|
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 23:49, 03 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
A ja już bym chciała koniec, co za dużo to niezdrowo.. co by później nie było jak z innymi tasiemcami, że autor zaniemoże, zapomni itd...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ciastek123
Dyskutant
Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Pon 0:22, 04 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
świetna część zresztą jak wszystkie pozostałe
Akcja się rozkręca , dobrze jest
Czekam na kolejną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bimax45
Wyjadacz
Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Skąd: Stare i ładne
|
Wysłany: Pon 17:13, 04 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
lotosKryś napisał: |
A ja już bym chciała koniec, co za dużo to niezdrowo.. co by później nie było jak z innymi tasiemcami, że autor zaniemoże, zapomni itd... |
Gwarantuję, że dotrwam do końca, a jak nie, to mnie powiesisz za ... no wiesz za co
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lotosKryś
Wyjadacz
Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pon 17:20, 04 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Nic nie jest pewne... prócz tego, że za... wiesz co, Cię nie powieszę. Ta...te części ciała zostawię Tomeczkowi - On lubi urywać
Cieszy mnie niezmiernie, że masz chęci (czego przydałoby się naszym pozostałym Panom więcej).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomeck
Wyjadacz
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Łódź
|
Wysłany: Wto 19:01, 05 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Znając Maćka to opowiadanie na pewno skończy
A co żeście się mnie tak uczepili z tym urywaniem
Do Jeleniej Góry nie pojechałem bo mi w ostatniej chwili trasę zmienili i Arkowi zwanego Vergiliusem znowu się upiekło bo Wrocław minąłem szerokim łukiem
Ale za to odwiedziłem Podhale i o 5 rano przy rozładunku to mało co sobie czegoś nie odmroziłem
A jutro znowu powtórka z rozrywki ale chyba zabiorę ze sobą jakieś futerko
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tomeck dnia Wto 19:03, 05 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vergilius
Admin
Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Wto 20:45, 05 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Oj Tomek, wydaje mi się że robisz wszystko by mnie nie odwiedzić!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomeck
Wyjadacz
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Łódź
|
Wysłany: Wto 22:08, 05 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Na piątek mi planują Jelenią Górę więc do Wrocka wpadam do Ciebie na weekend
Tylko znajdź mi miejsce na nocleg na mojego kolosa (mam na myśli Scanie)
Bo niestety jutro znowu Czarny Dunajec i mam nadzieje że nie pobłądzę znowu w tych małopolskich piżdiborach
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bimax45
Wyjadacz
Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Skąd: Stare i ładne
|
Wysłany: Czw 0:00, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Zabawa w podchody cz. 9.
Marcin zaprowadził nas do ciężarówki, wręczył niebieskie opaski i dopilnował, żebyśmy je założyli na prawe ramię. Po chwili Czarek przyniósł radiostację i noktowizor, a towarzyszący mu żołnierz, przytaszczył duży zaklejony karton. Zapakowaliśmy całe nasze wyposażenie, wsiedliśmy zajmując miejsca na bocznej ławce. Widziałem jak Czarek podawał Marcinowi grubą, dużą kopertę, domyślałem się, że są to mapy i rozkazy dla nas. Kiedy załadowali się pozostali z naszej niebieskiej grupy, żołnierze zamknęli tylną klapę i spuścili brezent. Siedzieliśmy w zupełnej ciemności, czując jak ruszamy w nieznane. Jechaliśmy bardzo długo, czas wlókł się niemiłosiernie, nie odzywaliśmy się, każdy pogrążony był myślami i nikt nie chciał okazać, że jest przestraszony. Ktoś zapalił latarkę, szukając czegoś w plecaku, spojrzałem po minach chłopaków, nie mieli radosnych. Widać było strach, który umiejętnie maskowali milczeniem. Mnie również nie było do śmiechu, nie miałem ochoty odzywać się, a w piersiach czułem jak mnie coś ciśnie. Miałem pietra i to niezłego, bo nie wiedziałem czego możemy się tam spodziewać. Wyczekiwałem aż wreszcie się zatrzymamy i wyjdziemy z tej cholernej ciężarówki, musiałem czekać dość długo, na jej zatrzymanie. Wreszcie usłyszeliśmy pisk hamulców, otwarto tylną klapę i żołnierz jadący z nami odrzucił plandekę brezentową na dach. Rozkazano, że wysiada drużyna piechoty, my pozostaliśmy dalej. Kiedy wysiedli, Paweł krzyknął im na otuchę.
- Trzymajcie się koledzy, nie dajcie się podejść.
- To wy się trzymajcie i dobrze zajmujcie punkty, wtedy wygramy.
Odkrzyknęli w naszą stronę. Zamknięto tylną klapę a żołnierz pociągną brezent z dachu, który opadł pogrążając nas w ciemności. Ruszyliśmy dalej jadąc chyba po polnych drogach, bo nas nieźle rzucało w środku, z trudem utrzymywaliśmy się na ławce. Czekałem, żeby usłyszeć ten pisk hamulców, i kiedy do moich uszu dotarł ten dźwięk, byłem szczęśliwy, że wreszcie jesteśmy na miejscu. Wyskoczyliśmy z ciężarówki rozglądając się bacznie dookoła. Widziałem wokół tylko czarny las i przecinkę po której przyjechaliśmy. Popatrzyłem na twarze pozostałych, rozglądali się, próbując wypatrzeć wszystko co otaczało nas. Sytuacja nie była wesoła, bałem się jak cholera. Nie wiedziałem od czego zacząć, co robić w pierwszej kolejności. Nasza ciężarówka wykręciła na maleńkiej polance obok i kierowała się drogą polną. Przez otwartą szybę, kierowca krzyknął do nas.
- Chłopaki, powodzenia.
Machnąłem mu ręką, gdyż nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Marcin widział naszą bezradność, popatrzył i powiedział.
- No głowa do góry. Przepakujcie ten karton do swoich plecaków. A tu macie kopertę z mapą i rozkazami. Daje ją Bartkowi bo chyba on dalej jest waszym dowódcą?.
Pozostali skinęli głowami na znak, że tak jest i zabrali się do rozrywania kartonu i przepakowywania jego zawartości do plecaków. W kartonie był prowiant suchy, manierki z wodą i apteczka w torbie na pasku oraz lornetka. Kiedy to wszystko upchaliśmy do swoich plecaków, usiedliśmy na trawie, blisko siebie. Musieliśmy odczytać rozkazy, przejrzeć i zorientować mapę oraz ustalić strategie działania. Rozerwałem kopertę i wyjąłem z niej mapnik oraz folię z rozkazami. Mapnik odłożyłem na ziemię, zajmując się czytaniem rozkazów.
- No i co? – zapytał zniecierpliwiony Paweł.
- Poczekaj bo na razie nic z tego nie kumam – odpowiedziałem zirytowany.
- Daj odczytam na głos, Michał świeć tutaj – wziął kartę z moich rąk i zaczął czytać głośno.
Kiedy skończył zapanowała cisza.
- Paweł, jeszcze raz wolno – powiedziałem.
- Ok, robi się – odrzekł i zaczął czytać od początku bardzo wolno.
Po woli docierało do nas wszystko co było napisane w rozkazie. Nasz kryptonim to „gęś”, sztab to „ gniazdo”, meldunki tak jak mówiono wcześniej mamy składać co godzinę lub w godzinach wyznaczonych przez sztab, przydzielono nam określoną częstotliwość. Pierwsze zadanie to zdobycie i utrzymanie obiektu do którego podano namiary kwadratów na mapie. Obiekt musimy przejąć przed godziną szóstą i utrzymać do dwunastej w południe.
- To na razie wystarczy – przerwałem czytanie Pawłowi.
Podniosłem mapę z ziemi i rozłożyłem ją. Na mapie zaznaczone było miejsce w którym się znajdujemy. Poszukałem kwadratu podanego w rozkazie. Zdjąłem kompas z linijką, który miałem zawieszony na szyi, zabrałem się za orientowanie mapy, a później za przeliczenie liczby kilometrów do pierwszego celu. Spojrzałem na zegarek, była godzina druga.
- Kurwa to piętnaście kilometrów – syknąłem wściekły.
Marcin siedział obok, przyglądając się nam bacznie.
- Nie zapominajcie o meldunkach – powiedział, pokazując zegarek.
- Paweł, biegiem odpalaj tą pierdoloną radiostację – krzyknąłem.
Paweł zabrał się do uruchamiania radiostacji. Po chwili zaczął bluźnić i walić pięścią w obudowę.
- Ja pierdolę, co za złom – darł się Paweł.
Tomek podskoczył do niego i próbował mu pomóc.
- Co jest kurwa, dawać to gówno - wrzasnąłem.
- To gówno nie chce chodzić – wściekał się Paweł.
Podskoczył do nich Michał i w trójkę próbowali uruchomić radiostację. Po dłuższej chwili usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk sprzężenia, świadczący, że urządzenie zadziałało. Wywołałem sztab i przekazałem meldunek. Poproszono obserwatora, Marcin potwierdził wszystko i zakończył połączenie.
- Wyznaczamy trasę, podrywamy dupy, bo nie ma czasu – rozkazałem.
Wyznaczyliśmy trasę, zapamiętując poszczególne rozwidlenia dróg, założyliśmy plecaki zabraliśmy sprzęt i ruszyliśmy w kierunku, który wyznaczała mapa. Poruszaliśmy się dość szybko, zdając sobie sprawę, że mamy mało czasu a niedługo będzie świtać i będziemy musieli wtedy bardziej się ukrywać. Dochodziliśmy do końca tego wielkiego lasu, na dworze zaczęło się przejaśniać. To nasze tempo odczuwaliśmy w nogach, zwłaszcza, że nasz ekwipunek trochę ważył.
- Odpoczywamy tutaj krótką chwilę, pochowajcie się za te krzaki – powiedziałem wskazując zarośla.
- No wreszcie, już mi kurwa, nogi w dupę wchodzą – jęknął Paweł, rzucając się na trawę.
- Michał ci ją nieźle przeorał – powiedziałem rozbawiony.
- Nie przeorał, nie przeorał, myśmy tylko spali, głodnemu chleb na myśli – złośliwie odpowiedział Michał.
- Bartek, bo zaraz ja tobie przeoram, zobaczmy jak będziesz dalej szedł – żachnął się Paweł.
- Zamknijcie się i odpoczywajcie i oszczędzać wodę – głośno powiedział Tomek.
Marcin patrzył na nas zdumiony, nie mogłem odszyfrować jego myśli, ale minę miał bardzo dziwną. Była pora nadania meldunku, co uczyniłem podając kwadrat w którym się znajdujemy. Marcin potwierdzał wszystko co powiedziałem, nie słyszałem, żeby cokolwiek innego mówił, wolałem go śledzić, bo nie byłem pewny jego osoby. Rozłożyłem mapę chcąc ustalić dalszą drogę.
- Jest już jasno więc musimy przebijać się pod osłoną zarośli i lasów, jak będzie potrzeba pójdziemy rowami – powiedziałem, pokazując drogę na mapie.
- Ale to ze dwa kilometry więcej – odpowiedział Paweł.
- A masz inny pomysł? – zapytałem złośliwie.
- No nie mam, dobra zapierdalamy panowie – odrzekł Paweł.
Ruszyliśmy z kopyta, kierowaliśmy się w zarośla i małe zagajniki. Naddawaliśmy mocno drogi, ale była to za to droga w miarę bezpieczna. Praktycznie obiekt obejdziemy z drugiej strony, skąd na pewno się nas nie spodziewają. Miałem wątpliwości czy powinniśmy podawać prawdziwe dane odnośnie naszej pozycji, przecież druga strona mogła podsłuchiwać. Miałem przeczucie, że Czarek mógł wywinąć nam jakiś numer, nie miałem do niego zaufania. Byliśmy w małym zagajniku z którego w oddali widać było gospodarstwo rolne, które mieliśmy zająć. Była godzina piąta, musiałem nadać meldunek. Paweł uruchomił radiostację, wywołałem sztab i podałem im pozycję inną niż byliśmy. Widziałem, jak Marcin patrzył na mnie, zorientował się od razu, że kłamię. Poproszono obserwatora, wziął słuchawkę i mikrofon, spojrzał na mnie wzrokiem, który uśmiercał od razu. Wiedziałem, że przegrałem tą rozgrywkę, czekałem jak skazaniec na ścięcie. W mojej głowie malował się ostry topór nad moją szyją, słuchałem jak wyroku słów Marcina. Zbaraniałem zupełnie, Marcin potwierdził mój komunikat. Wzrok utkwiłem w nim a usta otworzyły się, próbując złapać oddech. On skończył, wyłączył radiostację, złapał mnie za kark i pociągnął w głąb zagajnika. Popchnął mnie i zatrzymałem się przywierając plecami do drzewa.
- Co odpierdalasz cwaniaczku? – ostro wycedził Marcin.
Postanowiłem być szczery i wyznać wszystko, może to spowoduje, że on będzie po naszej stronie. Opowiedziałem, o tym co zrobił mi Czarek i dlaczego podejrzewam, że będzie chciał nam zrobić jakieś świństwo. Słuchał uważnie, jego wzrok zmieniał się, nie widziałem w jego oczach złości.
- Cwany jesteś, tylko co ja z tego będę miał? – zapytał.
- A co chcesz, mam ci obciągnąć, czy co? – spytałem zażenowany.
- Na głowę upadłeś, ja nie jestem gejem – odrzekł z uśmiechem.
- Jak to, a wtedy? Myślałem… – wybąkałem zdziwiony.
- To było dla jaj, ja z tym nie mam problemu, żeby pomóc zwalić, w akademiku robi się różne głupie rzeczy – śmiał się.
Poczułem ulgę a jednocześnie miałem bardzo głupią minę, zauważył, wzbudziło to u niego jeszcze większą salwę śmiechu. Po chwili opanował się.
- Wy jesteście gejami?
- Ja i Tomek, tak, Paweł chyba nie, a może jest bi, Michał na pewno hetero – odpowiedziałem zawstydzony.
- Mi to nie przeszkadza, ale fajna z was paczka – stwierdził.
- No to jak będzie – spytałem.
- Pomogę wam, ale bez przeginania, znasz zasady i wiesz jak traktować obserwatora – odrzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Wiem też jaką siłą dysponuje obserwator, przekonałem się o tym – potwierdziłem jego słowa.
- Fajny jesteś gówniarzu, nawet cię lubię, ale nie wykorzystasz tego, ni chu, chu – powiedział puszczając mi perskie oczko.
Wróciliśmy do chłopaków, patrzyli na nas trochę zdziwieni, czekali na wyjaśnienie co się stało. Marcin uśmiechnął się, a ja wydałem polecenie.
- Zbieramy się nie ma czasu, spodziewają się nas o szóstej, więc będą zaskoczeni jak będziemy wcześniej. Tomek dawaj plan tego obiektu, co tam było z tyłu?
- Z tyłu jest polanka albo pastwisko, dochodzące do zagajnika, jest to dobre miejsce, żeby stamtąd ich zajść – odpowiedział.
- No to w drogę, pochylamy się bardzo mocno nie wychodzimy poza zarośla – wyrzuciłem z siebie, zakładając plecak.
Okrążaliśmy gospodarstwo pod osłoną zagajnika, znaleźliśmy się z tyłu stodoły. Przez lornetkę obejrzałem dokładnie obiekt. Nie byliśmy widzialni z tej strony, przed nami było tylne wejście do stodoły skąd już w łatwy sposób mogliśmy zająć cały obiekt. Zatrzymaliśmy się przy końcu zagajnika. Przed nami tylko puste pole, które okazało się miejscem wybiegu ptactwa domowego, było trochę błotniste no i pełne odchodów.
- Ja pierdolę, przecież musimy się czołgać w tym gównie – powiedział załamany Michał.
- Musimy się czołgać – odrzekłem równie załamany.
Położyliśmy się na ziemi, czołgaliśmy się w kierunku stodoły. Czuliśmy fetor kurzych kup, pomieszanych z błotem w którym nasze ciała przesuwały się. Było to totalne babranie się w gównie, które przyległo do naszych bluz i spodni. Nasze ręce po chwili były całe wypaprane tą śmierdzącą mazią. Widziałem po naszych minach, że każdemu zbierało się na wymioty. Dotarliśmy do stodoły, ustawiliśmy się przy wrotach by w jednej chwili wpaść do środka. W środku na słomie siedziało czterech czerwonych piechurów, właśnie jedli śniadanie. Zostali zupełnie zaskoczeni, a po chwili kiedy poczuli od nas ten odór, zaczęło cofać im się to co jedli. Ich obserwator ogłosił, że oddział został wyeliminowany. Odsunęli się od nas nie chcąc wąchać naszego smrodu, zabrali swój ekwipunek i udali się na punkt zborny. Postanowiliśmy dokładnie zlustrować gospodarstwo, posprawdzać co jest zamknięte a co otwarte i skąd można obserwować okolicę. Najlepszym punktem obserwacyjnym była stodoła, zwłaszcza góra, gdzie znajdowała się półka na siano. Smród który towarzyszył nam od chwili czołgania, przeszkadzał nam bardzo, trzeba było się zająć tym problemem. Zdjęliśmy bluzy i spodnie, pozostając w samej bieliźnie. Paweł pobiegł do studni po wodę, Michał w tym czasie znalazł jakąś starą balię w której przepłukaliśmy nasze mundury, wywieszając je na słońcu pod budynkiem mieszkalnym. Wymieniliśmy wodę i sami ochlapaliśmy się w niej, pozbywając się tego uciążliwego zapachu. Przyszedł czas na meldunek, z nieukrywaną dumą zameldowałem o zdobyciu pierwszego punktu strategicznego, co potwierdził Marcin, poinformowano nas, że następny meldunek mamy przekazać o dwunastej. Teraz mogliśmy zająć się śniadaniem ale ustaliliśmy, że cały czas będzie ktoś na warcie, na górze stodoły. Pierwszy poszedł Michał, wziął lornetkę i zajął stanowisko, dokładnie obserwował co dzieje się dookoła.
- Słuchajcie, dwóch niech śpi, a dwóch obserwuje, jeden na górze drugi na dole, mamy utrzymać ten obiekt do dwunastej, czyli można się spodziewać, że ktoś go będzie chciał odbić. A jednocześnie mamy później następne zadania, więc żebyśmy nie wymiękli to musimy nabrać sił – oznajmiłem wszystkim.
- Ok, Michał jest na górze ja biorę dół a wy się zdrzemnijcie, za dwie godziny zmiana – powiedział Paweł.
Położyliśmy się na słomie na której rozłożyliśmy koc, przykryliśmy się drugim odpiętym od plecaka. Przy nas położył się Marcin.
- Uważaj, żebyśmy cię nie zgwałcili – zażartowałem.
- Dam wam obu radę – odrzekł z uśmiechem.
Zasnęliśmy kojąc nasze zmęczenie, zapach słomy i siana spowodował, że spało nam się bardzo dobrze. Z tego słodkiego snu wyrwał nas Paweł, szarpiący nasze barki.
- Wstawać, kolej na was. – powiedział.
Wstaliśmy, w naszych włosach i na naszych ciałach przyczepiły się małe kawałki słomy. Wyglądaliśmy dość komicznie. Na naszym legowisku wyłożyli się teraz Paweł z Michałem. Marcin już nie spał, leżał sobie wpatrując się w nas, zastanawiałem się, co sobie myśli. Tomek wspiął się na górę stodoły a ja pozostałem na dole. Sprawdziłem nasze mundury, na dworze było dość ciepło i słońce świeciło akurat na nie, więc były prawie suche. Pozbierałem wszystkie, żeby nie zdradzały naszej obecności w tym obiekcie. Rozwiesiłem wewnątrz stodoły, w stodole było duszno więc na pewno zaraz wyschną. Mój żołądek upomniał się o swoje, zająłem się jedzeniem, podałem prowiant Tomkowi i Marcinowi. Zamarzyłem o kawie, pomyślałem, że może zagadać z gospodarzami. Wiedziałem, że są uprzedzeni o naszej grze wojennej i nie będą przeszkadzać. Zdecydowałem zajść do nich. Byli to bardzo mili staruszkowie, którzy bardzo chętnie zrobili nam pięć kaw, pogawędziliśmy przy okazji o naszej zabawie w podchody. Obudziłem Pawła i Michała, kiedy wyczuli aromat kawy zagwizdali z podziwu, delektowaliśmy się wspaniałym smakiem kawy parzonej. Nikomu już nie chciało się spać więc czuwaliśmy razem. Około godziny jedenastej Michał, który siedział na górze, cicho krzyknął do nas.
- Chłopaki, chyba zwiad czerwony się zbliża od południa.
- Ilu ich jest – szybko zapytałem.
- Poczekaj, chwila… jest ich czterech i obserwator – odrzekł Michał.
- Chować wszystko, żeby nie było widać, że tu byliśmy – rozkazałem.
Pochowaliśmy cały nasz ekwipunek, przykrywając go słomą. Weszliśmy na górę i nakryliśmy się sianem. Wstrzymaliśmy oddech, oczekując wejścia zwiadowców z grupy czerwonej. Usłyszeliśmy delikatne otwieranie wrót stodoły. Przez siano widzieliśmy jak wślizgnął się pierwszy zwiadowca, rozejrzał się i krzyknął do pozostałych, że tu nikogo nie ma. Wrota rozwarły się szeroko a do środka weszli pozostali. O to nam chodziło, odrzuciliśmy w ich kierunku siano wykrzykując.
- No to już po was!
Zwiadowcy czerwoni, byli rozżaleni, że tak łatwo dali się zaskoczyć. Ich obserwator ogłosił wyeliminowanie zwiadu czerwonego. Ze skwaszonymi minami udali się w tym samym kierunku co piechurzy rano, czyli na punkt zborny.
Nasza radość była olbrzymia, mogliśmy teraz szaleć, wiedzieliśmy, że zadanie zostało wykonane i do dwunastej nikt już nie będzie nas atakował. Kiedy mój zegarek pokazał południe, zacząłem nadawać meldunek. Potwierdzono pierwsze zwycięstwo naszego zespołu. Rozłożyłem mapę i rozkazy, zaczęliśmy analizować drugi cel. Obliczyłem odległość do tego punktu i wyszło mi jakieś dwanaście kilometrów, Naszym zadaniem było zdobycie tego celu do godziny osiemnastej i utrzymanie go do północy. Nie było to takie proste, było południe, słońce grzało niemiłosiernie a my obładowani ekwipunkiem, mamy do pokonania dwanaście kilometrów w tym słońcu. W dodatku trasa biegła przez dość dużą równinę niezalesioną na której na pewno czekała na nas zasadzka, więc trzeba było ją obejść, a to dawało dodatkowo jakieś trzy kilometry. Moją uwagę zwróciło małe jeziorko ukryte w lesie na drodze naszego obejścia. Wpadłem na pomysł, żeby wykąpać się w nim, co zapewni nam ulgę w tym marszu. Uzgodniliśmy całą trasę, zabraliśmy nasz ekwipunek i ruszyliśmy w dalszą drogę. Oddałem szklanki i bardzo podziękowałem tym miłym starszym ludziom, którzy byli bardzo zaaferowani naszą zabawą, życzyli nam dużo szczęścia i wygranej. Maszerowaliśmy dość szybko, pot leciał nam po dupie. Meldunek mięliśmy złożyć dopiero o osiemnastej, więc nie musiałem kłamać o naszej pozycji. Zmordowani i przepoceni dotarliśmy do jeziorka. Zobaczyłem bajkowy krajobraz, małe jeziorko z krystalicznie czystą wodą po środku gęstego lasu. Rzuciliśmy nasze plecaki, rozebraliśmy się ze wszystkiego i nadzy wchodziliśmy do tej zimnej wody. Marcin ociągał się ale po chwili też zrzucił z siebie wszystko, a pozostali bacznie obserwowali jego nagą sylwetkę. Chyba odczuł te oczy lustrujące jego ciało.
- No co napatrzeliście się? jeszcze brakuje, żeby komuś stanął – zaśmiał się.
- Jest na co popatrzeć – parsknął Paweł.
- My już siebie znamy, więc ty jesteś nowym kąskiem, który trzeba ocenić – śmiał się Michał.
- I jaka ocena? – zapytał zalotnie.
- Fujarę masz fajną, klata dobrze wyrobiona a pośladki soczyste – żartobliwie powiedział Tomek.
Marcin chyba nie spodziewał się takiej oceny, widziałem jak poczerwieniał na twarzy. Widząc jego zmieszaną minę, opanował nas pusty śmiech. Patrzył zdumiony jak rechoczemy z niego, po chwili zaczął uderzać dłońmi w wodę chlapiąc nas. Rozpoczęła się ogólna wariacja pięciu nagusów, którzy dopadli do zimnej wody. Kiedy już ochłodziliśmy się cali, wyszliśmy na brzeg kładąc się na kocach. Widok był fantastyczny, pięciu nagich facetów leżało na plecach przy baśniowym jeziorku, wypinając w górę swoje penisy, a ich ciała smagały promienie słoneczne, przedostające się przez konary drzew. Sielanka jednak nie mogła trwać długo, przed nami było zadanie do wykonania. Wstałem poganiając innych do zbierania się. Spojrzałem kątem oka na Marcina, widać było, że jego penis znacznie zwiększył swoją wielkość. Czyżby podniecił się naszą golizną? Plecaki znalazły się już na naszych barkach i maszerowaliśmy dalej. Zimna kąpiel wpłynęła na naszą kondycje, dość szybko obeszliśmy dużą równinę, na której spodziewaliśmy się zasadzki.. Nie ryzykowaliśmy, żeby eliminować tych ewentualnych zasadzających się na nas. Zmierzaliśmy do wyznaczonego kwadratu, żeby zająć obiekt. Była siedemnasta, kiedy znaleźliśmy się na skraju młodnika, skąd było widać gospodarstwo, które mamy zająć. Położyliśmy się na ziemi ukrywając nasze postacie za gęstymi krzewami.
- Tomek dawaj szkic tego obiektu – powiedziałem.
- Robi się – odrzekł.
- Michał bierz lornetkę i wypatruj, czy coś się tam rusza – rozkazałem.
Gospodarstwo składało się z parterowego budynku mieszkalnego, murowanej obory połączonej ze stodołą oraz szopy drewnianej. Po piętnastu minutach stałej obserwacji Michał nie zauważył żadnego ruchu.
- Kurwa, nie wiadomo, gdzie oni się schowali – wściekał się Michał.
- Goni nas czas, musimy wywęszyć, gdzie siedzą inaczej już po nas – stwierdziłem.
Po dłuższej chwili, Michał cicho wykrzyknął.
- Mam ich, jeden leci do wychodka, są w tej drewnianej szopie.
- Ja pierdolę jak ich wykurzyć? – syknąłem wkurzony.
- Gówno – powiedział Paweł.
- Wiem, że gówniana sytuacja – odrzekłem wkurzony.
- Gównem ich wykurzymy – stwierdził z dumą.
Spojrzałem zdziwiony, Paweł wyjaśnił nam swój plan. Musimy zakraść się do obory, nabrać gnojówki do manierki, podkraść się do szopy i wlać gnojówkę przez szpary. Plan faktycznie wydawał się genialny a jednocześnie bardzo zabawny. Z szopy nie mieli widoczności na oborę, więc mogliśmy podejść od tyłu i bez problemu do niej wejść a potem dostać się pod szopę. Przystąpiliśmy do realizacji naszego chytrego, gównianego planu…
Koniec części dziewiątej.
Opowiadanie dostępne na Chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Orel89
Debiutant
Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 14:06, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kolejna część super
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
inny-91
Dyskutant
Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Czw 17:28, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
czyżby sie szykował grupowy sex:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ciastek123
Dyskutant
Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Czw 19:47, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze kolejna świetna część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
chomiccerro
Dyskutant
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Poznań
|
Wysłany: Czw 21:44, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kurcze no, w gównianym momencie się nie przerywa, tak nie można
Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie i śmiało mogę stwierdzić, że jest jednym z najlepszych jakie czytałem.
Pozdrawiam, Bartek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bimax45
Wyjadacz
Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Skąd: Stare i ładne
|
Wysłany: Czw 22:11, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Bartek
Musi być trochę adrenaliny.
Mam nadzieję, że mi wybaczysz?
inny-91
A któż nie marzy o fajnym grupowym .....
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
chomiccerro
Dyskutant
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Poznań
|
Wysłany: Czw 22:26, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Maćku, pisz dalej tak dobrze jak piszesz a będę w stanie wiele Tobie wybaczyć
Pozdrawia, "zaadrenalinowany" Bartek
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez chomiccerro dnia Czw 22:27, 07 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
3miastomlody
Dyskutant
Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Pią 8:55, 08 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
ale grupowy nie zastąpię trójkąta ?? ZAJEBISTE
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|