|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Pią 21:57, 24 Lut 2012 Temat postu: Primum non nocere. |
|
|
Witam.
Z wielką przyjemnością pragnę przedstawić Wam pierwszy odcinek mojego nowego opowiadania.
Jest to odcinek pilotażowy. Wszyscy dobrze wiemy, że jednym pisanie wychodzi, drugim nie. Mam liche doświadczenie w pisaniu, więc liczę na szczere opinie. Jeżeli spodoba się czytającym - kolejne odcinki będą sukcesywnie dodawane. Wszystkie wydarzenia w nim przedstawione są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo do osób jest przypadkowe i niezamierzone.
Miłej lektury!
Primum non nocere.
PROLOG
-Mamo! Wychodzę!
-Dobrze moje słońce. Idź tylko uważaj na siebie. Nie zapomnij też pozdrowić Ani.
-Na pewno to zrobię. Pa, do zobaczenia!
-Pa!
Matka pękała z dumy. Jej syn idzie na randkę, taką z prawdziwego zdarzenia, do restauracji. Była szczęśliwa, lecz zaniepokojona. Dziś w nocy nie mogła w ogóle zasnąć. Od rana zaś nęka ją przerażające przeczucie. Tak jakby coś wielkiego i strasznego czyhało za jej plecami.
Syn wyszedł z bloku i udał się w kierunku przystanku autobusowego.
-A niech to… - zamruczał, gdy zobaczył że w ciągu godziny nic już stąd nie odjedzie. – Trudno. Mam mnóstwo czasu, przejdę się. To przecież tylko 2 km.- pomyślał.
Ania to dziewczyna, w której kocha się od podstawówki. Teraz są w I liceum, a on w końcu wyznał jej miłość. Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy zgodziła się z nim chodzić.
Myślał o tym, jak teraz będzie pięknie. Zastanawiał się, jak będzie wyglądać ich pierwsza randka.
Ze słodkiego świata marzeń wyrwał go pisk opon. Zdążył tylko odwrócić głowę i zobaczyć, że pędzący samochód wpadł w poślizg i z prędkością 100 km/h zmierza w jego kierunku. Wszystko trwało ułamek sekundy…
ROZDZIAŁ I
-...27,28,29,30.
Wydech ... wydech.
-1,2,3,4,5 ... 27,28,29,30.
Wydech... wydech.
Oddychaj do jasnej cholery!
-1,2,3,4,5 ... 27,28,29,30.
Wydech... wydech.
-Panie doktorze... - nieśmiało przerywa mi stażystka.
-Nie przeszkadzać! - wybuchnąłem. Chwyciłem za defibrylator - Ładować do 250! Odsunąć się!
Wszyscy zgromadzeni wkoło odsuwają się ode mnie. Naciskam przycisk, ciało leżące na łóżku unosi się wstrząśnięte drgawką
-Status! - zapytałem stanowczo, a w moim głosie pobrzmiewała nuta desperacji.
-Asystolia. - odpowiada ze stoickim spokojem stażystka.
To koniec, poddaj się -szepcze mi podświadomość.
-100mg amidaronu! Ładować do 360! - krzyknąłem.
-Ale panie doktorze, w obiegu nie ma już płynów, chłopak się wykrwawił. - zauważyła stażystka.
Ma rację. Przestań się wysilać, nic nie wskórasz.-znów ten przeklęty szept.
-Śmiesz podważać moją decyzję ?! - zapytałem gniewnie, spoglądając na nią złowrogo. Ta natychmiast się speszyła i wykonała moje polecenie - ustawiła defibrylator na 360J, czyli najwyższy poziom wyładowania. Inny stażysta wstrzyknął lek.
-Odsunąć się! - znowu naciskam przycisk, a ciało chłopaka podskakuje.
-Status! - zadałem pytanie. Bezcelowo, bo wiem jaka padnie odpowiedź. Słyszę cały czas przeciągły pisk, ten którego tak nienawidzę.
-Brak czynności elektrycznej serca. - znów stażystka. Wypowiedziała to z dumą, tak jakby chciała przekazać "Spójrzcie! Miałam rację!". Głupia cipa. Właśnie umarł młody chłopak, który zawinił jedynie tym, że wyszedł z domu w tej samej chwili, w której przez miasto zapieprzał pijany szmaciarz. A ona chełpi się swoim zwycięstwem.
-Kurwa mać! - rzuciłem elektrodami o podłogę roztrzaskując je w drobny mak. W sali zapanowała ogólna konsternacja - Godzina zgonu 13.24.
Ściągnąłem rękawiczki, wyrzuciłem je do kosza i trzaskając drzwiami opuściłem salę wypadkową nr 1 Szpitalnego Oddziału Ratunkowego 4 Wojskowego Szpitala z Polikliniką we Wrocławiu.
Idąc do pokoju lekarskiego cały czas rozmyślałem o chłopaku, którego właśnie przed chwilą nie zdołałem uratować. Miał na imię Tomek. Karetka przywiozła go o godzinie 13.05. Był cały posiniaczony, kości nóg były strzaskane, podejrzewałem też uraz kręgosłupa. Gdy wpadłem do sali, powiedziałem mu co się stało, gdzie jest i że zrobię wszystko aby z tego wyszedł. Płakał, bo był w szoku, bo śmiertelnie się bał. Był taki słodki, miał nie więcej jak 17 lat, czarne kręcone włosy o średniej długości, ładną chłopięcą twarz. Dotknąłem jego brzucha, był nabrzmiały i bardzo bolesny. Ledwo co zdążyłem zdiagnozować krwawienie wewnętrzne, kiedy monitor rytmu serca zaczął wariować i wskazywać bradykardię. Jego serce zwalniało, bo w tętnicach i żyłach zaczęło brakować krwi. Nie zdążylibyśmy go otworzyć przed wykrwawieniem, zwłaszcza, że podejrzewałem perforację aorty. Już wtedy wiedziałem, że dla niego nie ma szans na ratunek. Ale zrobiłem to, czego łapał się każdy lekarz w sytuacji bez wyjścia - bez rozumu reanimowałem go dobre 10 minut zawierzając opatrzności. Miałem szczerą nadzieję, że się mylę. Chciałem się mylić, choć wskazywałoby to iż jestem gównianym medykiem. Przecież obiecałem, że mu pomogę! Nie dostąpił nawet łaski pożegnania się z bliskimi. Skurwiel, który go potrącił siedział teraz pewnie w ciepłej wytrzeźwiałce, a następne 25 lat życia spędzi w więzieniu, żyjąc za pieniądze całego społeczeństwa. Mam nadzieję, że pochłoną cię ognie piekielne.- pomyślałem.
Byłem rozgoryczony. Zacząłem dyżur o 6 rano, a to już 3 pacjent, którego dziś straciłem. Nie po to studiowałem medycynę, nie po to robiłem specjalizację. Chciałem ratować świat, ratować ludzi, pomagać im. A nie bezczynnie patrzeć na ich śmierć, na tragedie ich rodzin. Co powiem matce tego chłopaka, gdy w końcu dojedzie do szpitala? Z tych nerwów rozbolała mnie już głowa. A do końca dyżuru jeszcze ładne paręnaście godzin.
Opanowawszy chwilę słabości wyszedłem z pokoju. Burczało mi w brzuchu, więc wybrałem się do stołówki. Spotkałem tam mojego przyjaciela, Krystiana. Jest chirurgiem ogólnym, przyszedł pewnie coś przekąsić pomiędzy operacjami. Ja również jestem ogólnym, ale dorobiłem sobie medycynę ratunkową. Dlatego pracowałem na oddziale ratunkowym. Z tego powodu pewnie miałem najwyższy odsetek śmiertelności w całym szpitalu. Ponieważ trafiały do mnie wyłącznie przypadki ciężkie i beznadziejne.
Krystian musiał zauważyć moją skwaszoną minę. Wiedział też prawdopodobnie co się stało. W tym szpitalu wiadomości wbrew teorii Einsteina poruszały się szybciej niż światło.
-Maciek! Dlaczego się tak dąsasz?
-Po co pytasz, skoro wiesz?
-Oj przestań już. Nie możesz przecież przechodzić depresji po śmierci każdego pacjenta. Wykończysz się.
-Łatwo ci powiedzieć. Siedzisz sobie w ciepłej sali i operujesz na ludziach, którzy mają duże szanse na przeżycie. Do mnie przywożą ledwo żywych, przeważnie to co z nich zostało po wypadkach. Wiesz jak mnie stażyści przezywają?
-Dr Śmierć...
-Dokładnie. Dr Śmierć. Ktoś nawet pokusił się o szczegółowe wyliczenia. 32,45% moich pacjentów umiera. Zdajesz sobie sprawę jaki to ma wpływ na psychikę?
-Nie wiem i mam nadzieję że się nigdy nie przekonam. Ale musisz żyć dalej. Pacjenci umierali i będą umierać. Nie możesz tak bardzo do każdego się przywiązywać bo pewnego dnia postradasz zmysły.
Nie chciałbym wysyłać cię na psychiatrę.
Popatrzyłem na niego spode łba nakładając sobie sałatkę.
-Ładny był chociaż?- zapytał.
-Kto?
-No ten chłopak.
-Kpisz sobie ze mnie? Ja nie rozumiem jak w takiej sytuacji możesz się pytać czy był ładny. Jesteś potworem, jak ty spoglądasz rano w lustro?
Krystian zaśmiał się serdecznie.
-Po prostu podchodzę do sprawy z rezerwą.
Ma chłopina trochę racji. Zwariuję jak będę się tak przywiązywał. Odpowiedziałem po chwili namysłu.
-Był ładny. Był śliczny. Piękny młody chłopak, przed którym życie stało otworem. A teraz leży w kostnicy. Na dodatek jedzie tutaj jego matka i to ja muszę powiedzieć jej co się stało.
Zabrałem swoją sałatkę i odszedłem.
Krystian to mój dobry przyjaciel. Przez wiele lat studiowaliśmy razem medycynę. Był mi jak brat. Wiedział na dodatek, że jestem trochę inny, że lubię chłopców. Sam był hetero, ale jak przyznał bardzo tolerancyjnym hetero. Nie przeszkadzała mu moja orientacja. Czasami nawet mnie wspierał i zachęcał do działania.
Po chwili podszedł i usiadł przy moim stoliku.
-Co masz dzisiaj w planie? – zapytałem
-Mam pełne ręce roboty. O 8 przeszczep wątroby. Niedawno co skończyłem. Za chwilę angiografia a potem laparotomia zwiadowcza. Dzień pełen wrażeń.
-Czasami ci zazdroszczę i zastanawiam się czy również nie przenieść się na chirurgię.
-Nie rób tego. Ktoś musi zajmować się powypadkowymi. Spójrz na to z drugiej strony – prawda, 30% twoich pacjentów umiera. Ale pozostałe 70 przeżywa. Zawdzięczają swoje życie tobie!
-To nie jest dla mnie pocieszenie.
-Nie bądź taką marudą. Prawie każdy lekarz na ratownictwie ma takie statystyki. Nie ty pierwszy i nie ostatni.
Nie mogłem się z tym nie zgodzić. Słyszałem nawet o lekarzu ze szpitala wojewódzkiego, którego śmiertelność dobijała do 50%. Nie odezwałem się jednak ani słowem. W spokoju konsumowałem swoją sałatkę.
-A jak tam twoje życie prywatne? – zapytał uprzejmie Krystian.
-Stara bieda – odburknąłem.
-Dokładnie wiesz o co mi chodzi. Co ze sprawami sercowymi?
-Moje życie miłosne przypomina pole bitwy pod Stalingradem. Albo jeszcze gorzej – jest jak pogorzelisko po nalotach dywanowych na Drezno. Nie ma co zbierać.
-Nie gadaj. A co, z tym… jak mu tam było…? Z Grześkiem?
-Zostawił mnie.
-Co ty gadasz? Kiedy?
-Jakieś 3 miesiące temu. Właściwie to mu się nie dziwię. Większość czasu spędzam tutaj. Widywał mnie tylko wieczorami. A nawet wtedy byłem tak padnięty, że nie miałem siły dosłownie na nic.
-Masz na myśli bara-bara?
-Między innymi to.
-I co? Od tamtego czasu nic?
-Nic a nic.
-Nie ściemniaj. Jesteś taki przystojny, że gdybym był gejem z wielką chęcią bym cię przeleciał – kończąc to zdanie zalotnie oblizał się po wargach. Skubany wiedział jak mnie rozweselić. - Nie możesz pewnie odpędzić się od jurnych chłoptasiów. - poklepał mnie po plecach śmiejąc się ciągle. Spoglądnął na zegarek.
-Cholera! Muszę iść się umyć, za 15 minut angio!
-No leć leć. Powodzenia.
-Dzięki. Trzymaj się jakoś i nie rozklejaj za każdym razem.
-Postaram się.
Pomimo tego co powiedziałem nie potrafiłem zapomnieć o Tomku. Taka szkoda…
Z głębokiej zadumy wyrwał mnie odgłos pagera. Świecił na czerwono – natychmiast muszę się zgłosić przy wejściu na oddział, zbliża się karetka z poważnym przypadkiem. Świetnie. Pewnie kolejny beznadziejny pacjent. Jak stracę dzisiaj jeszcze jednego zacznę powątpiewać w swoje umiejętności lekarskie. Zostawiłem sałatkę na stole i szybko zbiegłem po schodach.
Przy wejściu na oddział byłem w 3 minuty. Czekał już tam na mnie ortopeda, dr Robert.
-Witam doktorze – zwrócił się do mnie. Nienawidzę, gdy zwraca się do mnie tak formalnie. Wydaje się jakby cały czas się puszył, napawał się chwałą i glorią spływającą na niego z racji, że jest lekarzem. Nigdy nawet nie zażartował.
-Czyżby jechał do nas ktoś z połamanymi kośćmi? – próbowałem zagaić rozmowę.
-A jak panu się wydaje? – odpowiedział z drwiącym tonem. Palant. Myśli że jest pępkiem świata.
Nie odezwałem się do idioty już ani słowem. W spokoju czekałem, aż na podjazd wjedzie karetka, a przez rozsuwane drzwi do szpitala wtoczy się zespół ratowników z pacjentem. Moja niepewność nie trwałą długo. Już po minucie do szpitala wwieziony został pacjent.
-Mężczyzna, 25 lat, wypadek przy pracy, zawalenie się stalowej konstrukcji rusztowania. Pourazowa amputacja prawej kończyny górnej na poziomie ramienia, nieprzytomny, rana tłuczona głowy w okolicach potylicy, oraz liczne otarcia skóry na całym ciele. Parametry życiowe – RR – 60/30 mmHg, tętno 140/min, oddech płytki, 32/min. Źrenice prawidłowe, skóra szara, spocona, chłodna. Ocena według skali Glasgow – 5 punktów. TRIAGE- czerwony. - skończył recytować ratownik.
Szlag by to trafił. Ocena Glasgow tylko 5 punktów. Max to 15. Może to wskazywać na uszkodzenie mózgu.
Ortopeda spojrzał na kikut i amputowaną rękę.
-Nic tu nie zrobię. Rana jest za bardzo poszarpana i zanieczyszczona. Kość roztrzaskana na wiele kawałków. Opatrzcie kikut, ręki nie uratuję.
Wkurwił mnie jak nigdy dotąd.
-Nawet pan nie spróbuje?!
-Nie jestem Panem, doktorze. Nie poświęcam czasu beznadziejnym przypadkom, bo jest w tym szpitalu wiele osób, którym rzeczywiście mogę pomóc.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i wyszedł. Co za frajer! W tym momencie pałałem do niego nienawiścią o sile tysiąca słońc. Łatwo jest być szafarzem cudzego życia, cudzego inwalidztwa.
-100ml 0.9% NaCl i 250ml 10% Roztworu Ringera. Po 50mg Dopaminy i Dolarganu. 200ml Tiopentalu. I jedziemy na operacyjną. Migiem – wydałem rozkaz ratownikom.
To dopiero był pracowity dzień! Spędziłem na sali operacyjnej 6 godzin, łatając organy wewnętrzne tego faceta. Niestety, jako że Robert był jedynym ortopedą na dyżurze, a ja nie mam uprawnień do zajmowania się amputowanymi kończynami, musiałem opatrzyć i zszyć kikut, a rękę zakwalifikować jako odpad medyczny. Kolejna tragedia mojego pacjenta. Ale będzie chociaż żył.
Nagła operacja odciągnęła mnie na szczęście od obowiązku przekazania matce Tomka smutnych wiadomości. Zajął się tym inny lekarz. Cieszyło mnie to, bo sam nie wytrzymałbym chyba presji.
Udałem się do pokoju lekarskiego. Po drodze zszedłem się z Krystianem.
-I jak minął dzień? - zapytał.
-Z przygodami. Musiałem kolesiowi przemodelować wszystkie organy.
-Ja też się dzisiaj narobiłem. Chodź. Umyjemy się i pójdziemy na drinka, żeby odreagować. Co o tym myślisz?
-Świetny pomysł.
Poszliśmy do łazienki. Zarówno ja jak i Krystian zrzuciliśmy ubrania i poszliśmy się kąpać. Ja skończyłem pierwszy. Powycierałem się i okryłem pas ręcznikiem. Usiadłem na ławeczce i rozmyślałem o całym dniu. W międzyczasie spod prysznica wyszedł Krystian. Miał piękne ciało. Wysportowane i opalone. Iście latynoska uroda. Wodziłem za nim wzrokiem, a on to zauważył.
-Hej kochasiu. Ten towar nie jest dla ciebie - zażartował i się roześmiał.
-Wiem. Ale się nie dziw. Przy takich mięśniach ściągasz uwagę zarówno kobiet jak i mężczyzn - szczerze się wytłumaczyłem.
-Uważasz, że mam duże mięśnie? Bo wiesz, ostatnio trochę przypakowałem - mówiąc to przybrał pozę kulturysty.
-W sam raz - odpowiedziałem śmiejąc się - chodźmy już.
-Co, nie chcesz już popatrzeć? - zapytał podnosząc brwi.
-Nie chce robić sobie nadziei. Przypominam że masz narzeczoną.
-Dokładnie. Idziemy.
Ubraliśmy się jak na porządnych lekarzy przystało w koszule z krawatem, spodnie w kant, eleganckie buty i płaszcze - ja czarny, Krystian brązowy. Wyglądaliśmy bardzo profesjonalnie.
Poszliśmy do fajnej knajpki nieopodal szpitala. Przyjechałem do pracy samochodem, ale najwyżej wrócę taksówką. Musiałem dzisiaj zalać smutki, o wszystkim zapomnieć.
Sączyliśmy z Krystianem szkocką, co chwilę się śmiejąc. Jego towarzystwo nigdy mnie nie nudziło. Zawsze znaleźliśmy temat do wspólnych i długotrwałych rozmów. Większość wiązała się z medycyną, ale trudno - ważne że mieliśmy wspólne zainteresowania.
Zabawa trwała do północy. Po 20 godzinach dyżuru miałem 24 godziny przerwy, więc o czas na odpoczynek nie musiałem się martwić. Martwić za to musiał się Krystian, następnego dnia bowiem od 14 miał dyżur w karetce. Łapał się czego popadnie, bo chciał zebrać pieniądze na wybudowanie domu. Już niedużo mu brakowało.
-O Jezu to już północ? - wybełkotał - Małgośka mnie zabije. Muszę wytrzeźwieć przed dyżurem. Wybacz brachu ale będę się zmywał.
-Dobrze cię rozumiem. Też będę uciekał. Poczekaj, zadzwonię zamówić taksówki.
Pożegnaliśmy się przyjacielskim uściskiem dłoni wsiedliśmy do taksówek i odjechaliśmy - każdy w swoim kierunku.
-Hallera 44 - przekazałem kierowcy i wlepiłem wzrok w okno. Rozmyślałem o Tomku, jego matce, chłopaku z amputowaną ręką, o Krystianie ...
Nim się spostrzegłem byłem już pod domem. Zapłaciłem taksówkarzowi 30zł i wysiadłem. Gdy tylko wszedłem do mieszkania szybko sie rozebrałem, umyłem zęby i wskoczyłem do łóżka. Musiałem odpocząć. Zasnąłem po krótkiej chwili, a śniłem wyłącznie o Tomku...
CDN.
PS. Przepraszam, ale mam ostatnio jazdę na wszystko co związane jest z medycyną
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Pią 21:58, 24 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
czesq40
Dyskutant
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 0:37, 25 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Pisz dalej czekam na kolejny odcinek,pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kanalia
Wyjadacz
Dołączył: 20 Paź 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob 12:53, 25 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Świetnie się zapowiada. Pisz dalej.
Co do medycyny, temat fajny tylko na początku myślałem że będzie to kolejna historia z serii "potrącił mnie samochód ale dzięki temu znalazłem miłość". Miłe zaskoczenie
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pitrek04
Adept
Dołączył: 22 Kwi 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 14:09, 25 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Początek jakoś do mnie nie przemawiał,ale potem cieszyłem się,że czytałem dalej. Ciekawie się zaczyna- z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomeck
Wyjadacz
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 18:11, 25 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Tak szczerze to myślałem że znalazłem się na planie serialu w Leśnej Górze, sporo trudnych pojęć medycznych ale widocznie w tego typu opowiadaniach jest to wręcz wskazane. Vergiliusue masz piękny styl pisania i talentu zapewne też Ci nie brakuje, Twój styl przypomina mi trochę Bochniaczka i mam nadzieję że mój kolega Pisarek się ze mną zgodzi...
Cóż początek zapowiada się obiecującą i jestem ciekaw jak dalej rozwiniesz pewne wątki, mam nadzieje że długo nie karzesz na nie czekać.
Pozdrawiam i nie zawiedź mnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 21:42, 25 Lut 2012 Temat postu: Re: Primum non nocere. |
|
|
Czytając czułem się jak widz oglądający odcinek jednego z medycznych seriali, za którymi nie przepadam.
Streszczając: pióro dobre, tematyka nie.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pon 15:51, 02 Kwi 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Sob 21:48, 25 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za pozytywne opinie. Zgodnie z obietnicą opowiadanie będę kontynuował.
Opowiadania czyta wiele osób i nawet jeżeli chcę z całego serca, nie wstrzelę się w gusta wszystkich
Pisarku, dziękuję przy okazji za pochlebstwa. Mam nadzieję, że mój kolejny tytuł Ci się spodoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PatrykX
Dyskutant
Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
|
Wysłany: Nie 19:59, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Tematyka taka sobie ale prawda jest taka że nawet gdybyś opisał kolejne odcinki Housea (w stylu początkowych sezonów) to po przeniesieniu tego na polskie realia każdy miałby przed oczyma raczej 'Na dobre i na złe'.
Z drugiej strony to dopiero początek, wprowadzenie głównego bohatera i może później akcja przeniesie się poza szpital i pracę...
Tak czy siak czekam na ciąg dalszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Nie 20:23, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Panowie, nie panikujemy Tematyka odcinka pierwszego nie musi być dominującą dla całego opowiadania. Nie miałem i nie mam zamiaru umieszczać wszystkich wydarzeń w szpitalnych realiach.
To jest takie wprowadzenie, przedstawienie głównego bohatera, kim jest i czym się zajmuje W kolejnych odcinkach oczywiście będą drobne nawiązania do medycyny, ale nie będą one głównymi wątkami
Pozdrawiam!
vergilius
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Śro 20:09, 29 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 22:02, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Chyba to nie tylko "jazda na medycynę", bo jesteś świetnie obeznany w tych wszystkich nazwach, które często nic mi nie mówią i nawet z ciekawości zaglądam do netu po więcej informacji. Piękne opowiadanie. Masz ogromny talent. Pisz i nie przestawaj, bo dzięki Tobie i paru innym ludziom to forum staje na nogi.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlaty69
Adept
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koło
|
Wysłany: Nie 22:08, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Bardzo mi się pdobało
Mam nadzieję, że kolejne odcinki będą umieszczane często jak w poprzednim opowiadaniu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Pon 16:08, 27 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
@Futuere
Lata wpatrywania się w seriale o tej tematyce wypaczyły mi mózg
Co do stawiania forum na nogi - dziękuję. Taki sobie obrałem cel.
@Skrzydlaty
Dzięki!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlaty69
Adept
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koło
|
Wysłany: Pon 18:22, 27 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Spodziewałem się innej odpowiedzi
Tzn. dalszej części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Wto 18:15, 28 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Przedstawiam odcinek nr 2. Proszę o opinie.
Całą noc śnił mi się ten chłopak. Nie nawiedzał mnie, wręcz przeciwnie – ciągle mnie rozgrzeszał. Mówił, że się starałem, że się nie poddałem, że walczyłem do końca. Że tam gdzie teraz przebywa jest mu bardzo dobrze, żebym się nie zamartwiał. I choć doskonale wiem, że sny to tylko efekt uboczny czynności elektrycznej mózgu, przechodzenia z fazy rem do fazy sen i nadnaturalnej aktywności fal theta i delta, czułem jakby to on osobiście mi towarzyszył. Pomimo tylu słów usprawiedliwiających moje zachowanie po przebudzeniu nadal miałem irracjonalne wyrzuty sumienia.
Poranek był mglisty, lecz dzień zapowiadał się cudowny – temperatura około 20 stopni Celsjusza, bezchmurne niebo, zero wiatru. Spałem niespokojnie, więc obudziłem się już około 9 rano. Po wstaniu z łóżka odczułem ten charakterystyczny helikopter w głowie. Nadal byłem pijany. Nic dziwnego, dla człowieka w moim wieku i o mojej posturze czas, który wątroba przeznacza na oczyszczenie organizmu z alkoholu to około 12 godzin. A nie 8. Z syndromem dnia następnego my lekarze radzimy sobie w specyficzny sposób – kiedyś pewien mądry, skacowany medyk podłączył sobie dożylnie 500ml NaCl, czyli soli fizjologicznej. Przyśpieszyło to metabolizację alkoholu, a typowe dolegliwości związane z kacem ustąpiły po 10 minutach. No tak, tylko skąd ja teraz wezmę sól fizjologiczną? Zestaw do wkłuć mam w samochodzie, ale płynów ze sobą nie wożę. A nie będę jechał do szpitala tylko po to, żeby wyleczyli mnie z Katzenjammera. Doszedłem do wniosku, że muszę stawić czoło dolegliwościom bez żadnych wspomagaczy.
Udałem się do łazienki by wziąć zimny prysznic. Nic nie rozbudza mocniej jak dobry szok termiczny. Stojąc pod strumieniem lodowatej wody, zacząłem (jak to czynią mężczyźni) rozmyślać na sensem życia. Dokąd zmierzam? Po co mi to wszystko? Prawda, jestem lekarzem. Prawda, pomagam ludziom. Ale co z tego, skoro nie potrafię pomóc sobie? Nie jestem typem samotnika, od najmłodszych lat lubiłem być w towarzystwie. A już na pewno nie wyobrażam sobie spędzenia całego swojego marnego życia w samotności. Dlaczego nie potrafię znaleźć sobie drugiej połówki? Moje dotychczasowe związki kończyły się średnio po 3 miesiącach. Po raz kolejny – dlaczego? A może to już pora pogodzić się ze swoim losem i do końca życia być zdziadziałym tetrykiem?
Rozmyślałbym tak dalej ale poczułem, że palce niemiłosiernie mi namokły, miałem już „skórę praczki”. Szybko wyszedłem spod prysznica, osuszyłem się ręcznikiem, okryłem się nim wokół pasa i udałem do kuchni by zjeść jakieś pożywne śniadanie. Jajecznica na boczku, to coś czego w tej chwili mi brakowało.
Plany na ten dzień nie wyglądały zbyt zachęcająco. Miałem zamiar spędzić go w całkowitym odizolowaniu odpoczywając od szpitalnego życia. Wypożyczyłem sobie parę dni temu kilka filmów, ale jakoś nie miałem okazji ich obejrzeć. W końcu może się z nimi zapoznam. Potem chciałem poszperać trochę w internecie, późnym popołudniem udać się na większe zakupy, bo lodówka i szafki świeciły pustkami, a wieczorkiem pójść sobie do pubu, żeby odstresować się przed zbliżającym się dyżurem. Pierwsze 2 fazy mojego misternego planu wypadły znakomicie – obejrzałem 2 filmy, które bardzo przypadły mi do gustu, a następnie pobuszowałem w internecie odwiedzając swoje ulubione portale ze śmiesznymi obrazkami. Była już godzina 17:30, kiedy postanowiłem udać się na zakupy. Przypomniało mi się jednak że mój samochód nadal stoi pod szpitalem. Nie mam żadnego bezpośredniego autobusu, aby się tam dostać, więc zamówiłem taksówkę. Powinienem się przejść, tak byłoby lepiej dla zdrowia i ducha jednak było już zbyt późno. Spacer zrujnowałby moje plany o zakupach i pubie.
Mój Mercedes CLC 200 już na mnie czekał. Szybko do niego wsiadłem i nie wracając do domu pojechałem do centrum handlowego „Bielany”, największego we Wrocławiu. Jak duże zakupy, to tylko tam. Poszukiwania wszystkich potrzebnych artykułów, zarówno spożywczych jak i przemysłowych zajęło mi ponad 2 godziny. Typowe dla mnie. Odczekawszy swój czas w potężnej kolejce zapłaciłem kasjerce ponad 400 zł. Mówiłem, że to duże zakupy. Zawsze takie robię, jadę do dużego sklepu, kupuję gigantyczną ilość jedzenia i na miesiąc lub półtora mam spokój. Zapakowałem wszystko do bagażnika i ruszyłem w drogę powrotną. Z przerażeniem zauważyłem, że jest już 20:30. Trochę późno, muszę jeszcze udać się do domu, rozpakować torby, wykąpać się, ładnie ubrać i dopiero wtedy mogłem pójść się do pubu.
Kiedy poczyniłem wszystkie przygotowania w końcu mogłem pójść do swojej ulubionej knajpki. Nazywała się "don Corleone" i była wystrojona w sycylijskim stylu prawdziwej mafii lat 20 ubiegłego wieku. Uwielbiałem ją z jeszcze jednego powodu - barman był ubrany w smoking, jak rasowy mafioso, a kelnerki przechadzały się w sukienkach z zeszłej epoki. Zestawiając to z wyśmienitymi drinkami i najlepszą szkocką ta knajpa zasługiwała na ocenę celującą.
Usiadłem przy barze, zamówiłem whiskey i powoli ją sączyłem rozmyślając o wszystkim i o niczym. Tak, pewnie zauważyliście, że lubię whiskey. Nie piję jej jednak dlatego, że tak robią ludzie z wyższych sfer. Piję ją tylko dlatego że cholernie mi smakuje.
W pewnym momencie obok mnie usiadł jakiś mężczyzna. Nie popatrzyłem kto to, ponieważ uważam, że gapienie się w cudzą twarz bez powodu, na dodatek z tak bliskiej odległości jest nieprzyzwoite.
-Gin proszę. - powiedział do barmana nieznajomy.
Ja cały czas siorbałem swoją szkocką patrząc się beztrosko w butelki ustawione na regale za kontuarem. Z zamyślenia wyrwała mnie jednak zaczepka.
-Dobry wieczór, panie doktorze - powiedział nieznajomy.
-Dobry wieczór? - odpowiedziałem niepewnie, wyraźnie akcentując znak zapytania na końcu.
Nieznajomy tylko się uśmiechnął.
-Pan mnie pewnie nie kojarzy, doktorze. Ja jednak pana znam.
-Proszę mi wybaczyć. Tyle ludzi dziennie przewija mi się przed twarzą, że nie sposób ich zapamiętać... Jest Pan jednym z moich pacjentów?
-Jestem ratownikiem. Widujemy się prawie codziennie. Nazywam się Jarek.
Ale wtopa. Myślałem, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Rzeczywiście, teraz kiedy dokładnie mu się przyjrzałem rozpoznałem w nim ratownika. Był naturalnej urody, mierzył jakieś 1.80m, budowę ciała miał raczej średnią. Wyglądał ... przeciętnie. Ale to dobrze. Ja dla przykładu lubię przeciętność. Nie przepadam ani za osobami z lekką lub dużą nadwagą, ale nie trawię również przesadnie wysportowanych byczków opalonych na skwarkę. Jarek bezsprzecznie mi się podobał. Tylko dlaczego wcześniej nie zwróciłem na niego uwagi? Być może dlatego, że gdy go spotykam nie skupiam się na nim, tylko na pacjencie, którego do mnie przywozi.
-Jarku... rzeczywiście. Najmocniej przepraszam, że cię nie rozpoznałem. Jestem jednak dzisiaj trochę rozkojarzony - próbowałem się tłumaczyć. Nie brzmiało to jednak satysfakcjonująco. Sam siebie bym nie przekonał.
-Proszę się nie martwić, panie doktorze. Ludzie często mnie nie rozpoznają - odpowiedział Jarek.
-Daj spokój z tym doktorem, Jarku. Czuję się jakbym miał 60 lat a mam dopiero 27. Maciek jestem - wyciągnąłem do niego rękę uśmiechając się serdecznie. Postanowiłem zatrzeć tą wpadkę, której sprawcą byłem paręnaście sekund temu.
Mój nowy znajomy również podał mi dłoń, jednak szybko jej nie puścił. Po jakiś 5 sekundach wypalił:
-Wiem, że jesteś gejem Maćku.
Jego słowa zamurowały mnie całkowicie. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Nie obawiałem się tego, że ktoś może wiedzieć o mojej orientacji. Nie jestem już nastolatkiem, który obawia się dekonspiracji. Zastanawiało mnie bardziej skąd to wie i jaki ma cel w ujawnianiu swojej wiedzy mi.
-Wybacz, ale obawiam się, że nie zrozumiałem...
-Myślę, że zrozumiałeś. Wiem, że jesteś gejem.
-Dlaczego mi to mówisz? Co chcesz osiągnąć? - zapytałem podejrzliwie.
-Bo też jestem gejem. I bardzo mi się podobasz. Chciałbym się z tobą przespać.
W życiu nie spotkałem bardziej bezpośredniego człowieka. Zero subtelności. Wystrzelił to zdanie jak pocisk z Flak 18 8.8cm.
Normalnie jakby ktoś wyjechał do mnie z takim tekstem, dostałby w ryj. Ale, jako że Jarek był miłym i przystojnym młodym chłopakiem, a ja nie byłem z nikim od 3 miesięcy to rozważałem bardzo poważnie jego propozycję. Po dłuższym namyśle poprzedzonym nieznośną ciszą powiedziałem:
-Nie mówię tak, ale nie mówię też nie.
Mój towarzysz rozchmurzył się
-Serio? Myślałem że dostanę w gębę, albo coś w tym stylu. Długo zastanawiałem się jak wykonać ten ruch, a dzisiaj nadarzyła się okazja więc postawiłem wszystko na jedną kartę.
-Normalnie byś dostał. Ale postanowiłem dać ci szansę.
Jarek zamówił jeszcze jedną kolejkę, dla mnie jak zwykle whiskey, dla siebie gin. Pomyślałem, że chce mnie spić skubany, więc sączyłem drinki powoli, żeby nie mieć zaćmionej percepcji. Czas mijał dość szybko i błogo, nim się obejrzałem wskazówki zegara pokazywały 23. Wtedy Jarek postanowił przejść do sedna.
-Maćku, czy rozważyłeś moją propozycję? – zapytał śmiało.
Nad odpowiedzią zastanawiałem się dłuższą chwilę. Z jednej strony kusiła mnie perspektywa udanej nocy i rozładowania napięcia seksualnego, z drugiej jednak wiedziałem, że to rozwiązanie tylko czasowe. Jutro znowu będę sam jak palec. Cholera, raz się żyje.
-Idziemy do mnie – odpowiedziałem bez namysłu wstając. Jarek szybko poszedł w moje ślady i zaczął za mną podążać.
-Daleko mieszkasz? – zapytał.
-5 minut drogi stąd.
Szybko dostaliśmy się do mojego mieszkania. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi, nie zdążyłem nawet ściągnąć płaszcza, a Jarek już się na mnie rzucił i zaczął namiętnie całować. Ściągnąłem go nie odrywając od niego ust. Następnie, cały czas się całując, powłóczyliśmy się do sypialni. Tam chwilę postaliśmy, delektując się tą chwilą. Parę sekund później zacząłem rozbierać mojego kochanka, najpierw bluzę i podkoszulkę. Gdy jego górna część garderoby wylądowała na podłodze ugiąłem lekko kolana, by móc dosięgnąć twarzą do jego klatki piersiowej. Obmacywałem go bezczelnie po brzuchu, po plecach, po klatce całując, liżąc i ssąc jego sutki. Po 2 minutach takiej zabawy Jarek podciągnął mnie do góry i ściągnął moją koszulę. Odwdzięczył się tym samym, szybko jednak postanowił pozbawić mnie spodni. Męczył się z rozpięciem paska, więc mu pomogłem. Jeansy opadły ukazując mojego nabrzmiałego już penisa okrytego tylko białymi bokserkami. Jarek zaczął go lizać i przygryzać jeszcze przez materiał bielizny. Uczucie było wspaniałe, myślałem, że z rozkoszy za chwilę eksploduję. Po paru chwilach ściągnął ze mnie bokserki i począł ssać moje przyrodzenie. Był w tym naprawdę świetny. Byłem pewny, że za chwilę doprowadzi mnie do orgazmu, jednak on umiejętnie przestawał kilka chwil przed wytryskiem potęgując doznanie. Musiałem przerwać swoją agonię, więc złapałem go za ręce i podciągnąłem do góry. Tym razem ja uklęknąłem, rozpiąłem jego spodnie, ściągnąłem je od razu z bielizną i bez namysłu wsadziłem jego penisa do swoich ust. Cóż za uczucie. Tak dawno nie miałem męskiego członka w ustach, że obawiałem się o swoje umiejętności. Jarek jednak co chwilę postękiwał drżąc z rozkoszy, więc doszedłem do wniosku, że jeszcze nie jest ze mną tak źle. Po około 3 minutach wstałem, pocałowałem go i rzuciłem nim o łóżko. On przybrał idealną pozę lekko rozwierając pośladki. Bez chwili zwłoki założyłem prezerwatywę i wszedłem w niego brutalnie. Bardzo mu się to podobało. Jęczał, lecz nie były to odgłosy bólu, a przyjemności. Wsuwałem i wyciągałem swojego członka najpierw wolno, jednak po krótkiej chwili poczułem, że zbliża się mój czas. Natychmiast przyśpieszyłem ruchy i już po kilku sekundach odczułem falę gorąca i nieopisanej rozkoszy, która zalała moje ciało. To był jeden z lepszych orgazmów, jakie przeżyłem. Opadłem z sił i położyłem się na wznak. Jarek się do mnie przytulił.
-Było cudownie – wyszeptał.
Przez tą noc powtarzaliśmy te zabawy wielokrotnie, w różnych pozach i miejscach. Po wszystkim, czyli około 3 nad ranem, gdy byliśmy już za bardzo zmęczeni na dalsze igraszki oboje zapadliśmy w głęboki i przyjemny sen.
Obudziłem się o 8 rano. Koło mnie leżał nagi Jarek. Dłuższą chwilę zajęło mi pojęcie, czego wczoraj się dopuściłem. Czułem do siebie obrzydzenie. Obiecałem sobie, że nie będę uprawiał seksu, póki nie znajdę tego jedynego. Wszystko poszło na marne przez jeden wyskok. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Byłem pusty w środku, wypalony z emocji. Dołowała mnie ta cielesność, brak jakichkolwiek uczuć.
Jarek obudził się, i spojrzał na mnie.
-Dzień dobry.
-Myślę, że powinieneś wyjść.
Mojego gościa wyraźnie zaskoczyły te słowa.
-Ale... dlaczego? Źle ci było ?
-Popełniłem wczoraj wielki błąd. Chciałbym o tym zapomnieć. A nie mogę tego zrobić dopóki leżysz koło mnie. Więc proszę cię - wyjdź.
Jarek przez chwilę wpatrywał się we mnie. Po minucie wstał, ubrał się i opuścił moje mieszkanie trzaskając drzwiami. A ja zostałem sam. Znowu. W dodatku z potężnym kacem moralnym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
futuere
Dyskutant
Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 18:46, 28 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Jaram się Twoją twórczością i to konkretnie. Bardzo mi się podoba ta część, takie oderwanie od szpitalnych murów. Nie wiem co napisać, bo słowa to chyba za mało. Pisz i nie przestawaj!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|