|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 18:26, 28 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
.
Część 16. Wspólne święta.
Wieczorem zadzwonił Kamil.
- Cześć Piotrek, co tam u was słychać, Mikołaja już uwiodłeś? – zapytał na wstępie.
- Nie, ale pracuję nad tym, tutaj wszystko w porządku, mamy nawet ładny śnieżek, a u was w Krakowie co słychać?
- Dorota chciała z tobą rozmawiać – usłyszałem w odpowiedzi.
- To daj jej telefon, jak jest gdzieś w pobliżu.
- Ok., daję jej telefon – powiedział Kamil.
- Cześć Piotrze, mam do ciebie pytanie, co robisz w wigilię i w święta – usłyszałem głos Doroty.
- Biorę na ten czas urlop do nowego roku, ale na razie nie mam sprecyzowanych planów, a dlaczego pytasz?
- Rozmawiałam z Kamilem i mamy taki pomysł, żeby zrobić wspólną wigilię i razem spędzić święta, co ty na to?
- Dorota pomysł jest świetny, rozumiem, że organizujemy to u mnie, więc musisz wziąć pod uwagę również i Mateusza – odpowiedziałem.
- Miałam na myśli wszystkich Piotrze, czyli mnie i Kamila, ciebie, Kubę, Mateusza, no i jeszcze może ktoś dołączy, może Mikołaj, nie wiem, na razie rozmawiałam z Kamilem, teraz z tobą, dlatego dzwonię tak wcześnie, żeby można było sobie z pracą poustawiać wszystko na ten okres, jeszcze jedno, Kamil ma taki pomysł, żeby to odbyło się u ciebie w domu na wsi – powiedziała Dorota.
- Wiesz Piotrek, ubrałoby się którąś z choinek, rosnących przed domem i byłoby tak zarąbiście – usłyszałem głos Kamila.
- Kamil choinka to ubrane już drzewko iglaste najczęściej jadła lub świerk, a przed domem rosną trzy jodły kalifornijskie – wyjaśniłem.
- Nieważne co to jest, ale jak się je ubierze, to będą bajecznie wyglądały, na każdej powiesi się inny kolor światełek, ale to by były fajne święta jak się oczywiście zgodzisz – powiedział Kamil.
- Jak wcześniej tam nie umarzniemy, trzeba będzie jechać dzień wcześniej i uruchomić normalne ogrzewanie, Kamil będę w przyszły weekend w Krakowie, to wszystko ustalimy, pogadajcie z Mateuszem i jak on chce zaprosić Łukasza, to niech zaprasza, ja pogadam z Kubą i Mikołajem, daj mi jeszcze Dorotę.
- Słyszałam, że się zgadzasz, na weekend przygotuję ci ulubioną jagnięcinę, tylko przyjedź koniecznie, a na wigilię i święta zajmę się stroną kulinarną, na wigilię wezmę urlop, może nie będzie dwunastu dań, ale jedzenia przygotuję sporo – powiedziała.
- Świetny pomysł, pomożemy ci w części kulinarnej, a o Kamila nie będziesz się obawiać w takim towarzystwie? – zapytałem przekornie.
- Raczej nie, ale co ma być, to i tak będzie – skwitowała.
Po zakończonej rozmowie, powiedziałem Kubie o pomyśle Doroty.
- Ma dziewczyna łeb na karku, dobrze Kamil trafił, ależ to będą rewelacyjne święta w takiej atmosferze, wieś, ubrane choinki na zewnątrz, śnieg, mróz, może jeszcze jakiś kulig uda się zorganizować – marzył na głos Kuba.
- Kuba co do śniegu i mrozu to jeszcze różnie może być, ale w święta może być rzeczywiście ciekawie.
- Zaprosisz Mikołaja, ucieszy się, pewnie chętnie oderwie się od domowej rzeczywistości w czasie świąt – zaproponował Kuba.
- Zadzwonię do niego jutro i zaproszę na święta, zobaczymy, co powie.
- Tylko bądź stanowczy, wiesz, że będzie wydziwiał skrępowany zaproszeniem – ostrzegł Kuba.
- Tak przewiduję, ale dam sobie radę, będę bardzo stanowczy – odparłem.
W poniedziałek zadzwoniłem do Mikołaja i zaprosiłem go na święta, nawet nie wydziwiał, tylko chętnie przyjął zaproszenie, nawet Kuba był zaskoczony takim obrotem sprawy. Bieżące sprawy w firmie zdominowała sprawozdawczość z okazji końca roku, Handlowcy i pracownicy DWS mieli też pełne ręce roboty, w tym okresie nie chodziło o nowe kontrakty, tylko o życzenia świąteczno – noworoczne i spotkania z klientami, chociaż okazało się, że jeszcze zwiększyliśmy w tym okresie portfel zamówień na przyszły rok. Strategia wymyślona przez zastępcę Kuby (ten ani ładny, ani zgrabny) przynosiła świetne rezultaty, chodziło o to, że każdy handlowiec w okresie przedświątecznym odwiedzał swoich klientów, składając życzenia i wręczając drobne prezenty od firmy, najczęściej były to kosze upominkowe ze słodyczami i alkoholami, w spotkaniach z najważniejszymi naszymi klientami brałem udział ja i odbywały się one w restauracji. Tydzień upływał więc szybko, a z racji spotkań z klientami niektóre wieczory miałem zajęte.
Mikołaj odwiedził nas w tygodniu dwa razy, żałowałem, ale akurat wtedy miałem kolacje służbowe i wracałem dosyć późno do domu, Mikołaj zawsze już spał. Kuba zapewniał mnie, że Mikołaj jest bardzo ucieszony z zaproszenia na wigilię i święta i już kombinuje jak ustawić się w pracy, żeby mieć całą wigilię wolną. Z Mikołajem widywałem się rano, wychodząc do pracy, zawsze się budził i wychodząc na korytarz, żegnał mnie pocałunkiem w policzek.
Na weekend do Krakowa miałem jechać sam. Kuba zostawał we Wrocławiu. W piątek okazało się, że Grzegorz wybiera się do Krakowa w odwiedziny do szpitala do córki. Pani Halinka wiedząc o moim wyjeździe na weekend do Krakowa, zapytała czy nie zabrałbym Grzegorza do Krakowa. Zgodziłem się jednak pod warunkiem, że Grzegorz ani razu nie wyskoczy z podziękowaniami. W ten sposób podróż do Krakowa odbyłem w towarzystwie Grzegorza. Dowiedziałem się dokładnie o stanie zdrowia Karoliny oraz o tym że, Karolina prawdopodobnie święta spędzi już w domu wraz z nimi. W trakcie jazdy podczas rozmowy okazało się, że żona Grzegorza też będzie wracała razem z nim, żeby zrobić przedświąteczne porządki i zakupy, umówiliśmy się na niedzielę na wspólny powrót do Wrocławia.
W czasie weekendu odwiedziłem grób Grzegorza oraz jego rodziców, z planowanej krótkiej wizyty zrobiło się kilku godzinne spotkanie, musiałem zostać na obiedzie, ale dzięki temu widziałem się również z Kaśką. Wieczorem w sobotę z Dorotą, Kamilem i Mateuszem w czasie wspólnej kolacji ustaliliśmy szczegóły wigilii i świąt. Przygotowana przez nią jagnięcina była wyborna. Mateusz zaprosił Łukasza na święta, okazało się, że Mateusz z Kamilem kupili już oświetlenie choinkowe i jakieś ozdoby, nie wiem dlaczego, ale wizja ubierania choinek wszystkich jakoś niesamowicie podniecała, cieszyli się na myśl ubierania choinek jak małe dzieci, nawet Dorota dużo o tym trajkotała.
Ubieranie choinki było dla mnie zawsze zajęciem pozbawionym sensu i niesamowicie irytującym, zresztą jakoś szczególnie nigdy nie przepadałem za wigilijnymi kolacjami i składaniem sobie nie zawsze szczerych życzeń oraz za świętami.
W niedzielę popołudniem odwiedziłem w szpitalu Karolinę, w czasie tych odwiedzin poznałem żonę Grzegorza, wspólnie wróciliśmy do Wrocławia. Halinka zadziałała skutecznie, w czasie jazdy nie padło ani jedno słowo podziękowania ze strony Grzegorza i jego żony.
Kolejny tydzień w pracy to był wielki młyn, kolejne wizyty, spotkania, kolacje, ledwo wytrzymałem do piątku, do domu praktycznie przychodziłem tylko się przespać i przebrać. Mikołaj odwiedził nas dwa razy, jego widok za każdym razem sprawiał mi niekłamaną radość, jednak z uwagi na porę moich powrotów nie mieliśmy okazji do dłuższych rozmów.
Piątek był moim ostatnim dniem w pracy w tym roku i ostatnia służbowa kolacja wieczorem. Na ten dzień na godzinę dwunastą mieliśmy zaplanowane wigilijne spotkanie w firmie, odbyło się ono z godzinnym opóźnieniem, powodem było spóźnienie ze strony firmy cateringowej. Spotkanie odbywało się w sali konferencyjnej, pracownicy firmy cateringowej zdążyli rozstawić się z daniami i całą resztą. Pracownicy wchodzący na salę byli zaskoczeni widokiem. Spotkanie rozpocząłem od krótkiego podsumowania całego roku, złożyłem wszystkim świąteczne życzenia i przyszła kolej na indywidualne życzenia i łamanie się opłatkiem (te też oczywiście dostarczyła firma cateringowa, zapewniając, że są poświęcone), zrobiło się straszne zamieszanie. Nieskromnie dodam, że byłem mile połechtany składanymi mi życzeniami, a zwłaszcza życzeniami złożonymi mi przez Halinę.
- I jeszcze życzę panu, żeby z Mikołajem się poukładało po pana myśli, niech szczęśliwa gwiazdka pomyślności oświetli waszą wspólną przyszłość – tą część życzeń wyszeptała mi dyskretnie do ucha.
Zbaraniałem totalnie, skąd ona wiedziała o Mikołaju – pomyślałem. Spojrzałem na nią zaskoczony. Odgadła moje myśli, mówiąc;
- Dobra sekretarka wie wszystko o swoim szefie.
- Kuba mi powiedział – dodała, wyjaśniając tym wszystko.
Po życzeniach, podano barszcz czerwony z uszkami, kolejno ryby z dodatkami. Później podano deser i serwowano kawę lub herbatę. Na zakończenie każdy dostał lampkę szampana, wyjaśniłem, że to mój ostatni dzień obecności w pracy w tym roku i złożyłem pracownikom życzenia noworoczne, wznosząc toast.
Wieczorem czekała mnie jeszcze kolacja służbowa, a w sobotę rano wyruszałem do Krakowa, tym razem jechałem pociągiem. Samochód zostawiałem Kubie, żeby z Mikołajem mogli szybko przyjechać na wieś, planowali wyjechać we wtorek (środa to już wigilia) zaraz jak tylko Mikołaj skończy pracę, czyli późnym wieczorem.
Nie miałem już siły uciekać, po raz kolejny wyrżnąłem na ziemię jak długi po zahaczeniu nogą o jakiś korzeń. Uciekałem już od dłuższego czasu, na przełaj przez las, teren był bardzo nierówny, co rusz jakieś parowy poprzecinane strumieniami i porośnięte niskimi krzewami i paprociami, wyżej rosły rzadko drzewa, wszędzie pełno było zeschniętych i opadłych liści. Nie mając siły wstać, uniosłem głowę, nasłuchując, zwykły w lesie szum drzew i odgłosy ptaków, nie słychać było odgłosów goniących mnie osób. Podniosłem się na kolana, rozglądając dookoła, a potem wstałem, z wysiłku drżały mi mięśnie nóg, oparłem się o pień i ciężko oddychałem, z trudem łapiąc powietrze, długo odpoczywałem. Nie byłem w stanie określić, jak długo już uciekam. Rozejrzałem się po lesie, nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie jestem, ani jak się tutaj znalazłem, nie umiałem zidentyfikować tego miejsca, było ono dla mnie całkowicie obce.
Usłyszałem odgłos biegnącego pojedynczego człowieka, schowałem się za pień drzewa, ostrożnie obserwując biegnącą sylwetkę. W zapadającym mroku rozpoznałem ją, to był Mikołaj, ubrany w rzucający się w oczy pomarańczowy dres. Wychyliłem się zza drzewa i zacząłem machać, chcąc zwrócić jego uwagę. Zauważył mnie i podbiegł, miałem go już zapytać co się dzieje, ale zobaczyłem palec na jego ustach oznaczający milczenie, więc się nie odezwałem. Wskazałem na jego dres i na migi wytłumaczyłem mu, że w nim jest widoczny z daleka. Zdjął bluzę od dresu i czarny podkoszulek, który miał pod bluzą. Najpierw z powrotem założył bluzę a na nią czarny luźny podkoszulek, rękawy bluzy wysmarowaliśmy ziemią, w zapadającym mroku już się tak nie wyróżniał w otoczeniu, spodnie dresowe również wysmarował ziemią, w czym mu pomogłem. Razem ruszyliśmy szybkim krokiem, musieliśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogliśmy spędzić noc, chociaż trudno mówić o bezpiecznym miejscu w środku nieznanego lasu, nawet nie wiedziałem jak dużego. Po przejściu kilkuset metrów znaleźliśmy się na górce wznoszącej się nad okolicą, porośniętej z rzadka bukowym lasem. Szybko należało znaleźć miejsce na nocleg, rozejrzeliśmy się, nieopodal leżał wywrócony przez wichurę olbrzymi buk. Zagłębienie w miejscu gdzie rósł i sterczące korzenie idealnie się nadawało na kryjówkę. Nie mieliśmy już dużo czasu, było coraz ciemniej, szybko nałamaliśmy jodłowych gałęzi i stworzyliśmy w ten sposób dach nad wykrotem, na dno wykrotu nasypaliśmy zeschłych liści, zeschłymi liśćmi zamaskowaliśmy dach z gałęzi jodłowych. Dziwne jak dotąd nie zamieniliśmy ze sobą nawet jednego słowa, porozumiewaliśmy się na migi. Zrobiło się całkowicie ciemno. Wpełzliśmy do naszego prowizorycznego szałasu, oparłem się plecami o korzenie buku, miałem na sobie puchową kurtkę, rozpiąłem ją, Mikołaj usiadł przede mną i plecami oparł się o mnie, w ten sposób przynajmniej częściowo moja kurtka chroniła i jego przed zimnem. Objąłem go rękami. Siedzieliśmy tak w ciszy, słychać było tylko szum drzew. W oddali usłyszeliśmy niewyraźne głosy, z naszej prawej strony pojawiło się kilkanaście smug światła, to ścigający nas ludzie przeczesujący las, oświetlali sobie drogę latarkami. Zamarliśmy bez ruchu, w odległości kilku metrów przeszła najbliżej naszej kryjówki postać, latarka omiotła nasze prowizoryczne schronienie. Nie zauważyli nas, kryjówka spełniła zadanie, przeszli dalej i znikli w dolince po to, aby ponownie, pojawić się wspinając na następne wzgórze, odetchnęliśmy z ulgą, tym razem nam się udało. Wiedzieliśmy, że następnym razem może się nam już nie udać i nas znajdą… Mikołaj odwrócił głowę w moją stronę, ustami szukał moich warg, zatopiliśmy się w pocałunku, drżał na całym ciele. Moje dłonie wsunęły się pod jego spodnie dresowe...
Poczułem delikatne szarpanie za bark.
- Proszę bilet do kontroli – usłyszałem głos.
Przebudziłem się.
- Dobrze, że mnie pan obudził, miałem strasznie koszmarny sen – powiedziałem do konduktora, szukając biletu w kieszeni kurtki, którą jeszcze przed chwilą kurczowo obejmowałem.
Podałem mu bilet, skasował i oddał mi go.
- Proszę, teraz może pan spać dalej, może przyśni się coś przyjemnego dla odmiany – powiedział konduktor.
- Dziękuję – nie chciałem mu wyjaśniać, że po początkowym koszmarze zaczynała się przyjemna część, którą akurat przerwał.
Siedziałem w pociągu i jechałem do Krakowa. Rano Kuba odwiózł mnie na stację, miałem ze sobą podręczną torbę, resztę miał zabrać Kuba, jak przyjedzie samochodem. Popatrzyłem na zegarek, dopiero minęły dwie godziny podróży, a jeszcze czekały mnie następne trzy godziny. W przedziale zrobiło się ciepło, włączyli ogrzewanie w przedziałach, jak wsiadałem do pociągu, to było diabelnie zimno, dlatego przysypiając, przykryłem się kurtką. Wstałem i ją odwiesiłem, rozejrzałem się po przedziale, oprócz mnie był jeszcze młody chłopak z dziewczyną i jakaś starsza pani, która patrzyła na mnie wyrozumiale.
- Podziwiam, że potrafi pan spać w takich warunkach, ja nigdy nie potrafię zasnąć w pociągu – powiedziała.
Parka była zajęta sobą.
- To ze zmęczenia ostatnie dwa tygodnie nie dosypiałem, teraz mam wolne do nowego roku, to nadrobię zaległości – wyjaśniłem.
- Wraca pan do Krakowa na święta? Po bagażu sądziłam, że to kolejny wyjazd jeszcze przed świętami.
- Tak wracam na święta, bagaże dojadą w późniejszym terminie samochodem – wyjaśniłem.
- Mam nadzieję, że przed świętami jeszcze dwa dni poświęcę na narty, pogoda akurat jest idealna do tego celu – dodałem.
- A pani, w jakim celu podróżuje – nie interesowało mnie to za bardzo, pytanie zadałem dla podtrzymania rozmowy.
- Jadę do syna w odwiedziny, spędzę u niego święta i sylwestra. Syn pracuje i mieszka w Krakowie, wyprowadził się po skończeniu studiów…
Długo opowiadała o nim, wspomniała też o śmierci męża przed dwoma laty.
- To będą nasze pierwsze święta wspólnie spędzone razem od ośmiu lat – powiedziała to bardzo smutno.
- Wcześniej jakoś nie potrafiliśmy się dogadać, ale nie będę już pana zanudzała, niech pan spróbuje jeszcze trochę odespać – zakończyła.
Zamknąłem oczy, ale spać mi się już nie chciało, wróciłem myślami do przerwanego snu. Myślałem o tym jaki wspaniały mógłby być seks z Mikołajem. Mogłem kilkukrotnie sprowokować odpowiednią sytuacje, ale pomimo chęci, coś mnie powstrzymywało. Moje relacje z Mikołajem były inne, bardzo lubiłem jego towarzystwo, mało, tak naprawdę to zadurzyłem się w tym chłopaku po uszy i właśnie to mnie powstrzymywało. Sprawę seksu z Mikołajem postanowiłem pozostawić w rękach przypadku i Mikołaja. W żaden sposób nie będę prowokował sytuacji, za bardzo mi na nim zależało, żeby wszystko popsuć pospiesznym dążeniem do zbliżenia. Jednocześnie wiedziałem, w jak głupiej sytuacji stawia Mikołaja, moja relacja z Kubą. Po nowym roku jak już wrócę do Wrocławia, muszę coś z tym zrobić, przede wszystkim pogadać z Kubą, czasu pozostanie już niewiele, w zasadzie półtora miesiąca, a ja nie miałem najmniejszego pojęcia czy Mikołaj zgodzi się wyjechać ze mną do Krakowa. Rozmyślałem, jak duże wrażenie wywarł na mnie od samego początku, od momentu jak go tylko zobaczyłem, jak wlepiam w niego oczy przy każdej okazji, jak jego uśmiech i widok niesfornej blond czupryny poprawia mi humor, jak elektryzuje mnie każdy jego dotyk, nawet z tak prozaicznej przyczyny, jak podanie ręki na przywitanie, jak bardzo lubię chłonąć jego zapach, gdy jest w pobliżu.
Stukot kół o szyny spowodował, że zasnąłem, tym razem już nie śniłem, a przynajmniej nie pamiętałem snu. Po przebudzeniu przewertowałem gazety kupione przed wejściem do pociągu. Powoli zbliżaliśmy się do celu podróży. Wjechaliśmy na dworzec w Krakowie, podnosiłem się z miejsca i sięgnąłem po torbę.
Zagadnęła mnie starsza pani, z którą wcześniej rozmawiałem.
- Proszę pana, czy pan dobrze zna Kraków? – zapytała.
- Tak, a mogę w czymś pomóc? – odpowiedziałem.
- Syn zadzwonił, że nie może wyjechać po mnie na dworzec, wytłumaczy mi pan jak dojechać na ulicę Centralną? Co prawda syn mi tłumaczył, ale niewiele zrozumiałam przez telefon – wyjaśniała.
W tym momencie zadzwoniła moja komórka, popatrzyłem na wyświetlacz, dzwonił Łukasz.
- Przepraszam, zaraz pani wytłumaczę, tylko odbiorę telefon – powiedziałem.
Skinęła głową.
- Tak słucham Łukasz.
- Piotrze czekam na ciebie na Topolowej, nie chcę bliżej podjeżdżać, bo jest zakaz, a kręci się straż miejska.
- A skąd wiedziałeś…
- Kuba dzwonił do Mateusza, a ja akurat u was byłem, to przyjechałem – przerwał mi.
- Dziękuję Łukaszu, będę za kilka minut, jestem tylko z bagażem podręcznym to sam dam sobie radę – wyjaśniłem.
Wróciłem do rozmowy ze starszą panią.
- Tak się składa, że mam do dyspozycji samochód, a ulica Centralna jest po drodze, więc bardzo chętnie panią podwieziemy.
- Nie będzie to problemem, bo ja nie chciałabym się narzucać – zapytała.
- Naprawdę to żadem problem, chodźmy – odparłem.
Pomogłem jej i wziąłem większa walizkę. Wychodziliśmy z dworca, wtedy dostrzegł nas Łukasz, podbiegł w naszą stronę. Stanął przed nami zaskoczony i zdezorientowany obecnością starszej pani.
- To ja może pomogę – zaproponował.
- Weź Łukasz walizkę od pani, razem jechaliśmy w przedziale i podwieziemy ją do syna – wyjaśniłem.
- Załadowaliśmy się do samochodu, jechaliśmy w milczeniu, prowadził Łukasz, pilotowałem go, mówiąc mu, jak ma dojechać na ulicę Centralną. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu.
- Nawet nie wiem, jak się mogę odwdzięczyć – powiedziała starsza pani.
- Najpierw proszę zadzwonić do syna, że jest już pani na miejscu, niech zejdzie na dół po panią – powiedziałem.
Zadzwoniła, okazało się, że syn jeszcze nie zdążył dotrzeć do domu, a w mieszkaniu nikogo nie ma. Starsza pani stała bezradnie.
- Proszę powiedzieć synowi, że poczeka pani w centrum handlowym M1 w kawiarni naprzeciw Castoramy, to jest bardzo blisko stąd – zaproponowałem.
Wyjaśniła synowi. Pojechaliśmy do kawiarni, zamówiłem kawę.
- Nie najlepiej zapowiada mi się ta wizyta u syna, pierwszy raz od tylu lat, a on taki zagoniony, że czasu nie ma, żeby mnie z dworca odebrać – powiedziała smutnym głosem.
- Na pewno wszystko się wyjaśni i to będzie bardzo miła wizyta, czasem wszystko się tak układa przeciw nam, że nigdzie nie można zdążyć, pewnie to się przytrafiło dzisiaj dla syna – próbowałem ją pocieszyć.
Kończyliśmy właśnie pić kawę, jak zadzwonił jej telefon, przed kawiarnią stał wysoki i barczysty brunet w wieku powyżej trzydziestki trzymając telefon przy uchu i uważnie lustrując wnętrze kawiarni, starsza pani siedziała za filarkiem i dlatego nie mógł jej dostrzec, jak się później okazało, to właśnie był jej syn. Wszedł do kawiarni, podszedł do stolika, objął wstającą starsza panią i podniósł ją w powietrze.
- Mamo tak bardzo za tobą tęskniłem, jak dobrze cię widzieć – powiedział.
Starsza pani rozpłakała się, przytulając do syna. To był wspaniały widok. Po chwili się opanowali, syn się przedstawił i podziękował nam za opiekę nad mamą, wyszliśmy na parking, żeby wyjąć z bagażnika bagaże starszej pani. Pożegnaliśmy się, życząc wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. Starsza pani podała mi swój adres we Wrocławiu, prosząc, abym ją koniecznie odwiedził po nowym roku. Pojechaliśmy z Łukaszem do domu.
Później pojechałem z wizytą do siostry, musiałem odsiedzieć sporo czasu, wyjaśnić jej, dlaczego nie spędzę u niej wigilii. Wieczór spędziłem w towarzystwie Doroty, Kamila i Mateusza, Łukasz pojechał do pracy. Koła północy pojechałem odebrać Łukasza z pracy. Wspólnie ustaliliśmy wszystko, co dotyczyło wigilii, świąt i naszego wyjazdu na wieś. Położyłem się spać, tym razem śnił mi się Mikołaj i był to bardzo miły sen.
W niedzielę rano spakowałem swoje rzeczy i sprzęt narciarski do samochodu i wyruszyłem na wieś. Po drodze przeklinając nie wiadomo ile razy gorączkę przedświątecznych zakupów, która ogarnęła ludzi, sam przez dwie godziny robiłem zakupy.
Koło południa dotarłem do domu na wsi. Dobrze, że dwa dni wcześniej w przytomności umysłu zadzwoniłem do sąsiadów i poprosiłem o odśnieżenie drogi, tylko dzięki temu mogłem samochodem dojechać pod dom.
Wypakowałem wszystkie zakupy. W domu było przeraźliwie zimno, włączyłem prąd, i wodę, przestawiłem centralne na normalne ogrzewanie, uruchomiłem zasobnik ciepłej wody i poodkręcałem kaloryfery we wszystkich pomieszczeniach na parterze na maksimum, na sypialnie u góry przyjdzie czas wieczorem, rozlokowałem odpowiednio zakupy. Z pomieszczenia gospodarczego przytaszczyłem zapas drewna do kominka na wieczór. Po tych wszystkich czynnościach wykonanych bez zdejmowania kurtki, zrobiłem sobie herbatę, którą wypiłem prawie gorącą. Rozgrzany herbatą odważyłem się przebrać w strój narciarski. Włączyłem jeszcze zasilanie oświetlenia zewnętrznego i wyruszyłem w stronę najbliższego stoku z wyciągiem krzesełkowym tj. do Laskowej – Kamionnej.
Po dojechaniu na miejsce zjadłem szybki (szybki, ale niezbyt smaczny) obiad i przystąpiłem do krótkiej rozgrzewki i rozciągnięcia się na oślej łączce. Ruszyłem na stok, jeździłem z kilkoma krótkimi przerwami do dwudziestej. Później jazda do domu, wszystko było zasypane śniegiem, na szczęście drogi były w miarę dobrze odśnieżone, w środku było ciepło, z przyjemnością się przebrałem, centralne spisało się na medal, na parterze było już w sam raz, uruchomiłem ogrzewanie na piętrze i rozpaliłem w kominku. Byłem tak bardzo padnięty po wyczynach na stoku, że zaraz po kolacji położyłem się na narożniku przed kominkiem i zasnąłem. Obudziłem się w nocy, kominek już wygasł, zrzuciłem z siebie rzeczy i poszedłem spać do sypialni.
Obudziłem się późno, dochodziła godzina dziesiąta, jak na mnie to było bardzo późno, szybki prysznic i śniadanie. Z listą zakupów zrobioną przez Dorotę wyruszyłem do miasteczka na lokalny rynek, przy okazji robienia zakupów, kupiłem również piękną dwumetrową jodłę kaukaską na choinkę, ledwo załadowałem ją do samochodu, składając tylne siedzenia i nie domykając klapy od bagażnika. Z zakupami pojechałem do domu, a potem podjechałem do najbliższego gospodarstwa z hodowlą ryb i zamówiłem ryby na wigilię, znajomy prowadzący gospodarstwo trochę się zdziwił, widząc ilość zamawianych ryb. Pozostała mi jeszcze wizyta u rodziców Grzegorza i wizyta na cmentarzu. Najpierw pojechałem na cmentarz, odwiedzić Grzegorza, miałem mu dużo do powiedzenia i byłem pewien, że będąc tam u góry, wszystko już wiedział i zrozumie. Stałem przez chwilę w milczeniu przy jego grobie, później pojechałem do jego rodziców. Zastałem ich oboje, musiałem zjeść z nimi obiad, zaprosili mnie na drugi dzień świąt, zapewniając, że będzie Filip z rodziną i Kaśka również z całą rodziną.
- Przyjedź koniecznie, Piotr jesteś taki odmieniony, mam nadzieję, że w końcu poznałeś kogoś odpowiedniego, jeżeli tak to przyjedź razem z nim – powiedziała Krystyna na pożegnanie.
Wróciłem do domu. Dochodziła siedemnasta, po krótkich rozterkach pojechałem znowu na narty, przeważyło to, że mogę jeździć do dwudziestej pierwszej, bo stok jest oświetlony i znajduje się tylko trzydzieści kilometrów od domu.
Zmachany jak pies wróciłem o dziesiątej wieczorem, sprawdziłem telefony. Miałem kilka nieodebranych połączeń od Doroty, Kuby i Mateusza. Z karty ery zadzwoniłem do Doroty, zostałem odpytany z załatwienia sprawunków, miałem jeszcze załatwić kilka drobnych sprawunków. Mateusz wydzwaniał, jak się okazało, żeby się upewnić, czy wszystko jest w porządku i święta na wsi dojdą do skutku, był bardzo podekscytowany tymi świętami.
- I żebyś się nie ważył nawet pomyśleć o ubieraniu tych choinek przed domem, zrobię to osobiście z Kamilem – zakończył.
Oddzwoniłem do Kuby. W pracy wszystko w porządku, Mikołaj jutro kończy pracę o dziesiątej wieczorem i od razu wyruszają na wieś.
- Mikołaj już jest spakowany i jego bagaże są w bagażniku. Piotrek on jest taki napalony na ten wyjazd, jakby co najmniej wybierał się w podróż dookoła świata.
Przestrzegłem Kubę, żeby się nie śpieszył i jechał ostrożnie i robił sobie przerwy w czasie jazdy,jak będzie zmęczony. Zjadłem kolację i położyłem się spać, nawet nie chciało mi się rozpalać w kominku.
Wstałem tym razem wcześniej, o ósmej byłem już na nogach. Po śniadaniu zająłem się ubieraniem choinki, najtrudniejszą rzeczą okazało się nabicie jej na stojak w taki sposób, aby dolna część drzewka zmieściła się w pojemniku na wodę, żeby nie zwiędła zbyt szybko, po godzinie udało mi się to zrobić, ustawiłem ją daleko od kominka a blisko stołu. Przerwałem zmagania z drzewkiem i pojechałem po zakupy. Po powrocie wyciągnąłem stare ozdoby choinkowe przechowywane w pomieszczeniu kotłowni i wraz z nowymi zaniosłem do jadalni i zacząłem ubierać choinkę. Skończyłem po trzech godzinach, zapaliłem oświetlenie choinkowe, widok był imponujący. Zjadłem namiastkę obiadu, czyli kanapki i powoli zbierałem się do wyjścia, czekała mnie jazda po część towarzystwa.
Do Krakowa dotarłem na osiemnastą, Dorota z Kamilem czekali już w drzwiach, Mateusz rozmawiał z Łukaszem przez telefon. Okazało się, że Łukasz musiał zostać w pracy, co bardzo zmartwiło Mateusza. W dodatku nie było wiadomo dokładnie, o której uda mu się wyjść. Zadzwoniłem do Kuby i poinformowałem go, że musi zabrać Łukasza, jak będzie przejeżdżał to zboczy z trasy, żeby go zabrać.
- Nie ma sprawy, Mikołaj dzwoni co dziesięć minut i mnie na bieżąco informuje co i jak, wygląda na to, że załatwił sobie wyjście o dziewiątej, więc gdzieś tak pomiędzy północą a pierwszą będziemy w Krakowie. Telefon do Łukasza mam, wiec się umówimy, gdzie po niego podjechać i potem prościutko do was na wieś, GPS mam już ustawiony, więc trafimy na pewno – wyjaśnił.
- Kuba tylko jedź ostrożnie, jak będziesz zmęczony, to niech Łukasz cię zastąpi, on dobrze prowadzi – poprosiłem.
- Ok, to trzymaj się, bo znowu Mikołaj dzwoni, on wariacji dostaje na punkcie tego wyjazdu – wyjaśnił i się rozłączył.
Mateusz był uszczęśliwiony takim obrotem sprawy. Po załadowaniu sporej ilości pakunków i siebie, ruszyliśmy na wieś. W samochodzie słychać było tylko radio, nikt się nie odzywał, dopiero za miasteczkiem, jak już jechaliśmy drogą przez las, Dorota zaczęła się zachwycać widokami drzew obsypanych śniegiem, który lśnił w światłach reflektorów. Przejechaliśmy przez wieś i skręciłem w stronę domu, już blisko niego załapał nas w zasięg czujnik ruchu i zaświeciło się oświetlenie zewnętrzne. Zatrzymałem się na podjeździe, towarzystwo wysypało się z samochodu.
- To jest miejsce do spędzania świąt, a nie pieprzone miasto – powiedział Kamil.
Nie dokończył, a już pierwsza śnieżka rzucona przez Mateusza wylądowała na jego kurtce, nie pozostał dłużny Mateuszowi, uskoczył za jodłę i zza jodły zaczął obrzucać Mateusza śnieżkami, do tego wszystkiego przyłączyła się Dorota. Bawiło ich to jak małe dzieci, poszedłem otworzyć drzwi wejściowe. Wyprzedziła mnie śnieżka rzucona przez kogoś i rozbiła się o drzwi, szybko otwarłem je i wszedłem do środka, wszedłem do jadalni i podłączyłem oświetlenie choinki. Pierwsza weszła do domu Dorota, z korytarza zobaczyła choinkę i zamarła.
- Ależ to będę święta, to prawdziwa choinka? – zapytała.
- Tak, jodła kaukaska, powąchaj, a nabierzesz pewności, że nie ściemniam – wyjaśniłem.
- Zapalisz ogień w kominku? – ponownie zapytała.
- Może trochę później, przynieśmy najpierw rzeczy z samochodu, Kamil i Mateusz się już uspokoili?
- Chyba w cuda wierzysz, wariują dalej, mieli potem wyciągnąć oświetlenie i ubierać te choinki przed domem – wyjaśniła.
- Zgłupieli, jutro też jest dzień i będzie widno przynajmniej.
- Możesz sobie darować te tłumaczenia, na ubieranie napalali się od dwóch tygodni, nie było dnia, żeby o tym nie gadali – wyjaśniła.
- To chodźmy po te rzeczy - dodała.
Mateusz z Kamilem rzeczywiście zabrali się do ubierania trzech jodeł rosnących przed podjazdem, poprosili tylko o drabinkę i jakiś długi kij, żeby zawieszać oświetlenie od szczytu jodeł, ja z Dorotą znieśliśmy pakunki, duża ich część powędrowała od razu do kuchni.
Później rozpaliłem kominek, Dorota w kuchni podgrzewała przygotowaną wcześniej w Krakowie kolację. Mateusz z Kamilem cały czas na zewnątrz ubierali jodły przed domem, obawiałem się, że skończy się to ich przeziębienie, byli w samych bluzach a mrozik trzymał ostro.
Kolację zjedliśmy w jadalni, wszyscy zachwycali się choinką a Dorota dodatkowo kominkiem, wyposażeniem kuchni i całym domem.
- Dziś jeszcze upieczemy ciasta, resztę przygotujemy jutro – zaordynowała.
Po kolacji Dorota zatrudniła nas wszystkich do mieszania, ucierania, wałkowania i tym podobnych czynności. Zadzwonił Kuba, zawiadamił, że właśnie wyjechali z Mikołajem z Wrocławia i wjechali na autostradę.
Po około godzinie naszych prac z piekarnika zaczęły się wydobywać pierwsze smakowite zapachy, pierwsze piekły się makowce, Dorota była przewidująca i już wcześniej przygotowała niektóre składniki, masę makową i kruche ciasto. Widząc, ile kupiłem sera na targu, Dorota załamała ręce.
- Piotrek to ilość sera na pięć serników a ja mam ciasta na dwa. Ser kupiłeś ekstra widać, że prawdziwy wiejski, bierzemy się do roboty, zrobimy dwa serniki na zimno dodatkowo – wyjaśniła.
Koło północy do pieca powędrowały pierniki, ostatnie wypieki na dzisiaj, Dorota wyjaśniła, że po upieczeniu jutro przełoży je masą. My tymczasem objadaliśmy się już makowcami, które zdążyły wystygnąć. W całym domu roznosił się zapach pieczonych ciast, nikt nie był zmęczony, wszyscy z ożywieniem pobudzonym kawą pomagaliśmy Dorocie. Koło pierwszej w nocy wypieki zostały ukończone, Kuba zadzwonił, że już razem z Łukaszem wyruszają z Krakowa na wieś.
Posprzątaliśmy w kuchni i przeszliśmy do jadalni, otwarłem butelkę wina, popijając i siedząc przed kominkiem, czekaliśmy na resztę ekipy. Przyjechali koło drugiej, ubrane jodły na podjeździe robiły ciekawe wrażenie, każda świeciła innym kolorem, skrajna czerwonym żółtym ta w środku i niebieskim trzecia. Wysiadających z samochodu przywitały śnieżki rzucane przez Mateusza i Kamila. Tamci nie pozostali im dłużni, schowani za samochodem walili śnieżkami, gdzie popadnie, przyglądałem im się dłuższą chwile, zachowywali się, jakby zapomnieli o całym świecie, sprawiało im to niesamowitą frajdę, Dorota przyłączyła się do Mateusza i Kamila i uczestniczyła w tym szaleństwie.
- Bajeczne miejsce – pierwszy zreflektował się Mikołaj.
- Chłopaki jutro lepimy gigantycznego bałwana – wyskoczył Kuba.
- Śnieg jest zmrożony i bałwana ulepić się nie da – zaoponowałem.
- To go wyrzeźbimy – niezrażony powiedział Łukasz.
- Ale wypas, czemu nie poczekaliście na mnie z ubieraniem choinek, przecież każdy z nas miał ubrać po jednej – powiedział Łukasz żałośnie do Mateusza i Kamila.
- Nie mogliśmy się powstrzymać, jutro sobie rozbierzesz i ponownie ubierzesz jedną, jak to cię tak jara – powiedział Kamil.
- Bierzcie bagaże i do środka, szybka kolacja i do łóżek, jutro Dorota ma dla nas robotę od samego rana – zarządziłem.
Wnieśli wszystko do środka.
Sprawnie zarządzałem, kto z kim i gdzie będzie nocował.
- Dorota i Kamil, Łukasz i Mateusz sypialnie na górze, nie czekając, poszli się tam rozlokować.
Mikołaj Ty też sypialnia na górze.
- Piotrek, a nie mógłbym tutaj w salonie przed kominkiem przynajmniej jednej nocy spędzić – zapytał.
- Tutaj przed kominkiem sypia Piotrek – wyjaśnił Kuba, dając mi jakieś dyskretne znaki zza pleców Mikołaja.
Za cholerę nie mogłem ich zrozumieć, już miałem powiedzieć Mikołajowi, że jak chce, to może spać przed kominkiem, kiedy Mikołaj się odezwał;
- Piotrek to ja będę spał z tobą, o ile się zgodzisz – powiedział z wahaniem w głosie.
Kuba pokazał mi na migi, żebym się nie odzywał.
- Dobrze, to ty Kuba wędrujesz do sypialni na górze – powiedziałem tylko.
- Ale pod warunkiem, że mogę korzystać z łazienki na parterze, bo u góry będzie codziennie kolejka do prysznica, a tak będzie po równo – powiedział.
- Dobrze Kuba – odparłem.
- Mikołaj Ty w takim razie rozpakuj się w mojej sypialni, to te drzwi obok, w szafie jest trochę wolnego miejsca, a resztę wygospodaruj, przesuwając moje rzeczy – wyjaśniłem.
Po kilkunastu minutach wszyscy ponownie zeszli na dół. Kuba podszedł do mnie.
- Piotrek przejdź się ze mną do kuchni i pokaż, gdzie są jakieś kieliszki, które nadadzą się do szampana – powiedział.
Poszedłem z nim, w kuchni ściszonym głosem powiedział mi, że Mikołaj dopytywał się co nas łączy, to znaczy mnie i Kubę, a Kuba mu wszystko wyjaśnił.
- Powiedziałem mu, że świata poza nim nie widzisz, więc nie kombinuj jak koń pod górę, tylko zachowuj się normalnie, a teraz bierzmy te kieliszki, przywiozłem szampana i musimy wypić toast pod te wspólne święta.
Weszliśmy do jadalni byli już wszyscy, szybko wznieśliśmy toast za udane święta, dosyć szybko opustoszała butelka i kieliszki, każdy był już zmęczony i każdy chciał jak najszybciej położyć się spać.
Skorzystałem z prawa gospodarza i jako pierwszy wziąłem prysznic, rozebrałem narożnik i się położyłem. Światło było zgaszone, tylko ogień z kominka rozświetlał trochę pomieszczenie migotliwym blaskiem i docierało trochę światła z łazienki. Mikołaj przyszedł po kwadransie, był tylko w bokserkach, położył się obok mnie. Poczułem dotyk jego ręki na ramieniu. Odwróciłem się twarzą do niego.
– Mikołaj jak chcesz, to ja przeniosę się do sypialni – wyszeptałem.
- Nie, tak jest dobrze - usłyszałem w odpowiedzi.
- Tylko może być problem, jakbyś mnie chciał, no wiesz…
- Mikołaj odkrywajmy się powoli, do niczego się nie śpieszmy, mamy na wszystko czas.
Jego zapach mnie oszałamiał, wystarczało mi to że byliśmy blisko siebie w jednym łóżku, że nasze ciała się dotykały, nawet nie pragnąłem niczego więcej. Zbliżył swoją twarz, a ja poczułem dotyk jego ust na wargach. Zaczęliśmy się całować i delikatnie pieścić. Musieliśmy złapać oddech, leżeliśmy obok siebie.
- Połóż się od strony kominka Mikołaj – zaproponowałem.
Przesunął się, teraz leżałem za nim, przywarłem do niego, delikatnie go przytulając i jednocześnie chłonąc zapach jego włosów. Objąłem go ręką.
- Mikołaj jesteś pewno zmęczony, może po prostu przytuleni zaśniemy – zaproponowałem.
- A nie masz ochoty na coś więcej? – zapytał.
- Wystarczy mi, że jestem przytulony do ciebie i mogę cię dotykać, czuć twój zapach, niczego więcej mi nie potrzeba – zapewniłem go.
- Ależ mi jest dobrze, dzięki, że mnie tu zaprosiłeś. Nigdy w życiu nie zasypałem przed kominkiem, te płomienie mają magiczną moc. Wiesz, nie wiedziałem jak się zachować, zawsze koło ciebie był Kuba, dopiero dzisiaj mi powiedział, że niedługo wracasz na stałe do Krakowa, a on zostaje we Wrocławiu, w czasie jazdy wytłumaczył mi dokładnie relacje między wami – mówił szeptem.
- Mikołaj ja wiem, że chcę być z tobą, mamy jeszcze półtora miesiąca, żebyś mógł się upewnić, czy chcesz być ze mną, podjąć decyzję czy jechać ze mną do Krakowa i wspólnie zamieszkać.
- A teraz śpijmy, Dorota będzie nas wykorzystywać bez litości.
Mikołaj zasnął szybko wtulony we mnie, a ja jeszcze chwilę leżałem, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.
Obudził mnie ruch, ktoś kręcił się na parterze, było już jasno, jeszcze chwilę leżałem, wpatrując się w śpiącego Mikołaja. Wyglądał wspaniale, spokojna twarz rozjaśniona delikatnym uśmiechem, widocznie śniło mu się coś przyjemnego, nie mogłem oderwać wzroku od niego, dopiero po długiej chwili wstałem i wyszedłem na korytarz, okazało się, że w kuchni już urzęduje Dorota.
- Dorota spać nie możesz? – zapytałem.
- Już się wyspałam, energia mnie rozpiera, a jest sporo dzisiaj do przygotowania, siadaj, kawa właśnie się parzy – powiedziała.
- Zaraz wrócę, tylko się ubiorę - byłem w samych bokserkach.
- Mi to nie przeszkadza, a nawet przeciwnie, ciekawie to wygląda, jak kilku facetów paraduje w bokserkach przy mnie, jak opowiadam koleżankom, to mi zazdroszczą takich widoków – roześmiała się, minę miała bardzo zadowolona.
Nalała mi filiżankę kawy, pod nosem postawiła talerz z ciastem.
- Kamil jeszcze śpi? – zapytałem.
- Tak, słodki widok taki śpiący Kamilek – powiedziała, przekładając masą pierniki, o tak słodki widok pomyślałem, przyznając jej rację.
Nie byłbym sobą, gdyby nie spróbował masy, wsadziłem palec do miski i nabrałem masy na palec.
- Zachowujesz się jak małe dziecko i wyjadasz masę – powiedziała, uśmiech nie schodził jej z twarzy od samego rana.
- Mam do tego powody – odparłem.
- Mikołaj? – zapytała zwięźle.
- Tak – odparłem.
- To tak na dłużej, czy jak z Kubą? – zapytała.
Popatrzyłem na nią zaskoczony, uśmiechnęła się szerzej, nie przerywając rozsmarowywania masy.
- Piotrek ja mam oczy i widzę wiele rzeczy, jeszcze więcej się domyślam, o Kamilu też – dodała.
Skamieniałem, zacząłem intensywnie szukać jakiejś wymówki, ale nic sensownego nie mogłem wymyślić.
- Piotrek nie interesuje mnie to, co było, ważne jest dla mnie to, co jest między mną i Kamilem, powiem ci więcej, bardzo doceniam to, co zrobiłeś dla Kamila i Mateusza, teraz jak masz Mikołaja, to jestem spokojna o Kamila – powiedziała najwyraźniej bardzo ubawiona moją idiotyczną miną.
- Ja mam Kamila, Ty Mikołaja, Mateusz ma swojego Łukaszka, tylko o Kubę musimy zadbać, żeby nie czuł się samotny i nie stój z taką idiotyczną miną. Kuba działa tylko na jednym froncie tak jak Ty? Pytam, bo mam bardzo fajną koleżankę, stanowiliby świetną parę – wyjaśniła.
- Zamurowało mnie i nie wiem co powiedzieć Dorota, co do koleżanki musisz szukać dalej, Kuba jest gejem do szpiku kości, ani cienia szans na nawrócenie misjonarko– powiedziałem rozbrojony.
- Nic to, przynajmniej głupio nie zaprzeczasz, a twoja mina jest bezcenna szkoda, że nie mam aparatu, to zdjęcie byłoby hitem – powiedziała, śmiejąc się, zaraziła mnie tym śmiechem, przyłączyłem się do niej, u mnie to była chyba nerwowa reakcja na jej rewelacje.
- Mam nadzieję, że zawsze będziemy się trzymać razem, nawet jak Kamil się wyprowadzi od ciebie, to będziemy utrzymywać częste kontakty, bardzo was wszystkich polubiłam, to ja chciałam tych wspólnych świąt, Kamil początkowo protestował, ale o pomyśle powiedziałam Mateuszowi i wspólnie go przekonaliśmy, jakoś tak wszyscy pasujecie do siebie, mam nadzieję, że będziesz często zapraszał Kubę do Krakowa, jak już wrócisz – powiedziała już poważnie.
- Dorota zaskakujesz mnie, cieszę się z takiego obrotu sprawy, będę Kubę zapraszał – obiecałem.
- To dobrze, a teraz pomóż mi poskładać warstwy ciasta, a później zajmiemy się śniadaniem, bo słyszę już jakiś ruch na górze – powiedziała.
Chwilę później słychać było tupot bosych stóp na schodach prowadzących z piętra. Kamil, Kuba, Mateusz i Łukasz w samych bokserkach zbiegli na dół i przez drzwi wejściowe wypadli na zewnątrz. Poszedłem z Dorotą zobaczyć, co robią, biegali po śniegu, obrzucając się śnieżkami, od otwartych drzwi wejściowych wiało chłodem. Odgłos zbiegających chłopaków widocznie obudził Mikołaja, wybiegł na zewnątrz do chłopaków, też tylko w bokserkach, mijając nas w drzwiach, krzyknął;
- Dzień dobry wszystkim.
Wróciliśmy z Dorotą do kuchni, po chwili wszyscy weszli do środka, zmarznięci i mokrzy od topiącego się na nich śniegu, wszyscy wpakowali się do kuchni, tłoczyli się do dzbanka z kawą i talerza z ciastem.
- Bajecznie – powiedział Kamil, przytulając się do Doroty.
Dorota pocałowała go w policzek.
- Idź się powycierać, cały mokry jesteś, zresztą wy wszyscy idźcie się powycierać, zobaczcie, ile wody nakapało z was na podłogę, idioci i majtki też pozmieniajcie, są całe mokre – powiedziała, kręcąc głową z niezadowoleniem.
Nikt nie śpieszył się z wyjściem, przenieśliśmy się do jadalni, w kuchni było za mało miejsca dla tylu osób, Dorota dokroiła ciasta, nikt nie chciał śniadania, pierwszy zrezygnował Mikołaj;
- Mi wystarczy samo ciasto, napchałem się sernikiem do pełna, za śniadanie dziękuję – powiedział, mając jeszcze usta pełne sernika.
Później wszyscy zajęliśmy się przygotowaniami do wigilii, z Mikołajem pojechałem odebrać zamówione ryby, w samochodzie przed domem Mikołaj nachylił się w moją stronę i pocałował mnie w policzek.
- Ale jest rewelka, nawet nie przypuszczałem, że będzie tak – powiedział.
Później po powrocie wszyscy pomagaliśmy Dorocie, robiliśmy za pomoce kuchenne dla niej, nikt nie migał się od pracy, na szczęście dla nas ryby przywieźliśmy z Mikołajem już wypatroszone i wyczyszczone, bo okazało się, że tego zadania nikt z nas nie cierpiał.
Do wigilii zasiedliśmy zgodnie z tradycją, gdy pojawiła się pierwsza gwiazda na niebie, chłopacy co prawda spierali się o to czy to gwiazda, czy sputnik, ale zgodnie przyznali, że już pora, bo są głodni.
Zaczęliśmy od wzajemnych życzeń, było dużo radości i śmiechu, wszyscy życzyli Dorocie i Kamilowi szybkiego i licznego potomstwa. Mnie życzono wspólnego szczęścia z Mikołajem, Mateuszowi udanego związku z Łukaszem, a Kubie wszyscy życzyli szybkiego poznania zabójczo przystojnego partnera.
Wigilia nie składała się z dwunastu dań, ale gdyby policzyć różne gatunki ryb, przyrządzone na różne sposoby, to kto wie czy nie byłoby nawet więcej, za stołem spędziliśmy prawie trzy godziny. Później siedzieliśmy przed kominkiem, rozmawiając, słuchając kolęd i oglądając telewizję. Mikołaj siedział przytulony do mnie, Łukasz obejmował Mateusza, Kamil migdalił się do Doroty, tylko Kuba siedział sam.
- Kuba chodź i przytul się do mnie i do Mikołaja – powiedziałem.
Ochocza przysiadł się do nas. Przed północą pojechaliśmy wszyscy na pasterkę do kościoła w mieścinie. Byłem zdziwiony, że wszyscy znają i śpiewają kolędy, nawet Kamil się wysilał i śpiewał, okropnie fałszując nawet najbardziej znane kolędy.
Po pasterce przed kościołem spotkaliśmy rodziców Grzegorza i Filipa z rodziną. Chwilę porozmawialiśmy wspólnie i wróciliśmy do domu. Wszyscy byli zmęczeni, porozchodzili się do pokojów i położyli spać. Odgłosy dochodzące z góry świadczyły, że nie zasypiali zaraz po położeniu się. Z Mikołajem też nie zasnęliśmy od razu, zasnęliśmy spełnieni dwie godziny później.
Święta spędziliśmy leniwie, czas powoli upływał nam na jedzeniu, siedzeniu przed kominkiem i wspólnym śpiewaniu kolęd, oglądaniu telewizji, jedyna forma naszej zwiększonej aktywności to były śnieżkowe szaleństwa i spacery, głównie po lesie, tam nas nikt nie widział, chodziliśmy sparowani i szczęśliwi oraz późno wieczorna gimnastyka łóżkowa uprawiana również w parach, bynajmniej nie służąca prokreacji, no może z wyjątkiem Doroty i Kamila. Kuba z resztą chłopaków ulepili coś na kształt bałwana, z uwagi na to, że śnieg był zmrożony, to mało to przypominało typowego bałwana, ale nie przeszkadzało im to wcale i świetnie się przy tym bawili. W piątek po świętach, wcześnie rano odwiozłem Mikołaja do Krakowa na dworzec, wieczorem musiał być w pracy we Wrocławiu. W czasie jazdy sporo rozmawialiśmy, ale jakoś niewiele o wspólnej przyszłości. Odprowadziłem go do pociągu, ciężko było nam się rozstawać, obiecałem mu, że sylwestra spędzimy razem we Wrocławiu. Wróciłem na wieś, wieczorem wyjechała Dorota z Kamilem i Łukaszem, pożegnaniom nie było końca. Dorota stwierdziła, że musimy częściej organizować takie spędy, chociaż zdawała sobie sprawę jak ciężko to zrobić z uwagi na pracę każdego z nas. Sobotę i niedzielny poranek wykorzystaliśmy bardziej intensywnie, spędziliśmy ten czas na stoku, ja trochę poszalałem na nartach, a Kuba i Mateusz uczyli się dopiero jeździć. Odwiozłem ich w niedzielę po południu do Krakowa, Kuba wracał do Wrocławia, sam wróciłem na wieś. Wieczorem, rozbierając choinkę w jadalni, sporo rozmyślałem na temat wspólnej przyszłości z Mikołajem, brakowało mi Mikołaja, jego widoku, bliskości, dotyku i zapachu, doszedłem do wniosku, że, zamiast wybierać się na narty, rano pojadę do Wrocławia. Wyruszyłem jednak dopiero koło południa, musiałem posprzątać i przygotować dom do zimowego letargu, na końcu przypomniałem sobie o zdjęciu świątecznych ozdób z jodeł rosnących przy podjeździe, do Wrocławia dotarłem wieczorem, w domu było pusto. Rozmawiałem z Mikołajem, wieczorem pracuje do późna, a potem wraca do domu, bo rano musi coś załatwić i musi wziąć z domu jakieś dokumenty, wyszło na to, że nie wpadnie po pracy.
Kuba pojawił się późnym wieczorem, wyraźnie zmęczony i zrezygnowany, ucieszył się na mój widok.
- Miałeś być na nartach i wrócić dopiero w sylwestra – przywitał mnie.
- Nie cieszysz się, że nie będziesz sam przez te kilka dni? – zapytałem.
- Cieszę się, chociaż prawie mnie nie będzie, tak jak dzisiaj – odparł.
- A co się dzieje, że jesteś taki zagoniony?
- Szukam mieszkania na gwałt, jeżdżę i oglądam, ale bez samochodu to wiesz, jak się jeździ po Wrocławiu, a z mieszkaniami klapa, jak jest coś fajnego to drogo jak cholera, zresztą za byle gówno liczą sobie jak za luksusowe apartamenty – wyjaśnił.
- A co cię tak przypiliło Kuba?
- Mówiłem ci, że z dotychczasowego muszę się wynieść, ekipa się rozleciała, każdy wynajmuje osobno, facet, u którego wynajmowaliśmy, jest w porządku, pozwolił nam zostać do piątego stycznia, a nie kazał wyprowadzać się na koniec grudnia – wyjaśniał.
- I teraz szukam intensywnie, ale bez rezultatu dzisiaj, jutro mam też kilka mieszkań do obejrzenia po pracy – dodał.
- Teraz będzie ciężko coś wynająć, lepiej poczekać do sesji, wielu studentów odpadnie i zwolnią się mieszkania, wtedy będzie i łatwiej i taniej – wyjaśniłem.
- Może i tak, ale na ulicy do lutego nie będę mieszkał – powiedział.
- A jaki masz problem, mówiłem ci, że jak nie zdążysz, to możesz się przenieść tutaj, jakoś przez ostatnie kilka miesięcy prawie tu mieszkałeś i nic nie miałeś przeciw temu – przypomniałem mu.
- No tak, ale przecież teraz jesteś z Mikołajem, myślałem, że twoja propozycja w związku z tym jest nieaktualna.
- Kuba ja nie zapraszam cię do łóżka, ten etap mamy za sobą, rozmawiamy o mieszkaniu, znajdziesz coś, co ci odpowiada, to się wyprowadzisz, a na razie możesz przenieść się tutaj.
- Wiem, że to mamy za sobą, nie chciałem wam przeszkadzać. Rozmawiałeś o tym z Mikołajem? – zapytał.
- O tym, to znaczy o czym? O tym, że nie uprawiam z tobą Kuba seksu, to chyba jest dla Mikołaja jasne i nie ma o czym rozmawiać.
- Nie, sam mu obiecałem, jak jechaliśmy na wieś, że więcej się z tobą nie prześpię. Pytam czy rozmawiałeś z Mikołajem, o tym czy mogę się tu przeprowadzić na jakiś czas?
- Nie, nie rozmawiałem i nie widzę powodu, dlaczego miałbym rozmawiać, w końcu to ja wynajmuję to mieszkanie, a nie on, owszem zapytałbym Mikołaja o zdanie, gdyby już ze mną tu mieszkał, ale na razie nie mieszka – wyjaśniłem swoje stanowisko.
- Zresztą na pewno nie będzie miał nic przeciw temu, jutro po pracy weź samochód i przywieź resztę swoich rzeczy i tak jest ich tu sporo – dodałem.
cdn
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Nie 10:20, 03 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 18:31, 28 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
.
Część 17. Niesnaski.
Okazało się dwa dni później, że myliłem się w swojej ocenie, Mikołaj jak się okazało, miał poważne zastrzeżenia, wyszło to w czasie sylwestra.
Sylwestra postanowiliśmy z Mikołajem spędzić sami w domu, wcześniej nie miał czasu, żeby się spotkać. Przyjechał po wyjściu Kuby (Kuba postanowił spędzić sylwestra z kolegami na Wrocławskim rynku). Wspólnie w kuchni przygotowaliśmy kolację i otwarłem butelkę wina, przenieśliśmy się do dużego pokoju na narożnik przed telewizorem. W kącie pokoju stały pudła z rzeczami Kuby z przeprowadzki, wtedy właśnie zauważył je Mikołaj i zapytał, co jest w tych pudłach. Wyjaśniłem, że rzeczy Kuby, wyjaśniłem mu sytuację, widziałem, że nie podoba mu się zaistniała sytuacja, co zresztą sam po chwili potwierdził.
- Mogłeś mnie zapytać o zdanie, zanim pozwoliłeś Kubie przenieść się tutaj – zaskoczyło mnie to stwierdzenie Mikołaja.
Postanowiłem być aż do bólu szczery, nie miałem zamiaru się usprawiedliwiać, nie uważałem nawet, że powinienem.
- Mikołaj nie widziałem powodu i zresztą dalej nie widzę, dlaczego miałem pytać cię o zdanie, Kuba praktycznie tu już mieszkał od kilku miesięcy, łączyło nas zresztą więcej niż wspólne mieszkanie, dlatego w zaistniałej sytuacji nawet nie zastanawiałem się i zaproponowałem mu dalej mieszkanie aż do czasu wynajęcia czegoś odpowiedniego. Zapytałbym cię o zdanie, gdybyś mieszkał ze mną wcześniej, a ja miałbym zamiar zaproponować Kubie zamieszkanie u nas, ale tak nie było i dlatego nie uważałem za słuszne pytać cię o zdanie. Z Kubą pewne sprawy skończyłem, ale nadal uważam, że mam w stosunku do niego zobowiązania i dlatego widząc, jego problemy z wynajęciem mieszkania sam zaproponowałem mu to rozwiązanie, nawet przez chwilę nie przypuszczałem, że to może być dla ciebie jakimś problemem – dodałem, usprawiedliwiając się jednak.
- A wracając do tematu wspólnego zamieszkania, to kiedy masz zamiar się wprowadzić tutaj? – zapytałem.
- Nie wiem, ciasno będzie – powiedział wyraźnie wkurzony.
- Wcześniej, gdy nocowałeś, ciasnota ci nie przeszkadzała – powiedziałem dosyć ostro.
- To nie tak, źle się wyraziłem – próbował łagodzić.
- A jak w takim razie, wyjaśnij mi, proszę – rozsierdzony chciałem sytuację wyjaśnić do końca.
- To wynika z mojej sytuacji w domu, jak się wyniosę, to już nie będę mógł wrócić – powiedział.
- Rozumiem, mogę ci zagwarantować, że jak nam razem nie wyjdzie, to o tobie nie zapomnę i pomogę ci się odpowiednio urządzić, decyzja jednak należy do ciebie, czekam na twój ruch – powiedziałem.
Zapadła niezręczna cisza, do tego tematu wieczorem już nie wracaliśmy. Atmosfera się zepsuła, o północy otwarłem szampana, wypiliśmy noworoczny toast, później w łóżku też ciążyła na nas wcześniejsza rozmowa. Ten sylwester zdecydowanie nie należał do udanych przynajmniej dla mnie.
Rano wcześnie wstałem, Mikołaj jeszcze spał, starając się nie robić hałasu, poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kawę, w trakcie jej picia postanowiłem pójść na spacer. To był mój wypróbowany sposób, pozwalał mi się odprężyć i jednocześnie przemyśleć pewne sprawy. Przed wyjściem z domu zerknąłem do dużego pokoju, Kuba spał w ubraniu, nie rozłożył sobie nawet narożnika, musiał wrócić późno i nieźle wstawiony.
Bez określonego celu łaziłem ulicami miasta, rozmyślając, trafiłem na rynek, ekipy porządkowe skończyły już sprzątanie, ale i tak kawałki szkła z rozbitych butelek od czasu do czasu chrzęściły pod butami, zaczynano właśnie rozbierać estradę postawioną na sylwestra, poza ekipami roboczymi ludzi praktycznie nie było. Szedłem dalej, przeszedłem most Tumski i zagłębiłem się ponownie w uliczki. Idąc i nie za bardzo zdając sobie sprawę, gdzie idę, cały czas rozmyślałem nad wczorajszym zachowaniem Mikołaja, było dla mnie zaskakujące, ile jeszcze sytuacji z jego udziałem niemile mnie zaskoczy, znaliśmy się bardzo krótko niewiele ponad miesiąc, zauroczyłem się w nim, ale praktycznie wcale go nie znałem. Musiałem się poważnie zastanowić nad tym wszystkim, sam wygląd to jeszcze nie wszystko, kto miał lepiej o tym wiedzieć niż ja, już raz zadurzyłem się idiotycznie i wyszedł z tego totalny niewypał, nie miałem na myśli Grzegorza, tylko poprzedni mój związek, ładny chłopak, ale charakter wredny. Wiedziałem, że na kogoś takiego jak Grzegorz raczej już w życiu nie trafię, miałem nadzieję, że Mikołaj okaże się w części podobny do Grzegorza, a okazało się, że nie za bardzo. Nie mogłem sobie na to pozwolić po raz kolejny, miałem już czterdzieści pięć lat, może to kwestia różnicy wieku, może czas rozejrzeć się za kimś starszym od Mikołaja, na razie postanowiłem sprawy pozostawić własnemu biegowi, zobaczę, jak się to potoczy, nie miałem zamiaru tłumaczyć się Mikołajowi, o nie, a przynajmniej nie na tym etapie znajomości, najwyżej szlag trafi to zauroczenie Mikołajem, bo związkiem trudno to nazwać. Z rozmyślań wyrwał mnie telefon, dzwonił Kuba, prędzej się spodziewałem, że zadzwoni Mikołaj.
- Piotrek, gdzie jesteś, właśnie się obudziłem, a w domu nie ma nikogo – powiedział Kuba.
- Łażę po mieście i rozmyślam, a gdzie Mikołaj – zapytałem.
- Poszedł do domu jakąś godzinę temu, myślałem, że jesteś w domu tylko śpisz, teraz sprawdziłem, że cię nie ma, coś się stało?
- Nic istotnego, mała różnica zdań z Mikołajem, jak wrócę do domu, to ci wyjaśnię – zakończyłem rozmowę.
Zorientowałem się, że dotarłem do hotelu, w którym mieszkałem przez pierwszy miesiąc pobytu we Wrocławiu, Park Plaza. Podczas spaceru porządnie zmarzłem i zgłodniałem, postanowiłem wstąpić do hotelu, zjeść śniadanie i napić się gorącej kawy. Na szczęście trafiłem dobrze, co prawda kończono wydawać śniadanie dla gości hotelowych, ale dla klienta z ulicy nie stwarzano problemu. Po śniadaniu i kawie, taksówką wróciłem do domu.
Powtórzyłem Kubie rozmowę z Mikołajem i oczywiście reakcja Kuby była natychmiastowa.
- Piotrek jutro się wyprowadzę, znajdę tymczasowo kąt u kolegów – powiedział.
- Kuba przynajmniej Ty jeden mnie nie wkurzaj, rozmowę powtórzyłem ci nie po to, żebyś się wyprowadzał, całkiem po prostu muszę się przed kimś wygadać i o żadnej wyprowadzce mowy nawet nie ma, jak nie chcesz mieć we mnie zaciekłego wroga…
- Ale… - próbował mi przerwać.
- Naucz się w końcu nie przerywać, już jak przyjmowałem cię do pracy, to miałeś za to minus, dwa minusy, pierwszy był za spóźnienie – powiedziałem podniesionym głosem.
- Zastanawiałem się długo nad tym wszystkim i stwierdziłem, że zafascynowałem się chłopakiem, którego nie znam, w dodatku dwa razy młodszym i teraz są tego efekty. Będziesz tu mieszkał do czasu, aż nie znajdziesz sobie mieszkania na stałe, jego zdanie o tym mnie nie interesuje, a ze znajomością z nim co ma być to będzie, niezależnie od tego – mówiłem dalej podniesionym głosem.
- W innych sprawach jak najbardziej będę Mikołaja pytał o zdanie i uwzględniał je w dalszym postępowaniu, ale tylko w sprawach, które dotyczą nas obu, jak będzie jeszcze ku temu okazja, na razie jestem bardzo zawiedziony jego zachowaniem – dodałem już ciszej.
- Postaraj się go zrozumieć, nie ma łatwo, wie, co nas łączyło i tym trudniej mu było oceniać to obiektywnie – powiedział Kuba, wykorzystując okazję.
- Może właśnie dlatego nie ma łatwo, bo dziwacznie postępuje i tym zraża do siebie, w moim przypadku poszło mu całkiem nieźle – odburknąłem.
- Bardzo cię Kuba proszę, nie próbuj nawet dzwonić do niego, mam nadzieję, że sam dojrzeje, a jak nie to trudno, jak chce się coś budować z drugą osobą to trzeba jej zaufać przynajmniej na początku – dodałem już spokojniej.
- Tak, ale, jak on tu razem z nami nie mieszka to może sobie wiele wyobrażać, zwłaszcza jak wie, że do niedawna sypialiśmy ze sobą – próbował usprawiedliwić Mikołaja.
- To akurat zrozumiałem i nawet mu zaproponowałem, żeby się wprowadził, w odpowiedzi usłyszałem, że będzie ciasno, cokolwiek Kuba nie wymyślisz w jego obronie, uważam, że Mikołaj zachował się głupio i to nawet bardziej głupio w stosunku do ciebie niż do mnie, przecież też się znacie i to zdecydowanie dłużej – wyjaśniłem swój punkt widzenia.
- Nie patrzyłem tak na to – odparł Kuba.
- Poza tym specjalnie wcześniej wróciłem do Wrocławia, a on nie miał czasu przez dwa dni, żeby się ze mną zobaczyć, ja jakoś nie dochodziłem, czym tak bardzo był zajęty. Jak ma być tak dalej to nie ma to najmniejszego sensu i lepiej, żeby się jak najszybciej skończyło – dodałem.
- A jak tobie minął sylwester? – zapytałem, zmieniając temat.
- Nawet nieźle się bawiliśmy z kumplami, tylko troszeczkę przesadziliśmy z alkoholem i czuję to dotąd – odparł.
- Przepraszam w takim razie, że mówiłem podniesionym głosem – powiedziałem już ciszej.
Popołudnie spędziłem razem z Kubą, oglądaliśmy noworoczne programy telewizyjne, chała jak co roku. Mikołaj przysłał lakonicznego smsa „Dziękuję za wspólnie spędzonego sylwestra. Mikołaj”, chyba nie muszę dodawać, że moja niechęć do niego wzrosła po przeczytaniu tej wiadomości, mimo tego wysłałem mu podziękowania w nieco cieplejszym tonie.
W piątek Kuba pojechał do pracy, ja wracałem dopiero w poniedziałek, wykorzystałem ten dzień na posprzątanie mieszkania, jakoś opornie mi to szło, w trakcie wysłałem do Mikołaja sms, pytając co tam u niego i życząc miłego dnia. Odpowiedź ograniczoną do podziękowań za życzenia otrzymałem dopiero wieczorem, mimo jednoznaczności sytuacji wysłałem sms z pytaniem, jakie ma plany na weekend. Odpowiedź przyszła szybko okazało się, że Mikołaj w weekend pracuje i nie będzie miał czasu, żeby się spotkać, wysłałem sms „Mikołaj szkoda, że nie znajdziesz chwili czasu, żeby się spotkać, jak zmienią ci się plany, daj znać. Pozdrawiam Piotr”, odpowiedzi się nie doczekałem.
Stwierdziłem, że nie muszę się już wysilać, z tej znajomości raczej nic już nie będzie. Nastrój miałem paskudny, praktycznie przestał mnie obchodzić cały świat. Pocieszałem się tym, że od poniedziałku wracam do pracy i to mnie zajmie na większą część dnia. Weekend był koszmarny, nic mi się nie chciało, nawet jeść, w niedzielę wieczorem miałem wisielczy humor, nic tylko usiąść przed otwartym oknem i wyć do księżyca, ale i tutaj spotkała mnie przykra niespodzianka, noc była bezksiężycowa. Kuba próbował co rusz jakoś mnie rozbawić przez cały weekend, ale bez rezultatu, z tego powodu nawet on stracił dobry nastrój.
W poniedziałek miła odmiana, sporo zajęć pozwalających przynajmniej chwilowo zapomnieć o ostatnich niepowodzeniach, nie było mnie dwa tygodnie, wiec miałem sporo zaległości. Koło południa weszła Halina, niosąc w wyciągniętej ręce jakieś pismo, niosła go tak, jakby było jakoś szczególnie niebezpieczne lub śmierdzące.
- Panie dyrektorze przyszedł faks z Warszawy, wzywają pana do centrali jak najszybciej.
- Dziękuję pani Halino – powiedziałem, odbierając pismo.
- Nic dobrego nie wróży takie wezwanie, to dlatego ma pan taki skwaszony humor od rana, dzwonili wcześniej? – dopytywała.
- Nikt do mnie nie dzwonił, nie wiem, w jakiej sprawie mam jechać, ale zaraz zadzwonię i się dowiem, a kwestia humoru nie jest z tym związana – wyjaśniłem.
- Mogę jakoś pomóc? – zapytała.
- Wątpię pani Halino, chyba że umie pani zmieniać ludzkie charaktery.
- Kuba czy Mikołaj? – zapytała.
- Mikołaj, wściekł się o to, że Kuba wprowadził się tymczasowo do mnie, zanim nie znajdzie jakiegoś porządnego mieszkania na stałe – wyjaśniłem.
- I wcale mu się nie dziwię, przecież on chyba wie, co pana łączyło z Kubą i jest zazdrosny, dziewczyna to by pana za to zabiła, a widzę, że jest pan cały i zdrowy, niech pan do niego zadzwoni i wytłumaczy dokładnie, w czym rzecz, to nie praca i bycie z panem to nie jego obowiązek służbowy – broniła Mikołaja.
- Próbowałem mu wytłumaczyć, ale jakoś to do niego nie docierało – próbowałem bronić swojej pozycji.
- Widocznie za słabo się pan starał, jak panu na nim zależy, to proszę do niego zadzwonić i poprosić o spotkanie, wszystko się dobrze ułoży – powiedziała.
- Ale wcześniej niech pan zadzwoni do centrali i dowie się, czego chcą, zaraz spróbuję połączyć z centralą – powiedziała, wychodząc do sekretariatu.
Zaskoczyła mnie zupełnie swoim zachowaniem i tym, że wyraźnie opowiedziała się za Mikołajem, może rzeczywiście nie miałem racji i powinienem porozmawiać z nim. Nie miałem dużo czasu na rozważania, musiałem się zająć pracą. Halina zawiadomiła mnie, że dyrektor handlowy jest nieosiągalny już dzisiaj w biurze.
- Pojechał na jakieś spotkanie poza biuro i prosił, żeby mu nie przeszkadzać.
- Pani Halino dziękuję, zadzwonię do niego wieczorem i dowiem się, o co chodzi, jak to będzie coś bardzo pilnego, to jutro z samego rana pojadę do Warszawy samochodem, a jak nie to jutro będę w pracy i pojadę dopiero pojutrze – wyjaśniłem.
Wieczorem po przemyśleniu sprawy próbowałem się dodzwonić do Mikołaja, niestety od razu włączała się skrzynka pocztowa, dopiero za czwartym razem zostawiłem wiadomość „Mikołaj z tej strony Piotr, bardzo cię proszę o kontakt, chcę się z tobą spotkać i porozmawiać. Pozdrawiam Piotr”, Wysłałem sms o tej samej treści, przynajmniej będę wiedział, kiedy włączy telefon, wtedy przyjdzie mi potwierdzenie dostarczenia wiadomości. Później zadzwoniłem do kolegi, czyli swojego przełożonego dyrektora handlowego firmy, odebrał po drugim sygnale.
- Cześć Piotr, sekretarka mi przekazała, że próbowałeś się ze mną skontaktować, miałem jutro rano do ciebie zadzwonić, ale dobrze, że dzwonisz – powiedział.
- Dzwonię w sprawie faksu, który dzisiaj dostałem – uściśliłem.
- Tak rozumiem, sekretarka pokręciła, miała do ciebie zadzwonić i zaprosić do mnie na rozmowę, a wyszło tak służbowo faksem, przepraszam, chciałem z tobą porozmawiać w cztery oczy i przedyskutować kilka spraw– wyjaśnił.
- Mam się już bać tej rozmowy w cztery oczy? – zapytałem.
- Cholera znowu wyszło idiotycznie, mam dla ciebie propozycję, ale najpierw chciałem z tobą o niej porozmawiać, a oprócz tego chcę jeszcze porozmawiać z tobą na temat ostatniego raportu rocznego, chodzi o wyjaśnienie kilku mało istotnych detali z tego raportu – wyjaśnił.
- Kiedy mam przyjechać i może przyślesz mi faksem, o co chodzi z tym raportem, to wezmę dodatkowe materiały.
- Nie ma takiej potrzeby, jak nie będziesz czegoś wiedział, to zadzwonisz do oddziału, dałbyś rade przyjechać jutro, zjemy razem obiad i porozmawiamy, w środę rano załatwimy sprawę raportu i mógłbyś wracać – zaproponował.
- To jakieś sześć godzin jazdy jak wyjadę o siódmej, to mogę być najwcześniej na trzynastą, może nawet i później – zastrzegłem się.
- Nawet jak będziesz na piętnastą, to będzie dobrze, przynajmniej ja się odgrzebię z papierów i będziemy spokojnie mogli porozmawiać, a pora na obiad będzie w sam raz, sekretarka coś zarezerwuje na szesnastą, może weź sobie dodatkowego kierowcę, zarezerwować ci hotel?
- Najlepiej niech sekretarka zarezerwuje dwójkę, to jak będę z kimś, to przynajmniej problemu nie będzie z noclegiem – poprosiłem.
- To widzimy się jutro – usłyszałem na pożegnanie.
Kuba siedział w pokoju, oglądając jakiś program w telewizji.
- Kuba nie masz ochoty przejechać się jutro do Warszawy? – zapytałem.
- Pogięło cię czy co, skąd w ogóle ten pomysł? – usłyszałem w odpowiedzi.
- Muszę jechać do centrali, a nie mam zamiaru siedzieć za kółkiem ponad pięć godzin, powrót pojutrze, chyba że masz w pracy jakieś ważne sprawy, to pojadę sam – wyjaśniłem.
- Nic ważnego co wymagałoby mojej obecności, a której ten wyjazd – zapytał.
- Mamy być najpóźniej na piętnastą, najlepiej zaraz po ósmej, pojedziemy na siódmą do pracy, załatwimy najpilniejsze sprawy, a później ruszamy do Wawki.
- Nie ma sprawy i tak w centrali miałem uzgodnić program promocyjny i parę innych spraw, to przynajmniej zrobię to osobiście w środę rano, a jutro spotkam się z Damianem, pamiętasz ten kolega od kochasia z kontraktem – wyjaśnił.
- Ok. Kuba to jutro ubierz się ładnie, weź bokserki i koszulę na zmianę i ruszamy na stolicę – zażartowałem.
Popatrzył na mnie zdziwiony moim dobrym humorem.
- Ale ja zanocuję u Damiana – odparł.
- Tym bardziej weź bokserki na zmianę – powiedziałem, śmiejąc się.
Rano sprawdziłem telefon, sms jeszcze nie dotarł. Warszawa przywitała nas w miarę ładną pogodą, mały mrozik i słoneczny dzień, w centrali byliśmy kilka minut po czternastej, od razu skierowano nas do gabinetu dyrektora handlowego. Przywitał nas bardzo serdecznie.
- Świetnie, że przyjechaliście razem, o ile się nie mylę to pan Jakub, kierownik Wrocławskiego działu DWS, a zarazem pogromca samochodu służbowego? – zapytał.
- Tak to ja – odparł zdziwiony Kuba.
- Pytałem tylko dla formalności, pani Halina dzwoniła do mojej sekretarki, że jedziecie razem, lepiej być nie może, wszystkie działania DWS-ów mi podlegają, a wy tam u siebie zrobiliście małą rewolucję i przynoszący niezłe rezultaty program, w związku z tym mam propozycję, co prawda miałem ją wcześniej omówić z tobą Piotr, ale korzystając z okazji, że pan Jakub przyjechał osobiście, to od razu przystąpię do sedna sprawy – zrobił przydługie wprowadzenie.
- Ten program trzeba wdrożyć we wszystkich oddziałach, no może go jeszcze trzeba rozbudować, ale koniecznie trzeba go wdrożyć w drugiej połowie roku, to chyba najlepszy okres, w związku z tym chcę, żeby pan Jakub koordynował działaniami z tym związanymi, forma współpracy do uzgodnienia, ale najlepiej by było, gdyby się pan przeniósł tutaj, jako pełnomocnik ds. wdrożenia programu, albo mój, albo zarządu dla podniesienia prestiżu pana stanowiska, oczywiście co do warunków zatrudnienia to mogę dużo zaoferować, łącznie z mieszkaniem i samochodem służbowym – wypalił.
Zamurowało mnie, propozycja dla Kuby była niezwykle korzystna, powiedziałbym nawet, że to jedna z tych propozycji nie do odrzucenia, Kuba stał skamieniały z wrażenia, mrugał oczami, jakby nie dowierzał temu, co usłyszał.
- To jak panie Jakubie? – zapytał dyrektor.
- Panie dyrektorze, muszę się zastanowić nad tą propozycją i porozmawiać ze swoim przełożonym – znacząco popatrzył na mnie.
- Ale od razu mogę zadeklarować, że jeżeli przyjmę tę propozycję to jako pana dyrektora pełnomocnik, a nie zarządu, należy się też panu jedno wyjaśnienie, większość tego programu wymyślił mój zastępca, w zasadzie to on go wymyślił, a ja rozbudowałem i dopracowałem szczegóły – punktował Kuba.
- Widzę, że oprócz rozbijania starych samochodów służbowych ma pan dużo innych zalet, kolegę może pan wziąć do Warszawy do współpracy, pana decyzji nie oczekuję od razu, rozumiem, że chce pan porozmawiać z Piotrem, ale lepiej rozmowę odłóżcie na wieczór – powiedział.
- Dlatego na wieczór, bo dla ciebie Piotrze też mam propozycję, ale o tym przy obiedzie – dodał.
Pożegnaliśmy się z Kubą i pojechaliśmy do restauracji na obiad, w trakcie usłyszałem propozycję.
- Piotrze ciebie też chcę u siebie w Warszawie jako swojego zastępcę, dotychczasowy odchodzi, na powiedzmy, niekoniecznie własne życzenie, zamiast wracać do Krakowa, to przyjedziesz do Warszawy, co do warunków finansowych i pozostałych na pewno dojdziemy do porozumienia, co Ty na to?
- Widzę, że zrobiłeś sobie dzień niespodzianek dla podwładnych – nie wiedziałem jak mu powiedzieć, że nie zachwyciła mnie ta propozycja.
- Po twojej minie widzę, że wolisz jednak wracać do Krakowa, cholera wiedziałem, że z tobą będzie problem, ale przynajmniej daj mi tego Jakuba, wiem, że jego decyzja tak naprawdę zależy od ciebie – wyjaśnił.
Zacząłem doszukiwać się podtekstu w jego wypowiedzi, owszem wiedział o mnie, że wolę facetów, ale chyba miał jakiegoś donosiciela w firmie, bo jak inaczej mógł się dowiedzieć o mnie i o Kubie, pewnie dlatego miał propozycję i dla mnie i dla Kuby jednocześnie. Wkurzyłem się trochę tą sytuacja. Halina musiała się komuś wygadać, przecież ona wiedziała, że z Kubą układ już jest skończony.
- Masz nieaktualne informacje, decyzja Kuby już nie jest zależny od mojej osoby. Skąd masz te informacje? – zapytałem.
- Piotr, o czym Ty mówisz, gdyby nie zależała od ciebie to Jakub od razu dałby mi odpowiedź, a zastrzegł się, że musi z tobą porozmawiać, cholernie lojalny pracownik, mieć kogoś takiego u siebie to skarb – powiedział.
Wtedy zorientowałem się, że się zagalopowałem w domysłach, jednak stwierdziłem, że muszę wyjaśnić sytuację.
- Widzisz, z Jakubem łączyło mnie coś więcej, niż tylko praca, ale nie miało to żadnego wpływu na nasze relacje służbowe – powiedziałem.
- Rozumiem, a w sumie to nie rozumiem, ale nic mi do tego, o ile to nie rzutowało na waszą pracę, tutaj też moglibyście być razem – zaskoczył mnie ta odpowiedzią.
- To już nieaktualne, to świetny pracownik i niechętnie się go pozbędę, natomiast doradzę mu, żeby przyjął twoją propozycję, to dla niego duża szansa rozumiem, że za dwa, trzy lata zrobisz z niego dyrektora jakiegoś oddziału – powiedziałem.
- Zrobił dzisiaj na mnie dobre wrażenie, jak jest rzeczywiście, tak dobry, jak mówisz, to za dwa lata będzie moim zastępcą albo dyrektorem oddziału, masz na to moje słowo, lubię współpracować z kompetentnymi pracownikami. A co z tobą?
- Nie licz na to, że będę pracował w Warszawie, jeżeli już, to jak mi zaproponują twoje stanowisko albo jakieś wyższe – powiedziałem z uśmiechem.
- Obyś sobie nie wykrakał, wiem, że lubisz współpracować bezpośrednio z ludźmi, a nie sterować nimi z Warszawy, może zmienisz zdanie, moja propozycja jest cały czas aktualna, zresztą w Krakowie też jesteś potrzebny, trzeba tam zrobić trochę porządku, jest jednak mały problem, musisz zostać we Wrocławiu przynajmniej do końca półrocza, a może i jeszcze dłużej, w związku z tym, że nie przyjąłeś mojej propozycji, twój następca zostaje u mnie jako mój zastępca. Muszę znaleźć kogoś, kto przejmie po tobie Wrocław, to jeden z ważniejszych oddziałów i muszę mieć tam kogoś kompetentnego – wyjaśnił sytuację.
- Nie dość, że daję ci Kubę, to jeszcze muszę dłużej zostać we Wrocławiu? Dobrze cię zrozumiałem? – zapytałem.
- Sam jesteś sobie winien, ty zastajesz we Wrocławiu, Rysiek z Krakowa nie zostanie przeniesiony do Warszawy, a twój następca zostanie moim zastępcą, chociaż chciałem, żeby nabrał wcześniej doświadczenia w zarządzaniu ludźmi, to wszystko twoja wina, no, chyba że się zgodzisz na moją propozycję – dodał chytrze.
- Na to nie licz, ale mam inną propozycję i musiałbyś złamać niepisaną zasadę firmy – podpuszczałem go.
- Mów, jaka to propozycja – ponaglił.
- Zostaję do czerwca we Wrocławiu i przygotuję ci mojego następcę, będziesz z niego zadowolony, tylko problem w tym, że on obecnie u mnie pracuje i okazałoby się, że pracownik oddziału zostaje jego dyrektorem, a tego w firmie się nie praktykuje – wyłuszczyłem sedno pomysłu.
- Ale nie myślisz o Jakubie? – spytał podejrzliwie.
- Nie z utratą Jakuba się już pogodziłem, to jak zgadzasz się, ja przynajmniej będę miał gwarancję, że w czerwcu kończę we Wrocławiu i od lipca zaczynam w Krakowie – kusiłem go.
- Zgoda, ale jak mi wytniesz numer z tym Jakubem to nici z naszego układu, muszę też wiedzieć, o kogo chodzi, żeby się nie okazało, że w oddziale powstanie ferment – skapitulował.
- I dasz mi to na piśmie, że od lipca przechodzę do Krakowa, oczywiście musisz mi coś dorzucić do pensji, nie dość, że tracę kierownika DWS, to jeszcze muszę wyszkolić nowego dyrektora oddziału – negocjowałem warunki.
- Każdą okazję wykorzystasz, żeby firmę wydoić, ale moja strata, umowa stoi, kto to ma być?
- Mój obecny kierownik handlowców, świetnie się nada na stanowisko dyrektora oddziału i żadnego fermentu nie będzie, jest niezły, ma uznanie wśród ludzi i ma opanowaną najważniejszą dziedzinę w naszej pracy – wyjaśniłem.
- Sam mogłem na to wpaść, ale trudno się mówi, rzeczywiście jest dobry i się nada na to stanowisko? – upewniał się.
- Nieźle rozegrał sprawę z jednym z pracowników, trochę mu w tym pomogłem, ale ludzie o tym nie wiedzą i teraz ma wśród pracowników duże poważanie, kierowanie działem handlowców nie sprawia mu żadnych problemów, a współpraca z innymi działami nie iskrzy, tylko świetnie się mu układa, to dobry materiał na dyrektora, będziesz zadowolony ze współpracy z nim – zapewniłem.
- Niech cię diabli wezmą, ty z wszystkiego się wywiniesz, to co kończymy, czy może jeszcze jakiś kieliszeczek koniaczku i cygaro, warto było cię wezwać do Warszawy, rozwiązało to kilka tematów, co prawda nie tak jak planowałem, ale jestem zadowolony, masz tam u siebie jeszcze jakiegoś młodego i zdolnego, potrzebuję takich – zaśmiał się jak z dobrego żartu.
- Koniak i cygaro chętnie, a wracając do sprawy, nikogo więcej nie dam, rozumiem, że mam wolną rękę w obsadzie tych dwóch stanowisk i mam wolne dwa etaty do uzupełnienia – wykorzystywałem sytuację do granic możliwości.
- Taki przebiegły jesteś, a jeszcze liczyć się nie nauczyłeś? – ni stwierdził, ni zapytał.
- O co ci chodzi, przecież za Kubę i kierownika handlowców, muszę wziąć dwóch ludzi, po nich zwolnią się etaty i na ich miejsce muszę kogoś przyjąć – wyliczałem.
- Masz trzy wolne etaty, odkąd awansowałeś Jakuba, masz cały czas wolny etat asystenta, a kierownika handlowców już nie licz jako swojego pracownika, tylko jako pracownika centrali, wtrącać się do twojej polityki kadrowej nie mam zamiaru, zaklepię twoje propozycje, teraz koniec rozmowy służbowej, a prywatnie mogę o coś zapytać?
- Pytaj – powiedziałem.
- Z Kubą jak było, znałeś go wcześniej, przed zatrudnieniem? – zapytał.
- Nie – gładko skłamałem.
- A zaczęło się między nami po twojej wizycie we Wrocławiu w sprawie tego dużego kontraktu, który miał upaść, a nie upadł – wyjaśniłem.
- To była ciekawa sprawa, dowiedziałeś się już, dlaczego ten klient tak dziwnie postępował? – zapytał.
Opowiedziałem mu całą historię, pomijając nieistotne szczegóły, w pewnym momencie nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- Nieźle to na koniec rozegraliście, a najlepsze to zakończenie, facet nie ma bladego pojęcia, jaki numer mu wywinęliście. Niesamowity chłopak z tego Kuby, takiego chłopa z jajami właśnie potrzebuję u siebie – mówił, śmiejąc się.
- A ty co orientację zmieniłeś, czy co, że tak ci Kuba pasuje? – zapytałem.
- Nie, jestem wierny swojej żonie, a zwłaszcza teraz jak mi tę historię opowiedziałeś, to nawet jej w myślach nie zdradzę, ale Jakub jest niesamowity, owszem ryzyko było duże, było to może nieetyczne, ale facetowi się należało – skwitował.
- Tylko ani słowa o tym, że cokolwiek wiesz o Kubie od tej strony, będzie chciał, to sam ci powie – uprzedziłem go.
- Jasne, sam nigdy o takich sprawach nie mówię, sam wiesz najlepiej, jak się sprawy mają i jakie jest moje podejście – zapewnił mnie.
- Owocny dzień dzisiaj miałem, resztę spraw dogramy jutro, przyjedź razem z Jakubem, najlepiej koło dziewiątej, w dwie godzinki załatwimy wszystko i możecie wracać do Wrocławia, chociaż Jakub najlepiej, żeby został – powiedział.
- Zwariowałeś, jeszcze nie podjął decyzji – zaprotestowałem.
- Po tym, co dzisiaj usłyszałem o nim, to jestem mu w stanie zaproponować warunki, jakich nigdzie indziej nie dostanie, byłby głupcem, gdyby nie skorzystał, ma tu kolegę to będzie mu łatwiej i będzie was odwiedzał, będzie musiał jeździć po oddziałach i spotykać się z kierownikami DWS-ów, a tak już na zakończenie to znowu zablokowałem Ryśkowi zmiany organizacyjne i będę blokował tak długo, aż nie wrócisz do Krakowa.
- Dziękuję za kolację i za to blokowanie – powiedziałem.
- To ja bardzo ci dziękuję, sporo problemów mi rozwiązałeś, musimy się częściej spotykać, tym razem ja odwiedzę Wrocław, przyjadę tak w połowie lutego, pomyśl do tego czasu, jakiego młodego chwata mógłbyś mi podesłać do współpracy – powiedział.
Pożegnaliśmy się, ja zostałem jeszcze chwilę w restauracji, czekając na taksówkę. Jadąc do hotelu, włączyłem telefon, od wejścia do gabinetu dyrektora handlowego był wyłączony. Otrzymałem potwierdzenie dostarczenia wiadomości sms do Mikołaja oraz przeczytałem powiadomienie, że na mojej skrzynce pocztowej znajduje się pięć wiadomości głosowych.
cdn
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 18:32, 28 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 18:33, 28 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
.
Część 18. Czas zmian.
Wiadomości głosowe odsłuchałem jeszcze w taksówce, trzy z pięciu, wiadomości zostawił Mikołaj, wysiadając, wybierałem do niego numer.
- Cześć Piotrek, próbowałem się wcześniej do ciebie dodzwonić, ale bez powodzenia – usłyszałem.
- Cześć Mikołaj, ja jutro wieczorem wracam do Wrocławia, kiedy możemy się spotkać – zapytałem bez zbędnych wstępów.
- Jesteś w Krakowie? – zapytał.
- Nie, służbowo w Warszawie, dlatego miałem wyłączony wcześniej telefon, zaraz po odsłuchaniu twoich wiadomości dzwonię – wyjaśniłem.
- Jutro siedzę do późna w pracy i będę skonany, ale w czwartek mam wolny cały dzień, to może wtedy, obojętnie o której godzinie, jak ci pasuje, ja się dostosuję – zaproponował.
- To w czwartek, może o siedemnastej jak już będę po pracy, może gdzieś przy kawie, albo zjemy wspólnie obiad?
- Przy kawie, będzie spokojniej, mam taką ulubioną kafejkę, gdzie można spokojnie porozmawiać – powiedział.
- Świetnie Mikołaj, przyślij mi namiary na tę kafejkę, dziękuję, że się odezwałeś, miło cię było słyszeć, do zobaczenia w takim razie – ulżyło mi, jednak chciał się ze mną spotkać.
- Dobra przyślę ci sms, ja też się cieszę, to do czwartku – zakończył rozmowę.
Kolejny telefon wykonałem do Kuby.
- Kuba mamy być jutro na dziewiątą u dyrektora, a musimy jeszcze porozmawiać przed spotkaniem, masz samochód, to podjedź do mnie do hotelu – powiedziałem.
- Ja już jestem w hotelu, przyjechałem jakieś pół godziny temu, siedzę w pokoju, sam na to wpadłem, że musimy jeszcze dzisiaj porozmawiać – odpowiedział.
- Twoje rzeczy przyniosłem z samochodu i mam w pokoju, numer 214, drugie piętro – dodał.
- Dobrze ja wchodzę do hotelu i idę do ciebie – miałem już kończyć rozmowę.
- Nie, musisz się zameldować, zarezerwowali nam dwie jedynki – wyjaśnił.
Poszedłem do recepcji się zameldować, wyszło na to, że pokoje mamy obok siebie, dostałem pokój 215. Chwilę później byłem już u Kuby.
- Złamasie, wiedziałeś i nie powiedziałeś – naskoczył na mnie niezbyt grzecznie.
- Nic nie wiedziałem, sam zresztą słyszałeś, że wcześniej chciał to przegadać ze mną, zbieg okoliczności wynikający z tego, że przyjechaliśmy razem i grzeczniej poproszę, przypominam, że nadal jestem twoim przełożonym.
- Nic a nic nie wiedziałeś? – zapytał.
- Nic a nic, sam też dostałem zaskakującą propozycję, ale ją odrzuciłem.
- Jaka to propozycja? – zapytał.
- Przenosiny do Warszawy, jako zastępca starego.
- To dlaczego odrzuciłeś, przecież to naprawdę prestiżowe stanowisko, no i miałbym na kogo liczyć tu w Warszawie – powiedział zdziwiony.
- Może tak Kuba, ale mi nie odpowiada, ja wolę wrócić do Krakowa, jemu powiedziałem, że poczekam na jego stanowisko, a ty dasz sobie radę sam, a na starego możesz liczyć to dobry przełożony – wyjaśniłem.
- Radzę ci przyjąć jego propozycję to świetna oferta, która raczej już się nie trafi, jak odmówisz – dodałem.
- Zdaję sobie z tego sprawę, a co Ty na to? – zapytał.
- Kuba ja ci radzę, żebyś przyjął tę propozycję, ale uprzedzam, twój zastępca zostaje we Wrocławiu – z góry uprzedziłem ewentualne spekulacje kadrowe.
- Wiem, dzwoniłem do niego, w końcu to był jego pomysł, opowiedziałem mu wszystko i powiedziałem, że jutro powiem dyrektorowi, że to on powinien przejść do Warszawy, ale mnie wyśmiał i stwierdził, że nie ruszy się z Wrocławia, bo ma żonę w ciąży, życzył mi powodzenia na nowym stanowisku – zaskoczył mnie tą rozmową z zastępcą.
Zrelacjonowałem mu swoją rozmowę z dyrektorem, przekazałem mu wszystko, o czym rozmawialiśmy.
- Szkoda będzie mi odchodzić z Wrocławia, świetnie tam jest, a teraz szykują się duże zmiany, no i my nie będziemy się widywać – powiedział z nostalgią w głosie.
- Będziemy, przecież jako koordynator programu będziesz jeździł po oddziałach, a poza tym zawsze będziesz u mnie mile widziany, czy to we Wrocławiu, czy to w Krakowie, zawsze możesz tak przyjeżdżać, żeby zostać na weekend – zaproponowałem.
- Do Krakowa będziesz miał nawet bliżej i lepsze połączenia, jest jeszcze jeden plus całej tej sprawy, nie musisz już szukać mieszkania we Wrocławiu – dodałem.
Rozmawialiśmy cały wieczór, następnego dnia rano załatwiliśmy pozostałe sprawy. Kuba wynegocjował, że zacznie dopiero od lutego. Wracaliśmy do Wrocławia w dobrych humorach. Nie byłem w stanie rozstrzygnąć, kto miał lepszy nastrój, ja czy Kuba, ja cieszyłem się podwójnie, miałem duże nadzieje związane z umówionym spotkaniem z Mikołajem i ostatecznie wyjaśniła się sprawa mojego powrotu do Krakowa.
Postanowiłem nie zwlekać ze wprowadzeniem zmian, zabrałem się do tego z samego rana, jak tylko uporałem się z zaległą pocztą i pozostałymi pilnymi papierami. Wchodząc rano do sekretariatu, napotkałem pytające spojrzenie Halinki, odbierając pocztę i inne dokumenty nie wytrzymała.
- I po co wzywali pana do Warszawy, wyszła jakaś zawalanka z tym raportem, bo wczoraj dzwonił pan w tej sprawie aż trzy razy?
- Nie, to były tylko drobne wyjaśnienia – droczyłem się z nią.
- No to po co osobiście miał pan tam jechać, nudzi im się w centrali czy co?
- Wzywali mnie, bo nastąpiła zmiana związana z moją osobą – ciągnąłem dalej.
- Zdejmują pana, ale za co przecież wyniki mieliśmy świetne – powiedziała załamana, głosem pełnym współczucia.
- Nie, zostaję tutaj do końca czerwca i dopiero później wracam do Krakowa, chociaż miałem propozycję zostania zastępcą starego – wyjaśniłem, nie miałem serca droczyć się z nią dalej.
- To nie mógł pan od razu powiedzieć, o mało zawału nie dostałam, a reszta bez zmian – zapytała z uśmiechem.
- Nie, będą zmiany, to właśnie dlatego zostaję dłużej, że nie mają kogo przysłać za mnie, bo mój następca zostaje zastępcą starego po mojej odmowie – wytłumaczyłem.
- Niedobrze, to znaczy dobrze, że pan zostaje dłużej, ale nie dobrze, bo nie wiemy, kto przyjdzie na pana miejsce.
- Niech się pani nie martwi, zna pani tę osobę i pewnie się nawet ucieszy.
- Kuba? Niemożliwe, za młody, bez doświadczenia i w dodatku z tego oddziału, a może jednak? – zapytała.
- Nie, Kuba od lutego przechodzi do centrali, dyrektorem od lipca zostanie nasz obecny kierownik działu handlowego.
- Ale jakim cudem, przecież jest od nas a firma…
- Taki warunek postawiłem, to ma być gwarancja mojego powrotu do Krakowa, no i zgodziłem się na Kubę. A teraz pani Halino proszę poprosić do mnie najpierw Kubę i jego zastępcę, jak skończę z nimi, to proszę przysłać do mnie kierownika handlówki, w końcu to on pierwszy powinien się dowiedzieć, a nie pani, tylko proszę mu nic nie mówić, a później proszę się zająć przedłużeniem umowy na wynajem mieszkania dla mnie do końca czerwca.
- Zaraz ich poproszę, a nie myślał pan, żeby tu z nami zostać, po co tyle zmian wprowadzać? – zapytała z uśmiechem.
- Pani Halinko to niemożliwe, niech pani już ich poprosi – przerwałem jej kuszenie.
Załatwienie sprawy Kuby i jego zastępcy, było bardzo łatwe i nie zajęło mi dużo czasu. Wyjaśniłem, że zastępca od pierwszego lutego dostaje awans na kierownika, do tego czasu ma wskazać kogoś ze swoich podwładnych na swojego zastępcę. Zakomunikowałem również dotychczasowemu zastępcy Kuby, że na powstały wakat przeprowadzimy wspólnie rekrutację, wtedy gwałtownie zaprotestował.
- Ja się na tym totalnie nie znam i zawsze źle dobieram ludzi, tylko z żoną mi się udało, okazuje się, że to moja najsłabsza strona, wybieram zawsze najgorszy wariant w przekonaniu, że to będzie najlepszy, zawsze tak mam w życiu prywatnym to i tu tak będzie, niech mi szef nie każe brać w tym udziału, proszę zadecydować, tak będzie na pewno lepiej niż jakbym ja w tym maczał palce, taka jest prawda, to nie to, że chcę się wymigać – tłumaczył się zawile.
- Dobrze, ja wybiorę, a później wyślę kandydata na rozmowę do pana, tak może być – zapytałem.
- Lepiej by było, gdyby pan dyrektor w ogóle go do mnie nie przysyłał, zresztą nawet bez uzupełnienia wakatu możemy spokojnie pracować – próbował się wymigać.
- To nie wchodzi w rachubę – zakończyłem rozmowę.
Miałem chwilę czasu, do następnego spotkania, właśnie miałem poprosić sekretarkę o kawę, gdy usłyszałem cichą rozmowę w sekretariacie.
- Halina nie wiesz, dlaczego mnie wzywa? – domyśliłem się, że to powiedział kierownik handlówki.
- Wiem tylko tyle, że to jest związane z jego wezwaniem do Warszawy – znęcała się nad nim Halina.
- To albo wylatuję, albo dowalą nam drugie tyle planu do realizacji – powiedział kierownik wyraźnie zmartwiony.
- Gdyby mieli wywalić, to bym wiedziała, bo ja piszę wypowiedzenia, a może dostaniesz awans – droczyła się z nim Halina.
- Zgłupiałaś, za krótko jestem na tym stanowisku, nie ma żadnych szans, a poza tym to na kogo niby, na zapchaj dziurę w centrali? Takie wezwania do Warszawy niczym dobrym się nie kończą! – powiedział.
- Co ma być to będzie, trzymaj za mnie kciuki, żeby się nie okazało, że to odstrzał, powiedz, że już jestem, bo za chwilę sraczki z nerwów dostanę – zakończył.
- Zanim będzie pan musiał iść do toalety, to zapraszam do siebie – przerwałem im rozmowę.
- Pani Halino, poproszę kawę, a pan czego się napije – zapytałem.
- Też poproszę kawę – odpowiedział.
- Panie dyrektorze bardzo jest źle?
- Nie, wręcz przeciwnie jest bardzo dobrze, ma pan mi wskazać w najbliższym czasie, kto może pana zastąpić na stanowisku kierownika handlówki, od pierwszego lutego przechodzi pan na etat centrali, pozostając jednocześnie we Wrocławiu, do mojej dyspozycji, a od pierwszego lipca… nadąża pan za tym, co mówię? – zapytałem, widząc jego niepewną minę.
- Tak nadążam… a od pierwszego lipca...?
- A od pierwszego lipca pozostając na etacie centrali, obejmuje pan stanowisko dyrektora oddziału Wrocławskiego, gratuluję panu awansu – dokończyłem.
- Dobrze panie dyrektorze, pożartował pan sobie, a teraz proszę mi powiedzieć prawdę – powiedział całkowicie zdezorientowany.
- Mam panu powtórzyć, to wszystko, co przed chwilą powiedziałem? – zapytałem.
- Nie panie dyrektorze, wszystko dobrze słyszałem, ale nie potrafię tego przyswoić, a co z panem? - zapytał.
- Ja od pierwszego lipca wracam do Krakowa, na stanowisko dyrektora oddziału – wyjaśniłem.
- Też nie mają co w Warszawie robić tylko głupoty wymyślać? – zadał w jego mniemaniu retoryczne pytanie.
- To akurat ja wymyśliłem, zgadza się, że w Warszawie, oni wymyślili coś innego, co mi się nie podobało, ma pan jakieś pytania w związku z nowymi obowiązkami i stanowiskiem? – zapytałem.
- Przepraszam, miałem na myśli te zmiany, jakoś nie mogę dalej uwierzyć w ten awans, a pytań mam całe mnóstwo – próbował usprawiedliwić wcześniejszą wypowiedź.
Rozmowa trwała dosyć długo, na swoje miejsce wskazał osobę, którą i ja widziałem na tym stanowisku, wiec później rozmowa odbywała się w powiększonym gronie.
Wiadomości w firmie rozeszły się błyskawicznie, po godzinie wszyscy już wiedzieli o nadchodzących zmianach. Będąc w ubikacji ogólnej, ta w sekretariacie była zajęta, usłyszałem rozmowę dwóch pracowników działu handlowego stojących przed ubikacją.
- Słyszałeś już o zmianach, istna rewolucja, Kuba do Warszawy, szkoda, że stary odchodzi, naszemu kierownikowi brakuje tego stoickiego spokoju, nawet jak wszystko się waliło i wszyscy panikowali, to stary był spokojny i opanowany– powiedział jeden z nich.
- Masz rację szkoda, że odchodzi. Dziwne, przechodzi do Krakowa na równorzędne stanowisko, a podobno proponowali mu niezły stołek w Warszawie – odparł drugi.
Wychodząc z ubikacji, poczułem się w obowiązku wyjaśnić im jedną rzecz.
- Dzień dobry – zdołali wyjąkać na mój widok.
- Dzień dobry, niech panów nic nie dziwi, ja po prostu kocham Kraków, a propozycja nie była tak bardzo atrakcyjna, żeby zrezygnować z powrotu do Krakowa – powiedziałem z uśmiechem, widząc ich zaskoczenie.
- Ale szkoda, że pan od nas odchodzi – powiedział jeden z nich, to akurat był ten, który nie pozwolił mi zrobić sobie samemu kawy.
- Kolega się już panu pochwalił? Zostaje od pierwszego lutego kierownikiem handlówki i pana przełożonym – zwróciłem się z tym pytaniem do jego kolegi.
- To taki mały rewanż za ubezwłasnowolnienie mnie przy robieniu sobie kawy – wyjaśniłem temu od kawy.
Zbaranieli obydwoje, idąc do sekretariatu, usłyszałem.
- Najważniejszego mi nie powiedziałeś złamasie, gratuluję panie kierowniku…
Ludzie potrafią się szybko przystosować do nowych warunków.
Prosto z pracy pojechałem na spotkanie z Mikołajem, do kafejki dotarłem kilka minut przed umówioną godziną. Mikołaj jeszcze nie dotarł, w kafejce było bardzo mało osób, usiadłem przy stoliku w kącie, czekając na niego. Punktualnie o umówionej godzinie wszedł do kafejki, na jego widok radośniej mi się zrobiło na sercu.
- Cześć Mikołaj, miło cię widzieć – przywitałem go, wyciągając rękę.
- Cześć Piotrek, wzajemnie – powiedział, jednocześnie wyciągając dłoń do przywitania.
Dotyk jego dłoni, poczułem przeszywający mnie lekki dreszczyk podniecenia, najchętniej objąłbym go i przytulił, musiałem się jednak opanować. Złożyliśmy zamówienie i usiedliśmy w kącie, gdzie raczej nikt nas nie słyszał.
- Mikołaj przepraszam za moje zachowanie, powinienem wyjaśnić mój punkt widzenia, a nie napadać na ciebie, znaczy, dalej uważam, że postąpiłem słusznie, proponując Kubie zamieszkanie u mnie, ale forma i sposób, w jaki to tobie tłumaczyłem, był niedopuszczalny – nieskładnie się tłumaczyłem.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Piotrek, ja przyszedłem tutaj przeprosić cię za moje zachowanie, przemyślałem to wszystko wiele razy i doszedłem do wniosku, że zachowałem się kretyńsko, najpierw mówiąc, że powinieneś mnie wcześniej zapytać o zdanie, a potem idiotycznie się zachowując przez resztę wieczoru, jak urażona dama, jak rano zobaczyłem, że wyszedłeś z mieszkania, to byłem całkiem zdezorientowany, nie wiedziałem co robić dalej, jak się zachować – tłumaczenie się też nie wychodziło mu lepiej niż mi.
- Mikołaj, wychodzi na to, że musimy się lepiej poznać, więcej ze sobą rozmawiać i zdecydowanie więcej czasu spędzać razem, przynajmniej ja tego bardzo chcę…
Przerwałem, bo przyszła kelnerka, przynosząc zamówienie. Mikołaj poprosił o rachunek, popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Piotrek ja jakoś nie potrafię słowami wyrażać swoich uczuć, blokuję się, poczekaj chwilę.
Zapłacił rachunek, ja siedziałem zaskoczony, nie wiedząc czego się spodziewać.
Maskując swoje zmieszanie, sięgnąłem po filiżankę i upiłem łyk kawy.
- Koniecznie musisz pić tę kawę? – zapytał.
- Nie… - odparłem całkowicie zdezorientowany, nie wiedząc jak się zachować, odruchowo odstawiłem filiżankę.
Wstał, chwycił moją rękę i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Po drodze wyjaśnił;
- Jedźmy do ciebie, będzie bardziej spokojnie i nie tylko porozmawiamy…
cdn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 19:05, 28 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
.
Część 19. Podsumowanie Kamila.
Dorotę, poznałem w sklepie. Wie o mnie dużo, ale nie wszystko. Powiedziałem jej o bidulu i o braterstwie z Mateuszem. Powiedziałem jej, że Mateusz jest gejem i że mieszkamy razem, w mieszkaniu, które jego znajomy zostawił mu pod opieką. Była zdziwiona, ale zrozumiała. Później Dorota poznała Piotra, pamiętna wspólna kolacja, Piotrek zrobił olbrzymie wrażenie na Dorocie, w kuchni zachowywali się tak, jakby ich znajomość trwała od lat, a nie od kilkunastu minut, a za jego apetyt prawie się w nim zakochała, skomentowała to w swój szczególny sposób.
- Masz szczęście Kamil, że się w tobie zakochałam, zanim poznałam Piotrka, bo nie miałbyś żadnych szans.
- Miałbym na pewno, Piotrek jest gejem, stąd jego znajomość z Mateuszem – wyjaśniłem jej.
Dorota poznała i polubiła ich wszystkich, Łukasza, Kubę i Mikołaja. Dziwne jest to, że bardziej lubiła przebywać w ich towarzystwie niż ze swoimi koleżankami. Nie dziwię się jej, ja też wolałem czas spędzać w ich towarzystwie, niż z jej koleżankami, w większości były to typowe blondynki ładne, ale...
Powoli zbliżały się święta i wtedy Dorota wymyśliła, żeby je spędzić wspólnie, jakoś nie za bardzo spodobał mi się ten pomysł, zwłaszcza że jej współlokatorki miały wyjechać i mieliśmy mieć wolną chatę na ten okres, ale ona uparła się i jeszcze przekabaciła Mateusza na swoją stronę.
Jednak nikt z nas później nie żałował, nie pamiętam czy kiedykolwiek miałem tak wspaniałe święta, toż to był raj na ziemi, w dodatku, że spędziliśmy je w domu Piotrka na wsi. To właśnie po tych świętach postanowiliśmy z Dorotą, że nawet jak będziemy na swoim, to święta zawsze będziemy spędzać wspólnie. Dorota była dodatkowo usatysfakcjonowana, wszyscy ją chwalili za niesamowite zdolności kulinarne.
Nowy rok przyniósł sporo zmian. W styczniu wyprowadziłem się z mieszkania Piotrka, zamieszkałem z Dorotą we wspólnie wynajętej kawalerce. Kuba od lutego przeniósł się z Wrocławia do Warszawy, ma świetną pracę, to zresztą też zasługa Piotrka. Siedzi w Warszawie, ale teraz często przyjeżdża do Krakowa, spotykamy się tak często, jak tylko się da. Kuba znalazł partnera, jest nim przystojny chłopak, Jacek.
Piotrek tego pamiętnego roku wrócił do Krakowa jakoś w lipcu, wrócił nie sam tylko z Mikołajem, jest z nim cały czas. Dorota patrzy na ich związek z podziwem, powtarza mi zawsze;
- Popatrz, tyle czasu są razem i nie są sobą znudzeni, spędzają razem każdą wolną chwilę.
Rzeczywiście miło na nich popatrzyć, aż promienieją, jak są razem, a razem są przez całe dni, bo razem również pracują. Piotrek wkręcił Mikołaja do pracy jeszcze we Wrocławiu.
Mateusz też awansował, pełni funkcję taką jak dawniej Stefan, mąż pani Małgorzaty, w jego życiu też zaszła zmiana, już nie jest z Łukaszem, jednak niedługo trwał jego stan wolny, teraz znów ma chłopaka, jeszcze go nam nie przedstawił, ale mamy go jutro poznać. Wracając do Mateusza, to on chyba dalej nie wie nic o testamencie – przecież Piotrek prosił, żeby mu nie mówić.
Ja dalej tam pracuję, gdzie pracowałem, skończyłem szkołę średnią, teraz studiuję zaocznie (tak, tak, Piotrek mi wjechał na ambicję) i jestem pieprzonym kierownikiem, któremu pracownicy włażą do dupy.
Kończę to pisanie, sklep już zamknięty, zaraz wracam do domu, muszę się zająć dziećmi, dwójka chłopaków Piotr starszy, Mateusz młodszy, a jak inaczej. Urwisy kochają wujka Piotrka, wujka Mikołaja i wujka Mateusza, a jak inaczej, takich prezentów jak od nich, nie dostają nawet od dziadków - rodziców Doroty. Ciekawie będzie, jak podrosną, jak ja im wytłumaczę, że mają aż tylu wujków, ale jak znam Dorotę, to ona na pewno wymyśli coś sensownego. Zawsze jak chcemy się urwisów pozbyć na wieczór, jak gdzieś z Dorotą wychodzimy, to zawozimy ich do Piotrka i Mikołaja, później jest tylko problem z ich odebraniem, bo maluchy za cholerę nie chcą od nich wracać. Przestało nas to dziwić, jak kiedyś zobaczyliśmy jak wszyscy razem, w czwórkę leżą, na dywanie bawiąc się klockami i samochodzikami, później zastanawialiśmy się, komu większą frajdę sprawiała zabawa dzieciom, czy tym starym koniom? Piotrek z Mikołajem często ich zabierają na wycieczki, a to do zoo, a to do ogrodu botanicznego, a to gdzieś gdzie indziej, jak zwykle Piotrek ma mnóstwo pomysłów, a maluchy nie mogą się doczekać kolejnej wycieczki. Wieczorem muszę się zająć dziećmi, bo Dorota ma przygotować jeszcze wałówkę na jutrzejszy wyjazd. Jutro rano, jedziemy na weekend do Piotrka i Mikołaja na wieś, dzieci już się doczekać nie mogą i od kilku dni tylko o tym mówią. Będzie Kuba z Jackiem i Mateusz z tym swoim nowym. Znowu będzie zabawnie, jak parami będą reagować na swoje imiona, i dzieci i dorośli…
Koniec
Serdecznie pozdrawiam czytelników, Piotr
PS. Dziękuję wszystkim, kŧórzy poświęcili swój czas na przeczytanie opowiadania, Ponownie czytający zapewne zauważyli mały lifting, tekst został niedługo przed wycofaniem poprawiony, teraz dodatkowo wprowadziłem inny podział. Mam nadzieję, że dzięki tej kosmetyce lepiej się go czytało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bimax45
Wyjadacz
Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Skąd: Stare i ładne
|
Wysłany: Pią 15:44, 01 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Nie wiem jak to się stało ale pominąłem to opowiadanie, czytając wszystkie z tego forum. Muszę w tym miejscu wyrazić dezaprobatę dla swojej osoby, że w swojej bezmyślności i głupocie pominęła takie cudowne dzieło.
Znowu się wzruszyłem i przeżyłem radość z czytania tekstu Piotra.
Nie wiem co można napisać więcej, chyba nic, po prostu przepiękne i takie trafiające wprost w serce.
Piotruś jesteś kochany.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 23:19, 06 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Na wstępie małe wyjasnienie.
Trafiłem tutaj całkiem niedawno po podaniu przez "Bimax45" linka do tej strony na innym portalu, więc czytam opowiadania nie koniecznie zgodnie z kolejnością ich publikowania.
Wcześniej pochłonąłem "Coming out?" a wczoraj dotarłem do końca "Pogotowie seksualne".
Oba opowiadania bardzo mi sie spodobały, czytałem je raz śmiejśc się a raz płacząc - tak, niestety bardzo wczuwam sie w te opowiadania i reaguję dość emocjonalnie.
W moim odczuciu "Coming out?" to kontynuacja "Pogotowie seksualne".
"Pogotowie seksualne" kończy się tym, że Piotr wraca z Wrocławia do Krakowa z Mikołajem. Kamil ma powazne plany związane z Dorotą, a przeniesiony służbowo z Wrocławia do Warszawy Jakub (Kubuś) "znalazł partnera, jest nim przystojny chłopak, Jacek".
W "Coming out?" główny bohater Grzegorz gdy jedzie do domu po lasem (w "Pogotowie seksualne" Piotr też ma dom pod lasem) zastaje Kamila i Dorotę z dziećmi, potem pojawia się właściciel domu Piotr i oczywiście z Mikolajem, po pewnym czasie pojawia się w domku na wsi dwóch warszawiaków - nie kto inny jak Kuba z Jackiem.
Czy to tylko zbieg okoliczności, że imiona bohaterów tak idealnie się zgadzają?
"Bimax45" nie zwróciłeś na to uwagi? Przynajmniej w Twoim komentarzu tego nie zauważyłem.
I najważniejszy łącznik tych opowiadań to osoba szanownego "pisarek666".
Do "pisarek666"
Serdeczne gratuluję twórczości, oby się dalej bujnie rozwijała oraz podziękowania za dostarczenie wielkiej przyjemności czytania i gigantycznej porcji wrażeń.
Może te opowiadania to Twoja historja dobrze "przyozdobiona" ciekawą fabułą? - Twoje imię to imie głównego bohatera tego opowiadania
Pozdrawiam "zibi74"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Śro 23:22, 06 Lut 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 23:39, 06 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za tak miłe komentarze.
Zibi74 w zasadzie trzy osobne opowiadania tworzą rzeczywiście ciąg oparty na tych samych postaciach. W kolejności pisania i publikowania na forum (pomijając fakt wycofania opowiadań z forum na pewien okres, stąd widoczny brak komentarzy pod odcinkami) jest to "Deszcz" "Pogotowie seksualne" i Coming out?", zatem, żeby zaliczyć cały cykl pozostało Ci do przeczytania jeszcze jedno opowiadanie (na szczęście najkrótsze ). W tych opowiadaniach jest zawarte sporo moich przeżyć.
Serdecznie pozdrawiam, Piotr
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 23:44, 06 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bimax45
Wyjadacz
Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Skąd: Stare i ładne
|
Wysłany: Śro 23:40, 06 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Zwróciłem ale nie chciałem odbierać tej przyjemności czytelnikom
Nie jestem zwolennikiem podawania wszystkiego na tacy lubię sam dochodzić do większości spraw
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zibi74
Dyskutant
Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 0:55, 07 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
"pisarek666"
"żeby zaliczyć cały cykl pozostało Ci do przeczytania jeszcze jedno opowiadanie (na szczęście najkrótsze )."
Jak dla mnie to na nieszczęście najkrótsze
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Czw 0:56, 07 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Damian55100
Debiutant
Dołączył: 12 Lut 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 23:54, 01 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kiedy ciąg dalszy?. Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropa
Wyjadacz
Dołączył: 14 Cze 2012
Posty: 504
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Nie 21:56, 03 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Trafiłem tutaj jak inni po podaniu przez "Bimax45" linka do tej strony na innym portalu.
Wspaniały tekst przeczytałem najpierw „Coming out”, potem „Deszcz” a na koniec „Pogotowie seksualne” i dopiero pod koniec pogotowia zorientowałem się że te trzy wspaniałe opowiadanie składają się w jedną wspólną całość. Jestem z Wrocka i te opisy mojego kochanego miasta majstersztyk ostrów tumski most zakochanych cmentarz żydowski i wiele innych miejsc wspaniale je opisujesz. Przyłączam się do innych że przydało by się napisać co dzieje się u Grzesia i reszty ekipy.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
_Lucek_
Adept
Dołączył: 02 Cze 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 15:03, 21 Cze 2013 Temat postu: Jestem pod wrażeniem :) |
|
|
Czuję niedosyt. Za szybko zakończyłeś te opowiadanie pisarku Tak się zaczytałem, że mój facet już na mnie krzywo patrzył, bo zaniedbywałem go ;/ Opowiadanie super, ale tak jak wyżej już pisałem, że za szybko skończone.
Nie opisałeś szczegółów relacji między bohaterami, znaczy opisałeś, ale nie wystarczająco, by mnie zadowolić...
Oceniam opowiadanie w skali od 0 do 10 na 8. wyjaśnienie czemu tylko 8 punktów. Za szybko zakończone opowiadanie i mało szczegółów które mnie interesowały...
Ale ogólnie opowiadanie "zajebiste"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Analog2
Wyjadacz
Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Sob 23:15, 22 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Świetne opowiadanie, przeczytałem bardzo szybko. Chciałbym żyć w tym idealistycznym świecie, bo niestety opowiadanie trochę zeszło w tym kierunku, gdzie wszystko jest dobrze i tyle. Nie ma większych problemów i to jest bolączka. Natomiast na pewno przyjemnie się czyta, nie spodziewałem się pisarku.
A co do kawałów o Jasiu to https://www.youtube.com/watch?v=Rhk77qJ5IIw
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PanWojciech
Adept
Dołączył: 29 Gru 2016
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
|
Wysłany: Pią 18:12, 13 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Opowiadanie genialne. Przyjemne, nie za lekkie bez potrzebnych dramatów, w końcu kończące się happy endem. Dziękuję Ci z całego serca za to opowiadanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|