|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Verry
Debiutant
Dołączył: 06 Lip 2016
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy
|
Wysłany: Wto 14:25, 21 Lut 2017 Temat postu: Tęczowa kolęda |
|
|
Moja koleżanka już tutaj opublikowała swój tekst i namówiła mnie, żebym też to zrobiła, więc na początek zacznę od czegoś lżejszego
Komedia w klimatach świątecznych i misz-maszu przy stole wigilijnym, czyli co się dzieje, kiedy do wspólnej kolacji zasiadają geje, feministki, narodowcy i zwolennicy PIS-u. A, i jeszcze sympatyczna Ojca Rydzyka
Zapraszam.
*
– Naprawdę nie chcesz tam jechać, Czarek. – Adam westchnął ciężko, z niesmakiem obserwując swojego chłopaka, który pakował z entuzjazmem walizki do samochodu. On wcale nie podzielał jego radości. Nigdy nie lubił tego okresu w roku i to się wciąż nie zmieniło.
– Chcę. W końcu poznam twoją rodzinę. – Czarek uśmiechnął się szeroko. Mimo braku śniegu w Krakowie, temperatura spadła poniżej zera. Policzki i nos Czarka zarumieniły się pod wpływem mrozu. – Po dwóch latach w końcu ich zobaczę. Chyba w końcu to zaakceptowali, co?
– Ta... – Adam skrzywił się. Dar przebaczania, o którym wszyscy mówili w te święta nawiedził też ich rodzinę. Konkretnie matkę – pod wpływem nowego księdza w parafii, uznała, że najwyższa pora zebrać całą rodzinę, zapomnieć o dzielących ich różnicach i spędzić czas razem. Oczywiście Adam znał swoich bliskich wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że wszystkie próby pojednania zakończą się klęską. Oni nie nadawali się do życia w pokoju i żadne święta tego nie zmienią.
– Więcej optymizmu. Nie cieszysz się? To będą pierwsze święta od dawna, które spędzisz ze mną i z rodziną.
Adam powstrzymał się przed jakimś złośliwym komentarzem. Jego chłopak już od początku grudnia był nie do wytrzymania. Odkąd dowiedział się, że został zaproszony do rodzinnego domu Adama, wpadł w świąteczny szał. Przez cały miesiąc puszczał klimatyczne piosenki, nie zważając na jego protesty. Adam dostawał już białej gorączki za każdym razem, kiedy słyszał Mariah Carey i jej All I want to Christmas is you. Last Christmas i inne świąteczne hity wżarły się mu w umysł tak bardzo, że kilka razy złapał się na tym, że sam je nucił, gdy brał prysznic, albo zmywał naczynia. I irytowało go to jeszcze bardziej.
Czarek robił wszystko, żeby wprawić go w świąteczny nastrój, ale mimo usilnych prób, Adam wciąż czuł się jakby jechał na ścięcie, a nie na wigilijną kolację.
– Zmniejszyłeś ogrzewanie? I sprawdziłeś, czy wyłączyliśmy czajnik? – zapytał, patrząc na swojego chłopaka, który szykował się do jazdy. Ustawiał lusterka i regulował oparcie fotela.
– Tak, wyciągnąłem wtyczkę od czajnika z gniazdka, przykręciłem grzejniki i sprawdziłem, czy krany są zakręcone. I tak, wyciągnąłem ładowarki z gniazdek, sknero – dodał od razu, uprzedzając kolejne pytanie Adama.
– Aż nie wierzę, że to wszystko zrobiłeś – burknął Adam, czerwieniąc się lekko. Czarek często był roztargniony. Nie obwiniał go, bo jego chłopak jako właściciel restauracji, miał masę spraw na głowie, więc to Adam zwykle był tym, który zajmował się ich mieszkaniem. Tymi pytaniami chciał przeciągnąć pobyt w Krakowie, ale Czarek już zanim wychodzili, dopilnował wszystkiego.
– Są święta, uwierz, słonko. – Czarek uśmiechnął się lekko. – W święta trzeba wierzyć w ludzi.
– Zmienisz zdanie, jak poznasz moją rodzinę. – Adam ściągnął kurtkę i położył ją do tyłu. Skrzywił się, gdy usłyszał szczekanie. Ich buldog francuski siedział na czerwonej, aksamitnej poduszce na tylnych siedzeniach. To był kolejny powód, przez który Adam wiedział, że się pokłócą. Chciał oddać go na święta do znajomych, ale wszyscy jak na złość albo wyjeżdżali, albo nie chcieli go wziąć. Nie pozostało im więc nic innego, jak zabrać go ze sobą.
– Mam nadzieję, że Rydzyk nie będzie się bał nowych ludzi. Jak coś, będziemy go zostawiać w twoim pokoju – stwierdził Czarek, kiedy już odpalił samochód i wyjechał z parkingu. Włączył radio, trafiając na jakąś świąteczną piosenkę.
– Radziłbym ci go tak nie nazywać przy mojej rodzinie.
– Rydzyk? – Czarek zaśmiał się, a pies zaszczekał radośnie, nie wiedzieć czemu podzielając entuzjazm swojego pana. Adam był pewien, że obaj zmienią zdanie, gdy tylko przyjadą do jego wsi.
– I pomyśleć, że trzy lata temu wydawało mi się to zabawne, że go tak nazwałeś. – Pokręcił głową.
– To wciąż jest zabawne, no nie, Rydzyk? – zapytał Czarek i obejrzał się szybko na psa, który aż podskoczył na poduszce.
Czarek miał na jego punkcie obsesję, kupił go za niebotyczne pieniądze krótko po tym, jak się poznali z Adamem. Początki ich znajomości były zabawne, dużo rozmawiali o małym szczeniaku, który im obu wydawał się kochany i uroczy. Później zaczął Adama coraz bardziej irytować, bo Czarek potrafił rozmawiać tylko o nim. Moment kryzysowy rozpoczął się, gdy Adam wprowadził się do swojego chłopaka. Rozpoczął wtedy cichą wojnę z Rydzykiem, który jak jego pierwowzór, okazał się cwaną i pazerną bestią. Rydzyk nie lubił jego butów – zniszczył cztery pary. Dwie pogryzł, do dwóch innych nasikał. Potrafił zjeść jego kolacje, kiedy przez chwilę nieuwagi, zostawił talerz na niskim stoliku w salonie. No i pakował im się do łóżka w najbardziej nieodpowiednich chwilach. Po półrocznych staraniach, wojna zakończyła się rozejmem i od tego czasu starali się żyć we względnym spokoju. Adam nie chciał tego przyznać, ale gdyby teraz zabrakło Rydzyka, tęskniłby za nim.
– Okej, myślę, że najszybciej będzie autostradą, a później już krajowymi drogami. Jestem ciekawy, czy twoja okolica będzie mi się podobała – mówił wesoło Czarek, którego dobry nastrój wciąż nie opuszczał. Do czasu – myślał ponuro Adam.
Podróż minęła im całkiem przyjemnie, chociaż nie uniknęli korków. Najgorzej było przy wyjeździe z Krakowa, a później poszło już z górki. Humor Adama nieco się poprawił, gdy zaczęli żartować, ale Czarek w końcu, gdy już prawie dojeżdżali, zaczął wypytywać o jego rodzinę, jakby nie męczył go tym przez ostatni miesiąc. Czarek był bardzo towarzyską osobą i chociaż nie miał dużej rodziny, był z nią w dobrych stosunkach. W zeszłoroczne święta spędzili u niego w rodzinnym mieście prawie tydzień i Adam miło wspominał tamten okres. Teraz już wiedział, że tegoroczne święta obaj zapamiętają zdecydowanie gorzej.
– Twoje siostry też dzisiaj przyjeżdżają? – zagaił Czarek.
– Mhm, będą siostry i nawet ciotka ze swoją córką. One powinny być okej. – Adam opierał głowę na ręce i obserwował ze znużeniem drogę. – Będzie też nasz rodzinny Sebix ze swoją matką. Ona tym bardziej nie powinna dowiedzieć się, jak nazwaliśmy psa. Dostałaby chyba zawału.
– Ale ty jesteś spięty – stwierdził Czarek i już chciał coś dodać, gdy usłyszeli podejrzany dźwięk i zaraz potem odgłos ciamkania. Adam obejrzał się gwałtownie i niemal jęknął, gdy zobaczył Rydzyka, który wskoczył na półkę od bagażnika i dobrał się do pieczeni Czarką. Pieczeni, która siedziała całą noc w piekarniku specjalnie na bożonarodzeniowy obiad.
– Zostaw to! – krzyknął.
– Rydzyk! – Czarek, gdy się obejrzał, o mało nie zderzył się z samochodem jadącym znad przeciwka. Kierowca strąbił go, ale Czarek jakby tego nie dosłyszał. Zatrzymał samochód na poboczu i wysiadł, żeby przenieść się do tyłu. Rydzyk, widząc, że zostało mu już mało czasu, gryzł się w pieczeń i uciekł w kąt półki nad bagażnikiem, brudząc ją tłuszczem i kawałkami cebuli. – Rydzyk, zabiję cię! – warknął Czarek, który rzadko złościł się na swojego psa, ale tym razem był wyjątkowo wściekły. Liczył na to, że tą pieczenią wkupi się w łaski matki Adama, a tak wszystko przepadło!
Rydzyk zapiszczał i próbował uciec, kiedy Czarek chciał go złapać. Adam patrzył na całą scenę z mieszanką rozbawienia, satysfakcji (bo Rydzyk w końcu dostanie za swoje) i żalu, bo wiedział, że jego chłopak spędził sporo czasu nad przygotowaniem tej pieczeni.
– Zły pies! – krzyknął Czarek, unosząc Rydzyna na wysokość twarzy. Winny bardziej niż okazaniem skruchy, zajęty był jedzeniem ukradzionego mięsa. – Przeklęty pies, nawet nie wiem kiedy tam wyskoczył. – Odłożył go i sięgnął po pieczeń. Nie nadawała się już do podania jej na świąteczny stół. Czarek zirytowany przeniósł ją do bagażnika i w końcu wrócił za kierownicę. Adam przyglądał mu się, uśmiechając się po kryjomu, bo wiedział, że gdyby Czarek zobaczył jego rozbawienie, jeszcze bardziej by się wściekł.
Ruszyli z piskiem opon w dalszą drogę.
– Mówiłem ci, że ten pies jest za bardzo rozpuszczony, jak dzieciaki mojej siostry! – stwierdził w końcu. Czarek co chwilę zerkał w lusterko, jakby Rydzyk miał zaraz zrobić jeszcze coś głupiego. Pies tylko oblizywał z zadowoleniem mordkę i patrzył na swojego pana błyszczącym wzrokiem, co skutecznie stopiło serce właściciela.
– Weź mnie nawet nie wkurzaj – warknął Czarek z rezygnacją. – Dostałby transporter, jakbym tylko wiedział...
– Taka pieczeń... – Adam przygryzł wargę, żeby się nie roześmiać. – Moja matka byłaby nią zachwycona. – Wyczuł w tej sytuacji szansę do podrażnienia się z Czarkiem i liczył na to, że jego chłopak w końcu zajmie się wychowaniem swojego psa. Bo nareszcie ten kundel zrobił coś na złość Czarkowi a nie jemu!
– Ta... Może pocieszy ją sernik. Mam nadzieję, że nie będzie miała jeszcze wszystkiego przygotowanego, więc w czymś pomogę. – Uśmiechnął się niepewnie i spojrzał na niego krótko, a Adam z irytacją stwierdził, że od tego spojrzenie, jego serce zaczynało topnieć, a chęć na złośliwości od razu przeszła.
– Sernik będzie okej – skapitulował, nagrodzony kolejnym, tym razem szerszym uśmiechem Czarka. Dlaczego ten drań, kiedy się uśmiechał, miał takie urocze dołeczki w policzkach? – pomyślał jeszcze.
*
Brama była już otwarta, a na podjeździe stały trzy samochody. Srebrny Opel należący do jego rodziców, czerwony garbus Ewy i zielony rodzinny minivan Magdy. Czyli brakowało tylko jego ciotki, która razem z córką przyjedzie pewnie przed wigilią.
Czarek zaparkował swoją czarną terenówkę, która prezentowała się najlepiej z tych wszystkich samochodów. Adam już wiedział, że męska część jego rodziny nie zostawi tego bez komentarza. Będą zazdrośni i za złośliwym dogadywaniem spróbują sobie jakoś to odbić.
– Gotowy? – zapytał, zanim wysiedli z samochodu. Wiedział, że ich rodzice zaraz zorientują się, że ktoś przyjechał. Jego matka zachowywała się jak pies stróżujący, szybciej niż ktokolwiek wyczuwając, że ktoś przyjechał.
– A ty? Jesteś blady jak ściana. – Czarek przyciągnął go i pocałował, ze zdziwieniem rejestrując, że jego chłopak na ten gest jeszcze bardziej się spiął. – Adam, cholera, nie może być aż tak źle.
– Nie poznałeś jeszcze ich. – Adam uśmiechnął się słabo. – Pamiętaj, że sam tego chciałeś! Zaraz zmienisz zdanie co do tych świąt.
Czarek przeczesał swoje czarne, półdługie włosy i westchnął cicho. Naprawdę teraz zaczął się denerwować.
– Taaa.. Dobra, chodź już i nie wymyślaj. Pomyślałby ktoś, że tak się boisz własnej matki. – Czarek wysiadł z samochodu i zaśmiał się, gdy w oknie spojrzał jeszcze na Adama i zobaczył jego minę. Mężczyzna pokazał mu środkowy palec.
– Już przyjechaliście? Chodźcie! – usłyszeli kobiecy głos. Starsza, na oko sześćdziesięcioletnia kobieta stała na werandzie. Ubrała na siebie wełniany płaszcz, który nijak pasował do jej podomki i puchatych, różowych kapci. Czarek uśmiechnął się niepewnie, i obszedł samochód, żeby dołączyć do Adama i razem przeszli przywitać się z jego matką.
Kobieta uśmiechnęła się do nich. Była taka, jak Czarek ją sobie wyobrażał. Z zafarbowanymi na brązowo krótkimi włosami, z centymetrowym siwym odrostem. Miała zniszczoną, naczynkową cerę, przez co wydawało się, że cały czas się czerwieniła. Jej spojrzenie było ciepłe, typowo matczyne, co od razu spodobało się Czarkowi.
– Pani jest mamą Adama, prawda? – zapytał i wyciągnął rękę. Kobieta chciała ją uścisnąć, ale on przyciągnął ją do ust i pocałował. Kątem oka zauważył, jak Adam przewraca oczami.
– Tak, mów mi Józia – odpowiedziała. Mówiła z mocnym, lokalnym akcentem i Czarek miał nadzieję, że nie zacznie używać gwary. – Miło mi cię poznać. Czarek, prawda?
– Tak.
– Jesteś...
– Moja matka była Włoszką – wyjaśnił od razu. Wciąż irytowało go, że przez swoją południową urodę, musiał to tłumaczyć. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai.
– Adam o tym nie wspominał. A tata jest Polakiem? – zapytała podejrzliwie.
– Tak mamo, Czarek też jest Polakiem. Urodził się w Tarnowie i przez całe życie mieszkał w Polsce. – Adam przytulił ją krótko, zerkając nad jej ramieniem do środka domu.
– O, no masz taką włoską urodę. Włosi zawsze tacy przystojni byli... – Uśmiechnęła się nieco szerzej, jakby przywołała w pamięci jakieś przyjemne wspomnienie. Czarek przygryzł wargę, żeby się nie roześmiać. Znał skądś tą minę. Adam miał taką samą, kiedy...
– To ja zabiorę walizki z bagażnika i pójdę po Rydzy... Po Tadeusza – sprostował szybko, widząc wzrok Adama.
– Po Tadeusza?
– Naszego psa. Mówiłem ci wczoraj, że nie mieliśmy go z kim zostawić i musieliśmy wziąć ze sobą. – Adam obejrzał się na Czarka, który pobiegł do samochodu. Zaraz pomoże mu z bagażami i Rydzykiem, ale najpierw chciał zapytać o coś matkę. – I jak ci się podoba?
– Bardzo przystojny – stwierdziła Józia po chwili. – I wygląda na bogatego.
– Ma własną restaurację. Ojciec przyjdzie go przywitać? Nie chcę się kłócić. Mówiłem ci, że...
– Zaprosiliśmy was, żebyśmy w końcu spędzili rodzinne święta, Adaś. – Józia dotknęła ramienia syna. Po ojcu odziedziczył jasną barwę oczu i rysy twarzy, po niej płowe włosy, a po dziadkach charakter. To ostatnie niestety było najgorszym rozwiązaniem z możliwych.
Czarek zawołał go i poszedł po walizki i psa. Zabrał Rydzyka na ręce, a ten zaczął cieszyć się jak szalony, kiedy zobaczył jego matkę. Józia wciąż stała przed domem i czekała, aż zniosą wszystko do środka. Nie kryła niezadowolenia na widok psa, ale uśmiechała się szeroko i sztucznie za każdym razem, gdy Czarek spoglądał w jej stronę. Adam mógł się tego spodziewać, jego matka będzie chciała sprawiać dobre wrażenie.
Zamknęli drzwi i Czarek wypuścił Rydzyka, który podszedł do matki Adama i zaczął ją obwąchiwać. Kobieta odsunęła się trochę, próbując uniknąć buldoga, co najmniej jakby zaraz miał ją pogryźć.
– To.. jak się wam jechało?
– Dobrze, drogi były czarne, nie staliśmy długo w korkach, nie ma na co narzekać. Ja mieszkam trochę dalej niż Adam.
– Poznałeś już rodzinę Czarka? – Józia zerknęła na syna, jakby łudziła się, że ten zaprzeczy, ale doskonale wiedziała, że poprzednie święta spędzili w ich towarzystwie.
– Tak, uwielbiają go. Moja matka ma na punkcie Adama obsesję – stwierdził z zadowoleniem Czarek, ściągając z siebie wełniany, elegancki płaszcz. Zawiesił go na zawalonym kurtkami wieszaku. – Daj, twój też odwieszę – zwrócił się do Adama, który oddał mu swoją skórzaną ramoneskę. Mimo mroźnej pogody, nie ubierał się zbyt ciepło i zarówno jego matka, jak i Czarek stracili już nadzieję na to, że Adam kiedyś zmądrzeje.
– Mhm. – Józia robiła wszystko, żeby się nie krzywić, ale Adam wiedział, że nie potrafiła sobie wyobrazić, że [i]uwielbia swojego zięcia. Przecież tak bardzo liczyła na synową, a los spłatał jej takiego figla! Jedyny syn okazał się gejem!
Kiedyś ten fakt przerażał Adama, teraz już go tylko bawił.
– Zapraszam do środka, twoje siostry już przyjechały, jest Ewa, Marysia i Magda z mężem i dziećmi. Chodź Czarek, poznasz ich wszystkich. – Otworzyła drzwi prowadzące z przedpokoju do reszty domu, wpuszczając ich przodem. Z prawej strony znajdował się przestronny salon, w którym z pewnymi trudnościami, ale pomieści się cała ich rodzina, po lewej mieściła się kuchnia – królestwo matki Adama, do którego Czarek chciał się wkupić. Adam miał poważne wątpliwości, że mu się to uda, ale trzymał kciuki. Jak to mówili, święta były czasem cudów.
Chociaż w niektórych wypadkach nawet największy cud nie pomoże – pomyślał, gdy zobaczył swoją rodzinę.
Ojciec, majestatyczny pan domu, siedział przed telewizorem i przerzucał programy, nie mogąc znaleźć nic dla siebie. Ewa, jego najstarsza siostra siedziała obok niego i przeglądała coś na tablecie. Dzieci Magdy – Kevin i Vanessa bawiły się jakimś innym elektronicznym sprzętem na dywanie, a ich ojciec siedział przy stole i ze zniecierpliwieniem bawił się metalową zapalniczką. No tak, nie mógł palić, Józia nienawidziła papierosowego dymu, więc za żadne skarby nie pozwoliłaby na to w swoim domu.
– Dzień dobry. – Czarek jak na dobrze wychowanego gościa przystało, przywitał się pierwszy. Wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. – Miło państwa poznać – dodał, a Adam spróbował powstrzymać uśmiech. Jedyną osobą, która szczerze uśmiechnęła się na jego widok, była oczywiście Ewa. Poznali się już wcześniej, jego siostra nigdy nie miała nic przeciwko jego orientacji, sama zresztą pracowała z ludźmi LGBT, więc główniej dzięki niej Adam poznał sporo osób podobnych do siebie.
– Józef, chodź, przywitaj się z gośćmi! – upomniała męża matka Adama, stając w przejściu do salonu. – No chodź, chodź, Czarek chce cię poznać.
Józef był postawnym mężczyzną, który miał wygląd typowego pana domu. Szpakowate włosy nie były już tak bujne jak kiedyś i ich linia cofała się coraz bardziej. Pod nosem wdzięczył się gęsty wąs, a oczy – wąskie i bystre, zmierzyły Czarka uważnym spojrzeniem. Józef odchrząknął, a później westchnął ciężko, jakby te święta były dla niego prawdziwym utrapieniem.
– Witaj! – powiedział i wyciągnął dłoń w stronę Czarka. Uścisnął ją z całej siły i potrząsnął energicznie. – Józef, ojciec Adama – przedstawił się i spojrzał krótko na syna. Jego wzrok mówił jedno – Adam przyzwyczaił się już do niego, więc nie robił na nim takiego wrażenia jak kiedyś, ale wciąż miało moc. „Zawiodłeś mnie synu” – Józef nie musiał nawet nic mówić, żeby Adam to wiedział.
– Miło mi pana poznać. – Czarek wciąż był naiwnie pewny, że te święta okażą się szczęśliwe. Właśnie z tą chwilą rozpoczęli podróż w dół, ku bolesnej prawdzie.
Józef przytrzymał jego rękę dłużej niż powinien, a Czarek spróbował się nie skrzywić. Uścisk był naprawdę mocny. Wytrzymał jednak twarde spojrzenie pana domu i w końcu ten odsunął się, uwalniając go od bólu. Dyskretnie rozmasował sobie palce.
– Cześć, cieszę się, że już dojechaliście! – powiedziała Ewa, podchodząc do nich, żeby się przywitać. Uścisnęła najpierw brata, a później Czarka. – Nie przejmuj się starym – szepnęła jeszcze do jego ucha, zanim się odsunęła. Wymienili się porozumiewawczymi uśmiechami.
Ewa była starsza od Adama o osiem lata. Rodzice, zwłaszcza ojciec, nazywał ją [i]nieszczęśliwą wpadką, bo to właśnie przez nią musieli się pobrać i założyć rodzinę w wieku osiemnastu lat. Odziedziczyła charakter ojca – stanowcza, uparta i władcza zawsze starała się przewodzić rodzeństwu, czego Adam nienawidził. Dopiero gdy dorośli, udało mu się ją polubić.
– Marysia, Magda, chodźcie się przywitać z gościem! – krzyknęła Józia, zerkając w stronę Daniela, męża najmłodszej córki. Mężczyzna obserwował ich, nie ruszając się ze swojego miejsca. Nawet nie próbował ukryć niechęci.
Po chwili z piętra zeszły dwie siostry Adama. Marysia – o której Czarek słyszał sporo pozytywnych rzeczy. Nic zresztą dziwnego – obok Ewy były kolejną czarną owcą w rodzinie, całkiem podobną do dwójki starszego rodzeństwa. Między nią a Adamem był tylko rok różnicy, więc wychowali się niemal jak para bliźniąt.
– Cześć, miło cię widzieć! – Maria rzuciła mu się na szyję i wyściskała serdecznie, całując w oba policzki. Magda stanęła obok i uśmiechnęła się z wymuszoną uprzejmością.
– Magda, miło poznać. – Ograniczyła się tylko do podania ręki. Różnica między całą czwórką rodzeństwa była kolosalna. Ewa nosiła krótkie włosy, na jej twarzy widać było pierwsze oznaki wieku, jednak i tak świetnie się trzymała. Nie przywiązywała żadnej uwagi do swojego stylu ubierania. Wyglądała trochę jak hipiska odpowiednio przefiltrowana na Polskie realia i XXI wiek. Maria wydawała się młodsza niż w rzeczywistości była, gdyby Czarek nie znał jej wieku i nie wiedział, że ma dwadzieścia sześć lat, pomyślałby, że była świeżo upieczoną dwudziestolatką. Ubierała się zwyczajnie, nie wyróżniała się niczym szczególnym poza pięknymi, długimi blond włosami, które sięgały jej aż do pasa. Piegi i migdałowe, jasne oczy dodawały jej dziewczęcego wyglądu. Adam wyglądał przy nich jak chłopak z wyższych sfer, ze swoimi drogimi ubraniami i modnie przystrzyżonymi włosami.
– Mnie też miło cię poznać. Czarek. – Czarek wyciągnął rękę do czarnowłosej dziewczyny. Nietrudno było zgadnąć, że miała farbowane włosy. Była opalona i nosiła mocny makijaż, podkreślający jej błękitne oczy.
– To jest mój mąż Daniel. – Wskazała na mężczyznę siedzącego w salonie. – A tam dzieci, Kevin i Vanessa.
– Cześć – mruknął Daniel. Jego wyżelowane włosy, zabłysnęły, gdy skinął im głową.
– Hej. – Adam nie miał zamiaru poświęcać mu więcej uwagi, niż było to koniecznie. Nigdy się nie lubili, więc na każdym spotkaniu próbowali obrać odpowiednią ścieżkę, żeby nie wchodzić sobie w drogę. Mieli kilka nieprzyjemnych starć, kiedy Daniel dowiedział się, że ma szwagra-pedała. Adam nie miał zamiaru dać się obrażać i tak od słowa do słowa skończyli z posiniaczonymi twarzami. Niestety to Daniel okazał się tym, który miał więcej krzepy w łapach.
– No... To już znasz wszystkich. To znaczy jest jeszcze mama Daniela, ale ona teraz poszła się zdrzemnąć, bo się źle czuje.
– Jakaś audycja Radia Maryi? – Adam nie mógł się powstrzymać przed komentarzem.
– I masz z tym, kurwa, jakiś problem? – odezwał się Daniel, podnosząc głos.
– Żadnego, spoko. – Adam rzucił Czarkowi rozbawione spojrzenie. – Dobra, to idziemy do mojego pokoju, zostawimy tam Rydz... Tadeusza – poprawił się, ignorując śmiech swojego chłopaka. Zdał sobie sprawę, że nie uda im się nie zawołać Rydzyka po imieniu, przecież on nawet nie będzie reagował na Tadeusza!
– Mhm, zrobić wam jakąś herbatę? Może napijecie się kawy? Albo coś do jedzenia? – Józia szybko weszła w rolę dobrej gospodyni. Miała to zresztą we krwi, bo całe życie zajmowała się domem.
– Nie, dzięki mamo, odpoczniemy trochę i zaraz do was zejdziemy.
– Tylko bez żadnych szaleństw pod moim dachem! – zagrzmiał nagle ojciec Adama.
– Tato, przestań zachowywać się jak cholerny homofob! – warknęła Ewa, która była jeszcze bardziej od Adama przeczulona na punkcie dyskryminacji.
– Ewcia, jak się do ojca odnosisz? – upomniała ją mama, a do kłótni przyłączyła się jeszcze Maria, która zaczęła bronić siostry.
– Widzisz? – szepnął Adam, kiedy razem z Czarkiem wspinali się po schodach, ciągnąc za sobą walizki. Adam trzymał pod pachą Rydzyka, który zaczął być wyjątkowo niespokojny, słysząc podniesione głosy.
– Co?
– Już się zaczyna. To dopiero rozgrzewka, zobaczysz, co będzie na kolacji – oznajmił Adam, uśmiechając się do Czarka złośliwie.
– Nie jest aż tak źle, nie przesadzaj.
– Poczekaj – ostrzegł go. – Jeszcze nie ma pierwszej gwiazdki na niebie.
*
W tym roku pierwszą gwiazdką, jak powiedziała im Aniela, siostra Józi, nie była gwiazda a planeta. Dokładniej Wenus.
– Czyli planeta miłości! – ucieszyła się Magda i rzuciła sugestywne spojrzenie na swojego męża.
Wszyscy stali już przy stole wigilijnym. Jak na złość Józia nie chciała, żeby Czarek jej pomagał. Obiecała, że jutro wpuści go do kuchni, a teraz zaciągnęła do pracy tylko swoje córki. Oni mieli odpocząć po podróży.
Czarek cieszył się jak dziecko, widząc tak tradycyjną wigilię. U niego zawsze było to pomieszanie tradycji włoskich i tej nowoczesności zachodu, której rodzice Adama nigdy nie akceptowali. Właśnie dlatego teraz stół uginał się od dwunastu tradycyjnych, jarskich potraw wigilijnych, ze starego magnetofonu, pamiętające jeszcze czasy ich dzieciństwa leciały tradycyjne polskie kolędy, a oni stali przy swoich krzesłach i czekali, aż pan domu, Józef, rozpocznie modlitwę.
Pod choinką – żywym świerkiem, który ubierała Magda z dziećmi – piętrzyła się już góra prezentów. Czarek chciał się wkupić w łaski, więc dla każdego przygotował jakiś prezent. Adam oczywiście protestował, ale włoska natura jego chłopaka dała o sobie znać.
Rydzyk biegał teraz między krzesłami i uspokajał się co jakiś czas, kiedy któryś z jego panów na niego krzyknął. Nie chcieli, żeby pies siedział na górze sam, więc – ku radości dzieci Magdy i rozpaczy ich babci – teraz szalał w najlepsze, poznając nowych ludzi. Przypuszczenia Adama, że Rydzyk był [i]fałszywą szują, potwierdziły się, gdy ich pies nie wiedzieć dlaczego, najbardziej polubił Daniela.
– W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. – Przeżegnał się Józef, a reszta domowników musiała uczynić ten sam gest. Wszystkie siostry Adama, może oprócz Magdy, nie wierzyły, więc coroczna kolacja wigilijna była dla nich tą samą farsą. Musiały ją jednak znosić, jeżeli chciały spędzić święta rodzinnie, bez kłótni i niepotrzebnych konfliktów o [i]wiarę. Ich rodzice byli osobami głęboko wierzącymi i nie mogli zrozumieć, dlaczego większość ich dzieci nie wyznawała wartości, które im wpoili.
Adam przez całą modlitwę posyłał sobie znaczące uśmieszki z Marią i Ewą, czasami szturchał też Czarka, który jak na złość starał się robić dobre wrażenie i nie wkręcił się w ich grę.
Najgorliwiej modliła się matka Daniela. Starsza, około siedemdziesięcioletnia kobieta, która przypominała Adamowi jego babcie i może dlatego lubił ją bardziej od yna. Teresa, bo tak nazywała się starsza pani, miała radykalne, skierowane na Kościół poglądy polityczne. Nie tolerowała gejów, obcokrajowców i komunistów, jak zwykła nazywać wszystkich, którzy zdradzali się bardziej liberalnymi poglądami. Właśnie dlatego nie mogli mówić przy niej do Rydzyka po imieniu. „Ojciec Dyrektor robi wiele dobrego dla Polski!” – jak zwykła mawiać.
Józef w końcu zakończył modlitwę i zabrał z talerzyka pierwszy opłatek. Składanie życzeń było chyba najbardziej znienawidzoną częścią świąt dla Adama i zawsze przeżywał małe załamanie nerwowe, gdy miał podejść do osób, których tak nie lubił i życzyć im wszystkiego najlepszego. Wtedy odzywała się jego złośliwa natura i w myślach wyobrażał sobie miny wszystkich, którym powiedziałby prawdziwe życzenia „od serca”.
– Zdrowych, wesołych świąt Bożego Narodzenia i... – zaciął się. Czuł się głupio, składając życzenia swojego chłopakowi, więc jak to będzie wyglądało, gdy przejdzie do reszty rodziny?
– I dużo miłości, żebyśmy byli nadal razem i żebyśmy się nie kłócili aż tyle, a więcej...
– Tak, dokładnie. – Adam zaczerwienił się lekko, bo jego ciotka, słysząc te życzenia, rzuciła mu wesołe spojrzenie. – I żebyś częściej sprzątał łazienkę – dodał, zanim zdążył ugryźć się w język.
– A ty żebyś w końcu nauczył się prać. – Czarek uśmiechnął się swoim najbardziej czarującym uśmiechem, bo właśnie podeszła do niego nieoficjalna „teściowa”.
– Chyba jej się spodobał – usłyszał szept Marii, która złapała go, żeby podzielić się opłatkiem.
– Myślisz? Bo matka na zmianę krzywi się i uśmiecha. – Adam zerknął na Czarka i Józię składających sobie życzenia. Gdyby jeszcze rok temu ktoś powiedział mu, że tak będą wyglądały jego przyszłe święta, wyśmiałby go, a później jeszcze zwyzywał. Nigdy nie sądził, że przyprowadzi do domu swojego chłopaka i powie oficjalnie – tak, moja droga rodzino, obciągam temu oto mężczyźnie, biorę nawet w tyłek, a czasami to ja mu pakuję do jego tyłka co nieco. Jestem pedałem i poznajcie miłość mojego życia.
– Ona już tak ma. Ale pewnie popłakałaby się ze szczęścia, gdyby któraś z nas przyprowadziła Czarka do domu.
– Tak? No nie mów, Daniela ciężko przebić. Wymarzony zięć. – Adam wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Maria parsknęła.
– Dobra, przełam się tym opłatkiem, bo już zaczynają się na nas dziwnie patrzeć.
Później Adam podszedł do Ewy, Magdy i jej dzieci. Ciotka wydała się bardzo zadowolona po życzeniach, które właśnie złożył jej Czarek.
– Ale sobie faceta znalazłeś, Adaś – stwierdziła, uśmiechając się ciepło. Zmrużyła oczy i zerknęła przekornie na Czarka. – Nawet nie sądziłam, że takiego znajdziesz. Mnie by się taki przydał – dodała i westchnęła cicho. Adam roześmiał się i pokręcił głową. Mąż Teresy zostawił ją dla swojej dwudziestoletniej sekretarki i od tamtej pory ona sama zaczęła celować w młodszych mężczyzn – ku zgrozie rodziny i niedowierzaniu swojej córki. Adam poznał tylko dwóch kochanków Teresy i żadnego nie polubił.
– Wiesz ciociu – zaczął i pochylił się w jej stronę bardziej, żeby nikt nie usłyszał. – Tacy faceci jak Czarek są produkowani tylko jako geje.
Teresa roześmiała się serdecznie.
– Wszystkiego najlepszego, Adaś. Żeby dobrze ci się układało z Czarkiem i żebyście byli szczęśliwi.
Adam uśmiechnął się i życzył Teresie zdrowia i znalezienia heteroseksualnej wersji Czarka, chociaż nie sądził, że to byłoby możliwe. Jeszcze raz mimowolnie zerknął na swojego chłopaka i uśmiechnął się bezwiednie. Z takim facetem nawet wizja rodzinny świąt nie wydawała się taka straszna.
W końcu Adam podszedł do Daniela, którego zostawił sobie prawie na sam koniec. Później będzie musiał złożyć życzenia rodzicom, żeby ostatecznie wywiązać się ze świątecznego obowiązku.
– No, to tego, szwagier... – zaczął mąż Magdy, starając się znaleźć odpowiednie słowa.
– Najlepszego? – podsunął mu Adam, a Daniel skinął głową.
– Wesołych.
– Ta, wesołych – rzucił szybko Adam i ułamał opłatek. Odszedł szybko, zanim Daniel zdążyłby coś jeszcze wymyślić. Te życzenia wyszły całkiem dobrze, lepiej niż cztery lata temu, kiedy dopiero ujawnił się przed rodziną. Gdy tylko przypomniał sobie słowa Daniela, chciał znowu odwrócić się i mu przyłożyć.
– Taaa.... szwagier – zaczął wtedy. Był świeżo po awansie, którym Magda chwaliła się przy każdej okazji, więc Adamowi wżarło się w pamięć, że miał przed sobą młodszego managera działu sprzedaży w Tesco. Młodszy manager, który stał się jeszcze bardziej arogancki i bezczelny niż zwykle. Mieszanka wybuchowa.
– Wszystkiego najlepszego, Daniel – powiedział Adam z wymuszonym uśmiechem. – Powodzenia na nowym stanowisku. Mam nadzieję, że tym razem nie wyleją cię tak szybko jak z Saturna. – Chociaż próbował, nie potrafił powstrzymać się przed złośliwościami. Zwłaszcza, że słyszał życzenia, jakie Daniel złożył Marysi. Musiał się odgryźć.
– Nie wylali mnie, tylko sam odszedłem... – warknął przez zaciśnięte zęby, czerwieniąc się lekko.
– Nie? Och, Magda mówiła coś innego, kiedy przyszła do nas zapłakana. Podobno o mało nie pobiłeś się z kierownikiem, bo... – Zmrużył oczy. – Jak to było? Nazwał cię tępym? Czy stwierdził, że jesteś tępy, skoro źle odebrałeś zamówienie i... hm, zwyzywałeś klienta? Czekaj, a dlaczego? Bo ten też nazwał cię tępym? To może w takim razie powinienem ci życzyć więcej rozumu na następny rok?
Cóż, to niewątpliwie Adam rozpoczął tę katastrofę, ale wciąż uważał, że wina leżała po stronie jego szwagra.
– Radziłbym ci się ode mnie odwalić, szwagier – warknął wtedy, a Adam do tej pory pamiętał jego szkarłatny rumieniec na policzkach. Głos drżał mu ze zdenerwowania i zaczął mówić głośniej niż zwykle. – Magda mówiła, co wyprawiasz w tym Krakowie. Dupa świerzbi, co? Że też Magda musi mieć takiego brata pedała. Wszyscy już we wsi wiedzą, nie martw się – dodał i uśmiechnął się złośliwie. – Nawet słyszałem co nieco o twojej przeszłości. Żeby tylko mama się nie dowiedziała...
Wtedy Adam mu przyłożył. Ewa i Marysia musiały go trzymać, żeby nie rzucił się na niego i nie pobił. Józia krzyczała, chcąc ich uspokoić, Magda krzyczała, broniąc męża, a ojciec wściekł się i o mało nie przewrócił choinki, kiedy próbował stanąć między nimi.
To były jedne z gorszych świąt, po których Adam długo nie chciał przyjeżdżać do domu. Te życzenia w porównaniu z poprzednimi były lakoniczne, ale przyjemnie neutralne. Dopiero później zauważył, jak jego mama i Magda odetchnęły z ulgą, gdy już od siebie odeszli.
Teraz przyszła kolej na złożenie życzeń ojcu. To nigdy nie należało do łatwych zadań, bo Józef też nie potrafił powstrzymać się przed złośliwościami. One zmieniały się w zależności od humoru i roku – czasami były wyjątkowo dotkliwe, innym razem tylko uroczo uszczypliwe.
– No synu, w zeszłym roku nie udało nam się dzielić opłatkiem, więc w tym musimy nadrobić zaległości. – Józef poklepał syna po ramieniu, wystawiając w jego stronę opłatek. – Życzę ci, chłopcze, zdrowia i sukcesów w pracy. Mam nadzieję, że...
– Przede wszystkim zdrowia, tato. – Adam spróbował ukryć niechęć za krzywym uśmiechem. Wiedział, co jego ojciec chciał powiedzieć. Odkąd cztery lata temu dowiedział się, że wychował syna geja, co święta życzył mu, żeby mu to w końcu przeszło. I co roku podchodził do tych życzeń z większym zirytowaniem, gdy okazało się, że i tym razem świąteczne życzenia się nie spełniły.
– Mhm, zdrowie to podstawa. Powinieneś uważać na siebie. – Spojrzał na palce syna, które trzymały opłatek.
– Jestem zdrowy, nie martw się – warknął Adam, nie kryjąc zirytowania. A miał cichą nadzieję, że tym razem obejdzie się bez żadnych głupich komentarzy!
– Tyle teraz się o tym mówi, po prostu chcę, żebyś na siebie uważał. Mężczyźni w naszej rodzinie zawsze byli silni. Żaden nie powinien zejść na jakąś niepoważną chorobę – dodał. Adam o mało nie parsknął śmiechem, słysząc, że wirus HIV został właśnie nazwany przez jego ojca niepoważną chorobą. Dobrze, że nie symulacją.
– Naprawdę się nie martw. Uważam na siebie. Nie każdy gej jest...
– Daniel! – Józef przerwał nagle synowi. – Jeszcze nie składaliśmy sobie życzeń, chodź tutaj no! – Odszedł od Adama do swojego zięcia, który chyba był równie niechętny do składaniu mu życzeń co wcześniej Adam.
– Synuś, cieszę się, że jesteś. – Matka Adama podeszła do niego i uśmiechnęła się ciepło, w taki sposób, że jej syn nie mógł nie odpowiedzieć tym samym.
– Wszystkiego najlepszego, mamo – rzucił i wyciągnął w jej stronę opłatek. – Przede wszystkim zdrowia.
– Tobie też. Zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. To... to dla nas nowa sytuacja, synuś, ale staramy się. Tata też – dodała, jakby wiedziała, czego mogła się spodziewać po swoim mężu.
– Tak, tata zawsze się stara, ale rzadko mu wychodzi. – Adam uśmiechnął się krzywo.
– Wiesz, jaki tata jest. – Westchnęła. – Powinieneś cieszyć, że cię zaakceptował i...
– O tak, skaczę z radości – warknął, ale kiedy zobaczył zranione spojrzenie matki, odpuścił. – Miejmy to już za sobą. Wszystkiego najlepszego, mamo.
– Adam?
– No co? – zapytał, myśląc, że matka znowu wróci do jakiegoś irytującego tematu, ale ona zamiast tego zapytała o coś innego.
– Jesteś szczęśliwy? Z Czarkiem, że tu przyjechaliście, że...
– Jestem szczęśliwy – odpowiedział jej poważnym tonem. – Ale czy będę szczęśliwy, że tu przyjechaliśmy, powiem ci dopiero po świętach.
*
Barszcz jak zwykle był dobry. Robiony z prawdziwym buraków, dobrze przyprawiony, mimo że nie gotowany na mięsie. Do wyboru mieli białą fasolę albo uszka z grzybami i kapustą. Siedzieli przy stole – eleganccy i uśmiechnięci, a Adam tylko czekał na to, aż zaczną rozmawiać.
Zaczęło się oczywiście niewinnie, można powiedzieć, że w angielskim stylu, bo od pogody.
– To całkiem przyjemne, że jest tak ciepło, prawda? – zaczęła pani domu.
– Nie trzeba tyle palić, zaoszczędzi się na gazie – poparł ją mąż.
– Ale przez to nie czuje się klimatu świąt! – zaprotestowała Maria. – Kiedyś to były zimy! Pamiętacie, jak musieliśmy odśnieżać podjazd?
– No i dzieciaki już nie mają tej radochy. – Magda spojrzała na swoje pociechy, które siedziały przy stole i chlapały biały obrus babci. – Aż by się chciało jutro wyjść i ulepić bałwana, albo porzucać się śnieżkami, co?
– Tak! – krzyknął Kevin, który na sam pomysł walki na śnieżki dostawał białej gorączki. Adam skrzywił się, ignorując dziecięcy wrzask radości. Na szczęście nie został ojcem chrzestnym żadnej z pociech siostry. Nigdy nie lubił dzieci, nie należał do tego typu osób, którzy marzyli o założeniu rodziny. On miał teraz wszystko, czego potrzebował – wymarzone mieszkanie, wymarzonego faceta i już mniej wymarzonego psa, który w pewien sposób zastępował mu dziecko.
– No wiecie, teraz to już i lata są cieplejsze i zimy łagodne – zaczął Józef i pokręcił głową. – Zaraz będziemy tu mieli jak na południu – dodał i spojrzał znacząco na Czarka, jakby zaraz oczekiwał relacji o stanie pogody z krajów śródziemnomorskich.
– Wiesz, drogi szwagrze, w końcu mamy ocieplenie klimatu. Lodowce topnieją, powiększa się dziura ozonowa... Klimat się zmienia. – Do rozmowy trąciła się siostra Józi, Teresa. Wykładała na jednym z katowickich uniwersytetów, była profesorką historii i odkąd Adam pamiętał, jeszcze nigdy nie zdarzyło się jej zgodzić z jego ojcem. Z czasem, gdy Adam dorastał, coraz bardziej zaczął rozumieć jej podejście do świata i nawet w kilku rodzinnych dyskusjach stanął po jej stronie. Kiedy wyjechał do Krakowa dotarło do niego, jak przestarzałe poglądy mieli jego rodzice.
– A tam ocieplenie klimatu! – Józef machnął ręką. – Wszystko się zmienia przez to cholerne ocieplenie klimatu. Unia tylko kary nakłada, a Tusk, ten... – zamilkł, gdy Józia spojrzała na niego ostro i syknęła:
– Józek, dzieci!
– Tusk podpisał jakieś umowy o zmniejszeniu spalania węglem... Tyle pieniędzy, a ci się w ekologię bawią! Na zachodzie mogą się bawić w takie rzeczy!
– Zamiast dbać o swój interes, oni grają tak, jak im ta pieprzona Unia powie! – warknął Daniel i jego żona od razu go poparła.
– Gdyby nie Unia, nie miałbyś tego, co masz teraz – wtrąciła się Klara, córka Teresy.
– Niby czego? Polska sama by sobie dała radę, nie potrzebujemy żadnej Unii! – Daniel zirytował się. – Ta Unia teraz tylko ciągnie nas za nos – dodał, a gdy coraz bardziej nakręcał się tym, co mówił, wplotło mu się w wypowiedź kilka soczystych słów.
– Danielku, ale nie przeklinaj – upomniała go teściowa.
– Tak, tak, przepraszam. No ale nie mam racji? – Mężczyzna spojrzał na teścia, który pokiwał głową.
– Dobrze, że ten rząd jest, jaki jest, ale niech tylko Unia nam każe sprowadzać tych uchodźców! Co to my jesteśmy, drugie Niemcy? Zrobią nam ciapaty cyrk i z domu będzie strach wychodzić!
– Ojciec, dajże spokój – warknęła Ewa, którą zawsze irytowało takie mówienie. – Typowe polskie myślenie, Polakom niech wszystko dają, ale jak mają dać innym, broń panie boże!
– Broń panie boże? A broń! – zirytował się ojciec. – Bo Polacy to przynajmniej nie robią takiego burdelu jak te Araby!
Adam zerknął na swojego chłopaka, który przysłuchiwał się całej rozmowie z uwagą, ale na razie milczał. Zaczynało się – jego rodzina rozkręcała się i wraz z kolejnymi butelkami alkoholu, będzie tylko lepiej. Oczywiście Czarek już wcześniej został ostrzeżony, ale Adam obawiał się, że dopiero na żywo zda sobie sprawę, co tak naprawdę znaczyły święta w jego rodzinie.
– Ci ludzie uciekają przed wojną! – Marysia pokręciła głową. – Dziwisz się, że próbują się u nas schronić?
– A ilu jest uchodźców ekonomicznych, co? Co to przyjechali po socjal. O, takiego! – powiedział Józef z gniewem i zademonstrował córkom gest Kozakiewicza. – Ja całe życie pracowałem uczciwie na ten dom i emeryturę, a tu przyjadą takie islamskie dziady, narobią dzieci i patrzcie ich!
– Nie kłóćcie się! – jęknęła Józia, kiedy zbierała już puste talerze po barszczu. Magda i Vanessa pomagały jej w tym. Reszta jedzenia znajdowała się już na stole, więc wystarczyło odnieść tylko talerze po zupie do kuchni. Józef zaczął rozlewać wszystkim po tradycyjnej Gorzkiej-Żołądkowej, chociaż jego żona kłóciła się, że w Wigilie nie powinni pić.
– A co będziemy nie pić, Józia! – żachnął się pan domu głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Spotykamy się tak rzadko, że z moimi dziećmi się nie napiję? I z szanowną szwagierką – powiedział i z ceremonialną powagą uniósł kierunek w stronę Teresy. – Twoje zdrowie, szwagierka! Żeby kolejna wigilia była w tym samym gronie.
– Albo w jeszcze większym, szwagier – odparła Teresa, uśmiechając się z rezygnacją, jakby wiedziała, że mąż jej siostry był jednostką niereformowalną – lepiej więc z nim pić, niż się kłócić.
– Czaruś, smakuje ci? – zapytała Józia, zerkając na gościa, któremu Adam nakładał teraz kapusty z grzybami. – Musisz spróbować wszystkich dwunastu potraw, żeby mieć szczęście w kolejnym roku.
– Wszystkich?
– Co do jednej! – poparła matkę Ewa i puściła mu oko. – Spalicie to później!
– Nie przy stole! – jęknął Daniel, który zrobił taką minę, jakby zaraz miał zwrócić barszcz z uszkami na karpia, jakiego właśnie nałożyła mu na talerz jego żona.
– Masz jakiś problem? – zapytała buńczucznie Ewa. Jej wojowniczy charakter ujawniał się zawsze w takich sytuacjach. Była uparta i nieprzejednana po ojcu, a za cel honoru obrała sobie obronę uciśnionych mniejszości. Adam spróbował ją kopnąć pod stołem, ale trafił na nogę Marysi, która spojrzała na niego z niezrozumieniem.
– Żadnego, ale nie lubię takich... – w tym momencie przeklął, nie mogąc się powstrzymać – komentarzy, jak jem. I jeszcze przy dzieciach.
Adam westchnął cicho, ignorując miny reszty, którzy spojrzeli na niego, jakby był w obowiązku się wtrącić. Już to przerabiał i nie chciał do tego wracać. Takie rozmowy do niczego nie prowadziły i wolał ich uniknąć przy Czarku, żeby jego chłopak jeszcze bardziej nie zraził się do jego rodziny. Niestety bliscy należeli do osób, które nie potrafiły sobie odpuścić.
– A co mają do tego dzieci, co? To jakieś zboczenie, że nie mogą tego słuchać? – zapytała Ewa.
– Ewuś, daj spokój – wtrąciła się niepewnie Józia, ale jej siostra jej przerwała.
– Dobrze mówi! Co niby w tym złego? Zamyka się dzieciom oczy na świat, bo jedne rzeczy są zboczeniami, a inne nie? – Teresa pokręciła głową. – Nikt nie rodzi się homofobem!
– Pani pozwoli, że będę sam decydował, jak wychowuję swoje dzieci! – warknął Daniel.
– W zakłamaniu? – zapytał nagle Czarek, wtrącając się do dyskusji. Miał spokojny, cichy głos, ale Adam i tak rzucił mu ostre spojrzenie. Miał się nie wdawać w żadne dyskusje, obiecał! Więcej – złożył obietnicę, bo inaczej by tutaj nie przyjechał.
– Zakłamanie to było wcześniej! – fuknął Józef, znowu pochylając się, żeby rozlać wódki. – Córcia, polej tam reszcie – rzucił, podając drugą butelkę Marysi.
– Niby kiedy wcześniej? – Czarek nie zrozumiał, więc Adam w końcu postanowił się wtrącić, korzystając z okazji, że jego ojciec był zbyt zajęty rozlewaniem alkoholu.
– Za czasów PO. – Uśmiechnął się ironicznie. – Teraz jest lepiej, bo rządzi PiS. Partia prawa i sprawiedliwa.
– Nie ironizuj, Adaś! – upomniała go matka. – Ojciec ma rację.
– Teraz dobrze, że wszystko zmieniają – wtrąciła się nagle matka Daniela. Miała drżący od starości głos, a gdy Adam na nią spojrzał, zobaczył jak przez grymas niezadowolenia, jej zmarszki się pogłębiły. – Teraz przynajmniej Ojciec Dyrektor ma coś do powiedzenia.
Z trudem powstrzymał się przed prychnięciem, słysząc to. Znał już poglądy tej kobiety, kilka razy miał wątpliwą przyjemność je słyszeć. Ewa kopnęła go pod stołem, widząc jego minę, a on zerknął na Czarka, który ukrył uśmiech za kieliszkiem wódki.
– To co, znowu zdrowie? – zapytał, a Józef ucieszył się, zapominając o temacie. – Za Adama i Ewę, w końcu mają dzisiaj imieniny. Dlatego, Józia, musimy wypić! Mam rację?
– Zdrowie! – Z entuzjazmem wychylili kolejny kieliszek, a rozgrzewający, gorzki płyn rozlał im się w przełyku, paląc nieprzyjemnie. Adam popił trochę kompotu. Po drugiej stronie stołu Maria skrzywiła się tak bardzo, że nie mógł się nie roześmiać. Jego młodsza siostra nigdy nie lubiła pić i robiła to bardzo rzadko, ale w Wigilie odpuszczała. W święta nawet największy abstynent pozwalał sobie na coś mocniejszego. Na trzeźwo trudno byłoby to wytrzymać.
Skończyli już drugie danie i mogli się odprężyć. Teraz przyszła pora na odpakowanie prezentów i desery. Pozwolili, żeby dzieci Magdy zajęły się rozdawaniem prezentów. Adam widział, jak jak jego rodzice starali się ukryć zadowolenie, kiedy odpakowali paczkę od nich. Razem z Czarkiem złożyli się na kuchenny sprzęt dla Józi, a jego chłopak kupił jej jeszcze jakieś brytfanki do ciasta. Ojcu dał drogi, skandynawski alkohol.
Najbardziej z prezentów cieszyły się oczywiście dzieci, chociaż Adam nie krył rozbawienia, gdy zobaczył ich rozczarowane miny, kiedy okazało się, że nie znalazły pod choinką tego, co oczekiwały – najnowszych Iphonów albo chociaż nowej konsoli do gry czy jakichś markowych butów. Józia tak się tym zmartwiła, że obiecała im dołożyć do drogich gadżetów.
– Rozpieszczacie ich – wtrąciła się Ewa. Ona podarowała siostrzeńcom jakieś książki, które teraz leżały w kącie.
– Każda moja koleżanka ma takie buty! – jęknęła Vanessa, czerwieniąc się ze złości.
– Obiecaliście kupić Iphona! – wrzasnął Kevin, któremu wyjątkowo nie spodobały się tegoroczne prezenty. – Nie kupowaliście mi nic przez cały rok!
– Kevin, uspokój się! – warknął Daniel. – Dostaniesz Iphona na urodziny, teraz...
– Ale obiecaliście! – Kevin nie odpuszczał. Stanął przed nimi i tupnął nogą. Adam posłał Czarkowi znaczący uśmiech.
Zawsze bawiły go dzieci Magdy. Jego siostra rozpieszczała je jak tylko mogła – ubierała modnie, kupowała najnowsze gadżety, posyłała na mnóstwo różnych zajęć pozalekcyjnych i próbowała z nich zrobić idealnych małych ludzi, którzy wyrosną na idealnych dorosłych. Zawsze miała duże marzenia, a skończyła przy boku wyżelowanego sympatyka Korwina.
– Dajcie spokój – odezwała się matka Daniela. – Powinniście być wdzięczni, że rodzice cokolwiek wam kupili. Za moich czasów, to czasami pod choinkę dostawało się po cukierku i cieszyliśmy się z tego, co mamy!
– Ale, babciu, wszystkie dziewczyny mają takie buty! – Vanessa o mało się nie popłakała na myśl o tym, że po feriach świątecznych pojawi się w szkole w starych trampkach.
– A mnie obiecali telefon! Poprzedni już nie działa!
– Dziadek wam kupi – rzucił Józef i wyciągnął rękę, żeby wnuki do niego przyszły. – No już, nie mazajcie się. Powiecie mi, co chcecie, dam rodzicom pieniądze i...
– Ale tato, to...
– Złożymy się wszyscy – zadecydował Józef, przytulając wnuki. Adam czasami im zazdrościł, bo jego nigdy tak nie rozpieszczali. Ojciec wymagał od niego zbyt wiele, Adam miał spełnić jego marzenia, których nie udało mu się zrealizować.
Kończyli już kolejną butelkę mocnej, swojskiej wódki i byli przyjemnie rozluźnieni. Adam prawie zapomniał o zagrożeniu (bo większość problematycznych tematów mieli już za sobą), rozluźnił się i pozwolił sobie na cichą rozmowę z Czarkiem, kiedy jego ojciec zaczął kolejny temat.
– Wiesz, Maryśka, widziałem ostatnio Tomka.
– No i co w związku z tym? – Marysia spojrzała na swojego ojca ze zniecierpliwieniem. Przy każdym spotkaniu Józef wspominał o dawnej miłości córki. Tomek stał się ulubieńcem ojca, kiedy Marysia chodziła z nim w liceum. Był szczerze zawiedziony tym, że z nim zerwała.
– No nic, tak ci mówię. Jak teraz już nie jesteś w tym zakonie, to... Może byś znowu się koło niego zakręciła?
– Nie jestem bąkiem, żeby się kręcić koło niego – warknęła Marysia, czerwieniąc się lekko.
– No już, nie obrażaj się! – Józef zacmokał. Był czerwony na twarzy, a jego spojrzenie stało się mętne. Pił najszybciej i najwięcej, alkohol zaczął już na niego działać. – Znalazłabyś sobie jakiegoś chłopa, a nie znowu bawiła w te swoje religie! Jak my cię wychowaliśmy? Ludzie gadają jak cholera! Nawet o Adamie mniej mówili! – dodał i spojrzał na syna krótko.
– Józek! – Jego żona jęknęła. Wiedziała, że takie będą konsekwencje picia pięćdziesięcioprocentowej wódki od sąsiada. Zawsze, gdy pojawiał się alkohol, ich kłótnie stawały się ostrzejsze, a ona pierwszy raz od lat chciała spędzić spokojną Wigilię. Jak widać z jej planów wyszły nici.
– No nie Józef, Józef... – żachnął się pan domu. – Kiedy jak nie w święta mogę ponarzekać na swoje dzieci? Nie dość, że ich prawie nie widuję, to jeszcze... Ech! – Machnął ręką, robiąc taką minę, jakby zaraz miał się rozpłakać. – Jedna córka starą panną zostanie, druga wystąpiła z zakonu, żeby być jakąś buddystką, syn zamiast do wojska, znalazł sobie chłopa, a najmłodsza... – Józef spojrzał na Daniela i zawiesił głos. Adam zdał sobie sprawę, że ojciec był już naprawdę pijany. Zdążyli pokłócić się już kilkakrotnie. O politykę, o poglądy, o aborcję, o Kościół, o podatki, o edukację, nawet o ludzi z ich wsi. A teraz przyszła kolej na kulminacyjny punkt wieczoru, na który Adam tylko czekał. Mina Czarka nie pozostawiała wątpliwości, że to była na pewno najbardziej niespokojna i nerwowa wigilia w jego życiu. Wyglądało na to, że jeszcze nie miał przyjemności słuchać tylu skrajnych poglądów w jednym miejscu. A najzabawniejsze, że cała rodzina święcie wierzyła w swoją rację.
– Józef, daj im spokój. – Teresa odchyliła się na krześle i poluzowała guzik w bluzce. Wszyscy najedli się tak, że najchętniej odpięliby paski spodni i przebrali się w coś wygodniejszego. Odpoczęli po męczącej kolacji.
– Tereska, no powiedz mi, dlaczego dziewczyny w ich wieku nie chcą sobie nikogo znaleźć? – Wskazał na Marysię i Ewę.
– Ojciec, ja już ci mówiłam czemu...
– Czemu? No niby czemu? – Józef zachmurzył się. – Bo jesteś jakąś tam feministką? Co mi tam do tej twojej pracy, a pracuj sobie gdzie chcesz, ale chcę w końcu widzieć jakiegoś chłopaka!
– Jak jakiś się pojawi, to na pewno go tutaj nie przyprowadzę – warknęła. – Od razu mnie zostawi, gdy was pozna.
– Córcia, no nie mów tak! – Józia zrobiła obrażoną minę. – Ojciec ma rację, całe życie sama być nie możesz!
– A to niby czemu? Jak mi dobrze samej. – Ewa wzruszyła ramionami. – Byłam w kilku związkach, a teraz jest tak jak powinno być.
– Jeszcze pomyślę, że jesteś jakąś lizbijką, jak twój brat! – fuknęła matka Daniela. – Bez rodziny teraz nie da się przeżyć!
Ewa westchnęła ciężko, czerwieniąc się lekko, ale co roku odbywali podobną rozmowę. Wystarczyło tylko poczekać, aż stracą zainteresowanie pierworodną i skupią uwagę na kolejnym dziecku. I tak się w końcu stało po kilku kolejnych komentarzach, na które już nie odpowiedziała. Teraz uwaga skupiła się na siedzącej obok niej Marii.
– Maryśka, a ty? – Józef coraz bardziej wchodził w swoją rolę, którą wszystkie jego dzieci nienawidziły, ale on uważał taką postawę za niezbędną. W końcu kto, jak nie ojciec, przywoła dzieci do porządku? A zdaniem Józefa było co przywoływać do porządku. Za jakie grzechy trafiły im się takie dzieci? – myślał wiele razy i nigdy nie znalazł dobrej odpowiedzi na to pytanie.
– Co ja? – Marysia westchnęła cierpiętniczo. – Nie, nie chcę się już spotykać z Tomkiem. Zresztą z tego co wiem, ma dziewczynę.
– Czyli jednak coś się nim interesujesz, córcia? – Józia uśmiechnęła się z nadzieją. – Słyszałam o tej jego dziewczynie, to podobno nic poważnego, Halinka mi tak mówiła. Wiesz, ta jego sąsiadka.
– Mamo! – Maria jęknęła. – Nie, nie wrócę tutaj. Z Tomkiem to skończona sprawa. Dlaczego tego nie rozumiecie? Poszłam do zakonu, bo nie chciałam z nim być, a wiem, że zmusilibyście mnie do ślubu.
– No i z tym zakonem nam tylko wstyd zrobiłaś! – fuknął Józef i znowu, tym razem już mniej pewną ręką, nalał sobie do kieliszka, przy okazji jeszcze rozlewając trochę.
– Szukałam ciągle swojej drogi! – obroniła się. – To takie dziwne? Teraz jestem już szczęśliwa. Zakon wiele mi pomógł.
– I przeszłaś na obcą wiarę! Taki wstyd! – westchnęła Józia, a matka Daniela ją poparła.
– Rodzie tak się starali, wszyscy się o ciebie martwią, kochanie. Znajomy ksiądz mówił mi o opętaniach. Na to trzeba uważać, bo diabeł właśnie w taki sposób lubi się zakradać do ludzi!
Adam parsknął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać i od razu dostał kuksańca od siedzącej obok niego Magdy.
– Opanuj się! – warknęła.
– No co ja mogę? – szepnął i udał, że ociera łzy. – Przecież wiesz, że to brednie.
– Nic jej nie opęta, Józia, już ty się o to nie martw! – rzuciła Teresa, stając w obronie siostrzenicy. – Jej prawo, nie musi wierzyć w to, co wy.
– Wychowaliśmy ją w wierze katolickiej, to powinna...
– A, pieprzysz, Józef. – Teresa machnęła ręką. – Nic nie powinna. Pokazaliście jej jakieś wartości, a ona i tak żyje lepiej niż niejeden z nas.
– Dzięki, ciociu – rzuciła Marysia, posyłając jej niepewny uśmiech. Teresa kiwnęła głową i sama nalała sobie kieliszka, po czym podała butelkę Czarkowi. – Polej i pijemy!
Józef powoli zaczynał mieć dość, gdy zaliczyli następną kolejkę. Oparł głowę o ręce. Był już cały czerwony na twarzy, ale machnął tylko ręką na prośby żony, żeby już odpuścił, bo na pewno miał wysokie ciśnienie.
– A tam ciśnienie, Józia! Ty nie masz takiego ciśnienia?! Pierwszy raz geja mamy pod dachem. Gdyby usłyszał o tym mój ojciec... W grobie się przewraca! – Pokręcił głową oburzony. Miał już bełkotliwy głos i najwyższa pora, żeby skończyli wigilię.
– Sami nas tutaj zaprosiliście! – Adam zaczerwienił się ze złości. Ojciec mógł mówić wiele rzeczy na niego, ale Czarka niech zostawi w spokoju.
– Bo matka chciała! A ja musiałem się zgodzić. Kto to widział, żeby mój jedyny syn zamiast żony, przyprowadził chłopa! – oburzył się.
– Józek, proszę cię! – Józia dotknęła jego ramienia, ale wyrwał się.
– Zostaw. – Spojrzał na nią gniewnie. – Gdyby ktoś kilka lat temu mi powiedział, że mój jedyny syn okaże się gejem... Ach! Takiego zboczeńca wychowaliśmy! A generałem miał zostać, do wojska iść jak dziadek! On tak cię kochał, jak byłeś mały.
– Ojciec – warknęła Ewa, czując się w obowiązku, żeby już się wtrącić. – Nie wyżywaj się na Adamie za swoje niepowodzenia. Nie nasza wina, że cię wyrzucili z wojska i nie zrobiłeś tam kariery – warknęła. Adam posłał jej pełen wdzięczności uśmiech.
– Ale Adam miał większy potencjał ode mnie! – Józef był nieugięty. – Takie możliwości miał! Wysportowany, inteligentny chłopak, a skończył...
– Przecież i tak pracuję w wojsku – warknął Adam zniecierpliwiony. – I nawet robię karierę.
– Ale w administracji! Co to administracja, księgowi i urzędnicy! – prychnął Józef. – Ty powinieneś dowodzić ludźmi! – dodał bełkotliwym, pijanym tonem i zakołysał się na krześle, a Józia złapała go, żeby nie spadł. – Zostaw mnie, zostaw. To twoja wina! – oburzył się. – Byłaś dla nich za miękka. Trochę więcej rygoru i teraz bylibyśmy dumni!
– A nie jesteś, ojciec? Wszyscy się sami utrzymujemy, robimy karierę, Magda ma rodzinę!
– Wszyscy powinniście mieć rodziny. Normalne rodziny, a nie żyć na kocie łapy i robić kariery w jakichś dziwnych zawodach!
– Józef, idź już spać. Zrób wszystkim tę przysługę! – warknęła Teresa i sama wstała. – Dobrze kochani, koniec tego dobrego. Jutro też jest dzień i czeka nas obiad.
– A, szwagierka, jeszcze nie ma dwunastej.
– Dla ciebie już jest, Józek! – powiedziała nagle Józia tak stanowczym głosem, że wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. – Odprowadzę cię do łóżka, a wy zacznijcie tutaj sprzątać – poleciła swoim dzieciom, pomagając Józefowi wstać.
Po pół godzinie sprzątnęli wszystko ze świątecznego stołu, Józef leżał już w swojej sypialni i jego głośne chrapanie przedzierało się przez cichy dźwięk kolęd, które wciąż leciały z radia. Nastrój po ostatniej kłótni był nieco napięty, ale w końcu zaczęli żartować między sobą i nawet Józia rzuciła kilka komentarzy na temat męża.
– Mam nadzieję, że jutro będzie miał kaca – szepnęła do swoich dzieci i mrugnęła. – Czaruś, smakowała ci kolacją? – zapytała, zwracając się do gościa.
– Była przepyszna. – Czarek uśmiechnął się swoim najlepszym uśmiechem. Mimo wszystko polubił mamę Adama i jego siostry.
– Mam nadzieję, że w przyszłym roku zobaczymy cię z Adasiem znowu. Ładnie razem wyglądacie.
– No nie wiem, mamo, czy przyjedziemy w przyszłym roku. Ojciec jak zwykle był w formie – wtrącił się Adam, zanim Czarek zdążył odpowiedzieć i pewnie potwierdzić ich obecność. Józia bywała bardzo pamiętliwa i już by im nie podarowała.
– Właśnie, Magda, w tym roku nie dostało się tylko tobie! – Ewa zaśmiała się. – Czyli 2017 należy do ciebie. Wiesz, Czarek, u nas to już tradycja. Niektórzy losują jakiegoś grosika w pierożkach albo inne rzeczy, a u nas będzie miał szczęście ten, komu nie dostanie się od ojca.
– To może w przyszłym roku padnie na nas? – zapytał Czarek z naiwnym uśmiechem.
*
– I jak podobała ci się wigilia?
Adam właśnie wrócił z łazienki, wykąpany i przebrany w piżamę. Czarek siedział na łóżku w jego dawnym pokoju i wyglądał absurdalnie. Jeszcze pięć lat temu, kiedy ktoś powiedziałby mu, że przyprowadzi do domu swojego chłopaka i że ten chłopak będzie oficjalnie spał w jego łóżku... Nie uwierzyłby.
– Przeżyliśmy. W jednym kawałku. – Czarek uniósł ręce i obrócił dłońmi, jakby szukał w nich ran.
– Tylko nie mów, że nie było tak źle, bo aż taki naiwny nie jestem. – Adam roześmiał się, odkładając swoje ubrania na krzesło. Nigdy nie lubił nocować w tym pokoju. Był mały, zimny i ciemny. Przypomniał sobie kłótnie z dzieciństwa, w których chciał zamienić się pokojami z siostrami. One miały nawet balkony!
– Nie było tak źle, jak to przedstawiałeś. – Czarek westchnął ciężko i poklepał miejsce obok siebie. Adam niestety nie zdążył usiąść obok niego, bo na łóżko wskoczył Rydzyk. – Kochanie, każda rodzina się kłóci.
– Ale chyba nie aż tak. Ojciec co roku robi nam takie pogadanki, co mu nie pasuje. – Wzruszył ramionami. – A matki nigdy nie umie nic z tym zrobić. Jeszcze ten cholerny Daniel...
– Może i ma inne poglądy, ale...
– No daj spokój, to pieprzony narodowiec!
– Nie denerwuj się. – Czarek roześmiał się. – Twoje siostry są świetne. Marysia jest taka, jak opowiadałeś.
Adam w końcu usiadł przy Czarku i objął go. Uśmiechnął się na samą myśl o wszystkich zboczonych rzeczach, które mogliby robić pod tym dachem. Jego ojciec, gdyby się o tym dowiedział, rozniósłby ich.
– Marysia jest świetna. Aż żałuję, że nie widzimy się z nią więcej, ale ona częściej wyjeżdża. Nie znam drugiej tak serdecznej osoby jak ona. Nawet się nie umywa do tych wszystkich pieprzonych księży – stwierdził, wtulając twarz w zagłębienie szyi Czarka. Podobał mu się jego zapach. Odprężał go, a teraz potrzebował rozluźnienia po całym wieczorze spędzonym w towarzystwie rodziny.
– Szkoda, że nie mogłem z nią dłużej porozmawiać.
– Jutro porozmawiasz. Bo... zostajemy jeszcze na obiedzie? – Adam wydał się niepewny.
– Przecież obiecałem twojej mamie, że pomogę jej w kuchni. – Czarek uśmiechnął się szeroko. – Wiesz, że jesteś do niej podobny?
– Tylko trochę! Do ojca też. – Adam zmarszczył nos, jakby ten fakt wcale mu się nie podobał.
– Też. – Czarek pocałował go w końcu i aż zamruczał w jego usta. Sama myśl, że mieliby to zrobić tutaj, podniecała go.
– Powiedz mi teraz coś miłego – wymruczał Adam między pocałunkami. Pociągnął go na łóżko, a Rydzyk pisnął i szybko z niego uciekł. Już wiedział, na co się szykuje, a nauczony doświadczeniem, wolał nie wchodzić im wtedy w drogę.
– Byłeś najseksowniejszy z nich wszystkich. No... może z wyjątkiem Daniela.
Adam roześmiał się i ugryzł Czarka w ucho.
– Zaraz cię do niego wyślę, żeby to on zrobił ci loda!
– Coś mi się wydaje, że nie miałbym wszystkich zębów, gdybym od niego wrócił. – Czarek zaczął go rozbierać. Byli najedzeni, wstawieni i zadowoleni. Bo wigilia nie skończyła się katastrofą.
Leżeli zmęczeni, przyciskając się do siebie. Łóżko Adama było naprawdę wąskie i chociaż Józia chciała ich przenieść, nie zgodzili się. Woleli spać sami w tym pokoju, niż w większym, z dzieciakami Magdy.
– Przeżyliśmy Wigilię, jeszcze Boże Narodzenie i będzie po wszystkim – stwierdził Czarek, masując leniwie plecy Adama, który prawie usypiał w jego ramionach. Cały czas zastanawiał się, czy ktoś usłyszał, jak się kochali.
– I później jeszcze sylwester.
– O właśnie, a co robimy w sylwestra?
– Impreza u Marka? – Adam uśmiechnął się na wspomnienie ich przyjaciela. Czarek parsknął śmiechem, słysząc tę propozycję.
– W tym roku Marek nie organizuje sylwestra, nie wybiera się na żadną imprezę i stwierdził, że spędzi ją sam w mieszkaniu razem ze swoimi kotami.
– Naprawdę? – Adam aż podniósł się i spojrzał na Czarka, żeby upewnić się, że ten go nie oszukiwał.
– Naprawdę. Ten facet staje się coraz dziwniejszy z każdym kolejnym rokiem.
– I z każdym kolejnym zerem na koncie.
Czarek roześmiał się tylko i pocałował Adama.
– Wesołych świąt.
– Wesołych, rodzinnych świąt, kochanie – życzył mu, nie mogąc powstrzymać się przed złośliwością.
Zobaczą, co przyniesie Boże Narodzenie.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
blask12345
Wyjadacz
Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 989
Przeczytał: 54 tematy
Pomógł: 18 razy Skąd: zewsząd
|
Wysłany: Wto 19:20, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
fajnie, że nowy tekst i autor za przeczytanie zabiorę się trochę później (na razie brak czasu....)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3172
Przeczytał: 88 tematów
Pomógł: 72 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 19:56, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
każdy nowy autor (Panie również) jest tu bardzo mile widziany. To miejsce dla wszystkich zainteresowanych tematyką gay, niezależnie od płci. A swoją drogą, panowie piszący, wstyd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
udibidi01
Wyjadacz
Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 21:10, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Pozdrawiam yake . Miło , że tu zdecydowałaś się opublikować tekst Ja coś nie mogę się wgryźć w Kotwicę i wyspę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mavcik
Adept
Dołączył: 15 Gru 2011
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Skierniewice
|
Wysłany: Wto 21:11, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Bardzo dobrze się czyta. Duża dawka śmiechu i pokazanie różnych poglądów (Prawie wszystkich) wśród Polaków. Choć mogłaś przedstawić te kłótnie o aborcje i resztę przynajmniej moim zdaniem . Czekam na kolejny odcinek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
udibidi01
Wyjadacz
Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 21:19, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Dla wszystkich zainteresowanych twórczością koleżanki , podam adres jej bloga : [link widoczny dla zalogowanych]
Szczególnie polecam "Rozdziały"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Verry
Debiutant
Dołączył: 06 Lip 2016
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy
|
Wysłany: Wto 22:22, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Cieszę się Panowie, że się Wam podobało I dziękuję za miłe przyjęcie. Później dodam jeszcze inne teksty, jeżeli macie ochotę poczytać. Z aborcją to dobry pomysł, może pomyślę o dodatku wielkanocnym Idealnie wpasuje się w temat jajek i jajeczek
Yake, fajnie Cię tu spotkać Czemu Ci KiW nie podchodzi? Jestem bardzo ciekawa Twojego zdania na temat tego opowiadania
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 22:52, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Verry wstaw tutaj Kopciucha!
Piotr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
udibidi01
Wyjadacz
Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 23:06, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
PIOTR KOPCIUCH TO CHYBA ROZDZIAŁY
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pisarek666
Moderator
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 23:28, 24 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Rozdziałami też nie pogardzę, chociaż czytałem już ze dwa lub trzy razy i są mi tym bliższe, że akcja rozgrywa się w Krakowie.. Ale Kopciuszek i Kolęda mnie zawsze niezwykle nastrajały.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
udibidi01
Wyjadacz
Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
|
Wysłany: Wto 23:54, 07 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
No i ja przeczytałem, fajne choć czasem leci utartym stereotypem, to jednak prowadzi do zabawnych spięć. Można pdosumować: "O to Polska właśnie"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez udibidi01 dnia Wto 23:55, 07 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|