Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Pon 18:17, 12 Sty 2015    Temat postu:

A może ktoś z czytelników tu na forum, kto dysponuje zdolnościami plastycznymi pokusiłby się o naszkicowanie postaci Maćka (i nie tylko) wyłącznie na podstawie opisów zawartych w treści tej opowieści? To mogłoby być ciekawe.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez waflobil66 dnia Pon 18:19, 12 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 20:58, 12 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (106)

- Mówię, ci że nie widział i nie panikuj - powiedział Tomek. - Nie ma takiej możliwości zobaczyć z takiego kąta.
Siedzieli na łóżku Tomka i obejmowali się, przy okazji szturchając i łaskocząc, gdy do pokoju wszedł Tadzik. Sebastian w pośpiechu zdjął ręką, którą sprawdzał łaskotki w czułym miejscu Tomka i miał teraz obawy, czy przypadkiem Tadzik nie zobaczył zbyt wiele. Wystarczyło już mu tych niejasnych sytuacji z Poznania, nie chciał się dodatkowo tłumaczyć.
- Zresztą, nawet jak widział? Nie miałem go na wierzchu - usiłował złagodzić sytuację Tomek, widząc, że Sebastianowi nastrój wyraźnie opadł. - Nikt nie zabroni nam się bawić jak chcemy. Poza tym skąd ten smarkacz może wiedzieć o takich rzeczach?
Sebastian poczuł się w obowiązku wytłumaczenia Tomkowi, czego Tadzik dowiedział się w Poznaniu i w jakich okolicznościach, Zdecydował, że tak będzie lepiej, bo nie wiadomo z czym Tadzik się może wyrwać. Oczywiście przemilczał szczegóły, opowiadając wyłącznie o wpadce z całowaniem.
- I sądzisz, że ci dwaj też...
Sebastian nie sądził a wiedział.
- Nie zdziwiłbym się... W tym wieku to nawet często się zdarza. Niedawno czytałem w gazecie, że czterdzieści procent mężczyzn miało w swym życiu doświadczenie homoseksualne. Nie wiem, co oni rozumieją przez doświadczenie homoseksualne, ale jeśli by doliczyć pokazywanie sobie siusiorków w kiblu to te procenty mogłyby być o wiele wyższe - powiedział Sebastian, za wszelką cenę starając się uciec od tematu domu przy Grunwaldzkiej.
- Ja widziałem chyba wszystkim w klasie - pochwalił się Tomek. - Wiesz, szatnia przed WF, basen, różne takie.
- I niech zgadnę, masz największego - zaśmiał się Sebastian.- Ja trochę w życiu widziałem, ale takiego drąga... Czasem mi się wydaje, że jakbyś był bardziej porywczy, rozszarpałbyś mnie na strzępy.
- A wiesz, że nie? Chyba jestem drugi, jest jeden taki, który chwali się, że ma dwadzieścia pięć centymetrów. Na wycieczce w Gdyni, jak już sobie popiliśmy, to chłopaki sprowokowali go, zakładając się o pół litra, że tyle nie ma. Długo się nie zgadzał, ale nagroda była chyba tego warta. Ale nie udało nam się zmierzyć, bo mu nie chciał stanąć na dobre. Z tego co zmierzyliśmy, dwadzieścia dwa centymetry ale upierał się, że ma więcej...
Fajne takie wycieczki - pomyślał Sebastian. Jemu nigdy nie udało się zmusić do seksualnych zachowań swoich kolegów, zresztą nawet nie próbował... No prawie nie próbował, raz podejrzał chłopaka, który mu się podobał.
- A ty kiedyś mierzyłeś swojego? - zapytał.
- A po cholerę? - odpowiedział Tomek. - Do czego mi to jest potrzebne? Przy kupowaniu spodni o długość nie pytają a przechwalał się nie będę.
- Dawaj go - powiedział Sebastian z dzikim błyskiem w oku. - Masz gdzieś linijkę? Albo centymetr krawiecki?
Gdy drzwi do pokoju otworzyły się, Sebastian jeszcze trzymał linijkę w ręku a Tomek kończył naciągać spodnie. Tadzik nie powiedział nic, nie zadał ani jednego pytania na ten temat, po prostu potraktował całą sytuację, jakby się nie zdarzyła. Sebastian dalej nie wiedział, czy był to skutek niewiedzy czy wręcz przeciwnie, ale postanowił nie zadawać żadnych pytań, jeśli ma się wyjaśnić to i tak się wyjaśni.

Co prawda tę noc miał spędzić u Traczyków, musiał iść do ciotki dowiedzieć się więcej o tajemniczym telefonie od Norberta. Problem polegał na tym, że telefon odebrał Michał, który miał w domu pojawić się dopiero dziś. Na razie wiedział niewiele, tylko tyle, że dzwonił facet o głosie zbliżonym do Norberta i pytał o Sebastiana. Michał był po dwóch latach nauki niemieckiego w liceum i nie miał większego kłopotu z przeprowadzeniem prostej rozmowy.
- I tylko tyle? - nie ukrywał rozczarowania Sebastian. - I nie wykorzystałeś sytuacji, by zadać mu jakieś pytanie? Choćby dowiedzieć się, gdzie jest? To wszystko jest jakieś pomotane.
- Coś takiego jeszcze było, ale teraz sobie nie mogę przypomnieć - odpowiedział Michał. - Pamiętasz jak Norbert ma na nazwisko?
- Meier o ile pamiętam. Albo Maier przez a, wymawia się tak samo.
Michał zamyślił się.
- Bo on się jakoś dziwnie przedstawił, Nie powiedział Meier a coś innego. Kojarzy mi się z operą, operetką, coś w tym stylu.
- Powiedział 'jestem Norbert i śpiewam w operze'? - Sebastian pozwolił sobie na drobną złośliwość. - Albo 'tańczę kankana na stole'? Albo arie operowe?
- Powtórz te głupoty - zażądał Michał bawiąc się zapalniczką. - Dokładnie tak jak to powiedziałeś i nic nie zmieniaj.
Sebastian powtórzył i wpatrywał się z uwagą w Michała. W ogóle lubił obserwować jak ludzie wykonują pracę umysłową, gdyby Michał wyglądał tak cały czas, może nawet zakochałby się we własnym kuzynie. Zmarszczone czoło, nieprzenikniony wyraz oczu, oblizywanie górnej wargi miały dla niego czasem większy wymiar erotyczny niż bawienie się siurkiem.
- Kto skomponował kankana? Bo chyba coś takiego padło.
- Jakub Offenbach, w ramach operetki Orfeusz w...
- Offenbach - podchwycił Michał, wpadając Sebastianowi w słowo. Norbert aus Offenbach, dokładnie tak powiedział.
Sebastian zamyślił się. Norbert istotnie mieszkał w Offenbach, miejscowości na peryferiach Frankfurtu nad Menem, znanej z europejskiego biura meteorologicznego, i z tym by raczej je skojarzył niż z kankanem. Tyle że to nie musiało znaczyć że aktualnie znajduje się w Offenbach a po prostu stamtąd pochodzi. Prawdopodobieństwo fifty-fifty. Jego adres miał zresztą spisany w notesie. A nawet, jeśli przyjąć, że jest w Offenbach to co, ma go pojechać tam szukać? Przydałaby się książka telefoniczna Offenbacha ale to może załatwić przez ambasadę albo za pośrednictwem centrali swojej redakcji. W każdym razie jakiś trop jest.
- Ty go naprawdę chcesz znaleźć? - spytał Michał.
- Nie do końca. Chcę po prostu wiedzieć co się z nim stało. Mam cholernie złe przeczucie, że ta sprawa może mi zaszkodzić w życiu.
- Niby jak? - zainteresował się Michał. - Jeśli go nie ukatrupiłeś to nie masz się co przejmować. Lepiej opowiedz co tam słychać u Tomka bo jak ostatnio widziałem, jak się migdaliliście...
- Migdalimy się jeszcze bardziej - zapewnił go Sebastian. - Zdaje się, że to jest właśnie to, na co czekałem przez całe życie. A u ciebie?
Michał nie od razu podjął temat, jakby się nad czymś zastanawiając.
- To prawda, że on ma lufę dwadzieścia centymetrów? Takie pogłoski chodziły po szkole. Ktoś go widział i puścił taką plotkę.
- Zapewniam cię, że plotka jest z gruntu fałszywa a nawet jest potwarzą i pomówieniem. Ja bym cię za to podał do sądu. Ma dwadzieścia jeden.

Sebastian patrzył na oddalające się sylwetki chłopców na peronie, machających mu z całej siły. Jeśli miałby ocenić tę wizytę, to najmilszą niespodzianką dla niego było zawieszenie broni miedzy Tadzikiem a Tomkiem. Powód był mu zupełnie nieznany i nawet nie chciał za bardzo spekulować, ale gdzieś tam w głębi duszy podejrzewał, że ma to coś wspólnego z nim samym. Takie rzeczy po prostu się wie, nawet jeśli zostają niewypowiedziane. Tadzik jakby zaczął grać w jednej drużynie z Tomkiem. Nie było już docinania sobie, złośliwych uwag czy nawet prób rękoczynów, co zdarzało się jeszcze dwa miesiące temu. Z reguły protesty składał Dzik a Tomek usiłował go zglebić. A teraz? Pełen wersal i wersalka. No i problemy emocjonalne Tadzika wydawały się już minione, chłopak chyba przeszedł najgorsze, choć burzliwe dojrzewanie u niego było dalekie końca, chłopak pół dnia chodził ze wzwodem, bardzo widocznym przy jego szczuplutkiej figurze i za szerokich spodniach a Sebastian zauważył, że chłopak często wychodził w takim stanie z toalety. Zresztą Tadzik wcale się niego nie krępował, raz, widząc pytający wzrok Sebastiana, uśmiechnął się znacząco. Nie omieszkał go również poinformować, że nareszcie doczekał się upragnionych włosków i podać ich liczby. Sebastian mógłby długo rozpamiętywać ten weekend, ale za oknem pojawiły się pierwsze zabudowania dworca Fabrycznego.

- No misiaczki, po kolacji chcę z wami trochę pogadać - zapowiedział, kiedy wrócił z redakcji a chłopcy z dworca, dokąd odprowadzali Martę Rudzką. - Wypadałoby poczynić jakieś podstawowe ustalenia jeśli już mamy mieszkać razem.
Ponieważ dostał pozwolenie od Marty na wzięcie chłopaków w garść, zdecydował, że wzajemny szacunek szacunkiem, przyjaźń przyjaźnią, ale jakoś podstawowe regulacje by się przydały.
- Nie możesz teraz? - powiedział z pełnymi ustami Mietek.
- Mogę zacząć. Przede wszystkim czystość i higiena. Mietek, nie masz pojęcia, jak musiałem świecić z oczami z powodu stanu, w jakim znajdowały się twoje spodnie od piżamy.
- Fizjologia - odpowiedział Mietek. Mam go na noc zawiązać na supełek?
- Może nie aż tak, ale czasem przydałoby się to wyprać. W ogóle proponowałbym, abyście codziennie zmieniali bieliznę. Pralka automatyczna w domu jest, nie będzie problemów z praniem.
- Musimy oszczędzać prąd - przypomniał mu Mietek.
- To może nie świećcie światła do drugiej w nocy? - zaproponował Sebastian. - I nie oglądajcie wideo do pierwszej? Oszczędzi się więcej. Kolejny punkt. Od śmieci jest kosz. Naprawdę nie chciałbym wyjmować prezerwatyw zza łóżka, jak to mi się zdarzyło ostatnio. Nie jest to zbyt przyjemne.
- A może mieliśmy wyrzucić je do kosza żeby Tadzik zauważył? Albo mama? - nie dawał za wygraną Mietek. - Sam powiedziałeś, że mamy się ukrywać i to robimy. Na razie skutecznie.
- No nie do końca - roześmiał się Sebastian. - Punkt trzeci a nawet czwarty - zmywanie naczyń. Chyba jakieś dyżury wprowadzimy bo to co się działo w zlewie to był jawny dramat.
- Nie było ciepłej wody - przypomniał Maciej. - W zimnej się nie da. To znaczy Mietek myje w zimnej...
- Siusiaka jak chcę by mi oklapł - odciął Mietek a Sebastian doszedł do wniosku, że błąd już został popełniony i będzie teraz potwornie ciężko go naprawić. Po prostu został jednym z nich i sobie chyba nie porządzi, a raczej będzie musiał dostosować swoje zachowanie do nich.
- A ta szklanka? Jeszcze jest w szafce, jeśli mama jej jeszcze nie umyła - gorączkował się Maciej. - Jeszcze są na niej odciski twoich palców.
- Mniejsza z tym. Łazienka. Jak już lubicie chlapać to może wytrzyjcie podłogę zanim wyjdziecie. Nie chcę aby ktoś się pośliznął i na przykład wybił sobie zęby.
- Naprawdę przewidujesz takie zimno, że te kałuże zamarzną? - zainteresował się Mietek. - To może odkręcić kaloryfer, niech wyparuje...
Jeśli jeszcze pięć minut temu Sebastian miał jakiekolwiek nadzieje na załatwienie podstawowych spraw, z każdym pytaniem oddalały się coraz bardziej. Kochane łobuzy... I jak tu takim się sprzeciwić?
- A teraz ja mam pytanie - powiedział Mietek. - Mam takiego kolegę z Jeleniej Góry. Może przyjechać na weekend? To znaczy nie on sam a z ojcem i bratem. Mama powiedziała, że to zależy od ciebie.
- A możesz mi więcej opowiedzieć kto to jest?
I tak Sebastian dowiedział się szczegółów wypadku Maćka, okoliczności w jakich Mietek poznał Hurwicza i jego rodzinę. Nie od razu się zgodził, ciągle miał w uszach przestrogę szefa. Ale w tym nie było nic podejrzanego. A może ci Hurwicze to jacyś fajni ludzie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:18, 14 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Pon 21:49, 12 Sty 2015    Temat postu:

"Kochane łobuzy... I jak tu takim..." ...jak tu takich nie kochać? No po prostu nie da się. Smile Wink (1)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 2:16, 13 Sty 2015    Temat postu:

Najlepszy dowód że ja nie jestem Sebastianem (jak mi kiedyś zarzucano) jest to, że ja w takiej sytuacji powiesiłbym rozmówcę za jaja A prototyp Mietka nie takie odzywki miał w arsenale...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 19:04, 13 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (107)

- Widzisz jak się poukładało? - powiedział Zygmunt. - I nawet masz telefon. Prawdę mówiąc twoja niedostępność zaczynała być coraz bardziej uciążliwa.
- Jak to? - zdziwił się Sebastian. - Jestem współpracownikiem, nic nie muszę... Na razie zarabiam na chleb i coś do chleba.
Zygmunt rozsiadł się wygodniej w fotelu i otworzył nową paczkę Golden Americans, papierosów, które zaczynały być modne, może dlatego, że było ich dwadzieścia pięć w paczce. Nie omieszkał wyciągnąć jednego w kierunku Sebastiana, który ofertę przyjął z wdzięcznością.
- Otóż właśnie... Chcę z tobą pomówić. Paweł Topolski zmienia redakcję. Coś nowego powstaje i zdaje się, że zaproponowali mu coś bardzo wysoko. Nie wiem nawet czy nie naczelnego. W każdym razie dostałem już wymówienie.
Sebastian był dość sceptyczny. Nowy poznański dziennik 'Dzisiaj' ledwie prządł, wyglądało na to, że poznański rynek jest już zapchany, zwłaszcza, że coraz lepiej radziła sobie Gazeta Wyborcza. A jak mu się nie uda? To znaczy Topolskiemu? Był to stary dziennikarz, jeszcze z poprzednich układów i Sebastian obawiał się, że w razie jakiejkolwiek wpadki Topolski go wygryzie.
- O Topolskiego się nie martw - Zygmunt szybko rozszyfrował obawy Sebastiana. - On ma nazwisko, jak nie tam, to przyjmą go w Głosie, Poznańskiej, Wprost... Ty dopiero zaczynasz. To jak, chcesz ten etat?
Sebastian nie wiedział czy jest to wynagrodzenie za jego dotychczasową pracę, czy, mówiąc wulgarnie, za dawanie dupy szefowi. Choć obaj bardzo dbali o oddzielenie życia prywatnego od służbowego, pewne rzeczy nasuwały się same.
- Widzisz, Zygmunt, moja sytuacja jest taka, że wezmę z pocałowaniem ręki. Sam jednak wiesz dobrze, że powinienem odmówić. I wiesz doskonale o czym mówię.
Zygmunt nie zamierzał się wdawać w dyskusję, popatrzył na zegarek.
- To dobra. Weź papiery z sekretariatu i wypełnij je. Jak chcesz to możemy to uczcić na działce. Jak tam to twoje przedszkole, możesz wrócić o dziewiątej?
Sebastian nie widział żadnej przeszkody pod warunkiem, że poinformuje chłopców przez telefon. Omówili jego obowiązki na kilka następnych dni.
- I jeszcze jedno. W sobotę są derby Olimpia - Lech i wolałbym abyś zrobił je ty. Wolę wysłać kogoś, kto nie zawali mi tekstu o najważniejszym wydarzeniu sezonu.
Sebastian liczył na to, że sobotni wieczór spędzi w towarzystwie chłopców i Hurwicza, ktokolwiek to jest, ale wyglądało na to, że jego prawo do odmowy właśnie wygasło. Jeszcze dobrze nie zatrudnił się na etat a już poznał minusy tego rozwiązania. Z lekko zrypanym humorem ubierał się i przygotowywał do niezaplanowanego wypadu na małe co nieco. Kiedyś będzie musiał przyznać się do tego wszystkiego Tomkowi, na razie starał się o tym nie myśleć.

Sebastian obserwował przez okno jak z citroena wychodzi słusznej postury człowiek i dwóch chłopców w wieku mniej więcej Mietka i Macieja. Mężczyzna miał na oko prawie pięćdziesiąt lat, zdążył wyhodować niemały brzuch, choć reszta sylwetki nie wskazywała na kłopoty z otyłością a po prostu na masywną budowę. Było coś w jego ruchach co Sebastianowi wyglądało niemal na arystokrację - jakieś dostojeństwo, namaszczenie, precyzja. Twarz była jeszcze zbyt mało widoczna, aby dało się coś o niej powiedzieć. Starszy chłopiec był mniej więcej wzrostu Macieja, choć nieco lżejszej postury, lekko przygarbiony, z ciemną grzywką opadającą mu na okulary. Młodszy za to był bardziej przysadzisty i korpulentny. Naprzeciw nich wyszedł Mietek a Sebastian obserwował scenę powitania. Zwrócił uwagę, że nie było ono zbyt wylewne, bez rzucania się w ramiona i innych oznak zażyłości. Tylko Hurwicz klepnął jowialnie Mietka w ramię i ruszyli w kierunku furtki, rozmawiając o czymś i gestykulując rękami.

Siedzieli prze stole raczej rozmawiając niż jedząc a rozmowa przeskakiwała z tematu na temat. Sebastianowi Hurwicz nie przypadł do gustu. Ocenił, ze jest przystojnym mężczyzną, zwrócił uwagę nawet na szczegół świadczący, że jest nawet ponętnie zbudowany tu i ówdzie, ale odzywali się do siebie rzadko i tylko w kwestiach ich trzydniowego pobytu, bo, jak Mietek zaznaczył od początku, honory pana domu będzie sprawował Sebastian, wyznaczony przez jego matkę na opiekuna.
- Jutro zapraszam was na kolację gdzieś na mieście, nie może być tak, że będziemy was tu obżerać przez trzy dni. Jak, panie Sebastianie?
- Może beze mnie, ja niestety jutro pracuję i to właśnie w porze kolacji. Jeśli weźmie pan chłopców i wrócicie cali i zdrowi, będzie to dla mnie pełnia szczęścia - odpowiedział Sebastian, wstał i zabrał się za sprzątanie stołu po posiłku. Towarzystwo rozpełzło się po domu a on i Maciej zmywali naczynia.
- Te szklanki z drugiego kompletu zanieś do dużego pokoju na kredens, tam jest ich miejsce - poprosił Maciej. Sebastian ułożył je na tacę i zaniósł do salonu.

Na kanapie ustawionej bokiem do drzwi wejściowych siedzieli Mietek i doktor Hurwicz i prowadzili jakąś rozmowę, szczegółów Sebastian nie słyszał. Zwrócił uwagę na coś innego. Hurwicz trzymał rękę na kolanie Mietka i posuwał ją coraz wyżej. W pewnym momencie zauważył wchodzącego Sebastiana i niemal niezauważalnie zdjął ją z uda. Niemal, a Sebastian zauważył w jego oczach, że wie, iż został przyłapany. Udał, że niczego nie widział, ustawił szklanki w kredensie i, patrząc w inną stronę, bez słowa wyszedł z pokoju. Wrócił do kuchni i zapalił papierosa.
- Seba, stało się coś?
- Nie, nic... - Sebastian nie uznał za stosowne wtajemniczać Macieja, przynajmniej nie teraz. Był zbyt wściekły na to, co zauważył i poważnie rozważał, czy nie poprosić by Hurwicza na bok i wulgarnie wyprosić go z domu. Jednak szybko ocenił, że nie było to dobre wyjście. Mietek miał szesnaście lat i w zasadzie nie mógł zarzucić Hurwiczowi nic niezgodnego z prawem, reakcji tamtego nie był w stanie przewidzieć.
- Masz jeszcze coś do schowania w kredensie?
- Nie... - zastanowił się Maciej. - Może weź te sztućce, jutro się przyniesie.
Gdy wchodził, nie zauważył tym razem nic podejrzanego, siedzieli oddaleni od siebie i Mietek opowiadał mu, sądząc po usłyszanych szczątkach rozmów, aktualną sytuację procesu adopcyjnego Macieja.
- Mietek, przejdziesz się ze mną na Grochowską do samu? - zapytał, przepraszając za ingerencję w ich rozmowie. - Kilka rzeczy zostało do kupienia, skoro płacimy razem za żarcie, wolałbym, by decyzję też podejmować razem.
- Nie ma sprawy, już się ubieram. Panie doktorze - zwrócił się do Hurwicza - skończymy za pół godziny, bo nie sądzę, że nam to zajmie więcej.

Szli w kierunku Grochowskiej w strugach chłodnego deszczu, który akurat teraz wybrał sobie odpowiednią porę na spadnięcie.Było już dobrze po zachodzie słońca, a ich sylwetki były prawie niewidoczne na źle oświetlonej ulicy. Mimo kapturów na głowach i zgrzytu przejeżdżających tramwajów, słyszeli się doskonale i Sebastian postanowił rozwiązać sprawę bez żadnych wstępów.
- Mietek, bądź ze mną szczery. Czy ciebie coś łączy z tym obleśnym dziadem? Bo nie chciałbym wchodzić w nieswoje kompetencje, ale będę szczery, nie podoba mi się to.
- Mnie też - odpowiedział Mietek i opowiedział, tym razem już szczerze, o tym, co zaszło w Jeleniej Górze w willi Hurwicza.
- Trudno cię winić za to, że byłeś ciekawy, sam bym był - powiedział Sebastian przeskakując kałużę, którą zauważył tylko dlatego, że zbyt niebezpiecznie odbiła światło ulicznej latarni. - Ale facet do ciebie ewidentnie coś czuje. Widziałem te spojrzenia przy stole, to ciche adorowanie... Ktoś z zewnątrz tego może nie spostrzec, uznając to za objaw grzeczności, ale dla mnie, pedała z jakimś tam stażem, sprawa jest ewidentna.
- Nie mów tak o sobie - poprosił Mietek. - Ustaliliśmy z Maciejem, że jesteś najfajniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek poznaliśmy.
- Zobaczymy czy będziecie tego samego zdania, kiedy każę wam posprzątać pokój - odpowiedział Sebastian. - A wracając do tego Kurwicza czy jak on się tam nazywa, powiem ci wprost: boję się o ciebie. O Macieja mniej, od do niego nie ma szczególnego nabożeństwa. Trochę boję się posłać was z tym satyrem do miasta a następnie drżeć z nerwów co też się może stać w pokoju, ale obawiam się, że nie ma już od tego odwrotu. Nie sądzę, by facet dobierał się do ciebie ostro, on nie jest głupi i w razie czego ma wiele do stracenia, natomiast obawiam się, że będzie dalej się do ciebie przystawiał.
- To mam mu dać w mordę? - zapytał Mietek. - Ja nawet metra sześćdziesiąt jeszcze nie mam.
Sebastian zastanawiał się, co poradzić, by zadziałało, a przy okazji nie wywołało zbyt wiele zamieszania. Nie znał faceta, nie wiedział na co go tak naprawdę stać.
- Nie, Mieciu. Jak następnym razem jego ręka zabłądzi, powiedz po prostu 'nie', 'niech pan przestanie'. On nic innego nie zrobi, nie bój się. Jak ci już wyjmie, trudno. Zrobisz co będziesz uważał za stosowne.
- A ty co byś zrobił?
Sebastiana zaskoczyło to pytanie, nawet się specjalnie nie zastanawiał. To znaczy ocenił Hurwicza na tyle pozytywnie, że pewnie pozwoliłby mu na to i owo.
- Wszystko zależy jak ocenisz sytuację. Możesz wybiec z pokoju, możesz wymówić się czymkolwiek. Nie sądzę, by stosował jakikolwiek opór. W ostateczności, jak nic już nie pomoże, będziesz musiał się poddać. Czasem to jest lepsze od innych możliwości. Tylko podstawowa zasada: zniechęcasz go tak długo jak się da, zgoda?
- Zgoda - odpowiedział Mietek. Stali już przed sklepem ale jakoś żadnemu nie było spieszno wejść do środka.
- A ty miałeś już taką sytuację?
Przyznać się oznaczało ujawnić prawie całe swoje życie. Z szacunku dla chłopców, własnego wstydu no i obszerności tematu, podjął decyzję, że szczegóły mogą jeszcze poczekać. Tyle, że jego historia nie skończyła się happy endem.
- Możemy pogadać o tym kiedy indziej? I tak już za długo tu jesteśmy. Prawdę mówiąc nie wiem, co mamy kupić, bo to miał być tylko pretekst, by wyrwać cię z domu. Aha, i w jakiejś formie musimy powiedzieć to Maciejowi, niech on też ma oczy otwarte, ale to ja już biorę na siebie.
- Ty jednak jesteś kochany, wiesz? - powiedział Mietek. - Zasłużyłeś na jakąś słodką niespodziankę.

Sebastian siedział w pokoju i usiłował napisać ambitny tekst na temat wpływu otwarcia się na rynki europejskie na przyszłość Międzynarodowych Targów Poznańskich. Był wczoraj na konferencji prasowej i przytaszczył sporo materiałów, które teraz wertował. Mógł odłożyć tę robotę na później, Zygmunt potrzebował tego do czwartkowej kolumny ekonomicznej, ale musiał się uspokoić po wydarzeniach wczesnego wieczora. Właśnie zajęty był analizą danych statystycznych, kiedy usłyszał otwierane drzwi z części domu, w której ulokowali Hurwicza z chłopakami a później ciężkie kroki. Bezszelestnie wstał z miejsca i poszedł zobaczyć kto wybrał się na zwiedzanie domu o tak niezwykłej porze. Stał w nieoświetlonym salonie i przez otwarte drzwi obserwował jak Hurwicz podąża w stronę pokoju chłopców.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:19, 14 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 0:53, 14 Sty 2015    Temat postu:

homowy seksualista napisał:
Najlepszy dowód że ja nie jestem Sebastianem (jak mi kiedyś zarzucano)...


Zgadza się Sebastianem nie jesteś, a jedynie jego prototypem.
Jak wiadomo produkt końcowy (w tym przypadku Sebastian) różni się od prototypu.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kojot62
Debiutant



Dołączył: 06 Lip 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 3:58, 14 Sty 2015    Temat postu:

Opowiadanie jest super. Czekam na kolejne odcinki:) Pozdrawiam:)

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 18:04, 14 Sty 2015    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa.

@Zibi
Zawsze będzie się różnić. Nie znam naprawdę wiernego opisu, choć spotykałem już książki portretujące osoby, które znałem bądź znam osobiście.

@Kojot62
Dziękuje. Zawsze poczytuję sobie za sukces, jeśli ktoś odezwie się pod moim opowiadaniem jako debiutant na forum. Wtedy wiem, że warto pisać.

@ Waflobil
Ja odpadam bo nie umiem Smile Natomiast z chęcią obejrzę jeśli ktoś pokusi się o ciekawy szkic. Są tu ludzie,którzy umieją trzymać ołówek w ręce.

Kolejny odcinek za jakieś 2 godziny albo później bo wszycy akurat się wściekli, aby do mnie dzwonić Sad


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 18:06, 14 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mavcik
Adept



Dołączył: 15 Gru 2011
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Skierniewice

PostWysłany: Śro 18:17, 14 Sty 2015    Temat postu:

Opowiadanie czyta się znakomicie. Również czekam na kontynuacje Smile. Tylko mam jedno pytanie. Czy pan doktor to "Hurwicz" czy "Hurowicz". Bo wydaje mi się że wczesniej było Hurowicz a teraz jest Hurwicz


Odpowiedż: Hurwicz. Literówka, pzepraszam.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mavcik dnia Śro 18:25, 14 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 20:08, 14 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (108)

Zwalista sylwetka przeszła przez słabo oświetloną kuchnię i skierowała się w głąb długiego korytarza, prowadzącego do pokoju chłopców i toalety a także do drzwi wyjściowych do ogrodu. Sebastian bezszelestnie wrócił do pokoju po paczkę papierosów i, szybko, jak tylko mógł, wrócił do kuchni. Ale doktora już nie było. Pozostało tylko czekać, co będzie dalej. Zapalił papierosa i zatopił się w lekturze jakiegoś dokumentu przywleczonego z pokoju. Z niecierpliwością patrzył na zegar na ścianie kuchni, trzy minuty to chyba za długo na toaletę. Już podnosił się z krzesła, gdy usłyszał charakterystyczny odgłos spuszczanej wody i po chwili postać Hurwicza wynurzyła się z głębi wąskiego korytarza.
- Pan jeszcze nie śpi? - zapytał uśmiechając się nieznacznie.
- Mam sporo roboty. A palę tylko w kuchni, nie lubię dymu z pokoju, w którym będę za chwilę spał - dodał wyjaśniająco i niejako zgodnie z prawdą.
Hurwicz zatrzymał się na ułamek sekundy, jakby chciał coś powiedzieć, ale widać że zrezygnował, bo dość zdecydowanie przyśpieszył.
- To dobranoc raz jeszcze panie Sebastianie. I niech pan tak długo nie pracuje, szkoda oczu na to światło.
- Dobranoc - odburknął Sebastian a w myślach dodał - niedoczekanie, będę tu siedział, choćby miały mi wypaść oba ślepia.
Po czym poszedł do pokoju, przyniósł całą dokumentację i notesy i pracował do w pół do czwartej. Nikt już nie zakłócał jego spokoju.

Sebastian wpadł na halę przy ulicy Chwiałkowskiego kiedy obie drużyny kończyły rozgrzewkę i spokojnie udawały się na ławkę by wystąpić do prezentacji. Loża dziennikarska była już zapełniona, zresztą nie miał ochoty użerać się z zazwyczaj nieuprzejmymi porządkowymi i usiadł na trybunie. Zawodniczki już wybiegały do prezentacji, ale ciężko mu było nawet wyjąć notes, jedna myśl goniła następną. Co prawda dzień nie przyniósł niczego nowego, Hurwicz zachowywał się wzorowo, ale dalej w stosunku do Sebastiana z ogromną rezerwą, którą ten odwzajemniał. Popołudnie spędzili na zwiedzaniu zamku w Kórniku, arboretum i, już po drodze do Poznania, rogalińskich dębów, które Sebastian widział po raz pierwszy. Był zbyt zajęty obserwowaniem chłopców i Hurwicza, by odczuwać przyjemność ze zwiedzania. Zauważył, że wycieczka podzieliła się: Mietek trzymał z Jasiem, Maciej z Miłoszem a on i doktor na końcu. Poza tym chyba nie czuli się dobrze ze sobą. Synowie w tej dziwnej rodzinie byli zdominowani przez ojca i Sebastian nawet zastanawiał się, czy wszystko u niech jest normalne. Synom Hurwicza brakowało spontaniczności, żywiołowości i nawet spokojny Maciej na ich tle wyróżniał się dość zdecydowanie. Sam nie rozmawiał z nimi wiele, ale z tego co zauważył, starszy syn był, mimo swej milczkowatości bystry i niesamowicie logiczny.
- Z numerem trzynastym Marzena Najmowicz - prezentował niezmordowany spiker i Sebastian uznał, że czas najwyższy przestać rozpamiętywać a zabrać się do roboty bo szef zażyczył sobie cztery tysiące znaków, czymś to trzeba było zapełnić. I mimo, że mecz stał na wysokim poziome, prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie, zupełnie nie mógł się skupić. Zastanawiał się, gdzie pojechali na obiad i kiedy pojawią się w domu.
- No co te cipy robią - usłyszał obok siebie. Jako że był to głos żeński, oderwał się od obserwowania parkietu i obejrzał się. Obok niego siedziała kobieta mniej więcej trzydziestoletnia i Sebastian z miejsca rozpoznał ją jako stałą bywalczynię meczów, głównie koszykarskich.
- Marnują sytuację za sytuacją - odpowiedział notując kolejną udaną zbiórkę Barańskiej z Lecha. Określenie tej kobiety było dość adekwatne, jednak jemu, będącemu służbowo, nie wypadało używać zbyt swobodnego języka.

Mecz dobiegał końca i Sebastian ani się spostrzegł, a przegadał większość czasu z nowo poznaną osobą. Miała na imię Maria, miała trzydzieści trzy lata i była mężatką, ale niezbyt szczęśliwą. Jakoś niezauważalnie przeszli na 'ty', Sebastian nawet nie zorientował się kiedy i kto zaczął.
- To co, Sebastian, może pójdziemy na jakąś kawę? Ja mieszkam na Piątkowie, a ty?
- Na Marcelinie ale wybacz, nie dzisiaj. Muszę lecieć do redakcji, a jeszcze wcześniej wyhaczyć Beatę Krupską na kilka słów komentarza do meczu, a zanim się dopcham do koszykarek, minie kilkanaście minut. Może następnym razem?
Maria wykonała ręką dość wieloznaczny gest i zupełnie nagle zdematerializowała się. Sebastian nie miał ani czasu ani ochoty jej szukać, chował notatki i ołówek by ruszyć w stronę rzedniejącego tłumu przy wyjściu.
- Sebastian, tu masz Beatę - usłyszał za sobą, odwrócił się i ujrzał Marię prowadzącą koszykarkę w jego kierunku. Z mowy ciała wynikało, że obie nie są sobie obce, ale nie mógł usłyszeć o czym ze sobą rozmawiają.
- To ja ci oddaję Beatę i będę na ciebie czekała przy wyjściu - powiedziała Maria i zniknęła w drzwiach wyjściowych.

Sebastian odprowadził Marię na przystanek autobusu i sam ruszył na tramwaj, który zawiózłby go do redakcji. Bab mi się zachciało - klął na siebie w myślach. Był już spóźniony o dobre dwadzieścia minut i czekając na tramwaj zaczął układać w głowie tekst. Dopiero teraz przypomniał sobie o chłopcach i rozejrzał się za jakąś budką telefoniczną i przypomniał sobie że na Kaponierze są one w przejściu podziemnym. W tej samej chwili na horyzoncie pojawił się tramwaj i zrezygnował z dzwonienia, odkładając to na później. Tramwajem okazała się szczęśliwie trzynastka i Sebastian wsiadł do prawie pustego wagonu i zatopił się w pracy umysłowej.

- Sebastian, Zygmunt cię poszukuje - powiedziała mu redaktorka dyżurna, kiedy tylko zobaczyła go w drzwiach. - Masz od razu do niego zadzwonić. Prawdopodobnie coś pilnego.
- Nie mówił co to ma być?
- Nie, powiedział, że wszystko sam ci wyjaśni.
Zdenerwowany Sebastian chwycił za telefon i wybrał numer Zygmunta.
- Dobrze, że dzwonisz, jest mały problem. Paruszewski nie może jutro przyjść do redakcji i bardzo prosiłbym cię o zamakietowanie kolumny sportowej.
Szlag by to... - zaklął pod nosem Sebastian. O makietowaniu, czyli komponowaniu strony nie miał większego pojęcia, kilka razy przyglądał się, jak to robią inni, ale nie należało to do jego obowiązków.
- Zygmunt, ja nie potrafię, pokazałeś mi kiedyś? - bronił się jak mógł.
- Miałeś kiedyś gazetę w ręku? To sobie poradzisz, najlepiej weź numer z zeszłego poniedziałku i zrób podobnie. Pamiętaj o depeszach, tabele wchodzą na dół a resztę zrobisz według własnego uznania. Dwa teksty nonparelem, reszta petitem. Jutro się po prostu wleje tekst.
Sebastian popatrzył na zegarek. Była ósma. Pół godziny na relację, cholera wie, ile zajmie makietowanie... Poszedł do kanciapy, przygotował sobie kubek kawy i w pośpiechu zabrał się do pracy.

Gdy odkładał makietę strony na biurko metrampaża, było już dobrze po jedenastej. Dopiero teraz przypomniał sobie o telefonie do chłopaków. Czy wypada dzwonić o tej godzinie? Pewnie już są w łóżkach i daj Boże by każdy był w swym własnym. Długo walczył z pokusą, aż w końcu zdecydowanie odwrócił się od telefonu, wyszedł z newsroomu i skierował się ku szatni. Przy odrobinie szczęścia za piętnaście minut będzie w domu, który co prawda znajdował się na tej samej ulicy co redakcja, ale prawie na jej drugim końcu. Wyszedł na zewnątrz i odruchowo otulił się jeszcze bardziej kurtką. Lutowy wiatr sprzysiągł się przeciwko niemu a dodatkowo w twarz zacinała nieprzyjemna mżawka. Przeklinał w myślach Marię, Zygmunta, Hurwicza i kogo tylko dało się obciążyć tą sytuacją. Na wysokości szpitala klinicznego zauważył idącą w jego kierunku grupę młodych mężczyzn. Ulica była opustoszała, źle oświetlona a samochody przejeżdżały rzadko - najgorsza sytuacja, jaką można sobie wyobrazić. Zdenerwowany skręcił w Przybyszewskiego i z ukosa obserwował mężczyzn, którzy klnąc i lekko zataczając się szli dalej Grunwaldzką.

Gdy wchodził do domu, jego zegarek wskazywał kwadrans po północy. Światła były wygaszone i po ryku hali sportowej, stukocie maszyn do pisania i szeleście deszczu uderzającego w ortalionowy kaptur, korytarz koił ciszą, z lekka tylko przerywaną tykaniem zegara. Rozebrał się i wstawił wodę na herbatę. Był tak zmęczony, że walczył z zamykającymi się powiekami. Nieprzespana noc, wycieczka, nerwy w redakcji, zmartwienie o chłopców, wszystko to teraz mściło się w komplecie a poszczególne czynniki walczyły o pierwszeństwo. Wypiwszy herbatę opłukał szklankę i zdecydował się, że zobaczy, czy wszystko w porządku w pokoju u chłopców i przy okazji skorzysta z toalety. Ponieważ było już późno, postanowił nie palić światła, aby ich nie budzić - tylko zajrzy do pokoju i się wycofa. Zanurzył się w ciemności wąskiego, kiszkowatego hallu, dostrzegł zarys konturu drzwi, po czym wymacał klamkę i pchnął ją do środka. Poczuł nagłe uderzenie w głowę.

Gdy otworzył oczy, zaatakowała je jasność. Nad nim stało czterech chłopców. Pewnie anioły, a ja znalazłem się w niebie w wersji dla homoseksualistów - pomyślał obserwując zasunięte mgłą postacie i usiłując rozpoznać twarze. Wtem jeden z aniołów, ten stojący najbliżej i najniższy uszczypnął go w ucho. - To chyba jakiś diabełek - pomyślał i zorientował się że ta czwórka cherubinów jest mu doskonale znana.
- Nie ruszaj się - powiedział donośny, męski głos, w którym od razu rozpoznał Hurwicza. A ta menda co tu robi?
- Co się stało? - zapytał słabym głosem.
- A nic - odpowiedział Mietek. Sebastian dopiero w tym momencie odczuł zimno atakujące całe jego ciało. Sprawdził palcami. Był mokry.
- Myślę, że na to mogą odpowiedzieć tylko Mietek i Maciej - powiedział.
Ani Mietek ani Maciej nie śpieszyli się z wyjaśnieniami. Hurwicz popatrzył Sebastianowi w oczy, zbadał tętno.
- Janek i Miłosz do łóżka. Sebastian już doszedł do siebie, nic mu nie będzie, chwilowe zamroczenie. Popilnujcie go, za jakieś dziesięć minut do was przyjdę - powiedział Hurwicz i wyszedł z pokoju.
Obaj chłopcy stali nad Sebastianem ze spuszczonymi głowami.
- Nie gniewasz się? - zapytał Mietek.
- Jak się dowiem kto mi dał w czerep i dlaczego, zastanowię się. Natomiast chciałbym wiedzieć, co się stało.
- Zastawiliśmy pułapkę. Taką, żeby ten, który wchodzi do pokoju bez naszej zgody miał dostać automatycznie w łeb. I zdaje się, że zadziałała.
- Niezwykle skutecznie - zapewnił go Sebastian i, mimo osłabienia, dostał nagłego napadu śmiechu.
- Co ci tak wesoło? - wystraszył się Maciej. - Iść po doktora?
- Nie... I pomyśleć, że ja sam jestem temu winien. Po pierwsze nastraszyłem was Hurwiczem.
- Nie ale o tym opowiem później - powiedział Mietek.
- Mów teraz - poprosił Sebastian.
- Nie chcę rzucać oskarżeń ale mam wrażenie, że podglądał mnie w wannie. Jak wiesz, drzwi do łazienki się nie zamykają na zamek, bo nie mogliśmy kupić odpowiedniego z Tadzikiem. Więc jak ja się kąpałem, ktoś uchylił drzwi a później je zamknął. Maciej nie, chłopaków też nie podejrzewam...
- A więc jednak - powiedział Sebastian. - Ale widzisz, mogłem zadzwonić do was i pewnie byście mnie poinformowali o tej pułapce albo ja bym was od niej odwiódł jakoś. W sumie, jakby tak popatrzeć, trochę zawiniłem. I absolutnie się na was nie gniewam. Ale Mietek, obiecuję ci, że wcześniej czy później ci to oddam. Zgoda?
- Zgoda. I śpisz w naszym pokoju. Ktoś cię musi pilnować...
- Ja was czy wy mnie?
- A czy to nie wszystko jedno?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 23:08, 14 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kojot62
Debiutant



Dołączył: 06 Lip 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 21:28, 14 Sty 2015    Temat postu:

Konto na forum założyłem już jakiś czas temu, przeczytałem wszystkie Twoje opowiadania i jesteś jednym z moich ulubionych autorówSmile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 22:57, 14 Sty 2015    Temat postu:

Czytając końcowy fragment opisujący dochodzenie Sebastiana do siebie poczułem się jak bym to ja dostał w czerep.
Kto, komu i co ma wyjaśnić, nie ogarniam.
Chyba wkradł się jakiś chochlik (szczegóły na PW), bo wyszło mi, że Mietek z Sebastianem mają udzielić wyjasnień Sebastianowi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 23:03, 14 Sty 2015    Temat postu:

Poprawione. Oczywiście znów pomyliłem imiona. Pisząc nie myślę o postaciach z imienia, ja je po prostu widzę i czasem mylę w ferworze walki. Tak samo, niestety, mam w życiu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 23:11, 14 Sty 2015    Temat postu:

homowy seksualista napisał:


@Zibi
Zawsze będzie się różnić. Nie znam naprawdę wiernego opisu, choć spotykałem już książki portretujące osoby, które znałem bądź znam osobiście.



Dlatego twierdzę, że nie jesteś Sebastianem, bo musiałbyś wiernie opisywać siebie i swoje uczucia, a jedynie wzorcem z którego czerpiesz inspiracje (np.: znajomość języków, tłumaczenia, redaktor) do tworzenia postaci Sebastiana.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Nie 0:32, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3170
Przeczytał: 88 tematów

Pomógł: 72 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 19:30, 15 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (109)

- Żyje - powiedział ktoś wyraźnym szeptem.
- Spróbowałby nie... Ktoś musi zrobić śniadanie - odpowiedział ktoś półgłosem.
- A jak będzie się czuł słabo?
- To zaczniemy od obiadu...
Sebastian otworzył oczy i ujrzał nad sobą zatroskanych Mietka i Macieja. Wodził chwilę oczyma w poszukiwaniu zegara, w końcu wypatrzył czerwone cyfry radiobudzika, jednak na tyle zamazane, że nie był w stanie odczytać ich poprawnie. Chwilę później zauważył, że obaj wyglądali na zmartwionych. Powoli zaczęły docierać do niego obrazy z poprzedniego wieczora, tępe uderzenie w tył głowy a później dopiero to co się stało potem. Kontrolnie ruszył głową. Zabolało, ale z miejsca przywołało go do rzeczywistości.
- Cześć chłopaki - uśmiechnął się, ale wypadło to dość blado. - Wszystko w porządku?
- Już tak - zapewnił go Mietek. - Baliśmy się, że nie wstaniesz. Nawet widać ci tego guza...
- Hurwicze wstały? - Sebastian uznał za stosowne przemilczeć temat własnego samopoczucia. - A w ogóle która jest godzina?
- Dziesięć po dziewiątej - odpowiedział Maciej. - Łazili do kibla, to znaczy, że chyba wstali. Ale trzeba by zrobić śniadanie a my nie mamy pojęcia co. Nie musisz wstawać, tylko powiedz nam co zrobić.
- Najchętniej podałbym im sałatkę z cyjankiem albo jakiś podobny specjał ale obawiam się, że nic takiego nie mamy - Sebastian wiedział, że to mało pedagogiczne, ale przestał przed nimi ukrywać swoje uczucia w stosunku do Hurwicza. Jego synowie byli mu najzwyczajniej obojętni, choć w głębi duszy współczuł im takiego ojca. Równocześnie był wdzięczny Maciejowi i Mietkowi, że zrobili ze swego pokoju strefę zakazaną. - Ugotujcie jajka na miękko, jest jakiś twarożek,zagrzejcie po dwie parówki na łebka. Mnie nie liczcie, wystarczy mi kawa, zjem później.

Gdy Hurwicz pojawił się w kuchni, Sebastian mimowolnie najeżył się a wymianę grzeczności ograniczył do minimum. Jego największym pragnieniem było, by doktor zabrał swój przychówek i wyniósł się z domu na zawsze. Zresztą z tego co zaobserwował wynikało, że i chłopcy nie będą mieli większej ochoty na kontynuowanie tej znajomości. Jeśli istniały jakieś kontakty wykraczające poza standardowe to tylko między Mietkiem a Jankiem i polegające wyłącznie na rozmowie. Żadnych prób wspólnej pracy, zabawy, nic.
- I jak panie Sebastianie, lepiej się pan czuje? - zagadnął Hurwicz.
- Da się wytrzymać - zbył uwagę choć przez chwilę zastanawiał się, czy nie odpowiedzieć ostrzej, jednak obecność wszystkich czterech chłopców szybko ostudziła jego chęć riposty. Przez cały posiłek unikano tematu poprzedniego wieczora, zastanawiając się, na co przeznaczyć ostatnie godziny pobytu w Poznaniu.
- Proponuję palmiarnię - zasugerował Sebastian. - Niedaleko no i można trochę pooddychać zielenią, przyda się, zwłaszcza w lutym.
- Później biorę was na obiad by zwolnić pana Sebastiana z siedzenia cały dzień w kuchni.
Sebastian pomyślał, że z chęcią wepchnąłby cały ten obiad w gardło Hurwicza ale dziś było mu to wyjątkowo na rękę. Nie czuł się za dobrze a popołudnie i wieczór musiał przeznaczyć na pisanie. I tak będzie musiał pojechać do redakcji, bo kiedyś trzeba będzie wyklepać te teksty na maszynie. Poza tym żarli za jego pieniądze, głupotą byłoby nie przyjąć rewanżu.

- Panie Sebastianie, naprawdę radziłbym panu zrobić to prześwietlenie - powiedział Hurwicz, kiedy po wycieczce do palmiarni siedzieli w restauracji. Chłopcy dzielili jeden czteroosobowy stolik, Sebastian z Hurwiczem siedzieli przy sąsiednim. - No i nic nie chcę mówić ale to co się stało wczoraj...
W Sebastiana wstąpił nowy duch. Od rana czekał kiedy ten temat się pojawi i oto nadeszła jego chwila. Wolałby aby nastąpiło to w domowym zaciszu, ale na to nie miał wpływu.
- Panie Stanisławie - odparł. - Obaj wiemy dlaczego tak się stało. Nie zamierzam tu bawić się w jakiegoś moralizatora, pouczać pana, prawić kazań bo wydawało mi się, że pięćdziesięcioletni facet powinien być mądrzejszy od dwa razy młodszego. Chłopcy po prostu bronili się i zrobili to najlepiej jak tylko potrafili. Że wyszło jak wyszło - nie pan będzie ich z tego rozliczał. Zresztą... Moim zdaniem otrzymał pan najniższy wymiar kary za to i pan sam wie, o czym mówię. Nie chodzi mi tu o jakieś sprawy prawne, natomiast niech się pan cieszy, że nie dowiedzieli się o tym pańscy synowie. Ja nie zamierzam ich o tym informować a pan zrobi jak pan będzie uważał.
Hurwicz milczał długi czas, przesadnie zajęty krojeniem kaczki po wielkopolsku. Sebastian zastanawiał się w tym czasie czy nastąpi kontratak. Zbyt mało wiedział o tym człowieku, by przewidzieć jego następny ruch.
- Panie Sebastianie, jesteśmy obaj dorośli i na swój sposób odpowiedzialni. Zapewniam pana, że nic nie nastąpiło miedzy mną a Mietkiem.
- Nie musi mnie pan zapewniać, mam z nim na tyle dobry kontakt, że gdyby coś nastąpiło, poinformowałby mnie od razu - powiedział Sebastian, nie oszczędzając sobie jadowitości w głosie.
- Jednocześnie doceniam pana dyskrecję. Wiem, że wygłupiłem się trochę i pewne sytuacje nie powinny zaistnieć. Muszę pana przeprosić.
- Mnie? - zapytał Sebastian na tyle głośno, że ściągnął natychmiastową uwagę sąsiednich stolików. - To nie mnie należy przepraszać - powiedział już ciszej. - Mietek, mimo pozornej gruboskórności jest wyjątkowo wrażliwym dzieckiem i przeżył to na swój sposób. A pan po prostu powinien się wtedy opanować, takie jest moje zdanie. Nie mam kompletnie nic do pana orientacji seksualnej, jakakolwiek by była, ale do sposobu w jaki pan podchodzi do człowieka, młodego człowieka, który panu zaufał.
- Formalnie nie był moim pacjentem - bronił się Hurwicz.
- Panie Stanisławie, nie jesteśmy w sejmie ani na sali sądowej, rozpatrujemy sprawę tylko w kategoriach moralnych. A tu, niestety, wypada to nader kiepsko dla pana. Mam tylko nadzieję, że Mietek puści to wszystko w niepamięć.
Hurwicz popatrzył na Sebastiana mętnym wzrokiem.
- Pan mnie nie zrozumie źle, nie to, żebym się tłumaczył, ale chcę, żeby pan coś wiedział. Mogę?
- Ależ proszę bardzo - przyzwolił Sebastian, któremu już minął pierwszy gniew. Hurwicz mówił długo, opowiadając historię swojego życia. Mieli sporo czasu, kelnerzy wyjątkowo ślimaczyli się z podawaniem posiłków, co działało na ich korzyść.
- Nie wiem czy współczuć czy zazdrościć, bo w sumie miał pan bardzo ciekawe życie - powiedział Sebastian, gdy doktor skończył opowieść. Powiedzmy, że rozumiem teraz pana o wiele lepiej, co nie zmienia mojej oceny tego co pan zrobił.
- Wie pan, czasem przychodzi mi ochota na jakiegoś młodego chłopaka. Ale nigdy, przysięgam, nigdy nie wykorzystałem zależności służbowej a sam pan wie, że bym mógł. Zresztą domyśla się pan, że wielu lekarzy to robi. Mógłbym panu długo opowiadać jak...
- A ja bym z chęcią posłuchał - odpowiedział Sebastian, któremu powoli przechodziła złość. Zdążył już przesunąć Hurwicza z kategorii skurwysynów do moralnie niejednoznacznych, szkoda że dopiero trzeciego dnia. Poza tym jakby nie było on też ma bardzo młodego chłopaka, tyle, że zdobytego w grze fair, w sytuacji jeden na jeden, bez wykorzystywania chwili słabości czy zależności - i w tym czuł się od Hurwicza lepszy.
- To jak przyjedziecie do Cieplic, bo kiedyś to nastąpi. My się już powoli musimy zbierać.
Sebastian, który miał niezły widok na stół dzieciaków zauważył, że cała czwórka z uwagą i zdziwieniem obserwowała ich rosnącą komitywę. - Trzeba się będzie gęsto tłumaczyć - pomyślał Sebastian.

Następny tydzień minął mu na intensywnej pracy. W środę na koszykówce spotkał znów Marię i, ku swemu zdumieniu odkrył, że przebywanie z nią zaczyna mu dawać sporą przyjemność. Zawsze mieli o czym rozmawiać, od naturalnej w ich przypadku koszykówki przeszli do innych sportów a później do spraw pozasportowych. Sebastian nie miał obycia w kontaktach z kobietami i trudno było mu wyczuć, na ile jest to relacja koleżeńska, a na ile zwykły podryw. Nie było co prawda mizdrzenia się i maślanych oczu, Maria była kobietą bezpośrednią i nie dostrzegł w jej zachowaniu niczego, co by mogło go zaniepokoić.
- Spotkamy się jeszcze w tym tygodniu? - zapytała pod koniec spotkania w kawiarni. - Ale nie na meczu, bo wszystkie zespoły grają na wyjazdach.
Sebastian wiedział że wcześniej czy później będzie musiał ją zaprosić, w przeciwieństwie do niej nie miał męża z którym się rozwodzi, więc sytuacja była o wiele bardziej klarowna.
- Czemu nie? Wpadnij w piętek wieczór.
- A te twoje brygady tygrysa nie będą miały nic przeciw?
- Jeszcze nie wiem. Najwyżej się ich spacyfikuje. Ale musisz bardzo na nich uważać... - to mówiąc zaprezentował guza, który jeszcze zupełnie nie zniknął.

Gdy wrócił do domu, obaj chłopcy czekali na niego w drzwiach i po ich minie widział, że coś się stało.
- Sebastian, przyszła jakaś paczka do ciebie - poinformował go Mietek. - Nie tyka, ale na wszelki wypadek jest w garażu.
- A skąd?
- Stemple są zamazane, trudno odczytać.
Wszyscy trzej stali przed sporych rozmiarów paczką adresowaną na jego nazwisko i niezawierającą adresu nadawcy.
- Mietek, bądź tak dobry i odpakuj to, znając siebie coś jeszcze uszkodzę.
Podniósł paczkę do góry i potrząsnął nią. Coś zaklekotało w środku, jednak dźwięk był nie do rozszyfrowania.
W środku była używana maszyna do pisania z kartką od Hurwicza. 'Aby już nie musiał pan zostawiać swoich podopiecznych samych w domu. Łączę wyrazy szacunku. Staszek Hurwicz'.
- Powinien się odwdzięczyć Mietkowi a nie mnie - powiedział Sebastian, choć nieoczekiwany prezent uradował go jak rzadko co. Tak na dobrą sprawę powinien go odesłać z powrotem ale w jego sytuacji maszyna była zbyt cenna aby tak po prostu się jej pozbyć. Zastanawiał się czy jest to rodzaj łapówki czy raczej dowodu wdzięczności, że sprawie ukręcono łeb w najlepszym momencie. Cokolwiek by to było, uważał, że mu się należy. Podzielił się swymi wątpliwościami z chłopcami.
- Byłbyś głupi, gdybyś odesłał - wypalił Mietek. - A dasz nam też popisać?
- Pewnie - powiedział Sebastian. - Ale mam jeszcze jeden dylemat, o wiele ważniejszy i wymagający waszej aprobaty.
Obaj chłopcy popatrzyli na niego z ciekawością a Sebastian zrobił celową przerwę, podsycając napięcie.
- Otóż, chciałbym zaprosić tu moją koleżankę. Mam nadzieję, że się zgodzicie.
- A ruchu-ruchu będzie? - zapytał Mietek przybierając minę największego niewiniątka świata.
- Mam nadzieję, że nie - odpowiedział Sebastian starając się nadać swej wypowiedzi żartobliwy posmak. - To żaden romans, zwykła koleżanka.
- Gdyby to była zwykła koleżanka, nie robiłbyś takich wstępów - powiedział Mietek. - Sebastian się zakochał.
- Podejrzewam, że to działa w drugą stronę - wyprowadził go z błędu Sebastian.
- Bo Sebastian kocha tylko nas, prawda? Nie damy cię Seba żadnemu babsztylowi - powiedział z zacięciem w głosie Mietek. - Masz być z nami - po czym podszedł do Sebastiana i objął go za plecy.
Sebastian mógł się założyć, że zabrzmiało to złowieszczo.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 20:43, 15 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 25 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin