|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 19:53, 16 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (110) |
|
|
Deszcz zacinał a temperatura spadła prawie do zera gdy Sebastian stał przed biurem Orbisu na Świętym Marcinie. Zmiana ustroju była widoczna i tutaj, Bułgarie, Rumunie i inne Budapeszty zostały wyparte przez Paryż, Londyn, Rzym. Jednak nie dla egzotyki tu przyszedł. Z miejsca odrzucił Egipt i Tunezję. Interesujący go zakątek Europy nie był specjalnie atrakcyjny turystycznie więc nie mógł liczyć, że dostanie się tam tanio i bez problemów. Tu trzeba użyć jakiegoś innego klucza - pomyślał. Jego uwagę przykuła trzydniowa autokarowa wycieczka do Paryża. Nie miał przy sobie żadnego atlasu więc, nie zważając na zacinający coraz bardziej deszcz próbował zrekonstruować trasę autokaru. Na pewno Berlin, później Helmstedt, Hanower... Dalej nie wystarczyło znajomości geografii toteż wszedł do środka.
- Byłbym zainteresowany tą wycieczką do Paryża - oznajmił przy okienku, po odstaniu swego w kilkunastominutowej kolejce.
- Piętnaście tysięcy złotych i trzydzieści dolarów - odpowiedziała niecierpliwie panienka z drugiej strony.
- To wiem z plakatu. Chodzi mi raczej o trasę autokaru - powiedział Sebastian. - I formalności paszportowe.
- Paszport załatwiamy za dopłatą, wizy również. - Łącznie osiemnaście tysięcy. Co do trasy autokaru, Berlin, Halle, Frankfurt nad Menem i Metz. Przy czym możliwe są odstępstwa, zależy kiedy pan pojedzie.
- Do kiedy ważna ta oferta?
- Do maja ale jest bardzo popularna i powinien się pan pośpieszyć.
Sebastian zanotował dane w swym notesie prasowym, podziękował i opuścił biuro. Prowizja za załatwienie paszportu i wiz była czystym zdzierstwem, ale nie chciał polemizować z księżniczką z Orbisu, i tak by nic nie wskórał. Coraz głośniej mówiło się, że będzie można mieć paszport w domu, ale na razie rząd nie śpieszył się z wydaniem odpowiedniego rozporządzenia, za co miał do Tadeusza Mazowieckiego ogromny żal. Zapowiedź uwolnienia paszportów lokalni anarchiści przyjęli demonstracją pod hasłem 'Nie chodzi o to, by mieć paszport w domu, ale by go mieć w dupie'. Sebastian wątpił, czy doczeka tych szczęśliwych czasów, kiedy będzie można wszędzie jeździć z dowodem osobistym. Jego ulubiona Solidarność, zamiast wprowadzać wolność, wzięła się już za ograniczenia.
- Mogę ci pożyczyć piętnaście tysięcy, ale to jest naprawdę idiotyzm - odpowiedział Zygmunt, kiedy Sebastian przedstawił mu swój plan. - Ty chyba dostałeś jakiejś obsesji na punkcie tego Norberta.
- Nie... Ja się po prostu boję, że to się wszystko jakoś głupio skończy - odpowiedział Sebastian. - Dopóki nie zobaczę go albo nie dowiem się co się naprawdę stało, nie dam sobie spokoju.
Zygmunt odłożył na bok makietę jutrzejszego wydania i sięgnął po papierosa.
- Postawił ci ktoś jakieś zarzuty? Zrobiłeś cokolwiek, co teraz by ci krępowało życie? Nie, prawda? Więc o to ci chodzi? Olej to i po prostu rób swoje.
Sebastian obawiał się, że to wcale nie jest takie proste. Przypomniał sobie niejednoznaczne uwagi tego policjanta z Łodzi, jak on się nazywał? Karol Kossowski, swoją reakcję, kiedy dowiedział się, że znów znaleziono jakiegoś truposza w lasach pod Łodzią.
- Zygmunt, ja nie chcę żyć w wiecznym strachu, zrozum mnie. Ta sprawa paraliżuje mi całe życie, czasem budzę się w środku nocy i zastanawiam się, co się stało. Pozwól mi to jakoś dokończyć.
Zygmunt zgasił końcówkę w popielniczce, wstał, przeciągnął się i podszedł w stronę okna a następnie uchylił lufcik.
- Za dużo tu kurzymy... Sebastian, ja cię naprawdę rozumiem, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, trudno mi sobie to wszystko wyobrazić. A jak się mylicie z tym swoim kuzynem? Jeśli to nie był Norbert? Utkniesz w tym Offenbachu na trzy dni i co zamierzasz robić? Spać na ulicy? A ci twoi podopieczni?
Sebastian akurat te kwestie miał opracowane i mógł odpowiedzieć.
- Dzieciaki pojadą na trzy dni do Kamiennej Góry, z tym nie ma problemów, ustaliłem z matką Mietka, że w razie czego ona ich przejmie. Poza tym mieszkali już sami, na razie jest spokój z tamtym melejem, tu nie ma problemów. A jak go nie znajdę? W sobotę będzie można iść na tamtejszą policję, może dowiem się czegoś konkretnego. Zawsze mogę posłużyć się legitymacją prasową, nawet nasza jest w dwóch językach.
Zygmunt powstrzymał jego wypowiedź jednym ruchem dłoni i Sebastian widział, że wpadł na jakiś pomysł. Zamilkł i sięgnął po papierosa, niecierpliwie czekając na odpowiedź.
- Na upartego taki wyjazd da się zorganizować przez naszą redakcję, nie musisz przepłacać tym zdziercom z Orbisu. Tyle, że jego załatwienie potrwa co najmniej miesiąc. Powiedzmy, że ci w tym pomogę, bo faktycznie widzę, że cię to męczy. Ale naprawdę zastanów się, czy to jest konieczne. Na razie pracuj a ja będę informował cię na bieżąco, co się dzieje.
Wracając do domu Sebastian zastanawiał się, czy Maciej zdążył już wrócić ze szkoły muzycznej. Było jeszcze sporo do zrobienia a Maria zapowiedziała się na siódmą. Idąc zastanawiał się nad menu na ten uroczysty wieczór. To musiało być coś ekstra. Podczas jakiegoś wyjazdu do Holandii nauczył się robić lazanię, potrawę może dość skomplikowaną w przygotowaniu, za to bardzo smaczną, jeśli była odpowiednio przyrządzona. Wszedł do samu na Grochowskiej i odstawszy swoje w kolejce kupił wszystko co potrzebne. Przygotowanie zajmie mu jakieś dwie godziny, bo płaty makaronowe trzeba było zrobić od zera, ale liczył na to, że chłopcy mu pomogą, przynajmniej w takich podstawowych czynnościach jak przygotowanie warzyw, starcie sera i tak dalej. Ostatnio, co zauważył z pewną satysfakcją, coraz częściej zaczęli udzielać się w pracach domowych. Owszem, będzie trochę wygłupiania się i błazenady, z Mietkiem nie da się inaczej, ale koniec końców zrobią to co trzeba. Zapłacił za zakupy, spakował je i, dalej walcząc z zacinającym deszczem, przyśpieszył krok w kierunku domu.
Buty i kurtki rzucone niedbale w hallu świadczyły, że obaj chłopcy są już w domu. Sebastian powygaszał niepotrzebnie palące się światła, zanotował w pamięci, że trzeba będzie ich za to objechać i wszedł do kuchni. Była pusta a znikąd nie dochodził żaden dźwięk wskazujący na obecność jego podopiecznych. Rozpakował torby z zakupami i podszedł sprawdzić, czy Mietek i Maciej nie są u siebie w pokoju. Zwykle wszędzie było ich pełno...
- Zdobyłem cię.
- Dobra ale puść mi siusiaka, albo przesuń się trochę...
- Te dwa są moje i nie odpuszczę - szept Mietka był słyszalny przez uchylone drzwi. Po czym szept zmienił się w miarowe sapanie.
Sebastian poczuł uderzającą falę krwi do głowy. Co prawda nie interesował go ich seks, nie wnikał w to co robią, chyba że sami mówili coś na ten temat, jednak teraz czuł się co najmniej dziwnie. Podniecenie walczyło z zazdrością, chęcią spełnienia i kilkoma odcieniami innych uczuć. Z chęcią posłuchałby do końca. Z najwyższym trudem wycofał się i na palcach wrócił do kuchni. Byłby ostatnią świnią, taką jak Hurwicz... Ale gdzieś tłamsiła go zazdrość, to, że oni mogą tak blisko być ze sobą. Zazdrość? Nawet nie to. Może jakieś wewnętrzne niespełnienie. Mietek nie był w jego typie, Maciej tak ale już dawno doszedł ze sobą do porozumienia, że to dla niego temat tabu. Niech się bawią, tyle ich... - westchnął i zapalił papierosa, pogrążając się we wcale niewesołych myślach.
- O wrócił Romeo - usłyszał za swymi plecami. - Ta twoja Julia o której się zjawia? - zapytał Mietek.
- Obawiam się że za czterdzieści pięć minut a kolacja jest w proszku. Pomożecie przynajmniej chwilę?
- Jak już trzeba... - Mietek nie był zachwycony perspektywą skrobania marchewki. Jeszcze obaj nie doszli do siebie i byli spoceni, a ich twarze lśniły w słabym świetle lampy kuchennej.
- Ale proponowałbym, byście najpierw wykąpali się - powiedział puszczając oczko do Mietka. Zresztą żaden z nich nie ukrywał wzwodu w spodniach, jakoś przyjęło się, że Sebastian wie i akceptuje. Gdyby w tej chwili ich zapytał, co robili w pokoju, odpowiedzieliby mu bez skrępowania.
Wieczór zaczął się całkiem sympatycznie, Maria złapała kontakt z chłopcami i Sebastian mógł zostawić ich w pokoju aby wykończyć lazanię. Najgorsze miał już za sobą, teraz wystarczyło tylko ułożyć to odpowiednio na blachę i wsadzić do piekarnika, który właśnie się nagrzewał. Z pokoju dochodziły najpierw dźwięki pianina a później gwar rozmowy. Sebastian był ciekaw o czym rozmawiają, toteż porzucił na chwilę gotowanie i stanął przy drzwiach, sam jednocześnie nie pokazując się w salonie.
- Bo to bardzo zły człowiek, powinna pani o tym wiedzieć już od początku - usłyszał głos Mietka, jakby przepełniony trwogą.
- Zły to mało powiedziane - potwierdził smutno Maciej. - To prawdziwy potwór. Ja już mam dość codziennej obowiązkowej gimnastyki o w pół do piątej rano i do tego na dworze. Teraz jest zima.
- A ja przywiązywania łańcuchem do kaloryfera. Pani wie, że jeśli nie chcemy obierać ziemniaków to on nas przywiązuje? Ja mogę pani nawet pokazać ten łańcuch...
- Nie trzeba - odpowiedziała Maria. - A rozmawialiście już z kimś na ten temat?
- Tak, ale nikt nam nie wierzy... - ton Mietka był tak smutny, że Sebastian wystraszył się, że za chwilę zacznie płakać.
- I jak pani pójdzie, będziemy musieli czyścić łazienkę szczoteczką do zębów - dodał Mietek.
Chyba jednak tak - pomyślał Sebastian. Jeszcze teraz w uszach dźwięczały mu słowa Mietka 'nie damy cię żadnemu babsztylowi'... Przyszedł czas na przekucie teorii w praktykę. Zastanowił się chwilę, wykończył lazanię finezyjną kompozycją z pomidorów, wstawił do piekarnika, po czym przeżegnał się w myślach i, specjalnie robiąc trochę hałasu, wszedł do salonu. Maria obrzuciła go zaniepokojonym spojrzeniem, Mietek i Maciej siedzieli i wyglądali na przybitych, nie racząc nawet spojrzeć w jego kierunku.
- Mietek, mam do ciebie małą prośbę.
- Tak? - odpowiedział niechętnie.
- Możesz w końcu uprzątnąć te damskie majtki z kredensu? A przede wszystkim te butelki?
- Jakie damskie majtki? - zapytał zaskoczony Mietek.
- Jak to jakie? I ty się jeszcze pytasz? Po tamtej imprezie w zeszłym tygodniu... Co wszedłem do kuchni i zastałem was prawie nagich.
Mietek i Maciej patrzyli na Sebastiana przerażeni.
- Chyba rzeczywiście trzeba będzie was przywiązać do kaloryfera...
Maria zaczęła się śmiać pierwsza, potem Mietek, Maciej wystartował z nieco opóźnionym zapłonem.
- Coś się przypala chyba - zauważyła Maria, pociągając nosem. - W tym domu stanie się kiedyś rzeczywiście jakieś nieszczęście.
Lazanię na szczęście udało się uratować a wieczór zakończył się wielkim sukcesem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 23:55, 16 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 19:25, 17 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (111) |
|
|
- To trzymajcie się, uważajcie na siebie i zobaczymy się za półtora tygodnia. A tu jeszcze ktoś chce z tobą rozmawiać - zakończyła pogodnym głosem Marta.
Maciej usłyszał jakieś szepty, trzaski i po chwili usłyszał w słuchawce głos Melanii.
- Cześć, Maćku. Jak tam?
Na tak postawione pytanie zupełnie nie był w stanie odpowiedzieć a wątpił, by cokolwiek z tego, co zaprzątało jego głowę, interesowało Melanię. Z reguły unikał tak zwanych rozmów o niczym, tu jednak nie wypadało tak po prostu odłożyć słuchawki.
- Po staremu - odrzekł nieśmiało. - Mietek szaleje, Sebastian udaje, że rządzi...
- Ten Sebastian to jakiś w porządku facet?
- Poznasz to ocenisz sama - odpowiedział. - O Sebastianie nie da się powiedzieć tak po prostu. To człowiek, który wymyka się wszelkim klasyfikacjom, jeśli wiesz, o czym mówię.
- To już tylko dziewięć dni - głos Melanii ożywił się, przechodząc w prawie euforyczny. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię zobaczę, Weźmiesz mnie w jakieś ciekawe miejsce?
Maciej nie miał pojęcia czym dla dziewczyny może być ciekawe miejsce. Jakiś ładny park? To nie o tej porze, wiosna dopiero pokazywała swoje mleczne zęby. O co jej może chodzić? Trzeba będzie to koniecznie skonsultować z Sebastianem. A nawet nie z Sebastianem a Marią, przecież ona kiedyś też miała czternaście lat i powinna wiedzieć.
- Obiecuję - powiedział lekkomyślnie. - Też się cieszę, że się zobaczymy.
- A ja będę miała dla ciebie niespodziankę - zapewniła go. - Mam nadzieję, że się ucieszysz.
Maciej wolałby, by powiedziała otwartym tekstem, ale takie rzeczy to nie z Melanią. W przeciwieństwie do brata kochała tajemnice, niejasności, zagadkowe słowa. I to w niej lubił, toteż niespecjalnie naciskał. Zwłaszcza że do tej pory niespodzianki Melanii były zawsze bardzo miłe, a opaska na głowę stała się jego znakiem firmowym a nawet wyznacznikiem pewnej mody, bo kilka osób z jego szkoły zaczęło nosić podobne.
- Daj mi buziaka na pożegnanie - poprosiła Melania.
Myśl, że ma całować słuchawkę wydawała mu się nieco dziwna, ale usłużnie spełnił prośbę.
- Coś anemicznie całujesz - skrytykowała go Melania. - Zobaczymy czy na żywo wyjdzie ci lepiej...
Ta dziewczyna posuwa się zdecydowanie za daleko - ocenił, kiedy odłożył słuchawkę. Trochę wystraszył się tej perspektywy całowania. Poza Mietkiem nie całował się jeszcze z nikim, a raz nawet w gwałtowny sposób odmówił Lidce, dziewczynie, która się nim interesowała. Będzie czekał na Melanię z mieszanymi uczuciami, bo wszystko inne z nią związane działało na jego wyobraźnię i nastrajało pozytywnie.
Sebastian nie cierpiał narad, briefingów, kolegiów redakcyjnych i zebrań. Uważał, że na większości z nich podstawowymi czynnościami są bicie piany i przelewanie z pustego w próżne, toteż migał się od nich jak tylko mógł, a przez dwa miesiące sztukę tę opanował niemal do perfekcji. Tym razem jednak został poproszony przez Zygmunta, aby pojawić się na środowym kolegium redakcyjnym. Pan każe sługa musi - pomyślał i punktualnie o dziewiątej zameldował się w domu prasy. Gdy wszedł do sali zebrań, wszyscy już byli na swoim miejscu a jego przybycie wywołało widoczne poruszenie.
- Naprawdę udało ci się nie zaspać? - zdziwił się Wiesiek, reporter.
Sebastian zignorował złośliwe zaczepki, wyjął notes i ołówek. Z tego ołówka był znany w całej redakcji i niejednokrotnie wyśmiewany. W przeciwieństwie do reszty dziennikarzy nie lubował się w ekskluzywnych notesach obciągniętych skórą i drogich piórach. Ołówek uważał za narzędzie uniwersalne, jedyne którym można pracować w każdej temperaturze i innych warunkach pogodowych. Tym razem jednak nikt nie puścił w obieg kolejnego żartu o ołówkach Sebastiana.
- To co, zabieramy się za magazyny - powiedział Zygmunt. Magazynami były wydania sobotnio-niedzielne, dwa razy grubsze i zawierające ważniejsze teksty reporterskie, niekoniecznie najbardziej aktualne ale analityczne i poszerzone.
- W tę sobotę leci reportaż Ady Jedlińskiej z rzeźni kur, ten materiał ma już trochę czasu. Na wiosnę jak znalazł. I jeszcze kawałek Sebastiana o próbie stworzenia parku krajobrazowego w Puszczy Zielonce. Są jakieś inne propozycje? - zapytał i powiódł wzrokiem po dziesięcioosobowym gronie. Wszyscy wsłuchiwali się w milczeniu.
- Następna sobota to tekst Sebastiana o pewnej ponurej sprawie o dziwnych interesach pewnego sędziego i wzbudzających wątpliwości wyrokach.
- Zaraz, dlaczego teksty Sebastiana są faworyzowane? - zapytał nagle Sławek Paruszewski, reporter i reportażysta. - Od kiedy Sebastian jest w redakcji, w magazynie poszedł tylko jeden mój tekst i trzy Sebastiana. Te będą czwarty i piąty. Szefie, nie tylko Markowski chce zarobić...
Sebastian uczuł silne ukłucie w żołądku. Właśnie usłyszał datę rozpoczęcia operacji, której się bał, która nigdy nie powinna nadejść. Widać kilka rzeczy zostało już ustalonych i wybrano odpowiednią porę druku. Sięgnął po kubek z kawą aby zlikwidować uczucie nagłej suchości w ustach.
- Można wiedzieć Sławek ile tekstów masz w teczce z zapasami? - zapytał Zygmunt.
- Dwa. Jeden o dworku Wybickiego w Manieczkach i drugi wywiad z szefem PAR Chrzanowskim na temat pojemności pasma UKF. W Krakowie od dwóch miesięcy działa pierwsze w Polsce prywatne radio, Radio Małopolska Fun się nazywa, w skrócie RMF, wkrótce ta zaraza przyjdzie do Poznania.
- Sebastian, ile masz tekstów w zapasach?
- Sześć - odpowiedział Sebastian, starając się nie patrzeć na Paruszewskiego.
- Temat uważam za wyczerpany - powiedział zimno Zygmunt. Z reguły nie wchodził w polemikę z pracownikami a sprawy publikacji trzymał żelazną ręką i każdy reporter był tego świadomy. - Natomiast tekst Sebastiana leci z priorytetem i nie może zostać przesunięty.
- Bo co? - zapytał Paruszewski. - Bo się pan redaktor obrazi? My tu pracujemy od kilku lat, przyłazi człowiek z ulicy i jest po dwóch miesiącach najczęściej drukowany.
- Sławek, nie tym tonem - upomniał Zygmunt. - Masz jakieś merytoryczne argumenty? Wybicki poleci na Wielkanoc, to taki świąteczny temat. A co do RMF, w warszawskiej leci wywiad z Miszczakiem, nie może być całego numeru zapełnionego RMF. Słucham dalszych uwag...
W normalnych warunkach Sebastian walczyłby o swoje i przygwoździł Paruszewskiego w kilku punktach. Teraz nie miał na to siły ani ochoty. Zanosiło się półtora tygodnia pełnych napięcia a później... Jeszcze większego napięcia. Z chęcią wstawiłby tam ten wywiad z Chrzanowskim.
Poranne kolegium zepsuło mu humor i resztę dnia przeżył na pół gwizdka, nie angażując się zanadto w pracę. Wszystko drażniło go i irytowało. Już wychodził z redakcji kiedy zadzwonił do niego były gospodarz z jaskiniowej przypominając, by zabrał resztę swoich rzeczy. Wziął taksówkę i pojechał na Górczyn. Rzeczy do przeniesienia znajdowały się w dwóch dużych kartonach, nie miał zamiaru wozić tego tramwajami.
- Panie Sebastianie, ktoś pytał o pana i to dwa razy - powiedział Gospodarz gdy Sebastian znosił ciężkie kartony. - Nie przedstawił się a ja nie pytałem jak się nazywa, po co mi to?
- A pamięta pan może jak wyglądał? Czym przyjechał? Jakikolwiek inny drobiazg? - zapytał Sebastian dysząc.
- Mężczyzna, dobrze zbudowany. Przyjechał samochodem, ale niech pan nie pyta o markę, nie znam się na tym i na pewno to nie było polskie auto, malucha czy poloneza to bym poznał od razu. A kolor był ciemnozielony.
Pierwsze co mu przyszło do głowy to ciemnozielony opel, który plątał się po sprawie, numer rejestracyjny PZD 1399. Ale wiedział, że od gospodarza nie wyciągnie niczego więcej, tego człowieka rzadko co interesowało. Miało to dobre strony, nie zwykł się wtrącać w nieswoje sprawy i dzięki temu Sebastian mógł gościć Tomka, ale w takich sytuacjach na pewno nie pomagał. Sebastianowi zaczęły dygotać łydki, gdy wsiadał do taksówki.
- Jak pan będzie szukał mieszkania a będę miał wolny pokój, niech pan wraca - poprosił gospodarz i pożegnał się w kilku słowach.
Sebastian wydusił z siebie kilka słów pożegnania i zniknął w samochodzie. Zwykle rozmawiał z kierowcami, tego dnia nie miał na to ochoty.
W domu czekała na stole kartka od Macieja, który pojechał do szkoły muzycznej, Mietek miał basen, więc dom był pusty. Lubił tę ciszę, w rzadkich chwilach kiedy chłopcy mieli jakieś zajęcia na mieście, jednak dziś dobijała go. Przez dobry kwadrans szwendał się po domu usiłując znaleźć jakiekolwiek zajęcie, jak na złość dom świecił czystością jak psu jajka i mógł jedynie zastanowić się nad kolacją, choć było jeszcze za wcześnie, by zacząć cokolwiek robić. Postanowił wyręczyć chłopaków i zrobić im pranie. Zawsze pilnował, żeby zrobili je sami, z jednej strony uważał, że to wychowawcze, z drugiej - nie miał ochoty babrać się w niczyich brudach, wystarczyły mu jego własne. Jednak bezczynność dobijała go i zmuszała do myślenia o zielonym oplu, dacie druku i możliwych problemach. Poszedł do łazienki i otworzył kosz z brudami. Zebrało się tego chyba od wyjazdu Hurwiczów. Zaczął sortować poszczególne części garderoby. Te majtki są chyba Macieja, na Mietka są dwa razy za duże... Już miał je rzucić na jedną z kupek, gdy dostrzegł coś, co go zaniepokoiło. Plamy krwi. Ale nie intensywne, takie, w których krew towarzyszyła czemuś innemu. Obejrzał je dokładnie. Gdyby te plamy były z tyłu, nie zdziwiłby się specjalnie, przy wielkości Mietkowego wytrycha to byłoby nawet naturalne ale plama była najwyraźniej z przodu. Poszukał drugiej pary i znalazł podobną plamę, choć już nie tak intensywną, prawdopodobnie dlatego, że tkanina była ciemniejsza. Zanotował w pamięci, by koniecznie o tym porozmawiać. Jeśli to plamy od moczu, jest powód by się niepokoić. Przyglądał się chwilę, po czym skrzywił się lekko i przysunął materiał do nosa. Pachniał jeszcze poprzednim praniem i męskim piżmem. W tym momencie rozległ się dźwięk telefonu. Momentalnie poczuł się przywołany do rzeczywistości. Zostawił pranie w łazience i pobiegł odebrać, niestety spóźnił się. Zdenerwowany poszedł do kuchni i zapalił papierosa. Co się ze mną dzieje? - pomyślał. Zbadał tętno, było powyżej stu pięćdziesięciu. Podszedł do okna, wpatrywał się w szarzejącą ulicę. Zdecydowanie za dużo samochodów było zielonych i ciemnozielonych. Także ten, który stał na przeciwległej stronie ulicy. Chyba opel, choć Sebastianowi trudno było zgadnąć po sylwetce.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 22:59, 17 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 13:11, 18 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Kilka uwag porządkowych:
1. Na trujniku znajdziecie 110 odcinków zebranych w jeden plik i nawet ilustrowanych. Nie są to takie ilustracje jakie byście chcieli ale i takie mogą się pojawić, jeśli ktoś, jak sugerował waflobil66, wykona kilka rysunków.
2. Trochę zmieniłem koncepcję tej historii, w związku z czym ten tom będzie trwał jeszcze jakiś miesiąc (jesli będę miał czas pisac, jeśli nie to dłużej). Chcecie? Bo to już za długie się robi. Wiem że czytacie ale też nie chciałbym przesadzać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 13:13, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 18:58, 18 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (112) |
|
|
Przygotowując kolację Sebastian wyglądał co jakiś czas przez okno ale poza zwykłym zestawem nienaoliwionych tramwajów, rozpędzonych ponad przepisową sześćdziesiątkę samochodów i nielicznych przechodniów nie dostrzegł niczego niepokojącego. Tajemnicze auto zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Jak ja teraz tak reaguję to co będzie po publikacji - pomyślał i wrócił do tarcia jabłek na racuchy. Nie przepadał za taką kuchnią ale chłopaki lgnęli do słodyczy, zwłaszcza Maciej, Mietkowi było raczej obojętne co je, przy czym również preferował na słodko. Sebastian przechodził prawdziwe żywieniowe tortury, szczęściem matka nauczyła go nie tylko smażyć schabowe. Z rozmyślań wyrwał go dzwonek do drzwi. Z niechęcią odłożył tarkę i poszedł otworzyć, po drodze sprawdzając sobie tętno i ocierając pot z czoła.
- Sorki, Seba, zapomniałem klucza - powiedział Mietek, rzucił niedbale płaszcz na wieszak i pobiegł do pokoju.
- Gdzie w tych butach, umówiliśmy się przecież - słabo zaprotestował Sebastian. - Później myć nie ma komu.
Mietek zatrzymał się gwałtownie a impet mało nie zmusił go do kolizji z kredensem.
- Przepraszam. Seba, coś się ostatnio marudny zrobiłeś i jakiś taki... Nie wiem jak to powiedzieć. Dzieje się coś złego?
Sebastian, zajęty rozczynianiem drożdży, nie od razu odpowiedział na pytanie. Odłożył butelkę z mlekiem, popatrzył na nią ze wstrętem, wykonał dwa głębokie wdechy.
- To mleko mnie kiedyś wykończy... Nie, to znaczy tak... Zresztą sam nie wiem, ale...
Mietek podszedł do Sebastiana i objął go za plecy.
- Seba, my jesteśmy z tobą szczerzy, prawda? Nikt cię tu nie okłamał, trochę rozrabiamy, ale wiesz, jesteśmy w takim głupim wieku i musimy - uśmiechnął się szelmowsko. - A ty nam wszystkiego nie mówisz. Wiesz jak ty dzisiaj wyglądasz? Jak śmierć na urlopie. Blady, z czerwonymi oczami, ręce ci się trzęsą. Jestem w domu od minuty a już to widzę. Dlaczego nie powiesz co się dzieje?
Sebastian odruchowo przytulił Mietka do siebie a ten w ogóle się nie opierał. Gdyby to było takie proste... Obiecał sobie, że z żelazną konsekwencją będzie oddzielał chłopców od tej ponurej sprawy, nie przewidział tylko, że sam będzie nią emanował w sposób prawie namacalny. Pogłaskał Mietka po twarzy, po czym odsunął zdecydowanym ruchem.
- Cholerne drożdże, czekaj wykończę waszą kolację. Mieciu, porozmawiamy i na ten temat, ale pozwól, że na razie wstrzymam się od jakichkolwiek komentarzy, dobrze? To również dla waszego dobra.
- Czy to chodzi o nas? - zapytał Mietek tonem o wiele mniej figlarnym niż dotąd.
- Jakby ci to powiedzieć... - zaczął Sebastian ale nie skończył, bo dźwięki z przedpokoju wskazywały na przybycie Macieja. Po chwili pojawił się w kuchni w płaszczu i butach.
- Mietek, do cholery, gdzie są moje pantofle? A cześć Sebastian. Co na kolację? - zapytał podchodząc bezceremonialnie do stołu i próbując jabłek z cynamonem.
- Nie paluchami, od tego jest łyżka. I w ogóle mógłbyś się jakoś rozebrać, nie jest tak zimno aby chodzić po domu w kurtce - pouczył Sebastian.
- Mietek, mam dla ciebie wiadomość tygodnia - powiedział Maciej, gdy już przywitali się tradycyjnym całusem. Od niedawna rytuałem się stało również cmoknięcie w policzek Sebastiana. - Jak w mafii - pomyślał. Sebastian był wychowywany chłodno, nawet surowo i na początku próbował protestować, jednak jego głos miał zerową siłę przebicia, chłopcy i tak robili co chcieli, a on uważał tylko, żeby przy tym narobili jak najmniej szkód. A jakiej szkody może narobić cmok w policzek?
- Maciej, mówiłem ci, żebyś łaskawie odczepił się od tego ciasta, kolacja będzie za jakieś dwadzieścia minut - Sebastian dla wzmocnienia efektu lekko zdzielił go ścierką po głowie.
- O, już zaczynają bić - powiedział Mietek - czekaj, doniesiemy Marii. A ta wiadomość tygodnia to jaka? - zapytał zwracając się w stronę Macieja, który jak niepyszny odszedł do stołu i dla odmiany urządzał inspekcję lodówki.
- Seba, te parówki są jadalne? To znaczy czy się nic nie stanie jak jedna zniknie? A ta wiadomość to taka, że w przyszły piątek cały Marciszów nam się zwala.
- Jak to cały? Ta pyskata cholera też? - zaniepokoił się Mietek. - Chyba wytłumaczyłeś jej, że jest to absolutnie niemożliwe? Przecież...
- Mietek, obawiam się, że w tej sprawie nie mamy nic do powiedzenia - uziemił go Sebastian. - A co do pyskatej cholery, znam większą - uśmiechnął się.
- Trzy dni bez seksu - powiedział teatralnym głosem Mietek i udając obrażonego zniknął w pokoju. Sebastian rozluźnił się nieco, dopiero teraz dostrzegł ile radości życia wnosi do domu ta dwójka urwisów, będących żywym zaprzeczeniem jakichkolwiek teorii wychowawczych. Tacy warci są bronienia nawet za najwyższą cenę - zadecydował kładąc pierwszą porcję racuchów na patelnię. Nawet jeśli... - pomyślał i niemal rutynowo wyjrzał przez okno. Było spokojnie.
- Maciej, chciałbym z tobą pogadać - powiedział Sebastian, kiedy już nakarmił chłopców i mógł sam usiąść do posiłku. Dopiero dwudziesty siódmy racuch był dla niego, resztę widział tylko przy zdjęciu z patelni. Pół żartem pół serio pomyślał, że trzeba będzie poprosić Martę o jakieś dodatkowe dofinansowanie posiłków, bo znikały kosmiczne ilości. A co najciekawsze, ani Maciej nie tył ani Mietek nie rósł... No może trochę.
- Nie możesz teraz? - zapytał Maciej. - Przecież nie mam przed Mietkiem żadnych tajemnic. I tak mu powiem wszystko, co mówiłeś.
Sebastian wiedział, że nie wygra i że wdawanie się w choćby najmniejszą przepychankę słowną jest pozbawione sensu. Mogli sobie być odmienni ale łączyła ich solidarność nie do rozerwania. I on nie mógł z tym nic zrobić.
- No dobra, ale nie przy jedzeniu, to jest taki temat trochę... No, obrzydzający. No i... Nie wiem, czy mi będzie zręcznie mówić o tym do was dwóch. Ja nie jestem aż taki postępowy, mnie uczono, że są sprawy, o których nawet żonie się nie mówi.
- Mówisz o Marii? - zainteresował się Mietek. - Właśnie, kiedy ona przyjdzie?
- Jutro jeśli o to chodzi. I tym razem bez wygłupów proszę. A co do tej sprawy... Maciej, czy dzieje się ostatnio z tobą coś niepokojącego?
- W sensie?
- No, jakby to powiedzieć... - Sebastian szukał takich słów aby nie raziły ani chłopców ani jego a przy tym były zrozumiane. - Chodzi o twoje pokrwawione majtki.
Maciej zaczerwienił się i spuścił głowę.
- A mówiłem, by powiedzieć o tym Sebastianowi - powiedział Mietek. - Tak, dzieje się, Maciora tryska na czerwono. Już od dwóch dni.
- Ale mnie nic nie boli - zaprotestował Maciej gwałtownie. - I, jeśli o to chodzi, nie pójdę do żadnego lekarza. Nie zaciągniecie mnie tam. Jak będzie trzeba to nawet ucieknę.
Ładunek determinacji w głosie Macieja był tak potężny, że Sebastian postanowił na razie nie dyskutować. Wstał od stołu i bez słowa zebrał brudne naczynia, po czym odstawił je do zlewu. Chłopcy zniknęli w pokoju i Sebastian miał trochę czasu, by przemyśleć sprawę. Jego wiedza z medycyny była zerowa, tyle co się nauczył w szkole, trudno było orzec co może znaczyć krew w nasieniu. Mietka powinien zatłuc kapciem jak muchę za trzymanie takiej informacji w tajemnicy. Sprawa była tak intymna, że sam nie mógł tego kontrolować. Na dobrą sprawę powinien zakazać chłopakom seksu tak długo, aż to wszystko się wyjaśni. Nie zna żadnego lekarza, aby przynajmniej zasięgnąć jakiejś informacji. Nie zna? Znieruchomiał na chwilę. Jeśli on w takiej sprawie zwróci się do tego człowieka to będzie to zaprzeczeniem wszystkiego co sobie postanowił. Ale... Jest jakieś inne wyjście? Na palcach podszedł do korytarza prowadzącego do pokoju chłopców, dźwięki zza drzwi wskazywały, że odrabiają lekcje. Wycofał się i poszedł do pokoju po notes. Trudno, niech się dzieje co chce...
- Wie pan, panie Sebastianie, to może być wszystko i nic. Na dobrą sprawę musiałbym go zobaczyć, przebadać, przydałoby się zrobić jakieś badania - powiedział Hurwicz. - Morfologię, OB, przydałyby się też badania nasienia. Tak przez telefon będzie trudno.
- No raczej nie przyjedziemy do Jeleniej, to za daleko. Będę w przyszłym tygodniu we Wrocławiu, ale to nie zmienia postaci rzeczy.
- We Wrocławiu? W jaki dzień?
- Jeszcze nie wiem, muszę złożyć podanie o paszport, ja mam wrocławski meldunek - powiedział Sebastian. - Na upartego mógłbym zabrać Maćka do Wrocławia, jeśli zgodzi się jego formalny opiekun, w tym wypadku szkoła.
- Badania to nie problem, można zrobić w spółdzielni, mam tam kilku znajomych, przepchnie się bez problemu. A opiekunce niech pan powie, że to w sprawie tego jego wypadku w Karkonoszach, bo i tak będzie to jakaś prawda. To może we wtorek? Mam wolny dzień?
Sebastian rzucił okiem na leżący obok terminarz. Wtorek i środa pasowały mu znakomicie, pierwszy termin miał w środę po południu a później ligę koszykarek. Poza tym Zygmunt i tak wiedział, że trzeba będzie pojechać złożyć wniosek, jego wyjazd powoli nabierał realnych kształtów i już można było zacząć załatwiać podstawowe formalności.
- Hurwicz? - zapytał zdziwiony Maciej. - W sumie... Lepszy taki niż jakaś baba z przychodni. Ale ty go zdaje się nie lubisz? - popatrzył pytająco na Sebastiana.
- To chyba nie ma nic do rzeczy, bo nie mnie będzie leczył. Wiecie co? Może faktycznie za nim nie przepadam. Ale po pierwsze, zdaje się że jest dobrym lekarzem, a po drugie, mimo wszystko wierzę w jego etykę lekarską i że nie będzie starał się wykorzystać Macieja. Zwłaszcza, że, z tego co widzę, ty, Mieciu, podobasz mu się o wiele bardziej...
Sebastian nie przysiągłby że to, co właśnie powiedział, było jakieś szczególnie wychowawcze, ale nie miał zamiaru udawać, że nie ma problemu.
- Ale ja też pojadę? - napraszał się Mietek.
- Zobaczymy, co powie pani Lisicka i twoja mama. Nie bardzo chce mi się wlec was ponad sto pięćdziesiąt kilometrów do Wrocławia. Poza tym jest jeszcze inna kwestia, gdzieś trzeba będzie przebadać Macieja, nie zastanawiałem się jeszcze co z tym...
- Przecież ty masz dom we Wrocławiu, prawda? - zapytał Mietek. - Nie możesz uprzedzić twojej mamy?
Pomysł tyle odważny co... Ciekawe, co jego matka pomyśli, jak zjawi się w domu z dwoma chłopakami. Do tej pory nie miała pojęcia o tym, co naprawdę dzieje się w Poznaniu, Sebastian poinformował ją jedynie o nowej pracy i nowym adresie, resztę zachowując dla siebie. Chyba żeby... Tak, to był pomysł. Spróbuje, może wypali. Tylko trzeba będzie jeszcze zgrać terminy. No i potrzebna będzie zgoda, tyle że przy obecnym stanie rzeczy nie powinna być większym problemem.
Sebastian odłożył na bok stertę kartek maszynopisu, wstał znad maszyny i poszedł do kuchni zapalić. Lisicka bez problemu zgodziła się na wyjazd Macieja, zwłaszcza że umówili się, że dowiezie papiery z jego pobytu w szpitalu, potrzebne do sprawy adopcyjnej. Nieco gorzej było z Mietkiem, Marta wolałaby aby chłopak nie tracił szkoły ale wizja Mietka śpiącego samego w domu na Grunwaldzkiej, co było możliwe, jeśli nie udałoby się wszystkiego załatwić w ciągu jednego dnia, ostatecznie ją przekonała. Pozostało tylko zwerbować ostatnią osobę, potrzebną do tego, by cała operacja się udała. Ale to dopiero jutro. Gdy skończył papierosa i uprzątnął popielniczkę, podszedł do okna. Pobocze po drugiej stronie Grunwaldzkiej było czyste, Chyba nie było powodu do zaniepokojenia. Natomiast zaintrygował go facet stojący pod latarnią. Stał nieruchomo, wpatrzony w jakiś niewidzialny punkt. - Ciekawe co ten tu robi - pomyślał Sebastian. Był szczupły, z dala i po ciemku trudno było ocenić jego wiek, ale wyglądał na kogoś około trzydziestki. Sebastian obserwował go jeszcze jakiś czas, ale mężczyzna ani drgnął. - Czyżby dom był pod obserwacją? - pomyślał i odsunął się od okna, dochodząc do wniosku, że chyba niczego już niczego nie wypatrzy. Będąc w pokoju nie widział już, jak mężczyzna niepewnym krokiem odchodzi w stronę Przybyszewskiego, uważając, by nie upaść.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:34, 21 Sty 2015, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
waflobil66
Wyjadacz
Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy
|
Wysłany: Nie 22:16, 18 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Co do punktu 2: Im więcej odcinków, tym więcej naszej radości z czytania, przynajmniej ja tak to widzę, więc się nie krępuj, realizuj swój plan
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Pon 2:40, 19 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Daj tom II jestem ciekaw jego. Mam nadzieje, ze nie namieszasz za duzo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 3:14, 19 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Na razie muszę wykończyć Sebastiana (no nie dosłownie) i pozamykac watki. Chwilowo będzie się robić gorąco... A tom 2 i tak będzie.
A co do mieszania... Powiem tak. W powieściach często drażnią mnie nieprawdopodobne zwroty akcji z gatunku 'historie podwodne'. Dlatego wystrzegam się ich jak ognia, starając się akcję zbliżyć do życia maksymalnie jak sie da. Może to nudniejesze, ale za to bardziej realne.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 3:36, 19 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 18:28, 19 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (113) |
|
|
Ta wizyta musiała się udać i Sebastian przygotowywał się na nią od kiedy wyprawił chłopców do szkoły. A więc świeże kwiaty w wazonie, dobry posiłek, nawet odżałował pieniędzy na butelkę wina. Nie żadnego jabola czy innego sikacza a dobre, francuskie. Na winach się nie znał, toteż kierował się głównie ceną, byle nie za tanie. Sam nie zamierzał pić, jeszcze miał traumę po pamiętnym sylwestrze. No może kieliszek czy dwa... Chodziło mu raczej o zrobienie dobrego wrażenia, bo tym razem nie będzie to wizyta bezinteresowna. Od tego co załatwi zależało wiele, bardzo wiele. Zmusił się nawet do wytarcia kurzy w całym mieszkaniu, co zwykle robili Mietek na zmianę z Maciejem. O ile oczywiście nie zapomnieli. Sądząc po kotkach kurzu na szafkach, z ich pamięcią nie było ostatnio najlepiej, pomyślał kwaśno Sebastian. Tym bardziej, że pewne rzeczy znajdował zupełnie nie tam, gdzie się spodziewał. Odkurzacz zlokalizował po dobrych dziesięciu minutach szukania pod własnym łóżkiem. A przysiągłby, że jeszcze nigdy nie odkurzał tego pokoju po wprowadzeniu się na Grunwaldzką... Na posiłek zaplanował tym razem kurczaka w ananasach, którego co prawda nigdy wcześniej nie robił, ale podpatrzył w chińskiej knajpie w Groningen, gdzie był na stypendium. Tyle, że przy tych dwóch głodomorach musiał upiec od razu dwa, co znakomicie obciążało jego budżet. Jednak zawsze uważał, że warto i nie robił sobie z tego powodu żadnych wyrzutów.
- Trochę tu inaczej niż tydzień temu - powiedziała Maria wchodząc do pokoju udekorowanego żonkilami na stole pokrytym śnieżnobiałym obrusem. Z reguły używał kolorowego, mając na uwadze chłopców i ich niekoniecznie entuzjastyczne zamiłowanie do czystości, zwłaszcza Macieja. Zauważył, że Maria też była jakaś bardziej odświętna, z ostrzejszym niż zwykle makijażem - a może po prostu wreszcie się umalowała? - i pachniała perfumami, które podkreślały jej elegancję. Bo zauważył, dopiero teraz, że maria jest niebrzydka a przede wszystkim elegancka, o zgrabnej sylwetce, niedużych piersiach i ogólnie miłej powierzchowności. Sporo brakowało jej do Lisickiej, ale, jak to określił Sebastian - łapała się do pierwszej ligi.
- Tu jest zawsze ładniej, jak tych bandytów nie ma w domu - powiedział Sebastian.
- Wydawało mi się, że ich lubisz? A nawet za nimi przepadasz?
- Pewnie tak... Ale czasem jestem szczęśliwy, jak znikają na cały dzień. Ogólnie nie żałuję, że się na to zgodziłem, ale bywa, że... Sama wiesz.
Sebastian dzielił uwagę między zabawianiem rozmową Marii, obsługą kuchni i uważaniem na ten moment, kiedy będzie mógł przystąpić do swojego biznesu. Stało się to dopiero, kiedy na stole pojawił się kurczak a poziom wina w butelce opadł poniżej połowy. Trochę zaszumiało mu w głowie, i przystąpił do rzeczy korzystając z przypływu odwagi wywołanego alkoholem.
Maria wysłuchała długiego i nieco bezładnego monologu, w którym Sebastian pomijał jak mógł temat homoseksualizmu a skupił się na możliwości przedstawienia jej swojej mamie i konieczności przebadania Macieja we Wrocławiu.
- Ja wiem... - powiedziała po chwili namysłu. - Mogłabym wziąć ten wtorek wolny, w sumie nie ma większego problemu. Dawno nie byłam we Wrocławiu. Mogę nawet powiedzieć, że tak naprawdę nie znam tego miasta. Ale tak przedstawiać mnie swojej mamie? Nie za wcześnie jeszcze? - zapytała mrużąc filuternie oko.
Sebastian mimo swojego braku doświadczenia w sprawach damsko-męskich od razu domyślił się o co jej chodzi. Zwłaszcza, że atmosfera przy stole robiła się coraz luźniejsza a Maria pozwoliła sobie nawet na zaprezentowanie sporego dekoltu. Początkowo nie zwracał na to uwagi, dopiero, kiedy kolejny klocek układanki wskoczył na miejsce, zaczynał się domyślać, do czego ona dąży. Tego nie przewidział, był zupełnie nieprzygotowany, zarówno psychicznie jak i pod każdym innym względem.
- Bo my tak na dobrą sprawę jeszcze nie jesteśmy ze sobą, prawda? - zapytała. - Choć, jakby tak powiedzieć szczerze, nie miałabym nic przeciw - znów uśmiechnęła się zalotnie.
Sebastian dopiero teraz przypomniał sobie, że w nawale sprzątania i innych czynności przygotowawczych ominął starannie własny pokój, gdzie straszyło niepościelone wyro i bałagan po szukaniu odkurzacza. A w tym momencie już było wiadome, czym to się skończy. Wymówił się na chwilę i poszedł do pokoju chłopców, który wyjątkowo był bardziej wysprzątany niż jego własny. Nerwowo zaczął przeszukiwać szuflady Mietka. - Gdzie on to ma, do ciężkiej cholery, żeby w takim momencie... - klął i z nerwów przytrzasnął sobie palec. W końcu znalazł, dwie prezerwatywy wciśnięte miedzy sterty skarpetek i podkoszulek. Wychodząc jeszcze raz otaksował wzrokiem porządek w pokoju i poprawił kapę na łóżku. Trudno - pomyślał - chłopaki powinni mi wybaczyć.
Mimo swej niechęci do seksu z kobietami, Sebastian miał za sobą kilka prób, w tym dwie nawet udane. Sam seks nie przerażał go aż tak bardzo, zdecydowanie mniej lubił coś czym rajcują się tak zwani prawdziwi mężczyźni - zapach kobiety, rozbieranie, pieszczoty. Nawet czuł coś w rodzaju obrzydzenia gdy musiał na prośbę partnerki pobudzać jej piersi. Takie rzeczy były możliwe tylko z chłopem. A już wkrótce przekonał się, że Maria lubiła tę zabawę i aby doszło do penetracji, musi wykonać kilka rzeczy, na które absolutnie nie miał ochoty.
- Jesteś spięty, niepotrzebnie - szepnęła Maria naprowadzając jego rękę na wzgórek łonowy. Sebastian ze wstrętem wsadzał palec tam gdzie nie powinien. - Tylko dla was... - pomyślał.
- Mocniej, nie bój się, niczego nie urwiesz - zachęcała go Maria a on, poczuwszy dziwny, mdły zapach, miał ochotę wycofać się, uciec i nigdy nie wrócić. Z ogromną ulgą przyjął prośbę o założenie prezerwatywy.
- No ubierz teraz swojego żołnierza - szepnęła.
Sebastian był już bliski finału, gdy usłyszał kroki za drzwiami, najpierw coraz głośniejsze, później coraz cichsze, zakończone zamknięciem drzwi do kuchni. Maciej był w szkole muzycznej, czyżby Mietek? Całkiem możliwe - pomyślał z przestrachem ale walczył dzielnie aż do samego końca.
- Jesteś lepszy niż mój mąż, tylko niepotrzebnie się tak boisz - powiedziała Maria, gdy już było po wszystkim i nakładali na siebie ostatnie fragmenty odzieży. Sebastian wolałby być gorszy, bo w tym przypadku bycie lepszym narażało go na dalsze tortury. Ostrożnie uchylił drzwi i, nie zobaczywszy nikogo, opuścili pokój i weszli do kuchni. Sebastian sprawdził przedpokój - nie było ani płaszcza ani butów żadnego z chłopców, ktokolwiek to był, musiał wyjść z domu. Nie podobało mu się to ale nie dał po sobie niczego poznać.
- Chyba już będę musiała iść, zwłaszcza jeśli mam rozmawiać z Beatą i załatwić sobie to zastępstwo na wtorek - powiedziała Maria i wkrótce Sebastian odprowadzał ją na przystanek autobusu na Piątkowo. Gdzieś tam z drugiej strony ulicy zauważył sylwetkę Mietka, który odwrócił prawie demonstracyjnie głowę, by udać, że ich nie widzi. Czekając na przystanku Sebastian modlił się, by jej autobus dziewięćdziesiąt trzy przyjechał jak najpóźniej a nawet nie miałby nic przeciw, gdyby wypadły dwa a nawet trzy z rzędu. W końcu jednak pojawił się i trzeba było wracać do domu. Z ciężkim sercem, bo wiedział, na co się zanosi.
- Oszukałeś nas - powiedział Mietek, nie bawiąc się w żadne wstępy.
- Jak to? - zapytał Sebastian, przerwawszy przygotowanie kolacji i usiadłszy przy stole. - W którym momencie?
- Bo ja myślałem,... - w głosie Mietka wyczuł ogromny zawód. Jeszcze chwila a mi się tu rozpłacze... - pomyślał.
- Jesteś zwykłym facetem lecącym na baby. A ja myślałem, że gramy w tej samej drużynie - powiedział Mietek z rezygnacją.
- Bo gramy. Widzisz, Mietek, nie wszystko jeszcze wiesz a wolałbym, byś o pewnych rzeczach dowiedział się jak najpóźniej...
- Kłamiesz! - prawie krzyknął. - Przepraszam... - zreflektował się za chwilę, że może wypadło to zbyt ostro. - To... To udowodnij, że jesteś taki jak my...
Sebastian słuchał tego z przerażeniem. O co mu chodzi, do ciężkiej cholery? Ma się z nim przespać czy jak? Nie zrobiłby tego nigdy w życiu, nawet nie dlatego, że uważał, że Mietek jest trochę zbyt młody na dojrzałego faceta ale po prostu z powodu własnych przekonań. Poza tym zawsze sądził, że więź miedzy nimi jest tak silna, że nie ma miejsca na żadne skoki w bok. Przespanie się z Mietkiem to byłby koniec domu na Grunwaldzkiej, koniec związku Macieja i Mietka, koniec wszystkiego.
- Jak mam ci udowodnić? - zapytał.
- Nigdy nie powiedziałeś, kto jest twoim chłopakiem. Szczerze mówiąc, zaczynam wątpić, czy taki w ogóle istnieje i czy to nie jest jakaś mitomania.
Sebastian odetchnął z ulgą. Grając w szachy opanował manewr gambitu, kiedy trzeba było coś poświęcić z przyczyn taktycznych. Postanowił zaryzykować swojego hetmana.
- To ja ci powiem, kto jest moim chłopakiem. Tylko proszę, bez żadnych uwag, dobrze?
Mietek skinął w milczeniu głową.
- Brat Dzika...
Sebastian z dziką satysfakcją obserwował, jakie wrażenie zrobiła na Mietku ta odpowiedź. Szok było widać na twarzy, w wyrazie ust a nade wszystko oczu. Dobrą chwilę trwało, zanim mógł się odezwać.
- Żartujesz... Naprawdę? Masz jakieś zdjęcia?
Sebastian poszedł do pokoju i przyniósł fotografie. Część była robiona przez wuja Henia na ognisku podczas polowania, na większości z nich był Norbert ale były również dwa, kiedy siedzą na klocu z Tomkiem i pałaszują bigos. Miał jeszcze kilka fotek pstrykniętych przez Michała podczas jednego z ich wspólnych spacerów do lasu. Tam już zachowywali się o wiele bardziej swobodnie a na jednym było coś w rodzaju pocałunku. Zdjęcia wywoływał Michał własnoręcznie i nie widział ich nikt poza nim, Tomkiem i Sebastianem.
- Taki jak Maciora, tylko szerszy. Śliczny chłopak i mógłbym ci nawet go zazdrościć. Kochasz go?
- A nie widać? - zaśmiał się Sebastian.
- A długiego ma?
- A co, zamierzasz mi go odbić? Nic z tych rzeczy, panie zazdrośnik.
- A zaprosisz go do nas? - Sebastian zauważył, że Mietek po raz kolejny przegląda fotografie. - Ale on jest zupełnie niepodobny do Dzika. To naprawdę jego brat?
- Podejrzewam, że z różnych ojców. A jeśli chodzi o zaproszenie, po świętach. Mnie też pali się, żeby go spotkać. Jak was widzę, co wy wyprawiacie, czasem...
Sebastian był świadom, że to nie jest język, którym mógłby rozmawiać z szesnastolatkiem, jednak zbyt wiele by stracił, nie będąc w tym momencie do końca szczery. Z drugiej strony wiedział, że wygrał tę bitwę.
- To po co ci ta... - zapytał Mietek, ale nie otrzymał odpowiedzi, bo w tej chwili w kuchni pojawił się Maciej.
- Co oglądacie?
- Wielką miłość Sebastiana - odpowiedział Mietek. - Męską, bo chyba jest też damska. Nakryłem Sebastiana z Marią - zakończył triumfalnym tonem.
Maciej wziął do ręki plik fotografii.
- No i czemu nie? Maria byłaby dobrą żoną dla Seby, przynajmniej ja tak myślę - powiedział ze spokojem. - Jest coś do zjedzenia?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:35, 21 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 18:08, 20 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (114) |
|
|
Sebastian z mieszanymi uczuciami odłożył słuchawkę po ostatnim telefonie tego wieczora. Wszystko było zapięte na ostatni guzik, na dobrą sprawę mogli jechać już teraz, mimo że od pociągu dzieliło ich półtorej doby. Hurwicz przyjedzie do Wrocławia autem, badania są załatwione, nawet jego własna matka niespecjalnie protestowała na wiadomość, że oprócz niego zjawią się w domu jeszcze cztery osoby. Sebastian na wszelki wypadek pominął skład osobowy tej wycieczki, zapowiadając tylko duże niespodzianki. Od czasu kiedy opuścił mieszkanie na Studziennej z trzaskiem drzwi minęły już trzy miesiące i matka doszła już do siebie po tamtej awanturze. O wiele bardziej zaniepokoił go spodziewany rachunek telefoniczny, który kiedyś będzie trzeba zapłacić. Na razie jednak starał się o tym nie myśleć, zamknął notes i poszedł przygotować kolację.
Obaj chłopcy siedzieli już przy stole, mimo, że kolacja była dopiero w planach i Sebastian nie podjął żadnej decyzji.
- Zjadłbym placki ziemniaczane - rozmarzył się Maciej. - Takie z cukrem a najlepiej z dżemem.
- Jak zetrzecie ziemniaki, nie ma sprawy - odpowiedział Sebastian. - Kupiłem pięć kilo a na obiad był ryż.
- To może wystarczą nam kanapki? - zasugerował Mietek. - Maciorze dom pomylił się z hotelem pięciogwiazdkowym.
- To sobie zrób te kanapki i nie marudź, ja jestem chory i muszę być żywiony prawidłowo - zaprotestował Maciej.
- To jedz marchewkę i inne świństwa, te, w których są witaminy. A twoja zdrowa dieta składa się wyłącznie ze słodyczy. Sebastian, wiesz, że on opędzlował całą babkę, którą sobie kupił w tajemnicy przed nami? Nawet kawałka mi nie dał, kutwa jedna. Dlatego nie będę obierał ziemniaków.
Sebastian sam z przerażeniem patrzył na sposób odżywiania się Maćka, jednak jedyne czego pragnął to tylko tego, by obaj byli szczęśliwi. Wychowywanie odłożył na zaś, zresztą nie w takim celu tu mieszkał.
- Mietek, zamiast tracić siły na przepychanki słowne, po prostu zabierz się do roboty - zasugerował. - Aha, i jeszcze będę miał dla ciebie zadanie specjalne.
- Najpierw muszę się na nie zgodzić - zripostował Mietek. - Bo jeśli ono będzie polegało na obraniu kolejnego kilograma ziemniaków na dokładkę dla Maciory...
- Nie, Mieciu - odpowiedział Sebastian. - Coś o wiele bardziej atrakcyjnego i, jeśli można tak powiedzieć, na czym bardziej się znasz. Jedziemy do tego Wrocławia ale zostawiamy chałupę na cały dzień a może nawet dwa, zależy, jak nam tam pójdzie. Chodzi o to, by ją odpowiednio zabezpieczyć, tak abyśmy przynajmniej wiedzieli czy ktoś tu był podczas naszej nieobecności - powiedział Sebastian wyciągając worek z ziemniakami. - Możesz obierać i myśleć jednocześnie, nie widzę przeszkód.
- Jak kupisz jeszcze pięć kilo pyrek, to mogę zrobić tak, żeby dostał całym workiem w łeb.
Sebastian święcie wierzył, że Mietek jest zdolny przygotować taką zasadzkę, a nawet jeszcze większą i skuteczniejszą. Prawie odruchowo pomacał się po guzie na potylicy, który jeszcze nie zdążył do końca zejść.
- Jednak tym razem wolałbym, by obyło się bez trupów pod każdymi drzwiami - powiedział z sardonicznym uśmiechem. - Raczej coś takiego, by uniemożliwić łażenie po całym domu, a w ostateczności by stwierdzić, czy mieszkanie zostało odwiedzone przez kogoś nieproszonego.
Obaj chłopcy popatrzyli się na niego uważnie i już bez rozbawienia. Na twarzy Macieja malował się lekki przestrach, Mietek zaczął nerwowo bębnić palcami w stół.
- Ty Sebastian coś przed nami ukrywasz - powiedział gniewnie Maciej. - Niby dlaczego miałby tu ktoś przyjść? Popełniliśmy jakieś przestępstwo czy jak? A może ty coś narozrabiałeś i ktoś cię ściga?
Sebastian uznał za stosowne wytłumaczyć chłopcom o co tu chodzi i co tu jest grane. Nie miał co prawda bezpośrednich dowodów, ale w jego ocenie ktoś, kto nie powinien, dowiedział się już o jego zainteresowaniu tematem. Zwłaszcza, że Zygmunt też o czymś takim ostatnio wspominał, że niby miał jakiś dziwny telefon do redakcji, że ktoś usiłował się dowiedzieć, czy nie planuje jakiejś publikacji godzącej w, jak się rozmówca wyraził, niezależną władzę sądowniczą. Ponieważ artykuł i tak miał wyjść za kilka dni, Sebastian nie ukrywał już, że będzie to publikacja, która, w nadziei kilku osób, może przyczynić się do korzystnego wyroku w sprawie o adopcję. Dla Macieja i Mietka był to szok. Wiedzieli co prawda o jakiejś tajemniczej pomocy Sebastiana, dopiero teraz poznali szczegóły.
- I ty to wszystko... Dla nas? - zapytał z niedowierzaniem Maciej.
- I nie boisz się, że ktoś ci da w łeb? - dodał Mietek.
- Wisi mi, czy mi da w łeb czy nie, już raz dostałem - popatrzył figlarnie a zarazem zjadliwie na Mietka. - Ważne, by nie dał żadnemu z was.
- Ale ty się nie umiesz bić. Nawet nie oddasz.
- To się dopiero okaże - powiedział buńczucznie Sebastian. - Mieciu, dalej masz wątpliwości, czy gramy w tej samej drużynie?
Mietek zaczerwienił się lekko i zbył pytanie milczeniem.
- A właśnie, miałeś mi powiedzieć czy seks z kobietą różni się od... No wiesz, tego co my robimy.
Miał o tyle rację, że Sebastian już dwa razy znalazł wykręt by nie odpowiedzieć na to pytanie.
- Jak widziałeś jakąś gołą babę to możesz sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale wcześniej pozbieraj te obierki z podłogi, bo ktoś się jeszcze o nie wywali.
- Ta, Melanię, ale toto koło gołej baby nawet nie stało - powiedział i ostentacyjnie patrzył na Macieja, który, jak było do przewidzenia, przeszył go świdrującym wzrokiem.
- Seks to seks... Będę z tobą szczery, mnie się podoba raczej średnio. Niby polega na tym samym ale kobiety to nie jest to, co mnie rusza. No i trzeba szczególnie uważać, co jeszcze dodatkowo denerwuje. Ale to jest indywidualna sprawa. Może, jak kiedyś spróbujesz, spodoba ci się, kto wie?
Sebastianowi zdawało się, że spostrzegł w oczach Macieja coś w rodzaju nadziei. Już kilka razy miał uczucie, że Maciej, poza miłością do Mietka, zupełnie, jak to się mówi, 'z innej parafii', będącą nawet przeciwieństwem jego natury, odnalazłby się w świecie damsko-męskim. Przy czym nie był to chyba zwykły biseksualizm, znani mu biseksualiści zachowywali się inaczej. Maciej zaś Mietka uwielbiał, godził się z radością na jego najdziksze pomysły, również łóżkowe, natomiast poza tym nie było w nim tej pasji seksu, płciowości i zmysłowości, którą miał Mietek. Maciek miał raczej potrzebę łączenia się psychicznego, szukał bratniej duszy, której dotychczas nie miał, przy czym płeć wydawała się dla niego obojętna.
Sebastian popatrzył krytycznie na postępy w przygotowywaniu placków.
- Pośpieszcie się chłopaki, widzicie jak ta masa ciemnieje? A ty, Mietek, wymyśliłeś coś? Wolałbym jednak zaakceptować twoje pomysły, nie mam zamiaru wylądować u prokuratora.
- Jak bym poprzeciągał przez przedpokój i kuchnię takie żyłki, no wiesz, wędkarskie, są w sklepie na Półwiejskiej. Te najcieńsze ale za to na różnych wysokościach, na poziomie nogi i następna na przykład szyi. Patrz, tu można zahaczyć o kuchenkę, podciągnąć tu, do framugi...
- Włączy światło i wszystko zobaczy - wyraził wątpliwość Sebastian. - To jest bez sensu.
- Ale będzie musiał je i tak pociąć a wtedy będziemy wiedzieli, że ktoś tu był. Poza tym mogę wykręcić bezpieczniki w skrzynce a wątpię, czy będzie miał ze sobą latarkę.
- To siądzie lodówka - oponował Sebastian. - Odpada jeszcze bardziej, wszystko z zamrażarki szlag trafi.
- Lodówka jest na innej fazie - powiedział Mietek z politowaniem, z jakim zwykle tłumaczy się dziecku coś co niby jest łatwe a ono nie potrafi tego zrozumieć. - Wystarczy, że odkręcisz korek od oświetlenia, boczne gniazdka będą działały. Przedpokój jest tak ciemny, że nawet w dzień nie zauważy tych żyłek.
- Ile czasu by ci to zajęło?
- Jakieś dziesięć minut, pod warunkiem, że wszyscy odpowiednio wcześnie wyjdziecie z domu i nikt się nie będzie kręcił, jak już wszystko będzie założone. Ale na wszelki wypadek dałbym też coś spadającego na łeb, zawsze jest możliwość, ze zostawi trochę krwi...
- Ani mi się waż - powiedział kategorycznie Sebastian. - Powinno wystarczyć. Już i tak mam wyrzuty sumienia czy dobrze robimy.
Sebastian uczuł szarpanie za ramię, otworzył oczy i wytrenowanym odruchem zapalił lampkę nocną. Nad łóżkiem stał Mietek, w samych slipkach i pierwsze, co rzuciło się w oczy, to ogromny wzwód, odciągający gumkę slipek od ciała i ukazujący skąpe owłosienie na podbrzuszu oraz dolny fragment członka. Mietek trzymał w ręce jeden z małych białych ręczników, które wisiały zwykle w kuchni.
- Patrz Seba, z Maciejem jest chyba coś naprawdę nie tak - powiedział podając ręczniczek Sebastianowi.
- Mieciu, popraw tę parówę, już myślałem, że przyszedłeś mnie zgwałcić - upomniał go Sebastian oglądając obfitą plamę na kawałku tkaniny. Była czerwona, miejscami brązowa. Od razu zapomniał o strofowaniu Mietka.
- Dobrze, że mi to pokazałeś - powiedział. - To już jutro, weź na wszelki wypadek spakuj i to, Tylko wsadź w jakiś plastikowy woreczek. Zmykaj do łóżka i na drugi raz wciągnij coś konkretnego na dupę jak tu przychodzisz.
- Wydawało mi się, że nie mamy żadnych tajemnic przed sobą - odpowiedział Mietek.
- Masz rację - odpowiedział, cmoknął go w policzek i dał klapsa w tyłek na pożegnanie. Gdy Mietek wyszedł, zastanawiał się, czy był to przypadek czy świadoma demonstracja. Mietek zrobił się bardzo seksualnym zwierzęciem i wcale by się nie zdziwił, gdyby miało to na celu wywołanie zainteresowania Sebastiana swoją skromną osobą, nawet nie w pełni świadome. Bo ten widok zrobił na Sebastianie wrażenie i uruchomił pierwszy kamyczek lawiny libido, która spadła na niego za chwilę. Jak tylko mógł starał się odpędzić od siebie obraz nasady członka Mietka, który wgryzł mu się w pamięć.
Sebastian i Maciej stali na przystanku tramwajowym przestępując z nogi na nogę z zimna. Noc zaczynała powoli przegrywać walkę z poranną szarówką.
- Jak myślisz, kto pojawi się pierwszy, Mietek czy Maria? - zapytał Maciej poprawiając plecak.
- Mietek, bo już go widzę. Co do kobiet, jak powiedziała, że będzie o w pół do siódmej, to pojawi się za piętnaście.
- To spóźnimy się na pociąg - okazał niezadowolenie Maciej.
- Celowo umówiłem się wcześniej.
- Przypominam ci, że miałeś rano zadzwonić do Lisickiej i ostatecznie poinformować ją, że jedziemy.
- O tej godzinie? - zaprotestował Sebastian. - Chyba za wcześnie aby budzić ludzi, zwłaszcza takich, którzy mają małe dzieci.
- Przecież wiedziała, o której mamy jechać, tam masz budkę, leć póki Marii jeszcze nie ma. Na dworcu może nie być już czasu.
Wbrew jego obawom, Lisicka była już na nogach i odebrała telefon po pierwszym dzwonku. Sebastian odmeldował się i podzielił wątpliwościami odnośnie mieszkania.
- Pan się nie denerwuje, panie Sebastianie, dopilnuję, by wszystko było jak trzeba. No to szczęśliwej podróży!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:36, 21 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 1:32, 21 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
homowy seksualista napisał: |
2. Trochę zmieniłem koncepcję tej historii, w związku z czym ten tom będzie trwał jeszcze jakiś miesiąc (jesli będę miał czas pisac, jeśli nie to dłużej). Chcecie? Bo to już za długie się robi. Wiem że czytacie ale też nie chciałbym przesadzać. |
Odnośnie powyższego to uważam podobnie jak @waflobil66, że powinieneś dokładnie wszystko wyjaśnić dopiero zrobić desant do Tomu II, a że się wydłuży Tom I - to tylko się cieszyć, że jest więcej do czytania.
Pozdrawiam Autora i Czytelników
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Śro 1:40, 21 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Śro 20:47, 21 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (115) |
|
|
Jadwiga Markowska już od samego rana czuła się podenerwowana i nieswoja. Zwariowane pomysły Sebastiana nie były dla niej pierwszyzną, z nim było jak w biblijnej frazie 'nie znacie dnia ani godziny'. Roztargniony, a przy tym naładowany pomysłami i nad wyraz aktywny stanowił mieszankę cech, które w określonych sytuacjach miały moc wybuchową. Dlatego od pewnego czasu naciskała na niego, by się ustabilizował, założył rodzinę. Tymczasem jej syna w ogóle nie ciągnęło w tym kierunku. Przezornie wyprowadził się na studia do Poznania i coraz bardziej rozluźniał więzy rodzinne. Ostatnio nie pojawił się nawet na święta Bożego Narodzenia. To znaczy pojawił się, ale ze wspólnego spędzenia świąt zrezygnował jeszcze zanim się zaczęły, po czym zamilkł na dobre, ograniczając się do zdawkowych rozmów telefonicznych. Wiedziała więc że żyje, wiedziała że pracuje - i nic ponadto. To, że objawił się nagle i niespodziewanie zapowiadając się z wizytą w poszerzonym gronie, nie było jakieś specjalnie dziwne, mimo to... Coś jej nie do końca pasowało. Normalnie powiedziałby: przyjadę z kolegą, koleżanką, cokolwiek. A tu jedynie prośba o przyrządzenie posiłku dla czterech a może nawet pięciu osób. I pewnie będzie musiała to zrobić z własnego budżetu, bo Sebastian nigdy groszem nie śmierdział. Wczoraj piekła ciasto, dziś będzie musiała przygotować całą resztę. Nie wiedziała nawet dla kogo to robi, Sebastian był w stanie przywlec kogokolwiek a później na przykład okazywało się, że ten ktoś jest wegetarianinem. Tak, jego było stać na jakąś super niespodziankę. Nie była nawet do końca pewna, czy to będą Polacy, w tym domu nocowało już pół Europy, od Finów po Greków. I jak w takiej sytuacji przygotować normalny obiad? Zdecydowała, że nie będzie się wygłupiać, zrobi barszcz i schabowe i sernik na deser, ten zestaw sprawdzał się prawie zawsze. A jeśli... Nie, o to swojego syna by nie podejrzewała. W jego towarzystwie było mało kobiet, przeważali chłopcy, mężczyźni a nawet dziady. Tym razem również nie nastawiała się na kobietę. Od dość dawna wiedziała, że płeć piękna to nie jest to, co Sebastian ceni najbardziej. Kiedyś wertując jego notes w poszukiwaniu numeru telefonicznego kolegi, do którego wyszedł na chwilę i nie wracał od czterech godzin, znalazła dziwne notatki, jakieś serduszka i podobne rzeczy. Tyle że te serduszka były narysowane przy kilku osobach z klasy i tak się dziwnie złożyło, że zawsze byli to chłopcy. Później była Monika, ale trudno było jej zdecydowanie stwierdzić, czy Sebastiana cokolwiek z nią łączyło. Co tym razem wywinął? - pomyślała zabierając się za ubijanie schabowych.
- Jaki jest plan? - zapytała Maria, gdy pociąg powoli dobijał do wrocławskiego dworca. Z daleka majaczyła sylwetka ponad dwudziestopiętrowego złocistego biurowca a podmiejski krajobraz zmienił się w ciąg blokowisk.
- Najpierw wbijamy do mojej matki, tam czekamy na Hurwicza, potem Hurwicz zabiera Maćka a my możemy pojechać do biura paszportowego.
- A ja? - zapytał Mietek.
- Będziesz przez dwie godziny dotrzymywał towarzystwa naszej mamie albo pojedziesz z nami. Możliwe, że będziesz musiał z jakichś powodów jechać z Maciejem... Jeszcze nie wiadomo. W każdym razie nie ma co się obrażać, Mieciu, jesteś, jak by nie było bagażem dodatkowym i wolnym strzelcem zarazem.
Mietek zbył tę uwagę milczeniem pomagając Maciejowi założyć plecak. Pociąg tym razem zameldował się na stacji i cała czwórka, przeciskając się przez tłum pasażerów, ruszyła do wyjścia.
- Daleko od dworca mieszkasz? - zapytał Mietek. - Nie trzeba kupić jakichś biletów na tramwaj?
- Nie, to nie jest więcej niż trzysta metrów - odpowiedział Sebastian i pokazał ręką kierunek.
Na rogu Skwerowej i Ślężnej, przy budce telefonicznej stał mężczyzna. Z wyglądu trzydziestoletni, średniej postury, przeciętnie ubrany, w dżinsy i tweedową szarą kurtkę. Nie wyglądał na kogoś, kto w tym miejscu znalazł się przypadkiem, Sebastian ocenił go jako mieszkańca osiedla albo kogoś, który przyszedł na przykład po dziewczynę, aby z nią iść na zakupy. W jego zachowaniu nie było nic nadzwyczajnego, nic co zdradzałoby jakiekolwiek zainteresowania poza standardowymi. Jednak Sebastiana zastanowiła jego twarz. Nie dałby się pokroić, że znał ją, jego pamięć do twarzy była wyjątkowo selektywna, pamiętał matkę, ciotki, kuzynów, kilku przyjaciół i był w stanie ich rozpoznać. Cała reszta się nie liczyła a jego zdolność rozpoznania kogokolwiek była mierna. Nie był nawet w stanie stwierdzić, czy zna tę osobę z Poznania czy Wrocławia, wystarczyło to jednak, by zasiać w nim niepokój.
- Po kolei. To jest moja mama, Jadwiga a to kolejno: Maria, moja, hmmm, jakby to powiedzieć... No, bliska koleżanka, a ci dwaj to Mietek, ten mniejszy, i Maciek, ten grubszy. Będzie jeszcze doktor Hurwicz, ale on przyjedzie dopiero po dziesiątej.
Jadwiga wpatrywała się w całą czwórkę. Skąd Sebastian wytrzasnął tych młodych chłopaków? Wyglądali inteligentnie, to musiała przyznać, zwłaszcza ten tęższy. Ale ta Maria? Jak on to powiedział, bliska koleżanka? To znaczy że Sebastian w końcu ma kobietę? - zastanawiała się próbując z tego cokolwiek zrozumieć. Wyglądała na sporo starszą od niego, kilka lat po trzydziestce. I on sobie przygruchał taką starą rurę? Ciekawe, panna czy rozwódka, ale to chyba wyjdzie w praniu...
- Mama, zrób nam kawy, chłopcom raczej herbaty i postaram się wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Tylko ostrzegam, to nie jest prosta historia.
Nic co się tyczy Sebastiana nie jest proste - pomyślała Jadwiga i poszła do kuchni zrobić napoje i przynieść ciasto. Trochę wybiło ją z pantałyku to całe towarzystwo. Ten mały chłopiec nie ma więcej niż trzynaście lat, czyżby był synem Marii? Wnosząc ciasto i dzbanek z herbatą zauważyła, że temu grubszemu zaświeciły się oczka.
- To teraz siadaj a ja postaram się to wszystko jakoś opowiedzieć - poprosił Sebastian. - A wy na razie nie przeszkadzajcie, przyjdzie czas i na was.
Po czym przystąpił do opowiadania a Jadwiga usiłowała wyłowić z tego jakiś sens, bo to wszystko brzmiało jej zbyt chaotycznie, zbyt dziwnie, a może po prostu zbyt niezwykle.
- To znaczy że opiekujesz się tymi dwoma zuchami? - zapytała.
- To raczej my opiekujemy się Sebastianem - odpowiedział Mietek. - Ma pani wyjątkowo skomplikowanego syna.
Towarzystwo wybuchnęło głośnym śmiechem, pierwsze lody zostały przełamane.
- Już sobie wyobrażam ten porządek w tym domu... - westchnęła. - Sebastian i porządki...
- Ma pani rację, ciągle trzeba po nim sprzątać - ciągnął Mietek. - Poza tym pracuje do późnej nocy i przeszkadza nam oglądać w nocy filmy na wideo - dodał z wesołą iskierką w oku.
- Mogę jeszcze kawałek ciasta, pani Jadwigo? To jest prawdziwa poezja - stwierdził Maciej i równo ze zgodą pakował na talerzyk następny kawałek sernika na zimno.
- Ciasto w twoich rękach to nie poezja a dramat - zgasił go Mietek.
W tym momencie rozległ się dzwonek domofonu i Sebastian rzucił się by odpowiedzieć. Po kilku chwilach zaprezentował Hurwicza Jadwidze.
- Może kawy? - zapytała Jadwiga.
- Niech pani zrobi ale wątpię, czy zdążę coś więcej niż tylko zamoczyć usta, jeśli mamy jechać zrobić te badania. Panie Sebastianie, może pan przygotować jakiś pokój, gdzie mógłbym przebadać Macieja?
- Tak to wyglądało - powiedział Sebastian prezentując Hurwiczowi ręczniczek. - Prawdę mówiąc, to Mietek zdobył wczoraj.
Hurwicz wykonał kilka podstawowych badań, obejrzał gardło, zmierzył temperaturę. Sebastian był obecny podczas tego badania a Hurwicz nie protestował, zresztą Sebastian celowo wziął tę szmatkę, by ograniczyć możliwości manewru Hurwicza, który na przykład chciałby obejrzeć nasienie chłopca. Dostarczenie materiału poglądowego istotnie okazało się pomocne.
- Prawie na pewno przewlekłe zapalenie nasieniowodu albo najądrza - powiedział Hurwicz. - bez badań krwi i moczu nie mogę powiedzieć na sto procent, może to być zwykła hematospermia, którą nie ma sensu się przejmować jeśli nie jest uporczywa. Pan wyjdzie na chwilę, panie Sebastianie, zobaczę tylko, jak wyglądają jądra u chłopca, jeśli normalnie to naprawdę nie ma powodu do niepokoju.
Sebastian rzucił Maćkowi pocieszające spojrzenie i zniknął za drzwiami, by po niespełna minucie być przywołany z powrotem.
- Jądra wyglądają na zdrowe, nieopuchnięte, gładkie. U tak młodych ludzi hematospermia może być zwykłym zaburzeniem w pokwitaniu, jeśli nie towarzyszą temu dodatkowe objawy, a tu raczej wszystko jest w porządku. Bardziej martwi mnie jego astma i sapanie, na tym wolałbym się skupić. Tak jak mówiłem, pojedziemy zrobić badania do spółdzielni, mam umówione na cito, za dwie godziny powinny być gotowe.
- To rozumiem że przyjechaliśmy zupełnie bez sensu? - zapytał Maciej.
- Nie. Każda krew jest podejrzana, tyle że sama w sobie nic nie znaczy - cierpliwie tłumaczył Hurwicz. - Musiały by być jakieś objawy dodatkowe. Ty, Maciej, obserwuj się jeszcze jakiś czas, zwłaszcza jądra, jak będą opuchnięte czy zaczną pobolewać, koniecznie idź do lekarza a jak znów nie będziesz się mógł przemóc to zadzwońcie do mnie. Pan, panie Sebastianie, niech też przemoże się czasami i obejrzy, wie pan na co zwracać uwagę. Aha, i jeszcze jedno - dobrze by było, żebyś codziennie miał wytrysk i mógł obserwować co się dzieje, ale to chyba najprzyjemniejsza część terapii i chyba nie muszę ci mówić jak to się robi - uśmiechnął się, nie tylko zresztą on.
- Gdzie jest Mietek? - zapytał Sebastian, gdy Maciej i Hurwicz opuścili mieszkanie na Studziennej.
- Naprawia kran nad wanną - odpowiedziała Jadwiga. - Prosił mnie by mu pozwolić, a temu kranowi i tak już nic nie pomoże więc nawet jak zepsuje...
- Raczej naprawi, przynajmniej pod tym względem mam z nim same dobre doświadczenia. A jak się mamie podoba Maria?
- Niezbyt - odpowiedziała cicho Jadwiga, uważnie rozglądając się dokoła. Maria stała na balkonie i paliła papierosa i usłyszałaby każdą głośniejszą rozmowę. - Coś sobie wybrał rozwódkę? Normalnych panien już nie ma? Jeszcze nie jesteś w wieku, że musisz brać jak leci, stać cię na lepszą.
- Mama jej w ogóle nie zna - zaprotestował Sebastian.
- Mam serce i umysł matki, widzę więcej niż ty. Na drugi raz nie przyjeżdżaj mi z tą lampucerą, jak nie chcesz słyszeć więcej na jej temat. Mietek i Maciek wystarczą, przesympatyczni chłopcy. Czemu ja nie miałam takich synów jak oni tylko kogoś, kto nawet porządnej dziewczyny nie umie sobie znaleźć?
- Maciek już sobie znalazł, siostrę Mietka - powiedział jadowicie Sebastian. - A z Mietkiem mama by osiwiała po dwóch dniach.
- Nie bardziej niż z tobą. To co masz teraz w planie? Urząd paszportowy? Możesz mi wytłumaczyć po co w ogóle jedziesz do tych Niemiec?
Sebastian uznał, że jeszcze nie nadszedł na to czas. Polecił Marii i Mietkowi ubrać się i już za chwilę byli przed dziesięciopiętrowym blokiem, pamiętającym jeszcze epokę wczesnego Gierka. Sebastian bał się iść bezpośrednio w stronę dworca, ten typ mógł jeszcze stać na Skwerowej i ich obserwować. Kupili bilety w kiosku przed blokiem i poszli na przystanek tramwajowy. Sebastian zauważył wolno jadący Ślężną samochód o poznańskiej rejestracji. Za kierownicą siedział człowiek, który sylwetką przypominał tego, którego widział godzinę wcześniej. Ale czy to on?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 11:24, 22 Sty 2015, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 40 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Śro 22:52, 21 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
, potem Hurwicz zabiera Sebastiana..." - chyba Macka
Znowu pomyliłeś imienia
HS: Poprawione, dzięki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 0:48, 22 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
"i sernik na deseń," - raczej na deser.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 16:28, 22 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Wychodzi na to, że jedyna metoda na dostanie feedbacku to narobić maksymalnie wiele błędów Za wczorajsze przepraszam, ale po prapetówce to różnie bywa. Pozdrawiam i dziękuję za uwagi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 19:48, 22 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3184
Przeczytał: 84 tematy
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 19:47, 22 Sty 2015 Temat postu: Inni, tacy sami (116) |
|
|
Ulica Ślężna jest jedną z dwóch arterii biegnących z południa Wrocławia, od wylotówek na Kudowę i Jakuszyce prawie do centrum miasta. W swym północnym odcinku przebiega wzdłuż nowych osiedli. Ale tylko z lewej strony, po prawej znajduje się sztucznie usypane wzgórze, na które wożono gruz ze zburzonego Wrocławia. Dlatego mieszkańcy miasta określali go nazwą 'wysyp', mimo że w latach osiemdziesiątych teren uprzątnięto, zniwelowano, zasiano trawę i następnie ochrzczono nazwą Wzgórza Gomułki, by po upadku jedynie słusznego systemu przemianować je na Wzgórze Władysława Andersa. Jeszcze będąc chłopcem Sebastian z kolegami penetrowali ten teren a raz udało im się tam znaleźć pokaźną bombę, którą następnie usiłowali odpalić między blokami osiedla. Tylko przytomności jednego z rodziców, który przypadkiem widział to przez okno, zawdzięczają, że nic się nie stało a bombę zabrali saperzy, zdziwieni, że 'przecież to nie miało prawa nie pierdolnąć'.
Te obrazy przewijały się przez pamięć Sebastiana, który obrzucił skarpę wzgórza krytycznym spojrzeniem. Podejrzane auto zniknęło u szczytu ulicy, jednak nigdzie nie było powiedziane, że za chwilę nie wróci.
- Jakby tak zrobić skrót, przejść tę górkę, wyszlibyśmy na Borowską i tam złapali sto trzynaście do dworca, przystanek jest naprzeciwko samochodówki, zaraz przy garach - powiedział, zapominając że ani Maria ani Mietek nie zrozumieją nic z tak podanej wrocławskiej topografii.
- Bo? - zapytała Maria a Sebastian, rzucając piorunujące spojrzenia w stronę jej butów na wysokim obcasie, tłumaczył w czym rzecz.
- Jaka rejestracja? - zapytał Mietek.
- PZJ 2683. Możesz mieć oko?
- Mogę - odpowiedział Mietek wspinając się na stromą skarpę. Maria nie skomentowała pomysłu, ruszając przed siebie. Kilka osób na przystanku patrzyło ze zdziwieniem na ekwilibrystykę młodego mężczyzny, chłopaka i kobiety ubranej najgorzej jak tylko można do takiej wspinaczki, ale Sebastianowi było wszystko jedno. - Grunt to dobra przyczepność - pomyślał i z mozołem pokonywał ostatnie metry. Szło ciężko, gleba była śliska po ostatnich deszczach, co okupił zjechaniem na kolanach kilku metrów. Klnąc ile wlezie jeszcze raz podjął atak, tym razem skutecznie.
- Seba, jeśli chodziło ci o to, by nikt nie zauważył, to średnio ci to wyszło - powiedział ironicznie Mietek.
- Ty się ciesz, że nie ma z nami Macieja - odpowiedział Sebastian. Na szczęście wschodnia część wzgórza była łagodna i po kilku minutach oczekiwali już na przystanku.
- Zrób coś z tymi kolanami - upomniała go Maria. Dopiero teraz Sebastian zauważył skutki wspinaczki. Plamy sraczkowatego koloru na czarnych dżinsach były nie tyle widoczne co wręcz atakujące wzrok. Odruchowo sprawdził czy ma przy sobie chusteczkę, choć ostatni raz miał ją w kieszeni kilka lat temu. Zwykle trzymał w plecaku paczkę chusteczek higienicznych, które jeszcze w Poznaniu dał Maćkowi na te jego problemy. Cóż, trzeba będzie się doprowadzić do porządku gdzieś na mieście.
- Widzisz coś podejrzanego? - zapytał Mietka, gdy stali na przystanku przed dworcem, czekając na cokolwiek, co jechałoby w stronę placu Grunwaldzkiego.
- Na razie nic - zameldował Mietek a Sebastian wskazał na zerówkę, która wyłoniła się od strony Piłsudskiego.
- Ona nam pasuje, wysiądziemy przystanek przed placem Grunwaldzkim - powiedział Sebastian i wykonał gest zachęty w stronę tramwaju, który właśnie otwierał drzwi. Wsiedli i Sebastian wybrał miejsce zaraz za przegubem, by mieć lepszy widok na ulice i samochody. Zerówka minęła stary dworzec PKS i skręciła w Pułaskiego, jedną z najbardziej zaniedbanych okolic miasta, z kamienicami pamiętającymi jeszcze dziewiętnasty wiek. Po kilku latach mieszkania w Poznaniu taka wycieczka była dla niego wędrówką w czasie, kolejne domy i skrzyżowania wywoływały sceny z dzieciństwa. Tu znajdował się sklep zoologiczny, w którym kupował pokarm dla rybek, więc poznał tę okolicę dość dokładnie.
Nagle poczuł szarpnięcie za rękę. To stojący obok Mietek dał mu do zrozumienia by się pochylił.
- Widzisz to co ja? - zapytał gdy głowa Sebastiana była już na wysokości jego uszu.
Sebastian popatrzył uważnie przez okno. Niebieski samochód z symbolem gryfa, o numerze PZJ 2683 jechał tuż przed ich stanowiskiem, niestety z jego pozycji niemożliwe było dostrzec kto siedzi za kierownicą. Sebastian zaczął gorączkowo kombinować jak zgubić niepożądanego obserwatora. Znał jeden sposób, często występujący w powieściach szpiegowskich. Aby upewnić się, że ktoś, kogo podejrzewamy o śledzenie nas rzeczywiście nas śledzi, należy wykonać drogę okrężną. Jeśli wróci z nami do punktu wyjścia, sprawa jest oczywista. Trudno o bardziej luksusową sytuację, jeśli jedzie się tramwajem jeżdżącym wokół centrum. Wrocławska zerówka miała trasę okólną i Sebastian postanowił to wykorzystać.
- Pani... Jak pani ma na imię? - zapytał Hurwicz, który pojawił się z Maciejem w mieszkaniu na Studziennej.
- Jadwiga ale wszyscy mówią na mnie Sławka, od mojego drugiego imienia - odpowiedziała patrząc na Hurwicza. Nie każdemu pozwalała na taką poufałość, tymczasem Hurwicz był bliski ideału mężczyzny, który kiedyś sobie wymarzyła. Postawny, nie za szczupły, o ujmującej twarzy i nienagannych manierach. W zasadzie od śmierci jej męża minęło już dziesięć lat i warto by się zainteresować kimś innym, tymczasem poza niezdarnymi umizgami kolegi z pracy, o którym krążyła opinia babiarza i lowelasa, nikt inny nie zdradzał nią większego zainteresowania. Ona zresztą również. Tymczasem Hurwicz... Bała się przyznać przed samą sobą, że ten mężczyzna niejako wyrwał ją z zaklętego kręgu miłości do kogoś, kogo straciła przed dziesięciu laty. Temat nowej znajomości był dla niej tabu, czasem Sebastian dopingował ją słowami 'wyjdź mama za mąż bo syn potrzebuje pieniędzy' ale była to zwykła zgrywa, jedna z wielu w jego wydaniu. Im bardziej wpatrywała się w przystojnego i eleganckiego doktora, tym bardziej docierał do niej bezsens ostatnich dziesięciu lat.
- Pani Sławko, ja już będę musiał wracać do Jeleniej Góry, niech pani przekaże Sebastianowi, by skontaktował się ze mną jak tylko będzie mógł. Chłopcu nic nie jest, to znaczy nie do końca tak. Jego problemy mogą wynikać z otyłości i co należałoby zrobić i to natychmiast to zastosować odpowiednią dietę. Nie chciałbym pani tu zamęczać, zwłaszcza, że to wymaga trochę czasu, a pewnie pani nie ma zawodowo z tym nic wspólnego. Kim pani jest z zawodu?
- Dietetykiem...
- O! - ucieszył się Hurwicz i przystąpił do wyjaśnień. Jadwiga słuchała go prawie jak urzeczona, mimo że mówił rzeczy dla niej oczywiste. - W zasadzie mogłaby pani pomóc Sebastianowi opracować jakąś dietę, chłopak musi schudnąć, on i tak ma spore problemy ze zdrowiem zupełnie innego typu. A wie pani, on ma teraz tylu opiekunów, przyjaciół i ludzi, którzy z dobrego serca go rozpieszczają, że ktoś musi nad tym panować. Pani syn to bystra bestia, nawet za bardzo, ale tu potrzeba fachowej ręki.
Po rozmowie Hurwicz zostawił swą wizytówkę, pożegnał się elegancko i zniknął za drzwiami.
- Maciek, pomógłbyś mi trochę w kuchni? - zapytała Jadwiga. Pomoc była tylko pretekstem, postanowiła skorzystać z okazji i przygotować go psychicznie na podjęcie diety. Maciej zrobił na niej jeszcze lepsze wrażenie niż wyszczekany Mietek, zauważyła to jeszcze podczas porannej kawy przy stole, ten chłopak miał duszę, powiedziałaby nawet, że duszę artysty. Postara się dowiedzieć czegoś więcej.
- A nie ma pani jeszcze kawałka tego sernika, co był rano? - zapytał Maciej. - Bardzo mi smakował a na mieście strasznie zgłodniałem.
Jadwiga już chciała odpowiedzieć, że jest cały zjedzony gdy przypomniała sobie, że połowa leży na stole w kuchni, której drzwi właśnie otwierali. Serce matki i opiekunki walczyło w niej z umysłem dietetyka.
- I po co robiliśmy takie kółko, skoro on za nami nie jechał? - zapytał Mietek. - Sebastian, ty chyba masz Melanię prześladowczą.
Sebastian nie wiedział czy się cieszyć czy wręcz przeciwnie. Stracili w tramwaju prawie godzinę, którą dało się wykorzystać inaczej, a teraz stali w długiej kolejce do biura paszportowego. Sebastian ocenił ją na ponad godzinę stania. Czyżby popadał w paranoję? Jednak świadomość w jaki sposób kończyły się poprzednie sprawy,w których maczał swe brudne paluchy Rogalewicz nakazywała szczególną ostrożność. I o ile rozumiała to Maria i bez zmrużenia okiem godziła się na wszystko, Mietek był o wiele bardziej sceptyczny.
- Idź do toalety, zrób coś z tymi kolanami, wyglądasz jakbyś przyjechał ze wsi - szepnął na ucho Sebastianowi. Sebastian posłuchał i wyszedł na długi korytarz urzędu wojewódzkiego rozejrzeć się za toaletą. W końcu znalazł, wciśniętą gdzieś przy końcu. Wszedł do kabiny, zamknął za sobą drzwi na zamek i zaczął czyścić kolana papierem toaletowym. Gdy był w trakcie, usłyszał charakterystyczny szczęk zamka a potem kroki zmierzające w stronę kabin. Odruchowo wstrzymał oddech. Ktoś zapukał do jego drzwi. Nie, nie pociągnął za klamkę, co byłoby naturalne, ubikacje mają to do siebie, że czasem wolna kabina ma zamknięte drzwi i na wszelki wypadek wypada zapukać. Już miał odpowiedzieć że zajęte, ale zastanowił się i zamilkł, czekając na oddalające się kroki. Był sparaliżowany, nie mógł ruszyć ani ręką ani nogą, uważając wyłącznie by oddychać w miarę bezszelestnie. Pukanie powtórzyło się po kilkudziesięciu sekundach, choć dla niego były to lata. W końcu usłyszał upragnione kroki i szczęk żelaza z oddali. Długo dochodził do siebie.
- A ty co, linę połknąłeś czy jak? - przywitał go Mietek patrząc wymownie na zegarek. Zwrócił uwagę na spocone czoło i dziwny wyraz twarzy Sebastiana. - Stało się coś?
- Nie, nic... - odpowiedział Sebastian. Powinien teraz poprosić Mietka by przeszedł się po parkingu przed urzędem, tyle że właśnie tego nie wolno mu zrobić, muszą trzymać się razem.
- Coś długo ich nie ma - powiedziała zaniepokojona Jadwiga. - Nawet jak w urzędzie wojewódzkim jest kolejka, to powinni już wrócić, jest po drugiej.
Maciej co prawda stęsknił się już trochę za Mietkiem, jednak chwilowo było mu obojętne kiedy przyjdzie. Pani Sławka okazała się kimś, z kim świetnie się rozmawiało, poza tym wzbudziła jego zaufanie do tego stopnia, że zastanawiał się, czy nie powierzyć jej swojego największego problemu, tego, z którym z wiadomych powodów nie mógł się zwrócić do pani Marty czy Lisickiej. Przewaga pani Sławki polegała nie tylko na ujmującej osobowości, ale również na tym, że w porównaniu z tamtymi kobietami, nie łączył ich żaden stosunek zależności, po prostu była kimś, komu - jak przypuszczał nie bezpodstawnie - jego dobro leżało na sercu i powinna go zrozumieć. Teraz, kiedy wiedziała już o nim prawie wszystko, ten jeden szczegół wydawał się nie mieć szczególnego znaczenia. Tylko jak do tego podejść? Nie ma co kombinować - pomyślał.
- Pani Sławko, chciałbym o coś panią spytać, ale to jest bardzo poufne, zgodzi się pani?
- Będę milczała jak grób - uśmiechnęła się Jadwiga i chwyciła chłopca za rękę. - No co ci leży na sercu?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 22:29, 22 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|