rumcajsa ze Smokiem Wawelskim, znalazł swą ulicę. Drzwi otworzyła mu młoda, na oko osiemnastoletnia dziewczyna, brunetka o ciemnych oczach i włosach i smutnym wyrazie twarzy. Sebastian nie znał się na damskich łaszkach, ale jej ubiór ocenił jako drogi i elegancki.
- Pani Natasza Lewandowska?
- Tak, to ja - powiedziała dziewczyna niskim, ale wyjątkowo dźwięcznym głosem. - Pan redaktor Marecki?
- Markowski - poprawił Sebastian. - Miło mi.
Dziewczyna poczekała aż Sebastian zdejmie płaszcz i poprowadziła go przez obszerny, elegancki salon do pokoju z tyłu domku. Salon urządzono w ciemnej tonacji, z meblami, które wyglądały na mahoniowe. Pokój dziewczyny był bardziej luźny ale Sebastian nie nazwałby go pokojem przeciętnej licealistki. Był urządzony bogato ale bez gustu. Jednak co zaniepokoiło Sebastiana to zupełny brak książek na półkach, które były wypełnione różnymi bibelotami. Jeszcze nie był tu pięciu minut, a już czuł barierę, która nigdy nie pozwoli mu się zbliżyć do takich ludzi. Jeśli zaś ta dziewczyna była naturalnym towarzystwem Łukasza Wasilewskiego, to on, chyba nigdy ich nie zrozumie...

Dziewczyna opowiadała beznamiętnym tonem o rozmowach z Łukaszem, podczas których narzekał na ojca.
- Mówił mi, że jest jakiś dziwny, ale kiedy chciałam jakichś szczegółów, zawsze uciekał. Kluczył, odkładał, mówił, że jeszcze nie pora, że się boi. Chciałam mu pomóc, ale jakoś nie mogłam, nie byłam w stanie. Jak mu można mu pomóc, jeśli nie wiadomo w czym, niech pan sam powie...
- Pani była jego... - zapytał Sebastian, nie wiedząc, jak to ubrać w słowa. - Koleżanką, przyjaciółką...
- Dziewczyną, powiedzmy wprost, nie ma się co bawić w szukanie jakichś słówek do tego co można nazwać wprost. Byliśmy parą już rok jak... Jak to się stało. Pod koniec Łukasz był jakiś dziwny, a także... Nie wiem, czy mogę panu powiedzieć, ale... No miał takie dziwne żądania w łóżku. Pozwoli pan, że jednak zachowam to dla siebie. Ale to było wstrętne, mówię panu, jakby nie on, jakby nagle się zmienił. Nawet zastanawiałam się, czy z nim nie zerwać. Ale go kochałam...
- Czy opowiadała to pani komuś? - zapytał Sebastian.
- Tak, opowiadałam to na przesłuchaniu, kiedy wypłynęła sprawa Arka, pan słyszał, przyjaciela Łukasza, do którego stary Wasilewski dobierał się w nocy. A później... Później stało się coś dziwnego.
- To znaczy?
- Najpierw był telefon. Anonimowy. Ktoś, kto przedstawiał się jako przyjaciel Łukasza prosił, bym o takich rzeczach nie rozmawiała z milicją a najlepiej zapomniała, że to kiedykolwiek mówiłam.
- Groził pani?
- Można to tak nazwać. Mówił coś w rodzaju: - Wiem, ślicznotko, że idziesz na architekturę, tylko pamiętaj, że nie musisz się tam dostać. Jak będziesz za dużo chlapała, nie dostaniesz się na żaden kierunek.
- A później?
- Później byłam śledzona. Jeździł za mną jakiś facet oplem. Nawet zapamiętałam numer rejestracyjny PZD1399, Miałam wrażenie, że robił wszystko, abym go widziała. Pan wyjrzy przez okno, widzi pan tę latarnię? Tam właśnie stał, czasem kilka godzin.
- Zgłaszała to pani komuś? - zapytał Sebastian choć już znał odpowiedź. Z tego co wiedział, stosowano normalne metody zastraszania, o których nieraz już słyszał.
- Nie. Pan rozumie, bałam się, a na rodziców i tak nie mogłabym liczyć. Poza tym nawet jeśli poszłabym z tym na milicję, musiałabym iść z rodzicami. Ale to nie z moimi...

Gdy Sebastian wyszedł z tego upiornego domku, jak go nazywał, nie mógł długo poskładać myśli. Zastraszanie było ewidentne i w czyimś interesie leżało, by dziewczyna najlepiej zapomniała o całym zajściu i najlepiej nie fatygowała się na milicję. Powód? - musiałaby opowiedzieć o poprzednich przesłuchaniach, zaczęto by szukać, to i owo wyszłoby na jaw... Tak to mogło wyglądać choć niekoniecznie musiało. Tajemnicą dla niego było dlaczego teraz zgodziła się rozmawiać i jakich wpływów musiał użyć Lisicki, by ta rozmowa doszła do skutku. Czy dziewczyna konfabulowała? Nie sądził. Gdy stał na przystanku na Bukowskiej, nagle doszło do niego, że jeśli takich metod użyto wobec niej, jak by nie było młodej siksy, to ciekawe jakich użyją w stosunku do niego? Bo jakichś użyją. Czy już powinien się bać? Na to jeszcze przyjdzie czas. Na razie rozglądał się bezradnie za jakąś budką. Kiedy już znalazł budkę, okazało się, że zapomniał z domu żetonów i teraz trzeba szukać kiosku. Najbliższy był nieczynny a w jeszcze następnym żetony właśnie wyszły. Potrzebne rzeczy udało mu się skompletować po kwadransie marszu w mżawce.
- Dzień dobry, mówi Markowski. Czy mogę rozmawiać z Tadeuszem Traczykiem?
Rozmówca, w którym Sebastian natychmiast rozpoznał Macieja, wydawał się nieco skonfundowany.
- Jakiego Traczyka? Aaa... Pan Sebastian?
- Tak, cześć Maćku. Daj Tadzika, jeśli możesz.
- Dzik z Mietkiem siedzą w garażu i naprawiają kosiarkę. Mam go zawołać?
- Jaką kosiarkę? - zdziwił się Sebastian. - W lutym?
Odruchowo popatrzył na trawnik, widoczny przez brudne szyby budki telefonicznej. Raczej nie domagał się natychmiastowego koszenia.
- Mamy taką zepsutą kosiarkę do trawy, już chyba trzy lata nie działa. No i Tadzik się do niej dorwał i przekonał Mietka, że można ją naprawić. Długo mu nie zajęło to przekonywanie.
- A jak sprawuje się Tadzik? - Sebastian zapytał o to już z mniejszą obawą, wychodziło, że przynajmniej Mietek już nie jest nastawiony do niego tak niechętnie jak na początku.
- Nie wiem, bo na razie mało go widziałem. Cały czas coś naprawiają, wymienili już zamek w drzwiach do piwnicy i naprawili lufcik, który się nie otwierał.
- Ciesz się, że nie macie traktora - powiedział Sebastian. - Mielibyście go z głowy na trzy dni.
- Mnie tam to nie przeszkadza, mogę sobie poćwiczyć na fortepianie. Zresztą zaraz przyjedzie Lisica, to jest, przepraszam, pani Lisicka i weźmie nas na cmentarz a potem na kolację.
- To ja już nie przeszkadzam...
- A właśnie, przyjedzie pan jutro na kolację do nas? Serdecznie zapraszamy.
Sebastian odczuwał wyrzuty z powodu podrzucenia im Tadzika i doszedł do wniosku, że te dwie godziny może poświęcić, zresztą jakaś przerwa w pracy wyszłaby mu jedynie na dobre.

Maciej leżał na plecach i wsłuchiwał się w ciszę, przerywaną oddechem Mietka. Ręka przyjaciela błądziła po jego plecach i zsuwała się coraz niżej, by po chwili gładzić pośladki.
- Kocham to miejsce u ciebie - szepnął Mietek. - Ile razy tam jestem, czuję się, jakbym był tam pierwszy raz. No połóż się na brzuszku.
- Nie teraz - odpowiedział szeptem Maciej. - jeszcze usłyszy.
- Przecież on jest za dwoma ścianami, niemożliwe - powiedział Mietek i nawilżył interesujące go miejsce.
- Jak chcesz? Jak młody źrebak czy jak stary żółw?
- No źrebak byłby fajny - odparł Maciek i naprowadzał Mietka, by po chwili poczuć wstrząs, za którym tęsknił już od kilku nocy. - A ja mam wrażenie, że ci jeszcze urósł.
- Tylko wrażenie, niestety, ani nie drgnął od ostatniego razu.
- Ale włosków masz już więcej.
Źrebak w ich prywatnym intymnym języku oznaczał na ostro, silnymi pociągnięciami, i było to coś co Mietek uwielbiał a Maciej nieco mniej, ale wiedział, że właśnie to zadowalało go najbardziej, toteż czasem się godził. Maciej dusił w sobie jęki bólu i rozkoszy, bojąc się, że mogą być usłyszane.
- Nic nie czujesz? - zaniepokoił się Mietek.
- Czuję ale wiesz... Lepiej być cicho. No jeszcze, ogierze...
Obaj byli już w momencie największej ekstazy, kiedy gdzieś z oddali rozległ się głuchy krzyk. Gdy Mietek był już pewien, ze przekazał Maćkowi ostatnią kropelkę, zaczął nasłuchiwać. Krzyk powtórzył się znowu.
- Pójdę zobaczyć co się dzieje - powiedział.
- Z taką wyprężoną dzidą? Ja pójdę. Nawet jak moja też jest gotowa, to trudniej ją zauważyć.
Już wychodząc z pokoju Maciej zorientował się, że jest nagi jak go Bozia stworzyła, wrócił i naciągnął majtki. Stłumiony krzyk powtórzył się znowu.

Gdy Maciej wszedł do pokoju matki, Tadzik leżał na łóżku, na brzuchu i tulił się do grubego wałka kołdry, która była pod nim. Maciej zupełnie nie rozumiał co się stało, i z przerażeniem patrzył, jak chłopiec popada w drgawki. W tym momencie przypomniał sobie o tym, co opowiadał Mietek. Wyglądało, że chłopak jest przestraszony. Podszedł do łóżka i objął go ramieniem. Tadzik odwrócił głowę i patrzył dziwnym, przepraszającym a mimo to pełnym strachu wzrokiem.
- Tadzik, wszystko w porządku?
Chłopiec pokiwał głową.
- Ja bardzo... bardzo... Nie chciałem.... Proszę...
Maciej zastanawiał się, czy nie lepiej opuścić pokój lecz strach w mimice Tadzika był tak silny, że intuicyjnie przytulił go mocno do siebie. Po kilku minutach chłopiec przestał się już trząść a traf chciał, że właśnie do pokoju wszedł Mietek. Jeden wzrok i Maciej już widział, że jeśli kłopoty z Tadzikiem ma już za sobą, to kłopoty z Mietkiem to dopiero przyszłość i to nie taka odległa. Co zrobić? Co prawda Mietek chwilowo uspokoił się z tymi scenami zazdrości ale teraz...
- To teraz twoja kolej, usiądź z nim a ja zrobię mu gorącego mleka. Nie wiem, jak się coś takiego leczy.

W kuchni wszystko leciało mu z rąk, szamotał się z elektrycznym zapalnikiem do gazu, rozlał wodę, prawie zbił szklankę w zlewie. Celebrował podgrzewanie mleka kilka minut, byle znów nie narazić się na zimny, pełen pretensji wzrok Mietka. Co on sobie myśli? Od ich chwili szczęścia nie minęło nawet pięć minut, o co on go podejrzewa? Drżącą ręką chwycił tacę ze szklankami i poszedł zanieść do pokoju. Był tak zdenerwowany, że nie zwrócił uwagi na śmiechy i chichotanie dochodzące od drzwi. Gdy otworzył drzwi, ujrzał Mietka i Tadzika tarzających się po łóżku.
- A mówiłem ci, że masz łaskotki!
- Ty też! Zobacz!
- No puszczaj! Ja tak mocno nie robiłem!
- Ale Maciora ma jeszcze większe! - wykrzyknął Mietek - zaraz ci pokażę, Maciora, odstaw tę tacę!
Po chwili wszyscy trzej tarzali się po łóżku, a salwy śmiechu wybuchały często. W końcu wszyscy padli z wyczerpania.
- Mleko i do łóżka - zarządził Maciej. - Dość tych wygłupów, już jest po północy.
- A ja? Mam wrócić do pokoju? - zapytał smutnym głosem Tadzik i wodził oczyma to po Mietku, to po Macieju.
- Będziesz spał z nami. W środku. Oddzielisz mnie od tego złego i niewdzięcznego człowieka - popatrzył groźnie na Macieja i natychmiast wyczytał w spojrzeniu przyjaciela coś, co nie było ani złe ani niewdzięczne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 22:13, 05 Sty 2015, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 20:06, 05 Sty 2015    Temat postu: Re: Inni, tecy sami (99)

homowy seksualista napisał:
...Próbował odgadnąć z twarzy nielicznych przychodniów, czy czują się szczęśliwi mieszkając w takim elitarnym miejscu, i wyszło mu na to,że chyba nie, bo nikt nie był uśmiechnięty, a na twarzach odmalowywała się cała gama neutralnych i negatywnych odczuć.


Homowy mam rażąco inne wrażenia z osiedla Bajkowego, spotkałem się tam z serdecznością uśmiechem i życzliwością. I nie były to jednorazowe odczucia.
Ostatnie odcinki zdecydowanie bardziej mi się podobają , są takie "cieplejsze" pomimo śledztwa Sebastiana.

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 21:22, 05 Sty 2015    Temat postu:

Hmmmm...
ad Osiedle Bajkowe
Faktycznie później się poprawiło, natomiast na pocz. lat 90. miałem trochę inne odczucie. Często tam się przesiadałem, bo miałem działkę w połowie między Junikowem i Ławicą i na początku miałem wrażenie, że tam 'elyta' mieszka. Później się pewnie przeprowadzili do Kamińska albo Tuczna i teraz w tych Bogu ducha winnych wioskach jest nie do zniesienia...

ad ciepłe odcinki
W sumie odkryłeś to co mój rednacz dawno temu, który uważał, że mi o wiele lepiej wychodzi kreowanie przekonującego obrazu pozytywnego niż negatywnego. Dlatego byłem często wysyłany w miejsca czy na wydarzenia (dziś eventy Smile ), które trzeba było opisać dobrze. Trochę się buntowałem, bo chciałem być krwiożerczym dziennikarzem z misją Hrm Tak na marginesie - przeczytałem całość i chyba jest jak mówisz. Pozdrawiam i w tym roku głównie zdrowia życzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 21:26, 05 Sty 2015, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:58, 05 Sty 2015    Temat postu:

pisarek666 napisał:
Ostatnie odcinki zdecydowanie bardziej mi się podobają , są takie "cieplejsze" pomimo śledztwa Sebastiana.


Z powyższą wypowiedzią zgadzam się w stu procentach.

Pozdrawiam Panów
Zbyszek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Pon 22:02, 05 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 20:27, 06 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (100)

Zapraszam do przeczytania setnego odcinka powieści 'Inni, tacy sami'.

- Najpierw piliśmy cały wieczór. On nam dolewał, mówił, że to tak, żeby uczcić dorosłość. O dziesiątej już bylem tak pijany, że bałem się wrócić do domu. Sam zadzwonił do moich rodziców i nie wiem co powiedział, ale oni zgodzili się abym został u Łukasza na noc. O, gadkę to on miał, umiał nakręcić moich starych. Później, kiedy już leżałem w łóżku, w gościnnym pokoju, przyszedł kiedy ja już prawie spałem. Był pijany, jechało od niego wódą gorzej niż ode mnie... Później zaczął mnie macać. Nawet nie protestowałem, bo to by nic nie dało. Nawet gdybym się ubrał i wyszedł to dokąd? Ledwie się trzymałem na nogach... Później chwycił mi penisa i zaczął mnie onanizować... Kiedy już skończył, wyszedł, nic nie mówiąc a przynajmniej ja nie pamiętam.
- Zrobił to tylko raz? - zapytał Sebastian, który z obrzydzeniem słuchał tej beznamiętnej relacji.
- Rano też próbował, ale na szczęście byłem trzeźwiejszy i go unikałem.
- I z tego co wiem, opowiedziałeś to rodzicom.
- Tak, źle się czułem i powiedziałem matce, która poszła z tym od razu do prokuratury.
- Przesłuchano cię?
Tak - powiedział Bartosz patrząc w nieokreślony punkt i unikając wzroku Sebastiana. - Ten glina co mnie przesłuchiwał, wpierał mi, że wszystko sobie wymyśliłem. Albo chciałem, sam chyba nie mógł zdecydować czy w to wierzy czy nie. Miesiąc później dostałem wezwanie na milicję. Ale jakieś dziwne, nie przez pocztę a na telefon. Poszedłem i tam mi powiedzieli, że zamykają sprawę, bo uznali, że zmyślałem. I żebym tego nie powtarzał, bo i tak mi nikt nie uwierzy. Że oskarżam bardzo poważnego człowieka i to się może dla mnie skończyć więzieniem. Tamten milicjant robił sobie cały czas jakieś podśmiechujki, nazywał mnie pedałkiem... Powiedziałem o wszystkim matce i ta poszła sama na milicję.
- I na tym się skończyło?
- Nie... Jakieś dwa tygodnie później wracałem późnym wieczorem do domu i napadło mnie jakichś dwóch. Przed jednym bym się nawet obronił, trenuję karate, ale dwóm nie dałbym rady. Gdy już odchodzili, jeden z nich rzucił: Wiesz za co. I spróbuj jeszcze raz...
Sebastian skupił się na zapamiętaniu historii i unikał robienia notatek. To spotkanie też odbywało się w warunkach konspiracyjnych i Lisicki przestrzegł go, że nie jest do końca bezpieczne. Rozmawiali w jakimś mieszkaniu na osiedlu Kopernika, które nie należało do Bartka ani jego rodziców. Zaczynało mu się to coraz mniej podobać. Pożegnał się i wracając do domu co raz rozglądał się na boki. Szukał granatowego opla o zapamiętanym numerze rejestracyjnym ale i zwracał uwagę na wszystkie podejrzane osoby idące blisko niego, zwłaszcza na mężczyzn w średnim wieku. Cały czas rozmyślał nad opowiadaniem Bartosza i nie znalazł w nim żadnej niespójności, żadnych słabych punktów, wszystko mocno i nader boleśnie trzymało się kupy. Zastanawiał się jak ugryźć ten temat, jak wtopić te dwie historie, żeby nie przekroczyć granic taniej sensacji.

Po drodze do domu kupił kilka drobiazgów na kolację na Grunwaldzkiej i popołudnie poświęcił na pisanie, zerkając co jakiś czas przez okno. Ulica na której mieszkał, była może niezbyt oddalona od głównej, Czechosłowackiej, ale prowadził do niej zbyt skomplikowany labirynt uliczek, by jakieś auto mogło się na niej pojawić zupełnie przypadkiem. Pomny opowieści Nataszy, zarządził nadzwyczajne środki ostrożności, nawet pisał przy zasłoniętym oknie i zapalonym świetle. Szło mu coraz gorzej, nerwy powoli wygrywały z trzeźwym spojrzeniem, co kilkanaście minut musiał przerywać pisanie, by się uspokoić. Z ulgą przywitał godzinę piątą, kiedy mógł się zacząć przygotowywać do wyjścia.

Wieczór rozwijał się sympatycznie i Sebastian zapomniał o pracy, dając się ponieść pogodnemu nastrojowi. Tadzik wydawał się już zżyty z chłopcami, o czym świadczyły żarty i śmiechy i docinanie sobie nawzajem z Mietkiem.
- Mały, mógłbyś skoczyć po musztardę?
- Jeśli naprawdę mały, to musisz niestety iść sam. Jestem pół centymetra wyższy od ciebie...
- Nie wszędzie - skontrował go Mietek. - Gdyby dodać wszystko do kupy, mi wyjdzie więcej...
Sebastian zastanawiał się, czy to przypadkiem nie efekt owych fasolek, ale poza tym nie zauważył nic dziwnego. Tadzik odżył i już prawie nie przypominał tych strzępów ze spotkania na dworcu głównym.
- A mógłby Tadzik u nas mieszkać aż do wyjazdu? - zapytał Mietek. Sebastian z chęcią zgodziłby się na taki układ, gdyby nie fakt, że kończyły się ferie i chłopcy wracali do szkoły, co skazywałoby Tadzika na siedzenie w domu samemu. Z niejakim bólem był zmuszony odmówić. Tymczasem Maciej usiadł do fortepianu i zaczął od wiązanki siarczystych rockandrolli. Sebastian trochę dla żartu podszedł do Lisickiej.
- Mogę panią prosić do tańca?
Lisicka popatrzyła lekko zdziwiona i jakby stremowana, ale chyba uznała, że nie ucierpi na tym jej autorytet nauczyciela i wychowawcy i ku osłupieniu Mietka i dzikiej radości Macieja, który przechodził sam siebie, odtańczyła wiązankę przebojów Bitlesów. Atmosfera zaczynała się rozluźniać jeszcze bardziej.

Gdzieś koło dziewiątej zadzwonił telefon. Chłopcy już wcześniej umówili się, że naturalną koleją rzeczy rozmowy będzie odbierał Maciej jako prawie formalny gospodarz domu, toteż wstał od fortepianu, chwycił w locie dwa słone paluszki i poszedł odebrać rozmowę.
- Z kim on gada tyle czasu ? - zaniepokoił się Mietek. - Tyle to on zawsze rozmawia ze swoją oblubienicą, to znaczy Melanią. Tyle że o ile wiem, to działa w jedną stronę...
Maciej pojawił się zaraz po tych słowach i od razu po jego minie można było się zorientować, że coś jest nie tak.
- Mietek, mogę cię na chwilę poprosić?
Mietek niechętnie odszedł od stołu i za chwilę zniknęli za drzwiami. W pokoju zapanowała niezręczna cisza, nawet Tadzik, niezwykle tego wieczoru rozmowny, siedział w milczeniu jakby oczekując ciągu dalszego.
- Cóż, będziemy musieli powiedzieć o pewnych rzeczach wprost - powiedział Mietek. - Do tej pory staraliśmy się to załatwić własnymi siłami, ale widać nie do końca nam to wyszło. Otóż jeden z prymusów naszej klasy, uwielbiany przez większość nauczycieli, niejaki Łaciaty, postanowił, że skorzysta z tego lokalu aby, jak się wyraził, przelecieć jakąś dupencję, przepraszam, pani profesor, relata refero. Złożył nam propozycję nie do odrzucenia, abyśmy za dziesięć minut stali na ulicy z kluczami i zjawili się dopiero po północy.
Lisicka słuchała tego z przerażeniem. Łata od początku jej się nie podobał i w dyskusjach z nauczycielami zachwyconymi jego intelektem zawsze zgłaszała votum separatum, jeśli ktokolwiek chciał jej słuchać. Wpływowy ojciec robił wrażenie na większości grona pedagogicznego, łącznie z czerwonym dyrektorem Kamińskim, a nawet na nim zwłaszcza, gdyż obaj należeli do minionego reżymu. Nawet tamto wydarzenie w sylwestra nie dało nikomu nic do myślenia. - Grzech młodości - mówili, próbując go usprawiedliwić. - Kto z nas w jego wieku nie był głupi?
- I wyście mi nic nie powiedzieli, że ten łobuz wasz szantażuje? - Lisicką powoli zaczynały opuszczać nerwy.
- A kto by nam uwierzył... - powiedział smutno Maciej.
- Mogę się wtrącić? - powiedział Sebastian. Wszyscy odwrócili się w jego kierunku, gdyż siedział na uboczu i nie odzywał się.
- Przede wszystkim żaden z was nie wyjdzie na dwór z kluczami. Wtedy zawsze może powiedzieć, że zrobiliście to dobrowolnie. Przyjdzie, zadzwoni do drzwi, wpuścicie go. Z tą dupencją, czy jak ta dama ma na imię.
Wszyscy uśmiechnęli się mimowolnie.
- Mówiłeś mu, że masz gości? - Sebastian zwrócił się do Macieja.
- Nie... On w ogóle nie dawał mi dojść do głosu. Mówiłem, że to jest niemożliwe, na co on powiedział, że pieprzę, dla pana Łaty ma być możliwe i już. Mam zrobić tak, żeby lokal był używalny i jego nic nie obchodzi. Inaczej...
Maciej zaciął się i Sebastian domyślał się, co teraz powinno paść. Tego, że Macieja i Mietka coś łączy, nie da się nie zauważyć, z tym, że jeden zinterpretuje to jako przyjaźń, drugi niekoniecznie.
- Nieistotne - wybawił Macieja z tarapatów. - Cokolwiek by zarzucił, to nie jest sposób postępowania. O tym pogadamy sobie później. Na razie sugeruję, by Maciej otworzył mu drzwi i wprowadził go razem z tą niewiastą do tego pokoju.
Objaśnił dokładnie Maciejowi, jak ma się zachować, trochę pożytecznych rad dorzucił Mietek. Lisicka siedziała i przysłuchiwała się temu bezradnie, rozpaczliwie usiłując odepchnąć wyrzuty sumienia.
- To jak, towarzystwo gotowe? - zapytał Sebastian. Wszyscy kiwnęli głowami. Rozpalone policzki u Tadzika i Mietka świadczyły o dużych emocjach.

- To pokaż nam ten lokal i wypierdalaj z łaski swojej - powiedział bełkoczący głos w hallu. - No już, na co czekasz? Tej gnidy Rudzkiego nie ma?
- Wróci jutro - odparł Maciej.
- No panienka, śpiesz się bo mi już fiut spodnie rozrywa - powiedział Łata, otworzył drzwi i gmerał po ścianie w poszukiwaniu włącznika światła.
- Witamy i zapraszamy do towarzystwa - odezwała się Lisicka. - Mógłbyś może przyjść trochę trzeźwiejszy i bez tej trzynastolatki, ale trudno, jedno miejsce więcej się znajdzie.
Łaciaty stał kompletnie osłupiały i długo nie mógł wydobyć z siebie głosu.
- Ale... Ale.. Przecież mnie zaprosiliście. Dzwoniliście dziesięć minut temu. Maciora dzwonił i mnie zapraszał...
Przypatrujący się temu Sebastian uznał za stosowne wtrącić się do rozmowy.
- Przestań pieprzyć, kimkolwiek jesteś. Czytaj gazety, chłopcze, tam piszą ciekawe rzeczy. Między innymi o tym, że od zeszłego roku wprowadzono tak zwane bilingi i teraz można łatwo udowodnić kto dzwonił, do kogo i o jakiej godzinie. Poza tym uwierz mi, skorzystanie z jakiejkolwiek budki w pobliżu jest niemożliwe, najbliższa jest na pętli na Górczynie, reszta jest rozwalonych w drobny mak. Pewnie przez takich jak ty.
- A pan... Kim pan właściwie jest? Jakim prawem...?
- Na pewno większym niż ty wchodzisz do cudzych mieszkań. Jestem twoim złym duchem i zrobię wszystko, abyś się znalazł w więzieniu.
Łaciaty był na tyle osłupiały, że nie zauważył, jak drugimi drzwiami wyszli Mietek i Maciej.
- Cóż, szkoda czasu na ciebie - odezwała się Lisicka. - Masz do wyboru, albo zostajesz tu i czekasz na milicję, albo spotykamy się w poniedziałek o ósmej u dyrektora. Innej możliwości nie widzę.
- Chodź niunia, zbieramy się, bo tu są mało uprzejmi ludzie - powiedział do swojej towarzyszki, młodej dziewczyny, chyba bardziej trzeźwej niż on, ale za to wymalowanej i ubranej, jakby była pełnoletnia.
- Dałam ci dwie możliwości do wyboru, słucham - naciskała Lisicka.
- Mój tata z panią porozmawia. I z dyrektorem też.
- A w to nie wątpię - odparła Lisicka - tyle że nie on będzie rozdawał karty. Mam po niego zadzwonić, by odebrał synalka, który trochę zabłądził?
- Nie! - wrzasnął Łaciaty. - Niech pani tego nie robi, błagam...

- Jednego chwasta mniej - skwitował Mietek, już zasiedli z powrotem do stołu. - Sebastian, dziękujemy ci bardzo.
- Przeszliście z Sebastianem na ty? - zdziwiła się Lisicka.
- No tak jakoś wyszło... To w końcu swój człowiek a nie żaden pan, prawda?
Lisicka powoli dochodziła do siebie, mimo że dalej męczyły ją ponure myśli. Po części ona sama była winna, ogłaszając w klasie wolny lokal. Niektórzy wzięli to zbyt dosłownie. A teraz? Tego nie można tak zostawić, nawet na ten wieczór.
- Panie Sebastianie, nie zostałby pan tu jednej nocy? A może nawet dwóch? Jestem trochę niespokojna co temu chłopakowi może przyjść do głowy. Pracą niech się pan nie przejmuje, dam panu na taksówkę żeby pan wrócił rano do siebie na Górczyn. To jak, chłopcy, zgadzacie się?
Końcówkę jej pytania zagłuszył zgodny krzyk.

- No dobrze, mówisz, że to wszystko jest niby naturalne... A ja cały czas się boję, że to wszystko idzie w złym kierunku - powiedział Maciej. Sebastian odpowiadał na ich wszystkie pytania, których dotąd nie mieli komu zadać i na które raczej nie dostaliby odpowiedzi.
- Wiesz, to zależy na kogo trafisz. Nasze społeczeństwo jest jeszcze nietolerancyjne i chyba nie do końca rozumie, że to jest w jakiś sposób naturalne. Oczywiście dotyczy niewielkiego procenta ludzi.
- Chciałbym kiedyś pocałować tak publicznie Macieja, Żeby i inni mogli wiedzieć, że jest nam dobrze ze sobą, tak jak to robią, no, jak ich nazwać, pochwiarze.
- Heterycy się mówi - sprostował Sebastian śmiejąc się. - To jeszcze długo nie...
- Ale ty jesteś osobą publiczną - prowokował dalej Mietek - i nie masz nic przeciw temu, by nam razem było dobrze, prawda?
Przysunął się do Macieja, który tylko na początku opierał się trochę, ale rozluźnił się, znalazł usta Mietka i już za chwilę zapomnieli się w długim, namiętnym pocałunku. Sebastian żałował, że w tej chwili nie ma przy nim Tomka, jako, że nikt z obecnych nie był już obojętny.
- Seba, jesteś pierwszym, który nas naprawdę rozumie - powiedział Maciej.
- Nie do końca - odpowiedział Sebastian. - Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie śpicie, a już jest w pół do trzeciej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 2:39, 07 Sty 2015, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 21:15, 06 Sty 2015    Temat postu:

Te sto odcinków nie byłyby możliwe, gdyby nie Wasza pomoc. Dziękuję zatem:
- wszystkim za chęci do czytania
- analogowi2 i wszystkim innym za konstruktywne uwagi
- szczególnie zibiemu74 za korektę
- Radkowi za słowa otuchy
- pisarkowi666 za łagodne podejście do moich niektórych 'wyczynów'
- wszystkim, którzy czytają a nie komentują, bo i tak czytają Smile

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 21:41, 06 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lotosKryś
Wyjadacz



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 21:34, 06 Sty 2015    Temat postu:

My, czytający, nie komentujący, też bardzo Ci dziękujemy, baaardzoooo Smile
Czytamy po cichutku i delektujemy się skrycie, co by nie wytrącić Cię z równowagi, Robercie i nie wprowadzać w Twej głowie zamętu. Byś skupił się całym sobą, tylko na jednym, na pisaniu dla nas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 2:09, 07 Sty 2015    Temat postu:

Czytający i komentujący (niekoniecznie każdy odcinek) dziękują za to, co w tych stu odcinkach nam zaaplikowałeś: wspomnienia, wzruszenia, czasem salwę śmiechu a czasem trochę lęku o któregoś z bohaterów.

Dziękuję
Zbyszek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Śro 2:17, 07 Sty 2015    Temat postu:

Milo, ze mnie wspomniales. Pozdrawian goraco Smile Rzeczywiscie, ostatnie odcinki sa wesole do takiego stopnia, ze sie smieje bezustannie. Wyprezona dzida - hahahaha!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 19:52, 07 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (101)

Sebastian przygotował chłopcom śniadanie, wyszedł z kuchni i przez uchylone drzwi zajrzał do ich pokoju. To co zobaczył, spowodowało, że momentalnie uśmiechnął się. Wszyscy trzej spali na jednym łóżku. Mietek, po jego zewnętrznej części, wisiał na krawędzi, z ręką na podłodze. Leżący w środku Tadzik trzymał głowę na śpiącym na plecach Macieju, rozwalonym na połowie łóżka. Noga Tadzika była tak zgięta, że jeden silniejszy ruch wystarczyłby, by strącić Mietka na podłogę. Kołdra była skopana i tylko Maciej był nią jako tako okryty. Do tego wszystkiego ich piżamy były w nieładzie, porozpinane bluzy, a Mietek świecił gołym tyłkiem. Jeśli to im nie przeszkadza... - pomyślał Sebastian, chwilę rozkoszował się widokiem, po czym odwrócił się i na palcach oddalił w stronę kuchni. Nabazgrał ołówkiem na marginesie sobotniej Wyborczej notatkę przepraszającą po czym oderwał ją i umieścił na talerzu Mietka. Zapowiedział się, że wróci pod wieczór, nie precyzując o której miałoby to być.

Wracając do siebie zatrzymał się przy budce telefonicznej. Obecność jakiejś starszej pani w środku, ruszającej ustami a więc pewnie rozmawiającej, upewniła go, że jest czynna, pod warunkiem, że ta pani jest normalna i nie mówi do siebie.
- Działa? - zapytał, gdy kobieta opuszczała kabinę.
- Słabo słychać ale pewnie się pan dogada - odpowiedziała, dorzucając jeszcze kilka innych drobiazgów, kompletnie nie na temat. Sebastian, wychowany bardziej przez babcię niż matkę miał szacunek do starszych ludzi i nigdy ich nie lekceważył, co czasem oznaczało konieczność wciągnięcia się w dyskusję o niczym. Tak było i tym razem i dopiero po kilku minutach był wolny i mógł zadzwonić.
- Jak Tadzik? - zapytała Traczykowa po niezbędnych formalnościach przywitań. - Nie tęskni za domem?
Sebastian nie chciał być okrutny i uświadamiać jej, że dla niego prawdziwym dramatem będzie powrót do Łodzi.
- Nie, skądże - powiedział i dorzucił kilka szczegółów. - A co u was?
- A, ojciec jest aresztowany. Wczoraj go zamknęli.
Sebastian wysłuchał relacji o tym, jak stary Traczyk przywitał córkę i przyszłego zięcia. Wpadł w szał, zdemolował cały duży pokój a na koniec rzucił się na nich z nożem. Co gorsza, z nożem rzucił się też na interweniujących milicjantów. Żeby pan wiedział, co tu się działo... Dzieciaki to się w szopie pochowały.
- A kto wezwał milicję?
- Tomek, a kto?
Sebastian słuchał tego z mieszanymi uczuciami, Z jednej strony cieszył się, że Dzika i Tomka ominą koszmary, zwłaszcza tego młodszego. Natomiast nie wyobrażał sobie, jak ta rodzina będzie teraz funkcjonować, z matką, której wszyscy wchodzą na głowę. Chyba Tomek będzie musiał objąć ster, co skończy się przerwaniem szkoły, może go wojsko zgarnie. Wyobraził sobie Tomka w mundurze i poczuł się nieszczególnie.
- Pani Toniu, mam do pani prośbę - powiedział. - Teraz będzie pani pewnie wzywana na przesłuchania i tak dalej. Niech pani oszczędza Tadzika, dobrze? Co było to już się nie odstanie, a ja nie mam dobrego zdania o naszej milicji i sposobie, w jaki traktują młodych ludzi. Miałem ostatnio z tym do czynienia i, powiem szczerze, jestem przerażony. Tam tylko Tadzika zniszczą, naprawdę szkoda chłopaka.
- Jak pan mówi - odpowiedziała po namyśle Traczykowa. - Pan jest mądry, wie pan, co mówi.

Przynajmniej ktoś przyznaje, że jestem mądry - pomyślał Sebastian, brodząc przez błoto do swojej nory na ulicy nomen omen Jaskiniowej. Uwolnił się już od myślenia o Tadziku i postanowił skoncentrować na robocie. Gdy tylko wrócił do domu, zrobił kawę i jeszcze raz przejrzał notatki. W zasadzie można by już zamknąć zbieranie materiałów i napisać tekst. Miał tylko jedno zastrzeżenie. O ile zebrany materiał był niewątpliwie prawdziwy, brak było clou, jednego punktu, który nadałby ostatecznej wiarygodności. Miał poczucie, że coś na jakimś szczeblu pominął. Zaczął przeglądać stosy kartek i wertować notes. Rzucił okiem na adresy obu swoich podejrzanych. Stanisław Wasilewski, Kiekrz, Władysław Rogalewicz, Dziewińska... Coś mu nie pasowało. Przecież to Rogalewicz miał mieszkać w Kiekrzu. Tak, tylko skąd on to wie? A, z tamtej rozmowy z koleżanką, która odsyłała go jako do wybitnego znawcy problemów adopcyjnych. Rogalewicz z Kiekrza, tak powiedziała. To mogło znaczyć wszystko i nic. Doszedł do wniosku, że zanim zacznie snuć dalsze przypuszczenia, musi się udać do katastru miejskiego i sprawdzić oba adresy. Tak na wszelki wypadek. Zapisał sobie ten fakt do kalendarza i zabrał się za pisanie. Psychoza dnia poprzedniego nie minęła mu jeszcze całkowicie,co jakiś czas odrywał się od tekstu, podchodził do okna i śledził ulicę. Nie zauważył nic podejrzanego.

Idąc na przystanek autobusowy zadzwonił do Lisickiego, by podzielić się swymi wątpliwościami dotyczącymi adresów.
- Panie Sebastianie, dobrze, że pan z tym dzwoni. Umówiliśmy się, że nie będzie pan działał samodzielnie, to wszystko jest dla pana zbyt niebezpieczne. Umówmy się tak, ja swoimi kanałami sprawdzę kataster, nawet biuro meldunkowe jeśli będzie trzeba i poinformuję pana o swoich ustaleniach. Swoją drogą muszę pana pochwalić, dobry pomysł, mnie nie przyszedł do głowy.
Co dziś taki dzień dobroci dla Sebastiana? - pomyślał. Wszyscy go chwalą, jeszcze tylko pochwały od Zygmunta nie było, ale na to nie mógł specjalnie liczyć. Mimo to widząc pustkę na pętli wykręcił jego numer,
- Dobrze, że dzwonisz, bo muszę cię opieprzyć - przywitał go Zygmunt. - Umawiasz się z rozmówcami, nie przychodzisz...
Wreszcie jakaś równowaga - pomyślał Sebastian i przeprosił, tłumacząc powody nieobecności.
- To dobrze, że masz sprawę na ukończeniu, mam nadzieję, że we wtorek podrzucisz gotowy tekst, bo już czeka następna robota. A swoją drogą zrelaksowałbyś się po tym artykule. Zrobimy jakąś działkę?
- Dopóki mały nie wyjedzie, nie, ale w piątek, czemu nie? Chyba że będziemy uprawiać seks przez telefon, reflektujesz?
- Weź ty się utop z takim seksem - odpowiedział Zygmunt. - Będziesz sobie słuchawkę wsadzał czy jak?
- E tam, mało nowoczesny jesteś...
Sebastian przypomniał sobie swoje szczenięce lata, gdy onanizował się rozmawiając przez telefon z chłopakiem, w którym się podkochiwał. Tamten nie domyślił się, choć zaintrygowały go dziwne odgłosy, jednakże nigdy nie dowiedział się, że Sebastian bębnił członkiem w słuchawkę.

Sebastian otworzył drzwi do willi pożyczonym od Mietka kluczem i pierwsze, co przyciągnęło jego uwagę, była cisza i wygaszone światła w przedpokoju, kuchni i salonie. Dopiero z kuchni usłyszał odgłosy z łazienki. Podszedł i nie informując o swojej obecności, nasłuchiwał.
- Aaa! - krzyknął Tadzik. - Depczesz mi siusiaka! Uważaj trochę!
- Bo masz krótkiego, prawie nie widać. Wyhoduj takiego węża jak ja to będzie bezpieczny.
- Mietek, odsuń do cholery łokieć z mojego żołądka, przesuń się jakoś!
- Jakoś? Niby dokąd? A masz! - rozległ się dziwny krzyk. Bólu? Rozbawienia?
- A ty nie jeździj mi dupą po twarzy, weź ją, I odsuń nogę, tu! I uważaj na moje klejnoty!
Rany boskie, co oni tam robią? - przestraszył się Sebastian. Na seks to nie wyglądało, nie sądził by deptanie siusiaka wchodziło w repertuar zabaw Mietka i Macieja, niemniej wszystko było co najmniej zastanawiające.
- Uwaga, zaczynamy! - krzyknął Mietek i już za chwilę ich przekrzykiwania były mocno zagłuszone a Sebastian odpuścił sobie dalsze nasłuchiwanie. Usiadł przy stole i czekał. Po jakichś dziesięciu minutach z Łazienki wyskoczył nagi Mietek i skierował się do kuchni.
- O, dobry wieczór Sebastian! - powiedział niezrażony. - Jest tu gdzieś pięciolitrowy garnek?
- A skąd mam to wiedzieć? Co wy tam w ogóle robicie?
- Kąpiemy Tadzika. I przy okazji sprawdzamy, czy jest możliwe pomieścić w tej wannie trzy osoby tak, żeby je zupełnie zalać i żadna nie wystawała. I zupełnie przy okazji pokazujemy Dzikowi jak działa prawo Archimedesa.
Sebastian ani przez moment nie miał wątpliwości, do kogo należy ten pomysł i na pewno nie do Macieja. Tymczasem Mietek niezrażony buszował po szafkach. Sebastian robił wszystko, by się na niego nie gapić. Z najwyższą ulgą stwierdził, że członek Mietka jest w pozycji jak najbardziej neutralnej, a z najwyższą zazdrością przyjął do wiadomości jego rozmiar, imponujący jak na takiego mikrusa. Współczuć Maćkowi czy zazdrościć?
- Mam! - wrzasnął Mietek i popędził z garnkiem w ręce do łazienki.
Coraz lepiej - pomyślał Sebastian i zastanawiał się, jak ochrzanić to całe towarzystwo, kiedy zrozumiał, że tak na dobrą sprawę niczego złego nie robią. Czują się świetnie ze sobą, na tyle dobrze że granice przyjaźni są ważniejsze niż intymności. Jeśli tu cokolwiek wypada robić to jedynie zazdrościć szczęśliwego dzieciństwa. On takiego nie miał, dobrze, że mają ci, którym naprawdę ono się należy. Doszedł do wniosku, że nawet nie poruszy tematu a zachowa się najzwyczajniej jak tylko może.

- Pani Wiktorio, całe rano wydzwania mi tu ojciec tego Łaty i się awanturuje. Czy mogłaby pani przyjść do mnie i wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi? Ja naprawdę nie chcę mieć kłopotów natury politycznej.
Wiktoria pomyślała że dla niego polityka skończyła się czwartego czerwca a obecnie tylko marzy, by do niej powrócić i posłusznie udała się do gabinetu.
- A co pani tam robiła? - zapytał Kamiński, gdy skończyła relację. - Pani wybaczy, ale sobota wieczór, o dziewiątej, czy nauczycielka powinna znajdować się w domu uczniów?
Wiktorię trafił nagły szlag.
- Jeśli dwóch moich wychowanków nagle zostaje bez opieki dorosłych, w tym jeden jako sierota czekający na adopcję, który formalnie jest pod bezpośrednią opieką szkoły to uważam, panie dyrektorze, że takie pytanie jest nie na miejscu.
- A, to ci... - przypomniał sobie Kamiński. - Ale mówić, że był pijany? Pani jest pewna? Może pani tak się wydawało?
- Na szczęście jest jeszcze jeden świadek, który może to potwierdzić. Tak więc uważam, panie dyrektorze, ze tu sprawa jest oczywista.
- A co on tam robił? - zapytał Kamiński. - I kto to w ogóle jest?
- Nie uważam, że pana to powinno interesować - powiedziała chłodno Lisicka. - Czasy pańskiej formacji, kiedy każdy śledził każdego, są czasami szczęśliwie minionymi.
Kamiński zauważył, że od nowego roku coś się zmieniło w stosunkach z nauczycielami. Stali się pewniejsi siebie, bardziej wygadani. Gdzie kto by pomyślał jeszcze dwa lata temu, by tak odpowiedzieć dyrektorowi szkoły! Może rzeczywiście jego czas już się skończył?
- No dobrze - powiedział zrezygnowany. - Niech pani przyprowadzi tego Łatę.
Ale mimo poszukiwania, na które zmarnowała dziesięć minut lekcji, Łaty nie było.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 23:37, 07 Sty 2015, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 23:22, 07 Sty 2015    Temat postu:

Niezłe trio (Dzik, Maciora i mikrut Mietek) żeście nam tu stworzyli obywatelu Robercie.

Bardzo polubiłem tych trzech urwisów.

Wspólnie mają WIELKIE możliwości i aż się boję co mogą jeszcze zdziałać na Grunwaldzkiej skoro już zajmują się praktycznymi zastosowaniami prwa Archimedesa


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Śro 23:25, 07 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 23:39, 07 Sty 2015    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa. Niestety tom I się kończy.

W odpowiedzi na pytania o avatar. Jest on światowym znakiem solidarności z ofiarami dzisiejszego zamachu i będzie wisiał 24 godziny. Kto jak kto ale akurat my mamy powody by drżeć o wolność słowa. Może w Polsce to jeszcze nie jest takie widoczne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Czw 0:41, 08 Sty 2015    Temat postu:

Lepsza wolnosc osobista, robienia niz slowa. Paplac kazdy moze, ale sztuka robienia, wykonywania jest wazniejsza.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 0:54, 08 Sty 2015    Temat postu:

Pozwolę sobie na odrębne zdanie. Brak wolności słowa to brak kultury, literatury a nawet takich opowiadań jak to. O forach nie wspominając Smile Oczywiście wolność robienia jest równie ważna i tu się z Tobą zgadzam. A najlepiej niech te wartości idą w parze; nie zapominaj że wojnośc slowa to również wolność krytyki i twórczego rozwijania 'wolności robienia'.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 0:58, 08 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 23 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin