|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
duch3377
Debiutant
Dołączył: 09 Lut 2013
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Czw 12:53, 08 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Pisze pierwszy raz jakikolwiek komentarz... (przepraszam za brak polskich znakow).
Opowiadanie jest wysmienite, jak i reszta Twojej tworczosci. Pomimo zdarzajacych sie bledow (literowki, pomylenie imion...), ktore przy takiej dlugosci i czestotliiwosci ukazywania sie sa wylumaczalne (maszynopis ksiazki przed publikacja przechodzi korekte prowdzona przez osobe inna od pisarza lub nawet zespol i pozniej ksiazka jest droga), czytam z zainersowaniem i z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy.
Pozdrawiam i zycze wyrozumialych czytelnikow.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 19:33, 08 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (102) |
|
|
Adrian Łata nie zamierzał rozpocząć poniedziałkowego poranka tak jak większość siedemnastolatków w jego wieku. Da ojcu czas, by załatwił to, co trzeba, po co ma się denerwować? Swoją droga przydałoby się dać tym pedałkom nauczkę, a przede wszystkim temu lujowi Rudzkiemu. Rudzki stał mu na drodze do osiągnięcia tego, o czym marzył najbardziej, czyli absolutnego posłuchu w klasie a przynajmniej w tej części, która miała większe wpływy. U kolegów, u nauczycieli, wszędzie. Bo takim Maciejewskim to się nie ma co przejmować, jest nieszkodliwy jak samiec komara. Nie to, co Rudzki, przebiegły, piekielnie inteligentny, wygadany, a przy tym odważny. Ale Adrian wiedział, że zwycięstwo nad takim przeciwnikiem da mu najwięcej satysfakcji. Adrian nie angażował się w żadne pojedynki słowne, raz spróbował i skończyło się na rżeniu całej klasy. Ale tak nie da się tego zostawić, ciągle bolała go urażona duma. Najlepiej byłoby po prostu wywlec go i skuć mu mordę, ale to żadne zwycięstwo. A może... Chwilę rozmyślał nad tym pomysłem. Czemu nie? To całkiem możliwe do przeprowadzenia. I przy odpowiedniej organizacji nikt się nie zorientuje. Mogą szukać całe wieki i nie znajdą, kto to zrobił. Tylko teraz trzeba by to kupić. Tyle by wystarczyło, aby go pogrążyć. Co do sprzedawców, nie przejmował się zbytnio, zna się tych i owych, wystarczy jeden telefon i po kłopocie. Z pogardą w oczach opuścił autobus dziewięćdziesiąt trzy, jadący w stronę jego liceum, a poszedł na pętlę jedenastki na Piątkowskiej. Przy odrobinie szczęścia zrealizuje ten pomysł jutro.
Sebastian, długo będziesz jeszcze pisał? Nudzi mi się - powiedział Tadzik znad encyklopedii, którą wertował z nudów.
- Jeszcze trochę, a później pojedziemy do miasta - odpowiedział Sebastian. Trochę żałował, że musiał odebrać chłopaka z Grunwaldzkiej, ale niestety, ferie się skończyły. Dziś przeznaczył sobie cały dzień na pisanie, tak, aby jutro zanieść tekst i zająć się Tadzikiem. Chłopak jednak przyjechał pobudzony i rozkojarzony, ciężko było go czymkolwiek zająć.
- Sebastian, czy dwóch chłopaków może się całować? - zapytał. Sebastian podniósł głowę znad sterty papierów. A więc jednak coś zobaczył. A prosił Mietka, by dali sobie na wstrzymanie...
- Są sytuacje, że tak, sam całowałeś swojego brata, widziałem.
- Nie o takie całowanie mi chodzi. No, tak jakby się kochali...
- Jest to dość niezwykłe, ale czemu nie? A dlaczego pytasz?
- A bo widziałem, jak Mietek z Maciejem się całowali.
- Przy tobie? - zapytał zaniepokojony Sebastian. No przecież on go najpierw zabije a później posieka na kawałki, a może lepiej odwrotnie. Prosił, błagał... Ile można mówić?
- Nie... Widziałem niechcący. Myśleli, że śpię, ale obudziłem się i... Jakoś zobaczyłem.
Sebastian odetchnął, a jednak się nie zawiódł. Zresztą od samego początku powinien się liczyć z tym, że coś takiego się stanie i jakoś inaczej nastawić małego. Teraz to po herbacie. Chwilę udał, że szuka jakiejś zaginionej notatki, dając sobie czas do namysłu.
- Widzisz, Tadzik, ten świat jest trochę skomplikowany i czasem nie wszystko odbywa się, tak jakbyśmy chcieli. I mniej więcej tak jest z Mietkiem i Maćkiem. Poznali się w szkole a tak naprawdę u Mietka w domu i jakoś tak się stało, że... No wiesz, polubili się trochę bardziej niż ustawy przewidują.
- No... - Tadzik wydawał się rozumieć co nieco. - To znaczy, że oni się kochają?
- Można tak to ująć.
- No ale przecież nie ożenią się i nie będą mieli dzieci.
- Ze sobą to nie - roześmiał się Sebastian - choć moja intuicja mi podpowiada, że przynajmniej jeden z nich założy rodzinę. I nawet domyślam się kto.
- Maciej.
- Zgadza się, mój mistrzu logiki. A dlaczego tak myślisz?
Tadzik zamyślił się.
- Bo on jest taki... Taki tatusiowaty. Zupełnie inny niż Mietek. Jak się budziłem w nocy, to przychodził mnie uspokajać, przytulił, rano dbał bym się najadł. Jak byłem głodny, to Maciek potrafił rzucić wszystko, byle zrobić coś do żarcia. A Mietek? - W lodówce jest kiełbasa - odpowiadał.
- Ale wydaje mi się, że jednak z Mietkiem się lepiej rozumiałeś?
Tadzik znów pomyślał, zanim dał odpowiedź.
- Bo z Mietkiem można się fajnie bawić, ma masę pomysłów i przy nim nie da się nudzić.
- Bozia pokarała Mietka, że nie ma brata tylko siostrę, której, mówiąc delikatnie, nie kocha. To znaczy kocha, ale po swojemu, tylko że ona pewnie nie tego oczekuje. No ale daj mi skończyć tekst, dobra?
- Tylko jedno pytanie, zgoda? - nalegał Tadzik. Jeśli już ma siedzieć dwie następne godziny i czytać encyklopedię, to niech przynajmniej się dowie czego chce.
- Pytaj waść.
- Mówiłeś, że oni się kochają. To znaczy że robią, to co dorosły facet i dorosła baba? No wiesz, o czym mówię.
Jednym z marzeń Sebastiana było, żeby takie pytanie nigdy nie padło. Ale to nie przy Tadziku, u którego żelazna logika miała zawsze bezwzględny priorytet. I teraz trzeba będzie chyba powiedzieć prawdę. Ba, ale jak?
- Tak daleko ich nie znam, choć nie zdziwiłbym się. Wiesz, jak się kogoś kocha, to chce się być tak blisko tego drugiego jak tylko możliwe.
- To prawda z tym wkładaniem siusiaków do pupy? Słyszałem jak chłopaki kiedyś o tym gadały. Nawet mi się nie chciało wierzyć, bo to jest głupie. Ale skoro mówisz, że to robią...
Sebastian zaczynał mieć tej rozmowy powoli dość.
- Wiesz, ja nie wiem, jak oni sobie okazują miłość. Wiele rzeczy można robić ze sobą i tak długo jak sobie nie robią krzywdy wszystko jest w porządku. Chyba się zgodzisz, że nie powinno nas to interesować?
- No niby nie... Ale wiesz, jaki ja jestem, chcę wiedzieć.
- A nawet gdyby to robili, przestałbyś ich lubić? - Sebastian nie cierpiał odwoływać się do takich argumentów, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy.
- Nigdy! - prawie wykrzyknął Tadzik. - Oni są tacy... No, kochani. Najfajniejsi kumple jakich miałem. I może nawet chciałbym, żeby zawsze byli razem. Zauważyłeś, że oni pasują do siebie?
Sebastian zauważył to już bardzo dawno temu i mógł powoli kończyć, zwłaszcza że roboty wcale nie ubywało i czuł się wręcz atakowany i tłamszony przez puste kartki domagające się treści.
- Pewnie, Ale wiesz co? Obiecuję ci, że pogadamy o tym, jak skończę rozdział.
- Ale takie ostatnie pytanie, ostatniutkie, najostatniejsze. Może być?
- No jeśli musisz...
- Dlaczego Mietek ma takiego długiego a ja nie? Też bym chciał.
- A po co ci?
- No bo jednak z takim długim się wygląda poważniej, nie?
Tadzik szczęśliwie zainteresował się wielkim atlasem świata i Sebastian mógł pisać we względnym spokoju, odpowiadając sporadycznie na pytania. - Lepsze to niż uświadamianie seksualne - pomyślał. Było już po trzeciej, gdy sielankę przerwało stukanie do drzwi. Niechętnie podniósł się z miejsca.
- Panie Sebastianie, gość do pana. Jakiś mężczyzna. Przyprowadzić?
- A nie mówił jak się nazywa?
- Mówił, ale kto by pamiętał.
- Niech go pan wpuści - pozwolił Sebastian, gorączkowo zastanawiając się, kto to może być. Zygmunt? Pewnie on. Powoli te niezamykające się drzwi zaczynały go irytować i zaczął poważnie zastanawiać się nad wynajęciem mieszkania z telefonem.
- A to pan - powiedział, gdy gospodarz pojawił się z Lisickim. Już pierwsze spojrzenie wystarczyło, by zorientować się, że Lisicki promienieje, tak uśmiechniętego jeszcze go nie widział.
- Panie Sebastianie, pan to ma nosa...
- To znaczy?
- Sprawdziłem kataster i biuro meldunkowe. Jednak miał pan rację że coś nie tak z tymi miejscami zamieszkania. Otóż wyszło, że rok temu sędzia Rogalewicz nabył posesję w Kiekrzu, prawie nad samym jeziorem. Pan zgadnie od kogo?
- Jeśli pan pyta, to pewnie od Wasilewskiego i to jest to, o czym marzyłem. I później się dziwić, że zapadają takie wyroki. Tylko nie bardzo wiem, czy mogę o tym pisać?
- Tu ma pan dokumenty, a w zasadzie kopie i to może pan spokojnie wykorzystać, zdobyte jak najlegalniej. To teraz ma już pan komplet. Kiedy skończy pan tekst?
Sebastian popatrzył na zegarek i pomyślał chwilę.
- Jeśli nie zdarzy się jakaś katastrofa, to jutro. Nie wiem co by to musiało być, trzęsienie ziemi czy powódź...
Pisanie szło już z górki, Sebastian miał tekst ułożony w głowie, teraz wypadało go tylko rzucić na papier, poprawić a jutro wystukać na maszynie w redakcji. Początkowo nie zwrócił uwagi, że Tadzik dziwnie często opuszcza pokój, było mu wszystko jedno, byle nie trzaskał drzwiami. Jednakże kiedy wyszedł po raz czwarty w ciągu niespełna dwóch godzin, zastanowiło go to.
- Znów do kibla?
- No, tak jakoś wyszło...
- Tadzik, jak coś złego się dzieje, to powiedz, w razie czego wezwiemy pogotowie albo pojedziemy na podstację, to całkiem niedaleko. No? - zachęcił go łagodnym spojrzeniem. Tego mu brakowało, by chłopak się rozchorował.
- Nie... Nic mi nie jest, naprawdę.
Sebastian zauważył charakterystyczny rumieniec wstydu.
- No chodź tu, panie cierpiący i gadaj.
Tadzik podszedł do Sebastiana z ociąganiem, ale kiedy już był przy nim, z wdzięcznością przyjął dłoń obejmującą jego plecy.
- No... Siusiaka chciałem uspokoić. Dziś mam z nim same kłopoty.
A to tak się rzeczy mają... Sebastian zdał sobie sprawę, że nie może zmuszać chłopaka tak ciężko przechodzącego pokwitanie, by siedział cały czas na łóżku. Coś trzeba wymyślić, ale co? Może wieczorem przejdą się na obiad do Złotej Kaczki, a skończy pisać jutro. Na razie wyśle go do sklepu na Jaskiniową po zakupy, pewnie się nie zgubi.
Było już po szóstej i był w największym ferworze pisania, probując w możliwie przekonujący sposób opisać najcięższy moment w tej sprawie, czyli sprawę wykorzystania nieletniego. Przy braku jakichkolwiek materiałów pod ręką było to szczególnie ciężkie, notatki sporządzone tamtej nocy na Jeżycach wydawały mu się jakieś wybrakowane. Gdy po raz kolejny tego dnia usłyszał pukanie w drzwiach, poprosił półprzytomnie Tadzika, by otworzył. Było mu wszystko jedno kto to był, byle szybko go spławić.
- Panie Sebastianie, pan dziś wyjątkowo popularny - zażartował gospodarz. - Jakiś młody mężczyzna do pana. Początkowo myślałem, że to ten pański kuzyn, Tomek, nawet podobny.
Gdyby nie to, że Sebastian od razu domyślił się o kogo chodzi, pewnie zacząłby z rozpaczy rzucać różnymi przedmiotami o ścianę. Ale Maciej nie przyjechałby tu bez naprawdę ważnego powodu.
- Seba, z Mietkiem jest coś nie tak - zaczął bez wstępów, jednak mimo to rozglądając się ciekawym wzrokiem po pokoju. - Ma gorączkę i wymiotuje. Kaszle i kicha. Możesz go obejrzeć? Dzwoniłem nawet na pogotowie, ale mnie olali.
Tak się kończy latanie z gołą dupą po domu - pomyślał Sebastian, spakował notatki i polecił Tadzikowi by się ubrał i wziął piżamę. Nie trzeba mu było tego powtarzać.
- Tylko się pośpiesz, bo wziąłem taksówkę - powiedział Maciej.
- A na czyj koszt? - zapytał Sebastian i już sprzed drzwi cofnął się po portfel.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 0:52, 09 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 20:03, 09 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (103) |
|
|
Pierwsza myśl, jaka go powitała, kiedy tylko otworzył oczy, to ta, że dzisiaj wreszcie doczeka się tego, o czym marzył od dawna - ostatecznego pognębienia swojego przeciwnika, prześmiewcy i prześladowcy. Bo to przecież Rudzki wykorzystuje każdy jego błąd. To będzie miał za swoje. Jeszcze zanim poszedł do łazienki, otworzył szafkę i z dumą i nadzieją oglądał swój wczorajszy zakup. Nie był tani, tych kilka woreczków kosztowało go kilka tygodniówek od ojca, tyle samo pieniędzy podprowadzonych z portfela matki i trochę z innej działalności, o której mało kto wiedział. Wpatrywał się w woreczki z białym proszkiem dobrą minutę, jeszcze raz uśmiechnął się, z żalem zamknął szufladę i poszedł do łazienki.
- Mietek, jak już nie idziesz do szkoły, mogę wziąć twój plecak? - zapytał Maciej, gorączkowo szukając jakiegoś szkolnego drobiazgu. - Mam dziś wziąć nuty a w twój lepiej wejdą.
- Za czym tak grzebiesz? Pewnie, że możesz. Tylko uważaj na niego, bo lewe ramiączko ledwie trzyma.
Maciej przepakował książki i zeszyty, po czym zapiął plecak. Plecaki dopiero wchodziły do użycia, on sam miał jeszcze torbę przewieszaną przez ramię, która może była i pojemna ale ciężka i niewygodna. Wszelkie prośby o plecak matka zbywała uwagą, że to niepotrzebny wydatek. Teraz mógłby sobie kupić bez pytania, ale jeszcze nie miał własnych pieniędzy, formalności z rentą były w trakcie załatwiania.
- Dasz buziaka przed wyjściem? - napraszał się Mietek.
- Tak naprawdę powinienem się od ciebie trzymać z daleka, zarażasz i jesteś bombą zegarową z tykającym zapłonem - Maciej zacytował jakieś zdanie usłyszane w telewizji.
- W ostateczności pozwalam ci pobawić się zapalnikiem - odpowiedział Mietek i niemal błagalnie popatrzył na Macieja. Sebastian i Tadzik byli w kuchni i Mietek ocenił szansę wpadki na niewielką. Maciej popatrzył się na niego z lekkim zdziwieniem, ale spełnił prośbę nawet ochoczo. Do tej pory unikali takich zabaw rano, zwykle wykonując masę rzeczy, które mogły być zrobione poprzedniego dnia wieczorem.
- Ale ci go nie pocałuję, odłożę to na lepsze czasy, kiedy będziesz już zdrowy. W ogóle nie wiem, czy chorzy powinni...
Maćkowi widok obfitego, kremowo-białego finału Mietka dodał dodatkowych sił, czuł, że nareszcie się obudził i dla takiego momentu warto się pomęczyć.
- Ale tak jak powiedziałem, na całusa musisz trochę poczekać. Pa - powiedział wychodząc z pokoju.
Sebastian powiódł jeszcze raz oczyma po tekście i stwierdził, że lepiej się chyba nie da, co wcale nie znaczyło, że był z niego zadowolony. Jednak w tych warunkach nic więcej nie dało się wyskrobać, teraz tylko trzeba będzie pojechać do redakcji, przepisać na maszynie a później umówić się z Lisickim na sprawdzenie. Lisicki zastrzegł, że chce widzieć tekst przed publikacją i Sebastian zgodził się na to dla świętego spokoju. Co prawda prawo prasowe stało w tym przypadku po jego stronie, nie było w tekście fragmentów wymagających autoryzacji, ale, jak to mawiają, strzeżonego pan Bóg strzeże.
- Tadzik, pojedziesz ze mną do miasta? - zapytał pakując swoje rzeczy.
- A nie mogę zostać z Mietkiem?
- No niech ci będzie. Tylko nie brykajcie za wiele, pamiętaj, że Mietek jest chory i ma leżeć cały dzień w łóżku.
Sebastian oczywiście nie wierzył, że to będzie możliwe ale coś musiał powiedzieć. Już w płaszczu wpadł do pokoju chłopców.
- Mietek, kupić ci coś na mieście? Coś do czytania, może coś innego, jakieś słodycze?
Mietek rozejrzał się wokół i chyba wynik obserwacji nie był do końca pozytywny, bo skinął na Sebastiana by ten podszedł bliżej.
- Jakbyś mógł, Seba, to kup kilka prezerwatyw.
Sebastiana zdziwiła ta prośba. Co prawda temat bezpiecznego seksu zaczął dominować programy telewizyjne i pojawiał się w gazetach, jednak nie sądził, żeby chłopcy mieli jakiekolwiek doświadczenia z kim innym, choć oczywiście pozory mogą mylić. Popatrzył na zegarek, od biedy mógł sobie pozwolić na kwadrans rozmowy, rozpiął płaszcz i usiadł ma łóżku.
- Mietek, jakby ci to powiedzieć... Nie sądzę, żebyście musieli używać tego typu rzeczy. No chyba że któryś z was... Możesz wytłumaczyć po co ci one?
- No bo nie chcę Maćka zarażać, to chyba oczywiste. Cholera wie gdzie te zarazki są. Lepiej uważać.
Sebastian nie mógł pohamować się od śmiechu.
- Na pewno nie tam, łosiu. Prędzej zarazisz go śpiąc w jednym łóżku niż w taki sposób. A tak w ogóle uważam, że na ten czas powinniście sobie dać na wstrzymanie na czas twojej choroby. Naprawdę trzy - cztery dni są dla was problemem?
Sebastian zauważył, że o ile Maciej dalej krępuje się przy tych tematach, Mietek traktował go jako powiernika, niemal strażnika skarbu i w ogóle się przy nim nie krępował, pytając nieraz o rzeczy, które Sebastianowi na pewno nie przeszłyby przez gardło. Powoli zastanawiał się, czy dobrze zrobił godząc się na przejście na 'ty' bo to wyraźnie skróciło dystans.
- No są, zwłaszcza dla mnie - powiedział Mietek. - A to źle?
- Nie, po prostu masz duże libido, bywa tak.
- A ty masz chłopaka?
Rany boskie, co on sobie myśli? Choć jak się już powiedziało A... To znaczy nie przyznał się wprost, że jest homoseksualistą, ale w dość wyraźny sposób dał to do zrozumienia wtedy, na przystanku. Nawet trudno było nie oczekiwać tego pytania.
- Mietek, proszę, może nie teraz? Może o tym pogadamy jak wrócę. Ja naprawdę muszę przepisać ten cholerny tekst i pogadać z Lisickim.
- Bo ja bym miał do ciebie jeszcze trochę pytań.
- A w to nie wątpię - zaśmiał się Sebastian. - W ogóle rozmawiając z tobą czuję się jak na przesłuchaniu. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale na przykład teraz wybrałeś sobie najgorszą porę z możliwych. Ale żebyś się nie męczył rzez cały dzień to powiem, że mam. Urządza?
Adrian nie miał zamiaru pojawiać się tego dnia na lekcjach. Dalej unikał rozmowy z wychowawczynią, liczył na to, że czas jednak zagoi rany i rozmowa po tygodniu będzie o wiele bardziej łagodna. Co do usprawiedliwienia nieobecności, pogada z ojcem, tego typu sprawy zawsze załatwiał od ręki. Ewentualnie jakieś zwolnienie lekarskie będzie nie od rzeczy, z tym też nie było problemów, ojciec miał kilku znajomych lekarzy. Pojawi się tylko na dużej przerwie i zrobi to, co miał w planie. Później się niespostrzeżenie zwinie i tyle będą go widzieli na dziś. Może zobaczyć go któryś z kolegów, ale to nie było aż takie niebezpieczne. Klasę miał po swojej stronie, wystarczy tylko uważać na Rudzkiego, ewentualnie tego pedałka Maciejewskiego, bo ten od razu Rudzkiemu doniesie. Albo nawet samej Lisickiej.
Czas do dzwonka odczekał naprzeciwko szkoły, w takim miejscu by się specjalnie nie rzucać w oczy wchodzącym i wychodzącym. Nawet pogoda działała na jego korzyść, było w miarę ciepło i słonecznie. Zaraz po dzwonku tłum młodzieży wyległ na okoliczne boisko. Adrian niezauważony wszedł do budynku szkoły. Portiernia była pusta, co jeszcze bardziej dodawało mu animuszu. Duża przerwa rozdzielała dwie lekcje chemii, w gabinecie położonym na końcu korytarza, przy drugiej klatce schodowej, rzadko uczęszczanej przez uczniów. Z reguły nikt nie zamykał drzwi do klasy na dużą przerwę Adrian o tym wiedział i teraz wystarczyło ten fakt wykorzystać. Popatrzył w głąb korytarza, wyłowił kilka znanych figur, ale oni szczęśliwie nie patrzyli w jego kierunku. Nacisnął klamkę drzwi. Lubił tę adrenalinę, która wypełniała go gdy robił coś niebezpiecznego. Klamka stawiała lekki opór ale w końcu puściła. Wiedział, gdzie zwykle siedzi Rudzki, oczywiście w ławce z Maciejewskim, bo z kim by innym? Nawet plecak, ten znienawidzony przez niego czerwony plecak leżał wręcz zapraszająco na krześle. Jeszcze raz sprawdził kieszeń. Były. Otworzył plecak i wepchnął zawartość swojej kieszeni do środka.
- Ładnie, Łata, coraz ładniej... - usłyszał za sobą głos dyrektora, który wraz z Lisicką wyszedł z zaplecza. Nagle zorientował się, że konstruując swój genialny plan zapomniał o zapleczu i że blisko do niego z pokoju nauczycielskiego. Gorączkowo szukał jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Miał co prawda plan B, ale nie na wpadkę w klasie.
- Ale... Rudzki mnie poprosił o to, bym mu przyniósł kanapkę z tego plecaka. A ja zamiast kanapki znalazłem, pan nie uwierzy, panie dyrektorze, narkotyki!
- Naprawdę, Łata? Jesteś pewien, że Rudzki cię dziś o cokolwiek poprosił?
- Jak tu stoję, panie dyrektorze.
- Jesteś absolutnie pewien? - powtórzył pytanie.
Łaciaty zauważył na twarzy dyrektora coś, co mu się przestało podobać. Coś tu kurwa jest nie tak... Tylko co?
- Mietek od samego rana leży w łóżku z gorączką - wyręczyła dyrektora Lisicka. - I sądzisz że poprosił cię o kanapkę?
- Przecież to jego plecak, co tu jest grane, do kurwy nędzy?
- Poużywaj sobie, Łata, nic ci innego nie zostało - powiedział dyrektor. - W tym momencie nie jest istotne czyj to plecak, ale aby wyposażyć cię w wiedzę, chyba już ostatnią w tej szkole, nadmienię, że ten plecak ma dziś Maciejewski.
- To może Maciejewski bierze narkotyki, nie wiem... - powiedział już ze znacznie mniejszą pewnością w głosie Adrian.
- Przestań bredzić, Łata. I w ogóle skąd pewność, że to są narkotyki? Stąd że je kupowałeś? Widzisz, Łata, ty jesteś naprawdę durny - powiedział dyrektor przechadzając się po klasie, w końcu wybrał nieopodal stojący stolik, odsunął krzesło i usiadł na nim. - Po pierwsze, paradowałeś pół ostatniej lekcji prawie pod moim oknem. Myślisz, że tego nie widać? Drugi błąd, pochopność. Po tym, jak wyszedł na jaw twój szantaż w stosunku do Rudzkiego, mogłeś sobie zostawić trochę czasu na zemstę. Naprawdę jesteś do tego stopnia głupi, że nie wiedziałeś, że po twych sobotnich występach będziemy cię szukać? Nawet twój ojciec wie, że nie byłeś wczoraj w szkole. Eh, ty nawet porządnie spieprzyć sprawy nie potrafisz. Do gabinetu, myślę, że tam lepiej ci się będzie czekało na milicję...
- Na milicję? - przestraszył się Łata.
- Przecież sam powiedziałeś, że to są narkotyki. I ja i ty wiemy, że posiadanie przy sobie prochów nie jest karalne, choć mam nadzieję, że to się zmieni. Ale jaką mam pewność, że nie handlujesz tym w szkole?
Sebastian patrzył w napięciu na twarz Lisickiego, która była nieprzenikniona. Czytał uważnie artykuł, poprawiał ołówkiem niektóre szczegóły, czasem odrywał wzrok, jakby się zastanawiając. Gdy odkładał maszynopis, Sebastian wstrzymał oddech.
- Panie Sebastianie, kapitalna robota. Napisane z nerwem, zacięciem, świetnie rozłożone akcenty. Pan ma pisanie we krwi, prawda? Jest kilka szczegółów, które trzeba zmienić i zaraz o tym pogadamy, ale ogólnie tekst jest doskonały no i prawdziwy.
- Jeszcze musi przejść przez szefa - rzucił Sebastian, który nie spodziewał się takiej oceny. - Ołówek jeszcze raz może pójść w ruch.
- Powiedziałem, żeby pan to zostawił mnie, prawda? Trochę się wszystko poprzesuwa w czasie, bo jest epidemia grypy, wie pan, i Rogalewicz jest na chorobowym. Sprawa Maćka będzie orzekana gdzieś koło Wielkanocy, może tekst też puści pan trochę później. No ale przecież o tym nie wiedzieliśmy wcześniej. Na razie pozostańmy w kontakcie.
Sebastian wyszedł z biura radcowskiego nieco skołowany. Liczył na to, że wszystko rozstrzygnie się na dniach, a tu wypada miesiąc. Trudno... Westchnął idąc na przystanek. Co miał załatwić jeszcze? A, te prezerwatywy. Niech mają.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:59, 10 Sty 2015, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Sob 0:59, 10 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Sprawa Mietka, a nie czasem Macieja? Z tym Lata to niezle, dobrze gnojkowi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 1:07, 10 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Powiem tak, zrobiłem tu coś w rodzaju prowokacji. Ponieważ nie cierpię jak czytelnik jest zwodzony przez jakichś przychlastów przez cała książkę by na koncu mieć 5 minut satysfakcji (tak tak, panie Clancy), tu przychlastowi w ogóle nie dałem dojść do głosu, opisując jego wyczyny w skrócie i minimalizując napięcie. To ma być opowieść o inności, przyjaźni, problemach a nie młodocianych kryminalistach. Łata miał na początku niechcący spowodować 'zejście się' Maciory i Mietka a później ich skonsolidować. Z tym, że motyw szantażu miał być o wiele dłuższy...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:07, 10 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
waflobil66
Wyjadacz
Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy
|
Wysłany: Sob 17:44, 10 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Wczoraj nadrobiłem zaległości i czytam na bieżąco. Dzięki Robert za każdy kolejny, świetny odcinek, jesteś wielki.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 20:01, 10 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (104) |
|
|
Sebastian siedział na ganku działki i wpatrywał się w różowo-niebiesko-szarą grę chmur na niebie. Zawsze zastanawiało go dlaczego ten sam zachód słońca oglądany w mieście jest zupełnie inny i mniej ciekawy niż na tak zwanym łonie natury. Zygmunt czytał tekst i Sebastian czekał na dyskusję, która jego zdaniem powinna wybuchnąć z chwilą przeczytania ostatniej linijki. Tyle że nic takiego nie nastąpiło.
- No, przebrnąłem - powiedział Zygmunt stając w drzwiach altany. - Nie mam większych zastrzeżeń, wszystko masz udokumentowane, tekst jest spójny, jedno wypływa z drugiego, miałbym tylko jedną drobną uwagę. Trochę za bardzo jesteś częścią tego tekstu.
- To znaczy?
- To znaczy, że widać, że angażujesz się w sprawę. Za dużo epitetów, zwłaszcza oceniających, typu: perfekcyjny, niedopracowany, tajemniczy. Wywal kilka, do czytelnika maja przemawiać fakty a nie stylistyka. Owszem, tekst musi być dynamiczny, zgadza się, ale ty masz na tyle konkretów by nie nadrabiać puszczaniem oka do czytelnika, prawda? Gdyby taki tekst przyniósł mi Rybarczyk, to powiedziałbym: Jezus Maria, stał się cud. Ale przecież ciebie stać na o wiele więcej prawda?
Sebastian uważał, że taka uwaga wypowiedziana po niespełna dwóch miesiącach pracy w redakcji, gdzie pisał głównie tematy, których nikt inny nie chciał albo nie mógł, jest niczym innym, jak zwykłym pochlebstwem, jednak nie powiedział tego głośno.
- Doceniam ogrom pracy, który włożyłeś w ten tekst i możesz sobie trochę odpocząć, jeśli chcesz. Zdaje się, że masz gości?
- No mam ale za trzy dni wyjeżdża do Łodzi. Mógłbym go co najwyżej odwieźć...
... i spotkać się z Tomkiem - dokończył w myślach. Miła niespodzianka, na którą zupełnie nie liczył. Teraz, kiedy jego sytuacja finansowa poprawiła się dość znacznie, mógł sobie pozwolić na weekend poza swą norą.
- Ten twój gość to zaś jakiś małolat - powiedział nieco ironicznie Zygmunt. - Sebastian, jeśli mogę cię o coś prosić...
- To znaczy? - Sebastian zaniepokoił się brzmieniem tonu. Po raz pierwszy odkąd się poznali wyczuł u Zygmunta nutę groźby, przestrogi... Obojętne, jak to nazwać, coś jest nie tak.
- Wokół ciebie jest cała masa młodych chłopaków. Nie to, żeby mi to przeszkadzało, widziałem jak się dogadujesz z Tomkiem, a nawet słyszałem co nieco o pewnych małolatach, z którymi spędzałeś weekend a o czym nie byłeś łaskaw mnie poinformować.
- A musiałem? - Sebastianowi nie podobało to się coraz bardziej. Zazdrość? Przecież tak naprawdę nie są razem, wiec nie bardzo jest powód.
- Nie, zapomnij o tym. W każdym razie wyrażano się o tobie w superlatywach. Tu chodzi o coś zupełnie innego. Ludzie to obserwują, jeszcze co prawda jest cicho ale zaczną mówić. A że widzę, że nadajesz się jak mało kto do bardzo kontrowersyjnych tematów, zaczną się tobie przyglądać coraz bliżej. Nie chciałbym, aby to zaważyło na twojej karierze.
Ciekawe kto - pomyślał Sebastian. O tym, że Ratuszny i Lisicki się znają, był święcie przekonany, ale kto inny? W naprawdę publicznym miejscu był tylko z Tomkiem, na kilku meczach. Z Tadzikiem nigdzie bo pisał. Jednak już na tyle zdążył poznać Zygmunta, że wiedział, że uzyskanie od niego tej informacji jest niemożliwe, i również sobie to cenił. Grunt to ochrona źródeł, jedno z pierwszych przykazań etyki dziennikarza.
- Tadzik wyjeżdża i pewnie będzie święty spokój jakiś czas. Co do tych dwóch, obiecałem im pomóc i swojej decyzji nie zmieniam.
- Tu nie o to chodzi, żebyś zrywał znajomości. Masz po prostu uważać z kim cię widzą - i to wystarczy. Zapamiętaj to sobie raz do końca: nie ma bardziej wrednego świata niż dziennikarski. Jeden utopiłby drugiego w łyżce wody, zwłaszcza, jeśli ten ktoś jest dobry. A ty jesteś cholernie dobry. Myślisz, że o tobie nie plotkują w redakcji? Jesteś tematem numer jeden.
- Miło mi - odparł obłudnie Sebastian, choć raczej go to zaniepokoiło. Dotychczas wpadał przepisać coś na maszynie, na codzienne odprawy jako współpracownik nie musiał chodzić, bywał jak nie zaspał i zdążył dojechać. W zasadzie nie mieli o nim żadnych konkretnych informacji. - Poza tym już lojalnie informuję, że pojadę z małym do Łodzi na weekend i tych dwóch miglanców z Grunwaldzkiej pewnie pojedzie na dworzec pożegnać się z nim bo bardzo się polubili.
- Przecież ja ci nie mówię jak masz sobie planować życie prywatne. Po prostu uważaj i wszystko będzie cacy. A tak zupełnie na marginesie, taka masa młodej, świeżej krwi nie osłabiła u ciebie chęci na małe co nieco? - powiedział Zygmunt rozciągając się z rozkoszną miną na krześle, chyba tylko po to by pokazać imponujący wzwód. Sebastian poczuł krew uderzającą mu do skroni.
- Pozbawiła mnie zupełnie. Zaraz ci go wyjmę i odetnę. I będę miał święty spokój. Dawaj go! - powiedział i ruszył w kierunku szefa.
Mietek już dochodził do siebie i Sebastian zapowiedział, że noc z czwartku na piątek będzie ostatnią, jaką spędzi na Grunwaldzkiej. Wcześniej pojechał na Jaskiniową spakować siebie i Tadzika. Rutynowo obszedł kilka sąsiednich ulic, od Turniowej do Przełęczy, sprawdzając, czy przypadkiem nie ma na nich jakiegoś dziwnego auta, ale nic takiego nie znalazł. Tamtą rozmowę z szefem wziął sobie do serca, tyle że nie wiedział, jak konkretnie ma się zastosować do tych zaleceń. Dobrym wyjściem byłoby sobie znaleźć jakąś przykrywkę, kobietę, dziewczynę, coś takiego, może by się odczepili, ktokolwiek by to był. Tylko wszystkie znane 'towary' były już zajęte a nie zamierzał się wiązać z jakąś pierwszą lepszą. No i żeby nie wymagała od niego za wiele w łóżku. Najlepiej jakąś lezbę, tylko skąd ją wziąć? Pełen niewesołych myśli poszedł na przystanek autobusu siedemdziesiąt dziewięć.
Gdy pojawił się na Grunwaldzkiej, z chłopcami była Lisicka. W pierwszych słowach zaraz po przywitaniu poinformowała Sebastiana o ostatnich wydarzeniach, które dotąd trzymała w tajemnicy przed chłopcami. Sebastian nie zdziwił się specjalnie, ale zgodził się z nauczycielką, że na razie Mietkowi i Maciejowi zagraża realne niebezpieczeństwo.
- Wie pan, rozmawiałam długo przez telefon z panią Rudzką. Doszłyśmy do końcowego wniosku, że jest jedno dobre rozwiązanie tej sprawy. Pan mieszka na stancji, prawda? Ciasnej, za którą pan buli jak za zboże. Jeśli by się pan wprowadził tutaj, powiedzmy na dwa, trzy miesiące a nawet dłużej, byłabym o wiele bardziej spokojna no i pani Marta Rudzka również.
Sebastian był zaskoczony tą propozycją, bo jego plany były diametralnie odmienne. Zamierzał teraz solidnie odpocząć i, zgodnie z ostrzeżeniami szefa, przestać angażować się w przyjaźnie z dużo młodszymi od siebie. Praca dziennikarza odpowiadała mu coraz bardziej i nie zamierzał stracić jej z powodu jakichś idiotyzmów. Popatrzył na obu chłopców i dostrzegł w ich oczach wielkie znaki zapytania a nieme błaganie mógł niemal wyłowić z powietrza.
- A jeśli się nie zgodzę? Wie pani, ja mam pracę a teraz doszedłby mi nowy obowiązek, nieformalna ale jednak opieka nad dwójką dzieci. Tak, wiem, że mają szesnaście lat ale to w gruncie rzeczy duzi chłopcy. Nie mogę zagwarantować, że będę tu cały czas.
Starał się nie patrzeć na nich a nawet na Tadzika, który, jak łatwo zgadnąć, solidaryzował się z tymi dwoma.
- Cóż, Mietek wróci do ciotki a Maciej pewnie do internatu. Jako sierota ma pierwszeństwo.
Sebastian wiedział, że nie jest to zwykłe branie na litość a stan faktyczny. Dla jednego i drugiego będzie to dramatem, mniejszym dla Mietka, który był silnej konstrukcji psychicznej, ale kruchy, delikatny mimo swej słoniowatej postury Maciej będzie to przechodził nad wyraz ciężko, zwłaszcza że w krótkim odstępie czasu stracił oboje rodziców. W uszach ciągle brzmiało mu 'uważaj' szefa. No ale przecież z nimi nie śpi, do ciężkiej cholery! Gorzej, nawet nie wywołują u niego podniecenia, choć z drugiej strony, gdyby wtedy w kuchni był nie Mietek a Maciej, rożnie mogłoby być.
- O kej - powiedział zrezygnowany i zaraz zmienił ton na ostrzejszy. - Warunkowo się zgodzę - z rozmysłem podkreślił groźnie pierwsze słowo.
- Zależy jaki to będzie warunek... - powiedziała Lisicka zrezygnowanym tonem.
- Że mi natychmiast zrobicie kawę i to z trzech łyżeczek. Padam na pysk...
Przez najbliższych kilka chwil odganiał się od uścisków, pocałunków, męskich kończyn i uduszenia żywcem. Sam zastanawiał się, czy dobrze robi, nie zdecydował się, czy na zawsze rezygnuje z nory na Jaskiniowej i w ogóle jak to rozegrać.
- Tylko chciałbym wiedzieć ile będę płacił - zastrzegł. - Jeśli będę musiał utrzymywać dwa lokale, może mi być ciężko.
- A to też ustaliliśmy, tylko za prąd i gaz. Co do wyżywienia - pana decyzja czy będzie pan jadł samodzielnie czy z chłopcami. Oczywiście oni mają obiady w stołówce, w grę wchodzą śniadania, kolacje i weekendy. Ale to już są drobiazgi. Co do pokoju, to są dwa pokoje do wzięcia ale tu chyba Maciej będzie miał najwięcej do powiedzenia.
- Mogę jeszcze wziąć na siebie telefon - powiedział dość lekkomyślnie Sebastian, wiedząc, że i tak będzie z niego korzystał najczęściej. Przy okazji rozwiązał mu się jeszcze jeden problem. Nie ma tego złego... - pomyślał.
- I jeszcze jedno - dodał. - Nie wiem, czy w takim wypadku powinienem odwozić Tadzika do Łodzi, jeśli mam pilnować tych morderców...
- A o to niech się pan nie boi - uspokoiła go Lisicka. - Mama Mietka przyjeżdża na weekend, spotkacie się w poniedziałek, bo będzie jeszcze załatwiać jakieś sprawy adopcyjne. W każdym razie chciałabym panu serdecznie podziękować...
Wbrew jego obawom zielona noc przebiegła spokojnie i skończyło się tylko na próbie wymalowania Tadzika pastą do zębów. Rano przy śniadaniu całe towarzystwo było wyjątkowo ponure, Tadzik szlochał zupełnie otwarcie i zdążył wmusić w siebie tylko szklankę kakao. Znacznie bardziej podobało mu się uspokajanie i głaskanie przez Macieja. Teraz na Sebastiana spadł jeszcze jeden obowiązek - ściągnięcie Tadzika na Wielkanoc.
Jadąc taksówką na dworzec, również w ramach uważania na siebie, przypomniał sobie, że została do załatwienia jeszcze jedna ważna sprawa. Dla spokoju nie poinformował Tadzika o tym, co się stało z jego ojcem. Będzie musiał to zrobić w pociągu, zwłaszcza, że wiadomość nie należała do tych najgorszych, szczegolnie z pozycji chłopca.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 0:25, 11 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Nie 18:45, 11 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Moglbys zrobic jakis rysunek, nie wiem, zdjecie jak mniej-wiecej Maciek wyglada? Chodzi o to, ze kazdy mowi, jaki to on jest gruby, a ja szczerze mowiac zastanawiam sie jak bardzo "gruby".
Czekam z niecierpliwoscia na kolejny odcinek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 19:25, 11 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Pisze się, będzie za ok. godzinę. Natomiast ja i rysunek.... hahahaha. Powiem tak - jest raczej 'stocky' a nie otyły. Nie ma 'mięśnia piwnego', przy wzroście 175 cm waży mniej więcej 90 kilogramów. Ma trochę tłuszczu, jak to osoba, która lubi slodycze i się nie gimnastykuje. Poza tym jest proporcjonalnie zbudowany, o okrągłej twarzy. Mam gdzieś zdjęcie Macieja z tamtego okresu, ale raczej tylko do użytku wlasnego - ale dość wiernie je opisałem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 19:29, 11 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 20:26, 11 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (105) |
|
|
Pociąg mijał podłódzkie wioski i Sebastian zaczął wybudzać Tadzika. Chłopak spokojnie przyjął do wiadomości to, co się stało z jego ojcem i zaraz, jakoś jeszcze przed Jarocinem, zapadł w długi, spokojny sen. Biorąc pod uwagę to, że w nocy raczej szaleli niż spali, nie było w tym nic niezwykłego. Sebastian nie zamierzał interweniować nawet o pierwszej w nocy, w końcu jemu się też coś od życia należy.
- Tadzik, już Lublinek, wstawaj!
- Nie da się jechać dalej? - wymamrotał chłopak i zamknął oczy ponownie.
- Nie, zaraz będzie Kaliska. Wyśpisz się w domu. No dawaj!
Na szczęście do dworca Kaliskiego Tadzik zdążył oprzytomnieć i za chwilę byli już w tramwaju na Fabryczny. Znajome widoki uruchomiły w wyobraźni Sebastiana film z wydarzeń, które rozegrały się jeszcze nie tak dawno temu. Poczuł mimowolny dreszcz na plecach. Od tamtych dni minęły niespełna dwa miesiące, był w zupełnie innym punkcie i już udało mu się dojść do siebie ale tu, między szarymi kamienicami Bałut wszystko wróciło. Podświadomie wyławiał z sylwetek przechodniów takie, które byłyby podobne do Norberta, podejrzliwie patrzył na każdego mężczyznę, zwłaszcza tych w oliwkowych kurtkach.
- Seba, to już chyba tu wysiadamy - Tadzik pociągnął go za rękaw. Sebastian popatrzył półprzytomnie wokół, jakby obudzony z głębokiego snu.
- Stało się coś? - zaniepokoił się Tadzik.
- Nie, jest w porządku. Nakładaj ten plecak, wysiadamy.
Wchodząc do budynku dworca, zauważył jakiegoś faceta palącego papierosa. Był odwrócony do niego tyłem, ale ten profil, ten kolor kurtki, ciemna oliwka... Stał z gołą głową, kolor włosów się zgadzał. Sebastian poczuł jak tętno zaczyna mu wzrastać a ślina odpływa z ust w miarę gdy zbliżali się do niego. Gdy go już minęli, Sebastian odwrócił się dyskretnie i z ulgą odetchnął. - Popadam w jakąś psychozę - pomyślał. - W Poznaniu szukam opla, tu Norberta... Jeszcze długo uspokajał się po tym krótkim acz mocnym incydencie.
Tomek czekał na nich na stacji w Andrzejowie, ale już od początku Sebastian odgadł, że coś jest nie tak. Przywitali się chłodno, na żarty o wycieczce osłów do Łodzi Tomek nie zareagował nawet uśmiechem. Przez całą drogę zadawał tylko pojedyncze pytania, a na zadane mu odpowiadał monosylabami. Sebastian miał już tego dosyć, taka huśtawka nerwów zaczynała powoli odbijać się na jego samopoczuciu.
- Jak jestem już w Nowosolnej, to odwiedzę ciotkę i Michała - poinformował Sebastian. - Niewykluczone, że jedną noc spędzę u nich.
- Zrobisz jak będziesz uważał - odparł Tomek i to było wszystko, co miał na ten temat do powiedzenia. Wyraźnie też unikał jego wzroku, co jeszcze po drodze do domu było do strawienia ale później stało się wręcz nieprzyjemne. Sebastian odpracował przywitanie z panią Tonią, młodszymi chłopcami i od razu rzucił się w wir roboty, której akurat w tym domu nigdy nie brakowało.
- Sebastian, mogę cię prosić na chwilę? - zapytał Tadzik przerywając mu obieranie ziemniaków, za co był mu nawet wdzięczny.
- No o co chodzi? - zapytał, gdy już stali na ganku przed domem.
- Dwie rzeczy. Pierwsza, chyba przez przypadek zapakowałem piżamę Mietka.Możesz ją wziąć z powrotem? Ale podłóż mu tak, żeby nie widział, nie chcę, by mnie uważał za złodzieja, proszę...
- Przy tym coście wyrabiali wczoraj w nocy wcale mnie to nie dziwi. Nie martw się, jak chcesz, mogę do niego zadzwonić i wyjaśnić nieporozumienie. A to drugie?
- Tomek jest dzisiaj jakiś dziwny. W ogóle się nie odzywa, a ja mu nic przecież nie zrobiłem. W ogóle powiedział, że chce spać sam i że mam cię przekonać, abyś spał dziś u ciotki.
Sebastian zamyślił się. Tomek unikał go w sposób oczywisty i zdaje się, że z nich wszystkich był najmniej zadowolony z wizyty Sebastiana. Teraz też nie wiadomo gdzie się podziewa, choć obiad wkrótce. Sebastian wziął piżamę Mietka, wszedł do pokoju i złożył ją w kostkę. Zwrócił uwagę na sztywne plamy na spodniach. Ile to nie było prane? Trzeba się będzie za nich wziąć jak wróci. A swoją drogą ma ten chłopak parę... Ale to nie na teraz temat. Wcisnął piżamę do plecaka i wrócił do kuchni. Obiad był już prawie na stole.
- Gdzie Tomek? - zapytał nalewając zupę.
- Musi gdzieś w kurniku albo w ogrodzie. Iść po niego? - zapytała Traczykowa.
- Tadzik się przeleci.
Tomek wrócił z ociąganiem po jakichś dziesięciu minutach. Jego zachowanie nie zmieniło się, raczej przybrało na sile. Podczas obiadu nie odezwał się ani słowem, zjadł nawet nieposolone ziemniaki baz najmniejszej uwagi.
- Tomek, chodź pójdziemy się przejść do lasu.
- Nie chce mi się.
- Przemóż się i chodź. Proszę. - Sebastian położył celowy nacisk na ostatnie słowo. Tomek z ociąganiem podszedł do szafy i wyjął kurtkę. Przez całą drogę przez pole nie odzywał się, udając, że walczy z błotem. Owszem, ostatnie deszcze rozmiękczyły ziemię, ale nie trzeba się aż tak wygłupiać - pomyślał Sebastian. Las przywitał ich chłodem i stęchlizną, tak charakterystyczną dla końca zimy. Pierwszych oznak wiosny jeszcze nie było widać, zbutwiała trawa płożyła się prawie po ziemi. W milczeniu doszli do swojej polany i gdyby nie Sebastian, Tomek nawet by się na niej nie zatrzymał. Usiedli na tym złamanym pniu, na którym tamtego popołudnia, kiedy po raz pierwszy byli razem. Długo milczeli. Wreszcie Sebastian, zgasiwszy papierosa, nie wytrzymał.
- Tomek, proszę, zacznij się odzywać. Cokolwiek się stało. Bo chyba jest oczywiste, że musimy porozmawiać.
Tomek niechętnie zrezygnował z patrzenia w jakiś nieokreślony punkt i spuścił głowę, głęboko przy tym wzdychając.
- Chyba tak. Seba, ja wiem, że zrobiłem ostatnie świństwo. No ale...
Sebastian widział, jak w oczach Tomka zbierają się łzy ale chwilowo nie zamierzał okazywać żadnych uczuć. Cokolwiek się stało, on musi przez to przejść, na resztę będzie czas później.
- Powiedz po prostu. Bez jakichś wstępów, unikania i tym podobnych. No?
- Przespałem się z dziewczyną.
- A tak poza tym? - Sebastian zadbał, by było to powiedziane możliwie beztrosko.
- I to jest dla ciebie nic? Że ciebie zdradziłem? Że... Byłem jak ostatnia świnia?
Gdyby on wiedział co ja wyprawiałem... - pomyślał Sebastian. Ale na razie trzeba gasić ten pożar.
- Słuchaj, Tomku - powiedział chwytając go za rękę. Zwrócił uwagę, że Tomek nie wzbraniał się przed tym gestem. - Ustalmy to sobie raz na zawsze. Nie wiem jak to się ma do moralności i tak dalej, ale akurat ja, jeśli chodzi o zdradę, nie biorę pod uwagę stosunków, jakby to powiedzieć, z drugą płcią. Niech zgadnę, chciałeś się sprawdzić, czy jesteś normalnym facetem, tak?
Tomek spojrzał na niego z ogromnym zdziwieniem w oczach.
- Skąd wiesz?
- Bo robisz dokładnie to co miliony ludzi przed tobą. Ze mną włącznie. Widzisz, Tomek, u wielu ludzi naszego pokroju to przebiega w ten sposób, że jest okres, kiedy nie wierzą, że będą homoseksualni, Będą chcieli się sprawdzić i, jak to się mówi, nawrócić. Ja uważam osobiście, że to jest najnormalniejsza rzecz na świecie i nie powinieneś sobie zupełnie nic zarzucać. Ja miałbym inne pytanie.
- Jakie?
- Podobało się?
- Rzecz w tym, że nie - odpowiedział Tomek. - Zawsze wydawało mi się, że z dziewczyną będzie fajnie. A tu... Myślałem, że się porzygam od tego zapachu. No wiesz, samo ruchanie nie było aż tak złe ale... Ona była jak kloc drewna. Jak myśmy to robili to było zupełnie inaczej, jakoś tak... No, jakby to powiedzieć, radośniej. A ona? Nawet słowa nie dała powiedzieć. - Rób swoje - tyle co usłyszałem.
- Mam nadzieję, że pamiętałeś o zabezpieczeniu?
- Ona powiedziała, że to nie są jej dni. I że robi to po raz pierwszy a za pierwszym razem w ciążę się nie zachodzi.
- I ty jej uwierzyłeś? - zapytał przerażony Sebastian. Słyszał tę szaloną teorię już kilka razy i zastanawiał się, kto to wymyślił. Poza tym panienka,która chce dać dupala po raz pierwszy chyba nie jest aż tak biegła w kalendarzyku?
- Na wszelki wypadek, no wiesz... Nie zrobiłem jej tego.
- Przecież mówisz,że zrobiłeś? - Sebastian już nic z tego nie rozumiał.
- No nie zesikałem się jej do środka. Rozumiesz. No i... i na początku było trochę krwi. Chyba coś jej pękło bo mówiła, że boli.
Sebastian uspokoił się trochę i sięgnął po papierosa. Jeśli istotnie przerwał jej błonę dziewiczą, to przynajmniej on sam będzie bezpieczny, jeśli do czegoś dojdzie. A nadzieje zaczęły powoli wracać.
- Na drugi raz pamiętaj, że to o pierwszym razie to zupełna bzdura i zawsze miej coś pod ręką. A w ogóle jak wyrwałeś to dziewczę? I gdzieście to zrobili?
- A na szkolnej dyskotece karnawałowej. A zrobiliśmy w kiblu, no bo gdzie? W ogóle to chłopaki mnie napuszczali jak widzieli, że ona się do mnie klei, to oni mi powiedzieli, że ona na mnie leci. Ale możemy już o tym nie mówić? Obawiam się, że nie będzie następnego razu.
Sebastian kontrolnie położył rękę Tomka na swoim udzie i patrzył na reakcję. Wbrew jego obawom była pozytywna. I potem nastąpił pocałunek. Długi, mocny, rozrywający,jakby Tomek chciał przeprosić za to, co się stało. Sebastian początkowo nie zauważył że w jego trakcie Tomek uwalnia jego członek. Jeśli kiedykolwiek istniała jakaś kobieta, to już minęło. Tylko jak on, Sebastian, wygląda? Chłopak ma elementarną przyzwoitość, wie co jest moralne a co nie, intuicyjnie wyczuwa zdradę. A on co? Akceptuje jego miłość i pieprzy się z własnym szefem. Teraz on powinien świecić oczyma.
- Pocałujesz mi jądra?
Była to ulubiona pieszczota Sebastiana i szybko porzucił rozrachunek z własnym sumieniem. Na to przyjdzie czas później. Tymczasem gestami Tomek wymógł na nim, żeby uklęknął i gdy Sebastian był już w tej pozycji, zsunął mu spodnie z tyłka. Brał go tym razem łagodnie, jakby przepraszająco. Ale jednocześnie z jakąś dzikością, dbając, by każde pchnięcie było jak najgłębsze. Gdzieś tam trzasnęły gałęzie.
- To chyba dzik - szepnął Tomek.
- W sensie zwierzęcia czy Tadzika?
- Zwierzęcia - odpowiedział a po intensywności ruchów Sebastian wiedział, że następuje koniec. Ogromnie podniecały go ostatnie pomruki Tomka, w życiu nie słyszał czegoś bardziej seksualnego i zmysłowego. Myślał nawet, by nagrać to na taśmę i słuchać przy zabawie solo.
Leżeli na śliskiej brązowej trawie bez ruchu, z płonącymi policzkami, uspokajając oddechy.
- Kocham cię - powiedział Tomek. - A wiesz za co? Za to, że jesteś w porządku. A ja się bałem, że mnie zabijesz...
- W porządku to jesteś ty, Tomku. Nie wiem, czy wiesz, ale na to co ty zrobiłeś, stać naprawdę bardzo niewielu - powiedział, nie dodając że akurat jego nie.
- O, Sebastian przyjechał - ucieszyła się Kinga. - Masz dla mnie prezent?
- No jakże nie mógłbym mieć prezentu dla mojej księżniczki - zaśmiał się Sebastian i wyjął z plecaka książkę.
- E... - mała wydała się rozczarowana. - A ja myślałem, że przywieziesz mi znowu Astrid Lindgren. Dzieci z Bullerbyn już znam na pamięć.
- Umówmy się, że przyślę ci Bracia Lwie Serce jak kupię, bo widziałem w księgarni. Albo Pippi.
W tym momencie w sieni pojawiła się Krystyna.
- Sebastian, fajnie że jesteś. I od razu masz newsa na dobry wieczór. Norbert tu dzwonił.
Sebastian czuł uginające się pod nim nogi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 1:26, 12 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Nie 23:10, 11 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
homowy seksualista napisał: |
Pisze się, będzie za ok. godzinę. Natomiast ja i rysunek.... hahahaha. Powiem tak - jest raczej 'stocky' a nie otyły. Nie ma 'mięśnia piwnego', przy wzroście 175 cm waży mniej więcej 90 kilogramów. Ma trochę tłuszczu, jak to osoba, która lubi slodycze i się nie gimnastykuje. Poza tym jest proporcjonalnie zbudowany, o okrągłej twarzy. Mam gdzieś zdjęcie Macieja z tamtego okresu, ale raczej tylko do użytku wlasnego - ale dość wiernie je opisałem. |
No to moze zakryj twarz i pokaz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 23:16, 11 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Sorry., tak samo jak nie pokazuję tu swojego zdjęcia, tak szanuję prywatność kogoś, kto sobie nie życzy bycia pokazywanym.
PS. Ja tylko mam nadzieję, że nikt siebie w tej historii nie rozpozna. Po Grze szwajcarskiej dostałem maila od kogoś, kto z imienia i nazwiska rozszyfrowal kilka osób. Więc tym bardziej dmucham na zimne. Co prawda to jest literatura i wiele sytuacji jest zmyślonych ale jeszcze więcej nie...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 23:19, 11 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 0:21, 12 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
I jeszcze informacja: na trujniku jest najnowsza, poprawiona wersja Innych w jednym pliku 1-105, w formatach pdf, mobi i epub. Zapraszam. I przy okazji apeluję do innych autorów o udostępnianie swoich opowiadań w formatach elektronicznych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Pon 1:06, 12 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Ale rysunek, szkic jak postura jego wyglad moglbys zrobic...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 1:12, 12 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Ja nie umiem rysować. Jak każdy, mam plusy i minusy. Mowię siedmioma językami ale za to nie potrafię narysowac prosto kreski i wbić porządnie gwoździa...
@Analog2: PW
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 1:19, 12 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|